|
|
|||||||||||||
|
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Kategoria:
Muzyka
Ilość torrentów:
23,520
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Dwa świetne koncerty legendarnych Varukers ze złotych czasów punka – 1983 i z 1986 roku Gig recordings from punk legends THE VARUKERS!!!! ..::TRACK-LIST::.. ..::OBSADA::.. London 100 Club, November '83: 1. Dance Til' You're Dead 2:29 2. The End Is Nigh 1:45 3. Good Time Girls 2:12 4. Die For Your Government 1:55 5. No Masters - No Slaves 1:28 6. I Don't Wanna Be A Victim 1:48 7. All Systems Fail 1:57 8. Led To The Slaughter 2:30 9. Soldier Boy 1:29 10. Don't Conform 1:12 11. United We Stand 2:24 12. Protest To Survive 1:48 Rat - vocals Damien Thompson - Guitar Andy Baker - drums Brik - bass Gateshead Bensham Working Mens Club, July '86: 13. Who Pays? 1:33 14. In South Africa 2:47 15. Die For Your Government 2:00 16. Neglected 1:31 17. Protect Not Dissect 2:18 18. No Escape 1:24 19. Persistent Resistance 2:51 20. Deadly Games 1:36 21. Animal's An Animal 2:08 22. A Lesson We Must Never Forget 2:49 23. One Struggle - One Fight 1:54 Rat - vocals Paul Miles - guitar Graham Keer - bass Warren - drums https://www.youtube.com/watch?v=wALcd6YYugM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 17:04:38
Rozmiar: 287.87 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z muzyką krakowskiego Hipgnosis. Do redakcji czasopisma, w którym wówczas pracowałem, przyszła płyta "Sky is the Limit", a że wszelakie progresywne dźwięki trafiały do mnie niemal z automatu i tym razem to ja miałem zrecenzować wspomniany album. Widząc nazwę zespołu, pomyślałem sobie szyderczo: No tak, kolejny młody zespół zafascynowany Pink Floyd. Gdy jednak płyta trafiła do odtwarzacza, stopniowo szyderczy uśmiech zmieniał się w wyraz zachwytu. Zwłaszcza, że grupa mocno korzystała z elektronicznego instrumentarium (elektroniczna perkusja, syntezatory gitarowe…), co bardzo odpowiadało moim dźwiękowym fascynacjom. Najważniejsza jednak była sama muzyka. A ta wciągnęła mnie bez reszty. I dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że za pseudonimami kryją się muzycy, których debiutantami trudno byłoby nazwać. Reasumując ten przydługi wstęp, od tego czasu stałem się bacznym obserwatorem działań zespołu Sławka Ziemisławskiego, a nawet jego fanem. Dlatego na ten wyjątkowo długo wyczekiwany trzeci album czekałem z wielką niecierpliwością. Ale w końcu jest! "Valley of the Kings" to naprawdę pokaźna dawka muzyki, która wypełnia ten dwupłytowy album! Jak napisał na stronie sam zespół, to kolejna spójna opowieść, tym razem o życiu człowieka od narodzin do... no właśnie, dokąd? Do śmierci czy jednak dłużej...? A może zależy to tylko od tego, w co wierzymy? Zacznę może od końca, czyli najważniejszej kompozycji na tej płycie. Dwuczęściowej suicie "Traveller". Trwająca jedenaście minut część pierwsza zaczyna się od kosmicznie elektronicznych dźwięków, których nie powstydziłby się Gary Numan czy inni ambitniejsi, post-noworomantyczni artyści. To jednak tylko zaproszeni do niezwykłego, bardzo różnorodnego i niepokojącego dźwiękowego świata Hipgnosis. Intrygujący głos KUL (w cywilu Anny Batko, którą pamiętam jeszcze z lat dziewięćdziesiątych i występów w równie interesującej grupie Albion), jeszcze bardziej potęguje ten mroczny nastrój. Po chwili zaczyna się jednak instrumentalne szaleństwo, niczym połączenie el-muzycznej awangardy z prog-rockową mocą, którą pięknie dopełnia głos. Pod koniec pojawia się nieco gotyzujący nastrój, który mi kojarzy się z muzyką, jaką w swoich pamiętnych audycjach prezentował nieodżałowany Tomek Beksiński. Emocje aż rozsadzają słuchacza. A to przecież tylko ta krótsza część utworu Traveller. Ta druga trwa ponad 44 minuty! To jeden z takich utworów, przy słuchaniu którego same nasuwają się słowa Franka Zappy mówiące o "tańczeniu o architekturze". Trudno w każdym razie opisać słowami to co dzieje się, a właściwie to jak oddziałuje na słuchacza ten utwór. Po prostu hipnotyzująca, transowa magia. To właśnie za takie dźwięki pokochałem ich muzykę piętnaście lat temu. I to jeden z tych utworów, po wysłuchaniu którego trudno wrócić do rzeczywistości. Właściwie tylko dla tych dwóch kompozycji warto sięgnąć po "Valley of the Kings". A to przecież nie wszystko co znalazło się na tym wyjątkowym wydawnictwie. Wcześniej dostajemy sześć, równie niezwykłych kompozycji. Pierwsze dźwięki tej płyty, to utwór "Macbeth", rozpoczynający się niczym jakaś suita Tangerine Dream czy tego typu wykonawców, jednak po kilku chwilach utwór pokazuje bardziej piosenkowy charakter. Do momentu, gdy docieramy do niemal orkiestrowej wstawki, przeradzającej się w transowy, bardziej współcześnie elektronicznie brzmiący fragment. I tak ten utwór się rozwija, pozostawiając we mnie podobne odczucia jak te, które towarzyszyły mi gdy pierwszy raz usłyszałem na przykład utwór "Mantra". Niesamowite powitanie i zarazem pułapka. Bo po tych dźwiękach już wiemy, że staliśmy się zakładnikiem Hipgnosis i płyty "Valley of the Kings". Takich rozbudowanych utworów jest tu zresztą więcej. Jak bardziej spójny pod względem nastroju, przestrzenny "Hyde Park" (ze wspaniałą, trochę awangardową końcówką) czy zróżnicowany dynamicznie "Heavy". Tak, taki Hipgnosis lubię najbardziej! A co jak ktoś nie czuje się na siłach, by zaczynać przygodę z tym albumem od tak ambitnych i rozbudowanych dźwięków? Znajdziemy tutaj także krótsze formy. Jak utwór "Love" - klimat ten sam, ale w skondensowanej formie, nadającej ich muzyce bardziej przystępny, żeby nie powiedzieć wpadający w ucho charakter. "Puls Life" z kolei zaczyna się niczym - nota bene także wspaniała - muzyka do serialu "Stranger Things". Klasyczna muzyka elektroniczna, ale widziana z dzisiejszej perspektywy. Po prostu kolejna perła na tym albumie. W podobny nastrój wprowadza nas "Depart Like A Tree", spuentowany piękną - i nie jedyną na tej płycie - "moogową" solówką klawiszy i wzbogacony wyjątkową partią wokalną, pod koniec trochę odbiegającą od melodyki, do której nas przyzwyczaiła KUL. Ufff, dosyć tych peanów. Kiedyś Wiesiek Królikowski powiedział mi, że "pozycja na kolanach nie jest wygodna do pisania recenzji". Ale co ja mogę zrobić, jak wpadła mi w ręce płyta, która faktycznie sprawiła, że znalazłem się w takiej pozycji. Co mogę jeszcze dodać? Chyba tylko tyle, że jak dla mnie, to nie tylko jedna z najpiękniejszych polskich płyt ostatnich miesięcy, ale może i lat. Hipgnosis - wielki szacunek. Naprawdę warto było czekać. A teraz wracam do słuchania tych dźwięków, bo organizm sam się domaga, by dostarczyć mu kolejną dawkę tej używki, która się zowie "Valley of the Kings". Michał Kirmuć Powstała ponad piętnaście lat temu krakowska formacja Hipgnosis zawsze miała wokół siebie – przynajmniej w moich odczuciach - pewną aurę tajemniczości. I nie chodzi tu tylko o to, że muzycy od początku ukrywali się pod pseudonimami SEQ, KUL, THUG, PITU czy Przemo. Bo już w ich muzyce zawsze była jakaś niejednoznaczność i tajemnica. A i koncerty (miałem okazję widzieć formację sześć lat temu w Łodzi) miały w sobie coś z pełnego transu misterium, podkreślonego kluczową elektroniką, transową sekcją rytmiczną i introwertyczną na scenie KUL. Poprzez związki z krakowską sceną progresywnego rocka (choćby Anna Batko, wokalistka Albionu), czy udział w muzycznych wydarzeniach związanych z tą muzyczną szufladą, zawsze byli postrzegani przez pryzmat prog rocka. Czy słusznie? Raczej nie, chyba że odrzucimy w ich przypadku tradycyjne pojmowanie tego stylu i nazwiemy ich formację progresywną, bo poszukującą nieszablonowości i odchodzącą od artrockowych standardów i schematów. I pewnie dlatego ich każda płyta była artystycznym wydarzeniem w świecie ludzi poszukujących w muzyce czegoś więcej. Tak samo jest w przypadku, Valley Of The Kings, trzeciego studyjnego albumu grupy, na który trzeba było czekać aż dziesięć lat. To oczekiwanie oczywiście potęguje jego wartość już na starcie. Ale nie na wyrost. Zupełnie zasłużenie. Artyści w swojej twórczości zawsze byli bezkompromisowi i także w przypadku tego wydawnictwa pokazali, że lubią iść pod prąd. Choćby w zakresie dostępności płyty. Bo ta osiągalna jest na nośnikach fizycznych oraz wyłącznie na Bandcampie, nie zaś na innych portalach streamingowych, gdyż muzycy nie chcą wspierać nieuczciwego ich zdaniem sposobu traktowania twórców. Zamieścili zresztą wewnątrz gustownego digipaku wiele mówiące motto: streaming doesn't kill music - but it kills musicians! Na najnowszym dwupłytowym albumie, zawierającym ponad półtorej godziny muzyki, artyści ujawniają swoje nazwiska, jednak ich muzyka nic a nic nie traci ze swojej tajemniczej aury. Koncept, będący – według słów artystów – opowieścią o życiu człowieka od narodzin do … no właśnie, dokąd? Do śmierci, dłużej? - wraz z ciekawą szatą graficzną (po raz kolejny album zdobi obraz Tomasza Sętowskiego, tym razem zatytułowany Dolina Królów) i muzyką, tworzy spójną, jednorodną całość. I tak trzeba tej muzyki słuchać. Bez odrywania utworów od całości. Wszystkie spaja niezwykle ekspansywnie wykorzystywana elektronika, duża rola sekcji rytmicznej, chyba nieco mniejsza gitar i czasami chłodny, jakby „nieobecny”, innym razem pełen pasji i emocji, głos Anny Batko. Jest w tym wszystkim miejsce na złowieszczo brzmiące symfoniczne figury w Mackbeth, mnóstwo ambientowych rozwiązań (na przykład Puls Life) ale i space rockowe rozwiązania czy totalnie odjechaną psychodeliczność w znakomitym Hyde Park. A jak ktoś poszukuje dramatycznego i przejmującego piękna polecam finał 11 – minutowego Traveller Part 1, w którym wokalizy Batko, w połączeniu z potężnym brzmieniem, emocjonalnie rozsadzają. Formacja tak to sobie wymyśliła, że na pierwszym dysku umieściła siedem kompozycji, zaś na drugim tylko jedną. Za to trwająca aż trzy kwadranse Traveller Part 2. Odważna decyzja, bo to rzecz bazująca na klimacie, transie, hipnotyczności, czerpiąca z ducha psychodelii i muzyki etnicznej, a do tego jej początek mógłby posłużyć jako idealna ścieżka dźwiękowa do klasycznego, demonicznego horroru albo traumatycznego dramatu psychologicznego. Nie jest to oczywiście muzyka łatwa, z pięknymi solówkami i prostymi refrenami. Bardziej rzecz stymulująca naszą wyobraźnię, zmuszająca do zamyślenia i zatrzymania. I na swój sposób piękna w niejednoznaczności. Mariusz Danielak Krakowski zespół Hipgnosis po 10 latach od ostatniego wydawnictwa studyjnego „Relusion” powraca z nowym albumem. „Valley Of The Kings” to album dwupłytowy (z czego na drugim krążku znalazł się tylko jeden utwór) i jest on kolejną opowieścią o życiu człowieka od narodzin do… no właśnie, do kiedy? Do śmierci? Dłużej?… Wydawnictwo zostało udostępnione wyłącznie na fizycznych nośnikach oraz na Bandcampie. Nie będzie go na żadnym innym serwisie streamingowym, gdyż muzycy świadomie nie chcą wspierać nieuczciwego procederu traktowania twórców przez wspomniane serwisy (teoretycznie nowa dyrektywa unijna miała w zamyśle to zmienić, lecz nasz kraj nie kwapi się, by dostosować prawo autorskie do tego rozporządzenia). Okładkę nowej płyty stanowi obraz Tomasza Sętowskiego „Dolina Królów”. A jaka jest muzyka na tym albumie? Przede wszystkim jest na niej jeszcze mniej gitar w stosunku do poprzedniego albumu (na gitarze gościnnie zagrał Filip Wyrwa epizodycznie w utworach „Hyde Park”, „Heavy” i "Macbeth”; Filip już wcześniej był muzykiem tego zespołu do 2008 roku, a potem jeszcze gościnnie grywał na późniejszych koncertach). Klawiszy i elektroniki jest tu dużo, powiem nawet, że bardzo dużo. I to do tego stopnia, że elektroniczne brzmienia całkowicie zdominowały całe wydawnictwo spychając pozostałe instrumenty do roli dodatków. Skład zespołu jest dokładnie taki, w jakim grali swe ostatnie koncerty przed pandemią i, co ciekawe, członkowie Hipgnosis tym razem postanowili się ujawnić (na poprzednich płytach muzycy ukrywali się pod pseudonimami), przedstawiając się z imienia i nazwiska. Liderem zespołu jest SeQ (Sławek Ziemisławski – perkusja, klawisze, elektronika), na wokalu nieodmiennie KuL (Ania Batko znana z Albionu), na basie i dodatkowym wokalu PiTu (Piotr Nodzeński), na klawiszach ThuG (Radosław Czapka) oraz jako wokal growlujący/recytujący PRZEMO (Przemek Nodzeński – syn basisty). Przemek od 2012 roku okazjonalnie występował z zespołem dodając growle do starszych numerów podczas koncertów. Tu growli nie ma za wiele (pojawiają się jedynie w utworach „Macbeth” i „Depart Like A Tree”). Gościnnie na skrzypcach (w utworze "Traveler Pt. 2") gra Ewa Jabłońska, która doknała nie lada sztuki: nagrała swoje partie dwa razy po 45 minut pełnymi podejściami, bez cięć. Na płytę wybrano jedno pełne podejście. Rozpoczynający płytę dziesięciominutowy utwór „Macbeth” był grywany na ostatnich przed pandemią koncertach zespołu. I choć należy on do wyróżniających się tematów tego wydawnictwa, to musze stwierdzić, że początkowe utwory na płycie nie zrobiły na mnie dużego wrażenia (zapewne dlatego, że wolę bardziej dynamiczne numery, a klasyczny synth pop wolę w wykonaniu grup z lat 80.). Niektóre dość szybko i niezauważalnie przemijają (zwłaszcza instrumentalny „Puls Life”). Może z kolejnymi przesłuchaniami płyty bardziej się przekonam do jej początkowych fragmentów (przyznaję, tak było w przypadku albumu „Relusion”)? Ballada „Hyde Park” sprawia wrażenie nieco rozwleczonej. Ciekawiej zaczyna się dziać dopiero bliżej środka płyty, a ściślej od utworu „Heavy”. Na początku „Heavy” można usłyszeć fragment „On the Run” z repertuaru Pink Floyd. Wokal Ani Batko został tu bardzo wyeksponowany. Często zachwyca ona swą niesamowitą ekspresją, szczególnie w utworach umieszczonych pod koniec pierwszego krążka. Wstęp do „Depart Like A Tree” może trochę przypominać solową twórczość Petera Gabriela - zapewne dzięki melorecytacji bardzo przypominającej głos Petera. Prawdziwym magnum opus krążka jest kompozycja „The Traveller Part 1”: krystalicznie czyste wokale pełne ekspresji i niesamowity unoszący się w powietrzu klimat, który pamiętamy jeszcze z płyty „Relusion” jest tym, co z pewnością trafi do serc wiernych fanów Hipgnosis. Pierwsza płyta kończy się złowrogimi, zanikającymi elektronicznymi dźwiękami (podobne dźwięki pojawiały się już w utworze „Heavy”). Zakończenie trzymające w napięciu. Stan zawieszenia, niepewności… Może nawet dyskomfortu?... Na szczęście jest jeszcze dysk nr 2. Wypełnia go tylko jeden utwór - „The Traveller Part 2”. Zaczyna się dokładnie takimi samymi niepokojącymi dźwiękami, ale dalej mamy ponad 30 minut wielkiej elektronicznej impresji. Mroczne i kakofoniczne brzmienia mogą przywoływać na myśl na przykład „The Waiting Room” z repertuaru Genesis. Z każdą minutą robi się coraz bardziej tajemniczo i coraz bardziej intensywnie. Do elektroniki dołączają instrumenty perkusyjne, a potem cały zestaw perkusyjny. Robi się coraz bardziej hałaśliwie, a po około 32 minutach wszystko się uspokaja i do samego końca mamy już tylko wokalizę Ani Batko w towarzystwie klawiszy. Ta impresyjna część druga „Travellera” może trochę kojarzyć się z pamiętnym 22-minutowym utworem „Large Hadron Collider” z albumu „Relusion”, lecz w tym przypadku mamy o wiele bardziej zakręcony numer, w którym zdecydowanie więcej się dzieje (choć koncepcja utworu jest bardzo podobna). Zaś ostatnie 12 minut może się kojarzyć z „Mantra – Sky Is The Limit”, który kończył debiutancki krążek zespołu. Pomysł ten sam, lecz melodia inna. Na koniec następuje wyciszenie i w taki oto sposób kończy się najbardziej eksperymentalny utwór z tego wydawnictwa. Utwór udany, trudny i wymagający. Na miarę awangardowych kompozycji Klausa Schulze. Dziesięć lat czekania na kolejny album Hipgnosis i, pomimo drobnych uwag, uważam, że warto było tyle czekać. Płyta „Valley Of The Kings”, choć różna od poprzednich, posiada jednak z nimi wiele wspólnych cech. Podobnie jak na poprzednim wydawnictwie mamy dwa utwory instrumentalne i podobnie jak wcześniej płytę kończy rozbudowany utwór instrumentalny. Jest bardziej mrocznie w stosunku do wcześniejszych wydawnictw i zdecydowanie mniej tutaj chwytliwych i wpadających w ucho numerów. Całość jest mimo to w miarę spójna. Brzmi bardzo przestrzennie i zawiera tak dużo muzyki, że z pewnością nikt nie pozostanie na nią obojętny. Lecz…wydaje mi się, że chyba nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak „Sky Is The Limit” czy „Relusion”. Choć, tak jak już zastrzegłem się powyżej, być może wraz z kolejnymi przesłuchaniami przekonam się bardziej. Paweł Świrek Przerwa pomiędzy „Sky Is the Limit” a „Relusion” trwała 5 lat. Tym razem przyszło nam czekać aż 10. Czy to oznacza, ze kolejna płyta ukaże się za lat 20? Zostawmy tę kwestię i przejdźmy do najnowszego wydawnictwa nietuzinkowej formacji zwanej HIPGNOSIS. Uwagę zwraca już okładka zdobiąca elegancki digipack. Obraz Tomasza Sętowskiego, jak większość jago prac, które miałem okazję zobaczyć, po prostu powala . Abstrakcyjne światy przez niego tworzone, hybrydy budowli i ludzi są oszałamiające i obok Zbigniewa Bielaka jest on obecnie jednym z najbardziej intrygujących polskim artystów grafików. Muzycznie? Powiedzieć o tej płycie, że to ogromna dźwiękowa piguła to jakby nic nie powiedzieć. Album został podzielony na dwa krążki CD, z czego ten drugi to trwający ponad 40 min transowy, niemal ambientowy i pozbawiony wokali „Traveller Part 2”. Płyta numer jeden ma nieco bardziej klasyczny układ, to 7 utworów, choć w przypadku HIPGNOSIS nigdy nie mieliśmy do czynienia z typowymi piosenkami. Króluje to dość spokojna i klimatyczna muzyka oparta w dużej mierze o brzmienia instrumentów klawiszowych i nieziemskie wokale KuL. Pulsujący bas, niespieszna melodia, odrobina zdecydowanych klawiszowych uderzeń, i (UWAGA) growle to cechy charakteryzujące otwierający krążek utwór „Macbeth”. Następujący po nim „Love” rozpoczyna się nastrojowo, ale z czasem nabiera dynamiki ocierając się o zimnofalowe klimaty. Niezwykle przekonująco wypada „Hyde Park”, w którym KuL śpiewa delikatnie a zakończenie to gitarowy, psychodeliczny odlot. Lubicie serial Stranger Things? Ja lubię, a instrumentalny “Puls Life” nieodparcie kojarzy mi się ze ścieżką filmową tego hitu Netflixa. W „Heavy” pojawia się coś co nazywam kontrolowanym chaosem kontrastującym z dziewczęcym, niemal dziecięcym głosem KuL. Zaskakująco prezentuje się „Depart Like a Tree”, gdyż w otwarciu słyszymy męski wokal a oniryczny klimat jest przetykany czymś na kształt… reggae? Utwór zamykający ten krążek to „Traveller Part 1” I stanowi on jedynie przygrywkę do płyty drugiej. Jest mocno elektroniczny, podszyty ambientem i zachęca do odpalenia kolejnego krążka. HIPGNOSOS nagrali trudną płytę. Nie jest to album, który masowo trafi pod strzechy. Nie znajdziecie go też na platformach streamingowych, bo jak głosi zespół „Streaming doesn’t kill music – but it kills musicians”. Tu ważna jest całość, grafika, teksty i muzyka, jedno nie może istnieć bez pozostałych. „Valley of the Kings” to kilkadziesiąt minut wysmakowanej sztuki i jeśli jesteście otwarci na nowe doznania to płyta dla Was. Piotr Michalski Hipgnosis is this group founded in 2004 tinged with Floydian sounds at the start. In 2011 'Relusion' was released on a neo prog planing base, on the border between Pink Floyd and Tangerine Dream, a little post and with a superb feminine voice. This 3rd album is a double, including a single track on the second, recounting the full life of a man like a musical theater play. This is also the first time that the musicians have revealed their names, so I can say that Anna has a very beautiful voice enveloped in electronic sounds and various keys and a violin piloted by Ewa; the growls are not from Donald Cardwell but from the bassist's son. "Macbeth" begins the album, the only track played before pandemic for a symphonic entry, a melting pot between advanced new age and dance breaks, yes you read that right; the synths give their touches, Anna des Albion her organ and a final on the 'Ushuaia' to show the diversity. Love 'for a short, sung, rhythmic piece, giving space to synths and metronomic drums. 'Hyde Park' on a latent track, an atmospheric ballad at the beginning that will start with Schulze sounds and then a Peter Gabriel finale where gripping percussions combine with a squirting guitar. "Puls Life" on a Tangerine Dream base, an atmosphere of the 70s merging synths and bringing on Schulze, a more revival track. 'Heavy' on Look for the Boy 'just for the key, plus prog on On The Run' by Pink Floyd; we approach the dark wave, a sound that leads to trance; 3 minutes and Anna finally appears her voice, beautiful, a bit on Lisa Gerrard, that's telling you the tone, the vibrations! A brutal finale with percussions, synths coming out all over the place. "Depart Like A Tree" and a soaring intro, male voice, come on we rock to a tune Peter Gabriel could have created; Anna then comes to push the song on an air of musical comedy, cabaret genre, the most pop title in the end; Anna then returns as a liberator for this swing ballad. 'Traveler Part 1' and the return to the electronic / psychedelic atmosphere, a bit on Quantum Fantay and of course the fathers Ozric Tentacles, a bit new age / dark age for this long sequel which finally deposits and descales. The ardor of the record and its dark, lugubrious side engages in the 2nd part on the same tune "Traveler Part 2", well there it is "Atem", "Zeit", "Black Dance", oppressive and regressive atmosphere; 30 minutes to donf for a hypnosis without drugs, without suspect spirits, those which make you see the purple night; a cacophony orchestrated on a long explosive crescendo by the contribution of the drums; the last quarter of an hour with that ultimate break, soaring where Anna's voice is magnified; a sort of mantra of the new millennium, where Schulze recalls his association with Lisa Gerrard, here it is Anna who orchestrates and melts the most recalcitrant of you. Hipgnosis continues its slow definition of cosmic, electronic rock and religious limit with their latest avant-garde opus. Slawek took 10 years to release this long, dark, bewitching and symphonic opus; 10 years to take you to scorched lands where every sound can no longer be stopped, an album without concession where you have to be able to still love traveling for a long time. Alain PP ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Macbeth 10:26 2. Love 3:39 3. Hyde Park 9:15 4. Puls Life 5:22 5. Heavy 8:21 6. Depart Like A Tree 4:24 7. Traveller Part 1 10:58 CD 2: 1. Traveller Part 2 44:17 ..::OBSADA::.. Sławek SEQ Ziemisławski - drums ,keyboards, sequencers, virtual synthesizers, Anna KUL Batko - lead vocal, vocals Piotr PITU Nodzeński - bass, vocals Radosław THUG Czapka - keyboards Przemek PRZEMO Nodzeński - vocals in 'Macbeth' & 'Depart Like A Tree' Guests: Ewa Jabłońska - electric violin Filip GODDARD Wyrwa - electric guitar https://www.youtube.com/watch?v=EmP5rgXCpyQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 16:39:08
Rozmiar: 226.07 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z muzyką krakowskiego Hipgnosis. Do redakcji czasopisma, w którym wówczas pracowałem, przyszła płyta "Sky is the Limit", a że wszelakie progresywne dźwięki trafiały do mnie niemal z automatu i tym razem to ja miałem zrecenzować wspomniany album. Widząc nazwę zespołu, pomyślałem sobie szyderczo: No tak, kolejny młody zespół zafascynowany Pink Floyd. Gdy jednak płyta trafiła do odtwarzacza, stopniowo szyderczy uśmiech zmieniał się w wyraz zachwytu. Zwłaszcza, że grupa mocno korzystała z elektronicznego instrumentarium (elektroniczna perkusja, syntezatory gitarowe…), co bardzo odpowiadało moim dźwiękowym fascynacjom. Najważniejsza jednak była sama muzyka. A ta wciągnęła mnie bez reszty. I dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, że za pseudonimami kryją się muzycy, których debiutantami trudno byłoby nazwać. Reasumując ten przydługi wstęp, od tego czasu stałem się bacznym obserwatorem działań zespołu Sławka Ziemisławskiego, a nawet jego fanem. Dlatego na ten wyjątkowo długo wyczekiwany trzeci album czekałem z wielką niecierpliwością. Ale w końcu jest! "Valley of the Kings" to naprawdę pokaźna dawka muzyki, która wypełnia ten dwupłytowy album! Jak napisał na stronie sam zespół, to kolejna spójna opowieść, tym razem o życiu człowieka od narodzin do... no właśnie, dokąd? Do śmierci czy jednak dłużej...? A może zależy to tylko od tego, w co wierzymy? Zacznę może od końca, czyli najważniejszej kompozycji na tej płycie. Dwuczęściowej suicie "Traveller". Trwająca jedenaście minut część pierwsza zaczyna się od kosmicznie elektronicznych dźwięków, których nie powstydziłby się Gary Numan czy inni ambitniejsi, post-noworomantyczni artyści. To jednak tylko zaproszeni do niezwykłego, bardzo różnorodnego i niepokojącego dźwiękowego świata Hipgnosis. Intrygujący głos KUL (w cywilu Anny Batko, którą pamiętam jeszcze z lat dziewięćdziesiątych i występów w równie interesującej grupie Albion), jeszcze bardziej potęguje ten mroczny nastrój. Po chwili zaczyna się jednak instrumentalne szaleństwo, niczym połączenie el-muzycznej awangardy z prog-rockową mocą, którą pięknie dopełnia głos. Pod koniec pojawia się nieco gotyzujący nastrój, który mi kojarzy się z muzyką, jaką w swoich pamiętnych audycjach prezentował nieodżałowany Tomek Beksiński. Emocje aż rozsadzają słuchacza. A to przecież tylko ta krótsza część utworu Traveller. Ta druga trwa ponad 44 minuty! To jeden z takich utworów, przy słuchaniu którego same nasuwają się słowa Franka Zappy mówiące o "tańczeniu o architekturze". Trudno w każdym razie opisać słowami to co dzieje się, a właściwie to jak oddziałuje na słuchacza ten utwór. Po prostu hipnotyzująca, transowa magia. To właśnie za takie dźwięki pokochałem ich muzykę piętnaście lat temu. I to jeden z tych utworów, po wysłuchaniu którego trudno wrócić do rzeczywistości. Właściwie tylko dla tych dwóch kompozycji warto sięgnąć po "Valley of the Kings". A to przecież nie wszystko co znalazło się na tym wyjątkowym wydawnictwie. Wcześniej dostajemy sześć, równie niezwykłych kompozycji. Pierwsze dźwięki tej płyty, to utwór "Macbeth", rozpoczynający się niczym jakaś suita Tangerine Dream czy tego typu wykonawców, jednak po kilku chwilach utwór pokazuje bardziej piosenkowy charakter. Do momentu, gdy docieramy do niemal orkiestrowej wstawki, przeradzającej się w transowy, bardziej współcześnie elektronicznie brzmiący fragment. I tak ten utwór się rozwija, pozostawiając we mnie podobne odczucia jak te, które towarzyszyły mi gdy pierwszy raz usłyszałem na przykład utwór "Mantra". Niesamowite powitanie i zarazem pułapka. Bo po tych dźwiękach już wiemy, że staliśmy się zakładnikiem Hipgnosis i płyty "Valley of the Kings". Takich rozbudowanych utworów jest tu zresztą więcej. Jak bardziej spójny pod względem nastroju, przestrzenny "Hyde Park" (ze wspaniałą, trochę awangardową końcówką) czy zróżnicowany dynamicznie "Heavy". Tak, taki Hipgnosis lubię najbardziej! A co jak ktoś nie czuje się na siłach, by zaczynać przygodę z tym albumem od tak ambitnych i rozbudowanych dźwięków? Znajdziemy tutaj także krótsze formy. Jak utwór "Love" - klimat ten sam, ale w skondensowanej formie, nadającej ich muzyce bardziej przystępny, żeby nie powiedzieć wpadający w ucho charakter. "Puls Life" z kolei zaczyna się niczym - nota bene także wspaniała - muzyka do serialu "Stranger Things". Klasyczna muzyka elektroniczna, ale widziana z dzisiejszej perspektywy. Po prostu kolejna perła na tym albumie. W podobny nastrój wprowadza nas "Depart Like A Tree", spuentowany piękną - i nie jedyną na tej płycie - "moogową" solówką klawiszy i wzbogacony wyjątkową partią wokalną, pod koniec trochę odbiegającą od melodyki, do której nas przyzwyczaiła KUL. Ufff, dosyć tych peanów. Kiedyś Wiesiek Królikowski powiedział mi, że "pozycja na kolanach nie jest wygodna do pisania recenzji". Ale co ja mogę zrobić, jak wpadła mi w ręce płyta, która faktycznie sprawiła, że znalazłem się w takiej pozycji. Co mogę jeszcze dodać? Chyba tylko tyle, że jak dla mnie, to nie tylko jedna z najpiękniejszych polskich płyt ostatnich miesięcy, ale może i lat. Hipgnosis - wielki szacunek. Naprawdę warto było czekać. A teraz wracam do słuchania tych dźwięków, bo organizm sam się domaga, by dostarczyć mu kolejną dawkę tej używki, która się zowie "Valley of the Kings". Michał Kirmuć Powstała ponad piętnaście lat temu krakowska formacja Hipgnosis zawsze miała wokół siebie – przynajmniej w moich odczuciach - pewną aurę tajemniczości. I nie chodzi tu tylko o to, że muzycy od początku ukrywali się pod pseudonimami SEQ, KUL, THUG, PITU czy Przemo. Bo już w ich muzyce zawsze była jakaś niejednoznaczność i tajemnica. A i koncerty (miałem okazję widzieć formację sześć lat temu w Łodzi) miały w sobie coś z pełnego transu misterium, podkreślonego kluczową elektroniką, transową sekcją rytmiczną i introwertyczną na scenie KUL. Poprzez związki z krakowską sceną progresywnego rocka (choćby Anna Batko, wokalistka Albionu), czy udział w muzycznych wydarzeniach związanych z tą muzyczną szufladą, zawsze byli postrzegani przez pryzmat prog rocka. Czy słusznie? Raczej nie, chyba że odrzucimy w ich przypadku tradycyjne pojmowanie tego stylu i nazwiemy ich formację progresywną, bo poszukującą nieszablonowości i odchodzącą od artrockowych standardów i schematów. I pewnie dlatego ich każda płyta była artystycznym wydarzeniem w świecie ludzi poszukujących w muzyce czegoś więcej. Tak samo jest w przypadku, Valley Of The Kings, trzeciego studyjnego albumu grupy, na który trzeba było czekać aż dziesięć lat. To oczekiwanie oczywiście potęguje jego wartość już na starcie. Ale nie na wyrost. Zupełnie zasłużenie. Artyści w swojej twórczości zawsze byli bezkompromisowi i także w przypadku tego wydawnictwa pokazali, że lubią iść pod prąd. Choćby w zakresie dostępności płyty. Bo ta osiągalna jest na nośnikach fizycznych oraz wyłącznie na Bandcampie, nie zaś na innych portalach streamingowych, gdyż muzycy nie chcą wspierać nieuczciwego ich zdaniem sposobu traktowania twórców. Zamieścili zresztą wewnątrz gustownego digipaku wiele mówiące motto: streaming doesn't kill music - but it kills musicians! Na najnowszym dwupłytowym albumie, zawierającym ponad półtorej godziny muzyki, artyści ujawniają swoje nazwiska, jednak ich muzyka nic a nic nie traci ze swojej tajemniczej aury. Koncept, będący – według słów artystów – opowieścią o życiu człowieka od narodzin do … no właśnie, dokąd? Do śmierci, dłużej? - wraz z ciekawą szatą graficzną (po raz kolejny album zdobi obraz Tomasza Sętowskiego, tym razem zatytułowany Dolina Królów) i muzyką, tworzy spójną, jednorodną całość. I tak trzeba tej muzyki słuchać. Bez odrywania utworów od całości. Wszystkie spaja niezwykle ekspansywnie wykorzystywana elektronika, duża rola sekcji rytmicznej, chyba nieco mniejsza gitar i czasami chłodny, jakby „nieobecny”, innym razem pełen pasji i emocji, głos Anny Batko. Jest w tym wszystkim miejsce na złowieszczo brzmiące symfoniczne figury w Mackbeth, mnóstwo ambientowych rozwiązań (na przykład Puls Life) ale i space rockowe rozwiązania czy totalnie odjechaną psychodeliczność w znakomitym Hyde Park. A jak ktoś poszukuje dramatycznego i przejmującego piękna polecam finał 11 – minutowego Traveller Part 1, w którym wokalizy Batko, w połączeniu z potężnym brzmieniem, emocjonalnie rozsadzają. Formacja tak to sobie wymyśliła, że na pierwszym dysku umieściła siedem kompozycji, zaś na drugim tylko jedną. Za to trwająca aż trzy kwadranse Traveller Part 2. Odważna decyzja, bo to rzecz bazująca na klimacie, transie, hipnotyczności, czerpiąca z ducha psychodelii i muzyki etnicznej, a do tego jej początek mógłby posłużyć jako idealna ścieżka dźwiękowa do klasycznego, demonicznego horroru albo traumatycznego dramatu psychologicznego. Nie jest to oczywiście muzyka łatwa, z pięknymi solówkami i prostymi refrenami. Bardziej rzecz stymulująca naszą wyobraźnię, zmuszająca do zamyślenia i zatrzymania. I na swój sposób piękna w niejednoznaczności. Mariusz Danielak Krakowski zespół Hipgnosis po 10 latach od ostatniego wydawnictwa studyjnego „Relusion” powraca z nowym albumem. „Valley Of The Kings” to album dwupłytowy (z czego na drugim krążku znalazł się tylko jeden utwór) i jest on kolejną opowieścią o życiu człowieka od narodzin do… no właśnie, do kiedy? Do śmierci? Dłużej?… Wydawnictwo zostało udostępnione wyłącznie na fizycznych nośnikach oraz na Bandcampie. Nie będzie go na żadnym innym serwisie streamingowym, gdyż muzycy świadomie nie chcą wspierać nieuczciwego procederu traktowania twórców przez wspomniane serwisy (teoretycznie nowa dyrektywa unijna miała w zamyśle to zmienić, lecz nasz kraj nie kwapi się, by dostosować prawo autorskie do tego rozporządzenia). Okładkę nowej płyty stanowi obraz Tomasza Sętowskiego „Dolina Królów”. A jaka jest muzyka na tym albumie? Przede wszystkim jest na niej jeszcze mniej gitar w stosunku do poprzedniego albumu (na gitarze gościnnie zagrał Filip Wyrwa epizodycznie w utworach „Hyde Park”, „Heavy” i "Macbeth”; Filip już wcześniej był muzykiem tego zespołu do 2008 roku, a potem jeszcze gościnnie grywał na późniejszych koncertach). Klawiszy i elektroniki jest tu dużo, powiem nawet, że bardzo dużo. I to do tego stopnia, że elektroniczne brzmienia całkowicie zdominowały całe wydawnictwo spychając pozostałe instrumenty do roli dodatków. Skład zespołu jest dokładnie taki, w jakim grali swe ostatnie koncerty przed pandemią i, co ciekawe, członkowie Hipgnosis tym razem postanowili się ujawnić (na poprzednich płytach muzycy ukrywali się pod pseudonimami), przedstawiając się z imienia i nazwiska. Liderem zespołu jest SeQ (Sławek Ziemisławski – perkusja, klawisze, elektronika), na wokalu nieodmiennie KuL (Ania Batko znana z Albionu), na basie i dodatkowym wokalu PiTu (Piotr Nodzeński), na klawiszach ThuG (Radosław Czapka) oraz jako wokal growlujący/recytujący PRZEMO (Przemek Nodzeński – syn basisty). Przemek od 2012 roku okazjonalnie występował z zespołem dodając growle do starszych numerów podczas koncertów. Tu growli nie ma za wiele (pojawiają się jedynie w utworach „Macbeth” i „Depart Like A Tree”). Gościnnie na skrzypcach (w utworze "Traveler Pt. 2") gra Ewa Jabłońska, która doknała nie lada sztuki: nagrała swoje partie dwa razy po 45 minut pełnymi podejściami, bez cięć. Na płytę wybrano jedno pełne podejście. Rozpoczynający płytę dziesięciominutowy utwór „Macbeth” był grywany na ostatnich przed pandemią koncertach zespołu. I choć należy on do wyróżniających się tematów tego wydawnictwa, to musze stwierdzić, że początkowe utwory na płycie nie zrobiły na mnie dużego wrażenia (zapewne dlatego, że wolę bardziej dynamiczne numery, a klasyczny synth pop wolę w wykonaniu grup z lat 80.). Niektóre dość szybko i niezauważalnie przemijają (zwłaszcza instrumentalny „Puls Life”). Może z kolejnymi przesłuchaniami płyty bardziej się przekonam do jej początkowych fragmentów (przyznaję, tak było w przypadku albumu „Relusion”)? Ballada „Hyde Park” sprawia wrażenie nieco rozwleczonej. Ciekawiej zaczyna się dziać dopiero bliżej środka płyty, a ściślej od utworu „Heavy”. Na początku „Heavy” można usłyszeć fragment „On the Run” z repertuaru Pink Floyd. Wokal Ani Batko został tu bardzo wyeksponowany. Często zachwyca ona swą niesamowitą ekspresją, szczególnie w utworach umieszczonych pod koniec pierwszego krążka. Wstęp do „Depart Like A Tree” może trochę przypominać solową twórczość Petera Gabriela - zapewne dzięki melorecytacji bardzo przypominającej głos Petera. Prawdziwym magnum opus krążka jest kompozycja „The Traveller Part 1”: krystalicznie czyste wokale pełne ekspresji i niesamowity unoszący się w powietrzu klimat, który pamiętamy jeszcze z płyty „Relusion” jest tym, co z pewnością trafi do serc wiernych fanów Hipgnosis. Pierwsza płyta kończy się złowrogimi, zanikającymi elektronicznymi dźwiękami (podobne dźwięki pojawiały się już w utworze „Heavy”). Zakończenie trzymające w napięciu. Stan zawieszenia, niepewności… Może nawet dyskomfortu?... Na szczęście jest jeszcze dysk nr 2. Wypełnia go tylko jeden utwór - „The Traveller Part 2”. Zaczyna się dokładnie takimi samymi niepokojącymi dźwiękami, ale dalej mamy ponad 30 minut wielkiej elektronicznej impresji. Mroczne i kakofoniczne brzmienia mogą przywoływać na myśl na przykład „The Waiting Room” z repertuaru Genesis. Z każdą minutą robi się coraz bardziej tajemniczo i coraz bardziej intensywnie. Do elektroniki dołączają instrumenty perkusyjne, a potem cały zestaw perkusyjny. Robi się coraz bardziej hałaśliwie, a po około 32 minutach wszystko się uspokaja i do samego końca mamy już tylko wokalizę Ani Batko w towarzystwie klawiszy. Ta impresyjna część druga „Travellera” może trochę kojarzyć się z pamiętnym 22-minutowym utworem „Large Hadron Collider” z albumu „Relusion”, lecz w tym przypadku mamy o wiele bardziej zakręcony numer, w którym zdecydowanie więcej się dzieje (choć koncepcja utworu jest bardzo podobna). Zaś ostatnie 12 minut może się kojarzyć z „Mantra – Sky Is The Limit”, który kończył debiutancki krążek zespołu. Pomysł ten sam, lecz melodia inna. Na koniec następuje wyciszenie i w taki oto sposób kończy się najbardziej eksperymentalny utwór z tego wydawnictwa. Utwór udany, trudny i wymagający. Na miarę awangardowych kompozycji Klausa Schulze. Dziesięć lat czekania na kolejny album Hipgnosis i, pomimo drobnych uwag, uważam, że warto było tyle czekać. Płyta „Valley Of The Kings”, choć różna od poprzednich, posiada jednak z nimi wiele wspólnych cech. Podobnie jak na poprzednim wydawnictwie mamy dwa utwory instrumentalne i podobnie jak wcześniej płytę kończy rozbudowany utwór instrumentalny. Jest bardziej mrocznie w stosunku do wcześniejszych wydawnictw i zdecydowanie mniej tutaj chwytliwych i wpadających w ucho numerów. Całość jest mimo to w miarę spójna. Brzmi bardzo przestrzennie i zawiera tak dużo muzyki, że z pewnością nikt nie pozostanie na nią obojętny. Lecz…wydaje mi się, że chyba nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak „Sky Is The Limit” czy „Relusion”. Choć, tak jak już zastrzegłem się powyżej, być może wraz z kolejnymi przesłuchaniami przekonam się bardziej. Paweł Świrek Przerwa pomiędzy „Sky Is the Limit” a „Relusion” trwała 5 lat. Tym razem przyszło nam czekać aż 10. Czy to oznacza, ze kolejna płyta ukaże się za lat 20? Zostawmy tę kwestię i przejdźmy do najnowszego wydawnictwa nietuzinkowej formacji zwanej HIPGNOSIS. Uwagę zwraca już okładka zdobiąca elegancki digipack. Obraz Tomasza Sętowskiego, jak większość jago prac, które miałem okazję zobaczyć, po prostu powala . Abstrakcyjne światy przez niego tworzone, hybrydy budowli i ludzi są oszałamiające i obok Zbigniewa Bielaka jest on obecnie jednym z najbardziej intrygujących polskim artystów grafików. Muzycznie? Powiedzieć o tej płycie, że to ogromna dźwiękowa piguła to jakby nic nie powiedzieć. Album został podzielony na dwa krążki CD, z czego ten drugi to trwający ponad 40 min transowy, niemal ambientowy i pozbawiony wokali „Traveller Part 2”. Płyta numer jeden ma nieco bardziej klasyczny układ, to 7 utworów, choć w przypadku HIPGNOSIS nigdy nie mieliśmy do czynienia z typowymi piosenkami. Króluje to dość spokojna i klimatyczna muzyka oparta w dużej mierze o brzmienia instrumentów klawiszowych i nieziemskie wokale KuL. Pulsujący bas, niespieszna melodia, odrobina zdecydowanych klawiszowych uderzeń, i (UWAGA) growle to cechy charakteryzujące otwierający krążek utwór „Macbeth”. Następujący po nim „Love” rozpoczyna się nastrojowo, ale z czasem nabiera dynamiki ocierając się o zimnofalowe klimaty. Niezwykle przekonująco wypada „Hyde Park”, w którym KuL śpiewa delikatnie a zakończenie to gitarowy, psychodeliczny odlot. Lubicie serial Stranger Things? Ja lubię, a instrumentalny “Puls Life” nieodparcie kojarzy mi się ze ścieżką filmową tego hitu Netflixa. W „Heavy” pojawia się coś co nazywam kontrolowanym chaosem kontrastującym z dziewczęcym, niemal dziecięcym głosem KuL. Zaskakująco prezentuje się „Depart Like a Tree”, gdyż w otwarciu słyszymy męski wokal a oniryczny klimat jest przetykany czymś na kształt… reggae? Utwór zamykający ten krążek to „Traveller Part 1” I stanowi on jedynie przygrywkę do płyty drugiej. Jest mocno elektroniczny, podszyty ambientem i zachęca do odpalenia kolejnego krążka. HIPGNOSOS nagrali trudną płytę. Nie jest to album, który masowo trafi pod strzechy. Nie znajdziecie go też na platformach streamingowych, bo jak głosi zespół „Streaming doesn’t kill music – but it kills musicians”. Tu ważna jest całość, grafika, teksty i muzyka, jedno nie może istnieć bez pozostałych. „Valley of the Kings” to kilkadziesiąt minut wysmakowanej sztuki i jeśli jesteście otwarci na nowe doznania to płyta dla Was. Piotr Michalski Hipgnosis is this group founded in 2004 tinged with Floydian sounds at the start. In 2011 'Relusion' was released on a neo prog planing base, on the border between Pink Floyd and Tangerine Dream, a little post and with a superb feminine voice. This 3rd album is a double, including a single track on the second, recounting the full life of a man like a musical theater play. This is also the first time that the musicians have revealed their names, so I can say that Anna has a very beautiful voice enveloped in electronic sounds and various keys and a violin piloted by Ewa; the growls are not from Donald Cardwell but from the bassist's son. "Macbeth" begins the album, the only track played before pandemic for a symphonic entry, a melting pot between advanced new age and dance breaks, yes you read that right; the synths give their touches, Anna des Albion her organ and a final on the 'Ushuaia' to show the diversity. Love 'for a short, sung, rhythmic piece, giving space to synths and metronomic drums. 'Hyde Park' on a latent track, an atmospheric ballad at the beginning that will start with Schulze sounds and then a Peter Gabriel finale where gripping percussions combine with a squirting guitar. "Puls Life" on a Tangerine Dream base, an atmosphere of the 70s merging synths and bringing on Schulze, a more revival track. 'Heavy' on Look for the Boy 'just for the key, plus prog on On The Run' by Pink Floyd; we approach the dark wave, a sound that leads to trance; 3 minutes and Anna finally appears her voice, beautiful, a bit on Lisa Gerrard, that's telling you the tone, the vibrations! A brutal finale with percussions, synths coming out all over the place. "Depart Like A Tree" and a soaring intro, male voice, come on we rock to a tune Peter Gabriel could have created; Anna then comes to push the song on an air of musical comedy, cabaret genre, the most pop title in the end; Anna then returns as a liberator for this swing ballad. 'Traveler Part 1' and the return to the electronic / psychedelic atmosphere, a bit on Quantum Fantay and of course the fathers Ozric Tentacles, a bit new age / dark age for this long sequel which finally deposits and descales. The ardor of the record and its dark, lugubrious side engages in the 2nd part on the same tune "Traveler Part 2", well there it is "Atem", "Zeit", "Black Dance", oppressive and regressive atmosphere; 30 minutes to donf for a hypnosis without drugs, without suspect spirits, those which make you see the purple night; a cacophony orchestrated on a long explosive crescendo by the contribution of the drums; the last quarter of an hour with that ultimate break, soaring where Anna's voice is magnified; a sort of mantra of the new millennium, where Schulze recalls his association with Lisa Gerrard, here it is Anna who orchestrates and melts the most recalcitrant of you. Hipgnosis continues its slow definition of cosmic, electronic rock and religious limit with their latest avant-garde opus. Slawek took 10 years to release this long, dark, bewitching and symphonic opus; 10 years to take you to scorched lands where every sound can no longer be stopped, an album without concession where you have to be able to still love traveling for a long time. Alain PP ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Macbeth 10:26 2. Love 3:39 3. Hyde Park 9:15 4. Puls Life 5:22 5. Heavy 8:21 6. Depart Like A Tree 4:24 7. Traveller Part 1 10:58 CD 2: 1. Traveller Part 2 44:17 ..::OBSADA::.. Sławek SEQ Ziemisławski - drums ,keyboards, sequencers, virtual synthesizers, Anna KUL Batko - lead vocal, vocals Piotr PITU Nodzeński - bass, vocals Radosław THUG Czapka - keyboards Przemek PRZEMO Nodzeński - vocals in 'Macbeth' & 'Depart Like A Tree' Guests: Ewa Jabłońska - electric violin Filip GODDARD Wyrwa - electric guitar https://www.youtube.com/watch?v=EmP5rgXCpyQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 16:35:33
Rozmiar: 609.33 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Wielowarstwowa mieszanka potężnego i imponującego blackened DM! FA Like their label and country mates Serpent of Old, Shrine of Denial are blending styles and forging their own sound, and channelling it through narrative, superbly thought out structures that despite the twists and turns remain memorable. Perhaps it is a Turkish trait to have the songs this meticulously written, and to achieve that Shrine of Denial have used elements of both death and black metal in varying degrees, often blurring the boundaries between the two in the process. The result is exhilarating, as the band effortlessly switches from fast, blasting parts to slow melodic hooks and then quickly accelerates back to their high-speed mode, using whatever stylistic liberties available. It is an engaging, intense and stirring album that doesn’t get carried away and goes beyond what is necessary or appropriate; despite the vagaries, it remains solid, cohesive and impactful throughout. For what it does, 'I, Moloch' is one of the strongest albums not only to come out of that region in recent times but also in the blackened death metal style as a whole. For fans of - Serpent of Old, Dead Congregation, Emperor, Behemoth, Burial Invocation, The Chasm PRESS: "top-shelf blackened death that gets me very excited for the band’s future career" - Angry Metal Guy 3.5/5 www.angrymetalguy.com/shrine-of-denial-i-moloch-review/ "a rock-solid album that will break necks" - Acta Infernalis 90/100 actainfernalis.com/2025/03/10/review-2632-shrine-of-denial-i-moloch-english/ "This is the kind of splendor that black-death metal is always in need of" - Head-banger Reviews headbangerreviews.com/2025/01/23/shrine-of-denial-i-moloch/ "A bright new star has emerged in the murky death metal firmament!" - Sentinel Daily sentineldaily.com.au/shrine-of-denial-i-moloch-transcending-obscurity-records/ "as elaborate, as magnificent, as sinister and otherworldly, and as dreadfully frightening as the visual" - No Clean Singing www.nocleansinging.com/2025/02/14/an-ncs-premiere-shrine-of-denial-i-moloch/ "an engaging slab of considerable ferocity, tempered by an esoteric edge" - Wonderbox Metal wonderboxmetal.com/2025/03/06/shrine-of-denial-i-moloch-review/ "Solid blackened death with a touch of disso" - Toilet ov Hell toiletovhell.com/tmp-floating-shrine-of-denial-shrieking-demons-and-more/ "fans of varied death metal with a blackened touch should definitely check out" - Wings of Death www.wingsofdeath.net/89646-Shrine-Of-Denial-I-Moloch I’m starting to think there might be something in the water over in Turkey. Not two full years after Serpent of Old and their phenomenal debut Ensemble Under the Dark Sun blew my tiny mind, Shrine of Denial threaten to do the same. Sharing a home country and a label and implying a similar sound to Serpent of Old in their one-sheet, it was easy to go in expecting a carbon-copy of the former. While certain quirks suggest the idea of a native style, Shrine of Denial have more than enough personality of their own, forming I, Moloch with blackened death metal channeled through a sound that feels as old and trve as it does fresh and unique. I, Moloch is gritty, fast, and technical. Punchily-delivered vocals and fast, off-beat tempos that almost recall The Black Dahlia Murder, meet with menacing riffwork that mimics a faster Morbid Angel, and is most closely akin to last years’ Keres, and throaty growls barked or roared, often in unison. Lurking about the compositions are tones and some pretensions to atmospheric dissonance that sound—yes—a bit like Serpent of Old (“Climbing Through Nothingness,” “The Mesmer”). But Shrine of Denial eschew eerie ambiguity in favour of straightforward meanness, delivering their discordant harmonies through spidery fretwork and the occasional twisting, piercing line. The low-DR, new-school-old-school production that wraps guitar solos in delicious echo, pushes the percussion to the front and into the golden zone of satisfyingly crisp crashy-bangyness, and emphasises the roughness of the vocals is the perfect packaging. This sounds bloody fantastic. Shrine of Denial excel at elevating the elements of their music in a way that injects new vitality and intrigue into old styles, but doesn’t denigrate their unvarnished heaviness. There is much that feels vaguely familiar on I, Moloch, but it is reinterpreted and reinvigorated through impressive performances and idiosyncratic habits that give Shrine of Denial instant individuality. Guitar lines threading through compositions are immediate and hooky (“Oneiros,” “Headless Idol”), but subtly they spin a more complex web that gives the songs depth, and take you almost by surprise as thematic reprise bursts into a thrilling solo (“I, Moloch,” “Pillars of Ice”). The drumwork is far more complex than it needed to be, but the effort pays off in spades, with the compositions becoming exhilaratingly energetic; my jaw was frequently on the floor in appreciation of the flicky precision and kicky fills (especially “A Sanctuary In The Depths Of The Realms,” “Pillars of Ice,” and “Oneiros”). Further, the way Shrine of Denial use syncopation between percussion, vocal delivery, and on-off riff patterns gives them that much more impact, where otherwise they might have shrunken under their technicality (“I, Moloch,” “Temple of the Corpse Misuser”). What few truly melodious passages there are shine when they do appear in the aforementioned solos, or in the hints of grace to certain quite OSDM-sounding refrains; the beauty of their high, cavernous resonance makes it that much more heartbreaking that they are so rare. There is precious little wastage on I, Moloch. With a runtime this swift, but songs this compelling, it’s clear that Shrine of Denial are smart songwriters, knowing that to win over their listener, it’s better to leave them a little hungry. These 31 minutes are bursting with slick, thrilling, downright gnarly musicianship, and a presence that belies this brevity. Everything exudes a fresh and snappy approach to disso-death, and blackened death, and whatever subgenres they incorporate, that makes them more approachable, but keeps just enough conventionality, and more than enough brutality and technicality, to satisfy. The main problems, therefore, with I, Moloch are: a) I would like more, and b) I would like them to let their extreme tendencies play out a little further; that is to say—there aren’t any real problems. In seriousness, I, Moloch’s abbreviation and slight camouflage of seeming more straightforward than it is does let Shrine of Denial down a tad; but it’s early days, and I’m more than happy to wait for them to really let loose. Really, I, Moloch does everything you could ask it to. It’s punchy and slick, with clear signs of powerful promise waiting to be capitalised upon once Shrine of Denial fully lock in. It’s a bite-sized helping of top-shelf blackened death that gets me very excited for the band’s future career, and it’s another impressive debut to come from a country with a growing reputation of fostering extreme metal talent. Thus Spoke ..::TRACK-LIST::.. 1. Climbing Through Nothingness 04:31 2. A Sanctuary In The Depths Of The Realms 04:15 3. I, Moloch 03:36 4. Pillars Of Ice 04:18 5. The Mesmer 03:58 6. Oneiros 03:41 7. Headless Idol 02:54 8. Temple of the Corpse Misuser 03:43 ..::OBSADA::.. Eray Nabi - Vocals Onur Uslu - Lead guitar Denizkaan Aracı - Rhythm guitar Ahmet Ünveren - Bass Berk Köktürk - Drums https://www.youtube.com/watch?v=vBDKKGszVdQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 15:47:16
Rozmiar: 81.97 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Wielowarstwowa mieszanka potężnego i imponującego blackened DM! FA Like their label and country mates Serpent of Old, Shrine of Denial are blending styles and forging their own sound, and channelling it through narrative, superbly thought out structures that despite the twists and turns remain memorable. Perhaps it is a Turkish trait to have the songs this meticulously written, and to achieve that Shrine of Denial have used elements of both death and black metal in varying degrees, often blurring the boundaries between the two in the process. The result is exhilarating, as the band effortlessly switches from fast, blasting parts to slow melodic hooks and then quickly accelerates back to their high-speed mode, using whatever stylistic liberties available. It is an engaging, intense and stirring album that doesn’t get carried away and goes beyond what is necessary or appropriate; despite the vagaries, it remains solid, cohesive and impactful throughout. For what it does, 'I, Moloch' is one of the strongest albums not only to come out of that region in recent times but also in the blackened death metal style as a whole. For fans of - Serpent of Old, Dead Congregation, Emperor, Behemoth, Burial Invocation, The Chasm PRESS: "top-shelf blackened death that gets me very excited for the band’s future career" - Angry Metal Guy 3.5/5 www.angrymetalguy.com/shrine-of-denial-i-moloch-review/ "a rock-solid album that will break necks" - Acta Infernalis 90/100 actainfernalis.com/2025/03/10/review-2632-shrine-of-denial-i-moloch-english/ "This is the kind of splendor that black-death metal is always in need of" - Head-banger Reviews headbangerreviews.com/2025/01/23/shrine-of-denial-i-moloch/ "A bright new star has emerged in the murky death metal firmament!" - Sentinel Daily sentineldaily.com.au/shrine-of-denial-i-moloch-transcending-obscurity-records/ "as elaborate, as magnificent, as sinister and otherworldly, and as dreadfully frightening as the visual" - No Clean Singing www.nocleansinging.com/2025/02/14/an-ncs-premiere-shrine-of-denial-i-moloch/ "an engaging slab of considerable ferocity, tempered by an esoteric edge" - Wonderbox Metal wonderboxmetal.com/2025/03/06/shrine-of-denial-i-moloch-review/ "Solid blackened death with a touch of disso" - Toilet ov Hell toiletovhell.com/tmp-floating-shrine-of-denial-shrieking-demons-and-more/ "fans of varied death metal with a blackened touch should definitely check out" - Wings of Death www.wingsofdeath.net/89646-Shrine-Of-Denial-I-Moloch I’m starting to think there might be something in the water over in Turkey. Not two full years after Serpent of Old and their phenomenal debut Ensemble Under the Dark Sun blew my tiny mind, Shrine of Denial threaten to do the same. Sharing a home country and a label and implying a similar sound to Serpent of Old in their one-sheet, it was easy to go in expecting a carbon-copy of the former. While certain quirks suggest the idea of a native style, Shrine of Denial have more than enough personality of their own, forming I, Moloch with blackened death metal channeled through a sound that feels as old and trve as it does fresh and unique. I, Moloch is gritty, fast, and technical. Punchily-delivered vocals and fast, off-beat tempos that almost recall The Black Dahlia Murder, meet with menacing riffwork that mimics a faster Morbid Angel, and is most closely akin to last years’ Keres, and throaty growls barked or roared, often in unison. Lurking about the compositions are tones and some pretensions to atmospheric dissonance that sound—yes—a bit like Serpent of Old (“Climbing Through Nothingness,” “The Mesmer”). But Shrine of Denial eschew eerie ambiguity in favour of straightforward meanness, delivering their discordant harmonies through spidery fretwork and the occasional twisting, piercing line. The low-DR, new-school-old-school production that wraps guitar solos in delicious echo, pushes the percussion to the front and into the golden zone of satisfyingly crisp crashy-bangyness, and emphasises the roughness of the vocals is the perfect packaging. This sounds bloody fantastic. Shrine of Denial excel at elevating the elements of their music in a way that injects new vitality and intrigue into old styles, but doesn’t denigrate their unvarnished heaviness. There is much that feels vaguely familiar on I, Moloch, but it is reinterpreted and reinvigorated through impressive performances and idiosyncratic habits that give Shrine of Denial instant individuality. Guitar lines threading through compositions are immediate and hooky (“Oneiros,” “Headless Idol”), but subtly they spin a more complex web that gives the songs depth, and take you almost by surprise as thematic reprise bursts into a thrilling solo (“I, Moloch,” “Pillars of Ice”). The drumwork is far more complex than it needed to be, but the effort pays off in spades, with the compositions becoming exhilaratingly energetic; my jaw was frequently on the floor in appreciation of the flicky precision and kicky fills (especially “A Sanctuary In The Depths Of The Realms,” “Pillars of Ice,” and “Oneiros”). Further, the way Shrine of Denial use syncopation between percussion, vocal delivery, and on-off riff patterns gives them that much more impact, where otherwise they might have shrunken under their technicality (“I, Moloch,” “Temple of the Corpse Misuser”). What few truly melodious passages there are shine when they do appear in the aforementioned solos, or in the hints of grace to certain quite OSDM-sounding refrains; the beauty of their high, cavernous resonance makes it that much more heartbreaking that they are so rare. There is precious little wastage on I, Moloch. With a runtime this swift, but songs this compelling, it’s clear that Shrine of Denial are smart songwriters, knowing that to win over their listener, it’s better to leave them a little hungry. These 31 minutes are bursting with slick, thrilling, downright gnarly musicianship, and a presence that belies this brevity. Everything exudes a fresh and snappy approach to disso-death, and blackened death, and whatever subgenres they incorporate, that makes them more approachable, but keeps just enough conventionality, and more than enough brutality and technicality, to satisfy. The main problems, therefore, with I, Moloch are: a) I would like more, and b) I would like them to let their extreme tendencies play out a little further; that is to say—there aren’t any real problems. In seriousness, I, Moloch’s abbreviation and slight camouflage of seeming more straightforward than it is does let Shrine of Denial down a tad; but it’s early days, and I’m more than happy to wait for them to really let loose. Really, I, Moloch does everything you could ask it to. It’s punchy and slick, with clear signs of powerful promise waiting to be capitalised upon once Shrine of Denial fully lock in. It’s a bite-sized helping of top-shelf blackened death that gets me very excited for the band’s future career, and it’s another impressive debut to come from a country with a growing reputation of fostering extreme metal talent. Thus Spoke ..::TRACK-LIST::.. 1. Climbing Through Nothingness 04:31 2. A Sanctuary In The Depths Of The Realms 04:15 3. I, Moloch 03:36 4. Pillars Of Ice 04:18 5. The Mesmer 03:58 6. Oneiros 03:41 7. Headless Idol 02:54 8. Temple of the Corpse Misuser 03:43 ..::OBSADA::.. Eray Nabi - Vocals Onur Uslu - Lead guitar Denizkaan Aracı - Rhythm guitar Ahmet Ünveren - Bass Berk Köktürk - Drums https://www.youtube.com/watch?v=vBDKKGszVdQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 15:40:53
Rozmiar: 394.64 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Sinead O'Connor - I'm Not Bossy, I'm The Boss (Deluxe Edition) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Sinead O'Connor Album................: I'm Not Bossy, I'm The Boss Genre................: Pop, Rock Source...............: CD Year.................: 2014 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 64 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Nettwerk Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Sinead O'Connor - How About I Be Me [03:25] 2. Sinead O'Connor - Dense Water Deeper Down [03:32] 3. Sinead O'Connor - Kisses Like Mine [02:28] 4. Sinead O'Connor - Your Green Jacket [03:23] 5. Sinead O'Connor - The Vishnu Room [02:47] 6. Sinead O'Connor - The Voice Of My Doctor [03:36] 7. Sinead O'Connor - Harbour [04:40] 8. Sinead O'Connor - James Brown (with Seun Kuti) [03:04] 9. Sinead O'Connor - 8 Good Reasons [03:26] 10. Sinead O'Connor - Take Me To Church [03:01] 11. Sinead O'Connor - Where Have You Been? [03:02] 12. Sinead O'Connor - Streetcars [04:28] Bonus Tracks 13. Sinead O'Connor - How Nice A Woman Can Be [03:02] 14. Sinead O'Connor - Make A Fool Of Me All Night [03:35] 15. Sinead O'Connor - Little Story [03:06] Playing Time.........: 50:45 Total Size...........: 327,01 MB
Seedów: 383
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 13:56:33
Rozmiar: 352.81 MB
Peerów: 74
Dodał: rajkad
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Black - The Collection --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Black Album................: The Collection Genre................: Pop, New Wave Source...............: CD Year.................: 2000 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 60 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Spectrum Music Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Black - Wonderful Life [04:51] 2. Black - Paradise [04:54] 3. Black - The Big One [03:42] 4. Black - Now You're Gone [03:40] 5. Black - All We Need Is the Money [04:29] 6. Black - Let Me Watch You Make Love [03:11] 7. Black - She's My Best Friend [04:07] 8. Black - Sweetest Smile [05:17] 9. Black - Finder [04:16] 10. Black - It's Not Over Yet [05:09] 11. Black - Hey, I Was Right, You Were Wrong [03:43] 12. Black - Ravel in the Rain [03:52] 13. Black - Everything Is Coming Up Roses [04:09] 14. Black - You Don't Always Do What's Best for You [04:43] 15. Black - You're a Big Girl Now [04:19] 16. Black - Here It Comes Again [04:15] 17. Black - I Just Grew Tired [04:19] 18. Black - Just Making Memories [04:25] Playing Time.........: 01:17:29 Total Size...........: 475,42 MB
Seedów: 131
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-02 10:32:12
Rozmiar: 501.53 MB
Peerów: 31
Dodał: rajkad
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Po sześciu latah działalności Blackcircle wreszcie prezetuje swój debiutancki album. Sporo udziwnień, dużo progresji, dość inteligentna muzyka dla poszukujących. Płyta 'duszna i ponura' ale nie stwarzająca wrażenia monotonnej. ..::TRACK-LIST::.. 1. Ascension 08:19 2. Flowers 07:24 3. Echoes 08:57 4. In the Eye of Chaos 07:13 5. The Ghost Garden 07:42 6. Timeline 09:29 7. Mirrorhouse 04:44 8. Requiem in Silence 06:30 ..::OBSADA::.. Bass - Jorge Drolett Drum Programming - Raúl Drolett Guitar - Raúl Drolett Keyboards - Jorge Drolett Synth - Raúl Drolett Vocals - Jorge Drolett, Raúl Drolett https://www.youtube.com/watch?v=cPw5fiVeXTQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-01 19:20:29
Rozmiar: 139.52 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Po sześciu latah działalności Blackcircle wreszcie prezetuje swój debiutancki album. Sporo udziwnień, dużo progresji, dość inteligentna muzyka dla poszukujących. Płyta 'duszna i ponura' ale nie stwarzająca wrażenia monotonnej. ..::TRACK-LIST::.. 1. Ascension 08:19 2. Flowers 07:24 3. Echoes 08:57 4. In the Eye of Chaos 07:13 5. The Ghost Garden 07:42 6. Timeline 09:29 7. Mirrorhouse 04:44 8. Requiem in Silence 06:30 ..::OBSADA::.. Bass - Jorge Drolett Drum Programming - Raúl Drolett Guitar - Raúl Drolett Keyboards - Jorge Drolett Synth - Raúl Drolett Vocals - Jorge Drolett, Raúl Drolett https://www.youtube.com/watch?v=cPw5fiVeXTQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-01 19:14:40
Rozmiar: 460.44 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jestem naprawdę szczęśliwy, że poznałem włoski zespół, wyprodukowany przez włoską wytwórnię (bardzo aktywną Punishment 18 ), który śpiewa po włosku opowiadając kawał włoskiej historii. Generalnie nie jestem zagorzałym obrońcą włoskiej sceny, często prowincjonalnej i amatorskiej, i właśnie dlatego jestem naprawdę dumny, gdy pojawia się dzieło tego kalibru. Fajnie jest rozmawiać o fiordach czy obskurnych ulicach South Central Los Angeles, ale w końcu każdy z nas może być gangsterem albo niedzielnym Wikingiem... więc raz jeszcze wielkie brawa dla zespołu, który postanowił nie iść na łatwiznę i nie podążać za trendami. ..::TRACK-LIST::.. 1. I Was 2. Teveròn, The Sleeping Giant 3. The Legend Of Càzha Selvàrega 4. Artiglieria Alpina 5. The Guardian 6. 33 Days Of Pontificate (Vatican Inc.) 7. An Old Dusty Dream (Vajont 9 Ottobre 1963) 8. Life Before Nothing 9. Scream Of 2000 Screams 10. The Memory ..::OBSADA::.. Med - Guitars Thomas - Drums Ciardo - Guitars, Flute, Vocals Pondro - Bass https://www.youtube.com/watch?v=1QW_wq81kS4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-01 17:42:20
Rozmiar: 99.12 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jestem naprawdę szczęśliwy, że poznałem włoski zespół, wyprodukowany przez włoską wytwórnię (bardzo aktywną Punishment 18 ), który śpiewa po włosku opowiadając kawał włoskiej historii. Generalnie nie jestem zagorzałym obrońcą włoskiej sceny, często prowincjonalnej i amatorskiej, i właśnie dlatego jestem naprawdę dumny, gdy pojawia się dzieło tego kalibru. Fajnie jest rozmawiać o fiordach czy obskurnych ulicach South Central Los Angeles, ale w końcu każdy z nas może być gangsterem albo niedzielnym Wikingiem... więc raz jeszcze wielkie brawa dla zespołu, który postanowił nie iść na łatwiznę i nie podążać za trendami. ..::TRACK-LIST::.. 1. I Was 2. Teveròn, The Sleeping Giant 3. The Legend Of Càzha Selvàrega 4. Artiglieria Alpina 5. The Guardian 6. 33 Days Of Pontificate (Vatican Inc.) 7. An Old Dusty Dream (Vajont 9 Ottobre 1963) 8. Life Before Nothing 9. Scream Of 2000 Screams 10. The Memory ..::OBSADA::.. Med - Guitars Thomas - Drums Ciardo - Guitars, Flute, Vocals Pondro - Bass https://www.youtube.com/watch?v=1QW_wq81kS4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-01 17:38:37
Rozmiar: 327.86 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pionierzy brytyjskiego thrash/punka lat 80-tych. To ich debiut. To co naprawdę wyróżnia 'Your Turn Next', jest całkowite zignorowanie muzycznych granic, co w 1986 roku było dla mnie dość nowym doświadczeniem! To album, który mówi: 'Po chuj wybierać między hardcore punkiem a thrash metalem, skoro można mieć oba, a nawet więcej?'. CONCRETE SOX hailed from Nottingham and were one of the pioneers of the whole UK Hardcore punk/thrash scene in the mid 80s. Now their debut album “Your Turn Next” is made available again in conjunction with the bands own Soxcore label and for the first time on CD in Europe. Featuring many unseen photos from the bands original collection, the CD version also contains 13 previously unreleased additional live and demo tracks from 1984-85. ..::TRACK-LIST::.. Your Turn Next LP (1985) 1. Intelligence Quest 3:45 2. Who Was The First? 4:11 3. Eminent Scum 3:18 4. Sustain The Orgy 6:08 5. Ten Steps To Oblivion 4:38 6. Each Day A New Low 2:13 7. New Breed 3:01 8. Salt Of The Earth 4:41 9. Civilised 3:32 10. Torn 2:34 11. Your Turn Next 1:45 12. Sadists 1:56 Demo Tracks (1985) 13. Senile Fools 3:14 14. Speak Siberian Or Die 3:49 Live At The Station Newcastle (1984) 15. Festering 3:24 16. Each Day A New Low 3:26 17. Sadists 2:25 18. Untitled 2:04 19. World Casino 1:59 20. Not That Blind 2:36 21. Deathwish 2:22 22. Tortured Minds 1:43 Demo Tracks (1984) 23. Senile Fools 3:11 24. Torn 2:37 25. Sadists 2:15 ..::OBSADA::.. Guitar [All Guitars], Keyboards, Lead Vocals, Backing Vocals, Music By - Vic Bass, Lead Vocals, Backing Vocals, Other [All Diseases], Music By - Les Drums, Lead Vocals, Backing Vocals, Tambourine, Music By - John Vocals [Additional] - Tracey https://www.youtube.com/watch?v=vsTfb5vq7ks SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-01 17:02:08
Rozmiar: 179.27 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Pionierzy brytyjskiego thrash/punka lat 80-tych. To ich debiut. To co naprawdę wyróżnia 'Your Turn Next', jest całkowite zignorowanie muzycznych granic, co w 1986 roku było dla mnie dość nowym doświadczeniem! To album, który mówi: 'Po chuj wybierać między hardcore punkiem a thrash metalem, skoro można mieć oba, a nawet więcej?'. CONCRETE SOX hailed from Nottingham and were one of the pioneers of the whole UK Hardcore punk/thrash scene in the mid 80s. Now their debut album “Your Turn Next” is made available again in conjunction with the bands own Soxcore label and for the first time on CD in Europe. Featuring many unseen photos from the bands original collection, the CD version also contains 13 previously unreleased additional live and demo tracks from 1984-85. ..::TRACK-LIST::.. Your Turn Next LP (1985) 1. Intelligence Quest 3:45 2. Who Was The First? 4:11 3. Eminent Scum 3:18 4. Sustain The Orgy 6:08 5. Ten Steps To Oblivion 4:38 6. Each Day A New Low 2:13 7. New Breed 3:01 8. Salt Of The Earth 4:41 9. Civilised 3:32 10. Torn 2:34 11. Your Turn Next 1:45 12. Sadists 1:56 Demo Tracks (1985) 13. Senile Fools 3:14 14. Speak Siberian Or Die 3:49 Live At The Station Newcastle (1984) 15. Festering 3:24 16. Each Day A New Low 3:26 17. Sadists 2:25 18. Untitled 2:04 19. World Casino 1:59 20. Not That Blind 2:36 21. Deathwish 2:22 22. Tortured Minds 1:43 Demo Tracks (1984) 23. Senile Fools 3:11 24. Torn 2:37 25. Sadists 2:15 ..::OBSADA::.. Guitar [All Guitars], Keyboards, Lead Vocals, Backing Vocals, Music By - Vic Bass, Lead Vocals, Backing Vocals, Other [All Diseases], Music By - Les Drums, Lead Vocals, Backing Vocals, Tambourine, Music By - John Vocals [Additional] - Tracey https://www.youtube.com/watch?v=vsTfb5vq7ks SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-01 16:58:35
Rozmiar: 534.40 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Lenny Kravitz - Acoustic --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Lenny Kravitz Album................: Acoustic Genre................: Rock Source...............: CD Year.................: 1994 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 67 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Kiss The Stone - Unofficial Release Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Lenny Kravitz - Are You Gonna Go My Way [06:26] 2. Lenny Kravitz - Believe [05:13] 3. Lenny Kravitz - Rosemary [05:36] 4. Lenny Kravitz - Just Be a Woman [04:06] 5. Lenny Kravitz - Sister [07:15] 6. Lenny Kravitz - Always On The Run [03:57] 7. Lenny Kravitz - My Precious Love [05:54] 8. Lenny Kravitz - Let Love Rule [06:43] 9. Lenny Kravitz - Are You Gonna Go My Way (Bonus Track) [03:26] 10. Lenny Kravitz - Always On The Run (Bonus Track) [05:57] Playing Time.........: 54:37 Total Size...........: 368,35 MB
Seedów: 65
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-01 15:53:37
Rozmiar: 369.95 MB
Peerów: 39
Dodał: rajkad
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Sting & Shaggy - 44.876 (SHM-CD Japan Deluxe Edition) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Sting & Shaggy Album................: 44.876 Genre................: Pop Source...............: CD Year.................: 2018 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 64 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: A&M Records – UICA Japan Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Sting & Shaggy - 44.876 [02:59] 2. Sting & Shaggy - Morning Is Comin [03:11] 3. Sting & Shaggy - Waiting For The Break Of Day [03:18] 4. Sting & Shaggy - Gotta Get Back My Bab [02:56] 5. Sting & Shaggy - Don't Make Me Wait [03:35] 6. Sting & Shaggy - Just One Lifetime [03:30] 7. Sting & Shaggy - 22nd Stree [04:00] 8. Sting & Shaggy - Dreaming In The U.S.A [03:08] 9. Sting & Shaggy - Crooked Tree [03:37] 10. Sting & Shaggy - To Love And Be Love [03:29] 11. Sting & Shaggy - Sad Trombon [05:43] 12. Sting & Shaggy - Night Shif [03:26] 13. Sting & Shaggy - If You Can't Find Love [03:34] 14. Sting & Shaggy - Love Changes Everythin [03:55] 15. Sting & Shaggy - 16 Fathom [03:19] 16. Sting & Shaggy - Don't Make Me Wait (Dave Aude Rhythmic Radio Remix[03:48] 17. Sting & Shaggy - Don't Make Me Wait (Live at Shaggy and Friends) (Bonus Track[06:34] 18. Sting & Shaggy - Message In A Bottle (Live at Shaggy and Friends) (Bonus Track[04:31] Playing Time.........: 01:08:40 Total Size...........: 443,99 MB
Seedów: 26
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-01 11:16:46
Rozmiar: 541.52 MB
Peerów: 28
Dodał: rajkad
Opis
...( Info )...
Artist...............: Thin Lizzy Album................: Johnny The Fox Genre................: Hard rock Year.................: 1990 Codec................: Reference libFLAC 1.5 ...( TrackList )... 001. Thin Lizzy - Johnny 002. Thin Lizzy - Rocky 003. Thin Lizzy - Borderline 004. Thin Lizzy - Don't Believe A Word (Album Version) 005. Thin Lizzy - Fools Gold 006. Thin Lizzy - Johnny The Fox Meets Jimmy The Weed (Album Version) 007. Thin Lizzy - Old Flame 008. Thin Lizzy - Massacre (Album Version) 009. Thin Lizzy - Sweet Marie 010. Thin Lizzy - Boogie Woogie Dance
Seedów: 316
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-01 00:15:14
Rozmiar: 237.39 MB
Peerów: 39
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist...............: Nomadi Album................: Live al Teatro Dal Verme (Live) Genre................: Pop Year.................: 2025 Codec................: Reference libFLAC 1.5 ...( TrackList )... 001. Nomadi - Ricordati (Live) 002. Nomadi - Noi non ci saremo (Live) 003. Nomadi - Gli aironi neri (Live) 004. Nomadi - Cartoline da qui (Live) 005. Nomadi - Voglio ridere (Live) 006. Nomadi - Dove si va (Live) 007. Nomadi - Tutto a posto (Live) 008. Nomadi - Utopia (Live) 009. Nomadi - Fiore nero (Live) 010. Nomadi - Ti lascio una parola (Goodbye) (Live) 011. Nomadi - Suoni (Live) 012. Nomadi - Il paese - L'eredità - Né gioia né dolore (Live) 013. Nomadi - Un pugno di sabbia (Live) 014. Nomadi - Io voglio vivere (Live) 015. Nomadi - Auschwitz (Live) 016. Nomadi - Canzone per un'amica (Live) 017. Nomadi - Dio è morto (Live) 018. Nomadi - Io vagabondo (Live)
Seedów: 211
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-10-01 00:15:08
Rozmiar: 945.05 MB
Peerów: 21
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Poślady zerżnięte na maxa! ..::OPIS::.. Lelahell to bestia z Algierii, być może zespół jest znany części fanów z europejskich wojaży (Polskę też odwiedzili swego czasu). Zapewne część czytających to osób będzie zdziwiona, że w Algierii bawią się w granie metalu. Bawią się i to jak! Słowacka Metal Age Productions wzięła pod swoje skrzydła tego potwora i oto trzymam w ręku drugi pełnowymiarowy krążek Lelahell. Kilka faktów… Płyta zmiksowana i zremasterowana w Hertz Studio, na bębnach rozpierdol (dosłownie) sieje niejaki Hannes Grossmann (m.in. Hate Eternal, a wcześniej Necrophagist, Obscura) a wśród kilku gości, którzy pojawili się na płycie jest m.in. sam Patrizio Marco Giovanni Mameli z Pestilence. Głównym sprawcą całego zamieszania jest Redouane Aouameur, który pociąga za sznurki w Lelahell. Wspomniany muzyk od wielu już lat działa na scenie i to słychać w jego muzyce. Dziesięć utworów składających się na „Alif” to miażdżąca porcja piekielnie szybkiego i technicznego death metalu z pojawiającymi się od czasu do czasu elementami folku. Można rzec, że Amerykanie mają Nile, Algieria ma Lelahell. Co ciekawe, w chwili obecnej Lelahell przejeżdża niczym czołg po konkurencji i nie bierze jeńców. Ile tutaj się dzieje! Potężne, klarowne brzmienie, niesamowite partie bębnów i gitarowe „palcóweczki wywijańce” ze szczyptą arabskiego folku tworzą piekielną mieszankę. Co ważne całość brzmi niesamowicie świeżo, chyba nie bez znaczenia jest pochodzenie mózgu Lelahell. Jeżeli tak w Algierii gra się death metal, to czapki z głów proszę państwa. Odnośnie technicznego grania, żeby była jasność. Termin techniczny death metal może być mylący, nie jestem zwolennikiem muzy, w której mamy zlepek przypadkowych dźwięków, gdzie nic do siebie nie pasuje i jest to niestrawne w słuchaniu. Na „Alif” jest dokładnie odwrotnie. Jest miażdżący ciężar (death metal to nie cukiereczki), nieziemskie partie bębnów, chore wokale (niesamowite i obłąkane „screamy”), kapitalne solówki gitarowe i umiejętne (kładę nacisk na to słowo!) pokazanie jak można bawić się grą na instrumentach. Dzięki temu materiał nic nie traci na brutalności, nie została przekroczona niebezpieczna granica oddzielająca death metal od popisów nie mających z nim nic wspólnego. Weźmy taki siódmy na płycie „Insiraf/Martyr” (pisząc te słowa po raz któryś z rzędu słucham „Alif” i akurat właśnie przytłacza mnie ten utwór ). Arabski język w death metalu sprawdza się doskonale, brzmi świeżo i złowieszczo. Arabski motyw na gitarze przechodzi we wściekły death metal z tekstem wyryczanym w trzech językach (arabski, francuski i angielski). Obcując z Lelahell po raz kolejny potwierdza się teoria o bandach z egzotycznych dla metalu krajów. Ta egzotyka jest niesamowitym atutem, w połączeniu z, że tak to ujmę, regionalnymi „motywami” i czystą głową (czego często brakuje muzykom z krajów gdzie ikony death metalu wymienia się przez wszystkie przypadki, a to powoduje zabieranie się za kopiowanie kopii, w efekcie czego otrzymujemy, przykładowo, tysięczną wersję którejś z ikon death metalu). Pochodzenie idące w parze z pomysłem na muzykę, daje utalentowanym muzykom, a do takich zdecydowanie należy Redouane Aouameur (kuźwa, jak to się wymawia? ;)) możliwość zaprezentowania szerszej publice swoich nieco innych pomysłów i innego spojrzenia na ekstremalny metal. Mówiąc wprost, dawno nie spotkałem się z tak druzgocącym materiałem w brutalnym death metalu, swoją drogą określenie brutalny death metal jest głupkowate, bo przecież death metal z założenia ma być muzyką brutalną. Jeśli lubisz kiedy tynk sypie się ze ścian, jeśli jesteś w stanie stanąć do walki na ringu z przeciwnikiem, który dysponuje nieziemską siłą i z góry wiesz, że poniesiesz klęskę, jeśli lubisz kiedy muza Cię katuje i nie da spokoju do ostatniej kropli krwi to algierski Lelahell jest dla Ciebie. Warto poszukać tego albumu, Lelahell dokonał aktu zniszczenia totalnego! Nie ma innej opcji jak maksymalna nota. Długo jeszcze ta płyta nie opuści mojego odtwarzacza. Robert Serpent Wiedzieliście, że istnieje coś takiego, jak algierski metal? Dopóki Lelahell nie wysłał swojej promki na naszą skrzynkę, sam nie miałem o tym pojęcia. Zainteresowałem się tą płytą głównie z ciekawości, nie zaprzeczam. Przekonajmy się, czy arabski death metal jest halal, czy może raczej haram. Alif to czterdzieści minut podzielone na dziesięć kawałków i wydane przez Metal Age Productions. Notka wspominała o śmierć metalu, jednak samo to jest niedomówieniem. Poza śmiertelnym łomotem, ekipa używa dużo motywów z ich lokalnej kultury. Nie na tyle, by dodawać im do gatunku słowo folk, raczej na poziomie Nile albo Melechesh. Do tego znajduje się tu mnóstwo groove’u przypominającego mi Dies Irae albo Vaderowe Litany. Suma sumarum, wychodzi płyta całkiem przyjemna, choć niespecjalnie wybijająca się ponad resztę. Clou programu są bujające motywy, bardziej do rytmicznego tańca niż zwierzęcych konwulsji, oraz spora ilość arabskich melodii. Przepis całkiem niezły, choć trochę zbyt ubogi: często brakowało mi w utworach dodatkowych motywów, które przebiłyby pojawiającą się w późniejszych częściach monotonię. Wyznaczmy tutaj The Fifth, które praktycznie składa się z dwóch motywów na krzyż, do tego wyjątkowo miernych. Czasami zespół chce rozwinąć formułę i tworzy bardziej rozbudowane kompozycje, ale na Adam the First ciągnie się to bez celu. Dla kontrastu, utrzymane w podobnym duchu Impunity of the Mutants jest już dużo przyjemniejsze, a Litham (The Reach of Kal Asuf)-naprawdę dobre. Nie, żebym przyganiał chęć rozwoju i zaawansowanych utworów, niemniej Lelahell najlepiej sobie radzi w prostych, niespecjalnie melodycznych strzałach z początku płyty. Paramnesia i Ribat Essalem to w sumie też dwa-trzy motywy na krzyż, niemniej miast stawiać na arabeskowe wybiegi, koncentrują się na chwytliwych, breakdownowych riffach, udoskonalając je wcale technicznymi wybiegami i nieokazyjnymi blastami. W ogóle, muzycy często pokazują, że grać potrafią i się nie wstydzą. Czepiać się będę tylko do wokalisty: na moje ucho brzmi jakoś tak wątle, brakuje mu mocy i charyzmy. Natomiast brzmienie powstało w Hertz Studio, jak się pewnie domyślacie, nie ma się na co skarżyć. Alif jest całkiem niezłym krążkiem. W swojej ignorancji stwierdzę, że pewnie jednym z najlepszych z ich lokalnej sceny. Czapki z głowy mi nie urwało, ale jeżeli ktoś lubi groove i Arabię, powinien być zadowolony. Kapitan Bajeczny LELAHELL are one of Algerian newer extreme metal groups. In 2010, Redouane Aouameur who is no stranger to the Algerian metal scene as he has already been in other bands including (Neanderthalia, Litham, Carnavage and Devast) founded it. In August 2012, “Goressimo Records” officially released the band’s debut EP. The album Alif features one of the most admired players in the world of technical death metal - Hannes Grossmann (ex Necrophagist, ex Obscura, Alkaloid, Blotted Science, Hate Eternal) on drums. Recorded at Fermata Studio (Algiers), mixed and mastered at the famous Hertz Recording Studio (Bialystock, Poland) by Sławek and Wojtek Wieslawski (Behemoth, Vader, Decapitated, Hate). Each Lelahell release is conceptually linked to the character of Abderrahmane yet focusing on another evolutionary step—another chapter in his own book. The new album "Alif" is now focusing on Abderrahmane's first steps in his new life, just like a child learning to speak, walk, learning about the world around him. Yet this is full of foes and fears, that's why Abderrahmane needs to save himself from those dangers. The album contains 10 tracks of intensive death metal riffs with an Algerian folklore accent, combined with fast blast beats and technical rhythms. Highly recommended for fans of Melechesch, Nile, Absu, Behemoth or Decapitated. Active as a musician and tireless supporter of Arabic extreme metal worldwide since the mid-90’s Algerian guitarist, vocalist and composer Lelahel aka Redouane Aouameur (Litham, Neanderthalia) was there for many of the country’s earliest metal milestones be it concerts or extreme metal album releases. As he moved on from death metal project Litham, Aouameur chose the path of self-direction and built his own ideas in the shape of the brutal and distinct death metal style of Lelahell. The project’s second full-length is a point of readiness, a mark that sets out onto a more capable and serious beginning. ‘Alif’ is not only a ripping technical death metal album but also a grand survey providing a blueprint for things more philosophical, technical and violent to come. Written, performed, and recorded entirely by Aouameur alone the band’s first EP ‘Al Intihar’ (2012) was brutal death metal not far from 2000’s era Vader but with it’s own groove. The incorporation of arabesque scales persist through Lelahell‘s discography but the influence of Arabic melody wouldn’t fully light aflame until ‘Al Insane… The (Re)birth of Abderrahmane’ (2014) where comparisons were more aptly made with Melechesh, Beheaded and Nile. A brutal and straightforward debut full-length in appearance, as it plays ‘Al Insane… The (Re)birth of Abderrahmane’ reveals depth beneath it’s loudly chugging brutality but now it is easily outmoded by the skillful crafting of ‘Alif’. Elements of thrash, black metal, and a healthy dose of technical death metal skill meld into the body of ‘Alif’ creating a patiently rhythmic experience thanks to Aouameur‘s sharp guitar work and session drums from Hannes Grossman (Alkaloid, Hate Eternal) who is best known for his time in Necrophagist and Obscura. A glut of guest artists contribute guitar and bass spots including Tom Geldschläger (ex-Obscura), Yacine M. (Litham), Patrick Mameli (Pestilence), bassist Hafid Saidi and their contributions help give the album some exotic variety and some considerable progressive flair. Because the heart of Aouameur‘s riffs are a mix of old school/brutal death and blackened death metal ‘Alif’ manages a warm and technique driven feeling throughout thanks to a mix/master from the Wiesławski brothers at Hertz Studio (Azarath, Decapitated, Vader). ‘Alif’ provides some great promise for the future of Lelahell as the intentioned ‘standard bearer’ for future releases. As overused as Arabic folk melody and certain guitar scales may seem in extreme metal this implementation is rarely done with any authenticity, Arallu and AlNamrood have done great justice with these influences, and the same skillful weaving of personal and cultural importance is felt on ‘Alif’ as well. This also includes lyrical themes covering numerous topics, with the open wounds of post-occupational Algeria occasionally on display. There is a spirit of rebellion alongside a certain aging wisdom to discover within the thoughtful content of ‘Alif’ and this makes me even more excited to hear where the project will go next. No doubt that a lot of listeners will show up looking for something hyper progressive and technical due to Grossman‘s inclusion but I would temper that with the more reasonable expectation of tight musicianship with songwriting that isn’t self-indulgent or focused on flair above feeling. The delivery is precise and brutal in every case but I was left carrying the intricate melody and rhythms of ‘Alif’ in my mind after many listens. I’d highly recommend this to folks who have some great love for groups like Melechesh and Arallu but also the brutality of post-millennium era death metal (Polish and USDM, especially) with touches of modern technical and progressive death metal. terraasymmetry ..::TRACK-LIST::.. 1. Paramnesia 04:33 2. Ignis Fatuus 03:04 3. Thou Shalt Not Kill 00:30 4. Ribat Essalem 04:27 5. Adam the First 04:26 6. The Fifth 04:01 7. Insiraf / Martyr 05:37 8. Litham (The Reach of Kal asuf) 05:54 9. Parasits 02:44 10. Impunity of the Mutants 05:16 https://www.youtube.com/watch?v=gnvHxAAbfQs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 19:35:23
Rozmiar: 100.27 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Poślady zerżnięte na maxa! ..::OPIS::.. Lelahell to bestia z Algierii, być może zespół jest znany części fanów z europejskich wojaży (Polskę też odwiedzili swego czasu). Zapewne część czytających to osób będzie zdziwiona, że w Algierii bawią się w granie metalu. Bawią się i to jak! Słowacka Metal Age Productions wzięła pod swoje skrzydła tego potwora i oto trzymam w ręku drugi pełnowymiarowy krążek Lelahell. Kilka faktów… Płyta zmiksowana i zremasterowana w Hertz Studio, na bębnach rozpierdol (dosłownie) sieje niejaki Hannes Grossmann (m.in. Hate Eternal, a wcześniej Necrophagist, Obscura) a wśród kilku gości, którzy pojawili się na płycie jest m.in. sam Patrizio Marco Giovanni Mameli z Pestilence. Głównym sprawcą całego zamieszania jest Redouane Aouameur, który pociąga za sznurki w Lelahell. Wspomniany muzyk od wielu już lat działa na scenie i to słychać w jego muzyce. Dziesięć utworów składających się na „Alif” to miażdżąca porcja piekielnie szybkiego i technicznego death metalu z pojawiającymi się od czasu do czasu elementami folku. Można rzec, że Amerykanie mają Nile, Algieria ma Lelahell. Co ciekawe, w chwili obecnej Lelahell przejeżdża niczym czołg po konkurencji i nie bierze jeńców. Ile tutaj się dzieje! Potężne, klarowne brzmienie, niesamowite partie bębnów i gitarowe „palcóweczki wywijańce” ze szczyptą arabskiego folku tworzą piekielną mieszankę. Co ważne całość brzmi niesamowicie świeżo, chyba nie bez znaczenia jest pochodzenie mózgu Lelahell. Jeżeli tak w Algierii gra się death metal, to czapki z głów proszę państwa. Odnośnie technicznego grania, żeby była jasność. Termin techniczny death metal może być mylący, nie jestem zwolennikiem muzy, w której mamy zlepek przypadkowych dźwięków, gdzie nic do siebie nie pasuje i jest to niestrawne w słuchaniu. Na „Alif” jest dokładnie odwrotnie. Jest miażdżący ciężar (death metal to nie cukiereczki), nieziemskie partie bębnów, chore wokale (niesamowite i obłąkane „screamy”), kapitalne solówki gitarowe i umiejętne (kładę nacisk na to słowo!) pokazanie jak można bawić się grą na instrumentach. Dzięki temu materiał nic nie traci na brutalności, nie została przekroczona niebezpieczna granica oddzielająca death metal od popisów nie mających z nim nic wspólnego. Weźmy taki siódmy na płycie „Insiraf/Martyr” (pisząc te słowa po raz któryś z rzędu słucham „Alif” i akurat właśnie przytłacza mnie ten utwór ). Arabski język w death metalu sprawdza się doskonale, brzmi świeżo i złowieszczo. Arabski motyw na gitarze przechodzi we wściekły death metal z tekstem wyryczanym w trzech językach (arabski, francuski i angielski). Obcując z Lelahell po raz kolejny potwierdza się teoria o bandach z egzotycznych dla metalu krajów. Ta egzotyka jest niesamowitym atutem, w połączeniu z, że tak to ujmę, regionalnymi „motywami” i czystą głową (czego często brakuje muzykom z krajów gdzie ikony death metalu wymienia się przez wszystkie przypadki, a to powoduje zabieranie się za kopiowanie kopii, w efekcie czego otrzymujemy, przykładowo, tysięczną wersję którejś z ikon death metalu). Pochodzenie idące w parze z pomysłem na muzykę, daje utalentowanym muzykom, a do takich zdecydowanie należy Redouane Aouameur (kuźwa, jak to się wymawia? ;)) możliwość zaprezentowania szerszej publice swoich nieco innych pomysłów i innego spojrzenia na ekstremalny metal. Mówiąc wprost, dawno nie spotkałem się z tak druzgocącym materiałem w brutalnym death metalu, swoją drogą określenie brutalny death metal jest głupkowate, bo przecież death metal z założenia ma być muzyką brutalną. Jeśli lubisz kiedy tynk sypie się ze ścian, jeśli jesteś w stanie stanąć do walki na ringu z przeciwnikiem, który dysponuje nieziemską siłą i z góry wiesz, że poniesiesz klęskę, jeśli lubisz kiedy muza Cię katuje i nie da spokoju do ostatniej kropli krwi to algierski Lelahell jest dla Ciebie. Warto poszukać tego albumu, Lelahell dokonał aktu zniszczenia totalnego! Nie ma innej opcji jak maksymalna nota. Długo jeszcze ta płyta nie opuści mojego odtwarzacza. Robert Serpent Wiedzieliście, że istnieje coś takiego, jak algierski metal? Dopóki Lelahell nie wysłał swojej promki na naszą skrzynkę, sam nie miałem o tym pojęcia. Zainteresowałem się tą płytą głównie z ciekawości, nie zaprzeczam. Przekonajmy się, czy arabski death metal jest halal, czy może raczej haram. Alif to czterdzieści minut podzielone na dziesięć kawałków i wydane przez Metal Age Productions. Notka wspominała o śmierć metalu, jednak samo to jest niedomówieniem. Poza śmiertelnym łomotem, ekipa używa dużo motywów z ich lokalnej kultury. Nie na tyle, by dodawać im do gatunku słowo folk, raczej na poziomie Nile albo Melechesh. Do tego znajduje się tu mnóstwo groove’u przypominającego mi Dies Irae albo Vaderowe Litany. Suma sumarum, wychodzi płyta całkiem przyjemna, choć niespecjalnie wybijająca się ponad resztę. Clou programu są bujające motywy, bardziej do rytmicznego tańca niż zwierzęcych konwulsji, oraz spora ilość arabskich melodii. Przepis całkiem niezły, choć trochę zbyt ubogi: często brakowało mi w utworach dodatkowych motywów, które przebiłyby pojawiającą się w późniejszych częściach monotonię. Wyznaczmy tutaj The Fifth, które praktycznie składa się z dwóch motywów na krzyż, do tego wyjątkowo miernych. Czasami zespół chce rozwinąć formułę i tworzy bardziej rozbudowane kompozycje, ale na Adam the First ciągnie się to bez celu. Dla kontrastu, utrzymane w podobnym duchu Impunity of the Mutants jest już dużo przyjemniejsze, a Litham (The Reach of Kal Asuf)-naprawdę dobre. Nie, żebym przyganiał chęć rozwoju i zaawansowanych utworów, niemniej Lelahell najlepiej sobie radzi w prostych, niespecjalnie melodycznych strzałach z początku płyty. Paramnesia i Ribat Essalem to w sumie też dwa-trzy motywy na krzyż, niemniej miast stawiać na arabeskowe wybiegi, koncentrują się na chwytliwych, breakdownowych riffach, udoskonalając je wcale technicznymi wybiegami i nieokazyjnymi blastami. W ogóle, muzycy często pokazują, że grać potrafią i się nie wstydzą. Czepiać się będę tylko do wokalisty: na moje ucho brzmi jakoś tak wątle, brakuje mu mocy i charyzmy. Natomiast brzmienie powstało w Hertz Studio, jak się pewnie domyślacie, nie ma się na co skarżyć. Alif jest całkiem niezłym krążkiem. W swojej ignorancji stwierdzę, że pewnie jednym z najlepszych z ich lokalnej sceny. Czapki z głowy mi nie urwało, ale jeżeli ktoś lubi groove i Arabię, powinien być zadowolony. Kapitan Bajeczny LELAHELL are one of Algerian newer extreme metal groups. In 2010, Redouane Aouameur who is no stranger to the Algerian metal scene as he has already been in other bands including (Neanderthalia, Litham, Carnavage and Devast) founded it. In August 2012, “Goressimo Records” officially released the band’s debut EP. The album Alif features one of the most admired players in the world of technical death metal - Hannes Grossmann (ex Necrophagist, ex Obscura, Alkaloid, Blotted Science, Hate Eternal) on drums. Recorded at Fermata Studio (Algiers), mixed and mastered at the famous Hertz Recording Studio (Bialystock, Poland) by Sławek and Wojtek Wieslawski (Behemoth, Vader, Decapitated, Hate). Each Lelahell release is conceptually linked to the character of Abderrahmane yet focusing on another evolutionary step—another chapter in his own book. The new album "Alif" is now focusing on Abderrahmane's first steps in his new life, just like a child learning to speak, walk, learning about the world around him. Yet this is full of foes and fears, that's why Abderrahmane needs to save himself from those dangers. The album contains 10 tracks of intensive death metal riffs with an Algerian folklore accent, combined with fast blast beats and technical rhythms. Highly recommended for fans of Melechesch, Nile, Absu, Behemoth or Decapitated. Active as a musician and tireless supporter of Arabic extreme metal worldwide since the mid-90’s Algerian guitarist, vocalist and composer Lelahel aka Redouane Aouameur (Litham, Neanderthalia) was there for many of the country’s earliest metal milestones be it concerts or extreme metal album releases. As he moved on from death metal project Litham, Aouameur chose the path of self-direction and built his own ideas in the shape of the brutal and distinct death metal style of Lelahell. The project’s second full-length is a point of readiness, a mark that sets out onto a more capable and serious beginning. ‘Alif’ is not only a ripping technical death metal album but also a grand survey providing a blueprint for things more philosophical, technical and violent to come. Written, performed, and recorded entirely by Aouameur alone the band’s first EP ‘Al Intihar’ (2012) was brutal death metal not far from 2000’s era Vader but with it’s own groove. The incorporation of arabesque scales persist through Lelahell‘s discography but the influence of Arabic melody wouldn’t fully light aflame until ‘Al Insane… The (Re)birth of Abderrahmane’ (2014) where comparisons were more aptly made with Melechesh, Beheaded and Nile. A brutal and straightforward debut full-length in appearance, as it plays ‘Al Insane… The (Re)birth of Abderrahmane’ reveals depth beneath it’s loudly chugging brutality but now it is easily outmoded by the skillful crafting of ‘Alif’. Elements of thrash, black metal, and a healthy dose of technical death metal skill meld into the body of ‘Alif’ creating a patiently rhythmic experience thanks to Aouameur‘s sharp guitar work and session drums from Hannes Grossman (Alkaloid, Hate Eternal) who is best known for his time in Necrophagist and Obscura. A glut of guest artists contribute guitar and bass spots including Tom Geldschläger (ex-Obscura), Yacine M. (Litham), Patrick Mameli (Pestilence), bassist Hafid Saidi and their contributions help give the album some exotic variety and some considerable progressive flair. Because the heart of Aouameur‘s riffs are a mix of old school/brutal death and blackened death metal ‘Alif’ manages a warm and technique driven feeling throughout thanks to a mix/master from the Wiesławski brothers at Hertz Studio (Azarath, Decapitated, Vader). ‘Alif’ provides some great promise for the future of Lelahell as the intentioned ‘standard bearer’ for future releases. As overused as Arabic folk melody and certain guitar scales may seem in extreme metal this implementation is rarely done with any authenticity, Arallu and AlNamrood have done great justice with these influences, and the same skillful weaving of personal and cultural importance is felt on ‘Alif’ as well. This also includes lyrical themes covering numerous topics, with the open wounds of post-occupational Algeria occasionally on display. There is a spirit of rebellion alongside a certain aging wisdom to discover within the thoughtful content of ‘Alif’ and this makes me even more excited to hear where the project will go next. No doubt that a lot of listeners will show up looking for something hyper progressive and technical due to Grossman‘s inclusion but I would temper that with the more reasonable expectation of tight musicianship with songwriting that isn’t self-indulgent or focused on flair above feeling. The delivery is precise and brutal in every case but I was left carrying the intricate melody and rhythms of ‘Alif’ in my mind after many listens. I’d highly recommend this to folks who have some great love for groups like Melechesh and Arallu but also the brutality of post-millennium era death metal (Polish and USDM, especially) with touches of modern technical and progressive death metal. terraasymmetry ..::TRACK-LIST::.. 1. Paramnesia 04:33 2. Ignis Fatuus 03:04 3. Thou Shalt Not Kill 00:30 4. Ribat Essalem 04:27 5. Adam the First 04:26 6. The Fifth 04:01 7. Insiraf / Martyr 05:37 8. Litham (The Reach of Kal asuf) 05:54 9. Parasits 02:44 10. Impunity of the Mutants 05:16 https://www.youtube.com/watch?v=gnvHxAAbfQs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 19:30:17
Rozmiar: 324.49 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Post-punk to za mało, kiedy się mówi o muzyce Tasiemki. Nowy, trzeci już, materiał warszawskiego zespołu to dźwiękowa podróż, w której surowość garażowego brzmienia spotyka się z nieoczekiwanymi zwrotami akcji i zaskakującą energią. Utwory balansują między przemyślaną autorską kompozycją i psychodeliczną improwizacją. Każdy z nich jest jak rozmowa, w której nagłe zmiany tempa czy intensywne riffy wprowadzają element zaskoczenia, oddając jednocześnie autentyczność i prawdziwe emocje. ..::TRACK-LIST::.. 1. Długa Przerywana Linia 2. ABAB 3. Dwa 4. Operacja Patelnia 5. Pływam 6. Nadmarionety 7. Kumpelka 8. Lot Alka 9. Parcie Na Szkło, Parcie Na Żaluzje ..::OBSADA::.. Robert Kossak - guitar Łukasz Aterib - vocals Staszek Wysocki - drums Krzysztof Pankiewicz - bass, vocals https://www.youtube.com/watch?v=DzNjCVlpdn0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 19:00:10
Rozmiar: 86.59 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Post-punk to za mało, kiedy się mówi o muzyce Tasiemki. Nowy, trzeci już, materiał warszawskiego zespołu to dźwiękowa podróż, w której surowość garażowego brzmienia spotyka się z nieoczekiwanymi zwrotami akcji i zaskakującą energią. Utwory balansują między przemyślaną autorską kompozycją i psychodeliczną improwizacją. Każdy z nich jest jak rozmowa, w której nagłe zmiany tempa czy intensywne riffy wprowadzają element zaskoczenia, oddając jednocześnie autentyczność i prawdziwe emocje. ..::TRACK-LIST::.. 1. Długa Przerywana Linia 2. ABAB 3. Dwa 4. Operacja Patelnia 5. Pływam 6. Nadmarionety 7. Kumpelka 8. Lot Alka 9. Parcie Na Szkło, Parcie Na Żaluzje ..::OBSADA::.. Robert Kossak - guitar Łukasz Aterib - vocals Staszek Wysocki - drums Krzysztof Pankiewicz - bass, vocals https://www.youtube.com/watch?v=DzNjCVlpdn0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 18:56:23
Rozmiar: 270.53 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. BEAT: Former King Crimson members ADRIAN BELEW and TONY LEVIN band together with guitar virtuoso STEVE VAI and explosive Tool drummer DANNY CAREY for the first time to create BEAT, a creative reinterpretation of the three iconic 80s KING CRIMSON albums – Discipline, Beat, and Three Of A Perfect Pair. ADRIAN BELEW “The 1981 through 1984 King Crimson created a music all its own. Timeless. Beautiful. Complex. Fierce. For the fans who lived through it then, and the ones who never got to witness it, our aim is to bring it to life again. A monumental task but we’re going for it! There are not enough exclamation points to express my excitement!” STEVE VAI “Being a part of this ensemble is an extraordinary privilege and opportunity to perform some of the most beloved, timeless, and monumental music of the 80’s (and beyond) with truly inspired musicians. This music resonates deeply with me. Adrian, Tony and Danny are unique musicians with an otherworldly insight into presenting rich musical complexities in a very accessible way, and I am looking forward to searching each other’s musical minds in real time on stage. I’m sure sparks will fly.” He continues, “Father Robert Fripp is one of our historical geniuses. His highly specific and exceptionally brilliant guitar technique is studied and revered. His contribution to the quality of my musical life, and so many others is supreme. I can assure the fans of KC that I will be putting my best foot forward to respect this great music with the care and intensity it deserves. Did I say ‘sparks will fly?’” TONY LEVIN “This is going to be quite a tour. Revisiting some of my favorite music is a treat in itself, but in company of this stellar lineup, I expect to have my musical butt kicked! And it’s also great that we’re not just playing a few shows, we’re hitting it hard. So, Road Dogs are coming to your area soon.” DANNY CAREY “I am very excited to share the stage with three of my favorite musicians on the planet. Tony, Steve and Adrian have always been a source of inspiration for me since the beginning of my career, and now to be able to share a bit of my musical journey with them is a dream come true. There’s nothing better to make some sparks fly and light a fire under your ass than getting out of your musical comfort zone, and I can’t think of any other three guys I’d rather do this with. I think I can speak for all of us when I say I hope all of our fans are as excited as we are about this tour.” “A truly virtuosic and deeply musical homage to King Crimson’s legacy – hugely entertaining”: BEAT LIVE captures the joy of Adrian Belew, Steve Vai, Tony Levin and Danny Carey reviving and evolving the 80s" In 2017, as they were working on the live production of Celebrating David Bowie, Adrian Belew and the show’s producer Angelo Bundini got chatting. Wouldn’t it be great, Bundini enthused, if Belew could put together a live band performing songs from Discipline, Beat and Three Of A Perfect Pair, the celebrated King Crimson triptych of the 1980s? Founding member Robert Fripp was consulted. He eventually declined involvement, but gave Belew his blessing to proceed. The pandemic and the conflicting tour schedules of eminent in-demand musicians further stalled proceedings, but by 2024 Belew’s dream line-up was good to go. Tony Levin would revive his position on Chapman stick, Tool’s resident Bill Bruford aficionado Danny Carey would handle drums, and Steve Vai – a big fan of Fripp’s 1979 solo LP Exposure – would step up on second guitar alongside frontman Belew. “Crimson’s music has a complexity that scratches an itch I have,” Vai said in 2024, chatting about the challenges of nailing Fripp’s “relentless” riffage on Discipline and other releases. Documenting the band’s September 2024 show at The Theater On Broadway, Los Angeles, BEAT LIVE is a truly virtuosic and deeply musical homage to Crimson’s legacy. The deluxe Blu-ray version has beautifully filmed footage of the entire show – hugely entertaining from the moment a grinning Belew appears in a salmon-pink suit and pork pie hat. Buzzing on the live resurrection of such deliciously tricksy tunes as Neal And Jack And Me – not to mention Three Of A Perfect Pair material that was never played live back in the day – BEAT also sound supremely relaxed here, as can be garnered from Belew’s banter with the crowd. He and Vai coax alien love secrets from their guitars, while Carey pounds on Bruford’s old rototoms, given to him by Belew. There’s an audible joy in their live performance, which, together with their ability to segue from pachyderm-impersonating dissonance (Elephant Talk) to languorous ambience (Matte Kudasai), ensures they never sound remotely indulgent. The quartet’s combined chops are next level, but it’s all done in the service of some wonderfully daring and unique music that Belew’s articulate, stream-of- consciousness lyrics pull in a more art-rock direction. And Vai, we’re reminded, is often at his very best while serving the music of others. Belew is clearly in his element here, thrilled that he and Levin’s work with Crimson is alive, kicking and evolving. ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Neurotica 2. Neal And Jack And Me 3. Heartbeat 4. Sartori In Tangier 5. Model Man 6. Dig Me 7. Man With An Open Heart 8. Industry 9. Larks' Tongues In Aspic Part III CD 2: 1. Waiting Man 2. The Sheltering Sky 3. Sleepless 4. Frame By Frame 5. Matte Kudasai 6. Elephant Talk 7. Three Of A Perfect Pair 8. Indiscipline 9. Red 10. Thela Hun Ginjeet ..::OBSADA::.. Adrian Belew - guitar & vocals Tony Levin - bass, chapman stick, keyboards, backing vocals Steve Vai - guitar Danny Carey - drums https://www.youtube.com/watch?v=Z3A0HtMbq1A SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 17:42:20
Rozmiar: 260.16 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. BEAT: Former King Crimson members ADRIAN BELEW and TONY LEVIN band together with guitar virtuoso STEVE VAI and explosive Tool drummer DANNY CAREY for the first time to create BEAT, a creative reinterpretation of the three iconic 80s KING CRIMSON albums – Discipline, Beat, and Three Of A Perfect Pair. ADRIAN BELEW “The 1981 through 1984 King Crimson created a music all its own. Timeless. Beautiful. Complex. Fierce. For the fans who lived through it then, and the ones who never got to witness it, our aim is to bring it to life again. A monumental task but we’re going for it! There are not enough exclamation points to express my excitement!” STEVE VAI “Being a part of this ensemble is an extraordinary privilege and opportunity to perform some of the most beloved, timeless, and monumental music of the 80’s (and beyond) with truly inspired musicians. This music resonates deeply with me. Adrian, Tony and Danny are unique musicians with an otherworldly insight into presenting rich musical complexities in a very accessible way, and I am looking forward to searching each other’s musical minds in real time on stage. I’m sure sparks will fly.” He continues, “Father Robert Fripp is one of our historical geniuses. His highly specific and exceptionally brilliant guitar technique is studied and revered. His contribution to the quality of my musical life, and so many others is supreme. I can assure the fans of KC that I will be putting my best foot forward to respect this great music with the care and intensity it deserves. Did I say ‘sparks will fly?’” TONY LEVIN “This is going to be quite a tour. Revisiting some of my favorite music is a treat in itself, but in company of this stellar lineup, I expect to have my musical butt kicked! And it’s also great that we’re not just playing a few shows, we’re hitting it hard. So, Road Dogs are coming to your area soon.” DANNY CAREY “I am very excited to share the stage with three of my favorite musicians on the planet. Tony, Steve and Adrian have always been a source of inspiration for me since the beginning of my career, and now to be able to share a bit of my musical journey with them is a dream come true. There’s nothing better to make some sparks fly and light a fire under your ass than getting out of your musical comfort zone, and I can’t think of any other three guys I’d rather do this with. I think I can speak for all of us when I say I hope all of our fans are as excited as we are about this tour.” “A truly virtuosic and deeply musical homage to King Crimson’s legacy – hugely entertaining”: BEAT LIVE captures the joy of Adrian Belew, Steve Vai, Tony Levin and Danny Carey reviving and evolving the 80s" In 2017, as they were working on the live production of Celebrating David Bowie, Adrian Belew and the show’s producer Angelo Bundini got chatting. Wouldn’t it be great, Bundini enthused, if Belew could put together a live band performing songs from Discipline, Beat and Three Of A Perfect Pair, the celebrated King Crimson triptych of the 1980s? Founding member Robert Fripp was consulted. He eventually declined involvement, but gave Belew his blessing to proceed. The pandemic and the conflicting tour schedules of eminent in-demand musicians further stalled proceedings, but by 2024 Belew’s dream line-up was good to go. Tony Levin would revive his position on Chapman stick, Tool’s resident Bill Bruford aficionado Danny Carey would handle drums, and Steve Vai – a big fan of Fripp’s 1979 solo LP Exposure – would step up on second guitar alongside frontman Belew. “Crimson’s music has a complexity that scratches an itch I have,” Vai said in 2024, chatting about the challenges of nailing Fripp’s “relentless” riffage on Discipline and other releases. Documenting the band’s September 2024 show at The Theater On Broadway, Los Angeles, BEAT LIVE is a truly virtuosic and deeply musical homage to Crimson’s legacy. The deluxe Blu-ray version has beautifully filmed footage of the entire show – hugely entertaining from the moment a grinning Belew appears in a salmon-pink suit and pork pie hat. Buzzing on the live resurrection of such deliciously tricksy tunes as Neal And Jack And Me – not to mention Three Of A Perfect Pair material that was never played live back in the day – BEAT also sound supremely relaxed here, as can be garnered from Belew’s banter with the crowd. He and Vai coax alien love secrets from their guitars, while Carey pounds on Bruford’s old rototoms, given to him by Belew. There’s an audible joy in their live performance, which, together with their ability to segue from pachyderm-impersonating dissonance (Elephant Talk) to languorous ambience (Matte Kudasai), ensures they never sound remotely indulgent. The quartet’s combined chops are next level, but it’s all done in the service of some wonderfully daring and unique music that Belew’s articulate, stream-of- consciousness lyrics pull in a more art-rock direction. And Vai, we’re reminded, is often at his very best while serving the music of others. Belew is clearly in his element here, thrilled that he and Levin’s work with Crimson is alive, kicking and evolving. ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Neurotica 2. Neal And Jack And Me 3. Heartbeat 4. Sartori In Tangier 5. Model Man 6. Dig Me 7. Man With An Open Heart 8. Industry 9. Larks' Tongues In Aspic Part III CD 2: 1. Waiting Man 2. The Sheltering Sky 3. Sleepless 4. Frame By Frame 5. Matte Kudasai 6. Elephant Talk 7. Three Of A Perfect Pair 8. Indiscipline 9. Red 10. Thela Hun Ginjeet ..::OBSADA::.. Adrian Belew - guitar & vocals Tony Levin - bass, chapman stick, keyboards, backing vocals Steve Vai - guitar Danny Carey - drums https://www.youtube.com/watch?v=Z3A0HtMbq1A SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 17:38:59
Rozmiar: 751.76 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Annie Lennox - Songs of Mass Destruction (Deluxe Edition) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Annie Lennox Album................: Songs of Mass Destruction Genre................: Rock, Pop Source...............: CD Year.................: 2007 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 65 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Arista Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Annie Lennox - Dark Road [03:47] 2. Annie Lennox - Love is Blind [04:18] 3. Annie Lennox - Smithereens [05:17] 4. Annie Lennox - Ghosts in My Machine [03:30] 5. Annie Lennox - Womankind [04:28] 6. Annie Lennox - Through the Glass Darkly [03:29] 7. Annie Lennox - Lost [03:41] 8. Annie Lennox - Coloured Bedspread [04:31] 9. Annie Lennox - Sing [04:48] 10. Annie Lennox - Big Sky [04:02] 11. Annie Lennox - Fingernail Moon [05:03] 12. Annie Lennox - Dark Road (acoustic) [03:33] 13. Annie Lennox - Don't Take Me Down [03:52] Playing Time.........: 54:25 Total Size...........: 358,19 MB
Seedów: 84
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 15:46:15
Rozmiar: 374.37 MB
Peerów: 77
Dodał: rajkad
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- The Corrs - VH1 Presents - The Corrs - Live in Dublin --------------------------------------------------------------------- Artist...............: The Corrs Album................: VH1 Presents - The Corrs - Live in Dublin Genre................: Celtic Source...............: CD Year.................: 2002 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 73 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Atlantic Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. The Corrs - Would You Be Happier? [03:24] 2. The Corrs - Breathless [03:27] 3. The Corrs - When The Stars Go Blue (Featuring Bono) [04:19] 4. The Corrs - Little Wing (Featuring Bon Wood) [05:14] 5. The Corrs - Joy Of Life - Trout In The Bath [04:05] 6. The Corrs - Runaway [04:38] 7. The Corrs - Only Love Can Break Your Heart [03:03] 8. The Corrs - Radio [04:50] 9. The Corrs - Summer Wine (Featuring Bono) [03:54] 10. The Corrs - So Young [04:52] 11. The Corrs - Ruby Tuesday (Featuring Ron Wood) [03:39] Playing Time.........: 45:29 Total Size...........: 334,13 MB
Seedów: 145
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-30 09:40:22
Rozmiar: 391.51 MB
Peerów: 10
Dodał: rajkad
Opis
...( Info )...
Title: Simple Minds - Acoustic in Concert Release Year: 2017 Genre: Rock Director: No Data Cast: Simple Minds Country: England Studio: Eagle Rock Entertainment Duration: 01:28:08 Translation: Not required About the Film: On the eve of the release of their acclaimed album "Acoustic," Simple Minds took to the stage at London's famed Hackney Empire for a special show for BBC Radio 2's acclaimed In Concert series. The band performed reimagined acoustic versions of some of their greatest hits and most beloved tracks, as well as covers of some of their influences, including the stunning finale "Make Me Smile (Come Up And See Me)." ...( TrackList )... 01. New Gold Dream (81-82-83-84) 02. See The Lights 03. Glittering Prize 04. Stand By Love 05.Waterfront 06. Andy Warhol 07. Chelsea Girl 08. Someone Somewhere In Summertime 09. Dancing Barefoot 10. Speed Your Love To Me 11. Promised You A Miracle 12. Don't You (Forget About Me) 13. Sanctify Yourself 14. Long Black Train 15. Alive And Kicking 16. Make Me Smile (Come Up And See Me) ...( Dane Techniczne )... Codec: H.264 Quality: BDRip 720p Video: 1280x720 at 29,970 fps 4500 kbps Sound: Audio 1: English 48 kHz, DTS, 3/2 (L, C, R, L, R) + LFE ch, ~1509.00 kbps avg Audio 2: English 48 kHz, FLAC, 2 ch, ~915.00 kbps avg
Seedów: 8
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 22:31:41
Rozmiar: 4.26 GB
Peerów: 4
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. BEAT: Former King Crimson members ADRIAN BELEW and TONY LEVIN band together with guitar virtuoso STEVE VAI and explosive Tool drummer DANNY CAREY for the first time to create BEAT, a creative reinterpretation of the three iconic 80s KING CRIMSON albums – Discipline, Beat, and Three Of A Perfect Pair. ADRIAN BELEW “The 1981 through 1984 King Crimson created a music all its own. Timeless. Beautiful. Complex. Fierce. For the fans who lived through it then, and the ones who never got to witness it, our aim is to bring it to life again. A monumental task but we’re going for it! There are not enough exclamation points to express my excitement!” STEVE VAI “Being a part of this ensemble is an extraordinary privilege and opportunity to perform some of the most beloved, timeless, and monumental music of the 80’s (and beyond) with truly inspired musicians. This music resonates deeply with me. Adrian, Tony and Danny are unique musicians with an otherworldly insight into presenting rich musical complexities in a very accessible way, and I am looking forward to searching each other’s musical minds in real time on stage. I’m sure sparks will fly.” He continues, “Father Robert Fripp is one of our historical geniuses. His highly specific and exceptionally brilliant guitar technique is studied and revered. His contribution to the quality of my musical life, and so many others is supreme. I can assure the fans of KC that I will be putting my best foot forward to respect this great music with the care and intensity it deserves. Did I say ‘sparks will fly?’” TONY LEVIN “This is going to be quite a tour. Revisiting some of my favorite music is a treat in itself, but in company of this stellar lineup, I expect to have my musical butt kicked! And it’s also great that we’re not just playing a few shows, we’re hitting it hard. So, Road Dogs are coming to your area soon.” DANNY CAREY “I am very excited to share the stage with three of my favorite musicians on the planet. Tony, Steve and Adrian have always been a source of inspiration for me since the beginning of my career, and now to be able to share a bit of my musical journey with them is a dream come true. There’s nothing better to make some sparks fly and light a fire under your ass than getting out of your musical comfort zone, and I can’t think of any other three guys I’d rather do this with. I think I can speak for all of us when I say I hope all of our fans are as excited as we are about this tour.” “A truly virtuosic and deeply musical homage to King Crimson’s legacy – hugely entertaining”: BEAT LIVE captures the joy of Adrian Belew, Steve Vai, Tony Levin and Danny Carey reviving and evolving the 80s" In 2017, as they were working on the live production of Celebrating David Bowie, Adrian Belew and the show’s producer Angelo Bundini got chatting. Wouldn’t it be great, Bundini enthused, if Belew could put together a live band performing songs from Discipline, Beat and Three Of A Perfect Pair, the celebrated King Crimson triptych of the 1980s? Founding member Robert Fripp was consulted. He eventually declined involvement, but gave Belew his blessing to proceed. The pandemic and the conflicting tour schedules of eminent in-demand musicians further stalled proceedings, but by 2024 Belew’s dream line-up was good to go. Tony Levin would revive his position on Chapman stick, Tool’s resident Bill Bruford aficionado Danny Carey would handle drums, and Steve Vai – a big fan of Fripp’s 1979 solo LP Exposure – would step up on second guitar alongside frontman Belew. “Crimson’s music has a complexity that scratches an itch I have,” Vai said in 2024, chatting about the challenges of nailing Fripp’s “relentless” riffage on Discipline and other releases. Documenting the band’s September 2024 show at The Theater On Broadway, Los Angeles, BEAT LIVE is a truly virtuosic and deeply musical homage to Crimson’s legacy. The deluxe Blu-ray version has beautifully filmed footage of the entire show – hugely entertaining from the moment a grinning Belew appears in a salmon-pink suit and pork pie hat. Buzzing on the live resurrection of such deliciously tricksy tunes as Neal And Jack And Me – not to mention Three Of A Perfect Pair material that was never played live back in the day – BEAT also sound supremely relaxed here, as can be garnered from Belew’s banter with the crowd. He and Vai coax alien love secrets from their guitars, while Carey pounds on Bruford’s old rototoms, given to him by Belew. There’s an audible joy in their live performance, which, together with their ability to segue from pachyderm-impersonating dissonance (Elephant Talk) to languorous ambience (Matte Kudasai), ensures they never sound remotely indulgent. The quartet’s combined chops are next level, but it’s all done in the service of some wonderfully daring and unique music that Belew’s articulate, stream-of- consciousness lyrics pull in a more art-rock direction. And Vai, we’re reminded, is often at his very best while serving the music of others. Belew is clearly in his element here, thrilled that he and Levin’s work with Crimson is alive, kicking and evolving. ..::TRACK-LIST::.. 1. Neurotica 2. Neal And Jack And Me 3. Heartbeat 4. Sartori In Tangier 5. Model Man 6. Dig Me 7. Man With An Open Heart 8. Industry 9. Larks' Tongues In Aspic Part III 10. Waiting Man 11. Sheltering Sky 12. Sleepless 13. Frame By Frame 14. Matte Kudasai 15. Elephant Talk 16. Three Of A Perfect Pair 17. Indiscipline 18. Red 19. Thela Hun Ginjeet Bonus Video Material: 20. Crew Arrives 21. Beginning Tour Interview 22. Mid Tour Interview 23. End Tour Interview ..::OBSADA::.. Adrian Belew - guitar & vocals Tony Levin - bass, chapman stick, keyboards, backing vocals Steve Vai - guitar Danny Carey - drums https://www.youtube.com/watch?v=Z3A0HtMbq1A SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 19:18:29
Rozmiar: 37.25 GB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Title: The Farewell Tour [Live] Artist: Cher Year: 2025 Genre: Pop Country: USA Duration: 01:21:04 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. I Still Haven't Found What I'm Looking For (Live) (2025 Remaster) (04:34) 02. Song For The Lonely (Live) (2025 Remaster) (06:47) 03. All Or Nothing (Live) (2025 Remaster) (03:58) 04. I Found Someone (Intro) [Live] (2025 Remaster) (00:17) 05. I Found Someone (Live) (2025 Remaster) (03:19) 06. Bang Bang (My Baby) Shot Me Down) [Live] (2025 Remaster) (03:38) 07. Sonny & Cher Medley (The Beat Goes On / Baby Don't Go / I Got You Babe) [Live] (2025 Remaster) (02:54) 08. All I Really Want To Do (Live) (2025 Remaster) (02:01) 09. Half-breed (Live) (2025 Remaster) (01:34) 10. Gypsies, Tramps & Thieves (Live) (2025 Remaster) (01:31) 11. Dark Lady (Live) (2025 Remaster) (01:13) 12. Take Me Home (Live) (2025 Remaster) (03:48) 13. The Way Of Love (Live) (2025 Remaster) (02:34) 14. After All (Love Theme From Chances Are) [Live] (2025 Remaster) (03:54) 15. Just Like Jesse James (Live) (2025 Remaster) (04:17) 16. Heart Of Stone (Intro) [Live] (2025 Remaster) (01:28) 17. Heart Of Stone (Live) (2025 Remaster) (04:02) 18. The Shoop Shoop Song (It's In His Kiss) [Live] (2025 Remaster) (02:30) 19. Strong Enough (Live) (2025 Remaster) (03:01) 20. If I Could Turn Back Time (Intro) [Live] (2025 Remaster) (00:54) 21. If I Could Turn Back Time (Live) (2025 Remaster) (05:23) 22. Believe (Live) (2025 Remaster) (06:17) 23. Save Up All Your Tears (Live) (2025 Remaster) (03:42) 24. We All Sleep Alone (Live) (2025 Remaster) (03:30) 25. Different Kind Of Love Song (Live) (2025 Remaster) (03:58)
Seedów: 24
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 18:12:32
Rozmiar: 192.88 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: The Sound of the 70s Artist: VA Year: 2025 Genre: Pop Duration: 04:44:51 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Fleetwood Mac - Go Your Own Way (2018 Remaster) (00:03:39) 02. Blue Swede - Hooked on a Feeling (00:02:53) 03. Carly Simon - You're So Vain (2023 Remaster) (00:04:18) 04. The Trammps - Disco Inferno (Single Edit) (00:03:12) 05. Gerry Rafferty - Right down the Line (00:04:28) 06. Maxine Nightingale - Right Back Where We Started From (00:03:12) 07. The Doobie Brothers - What a Fool Believes (00:03:40) 08. Frankie Valli & The Four Seasons - December, 1963 (Oh What a Night!) (00:03:21) 09. ROD STEWART - Da Ya Think I’m Sexy (00:05:31) 10. Al Stewart - Year of the Cat (2020 Remaster) (00:06:43) 11. Chic - Le Freak (Single Edit) (00:03:36) 12. England Dan & John Ford Coley - I’d Really Love to See You Tonight (00:02:39) 13. KC & The Sunshine Band - That’s the Way (I Like It) (00:03:05) 14. America - A Horse with No Name (00:04:09) 15. Roberta Flack - Killing Me Softly with His Song (00:04:47) 16. Pilot - Magic (00:03:06) 17. The Spinners - The Rubberband Man (Edit) (00:03:33) 18. Daryl Hall & John Oates - She's Gone (00:05:15) 19. Foreigner - Cold as Ice (2006 Remaster) (00:03:20) 20. War - Low Rider (00:03:11) 21. Curtis Mayfield - Move On Up (00:02:46) 22. Chicago - If You Leave Me Now (00:03:54) 23. Aretha Franklin - Day Dreaming (Single Version) (00:04:01) 24. Alan O'Day - Undercover Angel (00:03:31) 25. The Cars - Just What I Needed (00:03:46) 26. CHAKA KHAN - I’m Every Woman (00:04:07) 27. Bread - Everything I Own (00:03:07) 28. George McCrae - Rock Your Baby (00:03:20) 29. Frankie Valli - Grease (2006 Remaster) (00:03:23) 30. Talking Heads - Psycho Killer (2005 Remaster) (00:04:21) 31. Hot Chocolate - You Sexy Thing (7'' Version) (00:04:02) 32. Faces - Ooh La La (00:03:34) 33. Sister Sledge - Thinking of You (00:04:27) 34. Seals and Crofts - Summer Breeze (00:03:26) 35. Joni Mitchell - Big Yellow Taxi (00:02:15) 36. Lobo - I’d Love You to Want Me (00:04:04) 37. Candi Staton - Young Hearts Run Free (00:04:09) 38. Bad Company - Feel like Makin’ Love (2015 Remaster) (00:05:15) 39. Donny Hathaway - Jealous Guy (00:03:08) 40. Stevie Nicks, Lindsey Buckingham & Buckingham Nicks - Crying in the Night (00:02:59) 41. George Benson - Breezin’ (00:05:42) 42. Pretenders - Brass in Pocket (2006 Remaster) (00:03:06) 43. Randy Crawford - Street Life (Edit) (00:04:49) 44. The Doors - Riders on the Storm (2017 Remaster) (00:04:55) 45. Cliff Richard - We Don't Talk Anymore (00:04:12) 46. Warren Zevon - Werewolves of London (2007 Remaster) (00:03:29) 47. JAMES TAYLOR - You’ve Got a Friend (00:04:29) 48. Dionne Warwick - Then Came You (00:04:00) 49. Gary Wright - Dream Weaver (00:04:16) 50. Andrew Gold - Lonely Boy (00:04:25) 51. Orleans - Dance with Me (00:03:01) 52. Todd Rundgren - I Saw the Light (2006 Remaster) (00:02:59) 53. Marshall Hain - Dancing in the City (00:03:47) 54. Alice Cooper - I'm Always Chasing Rainbows (00:02:08) 55. Harry Chapin - Cat's in the Cradle (00:03:46) 56. Betty Wright - Clean Up Woman (00:02:47) 57. Foghat - Slow Ride (Single Version) (00:03:57) 58. Nicolette Larson - Lotta Love (00:03:07) 59. Bloodstone - Natural High (00:04:09) 60. Sanford Townsend Band - Smoke from a Distant Fire (00:03:34) 61. Rose Royce - Wishing on a Star (Edit) (00:03:59) 62. DAVID GATES - Goodbye Girl (00:02:49) 63. Jay Ferguson - Thunder Island (00:03:59) 64. Carole Bayer Sager Feat. MICHAEL MCDONALD - It’s the Falling in Love (feat. Michael McDonald) (00:03:56) 65. Gordon Lightfoot - Sundown (00:03:37) 66. Tower Of Power - So Very Hard to Go (00:03:37) 67. Olivia Newton-John - Have You Never Been Mellow (00:03:33) 68. Brook Benton - Rainy Night in Georgia (00:03:54) 69. Chris Rea - Fool (If You Think It’s Over) (00:04:07) 70. Blue Magic - Sideshow (00:04:12) 71. Leblanc and Carr - Falling (2013 Remaster) (00:03:12) 72. Timmy Thomas - Why Can’t We Live Together (00:04:38) 73. Tina Turner - Sometimes When We Touch (00:03:59) 74. The Persuaders - Thin Line Between Love and Hate (00:03:22) 75. The Velvet Underground - Sweet Jane (00:04:06)
Seedów: 68
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 18:12:23
Rozmiar: 656.44 MB
Peerów: 16
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: 70s 100 Hits Artist: VA Year: 2010 Genre: Pop, Rock Publisher (label): Sony Music Entertainment Duration: 05:49:22 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 001. Blame It on the Boogie (Album Version) (00:03:34) 002. Rivers of Babylon (Single Version) (00:04:00) 003. Burning Love (Live at The Honolulu International Center, Hawaii January 14, 1973) (00:02:57) 004. I Can Help (Album Version) (00:03:58) 005. Mandy (00:02:51) 006. Livin' Thing (Album Version) (00:03:32) 007. Blockbuster (00:03:12) 008. More Than a Feeling (00:03:21) 009. Bat Out of Hell (Album Version) (00:04:53) 010. Lady Marmalade (Single Version) (00:03:15) 011. Amazing Grace (00:03:20) 012. Bye Bye Baby (00:02:50) 013. Chirpy Chirpy Cheep Cheep (00:02:58) 014. Rose Garden (Single Version) (00:02:54) 015. Walk on the Wild Side (00:04:14) 016. Surrender (Single Version) (00:04:12) 017. Love Train (00:02:57) 018. Family Affair (Single Version) (00:03:04) 019. Best of My Love (Single Version) (00:03:39) 020. Summer Breeze, Pt. 1 (00:03:09) 021. Bridge over Troubled Water (Album Version) (00:04:55) 022. Seasons in the Sun (00:03:26) 023. Living Next Door to Alice (00:03:28) 024. September (Album Version) (00:03:35) 025. Rich Girl (00:02:24) 026. Without You (00:03:20) 027. Lover Lover Lover (Album Version) (00:03:18) 028. Annie's Song (00:03:00) 029. Tears On My Pillow (Album Version) (00:03:15) 030. I Love to Love (00:03:04) 031. Speak Softly Love (Love Theme from "The Godfather") (Album Version) (00:03:02) 032. Gonna Make You a Star (00:03:34) 033. Boogie Nights (Single Version) (00:03:35) 034. It's in His Kiss (00:03:19) 035. Free (Single Version) (00:02:51) 036. She's Not There (Single Version) (00:03:13) 037. (Don't Fear) The Reaper (Single Version) (00:03:48) 038. Hold the Line (Single Version) (00:03:31) 039. Forever Autumn (Album Version featuring Justin Hayward from Jeff Wayne's Musical Version Of "The War Of The Worlds") (00:04:07) 040. Once Bitten, Twice Shy (Album Version) (00:04:44) 041. Ain't No Sunshine (00:02:04) 042. Play That Funky Music (Single Version) (00:03:11) 043. Native New Yorker (00:03:27) 044. Tie a Yellow Ribbon Round the Ole Oak Tree (00:03:28) 045. It Never Rains in Southern California (Album Version) (00:03:52) 046. Jolene (00:02:41) 047. I Only Have Eyes for You (Album Version) (00:03:36) 048. If You Don't Know Me by Now (Album Version) (00:03:27) 049. Me and Mrs. Jones (Album Version) (00:04:46) 050. Arms of Mary (Single Version) (00:02:37) 051. Black Betty (Original Version) (00:03:57) 052. Cat Scratch Fever (Album Version) (00:03:40) 053. Take on the World (Album Version) (00:03:02) 054. Chestnut Mare (Album Version) (00:05:07) 055. I Wouldn't Want to Be Like You (00:03:22) 056. Every Day Hurts (00:04:05) 057. The Most Beautiful Girl (Album Version) (00:02:42) 058. Fire (00:03:28) 059. This Is It (00:03:29) 060. Turn the Beat Around (7" Single Edit) (00:03:23) 061. Love Really Hurts Without You (00:03:00) 062. All the Young Dudes (Single Version) (00:03:34) 063. When Will I See You Again (Single Version) (00:02:58) 064. Yes Sir, I Can Boogie (00:04:35) 065. Yellow River (00:02:46) 066. Stand By Your Man (Album Version) (00:02:40) 067. A Thing Called Love (00:02:32) 068. Sylvia's Mother (Album Version) (00:03:50) 069. Because the Night (00:03:22) 070. What Can I Say (Album Version) (00:03:00) 071. Frankenstein (Single Version) (00:03:26) 072. I Don't Want to Go Home (Album Version) (00:03:41) 073. Kissin' in the Back Row of the Movies (00:03:31) 074. T.S.O.P. (The Sound of Philadelphia) (Album Version) (00:03:40) 075. I'm in the Mood for Dancing (Album Version) (00:03:17) 076. Shame (Single Version) (00:02:58) 077. Follow Me (00:03:53) 078. The Last Farewell (00:03:57) 079. There Goes Another Love Song (00:03:04) 080. Hold Your Head Up (Album Version) (00:06:17) 081. Suicide Is Painless (from the 20th Century-Fox film, M*A*S*H) (00:02:52) 082. Rock the Boat (00:03:07) 083. More, More, More (Single Version) (00:03:00) 084. Midnight Train to Georgia (00:04:37) 085. All by Myself (00:04:56) 086. Brand New Key (00:02:24) 087. American Woman (7" Single Version) (00:03:52) 088. Barracuda (Single Version) (00:04:22) 089. Carry On Wayward Son (Single Version) (00:03:25) 090. The Witch Queen of New Orleans (00:02:56) 091. We Just Disagree (Album Version) (00:03:00) 092. Part of the Plan (00:03:18) 093. Silver Moon (00:03:10) 094. Too Much, Too Little, Too Late (Album Version) (00:02:59) 095. Kiss and Say Goodbye (Single Version) (00:04:27) 096. I Lost My Heart to a Starship Trooper (00:04:19) 097. Instant Replay (00:05:18) 098. One Way Ticket (00:03:33) 099. Girls, Girls, Girls (00:03:01) 100. Baby Don't Get Hooked on Me (Album Version) (00:03:02)
Seedów: 83
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-09-29 18:12:19
Rozmiar: 809.79 MB
Peerów: 15
Dodał: Uploader
1 - 30 | 31 - 60 | 61 - 90 | ... | 1891 - 1920 | 1921 - 1950 | 1951 - 1980 | 1981 - 2010 | 2011 - 2040 | ... | 23431 - 23460 | 23461 - 23490 | 23491 - 23520 |
|||||||||||||