![]() |
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Kategoria:
Muzyka
Ilość torrentów:
21,814
Opis
..::OPIS::..
Helicopters - płyta zespołu Porter Band, wydana w 1980 roku nakładem wytwórni Pronit. - John Porter – gitara akustyczna, śpiew - Aleksander Mrożek – gitara - Kazimierz Cwynar – gitara basowa - Leszek Chalimoniuk – perkusja ..::INFO::.. --------------------------------------------------------------------- Porter Band - Helicopters --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Porter Band Album................: Helicopters Genre................: Rock Source...............: CD Year.................: 1980 Ripper...............: Exact Audio Copy 0.9b4 & Liteon LTN 526 Codec................: (FLAC) Quality..............: Lossless, (avg. compression: 61 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: ID3 v1.1, ID3 v2.3VorbisComment Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. (00:03:38) Porter Band - Ain't Got My Music 2. (00:04:26) Porter Band - Northen Winds 3. (00:04:04) Porter Band - Helicopters 4. (00:03:07) Porter Band - Garage 5. (00:03:24) Porter Band - Refill 6. (00:05:51) Porter Band - Life 7. (00:03:34) Porter Band - I'm Just A Singer 8. (00:04:54) Porter Band - Crazy, Crazy, Crazy 9. (00:04:04) Porter Band - NewYorkiCity 10. (00:02:10) Porter Band - Freezy Everybody 11. (00:04:21) Porter Band - Brave Gun 12. (00:05:22) Porter Band - Fixin' 13. (00:03:35) Porter Band - Aggresion Playing Time.........: 00:52:30 Total Size...........: 318,91 MB ![]()
Seedów: 74
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-17 13:27:30
Rozmiar: 322.32 MB
Peerów: 17
Dodał: rajkad
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Morawski Waglewski Nowicki Hołdys - Świnie (1985) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Morawski Waglewski Nowicki Hołdys Album................: Świnie Genre................: Rock Source...............: CD Year.................: 1985 Ripper...............: Exact Audio Copy (Secure mode) & Asus CD-S520 Codec................: (FLAC) Quality..............: Lossless, (avg. compression: 63 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Polton. Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Morawski Waglewski Nowicki Hołdys - Nie ma Boga [04:01] 2. Morawski Waglewski Nowicki Hołdys - Najmniejszy oddział świata[04:22] 3. Morawski Waglewski Nowicki Hołdys - Czerwony deszcz [05:33] 4. Morawski Waglewski Nowicki Hołdys - Jesteśmy najlepsi [02:37] 5. Morawski Waglewski Nowicki Hołdys - Pastylka [03:48] 6. Morawski Waglewski Nowicki Hołdys - Świnie [03:49] 7. Morawski Waglewski Nowicki Hołdys - Jak tu pięknie [04:48] 8. Morawski Waglewski Nowicki Hołdys - Ludzki pies [04:31] 9. Morawski Waglewski Nowicki Hołdys - Schizo [04:26] Playing Time.........: 37:58 Total Size...........: 239,74 MB ![]()
Seedów: 43
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-17 13:27:23
Rozmiar: 239.78 MB
Peerów: 4
Dodał: rajkad
Opis
...( Info )...
Genre: Hard Rock Country of artist (band): San Francisco, California, US Year of publication: 1979-1980 Audio codec: MP3 Rip type: tracks Audio bitrate: 320 kbps Total duration: 01:14:05 Cover: Front ...( TrackList )... 1979 - Electric Warriors 1. Prayer 2. Got To Save It 3. Black Whiskey 4. Dark Skin Lady 5. Restaurant 6. Selfish Man 7. Custer's Dyin' 8. Fight 1980 - Dog Soldier 1. Our Love Will Last 2. Honey Lady 3. Loser 4. Lady Blue 5. We're Still Here 6. Crazy 7. Warriors Road 8. We Are The People 9. I Will Remember ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-17 09:58:41
Rozmiar: 172.50 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
MYLENE FARMER---EN KONCERT-1989_MP4_720p.mkv ...( Dane Techniczne )... Czas trwania: 01:36:26 (5786.47) Utwór nr 1: domyślny film język: eng (4) kodek: V_MPEG4/ISO/AVC -> H264/AVC (22) rozdzielczość: 1248x720 (26x15) -> Nieznana (inaczej nietypowa) liczba klatek na sekundę: 30 fps szybkość: 3986 kbps (3985,79) czas trwania: 01:36:27 (5786,5) rozmiar: 2,68 GB (2882973788) Ścieżka nr 2: domyślny dźwięk język: eng -> English (4) kodek: A_AAC -> AAC (9) kanał: 2 -> Stereo częstotliwość próbkowania: 48000 Hz szybkość: 173 kbps (173,00) czas trwania: 01:36:26 (5786.41) rozmiar: 119,33 MB (125131117) Rozmiary: (sprawdź poprawność) dysk: 2,81 GB (3017355179) trac: 2,80 GB (3008104905) [w oparciu o rozmiar ścieżki] bitr: 2,80 GB (3008106586) [w oparciu o przepływność] tdif: 8,82 MB (9250274) 0,30% rozmiar pliku: 8,82 MB (9248592) 0,30% ...( TrackList )... 01. Prologue 02. L'horloge 03. Sans logique 04. Maman a tort 05. Deshabillez - moi 06. Poisque 07. Pourvu qu'elles soient douces 08. A quoi je sers... 09. Sans contrefacon 10. Jardin de vienne 11. Tristana 12. Ainsi soit je... 13. Libertine 14. Je voudrais tant que tu comprennes 15. Mouvements de lune ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-17 09:56:13
Rozmiar: 238.40 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
Artysta: Mylène Farmer
Muzycy: Mylène Farmer – wokal Joel Shearer – gitara Sebastien Chouard - gitara Eric Chevalier - instrumenty klawiszowe, pianino Johan Dalgaard - instrumenty klawiszowe, fortepian Jonathan Noyce – gitara basowa Charles Paxson – perkusja Tytuł: Nigdy więcej Gatunek: Pop Kraj artysty: Francja Wydano: 2024 Etykieta: Wypchana Małpa Numer kota 19658834409 Czas trwania: 02:04:27 Format: Folder BDMV Jakość: 4K UHD 2160p Blu-ray Video Wideo: Wideo MPEG-H HEVC / 47,499 kbps / 2160p / 25 kl./s / 16:9 / Główny 10 @ Poziom 5.1 @ Wysoki / 4:2:0 / 10 bitów / HDR10 / Ograniczony zakres / BT.2020 / PQ / BT.2020 niestały / Opanowanie podstawowych kolorów wyświetlacza: Wyświetlacz P3 / Opanowanie wyświetlacza luminancja: min: 0,0001 cd/m2, maks: 1000,0000 cd/m2 / Maksymalny poziom światła zawartości: 957 cd/m2/Maksymalny Średni poziom oświetlenia w klatce: 33 cd/m2 Audio: 1: Dźwięk LPCM / 2.0 / 96 kHz / 4608 kbps / 24-bit 2: Dolby TrueHD/Atmos Audio / 7.1 / 48 kHz / 10279 kbps / 24-bit (AC3 Embedded: 5,1 / 48 kHz / 448 kbps / DN -27 dB) [01]. Prologue [02]. Du Temps [03]. Peut-Être Toi [04]. Libertine [05]. Optimistique-Moi [06]. À Tout Jamais [07]. C'Est Une Belle Journée [08]. Tristana [09]. Remember (Medley) [9.1]. Remember [9.2]. Dégénération [9.3]. Beyond My Control [9.4]. Je T'Aime Mélancolie [9.5]. Rolling Stone [9.6]. Pourvu Qu'Elles Soient Douces... [9.7]. Tristana [10]. Rayon Vert [11]. Rêver [12]. L'Autre [13]. Que L'Aube Est Belle [14]. Sans Contrefaçon [15]. Oui Mais... Non [16]. Ode À L'Apesanteur - The Crow (Court Métrage) [17]. Que Je Devienne [18]. XXL [19]. Désenchantée [20]. Rallumer Les Étoiles [21]. Épilogue [22]. Générique De Fin ![]()
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-17 09:56:02
Rozmiar: 39.50 GB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
Jakość: BDRip 720p
Format: MPG4 Kodek wideo: H.264 Kodek audio: DTS/AC3 Wideo: 1280*536 (2,40:1),25,0 fps, 6495 kbps Dźwięk: DTS, 6 kanałów, 1509 kbps/AC3, 2 kanały, 448 kbps Wydany: 2014 Gatunek: Pop Czas całkowity: 02:06:43 Timeless (stylizowane jako Timel3ss) było szóstą trasą koncertową francuskiej artystki Mylène Farmer. Trasa promowała dziewiąty album studyjny piosenkarki. Monkey Me. Trasa rozpoczęła się 7 września 2013 r. i zakończyła 3 grudnia 2013 r. Zagrano 39 koncertów w 5 krajach. Ponad 535 000 osób widziało Mylène Farmer na żywo podczas tej trasy. 01. Prologue 02. Timeless Genesis 03. A force de... 04. Comme j'ai mal 05. C'est une belle journée 06. Monkey Me 07. Slipping Away 08. Elle a dit 09. Oui mais... Non 10. Timeless Ballet 11. Mad World 12. Les mots 13. Je te dis tout 14. Et pourtant 15. Désenchantée 16. Bleu Noir 17. Diabolique mon ange 18. Sans contrefaçon 19. Maman a tort 20. Je t'aime mélancolie 21. Outro JTM 22. XXL 23. A l'ombre 24. Inséparables 25. Rêver 26. Endlessly ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-17 09:56:02
Rozmiar: 1.23 GB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::TRACK-LIST::.. Internal Conflicts Serpent Moves Divine Step (Conspectu Mortis) Semtex Revolution Tunnel Of Pain Metamorphosis Masked Jackal Grin (Nails Hurt) Reborn Through Hate Die By My Hand Interview https://www.youtube.com/watch?v=Wf2CuV7gJf0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 19:47:08
Rozmiar: 4.25 GB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. ASS TO MOUTH powraca z nową, trzecią płytą po 10 latach! "Enemy Of The Human Race" to czternaście premierowych kawałków wysokooktanowego i gwałtownego, choć niepozbawionego rock’n’rollowej chwytliwości grindcore’a dla fanów NASUM, PHOBIA, BLOOD DUSTER, JIG-AI. Album nagrano, zmiksowano oraz poddano masteringowi we wrocławskim Soundscope Recording Studio z basistą Jarkiem Wysockim za heblami. ASS TO MOUTH powstało w grudniu 2004 roku. Aż do końca 2016 zespół regularnie koncertował w całej Europie. W tym czasie udało się również zarejestrować dwa pełne albumy, jedno promo MCD i jeden split 10”. Na początku 2017 roku działalność zespołu została częściowo zawieszona. W międzyczasie, w nowym odświeżonym składzie udało się zarejestrować nowy album, którego premiera została zaplanowana na 2024 rok. Ha! Ależ niespodzianka! Szczerze mówiąc, to straciłem już nadzieję, że Ass To Mouth jeszcze czymś nas uraczą, tym bardziej, że od ich wyśmienitego “Degenerate” minęła równo dekada, a wieści dopływające w międzyczasie z obozu wrocławskich degeneratów bynajmniej nie napawały zbytnią nadzieją na lepsze (albo w ogóle na „jakiekolwiek”) jutro. A tu nagle, jak coś nie pierdolnie, to nie wiedziałem, czy Ruskie atakują, czy niebo wali mi się na głowę, czy inna cholera… A to panowie z Ass To Mouth powrócili, co prawda w mocno przewietrzonym składzie, za to z takim przytupem, że jeszcze do chwili obecnej nie poskładałem się w całość. „Enemy of the Human Race”, czyli trójeczka naszej sztandarowej ekipy, to granie najwyższych, światowych lotów. Czternaście kawałków, z których tylko dwa dłuższe niż dwie minuty, to kwintesencja gatunku, jednocześnie grindcore jaki totalnie uwielbiam. Nie jakieś tam rozpędzone do granic możliwości gówno, napierdalające na jedno kopyto kawałki, które ciężko od siebie odróżnić. W te krótkie strzały od Ass To Mouth wepchnięto tonę rozpierdalających riffów, przy których trupy wstają z trumien a katatonicy dostają drgawek. Oczywiście jest przeważnie szybko, albo i szybciej, lecz nie brak momentów na złapanie oddechu, tudzież szybki łyk piwka przed kontynuowaniem opętańczych pląsów. Panowie mają łeb nie od parady i potrafią umiejętnie różnicować swoje numery, pozostając jednocześnie w kanonie gatunku. Bo to, że dopatrzymy się tutaj elementów brutal death metalu, punka czy hardcore’a to chyba już na tyle oklepane ornamenty, że nikogo nie dziwią. Za to idealnie współgrają z grindowym kręgosłupem, dodając tej muzyce jeszcze więcej oktanów, niż oryginalnie gatunek ten zawiera. Poza naprawdę chwytliwymi, acz brutalnymi jak sam skurwisyn akordami, w chuj robotę robią na tych nagraniach wokalne dialogi. Ja powiedziałem dialogi? Prędzej bitwy, bo panowie chwilami przekrzykują się z większą wściekłością, niż protestujące babcie z kółek różańcowych na wiecach w obronie życia poczętego. Na „Enemy of the Human Race” jest tyle energii, że gdyby można ją zmaterializować, to Putin mógłby śmiało zakręcać te swoje kurki, bo i tak byśmy sobie poradzili. Ponadto brzmienie na tym krążku to czysta perfekcja. Tutaj wszystko dokładnie słychać, nic nie ucieka i nie ginie w ścianie dźwięku, a każdy ton wali w łeb niczym trzydziestotonowy kafar. Nowy album Ass To Mouth utwierdził mnie w przekonaniu, że tuż obok Hostia jest to najlepszy grindowy wyziew z krajowego podwórka, śmiało stający w pierwszej linii ze światowymi klasykami. Przekonajcie się zresztą sami, jak w dwadzieścia minut można zdewastować wszystko w zasięgu wzroku. Dla mnie mistrzostwo! jesusatan Ass To Mouth pojawia się i znika jak penis w różnych otworach na takim jednym filmie, co kiedyś go widziałem dawno temu. Jak się pojawił ostatnio, to zniknął na dekadę. W filmie nazywa się ta pozycja buforowaniem, a w realu? W realu prawdopodobnie nazywa się żyćko jebane. Ale fajnie, że powrócili, a to za sprawą trzeciej płyty długogrającej. Jej tytuł brzmi „Enemy of the Human Race” i o dziwo – na okładce nie ma Wojtyły! I od razu powiem – front cover moim zdaniem nieudany i dość generyczny. Ponadto mógłby pasować do dwudziestu czterech różnych gatunków, jednak w mojej opinii to nie zaleta. A jak muzycznie? A muzycznie jest dobrze. Czy bardzo dobrze? No chwilami bardzo dobrze. Zaczyna się od „The Underdog”, kawałka z mocno hard core’owym drajwem. I on mnie trochę zbił z tropu, bo średnio mi podszedł. Ale to nie jedyny numer utrzymany w bardziej tym stylu niźli grajndowym – choćby taki „Nazi Pig”, ale ten akurat wchodzi mi zajebiście. No i mamy też typowe, szybkie i brutalne strzały już czysto grindowe. „You’ll Choke With Your Own Shit”, „XXI”, bardzo terrrajzerowaty „Modern Slaves” czy “Grind Screwed My Life” to już typowe grajndowe, mocarne potupajki. I fajnie to buja – raz dobrze, raz jeszcze lepiej. Choć mam chwilami wrażenie, że Ass To Mouth nagrało krążek trochę nierówny – bo kilka kawałków jakoś tak przelatuje i ani nie robią wrażenia, ani nawet nie zauważam, że w ogóle są. Dosłownie kilka. Zdecydowana większość naprawdę robi robotę – jest skocznie i prosto w ryj. Czy to dobry powrót? Dobry. Czy oczekiwany? Przez niektórych pewnie tak. Choć mam trochę wrażenie, że od czasu zniknięcia Ass To Mouth ze sceny powstało kilka załóg w tym smutnym jak pizda kraju, które bardziej trafiają do mnie ze swoim grindowym przekazem. No ale nic to, „Enemy of the Human Race” jest całkiem dobre. Możliwe, że grindowym freakom przypasuje nawet bardziej. Oracle ASS TO MOUTH are back with the long awaited 3rd full length! "Enemy Of The Human Race" consists of fourteen tracks of high-octane and rapid grindcore with a rock'n'roll vibe for fans of NASUM, PHOBIA, BLOOD DUSTER, JIG-AI. The album was recorded, mixed and mastered at Soundscope Recording Studio in Wrocław, Poland by Jarek Wysocki. ASS TO MOUTH was founded in December 2004. Until the end of 2016, the band regularly played shows & festivals in many different countries in Europe. During this time the band recorded two full-length albums, one promo MCD, and one split 10”. At the beginning of 2017, the band's activities were partially suspended. In the meantime, the new, refreshed lineup managed to record a new album, the premiere of which is scheduled for 2024 release. ..::TRACK-LIST::.. 1. The Underdog 01:35 2. Model Citizen 01:31 3. Hang Those Bastards 01:54 4. The Underground 01:09 5. Nazi Pig 01:53 6. You'll Choke With Your Own Shit 01:13 7. Vomit Disatste 01:37 8. XXI 00:54 9. One Step From Hell 02:33 10. Authority 01:00 11. Modern Slaves 01:04 12. Grindcore Screwed My Life 01:04 13. Brainwash 00:40 14. Nuclear Winter 03:27 https://www.youtube.com/watch?v=-UHAwM1LX_4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 32
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 16:45:50
Rozmiar: 53.83 MB
Peerów: 23
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. ASS TO MOUTH powraca z nową, trzecią płytą po 10 latach! "Enemy Of The Human Race" to czternaście premierowych kawałków wysokooktanowego i gwałtownego, choć niepozbawionego rock’n’rollowej chwytliwości grindcore’a dla fanów NASUM, PHOBIA, BLOOD DUSTER, JIG-AI. Album nagrano, zmiksowano oraz poddano masteringowi we wrocławskim Soundscope Recording Studio z basistą Jarkiem Wysockim za heblami. ASS TO MOUTH powstało w grudniu 2004 roku. Aż do końca 2016 zespół regularnie koncertował w całej Europie. W tym czasie udało się również zarejestrować dwa pełne albumy, jedno promo MCD i jeden split 10”. Na początku 2017 roku działalność zespołu została częściowo zawieszona. W międzyczasie, w nowym odświeżonym składzie udało się zarejestrować nowy album, którego premiera została zaplanowana na 2024 rok. Ha! Ależ niespodzianka! Szczerze mówiąc, to straciłem już nadzieję, że Ass To Mouth jeszcze czymś nas uraczą, tym bardziej, że od ich wyśmienitego “Degenerate” minęła równo dekada, a wieści dopływające w międzyczasie z obozu wrocławskich degeneratów bynajmniej nie napawały zbytnią nadzieją na lepsze (albo w ogóle na „jakiekolwiek”) jutro. A tu nagle, jak coś nie pierdolnie, to nie wiedziałem, czy Ruskie atakują, czy niebo wali mi się na głowę, czy inna cholera… A to panowie z Ass To Mouth powrócili, co prawda w mocno przewietrzonym składzie, za to z takim przytupem, że jeszcze do chwili obecnej nie poskładałem się w całość. „Enemy of the Human Race”, czyli trójeczka naszej sztandarowej ekipy, to granie najwyższych, światowych lotów. Czternaście kawałków, z których tylko dwa dłuższe niż dwie minuty, to kwintesencja gatunku, jednocześnie grindcore jaki totalnie uwielbiam. Nie jakieś tam rozpędzone do granic możliwości gówno, napierdalające na jedno kopyto kawałki, które ciężko od siebie odróżnić. W te krótkie strzały od Ass To Mouth wepchnięto tonę rozpierdalających riffów, przy których trupy wstają z trumien a katatonicy dostają drgawek. Oczywiście jest przeważnie szybko, albo i szybciej, lecz nie brak momentów na złapanie oddechu, tudzież szybki łyk piwka przed kontynuowaniem opętańczych pląsów. Panowie mają łeb nie od parady i potrafią umiejętnie różnicować swoje numery, pozostając jednocześnie w kanonie gatunku. Bo to, że dopatrzymy się tutaj elementów brutal death metalu, punka czy hardcore’a to chyba już na tyle oklepane ornamenty, że nikogo nie dziwią. Za to idealnie współgrają z grindowym kręgosłupem, dodając tej muzyce jeszcze więcej oktanów, niż oryginalnie gatunek ten zawiera. Poza naprawdę chwytliwymi, acz brutalnymi jak sam skurwisyn akordami, w chuj robotę robią na tych nagraniach wokalne dialogi. Ja powiedziałem dialogi? Prędzej bitwy, bo panowie chwilami przekrzykują się z większą wściekłością, niż protestujące babcie z kółek różańcowych na wiecach w obronie życia poczętego. Na „Enemy of the Human Race” jest tyle energii, że gdyby można ją zmaterializować, to Putin mógłby śmiało zakręcać te swoje kurki, bo i tak byśmy sobie poradzili. Ponadto brzmienie na tym krążku to czysta perfekcja. Tutaj wszystko dokładnie słychać, nic nie ucieka i nie ginie w ścianie dźwięku, a każdy ton wali w łeb niczym trzydziestotonowy kafar. Nowy album Ass To Mouth utwierdził mnie w przekonaniu, że tuż obok Hostia jest to najlepszy grindowy wyziew z krajowego podwórka, śmiało stający w pierwszej linii ze światowymi klasykami. Przekonajcie się zresztą sami, jak w dwadzieścia minut można zdewastować wszystko w zasięgu wzroku. Dla mnie mistrzostwo! jesusatan Ass To Mouth pojawia się i znika jak penis w różnych otworach na takim jednym filmie, co kiedyś go widziałem dawno temu. Jak się pojawił ostatnio, to zniknął na dekadę. W filmie nazywa się ta pozycja buforowaniem, a w realu? W realu prawdopodobnie nazywa się żyćko jebane. Ale fajnie, że powrócili, a to za sprawą trzeciej płyty długogrającej. Jej tytuł brzmi „Enemy of the Human Race” i o dziwo – na okładce nie ma Wojtyły! I od razu powiem – front cover moim zdaniem nieudany i dość generyczny. Ponadto mógłby pasować do dwudziestu czterech różnych gatunków, jednak w mojej opinii to nie zaleta. A jak muzycznie? A muzycznie jest dobrze. Czy bardzo dobrze? No chwilami bardzo dobrze. Zaczyna się od „The Underdog”, kawałka z mocno hard core’owym drajwem. I on mnie trochę zbił z tropu, bo średnio mi podszedł. Ale to nie jedyny numer utrzymany w bardziej tym stylu niźli grajndowym – choćby taki „Nazi Pig”, ale ten akurat wchodzi mi zajebiście. No i mamy też typowe, szybkie i brutalne strzały już czysto grindowe. „You’ll Choke With Your Own Shit”, „XXI”, bardzo terrrajzerowaty „Modern Slaves” czy “Grind Screwed My Life” to już typowe grajndowe, mocarne potupajki. I fajnie to buja – raz dobrze, raz jeszcze lepiej. Choć mam chwilami wrażenie, że Ass To Mouth nagrało krążek trochę nierówny – bo kilka kawałków jakoś tak przelatuje i ani nie robią wrażenia, ani nawet nie zauważam, że w ogóle są. Dosłownie kilka. Zdecydowana większość naprawdę robi robotę – jest skocznie i prosto w ryj. Czy to dobry powrót? Dobry. Czy oczekiwany? Przez niektórych pewnie tak. Choć mam trochę wrażenie, że od czasu zniknięcia Ass To Mouth ze sceny powstało kilka załóg w tym smutnym jak pizda kraju, które bardziej trafiają do mnie ze swoim grindowym przekazem. No ale nic to, „Enemy of the Human Race” jest całkiem dobre. Możliwe, że grindowym freakom przypasuje nawet bardziej. Oracle ASS TO MOUTH are back with the long awaited 3rd full length! "Enemy Of The Human Race" consists of fourteen tracks of high-octane and rapid grindcore with a rock'n'roll vibe for fans of NASUM, PHOBIA, BLOOD DUSTER, JIG-AI. The album was recorded, mixed and mastered at Soundscope Recording Studio in Wrocław, Poland by Jarek Wysocki. ASS TO MOUTH was founded in December 2004. Until the end of 2016, the band regularly played shows & festivals in many different countries in Europe. During this time the band recorded two full-length albums, one promo MCD, and one split 10”. At the beginning of 2017, the band's activities were partially suspended. In the meantime, the new, refreshed lineup managed to record a new album, the premiere of which is scheduled for 2024 release. ..::TRACK-LIST::.. 1. The Underdog 01:35 2. Model Citizen 01:31 3. Hang Those Bastards 01:54 4. The Underground 01:09 5. Nazi Pig 01:53 6. You'll Choke With Your Own Shit 01:13 7. Vomit Disatste 01:37 8. XXI 00:54 9. One Step From Hell 02:33 10. Authority 01:00 11. Modern Slaves 01:04 12. Grindcore Screwed My Life 01:04 13. Brainwash 00:40 14. Nuclear Winter 03:27 https://www.youtube.com/watch?v=-UHAwM1LX_4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 14
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 16:41:01
Rozmiar: 176.83 MB
Peerów: 16
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Sztywny pal Azji - Spotkanie z ... 1986 - 1994 (1998) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Sztywny pal Azji Album................: Spotkanie z ... 1986 - 1994 Genre................: Rock Source...............: CD Year.................: 1998 Ripper...............: Exact Audio Copy (Secure mode) & Asus CD-S520 Codec................: (FLAC) Quality..............: Lossless, (avg. compression: 65 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment I Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Sztywny pal Azji - Europa i Azja [02:07] 2. Sztywny pal Azji - Kateo [03:57] 3. Sztywny pal Azji - Smutna środa [03:04] 4. Sztywny pal Azji - Kolor czerwony [03:49] 5. Sztywny pal Azji - To jest nasza kultura [04:24] 6. Sztywny pal Azji - Dewiacje na wakacje [03:17] 7. Sztywny pal Azji - Walczyk o Krakowie [04:13] 8. Sztywny pal Azji - Kurort [02:14] 9. Sztywny pal Azji - Nieprzemakalni [03:32] 10. Sztywny pal Azji - ... póki młodość w nas [02:42] 11. Sztywny pal Azji - Nie zawsze ten [03:29] 12. Sztywny pal Azji - Wieża radości, wieża samotności [05:14] 13. Sztywny pal Azji - Strzelec i rak [04:04] 14. Sztywny pal Azji - Spotkanie z ... [03:44] 15. Sztywny pal Azji - Nasze reggae [04:20] 16. Sztywny pal Azji - Łoże w kolorze czerwonym (wer. akustyczna)[04:37] Playing Time.........: 58:54 Total Size...........: 387,03 MB ![]()
Seedów: 48
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 15:37:43
Rozmiar: 387.47 MB
Peerów: 17
Dodał: rajkad
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Marek Biliński - Dziecko Słońca (2000) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Marek Biliński Album................: Dziecko Słońca Genre................: Electronic Source...............: CD Year.................: 2000 Ripper...............: Exact Audio Copy (Secure mode) & Asus CD-S520 Codec................: (FLAC) Quality..............: Lossless, (avg. compression: 48 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Marek Biliński - Dziecko Słońca / Pieśń świtu [03:34] 2. Marek Biliński - Andante Maestoso / Samotność [03:21] 3. Marek Biliński - Tempo di Bolero / Tęsknota [05:34] 4. Marek Biliński - Andante Molto Expressivo / Wiara [07:39] 5. Marek Biliński - Oaza / Pieśń nadziei [07:07] 6. Marek Biliński - Księżycowa róża / Pieśń miłości [05:42] 7. Marek Biliński - Zaćmienie / Pieśń zmierzchu [06:33] 8. Marek Biliński - Początek światła / Pieśń życia [08:14] Playing Time.........: 47:47 Total Size...........: 232,08 MB ![]()
Seedów: 32
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 15:37:37
Rozmiar: 233.56 MB
Peerów: 0
Dodał: rajkad
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Pierwszy raz na CD! Drugi album doskonałej holenderskiej formacji, prowadzonej wcześniej przez dwóch późniejszych muzyków Focus. O tym, jak mało znany jest wydany w 1972 roku (przez EMI Harvest) LP "Parts", niech świadczy fakt, że w kultowej i bardzo poszukiwanej książce "Scented Gardens Of The Mind" (poświęconej europejskiej scenie progresywnej z lat 70-tych) autor wymienił tę katalogową płytę jako... kompilację! Tak więc warto zaznaczyć że jest to całkowicie premierowe, rockowe, zdecydowanie gitarowe granie (z dwoma balladami) bliskie stylistyce takich grup, jak Wishbone Ash, holenderskie Cargo i Livin' Blues - z domieszką jakże wówczas popularnych Crosby, Stills, Nash & Young. Pomimo ze dwóch słabszych fragmentów jest to naprawdę świetna, bardzo zróżnicowana płyta która z pewnością zadowoli 80-90% fanów starego grania! Dodatkowo dołączono kilka rzadkich nagrań z singli (nieumieszczonych wśród dodatków do debiutu) oraz koncertowy numer pochodzący z megarzadkiej, kompilacyjnej (winylowej) ścieżki dźwiękowej do filmu 'Paradiso' (1971). ..::TRACK-LIST::.. 1. A Face 4:23 2. You're Used To Be Warmer 3:55 3. Part Of Me Is A Part Of You 5:36 4. What It's All About 4:56 5. Scotch Ballad 2:03 6. Another Part 3:17 7. Dilemma 3:30 8. Drum And Thunder Suite 5:05 9. When I Was Poor 5:54 Bonus Tracks: 10. Virgin 3:40 11. Mobilae 5:38 12. Companion (Live At Paradiso 1971) 4:30 13. Sea Of Delight (Single Version) 3:03 Track 10: A-Side, 1971. Track 11: B-Side, 1971. Track 13: Single Version, 1969. ..::OBSADA::.. Vocals, Flute - Michel Van Dijk Lead Guitar, Harmonica - Ron Meyjes Piano, Organ - Robert Verwey Percussion - Frans Smit https://www.youtube.com/watch?v=SRuYPqlAHPQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 15:02:16
Rozmiar: 129.54 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Pierwszy raz na CD! Drugi album doskonałej holenderskiej formacji, prowadzonej wcześniej przez dwóch późniejszych muzyków Focus. O tym, jak mało znany jest wydany w 1972 roku (przez EMI Harvest) LP "Parts", niech świadczy fakt, że w kultowej i bardzo poszukiwanej książce "Scented Gardens Of The Mind" (poświęconej europejskiej scenie progresywnej z lat 70-tych) autor wymienił tę katalogową płytę jako... kompilację! Tak więc warto zaznaczyć że jest to całkowicie premierowe, rockowe, zdecydowanie gitarowe granie (z dwoma balladami) bliskie stylistyce takich grup, jak Wishbone Ash, holenderskie Cargo i Livin' Blues - z domieszką jakże wówczas popularnych Crosby, Stills, Nash & Young. Pomimo ze dwóch słabszych fragmentów jest to naprawdę świetna, bardzo zróżnicowana płyta która z pewnością zadowoli 80-90% fanów starego grania! Dodatkowo dołączono kilka rzadkich nagrań z singli (nieumieszczonych wśród dodatków do debiutu) oraz koncertowy numer pochodzący z megarzadkiej, kompilacyjnej (winylowej) ścieżki dźwiękowej do filmu 'Paradiso' (1971). ..::TRACK-LIST::.. 1. A Face 4:23 2. You're Used To Be Warmer 3:55 3. Part Of Me Is A Part Of You 5:36 4. What It's All About 4:56 5. Scotch Ballad 2:03 6. Another Part 3:17 7. Dilemma 3:30 8. Drum And Thunder Suite 5:05 9. When I Was Poor 5:54 Bonus Tracks: 10. Virgin 3:40 11. Mobilae 5:38 12. Companion (Live At Paradiso 1971) 4:30 13. Sea Of Delight (Single Version) 3:03 Track 10: A-Side, 1971. Track 11: B-Side, 1971. Track 13: Single Version, 1969. ..::OBSADA::.. Vocals, Flute - Michel Van Dijk Lead Guitar, Harmonica - Ron Meyjes Piano, Organ - Robert Verwey Percussion - Frans Smit https://www.youtube.com/watch?v=SRuYPqlAHPQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 14:56:52
Rozmiar: 364.61 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Between the Buried and Me’s 8th studio album, Coma Ecliptic, is also its most diverse and cinematic album to date, offering a mix of the group’s earlier aggressive style and newer, more melodic songwriting. The result is a breathtaking piece of art that also lends itself brilliantly to live performances. While the band had taken entire albums on the road before, in fact performing Colors in its entirety the very first day that album was released, with Coma the band would wait until much later in the tour cycle. One of those shows is commemorated here on the Coma Ecliptic Live CD/DVD/Blur-Ray set. Filmed live on location October 4th, 2016 at The Observatory North Park in San Diego, CA, the set is the entire Coma Ecliptic album performed live at the peak of the band’s ability, with audio and visuals that are as captivating as the music itself. The film centers around the mesmerizing performance by vocalist Tommy Rogers, who trades off between keyboard playing singer and powerhouse metal frontman. Strategically placed go-pros and professional cameras overlook each member of the band from more than a dozen angles, allowing the viewer to get an up close view, as well as a straight forward crowd perspective. The music is mixed to keep out much of the crowd noise, and at times can sound a little too much you are listening to the studio album, but nontheless, this is a great album’s worth of music that any BTBAM fan will treasure. For any fan not familiar with their work and thinking it might not be their thing, Coma Ecliptic is the album to check out. So get the studio album first and then watch this live dvd. You’ll be hooked from there. ..::TRACK-LIST::.. 1. Node 2. The Coma Machine 3. Dim Ignition 4. Famine Wolf 5. King Redeem / Queen Serene 6. Turn On The Darkness 7. The Ectopic Stroll 8. Rapid Calm 9. Memory Palace 10. Option Oblivion 11. Life In Velvet ..::OBSADA::.. Tommy Rogers - vocals, keyboards Paul Waggoner - guitars Dustie Waring - guitars Dan Briggs - bass Blake Richardson - drums & percussion https://www.youtube.com/watch?v=nUprJZMPM0c SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 13:51:30
Rozmiar: 4.15 GB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. The B-52s performed their first ever gig in February 1977. 34 years later, on Valentine's Day 2011, they returned to their hometown of Athens, Georgia to celebrate with this brilliant live show. Wig-wearing, boa-draped, glitter-covered fans came to join in and saw the band deliver a sizzling 90-minute set that turned Athens' Classic Center into a cosmic dancehall. Packed with all their fan's favorites, this is high spirited good time rock 'n' roll packed with great tunes, wild romance, blood pumping grooves and a lot of fun! ..::TRACK-LIST::.. 1. Pump 2. Private Idaho 3. Mesopotamia 4. Ultraviolet 5. Dancing Now 6. Give Me Back My Man 7. Funplex 8. Whammy Kiss 9. Deadbeat Club 10. Roam 11. 52 Girls 12. Party Out Of Bounds 13. Love In The Year 3000 14. Cosmic Thing 15. Hot Corner 16. Love Shack 17. Wig 18. Strobe Light 19. Planet Claire 20. Rock Lobster ..::OBSADA::.. Fred Schneider - vocals, glockenspiel, kaossilator, slide whistle, tambourine Kate Pierson - vocals, keyboards, maracas, tambourine Cindy Wilson - vocals, bongos, tambourine Keith Strickland - guitar Additional musicians: Tracy Wormworth - bass Sterling Campbell - drums Paul Gordon - keyboards, guitar https://www.youtube.com/watch?v=Bvp97GWeLoc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 12:25:35
Rozmiar: 7.63 GB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. BIG IN JAPAN is the fortieth album by Klaus Schulze, originally released on 22 September 2010. It is Schulzes thirteenth live album, consisting of two concerts in Tokyo, Japan in 2010. There are 3 different versions of this album: the JAPANESE EDITION, the EUROPEAN EDITION and the AMERICAN EDITION, all slightly variing in track list and additional DVD. ..::TRACK-LIST::.. 1. A Crystal Poem (Visible Version) 34:12 2. Sequencers Are Beautiful 43:49 ..::OBSADA::.. Klaus Schulze - Keyboards, Synthesizer https://www.youtube.com/watch?v=i77OzA1iDO0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 12:05:46
Rozmiar: 4.25 GB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Ostatnia jak dotąd rewolucja w muzyce blackmetalowej miała miejsce… we Francji, a wspomógł ją pewien Fin, który dołączając do grupki cholernie uzdolnionych instrumentalistów, przyniósł ze sobą głęboko przemyślaną warstwę ideologiczną. Brzmi dziwnie? A jakże, w końcu mowa o Deathspell Omega, najlepszym i najbardziej awangardowym zespole blackmetalowym ostatnich lat. Właśnie ukazała się jego najnowsza, doskonała płyta "Fas - Ite, Maledicti, in Ignem Aeternum". Początki Deathspell Omega wcale nie zapowiadały tego, że grupa wywróci gatunek do góry nogami - dwa pierwsze albumy Francuzów były bardzo udaną, ale jednak tylko kopią najważniejszych dokonań Darkthrone. Dopiero na trzecim, a jednocześnie pierwszym nagranym z udziałem fińskiego wokalisty Mikko Aspy (m.in. Clandestine Blaze, Stabat Mater), "Si Monumentum Requires, Circumspice", do głosu doszły wizjonerskie zapędy muzyków - psychodelia, chorały gregoriańskie i metrum przywodzące na myśl najciekawsze krążki mathcorowe. Leśny klimat zostawili umalowanym prymitywom, zdolnym zacytować tylko najbardziej znane frazy z Nietzschego i bezczelnie zrzynającym z Celtic Frost. "Fas…" rządzi pokręcona rytmika, której nie powstydziliby się Converge, ani The Dillinger Escape Plan. Porównania są jak najbardziej na miejscu, bo pomimo różnic gatunkowych, Deathspell Omega buduje swoje riffy na bardzo podobnej bazie. Muzycy nie boją się też interpretować na własny sposób okołojazzowe patenty, a robią to na tyle charakterystycznie, że nie sposób ich pomylić z nikim innym. Kolejnym istotnym elementem wyróżniającym Francuzów wśród innych blackmetalowców są bardzo częste zmiany nastroju - od ciszy, przez niemal doommetalowe, pogrzebowe tempa, aż po psychopatyczną, pełną perkusyjnych blastów jazdę. To czyste dźwiękowe szaleństwo, którym rządzą reguły niezrozumiałe dla przeciętnych zjadaczy chleba. To samo tyczy się warstwy tekstowej - "Fas…" to druga część trylogii opisującej na poziomie teologicznym relacje między Bogiem, Szatanem i człowiekiem. Bez odpowiedniego przygotowania można zapomnieć o zgłębianiu tekstów. Deathspell Omega pokazała, że black metal to coś więcej niż tylko szczeniackie wybryki skandynawskich nastolatków okraszone marnej jakości muzyką, a dzięki takim płytom, jak "Fas…" okazuje się, że w tym niemłodym już gatunku wciąż jest miejsce na eksperymenty dźwiękowe. Chwała im za to. Maciej Stankiewicz Trzy lata kazał czekać Deathspell Omega na swój kolejny, czwarty już album. Chyba ten okres wyszedł zespołowi na dobre, gdyż zawartość "Fas-Ite, Maledicti, In Ignem Aeternum" bardzo pozytywnie zaskakuje. Od strony muzycznej, jest to naturalny krok naprzód w stosunku do poprzedniej płyty. Formacja jeszcze odważniej sięgnęła po bardziej ambientowe dźwięki, przez co muzyka jeszcze bardziej kojarzy się z ostatnimi dokonaniami Blut Aus Nord, ale z przeciwnieństwie do swoich rodaków pozostał w tej muzyce dużo pierwiastek agresywnego grania. Da się zauważyć, że muzycy umiejętniej różnicują tempo i dozują emocje - teraz momenty agresywne brzmią agresywnie, spokojne, brzmią spokojnie, a muzyka nie zlewa się w jeden szybki blackowy kocioł. Kolejną rzeczą, która cieszy jest "tylko" 46 minut muzyki zamknięte w 6 utworach, z których 2 są powyżej 10 minut, a 2 nieco poniżej. Pomimo tak długich utworów nie nazwałbym tego jeszcze progresywnym graniem, gdyż mimo wszystko ta muzyka jest bardzo mocno osadzona w black metalu i niestety jeszcze mzuycy nie potrafią ze swoich ambientowych elementów wykreowac takiego nastroju jak robi to właśnie Blut Aus Nord. Deathspell Omega nagrał naprawdę dobry album, ale mimo wszystko to jest jeszcze druga liga gatunku, a zespół jest zawsze o krok lub dwa za pionierami, którzy przecierają nowe szlaki w gatunku. Nie można jednak odmówić formacji zapału i konsekwencji - dostaliśmy naprawdę solidny i dobrze zagrany materiał, w którym jednak za mało jest tego czegoś, co zespół powinien dać od siebie. Harlequin It's not so easy to describe how the mysterious French project Deathspell Omega pushed the black metal genre to its ultimate borders, and even beyond, in a territory never explored before and still unmatched by others. It's true that, following the widespread trend of black metal, in the early 2000s, the band started as a homage to the Darkthrone's fashion-like style, thus resulting in an effective and excellent reinterpretation of Norwegian black metal in its rawest form. However, at a certain point, in 2004, Deathspell Omega dared to put their personal signature to the genre with their third effort "Si Monvmentvm Reqvires, Circvmspice": a ritualistic, ceremonial-like sound, deep and dense in its low-end frequencies’ emphasis, and with a completely different approach to the lyrical content. No more blasphemous statements or provoking Devil worship for the sake of being anti-social, but an orthodox, theistic and philosophical dissertation around the obscure matter. All the previous typical black metal cliché appeared, retrospectively, a little bit childish and superficial: everything suddenly entered a way more serious and rigorous, interesting treatment. Retaining a feral and violent musical vehemence, this French act also introduced technical proficiency and exquisite musicianship in their proposal and in the whole genre: no more minimalistic melodies with a basic octave-based harmonic context, but a sophisticated taste for challenging interval juxtapositions, with a particular focus on dissonance. Courageous diminished 5th and 2nd intervals, along with 7th chord shapes were injected in their phrasings, even daring to put unpleasant harmonies on strong, down-beat accents. The sense of discomfort and distress was never so evident and palpable in a black metal environment. Great musicianship and amazing compositional skills are no more features of, let's say, jazz-infused technical death metal, or progressive metal: they are now a consistent part of this new kind of black metal. Micro-labelling started to spread uncontrolled: religious, orthodox, avant-garde progressive dissonant black metal? By my point of view, it's still, basically speaking, black metal, maybe of a "De Mysteriis Dom Sathanas" or "Wolf's Lair Abyss" quality and breed, but developed in an extremely articulated manner. And then, "Fas - Ite, Maledicti, in Ignem Aeternum" was released, in 2007: only 4, long, progressive suite-like compositions that brought the style of the band at its peak. There are no more unresolved melodic phrases, as there's no melody left at all. Black metal, in its purest form, not the symphonic variation, was deliberately broken in thousands sharp slivers and then all is scattered all around, like in an explosion. The soundscape of chaos, the symphony of the fall of the light-bearer, the supreme and sublime dissonance against all order and harmony: if this is still black metal, it's the thing in itself. No need for labels, just BLACK METAL, in capital letters. There's no room for harmonic resolution, and there's no time to breathe through impossible blast-beats, performed even in odd-time signatures. When the storming rhythmic and disharmonic assault takes a stop, then a gloomy, obscure and menacing atmosphere permeates the sonic space, even with a dense, disturbing almost silent sections. This is black metal art! This is the most violent and upsetting music you can imagine, and it's all here, in a 46 minutes long masterpiece. Perfection at its highest peak, and then, from that height, a frenzied downfall. VergerusTheSargonian It's just not enough to say that Deathspell Omega's fourth commercially released full-length is great, nor is it enough to say it's a masterpiece of black metal. To borrow from the band themselves a song off of their Drought EP, this album is an abrasive swirling musk of unsettling corporeal madness. It's unapproachable. It's complex beyond any measure of complexity. It's impossibly fast. It's philosophical. It's boundary testing, patience testing, sanity testing, sense testing - it's unwelcoming and unpleasant. And I love every second of it. Going into this record directly after the fantastic, but flawed Si Monvmentvm Reqvires, Circvmspice, I didn't know what to expect other than a continued pummeling of my very lofty expectations upon closing out the first part of what I called "The Unholy Trilogy." While Si Monvmentvm... had fantastically gratuitous moments in overwhelming abundance ("Sola Fide I" and "Carnal Malefactor," anyone?), it did have its fair share of filler tracks that could be skipped or removed altogether. But at the same time, I believed that omitting any of the songs would've thrown a wrench in the gears of the message DsO was pushing, which was clothed in dark Theistic Satanist robes. An omission would serve as a compromise to Deathspell's philosophy, so they had to keep every song they had written and composed, even at the risk of having an overly long and bloated album. So in the end, I'm just being kinda selfish. 2007 is when Deathspell Omega hit their creative zenith with this album. According to the band, this marks the second part of their Unholy Trilogy, which, when all three albums were put together, would serve to be a "theological dispute on the divine essence of the Devil, the roles and virtues of faith and the place of man therein." What this album does is answer the question if there could ever exist a near perfect record. It's not often I find an album that meets that criteria, but here comes Deathspell Omega to prove me very, very wrong. A frightening sense of isolation exists throughout this album from the spacious ambiance of the both "Obombration" songs, to the uneasy churning muck of the 11-minute monster "The Repellent Scars of Abandon & Election," to the petrifying silence that starts halfway through "The Shrine of Mad Laughter," each song is a part of a larger journey this album takes you on, particularly to underscore the unabashed horror of the Christian religion and its hypocrisy so bare and naked. All the while, the slower parts are adequately complemented by the performances of the band members. Those moments of calm, though they give a brief moment of solace, promulgate the utter destruction of whatever faith the poor souls who listened to this had, now being sucked away into a black void of nothingness. If this album or any of the albums with Mikko Aspa are any indication (with maybe the exception of Si Monvmentvm...), I can see why Deathspell Omega refuses to play live. This is some unbelievably complex shit for black metal. It's not technical black metal, but I could see people making a good argument for whoever drums on this is one of the best drummers in black metal. Listening to him keep up with these insane, incomprehensible time and tempo changes is more than commendable. It's honorable and humbling. Going from calm progressive drumming to impossible kit destruction in less than a fraction of a second is one hell of a feat. Coming in right behind him is guitarist Hasjarl, who's guitar lines are disgustingly fast and dissonant to the point where there's almost no melody, yet still coming across as being so memorable. So many chords and riffs are just instantly stuck in your head the instant you hear them, like the riff that opens "Bread of Bitterness" or partway through "The Repellent Scars of Abandon & Election." My favorite moment is near the end of "A Chore for the Lost" when he delivers these series of melodic riffs that couldn't make the song any more amazing than the rest of the songs here. Like how the hell does Hasjarl conjure up these infernal riffs? I can imagine from a cosmic black hole of from the deepest, most bottomless pit ever made. Khaos' bass lines are surprisingly clear when taking into consideration how this album is mixed and how everything seemingly mushes together in a blurring wall of noise. They shine through in the chaos, can be heard just fine, and are just as memorable as the guitar riffs. The album ends with the second "Obombration," which I learned after looking it up was taken from the Latin word, "obumbrare," which translates to mean "shadow," or obumbrationem, which means "overshadowing," which is perfect as both open and bookend the album. The albums philosophical undertones come to a head with this closer. After everything you've heard, after all the chaos, the insanity, the unmitigated, unbridled syncope this album caused, you'd expect the closer would give you ample time to catch your breath and regain your discombobulated mental state. If you were naive enough to think such a thing, then Deathspell Omega are far smarter than you. What would you expect other than a dissonant piano playing softly in the background while horns play, slowly growing louder and louder as the paranoid claustrophobia sets in? The ending forces you to confront your deepest chasm of fears, to see with your own eyes the unearthly beasts of formless darkness, and leaves you unfathomably broken to the core of the threshold of your soul. And as you pick the pieces of yourself up to put back together again, you sit there wondering to yourself, "What?" This album will take you on an experience you've never been on before. Musically, it's probably the most unpredictable thing I've ever listened to in my life. Forty-six minutes of pure terror, consternation, dread, anxiety, and horror. The realities of some of the darkest corners of our world can only be as shaking as this album. Every song is a testament to the evil of man, the futility of theocracy and religion, the intelligence of thinking for oneself, and the reverential devotion of the horned lord of Hell. Every genre of metal has its perfect album or its near-perfect albums. Peace Sells...But Who's Buying?; Biomech; Left Hand Path; Nespithe; Nightfall; Dead As Dreams; In the Nightside Eclipse. Black metal has Fas - Ite, Maledicti, In Agnem Aeternum, and it's perfect. I'll go so far to add it's not only one of the best black metal albums ever made, it's one of the best albums ever made. Period. Beast of Burden ..::TRACK-LIST::.. I. Obombration 4:48 II. The Shrine Of Mad Laughter 10:37 III. Bread Of Bitterness 7:49 IV. The Repellent Scars Of Abandon And Election 11:40 V. A Chore For The Lost 9:15 VI. Obombration 2:07 ..::OBSADA::.. Hasjarl - Guitars Khaos - Bass Mikko Aspa - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=KubSXhTiHeY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 10:45:54
Rozmiar: 106.89 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Ostatnia jak dotąd rewolucja w muzyce blackmetalowej miała miejsce… we Francji, a wspomógł ją pewien Fin, który dołączając do grupki cholernie uzdolnionych instrumentalistów, przyniósł ze sobą głęboko przemyślaną warstwę ideologiczną. Brzmi dziwnie? A jakże, w końcu mowa o Deathspell Omega, najlepszym i najbardziej awangardowym zespole blackmetalowym ostatnich lat. Właśnie ukazała się jego najnowsza, doskonała płyta "Fas - Ite, Maledicti, in Ignem Aeternum". Początki Deathspell Omega wcale nie zapowiadały tego, że grupa wywróci gatunek do góry nogami - dwa pierwsze albumy Francuzów były bardzo udaną, ale jednak tylko kopią najważniejszych dokonań Darkthrone. Dopiero na trzecim, a jednocześnie pierwszym nagranym z udziałem fińskiego wokalisty Mikko Aspy (m.in. Clandestine Blaze, Stabat Mater), "Si Monumentum Requires, Circumspice", do głosu doszły wizjonerskie zapędy muzyków - psychodelia, chorały gregoriańskie i metrum przywodzące na myśl najciekawsze krążki mathcorowe. Leśny klimat zostawili umalowanym prymitywom, zdolnym zacytować tylko najbardziej znane frazy z Nietzschego i bezczelnie zrzynającym z Celtic Frost. "Fas…" rządzi pokręcona rytmika, której nie powstydziliby się Converge, ani The Dillinger Escape Plan. Porównania są jak najbardziej na miejscu, bo pomimo różnic gatunkowych, Deathspell Omega buduje swoje riffy na bardzo podobnej bazie. Muzycy nie boją się też interpretować na własny sposób okołojazzowe patenty, a robią to na tyle charakterystycznie, że nie sposób ich pomylić z nikim innym. Kolejnym istotnym elementem wyróżniającym Francuzów wśród innych blackmetalowców są bardzo częste zmiany nastroju - od ciszy, przez niemal doommetalowe, pogrzebowe tempa, aż po psychopatyczną, pełną perkusyjnych blastów jazdę. To czyste dźwiękowe szaleństwo, którym rządzą reguły niezrozumiałe dla przeciętnych zjadaczy chleba. To samo tyczy się warstwy tekstowej - "Fas…" to druga część trylogii opisującej na poziomie teologicznym relacje między Bogiem, Szatanem i człowiekiem. Bez odpowiedniego przygotowania można zapomnieć o zgłębianiu tekstów. Deathspell Omega pokazała, że black metal to coś więcej niż tylko szczeniackie wybryki skandynawskich nastolatków okraszone marnej jakości muzyką, a dzięki takim płytom, jak "Fas…" okazuje się, że w tym niemłodym już gatunku wciąż jest miejsce na eksperymenty dźwiękowe. Chwała im za to. Maciej Stankiewicz Trzy lata kazał czekać Deathspell Omega na swój kolejny, czwarty już album. Chyba ten okres wyszedł zespołowi na dobre, gdyż zawartość "Fas-Ite, Maledicti, In Ignem Aeternum" bardzo pozytywnie zaskakuje. Od strony muzycznej, jest to naturalny krok naprzód w stosunku do poprzedniej płyty. Formacja jeszcze odważniej sięgnęła po bardziej ambientowe dźwięki, przez co muzyka jeszcze bardziej kojarzy się z ostatnimi dokonaniami Blut Aus Nord, ale z przeciwnieństwie do swoich rodaków pozostał w tej muzyce dużo pierwiastek agresywnego grania. Da się zauważyć, że muzycy umiejętniej różnicują tempo i dozują emocje - teraz momenty agresywne brzmią agresywnie, spokojne, brzmią spokojnie, a muzyka nie zlewa się w jeden szybki blackowy kocioł. Kolejną rzeczą, która cieszy jest "tylko" 46 minut muzyki zamknięte w 6 utworach, z których 2 są powyżej 10 minut, a 2 nieco poniżej. Pomimo tak długich utworów nie nazwałbym tego jeszcze progresywnym graniem, gdyż mimo wszystko ta muzyka jest bardzo mocno osadzona w black metalu i niestety jeszcze mzuycy nie potrafią ze swoich ambientowych elementów wykreowac takiego nastroju jak robi to właśnie Blut Aus Nord. Deathspell Omega nagrał naprawdę dobry album, ale mimo wszystko to jest jeszcze druga liga gatunku, a zespół jest zawsze o krok lub dwa za pionierami, którzy przecierają nowe szlaki w gatunku. Nie można jednak odmówić formacji zapału i konsekwencji - dostaliśmy naprawdę solidny i dobrze zagrany materiał, w którym jednak za mało jest tego czegoś, co zespół powinien dać od siebie. Harlequin It's not so easy to describe how the mysterious French project Deathspell Omega pushed the black metal genre to its ultimate borders, and even beyond, in a territory never explored before and still unmatched by others. It's true that, following the widespread trend of black metal, in the early 2000s, the band started as a homage to the Darkthrone's fashion-like style, thus resulting in an effective and excellent reinterpretation of Norwegian black metal in its rawest form. However, at a certain point, in 2004, Deathspell Omega dared to put their personal signature to the genre with their third effort "Si Monvmentvm Reqvires, Circvmspice": a ritualistic, ceremonial-like sound, deep and dense in its low-end frequencies’ emphasis, and with a completely different approach to the lyrical content. No more blasphemous statements or provoking Devil worship for the sake of being anti-social, but an orthodox, theistic and philosophical dissertation around the obscure matter. All the previous typical black metal cliché appeared, retrospectively, a little bit childish and superficial: everything suddenly entered a way more serious and rigorous, interesting treatment. Retaining a feral and violent musical vehemence, this French act also introduced technical proficiency and exquisite musicianship in their proposal and in the whole genre: no more minimalistic melodies with a basic octave-based harmonic context, but a sophisticated taste for challenging interval juxtapositions, with a particular focus on dissonance. Courageous diminished 5th and 2nd intervals, along with 7th chord shapes were injected in their phrasings, even daring to put unpleasant harmonies on strong, down-beat accents. The sense of discomfort and distress was never so evident and palpable in a black metal environment. Great musicianship and amazing compositional skills are no more features of, let's say, jazz-infused technical death metal, or progressive metal: they are now a consistent part of this new kind of black metal. Micro-labelling started to spread uncontrolled: religious, orthodox, avant-garde progressive dissonant black metal? By my point of view, it's still, basically speaking, black metal, maybe of a "De Mysteriis Dom Sathanas" or "Wolf's Lair Abyss" quality and breed, but developed in an extremely articulated manner. And then, "Fas - Ite, Maledicti, in Ignem Aeternum" was released, in 2007: only 4, long, progressive suite-like compositions that brought the style of the band at its peak. There are no more unresolved melodic phrases, as there's no melody left at all. Black metal, in its purest form, not the symphonic variation, was deliberately broken in thousands sharp slivers and then all is scattered all around, like in an explosion. The soundscape of chaos, the symphony of the fall of the light-bearer, the supreme and sublime dissonance against all order and harmony: if this is still black metal, it's the thing in itself. No need for labels, just BLACK METAL, in capital letters. There's no room for harmonic resolution, and there's no time to breathe through impossible blast-beats, performed even in odd-time signatures. When the storming rhythmic and disharmonic assault takes a stop, then a gloomy, obscure and menacing atmosphere permeates the sonic space, even with a dense, disturbing almost silent sections. This is black metal art! This is the most violent and upsetting music you can imagine, and it's all here, in a 46 minutes long masterpiece. Perfection at its highest peak, and then, from that height, a frenzied downfall. VergerusTheSargonian It's just not enough to say that Deathspell Omega's fourth commercially released full-length is great, nor is it enough to say it's a masterpiece of black metal. To borrow from the band themselves a song off of their Drought EP, this album is an abrasive swirling musk of unsettling corporeal madness. It's unapproachable. It's complex beyond any measure of complexity. It's impossibly fast. It's philosophical. It's boundary testing, patience testing, sanity testing, sense testing - it's unwelcoming and unpleasant. And I love every second of it. Going into this record directly after the fantastic, but flawed Si Monvmentvm Reqvires, Circvmspice, I didn't know what to expect other than a continued pummeling of my very lofty expectations upon closing out the first part of what I called "The Unholy Trilogy." While Si Monvmentvm... had fantastically gratuitous moments in overwhelming abundance ("Sola Fide I" and "Carnal Malefactor," anyone?), it did have its fair share of filler tracks that could be skipped or removed altogether. But at the same time, I believed that omitting any of the songs would've thrown a wrench in the gears of the message DsO was pushing, which was clothed in dark Theistic Satanist robes. An omission would serve as a compromise to Deathspell's philosophy, so they had to keep every song they had written and composed, even at the risk of having an overly long and bloated album. So in the end, I'm just being kinda selfish. 2007 is when Deathspell Omega hit their creative zenith with this album. According to the band, this marks the second part of their Unholy Trilogy, which, when all three albums were put together, would serve to be a "theological dispute on the divine essence of the Devil, the roles and virtues of faith and the place of man therein." What this album does is answer the question if there could ever exist a near perfect record. It's not often I find an album that meets that criteria, but here comes Deathspell Omega to prove me very, very wrong. A frightening sense of isolation exists throughout this album from the spacious ambiance of the both "Obombration" songs, to the uneasy churning muck of the 11-minute monster "The Repellent Scars of Abandon & Election," to the petrifying silence that starts halfway through "The Shrine of Mad Laughter," each song is a part of a larger journey this album takes you on, particularly to underscore the unabashed horror of the Christian religion and its hypocrisy so bare and naked. All the while, the slower parts are adequately complemented by the performances of the band members. Those moments of calm, though they give a brief moment of solace, promulgate the utter destruction of whatever faith the poor souls who listened to this had, now being sucked away into a black void of nothingness. If this album or any of the albums with Mikko Aspa are any indication (with maybe the exception of Si Monvmentvm...), I can see why Deathspell Omega refuses to play live. This is some unbelievably complex shit for black metal. It's not technical black metal, but I could see people making a good argument for whoever drums on this is one of the best drummers in black metal. Listening to him keep up with these insane, incomprehensible time and tempo changes is more than commendable. It's honorable and humbling. Going from calm progressive drumming to impossible kit destruction in less than a fraction of a second is one hell of a feat. Coming in right behind him is guitarist Hasjarl, who's guitar lines are disgustingly fast and dissonant to the point where there's almost no melody, yet still coming across as being so memorable. So many chords and riffs are just instantly stuck in your head the instant you hear them, like the riff that opens "Bread of Bitterness" or partway through "The Repellent Scars of Abandon & Election." My favorite moment is near the end of "A Chore for the Lost" when he delivers these series of melodic riffs that couldn't make the song any more amazing than the rest of the songs here. Like how the hell does Hasjarl conjure up these infernal riffs? I can imagine from a cosmic black hole of from the deepest, most bottomless pit ever made. Khaos' bass lines are surprisingly clear when taking into consideration how this album is mixed and how everything seemingly mushes together in a blurring wall of noise. They shine through in the chaos, can be heard just fine, and are just as memorable as the guitar riffs. The album ends with the second "Obombration," which I learned after looking it up was taken from the Latin word, "obumbrare," which translates to mean "shadow," or obumbrationem, which means "overshadowing," which is perfect as both open and bookend the album. The albums philosophical undertones come to a head with this closer. After everything you've heard, after all the chaos, the insanity, the unmitigated, unbridled syncope this album caused, you'd expect the closer would give you ample time to catch your breath and regain your discombobulated mental state. If you were naive enough to think such a thing, then Deathspell Omega are far smarter than you. What would you expect other than a dissonant piano playing softly in the background while horns play, slowly growing louder and louder as the paranoid claustrophobia sets in? The ending forces you to confront your deepest chasm of fears, to see with your own eyes the unearthly beasts of formless darkness, and leaves you unfathomably broken to the core of the threshold of your soul. And as you pick the pieces of yourself up to put back together again, you sit there wondering to yourself, "What?" This album will take you on an experience you've never been on before. Musically, it's probably the most unpredictable thing I've ever listened to in my life. Forty-six minutes of pure terror, consternation, dread, anxiety, and horror. The realities of some of the darkest corners of our world can only be as shaking as this album. Every song is a testament to the evil of man, the futility of theocracy and religion, the intelligence of thinking for oneself, and the reverential devotion of the horned lord of Hell. Every genre of metal has its perfect album or its near-perfect albums. Peace Sells...But Who's Buying?; Biomech; Left Hand Path; Nespithe; Nightfall; Dead As Dreams; In the Nightside Eclipse. Black metal has Fas - Ite, Maledicti, In Agnem Aeternum, and it's perfect. I'll go so far to add it's not only one of the best black metal albums ever made, it's one of the best albums ever made. Period. Beast of Burden ..::TRACK-LIST::.. I. Obombration 4:48 II. The Shrine Of Mad Laughter 10:37 III. Bread Of Bitterness 7:49 IV. The Repellent Scars Of Abandon And Election 11:40 V. A Chore For The Lost 9:15 VI. Obombration 2:07 ..::OBSADA::.. Hasjarl - Guitars Khaos - Bass Mikko Aspa - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=KubSXhTiHeY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 10:40:42
Rozmiar: 320.16 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Kiedyś dawno temu Tomasz Budzyński powiedział, że Armia gra muzykę bajkową. Uważam po dziś dzień, że jest to najlepsze określenie dźwięków tego zespołu. Nie wpisuje się On w żadną inną definicję. Ja dodam tylko, że ta bajkowość jest pełna mistycyzmu i czegoś, czego trudno znaleźć w otaczającej przestrzeni... - Mało w ostatnim czasie słucham cięższej muzyki rockowej i metalowej. Armia jest chyba jednym z ostatnich wykonawców, za którego muzyką podążam od wielu lat, mimo że główną moją strawą muzyczną są obecnie dźwięki wyraźnie bardziej popowe i elektroniczne, by nie rzec często błahe. Z kolei Armia to już nie jest ta Armia z pierwszych lat działalności, kiedy utwory takie jak "Aguirre" czy "Jeżeli" od razu chwytały za serce. Po pierwszym przesłuchaniu nuciło się je i wykrzykiwało. Od czasu "Triodante" muzyka Armii coraz bardziej "metalowiała" w brzmieniu, choć miała cały czas w sobie pewne cechy armijnego, klasycznego stylu a przy tym bywała różnorodna, często skręcając w stronę eksperymentalną ("Freak"). Mimo że żadna z płyt nie miała w sobie tak obezwładniającej mocy jak "Legenda" [czytaj recenzję >>] , to jednak były albumy, które przekonywały swoją jakością i wysokim poziomem kompozycji ("Duch"). Z tych wszystkich powodów "Wojna i pokój" ciężko wchodziła mi przez pierwsze dni. Moje aktualne indywidualne preferencje spowodowały, że nowa Armia w większości wydała mi się początkowo przyciężka i za długa. A jednak były podejścia, gdy przesłuchałem ją w całości z wyraźnym zaciekawieniem. Od pierwszego przesłuchania moją uwagę zwróciły dwa utwory: "Nas nie ma" i "Ciche dni". Ten pierwszy ma przejmujący tekst, który dobrze koresponduje z warstwą instrumentalną, ten drugi zaskakuje intensywnością użytej elektroniki. Po kilku przesłuchaniach zrozumiałem, że muszę potraktować nową Armię jak płytę w pewnym stopniu artrockową i progrockową. W istocie "Wojna i pokój" to właśnie album, który jest bezpośrednim spadkobiercą tradycji Armii powstałej za czasów "Triodante". Przyznaję, że tzw. "cięższa muza", niezależnie od tego, czy mam do czynienia z punkiem, metalem, industrialem czy hard rockiem, zwyczajnie obecnie mnie męczy i nudzi. Cięższej muzyce daję szansę, gdy przedstawia coś ciekawego pod względem artystycznym (np. ostatnio przekonał mnie zespół Toń), albo gdy teksty zamiast przedstawiania brzydoty świata i turpistycznego otoczenia codzienności, mówią o sprawach uniwersalnych i niosą w sobie jakąś mądrość. I właśnie Armia jest takim przypadkiem. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że Budzyński wprost odwołuje się do chrześcijańskiego i biblijnego postrzegania świata. Jego teksty pełne są odniesień do tej wizji rzeczywistości. Ale nie ma w tym żadnego fanatyzmu. Budzyński przez pryzmat Biblii ukazuje uniwersalne wartości naszego, zachodniego kręgu cywilizacyjnego. Nie trzeba być ani wierzącym, ani chrześcijaninem, żeby wiedzieć, że istnieje Dobro i Zło, że to właśnie Dobro jest tym, do czego należy dążyć, a Zło jest godne potępienia. Zło i Dobro jest w nas samych. Nikt nie ma monopolu na nieomylność i świętość. Chrześcijanie wierzą, że jest Bóg, który wyznacza to, co jest dobre i złe, ale nie trzeba być wierzącym, żeby wiedzieć, że Biblia niesie uniwersalne wartości etyczne, których się nie podważa. I jeśli z takich założeń wyjdziemy, płyta Armii stanie się właśnie takim uniwersalnym spojrzeniem na ludzkie życie z perspektywy człowieka, który powoli zbliża się do jego końca. To właśnie wynika z tekstów, które znajdują się na płycie "Wojna i pokój", ale taka jest również muzyka. Podsumowuje dotychczasowy dorobek Armii, choć przede wszystkim wykorzystując schematy muzyczne wypracowane po wydaniu "Triodante". No i mimo wszystko wchodzi czasami na nowe terytoria armijne, jak we wspomnianych "Cichych dniach". Płytę zaczyna powolne "Wołanie", które wyłania się z mrocznych pogłosów generowanych przez elektronikę, by następnie przejść w standardowy zestaw rockowo-armijny: perkusja, ciężki riff gitarowy, waltornia i śpiew Budzyńskiego. Powolnie ciągnąca się przez ponad sześć minut ciężkawa, "blacksabbathowa" muzyka jest podkładem do poetyckich wezwań Budzyńskiego: Ty wołaj mnie głęboki oddech piękny świat zawołaj mnie zawołaj mnie Szybciej w temat wchodzi następny utwór pt. "Obcy w domu", który od początku atakuje ciężkim riffem gitarowym i szybszym rytmem, wspartym w tle dźwiękami waltorni. Budzyński podejmuje w nim temat "obcych", ale robi to w swój własny, poetycki i armijny sposób śpiewając: słyszałem, że piekło to inni czytałem, że obcy to wróg kto jest ten obcy? [...] ten obcy to ja obcy to ty w moim domu [...] pamiętaj kochać, pamiętaj żyć, pamiętaj umierać pamiętaj umierać Czyli mamy tutaj typowe ujęcie chrześcijańskie tematu "obcych". Trzeba kochać bliźniego, pomagać i pamiętać o śmierci. Wszystko to marność, ale mamy kochać i wspierać bliźniego swego, jak siebie samego. "Wielki las" zaczyna się od natychmiastowego zaznaczenia rytmu i bardziej zamglonego, schowanego w tle riffu gitarowego. Na pierwszym planie słychać co jakiś czas repetytywny motyw grany przez waltornię, ale osnową jest wokal Budzyńskiego, który buduje napięcie poprzez krótkie powtarzane frazy o wieloznacznej treści: moje serce, czarny las bestia w lesie, bestia w lesie moje serce, człowiek w lesie mocniej, mocniej, mocniej czy mnie słyszysz? jestem w lesie umieram w lesie zapal światło Znowu jesteśmy w poetyckim świecie Budzyńskiego, który stara wydobyć się z ciemnego lasu i szuka światła. Mrok, ciemność, ale szukamy nadziei. Rockowo-armijna maszyna urywa się pod koniec utworu, który kończą ambientowe pomruki. W następnym utworze "Ja tylko wspominam", choć zaczyna się wszystko według rockowo-metalowego schematu, to w tle pobrzmiewają motywy elektroniczne, które pełnią rolę ozdobników. W trwającym przez prawie siedem minut nagraniu pojawia się również waltornia a Budzy śpiewa: wszystko jest tak, jakby już się stało ja tylko wspominam, zwyciężają inni sfora psów, oni idą nas zabić jak powaleni tak i niepokonani Podsumowuje, ale jednocześnie nawołuje do miłości przez pryzmat swojej wiary: śpiewam tę pieśń i ciągle mam nadzieję ja słyszę ten śmiech i ciągle mam nadzieję ziarno na ziemię, ziarno między cierpnie [...] niech się zakocha, kto nie kochał nigdy "Nas nie ma" zaczyna się od wezwanie do siebie samego: Tomie Bombadilu, Bombadilu Tomie za rzekę, za płomień schowamy się, schowamy się i stwierdzenia, że: nic nie mamy ale mamy wszystko nic nie mamy, ale mamy to Utwór nie jest tak ociężały jak te rozpoczynające płytę. Jest wyraźnie spokojniejszy, bardziej refleksyjny również w warstwie instrumentalnej, choć są momenty przyśpieszenia. Przejmujące jest zakończenie: gdzie jesteś, gdzie jesteś gdzie jesteś, moje Piękno gdzie jesteś, gdzie Ty jesteś gdzie jesteś, moje Dobro [...] nas nie ma, nas nie ma nas nie ma Jeszcze jesteśmy, ale nas nie będzie. Słychać tutaj i chwile zwątpienia, i nadzieję, i świadomość tego, co nieuchronne. Ponad siedmiominutowy utwór gaśnie powoli i kończy się motywem waltorni, która dobiega coraz bardziej z oddali. "Przyjaciel" to znowu typowo rockowo-metalowy utwór, który przywraca cięższy klimat. Budzyński wyraża tu swoją rozpacz i żal: pozostał mi jeszcze płacz przedziwny mój przyjaciel [...] pozostał mi jeszcze wstyd przedziwny mój przyjaciel [...] niech cofnie się czas na ziemi stracony czas "Dzień ojca" to utwór ponownie o mozolnie ciągnącej się, ale wyraźnie rockowo-metalowej konstrukcji, czasami bardziej hałaśliwej i ciężkawej, w której słychać refleksję Budzyńskiego na temat końca oraz jest jego wezwaniem do Ojca: tam gdzie kończy się kraj nie zapominaj o mnie tam gdzie kończy się kraj nie omijaj mnie proszę światło za wodą [...] do końca, do końca do końca W końcówce ponownie gaśnie nawał rockowo-metalowy i wyłania się refleksyjny motyw klawiszowy, który wyciszony ostatecznie kończy nagranie. "W każdą stronę" to kolejny krótszy, bo ledwie ponad czterominutowy, numer rockowo-metalowy, który ma za zadanie pchać do przodu, jest swoistym motywatorem do dalszego działania oraz ostrzeżeniem przed zbaczaniem z wybranego kursu: droga, droga do kogoś i droga do nikogo [...] w każdą stronę, w każdą stronę chodźmy do kogoś [...] są zerwane moje więzy zapłacone moje długi są zerwane moje więzy idź "Ciche dni" zaskakuje odmiennością od pozostałych, w większości typowo rockowo-metalowych nagrań, które znajdujemy na płycie. Wprawdzie nadal słyszymy tutaj powracające gitarowe riffy, ale na plan pierwszy wysuwa się elektroniczne pulsowanie, które wyraźnie dominuje w utworze. Może dlatego, że Budzyński śpiewa: nad moim gniewem zaszło już słońce [...] życie ma sens życie ma sens życie ma sens miłość jest możliwa wszyscy zakochani są niepokonani Przy takiej deklaracji nie jest potrzebny walec rockowo-metalowy. Około trzeciej minuty, kompozycja zmienia jednak tempo z transowej, na bardziej rwaną, z połamaną rytmiką, ale nadal nie ma tutaj ciężkich riffów gitarowych, słychać waltornię i rytmiczne zagrywki gitarowe. Jest wyraźnie spokojniej. W tej części nie słychać śpiewu Budzyńskiego. Po piątej minucie nagranie jeszcze bardziej wycisza się i przeradza w ambientowe tło, w którym słychać szept Budzyńskiego a wszystko kończą bliżej niezidentyfikowane dźwięki, jakby świst pociągu. "Pielgrzymka" to powrót do rockowo-metalowego schematu, ale nie może być inaczej skoro Budzyński deklaruje: przychodzimy z ciemności z wielkiego utrapienia przychodzimy z ciemności z wielkiego więzienia z wielkiego strachu z wielkiego bólu z wielkiej samotności z wielkiego więzienia Jednocześnie autor przypomina, że można z tej ciemności wyjść: wszystko jest nowe wszystko jest prawdziwe wszystko zakwitło wszystko jest możliwe jeśli jesteś w ciemności jeśli jesteś w niewoli [...] na światło, na światło na wolność "Niebo nad niebem" znowu jest wezwaniem do wiary i nadziei: niebo nade mną niebo nad niebiem [...] niebo nad głową niebo nad myślą niebo nad ziemią niebo nad niebem niebo nad światem człowiek nie jest sam człowiek Utwór wyłania się jakby z otchłani i po minucie atakuje rockowo-metalowym schematem, który jednak po chwili niespodziewanie urywa się a w tle pojawia się elektroniczne pulsowanie, na tle którego Budzyński śpiewa swoje wezwanie. By je wzmocnić powracają po chwili metalowe gitary, które natychmiast przejmują dominację nad elektroniką. Ale sytuacja po kolejnej chwili powtarza się i ten ponad siedmiominutowy utwór staje się jednym z mocniejszych punktów instrumentalnych płyty, w którym rockowo-metalowa konstrukcja jakby przepycha się z bardziej refleksyjnymi motywami, raz elektronicznymi, innym razem bardziej gitarowo-akustycznymi. A Budzyński śpiewa o sprawach najważniejszych: co robisz tak wysoko delirium wszechmocy cząstki elementarne niebo, niebo jest po naszej stronie Nagranie kończy się wyciszeniem rockowo-metalowej nawałnicy i końcówka należy do elektronicznego pulsu, z którego wyłania się po chwili przerwy kończący album, instrumentalny "Wiatr w drzewach". Z ambientalnych plam rzeczywiście wyłania się jakby pomruk wiatru, który pokazuje, że gdy nas zabraknie i nic już nie będzie, to właśnie wiatr, ziemia pozostaną dla następców, którzy będą przeżywali to samo, co my. Pozostanie po nas tutaj na ziemi "Wiatr w drzewach". Utwór spina "Wojnę i pokój" swoistą klamrą, bo przecież właśnie z podobnych pomruków wyłania się "Wołanie" zaczynające płytę. Jeśli wierzyć informacjom podanym w streamingu, to autorem kompozycji na płycie jest syn Budzyńskiego Stanisław, choć na okładce fizycznego wydania podano z kolei, że za kompozycje odpowiada: "Antiarmia". Pewne jest, że Stanisław Budzyński jest od kilku lat pełnoprawnym członkiem Armii a najnowsza płyta jest jego pierwszą studyjną aktywnością w zespole jako gitarzysty. Sprawdza się bardzo dobrze i z pewnością stał się integralną częścią zespołu. Najnowszą płytę należy traktować jak swoistą art-punkowo-metalową symfonię, która czasami w ociężałym stylu, ale urozmaicona motywami elektronicznymi i chwilami ambientowymi, przedstawia los człowieka z perspektywy ostatecznej, tak jak widzi to Budzyński. Warstwa instrumentalna to jedynie środki do wyrażenia wizji autora tekstów. Tutaj nie ma przebojów, nagrań, które zapamiętamy jak wspomniane już "Aguirre" czy "Niewiedzialna armia" lub "Saluto". Album trzeba traktować jak zwartą całość, której trzeba przyjrzeć się uważnie i dogłębnie. Wtedy odkryjemy wartość muzyki, której nie można oderwać od słów napisanych przez Budzyńskiego. W istocie warstwę instrumentalną traktuję bardziej jak podkład do tych słów. Muzyka i słowa to integralna całość. Z tego punktu widzenia to bardzo dobra płyta, w której można się zanurzyć. Mam wrażenie jednak, że jest przede wszystkim skierowana do fanów Armii. Nie wiem czy do kogoś przypadkowego, nie znającego twórczości zespołu, album może tak intensywnie przemówić, jak do oddanych fanów zespołu. A może jednak? Andrzej Korasiewicz ..::TRACK-LIST::.. 1. Wołanie 2. Obcy W Domu 3. Wielki Las 4. Ja Tylko Wspominam 5. Nas Nie Ma 6. Przyjaciel 7. Dzień Ojca 8. W Każdą Stronę 9. Ciche Dni 10. Pielgrzymka 11. Niebo Nad Niebem 12. Wiatr W Drzewach ..::OBSADA::.. Tomasz Budzyński - głos Stanisław Budzyński - gitara Dariusz Budkiewicz - gitara basowa Amadeusz Kaźmierczak - perkusja Jakub Bartoszewski - waltornia gościnnie na płycie: Electronics - Michał Jacaszek Percussion - Beata Polak https://www.youtube.com/watch?v=7cPBQTgk6Ts SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 09:02:26
Rozmiar: 153.24 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Kiedyś dawno temu Tomasz Budzyński powiedział, że Armia gra muzykę bajkową. Uważam po dziś dzień, że jest to najlepsze określenie dźwięków tego zespołu. Nie wpisuje się On w żadną inną definicję. Ja dodam tylko, że ta bajkowość jest pełna mistycyzmu i czegoś, czego trudno znaleźć w otaczającej przestrzeni... - Mało w ostatnim czasie słucham cięższej muzyki rockowej i metalowej. Armia jest chyba jednym z ostatnich wykonawców, za którego muzyką podążam od wielu lat, mimo że główną moją strawą muzyczną są obecnie dźwięki wyraźnie bardziej popowe i elektroniczne, by nie rzec często błahe. Z kolei Armia to już nie jest ta Armia z pierwszych lat działalności, kiedy utwory takie jak "Aguirre" czy "Jeżeli" od razu chwytały za serce. Po pierwszym przesłuchaniu nuciło się je i wykrzykiwało. Od czasu "Triodante" muzyka Armii coraz bardziej "metalowiała" w brzmieniu, choć miała cały czas w sobie pewne cechy armijnego, klasycznego stylu a przy tym bywała różnorodna, często skręcając w stronę eksperymentalną ("Freak"). Mimo że żadna z płyt nie miała w sobie tak obezwładniającej mocy jak "Legenda" [czytaj recenzję >>] , to jednak były albumy, które przekonywały swoją jakością i wysokim poziomem kompozycji ("Duch"). Z tych wszystkich powodów "Wojna i pokój" ciężko wchodziła mi przez pierwsze dni. Moje aktualne indywidualne preferencje spowodowały, że nowa Armia w większości wydała mi się początkowo przyciężka i za długa. A jednak były podejścia, gdy przesłuchałem ją w całości z wyraźnym zaciekawieniem. Od pierwszego przesłuchania moją uwagę zwróciły dwa utwory: "Nas nie ma" i "Ciche dni". Ten pierwszy ma przejmujący tekst, który dobrze koresponduje z warstwą instrumentalną, ten drugi zaskakuje intensywnością użytej elektroniki. Po kilku przesłuchaniach zrozumiałem, że muszę potraktować nową Armię jak płytę w pewnym stopniu artrockową i progrockową. W istocie "Wojna i pokój" to właśnie album, który jest bezpośrednim spadkobiercą tradycji Armii powstałej za czasów "Triodante". Przyznaję, że tzw. "cięższa muza", niezależnie od tego, czy mam do czynienia z punkiem, metalem, industrialem czy hard rockiem, zwyczajnie obecnie mnie męczy i nudzi. Cięższej muzyce daję szansę, gdy przedstawia coś ciekawego pod względem artystycznym (np. ostatnio przekonał mnie zespół Toń), albo gdy teksty zamiast przedstawiania brzydoty świata i turpistycznego otoczenia codzienności, mówią o sprawach uniwersalnych i niosą w sobie jakąś mądrość. I właśnie Armia jest takim przypadkiem. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że Budzyński wprost odwołuje się do chrześcijańskiego i biblijnego postrzegania świata. Jego teksty pełne są odniesień do tej wizji rzeczywistości. Ale nie ma w tym żadnego fanatyzmu. Budzyński przez pryzmat Biblii ukazuje uniwersalne wartości naszego, zachodniego kręgu cywilizacyjnego. Nie trzeba być ani wierzącym, ani chrześcijaninem, żeby wiedzieć, że istnieje Dobro i Zło, że to właśnie Dobro jest tym, do czego należy dążyć, a Zło jest godne potępienia. Zło i Dobro jest w nas samych. Nikt nie ma monopolu na nieomylność i świętość. Chrześcijanie wierzą, że jest Bóg, który wyznacza to, co jest dobre i złe, ale nie trzeba być wierzącym, żeby wiedzieć, że Biblia niesie uniwersalne wartości etyczne, których się nie podważa. I jeśli z takich założeń wyjdziemy, płyta Armii stanie się właśnie takim uniwersalnym spojrzeniem na ludzkie życie z perspektywy człowieka, który powoli zbliża się do jego końca. To właśnie wynika z tekstów, które znajdują się na płycie "Wojna i pokój", ale taka jest również muzyka. Podsumowuje dotychczasowy dorobek Armii, choć przede wszystkim wykorzystując schematy muzyczne wypracowane po wydaniu "Triodante". No i mimo wszystko wchodzi czasami na nowe terytoria armijne, jak we wspomnianych "Cichych dniach". Płytę zaczyna powolne "Wołanie", które wyłania się z mrocznych pogłosów generowanych przez elektronikę, by następnie przejść w standardowy zestaw rockowo-armijny: perkusja, ciężki riff gitarowy, waltornia i śpiew Budzyńskiego. Powolnie ciągnąca się przez ponad sześć minut ciężkawa, "blacksabbathowa" muzyka jest podkładem do poetyckich wezwań Budzyńskiego: Ty wołaj mnie głęboki oddech piękny świat zawołaj mnie zawołaj mnie Szybciej w temat wchodzi następny utwór pt. "Obcy w domu", który od początku atakuje ciężkim riffem gitarowym i szybszym rytmem, wspartym w tle dźwiękami waltorni. Budzyński podejmuje w nim temat "obcych", ale robi to w swój własny, poetycki i armijny sposób śpiewając: słyszałem, że piekło to inni czytałem, że obcy to wróg kto jest ten obcy? [...] ten obcy to ja obcy to ty w moim domu [...] pamiętaj kochać, pamiętaj żyć, pamiętaj umierać pamiętaj umierać Czyli mamy tutaj typowe ujęcie chrześcijańskie tematu "obcych". Trzeba kochać bliźniego, pomagać i pamiętać o śmierci. Wszystko to marność, ale mamy kochać i wspierać bliźniego swego, jak siebie samego. "Wielki las" zaczyna się od natychmiastowego zaznaczenia rytmu i bardziej zamglonego, schowanego w tle riffu gitarowego. Na pierwszym planie słychać co jakiś czas repetytywny motyw grany przez waltornię, ale osnową jest wokal Budzyńskiego, który buduje napięcie poprzez krótkie powtarzane frazy o wieloznacznej treści: moje serce, czarny las bestia w lesie, bestia w lesie moje serce, człowiek w lesie mocniej, mocniej, mocniej czy mnie słyszysz? jestem w lesie umieram w lesie zapal światło Znowu jesteśmy w poetyckim świecie Budzyńskiego, który stara wydobyć się z ciemnego lasu i szuka światła. Mrok, ciemność, ale szukamy nadziei. Rockowo-armijna maszyna urywa się pod koniec utworu, który kończą ambientowe pomruki. W następnym utworze "Ja tylko wspominam", choć zaczyna się wszystko według rockowo-metalowego schematu, to w tle pobrzmiewają motywy elektroniczne, które pełnią rolę ozdobników. W trwającym przez prawie siedem minut nagraniu pojawia się również waltornia a Budzy śpiewa: wszystko jest tak, jakby już się stało ja tylko wspominam, zwyciężają inni sfora psów, oni idą nas zabić jak powaleni tak i niepokonani Podsumowuje, ale jednocześnie nawołuje do miłości przez pryzmat swojej wiary: śpiewam tę pieśń i ciągle mam nadzieję ja słyszę ten śmiech i ciągle mam nadzieję ziarno na ziemię, ziarno między cierpnie [...] niech się zakocha, kto nie kochał nigdy "Nas nie ma" zaczyna się od wezwanie do siebie samego: Tomie Bombadilu, Bombadilu Tomie za rzekę, za płomień schowamy się, schowamy się i stwierdzenia, że: nic nie mamy ale mamy wszystko nic nie mamy, ale mamy to Utwór nie jest tak ociężały jak te rozpoczynające płytę. Jest wyraźnie spokojniejszy, bardziej refleksyjny również w warstwie instrumentalnej, choć są momenty przyśpieszenia. Przejmujące jest zakończenie: gdzie jesteś, gdzie jesteś gdzie jesteś, moje Piękno gdzie jesteś, gdzie Ty jesteś gdzie jesteś, moje Dobro [...] nas nie ma, nas nie ma nas nie ma Jeszcze jesteśmy, ale nas nie będzie. Słychać tutaj i chwile zwątpienia, i nadzieję, i świadomość tego, co nieuchronne. Ponad siedmiominutowy utwór gaśnie powoli i kończy się motywem waltorni, która dobiega coraz bardziej z oddali. "Przyjaciel" to znowu typowo rockowo-metalowy utwór, który przywraca cięższy klimat. Budzyński wyraża tu swoją rozpacz i żal: pozostał mi jeszcze płacz przedziwny mój przyjaciel [...] pozostał mi jeszcze wstyd przedziwny mój przyjaciel [...] niech cofnie się czas na ziemi stracony czas "Dzień ojca" to utwór ponownie o mozolnie ciągnącej się, ale wyraźnie rockowo-metalowej konstrukcji, czasami bardziej hałaśliwej i ciężkawej, w której słychać refleksję Budzyńskiego na temat końca oraz jest jego wezwaniem do Ojca: tam gdzie kończy się kraj nie zapominaj o mnie tam gdzie kończy się kraj nie omijaj mnie proszę światło za wodą [...] do końca, do końca do końca W końcówce ponownie gaśnie nawał rockowo-metalowy i wyłania się refleksyjny motyw klawiszowy, który wyciszony ostatecznie kończy nagranie. "W każdą stronę" to kolejny krótszy, bo ledwie ponad czterominutowy, numer rockowo-metalowy, który ma za zadanie pchać do przodu, jest swoistym motywatorem do dalszego działania oraz ostrzeżeniem przed zbaczaniem z wybranego kursu: droga, droga do kogoś i droga do nikogo [...] w każdą stronę, w każdą stronę chodźmy do kogoś [...] są zerwane moje więzy zapłacone moje długi są zerwane moje więzy idź "Ciche dni" zaskakuje odmiennością od pozostałych, w większości typowo rockowo-metalowych nagrań, które znajdujemy na płycie. Wprawdzie nadal słyszymy tutaj powracające gitarowe riffy, ale na plan pierwszy wysuwa się elektroniczne pulsowanie, które wyraźnie dominuje w utworze. Może dlatego, że Budzyński śpiewa: nad moim gniewem zaszło już słońce [...] życie ma sens życie ma sens życie ma sens miłość jest możliwa wszyscy zakochani są niepokonani Przy takiej deklaracji nie jest potrzebny walec rockowo-metalowy. Około trzeciej minuty, kompozycja zmienia jednak tempo z transowej, na bardziej rwaną, z połamaną rytmiką, ale nadal nie ma tutaj ciężkich riffów gitarowych, słychać waltornię i rytmiczne zagrywki gitarowe. Jest wyraźnie spokojniej. W tej części nie słychać śpiewu Budzyńskiego. Po piątej minucie nagranie jeszcze bardziej wycisza się i przeradza w ambientowe tło, w którym słychać szept Budzyńskiego a wszystko kończą bliżej niezidentyfikowane dźwięki, jakby świst pociągu. "Pielgrzymka" to powrót do rockowo-metalowego schematu, ale nie może być inaczej skoro Budzyński deklaruje: przychodzimy z ciemności z wielkiego utrapienia przychodzimy z ciemności z wielkiego więzienia z wielkiego strachu z wielkiego bólu z wielkiej samotności z wielkiego więzienia Jednocześnie autor przypomina, że można z tej ciemności wyjść: wszystko jest nowe wszystko jest prawdziwe wszystko zakwitło wszystko jest możliwe jeśli jesteś w ciemności jeśli jesteś w niewoli [...] na światło, na światło na wolność "Niebo nad niebem" znowu jest wezwaniem do wiary i nadziei: niebo nade mną niebo nad niebiem [...] niebo nad głową niebo nad myślą niebo nad ziemią niebo nad niebem niebo nad światem człowiek nie jest sam człowiek Utwór wyłania się jakby z otchłani i po minucie atakuje rockowo-metalowym schematem, który jednak po chwili niespodziewanie urywa się a w tle pojawia się elektroniczne pulsowanie, na tle którego Budzyński śpiewa swoje wezwanie. By je wzmocnić powracają po chwili metalowe gitary, które natychmiast przejmują dominację nad elektroniką. Ale sytuacja po kolejnej chwili powtarza się i ten ponad siedmiominutowy utwór staje się jednym z mocniejszych punktów instrumentalnych płyty, w którym rockowo-metalowa konstrukcja jakby przepycha się z bardziej refleksyjnymi motywami, raz elektronicznymi, innym razem bardziej gitarowo-akustycznymi. A Budzyński śpiewa o sprawach najważniejszych: co robisz tak wysoko delirium wszechmocy cząstki elementarne niebo, niebo jest po naszej stronie Nagranie kończy się wyciszeniem rockowo-metalowej nawałnicy i końcówka należy do elektronicznego pulsu, z którego wyłania się po chwili przerwy kończący album, instrumentalny "Wiatr w drzewach". Z ambientalnych plam rzeczywiście wyłania się jakby pomruk wiatru, który pokazuje, że gdy nas zabraknie i nic już nie będzie, to właśnie wiatr, ziemia pozostaną dla następców, którzy będą przeżywali to samo, co my. Pozostanie po nas tutaj na ziemi "Wiatr w drzewach". Utwór spina "Wojnę i pokój" swoistą klamrą, bo przecież właśnie z podobnych pomruków wyłania się "Wołanie" zaczynające płytę. Jeśli wierzyć informacjom podanym w streamingu, to autorem kompozycji na płycie jest syn Budzyńskiego Stanisław, choć na okładce fizycznego wydania podano z kolei, że za kompozycje odpowiada: "Antiarmia". Pewne jest, że Stanisław Budzyński jest od kilku lat pełnoprawnym członkiem Armii a najnowsza płyta jest jego pierwszą studyjną aktywnością w zespole jako gitarzysty. Sprawdza się bardzo dobrze i z pewnością stał się integralną częścią zespołu. Najnowszą płytę należy traktować jak swoistą art-punkowo-metalową symfonię, która czasami w ociężałym stylu, ale urozmaicona motywami elektronicznymi i chwilami ambientowymi, przedstawia los człowieka z perspektywy ostatecznej, tak jak widzi to Budzyński. Warstwa instrumentalna to jedynie środki do wyrażenia wizji autora tekstów. Tutaj nie ma przebojów, nagrań, które zapamiętamy jak wspomniane już "Aguirre" czy "Niewiedzialna armia" lub "Saluto". Album trzeba traktować jak zwartą całość, której trzeba przyjrzeć się uważnie i dogłębnie. Wtedy odkryjemy wartość muzyki, której nie można oderwać od słów napisanych przez Budzyńskiego. W istocie warstwę instrumentalną traktuję bardziej jak podkład do tych słów. Muzyka i słowa to integralna całość. Z tego punktu widzenia to bardzo dobra płyta, w której można się zanurzyć. Mam wrażenie jednak, że jest przede wszystkim skierowana do fanów Armii. Nie wiem czy do kogoś przypadkowego, nie znającego twórczości zespołu, album może tak intensywnie przemówić, jak do oddanych fanów zespołu. A może jednak? Andrzej Korasiewicz ..::TRACK-LIST::.. 1. Wołanie 2. Obcy W Domu 3. Wielki Las 4. Ja Tylko Wspominam 5. Nas Nie Ma 6. Przyjaciel 7. Dzień Ojca 8. W Każdą Stronę 9. Ciche Dni 10. Pielgrzymka 11. Niebo Nad Niebem 12. Wiatr W Drzewach ..::OBSADA::.. Tomasz Budzyński - głos Stanisław Budzyński - gitara Dariusz Budkiewicz - gitara basowa Amadeusz Kaźmierczak - perkusja Jakub Bartoszewski - waltornia gościnnie na płycie: Electronics - Michał Jacaszek Percussion - Beata Polak https://www.youtube.com/watch?v=7cPBQTgk6Ts SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 08:59:13
Rozmiar: 475.45 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist...............: Jerry Goodman Album................: Ariel Genre................: Rock Year.................: 1986 Codec................: reference libFLAC 1.4.3 ...( TrackList )... 001. Jerry Goodman - Going On 17 002. Jerry Goodman - Tears of Joy 003. Jerry Goodman - Lullaby For Joey 004. Jerry Goodman - Topanga Waltz 005. Jerry Goodman - Broque 006. Jerry Goodman - Rockers 007. Jerry Goodman - Once Only ![]()
Seedów: 95
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 07:30:54
Rozmiar: 249.33 MB
Peerów: 16
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Elvis Presley Album: Live in Memphis 1976 Year: 2025 Genre: Pop, Rock Format: mp3 320 kbps ...( TrackList )... 01. 2001 a Space Odyssey (Live) 02. CC Rider (Live) 03. I've Got a Woman (Live) 04. Love Me (Live) 05. Fairytale (Live) 06. You Gave Me a Mountain (Live) 07. All Shook Up _ (Let Me Be Your) Teddy Bear (Live) 08. And I Love You So (Live) 09. Jailhouse Rock (Live) 10. Fever (Live) 11. America the Beautiful (Live) 12. One Night (Live) 13. That's All Right (Live) 14. Blue Christmas _ Band Intros (Live) 15. Early Morning Rain (Live) 16. Band Intro _ What'd I Say (Live) 17. Johnny B. Goode - Band Intro (Live) 18. Love Letters _ Band Intro (Live) 19. Hail Hail Rock 'N' Roll (Live) 20. Hurt (Live) 21. Hound Dog (Live) 22. Funny How Time Slips Away (Live) 23. Help Me (Live) 24. How Great Thou Art (Live) 25. Softly, as I Leave You (Live) 26. Polk Salad Annie (Live) 27. It's Now or Never (Live) 28. Can't Help Falling in Love (Live) 29. Outro _ CC Rider (Live) ![]()
Seedów: 88
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 07:30:47
Rozmiar: 214.17 MB
Peerów: 121
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Phil Collins Album: Official Bootleg Year: 2025 Format: mp3 320 kbps ...( TrackList )... 01. Sussudio (Live) 02. Easy Lover (Live From the Board, 1994) 03. Separate Lives (feat. Amy Keys & Arnold McCuller) (Live) 04. My Girl (Live) ![]()
Seedów: 114
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 07:30:41
Rozmiar: 52.49 MB
Peerów: 24
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: The Fleetwoods Album: Mr. Blue (Expanded Edition) Year: 2025 Genre: Pop, doo-wop Quality: Mp3 320kbps ...( TrackList )... 01. Confidential 02. The Three Caballeros 03. Raindrops, Teardrops 04. You Mean Everything To Me 05. Oh Lord Let It Be 06. Come Softly To Me 07. Serenade Of The Bells 08. Unchained Melody 09. We Belong Together 10. Come Go With Me 11. I Care So Much 12. Mr. Blue 13. Confidential (Stereo Mix) 14. Come Softly To Me (Stereo Mix) 15. Come Go With Me (Stereo Mix) ![]()
Seedów: 82
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-16 07:30:34
Rozmiar: 81.59 MB
Peerów: 16
Dodał: Uploader
Opis
( Opis )...
Mylene Farmer Live 2019 - Mylene Farmer Mylene Farmer Live 2019 - Mylene Farmer opis dodatkowy do Mylene Farmer Mylene Farmer Live 2019 1.Coming From The Vortex 2.Interstellaires 3.Sans Logique 4.Rolling Stone 5.Pourvu Qu'elles Soient Douces 6.Stolen Car 7.Des Larmes 8.California 9.M'effondre 10.L'ame-Stram-Gram 11.Hard Hip Hop 12.Un Jour Ou L'autre 13.Ainsi Soit Je 14.Innamoramento 15.Sans Contrefacon 16.Histoires De Fesses 17.Sentimentale 18.Desenchantee 19.Rever 20.Je Te Rends Ton Amour 21.Fta / C'est Dans L'air 22.L'horloge Bonus tracks: 23.Teaser 24.Bande-Annonce ![]()
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-15 23:17:26
Rozmiar: 1.84 GB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: The Wombats Album: Oh! The Ocean Year: 2025 Format/Quality: .mp3 320 kbps ...( TrackList )... 01. Sorry I'm Late, I Didn't Want To Come 02. Can't Say No 03. Blood On The Hospital Floor 04. Kate Moss 05. Gut-Punch 06. My Head Is Not My Friend 07. I Love America And She Hates Me 08. The World's Not Out To Get Me, I Am 09. Grim Reaper 10. Reality Is A Wild Ride 11. Swerve (101) 12. Lobster ![]()
Seedów: 172
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-15 20:47:44
Rozmiar: 99.80 MB
Peerów: 76
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: The Wombats Album: Oh! The Ocean Year: 2025 Quality: FLAC 24Bit-48kHz ...( TrackList )... 01. Sorry I'm Late, I Didn't Want To Come 02. Can't Say No 03. Blood On The Hospital Floor 04. Kate Moss 05. Gut-Punch 06. My Head Is Not My Friend 07. I Love America And She Hates Me 08. The World's Not Out To Get Me, I Am 09. Grim Reaper 10. Reality Is A Wild Ride 11. Swerve (101) 12. Lobster ![]()
Seedów: 179
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-15 20:47:40
Rozmiar: 503.31 MB
Peerów: 39
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Dustin O'halloran Album: Bridget Jones_ Mad About the Boy (Original Motion Picture Soundtrack) Year: 2025 Format/Quality: .mp3 320 kbps ...( TrackList )... 01. It Isn't Perfect But It Might Be 02. Black And White Notes 03. Lake District Adventure 04. Bridget And Chloe 05. Sparks 06. Can I Kiss You 07. Balloons 08. Please Put Me Through 09. Never Meet Your Heroes 10. Return To Work 11. Enjoy Your Weekend 12. Jobs Day 13. Elevator 14. Daniels Reflect 15. Memory Box 16. Fireside 17. Kissing In The Snow 18. Goodbyes 19. A Zip And A Kiss ![]()
Seedów: 140
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-15 20:47:36
Rozmiar: 78.00 MB
Peerów: 52
Dodał: Uploader
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Daab - To co najlepsze z dziesięciu lat (1983 - 93) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Daab Album................: To co najlepsze z dziesięciu lat (1983 - 93) Genre................: Reggae Source...............: CD Year.................: 1993 Ripper...............: Exact Audio Copy (Secure mode) & Asus CD-S520 Codec................: (FLAC) Quality..............: Lossless, (avg. compression: 60 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Daab - Fala ludzkich serc [05:18] 2. Daab - Kalejdoskop moich dróg [03:55] 3. Daab - Serce jak ogień [04:23] 4. Daab - To się nie powtarza [04:50] 5. Daab - Podzielono świat [06:34] 6. Daab - Słowo ciałem się stało [07:20] 7. Daab - W zakamarkach naszych dusz [04:55] 8. Daab - Moje paranoje [04:58] 9. Daab - Fryzjer na plaży [04:10] 10. Daab - W moim ogrodzie [06:07] 11. Daab - Przesłanie z daleka [06:25] 12. Daab - Obok siebie [04:10] 13. Daab - Nie wolno nie ufać [05:23] 14. Daab - Przed nami wielka przestrzeń [05:56] Playing Time.........: 01:14:31 Total Size...........: 449,04 MB ![]()
Seedów: 115
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-15 19:16:25
Rozmiar: 449.81 MB
Peerów: 39
Dodał: rajkad
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Republika - Trójka Live! --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Republika Album................: Trójka Live! Genre................: Rock Source...............: CD Year.................: 2007 Ripper...............: Exact Audio Copy (Secure mode) & Asus CD-S520 Codec................: (FLAC) Quality..............: Lossless, (avg. compression: 70 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Included.............: NFO, PLS, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Republika - Zapowiedź Piotra Kaczkowskiego [01:22] 2. Republika - 13 cyfr [05:43] 3. Republika - Masakra [03:52] 4. Republika - Odchodząc [04:39] 5. Republika - Sado - maso piosenka [04:17] 6. Republika - Raz na milion lat [05:36] 7. Republika - Mamona [03:28] 8. Republika - Kombinat [03:33] 9. Republika - Koniec czasów [04:53] 10. Republika - Śmierć w bikini [04:36] 11. Republika - Telefony [04:24] 12. Republika - Biała flaga [04:55] 13. Republika - Nieustanne tango [05:26] 14. Republika - Tak Tak... to ja [04:34] 15. Republika - Tak długo czekam (ciało) [06:23] Playing Time.........: 01:07:48 Total Size...........: 479,55 MB ![]()
Seedów: 82
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-15 14:18:20
Rozmiar: 484.10 MB
Peerów: 23
Dodał: rajkad
1 - 30 | 31 - 60 | 61 - 90 | 91 - 120 | ... | 21751 - 21780 | 21781 - 21810 | 21811 - 21814 |