|
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Metal
Ilość torrentów:
3,234
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
Długo oczekiwana czwarta duża płyta długodystansowców z Kanady! 41 zabójczy grindcore'owych numerów przesiąkniętych obsesją na punkcie seryjnych morderców! To jest ostra 'napierdalanka', nie spodziewajcie się cudów... ..::TRACK-LIST::.. 1. Obsessive Compulsive 2:05 2. Underground Terror 1:06 3. Adam J. Morris 0:49 4. Charles Sobhraj 0:15 5. Abdel Nasser Ibrahim Mahmoud 0:29 6. By My Hands 1:19 7. Leonard Lake 0:21 8. Bilos 1:13 9. The Perfect Prey 0:56 10. Dirty Christ 0:51 11. Gilles Pimpare 1:24 12. Jacques Duchesne 1:10 13. Camille Noel 0:40 14. Richard Christian Hansen 1:19 15. Zero Tolerance 0:50 16. George Vera 1:14 17. Guy Georges 0:51 18. Richard Barnabe 0:50 19. Moose II 0:12 20. Jaws 1:17 21. Someone Else Living Your Life 0:42 22. Turn Away And Face The End 1:00 23. Can't Repair 1:07 24. Shortest Life 1:19 25. Bai Baoshan 0:36 26. Obscene Sounds 0:26 27. Parasiting Mental Infection 0:50 28. Tim Kretschmer 0:44 29. Guilty Of Being There 1:33 30. Slowly... Sharply... 0:51 31. Somewhere, Anywhere 1:34 32. Something's Wrong 0:54 33. Sipho Mandla Agmatir Thwala 0:05 34. Wrong Headed 0:29 35. Empty World 0:26 36. ...To The Death 1:10 37. Collective Paranoia 0:44 38. Charles Chi-tat Ng 1:12 39. Clifford Orgy II 0:27 40. Ahmad Suradji 2:18 41. Demers 0:23 ..::OBSADA::.. Vocals [Vocal], Layout - Steve Drums - Dan Guitar - Fred Bass, Recorded By [All Done By] - Jack Backing Vocals [Back Vocals By] - The Moose Mafia Backing Vocals, Guest [Special Appearance By] - Simon Frost https://www.youtube.com/watch?v=bm4Hj7hnJhE SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-14 16:50:04
Rozmiar: 92.92 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
Długo oczekiwana czwarta duża płyta długodystansowców z Kanady! 41 zabójczy grindcore'owych numerów przesiąkniętych obsesją na punkcie seryjnych morderców! To jest ostra 'napierdalanka', nie spodziewajcie się cudów... ..::TRACK-LIST::.. 1. Obsessive Compulsive 2:05 2. Underground Terror 1:06 3. Adam J. Morris 0:49 4. Charles Sobhraj 0:15 5. Abdel Nasser Ibrahim Mahmoud 0:29 6. By My Hands 1:19 7. Leonard Lake 0:21 8. Bilos 1:13 9. The Perfect Prey 0:56 10. Dirty Christ 0:51 11. Gilles Pimpare 1:24 12. Jacques Duchesne 1:10 13. Camille Noel 0:40 14. Richard Christian Hansen 1:19 15. Zero Tolerance 0:50 16. George Vera 1:14 17. Guy Georges 0:51 18. Richard Barnabe 0:50 19. Moose II 0:12 20. Jaws 1:17 21. Someone Else Living Your Life 0:42 22. Turn Away And Face The End 1:00 23. Can't Repair 1:07 24. Shortest Life 1:19 25. Bai Baoshan 0:36 26. Obscene Sounds 0:26 27. Parasiting Mental Infection 0:50 28. Tim Kretschmer 0:44 29. Guilty Of Being There 1:33 30. Slowly... Sharply... 0:51 31. Somewhere, Anywhere 1:34 32. Something's Wrong 0:54 33. Sipho Mandla Agmatir Thwala 0:05 34. Wrong Headed 0:29 35. Empty World 0:26 36. ...To The Death 1:10 37. Collective Paranoia 0:44 38. Charles Chi-tat Ng 1:12 39. Clifford Orgy II 0:27 40. Ahmad Suradji 2:18 41. Demers 0:23 ..::OBSADA::.. Vocals [Vocal], Layout - Steve Drums - Dan Guitar - Fred Bass, Recorded By [All Done By] - Jack Backing Vocals [Back Vocals By] - The Moose Mafia Backing Vocals, Guest [Special Appearance By] - Simon Frost https://www.youtube.com/watch?v=bm4Hj7hnJhE SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-14 16:46:43
Rozmiar: 303.41 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Będący multimetalowym maniakiem Blakkheim nie poprzestał na pojedynczej black metalowej płycie i już po roku wydał następcę genialnego „Ravendusk In My Heart” pod szyldem Diabolical Masquerade. Na „The Phantom Lodge” znów jest groźnie, znów obrazowo, znów coś tam dośpiewał Dan Swanö, choć tym razem gości jest więcej, między innymi na fletach. Najważniejsze jednak, że znowu udało się sklecić przejmujące i pochłaniające dzieło. Muzykę Diabolical Masquerade cechuje niebywała plastyczność. Gitary wraz z klawiszami układają się w całe, pędzące po nocy, obrazy. „In dreams and visions I saw the beast rise again.” Tymi słowami zaczyna się ta płyta i ja właśnie przez cały już czas czuję się jak bym był w jakimś fascynującym śnie, gdzie w środku nocy i ciemnego lasu, pod gołym niebem, dzieją się rzeczy mroczne i niebywałe. Blakkheim dba o wartkość akcji, zmienność temp i burzliwość fabuły. Szybkie i ostre blackowe riffy mieszają się z przestrzennymi klawiszowo i akustycznie uspokojeniami, a krzykliwy wokal oddaje pola sporadycznym czystym śpiewom i wielu mówionym kwestiom, które nadają opowieści epickiego i nastrojowego charakteru. Takie „Ravenclaw” czy „The Blazing Demondome Of Murmurs And Secrecy” to są kompozycyjne majstersztyki. W utrzymaniu odpowiedniej atmosfery pomaga też akustyczny numer instrumentalny „Cross The Open Vault And Away…” Mimo całego zauroczenia czarem tej płyty, muszę przyznać, że pod względem przebojowości nie dorównuje ona jednak poprzedniczce. Na „Ravendusk In My Heart” co i rusz natykaliśmy się na jakieś smaczki w postaci chwytliwych zagrywek i wokali, a tu pod tym względem jest bardziej skromnie. Na pewno przemawia ostrość i kreatywność gitar oraz wokali w „The Puzzling Constellation Of A Deathrune”, na pewno uderza szybkość fragmentów "The Walk Of The Hunchbacked", na pewno ujmuje melodyjność „Cloaked By The Moonshine Mist”, na pewno zwraca uwagę hiciarski „Hater”, gdzie właśnie swoje kwestie wyciąga „Dan Swanö” i wreszcie na pewno porywa „Upon The Salty Wall Of The Broody Gargoyle", który tutaj wręcz bryluje swoim refrenem, ale właśnie takich wybijających się momentów jest mniej i stąd minus przy końcowej ocenie. Nic jednak nie zmieni faktu, że „The Phantom Lodge” to płyta natchniona, wciągająca i absorbująca swoim magicznym światem. Słuchanie takiej muzyki to czysta przyjemność, wręcz jak uczestniczenie w jakimś przedstawieniu. Zamykając oczy można znaleźć się daleko od rzeczywistości, wśród koszmarnych postaci: „Far away from the light, creatures of the night, ghouls from the gravesite, corpse of the deathrite.” Wujas Second album of haunting, atmospheric black metal from Katatonia’s Anders Nystrom. “…it’s obvious that we have another Diabolical masterpiece here” – The Metal Observer Diabolical Masquerade was the solo-project launched by Katatonia mastermind Anders Blackheim Nyström. The Phantom Lodge was the second of four albums from this symphonic Extreme Metal solo-project, and was originally released in 1997. Diabolical Masquerade was based primarily around symphonic/melodic black metal. Strong atmospheres were created through layered guitar and keyboards (and notably, flute, on this album), and Blackheim’s compositions contained more up tempo and extreme elements than those of Katatonia. I am honoured to add my review of this album, since I came to a point where I finally felt like I understood it. My opinion on Blackheims second release may be different from others, but I know most of you will agree with what I am to say. Ravendusk in my Heart was an album that I didn’t pay much attention to (as much as the rest of his releases in other words). It wasn’t really the album I liked most, and I must say that Blackheims style and skill has evolved. In The Phantom Lodge, the tunes hypnotized me at once. I felt more vicious beauty in the music, the tunes where cleaner and it wasn’t as “chaotic” as the previous release. I would call it more of a melodic sound with more power-metal influences. The guitar riffs neither sound better nor worse, but the music itself has more effects and keyboards involved, which gives the feeling of a wider environment as you listen to it. The environment that is built inside you can sometimes make you feel calm and comfortable, but when you think of it, every single piece of what is drilled into your ears and soul is madness. The drums are quite simple, but it doesn’t bother me at all as long as it fits. Dan Swanö is impressive as usual, and the balance between guitars and drums is very neutral. Black metal “singing” is always a hard to figure out whether it’s good or bad. But I think Diabolical Masquerade is of my favourites when it comes to that. I think of all the trouble I’ve had when I listened to Burzum for a bad example. DM’s lyrics are very mysterious and spiritual and it fits perfectly into the music. Some may say that listening to Diabolical Masquerade is a good thing because the true feeling is brought to you by the music, and the lyrics are just an effect of darkness and evil. I can agree with that to a certain point, but the lyrics are sometimes very important. I like the lyrics especially in Cloaked By The Moonshine Mist, which is also a very impressive mixture of beautiful and evil tunes. I will end this review by saying that The Phantom Lodge isn’t much of a beginner’s choice when it comes to Diabolical Masquerade, but it's still a masterpiece that you can't miss. Foolish Mortal ..::TRACK-LIST::.. 1. Astray Within The Coffinwood Mill 04:09 2. The Puzzling Constellation Of A Deathrune 06:10 3. Ravenclaw 08:17 4. The Walk Of The Hunchbacked 04:32 5. Cloaked By The Moonshine Mist 05:14 6. Across The Open Vault And Away... 01:52 7. Hater 02:39 8. The Blazing Demondome Of Murmurs And Secrecy 05:01 9. Upon The Salty Wall Of The Broody Gargoyle 04:54 ..::OBSADA::.. Blakkheim - guitars, bass guitar, programming, keyboard, vocals, producer, artwork, art director Additional personnel: Sean C. Bates - drums, percussion Dan Swanö - vocals on 'Hater', producer, engineering, mixing Roger Öberg - vocals on 'Astray Within the Coffinwood Mill' Igmar Dohn - bass on 'Cloaked by the Moonshine Mist' Marie Gaard Engberg - flute on tracks 5 and 6 Tina Sahlstedt - flute on tracks 5 and 6 https://www.youtube.com/watch?v=QRD-xUXrFls SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-14 15:50:10
Rozmiar: 100.23 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Będący multimetalowym maniakiem Blakkheim nie poprzestał na pojedynczej black metalowej płycie i już po roku wydał następcę genialnego „Ravendusk In My Heart” pod szyldem Diabolical Masquerade. Na „The Phantom Lodge” znów jest groźnie, znów obrazowo, znów coś tam dośpiewał Dan Swanö, choć tym razem gości jest więcej, między innymi na fletach. Najważniejsze jednak, że znowu udało się sklecić przejmujące i pochłaniające dzieło. Muzykę Diabolical Masquerade cechuje niebywała plastyczność. Gitary wraz z klawiszami układają się w całe, pędzące po nocy, obrazy. „In dreams and visions I saw the beast rise again.” Tymi słowami zaczyna się ta płyta i ja właśnie przez cały już czas czuję się jak bym był w jakimś fascynującym śnie, gdzie w środku nocy i ciemnego lasu, pod gołym niebem, dzieją się rzeczy mroczne i niebywałe. Blakkheim dba o wartkość akcji, zmienność temp i burzliwość fabuły. Szybkie i ostre blackowe riffy mieszają się z przestrzennymi klawiszowo i akustycznie uspokojeniami, a krzykliwy wokal oddaje pola sporadycznym czystym śpiewom i wielu mówionym kwestiom, które nadają opowieści epickiego i nastrojowego charakteru. Takie „Ravenclaw” czy „The Blazing Demondome Of Murmurs And Secrecy” to są kompozycyjne majstersztyki. W utrzymaniu odpowiedniej atmosfery pomaga też akustyczny numer instrumentalny „Cross The Open Vault And Away…” Mimo całego zauroczenia czarem tej płyty, muszę przyznać, że pod względem przebojowości nie dorównuje ona jednak poprzedniczce. Na „Ravendusk In My Heart” co i rusz natykaliśmy się na jakieś smaczki w postaci chwytliwych zagrywek i wokali, a tu pod tym względem jest bardziej skromnie. Na pewno przemawia ostrość i kreatywność gitar oraz wokali w „The Puzzling Constellation Of A Deathrune”, na pewno uderza szybkość fragmentów "The Walk Of The Hunchbacked", na pewno ujmuje melodyjność „Cloaked By The Moonshine Mist”, na pewno zwraca uwagę hiciarski „Hater”, gdzie właśnie swoje kwestie wyciąga „Dan Swanö” i wreszcie na pewno porywa „Upon The Salty Wall Of The Broody Gargoyle", który tutaj wręcz bryluje swoim refrenem, ale właśnie takich wybijających się momentów jest mniej i stąd minus przy końcowej ocenie. Nic jednak nie zmieni faktu, że „The Phantom Lodge” to płyta natchniona, wciągająca i absorbująca swoim magicznym światem. Słuchanie takiej muzyki to czysta przyjemność, wręcz jak uczestniczenie w jakimś przedstawieniu. Zamykając oczy można znaleźć się daleko od rzeczywistości, wśród koszmarnych postaci: „Far away from the light, creatures of the night, ghouls from the gravesite, corpse of the deathrite.” Wujas Second album of haunting, atmospheric black metal from Katatonia’s Anders Nystrom. “…it’s obvious that we have another Diabolical masterpiece here” – The Metal Observer Diabolical Masquerade was the solo-project launched by Katatonia mastermind Anders Blackheim Nyström. The Phantom Lodge was the second of four albums from this symphonic Extreme Metal solo-project, and was originally released in 1997. Diabolical Masquerade was based primarily around symphonic/melodic black metal. Strong atmospheres were created through layered guitar and keyboards (and notably, flute, on this album), and Blackheim’s compositions contained more up tempo and extreme elements than those of Katatonia. I am honoured to add my review of this album, since I came to a point where I finally felt like I understood it. My opinion on Blackheims second release may be different from others, but I know most of you will agree with what I am to say. Ravendusk in my Heart was an album that I didn’t pay much attention to (as much as the rest of his releases in other words). It wasn’t really the album I liked most, and I must say that Blackheims style and skill has evolved. In The Phantom Lodge, the tunes hypnotized me at once. I felt more vicious beauty in the music, the tunes where cleaner and it wasn’t as “chaotic” as the previous release. I would call it more of a melodic sound with more power-metal influences. The guitar riffs neither sound better nor worse, but the music itself has more effects and keyboards involved, which gives the feeling of a wider environment as you listen to it. The environment that is built inside you can sometimes make you feel calm and comfortable, but when you think of it, every single piece of what is drilled into your ears and soul is madness. The drums are quite simple, but it doesn’t bother me at all as long as it fits. Dan Swanö is impressive as usual, and the balance between guitars and drums is very neutral. Black metal “singing” is always a hard to figure out whether it’s good or bad. But I think Diabolical Masquerade is of my favourites when it comes to that. I think of all the trouble I’ve had when I listened to Burzum for a bad example. DM’s lyrics are very mysterious and spiritual and it fits perfectly into the music. Some may say that listening to Diabolical Masquerade is a good thing because the true feeling is brought to you by the music, and the lyrics are just an effect of darkness and evil. I can agree with that to a certain point, but the lyrics are sometimes very important. I like the lyrics especially in Cloaked By The Moonshine Mist, which is also a very impressive mixture of beautiful and evil tunes. I will end this review by saying that The Phantom Lodge isn’t much of a beginner’s choice when it comes to Diabolical Masquerade, but it's still a masterpiece that you can't miss. Foolish Mortal ..::TRACK-LIST::.. 1. Astray Within The Coffinwood Mill 04:09 2. The Puzzling Constellation Of A Deathrune 06:10 3. Ravenclaw 08:17 4. The Walk Of The Hunchbacked 04:32 5. Cloaked By The Moonshine Mist 05:14 6. Across The Open Vault And Away... 01:52 7. Hater 02:39 8. The Blazing Demondome Of Murmurs And Secrecy 05:01 9. Upon The Salty Wall Of The Broody Gargoyle 04:54 ..::OBSADA::.. Blakkheim - guitars, bass guitar, programming, keyboard, vocals, producer, artwork, art director Additional personnel: Sean C. Bates - drums, percussion Dan Swanö - vocals on 'Hater', producer, engineering, mixing Roger Öberg - vocals on 'Astray Within the Coffinwood Mill' Igmar Dohn - bass on 'Cloaked by the Moonshine Mist' Marie Gaard Engberg - flute on tracks 5 and 6 Tina Sahlstedt - flute on tracks 5 and 6 https://www.youtube.com/watch?v=QRD-xUXrFls SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-14 15:46:07
Rozmiar: 307.23 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Debiutancki album nowego zespołu założonego przez Dopi'ego (MACHETAZO, LEPROPHILIAC, MUTILATED VETERANS, PREMATURE BURIAL, RUINEBELL, ex-BODYBAG, ex-DEADMASK, ex-DISHAMMER...) oraz eksperymentalnego/freejazz'owego perkusistę Avelino Saavedra (ex-MOL). 11 utworów ekstremalnego grindcore'a inspirowanego takimi zespołami jak TERRORIZER, BRUTAL TRUTH, D.R.I., THE ACCÜSED. Mastering to dzieło jedynego w swoim rodzaju Jasona Fullera (BLOOD DUSTER) w australiskim Goatsound Studios. DEATHCONTROL powstał z połączenia sił JM Dopio z Avelino Saavedra, dwójki znajomych z wczesnych lat lat 90. - złotej ery hardcore'a, crossover, grindcore's, thrash i death metalu, których ścieżki na przestrzeni lat schodziły się i rozchodziły w różnych kierunkach. Zamiłowanie Dopiego do najbardziej plugawych, ekstremalnych i przesterowanych dźwięków oraz Avelino poruszającego się między jazzem, latino jazzem, muzyką afrykańską oraz rockiem doprowadziło obydwu na ścieżkę eksperymentalnych sposobów tworzenia muzyki, takich jak: improwizacja, free jazz, współpraca z tańcem i teatrem. A finalnie doprowadziła do założenia DEATHCONTROL celem stworzenia bezpośredniej, agresywnej muzyki, pozbawionej przedprodukcji oraz naturalnej jak to tylko możliwe. W rezultacie powstało sześć utworów inspirowanych Terrorizer, Brutal Truth, D.R.I., The Accüsed oraz pięć zgrzytliwych interludiów będących pokłosiem najbardziej kompulsywnych i ekstremalnych pasaży autorstwa Johna Zorna. Deathcontrol to dwóch, od dawna znających się ze sceny panów, którzy po latach postanowili nagrać coś na luzie i co by nawiązywało do starych czasów. Jednym z nich jest były muzyk Machetazo więc już wiecie czego mniej więcej można spodziewać się po „The Endless Echo Of His Own Litany”. Płyta ta to jedenaście utworów o dwojakim charakterze, bo pięć to krótkie interludia, które stanowią jakby przeciwwagę do pozostałych sześciu. Te sześć nawiązuje w prostej linii do drugiej połowy lat osiemdziesiątych i pierwszej dziewięćdziesiątych, kiedy rządziły takie kapele jak Terrorizer czy Extreme Noise Terror. W brutalnych riffach tych kawałków bez trudu wyłapiecie mieszające się ze sobą wpływy deta, thrashu i grindu. Agresywne i niezwykle intensywne gitary i bulgoczący na równi z nimi bas, zapodają na przemian trochę miażdżącego gniecenia, lawinowych wybuchów wścieklizny oraz odbierających powietrze zwolnień. Wszystkiemu towarzyszą perkusyjne d-beaty i naparzanka w werble, które wydają dźwięki niczym kałach wraz z soczystymi growlami, zatem mocny element punkowy siłą rzeczy też tu się wdziera. Wspomniane wcześniej interludia to mini-kompozycje, które niosą ze sobą fuzję dziwnych dźwięków i gwałtownego, gitarowego młócenia, którym akompaniują wrzaski wokalisty. Przypominają one krótkie, grindowe numery jakie można było kiedyś spotkać nie tylko na dwóch pierwszych wydawnictwach Napalm Death. Jednak ich geneza jest trochę inna, gdyż mają one korespondować z twórczością Johna Zorna i grupy Naked City, która łączyła w swoich aranżacjach takie style jak fusion, death, grind, punk, jazz i muzykę poważną. Zatem noise pełną gębą, która pożera wszystko co spotka na swojej drodze. Bardzo ciekawy krążek wysmażyła dwójka tych artystów, będący podróżą w przeszłość, kiedy ekstremalna muza była codziennością i częściej słuchało się takich rzeczy. Krwisty, mięsisty i lepki death-grind z małą dozą hałasu, ale gdzieś tam w oddali jakieś rogi również widać. Polecam, ponieważ to świetne grzanie z Hiszpanii. shub niggurath Debut full length of the new band by Dopi (MACHETAZO, LEPROPHILIAC, MUTILATED VETERANS, PREMATURE BURIAL, RUINEBELL, ex-BODYBAG, ex-DEADMASK, ex-DISHAMMER...) and experimental musician / free jazz drummer Avelino Saavedra (ex-MOL). 11 songs of extreme grindcore influenced by TERRORIZER, BRUTAL TRUTH, D.R.I., THE ACCÜSED. Mastering was carried out by the one and only Jason Fuller (BLOOD DUSTER) at Goatsound studios in Australia. DEATHCONTROL was born from the joining of forces of J.M.Dopico and Avelino Saavedra. They are both from the city of La Coruña, in Galicia, Spain and have known each other since the early nineties, the golden age of Hardcore, Crossover, Grindcore, Thrash and Death Metal. In those days Dopi was the drummer for Frustradicción and later for the legendary band Machetazo, while Avelino put his drumsticks at the service of the hardcore band Mol. Then each one went down different paths, although with the common points of both continuing in the most underground scene and rejecting the mainstream. Dopi remained faithful to the most putrid, distorted and extreme music, forming different projects such as Bodybag, Premature Burial or Leprophiliac, among others, while Avelino, after having played very different styles such as Jazz, Latin Jazz, African music, Rock of all kinds , etc , led to more “experimental” ways of making music, such as free improvisation, free Jazz, collaborations for dance and theater, etc, which are what he is currently focused on. Both had been talking for a long time about doing something together and from this mix of life experiences DEATHCONTROL emerged, a project conceived from a distance, since they both currently live on opposite ends of Spain. What they were clear about was that they wanted to make music with references to those bygone times, direct, aggressive music, with hardly any post-production, as natural and authentic as possible. Dopi recorded the guitars over click tracks, sent them to Avelino, who recorded the drums and in turn he sent them back so that the former could incorporate the bass and vocals. The result was six structured songs, with their corresponding lyrics, highly influenced by classic bands such as Terrorizer, Brutal Truth, D.R.I., The Accüsed... and five interludes of pure sick noise with an aftertaste of the craziest and most extreme passages of John Zorn's Naked City or Painkiller. Guitars, bass and vocals were recorded by Paco Liaño at Treboada studios, drums were recorded by Avelino at Önilewaland studios, where he was also in charge of the mixing. Mastering was carried out by the one and only Jason Fuller (ex-Blood Duster) at Goatsound studios in Australia. On the graphic side, Dopi was in charge of the logo design and layout, while Avelino created the interior illustrations and the cover. 1. Controlled, Indoctrinated And Brainwashed 01:01 2. Interlude I 00:43 3. Point Of Veracity 02:53 4. Interlude II 00:35 5. A.I. Scum 02:11 6. Interlude III 00:45 7. W.T.F.A.Y. 01:55 8. Interlude IV 00:16 9. All Wrong 02:34 10. Interlude V 00:29 11. Pagan But Urban 03:26 ..::OBSADA::.. Avelino Saavedra - Drums, Lyrics (track 5), Songwriting JM Dopico - Vocals, Guitars, Bass, Lyrics (tracks 1-4, 6-11), Songwriting https://www.youtube.com/watch?v=qfD1SoSIZ3E SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-12 12:36:08
Rozmiar: 41.14 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Debiutancki album nowego zespołu założonego przez Dopi'ego (MACHETAZO, LEPROPHILIAC, MUTILATED VETERANS, PREMATURE BURIAL, RUINEBELL, ex-BODYBAG, ex-DEADMASK, ex-DISHAMMER...) oraz eksperymentalnego/freejazz'owego perkusistę Avelino Saavedra (ex-MOL). 11 utworów ekstremalnego grindcore'a inspirowanego takimi zespołami jak TERRORIZER, BRUTAL TRUTH, D.R.I., THE ACCÜSED. Mastering to dzieło jedynego w swoim rodzaju Jasona Fullera (BLOOD DUSTER) w australiskim Goatsound Studios. DEATHCONTROL powstał z połączenia sił JM Dopio z Avelino Saavedra, dwójki znajomych z wczesnych lat lat 90. - złotej ery hardcore'a, crossover, grindcore's, thrash i death metalu, których ścieżki na przestrzeni lat schodziły się i rozchodziły w różnych kierunkach. Zamiłowanie Dopiego do najbardziej plugawych, ekstremalnych i przesterowanych dźwięków oraz Avelino poruszającego się między jazzem, latino jazzem, muzyką afrykańską oraz rockiem doprowadziło obydwu na ścieżkę eksperymentalnych sposobów tworzenia muzyki, takich jak: improwizacja, free jazz, współpraca z tańcem i teatrem. A finalnie doprowadziła do założenia DEATHCONTROL celem stworzenia bezpośredniej, agresywnej muzyki, pozbawionej przedprodukcji oraz naturalnej jak to tylko możliwe. W rezultacie powstało sześć utworów inspirowanych Terrorizer, Brutal Truth, D.R.I., The Accüsed oraz pięć zgrzytliwych interludiów będących pokłosiem najbardziej kompulsywnych i ekstremalnych pasaży autorstwa Johna Zorna. Deathcontrol to dwóch, od dawna znających się ze sceny panów, którzy po latach postanowili nagrać coś na luzie i co by nawiązywało do starych czasów. Jednym z nich jest były muzyk Machetazo więc już wiecie czego mniej więcej można spodziewać się po „The Endless Echo Of His Own Litany”. Płyta ta to jedenaście utworów o dwojakim charakterze, bo pięć to krótkie interludia, które stanowią jakby przeciwwagę do pozostałych sześciu. Te sześć nawiązuje w prostej linii do drugiej połowy lat osiemdziesiątych i pierwszej dziewięćdziesiątych, kiedy rządziły takie kapele jak Terrorizer czy Extreme Noise Terror. W brutalnych riffach tych kawałków bez trudu wyłapiecie mieszające się ze sobą wpływy deta, thrashu i grindu. Agresywne i niezwykle intensywne gitary i bulgoczący na równi z nimi bas, zapodają na przemian trochę miażdżącego gniecenia, lawinowych wybuchów wścieklizny oraz odbierających powietrze zwolnień. Wszystkiemu towarzyszą perkusyjne d-beaty i naparzanka w werble, które wydają dźwięki niczym kałach wraz z soczystymi growlami, zatem mocny element punkowy siłą rzeczy też tu się wdziera. Wspomniane wcześniej interludia to mini-kompozycje, które niosą ze sobą fuzję dziwnych dźwięków i gwałtownego, gitarowego młócenia, którym akompaniują wrzaski wokalisty. Przypominają one krótkie, grindowe numery jakie można było kiedyś spotkać nie tylko na dwóch pierwszych wydawnictwach Napalm Death. Jednak ich geneza jest trochę inna, gdyż mają one korespondować z twórczością Johna Zorna i grupy Naked City, która łączyła w swoich aranżacjach takie style jak fusion, death, grind, punk, jazz i muzykę poważną. Zatem noise pełną gębą, która pożera wszystko co spotka na swojej drodze. Bardzo ciekawy krążek wysmażyła dwójka tych artystów, będący podróżą w przeszłość, kiedy ekstremalna muza była codziennością i częściej słuchało się takich rzeczy. Krwisty, mięsisty i lepki death-grind z małą dozą hałasu, ale gdzieś tam w oddali jakieś rogi również widać. Polecam, ponieważ to świetne grzanie z Hiszpanii. shub niggurath Debut full length of the new band by Dopi (MACHETAZO, LEPROPHILIAC, MUTILATED VETERANS, PREMATURE BURIAL, RUINEBELL, ex-BODYBAG, ex-DEADMASK, ex-DISHAMMER...) and experimental musician / free jazz drummer Avelino Saavedra (ex-MOL). 11 songs of extreme grindcore influenced by TERRORIZER, BRUTAL TRUTH, D.R.I., THE ACCÜSED. Mastering was carried out by the one and only Jason Fuller (BLOOD DUSTER) at Goatsound studios in Australia. DEATHCONTROL was born from the joining of forces of J.M.Dopico and Avelino Saavedra. They are both from the city of La Coruña, in Galicia, Spain and have known each other since the early nineties, the golden age of Hardcore, Crossover, Grindcore, Thrash and Death Metal. In those days Dopi was the drummer for Frustradicción and later for the legendary band Machetazo, while Avelino put his drumsticks at the service of the hardcore band Mol. Then each one went down different paths, although with the common points of both continuing in the most underground scene and rejecting the mainstream. Dopi remained faithful to the most putrid, distorted and extreme music, forming different projects such as Bodybag, Premature Burial or Leprophiliac, among others, while Avelino, after having played very different styles such as Jazz, Latin Jazz, African music, Rock of all kinds , etc , led to more “experimental” ways of making music, such as free improvisation, free Jazz, collaborations for dance and theater, etc, which are what he is currently focused on. Both had been talking for a long time about doing something together and from this mix of life experiences DEATHCONTROL emerged, a project conceived from a distance, since they both currently live on opposite ends of Spain. What they were clear about was that they wanted to make music with references to those bygone times, direct, aggressive music, with hardly any post-production, as natural and authentic as possible. Dopi recorded the guitars over click tracks, sent them to Avelino, who recorded the drums and in turn he sent them back so that the former could incorporate the bass and vocals. The result was six structured songs, with their corresponding lyrics, highly influenced by classic bands such as Terrorizer, Brutal Truth, D.R.I., The Accüsed... and five interludes of pure sick noise with an aftertaste of the craziest and most extreme passages of John Zorn's Naked City or Painkiller. Guitars, bass and vocals were recorded by Paco Liaño at Treboada studios, drums were recorded by Avelino at Önilewaland studios, where he was also in charge of the mixing. Mastering was carried out by the one and only Jason Fuller (ex-Blood Duster) at Goatsound studios in Australia. On the graphic side, Dopi was in charge of the logo design and layout, while Avelino created the interior illustrations and the cover. ..::TRACK-LIST::.. 1. Controlled, Indoctrinated And Brainwashed 01:01 2. Interlude I 00:43 3. Point Of Veracity 02:53 4. Interlude II 00:35 5. A.I. Scum 02:11 6. Interlude III 00:45 7. W.T.F.A.Y. 01:55 8. Interlude IV 00:16 9. All Wrong 02:34 10. Interlude V 00:29 11. Pagan But Urban 03:26 ..::OBSADA::.. Avelino Saavedra - Drums, Lyrics (track 5), Songwriting JM Dopico - Vocals, Guitars, Bass, Lyrics (tracks 1-4, 6-11), Songwriting https://www.youtube.com/watch?v=qfD1SoSIZ3E SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-12 12:33:17
Rozmiar: 122.59 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Trzeci studyjny album Devin Townsend. Całkowicie nowa edycja wydana z okazji 25-tej rocznicy premiery z zaktualizowaną okładką i dodatkowymi utworami. I just got this album. No, I didn't just buy it, I just understood it...after so long of trying to comprehend it...I get it. And lo and behold, it is beautiful and amazing and majestic and badass and awe-inspiring and divine. Add another five star rating to Devin Townsend from me; this one is one of the most amazing releases ever. While Terria feels like the story of the earth, Ocean Machine the story of the ocean, and Synchestra the story of all things good in life, this album is the story of the soul of mankind in relation to god. Yes, I will overinterprete that much. Maybe if you ever love this album as much as I do, you'll do the same. The journey of the human soul in it's purest and most raw form through life, that's what this is. From the birth to the midlife crisis to the calm at the end of life, this has it all. This is an epic voyage through life and the way god made the human soul. The album opens up with the most majestic and amazing piece of music I've ever heard, simply entitled Truth. From the opening riff, you can tell it's gonna be majestic. Then Devy comes in with his high yells over those crazy guitar riffs, then everything turns perfect, and oh man, words cannot describe how perfect this song is. The absolute best opener ever. This is the revelation; the awakening; the birth of the soul, and all it is screaming is "OH HELL YES I AM ALIVE AND IT FEELS ****ING GREAT! HALLELUJAH!" You can feel that being cried out all throughout. Amazing. Truth turns into Christeen, easily the most accessible song on the album. It's more or less a pop rock song with tons of Devy-isms (such as lots of layering and odd touches everywhere). Great great song, lots of fun. This song, I feel, talks of early life, where the soul is free and full of life, and trying to find love, and looking optimistic and happy and finding love, even if there is none. The soul believes there is. Happy upbeat song to represent a happy and upbeat soul. Next comes probably the most recognizable song on here from Devy fans, which is Bad Devil. This is essentially a big band rock song with awesome organ and a nice shuffle feel all throughout. There's a nice trombone solo interlude halfway through with finger snaps, a jazz keyboard solo. Good singing, and good drumming. What a fun song this is, haha. This song is when the soul gets older, around the teen years, where a person starts to learn of the risky and risque things in life...all the dark sides. It flirts with the dark side though, much like many teenagers. It hasn't been fully imbraced anything bad, but it knows it is all there. Following Bad Devil is another fan favorite, War. This has a shuffle feel as well, except slower. This is a little repetitive, but in no way bad at all. good vocals and lyrics, and the ending is very interesting. And how about that "doo-wap wawap, doo-wap wawap" section in the middle? Awesome. The end is kinda a preview for how weird the album is about to get, I think. This song I feel like is college years to about 25 years, where some hope for love is there, but it's more the soul is searching, trying to balance and stabilize their lives in the hectic life a young person leads...everything is being shoved on the soul and it screaming, "I DON'T WANT YOUR WAR!". Next is Soul Driven, the first really "out there" song on the album. It's got a very majestic riff around it. It requires all the listener's effort to get anything out of it that's worth noting, and I still haven't gotten all of it. I have picked up on enough to love it though. It's super majestic all throughoutand the way Devy uses his voice is super cool. Something worth noting at 3:50-4:00 is that a melody from Stravisnky's Rite of Spring comes in softly and plays out a little bit. This is the part right before the deep voice comes in. It's just a real cool touch. I feel like this is the first breakdown of the soul, screaming out to whatever the soul worships and believes in, screaming, "WHAT THE ****?! THIS IS LIFE? HELP ME!". A cry to whatever one believes in. And the end I had trouble putting meaning to, but I feel like maybe it's saying how after this breakdown, life goes on as normal, frantic and whatnot for simple things, and the weird pop techno feel of what Devy is singing is how life happily goes on without you, breakdown or not. Ants is next, and it is INSANE! You can almost see tons of little ants scurrying around to accomplish whatever they gotta do. So much layering here, it must have taken forever to produce. This song revolves around the frantic meaningless insanity of the human life and soul around 30...do the laundry! Make money! Make more money! It represents the soul running around like crazy trying to live, and they really have to go nuts to survive. Wild Colonial Boy is another very good song. It takes some getting used to, as it's different in feel even for this album. This just feels like Devy is messing around a bit. Thus...it's not up to par with the rest of the album, but it's still good, and I like listening to it out of sequence with the rest of the album. If I had to interpret this...it's the soul quietly on the side during the bussle of life, trying to say it still has some of that carefree freedom that we saw in Christeen...it's just muffled by the formality and retardedness of life. This is around age 40-50 now. Dynamics is similar to Soul Driven, just done better and with a much nicer beginning. I like this song quite a bit...I mean, I already liked Soul Driven, and this is just a super-buffed up version of that song. The last three minutes absolutely tear my head off...this is the climax of the album, the last three minutes of this album. It's as hardcore and emotional and majestic as possible. This song is the second and final breakdown, starting to reach nearer to the end of your life, and saying..."My life has been one crazy as hell ride...holy CRAP! I'M ALIVE, BUT I'M LOST I'M LOST I'M LOST IN THIS CRAZY ****ING WORLD." It's another cry to god, more of a cry of asking what my life has been about, and the insanity of it all, and how nothing feels real and so on. The final screaming at the end of this song is the true climax of this album. It sums up the feel so well...just a mighty scream at the behemoth that is life. Unity is the end of your life. It is the relaxing, the calming down..."I''m ok now...I'll make it, through this damned life of mine...it's almost over, and I'll enjoy what I have. It's alright...I'm home." I always feel like this is the grandparent stage of life, watching your kids grow, your grandkids, and just being happy for them, and relaxing yourself after working hard through the insanity all your life. It's a very peaceful song that could cheer anyone up. Wonderful relaxing feel. The end grows, symbolising how life is still insane, but the original peaceful melody and feel stays intact. Because it's alright. The soul is at peace. The song ends with a minute of silence..the fade out into death. But a peaceful fade out. Such a nice song, it's a little repetitive but so pretty I don't care at all. In fact it's one of my favorite songs on the whole allbum. Noisy Pink Bubbles is plenty of fun, it's kinda a stoner-ish song, which is ok. It's well-done, and starts with some real funky stuff going on. The second half is more interesting yet. I can't even describe it or draw up comparisons, like I can't for most of this album because there's nothing else like it. It kinda has a Pink Floyd feel to it, almost. This doesn't fit into the story, because the story is over. So basically, this album breaks down into two halves: the first four songs, which are the more accessible and more satisfying songs, and the next five having more focus on crazy layering and a rather divine feel. So divine the listener might not enjoy them, actually. But they are divine. For audio buffs a most here, and for anyone with patience, they will reward you greatly. Then...Noisy Pink Bubbles is in a class of its own. I guess I more told of my interpretation of the album than anhything else, heh. But that's ok...just know it's a masterpiece. Very difficult to get into...very difficult. Thus, I wouldn't be surprised to see many people hate it. Those who get it, however...will not regret it. FishyMonkey The Canadian guitarist and vocalist Devin TOWNSEND is a very original musician. His career took off in 1992 when he got the honourable opportunity to sing on Steve Vai's "Sex and Religion" album. His own compositions are truly original and you probably won't find any other artists with Devin's approach to the music. He's a brilliant guitarist as well as vocalist, and his music is often very complex and experimental. Some may find the distorted sound that is very present on this album quite disturbing, but if you're familiar with, and enjoy bands such as FRONT LINE ASSEMBLY, PEACE, LOVE & PITBULLS, MINISTRY and SKINNY PUPPY, you'll probably enjoy this album, even if it's quite not comparable to these bands. But if you're mixing the aforementioned bands with Adrian BELEW, PpZ30, SLAYER, Steve VAI and Frank ZAPPA, you're quite close to how it sounds. Some songs may sound like a massive noise if you're taking a quick listening, but if you're listening closely you'll hear that there's a melody behind it all. Then there's the other songs that are catchy and almost commercial (Christeen), groovy (Bad Devil), funny (Ants), power ballad-ish (Wild Colonial Boy) and beautiful dreamy (Unity). As you can see there's a lot of variation to the material, so you won't get bored with this album in a long time. A very interesting album that will grow on you with each listening. Highly recommended! Greger ..::TRACK-LIST::.. CD1: 1. Truth 03:58 2. Christeen 03:41 3. Bad Devil 04:52 4. War 06:29 5. Soul Driven Cadillac 05:14 6. Ants 02:01 7. Wild Colonial Boy 03:04 8. Life Is All Dynamics 05:08 9. Unity 06:07 10. Noisy Pink Bubbles 05:22 CD2: 1. Om (Demo) 06:18 2. Sit In The Mountain (Demo) 03:16 3. Processional (Demo) 11:42 4. Love-Load (Demo) 05:01 5. Sister (Live Acoustic) 02:16 6. Hide Nowhere (Live Acoustic) 05:03 7. Man (1996 Demo) 05:12 ..::OBSADA::.. Devin Townsend - vocals, guitar, bass, keyboards, programming Gene Hoglan - drums Christian Olde Wolbers - upright bass Andy Codrington - trombone Chris Valagao Mina - guitar, backing vocal Erin Townsend, Lyn Townsend, Dave Townsend, Naomi, Tanya Evans, Lara Uthoff, Brad Jackson, Jennifer Lewis - additional vocals Jamie Meyer - piano solo (track 3) https://www.youtube.com/watch?v=UHzxWVZnDgo SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-12 08:57:59
Rozmiar: 197.77 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Trzeci studyjny album Devin Townsend. Całkowicie nowa edycja wydana z okazji 25-tej rocznicy premiery z zaktualizowaną okładką i dodatkowymi utworami. I just got this album. No, I didn't just buy it, I just understood it...after so long of trying to comprehend it...I get it. And lo and behold, it is beautiful and amazing and majestic and badass and awe-inspiring and divine. Add another five star rating to Devin Townsend from me; this one is one of the most amazing releases ever. While Terria feels like the story of the earth, Ocean Machine the story of the ocean, and Synchestra the story of all things good in life, this album is the story of the soul of mankind in relation to god. Yes, I will overinterprete that much. Maybe if you ever love this album as much as I do, you'll do the same. The journey of the human soul in it's purest and most raw form through life, that's what this is. From the birth to the midlife crisis to the calm at the end of life, this has it all. This is an epic voyage through life and the way god made the human soul. The album opens up with the most majestic and amazing piece of music I've ever heard, simply entitled Truth. From the opening riff, you can tell it's gonna be majestic. Then Devy comes in with his high yells over those crazy guitar riffs, then everything turns perfect, and oh man, words cannot describe how perfect this song is. The absolute best opener ever. This is the revelation; the awakening; the birth of the soul, and all it is screaming is "OH HELL YES I AM ALIVE AND IT FEELS ****ING GREAT! HALLELUJAH!" You can feel that being cried out all throughout. Amazing. Truth turns into Christeen, easily the most accessible song on the album. It's more or less a pop rock song with tons of Devy-isms (such as lots of layering and odd touches everywhere). Great great song, lots of fun. This song, I feel, talks of early life, where the soul is free and full of life, and trying to find love, and looking optimistic and happy and finding love, even if there is none. The soul believes there is. Happy upbeat song to represent a happy and upbeat soul. Next comes probably the most recognizable song on here from Devy fans, which is Bad Devil. This is essentially a big band rock song with awesome organ and a nice shuffle feel all throughout. There's a nice trombone solo interlude halfway through with finger snaps, a jazz keyboard solo. Good singing, and good drumming. What a fun song this is, haha. This song is when the soul gets older, around the teen years, where a person starts to learn of the risky and risque things in life...all the dark sides. It flirts with the dark side though, much like many teenagers. It hasn't been fully imbraced anything bad, but it knows it is all there. Following Bad Devil is another fan favorite, War. This has a shuffle feel as well, except slower. This is a little repetitive, but in no way bad at all. good vocals and lyrics, and the ending is very interesting. And how about that "doo-wap wawap, doo-wap wawap" section in the middle? Awesome. The end is kinda a preview for how weird the album is about to get, I think. This song I feel like is college years to about 25 years, where some hope for love is there, but it's more the soul is searching, trying to balance and stabilize their lives in the hectic life a young person leads...everything is being shoved on the soul and it screaming, "I DON'T WANT YOUR WAR!". Next is Soul Driven, the first really "out there" song on the album. It's got a very majestic riff around it. It requires all the listener's effort to get anything out of it that's worth noting, and I still haven't gotten all of it. I have picked up on enough to love it though. It's super majestic all throughoutand the way Devy uses his voice is super cool. Something worth noting at 3:50-4:00 is that a melody from Stravisnky's Rite of Spring comes in softly and plays out a little bit. This is the part right before the deep voice comes in. It's just a real cool touch. I feel like this is the first breakdown of the soul, screaming out to whatever the soul worships and believes in, screaming, "WHAT THE ****?! THIS IS LIFE? HELP ME!". A cry to whatever one believes in. And the end I had trouble putting meaning to, but I feel like maybe it's saying how after this breakdown, life goes on as normal, frantic and whatnot for simple things, and the weird pop techno feel of what Devy is singing is how life happily goes on without you, breakdown or not. Ants is next, and it is INSANE! You can almost see tons of little ants scurrying around to accomplish whatever they gotta do. So much layering here, it must have taken forever to produce. This song revolves around the frantic meaningless insanity of the human life and soul around 30...do the laundry! Make money! Make more money! It represents the soul running around like crazy trying to live, and they really have to go nuts to survive. Wild Colonial Boy is another very good song. It takes some getting used to, as it's different in feel even for this album. This just feels like Devy is messing around a bit. Thus...it's not up to par with the rest of the album, but it's still good, and I like listening to it out of sequence with the rest of the album. If I had to interpret this...it's the soul quietly on the side during the bussle of life, trying to say it still has some of that carefree freedom that we saw in Christeen...it's just muffled by the formality and retardedness of life. This is around age 40-50 now. Dynamics is similar to Soul Driven, just done better and with a much nicer beginning. I like this song quite a bit...I mean, I already liked Soul Driven, and this is just a super-buffed up version of that song. The last three minutes absolutely tear my head off...this is the climax of the album, the last three minutes of this album. It's as hardcore and emotional and majestic as possible. This song is the second and final breakdown, starting to reach nearer to the end of your life, and saying..."My life has been one crazy as hell ride...holy CRAP! I'M ALIVE, BUT I'M LOST I'M LOST I'M LOST IN THIS CRAZY ****ING WORLD." It's another cry to god, more of a cry of asking what my life has been about, and the insanity of it all, and how nothing feels real and so on. The final screaming at the end of this song is the true climax of this album. It sums up the feel so well...just a mighty scream at the behemoth that is life. Unity is the end of your life. It is the relaxing, the calming down..."I''m ok now...I'll make it, through this damned life of mine...it's almost over, and I'll enjoy what I have. It's alright...I'm home." I always feel like this is the grandparent stage of life, watching your kids grow, your grandkids, and just being happy for them, and relaxing yourself after working hard through the insanity all your life. It's a very peaceful song that could cheer anyone up. Wonderful relaxing feel. The end grows, symbolising how life is still insane, but the original peaceful melody and feel stays intact. Because it's alright. The soul is at peace. The song ends with a minute of silence..the fade out into death. But a peaceful fade out. Such a nice song, it's a little repetitive but so pretty I don't care at all. In fact it's one of my favorite songs on the whole allbum. Noisy Pink Bubbles is plenty of fun, it's kinda a stoner-ish song, which is ok. It's well-done, and starts with some real funky stuff going on. The second half is more interesting yet. I can't even describe it or draw up comparisons, like I can't for most of this album because there's nothing else like it. It kinda has a Pink Floyd feel to it, almost. This doesn't fit into the story, because the story is over. So basically, this album breaks down into two halves: the first four songs, which are the more accessible and more satisfying songs, and the next five having more focus on crazy layering and a rather divine feel. So divine the listener might not enjoy them, actually. But they are divine. For audio buffs a most here, and for anyone with patience, they will reward you greatly. Then...Noisy Pink Bubbles is in a class of its own. I guess I more told of my interpretation of the album than anhything else, heh. But that's ok...just know it's a masterpiece. Very difficult to get into...very difficult. Thus, I wouldn't be surprised to see many people hate it. Those who get it, however...will not regret it. FishyMonkey The Canadian guitarist and vocalist Devin TOWNSEND is a very original musician. His career took off in 1992 when he got the honourable opportunity to sing on Steve Vai's "Sex and Religion" album. His own compositions are truly original and you probably won't find any other artists with Devin's approach to the music. He's a brilliant guitarist as well as vocalist, and his music is often very complex and experimental. Some may find the distorted sound that is very present on this album quite disturbing, but if you're familiar with, and enjoy bands such as FRONT LINE ASSEMBLY, PEACE, LOVE & PITBULLS, MINISTRY and SKINNY PUPPY, you'll probably enjoy this album, even if it's quite not comparable to these bands. But if you're mixing the aforementioned bands with Adrian BELEW, PpZ30, SLAYER, Steve VAI and Frank ZAPPA, you're quite close to how it sounds. Some songs may sound like a massive noise if you're taking a quick listening, but if you're listening closely you'll hear that there's a melody behind it all. Then there's the other songs that are catchy and almost commercial (Christeen), groovy (Bad Devil), funny (Ants), power ballad-ish (Wild Colonial Boy) and beautiful dreamy (Unity). As you can see there's a lot of variation to the material, so you won't get bored with this album in a long time. A very interesting album that will grow on you with each listening. Highly recommended! Greger ..::TRACK-LIST::.. CD1: 1. Truth 03:58 2. Christeen 03:41 3. Bad Devil 04:52 4. War 06:29 5. Soul Driven Cadillac 05:14 6. Ants 02:01 7. Wild Colonial Boy 03:04 8. Life Is All Dynamics 05:08 9. Unity 06:07 10. Noisy Pink Bubbles 05:22 CD2: 1. Om (Demo) 06:18 2. Sit In The Mountain (Demo) 03:16 3. Processional (Demo) 11:42 4. Love-Load (Demo) 05:01 5. Sister (Live Acoustic) 02:16 6. Hide Nowhere (Live Acoustic) 05:03 7. Man (1996 Demo) 05:12 ..::OBSADA::.. Devin Townsend - vocals, guitar, bass, keyboards, programming Gene Hoglan - drums Christian Olde Wolbers - upright bass Andy Codrington - trombone Chris Valagao Mina - guitar, backing vocal Erin Townsend, Lyn Townsend, Dave Townsend, Naomi, Tanya Evans, Lara Uthoff, Brad Jackson, Jennifer Lewis - additional vocals Jamie Meyer - piano solo (track 3) https://www.youtube.com/watch?v=UHzxWVZnDgo SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-12 08:53:40
Rozmiar: 609.02 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
Trivium to amerykański zespół założony w 1999 roku w Orlando na Florydzie. Wykonywana przez zespół muzyka określana jest jako thrash metal, heavy metal, melodic death metal, groove metal, metalcore oraz metal progresywny. Liderem formacji oraz autorem wszystkich tekstów jest Matthew Kiichi Heafy - Amerykanin pochodzenia japońskiego. Nazwa grupy wywodzi się z języka łacińskiego. Trivium w okresie późnej starożytności oraz średniowiecza było, obok quadrivium, podgrupą siedmiu sztuk wyzwolonych. Obejmowało trzy nauki: gramatykę, retorykę oraz logikę. Członkowie zespołu uznają, że obrazuje to ich zainteresowanie różnymi gatunkami muzycznymi. Trivium nagrało dziesięć albumów studyjnych. Zespół słynie z dużej liczby występów. 12 czerwca 2006 roku brytyjski magazyn „Metal Hammer” na gali Golden God Awards uznał grupę za najlepiej koncertujący zespół w bieżącym roku. Tego samego dnia Matt Heafy otrzymał tytuł „Golden God”, a Travis Smith wygrał w kategorii „najlepszy perkusista”. Wstawka zawiera dziesiąty,ostatni jak do tej pory album zespołu. Title: In The Court Of The Dragon Artist: Trivium Country: USA Year: 2021 Genre: Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ...( TrackList ) ... 1.X (instrumental) 2.In the Court of the Dragon 3.Like a Sword Over Damocles 4.Feast of Fire 5.A Crisis of Revelation 6.The Shadow of the Abattoir 7.No Way Back Just Through 8.Fall Into Your Hands 9.From Dawn to Decadence 10.The Phalanx
Seedów: 55
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-11 22:36:18
Rozmiar: 130.44 MB
Peerów: 14
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. ...i nie można było tak od razu? Po co były te spory o nazwę Batushka? Po co ten niepotrzebny hejt? Tylko dla rozgłosu? Nie wiem… wiem jedno – PATRIARKH, czyli nowe wcielenie formacji nazywanej Batushka Bartłomieja Krysiuka, zaprezentowało płytę znakomitą, kontynuującą wybrane, najlepsze wzorce z przeszłości, ale wzbogaconą o niewykorzystywane do tej pory środki wyrazu. „Prorok Ilja” to koncept album opierający się na postaci Eliasza Klimowicza, czyli tytułowego proroka, niepiśmiennego chłopa, który wokół swojej postaci zbudował grono wyznawców. Kolejne utwory to wypowiedzi proroka, ale i cała masa rytualnych śpiewów, tym razem nie tylko cerkiewnych, ale i monodii bizantyjskiej. Do tego pojawia się tu rozmach godzien muzyki filmowej podkreślony orkiestrą oraz nietypowymi instrumentarium w postaci tak nietypowych jak: hurdy gurdy, tagelharpa, mandocello, mandolina, czy cymbały strunowe. Na mnie zrobiło to wrażenie. Fani surowego black metalu będą marudzić, ale tu mamy przepych i rozmach godzien ociekających złotem cerkwi. Tu black metal i wściekłe wokale przeplatają się z chórami, czystym śpiewem (kobiece partie w „WIERSZALIN IV / ВЕРШАЛИН IV” są po porostu genialne – mam ciarki). Dominują średnie tempa a wypady w jakieś nadświetlne tempa są w ilości idealnie wpasowującej się w pomysł na to wydawnictwo – króluje klimat, który pochłania słuchacza a każde kolejne przesłuchanie odkrywa kolejne tajemnice. Do tego dodajmy jakąś taką słowiańską, nostalgię… Jestem pod ogromnym wrażeniem. Już w styczniu dostajemy płytę, która w metalowych podsumowaniach roku musi namieszać. Po kontrowersyjnym „Hospodi” „Prorok Ilja” to dzieło kompletne. Aż współczuję autorom, bo przeskoczyć ten poziom będzie ciężko… a fakt, że zespołowi udało się zachęcić mnie do poszukiwania informacji o proroku Eliaszu Kilimowiczu świadczy o tym, że nie jest to płyta, obok, której przechodzi się obojętnie... Piotr Michalski Już za chwilę, już za moment świat uraczy debiutanckie dzieło PATRIARKH, zatytułowane „Prorok Ilja”. Patriarkh dla niewtajemniczonych to projekt muzyków Batushki od strony Bartłomieja Krysiuka. Mamy tu do czynienia z albumem koncepcyjnym, wypełnionym bogatym klimatem, chóralnym tłem i black metalem. Temat przewodni wydawnictwa przedstawiono w obszernej notce prasowej: „Świat Eliasza Klimowicza, czyli tytułowego – Proroka Ilję, niepiśmiennego chłopa, który był przywódcą prawosławnej Sekty Grzybowskiej, działającej jeszcze do lat 60-tych XX wieku, kultywującej i przekazującej historię samozwańczego proroka”. Płyta zawiera 8 premierowych kompozycji (Wierszalinów), ponumerowanych z przyjętym schematem. Patriarkh kontynuuje styl i upodobania, ale pokazuje, że ma na to wszystko pomysł. „Prorok Ilja” od początku opiera się przede wszystkim na wspomnianym klimacie, zbudowanym przez instrumenty ludowe (tagelharpa, mandolina, cymbały), które momentami niemal przykrywają cały black metal. Tło należy do męskiego chóru, wzbogaconego o damskie wokale. Mało tego, utwory rozpoczynane są przez melodeklamacje Adama Struga, a w otwierającym album Wierszalinie udziela się nawet Maciej Maleńczuk. Poszczególne Wierszaliny są pełne mistycznej atmosfery, poprzeplatane słowiańskimi zaśpiewami, uatrakcyjnione partiami skrzypiec, gdzie Wieszalin III ma niemalże liturgiczny charakter. Chwalę wpleciony etniczny folklor, ale oczywiście nie brakuje tutaj typowych blackowych blastów i rozpędzonych partii perkusyjnych Pavulona, opętańczych wokali Barta (w Wierszalinie VII), czy też nisko strojonych gitar (wyjątkowo słyszalnych w miksie w Wierszalinie VIII). Ta płyta jest jak ścieżka dźwiękowa, należy jej słuchać w całości i uważnie. Jeśli miałbym wskazać ulubiony fragment, to bez dwóch zdań będzie to Wierszalin VIII z orkiestrą symfoniczną(!), a także bonusowy, mocno doomowy Wierszalin IX, z wwiercającą się w głowę frazą „raju mój raju”, który gdzieś na myśl przywodzi klimat Wardruny. Muzycy Patriarkh nie odcinają się od muzycznej przeszłości, przesiąknęli do cna klimatem prawosławnej cerkwi i słychać, że potrafią komponować naprawdę dobre kompozycje, w jakimś kontekście chwytliwe i przyciągające. Jeśli bardzo trzeba się doszukiwać porównań do dzieł ex-nazwy zespołu, ani to popłuczyny po znakomitej „Liturgiyi”, ani to kopia „Hospodi”, choć fundamenty oczywiście zostały. „Prorok Ilja” mieni się dla mnie jako płyta wielowymiarowa i pełna klimatu, czaruje warstwą wokalną, przepełnioną dobrze skomponowanym instrumentarium. Czwarkiel Patriarkh – czyli nowe wcielenie znanego z Batushki Bartłomieja Krysiuka – w unikalny i wciągający sposób czerpie z podlaskiego folkloru podając go w formie barwnego black metalu. Prorok Ilja to album konceptualny opowiadający historię Eliasza Klimowicza – niepiśmiennego chłopa z Podlasia, który w latach 30. XX wieku stał się przywódcą sekty religijnej, przez niektórych okrzyknięty prorokiem. Wydarzenia z czasów międzywojnia podane są w mistycznej, fantazyjnej oprawie. Patriarkh bardziej niż Batushka stawia na eksponowanie wątków ludowych, elementy cerkiewne spychając na nieco dalszy plan, choć nie pozbywając się ich kompletnie. To nadal muzyka uduchowiona, podniosła. Na przestrzeni ośmiu kompozycji, które mają wspólny tytuł Wierszalin i kolejne numery, znajdziemy epicką formę, blackmetalowy chłód oraz złowieszczy klimat podkreślający ponury wydźwięk historii (płyta zaczyna się od sceny, w której wyznawcy Klimowicza chcą go ukrzyżować, bo widzą w nim Chrystusa). Ciężkie gitary, instrumenty ludowe, chór (wśród głosów wyróżnia się baryton Macieja Maleńczuka) i narracja prowadzona przez Adama Struga wspaniale dopełniają tę eklektyczną formę. Prorok Ilja jest albumem, który w swojej ekstremalnej formule jest na tyle uniwersalny, że zrobi wrażenie na fanach metalu z całego świata, a w ludowej formie tak swojski, że możecie go puścić babci z Podlasia, a będzie sobie nuciła słowa Psalmu 135 na melodię z początku Wierszalina IV. Robert Filipowski No i doczekaliśmy się końca sagi zwanej Batushka. Jasne, nie było fajnie gdy dwie najważniejsze osoby z oryginalnego składu skakały sobie do gardeł, no ale przynajmniej obaj panowie w jakiś tam sposób napędzali się kreatywnie. W końcu trochę tych wydawnictw dostaliśmy. "Panihida" Derpha była mroczna i surowa, "Hospodi" Barta: bardziej dostojna i epicka. Później "ten drugi" dostarczył jeszcze dwie EP'ki, by ostatecznie przegrać walkę o nazwę. I obiektywnie patrząc, dobrze się stało. Dobrze się stało, bo "Prorok Ilja" zasługuje na to by ocenić go przez pryzmat zawartości, a nie kontrowersji związanych z oryginalną nazwą. Nie oszukujmy się: wiele wydawnictw Krysiuka dostawało niskie oceny tylko z uwagi na jego osobę. To już jednak (miejmy nadzieję) przeszłość. Batushka od Krysiuka to już oficjalnie Patriarkh, a startem tego nowego rozdziału jest wydany przez Napalm Records "Prorok Ilja". I krążek ten, choć nagrany w znanym "batushkowym" składzie jest... cóż, niby tym samym, ale jednocześnie czymś nieco innym. To ciągle black metal garściami czerpiący z Prawosławia. To ciągle muzyka stawiająca na klimat, a nie czystą agresję - choć mocnych, testujących prędkość Pavulona fragmentów też nie brakuje. Wyraźnie słychać, że to wcześniej była Batushka - choć bardziej ta po "Raskol": wykorzystująca charakterystyczne, niemal kościelne chóry (zarówno męskie jak i żeńskie), a jednocześnie muzycznie odważnie spoglądająca na inne kultury (jak właśnie na dwóch EP). Nie zabrakło potężnych orkiestracji budujących niesamowity, gęsty klimat (jak w chociażby "Wierszalin II" czy epickim "Wierszalin VIII"). Nie zabrakło również charakterystycznych, opętańczych, typowo blackowych krzyków Barta. O czym w ogóle się tutaj śpiewa? "Prorok Ilja" jest concept-albumem opowiadającym historię z naszej, polskiej ziemi. Bartłomiej postanowił przybliżyć nam postać Eliasza Klimowicza - niepiśmiennego chłopa, twórcę sekty Grzybowskiej (tytuł "Wierszalin" to nazwa założonej przez niego osady, mającej być Nowym Jeruzalem), która działała w okolicy Podlasia. A jako że na tamtych ziemiach mieszały się przeróżne kultury, a i do samego Ilji przybywali pielgrzymi z różnych zakątków prawosławnego świata, to i na płycie usłyszymy niejeden język. Dominują oczywiście dialekty wschodnie, choć po raz pierwszy Bart zdecydował się również na użycie mowy ojczystej. Języka polskiego nie ma jednak zbyt dużo w samych kompozycjach (a szkoda!), ale za to często usłyszymy go dzięki Prorokowi, w którego brawurowo wcielił się Adam Strug. Jego kazania otwierają kolejne rozdziały opowieści (oraz kończą "Wierszalin VIII") i zostały tak dobrane, by tworzyć logiczną całość - jedną, długą opowieść. Co ciekawe przedpremierową wersję tego wydawnictwa otrzymałem w formie jednej ścieżki, bez wyraźnego podziału na poszczególne kompozycje*. Nie było ulubionego utworu, nie było porównywania riffów czy struktur - było pełne zanurzenie się w wykreowany przez Patriarkh świat. A jest to świat na tyle bogaty, że jak już włączyło się ten krążek, to aż ciężko się było oderwać: co chwilę zwraca się uwagę na jakąś partię czy melodię (niektóre refreny da się nawet nucić!). Warstwa muzyczna jest niezwykle bogata i wynagradza uważnego słuchacza. Pojawiają się ludowe instrumenty (tagelharpa, mandocello czy hurdy gurdy), których partie są czymś więcej niż tylko ozdobnikami. Niekiedy wychodzą na pierwszy plan (cudowny "Wierszalin VI"), by innym razem pięknie pracować w tle ("Wierszalin III"). Część użytych instrumentów może się z Polską nie kojarzyć, ale i sporo tutaj również typowo słowiańskich klimatów. Fenomenalną robotę robi w szczególności Eliza Socharczuk, która swoim folkowym śpiewem niemal przejmuje "Wierszalin IV". Trudno się "Prorokiem" nie zachwycać i chyba tylko pewne decyzje odnośnie miksu średnio mi pasowały. Bywały tutaj fragmenty w których chciałoby się bardziej wytłuścić partie chóru czy krzyki Barta, by miały większego kopa. Ale to element, na który zwracaliśmy już uwagę przy okazji "Raskol". Debiut Patriarkh to ostatecznie fascynująca historia ubrana w nie mniej fascynujące szaty. To bogato zaaranżowany krążek, który potrafi zaskoczyć jakąś partią nawet po kilkunastokrotnym odsłuchu. To płyta na której co prawda znajdziemy swoich ulubieńców ("Wierszalin VIII" to koncertowy pewniak), ale jednocześnie która powinna być słuchana w całości. To 9 kawałków, tworzących jedną z ciekawszych płyt ostatnich miesięcy. I tak - "dziewięć", choć tworzący swoiste post-scriptum "Wierszalin IX" dostępny jest tylko w najbardziej wypasionej edycji fizycznej. A szkoda, bo to świetne zakończenie tej historii! Tomasz Michalski https://www.youtube.com/watch?v=KFU8hvDlz-A Reborn PATRIARKH (former Batushka) returns with a masterpiece of arcane black metal! Five years after the release of their critically acclaimed album, Hospodi, Polish black metal icons PATRIARKH (former Batushka) return with new concept album Prorok Ilja (Engl. Prophet Elijah). Their label debut will be released on January 03. 2025 via Napalm Records. Without a shadow of a doubt, PATRIARKH stand as one of the most exciting acts in today’s black metal scene and are now more than ready to bring their bone-shaking essence of arcane black metal to the next level! On eight completely new compositions, Prorok Ilja details a true story that happened in the band’s home area of Podlasie, in the village of Grzybowszczyzna, in the 1930s and 40s. The album takes the listener into the world of Eliasz Klimowicz, the titular Prophet Ilja, an illiterate peasant who was the leader of the Orthodox Grzybowska Sect, active until the 1960s, cultivating and transmitting the history of the self-proclaimed prophet. PATRIARKH are spreading their gospel by using an arsenal of folk instruments, such as tagelharpa, mandolin, mandocello, hurdy gurdy and stringed dulcimer, and worked with a symphony orchestra and choirs to give their new creations the most organic and vivid feeling possible. As is trademark with PATRIARKH’s music, Orthodox sacredness is mixed with black and doom metal, now largely enriched with folk music, neo dark folk, and even film music. The band uses the entire palette of Orthodox music, venturing into the areas of Byzantine monody, liturgical chant and Russian polyphony, neatly adapting folk and liturgical melodies to their own style. The lyrical side of Prorok Ilja is an interesting mix of theater and pastoralism. PATRIARKH uses fragments of texts from the theater play "Prorok Ilja" and draws from the messages contained in the works of Wlodzimierz Pawluczuk, combining it with folk and liturgical texts. On Prorok Ilja, listeners can hear various languages – and Polish for the first time ever! The album was recorded in January and May 2024 at Tall Pine Records (Behemoth, Zalewski, Afromental), Heinrich House (Behemoth, Vesania, Hate), Wem Studio (Kasa Chorych, Lukasyno, Cira) and Radio Bialystok studio The mixing and mastering was handled by Wojciech Wieslawski at Hertz Studio (Vader, Behemoth, Decapitated), and production by band mastermind and leading vocalist Bartlomiej Krysiuk. “Prorok Ilja is an album full of emotions, sentimentalism and folklore. It’s pastoral, lyrical, epic, multidimensional and multicolored, just like my Podlasie is multicolored,” says Bartlomiej. Dive into the deepest of all shadows with this black metal masterpiece and join PATRIARKH on this intriguing ride! ..::TRACK-LIST::.. 1. Wierszalin I 2. Wierszalin II 3. Wierszalin III 4. Wierszalin IV 5. Wierszalin V 6. Wierszalin VI 7. Wierszalin VII 8. Wierszalin VIII https://www.youtube.com/watch?v=h7J4FlM9lZM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-10 17:35:10
Rozmiar: 93.83 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. ...i nie można było tak od razu? Po co były te spory o nazwę Batushka? Po co ten niepotrzebny hejt? Tylko dla rozgłosu? Nie wiem… wiem jedno – PATRIARKH, czyli nowe wcielenie formacji nazywanej Batushka Bartłomieja Krysiuka, zaprezentowało płytę znakomitą, kontynuującą wybrane, najlepsze wzorce z przeszłości, ale wzbogaconą o niewykorzystywane do tej pory środki wyrazu. „Prorok Ilja” to koncept album opierający się na postaci Eliasza Klimowicza, czyli tytułowego proroka, niepiśmiennego chłopa, który wokół swojej postaci zbudował grono wyznawców. Kolejne utwory to wypowiedzi proroka, ale i cała masa rytualnych śpiewów, tym razem nie tylko cerkiewnych, ale i monodii bizantyjskiej. Do tego pojawia się tu rozmach godzien muzyki filmowej podkreślony orkiestrą oraz nietypowymi instrumentarium w postaci tak nietypowych jak: hurdy gurdy, tagelharpa, mandocello, mandolina, czy cymbały strunowe. Na mnie zrobiło to wrażenie. Fani surowego black metalu będą marudzić, ale tu mamy przepych i rozmach godzien ociekających złotem cerkwi. Tu black metal i wściekłe wokale przeplatają się z chórami, czystym śpiewem (kobiece partie w „WIERSZALIN IV / ВЕРШАЛИН IV” są po porostu genialne – mam ciarki). Dominują średnie tempa a wypady w jakieś nadświetlne tempa są w ilości idealnie wpasowującej się w pomysł na to wydawnictwo – króluje klimat, który pochłania słuchacza a każde kolejne przesłuchanie odkrywa kolejne tajemnice. Do tego dodajmy jakąś taką słowiańską, nostalgię… Jestem pod ogromnym wrażeniem. Już w styczniu dostajemy płytę, która w metalowych podsumowaniach roku musi namieszać. Po kontrowersyjnym „Hospodi” „Prorok Ilja” to dzieło kompletne. Aż współczuję autorom, bo przeskoczyć ten poziom będzie ciężko… a fakt, że zespołowi udało się zachęcić mnie do poszukiwania informacji o proroku Eliaszu Kilimowiczu świadczy o tym, że nie jest to płyta, obok, której przechodzi się obojętnie... Piotr Michalski Już za chwilę, już za moment świat uraczy debiutanckie dzieło PATRIARKH, zatytułowane „Prorok Ilja”. Patriarkh dla niewtajemniczonych to projekt muzyków Batushki od strony Bartłomieja Krysiuka. Mamy tu do czynienia z albumem koncepcyjnym, wypełnionym bogatym klimatem, chóralnym tłem i black metalem. Temat przewodni wydawnictwa przedstawiono w obszernej notce prasowej: „Świat Eliasza Klimowicza, czyli tytułowego – Proroka Ilję, niepiśmiennego chłopa, który był przywódcą prawosławnej Sekty Grzybowskiej, działającej jeszcze do lat 60-tych XX wieku, kultywującej i przekazującej historię samozwańczego proroka”. Płyta zawiera 8 premierowych kompozycji (Wierszalinów), ponumerowanych z przyjętym schematem. Patriarkh kontynuuje styl i upodobania, ale pokazuje, że ma na to wszystko pomysł. „Prorok Ilja” od początku opiera się przede wszystkim na wspomnianym klimacie, zbudowanym przez instrumenty ludowe (tagelharpa, mandolina, cymbały), które momentami niemal przykrywają cały black metal. Tło należy do męskiego chóru, wzbogaconego o damskie wokale. Mało tego, utwory rozpoczynane są przez melodeklamacje Adama Struga, a w otwierającym album Wierszalinie udziela się nawet Maciej Maleńczuk. Poszczególne Wierszaliny są pełne mistycznej atmosfery, poprzeplatane słowiańskimi zaśpiewami, uatrakcyjnione partiami skrzypiec, gdzie Wieszalin III ma niemalże liturgiczny charakter. Chwalę wpleciony etniczny folklor, ale oczywiście nie brakuje tutaj typowych blackowych blastów i rozpędzonych partii perkusyjnych Pavulona, opętańczych wokali Barta (w Wierszalinie VII), czy też nisko strojonych gitar (wyjątkowo słyszalnych w miksie w Wierszalinie VIII). Ta płyta jest jak ścieżka dźwiękowa, należy jej słuchać w całości i uważnie. Jeśli miałbym wskazać ulubiony fragment, to bez dwóch zdań będzie to Wierszalin VIII z orkiestrą symfoniczną(!), a także bonusowy, mocno doomowy Wierszalin IX, z wwiercającą się w głowę frazą „raju mój raju”, który gdzieś na myśl przywodzi klimat Wardruny. Muzycy Patriarkh nie odcinają się od muzycznej przeszłości, przesiąknęli do cna klimatem prawosławnej cerkwi i słychać, że potrafią komponować naprawdę dobre kompozycje, w jakimś kontekście chwytliwe i przyciągające. Jeśli bardzo trzeba się doszukiwać porównań do dzieł ex-nazwy zespołu, ani to popłuczyny po znakomitej „Liturgiyi”, ani to kopia „Hospodi”, choć fundamenty oczywiście zostały. „Prorok Ilja” mieni się dla mnie jako płyta wielowymiarowa i pełna klimatu, czaruje warstwą wokalną, przepełnioną dobrze skomponowanym instrumentarium. Czwarkiel Patriarkh – czyli nowe wcielenie znanego z Batushki Bartłomieja Krysiuka – w unikalny i wciągający sposób czerpie z podlaskiego folkloru podając go w formie barwnego black metalu. Prorok Ilja to album konceptualny opowiadający historię Eliasza Klimowicza – niepiśmiennego chłopa z Podlasia, który w latach 30. XX wieku stał się przywódcą sekty religijnej, przez niektórych okrzyknięty prorokiem. Wydarzenia z czasów międzywojnia podane są w mistycznej, fantazyjnej oprawie. Patriarkh bardziej niż Batushka stawia na eksponowanie wątków ludowych, elementy cerkiewne spychając na nieco dalszy plan, choć nie pozbywając się ich kompletnie. To nadal muzyka uduchowiona, podniosła. Na przestrzeni ośmiu kompozycji, które mają wspólny tytuł Wierszalin i kolejne numery, znajdziemy epicką formę, blackmetalowy chłód oraz złowieszczy klimat podkreślający ponury wydźwięk historii (płyta zaczyna się od sceny, w której wyznawcy Klimowicza chcą go ukrzyżować, bo widzą w nim Chrystusa). Ciężkie gitary, instrumenty ludowe, chór (wśród głosów wyróżnia się baryton Macieja Maleńczuka) i narracja prowadzona przez Adama Struga wspaniale dopełniają tę eklektyczną formę. Prorok Ilja jest albumem, który w swojej ekstremalnej formule jest na tyle uniwersalny, że zrobi wrażenie na fanach metalu z całego świata, a w ludowej formie tak swojski, że możecie go puścić babci z Podlasia, a będzie sobie nuciła słowa Psalmu 135 na melodię z początku Wierszalina IV. Robert Filipowski No i doczekaliśmy się końca sagi zwanej Batushka. Jasne, nie było fajnie gdy dwie najważniejsze osoby z oryginalnego składu skakały sobie do gardeł, no ale przynajmniej obaj panowie w jakiś tam sposób napędzali się kreatywnie. W końcu trochę tych wydawnictw dostaliśmy. "Panihida" Derpha była mroczna i surowa, "Hospodi" Barta: bardziej dostojna i epicka. Później "ten drugi" dostarczył jeszcze dwie EP'ki, by ostatecznie przegrać walkę o nazwę. I obiektywnie patrząc, dobrze się stało. Dobrze się stało, bo "Prorok Ilja" zasługuje na to by ocenić go przez pryzmat zawartości, a nie kontrowersji związanych z oryginalną nazwą. Nie oszukujmy się: wiele wydawnictw Krysiuka dostawało niskie oceny tylko z uwagi na jego osobę. To już jednak (miejmy nadzieję) przeszłość. Batushka od Krysiuka to już oficjalnie Patriarkh, a startem tego nowego rozdziału jest wydany przez Napalm Records "Prorok Ilja". I krążek ten, choć nagrany w znanym "batushkowym" składzie jest... cóż, niby tym samym, ale jednocześnie czymś nieco innym. To ciągle black metal garściami czerpiący z Prawosławia. To ciągle muzyka stawiająca na klimat, a nie czystą agresję - choć mocnych, testujących prędkość Pavulona fragmentów też nie brakuje. Wyraźnie słychać, że to wcześniej była Batushka - choć bardziej ta po "Raskol": wykorzystująca charakterystyczne, niemal kościelne chóry (zarówno męskie jak i żeńskie), a jednocześnie muzycznie odważnie spoglądająca na inne kultury (jak właśnie na dwóch EP). Nie zabrakło potężnych orkiestracji budujących niesamowity, gęsty klimat (jak w chociażby "Wierszalin II" czy epickim "Wierszalin VIII"). Nie zabrakło również charakterystycznych, opętańczych, typowo blackowych krzyków Barta. O czym w ogóle się tutaj śpiewa? "Prorok Ilja" jest concept-albumem opowiadającym historię z naszej, polskiej ziemi. Bartłomiej postanowił przybliżyć nam postać Eliasza Klimowicza - niepiśmiennego chłopa, twórcę sekty Grzybowskiej (tytuł "Wierszalin" to nazwa założonej przez niego osady, mającej być Nowym Jeruzalem), która działała w okolicy Podlasia. A jako że na tamtych ziemiach mieszały się przeróżne kultury, a i do samego Ilji przybywali pielgrzymi z różnych zakątków prawosławnego świata, to i na płycie usłyszymy niejeden język. Dominują oczywiście dialekty wschodnie, choć po raz pierwszy Bart zdecydował się również na użycie mowy ojczystej. Języka polskiego nie ma jednak zbyt dużo w samych kompozycjach (a szkoda!), ale za to często usłyszymy go dzięki Prorokowi, w którego brawurowo wcielił się Adam Strug. Jego kazania otwierają kolejne rozdziały opowieści (oraz kończą "Wierszalin VIII") i zostały tak dobrane, by tworzyć logiczną całość - jedną, długą opowieść. Co ciekawe przedpremierową wersję tego wydawnictwa otrzymałem w formie jednej ścieżki, bez wyraźnego podziału na poszczególne kompozycje*. Nie było ulubionego utworu, nie było porównywania riffów czy struktur - było pełne zanurzenie się w wykreowany przez Patriarkh świat. A jest to świat na tyle bogaty, że jak już włączyło się ten krążek, to aż ciężko się było oderwać: co chwilę zwraca się uwagę na jakąś partię czy melodię (niektóre refreny da się nawet nucić!). Warstwa muzyczna jest niezwykle bogata i wynagradza uważnego słuchacza. Pojawiają się ludowe instrumenty (tagelharpa, mandocello czy hurdy gurdy), których partie są czymś więcej niż tylko ozdobnikami. Niekiedy wychodzą na pierwszy plan (cudowny "Wierszalin VI"), by innym razem pięknie pracować w tle ("Wierszalin III"). Część użytych instrumentów może się z Polską nie kojarzyć, ale i sporo tutaj również typowo słowiańskich klimatów. Fenomenalną robotę robi w szczególności Eliza Socharczuk, która swoim folkowym śpiewem niemal przejmuje "Wierszalin IV". Trudno się "Prorokiem" nie zachwycać i chyba tylko pewne decyzje odnośnie miksu średnio mi pasowały. Bywały tutaj fragmenty w których chciałoby się bardziej wytłuścić partie chóru czy krzyki Barta, by miały większego kopa. Ale to element, na który zwracaliśmy już uwagę przy okazji "Raskol". Debiut Patriarkh to ostatecznie fascynująca historia ubrana w nie mniej fascynujące szaty. To bogato zaaranżowany krążek, który potrafi zaskoczyć jakąś partią nawet po kilkunastokrotnym odsłuchu. To płyta na której co prawda znajdziemy swoich ulubieńców ("Wierszalin VIII" to koncertowy pewniak), ale jednocześnie która powinna być słuchana w całości. To 9 kawałków, tworzących jedną z ciekawszych płyt ostatnich miesięcy. I tak - "dziewięć", choć tworzący swoiste post-scriptum "Wierszalin IX" dostępny jest tylko w najbardziej wypasionej edycji fizycznej. A szkoda, bo to świetne zakończenie tej historii! Tomasz Michalski https://www.youtube.com/watch?v=KFU8hvDlz-A Reborn PATRIARKH (former Batushka) returns with a masterpiece of arcane black metal! Five years after the release of their critically acclaimed album, Hospodi, Polish black metal icons PATRIARKH (former Batushka) return with new concept album Prorok Ilja (Engl. Prophet Elijah). Their label debut will be released on January 03. 2025 via Napalm Records. Without a shadow of a doubt, PATRIARKH stand as one of the most exciting acts in today’s black metal scene and are now more than ready to bring their bone-shaking essence of arcane black metal to the next level! On eight completely new compositions, Prorok Ilja details a true story that happened in the band’s home area of Podlasie, in the village of Grzybowszczyzna, in the 1930s and 40s. The album takes the listener into the world of Eliasz Klimowicz, the titular Prophet Ilja, an illiterate peasant who was the leader of the Orthodox Grzybowska Sect, active until the 1960s, cultivating and transmitting the history of the self-proclaimed prophet. PATRIARKH are spreading their gospel by using an arsenal of folk instruments, such as tagelharpa, mandolin, mandocello, hurdy gurdy and stringed dulcimer, and worked with a symphony orchestra and choirs to give their new creations the most organic and vivid feeling possible. As is trademark with PATRIARKH’s music, Orthodox sacredness is mixed with black and doom metal, now largely enriched with folk music, neo dark folk, and even film music. The band uses the entire palette of Orthodox music, venturing into the areas of Byzantine monody, liturgical chant and Russian polyphony, neatly adapting folk and liturgical melodies to their own style. The lyrical side of Prorok Ilja is an interesting mix of theater and pastoralism. PATRIARKH uses fragments of texts from the theater play "Prorok Ilja" and draws from the messages contained in the works of Wlodzimierz Pawluczuk, combining it with folk and liturgical texts. On Prorok Ilja, listeners can hear various languages – and Polish for the first time ever! The album was recorded in January and May 2024 at Tall Pine Records (Behemoth, Zalewski, Afromental), Heinrich House (Behemoth, Vesania, Hate), Wem Studio (Kasa Chorych, Lukasyno, Cira) and Radio Bialystok studio The mixing and mastering was handled by Wojciech Wieslawski at Hertz Studio (Vader, Behemoth, Decapitated), and production by band mastermind and leading vocalist Bartlomiej Krysiuk. “Prorok Ilja is an album full of emotions, sentimentalism and folklore. It’s pastoral, lyrical, epic, multidimensional and multicolored, just like my Podlasie is multicolored,” says Bartlomiej. Dive into the deepest of all shadows with this black metal masterpiece and join PATRIARKH on this intriguing ride! ..::TRACK-LIST::.. 1. Wierszalin I 2. Wierszalin II 3. Wierszalin III 4. Wierszalin IV 5. Wierszalin V 6. Wierszalin VI 7. Wierszalin VII 8. Wierszalin VIII https://www.youtube.com/watch?v=h7J4FlM9lZM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-10 17:31:54
Rozmiar: 299.95 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Rok temu zachodniopomorski Dominance skopał nam dupy debiutanckim albumem. I ledwo zabliźniły się rany, a tu już kolejna seria lep na ryj – tym razem w postaci EPki „In Ghoulish Cold”. Ten niespełna piętnastominutowy materiał jest w zasadzie kontynuacją tego, co słyszeliśmy na „Slaughter of Human Offerings in the New Age of Pan”. Dostajemy więc klasyczny skandynawski black metal, utrzymany w szybkich tempach, którego podwaliny znalazły się na takich albumach jak „Heaven Shall Burn… When We Are Gathered”, „Pure Holocaust” bądź „The Secrets of the Black Arts”. Te wytyczne przypisuję szczególnie dwóm pierwszym kompozycjom, zaś w ostatnim numerze na tej EPce, czyli „Sorrow” najmocniejsze inspiracje płyną z takiej „The Somberlain”. Należy wspomnieć też, że Dominance jest co prawda mocno pod wpływem wspomnianych krążków, ale dają też jednak sporo od siebie. No, może nie sporo, ale wystarczająco, by powiedzieć o nich – bardzo dobra kapela, nie zaś „kopiują Marduka i Dark Funeral”. To ważne, bo w moim przypadku decyduje o odbiorze tego materiału. W przypadku tego niecałego kwadransa muzyki jest on natomiast jak najbardziej pozytywny. Jednym słowem, każdy kto wychował się na szwedzko – norweskiej klasyce drugiej fali black metalu, powinien przysposobić „In Ghoulish Cold” jak rodzone dziecię i kochać miłością równie prawdziwą i głęboką. Trio ze Szczecina wspaniale wskrzesza ducha tamtych nagrań. I fajnie, że nie daje o sobie zapomnieć, tylko skraca nam okres oczekiwania na kolejny pełnograj tym minialbumem. Na polskiej scenie dawno już nie słyszałem tak dobrego i prostego w zasadzie wskrzeszenia ducha lat dziewięćdziesiątych. Oracle W opinii wielu, także mojej, zeszłoroczny “Slaughter of Human Offerings In the New Age of Pan” był nie tylko jednym z najlepszych debiutów na krajowej scenie, ale i jednym z najlepszych krążków w gatunku black metal. Miło mi zatem poinformować, że zespół nie zwalnia tempa i idzie za ciosem, serwując „In Ghoulish Cold”, czternastominutową EP-kę na którą składają się trzy nowe utwory. No i od razu dopowiem, że te kompozycje to jest jeszcze większy wpierdol niż wspomniany debiut. W zasadzie przez cały czas zasypywani jesteśmy tutaj roznoszącymi wszystko w proch blastami. Ja wiem, że to już inne czasy i nikt nie będzie się nad tym faktem spuszczał jak przy debiucie Dark Funeral czy Mardukowym „Panzer Division”, nie mniej jednak fakt ten daje bezpośrednie pojęcie o intensywności, z jaką się tutaj zderzamy. Szaleńczym tempom towarzyszą z kolei równie szorstkie riffy tremolo, cholernie zimne i bezdusznie agresywne. Jednocześnie nie brak w nich tej zadziornej północnej melodii, chwilami mogącej kojarzyć się bezpośrednio z obydwoma wspomnianymi chwilę wcześniej zespołami. Naprawdę ciężko tutaj złapać choćby krótki oddech, tym bardziej, że wbrew temu, co moglibyście teraz pomyśleć, kompozycje Dominance wcale nie są jednostajne czy monotonne. Panowie potrafią niespodziewanie zmienić rytm, czy też przejść na chwilę w bardziej klasyczne kostkowanie, zarzucając kolejnymi, świetnymi riffami pod headbanging. Temperaturę „In Ghoulish Cold” (swoją drogą cóż za trafny tytuł) dodatkowo obniża wściekły wokal, wypluwający z siebie wersety w taki sposób, że od samego słuchania gardło krwawi. Oczywiście wszystko na tych nagraniach brzmi dokładnie tak, jak powinno, dzięki czemu materiał ten praktycznie nie ma słabych punktów. No chyba że za takowy uznać jego długość, bo, ja przepraszam, ale przy takiej jakości, chętnie bym posłuchał z dwa razy więcej. Jeśli jeszcze ktoś nie był do końca przekonany, że oto na scenie pojawił się kolejny zespół z najwyższej półki, to po tym krótkim materiale żadnych złudzeń już mieć nie powinien. Ja jestem, kurwa, rozłożony na łopatki. Dawać mnie tu czem prędzej drugą dużą płytę, bo jesteście, panowie, w wybornej formie. jesusatan https://www.youtube.com/watch?v=IetpZp5uMoA https://www.youtube.com/watch?v=c1yV1Ofyv9M ..::TRACK-LIST::.. 1. Corpse Rape 03:03 2. In Ghoulish Cold 04:53 3. Sorrow 06:26 ..::OBSADA::.. Impaler - Bass, Vocals Witchfucker - Drums Hellcult - Guitars https://www.youtube.com/watch?v=Sxs6AjIp3Mw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-05 10:33:33
Rozmiar: 35.12 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Rok temu zachodniopomorski Dominance skopał nam dupy debiutanckim albumem. I ledwo zabliźniły się rany, a tu już kolejna seria lep na ryj – tym razem w postaci EPki „In Ghoulish Cold”. Ten niespełna piętnastominutowy materiał jest w zasadzie kontynuacją tego, co słyszeliśmy na „Slaughter of Human Offerings in the New Age of Pan”. Dostajemy więc klasyczny skandynawski black metal, utrzymany w szybkich tempach, którego podwaliny znalazły się na takich albumach jak „Heaven Shall Burn… When We Are Gathered”, „Pure Holocaust” bądź „The Secrets of the Black Arts”. Te wytyczne przypisuję szczególnie dwóm pierwszym kompozycjom, zaś w ostatnim numerze na tej EPce, czyli „Sorrow” najmocniejsze inspiracje płyną z takiej „The Somberlain”. Należy wspomnieć też, że Dominance jest co prawda mocno pod wpływem wspomnianych krążków, ale dają też jednak sporo od siebie. No, może nie sporo, ale wystarczająco, by powiedzieć o nich – bardzo dobra kapela, nie zaś „kopiują Marduka i Dark Funeral”. To ważne, bo w moim przypadku decyduje o odbiorze tego materiału. W przypadku tego niecałego kwadransa muzyki jest on natomiast jak najbardziej pozytywny. Jednym słowem, każdy kto wychował się na szwedzko – norweskiej klasyce drugiej fali black metalu, powinien przysposobić „In Ghoulish Cold” jak rodzone dziecię i kochać miłością równie prawdziwą i głęboką. Trio ze Szczecina wspaniale wskrzesza ducha tamtych nagrań. I fajnie, że nie daje o sobie zapomnieć, tylko skraca nam okres oczekiwania na kolejny pełnograj tym minialbumem. Na polskiej scenie dawno już nie słyszałem tak dobrego i prostego w zasadzie wskrzeszenia ducha lat dziewięćdziesiątych. Oracle W opinii wielu, także mojej, zeszłoroczny “Slaughter of Human Offerings In the New Age of Pan” był nie tylko jednym z najlepszych debiutów na krajowej scenie, ale i jednym z najlepszych krążków w gatunku black metal. Miło mi zatem poinformować, że zespół nie zwalnia tempa i idzie za ciosem, serwując „In Ghoulish Cold”, czternastominutową EP-kę na którą składają się trzy nowe utwory. No i od razu dopowiem, że te kompozycje to jest jeszcze większy wpierdol niż wspomniany debiut. W zasadzie przez cały czas zasypywani jesteśmy tutaj roznoszącymi wszystko w proch blastami. Ja wiem, że to już inne czasy i nikt nie będzie się nad tym faktem spuszczał jak przy debiucie Dark Funeral czy Mardukowym „Panzer Division”, nie mniej jednak fakt ten daje bezpośrednie pojęcie o intensywności, z jaką się tutaj zderzamy. Szaleńczym tempom towarzyszą z kolei równie szorstkie riffy tremolo, cholernie zimne i bezdusznie agresywne. Jednocześnie nie brak w nich tej zadziornej północnej melodii, chwilami mogącej kojarzyć się bezpośrednio z obydwoma wspomnianymi chwilę wcześniej zespołami. Naprawdę ciężko tutaj złapać choćby krótki oddech, tym bardziej, że wbrew temu, co moglibyście teraz pomyśleć, kompozycje Dominance wcale nie są jednostajne czy monotonne. Panowie potrafią niespodziewanie zmienić rytm, czy też przejść na chwilę w bardziej klasyczne kostkowanie, zarzucając kolejnymi, świetnymi riffami pod headbanging. Temperaturę „In Ghoulish Cold” (swoją drogą cóż za trafny tytuł) dodatkowo obniża wściekły wokal, wypluwający z siebie wersety w taki sposób, że od samego słuchania gardło krwawi. Oczywiście wszystko na tych nagraniach brzmi dokładnie tak, jak powinno, dzięki czemu materiał ten praktycznie nie ma słabych punktów. No chyba że za takowy uznać jego długość, bo, ja przepraszam, ale przy takiej jakości, chętnie bym posłuchał z dwa razy więcej. Jeśli jeszcze ktoś nie był do końca przekonany, że oto na scenie pojawił się kolejny zespół z najwyższej półki, to po tym krótkim materiale żadnych złudzeń już mieć nie powinien. Ja jestem, kurwa, rozłożony na łopatki. Dawać mnie tu czem prędzej drugą dużą płytę, bo jesteście, panowie, w wybornej formie. jesusatan https://www.youtube.com/watch?v=IetpZp5uMoA https://www.youtube.com/watch?v=c1yV1Ofyv9M ..::TRACK-LIST::.. 1. Corpse Rape 03:03 2. In Ghoulish Cold 04:53 3. Sorrow 06:26 ..::OBSADA::.. Impaler - Bass, Vocals Witchfucker - Drums Hellcult - Guitars https://www.youtube.com/watch?v=Sxs6AjIp3Mw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-05 10:29:56
Rozmiar: 113.90 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
Trivium to amerykański zespół założony w 1999 roku w Orlando na Florydzie. Wykonywana przez zespół muzyka określana jest jako thrash metal, heavy metal, melodic death metal, groove metal, metalcore oraz metal progresywny. Liderem formacji oraz autorem wszystkich tekstów jest Matthew Kiichi Heafy - Amerykanin pochodzenia japońskiego. Nazwa grupy wywodzi się z języka łacińskiego. Trivium w okresie późnej starożytności oraz średniowiecza było, obok quadrivium, podgrupą siedmiu sztuk wyzwolonych. Obejmowało trzy nauki: gramatykę, retorykę oraz logikę. Członkowie zespołu uznają, że obrazuje to ich zainteresowanie różnymi gatunkami muzycznymi. Trivium nagrało dziesięć albumów studyjnych. Zespół słynie z dużej liczby występów. 12 czerwca 2006 roku brytyjski magazyn „Metal Hammer” na gali Golden God Awards uznał grupę za najlepiej koncertujący zespół w bieżącym roku. Tego samego dnia Matt Heafy otrzymał tytuł „Golden God”, a Travis Smith wygrał w kategorii „najlepszy perkusista”. Wstawka zawiera dziewiąty album zespołu. Title: What the Dead Men Say Artist: Trivium Country: USA Year: 2020 Genre: Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ...( TrackList ) ... 1.IX 2.What The Dead Men Say 3.Catastrophist 4.Amongst The Shadows & The Stones 5.Bleed Into Me 6.The Defiant 7.Sickness Unto You 8.Scattering The Ashes 9.Bending The Arc To Fear 10.The Ones We Leave Behind 11.Bleed Into Me (Acoustic) 12.Scattering The Ashes (Acoustic) 13.Drowning In The Sound 14.I Don’t Wanna Be Me 15.Kill The Poor 16.Coracao Nao Tem Idade (Vou Beijar)
Seedów: 8
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-05 08:27:59
Rozmiar: 160.19 MB
Peerów: 5
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Czytając w sieci komentarze dotyczące zespołu Halny, spotkałem się głównie z prymitywnymi i nie do końca zabawnymi śmieszkami z nazwy kapeli, między którymi dało się wyłapać pojedyncze dobre opinie o tym, co powinno być najważniejsze, czyli muzyce. Nie dajcie się zwieść neandertalom – ten złożony z szerzej nieznanych członków zespół wysmażył debiut tak znakomity, że niejedna bardziej doświadczona i uznana formacja mogłaby spoglądać na wydany przez Via Nocturna Zawrat z zazdrością. Halny powiewa w klimatach, które w krajowym black metalu są doskonale znane. Jest tu sporo melodii kojarzących się z trendami zapoczątkowanymi lata temu przez Mgłę i troszkę progresywnego zacięcia prezentowanego przez Furię w początkowym okresie jej działalności. Są też utrzymane w górskiej tematyce polskie teksty (w tym wiersze Franciszka Nowickiego i Kazimierza Przerwy-Tetmajera), wykrzyczane na tyle czytelnie, aby nie było większych kłopotów ze zrozumieniem. Przyczepić nie mogę się również do produkcji, która jest bardzo klarowna i doskonale słychać każdy z instrumentów (nagrania miały miejsce w Turnia Studio, więc również i tutaj wszystko się zgadza). Szkoda jedynie, że tych dobroci panowie nie umieścili na krążku zbyt wiele, bo jedynie „chrystusową” liczbę minut rozłożoną na sześć kompozycji. Na szczęście w tym niestety dość krótkim metrażu nie ma miejsca dla żadnego zjazdu poniżej bardzo dobrego poziomu. Mało tego, udało się zespołowi wysmażyć trzy absolutne bangery, czy jak kto woli petardy – otwierający płytę tytułowy Zawrat, jego muzyczną kontynuację w postaci Limby oraz najmocniej kojarzący mi się z Nihilem i spółką Faust, które to na koncertach formacji powinny bezproblemowo porywać publikę do ruchu. Dzięki umiejscowieniu dwóch z nich na początku tracklisty, debiut Halnego siadł mi już od pierwszych kilkunastu sekund pierwszego odsłuchu, bezproblemowo stając się z miejsca jedną z lepszych premier w polskim blacku, jakie dane mi było słyszeć w ostatnich miesiącach. Przyczepić mogę się jedynie do jednej kwestii – braku książeczki z tekstami w przygotowanym przez Via Nocturna wydaniu fizycznym. To jednak szczegół, z którym nietrudno sobie poradzić po prostu przysłuchując się wokalom. Cała reszta, zarówno wydania, jak i oczywiście ta muzyczna, jest tip-top. Szczerze myślę, że Halny ma w swoim ręku wszystkie atuty potrzebne do tego, aby dołączyć do grona tych poważniejszych graczy na polskiej scenie. Czekam na jakiś koncert w pobliżu oraz już teraz na kolejne wieści ze studia, a Wam wszystkim gorąco polecam ten materiał. Łukasz W. https://www.youtube.com/watch?v=pNWVf6oHj2Q https://metalmundus.pl/wywiady/halny-z-sentymentu-do-gor.html ..::TRACK-LIST::.. 1. Zawrat 06:12 2. Limba 03:12 3. Wiecznie 07:15 4. Faust 05:00 5. Maj 05:18 6. Turnia 06:15 ..::OBSADA::.. Paweł Patyniak - g, v Wojciech Fikus - g Mieszko Smoliński - b, v Władysław Robert Pastuszenko - d https://www.youtube.com/watch?v=aQMonZwrbes SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-01 17:12:16
Rozmiar: 78.09 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Czytając w sieci komentarze dotyczące zespołu Halny, spotkałem się głównie z prymitywnymi i nie do końca zabawnymi śmieszkami z nazwy kapeli, między którymi dało się wyłapać pojedyncze dobre opinie o tym, co powinno być najważniejsze, czyli muzyce. Nie dajcie się zwieść neandertalom – ten złożony z szerzej nieznanych członków zespół wysmażył debiut tak znakomity, że niejedna bardziej doświadczona i uznana formacja mogłaby spoglądać na wydany przez Via Nocturna Zawrat z zazdrością. Halny powiewa w klimatach, które w krajowym black metalu są doskonale znane. Jest tu sporo melodii kojarzących się z trendami zapoczątkowanymi lata temu przez Mgłę i troszkę progresywnego zacięcia prezentowanego przez Furię w początkowym okresie jej działalności. Są też utrzymane w górskiej tematyce polskie teksty (w tym wiersze Franciszka Nowickiego i Kazimierza Przerwy-Tetmajera), wykrzyczane na tyle czytelnie, aby nie było większych kłopotów ze zrozumieniem. Przyczepić nie mogę się również do produkcji, która jest bardzo klarowna i doskonale słychać każdy z instrumentów (nagrania miały miejsce w Turnia Studio, więc również i tutaj wszystko się zgadza). Szkoda jedynie, że tych dobroci panowie nie umieścili na krążku zbyt wiele, bo jedynie „chrystusową” liczbę minut rozłożoną na sześć kompozycji. Na szczęście w tym niestety dość krótkim metrażu nie ma miejsca dla żadnego zjazdu poniżej bardzo dobrego poziomu. Mało tego, udało się zespołowi wysmażyć trzy absolutne bangery, czy jak kto woli petardy – otwierający płytę tytułowy Zawrat, jego muzyczną kontynuację w postaci Limby oraz najmocniej kojarzący mi się z Nihilem i spółką Faust, które to na koncertach formacji powinny bezproblemowo porywać publikę do ruchu. Dzięki umiejscowieniu dwóch z nich na początku tracklisty, debiut Halnego siadł mi już od pierwszych kilkunastu sekund pierwszego odsłuchu, bezproblemowo stając się z miejsca jedną z lepszych premier w polskim blacku, jakie dane mi było słyszeć w ostatnich miesiącach. Przyczepić mogę się jedynie do jednej kwestii – braku książeczki z tekstami w przygotowanym przez Via Nocturna wydaniu fizycznym. To jednak szczegół, z którym nietrudno sobie poradzić po prostu przysłuchując się wokalom. Cała reszta, zarówno wydania, jak i oczywiście ta muzyczna, jest tip-top. Szczerze myślę, że Halny ma w swoim ręku wszystkie atuty potrzebne do tego, aby dołączyć do grona tych poważniejszych graczy na polskiej scenie. Czekam na jakiś koncert w pobliżu oraz już teraz na kolejne wieści ze studia, a Wam wszystkim gorąco polecam ten materiał. Łukasz W. https://www.youtube.com/watch?v=pNWVf6oHj2Q https://metalmundus.pl/wywiady/halny-z-sentymentu-do-gor.html ..::TRACK-LIST::.. 1. Zawrat 06:12 2. Limba 03:12 3. Wiecznie 07:15 4. Faust 05:00 5. Maj 05:18 6. Turnia 06:15 ..::OBSADA::.. Paweł Patyniak - g, v Wojciech Fikus - g Mieszko Smoliński - b, v Władysław Robert Pastuszenko - d https://www.youtube.com/watch?v=aQMonZwrbes SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-01 17:08:51
Rozmiar: 249.59 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Wpływ legendy szwajcarskiej ekstremy, zespołu Hellhammer, jest nadal wyraźny w świecie metalu. Ich muzyka była inspiracją dla wczesnego okresu gatunków death i black. Przez 40 lat, które minęło od ich debiutu, który miał miejsce w Nurensdorf (Szwajcaria) w maju 1982 roku, zespół zyskał statut niemal mitycznej legendy, pomimo tego że istniał na scenie przez zaledwie dwa lata. Ten krótki czas swojego istnienia Hellhammer wykorzystał do maksimum, tworząc trzy demówki: „Death Fiend„, „Satanic Rites” i „Triumph Of Death” (wszystkie doczekały się reedycji w 2008 roku w postaci retrospektywnej kompilacji „Demon Entrails„), EPkę „Apocalyptic Raids” (reedycji doczekała się dzięki BMG w 2020 roku na winylu i CD) oraz dwa utwory, zamieszczone na legendarnej składance Death Metal. W świetle swojego legendarnego statusu aż niepojęte jest jak doszło do tego, że Hellhammer nigdy nie wystąpił na żywo. Następca tej legendy, czyli nie mniej legendarny Celtic Frost, stworzony został przez członków Hellhammer: założyciela grupy Toma Gabriela Warriora i basistę Martina Erica Aina, grał na koncertach czasami jeden lub dwa utwory z repertuaru Hellhammer. Podobnie i kolejny zespół Toma – Triptykon, włączał do swojej listy koncertowej czasami utwory Hellhammer. Jednak większość twórczości pierwszego zespołu Warriora nigdy nie była wykonywana na żywo. Było tak aż do powołania, znów przez lidera Hellhammer, zespołu Triumph of Death. W 2019 roku Tom Gabriel Warrior stwierdził: „Hellhammer nigdy nie zostanie zreaktywowany i nigdy nie powróci. Nie jest możliwe powrót zespołu tak mocno związanego ze specyficznymi czasami w których powstał i działał. Jednak muzyka Hellhammer istnieje i stanowi bardzo ważną część mojego życia. I chciałbym móc grać tę muzykę na żywo zanim odejdę.” Wskrzeszenie muzyki Hellhammer było pomysłem, o którym Tom Gabriel Warrior i Martin Eric Ain dyskutowali przez wiele lat. Idea pojawiła się dzięki odnowieniu współpracy obydwu muzyków przy odnowionym składzie Celtic Frost na początku lat dwutysięcznych. Pierwsze kroki do realizacji Triumph Of Death, którego nazwa zaczerpnięta została z jednej z najbardziej niesławnych utworów Hellhammer, zostały podjęte w 2014 roku, a zespół został ostatecznie powołany do życia na jesieni 2018 roku. Triumph Of Death składa się z wybitnych indywidualności muzycznych, które nie tylko kochają tę muzykę, ale i dobrze ją rozumieją. Skład naśladuje ostatnie wcielenie Hellhammer z przełomu kwietnia i maja 1984 roku, kiedy to do zespołu dołączył dodatkowy gitarzysta. Do dziś Triumph Of Death zagrał liczne i znaczące koncerty na całym świecie prezentując muzykę Hellhammer fanom zarówno starym jak i nowym. Wielu z nich myślało do tej pory że nigdy nie usłyszy tego na żywo. Debiutancki album Triumph Of Death „Resurrection Of The Flesh” jest zwieńczeniem trzech koncertów. Nagrany wiosną 2023 roku na festiwalach Hell’s Heroes w Houston (USA), Dark Easter Metal Meeting w Monachium (Niemcy) oraz na SWR Barroselas Metal Fest (Portugalia), album został wyprodukowany przez Toma Gabriela Warriora i V. Santurę z Triptykon. Nagrania oddają prymitywne, surowe i ciężkie brzmienie zespołu w najlepszej formie. Mimo, że te utwory powstały cztery dekady temu, te wykonania przekonują, że muzyka Hellhammer potrafi poruszyć i jest tak samo mocna jak wtedy, gdy została napisana w małej wiosce Birchwil w Szwajcarii na początku lat ‘80tych. Od pierwszych akordów utworu „Third Of The Storms (Evoked Damnation)” do wrogich, chorobliwych dźwięków kończących „Triumph Of Death„, ten album przez całe swoje 60 minut trwania uchwycił ducha i intensywność wykonywanej muzyki na koncertach Triumph Of Death, stając się dokumentem obezwładniającej mocy koncertów tego składu. Muzyki, która miała być zapomniana, a która przetrwała dziesięciolecia, stając się ponadczasową i legendarną. Tom Gabriel Warrior komentuje: „Ten album jest przede wszystkim świadectwem niezwykłej więzi pomiędzy słuchaczem a zespołem. Muzyka Hellhammer należała do podziemia między 1982 a 1984 rokiem, wtedy często wyśmiewana i odrzucona, dziś zawdzięczamy jej że możemy grać na żywo na całym świecie, prezentując ją ludziom otwartym, pełnym entuzjazmu i którzy umożliwiają to, że te koncerty są możliwe. Dajemy im tak samo dużo jak oni dają nam, a nasza wdzięczność dla nich nie ma granic.” Czwarkiel/BMG Z czym nam kojarzy się Szwajcaria? Jedni powiedzą zegarki, drudzy banki, a inni czekolada, ale dla sporej grupy fanów muzyki metalowej pierwsze skojarzenie związane z tym niewielkim górskim krajem będzie Tom Warrior i szereg zespołów, które stworzył i grał w nich przez ostatnie cztery dekady. Thomas Gabriel Fischer, bo tak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko, to dla metalowego świata człowiek legenda. Celtic Frost, jego okręt flagowy, dzięki któremu zyskał uznanie publiczności , odcisnął piętno na twórczości całej rzeszy kapel, stając się jednym z bardziej wpływowych zespołów ekstremalnego grania lat 80-tych. Aby jednak w pełni zrozumieć fenomen Toma Warriora, musimy cofnąć się o kilka lat wcześniej od wydania legendarnego „To Mega Therion”. Celtic Frost powstało bowiem na zgliszczach wcześniejszego projektu Warriora o nazwie Hellhammer, zespołu który przez lata pozostawał w cieniu jego kolejnych wcieleń. I chociaż dziś wśród wielu fanów ciężkiego grania Hellhammer posiada status kultowego i uważany jest jako jeden z punktów wyjściowych dla black metalu, w dwóch krótkich latach działalności spotkał się z falą krytyki i mało pochlebnych opinii. Tom Warrior postanowił przywrócić pamięć o swoich korzeniach i wskrzesić ducha i muzykę formacji, czego efektem jest album „Resurrection of the Flesh”, który właśnie trafił w ręce słuchaczy. Tom Warrior od razu jasno określił swoje intencje. Nie było mowy o żadnej reaktywacji po latach czy nowych utworach studyjnych. Projekt o nazwie Triumph of Death powstał, by pokazać starym fanom twórczość Hellhammer w wersji na żywo i przy odrobinie szczęścia trafić też do nowych odbiorców. Nazwa grupy została zaczerpnięta z utworu o takim samym tytule. W wersji live z 2023 zamykającej „Resurrection of the Flesh”, został on rozbudowany do monumentalnej 13 minutowej kompozycji, która od samego początku miażdży słuchaczy powolnym riffem i stanowi idealny pomost z twórczością Celtic Frost. W czasie działalności Hellhammer w lata 1982 i 1983 , Tom Warrior wraz z kolegami byli bandą nastolatków z gitarami w rękach i masą pomysłów w głowie. Martin Eric Ain i Bruce Daynie (wspólnie z Warriorem tworzący ostatni skład przed rozwiązaniem) nie byli nawet pełnoletni. Tą młodzieńczą wściekłość i nieokrzesaną prymitywną energię, słychać niemal w każdym kawałku formacji. Tom Warrior podczas tworzenia oryginalnego materiału inspirował się crustem i punkiem spod szyldu Discharge, co wyraźnie przełożyło się na samą muzykę Hellhammer. W moim odczuciu największym atutem „Resurrection of the Flesh”, jest to, że pomimo upływu 4 dekad materiał został zagrany tak, że nie taci nic ze swojej młodzieńczej wściekłości. Wystarczy posłuchać kawałków takich, jak „Maniac” , „Decapitator”, czy „Messiah” by zdać sobie sprawę, że mimo 40 lat na karku, nadal mają ogromny potencjał, a ta autentyczna energia nie zestarzała się nawet o minutę. I w tym kontekście, fakt, że muzycznie wersje wykonane przez Triumph of Death są dużo bardziej dopracowane w stosunku do swoich pierwowzorów, można traktować wyłącznie jako atut. Słuchając płyty, przede wszystkim możemy poczuć, że nic tu nie jest zrobione na siłę. Tom chciał grać dla siebie i grupy zapaleńców i tak właśnie zrobił. „Resurrection of the flesh” jest wszystkim tym, czego fani Hellhammer potrzebowali, i nieważne czy podejdziemy do tego wydawnictwa, jak do klasycznej koncertówki, tribute albumu , czy nawet w pewnym sensie próby pokazania jak mógłby wyglądać pełnoprawny debiut Hellhammer, który nigdy nie miał okazji ujrzeć światła dziennego. Niezależnie do podejścia, przede wszystkim dostajemy płytę nagraną od serca i to co najważniejsze, zawierającą kluczowe utwory z dorobku formacji w naprawdę dobrej jakości , o której wcześniej można było tylko pomarzyć. Właściwa dyskografia formacji składa się z zaledwie trzech demówek i jednej EP. Część materiału do tej pory nigdy nie była grana na żywo. Ja osobiście traktuję „Resurrection of the Flesh” jak przysłowiowe wydanie drugie, poprawione dla materiału źródłowego powstałego na początku lat 80. Na krążku znajdziemy 12 kompozycji zarejestrowanych na trzech koncertach z połowy tego roku. Mowa tu o występach w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Portugalii. Ja miałem okazję usłyszeć Triumph of Death na Mystic Festival 2022 , gdzie Tom Warrior prezentował projekt obrazujący całe jego dziedzictwo od Hellhamer przez Celtic Frost na Triptikon skończywszy. Wydaje mi się, że dla mnie, ale też dla każdego kto miał okazję uczestniczyć w tym wydarzeniu, płyta będzie doskonałą pamiątką. Zestaw utworów tamtego czerwcowego wieczoru w Stoczni Gdańskiej, był niemal identyczny do tego z „Resurrection of the Flesh”. A kiedy uważnie przyjrzymy się załączonej książeczce ,zobaczymy że liczna część zdjęć pochodzi właśnie z gdańskiego występu, co na pewno stanowi jeszcze większą atrakcję nie tylko dla fanów dokonań Toma Warriora, ale też każdego bywalca tej imprezy. Grzegorz Bohosiewicz Szwajcaria to taki piękny kraj, który kojarzy nam się z zaśnieżonymi górami, czekoladą, bankami i dobrej jakości zegarkami. Ponadto znany jest ze swojej neutralności. Oprócz tych oczywistych oczywistości jest jeszcze Thomas Gabriel Fischer, również znany jako Tom Warrior. A tu już łańcuch skojarzeń: Triptykon - Celtic Frost - Hellhammer. Ten ostatni istniał tylko dwa lata, ale odcisnął przeogromne piętno. Chłopaki z tego składu byli wtedy nastolatkami, ale wizji i pomysłów nie sposób im odmówić. Dla wielu Hellhammer to czysty kult i wzór. Mnóstwo energii i zła siedzi w tej muzyce przecież. Tom Warrior wielokrotnie zapowiadał, że nie reaktywuje tego zespołu i słowa dotrzymał. Jednak pojawił się pomysł uhonorowania tej muzyki poprzez granie koncertów z materiałem tej formacji. I tak w 2018 roku objawił się światu Triumph of Death. Projekt, który wziął na warsztat trzy demówki i EP'kę wiadomego zespołu i pojechał w trasę. Mieliśmy polski przystanek podczas Mystic Festival 2022, a ja miałem okazję zobaczyć ich podczas festiwalu Wacken Open Air. Na srebrny krążek trafiło 12 kompozycji, które zarejestrowano podczas trzech koncertów (USA, Niemcy i Portugalia) wiosną 2023 roku. Dosyć ładnie wydany digipack w twardej oprawie przyozdobiono zdjęciami zespołu w pełnej akcji. Co ciekawe, mamy sporo zdjęć zaprzyjaźnionego z nami Henryka, więc duma na 100%. A muzycznie? Wiadomo - jeńców nikt tutaj nie bierze. Materiał brzmi naturalnie i słuchać, że to jest zrobione prosto z potrzeby serca. Nie ma wymuskanej produkcji i mega bogatego brzmienia. Jest brud, jest siarka, wściekłość. To jest po prostu zapis tego jak muzyka Hellhammer mogłaby i pewnie zabrzmiałaby dzisiaj. Biorąc pod uwagę, że materiał źródłowy ma cztery dyszki na karku i nigdy nie został odpowiednio nagrany (mówimy przecież o demówkach i EP'ce) jest to dosyć ciekawe doświadczenie. I na pewno piękna podróż sentymentalna dla samego Toma, jak i fanów jego twórczości. Słuchając tych nagrań ani przez moment nie mam poczucia, że to jest zrobione "na siłę", że Tom Warrior zrobił klasyczny "skok na kasę". Wręcz przeciwnie - bardzo mocno czuć, że to jest hołd dla tej (nie)pięknej muzyki. Oddanie jej cząstki przez twórcę dla fanów. Nie każdy przecież miał możliwość uczestniczyć w którymś z koncertów, więc pozostała namiastka w postaci tego wydawnictwa. Chyba nie ma co więcej tutaj się rozpisywać i przekonywać kogoś to tej płyty. Jak ktoś ma w sercu takie granie, to na pewno już posiada na swojej półce ten koncert. A z drugiej strony rzeki są inne wydawnictwa i tam można odszukać swoje brzmienia i dźwięki. Dla grupki tych pierwszych fanów Thomas Gabriel Fischer przyszykował "Resurrectionof the Flesh". Pięknie dziękujemy panie Tomku! UGH! Piotr 'gumbyy' Legieć ..::TRACK-LIST::.. The Third Of The Storms (Evoked Damnation) 3:55 Massacra 3:15 Maniac 4:46 Blood Insanity 5:32 Decapitator 2:14 Crucifixion 2:51 Reaper 2:50 Horus / Aggressor 3:59 Revelations Of Doom 3:00 Messiah 4:53 Visions Of Mortality 4:53 Triumph Of Death 13:02 ..::OBSADA::.. Bass - Jamie Lee Cussigh Drums - Tim Iso Wey Guitar, Vocals - André Mathieu Voice, Guitar - Tom Gabriel Warrior https://www.youtube.com/watch?v=cjLzXpMgDig SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-01 10:57:38
Rozmiar: 128.93 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Wpływ legendy szwajcarskiej ekstremy, zespołu Hellhammer, jest nadal wyraźny w świecie metalu. Ich muzyka była inspiracją dla wczesnego okresu gatunków death i black. Przez 40 lat, które minęło od ich debiutu, który miał miejsce w Nurensdorf (Szwajcaria) w maju 1982 roku, zespół zyskał statut niemal mitycznej legendy, pomimo tego że istniał na scenie przez zaledwie dwa lata. Ten krótki czas swojego istnienia Hellhammer wykorzystał do maksimum, tworząc trzy demówki: „Death Fiend„, „Satanic Rites” i „Triumph Of Death” (wszystkie doczekały się reedycji w 2008 roku w postaci retrospektywnej kompilacji „Demon Entrails„), EPkę „Apocalyptic Raids” (reedycji doczekała się dzięki BMG w 2020 roku na winylu i CD) oraz dwa utwory, zamieszczone na legendarnej składance Death Metal. W świetle swojego legendarnego statusu aż niepojęte jest jak doszło do tego, że Hellhammer nigdy nie wystąpił na żywo. Następca tej legendy, czyli nie mniej legendarny Celtic Frost, stworzony został przez członków Hellhammer: założyciela grupy Toma Gabriela Warriora i basistę Martina Erica Aina, grał na koncertach czasami jeden lub dwa utwory z repertuaru Hellhammer. Podobnie i kolejny zespół Toma – Triptykon, włączał do swojej listy koncertowej czasami utwory Hellhammer. Jednak większość twórczości pierwszego zespołu Warriora nigdy nie była wykonywana na żywo. Było tak aż do powołania, znów przez lidera Hellhammer, zespołu Triumph of Death. W 2019 roku Tom Gabriel Warrior stwierdził: „Hellhammer nigdy nie zostanie zreaktywowany i nigdy nie powróci. Nie jest możliwe powrót zespołu tak mocno związanego ze specyficznymi czasami w których powstał i działał. Jednak muzyka Hellhammer istnieje i stanowi bardzo ważną część mojego życia. I chciałbym móc grać tę muzykę na żywo zanim odejdę.” Wskrzeszenie muzyki Hellhammer było pomysłem, o którym Tom Gabriel Warrior i Martin Eric Ain dyskutowali przez wiele lat. Idea pojawiła się dzięki odnowieniu współpracy obydwu muzyków przy odnowionym składzie Celtic Frost na początku lat dwutysięcznych. Pierwsze kroki do realizacji Triumph Of Death, którego nazwa zaczerpnięta została z jednej z najbardziej niesławnych utworów Hellhammer, zostały podjęte w 2014 roku, a zespół został ostatecznie powołany do życia na jesieni 2018 roku. Triumph Of Death składa się z wybitnych indywidualności muzycznych, które nie tylko kochają tę muzykę, ale i dobrze ją rozumieją. Skład naśladuje ostatnie wcielenie Hellhammer z przełomu kwietnia i maja 1984 roku, kiedy to do zespołu dołączył dodatkowy gitarzysta. Do dziś Triumph Of Death zagrał liczne i znaczące koncerty na całym świecie prezentując muzykę Hellhammer fanom zarówno starym jak i nowym. Wielu z nich myślało do tej pory że nigdy nie usłyszy tego na żywo. Debiutancki album Triumph Of Death „Resurrection Of The Flesh” jest zwieńczeniem trzech koncertów. Nagrany wiosną 2023 roku na festiwalach Hell’s Heroes w Houston (USA), Dark Easter Metal Meeting w Monachium (Niemcy) oraz na SWR Barroselas Metal Fest (Portugalia), album został wyprodukowany przez Toma Gabriela Warriora i V. Santurę z Triptykon. Nagrania oddają prymitywne, surowe i ciężkie brzmienie zespołu w najlepszej formie. Mimo, że te utwory powstały cztery dekady temu, te wykonania przekonują, że muzyka Hellhammer potrafi poruszyć i jest tak samo mocna jak wtedy, gdy została napisana w małej wiosce Birchwil w Szwajcarii na początku lat ‘80tych. Od pierwszych akordów utworu „Third Of The Storms (Evoked Damnation)” do wrogich, chorobliwych dźwięków kończących „Triumph Of Death„, ten album przez całe swoje 60 minut trwania uchwycił ducha i intensywność wykonywanej muzyki na koncertach Triumph Of Death, stając się dokumentem obezwładniającej mocy koncertów tego składu. Muzyki, która miała być zapomniana, a która przetrwała dziesięciolecia, stając się ponadczasową i legendarną. Tom Gabriel Warrior komentuje: „Ten album jest przede wszystkim świadectwem niezwykłej więzi pomiędzy słuchaczem a zespołem. Muzyka Hellhammer należała do podziemia między 1982 a 1984 rokiem, wtedy często wyśmiewana i odrzucona, dziś zawdzięczamy jej że możemy grać na żywo na całym świecie, prezentując ją ludziom otwartym, pełnym entuzjazmu i którzy umożliwiają to, że te koncerty są możliwe. Dajemy im tak samo dużo jak oni dają nam, a nasza wdzięczność dla nich nie ma granic.” Czwarkiel/BMG Z czym nam kojarzy się Szwajcaria? Jedni powiedzą zegarki, drudzy banki, a inni czekolada, ale dla sporej grupy fanów muzyki metalowej pierwsze skojarzenie związane z tym niewielkim górskim krajem będzie Tom Warrior i szereg zespołów, które stworzył i grał w nich przez ostatnie cztery dekady. Thomas Gabriel Fischer, bo tak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko, to dla metalowego świata człowiek legenda. Celtic Frost, jego okręt flagowy, dzięki któremu zyskał uznanie publiczności , odcisnął piętno na twórczości całej rzeszy kapel, stając się jednym z bardziej wpływowych zespołów ekstremalnego grania lat 80-tych. Aby jednak w pełni zrozumieć fenomen Toma Warriora, musimy cofnąć się o kilka lat wcześniej od wydania legendarnego „To Mega Therion”. Celtic Frost powstało bowiem na zgliszczach wcześniejszego projektu Warriora o nazwie Hellhammer, zespołu który przez lata pozostawał w cieniu jego kolejnych wcieleń. I chociaż dziś wśród wielu fanów ciężkiego grania Hellhammer posiada status kultowego i uważany jest jako jeden z punktów wyjściowych dla black metalu, w dwóch krótkich latach działalności spotkał się z falą krytyki i mało pochlebnych opinii. Tom Warrior postanowił przywrócić pamięć o swoich korzeniach i wskrzesić ducha i muzykę formacji, czego efektem jest album „Resurrection of the Flesh”, który właśnie trafił w ręce słuchaczy. Tom Warrior od razu jasno określił swoje intencje. Nie było mowy o żadnej reaktywacji po latach czy nowych utworach studyjnych. Projekt o nazwie Triumph of Death powstał, by pokazać starym fanom twórczość Hellhammer w wersji na żywo i przy odrobinie szczęścia trafić też do nowych odbiorców. Nazwa grupy została zaczerpnięta z utworu o takim samym tytule. W wersji live z 2023 zamykającej „Resurrection of the Flesh”, został on rozbudowany do monumentalnej 13 minutowej kompozycji, która od samego początku miażdży słuchaczy powolnym riffem i stanowi idealny pomost z twórczością Celtic Frost. W czasie działalności Hellhammer w lata 1982 i 1983 , Tom Warrior wraz z kolegami byli bandą nastolatków z gitarami w rękach i masą pomysłów w głowie. Martin Eric Ain i Bruce Daynie (wspólnie z Warriorem tworzący ostatni skład przed rozwiązaniem) nie byli nawet pełnoletni. Tą młodzieńczą wściekłość i nieokrzesaną prymitywną energię, słychać niemal w każdym kawałku formacji. Tom Warrior podczas tworzenia oryginalnego materiału inspirował się crustem i punkiem spod szyldu Discharge, co wyraźnie przełożyło się na samą muzykę Hellhammer. W moim odczuciu największym atutem „Resurrection of the Flesh”, jest to, że pomimo upływu 4 dekad materiał został zagrany tak, że nie taci nic ze swojej młodzieńczej wściekłości. Wystarczy posłuchać kawałków takich, jak „Maniac” , „Decapitator”, czy „Messiah” by zdać sobie sprawę, że mimo 40 lat na karku, nadal mają ogromny potencjał, a ta autentyczna energia nie zestarzała się nawet o minutę. I w tym kontekście, fakt, że muzycznie wersje wykonane przez Triumph of Death są dużo bardziej dopracowane w stosunku do swoich pierwowzorów, można traktować wyłącznie jako atut. Słuchając płyty, przede wszystkim możemy poczuć, że nic tu nie jest zrobione na siłę. Tom chciał grać dla siebie i grupy zapaleńców i tak właśnie zrobił. „Resurrection of the flesh” jest wszystkim tym, czego fani Hellhammer potrzebowali, i nieważne czy podejdziemy do tego wydawnictwa, jak do klasycznej koncertówki, tribute albumu , czy nawet w pewnym sensie próby pokazania jak mógłby wyglądać pełnoprawny debiut Hellhammer, który nigdy nie miał okazji ujrzeć światła dziennego. Niezależnie do podejścia, przede wszystkim dostajemy płytę nagraną od serca i to co najważniejsze, zawierającą kluczowe utwory z dorobku formacji w naprawdę dobrej jakości , o której wcześniej można było tylko pomarzyć. Właściwa dyskografia formacji składa się z zaledwie trzech demówek i jednej EP. Część materiału do tej pory nigdy nie była grana na żywo. Ja osobiście traktuję „Resurrection of the Flesh” jak przysłowiowe wydanie drugie, poprawione dla materiału źródłowego powstałego na początku lat 80. Na krążku znajdziemy 12 kompozycji zarejestrowanych na trzech koncertach z połowy tego roku. Mowa tu o występach w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Portugalii. Ja miałem okazję usłyszeć Triumph of Death na Mystic Festival 2022 , gdzie Tom Warrior prezentował projekt obrazujący całe jego dziedzictwo od Hellhamer przez Celtic Frost na Triptikon skończywszy. Wydaje mi się, że dla mnie, ale też dla każdego kto miał okazję uczestniczyć w tym wydarzeniu, płyta będzie doskonałą pamiątką. Zestaw utworów tamtego czerwcowego wieczoru w Stoczni Gdańskiej, był niemal identyczny do tego z „Resurrection of the Flesh”. A kiedy uważnie przyjrzymy się załączonej książeczce ,zobaczymy że liczna część zdjęć pochodzi właśnie z gdańskiego występu, co na pewno stanowi jeszcze większą atrakcję nie tylko dla fanów dokonań Toma Warriora, ale też każdego bywalca tej imprezy. Grzegorz Bohosiewicz Szwajcaria to taki piękny kraj, który kojarzy nam się z zaśnieżonymi górami, czekoladą, bankami i dobrej jakości zegarkami. Ponadto znany jest ze swojej neutralności. Oprócz tych oczywistych oczywistości jest jeszcze Thomas Gabriel Fischer, również znany jako Tom Warrior. A tu już łańcuch skojarzeń: Triptykon - Celtic Frost - Hellhammer. Ten ostatni istniał tylko dwa lata, ale odcisnął przeogromne piętno. Chłopaki z tego składu byli wtedy nastolatkami, ale wizji i pomysłów nie sposób im odmówić. Dla wielu Hellhammer to czysty kult i wzór. Mnóstwo energii i zła siedzi w tej muzyce przecież. Tom Warrior wielokrotnie zapowiadał, że nie reaktywuje tego zespołu i słowa dotrzymał. Jednak pojawił się pomysł uhonorowania tej muzyki poprzez granie koncertów z materiałem tej formacji. I tak w 2018 roku objawił się światu Triumph of Death. Projekt, który wziął na warsztat trzy demówki i EP'kę wiadomego zespołu i pojechał w trasę. Mieliśmy polski przystanek podczas Mystic Festival 2022, a ja miałem okazję zobaczyć ich podczas festiwalu Wacken Open Air. Na srebrny krążek trafiło 12 kompozycji, które zarejestrowano podczas trzech koncertów (USA, Niemcy i Portugalia) wiosną 2023 roku. Dosyć ładnie wydany digipack w twardej oprawie przyozdobiono zdjęciami zespołu w pełnej akcji. Co ciekawe, mamy sporo zdjęć zaprzyjaźnionego z nami Henryka, więc duma na 100%. A muzycznie? Wiadomo - jeńców nikt tutaj nie bierze. Materiał brzmi naturalnie i słuchać, że to jest zrobione prosto z potrzeby serca. Nie ma wymuskanej produkcji i mega bogatego brzmienia. Jest brud, jest siarka, wściekłość. To jest po prostu zapis tego jak muzyka Hellhammer mogłaby i pewnie zabrzmiałaby dzisiaj. Biorąc pod uwagę, że materiał źródłowy ma cztery dyszki na karku i nigdy nie został odpowiednio nagrany (mówimy przecież o demówkach i EP'ce) jest to dosyć ciekawe doświadczenie. I na pewno piękna podróż sentymentalna dla samego Toma, jak i fanów jego twórczości. Słuchając tych nagrań ani przez moment nie mam poczucia, że to jest zrobione "na siłę", że Tom Warrior zrobił klasyczny "skok na kasę". Wręcz przeciwnie - bardzo mocno czuć, że to jest hołd dla tej (nie)pięknej muzyki. Oddanie jej cząstki przez twórcę dla fanów. Nie każdy przecież miał możliwość uczestniczyć w którymś z koncertów, więc pozostała namiastka w postaci tego wydawnictwa. Chyba nie ma co więcej tutaj się rozpisywać i przekonywać kogoś to tej płyty. Jak ktoś ma w sercu takie granie, to na pewno już posiada na swojej półce ten koncert. A z drugiej strony rzeki są inne wydawnictwa i tam można odszukać swoje brzmienia i dźwięki. Dla grupki tych pierwszych fanów Thomas Gabriel Fischer przyszykował "Resurrectionof the Flesh". Pięknie dziękujemy panie Tomku! UGH! Piotr 'gumbyy' Legieć ..::TRACK-LIST::.. The Third Of The Storms (Evoked Damnation) 3:55 Massacra 3:15 Maniac 4:46 Blood Insanity 5:32 Decapitator 2:14 Crucifixion 2:51 Reaper 2:50 Horus / Aggressor 3:59 Revelations Of Doom 3:00 Messiah 4:53 Visions Of Mortality 4:53 Triumph Of Death 13:02 ..::OBSADA::.. Bass - Jamie Lee Cussigh Drums - Tim Iso Wey Guitar, Vocals - André Mathieu Voice, Guitar - Tom Gabriel Warrior https://www.youtube.com/watch?v=cjLzXpMgDig SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-01-01 10:53:45
Rozmiar: 407.45 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Polscy eksperymentalni black metalowcy THAW powracają ze swoim piątem albumem. Na "Fading Backwards" fani zespołu musieli poczekać siedem lat. Album zawiera sześć utworów, stanowiących kwintesencję muzycznej tożsamości THAW, ukazując jego wyjątkowe brzmienie w nowym świetle. Warstwa muzyczna nowego albumu THAW naprawdę oddaje istotę tej oryginalnej formacji, łącząc żywe brzmienie z ciężkimi, nisko nastrojonymi gitarami. Te potężne dźwięki są dodatkowo wzbogacone hałaśliwą elektroniką, która dodaje głębi i charakteru każdemu z nowych utworów. Większość materiału na nowy album nagrano na żywo, co nadało utworom surowości i autentyczności. Resztę starannie dograno w celu uzyskania optymalnego brzmienia. Jednak nie tylko instrumenty definiują ten album; odznacza się on się zupełnie nowym podejściem do partii wokalnych. Album nagrano w renomowanym Monochrom Studio (Behemoth, Entropia), w którym THAW mógł w pełni wykorzystać swój potencjał artystyczny, tworząc brzmienia mocne i pełne subtelnych niuansów. THAW to zespół znany z pogoni za nowymi formami ekspresji. Za sprawą "Fading Backwards" udowadnia, że ich muzyczna podróż jeszcze się nie skończyła. Nowa płyta to nie tylko powrót do korzeni, ale także krok do przodu i świadectwo, że zespół ma jeszcze wiele do zaoferowania. "Jesteśmy podekscytowani, że nowy album THAW w końcu ujrzy światło dzienne" - komentuje zespół. "Wiemy, że proces pisania i nagrywania albumu zajął sporo czasu. Jesteśmy usatysfakcjonowani efektem końcowym i nie możemy się doczekać Waszej reakcji na na nowe utwory”. "Fading Backwards" zmiksował i zamsterował Haldor Grunberg i Krzysztof Kurek w Satanic Audio (Pestilence, Azarath, Behemoth). Okładkę zaprojektował Artur Masternak. Wydawca Ja mam z zespołem Thaw dość dziwną relację. Z jednej strony znam ich muzykę, lubię i szanuję, z drugiej jednak strony, zawsze z płyt była ona dla mnie nieco mniej ciekawa niż na żywo. To dopiero wykonanie „live” poszczególnych utworów potrafiło mnie dosłownie wbić w ziemię. Gdy zamknę oczy i przypomnę sobie jak zabrzmieli na koncercie przed Triptykon parę ładnych lat temu w Krakowie, to dosłownie lodowaty chłód mi przechodzi przez plecy, a włos się jeży na klacie. Takie to miało pierdolnięcie. Dlatego w cholerę żałuję, że nie wybrałem się na jeden z koncertów promujących „Fading Backwards”, bo skoro sam materiał mną tak poniewiera w domowym zaciszu, to co by się musiało dziać przy prezentowaniu tej muzyki na żywo… ? Dla mnie to jest pierwszy album, który z czystym sumieniem uwielbiam od początku do końca. Moim zdaniem czegoś tak miażdżącego nie nagrali do tej pory nigdy… Płyta ma tak niesamowity ciężar emocjonalny, że potrafi człowieka wymiąć, zgnieść, rozszarpać, a następnie złożyć w całość, dać kopa w dupę i powiedzieć „spierdalaj”. Dla mnie jest to muzyka tak przepełniona emocjami niepokoju, rozterki, dramatu, że komukolwiek z problemami emocjonalnymi tego typu nie polecam jej zdecydowanie. Można też próbować się z „Fading Backwards” zmierzyć starając się jednocześnie przepracować kumulujące się w człowieku negatywne emocje, ale z jakim skutkiem? Nie wiem. Mnie ta płyta potrafi przygnieść do ziemi, i nie puścić od pierwszej do ostatniej sekundy. Nie wiem czy to natężenie dźwięków, czy ich gęstość, a może totalnie odhumanizowane wokale. Jest w tej płycie jakieś pierwotne zło. Tego się nie da do końca opisać. To trzeba posłuchać w ciemnym pokoju i zmierzyć się samemu z muzyką tworzoną przez Thaw. Dla mnie totalny kosmos, w który odpłynęli jest najlepszą muzyką, jaką udało im się stworzyć od początku istnienia. Najlepszy Thaw i poważny kandydat do topki tego roku. Pathologist https://www.dwutygodnik.com/artykul/11524-wiecej-chaosu-wiecej-abnegacji.html Poland's experimental black metal five-piece THAW is thrilled to announce the release of its fifth album, marking its long-awaited return after years of hiatus. The album, featuring six tracks, is the quintessence of the band's musical identity, showcasing its unique sound in a new light. The musical layer on THAW's new album truly captures the essence of the band, combining vibrant sounds with heavy, low-tuned guitars. These powerful sounds are further enriched with noisy electronics, adding depth and character to each track. Most of the music were recorded live, giving the tracks a rawness and authenticity, and then carefully overdubbed to achieve the optimal sound. However, it is not just the instruments that define this album. The approach to the vocal parts is completely new. The entire album was recorded at the renowned Monochrom Studio (Behemoth, Entropia), where THAW could fully exploit its artistic potential, creating sounds that are both powerful and full of subtle nuances. THAW, known for its relentless pursuit of new forms of expression, proves with this album that its musical journey is far from over. The new record is not only a return to the band's roots but also a step forward, showing that the group still has a lot to offer. "We are happy and excited that the new THAW album will finally see the light of day," comments THAW. "We know that the process of writing and recording this latest album took a significant amount of time. However, we are satisfied with the final result and are eager to see the world's reaction to what will soon be presented to all of you." "Fading Backwards" was mixed and mastered by Haldor Grunberg and Krzysztof Kurek at Satanic Audio (Pestilence, Azarath, Behemoth). The cover artwork was designed by Artur Masternak. https://distortedsoundmag.com/album-review-fading-backwards-thaw/ ..::TRACK-LIST::.. 1. The Great Devourer 05:17 2. A Place Where Repetition Dwells 05:28 3. Wartenberg Wheel 05:32 4. In the Laughter and the Stride 04:45 5. Dissociate Me/Spreader Bar 05:42 6. Moral Justification of Selfishness 07:43 https://www.youtube.com/watch?v=EA7UT-V-tps SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 15
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-31 11:42:56
Rozmiar: 81.39 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Polscy eksperymentalni black metalowcy THAW powracają ze swoim piątem albumem. Na "Fading Backwards" fani zespołu musieli poczekać siedem lat. Album zawiera sześć utworów, stanowiących kwintesencję muzycznej tożsamości THAW, ukazując jego wyjątkowe brzmienie w nowym świetle. Warstwa muzyczna nowego albumu THAW naprawdę oddaje istotę tej oryginalnej formacji, łącząc żywe brzmienie z ciężkimi, nisko nastrojonymi gitarami. Te potężne dźwięki są dodatkowo wzbogacone hałaśliwą elektroniką, która dodaje głębi i charakteru każdemu z nowych utworów. Większość materiału na nowy album nagrano na żywo, co nadało utworom surowości i autentyczności. Resztę starannie dograno w celu uzyskania optymalnego brzmienia. Jednak nie tylko instrumenty definiują ten album; odznacza się on się zupełnie nowym podejściem do partii wokalnych. Album nagrano w renomowanym Monochrom Studio (Behemoth, Entropia), w którym THAW mógł w pełni wykorzystać swój potencjał artystyczny, tworząc brzmienia mocne i pełne subtelnych niuansów. THAW to zespół znany z pogoni za nowymi formami ekspresji. Za sprawą "Fading Backwards" udowadnia, że ich muzyczna podróż jeszcze się nie skończyła. Nowa płyta to nie tylko powrót do korzeni, ale także krok do przodu i świadectwo, że zespół ma jeszcze wiele do zaoferowania. "Jesteśmy podekscytowani, że nowy album THAW w końcu ujrzy światło dzienne" - komentuje zespół. "Wiemy, że proces pisania i nagrywania albumu zajął sporo czasu. Jesteśmy usatysfakcjonowani efektem końcowym i nie możemy się doczekać Waszej reakcji na na nowe utwory”. "Fading Backwards" zmiksował i zamsterował Haldor Grunberg i Krzysztof Kurek w Satanic Audio (Pestilence, Azarath, Behemoth). Okładkę zaprojektował Artur Masternak. Wydawca Ja mam z zespołem Thaw dość dziwną relację. Z jednej strony znam ich muzykę, lubię i szanuję, z drugiej jednak strony, zawsze z płyt była ona dla mnie nieco mniej ciekawa niż na żywo. To dopiero wykonanie „live” poszczególnych utworów potrafiło mnie dosłownie wbić w ziemię. Gdy zamknę oczy i przypomnę sobie jak zabrzmieli na koncercie przed Triptykon parę ładnych lat temu w Krakowie, to dosłownie lodowaty chłód mi przechodzi przez plecy, a włos się jeży na klacie. Takie to miało pierdolnięcie. Dlatego w cholerę żałuję, że nie wybrałem się na jeden z koncertów promujących „Fading Backwards”, bo skoro sam materiał mną tak poniewiera w domowym zaciszu, to co by się musiało dziać przy prezentowaniu tej muzyki na żywo… ? Dla mnie to jest pierwszy album, który z czystym sumieniem uwielbiam od początku do końca. Moim zdaniem czegoś tak miażdżącego nie nagrali do tej pory nigdy… Płyta ma tak niesamowity ciężar emocjonalny, że potrafi człowieka wymiąć, zgnieść, rozszarpać, a następnie złożyć w całość, dać kopa w dupę i powiedzieć „spierdalaj”. Dla mnie jest to muzyka tak przepełniona emocjami niepokoju, rozterki, dramatu, że komukolwiek z problemami emocjonalnymi tego typu nie polecam jej zdecydowanie. Można też próbować się z „Fading Backwards” zmierzyć starając się jednocześnie przepracować kumulujące się w człowieku negatywne emocje, ale z jakim skutkiem? Nie wiem. Mnie ta płyta potrafi przygnieść do ziemi, i nie puścić od pierwszej do ostatniej sekundy. Nie wiem czy to natężenie dźwięków, czy ich gęstość, a może totalnie odhumanizowane wokale. Jest w tej płycie jakieś pierwotne zło. Tego się nie da do końca opisać. To trzeba posłuchać w ciemnym pokoju i zmierzyć się samemu z muzyką tworzoną przez Thaw. Dla mnie totalny kosmos, w który odpłynęli jest najlepszą muzyką, jaką udało im się stworzyć od początku istnienia. Najlepszy Thaw i poważny kandydat do topki tego roku. Pathologist https://www.dwutygodnik.com/artykul/11524-wiecej-chaosu-wiecej-abnegacji.html Poland's experimental black metal five-piece THAW is thrilled to announce the release of its fifth album, marking its long-awaited return after years of hiatus. The album, featuring six tracks, is the quintessence of the band's musical identity, showcasing its unique sound in a new light. The musical layer on THAW's new album truly captures the essence of the band, combining vibrant sounds with heavy, low-tuned guitars. These powerful sounds are further enriched with noisy electronics, adding depth and character to each track. Most of the music were recorded live, giving the tracks a rawness and authenticity, and then carefully overdubbed to achieve the optimal sound. However, it is not just the instruments that define this album. The approach to the vocal parts is completely new. The entire album was recorded at the renowned Monochrom Studio (Behemoth, Entropia), where THAW could fully exploit its artistic potential, creating sounds that are both powerful and full of subtle nuances. THAW, known for its relentless pursuit of new forms of expression, proves with this album that its musical journey is far from over. The new record is not only a return to the band's roots but also a step forward, showing that the group still has a lot to offer. "We are happy and excited that the new THAW album will finally see the light of day," comments THAW. "We know that the process of writing and recording this latest album took a significant amount of time. However, we are satisfied with the final result and are eager to see the world's reaction to what will soon be presented to all of you." "Fading Backwards" was mixed and mastered by Haldor Grunberg and Krzysztof Kurek at Satanic Audio (Pestilence, Azarath, Behemoth). The cover artwork was designed by Artur Masternak. https://distortedsoundmag.com/album-review-fading-backwards-thaw/ ..::TRACK-LIST::.. 1. The Great Devourer 05:17 2. A Place Where Repetition Dwells 05:28 3. Wartenberg Wheel 05:32 4. In the Laughter and the Stride 04:45 5. Dissociate Me/Spreader Bar 05:42 6. Moral Justification of Selfishness 07:43 https://www.youtube.com/watch?v=EA7UT-V-tps SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-31 11:39:40
Rozmiar: 247.97 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Sacrilege to absolutnie kluczowy element w historii brytyjskiego crusta jak i metalu! To wydawnictwo zawiera wszystkie cztery dema zespołu nagrane pomiędzy 1984 a 1986 rokiem. Wczesne dema nawiązują znacznie bardziej do ówczesnych brytyjskich brzmień hardcore punk (Discharge, Icons of Filth, Antisect i oczywiście Varukers i Warwound, z którymi mieli wspólnych członków). Późniejsze dema pokazują, że wpływ metalu staje się coraz silniejszy. Sacrilege are an utterly essential act in UK metal history guiding the listener from the crusty realms to the mountains of doom! This release features all four of the band’s demos recorded between 1984 and 1986. The early demos lean much more towards the UK hardcore punk sounds of the day (Discharge, Icons of Filth, Antisect and of course Varukers and Warwound with whom they shared members). The later demos show the metal influence coming in stronger. Essential listening for crust punks everywhere! ..::TRACK-LIST::.. Demo 1 (November 1984) 1. Apartheid 2. Bloodlust 3. Dig Your Own Grave 4. Blind Acceptance Demo 2 (February 1985) 5. Stark Reality 6. Out Of Sight, Out Of Mind 7. A Violation Of Something Sacred 8. Bloodrun Demo 3 (January 1986) 9. Flight Of The Nazgul 10. Sight Of The Wise 11. The Captive Demo 4 (August 1986) 12. Search Eternal 13. The Fear Within 14. Winds Of Vengeance 15. Spirit Cry 16. Insurrection 17. Battlefield ..::OBSADA::.. Bass - Tony May Drums - Andy Baker (tracks: 9 to 16), Liam Pickering (tracks: 1 to 8) Guitar - Damien Thompson Vocals - Lynda Simpson https://www.youtube.com/watch?v=9VLmqwSW6kA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-31 10:39:35
Rozmiar: 160.41 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Sacrilege to absolutnie kluczowy element w historii brytyjskiego crusta jak i metalu! To wydawnictwo zawiera wszystkie cztery dema zespołu nagrane pomiędzy 1984 a 1986 rokiem. Wczesne dema nawiązują znacznie bardziej do ówczesnych brytyjskich brzmień hardcore punk (Discharge, Icons of Filth, Antisect i oczywiście Varukers i Warwound, z którymi mieli wspólnych członków). Późniejsze dema pokazują, że wpływ metalu staje się coraz silniejszy. Sacrilege are an utterly essential act in UK metal history guiding the listener from the crusty realms to the mountains of doom! This release features all four of the band’s demos recorded between 1984 and 1986. The early demos lean much more towards the UK hardcore punk sounds of the day (Discharge, Icons of Filth, Antisect and of course Varukers and Warwound with whom they shared members). The later demos show the metal influence coming in stronger. Essential listening for crust punks everywhere! ..::TRACK-LIST::.. Demo 1 (November 1984) 1. Apartheid 2. Bloodlust 3. Dig Your Own Grave 4. Blind Acceptance Demo 2 (February 1985) 5. Stark Reality 6. Out Of Sight, Out Of Mind 7. A Violation Of Something Sacred 8. Bloodrun Demo 3 (January 1986) 9. Flight Of The Nazgul 10. Sight Of The Wise 11. The Captive Demo 4 (August 1986) 12. Search Eternal 13. The Fear Within 14. Winds Of Vengeance 15. Spirit Cry 16. Insurrection 17. Battlefield ..::OBSADA::.. Bass - Tony May Drums - Andy Baker (tracks: 9 to 16), Liam Pickering (tracks: 1 to 8) Guitar - Damien Thompson Vocals - Lynda Simpson https://www.youtube.com/watch?v=9VLmqwSW6kA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-31 10:36:22
Rozmiar: 519.86 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
Trivium to amerykański zespół założony w 1999 roku w Orlando na Florydzie. Wykonywana przez zespół muzyka określana jest jako thrash metal, heavy metal, melodic death metal, groove metal, metalcore oraz metal progresywny. Liderem formacji oraz autorem wszystkich tekstów jest Matthew Kiichi Heafy - Amerykanin pochodzenia japońskiego. Nazwa grupy wywodzi się z języka łacińskiego. Trivium w okresie późnej starożytności oraz średniowiecza było, obok quadrivium, podgrupą siedmiu sztuk wyzwolonych. Obejmowało trzy nauki: gramatykę, retorykę oraz logikę. Członkowie zespołu uznają, że obrazuje to ich zainteresowanie różnymi gatunkami muzycznymi. Trivium nagrało dziesięć albumów studyjnych. Zespół słynie z dużej liczby występów. 12 czerwca 2006 roku brytyjski magazyn „Metal Hammer” na gali Golden God Awards uznał grupę za najlepiej koncertujący zespół w bieżącym roku. Tego samego dnia Matt Heafy otrzymał tytuł „Golden God”, a Travis Smith wygrał w kategorii „najlepszy perkusista”. Wstawka zawiera ósmy album zespołu. Title: The Sin And The Sentence Artist: Trivium Country: USA Year: 2017 Genre: Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ...( TrackList ) ... 1.The Sin and the Sentence 2.Beyond Oblivion 3.Other Worlds 4.The Heart from Your Hate 5.Betrayer 6.The Wretchedness Inside 7.Endless Night 8.Sever the Hand 9.Beauty in the Sorrow 10.The Revanchist 11.Thrown Into the Fire
Seedów: 10
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-30 21:28:01
Rozmiar: 131.32 MB
Peerów: 13
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Mocarny thrash/crust/punk/metal z Kanady. Druga duża płyta. Dla fanów SLAYER, MUNICIPAL WASTE, POISON IDEA, BATTALION OF SAINTS. Daj się upodlić płytą szaleńców z Golers!!! ..::TRACK-LIST::.. 1. Foot, foot 02:16 2. New Age Fern Sniffers 02:21 3. Gateway to Mars 03:24 4. Born to Huff Glue 00:54 5. Lord Blader 00:55 6. Astro Bastards 01:58 7. Attraction Deforms Involvement 03:06 8. French Kiss the Dairy Cow 02:43 9. Sideways Falling Down 02:45 10. Stand Aside 02:28 11. Barnyard Bonedown 01:04 12. Donna Cum Home 01:11 13. Side 66.6 02:31 14. 5 in Line 01:54 15. Goler Rock 04:23 ..::OBSADA::.. Henry - Guitars, Vocals (backing) Cecil - Bass, Vocals (backing) Charlie - Vocals (lead), Guitars Cranswick - Drums https://www.youtube.com/watch?v=HAbEvIWT7hQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-28 10:47:59
Rozmiar: 83.22 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Mocarny thrash/crust/punk/metal z Kanady. Druga duża płyta. Dla fanów SLAYER, MUNICIPAL WASTE, POISON IDEA, BATTALION OF SAINTS. Daj się upodlić płytą szaleńców z Golers!!! ..::TRACK-LIST::.. 1. Foot, foot 02:16 2. New Age Fern Sniffers 02:21 3. Gateway to Mars 03:24 4. Born to Huff Glue 00:54 5. Lord Blader 00:55 6. Astro Bastards 01:58 7. Attraction Deforms Involvement 03:06 8. French Kiss the Dairy Cow 02:43 9. Sideways Falling Down 02:45 10. Stand Aside 02:28 11. Barnyard Bonedown 01:04 12. Donna Cum Home 01:11 13. Side 66.6 02:31 14. 5 in Line 01:54 15. Goler Rock 04:23 ..::OBSADA::.. Henry - Guitars, Vocals (backing) Cecil - Bass, Vocals (backing) Charlie - Vocals (lead), Guitars Cranswick - Drums https://www.youtube.com/watch?v=HAbEvIWT7hQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-28 10:44:50
Rozmiar: 256.18 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Dwa lata po EP-ce Czerń, definiującej death metalowy kierunek poszukiwań, warszawski kwintet powraca z pełnometrażowym albumem 'Klątwa'. Nieco ponad półgodzinny materiał podsumowuje poszukiwania własnego miejsca; siedem nowych kompozycji osadzonych na solidnym, staroszkolnym metalu śmierci, zainfekowanych jest różnymi, dźwiękowymi wątkami – od mrocznego hardcore’a, przez black metalowy jad aż po klimaty rodem z notatnika Stalowego Piotra. Niezmiennie mocną stroną zespołu pozostają znakomite, nasycone riffy i brutalny growl Łukasza Zająca. Całość spięta jest szorstką dosłownością przekazu, ubraną w potężne brzmienie, nad którym zespół ponownie pracował z realizatorem Marcinem Buźniakiem (W Dobrym Tonie Studio, Axis). Bez zmian pozostaje wierność językowi polskiemu – w tekstach Czerń rozprawia się z pokręconą egzystencją w świecie pełnym szaleństwa i politycznego ścieku. ..::TRACK-LIST::.. 1. Wschód 05:08 2. Tnij 03:50 3. Cel sam w sobie 03:46 4. Ściek 02:32 5. Szybsza krew 05:30 6. Jestem 03:15 7. Klątwa 06:19 https://www.youtube.com/watch?v=cTxjnG_Z7bI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-27 13:15:56
Rozmiar: 72.88 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Dwa lata po EP-ce Czerń, definiującej death metalowy kierunek poszukiwań, warszawski kwintet powraca z pełnometrażowym albumem 'Klątwa'. Nieco ponad półgodzinny materiał podsumowuje poszukiwania własnego miejsca; siedem nowych kompozycji osadzonych na solidnym, staroszkolnym metalu śmierci, zainfekowanych jest różnymi, dźwiękowymi wątkami – od mrocznego hardcore’a, przez black metalowy jad aż po klimaty rodem z notatnika Stalowego Piotra. Niezmiennie mocną stroną zespołu pozostają znakomite, nasycone riffy i brutalny growl Łukasza Zająca. Całość spięta jest szorstką dosłownością przekazu, ubraną w potężne brzmienie, nad którym zespół ponownie pracował z realizatorem Marcinem Buźniakiem (W Dobrym Tonie Studio, Axis). Bez zmian pozostaje wierność językowi polskiemu – w tekstach Czerń rozprawia się z pokręconą egzystencją w świecie pełnym szaleństwa i politycznego ścieku. ..::TRACK-LIST::.. 1. Wschód 05:08 2. Tnij 03:50 3. Cel sam w sobie 03:46 4. Ściek 02:32 5. Szybsza krew 05:30 6. Jestem 03:15 7. Klątwa 06:19 https://www.youtube.com/watch?v=cTxjnG_Z7bI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-27 13:12:21
Rozmiar: 236.78 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Leprozorium (Death / Thrash Metal, Wrocław). Kolektyw zawiązany w pewną urodzinową noc, którego cel jest jasny – nieść muzyczną katatonię i anihilację. Niedługi okres formowania i perturbacje złączyły czterech jeźdźców, których osobowości i spojrzenia na metal znajdują wspólny środek w Death/Thrashu. Ich debiutancka EPka „Skaza Ludzkości” ukaże się 27 września nakładem Arcadian Industry. Na EP znajdzie się 6 numerów, z których trzy możecie posłuchać na YouTube. Wszystkie na nowo zremixowane przez Mariusza Bogacza (Zatrata, Elysium). Oprawa graficzna Mieszko Jankowski (Morrath) Epka ukaże się w formie CD i limitowanej Kasety!!! Dostępny będzie także merch zespołu w postaci koszulki, czapek, naszywek i metalowych pinów … czyli pełen zestaw dla ultrasów old school’owego death / thrash!!! Wydawca Leprozorium pochodzi z Wrocławia i istnieje od 2021 roku. W jej skład wchodzi czterech, młodych grajków, którzy po trzech latach pracy wydali we wrześniu debiut w postaci „Skazy Ludzkości”. Na tej epce zamieścili sześć numerów utrzymanych w death-thrashowym stylu, który energicznie kąsa, ale niezbyt głęboko. W sumie ci czterej panowie nieźle kombinują nieustannie zmieniając kostkowanie. Generują w ten sposób dość gęstą muzę, w której przeplatają się ze sobą szybko chłostające riffy, świdrujące tremolo oraz miarowe zwolnienia na tłumionych strunach. Podobnie jest tutaj z tempem, które nieustannie się zmieniając, częstuje nas dzikimi przyspieszeniami, bujającymi wybornie średnimi taktami wytracającymi prędkość do gniotących rytmicznie akordów, aby na nowo wybuchnąć agresywną wściekłością. Leprozorium całkiem dobrze dba również o różnorodność w swoich utworach, które nie bazują jedynie na trzech, góra czterech patentach powtarzanych przez całą długość numeru. Gitarzyści Leprozorium dwoją się i troją bezustannie tasując pomysły na bicie i wplatając między nie szereg piskliwych zagrywek, a i zaskoczyć zgrabną solówką też potrafią. Momentami brzmi to karkołomnie i można odnieść wrażenie, że sprawnie działająca sekcja rytmiczna ledwo nadąża za wioślarzami, ale ostatecznie wychodzi obronną ręką i pokazuje, że pałkarz z bassmanem także wiedzą do czego służą ich instrumenty. Pierwsza, oficjalna produkcja Wrocławian jawi się trochę jak dociążone i zagęszczone „Pleasure To Kill” tyle że nieco bez odpowiednio naostrzonych pazurów. Co prawda na „Skazie Ludzkości” jest zadzierżyście i biczujące riffy niepozbawione są ciężkości. Z aranżacji nie wieje nudą i posiadają one techniczne zacięcie, ale jakby brakowało im siły i mrocznej wrogości. Nad klimatem oraz wokalami trzeba będzie popracować, a tym czasem „trójka na szynach”. shub niggurat Leprozorium (Death / Thrash Metal, Wrocław). A collective formed on a certain birthday night, whose goal is clear – to bring musical catatonia and annihilation. A short period of formation and perturbations united four riders, whose personalities and views on metal find a common center in Death/Thrash. Their debut EP “Skaza Ludzkości” will be released on September 27th by Arcadian Industry. The EP will contain 6 tracks, three of which you can listen to on YouTube. All newly remixed by Mariusz Bogacz (Zatrata, Elysium). Graphic design by Mieszko Jankowski (Morrath) The EP will be released as a CD and a limited cassette!!! There will also be band merch available in the form of t-shirts, caps, patches and metal pins… a complete set for old school death/thrash ultras!!! ..::TRACK-LIST::.. 1. Martwy Nośnik Emocji 03:57 2. Świątynia Ludu 07:34 3. Otchłań Mózgu 03:24 4. Spinalonga 06:23 5. Legion 05:12 6. Morderca 05:03 https://www.youtube.com/watch?v=rsGumgX3bCA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-25 12:35:16
Rozmiar: 76.54 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Leprozorium (Death / Thrash Metal, Wrocław). Kolektyw zawiązany w pewną urodzinową noc, którego cel jest jasny – nieść muzyczną katatonię i anihilację. Niedługi okres formowania i perturbacje złączyły czterech jeźdźców, których osobowości i spojrzenia na metal znajdują wspólny środek w Death/Thrashu. Ich debiutancka EPka „Skaza Ludzkości” ukaże się 27 września nakładem Arcadian Industry. Na EP znajdzie się 6 numerów, z których trzy możecie posłuchać na YouTube. Wszystkie na nowo zremixowane przez Mariusza Bogacza (Zatrata, Elysium). Oprawa graficzna Mieszko Jankowski (Morrath) Epka ukaże się w formie CD i limitowanej Kasety!!! Dostępny będzie także merch zespołu w postaci koszulki, czapek, naszywek i metalowych pinów … czyli pełen zestaw dla ultrasów old school’owego death / thrash!!! Wydawca Leprozorium pochodzi z Wrocławia i istnieje od 2021 roku. W jej skład wchodzi czterech, młodych grajków, którzy po trzech latach pracy wydali we wrześniu debiut w postaci „Skazy Ludzkości”. Na tej epce zamieścili sześć numerów utrzymanych w death-thrashowym stylu, który energicznie kąsa, ale niezbyt głęboko. W sumie ci czterej panowie nieźle kombinują nieustannie zmieniając kostkowanie. Generują w ten sposób dość gęstą muzę, w której przeplatają się ze sobą szybko chłostające riffy, świdrujące tremolo oraz miarowe zwolnienia na tłumionych strunach. Podobnie jest tutaj z tempem, które nieustannie się zmieniając, częstuje nas dzikimi przyspieszeniami, bujającymi wybornie średnimi taktami wytracającymi prędkość do gniotących rytmicznie akordów, aby na nowo wybuchnąć agresywną wściekłością. Leprozorium całkiem dobrze dba również o różnorodność w swoich utworach, które nie bazują jedynie na trzech, góra czterech patentach powtarzanych przez całą długość numeru. Gitarzyści Leprozorium dwoją się i troją bezustannie tasując pomysły na bicie i wplatając między nie szereg piskliwych zagrywek, a i zaskoczyć zgrabną solówką też potrafią. Momentami brzmi to karkołomnie i można odnieść wrażenie, że sprawnie działająca sekcja rytmiczna ledwo nadąża za wioślarzami, ale ostatecznie wychodzi obronną ręką i pokazuje, że pałkarz z bassmanem także wiedzą do czego służą ich instrumenty. Pierwsza, oficjalna produkcja Wrocławian jawi się trochę jak dociążone i zagęszczone „Pleasure To Kill” tyle że nieco bez odpowiednio naostrzonych pazurów. Co prawda na „Skazie Ludzkości” jest zadzierżyście i biczujące riffy niepozbawione są ciężkości. Z aranżacji nie wieje nudą i posiadają one techniczne zacięcie, ale jakby brakowało im siły i mrocznej wrogości. Nad klimatem oraz wokalami trzeba będzie popracować, a tym czasem „trójka na szynach”. shub niggurat Leprozorium (Death / Thrash Metal, Wrocław). A collective formed on a certain birthday night, whose goal is clear – to bring musical catatonia and annihilation. A short period of formation and perturbations united four riders, whose personalities and views on metal find a common center in Death/Thrash. Their debut EP “Skaza Ludzkości” will be released on September 27th by Arcadian Industry. The EP will contain 6 tracks, three of which you can listen to on YouTube. All newly remixed by Mariusz Bogacz (Zatrata, Elysium). Graphic design by Mieszko Jankowski (Morrath) The EP will be released as a CD and a limited cassette!!! There will also be band merch available in the form of t-shirts, caps, patches and metal pins… a complete set for old school death/thrash ultras!!! ..::TRACK-LIST::.. 1. Martwy Nośnik Emocji 03:57 2. Świątynia Ludu 07:34 3. Otchłań Mózgu 03:24 4. Spinalonga 06:23 5. Legion 05:12 6. Morderca 05:03 https://www.youtube.com/watch?v=rsGumgX3bCA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-25 12:31:45
Rozmiar: 231.20 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
Trivium to amerykański zespół założony w 1999 roku w Orlando na Florydzie. Wykonywana przez zespół muzyka określana jest jako thrash metal, heavy metal, melodic death metal, groove metal, metalcore oraz metal progresywny. Liderem formacji oraz autorem wszystkich tekstów jest Matthew Kiichi Heafy - Amerykanin pochodzenia japońskiego. Nazwa grupy wywodzi się z języka łacińskiego. Trivium w okresie późnej starożytności oraz średniowiecza było, obok quadrivium, podgrupą siedmiu sztuk wyzwolonych. Obejmowało trzy nauki: gramatykę, retorykę oraz logikę. Członkowie zespołu uznają, że obrazuje to ich zainteresowanie różnymi gatunkami muzycznymi. Trivium nagrało dziesięć albumów studyjnych. Zespół słynie z dużej liczby występów. 12 czerwca 2006 roku brytyjski magazyn „Metal Hammer” na gali Golden God Awards uznał grupę za najlepiej koncertujący zespół w bieżącym roku. Tego samego dnia Matt Heafy otrzymał tytuł „Golden God”, a Travis Smith wygrał w kategorii „najlepszy perkusista”. Wstawka zawiera siódmy album zespołu. Title: Silence in the Snow Artist: Trivium Country: USA Year: 2015 Genre: Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 128 Kbps ...( TrackList ) ... 1.Snøfall 2.Silence in the Snow 3.Blind Leading the Blind 4.Dead and Gone 5.The Ghost That's Haunting You 6.Pull Me from the Void 7.Until the World Goes Cold 8.Rise Above the Tides 9.The Thing That's Killing Me 10.Beneath the Sun 11.Breathe in the Flames 12.Cease All Your Fire 13.The Darkness of My Mind
Seedów: 30
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-12-24 13:42:38
Rozmiar: 48.84 MB
Peerów: 22
Dodał: Uploader
|