![]() |
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Metal
Ilość torrentów:
3,234
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. „Bleed The Walls” nie jest pierwszym materiałem CHAOSUC (pełna nazwa: CHAOS UNDER CONTROL), a dokładnie drugim (w 2007 r. było demo „Anger”), jednak zespół ten zupełnie nie jest znany. Ta debiutancka płyta może to jednak zmienić. Pod względem muzycznym stanowi ona konglomerat różnych gatunków: trochę death, nieco doom, szczypta gothic, do tego nu metal, metalcore i emo, odrobina trashu, ociupinka heavy... Ale bez przesady z tym eklektyzmem... Łatwiej będzie powiedzieć, iż CHAOSUC gra melodyjny, przeważnie klimatyczny, nowoczesny metal, którego cechą charakterystyczną jest sterylna produkcja. Odznacza się ona czystym, a wręcz wygładzonym (np. w obszarze gitar) brzmieniem i znamiennym wyeksponowaniem syntezatorów. No tak, album nie jest ani za bardzo agresywny, ani ciężki. Odnosi się do innych środków ekspresji, jak chociażby wspomniane keyboardy. Zostały one efektownie wyróżnione nie tylko w partiach solowych, ale ogólnie na tle całej aranżacji. A że klawiszowiec CHAOSUC upodobał sobie wyraziste, nierzadko kosmiczne motywy, to jego instrument siłą rzeczy może wieść prym na „Bleed The Walls”. Poza tym kapela stara się budować nastrój i względną dramaturgię poprzez szafowanie tempami i przechodzenie z wolniejszych, subtelnych momentów do tych dynamicznych, jak również zadziornych. Podobnie ma się sprawa z wokalem. Maciej najczęściej śpiewa zrównoważonym, naturalnym głosem lub szepcze, jednak - chyba dla podkreślenia emocjonalnego wymiaru niektórych linijek tekstu i aby dopasować się do muzyki - czasem także krzyczy lub wpada w growling. Ponadto „Bleed The Walls” ma miękką, niemal szwedzką melodykę. Utwory są dość chwytliwe. Zapewne znajduje się wśród nich nawet kilka potencjalnych hitów; gdyby tylko mogły one zainstnieć w takiej formie... Rzeczywiście wpadają one w ucho, choć... niekoniecznie zapisują się w pamięci na dłużej. Niestety niekiedy płyta jest trochę mdła w swojej przebojowości i brzmi pospolicie... Przydałoby się więcej takich mocniejszych kompozycji jak np. „The Shadowdancers”, albo wręcz przeciwnie: tych bardziej w stylu death/doom. W każdym razie, album „Bleed The Walls” autorstwa CHAOSUC, za sprawą melodyjnych gitar i piosenkarskiej konstrukcji utworów z refrenami, mógłby się spodobać szerszemu gronu odbiorców ogólnie lubiących lekki metal podbudowany elektroniczną baterią, po części fanom późnego PARADISE LOST czy też odbiorcom, do których swoją twórczość kierują krajowe grupy MORION czy CARNAL. Kasia Z zespołem Chaos UC miałem już okazję zetknąć się w momencie, kiedy mieli na koncie tylko kilka kawałków w formie dema, które jednak prezentowało się jak najbardziej godnie. Teraz mam przed nochalem pełną, fachowo wydaną płytkę „Bleed The Walls”, z której kilku kawałków możecie posłuchać tutaj. Jak mi się słuchało? Ano, tak: Bez wątpienia jak najbardziej przyjemnie. W wielkim skrócie – płyta jest fachowa, przemyślana, i absolutnie nie powiela schematów. Chaos UC to zespół, który ma własna wizję, i właśnie ją zrealizował w 10 fragmentach. Jakbym miał się do czegoś czepiać, to do tego, że za mało jest na płytce kawałków, które od pierwszych chwil różnią się mocno od „głównego nurtu”. Ale – po kolei. Album wydany jest przez wytwórnię Panteon Productions, zresztą „Bleed The Walls” to pierwsza płyta tegoż wydawcy. No jak na debiut, to jest mega-zajebiście. Zobaczymy, czy Panteon podoła wymaganiom rynku, które bywają niesprawiedliwe jak kurwa mać. Słowo o samej muzie – Chaos UC gra metal podlany sporą dawką elektroniki w tle – nie jest to jednak siekanina na dwie stopy, raczej jest klimatycznie. I raczej na smutną nutkę – radosnego „hopsasa” nie ma. Jest za to refleksja i mrok. Do growlującego wokalu dochodzą szepty i zawodzące refreny. Do tego dużo pogłosów, echa i przestrzeni na mocarnych, ale nie obłędnie ciężkich gitarach. No i ambiencik w tle – odgłosy troszkę jak z „Pana Kleksa”, ale na zawodowym poziomie. Jak najbardziej pasuje to wszystko do siebie, no i jest zawodowo zagrane – od razu słychać, że panowie nie grają od roku tylko o wiele, wiele dłużej. Płytka ma bardzo mocne wejście - „Anger” to w sumie wizytówka zespołu. To, co Panowie mają do powiedzenia na całym albumie można znaleźć w telegraficznym skrócie w jednym kawałku. Hiciorowaty riff na początek jest rozpoznawalny jak cholera. Numerek przemyślany od A do Z, perfect na singiel. Następny kawałek spełnia moje prywatne życzenia – jest bowiem kompletnie inny. Moim zdaniem tak należy działać – nie ma dla mnie nic gorszego niż płyta, na której od razu grane jest to samo przez pierwsze kawałki. Taki album chce mi się wyłączyć szybciej, niż pierwsze piwo pokazuje dno kufelka. Na szczęście „Chaosi” zapodali kompletnie inny kawałek - „Stigmata” - wolny, doomowaty, bardzo miły dla ucha – dla mnie jeden z faworytów płyty. Dalej jadziem poprzez „The Scars Reap Open” - ciutkę zapychaczowaty utworek – do mocnego pierdolnięcia w „The Shadowdancers”. To już naprawdę mocarny kawałek – robi sie szybciej, piekielniej, wokaliza zaczyna dawać pełne flaki. Momentami zajeżdża już wręcz Slipknotem, czy Soilworkiem. „Forever” zmienia tempo – lecimy na 2/4, w dodatku kapela łamie na początku niczym Meshuggah. Powiem tyle – ho,ho – tak zagrać to nie w kij dmuchał. W środku kawałeczka dostajemy po uszach refrenem z psychodelicznym wrzeszczeniem w roli głównej. Coś dla domorosłych wariatów:). Kolejny faworyt płyty. „The Unspeakable” jakoś mnie nie wdusił w ścianę – raczej jest to jeden z tych kawałków, które są, ale jakoś tak nie podrywają zada z fotela. Jest ok, ale bez tego „czegoś”. Najbardziej podszedł mi w sumie zaczynający i kończący numer riff, połamany na cacy i idący w kompletnie innym tempie niż reszta kawałka. „Downfall” zaczyna się samplem pukającym niczym tekno-jebanina, na szczęście szybko wchodzą gitarki. Numerek jest znowuż nieco „psychiczny”. Główny riff i zwrotka z grubsza przypominają np. wczesne Mudvayne, jest łamańcowo, i po „krzywych”, drażniących ucho dźwiękach. W sumie – mocno alternatywny, kapkę industrialny numer. Płyta robi się coraz mniej uczesana, a coraz bardziej popaprana – chwała grajkom za to, że myślą o muzyce, a nie o byciu sławnym i bogatym – ale publiczność zdolna odebrać takie kawałki występuje rzadziej od 18-letnich dziewic. To samo tyczy sie kawałka „The Bleeding”, który jest zajebiście połamany, dzieje się w nim od cholery, w dodatku w różnych klimatach – od dwóch stopek po klawisze w refrenie, które mi kojarzą się z filmem „Gremlins”, ewentualnie wstającym z trumienki wampirem. Ile osób zrozumie ogrom pracy włożony w to, by taki kawałek poskładać do kupy i odpowiednio poaranżować? Oby jak najwięcej. Kończymy powolutku płytkę. Czas na kawałek „Gloria” - i mamy balladkę. W dodatku bardzo fajową – smutną, klimatyczną, naturalnie o śmierci i cierpieniu. Balladka idzie w pizdu po pierwszej zwrotce, kiedy to wchodzą... jedyneczki:). Kawałek zmienia kompletnie klimat, przyspieszając i zwalniając co chwilę. Niemal żaden riff nie potarza się dwa razy. Jest to konsekwencja w stosunku do całej płyty, ale... ja bym chyba wolał, żeby to już była po prostu tak ładna balladka, jak na początku. Tak mi się spodobało pierwszych kilkanaście taktów. Kończący płytę „Rain” to dość swobodna wariacja w ciut innym klimacie, w dodatku z fragmentami Leopolda Staffa recytowanymi pod klawisze w środku. Dwie stopki + trochę melodyki heavy-metalowej w refrenie. No i po płytce. Podsumujmy - „Bleed The Walls” to bardzo spójna produkcja, doskonała dla tych, którzy niekoniecznie lubią sztampowe, małpowane z zachodu granie. Jest klimatycznie, przestrzennie, melancholijnie, metalowo, smutno, czasem mocno jak cholera, patetycznie, no i połamańcowo:). Są dwa czy trzy „hity”, są tez kawałki totalnie „atystyczne”. Widać, że praca nad krążkiem trwała długo i te godziny roboty owocują zajebiście dojrzałą muzyką. Żadne pitu-pitu – tu jak wokal ryknie, to to ryczenie ma sens:). Chwała tym większa, że zespół sam produkował płytę, nie podpisywał żadnych kontraktów, czyli – nie musiał iść na kompromisy. Z minusów wymienić trzeba miejscami ciut monotonne granie, brak żywego bębniarza (gary są made by komputer), i chciałbym, żeby wokaliza była na tak samo wyczesanym poziomie, jak wiosła. Ale i tak – jak dla mnie, bomba. Jeżeli ktoś lubi niekoniecznie radosne odmiany mocnego, progresywnego metalu, nie przeszkadza mu, a wręcz pomaga ciutka elektroniki, no i lubi i rozumie muzyczne „smaczki” - musi posłuchać. Oby więcej takiego przemyślanego, nieudawanego, niekalkulowanego, naturalnego i płynącego z serca grania. Metal.pl ..::TRACK-LIST::.. 1. Anger 2. Stigmata 3. The Scars Reap Open 4. The Shadowdancers 5. Forever 6. The Unspeakable 7. Downfall 8. The Bleeding 9. Gloria 10. Rain https://www.youtube.com/watch?v=IwQyIXgrdPg SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-05 20:32:05
Rozmiar: 102.88 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. „Bleed The Walls” nie jest pierwszym materiałem CHAOSUC (pełna nazwa: CHAOS UNDER CONTROL), a dokładnie drugim (w 2007 r. było demo „Anger”), jednak zespół ten zupełnie nie jest znany. Ta debiutancka płyta może to jednak zmienić. Pod względem muzycznym stanowi ona konglomerat różnych gatunków: trochę death, nieco doom, szczypta gothic, do tego nu metal, metalcore i emo, odrobina trashu, ociupinka heavy... Ale bez przesady z tym eklektyzmem... Łatwiej będzie powiedzieć, iż CHAOSUC gra melodyjny, przeważnie klimatyczny, nowoczesny metal, którego cechą charakterystyczną jest sterylna produkcja. Odznacza się ona czystym, a wręcz wygładzonym (np. w obszarze gitar) brzmieniem i znamiennym wyeksponowaniem syntezatorów. No tak, album nie jest ani za bardzo agresywny, ani ciężki. Odnosi się do innych środków ekspresji, jak chociażby wspomniane keyboardy. Zostały one efektownie wyróżnione nie tylko w partiach solowych, ale ogólnie na tle całej aranżacji. A że klawiszowiec CHAOSUC upodobał sobie wyraziste, nierzadko kosmiczne motywy, to jego instrument siłą rzeczy może wieść prym na „Bleed The Walls”. Poza tym kapela stara się budować nastrój i względną dramaturgię poprzez szafowanie tempami i przechodzenie z wolniejszych, subtelnych momentów do tych dynamicznych, jak również zadziornych. Podobnie ma się sprawa z wokalem. Maciej najczęściej śpiewa zrównoważonym, naturalnym głosem lub szepcze, jednak - chyba dla podkreślenia emocjonalnego wymiaru niektórych linijek tekstu i aby dopasować się do muzyki - czasem także krzyczy lub wpada w growling. Ponadto „Bleed The Walls” ma miękką, niemal szwedzką melodykę. Utwory są dość chwytliwe. Zapewne znajduje się wśród nich nawet kilka potencjalnych hitów; gdyby tylko mogły one zainstnieć w takiej formie... Rzeczywiście wpadają one w ucho, choć... niekoniecznie zapisują się w pamięci na dłużej. Niestety niekiedy płyta jest trochę mdła w swojej przebojowości i brzmi pospolicie... Przydałoby się więcej takich mocniejszych kompozycji jak np. „The Shadowdancers”, albo wręcz przeciwnie: tych bardziej w stylu death/doom. W każdym razie, album „Bleed The Walls” autorstwa CHAOSUC, za sprawą melodyjnych gitar i piosenkarskiej konstrukcji utworów z refrenami, mógłby się spodobać szerszemu gronu odbiorców ogólnie lubiących lekki metal podbudowany elektroniczną baterią, po części fanom późnego PARADISE LOST czy też odbiorcom, do których swoją twórczość kierują krajowe grupy MORION czy CARNAL. Kasia Z zespołem Chaos UC miałem już okazję zetknąć się w momencie, kiedy mieli na koncie tylko kilka kawałków w formie dema, które jednak prezentowało się jak najbardziej godnie. Teraz mam przed nochalem pełną, fachowo wydaną płytkę „Bleed The Walls”, z której kilku kawałków możecie posłuchać tutaj. Jak mi się słuchało? Ano, tak: Bez wątpienia jak najbardziej przyjemnie. W wielkim skrócie – płyta jest fachowa, przemyślana, i absolutnie nie powiela schematów. Chaos UC to zespół, który ma własna wizję, i właśnie ją zrealizował w 10 fragmentach. Jakbym miał się do czegoś czepiać, to do tego, że za mało jest na płytce kawałków, które od pierwszych chwil różnią się mocno od „głównego nurtu”. Ale – po kolei. Album wydany jest przez wytwórnię Panteon Productions, zresztą „Bleed The Walls” to pierwsza płyta tegoż wydawcy. No jak na debiut, to jest mega-zajebiście. Zobaczymy, czy Panteon podoła wymaganiom rynku, które bywają niesprawiedliwe jak kurwa mać. Słowo o samej muzie – Chaos UC gra metal podlany sporą dawką elektroniki w tle – nie jest to jednak siekanina na dwie stopy, raczej jest klimatycznie. I raczej na smutną nutkę – radosnego „hopsasa” nie ma. Jest za to refleksja i mrok. Do growlującego wokalu dochodzą szepty i zawodzące refreny. Do tego dużo pogłosów, echa i przestrzeni na mocarnych, ale nie obłędnie ciężkich gitarach. No i ambiencik w tle – odgłosy troszkę jak z „Pana Kleksa”, ale na zawodowym poziomie. Jak najbardziej pasuje to wszystko do siebie, no i jest zawodowo zagrane – od razu słychać, że panowie nie grają od roku tylko o wiele, wiele dłużej. Płytka ma bardzo mocne wejście - „Anger” to w sumie wizytówka zespołu. To, co Panowie mają do powiedzenia na całym albumie można znaleźć w telegraficznym skrócie w jednym kawałku. Hiciorowaty riff na początek jest rozpoznawalny jak cholera. Numerek przemyślany od A do Z, perfect na singiel. Następny kawałek spełnia moje prywatne życzenia – jest bowiem kompletnie inny. Moim zdaniem tak należy działać – nie ma dla mnie nic gorszego niż płyta, na której od razu grane jest to samo przez pierwsze kawałki. Taki album chce mi się wyłączyć szybciej, niż pierwsze piwo pokazuje dno kufelka. Na szczęście „Chaosi” zapodali kompletnie inny kawałek - „Stigmata” - wolny, doomowaty, bardzo miły dla ucha – dla mnie jeden z faworytów płyty. Dalej jadziem poprzez „The Scars Reap Open” - ciutkę zapychaczowaty utworek – do mocnego pierdolnięcia w „The Shadowdancers”. To już naprawdę mocarny kawałek – robi sie szybciej, piekielniej, wokaliza zaczyna dawać pełne flaki. Momentami zajeżdża już wręcz Slipknotem, czy Soilworkiem. „Forever” zmienia tempo – lecimy na 2/4, w dodatku kapela łamie na początku niczym Meshuggah. Powiem tyle – ho,ho – tak zagrać to nie w kij dmuchał. W środku kawałeczka dostajemy po uszach refrenem z psychodelicznym wrzeszczeniem w roli głównej. Coś dla domorosłych wariatów:). Kolejny faworyt płyty. „The Unspeakable” jakoś mnie nie wdusił w ścianę – raczej jest to jeden z tych kawałków, które są, ale jakoś tak nie podrywają zada z fotela. Jest ok, ale bez tego „czegoś”. Najbardziej podszedł mi w sumie zaczynający i kończący numer riff, połamany na cacy i idący w kompletnie innym tempie niż reszta kawałka. „Downfall” zaczyna się samplem pukającym niczym tekno-jebanina, na szczęście szybko wchodzą gitarki. Numerek jest znowuż nieco „psychiczny”. Główny riff i zwrotka z grubsza przypominają np. wczesne Mudvayne, jest łamańcowo, i po „krzywych”, drażniących ucho dźwiękach. W sumie – mocno alternatywny, kapkę industrialny numer. Płyta robi się coraz mniej uczesana, a coraz bardziej popaprana – chwała grajkom za to, że myślą o muzyce, a nie o byciu sławnym i bogatym – ale publiczność zdolna odebrać takie kawałki występuje rzadziej od 18-letnich dziewic. To samo tyczy sie kawałka „The Bleeding”, który jest zajebiście połamany, dzieje się w nim od cholery, w dodatku w różnych klimatach – od dwóch stopek po klawisze w refrenie, które mi kojarzą się z filmem „Gremlins”, ewentualnie wstającym z trumienki wampirem. Ile osób zrozumie ogrom pracy włożony w to, by taki kawałek poskładać do kupy i odpowiednio poaranżować? Oby jak najwięcej. Kończymy powolutku płytkę. Czas na kawałek „Gloria” - i mamy balladkę. W dodatku bardzo fajową – smutną, klimatyczną, naturalnie o śmierci i cierpieniu. Balladka idzie w pizdu po pierwszej zwrotce, kiedy to wchodzą... jedyneczki:). Kawałek zmienia kompletnie klimat, przyspieszając i zwalniając co chwilę. Niemal żaden riff nie potarza się dwa razy. Jest to konsekwencja w stosunku do całej płyty, ale... ja bym chyba wolał, żeby to już była po prostu tak ładna balladka, jak na początku. Tak mi się spodobało pierwszych kilkanaście taktów. Kończący płytę „Rain” to dość swobodna wariacja w ciut innym klimacie, w dodatku z fragmentami Leopolda Staffa recytowanymi pod klawisze w środku. Dwie stopki + trochę melodyki heavy-metalowej w refrenie. No i po płytce. Podsumujmy - „Bleed The Walls” to bardzo spójna produkcja, doskonała dla tych, którzy niekoniecznie lubią sztampowe, małpowane z zachodu granie. Jest klimatycznie, przestrzennie, melancholijnie, metalowo, smutno, czasem mocno jak cholera, patetycznie, no i połamańcowo:). Są dwa czy trzy „hity”, są tez kawałki totalnie „atystyczne”. Widać, że praca nad krążkiem trwała długo i te godziny roboty owocują zajebiście dojrzałą muzyką. Żadne pitu-pitu – tu jak wokal ryknie, to to ryczenie ma sens:). Chwała tym większa, że zespół sam produkował płytę, nie podpisywał żadnych kontraktów, czyli – nie musiał iść na kompromisy. Z minusów wymienić trzeba miejscami ciut monotonne granie, brak żywego bębniarza (gary są made by komputer), i chciałbym, żeby wokaliza była na tak samo wyczesanym poziomie, jak wiosła. Ale i tak – jak dla mnie, bomba. Jeżeli ktoś lubi niekoniecznie radosne odmiany mocnego, progresywnego metalu, nie przeszkadza mu, a wręcz pomaga ciutka elektroniki, no i lubi i rozumie muzyczne „smaczki” - musi posłuchać. Oby więcej takiego przemyślanego, nieudawanego, niekalkulowanego, naturalnego i płynącego z serca grania. Metal.pl ..::TRACK-LIST::.. 1. Anger 2. Stigmata 3. The Scars Reap Open 4. The Shadowdancers 5. Forever 6. The Unspeakable 7. Downfall 8. The Bleeding 9. Gloria 10. Rain https://www.youtube.com/watch?v=IwQyIXgrdPg SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-05 20:28:03
Rozmiar: 345.04 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
5 utworów, które są opisywane przez magazyny muzyczne i webzine metal/gotyk jako mieszanka dźwięków lat 70. Krautrock'a i norweskiego black metalu z początku lat 90... ..::TRACK-LIST::.. 1. Unreal 10:20 2. Partir 9:24 3. Tief Unter (Voice-Déhà) 9:41 4. Out Of Darkness Deep 20:48 5. Nuit Noire De L'Âme 6:13 ..::OBSADA::.. Bass, Guitar, Keyboards - Von Burtle Corvus Guitar - Kirby Michel Guitar, Keyboards - DeBacker Marc Keyboards, Sounds [Overdub] - Albin Julius Vocals, Written By - Marthynna Voice [Arabic Incantation] - Khalidi Ismail https://www.youtube.com/watch?v=wUJbNoEw9ic SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-05 17:44:36
Rozmiar: 130.87 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
5 utworów, które są opisywane przez magazyny muzyczne i webzine metal/gotyk jako mieszanka dźwięków lat 70. Krautrock'a i norweskiego black metalu z początku lat 90... ..::TRACK-LIST::.. 1. Unreal 10:20 2. Partir 9:24 3. Tief Unter (Voice-Déhà) 9:41 4. Out Of Darkness Deep 20:48 5. Nuit Noire De L'Âme 6:13 ..::OBSADA::.. Bass, Guitar, Keyboards - Von Burtle Corvus Guitar - Kirby Michel Guitar, Keyboards - DeBacker Marc Keyboards, Sounds [Overdub] - Albin Julius Vocals, Written By - Marthynna Voice [Arabic Incantation] - Khalidi Ismail https://www.youtube.com/watch?v=wUJbNoEw9ic SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-05 17:41:15
Rozmiar: 361.31 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Nowa płyta HORE zatytułowana 'Ostrogora' to muzyczna podróż do czasów, gdy na szczytach gór i w sercach gęstych lasów Słowianie oddawali cześć siłom natury i swoim pradawnym bogom. Inspirowana wierzeniami i obrzędami słowiańskimi, album stanowi hołd dla pierwszych mieszkańców tych ziem – niesłusznie nazwanych poganami przez chrześcijańskich najeźdźców. 'Płyta to duchowy most między przeszłością, a teraźniejszością, mroczna historii o narzuceniu chrześcijaństwa siłą. Transowe kompozycje, tworzące emocjonalną i potężną opowieść o oporze, wierze i dziedzictwie kulturowym oraz niemocy i upadku. To głos tych, których tradycje zaginęły, ale nie zostały zapomniane! „Ostrogora” to więcej niż muzyka – to manifest przeciwko zapomnieniu, który przypomina o sile naszych korzeni' – komentują muzycy HORE. ..::TRACK-LIST::.. 1. Ostrogora 22:17 ..::OBSADA::.. Andrzej Popławski - guitars, vocals, recording and production Marcin Kajper - saxophone Paweł Pavulon Jaroszewicz - drums https://www.youtube.com/watch?v=mPbaS0gGBv0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-05 16:09:17
Rozmiar: 52.24 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Nowa płyta HORE zatytułowana 'Ostrogora' to muzyczna podróż do czasów, gdy na szczytach gór i w sercach gęstych lasów Słowianie oddawali cześć siłom natury i swoim pradawnym bogom. Inspirowana wierzeniami i obrzędami słowiańskimi, album stanowi hołd dla pierwszych mieszkańców tych ziem – niesłusznie nazwanych poganami przez chrześcijańskich najeźdźców. 'Płyta to duchowy most między przeszłością, a teraźniejszością, mroczna historii o narzuceniu chrześcijaństwa siłą. Transowe kompozycje, tworzące emocjonalną i potężną opowieść o oporze, wierze i dziedzictwie kulturowym oraz niemocy i upadku. To głos tych, których tradycje zaginęły, ale nie zostały zapomniane! „Ostrogora” to więcej niż muzyka – to manifest przeciwko zapomnieniu, który przypomina o sile naszych korzeni' – komentują muzycy HORE. ..::TRACK-LIST::.. 1. Ostrogora 22:17 ..::OBSADA::.. Andrzej Popławski - guitars, vocals, recording and production Marcin Kajper - saxophone Paweł Pavulon Jaroszewicz - drums https://www.youtube.com/watch?v=mPbaS0gGBv0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-05 16:04:35
Rozmiar: 124.26 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
Albumy:
Opus Eponymous (2010) Infestissumam (2013) If You Have Ghost (2013) Meliora (2015) Popestrat (2016) Prequelle (2018) Seven Inches Of Satanic Panic (7 Inch) (2019) Impera (2022) Skeleta (2025) Wszystkie albumy w FLAC z poprawnymi metadanymi. ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-05 15:06:24
Rozmiar: 3.12 GB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Nuty są tak bolesne, że trudno przekazać to słowami... Tym, co naprawdę mnie w tym krążku zachwyca, jest odwaga i niechęć grupy do konformizmu. Być może celem Epistasis jest wywołanie awangardowego szoku poprzez dosłowne użycie muzyki jako sztuki... Oceńcie sami. One of the finest new bands we've stumbled across here at Crucial Blast, New York based outfit Epistasis first appeared in 2012 with a self-titled album on The Path Less Traveled Records. Those early recordings revealed an interesting confluence of sounds, their often difficult, jagged arrangements traced with elements of prog rock and noise rock, black metal and avant jazz, and even the influence of modern classical composers such as Béla Bartók, Arvo Pärt and György Ligeti. Even then in embryonic form, Epistasis were hinting at the sort of abrasive, atmospheric metal that we're continually obsessed with over here at C-Blast, but it is with their second release (and first for Crucial Blast) "Light Through Dead Glass" that the band has re-emerged with a much more focused and fleshed-out sound. Now a quartet comprised of Amy Mills on vocals and trumpet (who has also contributed trumpet parts on new albums from Castevet and Psalm Zero), Alex Cohen (drums), Kevin Wunderlich (guitar) and Doug Berns (bass), Epistasis delivers a dark new vision of atmospheric dissonance and surrealistic heaviness with this six-song mini album recorded by Martin Bisi (Sonic Youth, Swans, Unsane). With this new collection of songs, the band has evolved into something much darker, the music shifting from passages of moody, understated atonal melody into blasts of frostbitten discordant blackness and lurching, angular riffage. Beginning with the crushing, doom-laden dread that opens "Time's Vomiting Mouth", its yawning blackened heaviness glazed in a glistening electronic sheen, the band quickly erupt into paroxysms of jagged black metal-esque violence. Amy Mills's ghastly scream drifts vaporously behind those twisted, lurching grooves and blackened blasts, often trading off with the gorgeously ghostly sound of her trumpet bleating in the darkness, strains of spectral jazziness echoing through the depths beneath the band's complex, metallic assault. These subtle jazz-informed touches are met with the furious drumming of Alex Cohen, also a member of avant death metallers Pyrrhon and NY death metal titans Malignancy; his aggressive performance on "Light..." give these songs a churning rhythmic intricacy that even seethes beneath the band's more atmospheric moments. And "Light..." has plenty, from the eerie guitar strings that lilt across the opening minutes of "Finisterre", gradually disassembling into a haze of fractured folkiness before blasting into another swirl of savage blackened discordant metal, later giving way to mournful guitar melodies that cascade across the latter half of the song in limpid sheets of elliptical beauty; to the haunting ambience of "Grey Ceiling", all layered in those bleary horn tones and smeared jazzy drift. The more black metal influenced aspects of Epistasis's sound seem to be informed by the likes of Ved Buens Ende and Virus with a similar tendency towards difficult, off-kilter riffing and odd melodic shapes, and when the guttural chaos of "Witch" appears, there is almost a hint of some of the murkier, more abstract realms of death metal, but this is only barely glimpsed before the band hurtles into the further reaches of psychotic vocal delirium, blasts of controlled chaos and deformed out-jazz horror that make up much of this disc. Much like label-mates Ehnahre, Epistasis craft an unconventional, complex sound on "Light Through Dead Glass" that suggests just as much kinship with the darker and more malevolent realms of prog rock (Univers Zero, Present, "Red"-era King Crimson) as it does with the more outré fringes of black metal, delivering a kind of nightmarish dissonance shot through with scenes of shocking surrealistic violence and flashes of phantasmal beauty. The CD version comes in digipack packaging. ..::TRACK-LIST::.. 1. Time's Vomiting Mouth 4:11 2. Finisterre 6:03 3. Witch 5:25 4. Candelaria 3:30 5. Grey Ceiling 3:06 6. Gown Of Yellow Stars 4:20 ..::OBSADA::.. Doug Berns - Bass Alex Cohen - Drums Kevin Wunderlich - Guitars Amy Mills - Vocals, Trumpet, Guitars https://www.youtube.com/watch?v=NLJMvHRRNq4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-04 19:14:51
Rozmiar: 62.15 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Nuty są tak bolesne, że trudno przekazać to słowami... Tym, co naprawdę mnie w tym krążku zachwyca, jest odwaga i niechęć grupy do konformizmu. Być może celem Epistasis jest wywołanie awangardowego szoku poprzez dosłowne użycie muzyki jako sztuki... Oceńcie sami. One of the finest new bands we've stumbled across here at Crucial Blast, New York based outfit Epistasis first appeared in 2012 with a self-titled album on The Path Less Traveled Records. Those early recordings revealed an interesting confluence of sounds, their often difficult, jagged arrangements traced with elements of prog rock and noise rock, black metal and avant jazz, and even the influence of modern classical composers such as Béla Bartók, Arvo Pärt and György Ligeti. Even then in embryonic form, Epistasis were hinting at the sort of abrasive, atmospheric metal that we're continually obsessed with over here at C-Blast, but it is with their second release (and first for Crucial Blast) "Light Through Dead Glass" that the band has re-emerged with a much more focused and fleshed-out sound. Now a quartet comprised of Amy Mills on vocals and trumpet (who has also contributed trumpet parts on new albums from Castevet and Psalm Zero), Alex Cohen (drums), Kevin Wunderlich (guitar) and Doug Berns (bass), Epistasis delivers a dark new vision of atmospheric dissonance and surrealistic heaviness with this six-song mini album recorded by Martin Bisi (Sonic Youth, Swans, Unsane). With this new collection of songs, the band has evolved into something much darker, the music shifting from passages of moody, understated atonal melody into blasts of frostbitten discordant blackness and lurching, angular riffage. Beginning with the crushing, doom-laden dread that opens "Time's Vomiting Mouth", its yawning blackened heaviness glazed in a glistening electronic sheen, the band quickly erupt into paroxysms of jagged black metal-esque violence. Amy Mills's ghastly scream drifts vaporously behind those twisted, lurching grooves and blackened blasts, often trading off with the gorgeously ghostly sound of her trumpet bleating in the darkness, strains of spectral jazziness echoing through the depths beneath the band's complex, metallic assault. These subtle jazz-informed touches are met with the furious drumming of Alex Cohen, also a member of avant death metallers Pyrrhon and NY death metal titans Malignancy; his aggressive performance on "Light..." give these songs a churning rhythmic intricacy that even seethes beneath the band's more atmospheric moments. And "Light..." has plenty, from the eerie guitar strings that lilt across the opening minutes of "Finisterre", gradually disassembling into a haze of fractured folkiness before blasting into another swirl of savage blackened discordant metal, later giving way to mournful guitar melodies that cascade across the latter half of the song in limpid sheets of elliptical beauty; to the haunting ambience of "Grey Ceiling", all layered in those bleary horn tones and smeared jazzy drift. The more black metal influenced aspects of Epistasis's sound seem to be informed by the likes of Ved Buens Ende and Virus with a similar tendency towards difficult, off-kilter riffing and odd melodic shapes, and when the guttural chaos of "Witch" appears, there is almost a hint of some of the murkier, more abstract realms of death metal, but this is only barely glimpsed before the band hurtles into the further reaches of psychotic vocal delirium, blasts of controlled chaos and deformed out-jazz horror that make up much of this disc. Much like label-mates Ehnahre, Epistasis craft an unconventional, complex sound on "Light Through Dead Glass" that suggests just as much kinship with the darker and more malevolent realms of prog rock (Univers Zero, Present, "Red"-era King Crimson) as it does with the more outré fringes of black metal, delivering a kind of nightmarish dissonance shot through with scenes of shocking surrealistic violence and flashes of phantasmal beauty. The CD version comes in digipack packaging. ..::TRACK-LIST::.. 1. Time's Vomiting Mouth 4:11 2. Finisterre 6:03 3. Witch 5:25 4. Candelaria 3:30 5. Grey Ceiling 3:06 6. Gown Of Yellow Stars 4:20 ..::OBSADA::.. Doug Berns - Bass Alex Cohen - Drums Kevin Wunderlich - Guitars Amy Mills - Vocals, Trumpet, Guitars https://www.youtube.com/watch?v=NLJMvHRRNq4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-04 19:11:33
Rozmiar: 177.25 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. 'Adamo' jest od początku do końca fascynujący! Niewątpliwie niepokojący, ale także potężnie urzekający... Drugi album ekstremalnej grindcore/crust/black metalowej załogi z Włoch dla fanów FULL OF HELL, THE SECRET, IMPLORE. Album nagrano i wyprodukowany w słynnym włoskim Toxic Basement Studios (CRIPPLE BASTARDS, INSANITY ALERT, EKPYROSIS). ..::TRACK-LIST::.. 1. Samsara 04:36 2. L'Astro Del Mattino 04:05 3. In Principio Era Tiāmat 02:41 4. Divorati Dal Tempo 02:12 5. Tuo Crimine Divino Fu La Gentilezza 03:41 6. Come La Tempesta E L’Uragano 03:33 7. Il Quinto Sole 02:50 8. L'Ariete E L'Argilla 02:19 9. Enki Li Fece, Enlil Li Distrusse 02:05 10. La Torre Di Nimrod 03:14 11. Tages 04:13 12. Il Traghettatore 03:02 13. Il Giudizio Delle Potenze 02:50 14. Limbo 01:58 https://www.youtube.com/watch?v=EqCLydQ0Wgw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-04 16:51:26
Rozmiar: 107.46 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. 'Adamo' jest od początku do końca fascynujący! Niewątpliwie niepokojący, ale także potężnie urzekający... Drugi album ekstremalnej grindcore/crust/black metalowej załogi z Włoch dla fanów FULL OF HELL, THE SECRET, IMPLORE. Album nagrano i wyprodukowany w słynnym włoskim Toxic Basement Studios (CRIPPLE BASTARDS, INSANITY ALERT, EKPYROSIS). ..::TRACK-LIST::.. 1. Samsara 04:36 2. L'Astro Del Mattino 04:05 3. In Principio Era Tiāmat 02:41 4. Divorati Dal Tempo 02:12 5. Tuo Crimine Divino Fu La Gentilezza 03:41 6. Come La Tempesta E L’Uragano 03:33 7. Il Quinto Sole 02:50 8. L'Ariete E L'Argilla 02:19 9. Enki Li Fece, Enlil Li Distrusse 02:05 10. La Torre Di Nimrod 03:14 11. Tages 04:13 12. Il Traghettatore 03:02 13. Il Giudizio Delle Potenze 02:50 14. Limbo 01:58 https://www.youtube.com/watch?v=EqCLydQ0Wgw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-04 16:47:38
Rozmiar: 336.83 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Zapowiedzi „Dissociation” towarzyszyła także zła nowina – to ostatni album The Dillinger Escape Plan. Końcowy rozdział w dorobku wizjonerów chaotycznego, dysonującego, lecz także niezwykle innowacyjnego metalu musiał być wyjątkowy. Fanów zespołu z pewnością ucieszy wiadomość, że i tym razem mogą się spodziewać zaskoczeń. Zabawa z rytmem i gryzące uszy dysharmonie przeplatają się z delikatnymi elementami jazzowymi, nastrojową elektroniką oraz chwytliwymi refrenami. Huśtawka nastrojów przybiera tu monstrualne rozmiary. Tempo zmienia się przy każdej okazji, a gatunki, do jakich zespół nawiązuje, to metal symfoniczny, dark ambient czy nawet dalekowschodni folk. Mamy do czynienia z mistrzowską umiejętnością operowania kontrastem oraz jednym z najlepszych przykładów zorganizowanego chaosu w muzyce. To genialne szaleństwo z całą pewnością nie przypadnie do gustu wszystkim, lecz wielbiciele bardziej ekstremalnych odmian metalu będą zachwyceni. „Dissociation” to świetne podsumowanie kariery jednego z najbardziej nieszablonowych zespołów w historii gatunku. The Dillinger Escape Plan odchodzą w wielkim stylu, co tylko potęguje poczucie straty. Karol Wunsch Spośród całej świty, której przypięto etykietę “metalcore” lub też “mathcore” od zawsze (czyli od jakichś 2 lat;) największym szacunkiem darzyłem Converge i Dillinger Escape Plan. Pierwszych za wyjście z ram w kierunku punkowym, drugich za wycieczki w jeszcze odleglejsze zakątki muzycznego świata. Twórczość obu grup jest wyjątkowo specyficzna i wymagała ode mnie dużo czasu aby się do niej przekonać. Wielka była frajda w momencie zapoznawania się z kolejnymi albumami w momencie gdy klocki się poukładały i coś zaskoczyło. “Dissociation” jest pierwszym albumem, na który miałem okazję w pełni świadomie czekać. Pierwszym i prawdopodobnie ostatnim ponieważ grupa zapowiedziała, iż nowy album jest ostatnim jaki nagrali. Podobnych zapowiedzi słyszałem już wiele, z ich realizacją bywało różnie zatem na razie nie ma powodów do rozpaczy. A nawet jeśli faktycznie “Dissociation” byłby ostatnim albumem w dorobku Dillinger Escape Plan to byłby on pożegnaniem z dużym rozmachem. Dwie albumowe zapowiedzi zwiastowały, że szykuje się coś nietuzinkowego. “Limarent Death” generował banana na ustach słuchacza praktycznie od pierwszych dźwięków. Nie ma tu czasu na branie jeńców a w końcówce bierzemy udział w totalnej masakrze. Utwór wywołuje bardzo miłe skojarzenia z pierwszymi albumami zespołu. Zupełnie inaczej jest w przypadku drugiej zapowiedzi – “Symptom Of Terminal Illness”, która jest na tyle delikatna i łatwa do przyswojenia, że mogłaby sobie poradzić w mediach jako np. bardzo specyficzna ballada;) Cały “Dissociation” jest wypadkową tych dwóch utworów: połączeniem elementów pasujących do siebie jak pięść do nosa, lub korki do garnituru. Fenomen Dillinger Escape Plan polega na tym, że członkowie zespołu w idealny sposób potrafią połączyć te skrajnie niepasujące do siebie elementy w coś czego słucha się z dużym zainteresowaniem. W przypadku “Dissociation” robią to po raz n-ty i mamy wrażenie, że już coś podobnego słyszeliśmy ale jest to tak intrygujące, że mamy ochotę na więcej. A z połączenia przeciwległych biegunów powstały takie perełki jak “Low Feels Blvd”, “Surrogate”, “Honeysuckle” czy też “Nothing To Forget” gdzie nuta szaleństwa spotyka się nietuzinkową delikatnością m.in. klimatów jazzowych. Miód na uszy. Do tego wszystkiego dochodzą 2 niespodzianki w postaci utworu tytułowego oraz “Fugue”. Pierwszy z nich to kolejna “specyficzna ballada” wsparta brzmieniami elektronicznymi. Drugi to już elektronika w czystej postaci z drugą połową opartą o atmosferę post rocka/post metalu. W tym momencie osiągamy apogeum niedopasowania. I to jest właśnie piękne w “Dissociation”. Jeśli faktycznie jest to pożegnanie to jest to pożegnanie z przytupem. Jednak jak to kiedyś stwierdził Kazik w czasie pożegnalnego koncertu KNŻ: “zawsze można się reaktywować”. I chyba na to za jakiś czas większość fanów Dillinger Escape Plan będzie liczyć. Rolu The supposed final album from The Dillinger Escape Plan comes as 2016's 'Dissociation', a record that fits the description of chaotic, mechanical and sprawling, formally and stylistically in line with the rest of the band's work, the aspect that makes this great release special is the subtlety of the production and the even greater attention to detail as the band embrace a few jazz mannerisms and indicate an eventual influence from IDM, playing with electronic sounds on a few of the album tracks. All of this comes at the premise that none of the aggression goes away, since 'Dissociation' serves virtually all elements making TDEP's sound recognizable, especially the technically astute riffing, dynamic tempo shifts and frantic rhythms as well as the unmatched abrasiveness of Greg Puciato's vocals. It almost feels like this album summarized the sound of the band in a glorious way, despite treading on mostly familiar ground. Some of the techniques utilized here have been heard of before, like the constant and chaotic shifts within the songs, the fragmented and puzzling song structures, the dazzling technicality as well as the seamless transition between episodes of unbridled brutality and magnificent jazz phrasing, precisely displaying the immense set of skills of each instrumentalist here. Following the established formula, the album opens up with a very dynamic piece, this is 'Limerent Death' here, a worthy competitor to 'Prancer' from the band's 2013 release. A couple more interesting variations of these heavy entries follow, some of which are more compelling than others, like 'Symptom of Terminal Illness' or 'Apologies Not Included'. The jazzier influences prevail on 'Low Feels Blvd' and 'Honeysuckle', while the alternative and electronic sounds are left for fascinating tracks like 'FUGUE' and the closing title track. 'Dissociation' is a really solid album that serves a multitude of familiar sounds, all of which are really refined and well-done, which is truly commendable, making this the impressive exit of an otherwise excellent band, even if a somewhat uneasy and demanding listen. A Crimson Mellotron ..::TRACK-LIST::.. 1. Limerent Death 04:06 2. Symptom of Terminal Illness 04:03 3. Wanting Not So Much as To 05:23 4. Fugue 03:49 5. Low Feels Blvd 04:04 6. Surrogate 05:04 7. Honeysuckle 04:22 8. Manufacturing Discontent 04:23 9. Apologies Not Included 03:23 10. Nothing to Forget 05:15 11. Dissociation 06:14 ..::OBSADA::.. Greg Puciato - vocals Ben Weinman - lead guitar Kevin Antreassian - rhythm guitar Liam Wilson - bass Billy Rymer - drums, percussion Additional musicians: Andrew Digrius - trumpet SEVEN)Suns - performed and arranged all strings: Amanda Lo - violin Earl Maneein - violin, viola Fung Chern Hwei - viola, violin Jennifer Devore - cello Zach Hill - additional drums on 'Dissociation' https://www.youtube.com/watch?v=yztG35U5Hrw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-04 15:02:11
Rozmiar: 117.35 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Zapowiedzi „Dissociation” towarzyszyła także zła nowina – to ostatni album The Dillinger Escape Plan. Końcowy rozdział w dorobku wizjonerów chaotycznego, dysonującego, lecz także niezwykle innowacyjnego metalu musiał być wyjątkowy. Fanów zespołu z pewnością ucieszy wiadomość, że i tym razem mogą się spodziewać zaskoczeń. Zabawa z rytmem i gryzące uszy dysharmonie przeplatają się z delikatnymi elementami jazzowymi, nastrojową elektroniką oraz chwytliwymi refrenami. Huśtawka nastrojów przybiera tu monstrualne rozmiary. Tempo zmienia się przy każdej okazji, a gatunki, do jakich zespół nawiązuje, to metal symfoniczny, dark ambient czy nawet dalekowschodni folk. Mamy do czynienia z mistrzowską umiejętnością operowania kontrastem oraz jednym z najlepszych przykładów zorganizowanego chaosu w muzyce. To genialne szaleństwo z całą pewnością nie przypadnie do gustu wszystkim, lecz wielbiciele bardziej ekstremalnych odmian metalu będą zachwyceni. „Dissociation” to świetne podsumowanie kariery jednego z najbardziej nieszablonowych zespołów w historii gatunku. The Dillinger Escape Plan odchodzą w wielkim stylu, co tylko potęguje poczucie straty. Karol Wunsch Spośród całej świty, której przypięto etykietę “metalcore” lub też “mathcore” od zawsze (czyli od jakichś 2 lat;) największym szacunkiem darzyłem Converge i Dillinger Escape Plan. Pierwszych za wyjście z ram w kierunku punkowym, drugich za wycieczki w jeszcze odleglejsze zakątki muzycznego świata. Twórczość obu grup jest wyjątkowo specyficzna i wymagała ode mnie dużo czasu aby się do niej przekonać. Wielka była frajda w momencie zapoznawania się z kolejnymi albumami w momencie gdy klocki się poukładały i coś zaskoczyło. “Dissociation” jest pierwszym albumem, na który miałem okazję w pełni świadomie czekać. Pierwszym i prawdopodobnie ostatnim ponieważ grupa zapowiedziała, iż nowy album jest ostatnim jaki nagrali. Podobnych zapowiedzi słyszałem już wiele, z ich realizacją bywało różnie zatem na razie nie ma powodów do rozpaczy. A nawet jeśli faktycznie “Dissociation” byłby ostatnim albumem w dorobku Dillinger Escape Plan to byłby on pożegnaniem z dużym rozmachem. Dwie albumowe zapowiedzi zwiastowały, że szykuje się coś nietuzinkowego. “Limarent Death” generował banana na ustach słuchacza praktycznie od pierwszych dźwięków. Nie ma tu czasu na branie jeńców a w końcówce bierzemy udział w totalnej masakrze. Utwór wywołuje bardzo miłe skojarzenia z pierwszymi albumami zespołu. Zupełnie inaczej jest w przypadku drugiej zapowiedzi – “Symptom Of Terminal Illness”, która jest na tyle delikatna i łatwa do przyswojenia, że mogłaby sobie poradzić w mediach jako np. bardzo specyficzna ballada;) Cały “Dissociation” jest wypadkową tych dwóch utworów: połączeniem elementów pasujących do siebie jak pięść do nosa, lub korki do garnituru. Fenomen Dillinger Escape Plan polega na tym, że członkowie zespołu w idealny sposób potrafią połączyć te skrajnie niepasujące do siebie elementy w coś czego słucha się z dużym zainteresowaniem. W przypadku “Dissociation” robią to po raz n-ty i mamy wrażenie, że już coś podobnego słyszeliśmy ale jest to tak intrygujące, że mamy ochotę na więcej. A z połączenia przeciwległych biegunów powstały takie perełki jak “Low Feels Blvd”, “Surrogate”, “Honeysuckle” czy też “Nothing To Forget” gdzie nuta szaleństwa spotyka się nietuzinkową delikatnością m.in. klimatów jazzowych. Miód na uszy. Do tego wszystkiego dochodzą 2 niespodzianki w postaci utworu tytułowego oraz “Fugue”. Pierwszy z nich to kolejna “specyficzna ballada” wsparta brzmieniami elektronicznymi. Drugi to już elektronika w czystej postaci z drugą połową opartą o atmosferę post rocka/post metalu. W tym momencie osiągamy apogeum niedopasowania. I to jest właśnie piękne w “Dissociation”. Jeśli faktycznie jest to pożegnanie to jest to pożegnanie z przytupem. Jednak jak to kiedyś stwierdził Kazik w czasie pożegnalnego koncertu KNŻ: “zawsze można się reaktywować”. I chyba na to za jakiś czas większość fanów Dillinger Escape Plan będzie liczyć. Rolu The supposed final album from The Dillinger Escape Plan comes as 2016's 'Dissociation', a record that fits the description of chaotic, mechanical and sprawling, formally and stylistically in line with the rest of the band's work, the aspect that makes this great release special is the subtlety of the production and the even greater attention to detail as the band embrace a few jazz mannerisms and indicate an eventual influence from IDM, playing with electronic sounds on a few of the album tracks. All of this comes at the premise that none of the aggression goes away, since 'Dissociation' serves virtually all elements making TDEP's sound recognizable, especially the technically astute riffing, dynamic tempo shifts and frantic rhythms as well as the unmatched abrasiveness of Greg Puciato's vocals. It almost feels like this album summarized the sound of the band in a glorious way, despite treading on mostly familiar ground. Some of the techniques utilized here have been heard of before, like the constant and chaotic shifts within the songs, the fragmented and puzzling song structures, the dazzling technicality as well as the seamless transition between episodes of unbridled brutality and magnificent jazz phrasing, precisely displaying the immense set of skills of each instrumentalist here. Following the established formula, the album opens up with a very dynamic piece, this is 'Limerent Death' here, a worthy competitor to 'Prancer' from the band's 2013 release. A couple more interesting variations of these heavy entries follow, some of which are more compelling than others, like 'Symptom of Terminal Illness' or 'Apologies Not Included'. The jazzier influences prevail on 'Low Feels Blvd' and 'Honeysuckle', while the alternative and electronic sounds are left for fascinating tracks like 'FUGUE' and the closing title track. 'Dissociation' is a really solid album that serves a multitude of familiar sounds, all of which are really refined and well-done, which is truly commendable, making this the impressive exit of an otherwise excellent band, even if a somewhat uneasy and demanding listen. A Crimson Mellotron ..::TRACK-LIST::.. 1. Limerent Death 04:06 2. Symptom of Terminal Illness 04:03 3. Wanting Not So Much as To 05:23 4. Fugue 03:49 5. Low Feels Blvd 04:04 6. Surrogate 05:04 7. Honeysuckle 04:22 8. Manufacturing Discontent 04:23 9. Apologies Not Included 03:23 10. Nothing to Forget 05:15 11. Dissociation 06:14 ..::OBSADA::.. Greg Puciato - vocals Ben Weinman - lead guitar Kevin Antreassian - rhythm guitar Liam Wilson - bass Billy Rymer - drums, percussion Additional musicians: Andrew Digrius - trumpet SEVEN)Suns - performed and arranged all strings: Amanda Lo - violin Earl Maneein - violin, viola Fung Chern Hwei - viola, violin Jennifer Devore - cello Zach Hill - additional drums on 'Dissociation' https://www.youtube.com/watch?v=yztG35U5Hrw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-04 14:57:55
Rozmiar: 374.03 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja 2025 trzeciego albumu Profanum, pierwotnie wydanego w 2001 roku. Na zawartość albumu składają się dwie suity 'Ecce deliquium lunae' oraz 'Ecce axis mundi'. 'Musaeum Esotericum' to przedziwna, alchemiczna mieszanka muzyki klasycznej, mrocznego ambientu i Black Metalu. Wydawca Nigdy nie uważałem się za jakiegoś wielkiego fana zielonogórskiego Profanum, ale po kontakcie z takim krążkiem jak "Musaeum Esotericum" nie mogę już na tę nazwę być obojętny. Doprawdy nie przypuszczałem, że w głowie Geryona może zrodzić się tak chora i diabelska muzyka. Ostatni krążek Profanum to czterdzieści minut szatańsko przepierdolonej podróży w głąb ludzkiego umysłu, która postawi każdego słuchacza na granicy załamania nerwowego. Bo oprócz pompatycznych klawiszy rodem z Mortiisa, znajdziemy tu także olbrzymią dawkę industrialu, która udziela się zarówno w masakrujących uderzeniach automatu, jak i maksymalnie przesterowanych wokalach. To wszystko składa się na doskonały konglomerat, zawierający solidną porcję klimatu z jednej strony i dźwiękowego rozpiździaju z drugiej. Szkoda już więcej słów, aby próbować opisać to Dzieło. Tego trzeba przede wszystkim posłuchać. Jestem naprawdę pod olbrzymim wrażeniem. Krążek polecam przede wszystkim fanom twórczości spod znaku Cold Meat Industry, ale myślę, że ludzie nie słuchający na co dzień dźwięków z przebogatej oferty Rogera Karmanika znajdą tu także coś dla siebie. Jeśli tylko jesteś w stanie zdzierżyć muzyczne eksperymenty i masz ucho otwarte na czasem odbiegające od metalu klimaty, to jest to coś dla Ciebie. Naprawdę szczerze polecam, ta płyta jest warta każdej złotówki, jaką wpierdoli się w jej kupno. Mój kandydat na album roku. Kornik Po drugiej płycie „Profanum Aeternum – Eminence Of Satanic Imperial Art” z Profanum odszedł Reyash i zespół stał się duetem. Geryon i Bastis postanowili wtedy jeszcze bardziej odejść od tradycyjnego black metalu i zanurzyć się w świecie zupełnie innym, choć z pewnością nie mniej przerażającym. W ten sposób powstało „Musaeum Esotericum” – dzieło niesamowite i niezwykłe pod każdym względem. „Musaeum Esotericum” to nie jest muzyka. To coś znacznie więcej. To jest film, który dzieje się na naszych oczach. To jest film, w którym jesteśmy w środku. Znajdujemy się w nim nagle, wystraszeni, pełni trwogi, nieświadomi co się dzieje i gdzie my w ogóle jesteśmy. Dźwięki nas otaczają, pojawiają się niespodziewanie, wzbudzają strach i niepokój. Gdzieś zaszumi, gdzieś zaszura, pojawiają się melancholijne instrumenty. Głównie klawisze, które kreują niewyobrażalne napięcie i atmosferę grozy. Tu wszystko dzieje się szybko, zmienia się. Człowiek nie zdąży przyzwyczaić się do jednej sytuacji, a już nadchodzą dwie następne. Kroczymy niepewnie pośród ciemności, a wokół nas dzieją się rzeczy niebywałe, zupełnie teatralne, trzymające w napięciu, dające wiele wrażeń i emocji. Gra na pianinie jak u Szpilmana, smętna wiolonczela, gwiezdne wojny, podróż przez las, lot na świni jak w „Mistrzu I Małgorzacie”, brzęk łańcuchów, klasztorne modły i śmiech samego Szatana. Można tu usłyszeć wszystko, można odlecieć tam gdzie tylko potrafi zanieść nas wyobraźnia. A muzycznie jest to doskonałe. Sekwencje zdarzeń następują w sposób tworzący sztukę. Dużo w tym melodii, dużo artyzmu. To przez cały czas wciąga, cały czas układa się w pasjonujący spektakl dźwięku, myśli i obrazu. Całość podzielona jest na dwa głównie utwory składające się każdy z trzech części, ale nie polecałbym w ogóle na to zwracać uwagi. W to trzeba wejść zupełnie i zatracić poczucie czasu oraz rzeczywistości. Wokal nie jest tu głównym aktorem, ale jak już wchodzi to zazwyczaj rozbraja tak samo jak muzyka. Jakieś monologi, liturgie po łacinie, szepty, ale i groźne, rzężące kwestie po polsku, występujące zazwyczaj w parze z zerwaniem się charkotu gitar i perkusyjnego łomotu. Bo są tu jeszcze strzępy tego black metalu, który wystaje niczym ostra skała naprzeciw falom i rani boleśnie zakłócając estetykę i dramaturgię przedstawienia. Wprowadzanie elementów elektroniki, ambientu czy neoklasyki do black metalu oraz tworzenie na jego podstawie wartości awangardowych to nic takiego nadzwyczajnego. Jest wiele takich zespołów i wiele takich płyt, ale czegoś tak dobrego to ze świecą szukać. „Musaeum Esotericum” to jest absolutne mistrzostwo, coś zupełnie wyjątkowego. Nie ma drugiej takiej płyty. Wujas Musaeum Esotericum is very different from Profanum's previous releases. "Flowers.." was more of a well produced black metal album with a fair amount of ambient influence. "Eminence.." was their album that really showed their creativity and innovation of seldom using guitars - the theme and feel of the songs were very dark, evil, and sinister. Musaeum Esotericum still follows that trend from Eminence but now there's a huge emphasis on the classical influence. This particular album may still be feel as dark, and it is, but the songs generally have a more romantic feel to them. These guys must have been heavily inspired by Bach, Mozart, Beethoven, Wagner etc when they started writing this album. You have your violins, bass, cellos, etc. If I didn't know any better, I would've thought I was in Europe in the 1600's/1700's. Because of this aspect, Musaeum Esotericum comes off as intelligent, clean, prideful, and impressive. The classical elements of Musaeum Esotericum are very cleanly produced and well-polished. Of course, the album isn't all classical. There are a fair amount of metal parts. First start with the vocals. They are either clean spoken, harsh spoken, or fairly deep pitched, harsh singing. as far as the singing goes, it's pretty distorted along with the rest of the metal elements. I'm tempted to think of this as experimental black metal. While the song titles seem to be in Latin, I think the lyrics have a Polish tongue to them. The rest of the metal aspects are pretty hard to describe. Profanum goes out their way to minimize their guitar work. It's possible there are some guitars there but the production gets so distorted it's hard to tell. Drums play the largest role in the metal aspects, but even those beats are a bit distorted. The metal parts do come in pretty randomly. Someone might think this is stupid, but I think it makes each song more interesting and rather unpredictable. Besides, it's not that spontaneous. With this album, the classical parts never occur at the same time as the metal parts. That is, it's not mixed, giving the album a more black and white feel to it. Musaeum Esotericum only has two tracks, but I thought this was a good idea. Both tracks are exceptionally long (unfortunately the total time is less than 40 minutes) so I think the release comes off feeling more epic. these tracks could've been split up but I think if that was the case, the album would feel like it was missing some extra punch. My favorite part on the album is the first 5 minutes of the first track. There's an incredible build up and coordination between the vocals, classical parts, and metal parts. I'd rather not ruin the fire of the album by dissecting every part of both songs so I'll leave that experience up to the listener. If you're looking for something well produced, intellectual sounding, and filled with dark themes, Musaeum Esotericum may be for you. It will be different than anything you're used to hearing for sure. PhantomMullet ..::TRACK-LIST::.. 1. Ecce Deliquium Lunae: Atri Misanthropiae Floris 20:56 2. Ecce Axis Mundi: Ars Magna Et Ultima 17:34 ..::OBSADA::.. Geryon - All instruments Bastis - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=FIkGKvavNaE SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-03 12:40:16
Rozmiar: 89.34 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja 2025 trzeciego albumu Profanum, pierwotnie wydanego w 2001 roku. Na zawartość albumu składają się dwie suity 'Ecce deliquium lunae' oraz 'Ecce axis mundi'. 'Musaeum Esotericum' to przedziwna, alchemiczna mieszanka muzyki klasycznej, mrocznego ambientu i Black Metalu. Wydawca Nigdy nie uważałem się za jakiegoś wielkiego fana zielonogórskiego Profanum, ale po kontakcie z takim krążkiem jak "Musaeum Esotericum" nie mogę już na tę nazwę być obojętny. Doprawdy nie przypuszczałem, że w głowie Geryona może zrodzić się tak chora i diabelska muzyka. Ostatni krążek Profanum to czterdzieści minut szatańsko przepierdolonej podróży w głąb ludzkiego umysłu, która postawi każdego słuchacza na granicy załamania nerwowego. Bo oprócz pompatycznych klawiszy rodem z Mortiisa, znajdziemy tu także olbrzymią dawkę industrialu, która udziela się zarówno w masakrujących uderzeniach automatu, jak i maksymalnie przesterowanych wokalach. To wszystko składa się na doskonały konglomerat, zawierający solidną porcję klimatu z jednej strony i dźwiękowego rozpiździaju z drugiej. Szkoda już więcej słów, aby próbować opisać to Dzieło. Tego trzeba przede wszystkim posłuchać. Jestem naprawdę pod olbrzymim wrażeniem. Krążek polecam przede wszystkim fanom twórczości spod znaku Cold Meat Industry, ale myślę, że ludzie nie słuchający na co dzień dźwięków z przebogatej oferty Rogera Karmanika znajdą tu także coś dla siebie. Jeśli tylko jesteś w stanie zdzierżyć muzyczne eksperymenty i masz ucho otwarte na czasem odbiegające od metalu klimaty, to jest to coś dla Ciebie. Naprawdę szczerze polecam, ta płyta jest warta każdej złotówki, jaką wpierdoli się w jej kupno. Mój kandydat na album roku. Kornik Po drugiej płycie „Profanum Aeternum – Eminence Of Satanic Imperial Art” z Profanum odszedł Reyash i zespół stał się duetem. Geryon i Bastis postanowili wtedy jeszcze bardziej odejść od tradycyjnego black metalu i zanurzyć się w świecie zupełnie innym, choć z pewnością nie mniej przerażającym. W ten sposób powstało „Musaeum Esotericum” – dzieło niesamowite i niezwykłe pod każdym względem. „Musaeum Esotericum” to nie jest muzyka. To coś znacznie więcej. To jest film, który dzieje się na naszych oczach. To jest film, w którym jesteśmy w środku. Znajdujemy się w nim nagle, wystraszeni, pełni trwogi, nieświadomi co się dzieje i gdzie my w ogóle jesteśmy. Dźwięki nas otaczają, pojawiają się niespodziewanie, wzbudzają strach i niepokój. Gdzieś zaszumi, gdzieś zaszura, pojawiają się melancholijne instrumenty. Głównie klawisze, które kreują niewyobrażalne napięcie i atmosferę grozy. Tu wszystko dzieje się szybko, zmienia się. Człowiek nie zdąży przyzwyczaić się do jednej sytuacji, a już nadchodzą dwie następne. Kroczymy niepewnie pośród ciemności, a wokół nas dzieją się rzeczy niebywałe, zupełnie teatralne, trzymające w napięciu, dające wiele wrażeń i emocji. Gra na pianinie jak u Szpilmana, smętna wiolonczela, gwiezdne wojny, podróż przez las, lot na świni jak w „Mistrzu I Małgorzacie”, brzęk łańcuchów, klasztorne modły i śmiech samego Szatana. Można tu usłyszeć wszystko, można odlecieć tam gdzie tylko potrafi zanieść nas wyobraźnia. A muzycznie jest to doskonałe. Sekwencje zdarzeń następują w sposób tworzący sztukę. Dużo w tym melodii, dużo artyzmu. To przez cały czas wciąga, cały czas układa się w pasjonujący spektakl dźwięku, myśli i obrazu. Całość podzielona jest na dwa głównie utwory składające się każdy z trzech części, ale nie polecałbym w ogóle na to zwracać uwagi. W to trzeba wejść zupełnie i zatracić poczucie czasu oraz rzeczywistości. Wokal nie jest tu głównym aktorem, ale jak już wchodzi to zazwyczaj rozbraja tak samo jak muzyka. Jakieś monologi, liturgie po łacinie, szepty, ale i groźne, rzężące kwestie po polsku, występujące zazwyczaj w parze z zerwaniem się charkotu gitar i perkusyjnego łomotu. Bo są tu jeszcze strzępy tego black metalu, który wystaje niczym ostra skała naprzeciw falom i rani boleśnie zakłócając estetykę i dramaturgię przedstawienia. Wprowadzanie elementów elektroniki, ambientu czy neoklasyki do black metalu oraz tworzenie na jego podstawie wartości awangardowych to nic takiego nadzwyczajnego. Jest wiele takich zespołów i wiele takich płyt, ale czegoś tak dobrego to ze świecą szukać. „Musaeum Esotericum” to jest absolutne mistrzostwo, coś zupełnie wyjątkowego. Nie ma drugiej takiej płyty. Wujas Musaeum Esotericum is very different from Profanum's previous releases. "Flowers.." was more of a well produced black metal album with a fair amount of ambient influence. "Eminence.." was their album that really showed their creativity and innovation of seldom using guitars - the theme and feel of the songs were very dark, evil, and sinister. Musaeum Esotericum still follows that trend from Eminence but now there's a huge emphasis on the classical influence. This particular album may still be feel as dark, and it is, but the songs generally have a more romantic feel to them. These guys must have been heavily inspired by Bach, Mozart, Beethoven, Wagner etc when they started writing this album. You have your violins, bass, cellos, etc. If I didn't know any better, I would've thought I was in Europe in the 1600's/1700's. Because of this aspect, Musaeum Esotericum comes off as intelligent, clean, prideful, and impressive. The classical elements of Musaeum Esotericum are very cleanly produced and well-polished. Of course, the album isn't all classical. There are a fair amount of metal parts. First start with the vocals. They are either clean spoken, harsh spoken, or fairly deep pitched, harsh singing. as far as the singing goes, it's pretty distorted along with the rest of the metal elements. I'm tempted to think of this as experimental black metal. While the song titles seem to be in Latin, I think the lyrics have a Polish tongue to them. The rest of the metal aspects are pretty hard to describe. Profanum goes out their way to minimize their guitar work. It's possible there are some guitars there but the production gets so distorted it's hard to tell. Drums play the largest role in the metal aspects, but even those beats are a bit distorted. The metal parts do come in pretty randomly. Someone might think this is stupid, but I think it makes each song more interesting and rather unpredictable. Besides, it's not that spontaneous. With this album, the classical parts never occur at the same time as the metal parts. That is, it's not mixed, giving the album a more black and white feel to it. Musaeum Esotericum only has two tracks, but I thought this was a good idea. Both tracks are exceptionally long (unfortunately the total time is less than 40 minutes) so I think the release comes off feeling more epic. these tracks could've been split up but I think if that was the case, the album would feel like it was missing some extra punch. My favorite part on the album is the first 5 minutes of the first track. There's an incredible build up and coordination between the vocals, classical parts, and metal parts. I'd rather not ruin the fire of the album by dissecting every part of both songs so I'll leave that experience up to the listener. If you're looking for something well produced, intellectual sounding, and filled with dark themes, Musaeum Esotericum may be for you. It will be different than anything you're used to hearing for sure. PhantomMullet ..::TRACK-LIST::.. 1. Ecce Deliquium Lunae: Atri Misanthropiae Floris 20:56 2. Ecce Axis Mundi: Ars Magna Et Ultima 17:34 ..::OBSADA::.. Geryon - All instruments Bastis - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=FIkGKvavNaE SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-03 12:36:45
Rozmiar: 243.32 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist: Frightful Album: Spectral Creator/What Lies Ahead Country: Poland Genre: Death/Thrash Metal Release: 2021,2025 Audio codec: Mp3 320 kbps ...( TrackList )... 2021 - Spectral Creator 1. Astral Freeze 04:18 2. Destructive Species 04:09 3. Abhorred 03:35 4. Soul Separate 04:11 5. Breaking the Twilight 05:32 6. Crimson Dawn 06:13 7. Those Who Burns for Might 04:15 8. Angel Waste 04:10 9. Spectral Creator 06:08 2025 - What Lies Ahead 1. Cloaked by Nothingness 05:45 2. Disincarnate Sower 04:46 3. What Lies Ahead 04:57 4. No Fear 04:27 5. Into the Phantom Hearts 06:01 6. Farewell 03:37 7. Cathedrals of Creation 04:38 8. Inexplicable 05:42 Line-up: Oskar Wańka - Vocals, Bass Paweł Snarski - Guitars Eryk Jakubczyk - Guitars Krzysztof Pochranowicz - Drums ![]()
Seedów: 38
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-03 10:24:15
Rozmiar: 193.48 MB
Peerów: 15
Dodał: Uploader
Opis
..::INFO::..
Unatoned to jedenasty, najnowszy album studyjny amerykańskiego zespołu heavy metalowego Machine Head, wydany 25 kwietnia 2025 roku nakładem Nuclear Blast i Imperium Recordings. Jest to pierwszy album zespołu, na którym występują perkusista Matt Alston i gitarzysta Reece Scruggs. Title: Unatoned Artist: Machine Head Country: USA Year: 2025 Genre: Groove Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ..::TRACK-LIST::.. 1.Landscape of Thorns 2.Atomic Revelations 3.Unbound 4.Outsider 5.Not Long for This World 6.These Scars Won't Define Us 7.Dustmaker 8.Bonescraper 9.Addicted to Pain 10.Bleeding Me Dry 11.Shards of Shattered Dreams 12.Scorn ![]()
Seedów: 44
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-03 10:08:15
Rozmiar: 102.34 MB
Peerów: 41
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Z nową propozycją przybił do naszych brzegów szwedzki Ereb Altor. Za pasami topory, twarze skryte za gęstą brodą, w dłoniach dzielnie dzierżą rogi wypełnione miodem pitnym czy co tam Wikingowie piją. A z głośników – oczywiście – viking metal. Bo muzycy Ereb Altor wychodzą z założenia, że jak palić, rabować i gwałcić obce landy to tylko przy dźwiękach Bathory lub jego wiernych naśladowców. Sami też podążają ścieżką wyznaczoną przez Quorthona, nie zbaczając z niej ani na milimetr, przy czym zdarzają się im wycieczki w black metal i tu za przykład posłuży mi numer tytułowy. W ogóle jakby trochę więcej tu inspiracji w stylu wczesnego Enslaved niż na poprzednim krążku, ale wciąż nie ma tego wiele. Przeważająca część „Nattramn” to klasyczne granie pod tę jedną, oczywistą inspirację. Gitary suną nam jak galera napędzana siłą mięśni, wzniosłe, czyste wokale ulatują ku niebu, na którym gromadzą się ciemne burzowe chmury. I gdy kapela postanawia grać trochę ciężej, mocniej to z tych chmur biją gromy. Prawda, że piękna wizja? Ano piękna, zwłaszcza jeśli jest się fanem viking metalu. Ja co prawda nie jestem, jakoś jednak ten Ereb Altor mnie nie odpycha. Z drugiej strony, nie wiem co mogę Wam jeszcze na temat tego albumu napisać. Przyznam, że poprzedniego już nie pamiętam, choć kojarzę, że mi się podobał i że grali viking metal. Coś czuję, że za rok to samo będę potrafił napisać o „Nattramn” i niewiele więcej. Zasadniczo, swojego stosunku do Szwedów nie zmieniłem po odsłuchaniu ich piątej płyty – ani na plus ani na minus. Dobra muzyka. Viking metal. Oracle Ereb Altor is a Swedish band that was formed in 2003 by members of the epic doom metal outfit Forlorn (who have since switched their moniker to Isole). The band’s first albums were lauded for their seamless weaving of the Viking era of Bathory with traditional epic doom metal. With their third album, Gastrike, and it’s follow up, Fire Meets Ice, Ereb Altor abandoned the trappings of epic doom for a more black metal influenced sound. Despite retaining the epic nature of their first albums, many fans were put off with the new direction of the band. Nattramn, the band’s fifth full length album, released at the end of April 2015, continues in the vein of the last two, focusing on merging their epic Viking metal with cold black metal atmospherics, but overall it seems to be a darker album than before. Bathory remains the band’s largest influence, which is quite evident with the adventurous pacing, crunchy riffs and frequent epic clean vocals. The album mixes between heavy handed segments of galloping riffs and crashing percussion, like “Dark Waters” and the closing track “The Nemesis of Frei” and more nuanced melodies driven forth by a wall of keyboard notes. It’s that essence of balance that makes this album work so well. Sure, the last album may have been called Fire Meets Ice, but Nattramn actually capitalizes on the phrase. The clean vocal melodies sound stronger and more confident this time around and the harsh and raspy roars are more furious and raging. The band leans on the airy keyboard passages a little more than before, but it adds a more melodic flare to the slower passages. The majority of the album focuses on Quorthon inspired riffing, like the crunchy groove on “The Dance of the Elves”, which sounds like it came straight from Nordland I or the raging end of the title track, with its thick power chords and thundering percussion mixed with an airy keyboard backdrop that brings to mind Hammerheart. The previously mentioned black metal influences work their way in here and there, like the rampant trem riffing and blasts during “The Nemisis of Frei”, but the focus remains on Bathory-isms. It’s pretty clear at this point that Ereb Altor isn’t keen to return to the sounds of the first two albums, but the music on Nattramn proves that the band is really blazing their own trail. Sure, it sounds like Bathory, but it comes through revelry and nostalgia rather than the blatant aping of Quorthon. Personally, I think the band is a little more potent without the traditional doom leanings. The meshing of epic Viking metal with clean vocals and harsher black metal histrionics with raspy growls is commendable. Fans of Ereb Altor’s past two album can revel in the fact that they finally seemed to have put all of the pieces together. Fans of Ereb Altor’s early work, hold your breath a little longer. TheStormIRide ..::TRACK-LIST::.. 1. The Son of Vindsvalr 02:14 2. Midsommarblot 05:01 3. Nattramn 05:36 4. The Dance of the Elves 06:36 5. Dark Waters 08:58 6. Across The Giants Blood 05:50 7. The Nemesis of Frej 08:02 ..::OBSADA::.. Vocals, Guitar [Guitars], Keyboards - Mats Drums, Keyboards - Tord Guitar [Guitars], Vocals - Ragnar Bass, Vocals - Mikael Violin [Violin Intro Performed By] - Thomas von Wachenfeldt (tracks: 5) https://www.youtube.com/watch?v=9NGlB82g7gY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-02 17:46:22
Rozmiar: 100.42 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Z nową propozycją przybił do naszych brzegów szwedzki Ereb Altor. Za pasami topory, twarze skryte za gęstą brodą, w dłoniach dzielnie dzierżą rogi wypełnione miodem pitnym czy co tam Wikingowie piją. A z głośników – oczywiście – viking metal. Bo muzycy Ereb Altor wychodzą z założenia, że jak palić, rabować i gwałcić obce landy to tylko przy dźwiękach Bathory lub jego wiernych naśladowców. Sami też podążają ścieżką wyznaczoną przez Quorthona, nie zbaczając z niej ani na milimetr, przy czym zdarzają się im wycieczki w black metal i tu za przykład posłuży mi numer tytułowy. W ogóle jakby trochę więcej tu inspiracji w stylu wczesnego Enslaved niż na poprzednim krążku, ale wciąż nie ma tego wiele. Przeważająca część „Nattramn” to klasyczne granie pod tę jedną, oczywistą inspirację. Gitary suną nam jak galera napędzana siłą mięśni, wzniosłe, czyste wokale ulatują ku niebu, na którym gromadzą się ciemne burzowe chmury. I gdy kapela postanawia grać trochę ciężej, mocniej to z tych chmur biją gromy. Prawda, że piękna wizja? Ano piękna, zwłaszcza jeśli jest się fanem viking metalu. Ja co prawda nie jestem, jakoś jednak ten Ereb Altor mnie nie odpycha. Z drugiej strony, nie wiem co mogę Wam jeszcze na temat tego albumu napisać. Przyznam, że poprzedniego już nie pamiętam, choć kojarzę, że mi się podobał i że grali viking metal. Coś czuję, że za rok to samo będę potrafił napisać o „Nattramn” i niewiele więcej. Zasadniczo, swojego stosunku do Szwedów nie zmieniłem po odsłuchaniu ich piątej płyty – ani na plus ani na minus. Dobra muzyka. Viking metal. Oracle Ereb Altor is a Swedish band that was formed in 2003 by members of the epic doom metal outfit Forlorn (who have since switched their moniker to Isole). The band’s first albums were lauded for their seamless weaving of the Viking era of Bathory with traditional epic doom metal. With their third album, Gastrike, and it’s follow up, Fire Meets Ice, Ereb Altor abandoned the trappings of epic doom for a more black metal influenced sound. Despite retaining the epic nature of their first albums, many fans were put off with the new direction of the band. Nattramn, the band’s fifth full length album, released at the end of April 2015, continues in the vein of the last two, focusing on merging their epic Viking metal with cold black metal atmospherics, but overall it seems to be a darker album than before. Bathory remains the band’s largest influence, which is quite evident with the adventurous pacing, crunchy riffs and frequent epic clean vocals. The album mixes between heavy handed segments of galloping riffs and crashing percussion, like “Dark Waters” and the closing track “The Nemesis of Frei” and more nuanced melodies driven forth by a wall of keyboard notes. It’s that essence of balance that makes this album work so well. Sure, the last album may have been called Fire Meets Ice, but Nattramn actually capitalizes on the phrase. The clean vocal melodies sound stronger and more confident this time around and the harsh and raspy roars are more furious and raging. The band leans on the airy keyboard passages a little more than before, but it adds a more melodic flare to the slower passages. The majority of the album focuses on Quorthon inspired riffing, like the crunchy groove on “The Dance of the Elves”, which sounds like it came straight from Nordland I or the raging end of the title track, with its thick power chords and thundering percussion mixed with an airy keyboard backdrop that brings to mind Hammerheart. The previously mentioned black metal influences work their way in here and there, like the rampant trem riffing and blasts during “The Nemisis of Frei”, but the focus remains on Bathory-isms. It’s pretty clear at this point that Ereb Altor isn’t keen to return to the sounds of the first two albums, but the music on Nattramn proves that the band is really blazing their own trail. Sure, it sounds like Bathory, but it comes through revelry and nostalgia rather than the blatant aping of Quorthon. Personally, I think the band is a little more potent without the traditional doom leanings. The meshing of epic Viking metal with clean vocals and harsher black metal histrionics with raspy growls is commendable. Fans of Ereb Altor’s past two album can revel in the fact that they finally seemed to have put all of the pieces together. Fans of Ereb Altor’s early work, hold your breath a little longer. TheStormIRide ..::TRACK-LIST::.. 1. The Son of Vindsvalr 02:14 2. Midsommarblot 05:01 3. Nattramn 05:36 4. The Dance of the Elves 06:36 5. Dark Waters 08:58 6. Across The Giants Blood 05:50 7. The Nemesis of Frej 08:02 ..::OBSADA::.. Vocals, Guitar [Guitars], Keyboards - Mats Drums, Keyboards - Tord Guitar [Guitars], Vocals - Ragnar Bass, Vocals - Mikael Violin [Violin Intro Performed By] - Thomas von Wachenfeldt (tracks: 5) https://www.youtube.com/watch?v=9NGlB82g7gY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-02 17:42:46
Rozmiar: 296.30 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Title: Face The End Artist: Game Over Year: 2025 Genre: Thrash-Metal Country: Italy Duration: 00:32:38 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. The Final Hour 2. Lust for Blood 3. Neck Breaking Dance 4. Grip of Time 5. Lost in Disgrace 6. Veil of Insanity 7. Gateway to Infinity 8. Tempesta 9. Crimson Waves 10. Weaving Fate ![]()
Seedów: 19
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:27:05
Rozmiar: 75.80 MB
Peerów: 3
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Never Quite Dead Artist: Pagan Altar Year: 2025 Genre: Heavy, Doom-Metal Country: UK Duration: 00:38:12 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Saints and Sinners 2. Liston Church 3. Madame M'Rachel 4. Madame M'Rachel's Grave 5. Well of Despair 6. The Dead's Last March 7. Westbury Express 8. Kismet ![]()
Seedów: 21
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:27:01
Rozmiar: 88.11 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: In The Temple Of The Tyrant Artist: Behölder Year: 2025 Genre: Doom-Metal Country: USA Duration: 00:49:06 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. A Pale Blood Sky 2. Dungeon Crawl 3. Into The Underdark 4. Eyes Of The Deep 5. For Those Who Fell 6. Draconian (Slave Or Master) 7. Summoned & Bound 8. I Magus ![]()
Seedów: 17
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:26:56
Rozmiar: 113.22 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Spirit Of Speed Artist: Desolator Year: 2025 Genre: Speed, Thrash-Metal Country: UK Duration: 00:34:10 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Maniac Attack 2. Eye of the Night 3. Call of the Void 4. KIA 5. Rapid Force 6. Midnight Leather 7. Brain Decay 8. Prison CIty 9. Spirit of Speed 10. Back on the Road ![]()
Seedów: 21
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:26:51
Rozmiar: 79.38 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: The Hard Way Artist: Redemption Year: 2025 Genre: Heavy, Thrash-Metal Country: France Duration: 00:41:26 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Kick Away 2. The Flame 3. Thunder & Pain 4. The Hard Way 5. She's the One 6. Messing Up 7. The Boogeyman - Tribute to John Wick 8. The Damned 9. Blood on the Tracks 10. Overkill (Motörhead cover) ![]()
Seedów: 17
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:26:46
Rozmiar: 96.21 MB
Peerów: 5
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Pranašystė Artist: Thundertale Year: 2025 Genre: Power-Metal Country: Lithuania Duration: 00:48:44 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Klajūnas 2. Sparnai 3. Apsireiškimas 4. Kraujo balsas 5. Sugrįžimas 6. Pamiršti dievai 7. Išsižadėjimas 8. Perkūno kary 9. Aukojimas 10. Pranašystė 11. Priesaika 12. Iškelt kirvius! 13. Plieno ir kraujo sakmė 14. Akmenys tyli 15. Liepsnos ir dūmai 16. Tavim tikiu ![]()
Seedów: 15
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:26:41
Rozmiar: 112.58 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Pierwsze wydawnictw z serii GGA Live Session. Materiał obydwu zespołów nagrany specjalnie na online festiwal GRINDCORE GLOBAL ALLIANCE, który miał miejsce 19 grudnia 2020 roku. Strona A z udziałem ANTIGAMY zawiera 9 utworów w tym cover NAPALM DEATH. Na stronie B amerykański COGNIZANT z utworami z nadchodzącej płyty. Dwa razy jedyny w swoim rodzaju grindcore'owy wygar. Znany dotychczas z wersji winylowej split ANTIGAMA/COGNIZANT doczekał się również wydania na CD. GGA Live Sessions ukazał się 21 marca nakładem Selfmadegod Records. GGA Live Sessions zawiera materiał obydwu zespołów nagrany specjalnie na online festiwal GRINDCORE GLOBAL ALLIANCE, który miał miejsce 19 grudnia 2020 roku. Wybór właśnie tych bandów na pierwsze z serii wydawnictw był nieprzypadkowy. Zarówno ANTIGAMA jak i COGNIZANT przesuwają granice grindcore’a w niezbadanym kierunku, w którym dźwięk staje się nie tylko precyzyjny, ale stanowi wyzwanie dla narządów słuchu. Na poczet wydawnictwa ANTIGAMA zarejestrowała osiem utworów kosmiczno-progresywnego grindu w tym przeróbkę Control Napalm Death. COGNIZANT dostarczył porcję przedpremierowych numerów z ostatniego krążka Inexorable Nature Of Adversity oraz kawałków znanych ze splitów, łączących prędkość i dysonanse z groove. ANTIGAMA została założona w 2000 roku w Warszawie i uznawana jest za jeden z najbardziej innowacyjnych oraz wpływowych zespołów w historii grindcore’a. Oprócz ośmiu płyt studyjnych oraz kilkunastu splitów ma na koncie trasy po Polsce, Europie oraz USA. COGNIZANT z Dallas to kwintet, który łącząc w swojej twórczości najlepsze elementy death metalu oraz grindcore’a stworzył własny styl, doprowadzając bezkompromisowe blasty do granicy abstrakcji i skraju szaleństwa, łącząc je z masywnymi zwolnieniami oraz gitarowymi dysonansami. GGA Live Sessions zostało nagrane w zespołowych salach prób oraz poddane masteringowi przez uznanego Colina Marstona w The Thousand Caves. Okładkę dostarczył Jamie Christ (Christwvrks), a całość od strony graficznej złożył GT & Fredo Tremblay z Chadhel. Oracle ..::TRACK-LIST::.. Antigama: 1. Intro / Collapse 02:20 2. The Key 01:49 3. E Conspectu 01:33 4. Reward or Punishment 01:40 5. Empty Paths 02:22 6. Now 01:58 7. Division of Lonely Crows 02:26 8. Control (Napalm Death Cover) 02:03 Cognizant: 9. Dichotomy 01:23 10. Solipsism 02:11 11. Ambassador 01:21 12. Oppression 01:38 13. Paralysis 01:12 14. Cyclical 00:59 15. Seizures 00:42 16. Ataxia 00:50 17. Destitute 01:22 18. Cosmic Squander 01:18 19. Proselytize 00:51 20. Thrall 01:04 21. Grain 01:02 22. Hierarchy 01:14 ..::OBSADA::.. ANTIGAMA is: Lukasz Myszkowski - vocals, electronics Sebastian Rokicki - guitars Macio Moretti - bass Pawel Jaroszewicz - drums, percussions COGNIZANT is : Kevin - Vocals Brad - Bass Alex - Guitar Irving - Guitar Bryan - Drums https://www.youtube.com/watch?v=3k_PnFCnx0s SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-27 19:41:41
Rozmiar: 90.89 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Pierwsze wydawnictw z serii GGA Live Session. Materiał obydwu zespołów nagrany specjalnie na online festiwal GRINDCORE GLOBAL ALLIANCE, który miał miejsce 19 grudnia 2020 roku. Strona A z udziałem ANTIGAMY zawiera 9 utworów w tym cover NAPALM DEATH. Na stronie B amerykański COGNIZANT z utworami z nadchodzącej płyty. Dwa razy jedyny w swoim rodzaju grindcore'owy wygar. Znany dotychczas z wersji winylowej split ANTIGAMA/COGNIZANT doczekał się również wydania na CD. GGA Live Sessions ukazał się 21 marca nakładem Selfmadegod Records. GGA Live Sessions zawiera materiał obydwu zespołów nagrany specjalnie na online festiwal GRINDCORE GLOBAL ALLIANCE, który miał miejsce 19 grudnia 2020 roku. Wybór właśnie tych bandów na pierwsze z serii wydawnictw był nieprzypadkowy. Zarówno ANTIGAMA jak i COGNIZANT przesuwają granice grindcore’a w niezbadanym kierunku, w którym dźwięk staje się nie tylko precyzyjny, ale stanowi wyzwanie dla narządów słuchu. Na poczet wydawnictwa ANTIGAMA zarejestrowała osiem utworów kosmiczno-progresywnego grindu w tym przeróbkę Control Napalm Death. COGNIZANT dostarczył porcję przedpremierowych numerów z ostatniego krążka Inexorable Nature Of Adversity oraz kawałków znanych ze splitów, łączących prędkość i dysonanse z groove. ANTIGAMA została założona w 2000 roku w Warszawie i uznawana jest za jeden z najbardziej innowacyjnych oraz wpływowych zespołów w historii grindcore’a. Oprócz ośmiu płyt studyjnych oraz kilkunastu splitów ma na koncie trasy po Polsce, Europie oraz USA. COGNIZANT z Dallas to kwintet, który łącząc w swojej twórczości najlepsze elementy death metalu oraz grindcore’a stworzył własny styl, doprowadzając bezkompromisowe blasty do granicy abstrakcji i skraju szaleństwa, łącząc je z masywnymi zwolnieniami oraz gitarowymi dysonansami. GGA Live Sessions zostało nagrane w zespołowych salach prób oraz poddane masteringowi przez uznanego Colina Marstona w The Thousand Caves. Okładkę dostarczył Jamie Christ (Christwvrks), a całość od strony graficznej złożył GT & Fredo Tremblay z Chadhel. Oracle ..::TRACK-LIST::.. Antigama: 1. Intro / Collapse 02:20 2. The Key 01:49 3. E Conspectu 01:33 4. Reward or Punishment 01:40 5. Empty Paths 02:22 6. Now 01:58 7. Division of Lonely Crows 02:26 8. Control (Napalm Death Cover) 02:03 Cognizant: 9. Dichotomy 01:23 10. Solipsism 02:11 11. Ambassador 01:21 12. Oppression 01:38 13. Paralysis 01:12 14. Cyclical 00:59 15. Seizures 00:42 16. Ataxia 00:50 17. Destitute 01:22 18. Cosmic Squander 01:18 19. Proselytize 00:51 20. Thrall 01:04 21. Grain 01:02 22. Hierarchy 01:14 ..::OBSADA::.. ANTIGAMA is: Lukasz Myszkowski - vocals, electronics Sebastian Rokicki - guitars Macio Moretti - bass Pawel Jaroszewicz - drums, percussions COGNIZANT is : Kevin - Vocals Brad - Bass Alex - Guitar Irving - Guitar Bryan - Drums https://www.youtube.com/watch?v=3k_PnFCnx0s SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-27 19:37:09
Rozmiar: 259.85 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Lividity - 13 Releases Collection (Splits w/ Flesh Grinder, Necrocannibalistic Vomitorium) 1997-2022 Genre: Brutal Death Metal Year of release: 1997-2022 Country of artist (band): US Audio codec: MP3 Rip type: tracks Audio bitrate: 256-320 kbps Duration: 08:03:37 ...( TrackList )... 1997 (2004) - Fetish For The Sick (Scans, 01:06:59) 1997 - Fetish For The Sick (Scans, 19:48) 1999 - Show Us Your Tits (Live) (Scans, 48:47) 2000 - The Age Of Cilitoral Decay (Scans, 34:53) 2002 (2008) - ...'Til Only The Sick Remain (Scans, 30:43) 2006 - Used, Abused And Left For Dead (Scans, 37:47) 2008 - Live Fornication (44:38, 256 kbps) 2009 - To Desecrate And Defile (Scans, 41:43) 2010 - Flesh Grinder & Lividity - Two Repulsive Eyes (Scans, 59:14) 2010 - Lividity & Necrocannibalistic Vomitorium - Headcock. Full Sperm's Cheeks (Scans, 12:24) 2015 - Fetish For The Sick & Rejoice In Morbidity (30:37) 2018 - Perverseverance (35:59) 2022 - Rejoice In Morbidity (20:10) ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-24 21:50:05
Rozmiar: 1.30 GB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Grinding death newcomers, SHOCK WITHDRAWAL, make extreme music for extreme times. Comprising a trio of diehards from the heavy music scene (Maruta, Mos Generator, Nitesoil, etc.), SHOCK WITHDRAWAL blast, grind and churn through six tracks of aggressive groove infused velocity that pays homage to both death metal and grindcore on their debut self-titled EP. A meditation on the crippling effects of trauma, self-destruction, and pessimism, SHOCK WITHDRAWAL gives the listener a stark reminder that our world continues to burn both inside and out. Recorded by Travis Bacon at Svart Sound and mastered by Arthur Rizk (Power Trip, Cavalera Conspiracy, Municipal Waste, Turnstile) with suffocating artwork by Primitive Man's Ethan Lee McCarthy. Maruta is a band that’s near and dear to my heart. Not only did they release three albums worth of blistering grindcore that are among my favorites of the genre, but they were also early supporters of my written endeavors, graciously granting me interviews in 2008 and 2011. Hell, they were the opening band at the show I met my wife at! Needless to say, I’m pretty stoked to report that Maruta vocalist Mitchell Luna is fronting a new band called Shock Withdrawal and they’ve come blasting out of the gate with a positively ripping self-titled debut ep via grind mega-label Selfmadegod Records. Clocking in at a brisk thirteen minutes, Shock Withdrawal is a quick ‘n’ dirty burst of death grind ultra-violence from this three-headed beast that also includes drummer Jono Garret (Turbid North, ex-The Destro) and guitarist/bassist Nick Emde (Nitesoil, White Widows Pact, ex-The Destro). Songs such as “Rejection Cycle” and “Despair Ratio” are compact killing machines designed get in, murder motherfucking everyone and get out in as little time as possible. Indeed, Shock Withdrawal’s songwriting economy is goddamn glorious to behold, provided your idea of glorious includes having your ear canals flayed by some of the gnarliest, meanest grindcore you’re gonna hear in 2022. But just because the ep is short, brutal and bludgeoning by its very nature doesn’t mean it lacks nuance. Sure, Emde and Garret throw down with pummeling riff-slaughter while Luna spews his corrosive vocals like a man possessed who’s spent all day drinking battery acid, but the songwriting is also highly dynamic and Shock Withdrawal aren’t afraid to let off the gas when needed, even going full-on sludge metal for closing track “Guided By Paranoia,” just to make extra-sure that your skull has been crushed into a fine powder by the time all is said and done. Recorded by Travis Bacon (Mutilation Rites, Ruin Lust) and Jamie King (Glass Casket, Through the Eyes of the Dead) with mastering by Arthur Rizk (Cirith Ungol, Power Trip), it should come as no surprise that Shock Withdrawal sounds heavy as all hell. This thing is thick as a brick, but there is still plenty of separation between each instrument and the vocals, allowing one to appreciate the full scope of the trio’s relentless assault. The production is perfectly suited to what Shock Withdrawal are trying to accomplish here, bridging the gap between old school grinding filth and modern death metal fury. All of this is to say that Shock Withdrawal’s debut is a nasty little slab o’ grindcore that’s perfect for genre enthusiasts looking for a quick kick in the teeth. Fans of the likes of Napalm Death, Nasum and of course Maruta will feel right at home within the ep’s violent confines, while everyone else will have no choice but to either step out of the way or get stepped on repeatedly until there’s nothing left but a puddle of blood and guts. Thatshowkidsdie ..::TRACK-LIST::.. 1. Rejection Cycle 02:28 2. Nadir of Humanity 00:54 3. Contrition 02:45 4. Despair Ratio 01:35 5. Wounded 02:27 6. Guided by Paranoia 02:35 ..::OBSADA::.. Nick Emde - Guitar, Bass Jono Garrett - Drums Mitchell Luna - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=4eunxHQjUwA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-22 17:05:47
Rozmiar: 31.61 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Grinding death newcomers, SHOCK WITHDRAWAL, make extreme music for extreme times. Comprising a trio of diehards from the heavy music scene (Maruta, Mos Generator, Nitesoil, etc.), SHOCK WITHDRAWAL blast, grind and churn through six tracks of aggressive groove infused velocity that pays homage to both death metal and grindcore on their debut self-titled EP. A meditation on the crippling effects of trauma, self-destruction, and pessimism, SHOCK WITHDRAWAL gives the listener a stark reminder that our world continues to burn both inside and out. Recorded by Travis Bacon at Svart Sound and mastered by Arthur Rizk (Power Trip, Cavalera Conspiracy, Municipal Waste, Turnstile) with suffocating artwork by Primitive Man's Ethan Lee McCarthy. Maruta is a band that’s near and dear to my heart. Not only did they release three albums worth of blistering grindcore that are among my favorites of the genre, but they were also early supporters of my written endeavors, graciously granting me interviews in 2008 and 2011. Hell, they were the opening band at the show I met my wife at! Needless to say, I’m pretty stoked to report that Maruta vocalist Mitchell Luna is fronting a new band called Shock Withdrawal and they’ve come blasting out of the gate with a positively ripping self-titled debut ep via grind mega-label Selfmadegod Records. Clocking in at a brisk thirteen minutes, Shock Withdrawal is a quick ‘n’ dirty burst of death grind ultra-violence from this three-headed beast that also includes drummer Jono Garret (Turbid North, ex-The Destro) and guitarist/bassist Nick Emde (Nitesoil, White Widows Pact, ex-The Destro). Songs such as “Rejection Cycle” and “Despair Ratio” are compact killing machines designed get in, murder motherfucking everyone and get out in as little time as possible. Indeed, Shock Withdrawal’s songwriting economy is goddamn glorious to behold, provided your idea of glorious includes having your ear canals flayed by some of the gnarliest, meanest grindcore you’re gonna hear in 2022. But just because the ep is short, brutal and bludgeoning by its very nature doesn’t mean it lacks nuance. Sure, Emde and Garret throw down with pummeling riff-slaughter while Luna spews his corrosive vocals like a man possessed who’s spent all day drinking battery acid, but the songwriting is also highly dynamic and Shock Withdrawal aren’t afraid to let off the gas when needed, even going full-on sludge metal for closing track “Guided By Paranoia,” just to make extra-sure that your skull has been crushed into a fine powder by the time all is said and done. Recorded by Travis Bacon (Mutilation Rites, Ruin Lust) and Jamie King (Glass Casket, Through the Eyes of the Dead) with mastering by Arthur Rizk (Cirith Ungol, Power Trip), it should come as no surprise that Shock Withdrawal sounds heavy as all hell. This thing is thick as a brick, but there is still plenty of separation between each instrument and the vocals, allowing one to appreciate the full scope of the trio’s relentless assault. The production is perfectly suited to what Shock Withdrawal are trying to accomplish here, bridging the gap between old school grinding filth and modern death metal fury. All of this is to say that Shock Withdrawal’s debut is a nasty little slab o’ grindcore that’s perfect for genre enthusiasts looking for a quick kick in the teeth. Fans of the likes of Napalm Death, Nasum and of course Maruta will feel right at home within the ep’s violent confines, while everyone else will have no choice but to either step out of the way or get stepped on repeatedly until there’s nothing left but a puddle of blood and guts. Thatshowkidsdie ..::TRACK-LIST::.. 1. Rejection Cycle 02:28 2. Nadir of Humanity 00:54 3. Contrition 02:45 4. Despair Ratio 01:35 5. Wounded 02:27 6. Guided by Paranoia 02:35 ..::OBSADA::.. Nick Emde - Guitar, Bass Jono Garrett - Drums Mitchell Luna - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=4eunxHQjUwA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-22 17:02:11
Rozmiar: 97.55 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
|