![]() |
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Metal
Ilość torrentów:
3,234
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Zapowiedzi „Dissociation” towarzyszyła także zła nowina – to ostatni album The Dillinger Escape Plan. Końcowy rozdział w dorobku wizjonerów chaotycznego, dysonującego, lecz także niezwykle innowacyjnego metalu musiał być wyjątkowy. Fanów zespołu z pewnością ucieszy wiadomość, że i tym razem mogą się spodziewać zaskoczeń. Zabawa z rytmem i gryzące uszy dysharmonie przeplatają się z delikatnymi elementami jazzowymi, nastrojową elektroniką oraz chwytliwymi refrenami. Huśtawka nastrojów przybiera tu monstrualne rozmiary. Tempo zmienia się przy każdej okazji, a gatunki, do jakich zespół nawiązuje, to metal symfoniczny, dark ambient czy nawet dalekowschodni folk. Mamy do czynienia z mistrzowską umiejętnością operowania kontrastem oraz jednym z najlepszych przykładów zorganizowanego chaosu w muzyce. To genialne szaleństwo z całą pewnością nie przypadnie do gustu wszystkim, lecz wielbiciele bardziej ekstremalnych odmian metalu będą zachwyceni. „Dissociation” to świetne podsumowanie kariery jednego z najbardziej nieszablonowych zespołów w historii gatunku. The Dillinger Escape Plan odchodzą w wielkim stylu, co tylko potęguje poczucie straty. Karol Wunsch Spośród całej świty, której przypięto etykietę “metalcore” lub też “mathcore” od zawsze (czyli od jakichś 2 lat;) największym szacunkiem darzyłem Converge i Dillinger Escape Plan. Pierwszych za wyjście z ram w kierunku punkowym, drugich za wycieczki w jeszcze odleglejsze zakątki muzycznego świata. Twórczość obu grup jest wyjątkowo specyficzna i wymagała ode mnie dużo czasu aby się do niej przekonać. Wielka była frajda w momencie zapoznawania się z kolejnymi albumami w momencie gdy klocki się poukładały i coś zaskoczyło. “Dissociation” jest pierwszym albumem, na który miałem okazję w pełni świadomie czekać. Pierwszym i prawdopodobnie ostatnim ponieważ grupa zapowiedziała, iż nowy album jest ostatnim jaki nagrali. Podobnych zapowiedzi słyszałem już wiele, z ich realizacją bywało różnie zatem na razie nie ma powodów do rozpaczy. A nawet jeśli faktycznie “Dissociation” byłby ostatnim albumem w dorobku Dillinger Escape Plan to byłby on pożegnaniem z dużym rozmachem. Dwie albumowe zapowiedzi zwiastowały, że szykuje się coś nietuzinkowego. “Limarent Death” generował banana na ustach słuchacza praktycznie od pierwszych dźwięków. Nie ma tu czasu na branie jeńców a w końcówce bierzemy udział w totalnej masakrze. Utwór wywołuje bardzo miłe skojarzenia z pierwszymi albumami zespołu. Zupełnie inaczej jest w przypadku drugiej zapowiedzi – “Symptom Of Terminal Illness”, która jest na tyle delikatna i łatwa do przyswojenia, że mogłaby sobie poradzić w mediach jako np. bardzo specyficzna ballada;) Cały “Dissociation” jest wypadkową tych dwóch utworów: połączeniem elementów pasujących do siebie jak pięść do nosa, lub korki do garnituru. Fenomen Dillinger Escape Plan polega na tym, że członkowie zespołu w idealny sposób potrafią połączyć te skrajnie niepasujące do siebie elementy w coś czego słucha się z dużym zainteresowaniem. W przypadku “Dissociation” robią to po raz n-ty i mamy wrażenie, że już coś podobnego słyszeliśmy ale jest to tak intrygujące, że mamy ochotę na więcej. A z połączenia przeciwległych biegunów powstały takie perełki jak “Low Feels Blvd”, “Surrogate”, “Honeysuckle” czy też “Nothing To Forget” gdzie nuta szaleństwa spotyka się nietuzinkową delikatnością m.in. klimatów jazzowych. Miód na uszy. Do tego wszystkiego dochodzą 2 niespodzianki w postaci utworu tytułowego oraz “Fugue”. Pierwszy z nich to kolejna “specyficzna ballada” wsparta brzmieniami elektronicznymi. Drugi to już elektronika w czystej postaci z drugą połową opartą o atmosferę post rocka/post metalu. W tym momencie osiągamy apogeum niedopasowania. I to jest właśnie piękne w “Dissociation”. Jeśli faktycznie jest to pożegnanie to jest to pożegnanie z przytupem. Jednak jak to kiedyś stwierdził Kazik w czasie pożegnalnego koncertu KNŻ: “zawsze można się reaktywować”. I chyba na to za jakiś czas większość fanów Dillinger Escape Plan będzie liczyć. Rolu The supposed final album from The Dillinger Escape Plan comes as 2016's 'Dissociation', a record that fits the description of chaotic, mechanical and sprawling, formally and stylistically in line with the rest of the band's work, the aspect that makes this great release special is the subtlety of the production and the even greater attention to detail as the band embrace a few jazz mannerisms and indicate an eventual influence from IDM, playing with electronic sounds on a few of the album tracks. All of this comes at the premise that none of the aggression goes away, since 'Dissociation' serves virtually all elements making TDEP's sound recognizable, especially the technically astute riffing, dynamic tempo shifts and frantic rhythms as well as the unmatched abrasiveness of Greg Puciato's vocals. It almost feels like this album summarized the sound of the band in a glorious way, despite treading on mostly familiar ground. Some of the techniques utilized here have been heard of before, like the constant and chaotic shifts within the songs, the fragmented and puzzling song structures, the dazzling technicality as well as the seamless transition between episodes of unbridled brutality and magnificent jazz phrasing, precisely displaying the immense set of skills of each instrumentalist here. Following the established formula, the album opens up with a very dynamic piece, this is 'Limerent Death' here, a worthy competitor to 'Prancer' from the band's 2013 release. A couple more interesting variations of these heavy entries follow, some of which are more compelling than others, like 'Symptom of Terminal Illness' or 'Apologies Not Included'. The jazzier influences prevail on 'Low Feels Blvd' and 'Honeysuckle', while the alternative and electronic sounds are left for fascinating tracks like 'FUGUE' and the closing title track. 'Dissociation' is a really solid album that serves a multitude of familiar sounds, all of which are really refined and well-done, which is truly commendable, making this the impressive exit of an otherwise excellent band, even if a somewhat uneasy and demanding listen. A Crimson Mellotron ..::TRACK-LIST::.. 1. Limerent Death 04:06 2. Symptom of Terminal Illness 04:03 3. Wanting Not So Much as To 05:23 4. Fugue 03:49 5. Low Feels Blvd 04:04 6. Surrogate 05:04 7. Honeysuckle 04:22 8. Manufacturing Discontent 04:23 9. Apologies Not Included 03:23 10. Nothing to Forget 05:15 11. Dissociation 06:14 ..::OBSADA::.. Greg Puciato - vocals Ben Weinman - lead guitar Kevin Antreassian - rhythm guitar Liam Wilson - bass Billy Rymer - drums, percussion Additional musicians: Andrew Digrius - trumpet SEVEN)Suns - performed and arranged all strings: Amanda Lo - violin Earl Maneein - violin, viola Fung Chern Hwei - viola, violin Jennifer Devore - cello Zach Hill - additional drums on 'Dissociation' https://www.youtube.com/watch?v=yztG35U5Hrw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-04 15:02:11
Rozmiar: 117.35 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Zapowiedzi „Dissociation” towarzyszyła także zła nowina – to ostatni album The Dillinger Escape Plan. Końcowy rozdział w dorobku wizjonerów chaotycznego, dysonującego, lecz także niezwykle innowacyjnego metalu musiał być wyjątkowy. Fanów zespołu z pewnością ucieszy wiadomość, że i tym razem mogą się spodziewać zaskoczeń. Zabawa z rytmem i gryzące uszy dysharmonie przeplatają się z delikatnymi elementami jazzowymi, nastrojową elektroniką oraz chwytliwymi refrenami. Huśtawka nastrojów przybiera tu monstrualne rozmiary. Tempo zmienia się przy każdej okazji, a gatunki, do jakich zespół nawiązuje, to metal symfoniczny, dark ambient czy nawet dalekowschodni folk. Mamy do czynienia z mistrzowską umiejętnością operowania kontrastem oraz jednym z najlepszych przykładów zorganizowanego chaosu w muzyce. To genialne szaleństwo z całą pewnością nie przypadnie do gustu wszystkim, lecz wielbiciele bardziej ekstremalnych odmian metalu będą zachwyceni. „Dissociation” to świetne podsumowanie kariery jednego z najbardziej nieszablonowych zespołów w historii gatunku. The Dillinger Escape Plan odchodzą w wielkim stylu, co tylko potęguje poczucie straty. Karol Wunsch Spośród całej świty, której przypięto etykietę “metalcore” lub też “mathcore” od zawsze (czyli od jakichś 2 lat;) największym szacunkiem darzyłem Converge i Dillinger Escape Plan. Pierwszych za wyjście z ram w kierunku punkowym, drugich za wycieczki w jeszcze odleglejsze zakątki muzycznego świata. Twórczość obu grup jest wyjątkowo specyficzna i wymagała ode mnie dużo czasu aby się do niej przekonać. Wielka była frajda w momencie zapoznawania się z kolejnymi albumami w momencie gdy klocki się poukładały i coś zaskoczyło. “Dissociation” jest pierwszym albumem, na który miałem okazję w pełni świadomie czekać. Pierwszym i prawdopodobnie ostatnim ponieważ grupa zapowiedziała, iż nowy album jest ostatnim jaki nagrali. Podobnych zapowiedzi słyszałem już wiele, z ich realizacją bywało różnie zatem na razie nie ma powodów do rozpaczy. A nawet jeśli faktycznie “Dissociation” byłby ostatnim albumem w dorobku Dillinger Escape Plan to byłby on pożegnaniem z dużym rozmachem. Dwie albumowe zapowiedzi zwiastowały, że szykuje się coś nietuzinkowego. “Limarent Death” generował banana na ustach słuchacza praktycznie od pierwszych dźwięków. Nie ma tu czasu na branie jeńców a w końcówce bierzemy udział w totalnej masakrze. Utwór wywołuje bardzo miłe skojarzenia z pierwszymi albumami zespołu. Zupełnie inaczej jest w przypadku drugiej zapowiedzi – “Symptom Of Terminal Illness”, która jest na tyle delikatna i łatwa do przyswojenia, że mogłaby sobie poradzić w mediach jako np. bardzo specyficzna ballada;) Cały “Dissociation” jest wypadkową tych dwóch utworów: połączeniem elementów pasujących do siebie jak pięść do nosa, lub korki do garnituru. Fenomen Dillinger Escape Plan polega na tym, że członkowie zespołu w idealny sposób potrafią połączyć te skrajnie niepasujące do siebie elementy w coś czego słucha się z dużym zainteresowaniem. W przypadku “Dissociation” robią to po raz n-ty i mamy wrażenie, że już coś podobnego słyszeliśmy ale jest to tak intrygujące, że mamy ochotę na więcej. A z połączenia przeciwległych biegunów powstały takie perełki jak “Low Feels Blvd”, “Surrogate”, “Honeysuckle” czy też “Nothing To Forget” gdzie nuta szaleństwa spotyka się nietuzinkową delikatnością m.in. klimatów jazzowych. Miód na uszy. Do tego wszystkiego dochodzą 2 niespodzianki w postaci utworu tytułowego oraz “Fugue”. Pierwszy z nich to kolejna “specyficzna ballada” wsparta brzmieniami elektronicznymi. Drugi to już elektronika w czystej postaci z drugą połową opartą o atmosferę post rocka/post metalu. W tym momencie osiągamy apogeum niedopasowania. I to jest właśnie piękne w “Dissociation”. Jeśli faktycznie jest to pożegnanie to jest to pożegnanie z przytupem. Jednak jak to kiedyś stwierdził Kazik w czasie pożegnalnego koncertu KNŻ: “zawsze można się reaktywować”. I chyba na to za jakiś czas większość fanów Dillinger Escape Plan będzie liczyć. Rolu The supposed final album from The Dillinger Escape Plan comes as 2016's 'Dissociation', a record that fits the description of chaotic, mechanical and sprawling, formally and stylistically in line with the rest of the band's work, the aspect that makes this great release special is the subtlety of the production and the even greater attention to detail as the band embrace a few jazz mannerisms and indicate an eventual influence from IDM, playing with electronic sounds on a few of the album tracks. All of this comes at the premise that none of the aggression goes away, since 'Dissociation' serves virtually all elements making TDEP's sound recognizable, especially the technically astute riffing, dynamic tempo shifts and frantic rhythms as well as the unmatched abrasiveness of Greg Puciato's vocals. It almost feels like this album summarized the sound of the band in a glorious way, despite treading on mostly familiar ground. Some of the techniques utilized here have been heard of before, like the constant and chaotic shifts within the songs, the fragmented and puzzling song structures, the dazzling technicality as well as the seamless transition between episodes of unbridled brutality and magnificent jazz phrasing, precisely displaying the immense set of skills of each instrumentalist here. Following the established formula, the album opens up with a very dynamic piece, this is 'Limerent Death' here, a worthy competitor to 'Prancer' from the band's 2013 release. A couple more interesting variations of these heavy entries follow, some of which are more compelling than others, like 'Symptom of Terminal Illness' or 'Apologies Not Included'. The jazzier influences prevail on 'Low Feels Blvd' and 'Honeysuckle', while the alternative and electronic sounds are left for fascinating tracks like 'FUGUE' and the closing title track. 'Dissociation' is a really solid album that serves a multitude of familiar sounds, all of which are really refined and well-done, which is truly commendable, making this the impressive exit of an otherwise excellent band, even if a somewhat uneasy and demanding listen. A Crimson Mellotron ..::TRACK-LIST::.. 1. Limerent Death 04:06 2. Symptom of Terminal Illness 04:03 3. Wanting Not So Much as To 05:23 4. Fugue 03:49 5. Low Feels Blvd 04:04 6. Surrogate 05:04 7. Honeysuckle 04:22 8. Manufacturing Discontent 04:23 9. Apologies Not Included 03:23 10. Nothing to Forget 05:15 11. Dissociation 06:14 ..::OBSADA::.. Greg Puciato - vocals Ben Weinman - lead guitar Kevin Antreassian - rhythm guitar Liam Wilson - bass Billy Rymer - drums, percussion Additional musicians: Andrew Digrius - trumpet SEVEN)Suns - performed and arranged all strings: Amanda Lo - violin Earl Maneein - violin, viola Fung Chern Hwei - viola, violin Jennifer Devore - cello Zach Hill - additional drums on 'Dissociation' https://www.youtube.com/watch?v=yztG35U5Hrw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-04 14:57:55
Rozmiar: 374.03 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja 2025 trzeciego albumu Profanum, pierwotnie wydanego w 2001 roku. Na zawartość albumu składają się dwie suity 'Ecce deliquium lunae' oraz 'Ecce axis mundi'. 'Musaeum Esotericum' to przedziwna, alchemiczna mieszanka muzyki klasycznej, mrocznego ambientu i Black Metalu. Wydawca Nigdy nie uważałem się za jakiegoś wielkiego fana zielonogórskiego Profanum, ale po kontakcie z takim krążkiem jak "Musaeum Esotericum" nie mogę już na tę nazwę być obojętny. Doprawdy nie przypuszczałem, że w głowie Geryona może zrodzić się tak chora i diabelska muzyka. Ostatni krążek Profanum to czterdzieści minut szatańsko przepierdolonej podróży w głąb ludzkiego umysłu, która postawi każdego słuchacza na granicy załamania nerwowego. Bo oprócz pompatycznych klawiszy rodem z Mortiisa, znajdziemy tu także olbrzymią dawkę industrialu, która udziela się zarówno w masakrujących uderzeniach automatu, jak i maksymalnie przesterowanych wokalach. To wszystko składa się na doskonały konglomerat, zawierający solidną porcję klimatu z jednej strony i dźwiękowego rozpiździaju z drugiej. Szkoda już więcej słów, aby próbować opisać to Dzieło. Tego trzeba przede wszystkim posłuchać. Jestem naprawdę pod olbrzymim wrażeniem. Krążek polecam przede wszystkim fanom twórczości spod znaku Cold Meat Industry, ale myślę, że ludzie nie słuchający na co dzień dźwięków z przebogatej oferty Rogera Karmanika znajdą tu także coś dla siebie. Jeśli tylko jesteś w stanie zdzierżyć muzyczne eksperymenty i masz ucho otwarte na czasem odbiegające od metalu klimaty, to jest to coś dla Ciebie. Naprawdę szczerze polecam, ta płyta jest warta każdej złotówki, jaką wpierdoli się w jej kupno. Mój kandydat na album roku. Kornik Po drugiej płycie „Profanum Aeternum – Eminence Of Satanic Imperial Art” z Profanum odszedł Reyash i zespół stał się duetem. Geryon i Bastis postanowili wtedy jeszcze bardziej odejść od tradycyjnego black metalu i zanurzyć się w świecie zupełnie innym, choć z pewnością nie mniej przerażającym. W ten sposób powstało „Musaeum Esotericum” – dzieło niesamowite i niezwykłe pod każdym względem. „Musaeum Esotericum” to nie jest muzyka. To coś znacznie więcej. To jest film, który dzieje się na naszych oczach. To jest film, w którym jesteśmy w środku. Znajdujemy się w nim nagle, wystraszeni, pełni trwogi, nieświadomi co się dzieje i gdzie my w ogóle jesteśmy. Dźwięki nas otaczają, pojawiają się niespodziewanie, wzbudzają strach i niepokój. Gdzieś zaszumi, gdzieś zaszura, pojawiają się melancholijne instrumenty. Głównie klawisze, które kreują niewyobrażalne napięcie i atmosferę grozy. Tu wszystko dzieje się szybko, zmienia się. Człowiek nie zdąży przyzwyczaić się do jednej sytuacji, a już nadchodzą dwie następne. Kroczymy niepewnie pośród ciemności, a wokół nas dzieją się rzeczy niebywałe, zupełnie teatralne, trzymające w napięciu, dające wiele wrażeń i emocji. Gra na pianinie jak u Szpilmana, smętna wiolonczela, gwiezdne wojny, podróż przez las, lot na świni jak w „Mistrzu I Małgorzacie”, brzęk łańcuchów, klasztorne modły i śmiech samego Szatana. Można tu usłyszeć wszystko, można odlecieć tam gdzie tylko potrafi zanieść nas wyobraźnia. A muzycznie jest to doskonałe. Sekwencje zdarzeń następują w sposób tworzący sztukę. Dużo w tym melodii, dużo artyzmu. To przez cały czas wciąga, cały czas układa się w pasjonujący spektakl dźwięku, myśli i obrazu. Całość podzielona jest na dwa głównie utwory składające się każdy z trzech części, ale nie polecałbym w ogóle na to zwracać uwagi. W to trzeba wejść zupełnie i zatracić poczucie czasu oraz rzeczywistości. Wokal nie jest tu głównym aktorem, ale jak już wchodzi to zazwyczaj rozbraja tak samo jak muzyka. Jakieś monologi, liturgie po łacinie, szepty, ale i groźne, rzężące kwestie po polsku, występujące zazwyczaj w parze z zerwaniem się charkotu gitar i perkusyjnego łomotu. Bo są tu jeszcze strzępy tego black metalu, który wystaje niczym ostra skała naprzeciw falom i rani boleśnie zakłócając estetykę i dramaturgię przedstawienia. Wprowadzanie elementów elektroniki, ambientu czy neoklasyki do black metalu oraz tworzenie na jego podstawie wartości awangardowych to nic takiego nadzwyczajnego. Jest wiele takich zespołów i wiele takich płyt, ale czegoś tak dobrego to ze świecą szukać. „Musaeum Esotericum” to jest absolutne mistrzostwo, coś zupełnie wyjątkowego. Nie ma drugiej takiej płyty. Wujas Musaeum Esotericum is very different from Profanum's previous releases. "Flowers.." was more of a well produced black metal album with a fair amount of ambient influence. "Eminence.." was their album that really showed their creativity and innovation of seldom using guitars - the theme and feel of the songs were very dark, evil, and sinister. Musaeum Esotericum still follows that trend from Eminence but now there's a huge emphasis on the classical influence. This particular album may still be feel as dark, and it is, but the songs generally have a more romantic feel to them. These guys must have been heavily inspired by Bach, Mozart, Beethoven, Wagner etc when they started writing this album. You have your violins, bass, cellos, etc. If I didn't know any better, I would've thought I was in Europe in the 1600's/1700's. Because of this aspect, Musaeum Esotericum comes off as intelligent, clean, prideful, and impressive. The classical elements of Musaeum Esotericum are very cleanly produced and well-polished. Of course, the album isn't all classical. There are a fair amount of metal parts. First start with the vocals. They are either clean spoken, harsh spoken, or fairly deep pitched, harsh singing. as far as the singing goes, it's pretty distorted along with the rest of the metal elements. I'm tempted to think of this as experimental black metal. While the song titles seem to be in Latin, I think the lyrics have a Polish tongue to them. The rest of the metal aspects are pretty hard to describe. Profanum goes out their way to minimize their guitar work. It's possible there are some guitars there but the production gets so distorted it's hard to tell. Drums play the largest role in the metal aspects, but even those beats are a bit distorted. The metal parts do come in pretty randomly. Someone might think this is stupid, but I think it makes each song more interesting and rather unpredictable. Besides, it's not that spontaneous. With this album, the classical parts never occur at the same time as the metal parts. That is, it's not mixed, giving the album a more black and white feel to it. Musaeum Esotericum only has two tracks, but I thought this was a good idea. Both tracks are exceptionally long (unfortunately the total time is less than 40 minutes) so I think the release comes off feeling more epic. these tracks could've been split up but I think if that was the case, the album would feel like it was missing some extra punch. My favorite part on the album is the first 5 minutes of the first track. There's an incredible build up and coordination between the vocals, classical parts, and metal parts. I'd rather not ruin the fire of the album by dissecting every part of both songs so I'll leave that experience up to the listener. If you're looking for something well produced, intellectual sounding, and filled with dark themes, Musaeum Esotericum may be for you. It will be different than anything you're used to hearing for sure. PhantomMullet ..::TRACK-LIST::.. 1. Ecce Deliquium Lunae: Atri Misanthropiae Floris 20:56 2. Ecce Axis Mundi: Ars Magna Et Ultima 17:34 ..::OBSADA::.. Geryon - All instruments Bastis - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=FIkGKvavNaE SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-03 12:40:16
Rozmiar: 89.34 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja 2025 trzeciego albumu Profanum, pierwotnie wydanego w 2001 roku. Na zawartość albumu składają się dwie suity 'Ecce deliquium lunae' oraz 'Ecce axis mundi'. 'Musaeum Esotericum' to przedziwna, alchemiczna mieszanka muzyki klasycznej, mrocznego ambientu i Black Metalu. Wydawca Nigdy nie uważałem się za jakiegoś wielkiego fana zielonogórskiego Profanum, ale po kontakcie z takim krążkiem jak "Musaeum Esotericum" nie mogę już na tę nazwę być obojętny. Doprawdy nie przypuszczałem, że w głowie Geryona może zrodzić się tak chora i diabelska muzyka. Ostatni krążek Profanum to czterdzieści minut szatańsko przepierdolonej podróży w głąb ludzkiego umysłu, która postawi każdego słuchacza na granicy załamania nerwowego. Bo oprócz pompatycznych klawiszy rodem z Mortiisa, znajdziemy tu także olbrzymią dawkę industrialu, która udziela się zarówno w masakrujących uderzeniach automatu, jak i maksymalnie przesterowanych wokalach. To wszystko składa się na doskonały konglomerat, zawierający solidną porcję klimatu z jednej strony i dźwiękowego rozpiździaju z drugiej. Szkoda już więcej słów, aby próbować opisać to Dzieło. Tego trzeba przede wszystkim posłuchać. Jestem naprawdę pod olbrzymim wrażeniem. Krążek polecam przede wszystkim fanom twórczości spod znaku Cold Meat Industry, ale myślę, że ludzie nie słuchający na co dzień dźwięków z przebogatej oferty Rogera Karmanika znajdą tu także coś dla siebie. Jeśli tylko jesteś w stanie zdzierżyć muzyczne eksperymenty i masz ucho otwarte na czasem odbiegające od metalu klimaty, to jest to coś dla Ciebie. Naprawdę szczerze polecam, ta płyta jest warta każdej złotówki, jaką wpierdoli się w jej kupno. Mój kandydat na album roku. Kornik Po drugiej płycie „Profanum Aeternum – Eminence Of Satanic Imperial Art” z Profanum odszedł Reyash i zespół stał się duetem. Geryon i Bastis postanowili wtedy jeszcze bardziej odejść od tradycyjnego black metalu i zanurzyć się w świecie zupełnie innym, choć z pewnością nie mniej przerażającym. W ten sposób powstało „Musaeum Esotericum” – dzieło niesamowite i niezwykłe pod każdym względem. „Musaeum Esotericum” to nie jest muzyka. To coś znacznie więcej. To jest film, który dzieje się na naszych oczach. To jest film, w którym jesteśmy w środku. Znajdujemy się w nim nagle, wystraszeni, pełni trwogi, nieświadomi co się dzieje i gdzie my w ogóle jesteśmy. Dźwięki nas otaczają, pojawiają się niespodziewanie, wzbudzają strach i niepokój. Gdzieś zaszumi, gdzieś zaszura, pojawiają się melancholijne instrumenty. Głównie klawisze, które kreują niewyobrażalne napięcie i atmosferę grozy. Tu wszystko dzieje się szybko, zmienia się. Człowiek nie zdąży przyzwyczaić się do jednej sytuacji, a już nadchodzą dwie następne. Kroczymy niepewnie pośród ciemności, a wokół nas dzieją się rzeczy niebywałe, zupełnie teatralne, trzymające w napięciu, dające wiele wrażeń i emocji. Gra na pianinie jak u Szpilmana, smętna wiolonczela, gwiezdne wojny, podróż przez las, lot na świni jak w „Mistrzu I Małgorzacie”, brzęk łańcuchów, klasztorne modły i śmiech samego Szatana. Można tu usłyszeć wszystko, można odlecieć tam gdzie tylko potrafi zanieść nas wyobraźnia. A muzycznie jest to doskonałe. Sekwencje zdarzeń następują w sposób tworzący sztukę. Dużo w tym melodii, dużo artyzmu. To przez cały czas wciąga, cały czas układa się w pasjonujący spektakl dźwięku, myśli i obrazu. Całość podzielona jest na dwa głównie utwory składające się każdy z trzech części, ale nie polecałbym w ogóle na to zwracać uwagi. W to trzeba wejść zupełnie i zatracić poczucie czasu oraz rzeczywistości. Wokal nie jest tu głównym aktorem, ale jak już wchodzi to zazwyczaj rozbraja tak samo jak muzyka. Jakieś monologi, liturgie po łacinie, szepty, ale i groźne, rzężące kwestie po polsku, występujące zazwyczaj w parze z zerwaniem się charkotu gitar i perkusyjnego łomotu. Bo są tu jeszcze strzępy tego black metalu, który wystaje niczym ostra skała naprzeciw falom i rani boleśnie zakłócając estetykę i dramaturgię przedstawienia. Wprowadzanie elementów elektroniki, ambientu czy neoklasyki do black metalu oraz tworzenie na jego podstawie wartości awangardowych to nic takiego nadzwyczajnego. Jest wiele takich zespołów i wiele takich płyt, ale czegoś tak dobrego to ze świecą szukać. „Musaeum Esotericum” to jest absolutne mistrzostwo, coś zupełnie wyjątkowego. Nie ma drugiej takiej płyty. Wujas Musaeum Esotericum is very different from Profanum's previous releases. "Flowers.." was more of a well produced black metal album with a fair amount of ambient influence. "Eminence.." was their album that really showed their creativity and innovation of seldom using guitars - the theme and feel of the songs were very dark, evil, and sinister. Musaeum Esotericum still follows that trend from Eminence but now there's a huge emphasis on the classical influence. This particular album may still be feel as dark, and it is, but the songs generally have a more romantic feel to them. These guys must have been heavily inspired by Bach, Mozart, Beethoven, Wagner etc when they started writing this album. You have your violins, bass, cellos, etc. If I didn't know any better, I would've thought I was in Europe in the 1600's/1700's. Because of this aspect, Musaeum Esotericum comes off as intelligent, clean, prideful, and impressive. The classical elements of Musaeum Esotericum are very cleanly produced and well-polished. Of course, the album isn't all classical. There are a fair amount of metal parts. First start with the vocals. They are either clean spoken, harsh spoken, or fairly deep pitched, harsh singing. as far as the singing goes, it's pretty distorted along with the rest of the metal elements. I'm tempted to think of this as experimental black metal. While the song titles seem to be in Latin, I think the lyrics have a Polish tongue to them. The rest of the metal aspects are pretty hard to describe. Profanum goes out their way to minimize their guitar work. It's possible there are some guitars there but the production gets so distorted it's hard to tell. Drums play the largest role in the metal aspects, but even those beats are a bit distorted. The metal parts do come in pretty randomly. Someone might think this is stupid, but I think it makes each song more interesting and rather unpredictable. Besides, it's not that spontaneous. With this album, the classical parts never occur at the same time as the metal parts. That is, it's not mixed, giving the album a more black and white feel to it. Musaeum Esotericum only has two tracks, but I thought this was a good idea. Both tracks are exceptionally long (unfortunately the total time is less than 40 minutes) so I think the release comes off feeling more epic. these tracks could've been split up but I think if that was the case, the album would feel like it was missing some extra punch. My favorite part on the album is the first 5 minutes of the first track. There's an incredible build up and coordination between the vocals, classical parts, and metal parts. I'd rather not ruin the fire of the album by dissecting every part of both songs so I'll leave that experience up to the listener. If you're looking for something well produced, intellectual sounding, and filled with dark themes, Musaeum Esotericum may be for you. It will be different than anything you're used to hearing for sure. PhantomMullet ..::TRACK-LIST::.. 1. Ecce Deliquium Lunae: Atri Misanthropiae Floris 20:56 2. Ecce Axis Mundi: Ars Magna Et Ultima 17:34 ..::OBSADA::.. Geryon - All instruments Bastis - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=FIkGKvavNaE SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-03 12:36:45
Rozmiar: 243.32 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist: Frightful Album: Spectral Creator/What Lies Ahead Country: Poland Genre: Death/Thrash Metal Release: 2021,2025 Audio codec: Mp3 320 kbps ...( TrackList )... 2021 - Spectral Creator 1. Astral Freeze 04:18 2. Destructive Species 04:09 3. Abhorred 03:35 4. Soul Separate 04:11 5. Breaking the Twilight 05:32 6. Crimson Dawn 06:13 7. Those Who Burns for Might 04:15 8. Angel Waste 04:10 9. Spectral Creator 06:08 2025 - What Lies Ahead 1. Cloaked by Nothingness 05:45 2. Disincarnate Sower 04:46 3. What Lies Ahead 04:57 4. No Fear 04:27 5. Into the Phantom Hearts 06:01 6. Farewell 03:37 7. Cathedrals of Creation 04:38 8. Inexplicable 05:42 Line-up: Oskar Wańka - Vocals, Bass Paweł Snarski - Guitars Eryk Jakubczyk - Guitars Krzysztof Pochranowicz - Drums ![]()
Seedów: 38
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-03 10:24:15
Rozmiar: 193.48 MB
Peerów: 15
Dodał: Uploader
Opis
..::INFO::..
Unatoned to jedenasty, najnowszy album studyjny amerykańskiego zespołu heavy metalowego Machine Head, wydany 25 kwietnia 2025 roku nakładem Nuclear Blast i Imperium Recordings. Jest to pierwszy album zespołu, na którym występują perkusista Matt Alston i gitarzysta Reece Scruggs. Title: Unatoned Artist: Machine Head Country: USA Year: 2025 Genre: Groove Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ..::TRACK-LIST::.. 1.Landscape of Thorns 2.Atomic Revelations 3.Unbound 4.Outsider 5.Not Long for This World 6.These Scars Won't Define Us 7.Dustmaker 8.Bonescraper 9.Addicted to Pain 10.Bleeding Me Dry 11.Shards of Shattered Dreams 12.Scorn ![]()
Seedów: 44
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-03 10:08:15
Rozmiar: 102.34 MB
Peerów: 41
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Z nową propozycją przybił do naszych brzegów szwedzki Ereb Altor. Za pasami topory, twarze skryte za gęstą brodą, w dłoniach dzielnie dzierżą rogi wypełnione miodem pitnym czy co tam Wikingowie piją. A z głośników – oczywiście – viking metal. Bo muzycy Ereb Altor wychodzą z założenia, że jak palić, rabować i gwałcić obce landy to tylko przy dźwiękach Bathory lub jego wiernych naśladowców. Sami też podążają ścieżką wyznaczoną przez Quorthona, nie zbaczając z niej ani na milimetr, przy czym zdarzają się im wycieczki w black metal i tu za przykład posłuży mi numer tytułowy. W ogóle jakby trochę więcej tu inspiracji w stylu wczesnego Enslaved niż na poprzednim krążku, ale wciąż nie ma tego wiele. Przeważająca część „Nattramn” to klasyczne granie pod tę jedną, oczywistą inspirację. Gitary suną nam jak galera napędzana siłą mięśni, wzniosłe, czyste wokale ulatują ku niebu, na którym gromadzą się ciemne burzowe chmury. I gdy kapela postanawia grać trochę ciężej, mocniej to z tych chmur biją gromy. Prawda, że piękna wizja? Ano piękna, zwłaszcza jeśli jest się fanem viking metalu. Ja co prawda nie jestem, jakoś jednak ten Ereb Altor mnie nie odpycha. Z drugiej strony, nie wiem co mogę Wam jeszcze na temat tego albumu napisać. Przyznam, że poprzedniego już nie pamiętam, choć kojarzę, że mi się podobał i że grali viking metal. Coś czuję, że za rok to samo będę potrafił napisać o „Nattramn” i niewiele więcej. Zasadniczo, swojego stosunku do Szwedów nie zmieniłem po odsłuchaniu ich piątej płyty – ani na plus ani na minus. Dobra muzyka. Viking metal. Oracle Ereb Altor is a Swedish band that was formed in 2003 by members of the epic doom metal outfit Forlorn (who have since switched their moniker to Isole). The band’s first albums were lauded for their seamless weaving of the Viking era of Bathory with traditional epic doom metal. With their third album, Gastrike, and it’s follow up, Fire Meets Ice, Ereb Altor abandoned the trappings of epic doom for a more black metal influenced sound. Despite retaining the epic nature of their first albums, many fans were put off with the new direction of the band. Nattramn, the band’s fifth full length album, released at the end of April 2015, continues in the vein of the last two, focusing on merging their epic Viking metal with cold black metal atmospherics, but overall it seems to be a darker album than before. Bathory remains the band’s largest influence, which is quite evident with the adventurous pacing, crunchy riffs and frequent epic clean vocals. The album mixes between heavy handed segments of galloping riffs and crashing percussion, like “Dark Waters” and the closing track “The Nemesis of Frei” and more nuanced melodies driven forth by a wall of keyboard notes. It’s that essence of balance that makes this album work so well. Sure, the last album may have been called Fire Meets Ice, but Nattramn actually capitalizes on the phrase. The clean vocal melodies sound stronger and more confident this time around and the harsh and raspy roars are more furious and raging. The band leans on the airy keyboard passages a little more than before, but it adds a more melodic flare to the slower passages. The majority of the album focuses on Quorthon inspired riffing, like the crunchy groove on “The Dance of the Elves”, which sounds like it came straight from Nordland I or the raging end of the title track, with its thick power chords and thundering percussion mixed with an airy keyboard backdrop that brings to mind Hammerheart. The previously mentioned black metal influences work their way in here and there, like the rampant trem riffing and blasts during “The Nemisis of Frei”, but the focus remains on Bathory-isms. It’s pretty clear at this point that Ereb Altor isn’t keen to return to the sounds of the first two albums, but the music on Nattramn proves that the band is really blazing their own trail. Sure, it sounds like Bathory, but it comes through revelry and nostalgia rather than the blatant aping of Quorthon. Personally, I think the band is a little more potent without the traditional doom leanings. The meshing of epic Viking metal with clean vocals and harsher black metal histrionics with raspy growls is commendable. Fans of Ereb Altor’s past two album can revel in the fact that they finally seemed to have put all of the pieces together. Fans of Ereb Altor’s early work, hold your breath a little longer. TheStormIRide ..::TRACK-LIST::.. 1. The Son of Vindsvalr 02:14 2. Midsommarblot 05:01 3. Nattramn 05:36 4. The Dance of the Elves 06:36 5. Dark Waters 08:58 6. Across The Giants Blood 05:50 7. The Nemesis of Frej 08:02 ..::OBSADA::.. Vocals, Guitar [Guitars], Keyboards - Mats Drums, Keyboards - Tord Guitar [Guitars], Vocals - Ragnar Bass, Vocals - Mikael Violin [Violin Intro Performed By] - Thomas von Wachenfeldt (tracks: 5) https://www.youtube.com/watch?v=9NGlB82g7gY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-02 17:46:22
Rozmiar: 100.42 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Z nową propozycją przybił do naszych brzegów szwedzki Ereb Altor. Za pasami topory, twarze skryte za gęstą brodą, w dłoniach dzielnie dzierżą rogi wypełnione miodem pitnym czy co tam Wikingowie piją. A z głośników – oczywiście – viking metal. Bo muzycy Ereb Altor wychodzą z założenia, że jak palić, rabować i gwałcić obce landy to tylko przy dźwiękach Bathory lub jego wiernych naśladowców. Sami też podążają ścieżką wyznaczoną przez Quorthona, nie zbaczając z niej ani na milimetr, przy czym zdarzają się im wycieczki w black metal i tu za przykład posłuży mi numer tytułowy. W ogóle jakby trochę więcej tu inspiracji w stylu wczesnego Enslaved niż na poprzednim krążku, ale wciąż nie ma tego wiele. Przeważająca część „Nattramn” to klasyczne granie pod tę jedną, oczywistą inspirację. Gitary suną nam jak galera napędzana siłą mięśni, wzniosłe, czyste wokale ulatują ku niebu, na którym gromadzą się ciemne burzowe chmury. I gdy kapela postanawia grać trochę ciężej, mocniej to z tych chmur biją gromy. Prawda, że piękna wizja? Ano piękna, zwłaszcza jeśli jest się fanem viking metalu. Ja co prawda nie jestem, jakoś jednak ten Ereb Altor mnie nie odpycha. Z drugiej strony, nie wiem co mogę Wam jeszcze na temat tego albumu napisać. Przyznam, że poprzedniego już nie pamiętam, choć kojarzę, że mi się podobał i że grali viking metal. Coś czuję, że za rok to samo będę potrafił napisać o „Nattramn” i niewiele więcej. Zasadniczo, swojego stosunku do Szwedów nie zmieniłem po odsłuchaniu ich piątej płyty – ani na plus ani na minus. Dobra muzyka. Viking metal. Oracle Ereb Altor is a Swedish band that was formed in 2003 by members of the epic doom metal outfit Forlorn (who have since switched their moniker to Isole). The band’s first albums were lauded for their seamless weaving of the Viking era of Bathory with traditional epic doom metal. With their third album, Gastrike, and it’s follow up, Fire Meets Ice, Ereb Altor abandoned the trappings of epic doom for a more black metal influenced sound. Despite retaining the epic nature of their first albums, many fans were put off with the new direction of the band. Nattramn, the band’s fifth full length album, released at the end of April 2015, continues in the vein of the last two, focusing on merging their epic Viking metal with cold black metal atmospherics, but overall it seems to be a darker album than before. Bathory remains the band’s largest influence, which is quite evident with the adventurous pacing, crunchy riffs and frequent epic clean vocals. The album mixes between heavy handed segments of galloping riffs and crashing percussion, like “Dark Waters” and the closing track “The Nemesis of Frei” and more nuanced melodies driven forth by a wall of keyboard notes. It’s that essence of balance that makes this album work so well. Sure, the last album may have been called Fire Meets Ice, but Nattramn actually capitalizes on the phrase. The clean vocal melodies sound stronger and more confident this time around and the harsh and raspy roars are more furious and raging. The band leans on the airy keyboard passages a little more than before, but it adds a more melodic flare to the slower passages. The majority of the album focuses on Quorthon inspired riffing, like the crunchy groove on “The Dance of the Elves”, which sounds like it came straight from Nordland I or the raging end of the title track, with its thick power chords and thundering percussion mixed with an airy keyboard backdrop that brings to mind Hammerheart. The previously mentioned black metal influences work their way in here and there, like the rampant trem riffing and blasts during “The Nemisis of Frei”, but the focus remains on Bathory-isms. It’s pretty clear at this point that Ereb Altor isn’t keen to return to the sounds of the first two albums, but the music on Nattramn proves that the band is really blazing their own trail. Sure, it sounds like Bathory, but it comes through revelry and nostalgia rather than the blatant aping of Quorthon. Personally, I think the band is a little more potent without the traditional doom leanings. The meshing of epic Viking metal with clean vocals and harsher black metal histrionics with raspy growls is commendable. Fans of Ereb Altor’s past two album can revel in the fact that they finally seemed to have put all of the pieces together. Fans of Ereb Altor’s early work, hold your breath a little longer. TheStormIRide ..::TRACK-LIST::.. 1. The Son of Vindsvalr 02:14 2. Midsommarblot 05:01 3. Nattramn 05:36 4. The Dance of the Elves 06:36 5. Dark Waters 08:58 6. Across The Giants Blood 05:50 7. The Nemesis of Frej 08:02 ..::OBSADA::.. Vocals, Guitar [Guitars], Keyboards - Mats Drums, Keyboards - Tord Guitar [Guitars], Vocals - Ragnar Bass, Vocals - Mikael Violin [Violin Intro Performed By] - Thomas von Wachenfeldt (tracks: 5) https://www.youtube.com/watch?v=9NGlB82g7gY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-02 17:42:46
Rozmiar: 296.30 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Title: Face The End Artist: Game Over Year: 2025 Genre: Thrash-Metal Country: Italy Duration: 00:32:38 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. The Final Hour 2. Lust for Blood 3. Neck Breaking Dance 4. Grip of Time 5. Lost in Disgrace 6. Veil of Insanity 7. Gateway to Infinity 8. Tempesta 9. Crimson Waves 10. Weaving Fate ![]()
Seedów: 19
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:27:05
Rozmiar: 75.80 MB
Peerów: 3
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Never Quite Dead Artist: Pagan Altar Year: 2025 Genre: Heavy, Doom-Metal Country: UK Duration: 00:38:12 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Saints and Sinners 2. Liston Church 3. Madame M'Rachel 4. Madame M'Rachel's Grave 5. Well of Despair 6. The Dead's Last March 7. Westbury Express 8. Kismet ![]()
Seedów: 21
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:27:01
Rozmiar: 88.11 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: In The Temple Of The Tyrant Artist: Behölder Year: 2025 Genre: Doom-Metal Country: USA Duration: 00:49:06 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. A Pale Blood Sky 2. Dungeon Crawl 3. Into The Underdark 4. Eyes Of The Deep 5. For Those Who Fell 6. Draconian (Slave Or Master) 7. Summoned & Bound 8. I Magus ![]()
Seedów: 17
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:26:56
Rozmiar: 113.22 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Spirit Of Speed Artist: Desolator Year: 2025 Genre: Speed, Thrash-Metal Country: UK Duration: 00:34:10 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Maniac Attack 2. Eye of the Night 3. Call of the Void 4. KIA 5. Rapid Force 6. Midnight Leather 7. Brain Decay 8. Prison CIty 9. Spirit of Speed 10. Back on the Road ![]()
Seedów: 21
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:26:51
Rozmiar: 79.38 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: The Hard Way Artist: Redemption Year: 2025 Genre: Heavy, Thrash-Metal Country: France Duration: 00:41:26 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Kick Away 2. The Flame 3. Thunder & Pain 4. The Hard Way 5. She's the One 6. Messing Up 7. The Boogeyman - Tribute to John Wick 8. The Damned 9. Blood on the Tracks 10. Overkill (Motörhead cover) ![]()
Seedów: 17
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:26:46
Rozmiar: 96.21 MB
Peerów: 5
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Pranašystė Artist: Thundertale Year: 2025 Genre: Power-Metal Country: Lithuania Duration: 00:48:44 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Klajūnas 2. Sparnai 3. Apsireiškimas 4. Kraujo balsas 5. Sugrįžimas 6. Pamiršti dievai 7. Išsižadėjimas 8. Perkūno kary 9. Aukojimas 10. Pranašystė 11. Priesaika 12. Iškelt kirvius! 13. Plieno ir kraujo sakmė 14. Akmenys tyli 15. Liepsnos ir dūmai 16. Tavim tikiu ![]()
Seedów: 15
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-30 00:26:41
Rozmiar: 112.58 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Pierwsze wydawnictw z serii GGA Live Session. Materiał obydwu zespołów nagrany specjalnie na online festiwal GRINDCORE GLOBAL ALLIANCE, który miał miejsce 19 grudnia 2020 roku. Strona A z udziałem ANTIGAMY zawiera 9 utworów w tym cover NAPALM DEATH. Na stronie B amerykański COGNIZANT z utworami z nadchodzącej płyty. Dwa razy jedyny w swoim rodzaju grindcore'owy wygar. Znany dotychczas z wersji winylowej split ANTIGAMA/COGNIZANT doczekał się również wydania na CD. GGA Live Sessions ukazał się 21 marca nakładem Selfmadegod Records. GGA Live Sessions zawiera materiał obydwu zespołów nagrany specjalnie na online festiwal GRINDCORE GLOBAL ALLIANCE, który miał miejsce 19 grudnia 2020 roku. Wybór właśnie tych bandów na pierwsze z serii wydawnictw był nieprzypadkowy. Zarówno ANTIGAMA jak i COGNIZANT przesuwają granice grindcore’a w niezbadanym kierunku, w którym dźwięk staje się nie tylko precyzyjny, ale stanowi wyzwanie dla narządów słuchu. Na poczet wydawnictwa ANTIGAMA zarejestrowała osiem utworów kosmiczno-progresywnego grindu w tym przeróbkę Control Napalm Death. COGNIZANT dostarczył porcję przedpremierowych numerów z ostatniego krążka Inexorable Nature Of Adversity oraz kawałków znanych ze splitów, łączących prędkość i dysonanse z groove. ANTIGAMA została założona w 2000 roku w Warszawie i uznawana jest za jeden z najbardziej innowacyjnych oraz wpływowych zespołów w historii grindcore’a. Oprócz ośmiu płyt studyjnych oraz kilkunastu splitów ma na koncie trasy po Polsce, Europie oraz USA. COGNIZANT z Dallas to kwintet, który łącząc w swojej twórczości najlepsze elementy death metalu oraz grindcore’a stworzył własny styl, doprowadzając bezkompromisowe blasty do granicy abstrakcji i skraju szaleństwa, łącząc je z masywnymi zwolnieniami oraz gitarowymi dysonansami. GGA Live Sessions zostało nagrane w zespołowych salach prób oraz poddane masteringowi przez uznanego Colina Marstona w The Thousand Caves. Okładkę dostarczył Jamie Christ (Christwvrks), a całość od strony graficznej złożył GT & Fredo Tremblay z Chadhel. Oracle ..::TRACK-LIST::.. Antigama: 1. Intro / Collapse 02:20 2. The Key 01:49 3. E Conspectu 01:33 4. Reward or Punishment 01:40 5. Empty Paths 02:22 6. Now 01:58 7. Division of Lonely Crows 02:26 8. Control (Napalm Death Cover) 02:03 Cognizant: 9. Dichotomy 01:23 10. Solipsism 02:11 11. Ambassador 01:21 12. Oppression 01:38 13. Paralysis 01:12 14. Cyclical 00:59 15. Seizures 00:42 16. Ataxia 00:50 17. Destitute 01:22 18. Cosmic Squander 01:18 19. Proselytize 00:51 20. Thrall 01:04 21. Grain 01:02 22. Hierarchy 01:14 ..::OBSADA::.. ANTIGAMA is: Lukasz Myszkowski - vocals, electronics Sebastian Rokicki - guitars Macio Moretti - bass Pawel Jaroszewicz - drums, percussions COGNIZANT is : Kevin - Vocals Brad - Bass Alex - Guitar Irving - Guitar Bryan - Drums https://www.youtube.com/watch?v=3k_PnFCnx0s SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-27 19:41:41
Rozmiar: 90.89 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Pierwsze wydawnictw z serii GGA Live Session. Materiał obydwu zespołów nagrany specjalnie na online festiwal GRINDCORE GLOBAL ALLIANCE, który miał miejsce 19 grudnia 2020 roku. Strona A z udziałem ANTIGAMY zawiera 9 utworów w tym cover NAPALM DEATH. Na stronie B amerykański COGNIZANT z utworami z nadchodzącej płyty. Dwa razy jedyny w swoim rodzaju grindcore'owy wygar. Znany dotychczas z wersji winylowej split ANTIGAMA/COGNIZANT doczekał się również wydania na CD. GGA Live Sessions ukazał się 21 marca nakładem Selfmadegod Records. GGA Live Sessions zawiera materiał obydwu zespołów nagrany specjalnie na online festiwal GRINDCORE GLOBAL ALLIANCE, który miał miejsce 19 grudnia 2020 roku. Wybór właśnie tych bandów na pierwsze z serii wydawnictw był nieprzypadkowy. Zarówno ANTIGAMA jak i COGNIZANT przesuwają granice grindcore’a w niezbadanym kierunku, w którym dźwięk staje się nie tylko precyzyjny, ale stanowi wyzwanie dla narządów słuchu. Na poczet wydawnictwa ANTIGAMA zarejestrowała osiem utworów kosmiczno-progresywnego grindu w tym przeróbkę Control Napalm Death. COGNIZANT dostarczył porcję przedpremierowych numerów z ostatniego krążka Inexorable Nature Of Adversity oraz kawałków znanych ze splitów, łączących prędkość i dysonanse z groove. ANTIGAMA została założona w 2000 roku w Warszawie i uznawana jest za jeden z najbardziej innowacyjnych oraz wpływowych zespołów w historii grindcore’a. Oprócz ośmiu płyt studyjnych oraz kilkunastu splitów ma na koncie trasy po Polsce, Europie oraz USA. COGNIZANT z Dallas to kwintet, który łącząc w swojej twórczości najlepsze elementy death metalu oraz grindcore’a stworzył własny styl, doprowadzając bezkompromisowe blasty do granicy abstrakcji i skraju szaleństwa, łącząc je z masywnymi zwolnieniami oraz gitarowymi dysonansami. GGA Live Sessions zostało nagrane w zespołowych salach prób oraz poddane masteringowi przez uznanego Colina Marstona w The Thousand Caves. Okładkę dostarczył Jamie Christ (Christwvrks), a całość od strony graficznej złożył GT & Fredo Tremblay z Chadhel. Oracle ..::TRACK-LIST::.. Antigama: 1. Intro / Collapse 02:20 2. The Key 01:49 3. E Conspectu 01:33 4. Reward or Punishment 01:40 5. Empty Paths 02:22 6. Now 01:58 7. Division of Lonely Crows 02:26 8. Control (Napalm Death Cover) 02:03 Cognizant: 9. Dichotomy 01:23 10. Solipsism 02:11 11. Ambassador 01:21 12. Oppression 01:38 13. Paralysis 01:12 14. Cyclical 00:59 15. Seizures 00:42 16. Ataxia 00:50 17. Destitute 01:22 18. Cosmic Squander 01:18 19. Proselytize 00:51 20. Thrall 01:04 21. Grain 01:02 22. Hierarchy 01:14 ..::OBSADA::.. ANTIGAMA is: Lukasz Myszkowski - vocals, electronics Sebastian Rokicki - guitars Macio Moretti - bass Pawel Jaroszewicz - drums, percussions COGNIZANT is : Kevin - Vocals Brad - Bass Alex - Guitar Irving - Guitar Bryan - Drums https://www.youtube.com/watch?v=3k_PnFCnx0s SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-27 19:37:09
Rozmiar: 259.85 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Lividity - 13 Releases Collection (Splits w/ Flesh Grinder, Necrocannibalistic Vomitorium) 1997-2022 Genre: Brutal Death Metal Year of release: 1997-2022 Country of artist (band): US Audio codec: MP3 Rip type: tracks Audio bitrate: 256-320 kbps Duration: 08:03:37 ...( TrackList )... 1997 (2004) - Fetish For The Sick (Scans, 01:06:59) 1997 - Fetish For The Sick (Scans, 19:48) 1999 - Show Us Your Tits (Live) (Scans, 48:47) 2000 - The Age Of Cilitoral Decay (Scans, 34:53) 2002 (2008) - ...'Til Only The Sick Remain (Scans, 30:43) 2006 - Used, Abused And Left For Dead (Scans, 37:47) 2008 - Live Fornication (44:38, 256 kbps) 2009 - To Desecrate And Defile (Scans, 41:43) 2010 - Flesh Grinder & Lividity - Two Repulsive Eyes (Scans, 59:14) 2010 - Lividity & Necrocannibalistic Vomitorium - Headcock. Full Sperm's Cheeks (Scans, 12:24) 2015 - Fetish For The Sick & Rejoice In Morbidity (30:37) 2018 - Perverseverance (35:59) 2022 - Rejoice In Morbidity (20:10) ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-24 21:50:05
Rozmiar: 1.30 GB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Grinding death newcomers, SHOCK WITHDRAWAL, make extreme music for extreme times. Comprising a trio of diehards from the heavy music scene (Maruta, Mos Generator, Nitesoil, etc.), SHOCK WITHDRAWAL blast, grind and churn through six tracks of aggressive groove infused velocity that pays homage to both death metal and grindcore on their debut self-titled EP. A meditation on the crippling effects of trauma, self-destruction, and pessimism, SHOCK WITHDRAWAL gives the listener a stark reminder that our world continues to burn both inside and out. Recorded by Travis Bacon at Svart Sound and mastered by Arthur Rizk (Power Trip, Cavalera Conspiracy, Municipal Waste, Turnstile) with suffocating artwork by Primitive Man's Ethan Lee McCarthy. Maruta is a band that’s near and dear to my heart. Not only did they release three albums worth of blistering grindcore that are among my favorites of the genre, but they were also early supporters of my written endeavors, graciously granting me interviews in 2008 and 2011. Hell, they were the opening band at the show I met my wife at! Needless to say, I’m pretty stoked to report that Maruta vocalist Mitchell Luna is fronting a new band called Shock Withdrawal and they’ve come blasting out of the gate with a positively ripping self-titled debut ep via grind mega-label Selfmadegod Records. Clocking in at a brisk thirteen minutes, Shock Withdrawal is a quick ‘n’ dirty burst of death grind ultra-violence from this three-headed beast that also includes drummer Jono Garret (Turbid North, ex-The Destro) and guitarist/bassist Nick Emde (Nitesoil, White Widows Pact, ex-The Destro). Songs such as “Rejection Cycle” and “Despair Ratio” are compact killing machines designed get in, murder motherfucking everyone and get out in as little time as possible. Indeed, Shock Withdrawal’s songwriting economy is goddamn glorious to behold, provided your idea of glorious includes having your ear canals flayed by some of the gnarliest, meanest grindcore you’re gonna hear in 2022. But just because the ep is short, brutal and bludgeoning by its very nature doesn’t mean it lacks nuance. Sure, Emde and Garret throw down with pummeling riff-slaughter while Luna spews his corrosive vocals like a man possessed who’s spent all day drinking battery acid, but the songwriting is also highly dynamic and Shock Withdrawal aren’t afraid to let off the gas when needed, even going full-on sludge metal for closing track “Guided By Paranoia,” just to make extra-sure that your skull has been crushed into a fine powder by the time all is said and done. Recorded by Travis Bacon (Mutilation Rites, Ruin Lust) and Jamie King (Glass Casket, Through the Eyes of the Dead) with mastering by Arthur Rizk (Cirith Ungol, Power Trip), it should come as no surprise that Shock Withdrawal sounds heavy as all hell. This thing is thick as a brick, but there is still plenty of separation between each instrument and the vocals, allowing one to appreciate the full scope of the trio’s relentless assault. The production is perfectly suited to what Shock Withdrawal are trying to accomplish here, bridging the gap between old school grinding filth and modern death metal fury. All of this is to say that Shock Withdrawal’s debut is a nasty little slab o’ grindcore that’s perfect for genre enthusiasts looking for a quick kick in the teeth. Fans of the likes of Napalm Death, Nasum and of course Maruta will feel right at home within the ep’s violent confines, while everyone else will have no choice but to either step out of the way or get stepped on repeatedly until there’s nothing left but a puddle of blood and guts. Thatshowkidsdie ..::TRACK-LIST::.. 1. Rejection Cycle 02:28 2. Nadir of Humanity 00:54 3. Contrition 02:45 4. Despair Ratio 01:35 5. Wounded 02:27 6. Guided by Paranoia 02:35 ..::OBSADA::.. Nick Emde - Guitar, Bass Jono Garrett - Drums Mitchell Luna - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=4eunxHQjUwA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-22 17:05:47
Rozmiar: 31.61 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Grinding death newcomers, SHOCK WITHDRAWAL, make extreme music for extreme times. Comprising a trio of diehards from the heavy music scene (Maruta, Mos Generator, Nitesoil, etc.), SHOCK WITHDRAWAL blast, grind and churn through six tracks of aggressive groove infused velocity that pays homage to both death metal and grindcore on their debut self-titled EP. A meditation on the crippling effects of trauma, self-destruction, and pessimism, SHOCK WITHDRAWAL gives the listener a stark reminder that our world continues to burn both inside and out. Recorded by Travis Bacon at Svart Sound and mastered by Arthur Rizk (Power Trip, Cavalera Conspiracy, Municipal Waste, Turnstile) with suffocating artwork by Primitive Man's Ethan Lee McCarthy. Maruta is a band that’s near and dear to my heart. Not only did they release three albums worth of blistering grindcore that are among my favorites of the genre, but they were also early supporters of my written endeavors, graciously granting me interviews in 2008 and 2011. Hell, they were the opening band at the show I met my wife at! Needless to say, I’m pretty stoked to report that Maruta vocalist Mitchell Luna is fronting a new band called Shock Withdrawal and they’ve come blasting out of the gate with a positively ripping self-titled debut ep via grind mega-label Selfmadegod Records. Clocking in at a brisk thirteen minutes, Shock Withdrawal is a quick ‘n’ dirty burst of death grind ultra-violence from this three-headed beast that also includes drummer Jono Garret (Turbid North, ex-The Destro) and guitarist/bassist Nick Emde (Nitesoil, White Widows Pact, ex-The Destro). Songs such as “Rejection Cycle” and “Despair Ratio” are compact killing machines designed get in, murder motherfucking everyone and get out in as little time as possible. Indeed, Shock Withdrawal’s songwriting economy is goddamn glorious to behold, provided your idea of glorious includes having your ear canals flayed by some of the gnarliest, meanest grindcore you’re gonna hear in 2022. But just because the ep is short, brutal and bludgeoning by its very nature doesn’t mean it lacks nuance. Sure, Emde and Garret throw down with pummeling riff-slaughter while Luna spews his corrosive vocals like a man possessed who’s spent all day drinking battery acid, but the songwriting is also highly dynamic and Shock Withdrawal aren’t afraid to let off the gas when needed, even going full-on sludge metal for closing track “Guided By Paranoia,” just to make extra-sure that your skull has been crushed into a fine powder by the time all is said and done. Recorded by Travis Bacon (Mutilation Rites, Ruin Lust) and Jamie King (Glass Casket, Through the Eyes of the Dead) with mastering by Arthur Rizk (Cirith Ungol, Power Trip), it should come as no surprise that Shock Withdrawal sounds heavy as all hell. This thing is thick as a brick, but there is still plenty of separation between each instrument and the vocals, allowing one to appreciate the full scope of the trio’s relentless assault. The production is perfectly suited to what Shock Withdrawal are trying to accomplish here, bridging the gap between old school grinding filth and modern death metal fury. All of this is to say that Shock Withdrawal’s debut is a nasty little slab o’ grindcore that’s perfect for genre enthusiasts looking for a quick kick in the teeth. Fans of the likes of Napalm Death, Nasum and of course Maruta will feel right at home within the ep’s violent confines, while everyone else will have no choice but to either step out of the way or get stepped on repeatedly until there’s nothing left but a puddle of blood and guts. Thatshowkidsdie ..::TRACK-LIST::.. 1. Rejection Cycle 02:28 2. Nadir of Humanity 00:54 3. Contrition 02:45 4. Despair Ratio 01:35 5. Wounded 02:27 6. Guided by Paranoia 02:35 ..::OBSADA::.. Nick Emde - Guitar, Bass Jono Garrett - Drums Mitchell Luna - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=4eunxHQjUwA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-22 17:02:11
Rozmiar: 97.55 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Kanadyjczycy z Panzerfaust zaprezentowali niedawno swój najnowszy materiał zatytułowany „The Suns of Perdition – Chapter I: War, Horrid War”. Poprzednie materiały lubię, a EP „The Lucifer Principle” jest ze mną od dłuższego czasu. Dlatego też należało sprawdzić, co tam nowego urodziło się w głowach tych panów. Zachęciły mnie też całkiem przyjemne numery promujące tę płytę. Zacznijmy może od tego, że Panzerfaust gra muzykę, którą można określić, jako „black metal w kapturach”. Dzięki temu nie unikniemy pewnych porównań z Mgłą. Panzerfaust jednak idzie w trochę inne rejony. Dla mnie brzmi to dość industrialnie. Muzyka sprawia wrażenie bardzo motorycznej, gęstej, ale jednocześnie transowej. Elektronika też tu jakaś jest. Aczkolwiek chodzi mi raczej o samo brzmienie i to jak utwory są zbudowane. Ciekawy zabieg. Mnie intryguje. Goście zastosowali też ciekawy sposób gry na perkusji. Miejscami mam wrażenie, że garowy ma chyba więcej niż dwie ręce, albo ktoś mu pomaga. Nie zmam się na szczegółach, ale posłuchajcie tego, co się wygrywa na tym instrumencie mniej więcej za połową „The Day After Trinity” (BTW, jest to nawiązanie do ciekawego dokumentu o Oppenheimerze). Zresztą, jest to naprawdę świetny numer i nie dziwię się, że wybrali go do promowania całej płyty. Zajebiście mi się też podoba złożony, ponad 13-minutowy „The Men of No Man’s Land”. Na tej płycie zasadniczo są jeszcze dwa numery i jeden przerywnik, więc swoją długością nie powala. Dla mnie jednak nie jest to żaden problem. Podsumowując: niby kapturowy black metal, a sporo tu nowego i świeżego powiewu. Niekonwencjonalnie rozwiania muzyczne, intrygujące wokale i śmiałe kompozycję świadczą o tym, że płyta naprawdę potrafi zainteresować. Pytanie: czy na dłużej? Chętnie bym ich też sprawdził na żywo. A przypominam: będzie taka okazja już niedługo w Łodzi, bo wpadają z Uadą do nas w ramach The Spectral Storm Tour. Tymczasem ja wracam do słuchania. Pathologist From Canada the band sharing the name with a certain German anti-tank weapon, Panzerfaust hails. Their black metal is to no surprise (seeing their name) much about war and anti-religion. Since their creation in 2005 the band has been very active having released new material almost every year up until their 2013 full-length album Jehovah-Jireh: The Divine Anti-logos. Since then they’ve taken it a bit slower, with an EP release in 2016 and now their 4th full-length album The Suns of Perdition I: War, Horrid War is out. After having this album spinning on and off for the past month I can tell you straight away this album is a grower. Not just in the sense that it starts slow but get better with each spin. This album is good from the first track alone, just keeps getting better and grows in taste like a fine wine. Funeral Mist, Deathspell Omega and 1914 are the first bands that came to my mind as a major influence when the opener “The Day After ‘Trinity'” hits you like an avalanche, a superb opening. The tank doesn’t stop there though as it bulldoze it’s way into your mind, pummeling your brain with the follow-up “Stalingrad, Massengrab”. The epic 13 minutes closer “The Men of No Man’s Land” does exactly like it’s intended to, close the album in style. A much slower song than the rest of the album, but oh so atmospheric and a great showing of wicked good songwriting. Which is actually the main part I will take with me from listening to Panzerfaust, their very well-written songs. Memorable, dark and deep lyrics accompanied with great music is all you need really and for that I give Panzerfaust a near perfect score. One of the best albums I’ve heard this year! TheMetalGamer ..::TRACK-LIST::.. 1. The Day After 'Trinity' 05:23 2. Stalingrad, Massengrab 04:12 3. Crimes Against Humanity 02:24 4. The Decapitator's Prayer 06:27 5. The Men of No Man's Land 13:00 ..::OBSADA::.. Thomas Gervais - Bass Brock 'Kaizer' Van Dijk - Guitars, Lyrics Goliath - Vocals Alexander Kartashov - Drums https://www.youtube.com/watch?v=4V67yWW_yDM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-21 17:03:18
Rozmiar: 75.79 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Kanadyjczycy z Panzerfaust zaprezentowali niedawno swój najnowszy materiał zatytułowany „The Suns of Perdition – Chapter I: War, Horrid War”. Poprzednie materiały lubię, a EP „The Lucifer Principle” jest ze mną od dłuższego czasu. Dlatego też należało sprawdzić, co tam nowego urodziło się w głowach tych panów. Zachęciły mnie też całkiem przyjemne numery promujące tę płytę. Zacznijmy może od tego, że Panzerfaust gra muzykę, którą można określić, jako „black metal w kapturach”. Dzięki temu nie unikniemy pewnych porównań z Mgłą. Panzerfaust jednak idzie w trochę inne rejony. Dla mnie brzmi to dość industrialnie. Muzyka sprawia wrażenie bardzo motorycznej, gęstej, ale jednocześnie transowej. Elektronika też tu jakaś jest. Aczkolwiek chodzi mi raczej o samo brzmienie i to jak utwory są zbudowane. Ciekawy zabieg. Mnie intryguje. Goście zastosowali też ciekawy sposób gry na perkusji. Miejscami mam wrażenie, że garowy ma chyba więcej niż dwie ręce, albo ktoś mu pomaga. Nie zmam się na szczegółach, ale posłuchajcie tego, co się wygrywa na tym instrumencie mniej więcej za połową „The Day After Trinity” (BTW, jest to nawiązanie do ciekawego dokumentu o Oppenheimerze). Zresztą, jest to naprawdę świetny numer i nie dziwię się, że wybrali go do promowania całej płyty. Zajebiście mi się też podoba złożony, ponad 13-minutowy „The Men of No Man’s Land”. Na tej płycie zasadniczo są jeszcze dwa numery i jeden przerywnik, więc swoją długością nie powala. Dla mnie jednak nie jest to żaden problem. Podsumowując: niby kapturowy black metal, a sporo tu nowego i świeżego powiewu. Niekonwencjonalnie rozwiania muzyczne, intrygujące wokale i śmiałe kompozycję świadczą o tym, że płyta naprawdę potrafi zainteresować. Pytanie: czy na dłużej? Chętnie bym ich też sprawdził na żywo. A przypominam: będzie taka okazja już niedługo w Łodzi, bo wpadają z Uadą do nas w ramach The Spectral Storm Tour. Tymczasem ja wracam do słuchania. Pathologist From Canada the band sharing the name with a certain German anti-tank weapon, Panzerfaust hails. Their black metal is to no surprise (seeing their name) much about war and anti-religion. Since their creation in 2005 the band has been very active having released new material almost every year up until their 2013 full-length album Jehovah-Jireh: The Divine Anti-logos. Since then they’ve taken it a bit slower, with an EP release in 2016 and now their 4th full-length album The Suns of Perdition I: War, Horrid War is out. After having this album spinning on and off for the past month I can tell you straight away this album is a grower. Not just in the sense that it starts slow but get better with each spin. This album is good from the first track alone, just keeps getting better and grows in taste like a fine wine. Funeral Mist, Deathspell Omega and 1914 are the first bands that came to my mind as a major influence when the opener “The Day After ‘Trinity'” hits you like an avalanche, a superb opening. The tank doesn’t stop there though as it bulldoze it’s way into your mind, pummeling your brain with the follow-up “Stalingrad, Massengrab”. The epic 13 minutes closer “The Men of No Man’s Land” does exactly like it’s intended to, close the album in style. A much slower song than the rest of the album, but oh so atmospheric and a great showing of wicked good songwriting. Which is actually the main part I will take with me from listening to Panzerfaust, their very well-written songs. Memorable, dark and deep lyrics accompanied with great music is all you need really and for that I give Panzerfaust a near perfect score. One of the best albums I’ve heard this year! TheMetalGamer ..::TRACK-LIST::.. 1. The Day After 'Trinity' 05:23 2. Stalingrad, Massengrab 04:12 3. Crimes Against Humanity 02:24 4. The Decapitator's Prayer 06:27 5. The Men of No Man's Land 13:00 ..::OBSADA::.. Thomas Gervais - Bass Brock 'Kaizer' Van Dijk - Guitars, Lyrics Goliath - Vocals Alexander Kartashov - Drums https://www.youtube.com/watch?v=4V67yWW_yDM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-21 16:59:19
Rozmiar: 217.13 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Title: Jaguar Artist: Jaguar Year: 2025 Genre: Heavy-Metal Country: Poland Duration: 00:41:38 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. 111 (03:49) 02. Bilet do raju (03:48) 03. Inicjacja (03:35) 04. Apokalipsa (03:55) 05. Ave Cezar (03:40) 06. Pierwszy strzał (04:24) 07. Żołnierz (04:48) 08. Uciekinier (03:31) 09. Jaguar (04:10) 10. Karzeł (05:54) ![]()
Seedów: 21
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-21 10:21:24
Rozmiar: 96.54 MB
Peerów: 8
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Diaries Of The Insane Artist: Resonance of Harmony Year: 2025 Genre: Heavy, Thrash-Metal Country: USA Duration: 00:33:17 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Jesus Goes To Hell (04:16) 02. Wake Up Blind (02:52) 03. Red Sun Of Midnight (03:42) 04. Look What The Corpse Dragged In (04:38) 05. Suicide (Diaries Of The Insane Scribe #1) (02:25) 06. The Hollow Brain (03:28) 07. My Truncheon (Diaries Of The Insane Scribe #2) (02:48) 08. Lies & Truth (02:14) 09. Babylon (03:28) 10. Decimate The Decimated (01:15) 11. Violation (Diaries of the Insane Scribe #3) (02:07) ![]()
Seedów: 19
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-21 10:21:19
Rozmiar: 76.87 MB
Peerów: 7
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: The Order Of Chaos Artist: Aggravated Assault Year: 2025 Genre: Thrash-Metal Country: USA Duration: 00:42:16 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Apathy 02. Vivisection 03. War Cry 04. The Dahmer Party 05. Utopia 06. Cataclysmic Abyss 07. A.T.K. 08. Fertilized with Flesh 09. The Order of Chaos 10. Sympathy ![]()
Seedów: 28
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-21 10:21:14
Rozmiar: 101.54 MB
Peerów: 6
Dodał: Uploader
Opis
..::INFO::..
Szósty, najnowszy album studyjny amerykańskiego zespołu metalowego z San Francisco. Artist: Deafheaven Title: Lonely People With Power Country: USA Year: 2025 Genre: Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ..::TRACK-LIST::.. 1.Incidental I 2.Doberman 3.Magnolia 4.The Garden Route 5.Heathen 6.Amethyst 7.Incidental II (featuring Jae Matthews) 8.Revelator 9.Body Behavior 10.Incidental III (featuring Paul Banks) 11.Winona 12.The Marvelous Orange Tree https://www.youtube.com/watch?v=CH3PmHeJpQ4 ![]()
Seedów: 34
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-20 22:19:56
Rozmiar: 129.81 MB
Peerów: 28
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja 2025 drugiego albumu Profanum, pierwotnie wydanego w 1997 roku. Pięć majestatycznych, black metalowych symfonii nagranych bez użycia gitar, basu czy żadnych typowo "metalowych" instrumentów, zastąpionych klasycznym instrumentarium - skrzypce, fortepian... Niesamowita mieszanka muzyki klasycznej, mrocznego Ambientu i Black Metalu. https://www.youtube.com/watch?v=kufXsrLUTWU Most innovative and the most mysterious Black Metal band on Earth, always standing alone in their own, dark world of sounds. Mournful opus of five dark, majestic, infernal symphonies with no use of guitars or bass or any "typical" metal sound, but replacing it with symphonic orchestra instruments - like piano, violins. Obscure, ambient touches added for a special dark effect - Ambiental Infernal Symphony. For me at least, this album is striking because of its approach to making what is essentially still dark Black Metal. Their choice of instruments excludes anything with strings, relying instead on multi-layered synthesizers very neat, triggered drums and the usual vocal roars and screeches. It is not a new approach, Profanumum’s work harking back to that of Summoning and Dargaard, but absolutely devoid of the atmospheric guitar layer of the former and with the addition of drum beats that Dargaard, for the most part do not use. The production is clean and cavernous – unhindered by the rumble and fizz of guitars the synthesizers create vast soundscapes and sweeping melodic passages in a distinct atonal Black Metal spectrum. There are three recognisable tones – a simulated female choral sample a la “In the Nightside Eclipse” clean classical piano and synthesized violin. There are some deeper tones, sounding like something more common on industrial recordings, but they create a suitably classical atmosphere…In fact the whole working here is apparently deeply influenced by classical music, which for me is hard to tell, not being a great fan of the classical composers. The stylistic leanings towards classical compositions is clear enough though. The music is composed in movements with clear distinctions and changes of mood, which exceed the number of tracks on the album. Makes it more interesting. What can I say – I cannot begin to comprehend the musical skill required for such a performance, but the music comes to my great liking. Its is deeply atmospheric, dark and majestic, fitting very well into the band’s chosen Black Metal framework. A great, unique release! Too short, in fact... vrag moj Profanum Aeternum: Eminence of Satanic Imperial Art is an album written in the desolate land of Poland. The band chose not to use several instruments typical to black metal, but opted for a more non-orthodox approach. This is the band's second album, and the music was composed between 1994 and 1996, but released in 1997. The album, overall, is slow-paced, almost doom-metal like. This can be compared to the speed in Limbonic Art's "Moon In the Scorpio" album, where the sound is intended to soothe the listener. There are only a few parts that contain fast-paced drumming, but the other instruments keep the same pace, almost constant , throughout. The songs also leave a lot of room for fresh air, there are several interludes in-between the songs and instrumental parts to give a break from the vocals. When listening to this album, the thoughts that plague my brain are those concerning memories in life that inflict pain amongst us, but are not remembered often. These forgotten memories, when remembered, bring feelings of extreme sadness, suffering, horror, and an incredible loss of senses. What is the most sorrowful from these memories is the fact that they cannot be changed; the past is done and set in stone, and they are destined to live in our minds forever. They live in our subconscious silently, and while their presence does not necessarily bring ominous thoughts, when they are remembered they bring forth these unavoidable descriptions. While we can learn to accept negative outcomes in the past, it is not always possible to overcome them, and not all of them end so swiftly. Why is such an album compared to painful memories? Profanum Aeternum: Eminence of Satanic Imperial Art is able to capture these thoughts and feelings and blend them into 33 minutes of agony. When these elements are combined, they bring forth five songs that contain dynamic structures, but all with a common goal: symphony, misery and melancholy. The songs are able to change repeatedly from one style to the next, quite fluently by the way, and then return to the previous after a while. The changes are primarily moved by the irregular keyboard and synthesizer tracks. The songs begin gradually, incorporating instrumental parts and slowly progressing to the vocals and main parts of the songs. "The Descent Into Medieval Darkness" begins in this manner, and then continues to blow the listener into a cursed abyss of despair, the piano is one of the main causes for this reaction, but really it is the combination of all the instruments and vocals that make this song inflict the reaction that it does. The song starts with a very long keyboard and synthesizer solo, with the main melody for the song, and at about 1:10 the vocals take the listener into the world of the forgotten memories. It is not too long before the main melody changes completely, but then the song returns to a part very similar to the beginning. Then, it transforms into a different song, filled with psychedelic vocals in the background. It then progresses into a faster part that has "blast beats",but the vocals and keyboards continue the slow but steady speed they had throughout the song. It then returns to the main melody present at the start. "Conquering The Highest Of The Thrones In Universe" is a purely instrumental track, lasting 5 minutes. It is very similar to the rest of the album, however, since the vocals are not the main instrument in the album. "The Serpent Crown" also has erratic changes from time to time, and more of the almost orgasmic piano tunes. The song is also filled with several keyboard tracks overlapped with each other. Overall the album has satisfied me quite a lot. It has an excellent production, every sound can be well heard and understood, but this is by no means an easy listen. The vocals are raspy, with a feeling of prolonged torture and depression. They are at the perfect volume in the mixing; not too loud to be annoying and attract the spotlight, but not completely overwhelmed by the instruments either. They are just perfect for this type of music. The keyboard also does an excellent job at imitating different sounds and instruments, this is what makes the album stand out from its contemporaries. This album is unique in the sense that it does not need guitars to create a symphonic black metal album. It may not be an aggressive album, but it is sure to please fans of slower, more atmospheric and instrumental metal. limbonic art666 ..::TRACK-LIST::.. 1. The Descent Into Medieval Darkness 07:27 2. Conquering the Highest of the Thrones in Universe 05:13 3. The Serpent Crown 08:05 4. Raven Singing over My Closed Eyes 06:32 5. Journey into the Nothingness 06:27 ..::OBSADA::.. Reyash - Bass Geryon - Orchestra, Drum programming Bastis - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=VJ0wW_phrHY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-19 15:16:02
Rozmiar: 231.07 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Title: Total Kommando Artist: Awaken The Night Year: 2025 Genre: Speed, Thrash-Metal Country: Italy Duration: 00:34:36 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Nuclear Inverno (Intro) 2. Emerald Fog 3. Attila 4. Fast for Freedom 5. Little Pier the Mechanix 6. Behind the Blade (Interlude) 7. Terrorchain 8. Total Kommando 9. At the Stake 10. Speed Metal Attack! 11. Awaken the Night ![]()
Seedów: 24
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-18 15:56:11
Rozmiar: 80.54 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
..::INFO::..
Powrót Benediction z Ingramem na wokalu jest faktem. Reuniony bywają różne, często nie wypalają, ale już drugi album nagrany po come backu jest gwarantem, iż nie był to tylko chwilowy „skok na kasę” i obskoczenie festiwali z koncertami. Ravage of Empires jest następcą mocnego Scriptures (2020) i ukazał się 4 kwietnia tego roku nakładem Nuclear Blast jako dziewiąty w historii zespołu. Zespół to jeden z głównych reprezentantów kapel deathmetalowych i do tej pory nie zawiódł. Nie był w stanie mnie zniechęcić nawet okres absencji Ingrama za mikrofonem, wokalista został zastąpiony przez równie utalentowanego Dave’a Hunta z Anaal Nathrakh, który pomimo kilku eksperymentów dosyć dobrze wpasował się w stylistykę brytyjskiej załogi. Title: Ravage Of Empires Artist: Benediction Country: Wielka Brytania Year: 2025 Genre: Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ..::TRACK-LIST::.. 1. A Carrion Harvest 2. Beyond the Veil (of the Grey Mare) 3. Genesis Chamber 4. Deviant Spine 5. Engines of War 6. The Finality of Perpetuation 7. Crawling over Corpses 8. In the Dread of the Night 9. Drought of Mercy 10. Psychosister 11. Ravage of Empires ![]()
Seedów: 38
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-18 11:17:31
Rozmiar: 110.71 MB
Peerów: 14
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Gdy kilka lat temu usłyszałem pierwsze dźwięki "Miss Machine" (poprzedni album Dillinger Escape Plan), dosłownie oniemiałem. Nie ukrywam , że ten album jest i będzie dla mnie jednym z najbardziej wyjątkowych dzieł jakie kiedykolwiek poznałem: nasączony niepojętymi podziałami rytmicznymi, niezwykle dynamicznymi akcentami, agresywnymi wokalami i - co naprawdę niebywałe - przebojowością, niespotykaną w tego typu projektach muzycznych. Zbędnym jest więc pisanie o bardzo wysoko postawionej poprzeczce i wielkich oczekiwaniach z mojej i nie tylko jak sądzę strony. "Ire Works" to album nagrany w nieco zmienionym składzie, wszystkie partie gitary zostały uwiecznione przez lidera grupy Bena Weinmana, natomiast na stanowisku perkusisty pojawił się niejaki Gil Sharone. Nie ujmując poprzednim, znakomitym muzykom grupy - różnicy tej nie słychać. Zastępstwo w osobie Gila Sharone można więc uznać za ogromnie udane (wystarczy wsłuchać się w poziom skomplikowania jego partii aby zrozumieć, że wcale o to nie łatwo). Już po wysłuchaniu takich utworów jak "Unretrofied" z poprzedniej płyty, było wiadomo, że DEP w jakiś sposób może podążyć w stronę bardziej przebojowych treści, melodyjnych refrenów, co też spotkało się z brakiem akceptacji ze strony zatwardziałych math core'owców (niezwykle zabawne, gdy miłośnikom nieszablonowej, szalonej muzyki nie podobają się jakiekolwiek zmiany stylistyczne ulubionego bandu). To rzeczywiście sprawdza się na "Ire Works". Jest przebojowo, refreny potrafią naprawdę przykuć uwagę i wpaść w ucho od samego początku. Greg Puciato to znakomity wokalista, który jest chyba najlepszą "rzeczą" jaka mogła zdarzyć się takiemu zespołowi. Facet udowadnia, że jest nie tylko sceniczną bestią i kapitalnym frontmanem, ale także bardzo uzdolnionym śpiewakiem. Jego partie to niewątpliwa ozdoba "Ire Works". Ale przejdźmy do samej treści. The Dillinger Escape Plan nie zapomniał o swoich korzeniach. Math core'a jest tu wciąż sporo, pogmatwane partie wypełniają większość kompozycji. Początkowo nie mogłem pogodzić się z ich odstawaniem od niesamowicie soczystego "Miss Machine", z brakiem zabójczej motoryki i siły niszczącej. "Ire Works" jest jednak albumem znacznie bardziej eklektycznym i wielowymiarowym. Znajdziemy tu nawiązania do twórczości z przeróżnych zakątków muzycznego świata. Jest bardzo połamany, niespokojny elektroniczny bit w "Sick on Sunday", który przynosi skojarzenia z Aphex Twin. Jest niebywały, niesamowity "Mouth of Ghosts", który rozkręca się powoli, narasta w niezwykle progresywny sposób kończąc cały album bardzo poruszającym śpiewem Grega. Mnóstwo także nawiązań do Jazzu i alternatywy. Z kolei "When Acting As A Particle" to przerywnik żywcem wyjęty z płyt Fantomasa (epka z Mike'em Pattonem nie była przypadkiem). Coverowanie Justina Timberlake'a też się chyba chłopakom z DEP spodobało, ponieważ nie zabrakło prawdziwie przebojowych fragmentów, dobranych jednak ze smakiem, absolutnie nie przesłodzonych. "Ire Works" po prostu nie może nudzić ponieważ dzieje się tu naprawdę dużo. Elementy pojawiają się i znikają, płytę wzbogadza doskonała porcja elektroniki (jej autorem jest również Ben Weinman), partie klawiszowe, niejednokrotnie nadające jeszcze większej różnorodności. Absolutnie porywa swoją chwytliwością "Milk Lizard" czy "Black Bubblegum". Podsumowując: na "Ire Works" znalazło się wiele rozpoznawalnych i dopracowanych patentów zespołu, jak i ogrom nowości. Jestem przekonany, że dzięki temu album ten stanie się bardziej strawny dla opornych jak dotąd słuchaczy, przysparzając DEP jeszcze większej popularności. Na koniec zderzenie ze specyficznym poczuciem humoru w postaci oprawy graficznej albumu. Okładka bardzo prosta i niewyróżniająca się. Z tyłu zaś istny nieład artystyczny. Kod kreskowy przeciągnięty na ukos przez pół opakowania. Na samym krążku miejsce do podpisania się (genialne, na wypadek jakby ktoś zgubił swoją kopię ;)). Książeczka - istne kuriozum, kilka kartek zapisanych kolorowymi, nieskładnymi bryłkami - jak dotąd nie doszukałem się w nich ukrytego dna. Ukryte dno natomiast jest w środku pudełka, gdzie trzeba pogrzebać aby odnaleźć ukrytą kartkę z napisem "remove immediately" i tekstami utworów. Ile zabawy można jeszcze zmieścić w takim małym nośniku? Myślę, że The Dillinger Escape Plan pojawia się w świadomości coraz szerszego grona miłośników rocka, czy metalu (o czym świadczy chociażby supportowanie Slipknot, występ na Metalmanii 2008 itp.), co jest oczywiście znakiem bardzo pozytywnym. Osobiście zdecydowanie polecam zapoznanie się z tym doskonałym krążkiem. Cel został osiągnięty. Nie zdziwię sie jeśli przyjdzie mi napisać dokładnie to samo przy okazji premiery kolejnego krążka Dillingera... Ugluk Bardzo ciekawie miksowały się moje odczucia względem Ire Works podczas pierwszego odsłuchu zaraz po premierze płytki – na zmianę pojawiały się refleksje, że „to już było”, które po chwili ustępowały miejsca „a to coś nowego”. Czyżby więc The Dillinger Escape Plan zaczęli zjadać swój ogon? Nic podobnego! To po prostu wypracowany i szybko rozpoznawalny styl Amerykanów. Powtarzają się tylko w jednym – ich krążki za każdym razem powalają. Nie inaczej jest z tym albumem – utwory skrzą się od połączenia skrajnie różnych pomysłów, są wyładowane sprzecznymi emocjami i dalekie od banału. Podobnie jak na „Miss Machine”, tak i tym razem obok fragmentów ziejących brutalnością zafundowano trochę odjazdów w kierunku muzyki stosunkowo łagodnej. Wszystkie te elementy są jednak tak wymieszane, że nie jestem w stanie nawet w przybliżeniu powiedzieć jakie są proporcje. Cokolwiek by muzycy nie wyczyniali, brzmi to świeżo i cholernie atrakcyjnie. Z wyłapanych nowinek najbardziej do gustu przypadło mi pianino, które w kilku kawałkach odgrywa dość znaczącą rolę, a najlepiej wypada w jazzowym „Mouth Of Ghosts”. The Dillinger Escape Plan ponownie stworzyli materiał arcyciekawy, wielowątkowy i nieszablonowy, w który każdy miłośnik ambitnej muzy powinien się zaopatrzyć. Pozostaje się tylko cieszyć, że takie granie przynosi zespołowi jakiś sukces komercyjny, zdecydowanie im się to należy. Zatem jeśli The Dillinger Escape Plan są w stanie skretyniałych rodaków nawracać na porządną muzykę, to ja spokojnie mogę im życzyć milionowych nakładów, a za Ire Works postawić co następuje... demo ..::TRACK-LIST::.. 1. Fix Your Face 02:41 2. Lurch 02:03 3. Black Bubblegum 04:04 4. Sick On Sunday 02:10 5. When Acting As a Particle 01:23 6. Nong Eye Gong 01:16 7. When Acting As a Wave 01:33 8. 82588 01:56 9. Milk Lizard 03:55 10. Party Smasher 01:56 11. Dead As History 05:29 12. Horse Hunter 03:11 13. Mouth of Ghosts 06:49 ..::OBSADA::.. Greg Puciato - lead vocals Ben Weinman - guitars, piano, sound design, programming, backing vocals, production Liam Wilson - bass Gil Sharone - drums, percussion Dimitri Minakakis - additional vocals on 'Fix Your Face' Brent Hinds - additional vocals on 'Horse Hunter' Craig Demel - violin Robin Reynolds - cello Phill Williams - percussion Ali Tabatabai - percussion, saw Matt Lupo - trumpet https://www.youtube.com/watch?v=xJc29xnuJ-8 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-16 17:31:24
Rozmiar: 88.95 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Gdy kilka lat temu usłyszałem pierwsze dźwięki "Miss Machine" (poprzedni album Dillinger Escape Plan), dosłownie oniemiałem. Nie ukrywam , że ten album jest i będzie dla mnie jednym z najbardziej wyjątkowych dzieł jakie kiedykolwiek poznałem: nasączony niepojętymi podziałami rytmicznymi, niezwykle dynamicznymi akcentami, agresywnymi wokalami i - co naprawdę niebywałe - przebojowością, niespotykaną w tego typu projektach muzycznych. Zbędnym jest więc pisanie o bardzo wysoko postawionej poprzeczce i wielkich oczekiwaniach z mojej i nie tylko jak sądzę strony. "Ire Works" to album nagrany w nieco zmienionym składzie, wszystkie partie gitary zostały uwiecznione przez lidera grupy Bena Weinmana, natomiast na stanowisku perkusisty pojawił się niejaki Gil Sharone. Nie ujmując poprzednim, znakomitym muzykom grupy - różnicy tej nie słychać. Zastępstwo w osobie Gila Sharone można więc uznać za ogromnie udane (wystarczy wsłuchać się w poziom skomplikowania jego partii aby zrozumieć, że wcale o to nie łatwo). Już po wysłuchaniu takich utworów jak "Unretrofied" z poprzedniej płyty, było wiadomo, że DEP w jakiś sposób może podążyć w stronę bardziej przebojowych treści, melodyjnych refrenów, co też spotkało się z brakiem akceptacji ze strony zatwardziałych math core'owców (niezwykle zabawne, gdy miłośnikom nieszablonowej, szalonej muzyki nie podobają się jakiekolwiek zmiany stylistyczne ulubionego bandu). To rzeczywiście sprawdza się na "Ire Works". Jest przebojowo, refreny potrafią naprawdę przykuć uwagę i wpaść w ucho od samego początku. Greg Puciato to znakomity wokalista, który jest chyba najlepszą "rzeczą" jaka mogła zdarzyć się takiemu zespołowi. Facet udowadnia, że jest nie tylko sceniczną bestią i kapitalnym frontmanem, ale także bardzo uzdolnionym śpiewakiem. Jego partie to niewątpliwa ozdoba "Ire Works". Ale przejdźmy do samej treści. The Dillinger Escape Plan nie zapomniał o swoich korzeniach. Math core'a jest tu wciąż sporo, pogmatwane partie wypełniają większość kompozycji. Początkowo nie mogłem pogodzić się z ich odstawaniem od niesamowicie soczystego "Miss Machine", z brakiem zabójczej motoryki i siły niszczącej. "Ire Works" jest jednak albumem znacznie bardziej eklektycznym i wielowymiarowym. Znajdziemy tu nawiązania do twórczości z przeróżnych zakątków muzycznego świata. Jest bardzo połamany, niespokojny elektroniczny bit w "Sick on Sunday", który przynosi skojarzenia z Aphex Twin. Jest niebywały, niesamowity "Mouth of Ghosts", który rozkręca się powoli, narasta w niezwykle progresywny sposób kończąc cały album bardzo poruszającym śpiewem Grega. Mnóstwo także nawiązań do Jazzu i alternatywy. Z kolei "When Acting As A Particle" to przerywnik żywcem wyjęty z płyt Fantomasa (epka z Mike'em Pattonem nie była przypadkiem). Coverowanie Justina Timberlake'a też się chyba chłopakom z DEP spodobało, ponieważ nie zabrakło prawdziwie przebojowych fragmentów, dobranych jednak ze smakiem, absolutnie nie przesłodzonych. "Ire Works" po prostu nie może nudzić ponieważ dzieje się tu naprawdę dużo. Elementy pojawiają się i znikają, płytę wzbogadza doskonała porcja elektroniki (jej autorem jest również Ben Weinman), partie klawiszowe, niejednokrotnie nadające jeszcze większej różnorodności. Absolutnie porywa swoją chwytliwością "Milk Lizard" czy "Black Bubblegum". Podsumowując: na "Ire Works" znalazło się wiele rozpoznawalnych i dopracowanych patentów zespołu, jak i ogrom nowości. Jestem przekonany, że dzięki temu album ten stanie się bardziej strawny dla opornych jak dotąd słuchaczy, przysparzając DEP jeszcze większej popularności. Na koniec zderzenie ze specyficznym poczuciem humoru w postaci oprawy graficznej albumu. Okładka bardzo prosta i niewyróżniająca się. Z tyłu zaś istny nieład artystyczny. Kod kreskowy przeciągnięty na ukos przez pół opakowania. Na samym krążku miejsce do podpisania się (genialne, na wypadek jakby ktoś zgubił swoją kopię ;)). Książeczka - istne kuriozum, kilka kartek zapisanych kolorowymi, nieskładnymi bryłkami - jak dotąd nie doszukałem się w nich ukrytego dna. Ukryte dno natomiast jest w środku pudełka, gdzie trzeba pogrzebać aby odnaleźć ukrytą kartkę z napisem "remove immediately" i tekstami utworów. Ile zabawy można jeszcze zmieścić w takim małym nośniku? Myślę, że The Dillinger Escape Plan pojawia się w świadomości coraz szerszego grona miłośników rocka, czy metalu (o czym świadczy chociażby supportowanie Slipknot, występ na Metalmanii 2008 itp.), co jest oczywiście znakiem bardzo pozytywnym. Osobiście zdecydowanie polecam zapoznanie się z tym doskonałym krążkiem. Cel został osiągnięty. Nie zdziwię sie jeśli przyjdzie mi napisać dokładnie to samo przy okazji premiery kolejnego krążka Dillingera... Ugluk Bardzo ciekawie miksowały się moje odczucia względem Ire Works podczas pierwszego odsłuchu zaraz po premierze płytki – na zmianę pojawiały się refleksje, że „to już było”, które po chwili ustępowały miejsca „a to coś nowego”. Czyżby więc The Dillinger Escape Plan zaczęli zjadać swój ogon? Nic podobnego! To po prostu wypracowany i szybko rozpoznawalny styl Amerykanów. Powtarzają się tylko w jednym – ich krążki za każdym razem powalają. Nie inaczej jest z tym albumem – utwory skrzą się od połączenia skrajnie różnych pomysłów, są wyładowane sprzecznymi emocjami i dalekie od banału. Podobnie jak na „Miss Machine”, tak i tym razem obok fragmentów ziejących brutalnością zafundowano trochę odjazdów w kierunku muzyki stosunkowo łagodnej. Wszystkie te elementy są jednak tak wymieszane, że nie jestem w stanie nawet w przybliżeniu powiedzieć jakie są proporcje. Cokolwiek by muzycy nie wyczyniali, brzmi to świeżo i cholernie atrakcyjnie. Z wyłapanych nowinek najbardziej do gustu przypadło mi pianino, które w kilku kawałkach odgrywa dość znaczącą rolę, a najlepiej wypada w jazzowym „Mouth Of Ghosts”. The Dillinger Escape Plan ponownie stworzyli materiał arcyciekawy, wielowątkowy i nieszablonowy, w który każdy miłośnik ambitnej muzy powinien się zaopatrzyć. Pozostaje się tylko cieszyć, że takie granie przynosi zespołowi jakiś sukces komercyjny, zdecydowanie im się to należy. Zatem jeśli The Dillinger Escape Plan są w stanie skretyniałych rodaków nawracać na porządną muzykę, to ja spokojnie mogę im życzyć milionowych nakładów, a za Ire Works postawić co następuje... demo ..::TRACK-LIST::.. 1. Fix Your Face 02:41 2. Lurch 02:03 3. Black Bubblegum 04:04 4. Sick On Sunday 02:10 5. When Acting As a Particle 01:23 6. Nong Eye Gong 01:16 7. When Acting As a Wave 01:33 8. 82588 01:56 9. Milk Lizard 03:55 10. Party Smasher 01:56 11. Dead As History 05:29 12. Horse Hunter 03:11 13. Mouth of Ghosts 06:49 ..::OBSADA::.. Greg Puciato - lead vocals Ben Weinman - guitars, piano, sound design, programming, backing vocals, production Liam Wilson - bass Gil Sharone - drums, percussion Dimitri Minakakis - additional vocals on 'Fix Your Face' Brent Hinds - additional vocals on 'Horse Hunter' Craig Demel - violin Robin Reynolds - cello Phill Williams - percussion Ali Tabatabai - percussion, saw Matt Lupo - trumpet https://www.youtube.com/watch?v=xJc29xnuJ-8 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-16 17:27:10
Rozmiar: 291.10 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
|