![]() |
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Metal
Ilość torrentów:
3,234
Opis
...( Info )...
Title: Thicker Than Water Artist: Brathair Year: 2025 Genre: Doom-Metal Country: USA Duration: 01:00:13 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. A Stern Warning of Things to Come 2. Get Me Low 3. Heavy Lies the Crown 4. Ne Obliviscaris 5. Find Our Way 6. Make Your Bones 7. Hideaway 8. Over and Over 9. A Demon's Whisper 10. Planets Collide ![]()
Seedów: 12
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-06 01:25:31
Rozmiar: 139.66 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: The Crucible Of Brutal Opposition Artist: Chironex Year: 2025 Genre: Progressive, Death-Metal Country: USA Duration: 00:35:03 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Soul Purge 02. Matses 03. Swagyu Beef 04. Arjuna 05. Musashi 06. Omnissiah 07. Blood Of The Beast 08. So Wet 09. Minokawa ![]()
Seedów: 32
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-06 01:25:27
Rozmiar: 81.42 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: The Final Strife Artist: Ulfhednar Year: 2025 Genre: Black, Death-Metal Country: Canada Duration: 00:29:06 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Bellum Intra Mundos II 2. Gleïpnir 3. Call Ov Jormungandr 4. Tales Ov Aeons Past 5. The Final Strife 6. Omnia Infinitum ![]()
Seedów: 18
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-05 13:43:06
Rozmiar: 67.20 MB
Peerów: 4
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: From The Abyss Artist: Hell Priest Year: 2025 Genre: Speed-Metal Country: USA Duration: 00:48:37 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Something Wicked 2. Speed Demon 3. Omen of the Black Conjurer 4. The Bleeding 5. Know My Name 6. Death Machine 7. Angels Have Fallen 8. From The Abyss 9. Infernal Church Blaze 10. Hell Priest ![]()
Seedów: 29
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-05 13:43:01
Rozmiar: 112.81 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Vier Artist: Necrofilia Year: 2025 Genre: Death, Thrash-Metal Country: San Marino Duration: 00:33:17 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Kill In My Name 2. Dance Again 3. Remember 4. Full Of Bones 5. Krach 6. False Prophet 7. Kill Or Die 8. Pain ![]()
Seedów: 23
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-02 04:15:17
Rozmiar: 76.77 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: The Core Artist: Silversoul Year: 2025 Genre: Heavy, Progressive-Metal Country: Norway Duration: 00:36:40 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Falling (03:43) 02. Somber Memories (The Core mix) (05:50) 03. All Eyes On Me (03:40) 04. The Moment (03:21) 05. Colours of Amber (05:04) 06. Withering Moon (The Core mix) (05:23) 07. Oblivion (03:58) 08. Save Me Now (05:38) ![]()
Seedów: 14
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-02 04:15:13
Rozmiar: 84.67 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Po krótkiej przygodzie z “majorsem”, Medico Peste wracają pod skrzydła rodzimej Malignant Voices, czyli, można powiedzieć, do domu, gdzie ich miejsce. Bo, jak to się mówi, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Powiedzenie to zresztą znakomicie sprawdza się także w sprawie najważniejszej, czyli muzycznej zawartości „Aesthetic of Hunger”, trzeciego albumu Krakowian. Bo jest to materiał, który, po krótkiej podróży w rejony jakby nieco bardziej przystępne, wrzuca zespół ponownie na właściwe tory. „Aesthetic of Hunger” stanowi dla mnie rozwinięcie myśli twórczej z debiutu, i to rozwinięcie w bardzo mocnym tego słowa znaczeniu. Co mam na myśli? Przede wszystkim to, że od zarania Medico Peste był tworem wyjątkowym, czerpiącym z różnych źródeł, bez oglądania się na obecnie panującą modę. Jednocześnie wymykający się bezpośrednim porównaniom, potrafiącym mieszać w swojej twórczości zarówno elementy staroszkolne, jak i te bardziej współczesne, ocierające się momentami nawet o „post” czy awangardę. Jednocześnie tworem do szpiku kości blackmetalowym, acz nie trzymającym się sztywno wyznaczonych przez twórców gatunku ram. Poza agresywnymi, chłodnymi, norweskimi tremolo, islandzkimi melodiami czy francuskimi dysonansami znajdziemy na tym albumie utwory, przy których można z lekka odpłynąć. Niech za taki przykład wskażę choćby wyjątkowo klimatyczny „Ecclessiogenic Psychosis”, czy następujący zaraz potem „Antrakt”, przerywnik instrumentalny, kompletnie hipnotyzujący, i teoretycznie z czystym black metalem mający niewiele wspólnego. Dzięki temu, „Aesthetic of Hunger” jest albumem, który działa niczym choroba. Postępująca powoli, nie dająca natychmiastowych objawów, lecz z każdą chwilą infekująca zakamarki umysłu coraz głębiej. Sporo jest na tych nagraniach smaczków, które dostrzegamy dopiero po pewnym czasie, ale uważam, że rozkładając poszczególne kompozycje na części pierwsze pozbawił bym słuchacza satysfakcji z samodzielnego się nimi delektowania. Powiem zatem tylko tyle: Medico Peste nagrali kolejny fantastyczny album. Utrzymany całkowicie w swoim własnym, wykreowanym na przestrzeni lat stylu, który to już dziś śmiało stanowić może inspirację dla adeptów czarnej sztuki. Dla mnie, najwyższa światowa klasa. jesusatan Medico Peste to zespół blackmetalowy założony w 2010 roku w Krakowie. Skład muzyków ulegał wielu zmianom. Obecny skład zespołu to: Lazarus (wokal), Heresiarch (gitara), Zerachiel (gitara), Zann (gitara basowa) i Adrian Stempak (perkusja). W dyskografii znajdziemy trzy albumy – w tym jeden przedpremierowy, który ukazać ma się za kilka dni – i to właśnie tego materiału będzie dotyczyć dzisiejsza recenzja. Po pięciu latach wydawniczego milczenia Medico Peste wreszcie wraca z nowym krążkiem, zatytułowanym 'Aesthetic of Hunger’. Z nostalgią wspominam czasy ich surowego demo i debiutanckiego albumu – to były godziny spędzone z dźwiękami, które wwiercały się w łeb jak świdry. Niestety, kolejne wydawnictwa przemknęły mi bokiem, gdzieś się rozmyły w zalewie innych premier. Tym razem jednak, przedpremierowo wpadł mi w ręce ich najnowszy materiał – jeszcze ciepły, jeszcze dymiący. Osiem numerów zamkniętych w około czterdziestu pięciu minutach brudu, neurozy i szaleństwa. Początek albumu zdaje się stąpać spokojnie, niemal medytacyjnie, ale to tylko cisza przed burzą – bo chwilę później rozpętuje się istne piekło: blastowe tempa, nerwowe przejścia na garach i atmosfera tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Brzmienie zdaje się być z jednej strony chaotyczne, a z drugiej niesamowicie precyzyjne – jak cięcie żywej tkanki chirurgicznym narzędziem. Riffy gitar prezentują klasyczne sekcje tremolo, ale znajdziecie tu również mnóstwo muzycznego dysonansu, który rozciąga granice black metalu, wprowadzając słuchacza w stan permanentnego napięcia i poczucia zagubienia – jakby ktoś wrzucił was w labirynt dźwięków bez wyjścia. Oprócz przesterowanych gitar, pojawiają się też przełączone na czysty kanał, które nieco ocieplają klimat tego materiału. Perkusja bardzo przypadła mi do gustu, zwłaszcza w szybszych partiach. Te wolniejsze momenty są niemal hipnotyzujące – pulsują jak obłąkany rytuał, wciągając w trans i budując duszną atmosferę, w której każda stopa i werbel brzmi jak echo szaleństwa. Linia basu potrafi zachwycić swoim doskonałym brzmieniem. Instrument ten jest doskonale słyszalny pomimo blastów i ściany dźwięków. Wokal to obskurny, zdzierający gardło krzyk, który brzmi jak desperacki monolog pełen wściekłości, paranoi i wewnętrznego rozkładu, idealnie dopełniający chorą aurę tej płyty. Podsumowując ten album, trzeba przyznać, że Medico Peste nie tylko wrócili – oni przyszli po swoje. Z pełną świadomością własnej estetyki i brzmienia, które balansuje na granicy obłędu i artystycznej wizji. Jeśli szukasz czegoś więcej niż kolejnej blackmetalowej rzeźni, to jest płyta, która Cię rozpieprzy. P. Przyznam, że trochę obawiałem się o przyszłość tego zespołu po tych wszystkich zawirowaniach w składzie. Żeby skrócić Wam całą historię – ze składu, który przygotował poprzedni album pozostał tylko gardłowy – Lazarus. Pięć lat ciszy, najpierw trochę koncertów, które okazały się wypaść bardzo dobrze, by w końcu pojawiła się informacja o kolejnej płycie Medico Peste. „Aesthetic of Hunger” – tak będzie zatytułowana. Medico Peste jest dla mnie zespołem bardzo ważnym, ale do tego krążka z uwagi na to co napisałem powyżej podszedłem trochę nieufnie. I mój stosunek do tej płyty można trochę porównać do sinusoidy. Od nieufności, przez duży entuzjazm, do stopniowego wyhamowania entuzjazmu. I już spieszę Wam powiedzieć coś więcej. Przede wszystkim – pewne rzeczy się nie zmieniły. Wokal Lazarusa jest w dalszym ciągu fantastyczny. Typ co kreuje atmosferę i klimat – wielu wokalistów na black metalowej scenie może mu pozazdrościć umiejętności i feelingu. Kolejne wersy w jego wykonaniu w dalszym ciągu potrafią przyprawić o gęsią skórkę, nie ważne czy krzyczy, wyje, deklamuje czy szepcze. Klasa sama w sobie. Pod kątem muzycznym z kolei słychać tutaj kontynuację muzyki Medico Peste z wcześniejszych materiałów, ale moim zdaniem – tylko do pewnego stopnia. Gdzieś tam cały czas jest możliwy do uchwycenia duch tego zespołu, sposób w jaki prowadzone są kompozycje, riffy – wszystko napisane jest tak, by słuchacz miał świadomość, że to ten sam zespół, który nagrał „א: Tremendum et Fascinatio” czy „ב: The Black Bile”. Natomiast odnoszę wrażenie, że gdzieś umknął ważny czynnik, wszechobecny na wcześniejszych materiałach Krakowian. Mianowicie – poczucie szaleństwa, strachu czy generalnie – bardzo wyrazistych emocji, często mocno ekstremalnych, wypełniających muzykę tego zespołu dotychczas. Każdy z wcześniejszych materiałów miał to w sobie, nieważne czy mówimy o pełniakach, EPce czy demówce. Natomiast w przypadku „Aesthetic of Hunger” nie czuję tego. Albo inaczej – nie czuję tego przez cały czas, nie czuję tego w takim stopniu, do jakiego byłem przyzwyczajony w przypadku tego albumu. Znajdziemy tu oczywiście numery, które w pełni oddają ducha Medico Peste, z całym bagażem emocjonalnym tej muzyki. Na przykład generalnie całe „Ecclessiogenic Psychosis” czy „Viaticum” lub „Act of Faith”, w pozostałych numerach z kolei jest tego zdecydowanie mniej. Może nie jest tak, że inne kawałki są do dupy – po prostu więcej w nich wkradającej się chwilami ambiwalencji wobec tych dźwięków. Może jest to też efekt produkcji tego albumu – mniej surowej i jakby bardziej przystępnej (choć oczywiście cały czas utrzymującej standardy jak na ekstremę przystało). I stąd ta sinusoida opisująca mój stosunek do muzyki z najnowszego albumu. Chwilami po prostu zespół wpada na mieliznę i gra poprawnie, dobrze, ale nic poza tym. Zdałem sobie sprawę, że włączając każdy wcześniejszy materiał Medico Peste słucham go z zapartym tchem od początku do końca, zaś „Aesthetic of Hunger” ma pewne luki. Jest albumem nierównym. Miałem moment, że zachwycałem się wspomnianymi numerami i na fali tego zachwytu przepływałem nad fragmentami mniej udanymi. Wraz z kolejnymi odsłuchami jednak zacząłem zwracać uwagę, że po prostu pewne fragmenty są tu trochę na siłę – lub nie pasują lub umieszczono je na zasadzie wypełnienia. Gdyby zespół w miejsce pełniaka wydał EPkę, powiedzmy o połowę krótszą – w dalszym ciągu piałbym Wam tutaj z zachwytu. Natomiast obecnie uważam, że dobry to powrót po pięciu latach milczenia, ale jednak oczekiwałem czegoś więcej. Ale oczywiście kupię „Aesthetic of Hunger” przy okazji. W dalszym ciągu jest to płyta ciekawsza i fajniejsza od dużej części krążków, które odsłuchuję obecnie, a nie zawsze ostatecznie je recenzuję. Natomiast liczę, że ten album jednak zaskoczy ponownie tak jak na początku. Lub, że kolejne wydawnictwo spełni moje oczekiwania względem Medico Peste i trzeci pełniak będę traktował po prostu jako chwilowy spadek formy. Oracle Medico Peste is a black metal band founded in 2010 in Krakow. The line-up of musicians has undergone many changes. The current line-up of the band is: Lazarus (vocals), Heresiarch (guitar), Zerachiel (guitar), Zann (bass guitar) and Adrian Stempak (drums). The discography includes three albums – including one pre-premiere, which is to be released in a few days – and it is this material that today’s review will concern. After five years of publishing silence, Medico Peste is finally back with a new album, titled 'Aesthetic of Hunger’. I recall with nostalgia the times of their raw demo and debut album – these were hours spent with sounds that pierced my head like drills. Unfortunately, subsequent releases passed me by, somehow blurred in the flood of other premieres. This time, however, their latest material fell into my hands as a pre-premiere – still warm, still smoking. Eight tracks enclosed in about forty-five minutes of filth, neurosis and madness. The beginning of the album seems to tread calmly, almost meditatively, but it is only the calm before the storm – because a moment later, real hell breaks loose: blast tempos, nervous passages on drums and an atmosphere so thick that you could cut it with a knife. The sound seems to be chaotic on the one hand, and incredibly precise on the other – like cutting living tissue with a surgical tool. The guitar riffs present classic tremolo sections, but you will also find here a lot of musical dissonance, which stretches the boundaries of black metal, putting the listener in a state of permanent tension and a sense of being lost – as if someone threw you into a labyrinth of sounds with no way out. In addition to the distorted guitars, there are also those switched to a clean channel, which slightly warm up the atmosphere of this material. I really liked the drums, especially in the faster parts. These slower moments are almost hypnotizing – they pulsate like a deranged ritual, drawing you into a trance and building a sultry atmosphere, in which every kick and snare sounds like an echo of madness. The bass line can delight with its perfect sound. This instrument is perfectly audible despite the blast beats and the wall of sounds. The vocals are a filthy, throat-shredding scream that sounds like a desperate monologue full of rage, paranoia and internal decay, perfectly complementing the sick aura of this album. To sum up this album, it must be admitted that Medico Peste have not only returned – they have come for what is theirs. With full awareness of their own aesthetics and sound, which balances on the border of madness and artistic vision. If you are looking for something more than just another black metal slaughter, this is an album that will blow you away. P. ..::TRACK-LIST::.. 1. St. Anthony's Fire 07:04 2. The Black Lotus 05:13 3. Subversion & Simulacra 05:11 4. Ecclessiogenic Psychosis 06:39 5. Antrakt 03:27 6. Folie De Dieu 05:24 7. Viaticum 04:32 8. Act Of Faith 07:32 ..::OBSADA::.. Lazarus - vocals, guitars, keys, songwriting Zann - bass Zerachiel - guitars Adrian Stempak - drums Guests: Hekte Zaren - vocals on tracks 1, 4 & 6 Ivan 'Ygg' Halyha - drums & electronics on 'Antrakt' Bard - guitars on 'Ecclessiogenic Psychosis' https://www.youtube.com/watch?v=l1XYXN8Prxs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-01 10:23:22
Rozmiar: 110.13 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Po krótkiej przygodzie z “majorsem”, Medico Peste wracają pod skrzydła rodzimej Malignant Voices, czyli, można powiedzieć, do domu, gdzie ich miejsce. Bo, jak to się mówi, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Powiedzenie to zresztą znakomicie sprawdza się także w sprawie najważniejszej, czyli muzycznej zawartości „Aesthetic of Hunger”, trzeciego albumu Krakowian. Bo jest to materiał, który, po krótkiej podróży w rejony jakby nieco bardziej przystępne, wrzuca zespół ponownie na właściwe tory. „Aesthetic of Hunger” stanowi dla mnie rozwinięcie myśli twórczej z debiutu, i to rozwinięcie w bardzo mocnym tego słowa znaczeniu. Co mam na myśli? Przede wszystkim to, że od zarania Medico Peste był tworem wyjątkowym, czerpiącym z różnych źródeł, bez oglądania się na obecnie panującą modę. Jednocześnie wymykający się bezpośrednim porównaniom, potrafiącym mieszać w swojej twórczości zarówno elementy staroszkolne, jak i te bardziej współczesne, ocierające się momentami nawet o „post” czy awangardę. Jednocześnie tworem do szpiku kości blackmetalowym, acz nie trzymającym się sztywno wyznaczonych przez twórców gatunku ram. Poza agresywnymi, chłodnymi, norweskimi tremolo, islandzkimi melodiami czy francuskimi dysonansami znajdziemy na tym albumie utwory, przy których można z lekka odpłynąć. Niech za taki przykład wskażę choćby wyjątkowo klimatyczny „Ecclessiogenic Psychosis”, czy następujący zaraz potem „Antrakt”, przerywnik instrumentalny, kompletnie hipnotyzujący, i teoretycznie z czystym black metalem mający niewiele wspólnego. Dzięki temu, „Aesthetic of Hunger” jest albumem, który działa niczym choroba. Postępująca powoli, nie dająca natychmiastowych objawów, lecz z każdą chwilą infekująca zakamarki umysłu coraz głębiej. Sporo jest na tych nagraniach smaczków, które dostrzegamy dopiero po pewnym czasie, ale uważam, że rozkładając poszczególne kompozycje na części pierwsze pozbawił bym słuchacza satysfakcji z samodzielnego się nimi delektowania. Powiem zatem tylko tyle: Medico Peste nagrali kolejny fantastyczny album. Utrzymany całkowicie w swoim własnym, wykreowanym na przestrzeni lat stylu, który to już dziś śmiało stanowić może inspirację dla adeptów czarnej sztuki. Dla mnie, najwyższa światowa klasa. jesusatan Medico Peste to zespół blackmetalowy założony w 2010 roku w Krakowie. Skład muzyków ulegał wielu zmianom. Obecny skład zespołu to: Lazarus (wokal), Heresiarch (gitara), Zerachiel (gitara), Zann (gitara basowa) i Adrian Stempak (perkusja). W dyskografii znajdziemy trzy albumy – w tym jeden przedpremierowy, który ukazać ma się za kilka dni – i to właśnie tego materiału będzie dotyczyć dzisiejsza recenzja. Po pięciu latach wydawniczego milczenia Medico Peste wreszcie wraca z nowym krążkiem, zatytułowanym 'Aesthetic of Hunger’. Z nostalgią wspominam czasy ich surowego demo i debiutanckiego albumu – to były godziny spędzone z dźwiękami, które wwiercały się w łeb jak świdry. Niestety, kolejne wydawnictwa przemknęły mi bokiem, gdzieś się rozmyły w zalewie innych premier. Tym razem jednak, przedpremierowo wpadł mi w ręce ich najnowszy materiał – jeszcze ciepły, jeszcze dymiący. Osiem numerów zamkniętych w około czterdziestu pięciu minutach brudu, neurozy i szaleństwa. Początek albumu zdaje się stąpać spokojnie, niemal medytacyjnie, ale to tylko cisza przed burzą – bo chwilę później rozpętuje się istne piekło: blastowe tempa, nerwowe przejścia na garach i atmosfera tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Brzmienie zdaje się być z jednej strony chaotyczne, a z drugiej niesamowicie precyzyjne – jak cięcie żywej tkanki chirurgicznym narzędziem. Riffy gitar prezentują klasyczne sekcje tremolo, ale znajdziecie tu również mnóstwo muzycznego dysonansu, który rozciąga granice black metalu, wprowadzając słuchacza w stan permanentnego napięcia i poczucia zagubienia – jakby ktoś wrzucił was w labirynt dźwięków bez wyjścia. Oprócz przesterowanych gitar, pojawiają się też przełączone na czysty kanał, które nieco ocieplają klimat tego materiału. Perkusja bardzo przypadła mi do gustu, zwłaszcza w szybszych partiach. Te wolniejsze momenty są niemal hipnotyzujące – pulsują jak obłąkany rytuał, wciągając w trans i budując duszną atmosferę, w której każda stopa i werbel brzmi jak echo szaleństwa. Linia basu potrafi zachwycić swoim doskonałym brzmieniem. Instrument ten jest doskonale słyszalny pomimo blastów i ściany dźwięków. Wokal to obskurny, zdzierający gardło krzyk, który brzmi jak desperacki monolog pełen wściekłości, paranoi i wewnętrznego rozkładu, idealnie dopełniający chorą aurę tej płyty. Podsumowując ten album, trzeba przyznać, że Medico Peste nie tylko wrócili – oni przyszli po swoje. Z pełną świadomością własnej estetyki i brzmienia, które balansuje na granicy obłędu i artystycznej wizji. Jeśli szukasz czegoś więcej niż kolejnej blackmetalowej rzeźni, to jest płyta, która Cię rozpieprzy. P. Przyznam, że trochę obawiałem się o przyszłość tego zespołu po tych wszystkich zawirowaniach w składzie. Żeby skrócić Wam całą historię – ze składu, który przygotował poprzedni album pozostał tylko gardłowy – Lazarus. Pięć lat ciszy, najpierw trochę koncertów, które okazały się wypaść bardzo dobrze, by w końcu pojawiła się informacja o kolejnej płycie Medico Peste. „Aesthetic of Hunger” – tak będzie zatytułowana. Medico Peste jest dla mnie zespołem bardzo ważnym, ale do tego krążka z uwagi na to co napisałem powyżej podszedłem trochę nieufnie. I mój stosunek do tej płyty można trochę porównać do sinusoidy. Od nieufności, przez duży entuzjazm, do stopniowego wyhamowania entuzjazmu. I już spieszę Wam powiedzieć coś więcej. Przede wszystkim – pewne rzeczy się nie zmieniły. Wokal Lazarusa jest w dalszym ciągu fantastyczny. Typ co kreuje atmosferę i klimat – wielu wokalistów na black metalowej scenie może mu pozazdrościć umiejętności i feelingu. Kolejne wersy w jego wykonaniu w dalszym ciągu potrafią przyprawić o gęsią skórkę, nie ważne czy krzyczy, wyje, deklamuje czy szepcze. Klasa sama w sobie. Pod kątem muzycznym z kolei słychać tutaj kontynuację muzyki Medico Peste z wcześniejszych materiałów, ale moim zdaniem – tylko do pewnego stopnia. Gdzieś tam cały czas jest możliwy do uchwycenia duch tego zespołu, sposób w jaki prowadzone są kompozycje, riffy – wszystko napisane jest tak, by słuchacz miał świadomość, że to ten sam zespół, który nagrał „א: Tremendum et Fascinatio” czy „ב: The Black Bile”. Natomiast odnoszę wrażenie, że gdzieś umknął ważny czynnik, wszechobecny na wcześniejszych materiałach Krakowian. Mianowicie – poczucie szaleństwa, strachu czy generalnie – bardzo wyrazistych emocji, często mocno ekstremalnych, wypełniających muzykę tego zespołu dotychczas. Każdy z wcześniejszych materiałów miał to w sobie, nieważne czy mówimy o pełniakach, EPce czy demówce. Natomiast w przypadku „Aesthetic of Hunger” nie czuję tego. Albo inaczej – nie czuję tego przez cały czas, nie czuję tego w takim stopniu, do jakiego byłem przyzwyczajony w przypadku tego albumu. Znajdziemy tu oczywiście numery, które w pełni oddają ducha Medico Peste, z całym bagażem emocjonalnym tej muzyki. Na przykład generalnie całe „Ecclessiogenic Psychosis” czy „Viaticum” lub „Act of Faith”, w pozostałych numerach z kolei jest tego zdecydowanie mniej. Może nie jest tak, że inne kawałki są do dupy – po prostu więcej w nich wkradającej się chwilami ambiwalencji wobec tych dźwięków. Może jest to też efekt produkcji tego albumu – mniej surowej i jakby bardziej przystępnej (choć oczywiście cały czas utrzymującej standardy jak na ekstremę przystało). I stąd ta sinusoida opisująca mój stosunek do muzyki z najnowszego albumu. Chwilami po prostu zespół wpada na mieliznę i gra poprawnie, dobrze, ale nic poza tym. Zdałem sobie sprawę, że włączając każdy wcześniejszy materiał Medico Peste słucham go z zapartym tchem od początku do końca, zaś „Aesthetic of Hunger” ma pewne luki. Jest albumem nierównym. Miałem moment, że zachwycałem się wspomnianymi numerami i na fali tego zachwytu przepływałem nad fragmentami mniej udanymi. Wraz z kolejnymi odsłuchami jednak zacząłem zwracać uwagę, że po prostu pewne fragmenty są tu trochę na siłę – lub nie pasują lub umieszczono je na zasadzie wypełnienia. Gdyby zespół w miejsce pełniaka wydał EPkę, powiedzmy o połowę krótszą – w dalszym ciągu piałbym Wam tutaj z zachwytu. Natomiast obecnie uważam, że dobry to powrót po pięciu latach milczenia, ale jednak oczekiwałem czegoś więcej. Ale oczywiście kupię „Aesthetic of Hunger” przy okazji. W dalszym ciągu jest to płyta ciekawsza i fajniejsza od dużej części krążków, które odsłuchuję obecnie, a nie zawsze ostatecznie je recenzuję. Natomiast liczę, że ten album jednak zaskoczy ponownie tak jak na początku. Lub, że kolejne wydawnictwo spełni moje oczekiwania względem Medico Peste i trzeci pełniak będę traktował po prostu jako chwilowy spadek formy. Oracle Medico Peste is a black metal band founded in 2010 in Krakow. The line-up of musicians has undergone many changes. The current line-up of the band is: Lazarus (vocals), Heresiarch (guitar), Zerachiel (guitar), Zann (bass guitar) and Adrian Stempak (drums). The discography includes three albums – including one pre-premiere, which is to be released in a few days – and it is this material that today’s review will concern. After five years of publishing silence, Medico Peste is finally back with a new album, titled 'Aesthetic of Hunger’. I recall with nostalgia the times of their raw demo and debut album – these were hours spent with sounds that pierced my head like drills. Unfortunately, subsequent releases passed me by, somehow blurred in the flood of other premieres. This time, however, their latest material fell into my hands as a pre-premiere – still warm, still smoking. Eight tracks enclosed in about forty-five minutes of filth, neurosis and madness. The beginning of the album seems to tread calmly, almost meditatively, but it is only the calm before the storm – because a moment later, real hell breaks loose: blast tempos, nervous passages on drums and an atmosphere so thick that you could cut it with a knife. The sound seems to be chaotic on the one hand, and incredibly precise on the other – like cutting living tissue with a surgical tool. The guitar riffs present classic tremolo sections, but you will also find here a lot of musical dissonance, which stretches the boundaries of black metal, putting the listener in a state of permanent tension and a sense of being lost – as if someone threw you into a labyrinth of sounds with no way out. In addition to the distorted guitars, there are also those switched to a clean channel, which slightly warm up the atmosphere of this material. I really liked the drums, especially in the faster parts. These slower moments are almost hypnotizing – they pulsate like a deranged ritual, drawing you into a trance and building a sultry atmosphere, in which every kick and snare sounds like an echo of madness. The bass line can delight with its perfect sound. This instrument is perfectly audible despite the blast beats and the wall of sounds. The vocals are a filthy, throat-shredding scream that sounds like a desperate monologue full of rage, paranoia and internal decay, perfectly complementing the sick aura of this album. To sum up this album, it must be admitted that Medico Peste have not only returned – they have come for what is theirs. With full awareness of their own aesthetics and sound, which balances on the border of madness and artistic vision. If you are looking for something more than just another black metal slaughter, this is an album that will blow you away. P. ..::TRACK-LIST::.. 1. St. Anthony's Fire 07:04 2. The Black Lotus 05:13 3. Subversion & Simulacra 05:11 4. Ecclessiogenic Psychosis 06:39 5. Antrakt 03:27 6. Folie De Dieu 05:24 7. Viaticum 04:32 8. Act Of Faith 07:32 ..::OBSADA::.. Lazarus - vocals, guitars, keys, songwriting Zann - bass Zerachiel - guitars Adrian Stempak - drums Guests: Hekte Zaren - vocals on tracks 1, 4 & 6 Ivan 'Ygg' Halyha - drums & electronics on 'Antrakt' Bard - guitars on 'Ecclessiogenic Psychosis' https://www.youtube.com/watch?v=l1XYXN8Prxs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-01 10:18:47
Rozmiar: 335.32 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Kanadyjski Panzerfaust znów odpalił swój najmocniejszy arsenał, by oddać słuchaczom szósty album w karierze. Najnowszy krążek jest zarazem trzecim rozdziałem tetralogii The Suns of Perdition. Po dwóch latach oczekiwania, płyta The Astral Drain ukaże się 22 lipca, a my już dziś zasiadamy do przedpremierowego odsłuchu. Każdy, kto śledzi twórczość grupy Panzerfaust, przyzna, że ekipa z Kanady wypracowała w ostatnich latach bardzo spójne brzmienie. Dotyczy to w szczególności aktualnej serii wydawniczej The Suns of Perdition, za którą odpowiada wytwórnia Eisenwald. Po rewelacyjnym rozdziale drugim Render unto Eden (nasza recenzja w tym miejscu), kanadyjscy mistrzowie black metalu znowu dostarczają potężny monolit w postaci najdłuższego materiału z bieżącej tetralogii. Pierwsze zetknięcie się z nowym wydawnictwem Panzerfaust dowodzi, że grupa pewnie stąpa po wytyczonych przez siebie ścieżkach. Na przestrzeni ponad 10 minut, kompozycja otwierająca o tytule Death-Drive Projections, brzmieniem przypomina styl osiągnięty na poprzednim albumie. Sprawia wręcz wrażenie utworu, który nie został wykorzystany przy okazji składania płyty z 2020 roku. Tym razem, Kanadyjczycy postanowili zaserwować swoim fanom pięć kompozycji, oddzielonych od siebie instrumentalnymi przerywnikami. Produkcja albumu sprawia, że perfekcyjnie słucha się go jednym tchem. 47 minut materiału mija szybko, zaś poszczególne kompozycje ukazują nieco odmienne oblicza muzyki Panzerfaust. Na The Astral Drain znaleźć można bowiem coś więcej, niż tylko black metal o tematyce wojennej i antyreligijnej. Kanadyjczycy do swojego czarciego kotła wrzucili sporo składników, których inspiracji szukać należy także w gatunku doom metalu. Należy tutaj wspomnieć o utworze Bonfire of the Insanities, w którym pobrzmiewają echa starego dobrego Paradise Lost. Nieco wolniejsze tempo, zachwycająca linia melodyczna, jak również precyzyjna warstwa rytmiczna. Takich motywów na krążkach z serii The Suns of Perdition było do tej pory zdecydowanie za mało. Świetnie buja rozpędzony walec, jakim jest The Far Bank at the River Styx. W naturalny sposób odzwierciedla elementy, do jakich black metalowy Panzerfaust przyzwyczaił słuchaczy na przestrzeni 16 lat od debiutanckiego The Winds Will Lead Us… Czerpiąc z dokonań klasyków gatunku, muzycy dokładają do tradycyjnych rozwiązań swoje nowoczesne brzmienie. Krążek The Suns of Perdition, Chapter III: The Astral Drain zamyka Tabula Rasa – kompozycja będąca też oficjalnym singlem promującym tegoroczne wydawnictwo ekipy z Ontario. Również tym razem muzycy przenoszą się myślami do swoich poprzednich dokonań, choć doprawiają całość ciekawym bliskowschodnim vibe’m. Swoista progresja w blacku, z jaką Kanadyjczycy od lat romansują, sprawdza się tu w bardzo dobry sposób. Wiele wskazuje na to, że The Astral Drain może być albumem, który podzieli fanów Panzerfaust na dwa obozy. Z jednej strony, muzycy nie zawahali się poeksperymentować z różnorodnością gatunkową, co wychodzi im organicznie i naturalnie. Z drugiej zaś, ambientowe dodatki oraz krzyżowanie się blacku z doomem może być dla wielu trudnym do zaakceptowania zaskoczeniem. Jedno jest pewne – odkąd kwartet z Kanady rozpoczął swoją tetralogiczną podróż w 2019 roku, dostarcza zupełnie nową jakość na scenie muzycznej. Najnowsze dzieło grupy to album gwarantujący sporo pozytywnych doświadczeń, a także przyjemności z odbioru. Zdecydowanie warto dać szansę The Astral Drain, tym bardziej, że z każdym kolejnym odsłuchem płyta sprawia coraz lepsze wrażenie. Vlad Canada’s Panzerfaust has been one of my favorite discoveries since joining AMG Industries, ever since I picked up the first part of The Suns of Perdition tetralogy for review back in 2019 and proceeded to underrate it. Underrating was not a problem when the second installment, Chapter II: Render unto Eden, arrived just over a year later. Indeed, that record went on to be my AOTY 2020. It is something of an understatement, therefore, to say that excitement levels were running high when I learned that promo for Chapter III: The Astral Drain had arrived. Feverishly, I summoned the spirit of the recently deceased Madam X to demand immediate delivery of the files. And you know the drill from here, right? I proceed to gush for slightly more than the permitted word count and award my third 4.5 this fucking year, pissing off mightily the recently widowed Steel Druhm. Right? RIGHT?! It’s fair to say that, since The Suns of Perdition – Chapter I: War, Horrid War, Panzerfaust’s stock has risen significantly (and justifiably). What has also risen, apart from my codpiece, is the length of these records. War, Horrid War was a very prim and proper 31 mins, while Render unto Eden clocked in at a meatier 44 mins and The Astral Drain has added a few more minutes. With this has come a subtle, but undeniable, change in style. Where War undoubtedly had subtlety, nuance and haunting beauty, it was compressed into a short and very immediate package, which punched you repeatedly in the face, before tenderly kissing it better. Render unto Eden lulled the listener, relying more heavily on slow-build atmospherics and repetition to make its excellent points. On The Astral Drain, Panzerfaust have doubled down on what they began last time out. The progressive atmospherics dominate, with drummer and MVP Alexander Kartashov on his best and most progressive form to date but other elements are dialed back somewhat. While lead vocalist Goliath still unleashes his earth-shuddering bellow at times, for much of the record he alternates between an echoing growl and razor-edged snarling rasp, as guitarist Brock van Dijk and bassist Thomas Gervais deal in brooding, downtempo atmospherics. Van Dijk’s trademark mournful, cascading melodies remain but in a stripped-back form on the likes of “B22: The Hive and the Hole” and epic opener “Death-Drive Projections.” It’s not until the second half of the album that Panzerfaust really hit their stride. When they do, however, that stride is as magnificent as ever, as the insistent urgency of the opening cymbal work on “The Far Bank at the River Styx” hints that the slow-mo, doom-laden pummelling and subsequent frantic tremolo beatdown you fell victim to on “Bonfire of the Insanities” was only the beginning. Every bit the equal of “Snare of the Fowler” and “Pascal’s Wager” from the last record, “The Far Bank…” borders on blackened melodeath in places, as its looping melancholic leads roll over the artillery of Kartashov’s drums and Goliath’s feverish roars. Perhaps you can sense, however, that I am slightly holding back in my praise for The Astral Drain, and that is because it’s a record with an issue: the interludes. There are four of them, separating each of the five tracks proper. It’s perhaps telling to note that the track listing accompanying my promo doesn’t even include the interludes, which account for almost ten minutes of The Astral Drain. They add little but length to Panzerfaust’s effort, in places somewhat ruining the gentle build dynamics and flow of the record, most notably what would otherwise be a perfect transition from “Bonfire of the Insanities” into probable song of the year “The Far Bank at the River Styx.” The final percussion-driven interlude, “Enantiodromia (Interlude)” offers the most of the four but, at over five minutes in length, its repetitive nature feels like the band ran out of ideas. The production on The Astral Drain is, as it has been for the last two The Suns of Perdition albums, excellent. There isn’t really much more to say on that front. What to make then of Chapter III: The Astral Drain? While I must, of course, assess the record on its own merits, it’s impossible not to also look at it in context, namely as the third, and penultimate, instalment of The Suns series. Seen through that lens, it is the weakest of the three. Panzerfaust has still delivered a very good record but the first two tracks, “Death-Drive Projections” and “B22: The Hive and the Hole,” are good without carrying quite the heft or memorable moments of, say, “The Faustian Pact” from Render unto Eden. Couple this with the number, and disappointing nature, of the four interludes, and The Astral Drain begins to creak ever so slightly under its own weight. The other three tracks proper, and “The Far Bank at the River Styx” in particular, are great but the package as a whole comes up slightly short. With one entry left in The Suns saga, I hope Panzerfaust re-find their best form. Carcharodon ..::TRACK-LIST::.. 1. Death-Drive Projections 10:37 2. The Fear (Interlude) 01:29 3. B22: The Hive and the Hole 07:04 4. The Pain (Interlude) 00:38 5. Bonfire of the Insanities 07:27 6. The Fury (Interlude) 01:21 7. The Far Bank at the River Styx 06:48 8. Enantiodromia (Interlude) 05:54 9. Tabula Rasa 06:20 ..::OBSADA::.. Brock Van Dijk - Vocals, Guitar Thomas Gervais - Bass Goliath - Vocals Alexander Kartashov - Drums https://www.youtube.com/watch?v=ddi4AVhm5ek SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
PANZERFAUST - THE SUNS OF PERDITION [CHAPTER III: THE ASTRAL DRAIN ] (2022) [MP3@320] [FALLEN ANGEL]
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-01 09:08:18
Rozmiar: 110.65 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Kanadyjski Panzerfaust znów odpalił swój najmocniejszy arsenał, by oddać słuchaczom szósty album w karierze. Najnowszy krążek jest zarazem trzecim rozdziałem tetralogii The Suns of Perdition. Po dwóch latach oczekiwania, płyta The Astral Drain ukaże się 22 lipca, a my już dziś zasiadamy do przedpremierowego odsłuchu. Każdy, kto śledzi twórczość grupy Panzerfaust, przyzna, że ekipa z Kanady wypracowała w ostatnich latach bardzo spójne brzmienie. Dotyczy to w szczególności aktualnej serii wydawniczej The Suns of Perdition, za którą odpowiada wytwórnia Eisenwald. Po rewelacyjnym rozdziale drugim Render unto Eden (nasza recenzja w tym miejscu), kanadyjscy mistrzowie black metalu znowu dostarczają potężny monolit w postaci najdłuższego materiału z bieżącej tetralogii. Pierwsze zetknięcie się z nowym wydawnictwem Panzerfaust dowodzi, że grupa pewnie stąpa po wytyczonych przez siebie ścieżkach. Na przestrzeni ponad 10 minut, kompozycja otwierająca o tytule Death-Drive Projections, brzmieniem przypomina styl osiągnięty na poprzednim albumie. Sprawia wręcz wrażenie utworu, który nie został wykorzystany przy okazji składania płyty z 2020 roku. Tym razem, Kanadyjczycy postanowili zaserwować swoim fanom pięć kompozycji, oddzielonych od siebie instrumentalnymi przerywnikami. Produkcja albumu sprawia, że perfekcyjnie słucha się go jednym tchem. 47 minut materiału mija szybko, zaś poszczególne kompozycje ukazują nieco odmienne oblicza muzyki Panzerfaust. Na The Astral Drain znaleźć można bowiem coś więcej, niż tylko black metal o tematyce wojennej i antyreligijnej. Kanadyjczycy do swojego czarciego kotła wrzucili sporo składników, których inspiracji szukać należy także w gatunku doom metalu. Należy tutaj wspomnieć o utworze Bonfire of the Insanities, w którym pobrzmiewają echa starego dobrego Paradise Lost. Nieco wolniejsze tempo, zachwycająca linia melodyczna, jak również precyzyjna warstwa rytmiczna. Takich motywów na krążkach z serii The Suns of Perdition było do tej pory zdecydowanie za mało. Świetnie buja rozpędzony walec, jakim jest The Far Bank at the River Styx. W naturalny sposób odzwierciedla elementy, do jakich black metalowy Panzerfaust przyzwyczaił słuchaczy na przestrzeni 16 lat od debiutanckiego The Winds Will Lead Us… Czerpiąc z dokonań klasyków gatunku, muzycy dokładają do tradycyjnych rozwiązań swoje nowoczesne brzmienie. Krążek The Suns of Perdition, Chapter III: The Astral Drain zamyka Tabula Rasa – kompozycja będąca też oficjalnym singlem promującym tegoroczne wydawnictwo ekipy z Ontario. Również tym razem muzycy przenoszą się myślami do swoich poprzednich dokonań, choć doprawiają całość ciekawym bliskowschodnim vibe’m. Swoista progresja w blacku, z jaką Kanadyjczycy od lat romansują, sprawdza się tu w bardzo dobry sposób. Wiele wskazuje na to, że The Astral Drain może być albumem, który podzieli fanów Panzerfaust na dwa obozy. Z jednej strony, muzycy nie zawahali się poeksperymentować z różnorodnością gatunkową, co wychodzi im organicznie i naturalnie. Z drugiej zaś, ambientowe dodatki oraz krzyżowanie się blacku z doomem może być dla wielu trudnym do zaakceptowania zaskoczeniem. Jedno jest pewne – odkąd kwartet z Kanady rozpoczął swoją tetralogiczną podróż w 2019 roku, dostarcza zupełnie nową jakość na scenie muzycznej. Najnowsze dzieło grupy to album gwarantujący sporo pozytywnych doświadczeń, a także przyjemności z odbioru. Zdecydowanie warto dać szansę The Astral Drain, tym bardziej, że z każdym kolejnym odsłuchem płyta sprawia coraz lepsze wrażenie. Vlad Canada’s Panzerfaust has been one of my favorite discoveries since joining AMG Industries, ever since I picked up the first part of The Suns of Perdition tetralogy for review back in 2019 and proceeded to underrate it. Underrating was not a problem when the second installment, Chapter II: Render unto Eden, arrived just over a year later. Indeed, that record went on to be my AOTY 2020. It is something of an understatement, therefore, to say that excitement levels were running high when I learned that promo for Chapter III: The Astral Drain had arrived. Feverishly, I summoned the spirit of the recently deceased Madam X to demand immediate delivery of the files. And you know the drill from here, right? I proceed to gush for slightly more than the permitted word count and award my third 4.5 this fucking year, pissing off mightily the recently widowed Steel Druhm. Right? RIGHT?! It’s fair to say that, since The Suns of Perdition – Chapter I: War, Horrid War, Panzerfaust’s stock has risen significantly (and justifiably). What has also risen, apart from my codpiece, is the length of these records. War, Horrid War was a very prim and proper 31 mins, while Render unto Eden clocked in at a meatier 44 mins and The Astral Drain has added a few more minutes. With this has come a subtle, but undeniable, change in style. Where War undoubtedly had subtlety, nuance and haunting beauty, it was compressed into a short and very immediate package, which punched you repeatedly in the face, before tenderly kissing it better. Render unto Eden lulled the listener, relying more heavily on slow-build atmospherics and repetition to make its excellent points. On The Astral Drain, Panzerfaust have doubled down on what they began last time out. The progressive atmospherics dominate, with drummer and MVP Alexander Kartashov on his best and most progressive form to date but other elements are dialed back somewhat. While lead vocalist Goliath still unleashes his earth-shuddering bellow at times, for much of the record he alternates between an echoing growl and razor-edged snarling rasp, as guitarist Brock van Dijk and bassist Thomas Gervais deal in brooding, downtempo atmospherics. Van Dijk’s trademark mournful, cascading melodies remain but in a stripped-back form on the likes of “B22: The Hive and the Hole” and epic opener “Death-Drive Projections.” It’s not until the second half of the album that Panzerfaust really hit their stride. When they do, however, that stride is as magnificent as ever, as the insistent urgency of the opening cymbal work on “The Far Bank at the River Styx” hints that the slow-mo, doom-laden pummelling and subsequent frantic tremolo beatdown you fell victim to on “Bonfire of the Insanities” was only the beginning. Every bit the equal of “Snare of the Fowler” and “Pascal’s Wager” from the last record, “The Far Bank…” borders on blackened melodeath in places, as its looping melancholic leads roll over the artillery of Kartashov’s drums and Goliath’s feverish roars. Perhaps you can sense, however, that I am slightly holding back in my praise for The Astral Drain, and that is because it’s a record with an issue: the interludes. There are four of them, separating each of the five tracks proper. It’s perhaps telling to note that the track listing accompanying my promo doesn’t even include the interludes, which account for almost ten minutes of The Astral Drain. They add little but length to Panzerfaust’s effort, in places somewhat ruining the gentle build dynamics and flow of the record, most notably what would otherwise be a perfect transition from “Bonfire of the Insanities” into probable song of the year “The Far Bank at the River Styx.” The final percussion-driven interlude, “Enantiodromia (Interlude)” offers the most of the four but, at over five minutes in length, its repetitive nature feels like the band ran out of ideas. The production on The Astral Drain is, as it has been for the last two The Suns of Perdition albums, excellent. There isn’t really much more to say on that front. What to make then of Chapter III: The Astral Drain? While I must, of course, assess the record on its own merits, it’s impossible not to also look at it in context, namely as the third, and penultimate, instalment of The Suns series. Seen through that lens, it is the weakest of the three. Panzerfaust has still delivered a very good record but the first two tracks, “Death-Drive Projections” and “B22: The Hive and the Hole,” are good without carrying quite the heft or memorable moments of, say, “The Faustian Pact” from Render unto Eden. Couple this with the number, and disappointing nature, of the four interludes, and The Astral Drain begins to creak ever so slightly under its own weight. The other three tracks proper, and “The Far Bank at the River Styx” in particular, are great but the package as a whole comes up slightly short. With one entry left in The Suns saga, I hope Panzerfaust re-find their best form. Carcharodon ..::TRACK-LIST::.. 1. Death-Drive Projections 10:37 2. The Fear (Interlude) 01:29 3. B22: The Hive and the Hole 07:04 4. The Pain (Interlude) 00:38 5. Bonfire of the Insanities 07:27 6. The Fury (Interlude) 01:21 7. The Far Bank at the River Styx 06:48 8. Enantiodromia (Interlude) 05:54 9. Tabula Rasa 06:20 ..::OBSADA::.. Brock Van Dijk - Vocals, Guitar Thomas Gervais - Bass Goliath - Vocals Alexander Kartashov - Drums https://www.youtube.com/watch?v=ddi4AVhm5ek SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-01 09:03:48
Rozmiar: 334.71 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Title: Final Defiance Artist: Steel Razor Year: 2025 Genre: Heavy-Metal Country: France Duration: 00:36:48 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( Instalacja )... 1. Warriors of the lost world 01:23 2. Light Up the Flame 03:10 3. Born to Rock 03:48 4. My Damnation 04:14 5. Even in Hell 05:27 6. Streets of Fear (Intro) 01:01 7. Final Defiance 03:34 8. Only One 05:30 9. Steel Razor 04:02 10. The City Will Rock 04:39 ![]()
Seedów: 35
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-31 17:47:18
Rozmiar: 84.67 MB
Peerów: 4
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Axeblade Artist: Axeblade Year: 2025 Genre: Heavy-Metal Country: Italy Duration: 00:35:21 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Intro 00:51 instrumental 2. Hellraiser 05:23 3. Screaming Demons in Your Head 03:58 4. Ready for War 03:08 5. Time Can't Wait 03:56 6. The Healer 04:31 7. Necromantic 05:02 8. Nigredo 04:42 9. Axeblade 03:50 ![]()
Seedów: 30
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-31 17:47:13
Rozmiar: 81.40 MB
Peerów: 4
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Dreamlike Tales Artist: Divni San Year: 2025 Genre: Heavy-Metal Country: Belgium Duration: 00:34:33 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Dreamlike Tales 2. In Utero (Reborn) 3. Ready to Fight 4. Wintermoon 5. The Power of Your Soul 6. When the Bells Ring the Knell 7. Keep the Dream Alive ![]()
Seedów: 19
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-31 17:47:04
Rozmiar: 79.82 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Balmog to już niemłoda kapela, bo powstała w 2003 roku na hiszpańskiej ziemi. Przez te kilka ładnych lat uzbierała cztery albumy, parę epek i wystąpiła na kilku splitach. Ci, którzy słyszeli poprzednie ich wydawnictwa i podobał im się koncept zawarty w ich muzyce nie powinni być zawiedzeni najnowszą propozycją tego kwartetu. „Covenants Of Salt” to jednoutworowy materiał, trwający ponad osiemnaście minut i zabierający słuchaczy w świat wieloaspektowego black metalu. W tych ponad trzech kwadransach ci mieszkańcy Galicji zmieścili bowiem kilka jego twarzy i doprawili czymś jeszcze. Ta kompozycja to zlepek doomowych i ciężkich pasaży, niezwykle rytualnych momentów znanych między innymi z twórczości Deathspell Omega, wojowniczych kanonad w stylu Funeral Mist, no i wreszcie zadzierżystego riffowania, które przywołuje skojarzenia z black metalem z Trondheim. To prawda, elementów tej układanki wydaje się być dużo, ale zostały one umiejętnie połączone w jedno całość tak aby płynnie przechodziły z jednego w drugi bądź wynikały z siebie nawzajem. W związku z tym dostajemy pełną gamę temp, atmosferyczną karuzelę oraz emocjonalny rollercoaster, a to wszystko w ramach black metalu właśnie. Black metalu, który posiada wiele oblicz i nie chodzi tutaj o różnorakie fizjonomie fałszywych proroków, udających ostatnimi czasy chuj wie kogo. Niech nie zwiodą Was obecne tutaj czyste i podniosłe zaśpiewy czy klimatyczne zwolnienia. To przecież ku chwale Szatana. Istne misterium składające się z różnych części tak samo jak chrześcijańska msza. Muzyczny obrzęd wywołujący szereg skrajnych uczuć, ale nie może tu być mowy o żadnej jakże modnej melancholii. Są za to wściekłość, nienawiść, religijne uniesienie i w końcu katharsis. Balmog w niebywale sprawny sposób w tej jednej kompozycji zsumował ze sobą to co najlepszego wydarzyło się w tym gatunku po 1990 roku. Zaowocowało to wielowarstwowym, ale jakże przy tym spójnym „Covenants Of Salt”. shub niggurath “One gate to hell is in the desert. Another one in the oceans”. With this statement, Balmog continue his pilgrimage following in the footsteps of one of the most acclaimed works of its career, Pillars of Salt. Therefore, Covenants of Salt has been conceived as a continuation from the musical, artistic and conceptual approach of the Mlp released in 2020. Everything that surrounds this new work has been meticulously crafted to once again, bring the listener to the atmosphere that emanates from Pillars of Salt, its majesty, ferocity and ethereal soul. With this purpose, the band has worked to exhaustion in the production, sound and concept so that the feeling of continuity between both works is complete. Music wise Covenants of Salt combines, once again, the most violent energy of Black Metal’s most violent energy with other elements related to psychedelia or progressive rock, always looking for a balance between aggressiveness and ominousness, achieved thanks to the use of different sound textures, clean voices that once again features Fiar (Jade, Foscor, Graveyard), passages close to psychedelia and a dense, powerful but at the same time delicate production by Javi Félez’s Moontower Studios(Destroyer 666, Teitanblood, Graveyard, etc.) and mastered by Jaime Gómez Arellano (Hexvessel, Paradise Lost, Grave Miasma, Primordial or Ulver). From a conceptual point of view, Covenants of Salt follows the path of Pillars of Salt, diving into religious passages from Judeo-Christianity and Islam and the relationship between the human condition and its confrontation with divine creation. Pillars of Salt was about how mankind walks towards the abyss through fiery deserts despite knowing his tragic end; Covenants of Salt is about how humanity seek knowledge denied by divinity and how we are capable of drowning in the vastness of the ocean for a single drop of knowledge. NOTE: it is recommended listening to Pillars of Salt before Covenants of Salt "This feels like a more considered, focused second chapter." - Grizzly Butts (US), 88/100 "Seductive yet chilling atmosphere." - No Clean Singing (US) "Abenteuerliche Freigeister bringen düster-phantastischen Metal mit viel Gefühl für Atmosphäre zum Klingen." - Msuikreviews.de (DE), 12/15 "Played with refinement and elegance. Endless darkness!" - Deadly Storm (CZ) "Eine atemberaubende und atmosphärisch stimmig produzierte Reise durch abgründige Gedanken und mannigfaltige Höllen!" - Metal.de (DE), 8/10 "Balmog’s work is full and textured, nuanced and full of surprising melody and dynamics." - The Killchain (UK) "Melancholy and despair, fury and impulsiveness go hand in hand." - Metalbite.com (US/INT), 8/10 "A great continuation of 'Pillars of Salt'!" - Broken Tomb (ES), 8/10 "If you are a fan of black metal with psychedelic and progressive rock elements, you should check out this EP." - Occult Black Metal Zine (US), 8/10 ..::TRACK-LIST::.. 1. Covenants of Salt 18:23 ..::OBSADA::.. Balc - guitar, clean and raw voices and keyboards. J.F - guitar, keyboards. Morg - bass Virus - drums Extra voices - Fiar (Jade, Foscor, Graveyard). Clean choirs - J.F and Balc. https://www.youtube.com/watch?v=JZadboUU5mg SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-30 16:02:46
Rozmiar: 42.66 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Balmog to już niemłoda kapela, bo powstała w 2003 roku na hiszpańskiej ziemi. Przez te kilka ładnych lat uzbierała cztery albumy, parę epek i wystąpiła na kilku splitach. Ci, którzy słyszeli poprzednie ich wydawnictwa i podobał im się koncept zawarty w ich muzyce nie powinni być zawiedzeni najnowszą propozycją tego kwartetu. „Covenants Of Salt” to jednoutworowy materiał, trwający ponad osiemnaście minut i zabierający słuchaczy w świat wieloaspektowego black metalu. W tych ponad trzech kwadransach ci mieszkańcy Galicji zmieścili bowiem kilka jego twarzy i doprawili czymś jeszcze. Ta kompozycja to zlepek doomowych i ciężkich pasaży, niezwykle rytualnych momentów znanych między innymi z twórczości Deathspell Omega, wojowniczych kanonad w stylu Funeral Mist, no i wreszcie zadzierżystego riffowania, które przywołuje skojarzenia z black metalem z Trondheim. To prawda, elementów tej układanki wydaje się być dużo, ale zostały one umiejętnie połączone w jedno całość tak aby płynnie przechodziły z jednego w drugi bądź wynikały z siebie nawzajem. W związku z tym dostajemy pełną gamę temp, atmosferyczną karuzelę oraz emocjonalny rollercoaster, a to wszystko w ramach black metalu właśnie. Black metalu, który posiada wiele oblicz i nie chodzi tutaj o różnorakie fizjonomie fałszywych proroków, udających ostatnimi czasy chuj wie kogo. Niech nie zwiodą Was obecne tutaj czyste i podniosłe zaśpiewy czy klimatyczne zwolnienia. To przecież ku chwale Szatana. Istne misterium składające się z różnych części tak samo jak chrześcijańska msza. Muzyczny obrzęd wywołujący szereg skrajnych uczuć, ale nie może tu być mowy o żadnej jakże modnej melancholii. Są za to wściekłość, nienawiść, religijne uniesienie i w końcu katharsis. Balmog w niebywale sprawny sposób w tej jednej kompozycji zsumował ze sobą to co najlepszego wydarzyło się w tym gatunku po 1990 roku. Zaowocowało to wielowarstwowym, ale jakże przy tym spójnym „Covenants Of Salt”. shub niggurath “One gate to hell is in the desert. Another one in the oceans”. With this statement, Balmog continue his pilgrimage following in the footsteps of one of the most acclaimed works of its career, Pillars of Salt. Therefore, Covenants of Salt has been conceived as a continuation from the musical, artistic and conceptual approach of the Mlp released in 2020. Everything that surrounds this new work has been meticulously crafted to once again, bring the listener to the atmosphere that emanates from Pillars of Salt, its majesty, ferocity and ethereal soul. With this purpose, the band has worked to exhaustion in the production, sound and concept so that the feeling of continuity between both works is complete. Music wise Covenants of Salt combines, once again, the most violent energy of Black Metal’s most violent energy with other elements related to psychedelia or progressive rock, always looking for a balance between aggressiveness and ominousness, achieved thanks to the use of different sound textures, clean voices that once again features Fiar (Jade, Foscor, Graveyard), passages close to psychedelia and a dense, powerful but at the same time delicate production by Javi Félez’s Moontower Studios(Destroyer 666, Teitanblood, Graveyard, etc.) and mastered by Jaime Gómez Arellano (Hexvessel, Paradise Lost, Grave Miasma, Primordial or Ulver). From a conceptual point of view, Covenants of Salt follows the path of Pillars of Salt, diving into religious passages from Judeo-Christianity and Islam and the relationship between the human condition and its confrontation with divine creation. Pillars of Salt was about how mankind walks towards the abyss through fiery deserts despite knowing his tragic end; Covenants of Salt is about how humanity seek knowledge denied by divinity and how we are capable of drowning in the vastness of the ocean for a single drop of knowledge. NOTE: it is recommended listening to Pillars of Salt before Covenants of Salt "This feels like a more considered, focused second chapter." - Grizzly Butts (US), 88/100 "Seductive yet chilling atmosphere." - No Clean Singing (US) "Abenteuerliche Freigeister bringen düster-phantastischen Metal mit viel Gefühl für Atmosphäre zum Klingen." - Msuikreviews.de (DE), 12/15 "Played with refinement and elegance. Endless darkness!" - Deadly Storm (CZ) "Eine atemberaubende und atmosphärisch stimmig produzierte Reise durch abgründige Gedanken und mannigfaltige Höllen!" - Metal.de (DE), 8/10 "Balmog’s work is full and textured, nuanced and full of surprising melody and dynamics." - The Killchain (UK) "Melancholy and despair, fury and impulsiveness go hand in hand." - Metalbite.com (US/INT), 8/10 "A great continuation of 'Pillars of Salt'!" - Broken Tomb (ES), 8/10 "If you are a fan of black metal with psychedelic and progressive rock elements, you should check out this EP." - Occult Black Metal Zine (US), 8/10 ..::TRACK-LIST::.. 1. Covenants of Salt 18:23 ..::OBSADA::.. Balc - guitar, clean and raw voices and keyboards. J.F - guitar, keyboards. Morg - bass Virus - drums Extra voices - Fiar (Jade, Foscor, Graveyard). Clean choirs - J.F and Balc. https://www.youtube.com/watch?v=JZadboUU5mg SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-30 15:58:00
Rozmiar: 133.36 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Title: Quarto Sigillo Artist: IV Sigillo Year: 2025 Genre: Doom-Metal Country: Italy Duration: 00:53:05 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. In the Tofet (04:58) 02. Satrap of the Cruel (06:25) 03. Dark Crusade (05:52) 04. Slacken (05:11) 05. Planet of Vengeance (03:54) 06. 11 Bodies (Mask of Command) (06:17) 07. Emptiness That Hurts (06:45) 08. Sin-Eater, Sin-Retcher (04:55) 09. Sub Vesperum (08:44) ![]()
Seedów: 17
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-28 23:33:20
Rozmiar: 122.28 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Inverno Artist: Frostfall Year: 2025 Genre: Gothic, Doom-Metal Country: Italy Duration: 00:38:12 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Prophecy of War (01:44) 02. Bloodlands (04:11) 03. Blackbird Days (04:55) 04. The Bloodlander (04:39) 05. Letter from the North (04:49) 06. Frostbite (05:04) 07. Blackest Mirror (03:21) 08. Alpine Warfare (04:24) 09. Krampus Atonement (05:03) ![]()
Seedów: 21
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-28 23:33:16
Rozmiar: 88.25 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Mythic Echoes Artist: Gaias Lycan Year: 2025 Genre: Heavy-Metal Country: Greece Duration: 00:50:45 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. March Of The Titans 02:24 02. Titanomachy 04:04 03. Minotaur 05:43 04. Nemesis 04:32 05. Typhon 05:35 06. Echidna 04:54 07. Pandora's Box 06:19 08. Lycaon 04:52 09. Argonautica 07:28 10. Eros & Psyche 04:51 ![]()
Seedów: 15
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-28 23:33:12
Rozmiar: 117.23 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
https://www.youtube.com/watch?v=VREU5QopmTA ..::OPIS::.. Śledzę dokonania zespołu Zmarłym od samego początku, czyli świetnej EP-KI - "Ziemie jałowe" z 2020 roku. Ich styl ewoluował w coś w moim odczuciu naprawdę oryginalnego co zmaterializowało się rok później w ich debiut "Druga fala". Płyta przedstawiająca pandemiczną rzeczywistości oczami zespołu. Album posiada jedną z fajniejszych opraw graficznych tamtego czasu Ich podejście do szeroko pojętego post-black metalu jest inne, a całokształt twórczości jest niczym narracja obecnego stanu rzeczy na świecie. Zespół robi wycieczki na progresywne tereny wcześniej nie eksplorowane. "Czy w nocy dobrze śpicie? Czy Bomby się boicie? Czy śpiewa wciąż Madonna? Czy Netflix się ogląda?" - fragment tekstu utworu: "Ludzie schronu (2034)" Mnie najnowszy album dosłownie oblał mrokiem i ciężarem. Nie mówię o ciężarze kompozycji bo są płyty bardziej surowe czy ostrzejsze brzmieniowo. Tutaj atmosfera gra pierwsze skrzypce jest niczym szemrany zaułek mijany wieczorową porą... ciężki, przytłaczający i czasami przerażający jak nasza rzeczywistość. Dokładnie tak, "Wielkie zanikanie" potrafi przerazić, trafnością spostrzeżeń jak i brzmieniem, które uruchamia reakcję uciekaj lub walcz od pierwszych zasłyszanych dźwięków syntezatorów przywołujących na myśl muzykę z pierwszych części kultowego Resident Evil... Czując ten dziwny dreszczyk i niepokój dałem się kompletnie pochłonąć tej post-apokaliptycznej wizji świata zespołu Zmarłym. Tym utworom, które swą paskudną rzeczywistością uzależniają... Spacer brudnymi ulicami, który trzeba przebyć kilka razy by odkryć wszystkie zawarte smaki goryczy i dodatkowe muzyczne ukryte smaczki jak saksofon w "Plamy I" - wyśmienite panowie Ten album jest dowodem, że debiut nie był przypadkowy i zespół ma na siebie pomysł, wciąż rozwijany i wciąż świeży. Oni zmieniają się jak otaczający nas świat, a patrząc na to jak po*********y ten świat potrafi być oczekuje, że Zmarłym mogą stać się jeszcze lepsi w tym co robią! Muzyczne retrospekcje Ze Zmarłym mam tak, że poprzednie wydawnictwa pokręciły się u mnie w odtwarzaczu chwilę czy dwie, były całkiem niezłe, ale nigdy ani razu do nich nie wróciłem. I to nie dlatego, że miesięcznie dostaję do odsłuchu kilkadziesiąt nowości, z których nawet ćwiartki w całości nie przerabiam. Po prostu nie miałem ochoty. Przy okazji nowego albumu obiecałem sobie, że nie napiszę o nim ani słowa zanim nie przemielę go wzdłuż i wszerz. No i chyba już to nastąpiło, a ja… nadal mam o Zmarłym takie samo zdanie jak dotychczas. Zespołów kombinujących z black metalem mamy na krajowym podwórku prawdziwe zatrzęsienie. Jedni idą w czysty „post”, inni mieszają z wpływami francuskimi, głównie dysonansowymi, tudzież starają się naśladować (może bardziej elegancko zabrzmiało by „czerpać”) Mgłę zabarwioną Furią. Zmarłym też dbają o to, by ich black metal nie był tym, czym gatunek ów był w latach dziewięćdziesiątych. Kwestia, czy ktoś lubi dokonania spod znaku Gruzja, Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi czy nawet Sznur. Nie, nie mam na myśli, że te zespoły inspirują dźwięki płynące z „Wielkie Zanikanie”, jednak sposób swoistego „wyjebania” na black metal jest tu podobny. Dobrze to i źle. Chłopaki w sumie nie śpiewają o Szatanie, nie malują twarzy i nie biegają z mieczami po lasach (choć w ich przypadku chyba bardziej po blokowiskach, bo Zmarłym to zdecydowanie bardziej miejski metal niż leśny). Może nawet nie uważają swojej twórczości za black metal. Jednak ten black metal w ich kompozycjach się pojawia, w takiej czy innej formie. Z drugiej strony, daleki też jestem, by nazwać tę muzykę awangardową. Bo za mało w niej awangardy. Jest na tej płycie na pewno wiele elementów, które zaskakują, wiele inspiracji płynących nie tylko z metalu stricte. I nie mówię tutaj jedynie choćby o pojawiającym się gdzieś tam saksofonie, robiącym tło jak w starych polskich filmach, bo to wyłącznie pierwszy z brzegu przykład. Ten krążek to prawdziwy przeplataniec, i gdyby rozłożyć go na czynniki pierwsze, to naprawdę można zastanawiać się, jak Zmarłym to wszystko poskładali do kupy. A że nie wszystkie puzzle wydają mi się tutaj z tego samego zestawu, to i chwilami, poza szerokim i szczerym uśmiechem zadowolenia, pojawia się na mojej twarzy także lekki, kwaśny grymas. Dokładnie takie same wrażenia mam przy wokalach. Chwilami są naprawdę ostre i jadowite, a chwilę później męczą bułę, tak jakby muzycy chcieli by były na siłę inne. Przykład? Numer tytułowy. Pytam, dlaczego owo „Zanikanie świata” jest bardziej nucone pod nosem niż zaśpiewane pełną gębą? Dla kontrastu rozpierdala mnie zastosowana w tym utworze elektronika, bardzo odważna i wyrazista. No cóż, chyba już zawsze w stosunku do Zmarłym będę stał w rozkroku. Nie wiem, czy jest sens powtarzać, że zespół ma potencjał, bo ileż można. Nadal jednak nie doczekałem się od nich albumu, który by mnie poskładał. Bo fakt, że chodzę i nucę fragmenty „Wielkiego Zanikania” jest chyba efektem podobnym do podśpiewywania „Abrakadabra” Lady Gagi, którą to słyszę w radio podczas jazdy autem co kilka chwil. Jeśli dotychczas zdążyliście się ze Zmarłym zaprzyjaźnić, to nowy materiał też wam wejdzie leciutko, bo na pewno nie jest słabszy niż poprzednie. Ja sobie posłuchałem, bawiłem się całkiem nieźle, ale pewnie znów nie wrócę. jesusatan Zmarłym to zespół, który chyba już dość mocno zakorzenił się na polskiej scenie black metalowej, dlatego przez wielu drugi krążek ekipy z Końskich był zapewne mocno wyczekiwany. Czy ja też czekałem? Niekoniecznie. Niech za dowód posłuży Wam fakt, że po „Drugą Falę” po kilkunastu odsłuchach w 2021 nie zabrałem się ani razu ponownie. Ale zabrałem się za „Wielkie Zanikanie”, bo pamiętałem, że debiut mimo wszystko miał coś w sobie. Coś, co intrygowało, co prawda nie na długo, ale jednak wzbudzało zainteresowanie. I jak to się ma jedno do drugiego? Dalej jest to podobne granie do tego z pierwszej płyty. Dla mnie to jest coś w rodzaju miksu „dziwności” znanej z Gruzji oraz miejsko black metalowych klimatów pokroju Odrazy. Szczególnie do tej Gruzji mam wrażenie, że Zmarłym ma dość blisko, aczkolwiek ciężko mi wskazać konkrety. Nie ma tu może takiego festiwalu absurdów, skrajności i wulgarności, ale jest jakiś vibe, który od czasu do czasu wzbudza we mnie pewne skojarzenia. W ogóle na „Wielkim Zanikaniu” zanika również black metal. Mam wrażenie, że jest go mniej niż w poprzednim wydawnictwie, a już na „Drugiej Fali” Zmarłym raczej odchodził od tej klasycznej formy czarnej ekspresji. Na dwójce jest jeszcze więcej kombinowania, zwalniania, czystych wokali i bardzo dużo elektroniki. To akurat mocno na plus dla mnie i to chyba jest ten element, który mnie najbardziej tu cieszy. Z odchodzenia do black metalu wynika też to, że płyta ma dość mocno przebojowy charakter . Na przykład „A Good Day” zaczynający się typowym black metalem, który dokładnie w połowie zmienia się diametralnie w prawie rockowy numer. I to się tyczy w zasadzie całej płyty „Wielkie Zanikanie”. Trochę tego, trochę tamtego, trochę black metalu, trochę rocka, trochę elektroniki. Intryguje mnie ta muzyka, ale obawiam się, że z drugą płytą stanie się dokładnie to, co z pierwszą: nie będę wracał. Nie wiem do końca dlaczego, ale nie ma ta muzyka dla mnie magii przyciągania. Czegoś, co sprawi że sięgnę po te dźwięki za miesiąc, dwa, czy za pół roku… Aczkolwiek jestem pewien, że Zmarłym dzięki temu krążkowi utwierdzi swoich miłośników w przekonaniu że jest dobrze i zapewne zaskarbi sobie nowych fanów. Dla mnie płyta raczej bez historii i bez powrotu. Pathologist Zmarłym, a quartet from the Polish town of Końskie, caused a stir in the Polish black metal scene by combining electronic music elements with black metal on their 2021 first full-length, "Druga fala." For some, that album was garbage, but for others, it brought some freshness to the scene. A short while ago, they released their second album, "Wielkie Zanikanie," which shows that they aren't likely to change their direction. There is, however, one thing that is different compared to the previous album - they gave up on the COVID pandemic theme, instead, they focused on talking about modern society and city life. Lyrics aren't on a very high level but also don't suck at all. This album creates an atmosphere that is, on one hand, disturbing but on the other quite interesting. Black metal and electronic elements combine, creating a gripping album that held my attention from start to end. Comparing this album to the previous one, "Druga fala", it can be noted that Zmarłym didn't forget how to combine black metal elements with electronic music. The best example of this can be both songs named "Plamy". The first one, the shortest song on this album, is like an invitation (in electronic music style) to a bigger story that develops this time in mostly black metal style. What is more, clean vocals are sometimes a controversial choice in black metal, but again, Zmarłym (specifically: Andrzej Kądziela) did a fantastic job, for example, on "Ludzie Schronu (2034)" on "Good day" by doing his inhumane shouts and shortly after that singing clean. That unique atmosphere distinguishes Zmarłym from many other black metal bands. The band took a bit more progressive approach with this album. There is less repetitiveness. The most progressive song on this album is "Bunt maszyn," in which the band showed, I think, their best skills. The main riff isn't a typical BM riff, and the vocals vary very much. And the guitar solo - like an icing on this prog-black metal cake. Next song, "A Good Day", also has a bit of progressiveness in it. The song suddenly stops at some point, and then another guitar solo can be heard. I also liked mentioned before two songs named "Plamy". Of course, in all these songs there are black metal elements, such as blast beats and tremolo riffs. This is another argument in favour of buying this album. I wrote something about the instruments, but I will extend it now. Riffs, no matter if they are tremolo or not, are memorable, might be a bit generic for some, but genethe two songs mentioned before, Andrzej Kądziela took vocals on a higher level than on the previous album. He can sing both clean and harsh, also sometimes he speaks. Drums, as before, aren't anything very special, but Michał Piekarski handled this quite hard-to-follow album well. And yes, bass can sometimes be heard. No rawness here. Lastly, there is supposed to be a saxophone. Besides the start of "Plamy I" I couldn't hear it. Of course, it's not a big deal, but maybe I'm deaf and I can't hear things? I liked the fact that there was such a thing, it is not popular in black metal. And again, as in the case in the previous album, if you are not afraid of electronic music sounds in black metal, go listen to this album (before it disappears). SzejkElRopa ..::TRACK-LIST::.. 1. Miejsca 05:45 2. Sny o lataniu 03:38 3. Idziemy w mgłę 03:50 4. Ludzie schronu (2034) 03:56 5. Bunt maszyn 04:56 6. A Good Day 05:00 7. Plamy I 03:37 8. Plamy II 08:47 9. Wielkie zanikanie 06:36 ..::OBSADA::.. Andrzej Kądziela - Vocals, Guitar, Keyboards Kacper Biedrzycki - Guitar Marcin Ścibisz - Bass Michał Piekarski - Drums https://www.youtube.com/watch?v=NQFlPMYfzcU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-28 17:01:00
Rozmiar: 108.97 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
https://www.youtube.com/watch?v=VREU5QopmTA ..::OPIS::.. Śledzę dokonania zespołu Zmarłym od samego początku, czyli świetnej EP-KI - "Ziemie jałowe" z 2020 roku. Ich styl ewoluował w coś w moim odczuciu naprawdę oryginalnego co zmaterializowało się rok później w ich debiut "Druga fala". Płyta przedstawiająca pandemiczną rzeczywistości oczami zespołu. Album posiada jedną z fajniejszych opraw graficznych tamtego czasu Ich podejście do szeroko pojętego post-black metalu jest inne, a całokształt twórczości jest niczym narracja obecnego stanu rzeczy na świecie. Zespół robi wycieczki na progresywne tereny wcześniej nie eksplorowane. "Czy w nocy dobrze śpicie? Czy Bomby się boicie? Czy śpiewa wciąż Madonna? Czy Netflix się ogląda?" - fragment tekstu utworu: "Ludzie schronu (2034)" Mnie najnowszy album dosłownie oblał mrokiem i ciężarem. Nie mówię o ciężarze kompozycji bo są płyty bardziej surowe czy ostrzejsze brzmieniowo. Tutaj atmosfera gra pierwsze skrzypce jest niczym szemrany zaułek mijany wieczorową porą... ciężki, przytłaczający i czasami przerażający jak nasza rzeczywistość. Dokładnie tak, "Wielkie zanikanie" potrafi przerazić, trafnością spostrzeżeń jak i brzmieniem, które uruchamia reakcję uciekaj lub walcz od pierwszych zasłyszanych dźwięków syntezatorów przywołujących na myśl muzykę z pierwszych części kultowego Resident Evil... Czując ten dziwny dreszczyk i niepokój dałem się kompletnie pochłonąć tej post-apokaliptycznej wizji świata zespołu Zmarłym. Tym utworom, które swą paskudną rzeczywistością uzależniają... Spacer brudnymi ulicami, który trzeba przebyć kilka razy by odkryć wszystkie zawarte smaki goryczy i dodatkowe muzyczne ukryte smaczki jak saksofon w "Plamy I" - wyśmienite panowie Ten album jest dowodem, że debiut nie był przypadkowy i zespół ma na siebie pomysł, wciąż rozwijany i wciąż świeży. Oni zmieniają się jak otaczający nas świat, a patrząc na to jak po*********y ten świat potrafi być oczekuje, że Zmarłym mogą stać się jeszcze lepsi w tym co robią! Muzyczne retrospekcje Ze Zmarłym mam tak, że poprzednie wydawnictwa pokręciły się u mnie w odtwarzaczu chwilę czy dwie, były całkiem niezłe, ale nigdy ani razu do nich nie wróciłem. I to nie dlatego, że miesięcznie dostaję do odsłuchu kilkadziesiąt nowości, z których nawet ćwiartki w całości nie przerabiam. Po prostu nie miałem ochoty. Przy okazji nowego albumu obiecałem sobie, że nie napiszę o nim ani słowa zanim nie przemielę go wzdłuż i wszerz. No i chyba już to nastąpiło, a ja… nadal mam o Zmarłym takie samo zdanie jak dotychczas. Zespołów kombinujących z black metalem mamy na krajowym podwórku prawdziwe zatrzęsienie. Jedni idą w czysty „post”, inni mieszają z wpływami francuskimi, głównie dysonansowymi, tudzież starają się naśladować (może bardziej elegancko zabrzmiało by „czerpać”) Mgłę zabarwioną Furią. Zmarłym też dbają o to, by ich black metal nie był tym, czym gatunek ów był w latach dziewięćdziesiątych. Kwestia, czy ktoś lubi dokonania spod znaku Gruzja, Wędrowcy~Tułacze~Zbiegi czy nawet Sznur. Nie, nie mam na myśli, że te zespoły inspirują dźwięki płynące z „Wielkie Zanikanie”, jednak sposób swoistego „wyjebania” na black metal jest tu podobny. Dobrze to i źle. Chłopaki w sumie nie śpiewają o Szatanie, nie malują twarzy i nie biegają z mieczami po lasach (choć w ich przypadku chyba bardziej po blokowiskach, bo Zmarłym to zdecydowanie bardziej miejski metal niż leśny). Może nawet nie uważają swojej twórczości za black metal. Jednak ten black metal w ich kompozycjach się pojawia, w takiej czy innej formie. Z drugiej strony, daleki też jestem, by nazwać tę muzykę awangardową. Bo za mało w niej awangardy. Jest na tej płycie na pewno wiele elementów, które zaskakują, wiele inspiracji płynących nie tylko z metalu stricte. I nie mówię tutaj jedynie choćby o pojawiającym się gdzieś tam saksofonie, robiącym tło jak w starych polskich filmach, bo to wyłącznie pierwszy z brzegu przykład. Ten krążek to prawdziwy przeplataniec, i gdyby rozłożyć go na czynniki pierwsze, to naprawdę można zastanawiać się, jak Zmarłym to wszystko poskładali do kupy. A że nie wszystkie puzzle wydają mi się tutaj z tego samego zestawu, to i chwilami, poza szerokim i szczerym uśmiechem zadowolenia, pojawia się na mojej twarzy także lekki, kwaśny grymas. Dokładnie takie same wrażenia mam przy wokalach. Chwilami są naprawdę ostre i jadowite, a chwilę później męczą bułę, tak jakby muzycy chcieli by były na siłę inne. Przykład? Numer tytułowy. Pytam, dlaczego owo „Zanikanie świata” jest bardziej nucone pod nosem niż zaśpiewane pełną gębą? Dla kontrastu rozpierdala mnie zastosowana w tym utworze elektronika, bardzo odważna i wyrazista. No cóż, chyba już zawsze w stosunku do Zmarłym będę stał w rozkroku. Nie wiem, czy jest sens powtarzać, że zespół ma potencjał, bo ileż można. Nadal jednak nie doczekałem się od nich albumu, który by mnie poskładał. Bo fakt, że chodzę i nucę fragmenty „Wielkiego Zanikania” jest chyba efektem podobnym do podśpiewywania „Abrakadabra” Lady Gagi, którą to słyszę w radio podczas jazdy autem co kilka chwil. Jeśli dotychczas zdążyliście się ze Zmarłym zaprzyjaźnić, to nowy materiał też wam wejdzie leciutko, bo na pewno nie jest słabszy niż poprzednie. Ja sobie posłuchałem, bawiłem się całkiem nieźle, ale pewnie znów nie wrócę. jesusatan Zmarłym to zespół, który chyba już dość mocno zakorzenił się na polskiej scenie black metalowej, dlatego przez wielu drugi krążek ekipy z Końskich był zapewne mocno wyczekiwany. Czy ja też czekałem? Niekoniecznie. Niech za dowód posłuży Wam fakt, że po „Drugą Falę” po kilkunastu odsłuchach w 2021 nie zabrałem się ani razu ponownie. Ale zabrałem się za „Wielkie Zanikanie”, bo pamiętałem, że debiut mimo wszystko miał coś w sobie. Coś, co intrygowało, co prawda nie na długo, ale jednak wzbudzało zainteresowanie. I jak to się ma jedno do drugiego? Dalej jest to podobne granie do tego z pierwszej płyty. Dla mnie to jest coś w rodzaju miksu „dziwności” znanej z Gruzji oraz miejsko black metalowych klimatów pokroju Odrazy. Szczególnie do tej Gruzji mam wrażenie, że Zmarłym ma dość blisko, aczkolwiek ciężko mi wskazać konkrety. Nie ma tu może takiego festiwalu absurdów, skrajności i wulgarności, ale jest jakiś vibe, który od czasu do czasu wzbudza we mnie pewne skojarzenia. W ogóle na „Wielkim Zanikaniu” zanika również black metal. Mam wrażenie, że jest go mniej niż w poprzednim wydawnictwie, a już na „Drugiej Fali” Zmarłym raczej odchodził od tej klasycznej formy czarnej ekspresji. Na dwójce jest jeszcze więcej kombinowania, zwalniania, czystych wokali i bardzo dużo elektroniki. To akurat mocno na plus dla mnie i to chyba jest ten element, który mnie najbardziej tu cieszy. Z odchodzenia do black metalu wynika też to, że płyta ma dość mocno przebojowy charakter . Na przykład „A Good Day” zaczynający się typowym black metalem, który dokładnie w połowie zmienia się diametralnie w prawie rockowy numer. I to się tyczy w zasadzie całej płyty „Wielkie Zanikanie”. Trochę tego, trochę tamtego, trochę black metalu, trochę rocka, trochę elektroniki. Intryguje mnie ta muzyka, ale obawiam się, że z drugą płytą stanie się dokładnie to, co z pierwszą: nie będę wracał. Nie wiem do końca dlaczego, ale nie ma ta muzyka dla mnie magii przyciągania. Czegoś, co sprawi że sięgnę po te dźwięki za miesiąc, dwa, czy za pół roku… Aczkolwiek jestem pewien, że Zmarłym dzięki temu krążkowi utwierdzi swoich miłośników w przekonaniu że jest dobrze i zapewne zaskarbi sobie nowych fanów. Dla mnie płyta raczej bez historii i bez powrotu. Pathologist Zmarłym, a quartet from the Polish town of Końskie, caused a stir in the Polish black metal scene by combining electronic music elements with black metal on their 2021 first full-length, "Druga fala." For some, that album was garbage, but for others, it brought some freshness to the scene. A short while ago, they released their second album, "Wielkie Zanikanie," which shows that they aren't likely to change their direction. There is, however, one thing that is different compared to the previous album - they gave up on the COVID pandemic theme, instead, they focused on talking about modern society and city life. Lyrics aren't on a very high level but also don't suck at all. This album creates an atmosphere that is, on one hand, disturbing but on the other quite interesting. Black metal and electronic elements combine, creating a gripping album that held my attention from start to end. Comparing this album to the previous one, "Druga fala", it can be noted that Zmarłym didn't forget how to combine black metal elements with electronic music. The best example of this can be both songs named "Plamy". The first one, the shortest song on this album, is like an invitation (in electronic music style) to a bigger story that develops this time in mostly black metal style. What is more, clean vocals are sometimes a controversial choice in black metal, but again, Zmarłym (specifically: Andrzej Kądziela) did a fantastic job, for example, on "Ludzie Schronu (2034)" on "Good day" by doing his inhumane shouts and shortly after that singing clean. That unique atmosphere distinguishes Zmarłym from many other black metal bands. The band took a bit more progressive approach with this album. There is less repetitiveness. The most progressive song on this album is "Bunt maszyn," in which the band showed, I think, their best skills. The main riff isn't a typical BM riff, and the vocals vary very much. And the guitar solo - like an icing on this prog-black metal cake. Next song, "A Good Day", also has a bit of progressiveness in it. The song suddenly stops at some point, and then another guitar solo can be heard. I also liked mentioned before two songs named "Plamy". Of course, in all these songs there are black metal elements, such as blast beats and tremolo riffs. This is another argument in favour of buying this album. I wrote something about the instruments, but I will extend it now. Riffs, no matter if they are tremolo or not, are memorable, might be a bit generic for some, but genethe two songs mentioned before, Andrzej Kądziela took vocals on a higher level than on the previous album. He can sing both clean and harsh, also sometimes he speaks. Drums, as before, aren't anything very special, but Michał Piekarski handled this quite hard-to-follow album well. And yes, bass can sometimes be heard. No rawness here. Lastly, there is supposed to be a saxophone. Besides the start of "Plamy I" I couldn't hear it. Of course, it's not a big deal, but maybe I'm deaf and I can't hear things? I liked the fact that there was such a thing, it is not popular in black metal. And again, as in the case in the previous album, if you are not afraid of electronic music sounds in black metal, go listen to this album (before it disappears). SzejkElRopa ..::TRACK-LIST::.. 1. Miejsca 05:45 2. Sny o lataniu 03:38 3. Idziemy w mgłę 03:50 4. Ludzie schronu (2034) 03:56 5. Bunt maszyn 04:56 6. A Good Day 05:00 7. Plamy I 03:37 8. Plamy II 08:47 9. Wielkie zanikanie 06:36 ..::OBSADA::.. Andrzej Kądziela - Vocals, Guitar, Keyboards Kacper Biedrzycki - Guitar Marcin Ścibisz - Bass Michał Piekarski - Drums https://www.youtube.com/watch?v=NQFlPMYfzcU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-28 16:56:49
Rozmiar: 358.78 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
Testament to amerykański zespół thrash metalowy z Berkeley w Kalifornii. Powstał w 1983 roku pod nazwą Legacy. Jego obecny skład to gitarzysta rytmiczny Eric Peterson, wokalista Chuck Billy, gitarzysta Alex Skolnick, basista Steve Di Giorgio i perkusista Chris Dovas. W ciągu lat Testament doświadczył wielu zmian w składzie, a Peterson jest jedynym pozostałym oryginalnym członkiem, choć od tego czasu ponownie zjednoczyli się ze Skolnickiem, który był poza zespołem od 1992 do 2005 roku. Wstawka zawiera drugi album studyjny zespołu. Title: The New Order Artist: Testament Country: USA Year: 1988 Genre: Thrash Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ..::TRACK-LIST::.. 1.Eerie Inhabitants 2.The New Order 3.Trial by Fire 4.Into the Pit 5.Hypnosis (Instrumental) 6.Disciples of the Watch 7.The Preacher 8.Nobody's Fault 9.A Day of Reckoning 10.Musical Death (A Dirge) ![]()
Seedów: 130
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-26 15:12:08
Rozmiar: 91.55 MB
Peerów: 36
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Con Mas Fuerza Artist: Lax Madow Year: 2025 Genre: Thrash, Groove-Metal Country: Mexico Duration: 00:49:43 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Resiste (04:20) 02. Histeria (04:29) 03. La Bestia (04:25) 04. De Un Rojo Amanecer (04:20) 05. Metal Grill...(La Carnita) (03:59) 06. Ancestrales (05:29) 07. El Vals De La Oveja Negra (05:26) 08. Furor (04:35) 09. El Resplandor De Tu Ausencia (05:18) 10. Repercusiones Carnales (07:18) ![]()
Seedów: 9
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-26 15:08:43
Rozmiar: 114.80 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Reside Infernus Artist: Insult Year: 2025 Genre: Thrash-Metal Country: UK Duration: 00:37:11 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Reside Infernus (06:43) 02. Bloodthirsty (04:34) 03. 0 - 60 "Death or Glory" (03:50) 04. Holy War "Sea of Tears" (05:39) 05. This Life We Despise (02:37) 06. Berserker (04:15) 07. Broken Mind (04:35) 08. Power from Hell (04:55) ![]()
Seedów: 43
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-26 15:08:39
Rozmiar: 86.19 MB
Peerów: 7
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Mocarny split dwóch amerykańskich ekip. BRAINPAN to powerviolence'owa waga ciężka z Washington DC w klimacie INFEST, WEEKEND NACHOS, NAILS. Cztery bezlitosne strzały. XSAVAGEX z Seattle to zespół H Murder (CATHETER, CAPITALIST CASUALTIES, DECONSECRATION) grający klasyczny powerviolence w klimacie takich zespołów jak CROSSED OUT, INFEST, NO COMMENT, LACK OF INTEREST. Wersja CD siedmiocalówki wydanej w amerykańskiej wytwórni NERVE ALTAR. Okładkę narysował legendarny japoński artysta Sugi. A split phalanx assault of pulverizing crossover power violence at the forefront of the US underground in a ferocious collision of East and West Coasts. Hailing from Washington DC, Brainpan inflicts punishing contempt with their heavyweight brand of crushing sci-vi annihilation. Seattle’s xSAVAGEx inexorable assault of blunt force ferocity and ruthless stop start riffage seizes and suffocates. Supreme aggression and unyielding hostility. Cover art by Japanese legend Sugi. ..::TRACK-LIST::.. Brainpan 1. Maxwell's Demon's Day Off 2. Lose Your Delusion II 3. Cascade Failure 4. Quantomb D.L. - Drums R.M. - Guitar P.T. - Vocals T.W. - Bass xsavagex 5. Beaten Down By Circumstance 6. Worth Clinging To 7. Ill Advised 8. Rifle Butt Rhinaplasty Guitar - Rodney Drums - Haroldo Bass - Salas https://www.youtube.com/watch?v=Lg_6JdVFlJI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-23 20:04:24
Rozmiar: 28.72 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Mocarny split dwóch amerykańskich ekip. BRAINPAN to powerviolence'owa waga ciężka z Washington DC w klimacie INFEST, WEEKEND NACHOS, NAILS. Cztery bezlitosne strzały. XSAVAGEX z Seattle to zespół H Murder (CATHETER, CAPITALIST CASUALTIES, DECONSECRATION) grający klasyczny powerviolence w klimacie takich zespołów jak CROSSED OUT, INFEST, NO COMMENT, LACK OF INTEREST. Wersja CD siedmiocalówki wydanej w amerykańskiej wytwórni NERVE ALTAR. Okładkę narysował legendarny japoński artysta Sugi. A split phalanx assault of pulverizing crossover power violence at the forefront of the US underground in a ferocious collision of East and West Coasts. Hailing from Washington DC, Brainpan inflicts punishing contempt with their heavyweight brand of crushing sci-vi annihilation. Seattle’s xSAVAGEx inexorable assault of blunt force ferocity and ruthless stop start riffage seizes and suffocates. Supreme aggression and unyielding hostility. Cover art by Japanese legend Sugi. ..::TRACK-LIST::.. ..::OBSADA::.. Brainpan 1. Maxwell's Demon's Day Off 2. Lose Your Delusion II 3. Cascade Failure 4. Quantomb D.L. - Drums R.M. - Guitar P.T. - Vocals T.W. - Bass xsavagex 5. Beaten Down By Circumstance 6. Worth Clinging To 7. Ill Advised 8. Rifle Butt Rhinaplasty Guitar - Rodney Drums - Haroldo Bass - Salas https://www.youtube.com/watch?v=Lg_6JdVFlJI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-23 19:59:39
Rozmiar: 81.21 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Parfaxitas – nazwa jeszcze mało znana, bo tak naprawdę dopiero dziś dali o sobie znać po raz pierwszy za sprawą debiutanckiej płyty „Weaver of the Black Moon”. Ale już za samym zespołem stoją osoby w podziemiu raczej znane. I co najważniejsze – w moim przekonaniu szanowane. Mamy bowiem do czynienia z zespołem, w którym udzielają się muzycy Whoredom Rife czy Sinmara. Nie ukrywam, że to line up spowodował poniekąd, że sięgnąłem po ten album. A także sam wydawca – Terratur Possessions. A jak już sięgnąłem, to nie ukrywam – wsiąkłem w tę muzykę. Z jednej strony można by rzec, że jest ona niedaleka od tego co czyni choćby właśnie Sinmara, może trochę też Whoredom Rife (choć o ile do nich nie mogę się jakoś ostatecznie przekonać, to Parfaxitas podeszło mi doskonale) czy Akhlys. Na „Weaver of the Black Moon” czuć przestrzeń wplecioną w dość hermetyczną odmianę black metalu. Zapewne za sprawą produkcji tego krążka – brzmienie pozwala nam na wyłapanie różnego rodzaju dźwięków, harmonii, a także wokali. A jest co wyłapywać, bowiem z jednej strony – to nie jest jakoś wybitnie połamana, dziwna muzyka, zaś z drugiej strony pełna ciekawych pomysłów. Wymagająca w pewnym sensie – raczej źle słuchałoby się jej napierdalając po pijaku pod sceną, natomiast wręcz wybornie płynie w sytuacji Ty + muzyka + skupienie. Usłyszycie wtedy wiele, na przykład to jak wspaniale chodzi bas w takim „Golachab: The Avenging Sword”. A to tylko przykład, który wyłapałem dokładnie w momencie pisania tych słów. Jest tego zdecydowanie więcej. Skoro zaś nadmieniłem słowo o wokalach – to co robi tutaj K.R. zasługuje na osobną wzmiankę. Gość swoim głosem operuje tu na kilku poziomach, doskonale korelując z muzyką. Zaryzykuję stwierdzenie, że na „Weaver of the Black Moon” wyszedł na poziom wyżej niż na „Den vrede makt”, choć pewnie dla kilku osób może to być kontrowersyjna opinia. Jeszcze ważna informacja dla lokalnych patriotów – tę niezłą okładkę stworzył Robert von Ritter. Natomiast layout jest dziełem Pawła z Kontamination Design – no ale tego mając promówkę cyfrową to akurat nie ocenię. Czy więc Parfaxitas uplasuje się w tegorocznej topce jeśli chodzi o black metalowy gatunek? Nie wiem, bo dopiero koniec maja, niemniej jednak na chwilę obecną jest naprawdę całkiem wysoko. Bardzo podoba mi się ta płyta i myślę, że wrócę do niej jeszcze nie jeden raz. No i dopisuję do listy tegorocznych zakupów. Polecam Wam również sprawdzić, jeśli w gąszczu różnej muzyki „Weaver of the Black Moon” ominęło Wasz odtwarzacz. Oracle Venturing into the world of Nightbringer, Abigor and Sinmara, with hints of Emperor-esque grandeur, Parfaxitas is a new project by familiar faces;. K.R of Whoredom Rife, B.Einarsson of Sinmara/Slidhr, Azlum of Merihem/Oculus/Manetheren, and YhA from Suffering Hour. It’s a grand declaration of war, a monumental feat of organized chaos, an album filled to the brim of intricate Black Metal. This is an album in full, where every song works as a fundament to make it stand tall amongst giants, an album that demands your attention for nearly 50 minutes. Submerge yourself in Parfaxitas’ debut album and let the power of Satan compel you. ..::TRACK-LIST::.. 1. Breath of the Thoughtless Light 08:12 2. Golachab: the Avenging Sword 06:28 3. Ravens of Dispersion 07:12 4. Weaver of the Black Moon 06:48 5. Thou Shalt Worship No Other 06:20 6. Sea of Blood / Fields of Nightmares 12:26 ..::OBSADA::.. YhA - Bass B.E. - Drums Nero - Guitars K.R - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=-cCvmHjMSOY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-23 17:36:03
Rozmiar: 110.36 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Parfaxitas – nazwa jeszcze mało znana, bo tak naprawdę dopiero dziś dali o sobie znać po raz pierwszy za sprawą debiutanckiej płyty „Weaver of the Black Moon”. Ale już za samym zespołem stoją osoby w podziemiu raczej znane. I co najważniejsze – w moim przekonaniu szanowane. Mamy bowiem do czynienia z zespołem, w którym udzielają się muzycy Whoredom Rife czy Sinmara. Nie ukrywam, że to line up spowodował poniekąd, że sięgnąłem po ten album. A także sam wydawca – Terratur Possessions. A jak już sięgnąłem, to nie ukrywam – wsiąkłem w tę muzykę. Z jednej strony można by rzec, że jest ona niedaleka od tego co czyni choćby właśnie Sinmara, może trochę też Whoredom Rife (choć o ile do nich nie mogę się jakoś ostatecznie przekonać, to Parfaxitas podeszło mi doskonale) czy Akhlys. Na „Weaver of the Black Moon” czuć przestrzeń wplecioną w dość hermetyczną odmianę black metalu. Zapewne za sprawą produkcji tego krążka – brzmienie pozwala nam na wyłapanie różnego rodzaju dźwięków, harmonii, a także wokali. A jest co wyłapywać, bowiem z jednej strony – to nie jest jakoś wybitnie połamana, dziwna muzyka, zaś z drugiej strony pełna ciekawych pomysłów. Wymagająca w pewnym sensie – raczej źle słuchałoby się jej napierdalając po pijaku pod sceną, natomiast wręcz wybornie płynie w sytuacji Ty + muzyka + skupienie. Usłyszycie wtedy wiele, na przykład to jak wspaniale chodzi bas w takim „Golachab: The Avenging Sword”. A to tylko przykład, który wyłapałem dokładnie w momencie pisania tych słów. Jest tego zdecydowanie więcej. Skoro zaś nadmieniłem słowo o wokalach – to co robi tutaj K.R. zasługuje na osobną wzmiankę. Gość swoim głosem operuje tu na kilku poziomach, doskonale korelując z muzyką. Zaryzykuję stwierdzenie, że na „Weaver of the Black Moon” wyszedł na poziom wyżej niż na „Den vrede makt”, choć pewnie dla kilku osób może to być kontrowersyjna opinia. Jeszcze ważna informacja dla lokalnych patriotów – tę niezłą okładkę stworzył Robert von Ritter. Natomiast layout jest dziełem Pawła z Kontamination Design – no ale tego mając promówkę cyfrową to akurat nie ocenię. Czy więc Parfaxitas uplasuje się w tegorocznej topce jeśli chodzi o black metalowy gatunek? Nie wiem, bo dopiero koniec maja, niemniej jednak na chwilę obecną jest naprawdę całkiem wysoko. Bardzo podoba mi się ta płyta i myślę, że wrócę do niej jeszcze nie jeden raz. No i dopisuję do listy tegorocznych zakupów. Polecam Wam również sprawdzić, jeśli w gąszczu różnej muzyki „Weaver of the Black Moon” ominęło Wasz odtwarzacz. Oracle Venturing into the world of Nightbringer, Abigor and Sinmara, with hints of Emperor-esque grandeur, Parfaxitas is a new project by familiar faces;. K.R of Whoredom Rife, B.Einarsson of Sinmara/Slidhr, Azlum of Merihem/Oculus/Manetheren, and YhA from Suffering Hour. It’s a grand declaration of war, a monumental feat of organized chaos, an album filled to the brim of intricate Black Metal. This is an album in full, where every song works as a fundament to make it stand tall amongst giants, an album that demands your attention for nearly 50 minutes. Submerge yourself in Parfaxitas’ debut album and let the power of Satan compel you. ..::TRACK-LIST::.. 1. Breath of the Thoughtless Light 08:12 2. Golachab: the Avenging Sword 06:28 3. Ravens of Dispersion 07:12 4. Weaver of the Black Moon 06:48 5. Thou Shalt Worship No Other 06:20 6. Sea of Blood / Fields of Nightmares 12:26 ..::OBSADA::.. YhA - Bass B.E. - Drums Nero - Guitars K.R - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=-cCvmHjMSOY SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-23 17:32:26
Rozmiar: 358.27 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Debiutancki album włoskiego zespołu grającego mieszankę zimnego, nihilistycznego sludge i psychodelii. 'Hate & Merda are a mysterious Italian duo specialising in an interesting blend of sludge, psychadelia and atmospherics. Their debut album’s title is roughly translated as The Year Of Hate, and its barren depths and bleak, nihilistic soundscapes are the perfect soundtrack to every negative emotion you can feel but in a totally cathartic sense.' - The Sleeping Shaman ..::TRACK-LIST::.. 1. la capitale del male 02:58 2. foh 05:29 3. l'inesorabile declino 04:39 4. in itinere (Cello-Matteo Bennici, Vocals-?aloS) 06:27 5. la capitale del mio male 06:27 6. profondo nero senza fine 03:06 7. vai via 09:01 https://www.youtube.com/watch?v=6Hxo2gyxyFI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-22 17:32:58
Rozmiar: 90.11 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Debiutancki album włoskiego zespołu grającego mieszankę zimnego, nihilistycznego sludge i psychodelii. 'Hate & Merda are a mysterious Italian duo specialising in an interesting blend of sludge, psychadelia and atmospherics. Their debut album’s title is roughly translated as The Year Of Hate, and its barren depths and bleak, nihilistic soundscapes are the perfect soundtrack to every negative emotion you can feel but in a totally cathartic sense.' - The Sleeping Shaman ..::TRACK-LIST::.. 1. la capitale del male 02:58 2. foh 05:29 3. l'inesorabile declino 04:39 4. in itinere (Cello-Matteo Bennici, Vocals-?aloS) 06:27 5. la capitale del mio male 06:27 6. profondo nero senza fine 03:06 7. vai via 09:01 https://www.youtube.com/watch?v=6Hxo2gyxyFI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-22 17:29:23
Rozmiar: 247.36 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Title: Never Known Peace Artist: Doomsday Year: 2025 Genre: Crossover, Hardcore, Thrash-Metal Country: USA Duration: 00:31:33 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 1. Death is Here 2. The Outlaw 3. Eternal Tombs 4. Killing Fields 5. Pain Dweller 6. Extinction's Hymn 7. Never Known Peace 8. Everyday War 9. Holy Justice 10. Remnants of Spite ![]()
Seedów: 31
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-22 14:46:52
Rozmiar: 73.07 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
|