|
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Kategoria:
Muzyka
Ilość torrentów:
20,894
Opis
..::INFO::..
Fleshgod Apocalypse to włoski zespół grający symphonic i technical death metal, założony w 2007 roku. Zespół Fleshgod Apocalypse powstał w kwietniu 2007 roku. W pierwszym składzie znaleźli się Cristiano Trionfera (z Promaetheus Unbound), Paolo „Hammer” Rossi (z Tyrannic Ethical Reconstruction), Francesco Struglia (z Promaetheus Unbound, Tyrannic Ethical Reconstruction) i Francesco Paoli (z Hour of Penance, Tyrannic Ethical Reconstruction). Pierwsze demo Promo '07 ukazało się w sierpniu 2007 roku[3]. Zawiera ono dwa utwory i zostało nagrane w 16th Cellar Studio, a wyprodukował je Stefano „Saul” Morabito. Te same utwory znalazły się również na splicie Da Vinci Death Code wydanym przez Ripper Tattoo Productions w 2008 roku. Wstawka zawiera szósty, najnowszy album zespołu. Title: Opera Artist: Fleshgod Apocalypse Country: Włochy Year: 2024 Genre: Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ..::TRACK-LIST::.. 1.Ode To Art (De' Sepolcri) 2.I Can Never Die 3.Pendulum 4.Bloodclock 5.At War With My Soul 6.Morphine Waltz 7.Matricide 8.21 8.Per Aspera Ad 9.Till Death Do Us Apart
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-21 11:22:16
Rozmiar: 101.63 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. 'Drones & Bones' to pierwsze wydawnictwo w barwach Zoharum rosyjskiego projektu, który z powodzeniem działa już od wielu lat na scenie drone/ambient, stając się jednym z ciekawszych przedstawicieli z tamtego rejonu. Pavel Dombrowski komponuje i improwizuje w różnych składach, zapraszając w zależności od potrzeby chwili róznych muzyków, z którymi odkrywa różne kierunki w obrębie gatunku. Jego albumy charakteryzują się szczególną dbałością o detale; muzykę projektu cechuje niezwykłe bogactwo subtelnych, delikatnie utkanych melodii wbudowanych w dość pozornie jednolity twór. Na swoich albumach umiejętnie buduje pozornie leniwy, lekko somnabuliczny klimat, stanowiący pewnego rodzaju znak rozpoznawczy projektu Uhushuhu. " Drones & Bones" to naturalne rozwinięcie tych wątków. Mamy tutaj do czynienia z ponad 45 minutową kompozycją, która w swoisty sposób rozwija się całą paletą barw, dźwięków i nastrojów. Można powiedzieć, że " Drones & Bones" to muzyka księżycowa, że tlą się w niej echa etnicznej muzyki, że jest to drone / ambient. Jednak to wszystko za mało, aby powiedzieć, czym jest ten album. Należy się zatrzymać, wsłuchać w jego głębię i odkrywać - nie raz. Ta przygoda może trwać nieustannie. Album wydany na CD w ściśle limitowanym nakładzie 250 kopii w 6-panelowym ekopacku. Premiera 23.09.2019 Zoharum Za dosyć egzotyczną nazwą UHUSHUHU ukrywa się rosyjski artysta Pavel Dombrovsky. Projekt Dombrovskyego skupiony jest wokół większego kolektywu Ultrovortu. Wydany w barwach Zoharum album “Bones & Drones” jest dosyć intrygującą próbą pogodzenia drone music z ambientem. Lekko buczące, nisko strojone i modulowane pajęczyny z wolna zaczynają się rozwijać, tworząc nieco oniryczny i zamglony dźwiękowy przestwór. Pavel Dombrovsky zdaje podążać tu za jakimś wewnętrznym głosem. Muzyka na “Bones & Drones” powstała na bazie jego improwizacji z materią dźwiękową. Zrodziła się zatem z zamysłu, który w czasie rzeczywistym zdawał się przepoczwarzać nabierając coraz to nowych kształtów. W tych ulotnych konstrukcjach można odnieść wrażenie iż UHUSHUHU zbliża się do świata jaki udało się wykreować wykonawcom pokroju Vidna Obmana czy Coil z „księżycowego” okresu działalności. Jednak w porównaniu do Coila, mamy tu muzykę czysto instrumentalną. Nie ma tekstów, ludzkiego głosu i tego całego bagażu emocji. Za to są tkane ulotne pejzaże z pogranicza jawy i snu. Świat z pogranicza odczuć sumnabulika, kiedy nie do końca wiadomo co jest prawdziwe, a co wyśnione. Podobne strategie związane z improwizacjami, Pavel Dombrovsky stosuje też podczas swoich występów na żywo. To daje mu pełne pole do popisu, stawia też słuchacza oko w oko z niewiadomym. Nigdy do końca nie można być pewnym co usłyszymy. Podobnie jest z muzyką na “Bones & Drones”. To materiał do wielokrotnego odkrywania, jest ku temu sposobność bowiem album zawiera tylko jedną trwającą blisko 45 minut kompozycję. Wyczyn godny najlepszych dokonań Pete Namlooka, czy Briana Eno, którzy na swoich ambientowych albumach eksperymentowali nie tylko z formą ale też i cierpliwością słuchacza. Oby innym jej starczyło by odkrywać niezwykły, oniryczny świat UHUSHUHU. Robert Moczydłowski Równie dobrze mógłbym użyć – zamiast „płyta” – słowa utwór, bo Bones & Drones to tak naprawdę jedna kompozycja, którą Rosjanin rozpisał na czterdzieści pięć minut. Trzy kwadranse transowego, nakłaniającego do medytacji ambientu, który głaszcze i muska uszy słuchaczy. Trochę niezobowiązująco, ale przyjemnie, jednostajnie wybrzmiewające nagranie zbudowane jest z wielu interesujących smaczków, detali. Stojący za projektem UHUSHUHU Pavel Dombrowski , na swoim pełnoprawnym debiucie wydawniczym w Polsce, zanurza się głęboko w odmętach ambientu. Będę szczery, nigdy nic wcześniej nie słyszałem Rosjanina, ba, nie znałem tego projektu w ogóle, ale jego podejście do ambientu, do tworzenia delikatnych i wypełnionych kojącymi melodiami syntezatorów z dodatkiem nagrań terenowych i innych motywów dźwiękowych jest naprawdę interesujące. Zaczyna się mocno, od niepokojących drgań, rozciągniętych migawek na piszczałce lub flecie, które nadają kompozycji bliskowschodnią aurę. W tej bezkresnej atmosferze, wśród tych spokojnych wód oceanu słychać i kołatki, i grzechotki, fletnie, nachodzące na to mistyczne, niemal tybetańskie tło szumy i niby-śpiewne sample. Jest w muzyce UHUSHUHU pierwiastek sakralny, przełamywany całkiem inteligentnie glitchowymi drone’ami, co rozbudza uwagę słuchaczy. Te wodne przygody na Bones & Drones przypominają mi trochę działania Micromelancolié, trochę też Steve’a Roacha. Gęste jak ławica ryb podkłady uspokajają, etniczne, orientalne przebitki pokazują wielobarwny wpływ rozbudowanej kultury Rosji na twórczość UHUSHUHU. Może i wydawnictwo jest za bardzo jednostajne, nazbyt spokojne, chwilami usypiające i wymaga pracy umysłu odbiorcy Bones & Drones na wysokich obrotach, bo inaczej możemy zgubić wątek i okaże się, że płyta po prostu się skończyła (złapałem się na tym z dwa pierwsze razy). Może i mieliśmy w Zoharum ciekawsze wydawnictwa (chociażby ostatnie reedycje płyt Vidny Obmany), a w temacie muzyki etnicznej bardziej interesująco wypadają prace Hybryds, ale Dombrowski umie komponować ambientowe, po prostu miłe melodie. FYH! 'Bones & Drones' is the first release from UHUSHUHU on Zoharum. This successful drone/ambient project is one of the most interesting ones hailing from Russia. Pavel Dombrowski composes and improvises with many other musicians under this guise using their skills to head into various directions in both genres. His albums are characterised by a particular attentiveness to detail and the richness of monolithic tapestry out of delicate melodies. On his album UHUSHUHU successfully creates seemingly lazy, quite somnambulant atmosphere which acts as a signature for the project. ”Drones & Bones” is a logical extension of of the forementioned characteristics. In this 45-minute piece we have the development of tones and atomspheres. One can say that the composition is moon music with hints of ethnic sounds. All that is still not enough to describe what this album really is. You should stop, listen to the abyss and discover continuously. This adventure may last forever. The album is released in a 6-panel ecopak in a strictly limited edition of 250 copies. ..::TRACK-LIST::.. 1. Bones & Drones 43:45 ..::OBSADA::.. Pavel Dombrovskiy - sound https://www.youtube.com/watch?v=iAtKpOyOdPM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-18 17:49:47
Rozmiar: 100.77 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
'Drones & Bones' to pierwsze wydawnictwo w barwach Zoharum rosyjskiego projektu, który z powodzeniem działa już od wielu lat na scenie drone/ambient, stając się jednym z ciekawszych przedstawicieli z tamtego rejonu. Pavel Dombrowski komponuje i improwizuje w różnych składach, zapraszając w zależności od potrzeby chwili róznych muzyków, z którymi odkrywa różne kierunki w obrębie gatunku. Jego albumy charakteryzują się szczególną dbałością o detale; muzykę projektu cechuje niezwykłe bogactwo subtelnych, delikatnie utkanych melodii wbudowanych w dość pozornie jednolity twór. Na swoich albumach umiejętnie buduje pozornie leniwy, lekko somnabuliczny klimat, stanowiący pewnego rodzaju znak rozpoznawczy projektu Uhushuhu. " Drones & Bones" to naturalne rozwinięcie tych wątków. Mamy tutaj do czynienia z ponad 45 minutową kompozycją, która w swoisty sposób rozwija się całą paletą barw, dźwięków i nastrojów. Można powiedzieć, że " Drones & Bones" to muzyka księżycowa, że tlą się w niej echa etnicznej muzyki, że jest to drone / ambient. Jednak to wszystko za mało, aby powiedzieć, czym jest ten album. Należy się zatrzymać, wsłuchać w jego głębię i odkrywać - nie raz. Ta przygoda może trwać nieustannie. Album wydany na CD w ściśle limitowanym nakładzie 250 kopii w 6-panelowym ekopacku. Premiera 23.09.2019 Zoharum Za dosyć egzotyczną nazwą UHUSHUHU ukrywa się rosyjski artysta Pavel Dombrovsky. Projekt Dombrovskyego skupiony jest wokół większego kolektywu Ultrovortu. Wydany w barwach Zoharum album “Bones & Drones” jest dosyć intrygującą próbą pogodzenia drone music z ambientem. Lekko buczące, nisko strojone i modulowane pajęczyny z wolna zaczynają się rozwijać, tworząc nieco oniryczny i zamglony dźwiękowy przestwór. Pavel Dombrovsky zdaje podążać tu za jakimś wewnętrznym głosem. Muzyka na “Bones & Drones” powstała na bazie jego improwizacji z materią dźwiękową. Zrodziła się zatem z zamysłu, który w czasie rzeczywistym zdawał się przepoczwarzać nabierając coraz to nowych kształtów. W tych ulotnych konstrukcjach można odnieść wrażenie iż UHUSHUHU zbliża się do świata jaki udało się wykreować wykonawcom pokroju Vidna Obmana czy Coil z „księżycowego” okresu działalności. Jednak w porównaniu do Coila, mamy tu muzykę czysto instrumentalną. Nie ma tekstów, ludzkiego głosu i tego całego bagażu emocji. Za to są tkane ulotne pejzaże z pogranicza jawy i snu. Świat z pogranicza odczuć sumnabulika, kiedy nie do końca wiadomo co jest prawdziwe, a co wyśnione. Podobne strategie związane z improwizacjami, Pavel Dombrovsky stosuje też podczas swoich występów na żywo. To daje mu pełne pole do popisu, stawia też słuchacza oko w oko z niewiadomym. Nigdy do końca nie można być pewnym co usłyszymy. Podobnie jest z muzyką na “Bones & Drones”. To materiał do wielokrotnego odkrywania, jest ku temu sposobność bowiem album zawiera tylko jedną trwającą blisko 45 minut kompozycję. Wyczyn godny najlepszych dokonań Pete Namlooka, czy Briana Eno, którzy na swoich ambientowych albumach eksperymentowali nie tylko z formą ale też i cierpliwością słuchacza. Oby innym jej starczyło by odkrywać niezwykły, oniryczny świat UHUSHUHU. Robert Moczydłowski Równie dobrze mógłbym użyć – zamiast „płyta” – słowa utwór, bo Bones & Drones to tak naprawdę jedna kompozycja, którą Rosjanin rozpisał na czterdzieści pięć minut. Trzy kwadranse transowego, nakłaniającego do medytacji ambientu, który głaszcze i muska uszy słuchaczy. Trochę niezobowiązująco, ale przyjemnie, jednostajnie wybrzmiewające nagranie zbudowane jest z wielu interesujących smaczków, detali. Stojący za projektem UHUSHUHU Pavel Dombrowski , na swoim pełnoprawnym debiucie wydawniczym w Polsce, zanurza się głęboko w odmętach ambientu. Będę szczery, nigdy nic wcześniej nie słyszałem Rosjanina, ba, nie znałem tego projektu w ogóle, ale jego podejście do ambientu, do tworzenia delikatnych i wypełnionych kojącymi melodiami syntezatorów z dodatkiem nagrań terenowych i innych motywów dźwiękowych jest naprawdę interesujące. Zaczyna się mocno, od niepokojących drgań, rozciągniętych migawek na piszczałce lub flecie, które nadają kompozycji bliskowschodnią aurę. W tej bezkresnej atmosferze, wśród tych spokojnych wód oceanu słychać i kołatki, i grzechotki, fletnie, nachodzące na to mistyczne, niemal tybetańskie tło szumy i niby-śpiewne sample. Jest w muzyce UHUSHUHU pierwiastek sakralny, przełamywany całkiem inteligentnie glitchowymi drone’ami, co rozbudza uwagę słuchaczy. Te wodne przygody na Bones & Drones przypominają mi trochę działania Micromelancolié, trochę też Steve’a Roacha. Gęste jak ławica ryb podkłady uspokajają, etniczne, orientalne przebitki pokazują wielobarwny wpływ rozbudowanej kultury Rosji na twórczość UHUSHUHU. Może i wydawnictwo jest za bardzo jednostajne, nazbyt spokojne, chwilami usypiające i wymaga pracy umysłu odbiorcy Bones & Drones na wysokich obrotach, bo inaczej możemy zgubić wątek i okaże się, że płyta po prostu się skończyła (złapałem się na tym z dwa pierwsze razy). Może i mieliśmy w Zoharum ciekawsze wydawnictwa (chociażby ostatnie reedycje płyt Vidny Obmany), a w temacie muzyki etnicznej bardziej interesująco wypadają prace Hybryds, ale Dombrowski umie komponować ambientowe, po prostu miłe melodie. FYH! 'Bones & Drones' is the first release from UHUSHUHU on Zoharum. This successful drone/ambient project is one of the most interesting ones hailing from Russia. Pavel Dombrowski composes and improvises with many other musicians under this guise using their skills to head into various directions in both genres. His albums are characterised by a particular attentiveness to detail and the richness of monolithic tapestry out of delicate melodies. On his album UHUSHUHU successfully creates seemingly lazy, quite somnambulant atmosphere which acts as a signature for the project. ”Drones & Bones” is a logical extension of of the forementioned characteristics. In this 45-minute piece we have the development of tones and atomspheres. One can say that the composition is moon music with hints of ethnic sounds. All that is still not enough to describe what this album really is. You should stop, listen to the abyss and discover continuously. This adventure may last forever. The album is released in a 6-panel ecopak in a strictly limited edition of 250 copies. 1. Bones & Drones 43:45 Pavel Dombrovskiy - sound https://www.youtube.com/watch?v=iAtKpOyOdPM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-18 17:45:52
Rozmiar: 232.27 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
Ludovico Einaudi Dyskografia (1988-2024) MP3 Lista albumów: 1988 - Time Out 1992 - Stanze 1996 - Le Onde 1999 - Eden Roc 1999 - Fuori Dal Mondo 2001 - Alexandria 2001 - I Giorni 2001 - Le Parole Di Mio Padre 2001 - Luce Dei Miei Occhi 2002 - Doctor Zhivago. Music from the TV Series 2003 - Diario Mali (feat. Ballake Sissoko) 2004 - Echoes - The Einaudi Collection 2004 - La Scala Concert 03 03 03 2004 - Sotto Falso Nome 2004 - Una Mattina 2007 - Diveniere 2008 - Live In Berlin 2009 - Live In Prague. La Magia Di Un Concerto Dal Vivo 2009 - Nightbook 2010 - The Royal Albert Hall Concert 2011 - Islands. Essential Einaudi 2013 - In A Time Lapse 2015 - Elements (Deluxe Edition) 2015 - Taranta Project 2019 - Seven Days Walking 2020 - 12 Songs From Home 2020 - Undiscovered 2021 - Cinema 2022 - Underwater 2023 - La Petite (Original Motion Picture Soundtrack) 2023 - Undiscovered Vol.2 2024 - A Cielo Abierto (Original Motion Picture Soundtrack) 2024 - Experience 2024 - La Tresse (Original Motion Picture Soundtrack)
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-18 09:36:12
Rozmiar: 5.93 GB
Peerów: 0
Dodał: deckrd
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
Pośpiech wskazany jest przy łapaniu pcheł... Zapomniałem skopiować do wstawki. Proszę sobie pobrać i uzupełnić. ..::TRACK-LIST::.. Video 1 - Truck With No Brakes Video 2 - Die Hippie Die SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 18:37:36
Rozmiar: 157.58 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Spadł mi ten album prosto na ryj i na początku nie za bardzo wiedziałem co się dzieje, bom ostrej poniewierce został poddany już w pierwszym kawałku. To się musiało udać. Pierwszy pełny album deathmetalowców z Wysp Brytyjskich wypchany jest siedmioma potężnymi hymnami o przekozackim klimacie. Bez badziewnych dodatków czy innych bzdur. Czyste napierdalańsko i to w dodatku tak złe, że nawet w piekle się łapią za głowy. Ten ciężar naprawdę wgniata, posępne dźwięki sprawiają że otwierasz oczy bardzo szeroko z wrażenia, a do tego ciągle chcesz więcej i dostajesz więcej, bo każdy kolejny utwór jest spory. Sześć czy siedem minut to tutaj nic nadzwyczajnego. Można się poczuć jak kawał mięsa przepuszczony przez maszynkę do mielenia. Cudowne uczucie, kto death metal miłuje i nosi w sercu niczym słowo boże, ten wie i potakuje ze srogością na ryju. Charnel Passages to wypiek powstały z przepisu z doskonale znanymi składnikami, ale mimo to pchasz go sobie do mordy, bo wiesz że będzie to dobre i chcesz tego. Czysta rekomendacja z mojej strony to rzecz niesłychanie oczywista i naprawdę wiele czasu z tym albumem nie potrzebowałem, by wiedzieć że koniecznie muszę sklepać do kupy kilka zdań o tym cudeńku. Niech się cholerstwo szerzy i rozsiewa smród po wioskach i miastach. Mielony With just a demo and an EP released under their repertoire, UK death metal band CRUCIAMENTUM already had a reputation as one of the most prominent death metal prospects today ever since main visionary D. Lowndes formed the band in 2008. With not even a full-length album released to their name, the band have already brought an awareness to the genre akin to what their counterparts in DEAD CONGREGATION and GRAVE MIASMA (in which CRUCIAMENTUM share two members with) have brought forth within the modern age of death metal as one of the leading bands within the new era of the genre. Even though at the time, with just their “Convocation Of Crawling Chaos” demo from 2009 (recognized as one of the best demos of modern day death metal) and their “Engulfed In Desolation” EP from 2011 under their belt, the band were quite active on the live front respectively. Having done several European and U.S. mini-tours, along with playing a decent number of exclusive shows with bands such as Dead Congregation, Grave Miasma, Sonne Adam, Anhedonist, (one U.S. run CRUCIAMENTUM did even featured a very young Pallbearer on a couple of shows, and coincidentally as an aside it was CRUCIAMENTUM mainman D. Lowndes who mastered Pallbearer’s debut album “Sorrow & Extinction”), and played notable festivals such as Hell’s Pleasure, Killtown Deathfest, and Black Mass Ritual in Europe and Maryland Deathfest, Chaos In Tejas, Rites Of Darkness (twice), and Martyrdoom in the U.S. All this without the band having even released a full-length album. Following a slight hiatus which would eventually befall the band, CRUCIAMENTUM would inevitably resurrect itself to finally deliver their debut full-length album the death metal scene has been anticipating. Entitled “Charnel Passages”, this sees CRUCIAMENTUM deliver their mightiest work yet and has already been deemed as one of the most anticipated death metal albums of the year. “Charnel Passages” is true dark death metal majesty in every sense of the word and will stand as the death metal monument of 2015. With dark atmosphere, pummeling brutality, and skillful playing all rendered with a clear yet massive, warm, and natural sounding production, “Charnel Passages” will make its impact on the death metal scene and stand as a modern-day death metal milestone. The OSDM (“Old School Death Metal”) movement has been going on stronger and longer than the actual era of early 90’s death metal at this point. Whether or not this is a good thing depends on who you ask but even within this revival, things have changed so drastically that it has arguably become its own thing inspired and influenced by the classics but somehow in its own drastically different space nowadays. Quite a few of its earliest practitioners have fallen to the wayside or have become otherwise forgotten amidst it being consolidated into a few specific forms. Yet as with Dead Congregation, Funebrarum, Grave Miasma, and Obliteration, their mark has not vanished. Having technically predated the OSDM explosion, these bands are notably very different in mode and execution from others who have since fallen under that tag whether by choice or the whimsy of the crowd and opportunistic labels. England/Scotland's Cruciamentum (now having partially relocated to Florida, fitting given their influences) are a band of personal significance for me. Formed in 2007, just one year before the monumental release of Graves of the Archangels and the OSDM explosion beginning, they got their start with a single track demo, showcasing the base ideas of their sound. The sole track would be rerecorded for 2009's Convocation of Crawling Chaos which is when I would discover them. While they weren't the first post 2000’s classic-styled death metal band I'd heard, their interpretation of older USDM muscle with a contemporary atmospheric undercurrent, courtesy of their Finnish and black metal influences, grabbed my attention quickly. Back then I was just starting to dig deeper underground, and they were one of my first exposures to death metal that was less about pure BPM and technicality as much as conjuring a darkly evocative, unearthly aura. Two years later and we would see both a split with Vasaeleth, showcasing a later rerecorded track demonstrating a movement beyond their semi-cavernous roots. More importantly, the Engulfed in Desolation EP showcased what was hinted there evolved into a drastic change in direction. An aggressively dynamic, staunchly American riff-happy approach confused some fans with its notable change in production and de-emphasis on hypnotic ambience. Soon made it was clear that they weren’t about to rest their laurels on simply having a very strong aesthetic. It would be a long four years fraught with rumours that they were going to disband but finally in 2015, Charnel Passages would be released, bringing this long arc of evolution to its most developed form. Having once shared half of their line-up with the aforementioned Grave Miasma, Cruciamentum were frequently compared to the blackened, ambience-heavy form of death metal often referred to as caverncore. This style, emerging in the wake of experiments by bands such as Demoncy, Profanatica, Portal, and even Goat Molestor (Grave Miasma’s old moniker), existed as a kind of bridge between the murkier, doomier ends of early 90’s death metal and the most primitive non-Nordic second wave variants of black metal. While Cruciamentum focused far, far more riffs on swampy fogginess it wasn’t hard to hear why they were compared. Earlier works by the band generally were prone to longer slow-burning single string riffs and doomier escapades. 2008’s “Rotten Flesh Crucifix”, their very first song, features a notably long Disembowelment style slow chug section as heavy as it was near ritualistic. The Incantation comparisons never carried too much weight and in 2015, chief songwriter, vocalist, and guitarist Dan Lowndes made it very clear they were completely off base this time around. What was hinted at on 2011 is continued here but far from simply morphing it into an entire album, Cruciamentum also reconcile with the sheer crushing heaviness of their debut, transmuting it into a starkly different but not exactly unfamiliar form in what is among the most satisfying and well executed North American style death metal albums. At once old school yet made of a contemporary mindset, Charnel Passages manages to capture all the strengths of the classic era without simply becoming a tribute to them, simultaneously bereft of any “experimental” bells and whistles yet deftly avoiding the pure redundancy or tediously irony-tinged worship that characterizes many who have emerged in their wake. On their long-awaited debut, a bridge is formed between the earliest pure strains of American Morbid Angel esque death metal in all of its militant tremolo might, further excising the residual elements of thrashy staccato rhythm and static punchiness. This is augmented with an eye for evocatively forlorn melodies in the vein of Demigod’s Slumber of Sullen Eyes, informing much of its doomier practices though placing this within a stalwart multi-sectioned structural layout. It has the doom-tinged and gloomy flavoring of a Finnish style band but this exists within the structural framework and understated complexity of a malevolent American-inspired one. While fusions of American and Nordic death metal are not new, they usually focus more on evoking an aura of trudging filthiness. By contrast these brits emphasize riff-driven fury that still manages to find room to let the sense of being amidst the catacombic chambers its excellent album cover illustrates. Lengthy tremolo riffs are part of their bread and butter. Rather than simply heading off into aimless repetition as more ritualistic acts do, they’re frequently contrasted and juxtaposed with shorter, snappier phrasings. These link together in kinetic exchanges of fluid, flowing power utilizing their improved musicianship to put their songs through more twists and turns than ever. Melodies emerge within these barrages to an almost meditative effect amidst the rapidly developing guitar work while drums expertly adapt to and enforce tempo. With Dan having played in the funeral/death-doom bands Imindain and Profetus, dirge-like portions appear frequently to set-up a series of riffs or serve as a transition point, resolving and developing melodies before using the building momentum to launch into explanatory series of riffs. It would be a mistake to call Cruciamentum a technical band but the careful layout of each song combined with just how much happens in each one results in impressively versatile and consistently thrilling songs that never rely too much on a particular element to work. Even stronger than their impressive grasp of the genre’s technique is how they structure these songs. As stated previously, there’s a lot in each one but it never necessarily feels that way a large part due to how smoothly everything moves. The songwriting style achieves this through a mixture of repetition and progression, hearkening back to Formulas Fatal to the Flesh. They differ specifically in how rather than using paired riffs to build up to a grand reveal, they consistently develop and vary them throughout the song. Repetition builds up energy to slingshot new riffs to the forefront while retaining energy and intensity. What in older death metal bands would usually be a mid-section break wherein the primary themes are further developed with new riffs isn’t quite the same for Charnel Passages. Of course these moments are just as pivotal but with how the rest of the riffs are constantly developing beforehand, they don’t really indicate as massive of a complete paradigm shift. Often they coincide with the previously elaborated usage of doomy songwriting. Rather than being a complete turning point, they are more of an indicator of a shift in song direction, hinting towards explosively climactic areas where the amassed energy and thematic momentum will be fully unleashed in broadly sweeping motions. This combination of older style cyclic recombination with a now far more common sense of constantly unfolding thematic motion makes songs easy to follow but also avoids any riff becoming too comfortable and thus repetitive. It also lets the underlying theme behind a lot of these riffs and their interactions remain consistently clear in how they are evolved over these lengthy songs, ranging between five and nearly eight minutes. Where this album falls a little short is its someway dry production, possessing a somewhat thinner guitar tone than you might expect for this kind of death metal. It does mute some of the impact at first but it does a pretty good job adding this slimy, catacombic ugliness to the riffing evocative of the sort of archaic horror presented by the cover art. At seven songs, it is for me the minimum length a full length should be (assuming no absurdly long/short song lengths) but others might find that it passes a bit quickly especially on the two seven-minute monsters it ends on. It is very tremolo heavy with few more immediately grasped chuggier portions or easy mosh-friendly stomping, single minded in its dedication to evoking the sepulchral and the decomposed. What might make it less easy to get at the same time grants it strength with excellent songwriting with how well all the tracks contrast one another. While it’s not exactly hummable radio fare, every track usually contains a few particularly stand-out melodies and riffs. The anxiety-inducing angular upper register runs a little before and during the midsection of “Piety Carved from Flesh”, the rigidly militant marching of “Tongues of Nightshade” breaking up its gale-force blast-battling, “The Conquered Sun” subtly modifying its opening melody in a reiteration to lead into a series of snaking asymmetrical configurations; the album might be short but its length is packed with a lot of powerful, gripping sections that give its funereal atmosphere a sense of grandiosity amidst its severity. Atmosphere in this instance is a powerful tool that gives much of this album its explosive yet morose character but it rests on a strong grip upon the genre’s fundamentals and carefully arranged songcraft. With the band now settled in the USA and closer both literally and figuratively to the birthplace of many of their influences, it is not wrong to predict only greater things for one of the best bands playing no frills death metal. Hail to the masters. Stillborn Machine ..::TRACK-LIST::.. 1. The Conquered Sun (The Dying Light Beyond Morpheus Realms) 07:33 2. Necrophagous Communion 04:59 3. Tongues Of Nightshade 05:29 4. RItes To The Abduction Of Essence 06:00 5. Piety Carved From Flesh 05:20 6. Dissolution Of Mortal Perception 07:29 7. Collapse 07:54 ..::OBSADA::.. R.B. - Bass, Guitars (lead) (track 6), Percussion (additional), Vocals, Songwriting (tracks 1, 3, 5, 7) D.B-H. Drums, Songwriting (tracks 2, 3, 6, 7) R.C. Guitars (rhythm), Guitars (lead) (tracks 1, 3-5), Lyrics (tracks 3, 7), Songwriting (track 1) D.L. Guitars (rhythm), Guitars (lead) (tracks 3-7), Keyboards, Vocals, Lyrics (tracks 1, 2, 5, 6), Songwriting https://www.youtube.com/watch?v=3wtXpyEK344 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 18:28:28
Rozmiar: 104.10 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Spadł mi ten album prosto na ryj i na początku nie za bardzo wiedziałem co się dzieje, bom ostrej poniewierce został poddany już w pierwszym kawałku. To się musiało udać. Pierwszy pełny album deathmetalowców z Wysp Brytyjskich wypchany jest siedmioma potężnymi hymnami o przekozackim klimacie. Bez badziewnych dodatków czy innych bzdur. Czyste napierdalańsko i to w dodatku tak złe, że nawet w piekle się łapią za głowy. Ten ciężar naprawdę wgniata, posępne dźwięki sprawiają że otwierasz oczy bardzo szeroko z wrażenia, a do tego ciągle chcesz więcej i dostajesz więcej, bo każdy kolejny utwór jest spory. Sześć czy siedem minut to tutaj nic nadzwyczajnego. Można się poczuć jak kawał mięsa przepuszczony przez maszynkę do mielenia. Cudowne uczucie, kto death metal miłuje i nosi w sercu niczym słowo boże, ten wie i potakuje ze srogością na ryju. Charnel Passages to wypiek powstały z przepisu z doskonale znanymi składnikami, ale mimo to pchasz go sobie do mordy, bo wiesz że będzie to dobre i chcesz tego. Czysta rekomendacja z mojej strony to rzecz niesłychanie oczywista i naprawdę wiele czasu z tym albumem nie potrzebowałem, by wiedzieć że koniecznie muszę sklepać do kupy kilka zdań o tym cudeńku. Niech się cholerstwo szerzy i rozsiewa smród po wioskach i miastach. Mielony With just a demo and an EP released under their repertoire, UK death metal band CRUCIAMENTUM already had a reputation as one of the most prominent death metal prospects today ever since main visionary D. Lowndes formed the band in 2008. With not even a full-length album released to their name, the band have already brought an awareness to the genre akin to what their counterparts in DEAD CONGREGATION and GRAVE MIASMA (in which CRUCIAMENTUM share two members with) have brought forth within the modern age of death metal as one of the leading bands within the new era of the genre. Even though at the time, with just their “Convocation Of Crawling Chaos” demo from 2009 (recognized as one of the best demos of modern day death metal) and their “Engulfed In Desolation” EP from 2011 under their belt, the band were quite active on the live front respectively. Having done several European and U.S. mini-tours, along with playing a decent number of exclusive shows with bands such as Dead Congregation, Grave Miasma, Sonne Adam, Anhedonist, (one U.S. run CRUCIAMENTUM did even featured a very young Pallbearer on a couple of shows, and coincidentally as an aside it was CRUCIAMENTUM mainman D. Lowndes who mastered Pallbearer’s debut album “Sorrow & Extinction”), and played notable festivals such as Hell’s Pleasure, Killtown Deathfest, and Black Mass Ritual in Europe and Maryland Deathfest, Chaos In Tejas, Rites Of Darkness (twice), and Martyrdoom in the U.S. All this without the band having even released a full-length album. Following a slight hiatus which would eventually befall the band, CRUCIAMENTUM would inevitably resurrect itself to finally deliver their debut full-length album the death metal scene has been anticipating. Entitled “Charnel Passages”, this sees CRUCIAMENTUM deliver their mightiest work yet and has already been deemed as one of the most anticipated death metal albums of the year. “Charnel Passages” is true dark death metal majesty in every sense of the word and will stand as the death metal monument of 2015. With dark atmosphere, pummeling brutality, and skillful playing all rendered with a clear yet massive, warm, and natural sounding production, “Charnel Passages” will make its impact on the death metal scene and stand as a modern-day death metal milestone. The OSDM (“Old School Death Metal”) movement has been going on stronger and longer than the actual era of early 90’s death metal at this point. Whether or not this is a good thing depends on who you ask but even within this revival, things have changed so drastically that it has arguably become its own thing inspired and influenced by the classics but somehow in its own drastically different space nowadays. Quite a few of its earliest practitioners have fallen to the wayside or have become otherwise forgotten amidst it being consolidated into a few specific forms. Yet as with Dead Congregation, Funebrarum, Grave Miasma, and Obliteration, their mark has not vanished. Having technically predated the OSDM explosion, these bands are notably very different in mode and execution from others who have since fallen under that tag whether by choice or the whimsy of the crowd and opportunistic labels. England/Scotland's Cruciamentum (now having partially relocated to Florida, fitting given their influences) are a band of personal significance for me. Formed in 2007, just one year before the monumental release of Graves of the Archangels and the OSDM explosion beginning, they got their start with a single track demo, showcasing the base ideas of their sound. The sole track would be rerecorded for 2009's Convocation of Crawling Chaos which is when I would discover them. While they weren't the first post 2000’s classic-styled death metal band I'd heard, their interpretation of older USDM muscle with a contemporary atmospheric undercurrent, courtesy of their Finnish and black metal influences, grabbed my attention quickly. Back then I was just starting to dig deeper underground, and they were one of my first exposures to death metal that was less about pure BPM and technicality as much as conjuring a darkly evocative, unearthly aura. Two years later and we would see both a split with Vasaeleth, showcasing a later rerecorded track demonstrating a movement beyond their semi-cavernous roots. More importantly, the Engulfed in Desolation EP showcased what was hinted there evolved into a drastic change in direction. An aggressively dynamic, staunchly American riff-happy approach confused some fans with its notable change in production and de-emphasis on hypnotic ambience. Soon made it was clear that they weren’t about to rest their laurels on simply having a very strong aesthetic. It would be a long four years fraught with rumours that they were going to disband but finally in 2015, Charnel Passages would be released, bringing this long arc of evolution to its most developed form. Having once shared half of their line-up with the aforementioned Grave Miasma, Cruciamentum were frequently compared to the blackened, ambience-heavy form of death metal often referred to as caverncore. This style, emerging in the wake of experiments by bands such as Demoncy, Profanatica, Portal, and even Goat Molestor (Grave Miasma’s old moniker), existed as a kind of bridge between the murkier, doomier ends of early 90’s death metal and the most primitive non-Nordic second wave variants of black metal. While Cruciamentum focused far, far more riffs on swampy fogginess it wasn’t hard to hear why they were compared. Earlier works by the band generally were prone to longer slow-burning single string riffs and doomier escapades. 2008’s “Rotten Flesh Crucifix”, their very first song, features a notably long Disembowelment style slow chug section as heavy as it was near ritualistic. The Incantation comparisons never carried too much weight and in 2015, chief songwriter, vocalist, and guitarist Dan Lowndes made it very clear they were completely off base this time around. What was hinted at on 2011 is continued here but far from simply morphing it into an entire album, Cruciamentum also reconcile with the sheer crushing heaviness of their debut, transmuting it into a starkly different but not exactly unfamiliar form in what is among the most satisfying and well executed North American style death metal albums. At once old school yet made of a contemporary mindset, Charnel Passages manages to capture all the strengths of the classic era without simply becoming a tribute to them, simultaneously bereft of any “experimental” bells and whistles yet deftly avoiding the pure redundancy or tediously irony-tinged worship that characterizes many who have emerged in their wake. On their long-awaited debut, a bridge is formed between the earliest pure strains of American Morbid Angel esque death metal in all of its militant tremolo might, further excising the residual elements of thrashy staccato rhythm and static punchiness. This is augmented with an eye for evocatively forlorn melodies in the vein of Demigod’s Slumber of Sullen Eyes, informing much of its doomier practices though placing this within a stalwart multi-sectioned structural layout. It has the doom-tinged and gloomy flavoring of a Finnish style band but this exists within the structural framework and understated complexity of a malevolent American-inspired one. While fusions of American and Nordic death metal are not new, they usually focus more on evoking an aura of trudging filthiness. By contrast these brits emphasize riff-driven fury that still manages to find room to let the sense of being amidst the catacombic chambers its excellent album cover illustrates. Lengthy tremolo riffs are part of their bread and butter. Rather than simply heading off into aimless repetition as more ritualistic acts do, they’re frequently contrasted and juxtaposed with shorter, snappier phrasings. These link together in kinetic exchanges of fluid, flowing power utilizing their improved musicianship to put their songs through more twists and turns than ever. Melodies emerge within these barrages to an almost meditative effect amidst the rapidly developing guitar work while drums expertly adapt to and enforce tempo. With Dan having played in the funeral/death-doom bands Imindain and Profetus, dirge-like portions appear frequently to set-up a series of riffs or serve as a transition point, resolving and developing melodies before using the building momentum to launch into explanatory series of riffs. It would be a mistake to call Cruciamentum a technical band but the careful layout of each song combined with just how much happens in each one results in impressively versatile and consistently thrilling songs that never rely too much on a particular element to work. Even stronger than their impressive grasp of the genre’s technique is how they structure these songs. As stated previously, there’s a lot in each one but it never necessarily feels that way a large part due to how smoothly everything moves. The songwriting style achieves this through a mixture of repetition and progression, hearkening back to Formulas Fatal to the Flesh. They differ specifically in how rather than using paired riffs to build up to a grand reveal, they consistently develop and vary them throughout the song. Repetition builds up energy to slingshot new riffs to the forefront while retaining energy and intensity. What in older death metal bands would usually be a mid-section break wherein the primary themes are further developed with new riffs isn’t quite the same for Charnel Passages. Of course these moments are just as pivotal but with how the rest of the riffs are constantly developing beforehand, they don’t really indicate as massive of a complete paradigm shift. Often they coincide with the previously elaborated usage of doomy songwriting. Rather than being a complete turning point, they are more of an indicator of a shift in song direction, hinting towards explosively climactic areas where the amassed energy and thematic momentum will be fully unleashed in broadly sweeping motions. This combination of older style cyclic recombination with a now far more common sense of constantly unfolding thematic motion makes songs easy to follow but also avoids any riff becoming too comfortable and thus repetitive. It also lets the underlying theme behind a lot of these riffs and their interactions remain consistently clear in how they are evolved over these lengthy songs, ranging between five and nearly eight minutes. Where this album falls a little short is its someway dry production, possessing a somewhat thinner guitar tone than you might expect for this kind of death metal. It does mute some of the impact at first but it does a pretty good job adding this slimy, catacombic ugliness to the riffing evocative of the sort of archaic horror presented by the cover art. At seven songs, it is for me the minimum length a full length should be (assuming no absurdly long/short song lengths) but others might find that it passes a bit quickly especially on the two seven-minute monsters it ends on. It is very tremolo heavy with few more immediately grasped chuggier portions or easy mosh-friendly stomping, single minded in its dedication to evoking the sepulchral and the decomposed. What might make it less easy to get at the same time grants it strength with excellent songwriting with how well all the tracks contrast one another. While it’s not exactly hummable radio fare, every track usually contains a few particularly stand-out melodies and riffs. The anxiety-inducing angular upper register runs a little before and during the midsection of “Piety Carved from Flesh”, the rigidly militant marching of “Tongues of Nightshade” breaking up its gale-force blast-battling, “The Conquered Sun” subtly modifying its opening melody in a reiteration to lead into a series of snaking asymmetrical configurations; the album might be short but its length is packed with a lot of powerful, gripping sections that give its funereal atmosphere a sense of grandiosity amidst its severity. Atmosphere in this instance is a powerful tool that gives much of this album its explosive yet morose character but it rests on a strong grip upon the genre’s fundamentals and carefully arranged songcraft. With the band now settled in the USA and closer both literally and figuratively to the birthplace of many of their influences, it is not wrong to predict only greater things for one of the best bands playing no frills death metal. Hail to the masters. Stillborn Machine ..::TRACK-LIST::.. 1. The Conquered Sun (The Dying Light Beyond Morpheus Realms) 07:33 2. Necrophagous Communion 04:59 3. Tongues Of Nightshade 05:29 4. RItes To The Abduction Of Essence 06:00 5. Piety Carved From Flesh 05:20 6. Dissolution Of Mortal Perception 07:29 7. Collapse 07:54 ..::OBSADA::.. R.B. - Bass, Guitars (lead) (track 6), Percussion (additional), Vocals, Songwriting (tracks 1, 3, 5, 7) D.B-H. Drums, Songwriting (tracks 2, 3, 6, 7) R.C. Guitars (rhythm), Guitars (lead) (tracks 1, 3-5), Lyrics (tracks 3, 7), Songwriting (track 1) D.L. Guitars (rhythm), Guitars (lead) (tracks 3-7), Keyboards, Vocals, Lyrics (tracks 1, 2, 5, 6), Songwriting https://www.youtube.com/watch?v=3wtXpyEK344 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 18:24:46
Rozmiar: 320.37 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Punkowi weterani z Oxnard w stanie Kalifornia powracają z nową płytą w 2009 roku. 14 mocnych hardcore/punk/thrash utworów brzmiących jak kalifornijskie granie i DR KNOW wczesnych lat '80-tych! Dr. Know's discography with Cruz expands and so does my disdain for the Cruz incarnation. Father, Son, and Holy Shit! lowered my expectation of quality output while Killing for God only confirmed the worst. Cruz's Habily (What Was Old Is New) is one of my favorite records period, though, so my problem with Killing for God isn't a vendetta against Cruz..yet. (Worth nothing: previous Dr. Know singer and guitarist Kyle seems to have written most of the songs that appear on Habily, so perhaps that is why that record is so good..) It's the loss of nardcore identity and out-of-touch riff salad present throughout this entire album, to the point where incoherent noise feels favored over song structure. Where to begin? There's a lot to talk about, mostly negative. Where bands like Discharge can execute noise-over-music perfectly, Killing for God is a hot mess. The traces of punk or metal found here are dead on arrival, composed of nauseatingly repetitive garbage playing. Two and three minute songs on average made of riffs only worth five seconds of your time. It’s a disingenuous replication of punk’s simplistic approach, the only problem is Dr. Know forgot to make the songs enjoyable too. None of the riffs here catch my attention and every time I listen to this album I seem to forget more about it..maybe if I play it again, I can forget this mistake exists. But I don't know if I want to endure this album once more. There's not a lot to say about the production, it's generic. So generic that I can only applaud them for making the bass moderately stand out in the mix. Hooray..? Meanwhile the weak and childish lyrics only serve to further poison the already dismal experience. The delivery itself is good. Cruz is a good singer for the genre he's in. My problem are the lyrics themselves. I’m not sure who wrote what on this album but they should retire the pen. Had this band approached this album with the intention of producing breakneck 30 - 60 second "blipcore" tracks, it would have been much, much better. To stretch out repetitive riffs that aren’t even fit to wipe my ass with? That’s boring. _Life_Eternal_ ..::TRACK-LIST::.. 1. Father, Son And Holy Shit 2. Tears Of Black 3. Truck With No Brakes 4. Champagne And Shit 5. Cartoon 6. Tied Around Our Necks 7. Die Hippie Die 8. Innocence Falls 9. Mother And Father 10. Program The Man 11. Neuter Your Leaders 12. Solitary Life 13. Used To Be An Angel 14. 2012 (Instrumental) 15. America Eats Her Young (Dayglo Abortions Cover) 16. Mean Machine (Motorhead Cover) 17. Sacrifice (Flipper Cover) 18. Saints And Sinners + Video ..::OBSADA::.. Bass - Ismael Hernandez Drums - Rick Contreras Guitar - Steve Contreras Vocals - Brandon Cruz https://www.youtube.com/watch?v=VDn_Acc-0Ls SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 17:46:31
Rozmiar: 112.51 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Punkowi weterani z Oxnard w stanie Kalifornia powracają z nową płytą w 2009 roku. 14 mocnych hardcore/punk/thrash utworów brzmiących jak kalifornijskie granie i DR KNOW wczesnych lat '80-tych! Dr. Know's discography with Cruz expands and so does my disdain for the Cruz incarnation. Father, Son, and Holy Shit! lowered my expectation of quality output while Killing for God only confirmed the worst. Cruz's Habily (What Was Old Is New) is one of my favorite records period, though, so my problem with Killing for God isn't a vendetta against Cruz..yet. (Worth nothing: previous Dr. Know singer and guitarist Kyle seems to have written most of the songs that appear on Habily, so perhaps that is why that record is so good..) It's the loss of nardcore identity and out-of-touch riff salad present throughout this entire album, to the point where incoherent noise feels favored over song structure. Where to begin? There's a lot to talk about, mostly negative. Where bands like Discharge can execute noise-over-music perfectly, Killing for God is a hot mess. The traces of punk or metal found here are dead on arrival, composed of nauseatingly repetitive garbage playing. Two and three minute songs on average made of riffs only worth five seconds of your time. It’s a disingenuous replication of punk’s simplistic approach, the only problem is Dr. Know forgot to make the songs enjoyable too. None of the riffs here catch my attention and every time I listen to this album I seem to forget more about it..maybe if I play it again, I can forget this mistake exists. But I don't know if I want to endure this album once more. There's not a lot to say about the production, it's generic. So generic that I can only applaud them for making the bass moderately stand out in the mix. Hooray..? Meanwhile the weak and childish lyrics only serve to further poison the already dismal experience. The delivery itself is good. Cruz is a good singer for the genre he's in. My problem are the lyrics themselves. I’m not sure who wrote what on this album but they should retire the pen. Had this band approached this album with the intention of producing breakneck 30 - 60 second "blipcore" tracks, it would have been much, much better. To stretch out repetitive riffs that aren’t even fit to wipe my ass with? That’s boring. _Life_Eternal_ ..::TRACK-LIST::.. 1. Father, Son And Holy Shit 2. Tears Of Black 3. Truck With No Brakes 4. Champagne And Shit 5. Cartoon 6. Tied Around Our Necks 7. Die Hippie Die 8. Innocence Falls 9. Mother And Father 10. Program The Man 11. Neuter Your Leaders 12. Solitary Life 13. Used To Be An Angel 14. 2012 (Instrumental) 15. America Eats Her Young (Dayglo Abortions Cover) 16. Mean Machine (Motorhead Cover) 17. Sacrifice (Flipper Cover) 18. Saints And Sinners + Video ..::OBSADA::.. Bass - Ismael Hernandez Drums - Rick Contreras Guitar - Steve Contreras Vocals - Brandon Cruz https://www.youtube.com/watch?v=VDn_Acc-0Ls SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 17:42:20
Rozmiar: 343.13 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja drugiego dużego albumu HELLIAS z 1993 roku, old schoolowe granie w stylu SLAYER, KREATOR, ASSASSIN, VENDETTA, NECRONOMICON, OVERKILL i innych Thrash’owych formacji z lat 80-tych! Po przesłuchaniu kilku mniej lub bardziej rozczarowujących (z dwoma wyjątkami) nowości wracam do odgrzewania klasyków. Thrashing Madness Productions dba bez ustanku, by w tej materii coś się działo i co rusz proponuje nowe/stare materiały. Dziś zasiadłem do płyty, której nagrania rozpoczęto w majówkę 1993 roku w Gamma Studio w Krakowie. Mowa o płycie Blind Destiny zespołu Hellias. Blind Destiny to drugi pełny album tej kapeli. Wszystkie te matexy posiadają już status kvltowy i nad tym raczej nie ma co dużo dywagować. Thrash/heavy metalowa załoga wystartowała w końcówce lat 80., załapując się na ostatki thrashowej manii i dając od siebie nową jakość na naszej scenie. Opisywany album wydany został w 1993 roku, czyli już w czasie, gdy wszyscy kierowali swój wzrok w kierunku „nowego” szaleństwa w postaci death metalu, i zapewne nie dostał tyle miłości, ile powinien. Dziś różnorodność gatunkowa jest czymś normalnym, kiedyś mody uderzały mocniej, zgniatając tych, którzy za nimi nie nadążali. Nie zmienia to absolutnie faktu, że Hellias nagrał album potężny, który ze srebrnego krążka brzmi po prostu zajebiście. Zawodowy thrash metal ubarwiony kilkoma zwolnieniami kipi witalnością, jadem i pięknym, staroszkolnym podejściem do tematu. Riffy – mieszanka wpływów sceny Bay Area z naszym polskim, tradycyjnym gniewem – proponują bardzo rytmiczne i agresywne rozwiązania, co w połączeniu z dobrymi partiami sekcji rytmicznej momentalnie zmusza do podrygiwania w ich takt. Słychać tu inspiracje muzyką Testament, Metalliki (okresu Ride the Lightning), Coronera czy naszego Kata (pewnie dlatego, że Kat także silnie wzorował się na starym Testamencie). Materiał jest bardzo urozmaicony. Rozpoczynają go utwory szybsze, przechodzą w bardziej miarowe, a następnie w coś na kształt nawet balladowy. Zabiegi te dają płytę bogatą i pozbawioną monotonii. Wokalista Piotr Foreman Forys atakuje słuchacza swoim gniewnym krzykiem, ale na nim się nie zamyka, modulując głos na wiele sposobów i próbując nawet śpiewać, co dodaje całości dodatkowego kolorytu, a że płyta do najkrótszych nie należy, to zabieg ten uważam za jak najbardziej wskazany. Jako bonus wytwórnia dołożyła cztery utwory w wersji live nagrane podczas Live Invasion Tour w 1990 roku w Chełmku. Utwory brzmią zaskakująco dobrze, nie ranią uszu sprzężeniami czy innymi „kwiatkami”, których by można się spodziewać po ówczesnych próbach recordingu koncertów, kiedy najnormalniej brakowało przyzwoitego sprzętu. Blind Destiny to wyżyny polskiego thrashu. Gdy pominąć Kata, Dragon czy Wilczego Pająka nie pozostaje zbyt wiele kapel, które w tej materii mogą przychodzić do głowy, i uważam Hellias za band im równy. Sprawność muzyczna i dobre pomysły idą tu w parze z archaicznym soundem, który może burzyć budynki swą bezpośrednią mocą. Stanowczo polecam. Brzeźnicki Z kolejnym wznowieniem wyskoczyło Thrashing Madness Productions – tym razem sąsiadów z ich własnego podwórka, czyli Hellias. W sumie to już niewiele z katalogu tego zespołu zostało do wznowienia, ale póki co zajmijmy się reedycją „Blind Destiny”. Thrash metal w 1993 roku wchodził już w fazę schyłkową, u nas też już nie wywoływał takich emocji o ile kojarzę, poza oczywiście najbardziej rozpoznawalnymi nazwami. Hellias natomiast trzymał się tego stylu, jedynie modyfikując go jeśli weźmiemy pod uwagę ich wcześniejsze materiały. „Closed in Fate Coffin” było jeszcze bowiem materiałem dość surowym i… lekko czerstwym? „Blind Destiny” szło zdecydowanie dalej w thrash metalowe inspiracje i starała się mieć oko na to, co aktualnie się dzieje. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie słuchając ich drugiego albumu – z jednej strony słychać tutaj echa Megadeth z „Countdown to Extinction”, z drugiej zespół z ciekawością łypie okiem na rodzący się nurt kombinowanego metalu. Daje to efekt taki, że z jednej strony ten krążek jest dość techniczny, z drugiej sporo tutaj groove’u, ale też zwolnień, niemal balladowych fragmentów lub atmosferycznych podchodów. Dostajemy więc płytę złożoną i dość ciekawą. O ile ktoś lubi tego typu granie – ja w thrash metalu jednakże szukam czegoś innego i stwierdzam, że ten album ma mocne, dobre momenty, ale ma też mielizny nudy. Na dokładkę wrzucono cztery numerów z koncertu z 1989 roku. Zaskakująco, brzmi nieźle i pokazuje dobrze ówczesną kondycję Hellias – surowość i pasję, tak zespołu jak i publiki. Oczywiście, jak to w przypadku wznowień – dostajemy też stare zdjęcia kapeli, tym razem bez wywiadów i reprodukcji plakatów. Niemniej jednak wydanie, jak to zwykle, wygląda bardzo dobrze. Więc co, do wydania zostało jeszcze tylko „Fakty” i można zamykać temat wznowień Hellias? Oracle Not exactly the definitive veterans on the Polish metal scene, this outfit hit the spotlight when their brand of dark brooding retro thrash was swiftly becoming obsolete. Under the circumstances, few were those who lent an ear to their debut “Closed in the Fate Coffin” when it came out in 1991. A real pity especially when said debut was a pretty cool mixture of intense blitzkrieg pieces and slower atmospheric excursions, an effective compendium with echoes of the Brits Deathwish and the Canadians Sacrifice. Two years later the guys are back, and they mean old school business once again. However, the more laid-back atmospherics have taken the upper hand with the label “gothic thrash” now emerging as a pretty legitimate one, the final result coming close to Fear of God’s “Beyond the Veil”, only not as compellingly and coherently structured. But misleaders first, the title "Descent from the Cross", the opener, a sure-handed headbanger emitting loads of energy. The setting abruptly changes with the atmospheric semi-technical wonder "Written to Loss", the highlight here, a sure qualifier for the mentioned Fear of God magnum opus. So far so not so bad, but the lads’ gothic heart cries out for bigger expression, and before you know it you’re exposed to two dark poignant ballads (“The Rain”, “Depths”) which at least see the mean semi-declamatory vocalist acquire a surprisingly effective clean lyrical timbre. A profound change of scenery with these two, the guys try to recapture some thrashing ground with the intense mosher "Stones for the Man (The Last Leaves)" and the more controlled mid-paced shredder "Silence in My Brain", but the band’s hard-core fans would hardly be sold for this dynamic oasis. And they would be right to doubt their idols who march on with a couple of samey, somewhat monotonous gothic semi-thrashers the rude awakening arriving in the form of "No Devotion", another hyper-active proposition. This last one would have been a dignified epitaph, but the band ruin the finale by throwing in the bad groovy joke "Rap-Sody Drink", an absolutely unnecessary deviation having nothing to do whatsoever with the instilled dark officiant clout. But even without this last awful filler, this effort leaves something to be desired. The distribution of the faster-paced material could have been done more adroitly; the middle is entirely occupied by the mentioned rowdy gothicers which pass by as one not very optimistic whole without creating too much drama. As those follow in quick succession, it’s hard for the fan to distinguish any more prominent features among them thus semi-ignoring their dark impact, waiting for the next-in-line more aggressive outburst. The thing is that said outbursts are sparingly offered, we’re talking an hour-long opus mind you, and don’t seem to have the desired rousing effect. It may have been even better if they were excluded thus leaving the gothic-ornated material to gel better and to form a more coherent dark saga. Still, even in its more or less contrasting blend-shape, this effort has its moments; the atmosphere is here, the darkness is here, the pessimism is here… and it’s really intriguing to hear how the otherwise rough sinister singer turns to a more attached goth on those balladic moments. The guys were not looking for creating culminations here as the thrashy outtakes are by no means such; at the same time, one can’t take this recording as a genuinely transitional one as this is retro stuff through and through, no groove, no grunge, no aggro… and, truth be told, the atmospheric developments time and again were already present on the first instalment. There are no drastic innovations introduced; it’s just that the gothic/thrash symbiosis sounds a bit disparate, like the dark mellower side demands more space, but the more aggressive one resists with anything it has, trying to exercise authority whenever it has the opportunity. Alas, neither fate nor destiny could stop the guys from falling into the groovy traps which occurred on “Fakty...”, the third charm, a tepid unimaginative post-thrash affair which closed the first chapter from their career in a seriously downbeat fashion. The reunion stint "A.D. Darkness" 13 years later was way more like it, a potent gothic/thrash/post-thrash conglomerate which took the best of the three styles for the production of a thrilling diverse ride. A really promising new beginning that was followed by a compilation album (“Twenty Fifth Year in the Abyss”) before the band defied destiny again by adding one more cardinal sin to the widely spread seven, with “Eight Cardinal Sins”. Not drastically different from the comeback saga, it offered a similar cocktail the guys sounding confident and by no means stale; there’s no doubt that the next fortune-telling exam is theirs for the taking/passing. Bayer ..::TRACK-LIST::.. 1. Blind Destiny (Intro) 1:02 2. Descent From The Cross 4:13 3. Written To Loss 4:39 4. King Of Revenge 3:59 5. The Rain 6:02 6. Depths 5:36 7. Stones For The Man (The Last Leaves) 4:26 8. Silence In My Brain 3:55 9. Golgotha 3:48 10. Disguise Of Torment 5:14 11. Let's Talk About Killing 3:50 12. Sentence Of... 4:45 13. No Devotion 4:23 14. Rap-sody Drink 2:56 15. Blind Destiny (Outro) 1:09 Bonus Tracks (Live '89) 16. Zamknięty W Trumnie Losu 1:31 17. Requiem Dla Grzesznika 4:07 18. Empty Cry 4:39 19. Król Umarłych Dusz 5:21 ..::OBSADA::.. Vocals - Piotr Foreman Foryś Guitar - Marek Galon Galary (tracks: 16 to 19), Paweł Goolary Góralczyk (tracks: 1 to 15), Piotr Lopez Czerski (tracks: 1 to 15) Keyboards - Grzesiek Pulchny (tracks: 16 to 19) Bass - Darek Darecki Łopata (tracks: 1 to 15), Rafał Dykta Mazur (tracks: 16 to 19) Drums - Wojtek Wojna Wojnowski https://www.youtube.com/watch?v=mA88SESipSM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 17:06:35
Rozmiar: 175.52 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja drugiego dużego albumu HELLIAS z 1993 roku, old schoolowe granie w stylu SLAYER, KREATOR, ASSASSIN, VENDETTA, NECRONOMICON, OVERKILL i innych Thrash’owych formacji z lat 80-tych! Po przesłuchaniu kilku mniej lub bardziej rozczarowujących (z dwoma wyjątkami) nowości wracam do odgrzewania klasyków. Thrashing Madness Productions dba bez ustanku, by w tej materii coś się działo i co rusz proponuje nowe/stare materiały. Dziś zasiadłem do płyty, której nagrania rozpoczęto w majówkę 1993 roku w Gamma Studio w Krakowie. Mowa o płycie Blind Destiny zespołu Hellias. Blind Destiny to drugi pełny album tej kapeli. Wszystkie te matexy posiadają już status kvltowy i nad tym raczej nie ma co dużo dywagować. Thrash/heavy metalowa załoga wystartowała w końcówce lat 80., załapując się na ostatki thrashowej manii i dając od siebie nową jakość na naszej scenie. Opisywany album wydany został w 1993 roku, czyli już w czasie, gdy wszyscy kierowali swój wzrok w kierunku „nowego” szaleństwa w postaci death metalu, i zapewne nie dostał tyle miłości, ile powinien. Dziś różnorodność gatunkowa jest czymś normalnym, kiedyś mody uderzały mocniej, zgniatając tych, którzy za nimi nie nadążali. Nie zmienia to absolutnie faktu, że Hellias nagrał album potężny, który ze srebrnego krążka brzmi po prostu zajebiście. Zawodowy thrash metal ubarwiony kilkoma zwolnieniami kipi witalnością, jadem i pięknym, staroszkolnym podejściem do tematu. Riffy – mieszanka wpływów sceny Bay Area z naszym polskim, tradycyjnym gniewem – proponują bardzo rytmiczne i agresywne rozwiązania, co w połączeniu z dobrymi partiami sekcji rytmicznej momentalnie zmusza do podrygiwania w ich takt. Słychać tu inspiracje muzyką Testament, Metalliki (okresu Ride the Lightning), Coronera czy naszego Kata (pewnie dlatego, że Kat także silnie wzorował się na starym Testamencie). Materiał jest bardzo urozmaicony. Rozpoczynają go utwory szybsze, przechodzą w bardziej miarowe, a następnie w coś na kształt nawet balladowy. Zabiegi te dają płytę bogatą i pozbawioną monotonii. Wokalista Piotr Foreman Forys atakuje słuchacza swoim gniewnym krzykiem, ale na nim się nie zamyka, modulując głos na wiele sposobów i próbując nawet śpiewać, co dodaje całości dodatkowego kolorytu, a że płyta do najkrótszych nie należy, to zabieg ten uważam za jak najbardziej wskazany. Jako bonus wytwórnia dołożyła cztery utwory w wersji live nagrane podczas Live Invasion Tour w 1990 roku w Chełmku. Utwory brzmią zaskakująco dobrze, nie ranią uszu sprzężeniami czy innymi „kwiatkami”, których by można się spodziewać po ówczesnych próbach recordingu koncertów, kiedy najnormalniej brakowało przyzwoitego sprzętu. Blind Destiny to wyżyny polskiego thrashu. Gdy pominąć Kata, Dragon czy Wilczego Pająka nie pozostaje zbyt wiele kapel, które w tej materii mogą przychodzić do głowy, i uważam Hellias za band im równy. Sprawność muzyczna i dobre pomysły idą tu w parze z archaicznym soundem, który może burzyć budynki swą bezpośrednią mocą. Stanowczo polecam. Brzeźnicki Z kolejnym wznowieniem wyskoczyło Thrashing Madness Productions – tym razem sąsiadów z ich własnego podwórka, czyli Hellias. W sumie to już niewiele z katalogu tego zespołu zostało do wznowienia, ale póki co zajmijmy się reedycją „Blind Destiny”. Thrash metal w 1993 roku wchodził już w fazę schyłkową, u nas też już nie wywoływał takich emocji o ile kojarzę, poza oczywiście najbardziej rozpoznawalnymi nazwami. Hellias natomiast trzymał się tego stylu, jedynie modyfikując go jeśli weźmiemy pod uwagę ich wcześniejsze materiały. „Closed in Fate Coffin” było jeszcze bowiem materiałem dość surowym i… lekko czerstwym? „Blind Destiny” szło zdecydowanie dalej w thrash metalowe inspiracje i starała się mieć oko na to, co aktualnie się dzieje. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie słuchając ich drugiego albumu – z jednej strony słychać tutaj echa Megadeth z „Countdown to Extinction”, z drugiej zespół z ciekawością łypie okiem na rodzący się nurt kombinowanego metalu. Daje to efekt taki, że z jednej strony ten krążek jest dość techniczny, z drugiej sporo tutaj groove’u, ale też zwolnień, niemal balladowych fragmentów lub atmosferycznych podchodów. Dostajemy więc płytę złożoną i dość ciekawą. O ile ktoś lubi tego typu granie – ja w thrash metalu jednakże szukam czegoś innego i stwierdzam, że ten album ma mocne, dobre momenty, ale ma też mielizny nudy. Na dokładkę wrzucono cztery numerów z koncertu z 1989 roku. Zaskakująco, brzmi nieźle i pokazuje dobrze ówczesną kondycję Hellias – surowość i pasję, tak zespołu jak i publiki. Oczywiście, jak to w przypadku wznowień – dostajemy też stare zdjęcia kapeli, tym razem bez wywiadów i reprodukcji plakatów. Niemniej jednak wydanie, jak to zwykle, wygląda bardzo dobrze. Więc co, do wydania zostało jeszcze tylko „Fakty” i można zamykać temat wznowień Hellias? Oracle Not exactly the definitive veterans on the Polish metal scene, this outfit hit the spotlight when their brand of dark brooding retro thrash was swiftly becoming obsolete. Under the circumstances, few were those who lent an ear to their debut “Closed in the Fate Coffin” when it came out in 1991. A real pity especially when said debut was a pretty cool mixture of intense blitzkrieg pieces and slower atmospheric excursions, an effective compendium with echoes of the Brits Deathwish and the Canadians Sacrifice. Two years later the guys are back, and they mean old school business once again. However, the more laid-back atmospherics have taken the upper hand with the label “gothic thrash” now emerging as a pretty legitimate one, the final result coming close to Fear of God’s “Beyond the Veil”, only not as compellingly and coherently structured. But misleaders first, the title "Descent from the Cross", the opener, a sure-handed headbanger emitting loads of energy. The setting abruptly changes with the atmospheric semi-technical wonder "Written to Loss", the highlight here, a sure qualifier for the mentioned Fear of God magnum opus. So far so not so bad, but the lads’ gothic heart cries out for bigger expression, and before you know it you’re exposed to two dark poignant ballads (“The Rain”, “Depths”) which at least see the mean semi-declamatory vocalist acquire a surprisingly effective clean lyrical timbre. A profound change of scenery with these two, the guys try to recapture some thrashing ground with the intense mosher "Stones for the Man (The Last Leaves)" and the more controlled mid-paced shredder "Silence in My Brain", but the band’s hard-core fans would hardly be sold for this dynamic oasis. And they would be right to doubt their idols who march on with a couple of samey, somewhat monotonous gothic semi-thrashers the rude awakening arriving in the form of "No Devotion", another hyper-active proposition. This last one would have been a dignified epitaph, but the band ruin the finale by throwing in the bad groovy joke "Rap-Sody Drink", an absolutely unnecessary deviation having nothing to do whatsoever with the instilled dark officiant clout. But even without this last awful filler, this effort leaves something to be desired. The distribution of the faster-paced material could have been done more adroitly; the middle is entirely occupied by the mentioned rowdy gothicers which pass by as one not very optimistic whole without creating too much drama. As those follow in quick succession, it’s hard for the fan to distinguish any more prominent features among them thus semi-ignoring their dark impact, waiting for the next-in-line more aggressive outburst. The thing is that said outbursts are sparingly offered, we’re talking an hour-long opus mind you, and don’t seem to have the desired rousing effect. It may have been even better if they were excluded thus leaving the gothic-ornated material to gel better and to form a more coherent dark saga. Still, even in its more or less contrasting blend-shape, this effort has its moments; the atmosphere is here, the darkness is here, the pessimism is here… and it’s really intriguing to hear how the otherwise rough sinister singer turns to a more attached goth on those balladic moments. The guys were not looking for creating culminations here as the thrashy outtakes are by no means such; at the same time, one can’t take this recording as a genuinely transitional one as this is retro stuff through and through, no groove, no grunge, no aggro… and, truth be told, the atmospheric developments time and again were already present on the first instalment. There are no drastic innovations introduced; it’s just that the gothic/thrash symbiosis sounds a bit disparate, like the dark mellower side demands more space, but the more aggressive one resists with anything it has, trying to exercise authority whenever it has the opportunity. Alas, neither fate nor destiny could stop the guys from falling into the groovy traps which occurred on “Fakty...”, the third charm, a tepid unimaginative post-thrash affair which closed the first chapter from their career in a seriously downbeat fashion. The reunion stint "A.D. Darkness" 13 years later was way more like it, a potent gothic/thrash/post-thrash conglomerate which took the best of the three styles for the production of a thrilling diverse ride. A really promising new beginning that was followed by a compilation album (“Twenty Fifth Year in the Abyss”) before the band defied destiny again by adding one more cardinal sin to the widely spread seven, with “Eight Cardinal Sins”. Not drastically different from the comeback saga, it offered a similar cocktail the guys sounding confident and by no means stale; there’s no doubt that the next fortune-telling exam is theirs for the taking/passing. Bayer ..::TRACK-LIST::.. 1. Blind Destiny (Intro) 1:02 2. Descent From The Cross 4:13 3. Written To Loss 4:39 4. King Of Revenge 3:59 5. The Rain 6:02 6. Depths 5:36 7. Stones For The Man (The Last Leaves) 4:26 8. Silence In My Brain 3:55 9. Golgotha 3:48 10. Disguise Of Torment 5:14 11. Let's Talk About Killing 3:50 12. Sentence Of... 4:45 13. No Devotion 4:23 14. Rap-sody Drink 2:56 15. Blind Destiny (Outro) 1:09 Bonus Tracks (Live '89) 16. Zamknięty W Trumnie Losu 1:31 17. Requiem Dla Grzesznika 4:07 18. Empty Cry 4:39 19. Król Umarłych Dusz 5:21 ..::OBSADA::.. Vocals - Piotr Foreman Foryś Guitar - Marek Galon Galary (tracks: 16 to 19), Paweł Goolary Góralczyk (tracks: 1 to 15), Piotr Lopez Czerski (tracks: 1 to 15) Keyboards - Grzesiek Pulchny (tracks: 16 to 19) Bass - Darek Darecki Łopata (tracks: 1 to 15), Rafał Dykta Mazur (tracks: 16 to 19) Drums - Wojtek Wojna Wojnowski https://www.youtube.com/watch?v=mA88SESipSM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 17:03:00
Rozmiar: 555.41 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Znana z europejskiej trasy z CATHETER załoga z Seattle atakuje 14 utworami technicznego i ciężkiego grind/hc/punk na dwa mieszane wokale! Zespół dowodzony przez Joego Rizzi (DISSENSION, SHITLIST, DEFORMED CONSCIENCE, HAIL OF RAGE). Dla fanów NAPALM DEATH. PHOBIA, SUFFOCATION, BRUTAL TRUTH. ..::TRACK-LIST::.. 1. Scrawlings Of A Whore 2. We Can't Win 3. Pride? 4. Repercussions 5. Inside The Shell 6. Invective 7. Riddance 8. Granite Pusher 9. The Power Of Anesthesia 10. Sterilizer 11. My Cold Dead Hand 12. Keep Your Eyes Open 13. Introvert 14. Learn To Crawl SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 16:34:18
Rozmiar: 64.62 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Znana z europejskiej trasy z CATHETER załoga z Seattle atakuje 14 utworami technicznego i ciężkiego grind/hc/punk na dwa mieszane wokale! Zespół dowodzony przez Joego Rizzi (DISSENSION, SHITLIST, DEFORMED CONSCIENCE, HAIL OF RAGE). Dla fanów NAPALM DEATH. PHOBIA, SUFFOCATION, BRUTAL TRUTH. ..::TRACK-LIST::.. 1. Scrawlings Of A Whore 2. We Can't Win 3. Pride? 4. Repercussions 5. Inside The Shell 6. Invective 7. Riddance 8. Granite Pusher 9. The Power Of Anesthesia 10. Sterilizer 11. My Cold Dead Hand 12. Keep Your Eyes Open 13. Introvert 14. Learn To Crawl SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 16:30:41
Rozmiar: 205.15 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. To cudowna podróż, która nadal fascynuje po tylu latach. Bal śpiewa frapująco, choć śpiewanie to za duże słowo... Bełkocze, bełkocze, mówi, krzyczy, tyraduje, czasem w sposób zrozumiały, czasem w spektrum dźwiękowym własnego autorstwa i tym samym całkowicie skupia na sobie uwagę tej płyty. Bardzo ciekawe doświadczenie... Limited to 200 copies. 6-panel digipack. "My first encounter with the wonderful musical world of Alain Neffe and his gang was in the summer of 1985, the cassette Insane Music For Insane People Vol. 5. I quickly got hooked and followed the encouragement from Alain on the cover, to get in touch with him via old fashioned snail mail and ordered more cassettes from his Insane Music Contact. One of my ultimate favourites was Live In Belgium And Holland by BeNe GeSSeRiT, with some of those improbable vocal excesses by front woman Nadine. A few years later, in the summer of 1989, we succeeded to bring the duo to Norway. It was spectacular, a one of a kind performance, at least to the Norwegian public. I would have loved to release that short & sweet show in some way. Unfortunately there only exist a sub-standard VHS-recording of parts of it. Here's something for comfort: More than 30 years down the road and two independent labels from way back, one Belgian and one Norwegian, with the noun Tapes still proudly in their names, have decided on a joint release of another vintage BeNe GeSSeRiT live recording. It stems from a gig only a few months after EE Tapes' 2010 release First Time In Aachen, a recording from November 1990. You may well ask what's the point with another similar live release. Well, First Time In Aachen was sold out several years ago. Here's a second chance to experience classic BeNe GeSSeRiT live in full bloom for those who missed the First Time. Also, it's a different show in quite a different setting. There are even some lyrics sung in Danish! So, for those familiar, or unfamiliar, with the wonderful insane music of BeNe GeSSeRiT live, sit back and enjoy!" Johan Schlanbusch. ..::TRACK-LIST::.. 1. White Men 3:45 2. Alles Ist... 4:38 3. Rock Yoko 4:04 4. Step By Step 3:17 5. Insanités 4:00 6. Kidnapping (Le Rap(t)) 1:26 7. Nobody Can Know 3:09 8. Vocal Improvisation 3:23 9. Green Worlds 3:03 10. Rats 4:53 11. Crazy Monkees 2:10 12. La Folie Douce 3:06 13. Erg Habannia ! 4:31 14. Ode To Samantha Fox 2:29 15. Walt's Waltz 4:03 16. Confusion/Love Me Thunder 2:36 17. Little Lady + Vocal Improvisation 6:16 18. Moki-Toki Oka-Owa 6:37 This concert took place on the 22nd of February 1991 at Tournai, in the French speaking part of Belgium. It was recorded by Alain Neffe, who also remastered the whole thing. ..::OBSADA::.. Performer - B. Ghola, Benedict G Bass Guitar [Ghost Bass Guitar], Guitar [Ghost Guitar] - Daniel Malempré (tracks: 3, 7, 18) https://www.youtube.com/watch?v=lC_coSUB8g0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 15:19:42
Rozmiar: 156.48 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. To cudowna podróż, która nadal fascynuje po tylu latach. Bal śpiewa frapująco, choć śpiewanie to za duże słowo... Bełkocze, bełkocze, mówi, krzyczy, tyraduje, czasem w sposób zrozumiały, czasem w spektrum dźwiękowym własnego autorstwa i tym samym całkowicie skupia na sobie uwagę tej płyty. Bardzo ciekawe doświadczenie... Limited to 200 copies. 6-panel digipack. "My first encounter with the wonderful musical world of Alain Neffe and his gang was in the summer of 1985, the cassette Insane Music For Insane People Vol. 5. I quickly got hooked and followed the encouragement from Alain on the cover, to get in touch with him via old fashioned snail mail and ordered more cassettes from his Insane Music Contact. One of my ultimate favourites was Live In Belgium And Holland by BeNe GeSSeRiT, with some of those improbable vocal excesses by front woman Nadine. A few years later, in the summer of 1989, we succeeded to bring the duo to Norway. It was spectacular, a one of a kind performance, at least to the Norwegian public. I would have loved to release that short & sweet show in some way. Unfortunately there only exist a sub-standard VHS-recording of parts of it. Here's something for comfort: More than 30 years down the road and two independent labels from way back, one Belgian and one Norwegian, with the noun Tapes still proudly in their names, have decided on a joint release of another vintage BeNe GeSSeRiT live recording. It stems from a gig only a few months after EE Tapes' 2010 release First Time In Aachen, a recording from November 1990. You may well ask what's the point with another similar live release. Well, First Time In Aachen was sold out several years ago. Here's a second chance to experience classic BeNe GeSSeRiT live in full bloom for those who missed the First Time. Also, it's a different show in quite a different setting. There are even some lyrics sung in Danish! So, for those familiar, or unfamiliar, with the wonderful insane music of BeNe GeSSeRiT live, sit back and enjoy!" Johan Schlanbusch. ..::TRACK-LIST::.. 1. White Men 3:45 2. Alles Ist... 4:38 3. Rock Yoko 4:04 4. Step By Step 3:17 5. Insanités 4:00 6. Kidnapping (Le Rap(t)) 1:26 7. Nobody Can Know 3:09 8. Vocal Improvisation 3:23 9. Green Worlds 3:03 10. Rats 4:53 11. Crazy Monkees 2:10 12. La Folie Douce 3:06 13. Erg Habannia ! 4:31 14. Ode To Samantha Fox 2:29 15. Walt's Waltz 4:03 16. Confusion/Love Me Thunder 2:36 17. Little Lady + Vocal Improvisation 6:16 18. Moki-Toki Oka-Owa 6:37 This concert took place on the 22nd of February 1991 at Tournai, in the French speaking part of Belgium. It was recorded by Alain Neffe, who also remastered the whole thing. ..::OBSADA::.. Performer - B. Ghola, Benedict G Bass Guitar [Ghost Bass Guitar], Guitar [Ghost Guitar] - Daniel Malempré (tracks: 3, 7, 18) https://www.youtube.com/watch?v=lC_coSUB8g0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 15:15:39
Rozmiar: 400.73 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
To jeden z najlepszych albumów w swoim gatunku! Dino Cazares jest naturalnie gwiazdą! A Emilio Marquez za bębnami całkowicie rozpierdala system... ..::TRACK-LIST::.. 1. Adertencia 2. Regresando Odio 3. Maldito 4. Rituales Salvajes 5. Yo No Fui 6. Padre Pedofilio 7. Enterrado Vivo 8. Puta Con Dio ? 9. Adelitas 10. Twiquiado 11. Perro Primero 12. Saadistico 13. Batalla Final 14. Cristo Satanico 15. y Tu Mama Combien Bonus Tracks: 16. Misas Negras 17. Matando Gueros 18. Regresando Odio (Live) 19. Padre Pedofilio (Live) 20. Enterrado Vivo (Live) 21. Adelitas (Live) 22. y Tu Mama Cambie (Live) 23. Puta Con Pito (Live) 24. Angel Of Death (Live) ..::OBSADA::.. Bass [Bajo], Vocals [Gritos] - Maldito X Drums [Bateria] - Sadistico Guitar [Guitarra] - Asesino https://www.youtube.com/watch?v=frlBwhLaJZw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 14:32:17
Rozmiar: 182.60 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
To jeden z najlepszych albumów w swoim gatunku! Dino Cazares jest naturalnie gwiazdą! A Emilio Marquez za bębnami całkowicie rozpierdala system... ..::TRACK-LIST::.. 1. Adertencia 2. Regresando Odio 3. Maldito 4. Rituales Salvajes 5. Yo No Fui 6. Padre Pedofilio 7. Enterrado Vivo 8. Puta Con Dio ? 9. Adelitas 10. Twiquiado 11. Perro Primero 12. Saadistico 13. Batalla Final 14. Cristo Satanico 15. y Tu Mama Combien Bonus Tracks: 16. Misas Negras 17. Matando Gueros 18. Regresando Odio (Live) 19. Padre Pedofilio (Live) 20. Enterrado Vivo (Live) 21. Adelitas (Live) 22. y Tu Mama Cambie (Live) 23. Puta Con Pito (Live) 24. Angel Of Death (Live) ..::OBSADA::.. Bass [Bajo], Vocals [Gritos] - Maldito X Drums [Bateria] - Sadistico Guitar [Guitarra] - Asesino https://www.youtube.com/watch?v=frlBwhLaJZw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 14:28:50
Rozmiar: 586.60 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist: VA Album: LoFi Chillhop & JazzHop Christmas Genre: Jazz Edition: Pyramide Source: Deezer Duration: 01:23:22 Codec: FLAC Bitrate: Lossless|WEB-DL Rip type: tracks ...( TrackList )... 01. Flow Bop - She Is Lovely (6:23) 02. Pomante - Here We Flow (4:13) 03. Yurierre - Swung Slap (3:31) 04. P. A. Jeron - Stranger In Moscow (Instrumental) (4:03) 05. Pyma - Landscape (2:10) 06. Lo Greco Bros - Matter Night (4:46) 07. Polose - In The Name Of Love (3:14) 08. Mr.Tune - Right Thing (4:35) 09. Soulstance - Strange Night (4:37) 10. P. A. Jeron - The Captain Of Her Heart (Instrumental Soul) (4:04) 11. DJ Fede - Mellow Mood (2:30) 12. Stefano Mati - Ciao Come Stai (3:10) 13. Pyma - Nature Love (1:57) 14. Cybophonia - Phonografia (5:36) 15. Pomante - Walls (4:13) 16. Red Tandem - Worn Out Polaroid (3:08) 17. P. A. Jeron - Talk To The Wind (Jazzy Instrumental) (3:57) 18. Soulstance - Close To Home (7:04) 19. Soulstance - Last Goodbye (4:44) 20. Lo Greco Bros - Ain't Nobody (5:29)
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:41:23
Rozmiar: 493.71 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Gregorian Album: 25/2025 Genre: New Age, Crossover, Symphonic Rock Edition: Nemo Records Source: Amazon Duration: 02:05:07 Codec: FLAC Bitrate: Lossless|WEB-DL Rip type: tracks ...( Opis )... 25 Jahre "Masters Of Chant"! Limited 2CD Digipak Edition. Seit 25 Jahren begeistern GREGORIAN weltweit Millionen von Menschen mit ihrer Fähigkeit, nahtlos von klassischen Chorälen zu Pop- und Rock-Songs zu wechseln. Mit ihren choreografierten Shows haben sie zudem neue Maßstäbe gesetzt. Die Idee zu GREGORIAN entstand, als der Hamburger Hit-Produzent Frank Peterson (Andrea Bocelli, Sarah Brightman, José Carreras, Justin Timberlake, Backstreet Boys u.v.m.) im Jahr 1989 das königliche Kloster von San Lorenzo de El Escorial in Spanien besuchte. Dort fand er die Inspiration, altertümliche gregorianische Musik mit modernen Songs zu mischen – ein einzigartiges Soundexperiment. Peterson setzte die Idee erstmals mit Michael Cretu und dem weltweiten Sound-Phänomen „Enigma“ um. Das erste Album „MCMXC a.D.“ erschien 1990 und wurde schon nach kurzer Zeit ein weltweiter Erfolg. Dieser sensationelle Triumph ebnete den Weg, die musikalische Idee mit GREGORIAN einen Schritt weiterzuentwickeln und als eigenständigen Music-Act zu etablieren. Millionenfach verkaufte Alben, über 1.400 Shows vor über 3,2 Mio. Konzertbesuchern sowie zahlreiche Gold- und Platin-Auszeichnungen später feiern GREGORIAN ab 2025 ihr 25-jähriges Jubiläum. Die Feierlichkeiten starten bereits im November 2024 mit der Veröffentlichung ihres neuen Albums "25/2025", gefolgt von einer großen Welttournee ab 18.01.2025. „25/2025“ - das große Jubiläumsalbum - enthält 30 Songs; 15 bekannte und beliebte GREGORIAN Hits in neuen Versionen sowie 15 brandneue Produktionen. Unter den neuen Songs befinden sich großartige Interpretationen bekannter Welthits von The Weeknd, Peter Gabriel, Depeche Mode, Ozzy Osbourne, Bruce Springsteen und weiteren Weltstars. „25/2025“ ist eine Hommage an die erfolgreiche Vergangenheit, sowie ein Ausblick in die Zukunft des weltweit erfolgreichsten Chors aller Zeiten. ...( TrackList )... 01. Moment of Peace (New 2025 Jubilee Version) (3:58) 02. Scarborough Fair (New 2025 Jubilee Version) (4:14) 03. Lady D'Arbanville (New 2025 Jubilee Version) (3:29) 04. Sacrifice (New 2025 Jubilee Version) (4:15) 05. The Forest (New 2025 Jubilee Version) (4:18) 06. Angels (New 2025 Jubilee Version) (4:42) 07. Running up That Hill (5:27) 08. Fix You (5:03) 09. One (5:00) 10. Shout (4:59) 11. The Raven (New 2025 Jubilee Edit) (4:12) 12. All I Need (New 2025 Jubilee Edit) (4:50) 13. Masters of Chant (New 2025 Jubilee Version) (3:02) 14. World Without End (New 2025 Jubilee Version) (3:29) 15. Gloria (New 2025 Jubilee Version) (4:43) 16. Such a Shame (5:17) 17. Sing (3:53) 18. Follow You Follow Me (3:50) 19. Blinding Lights (3:20) 20. Softly Whispering I Love You (3:45) 21. Dancing in the Dark (4:13) 22. Hallelujah (2:58) 23. Bitter Sweet Symphony (4:24) 24. In Your Eyes (4:53) 25. Policy of Truth (3:24) 26. Golden Brown (3:26) 27. Dreamer (4:48) 28. If the World Was Ending (3:42) 29. Sadeness Pt. 1 (New 2025 Jubilee Edit) (4:08) 30. The Sound of Silence (Pure Version) (3:25)
Seedów: 152
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:41:22
Rozmiar: 852.11 MB
Peerów: 16
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: VA Title: Euro Disco - The Lost Legends [46] Year: 2021 Genre: Eurodisco Duration: 01:19:01 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320kbps ...( TrackList )... 01. Fresh Color - Sing With Me Tonight 02. Twice As Nice - Girls Like Me 03. Loco Loco - Hey, Mr. D.J. 04. On T.V. - Holiday Love Affair 05. Barbara Doust - If You Love Somebody 06. Andy Gale - Don't Turn Out The Light 07. Mike Weyman - Don't Think Twice 08. Kim Davis - Hello (Is An Easy Word To Say) 09. Beat Boy - West Miami № 5 10. Secret Lovers - Another Minute 11. Da Vinci - Walk Up My Baby 12. Barbel Naumann - Taxi 13. Just Married - I Want You (Just The Way You Are) 14. Amante - Give It To Me
Seedów: 49
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:41:19
Rozmiar: 180.94 MB
Peerów: 3
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: VA Title: Euro Disco - The Lost Legends [45] Year: 2021 Genre: Eurodisco Duration: 01:17:52 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320kbps ...( TrackList )... 01. Monte's Project - Imaginations 02. Bianca Bonelli - Je Veux L'Amour (Follow Me) 03. Kalmar FF - We Are The Best 04. Dennis O'Neill & The International Children Choir - Wild Horses 05. Patty Heart - Love Waves 06. Man Made Motion - Talking In Silence 07. Amanda Lucci - Cry Out In The Night 08. Sebastiano - Zero Zero (Dieci Gradi Sotto Zero) 09. X Tra - Mona Lisa 10. Sandy P. - Dancing On The Moon 11. Miss - Hip Hop 12. Far Corporation - Fire And Water 13. Rouge - Hold On 14. Scotch & Boss - Tap-Rap
Seedów: 47
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:41:15
Rozmiar: 178.21 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: VA Title: Euro Disco - The Lost Legends [44] Year: 2021 Genre: Eurodisco Duration: 01:18:29 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320kbps ...( TrackList )... 01. Ute Geller - Tanz Auf Die Sonnenseite Der Stra?e 02. 16 Bit - Too Fast To Live 03. Fesh - Scandal Eyes 04. Kim Leonard - Baby, I Need You 05. Perestroika Power - Animal Farm 06. Sheena - Shotgun 07. Triple G. - Nervous 08. Veronique - Jungle Man 09. Stann Joy - Good-Bye To You 10. The Groover - Sexy Thing 11. Nadia Lee - Don't You Care 12. California - Yo Yo 13. Manige - Two Of A Kind 14. The Voice - The Voice
Seedów: 41
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:41:12
Rozmiar: 179.59 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Nickelback Album: Live From Nashville Genre: Post-Grunge, Hard-Rock, Alternative-Metal Edition: BMG Rights Management (US) LLC Source: qobuz Duration: 01:10:28 Codec: FLAC 24/96 Bitrate: Lossless|WEB-DL Rip type: tracks ...( TrackList )... 01. San Quentin (3:59) 02. Savin' Me (with Chris Daughtry) (3:37) 03. Far Away (4:05) 04. Animals (4:11) 05. Someday (3:23) 06. Worthy to Say (3:57) 07. Figured You Out (4:53) 08. Hero (3:18) 09. Copperhead Road (with Brantley Gilbert and Josh Ross) (4:26) 10. High Time (3:49) 11. Flower Shops (with ERNEST) (1:42) 12. Photograph (5:20) 13. Rockstar (with Bailey Zimmerman) (4:41) 14. Those Days (3:39) 15. SOLD OUT (with HARDY) (3:10) 16. How You Remind Me (4:17) 17. Gotta Be Somebody (4:08) 18. Burn It to the Ground (3:56)
Seedów: 36
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:41:08
Rozmiar: 1.59 GB
Peerów: 10
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Lionville Album: Supernatural Genre: Melodic-Rock Edition: Frontiers Records s.r.l. Source: qobuz Duration: 00:47:47 Codec: FLAC 24/44.1 Bitrate: Lossless|WEB-DL Rip type: tracks ...( TrackList )... 01. Heading For A Hurricane (4:32) 02. Supernatural (3:57) 03. Gone (4:45) 04. Breakaway (4:51) 05. The Right Time (4:01) 06. Nothing Is Over (5:02) 07. Unbreakable (4:23) 08. The Storm (4:07) 09. Another Life (4:00) 10. The One (3:59) 11. Celebrate Our Life (4:10)
Seedów: 111
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:41:04
Rozmiar: 582.38 MB
Peerów: 23
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Gwen Stefani Album: Bouquet Genre: Pop, Pop-Rock Edition: Label: Interscope Records Source: link Duration: 00:33:10 Codec: FLAC 24/48 Bitrate: Lossless|WEB-DL Rip type: tracks ...( TrackList )... 01 – Somebody Else’s 02 – Bouquet 03 – Pretty 04 – Empty Vase 05 – Marigolds 06 – Late To Bloom 07 – Swallow My Tears 08 – Reminders 09 – All Your Fault 10 – Purple Irises (feat. Blake Shelton)
Seedów: 91
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:41:00
Rozmiar: 427.61 MB
Peerów: 13
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: The Foreshadowing Album: New Wave Order Genre: Gothic-Metal, Doom-Metal Edition: Label: Lifeforce Records Source: qobuz Duration: 00:50:32 Codec: FLAC Bitrate: Lossless|WEB-DL Rip type: tracks ...( TrackList )... 01. Vox Populi (6:14) 02. Judas Had A Friend (4:14) 03. Last December (6:03) 04. Lobbies (4:32) 05. Our Nightmares Call (6:48) 06. Heraclitus (4:28) 07. Bound For Ruin (4:50) 08. Eyes Of A Dawn (4:37) 09. Vox Dei (8:45)
Seedów: 13
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:40:55
Rozmiar: 348.78 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: The Rattlebacks Title: Sidewinder Year: 2024 Genre: Hard-Rock Country: UK Duration: 00:44:15 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. The Taste (04:21) 02. Dementia Lounge (Single) (03:27) 03. Gods (02:45) 04. How Calm The Silence (03:18) 05. Open Your Mind (03:56) 06. Please Me (03:24) 07. Swing (04:18) 08. Behind You (06:48) 09. Waste (04:10) 10. Lady In Wait (02:47) 11. Lazy Brian (05:00)
Seedów: 34
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:40:52
Rozmiar: 103.30 MB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Beast Title: Ancient Powers Rising Year: 2024 Genre: Heavy-Metal Country: Germany Duration: 00:44:19 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Behead the Dragon 02. In the Name of the Horned One 03. Ancient Powers Rising 04. Kingdom of Steel 05. Ride the Tempest 06. Shadows from the Arcane Tower 07. Swords are Burning 08. Mystery of the Lonesome Rider
Seedów: 41
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:40:49
Rozmiar: 102.18 MB
Peerów: 4
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Jerry Vale Album: Essential Classics Vol. 131 Jerry Vale Year: 2024 Genre: Easy listening, traditional pop Quality: FLAC 16Bit-44.1kHz ...( TrackList )... Disc 1 01. Mala Femmina 02. Pretend You Don't See Her 03. Oh My Wonderful One (Per un Bacio D'amor) 04. Just Say I Love Her (Dicitencello Vuie) 05. Come Back to Sorrento (Torna a Surriento) 06. You Don't Know Me 07. Innamorata 08. Mamma (Mama) 09. You Alone 10. And This Is My Beloved Disc 2 01. I Have but One Heart (O Marenariello) 02. Two Purple Shadows 03. Return to Me (Ritorna a Me) 04. Go Chase a Moonbeam 05. My Sunshine (O Sole Mio) 06. Enchanted 07. Go! 08. And No One Knows 09. Prima Donna 10. I Can't Get You out of My Heart (Ti Amo Ti Voglio Amore)
Seedów: 63
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:40:03
Rozmiar: 284.01 MB
Peerów: 30
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Doris Day Album: Essential Classics Vol. 459 Doris Day Year: 2024 Genre: Pop Quality: FLAC 16Bit-44.1kHz ...( TrackList )... Disc 1 01. Again 02. Sentimental Journey 03. Bewitched 04. A Bushel and a Peck (From the Broadway Show, Guys and Dolls) 05. You Won't Be Satisfied Until You Break My Heart 06. Love Somebody 07. My Darling, My Darling 08. Till the End of Time 09. Confess 10. Powder Your Face with Sunshine Disc 2 01. Day by Day 02. I've Got the Sun in the Morning 03. Come to Baby, Do! 04. Aren't You Glad You're You 05. Sooner or Later 06. I Didn't Slip, I Wasn't Pushed, I Fell 07. Let's Take an Old Fashioned Walk 08. It's Magic 09. Quicksilver 10. The Whole World is Singing My Song
Seedów: 89
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-16 13:39:17
Rozmiar: 165.14 MB
Peerów: 22
Dodał: Uploader
1 - 30 | 31 - 60 | 61 - 90 | ... | 121 - 150 | 151 - 180 | 181 - 210 | 211 - 240 | 241 - 270 | ... | 20821 - 20850 | 20851 - 20880 | 20881 - 20894 |