![]() |
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Jazz
Ilość torrentów:
1,417
Opis
...( Info )...
Artist: Cyrille Aimée Album: Cyrille Aimée 4 . 24 (Live) Year: 2025 Genre: Jazz Quality: FLAC 24Bit-48kHz ...( TrackList )... 01. Mi piel tu piel (Live) 02. For the Love of You (Live) 03. Back to You (Live) 04. Beautiful Way (Live) 05. Casita (Live) 06. Here (Live) 07. Inside and Out (Live) 08. Historia de Amor (Live) 09. Be with Me (Live) 10. But Not For Me (Live) ![]()
Seedów: 65
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-14 12:22:47
Rozmiar: 769.62 MB
Peerów: 67
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Na początku 1975 roku, Miles Davis i jego ówczesny septet - w skład którego wchodzili Sonny Fortune, Pete Cosey, Reggie Lucas, Michael Henderson, Al Foster i James Mtume - wyruszyli na trzytygodniowe tournée po Japonii. Pierwszego lutego muzycy dali dwa około półtoragodzinne występy w Festival Hall w Osace. Oba zostały profesjonalnie zarejestrowane, a następnie przygotowane przez Teo Mecero do wydania. Zapis pierwszego występu wypełnił album "Agharta", opublikowany zarówno w Japonii, jak również w Europie i Ameryce Północnej. Zapis drugiego występu, opatrzony tytułem "Pangaea", pierwotnie ukazał się (w zależności od źródła w 1975 lub 1976 roku) wyłącznie w Japonii. Dopiero w latach 90. wydano ten materiał w innych częściach świata. Muzykę, jaką w tamtym czasie wykonywał Miles i jego zespół podczas koncertów, można określić jako zwariowane, niesamowicie intensywne, psychodeliczno-funkowe jamy. Każdy z tych dwóch albumów to w praktyce półtoragodzinna, mocno abstrakcyjna improwizacja, oparta na bardzo gęstej grze sekcji rytmicznej, charakteryzująca się zwykle ostrym, ciężkim i pełnym dysonansów brzmieniem. Przy pierwszych przesłuchaniach taka muzyka może sprawiać przytłaczające wrażenie, ale przecież nie brakuje w tym wszystkim melodii, zdarzają się też bardziej stonowane momenty. Bez problemu można wyłapać rozpoznawalne tematy z takich utworów, jak np. "Willie Nelson", "Maiysha", "Right Off", "Ife", a nawet "So What" z "Kind of Blue". Zwykle jednak są one tylko dodatkiem do szalonych improwizacji. Nie brakuje tutaj momentów o jednoznacznie rockowym brzmieniu i charakterze, zdominowanych przez hendrixowskie partie gitar i energiczną, funkującą grę sekcji rytmicznej (nietrudno dosłyszeć się pewnych podobieństw do Band of Gypsys). Muzycy grali tego wieczoru z taką energią i mocą, że mogliby zmieść większość stricte rockowych kapel. Interakcja pomiędzy nimi jest niewiarygodna, a każdy z nich ma też sporo okazji do zaprezentowanie indywidualnych, porywających popisów. Żaden z nich jednak nie dominuje nad pozostałymi. Nawet Miles - grający zarówno na trąbce, jak i elektrycznych organach - często schodzi na dalszy plan lub jest całkiem nieobecny. "Agharta" cieszy się całkiem sporą popularnością, podczas gdy "Pangaea" pozostaje nieco w cieniu. Jest to całkowicie zrozumiałe, biorąc pod uwagę historię wydawniczą, ale i cholernie niesprawiedliwe. Osobiście preferuję właśnie ten drugi album. Odnoszę wrażenie, że pierwszy występ, choć sam w sobie rewelacyjny, był dla muzyków tylko rozgrzewką, swego rodzaju próbą generalną. I dopiero podczas drugiego pokazali, na co naprawdę ich stać. Osiągnęli absolutne wyżyny zespołowej improwizacji i interakcji, a ich gra jest bardziej zwarta. Przykładami prawdziwego geniuszu są takie momenty, jak saksofonowa solówka Fortune'a rozpoczynająca się w szóstej minucie "Zimbabwe", intrygujący, klimatyczny początek "Gondwana", czy długa gitarowa solówka w połowie tego drugiego. Jednak "Agharta" też ma wiele fantastycznych momentów, żeby wspomnieć tylko o drugiej połowie "Theme from Jack Johnson", z naprawdę odjechanym klimatem, czy psychodeliczny gitarowy popis w środku "Interlude" (w tym miejscu warto zwrócić uwagę, że nazwy utworów z drugiej płyty "Agharty" zostały zamienione miejscami w opisie na okładce albumu i płycie). Jeśli więc pierwszy występ faktycznie był słabszy, to tylko minimalnie. Najlepiej potraktować te dwa albumy jako jedną całość. Wówczas robią jeszcze większe wrażenie - to ponad trzy godziny niesamowicie kreatywnej i porywającej muzyki, łamiącej sztywne zasady i międzygatunkowe podziały. "Agharta" i "Pangaea" to jedne z najwspanialszych albumów - nie tylko koncertowych - jakie do tej pory poznałem. Wraz z kilkoma innymi albumami na żywo Milesa Davisa z elektrycznego okresu ("Black Beauty", "Dark Magus", czy w mniejszym stopniu "At Fillmore" i "Live-Evil") całkowicie przewartościowały moją listę ulubionych koncertówek. Nie ma co ukrywać, że poziom, na jakim gra tutaj septet Davisa, jest po prostu nieosiągalny dla rockowych wykonawców. To nie znaczy, że przestałem cenić "At Fillmore East", "Band of Gypsys", "The Great Deceiver", "Made in Japan" czy "Irish Tour '74" - wiem już jednak, że można zagrać jeszcze lepiej. Warto było się o tym przekonać. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji. Paweł Pałasz ..::TRACK-LIST::.. Agharta (1975) CD 1: 1. Prelude 32:35 2. Maiysha 12:20 CD 2: 1. Interlude/Theme From Jack Johnson 51:56 ..::OBSADA::.. Miles Davis - organ, trumpet Sonny Fortune - alto saxophone, flute, soprano saxophone Pete Cosey - electric guitar, percussion, synthesizer Reggie Lucas - electric guitar Michael Henderson - electric bass Al Foster - drums James Mtume - congas, percussion, rhythm box, water drum https://www.youtube.com/watch?v=mBjS_KO5kuU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-12 17:26:33
Rozmiar: 223.58 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Na początku 1975 roku, Miles Davis i jego ówczesny septet - w skład którego wchodzili Sonny Fortune, Pete Cosey, Reggie Lucas, Michael Henderson, Al Foster i James Mtume - wyruszyli na trzytygodniowe tournée po Japonii. Pierwszego lutego muzycy dali dwa około półtoragodzinne występy w Festival Hall w Osace. Oba zostały profesjonalnie zarejestrowane, a następnie przygotowane przez Teo Mecero do wydania. Zapis pierwszego występu wypełnił album "Agharta", opublikowany zarówno w Japonii, jak również w Europie i Ameryce Północnej. Zapis drugiego występu, opatrzony tytułem "Pangaea", pierwotnie ukazał się (w zależności od źródła w 1975 lub 1976 roku) wyłącznie w Japonii. Dopiero w latach 90. wydano ten materiał w innych częściach świata. Muzykę, jaką w tamtym czasie wykonywał Miles i jego zespół podczas koncertów, można określić jako zwariowane, niesamowicie intensywne, psychodeliczno-funkowe jamy. Każdy z tych dwóch albumów to w praktyce półtoragodzinna, mocno abstrakcyjna improwizacja, oparta na bardzo gęstej grze sekcji rytmicznej, charakteryzująca się zwykle ostrym, ciężkim i pełnym dysonansów brzmieniem. Przy pierwszych przesłuchaniach taka muzyka może sprawiać przytłaczające wrażenie, ale przecież nie brakuje w tym wszystkim melodii, zdarzają się też bardziej stonowane momenty. Bez problemu można wyłapać rozpoznawalne tematy z takich utworów, jak np. "Willie Nelson", "Maiysha", "Right Off", "Ife", a nawet "So What" z "Kind of Blue". Zwykle jednak są one tylko dodatkiem do szalonych improwizacji. Nie brakuje tutaj momentów o jednoznacznie rockowym brzmieniu i charakterze, zdominowanych przez hendrixowskie partie gitar i energiczną, funkującą grę sekcji rytmicznej (nietrudno dosłyszeć się pewnych podobieństw do Band of Gypsys). Muzycy grali tego wieczoru z taką energią i mocą, że mogliby zmieść większość stricte rockowych kapel. Interakcja pomiędzy nimi jest niewiarygodna, a każdy z nich ma też sporo okazji do zaprezentowanie indywidualnych, porywających popisów. Żaden z nich jednak nie dominuje nad pozostałymi. Nawet Miles - grający zarówno na trąbce, jak i elektrycznych organach - często schodzi na dalszy plan lub jest całkiem nieobecny. "Agharta" cieszy się całkiem sporą popularnością, podczas gdy "Pangaea" pozostaje nieco w cieniu. Jest to całkowicie zrozumiałe, biorąc pod uwagę historię wydawniczą, ale i cholernie niesprawiedliwe. Osobiście preferuję właśnie ten drugi album. Odnoszę wrażenie, że pierwszy występ, choć sam w sobie rewelacyjny, był dla muzyków tylko rozgrzewką, swego rodzaju próbą generalną. I dopiero podczas drugiego pokazali, na co naprawdę ich stać. Osiągnęli absolutne wyżyny zespołowej improwizacji i interakcji, a ich gra jest bardziej zwarta. Przykładami prawdziwego geniuszu są takie momenty, jak saksofonowa solówka Fortune'a rozpoczynająca się w szóstej minucie "Zimbabwe", intrygujący, klimatyczny początek "Gondwana", czy długa gitarowa solówka w połowie tego drugiego. Jednak "Agharta" też ma wiele fantastycznych momentów, żeby wspomnieć tylko o drugiej połowie "Theme from Jack Johnson", z naprawdę odjechanym klimatem, czy psychodeliczny gitarowy popis w środku "Interlude" (w tym miejscu warto zwrócić uwagę, że nazwy utworów z drugiej płyty "Agharty" zostały zamienione miejscami w opisie na okładce albumu i płycie). Jeśli więc pierwszy występ faktycznie był słabszy, to tylko minimalnie. Najlepiej potraktować te dwa albumy jako jedną całość. Wówczas robią jeszcze większe wrażenie - to ponad trzy godziny niesamowicie kreatywnej i porywającej muzyki, łamiącej sztywne zasady i międzygatunkowe podziały. "Agharta" i "Pangaea" to jedne z najwspanialszych albumów - nie tylko koncertowych - jakie do tej pory poznałem. Wraz z kilkoma innymi albumami na żywo Milesa Davisa z elektrycznego okresu ("Black Beauty", "Dark Magus", czy w mniejszym stopniu "At Fillmore" i "Live-Evil") całkowicie przewartościowały moją listę ulubionych koncertówek. Nie ma co ukrywać, że poziom, na jakim gra tutaj septet Davisa, jest po prostu nieosiągalny dla rockowych wykonawców. To nie znaczy, że przestałem cenić "At Fillmore East", "Band of Gypsys", "The Great Deceiver", "Made in Japan" czy "Irish Tour '74" - wiem już jednak, że można zagrać jeszcze lepiej. Warto było się o tym przekonać. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji. Paweł Pałasz ..::TRACK-LIST::.. Agharta (1975) CD 1: 1. Prelude 32:35 2. Maiysha 12:20 CD 2: 1. Interlude/Theme From Jack Johnson 51:56 ..::OBSADA::.. Miles Davis - organ, trumpet Sonny Fortune - alto saxophone, flute, soprano saxophone Pete Cosey - electric guitar, percussion, synthesizer Reggie Lucas - electric guitar Michael Henderson - electric bass Al Foster - drums James Mtume - congas, percussion, rhythm box, water drum https://www.youtube.com/watch?v=mBjS_KO5kuU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
MILES DAVIS - THE COMPLETE COLUMBIA ALBUM COLLECTION (2009) [CD-AGHARTA (1975)] [WMA] [FALLEN ANGEL]
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-12 17:22:16
Rozmiar: 624.71 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. "Get Up with It" to kolejny album Milesa Davisa zawierający nagrania dokonane w różnych latach i składach. Tym razem jest to jednak głównie świeży materiał, zarejestrowany już po sesji nagraniowej "On the Corner". Jedynie dwa najkrótsze utwory powstały wcześniej i w znacznie odmiennych składach. Stanowią one niewielki procent tego dwupłytowego (także na kompaktowych reedycjach) wydawnictwa - niewiele ponad dziesięć minut z ponad dwóch godzin muzyki. Tym samym, właściwie jest traktowanie "Get Up with It" jako regularnego albumu studyjnego, pełnoprawnego następcy "On the Corner", a nie kompilacji odrzutów. Tym bardziej, że poziom zawartych tutaj utworów zdecydowanie nie wskazuje na to drugie. Owe najstarsze utwory to zabarwione bluesowo "Honky Tonk" i "Red China Blues". Ten pierwszy, wydany już wcześniej w wersjach koncertowych (na "Live-Evil" i "In Concert"), zarejestrowany został w maju 1970 roku, czyli niedługo po nagraniu "Jacka Johnsona". Skład jest niemal identyczny jak na tamtym albumie - Davisowi w nagraniu towarzyszą Steve Grossman, Herbie Hancock, John McLaughlin, Michael Henderson i Billy Cobham, a ponadto Keith Jarrett i Airto Moreira. "Red China Blues", zarejestrowano natomiast w marcu 1972 roku, a więc na krótko przed przystąpieniem do nagrania "On the Corner". Skład jest dość nietypowy, gdyż oprócz Davisa i sekcji rytmicznej, która towarzyszyła mu przez kilka kolejnych lat (Henderson, Al Foster i James Mtume), w nagraniu udział wzięli muzycy, z którymi trębacz nigdy wcześniej, ani później nie współpracował (harmonijkarz Lester Chambers, gitarzysta Cornell Dupree, oraz perkusista Bernard Purdie). Nietypowy jest też sam utwór - niemalże stereotypowy bluesrockowy kawałek, z wyrazistą melodią, prostą strukturą i pierwszoplanową rolą harmonijki. Brzmi to naprawdę świetnie. Pozostałe utwory zostały nagrane pomiędzy wrześniem 1972, a październikiem 1974 roku. Skład w poszczególnych utworach jest bardzo podobny. Jego trzon stanowią Davis, Henderson, Foster, Mtume, oraz gitarzysta Reggie Lucas. Rolę saksofonisty/flecisty pełni - w zależności od utworu - Dave Liebman, Sonny Fortune lub Carlos Garnett. Okazjonalnie wspierają ich gitarzyści Pete Cosey (wcześniej współpracownik m.in. Muddy'ego Watersa) i Dominique Gaumont, indyjscy muzycy Khalil Balakrishna i Badal Roy, lub klawiszowiec Cedric Lawson. Co ciekawe, Miles, poza grą na trąbce (przetworzoną za pomocą efektu wah-wah, dzięki czemu jej brzmienie przypomina gitarę elektryczną), często gra w tych nagraniach także na elektrycznych organach lub pianinie. Utwory rozwijają koncepcje z "On the Corner" - opierają się na transowym, jednostajnym rytmie, wokół którego improwizują pozostali muzycy. Mają jednak zdecydowanie bardziej przystępny charakter. Awangarda ustąpiła miejsca funkowo-rockowym inspiracjom, połączonym z silnymi wpływami muzyki hindustańskiej, afrykańskiej i środkowoamerykańskiej. Bardzo egzotycznie, a zarazem mocno funkowo i psychodelicznie, brzmią takie kompozycje, jak ponadpółgodzinny, zróżnicowany "Calypso Frelimo", czy kilkunastominutowe "Mtume" i "Maiysha". Ten ostatni to chyba najbardziej taneczny kawałek w całym dorobku Milesa Davisa, bardzo melodyjny i energetyczny, z genialnie bujającymi partiami gitar i basu, ładnymi solówkami fletu i trąbki, oraz przyjemnym organowym tłem. A w dziesiątej minucie niespodziewanie następuje przełamanie i klimat utworu całkowicie się zmienia, na bardziej rockowy. Psychodelicznie i funkowo, ale już niezbyt egzotycznie, brzmi także "Billy Preston". Bardzo interesującym utworem jest również "Rated X", wyróżniający się brakiem jakichkolwiek dęciaków. Pierwszoplanową rolę pełnią dość posępne, dysonansowe partie organów, którym towarzyszy gęsta, mechanicznie brzmiąca perkusja i ostre wstawki gitary. Jednak najbardziej niesamowitą kompozycją - nie tylko na tym albumie, lecz jedną z najbardziej niesamowitych, jakie kiedykolwiek słyszałem - jest rozpoczynająca album "He Loved Him Madly". Utwór powstał w hołdzie dla Duke'a Ellingtona, który zmarł w maju 1974 roku. Tytuł jest parafrazą słów, jakie Ellington miał zwyczaj kierować do publiczności podczas swoich występów: I love you madly. To powolny, utrzymany w mrocznym klimacie utwór, którego gęsta, psychodeliczno-kosmiczno-orientalna atmosfera budzi skojarzenia z twórczością Pink Floyd z koncertowej części "Ummagummy". W trakcie jego półgodzinnego czasu trwania dzieje się w sumie niewiele, lecz mimo to niesamowicie wciąga, dzięki stopniowo narastającemu napięciu i hipnotyzującemu klimatowi, jaki tworzą stonowane partie gitar, trąbki, fletu, organów, bębnów i perkusjonaliów. Bez wątpienia jest to jedno z największych arcydzieł XX wieku. A album, jako całość, również zasługuje moim zdaniem na miano arcydzieła. "Get Up with It" bez wahania wymieniam w jednym rzędzie z takimi klasycznymi pozycjami, jak "Kind of Blue", "In a Silent Way", "Bitches Brew" i "Jack Johnson". Każdy z tych albumów jest doskonały, choć zupełnie inny. W przypadku "Get Up with It" mamy do czynienia z najbardziej funkowym obliczem Milesa Davisa, lecz album z pewnością doceni także każdy wielbiciel rocka, zwłaszcza psychodelicznego i progresywnego, a i bluesowi słuchacze znajdą na nim coś dla siebie. Paweł Pałasz ..::TRACK-LIST::.. ..::OBSADA::.. Get Up With It (1974) CD 1: 1. He Loved Him Madly 32:15 Recorded Columbia Studio E, New York City June 19 or 20, 1974 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal, organ Dave Liebman - alto flute Reggie Lucas - electric guitar Dominique Gaumont - electric guitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion 2. Maiysha 14:52 Recorded Columbia Studio E, New York City October 7, 1974 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal, organ Sonny Fortune - flute Pete Cosey - electric guitar Reggie Lucas - electric guitar Dominique Gaumont - electric guitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion 3. Honky Tonk 5:53 Recorded Columbia Studio E, New York City May 19, 1970 Miles Davis - trumpet Steve Grossman - soprano saxophone John McLaughlin - electric guitar Keith Jarrett - electric piano Herbie Hancock - clavinet Michael Henderson - bass guitar Billy Cobham - drums Airto Moreira - percussion 4. Rated X 6:51 Recorded Columbia Studio E, New York City September 6, 1972 Miles Davis - organ Cedric Lawson - electric piano Reggie Lucas - electric guitar Khalil Balakrishna - electric sitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion Badal Roy - tabla CD 2: 1. Calypso Frelimo 32:07 Recorded Columbia Studio E, New York City September 17, 1973 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal, electric piano, organ Dave Liebman - flute John Stubblefield - soprano saxophone Pete Cosey - electric guitar Reggie Lucas - electric guitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion 2. Red China Blues 4:06 Recorded Columbia Studio E, New York City March 9, 1972 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal Lester Chambers - harmonica Cornell Dupree - electric guitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums Bernard Purdie - drums James Mtume - percussion Wade Marcus - brass arrangement Billy Jackson - rhythm arrangement 3. Mtume 15:08 Recorded Columbia Studio E, New York City October 7, 1974 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal, organ Pete Cosey - electric guitar Reggie Lucas - electric guitar Dominique Gaumont - electric guitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion Sonny Fortune - flute 4. Billy Preston 12:34 Recorded Columbia Studio E, New York City December 8, 1972 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal Carlos Garnett - soprano saxophone Cedric Lawson Fender Rhodes electric piano Reggie Lucas - electric guitar Khalil Balakrishna - electric sitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion Badal Roy - tabla https://www.youtube.com/watch?v=loiqgkXCO9s SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-12 17:06:04
Rozmiar: 287.54 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. "Get Up with It" to kolejny album Milesa Davisa zawierający nagrania dokonane w różnych latach i składach. Tym razem jest to jednak głównie świeży materiał, zarejestrowany już po sesji nagraniowej "On the Corner". Jedynie dwa najkrótsze utwory powstały wcześniej i w znacznie odmiennych składach. Stanowią one niewielki procent tego dwupłytowego (także na kompaktowych reedycjach) wydawnictwa - niewiele ponad dziesięć minut z ponad dwóch godzin muzyki. Tym samym, właściwie jest traktowanie "Get Up with It" jako regularnego albumu studyjnego, pełnoprawnego następcy "On the Corner", a nie kompilacji odrzutów. Tym bardziej, że poziom zawartych tutaj utworów zdecydowanie nie wskazuje na to drugie. Owe najstarsze utwory to zabarwione bluesowo "Honky Tonk" i "Red China Blues". Ten pierwszy, wydany już wcześniej w wersjach koncertowych (na "Live-Evil" i "In Concert"), zarejestrowany został w maju 1970 roku, czyli niedługo po nagraniu "Jacka Johnsona". Skład jest niemal identyczny jak na tamtym albumie - Davisowi w nagraniu towarzyszą Steve Grossman, Herbie Hancock, John McLaughlin, Michael Henderson i Billy Cobham, a ponadto Keith Jarrett i Airto Moreira. "Red China Blues", zarejestrowano natomiast w marcu 1972 roku, a więc na krótko przed przystąpieniem do nagrania "On the Corner". Skład jest dość nietypowy, gdyż oprócz Davisa i sekcji rytmicznej, która towarzyszyła mu przez kilka kolejnych lat (Henderson, Al Foster i James Mtume), w nagraniu udział wzięli muzycy, z którymi trębacz nigdy wcześniej, ani później nie współpracował (harmonijkarz Lester Chambers, gitarzysta Cornell Dupree, oraz perkusista Bernard Purdie). Nietypowy jest też sam utwór - niemalże stereotypowy bluesrockowy kawałek, z wyrazistą melodią, prostą strukturą i pierwszoplanową rolą harmonijki. Brzmi to naprawdę świetnie. Pozostałe utwory zostały nagrane pomiędzy wrześniem 1972, a październikiem 1974 roku. Skład w poszczególnych utworach jest bardzo podobny. Jego trzon stanowią Davis, Henderson, Foster, Mtume, oraz gitarzysta Reggie Lucas. Rolę saksofonisty/flecisty pełni - w zależności od utworu - Dave Liebman, Sonny Fortune lub Carlos Garnett. Okazjonalnie wspierają ich gitarzyści Pete Cosey (wcześniej współpracownik m.in. Muddy'ego Watersa) i Dominique Gaumont, indyjscy muzycy Khalil Balakrishna i Badal Roy, lub klawiszowiec Cedric Lawson. Co ciekawe, Miles, poza grą na trąbce (przetworzoną za pomocą efektu wah-wah, dzięki czemu jej brzmienie przypomina gitarę elektryczną), często gra w tych nagraniach także na elektrycznych organach lub pianinie. Utwory rozwijają koncepcje z "On the Corner" - opierają się na transowym, jednostajnym rytmie, wokół którego improwizują pozostali muzycy. Mają jednak zdecydowanie bardziej przystępny charakter. Awangarda ustąpiła miejsca funkowo-rockowym inspiracjom, połączonym z silnymi wpływami muzyki hindustańskiej, afrykańskiej i środkowoamerykańskiej. Bardzo egzotycznie, a zarazem mocno funkowo i psychodelicznie, brzmią takie kompozycje, jak ponadpółgodzinny, zróżnicowany "Calypso Frelimo", czy kilkunastominutowe "Mtume" i "Maiysha". Ten ostatni to chyba najbardziej taneczny kawałek w całym dorobku Milesa Davisa, bardzo melodyjny i energetyczny, z genialnie bujającymi partiami gitar i basu, ładnymi solówkami fletu i trąbki, oraz przyjemnym organowym tłem. A w dziesiątej minucie niespodziewanie następuje przełamanie i klimat utworu całkowicie się zmienia, na bardziej rockowy. Psychodelicznie i funkowo, ale już niezbyt egzotycznie, brzmi także "Billy Preston". Bardzo interesującym utworem jest również "Rated X", wyróżniający się brakiem jakichkolwiek dęciaków. Pierwszoplanową rolę pełnią dość posępne, dysonansowe partie organów, którym towarzyszy gęsta, mechanicznie brzmiąca perkusja i ostre wstawki gitary. Jednak najbardziej niesamowitą kompozycją - nie tylko na tym albumie, lecz jedną z najbardziej niesamowitych, jakie kiedykolwiek słyszałem - jest rozpoczynająca album "He Loved Him Madly". Utwór powstał w hołdzie dla Duke'a Ellingtona, który zmarł w maju 1974 roku. Tytuł jest parafrazą słów, jakie Ellington miał zwyczaj kierować do publiczności podczas swoich występów: I love you madly. To powolny, utrzymany w mrocznym klimacie utwór, którego gęsta, psychodeliczno-kosmiczno-orientalna atmosfera budzi skojarzenia z twórczością Pink Floyd z koncertowej części "Ummagummy". W trakcie jego półgodzinnego czasu trwania dzieje się w sumie niewiele, lecz mimo to niesamowicie wciąga, dzięki stopniowo narastającemu napięciu i hipnotyzującemu klimatowi, jaki tworzą stonowane partie gitar, trąbki, fletu, organów, bębnów i perkusjonaliów. Bez wątpienia jest to jedno z największych arcydzieł XX wieku. A album, jako całość, również zasługuje moim zdaniem na miano arcydzieła. "Get Up with It" bez wahania wymieniam w jednym rzędzie z takimi klasycznymi pozycjami, jak "Kind of Blue", "In a Silent Way", "Bitches Brew" i "Jack Johnson". Każdy z tych albumów jest doskonały, choć zupełnie inny. W przypadku "Get Up with It" mamy do czynienia z najbardziej funkowym obliczem Milesa Davisa, lecz album z pewnością doceni także każdy wielbiciel rocka, zwłaszcza psychodelicznego i progresywnego, a i bluesowi słuchacze znajdą na nim coś dla siebie. Paweł Pałasz ..::TRACK-LIST::.. ..::OBSADA::.. Get Up With It (1974) CD 1: 1. He Loved Him Madly 32:15 Recorded Columbia Studio E, New York City June 19 or 20, 1974 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal, organ Dave Liebman - alto flute Reggie Lucas - electric guitar Dominique Gaumont - electric guitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion 2. Maiysha 14:52 Recorded Columbia Studio E, New York City October 7, 1974 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal, organ Sonny Fortune - flute Pete Cosey - electric guitar Reggie Lucas - electric guitar Dominique Gaumont - electric guitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion 3. Honky Tonk 5:53 Recorded Columbia Studio E, New York City May 19, 1970 Miles Davis - trumpet Steve Grossman - soprano saxophone John McLaughlin - electric guitar Keith Jarrett - electric piano Herbie Hancock - clavinet Michael Henderson - bass guitar Billy Cobham - drums Airto Moreira - percussion 4. Rated X 6:51 Recorded Columbia Studio E, New York City September 6, 1972 Miles Davis - organ Cedric Lawson - electric piano Reggie Lucas - electric guitar Khalil Balakrishna - electric sitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion Badal Roy - tabla CD 2: 1. Calypso Frelimo 32:07 Recorded Columbia Studio E, New York City September 17, 1973 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal, electric piano, organ Dave Liebman - flute John Stubblefield - soprano saxophone Pete Cosey - electric guitar Reggie Lucas - electric guitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion 2. Red China Blues 4:06 Recorded Columbia Studio E, New York City March 9, 1972 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal Lester Chambers - harmonica Cornell Dupree - electric guitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums Bernard Purdie - drums James Mtume - percussion Wade Marcus - brass arrangement Billy Jackson - rhythm arrangement 3. Mtume 15:08 Recorded Columbia Studio E, New York City October 7, 1974 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal, organ Pete Cosey - electric guitar Reggie Lucas - electric guitar Dominique Gaumont - electric guitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion Sonny Fortune - flute 4. Billy Preston 12:34 Recorded Columbia Studio E, New York City December 8, 1972 Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal Carlos Garnett - soprano saxophone Cedric Lawson Fender Rhodes electric piano Reggie Lucas - electric guitar Khalil Balakrishna - electric sitar Michael Henderson - bass guitar Al Foster - drums James Mtume - percussion Badal Roy - tabla https://www.youtube.com/watch?v=loiqgkXCO9s SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-12 17:02:16
Rozmiar: 810.68 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist: Ted Wheems Album: All The Hits And More 1923-48 Year: 2025 Genre: Jazz, big band Quality: FLAC 16Bit-44.1kHz ...( TrackList )... Disc 1 01. Somebody Stole My Gal 02. Covered Wagon Days 03. A Smile Will Go A Long Long Way 04. Blue Eyed Sally 05. Love Bound 06. Barbara 07. Miss Annabelle Lee (Who's Wonderful, Who's Marvellous) 08. Highways Are Happy Ways (When They Lead The Way To Home) 09. It Was Only A Sun Shower 10. Cobble-Stones 11. Who Wouldn't Be Blue 12. You're The Cream In My Coffee 13. Me And The Man In The Moon 14. Piccolo Pete 15. The Man From The South (With A Big Cigar In His Mouth) 16. Talk Of The Town 17. Slappin' The Bass 18. My Baby Just Cares For Me 19. I Still Get A Thrill (Thinking Of You) 20. Walkin' My Baby Back Home 21. You Gave Me Everything But Love 22. I Love To Hear A Miiltary Band 23. One Of Us Was Wrong 24. She's So Nice 25. Out Of The Night (Theme Song) Disc 2 01. Talkin' To Myself 02. I'm Growing Fonder Of You 03. Winter Wonderland 04. The Martins And The Coys 05. Knock! Knock! Who's There 06. Until Today 07. When A Lady Meets A Gentleman Down South 08. A Gypsy Told Me 09. Three Shif'less Skonks 10. Class Will Tell 11. Goody Goodbye 12. That Old Gang Of Mine 13. There'll Be Some Changes Made 14. The Merry-Go-Roundup 15. It All Comes Back To Me Now 16. Deep In The Heart Of Texas 17. Heartaches 18. Heartaches (Version 2) 19. Violets 20. Peg O' My Heart 21. I Wonder Who's Kissing Her Now 22. Mickey 23. The Secretary Song 24. Hindustan 25. Love Me Or Leave Me ![]()
Seedów: 115
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-11 12:14:26
Rozmiar: 369.29 MB
Peerów: 26
Dodał: Uploader
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Louis Armstrong Featuring The Duke Ellington Orchestra – The Best Of Louis Armstrong --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Louis Armstrong Featuring The Duke Ellington Orchestra Album................: The Best Of Genre................: Jazz Pop Source...............: CD Year.................: 2002 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 46 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: EMI Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Louis Armstrong - We All Have the Time In the World [03:14] 2. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - It Don't Mean a Thing (If It Ain't Got That Swing)[03:59] 3. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - Do Nothin' Till You Hear from Me[02:38] 4. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - I'm Beginning to See the Light[03:38] 5. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - The Mooche[03:41] 6. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - Don't Get Around Much Anymore[03:32] 7. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - Solitude[04:55] 8. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - Black and Tan Fantasy[04:01] 9. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - I'm Just a Lucky so and So[03:08] 10. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - Mood Indigo[03:59] 11. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - Drop Me Off In Harlem[03:51] 12. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - Just Squeeze Me (But Don't Tease Me)[03:59] 13. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - Azalea[05:05] 14. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - Cotton Tail[03:45] 15. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - In a Mellow Tone[03:50] 16. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - A Beautiful American[03:09] 17. Louis Armstrong with The Duke Ellington Orchestra - I Got It Bad (And That Ain't Good)[05:30] Playing Time.........: 01:06:01 Total Size...........: 303,77 MB ![]()
Seedów: 132
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-10 17:00:56
Rozmiar: 303.94 MB
Peerów: 54
Dodał: rajkad
Opis
...( Info )...
Artist: Peggy Lee Album: From The Vaults (Vol. 4) Year: 2025 Genre: Jazz, Pop Quality: FLAC 16Bit-44.1kHz ...( TrackList )... 01. Always True To You In My Fashion (Live In Miami, Florida - 1959 - Remastered 2003) 02. You're Driving Me Crazy (What Did I Do?) 03. Mister Magoo Does The Cha-Cha-Cha 04. Don't Fan The Flame (Remastered 2002) 05. Three Cheers For Mister Magoo 06. That Man (Alternate Take) 07. Bless You (For The Good That's In You) (Remastered 2002) 08. You Was (Remastered 2002) 09. My Small Senor 10. Wandering Swallow (Remastered 2002) 11. When You Speak With Your Eyes (Remastered 2002) 12. Ja-Da 13. Swing Low Sweet Chariot ![]()
Seedów: 149
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-08 09:55:00
Rozmiar: 165.31 MB
Peerów: 101
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Amanda Whiting Album: Can You See Me Now Year: 2025 Genre: Spiritual jazz with soulful and modern influences. Quality: FLAC 24Bit-44.1kHz ...( TrackList )... 01. Contented 02. What Is It We Need 03. Still 04. Intent 05. It Could Be 06. Moving On ![]()
Seedów: 112
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-06-07 18:38:48
Rozmiar: 196.51 MB
Peerów: 52
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Młody i ekscytujący zespół z Moskwy, debiut w Trost Records. 'Trudno uwierzyć, że ci Rosjanie nagrali ten materiał, ale możesz być pewien, że jest to uderzenie tak potężne i odżywcze jak słońce. Poważnie !!!' - Gustafsson - Eyal Hareuveni, Free Jazz Blog, 2018 'Album wyznacza najcięższy i najbardziej bezkompromisowo eksperymentalny kierunek zespołu' - Ben Willmott, Gigwise, 2018 'They develop an off-the-cuff sound, but one that is grounded in thought and method' - Tim Niland, Jazz´n´Blues Blogspot, 2018 Perkusyjno-saksofonowe dysonanse w wykonaniu Antona Ponomareva i Yaroslava Kurilo imponują matematyczną precyzją, siłą oraz ciągłym kreowaniem nowych przestrzeni dla obezwładniającego hałasu. A to raptem początek tego wybornego krążka... FA ..::TRACK-LIST::.. 1. Plunge into an Ice Hole 05:00 2. Tuna (D. Gillespie) 06:05 3. Sunstroke 06:03 4. Queue 09:11 5. Urtica 04:24 6. Hematoma 09:16 7. Mingus 30°C (C. Mingus) 06:04 ..::OBSADA::.. Saxophone - Anton Ponomarev Bass Guitar - Dmitry Lapshin Drums - Yaroslav Kurilo https://www.youtube.com/watch?v=IhxDBr7rQVI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-26 17:41:40
Rozmiar: 121.05 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Młody i ekscytujący zespół z Moskwy, debiut w Trost Records. 'Trudno uwierzyć, że ci Rosjanie nagrali ten materiał, ale możesz być pewien, że jest to uderzenie tak potężne i odżywcze jak słońce. Poważnie !!!' - Gustafsson - Eyal Hareuveni, Free Jazz Blog, 2018 'Album wyznacza najcięższy i najbardziej bezkompromisowo eksperymentalny kierunek zespołu' - Ben Willmott, Gigwise, 2018 'They develop an off-the-cuff sound, but one that is grounded in thought and method' - Tim Niland, Jazz´n´Blues Blogspot, 2018 Perkusyjno-saksofonowe dysonanse w wykonaniu Antona Ponomareva i Yaroslava Kurilo imponują matematyczną precyzją, siłą oraz ciągłym kreowaniem nowych przestrzeni dla obezwładniającego hałasu. A to raptem początek tego wybornego krążka... FA ..::TRACK-LIST::.. 1. Plunge into an Ice Hole 05:00 2. Tuna (D. Gillespie) 06:05 3. Sunstroke 06:03 4. Queue 09:11 5. Urtica 04:24 6. Hematoma 09:16 7. Mingus 30°C (C. Mingus) 06:04 ..::OBSADA::.. Saxophone - Anton Ponomarev Bass Guitar - Dmitry Lapshin Drums - Yaroslav Kurilo https://www.youtube.com/watch?v=IhxDBr7rQVI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-26 17:37:42
Rozmiar: 335.04 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist...............: Esthesis Quartet Album................: Sound & Fury Genre................: Jazz Year.................: 2025 Codec................: Reference libFLAC 1.5 ...( TrackList )... 001. Esthesis Quartet Feat. Bill Frisell - Where I Begin 002. Esthesis Quartet Feat. Bill Frisell - Together 003. Esthesis Quartet Feat. Bill Frisell - Fit of Fury 004. Esthesis Quartet Feat. Bill Frisell - Is There a Message 005. Esthesis Quartet Feat. Bill Frisell - Just Come Play 006. Esthesis Quartet Feat. Bill Frisell - Capricorn 007. Esthesis Quartet Feat. Bill Frisell - Ace of Pentacles ![]()
Seedów: 69
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-17 19:36:59
Rozmiar: 900.58 MB
Peerów: 12
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Trzy muzyczne światy, trzy wyjątkowe osobistości oraz trzy kompozycje, będące wynikiem ich spotkania. Tak w wielkim skrócie można by opisać ten album, na którym indywidualizm każdego z muzyków zamyka się w zwartym, artystycznym koncepcie. Pomysłodawcą i siłą napędową całego przedsięwzięcia jest tu Jacek Mazurkiewicz, który w przeszłości współpracował już zarówno z dobrze znanym z gitarzystą Swans, Normanem Westbergiem, oraz hinduskim artystą, pedagogiem oraz mistrzem ghatamu (gliniany instrument perkusyjny) – Giridharem Udupa. Ich spotkanie zamknęło się w jednodniowej sesji nagraniowej, która odbyła się przy okazji wizyty w Polsce Westberga. Efektem są trzy długie improwizowane kompozycje, które składają się na album Everyday Life Activities. Przyznać trzeba, że zadziwiająca jest spójność i lekkość, jaka z nich wybrzmiewa. Nie brak tu również spontaniczności, a w dodatku panom udało się złapać specyficzną muzyczną więź, która wzmaga efekt ich artystycznej synergii. Ciekawa jest też słyszalna tu wyraźnie dźwiękowa wstrzemięźliwość. Choć każdy z muzyków wyraźnie znaczy swoje partie, to finalnie są one doskonale wyważone. Wszystko we właściwych proporcjach. W samej warstwie muzycznej mamy tu ambientowe kolaże oraz sporą dawkę eksperymentu. Jednostajne, transowe motywy obudowane są dźwiękowymi smaczkami, pojawiającymi się raz po raz psychodelicznymi wokalizami i orientalnymi rytmami Do tego porcja surrealistycznej atmosfery. We wkładce albumu znajdziemy następujące zdania: “Nothing major happened. These are just normal everyday activities” (Nie stało się nic wielkiego. To tylko zwykłe, codzienne sprawy. ). Jeśli nawet nagranie tego krążka było dla panów czymś w rodzaju chleba powszedniego, to jednak słuchacze otrzymali coś naprawdę niezwykłego. Wojciech Żurek An extraordinary meeting of three artists from three different musical worlds and three different continents. Norman Westberg (ex-Swans) and Jacek Mazurkiewicz have already released one album together "First Man In The Moon" in 2021 (published by the Swiss label Hallow Ground). In the new project, they are accompanied by Giridhar Udupa, an Indian master of ghatam (a clay percussion instrument that looks like a jug). The album will feature 3 long trance compositions, referring to ambient, krautrock, free jazz and Indian music. Jacek Mazurkiewicz describes the creation of this album as follows: "I met Norman Westberg while supporting the Swans tour in Poland as 3FoNIA. A few years later, during Norman's tour with Gira, we recorded a duet. The trio session took place similarly to the previous duet session during Norman's solo concert in Warsaw on the Swans tour. Recorded with Adam Toczko, a quick meeting on a day off from work. I invited Giridhar Udupa to the trio, whom I had met earlier during the period when I co-founded the band Limboski. I once invited Wacek Zimpel to play a few concerts with Giridhar. Wacek later created Saagara and I was wondering about some unusual musical context in which I would find myself with Giridhar. I was looking for an interesting sound configuration, but also a cultural one, with a different approach to creating music. I got the impression that for both Norman and Giridhar it was a fairly fresh meeting, not obvious. And on the other hand, ordinary - everyone did their own thing." Detroit guitarist Norman Westberg moved to New York in 1980 and became a part of the experimental music scene that was experiencing its golden age. Westberg himself became a permanent fixture when he joined the iconic avant-rock band Swans in 1983, and was the only member other than frontman Michael Gira to play with them for most of the band’s run, both until their 1997 disbandment and his return in 2010. Westberg has also been involved with other legendary New York noise-rock acts, including Jim Thirlwell’s Foetus and the post-Swans Heroine Sheiks, in which he played with Cows frontman Shannon Selberg; and in 2014, he joined the noise-rock supergroup Hidden Rifles, whose members included Mike Watt of Minutemen and Mark Shippy of U.S. Maple. Westberg's solo compositions, most often for solo guitar and a set of effects, draw on drone and post-minimalism, bringing to mind dark ambient passages from Swans albums. Giridhar Udupa is an extremely valued teacher and world-renowned artist, an Indian master of ghatam (a clay percussion instrument that looks like a jug). He was born into a family with long musical traditions. He began learning to play at the age of four, guided by his father. At the age of twelve, he already had his first performances behind him. He currently gives concerts alongside the greatest masters. He has received many prestigious awards. He performs in the USA, Spain, Canada, France, Switzerland, Germany, Oman and Kuwait. Giridhar Udupa is a member of the band of the Indian vocalist Bombay Jayashri, nominated for an Oscar for the best song for the film Life of Pi. He is one of the founders of the Layatharanga band. He also plays virtuoso other traditional instruments of South India, such as mridangam and kanjira, and is excellent at using the konnakol technique (a type of rhythmic vocalization). For three decades, the artist has been a global ambassador and icon of Carnatic music. He is the founder of The Udupa Foundation, a charity organization established in 2015 to promote Indian music, performing arts and culture. He has participated in recording dozens of albums. He is also well-known in our country thanks to his cooperation with Polish performers, which resulted in excellent artistic effects, such as the famous Indialucia - Michał Czachowski's group / project or the Saagara formation, led by Wacław Zimpel. Udupa also played on the album Lechoechoplexita, released by Leszek Hefi Wiśniewski, and on the album of the band Layatharanga, released in our country. Jacek Mazurkiewicz is interested in music in the broad sense. He puts his sounds together based on emotional impressions and pulse. Combining acoustics with electronics, he is constantly looking for a new sound. Solo as 3FoNIA, in a duet with Mikołaj Trzaska or Tomek Dąbrowski, the JMB trio with Wojtek Jachna and Jacek Buhl, in the Modular String Trio quartet, the Afrobeat quintet Faso Tamala are just some of his musical incarnations. With Patryk Zakrocki, as part of an audio mission, he massaged hundreds of pairs of ears in the Inner Ear Massage Office. He also deals with sound design, composing and producing music for films and theatre performances. He collaborated with many Polish and foreign artists. ..::TRACK-LIST::.. 1. Bend Then Break 09:48 2. Spoon In The Jar 09:42 3. Everyday Apparel (It's Our) 20:31 ..::OBSADA::.. Norman Westberg - guitar Giridhar Udupa - ghatam, konnakol, khanjira, percussion Jacek Mazurkiewicz - double bass, electronics https://www.youtube.com/watch?v=XKfEs2frvj4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-14 16:11:05
Rozmiar: 92.95 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Trzy muzyczne światy, trzy wyjątkowe osobistości oraz trzy kompozycje, będące wynikiem ich spotkania. Tak w wielkim skrócie można by opisać ten album, na którym indywidualizm każdego z muzyków zamyka się w zwartym, artystycznym koncepcie. Pomysłodawcą i siłą napędową całego przedsięwzięcia jest tu Jacek Mazurkiewicz, który w przeszłości współpracował już zarówno z dobrze znanym z gitarzystą Swans, Normanem Westbergiem, oraz hinduskim artystą, pedagogiem oraz mistrzem ghatamu (gliniany instrument perkusyjny) – Giridharem Udupa. Ich spotkanie zamknęło się w jednodniowej sesji nagraniowej, która odbyła się przy okazji wizyty w Polsce Westberga. Efektem są trzy długie improwizowane kompozycje, które składają się na album Everyday Life Activities. Przyznać trzeba, że zadziwiająca jest spójność i lekkość, jaka z nich wybrzmiewa. Nie brak tu również spontaniczności, a w dodatku panom udało się złapać specyficzną muzyczną więź, która wzmaga efekt ich artystycznej synergii. Ciekawa jest też słyszalna tu wyraźnie dźwiękowa wstrzemięźliwość. Choć każdy z muzyków wyraźnie znaczy swoje partie, to finalnie są one doskonale wyważone. Wszystko we właściwych proporcjach. W samej warstwie muzycznej mamy tu ambientowe kolaże oraz sporą dawkę eksperymentu. Jednostajne, transowe motywy obudowane są dźwiękowymi smaczkami, pojawiającymi się raz po raz psychodelicznymi wokalizami i orientalnymi rytmami Do tego porcja surrealistycznej atmosfery. We wkładce albumu znajdziemy następujące zdania: “Nothing major happened. These are just normal everyday activities” (Nie stało się nic wielkiego. To tylko zwykłe, codzienne sprawy. ). Jeśli nawet nagranie tego krążka było dla panów czymś w rodzaju chleba powszedniego, to jednak słuchacze otrzymali coś naprawdę niezwykłego. Wojciech Żurek An extraordinary meeting of three artists from three different musical worlds and three different continents. Norman Westberg (ex-Swans) and Jacek Mazurkiewicz have already released one album together "First Man In The Moon" in 2021 (published by the Swiss label Hallow Ground). In the new project, they are accompanied by Giridhar Udupa, an Indian master of ghatam (a clay percussion instrument that looks like a jug). The album will feature 3 long trance compositions, referring to ambient, krautrock, free jazz and Indian music. Jacek Mazurkiewicz describes the creation of this album as follows: "I met Norman Westberg while supporting the Swans tour in Poland as 3FoNIA. A few years later, during Norman's tour with Gira, we recorded a duet. The trio session took place similarly to the previous duet session during Norman's solo concert in Warsaw on the Swans tour. Recorded with Adam Toczko, a quick meeting on a day off from work. I invited Giridhar Udupa to the trio, whom I had met earlier during the period when I co-founded the band Limboski. I once invited Wacek Zimpel to play a few concerts with Giridhar. Wacek later created Saagara and I was wondering about some unusual musical context in which I would find myself with Giridhar. I was looking for an interesting sound configuration, but also a cultural one, with a different approach to creating music. I got the impression that for both Norman and Giridhar it was a fairly fresh meeting, not obvious. And on the other hand, ordinary - everyone did their own thing." Detroit guitarist Norman Westberg moved to New York in 1980 and became a part of the experimental music scene that was experiencing its golden age. Westberg himself became a permanent fixture when he joined the iconic avant-rock band Swans in 1983, and was the only member other than frontman Michael Gira to play with them for most of the band’s run, both until their 1997 disbandment and his return in 2010. Westberg has also been involved with other legendary New York noise-rock acts, including Jim Thirlwell’s Foetus and the post-Swans Heroine Sheiks, in which he played with Cows frontman Shannon Selberg; and in 2014, he joined the noise-rock supergroup Hidden Rifles, whose members included Mike Watt of Minutemen and Mark Shippy of U.S. Maple. Westberg's solo compositions, most often for solo guitar and a set of effects, draw on drone and post-minimalism, bringing to mind dark ambient passages from Swans albums. Giridhar Udupa is an extremely valued teacher and world-renowned artist, an Indian master of ghatam (a clay percussion instrument that looks like a jug). He was born into a family with long musical traditions. He began learning to play at the age of four, guided by his father. At the age of twelve, he already had his first performances behind him. He currently gives concerts alongside the greatest masters. He has received many prestigious awards. He performs in the USA, Spain, Canada, France, Switzerland, Germany, Oman and Kuwait. Giridhar Udupa is a member of the band of the Indian vocalist Bombay Jayashri, nominated for an Oscar for the best song for the film Life of Pi. He is one of the founders of the Layatharanga band. He also plays virtuoso other traditional instruments of South India, such as mridangam and kanjira, and is excellent at using the konnakol technique (a type of rhythmic vocalization). For three decades, the artist has been a global ambassador and icon of Carnatic music. He is the founder of The Udupa Foundation, a charity organization established in 2015 to promote Indian music, performing arts and culture. He has participated in recording dozens of albums. He is also well-known in our country thanks to his cooperation with Polish performers, which resulted in excellent artistic effects, such as the famous Indialucia - Michał Czachowski's group / project or the Saagara formation, led by Wacław Zimpel. Udupa also played on the album Lechoechoplexita, released by Leszek Hefi Wiśniewski, and on the album of the band Layatharanga, released in our country. Jacek Mazurkiewicz is interested in music in the broad sense. He puts his sounds together based on emotional impressions and pulse. Combining acoustics with electronics, he is constantly looking for a new sound. Solo as 3FoNIA, in a duet with Mikołaj Trzaska or Tomek Dąbrowski, the JMB trio with Wojtek Jachna and Jacek Buhl, in the Modular String Trio quartet, the Afrobeat quintet Faso Tamala are just some of his musical incarnations. With Patryk Zakrocki, as part of an audio mission, he massaged hundreds of pairs of ears in the Inner Ear Massage Office. He also deals with sound design, composing and producing music for films and theatre performances. He collaborated with many Polish and foreign artists. ..::TRACK-LIST::.. 1. Bend Then Break 09:48 2. Spoon In The Jar 09:42 3. Everyday Apparel (It's Our) 20:31 ..::OBSADA::.. Norman Westberg - guitar Giridhar Udupa - ghatam, konnakol, khanjira, percussion Jacek Mazurkiewicz - double bass, electronics https://www.youtube.com/watch?v=XKfEs2frvj4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-14 16:07:03
Rozmiar: 198.28 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Krzysztof Komeda - Komeda Gra Standardy --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Krzysztof Komeda Album................: Komeda Gra Standardy Genre................: Jazz Source...............: CD Year.................: 2009 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 51 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Polska Kurier Lubelski Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Krzysztof Komeda - Kotek W Chmurach [05:52] 2. Krzysztof Komeda - Memory Of Bach [06:47] 3. Krzysztof Komeda - Svensky In B [07:27] 4. Krzysztof Komeda - Out Of Nowhere [04:17] 5. Krzysztof Komeda - The Continental [05:21] 6. Krzysztof Komeda - The Song Is You [04:59] 7. Krzysztof Komeda - Chico II / wlasc. Broadway [03:35] 8. Krzysztof Komeda - Chico III / wlasc. Over The Rainbow [05:38] Playing Time.........: 43:59 Total Size...........: 227,12 MB Płyta zawiera unikatowe niepublikowane wcześniej nagrania, których dokonano w studiu nagrań Polskiego Radia, w Poznaniu, w latach 1956-57 ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-08 10:09:15
Rozmiar: 236.96 MB
Peerów: 0
Dodał: rajkad
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Komeda Quintet - Astigmatic (The Music Of Komeda) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Komeda Quintet Album................: Astigmatic Genre................: Jazz Source...............: CD Year.................: 1965/2004 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 69 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Remastered 2004 Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Komeda Quintet - Astigmatic [23:10] 2. Komeda Quintet - Kattorna [07:36] 3. Komeda Quintet - Svantetic [16:00] Playing Time.........: 46:47 Total Size...........: 321,16 MB Alto Saxophone – Zbigniew Namysłowski Bass – Günter Lenz Trumpet – Tomasz Stańko Drums – Rune Carlson Piano – Krzysztof Komeda Recorded in Warsaw Philharmonic Hall in December 1965. 24-bit remastered from original master tapes XL/SXL 0298. Remastered at Studio Masteringowe - Polskie Nagrania ![]()
Seedów: 10
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-08 10:05:37
Rozmiar: 325.48 MB
Peerów: 12
Dodał: rajkad
Opis
...( Info )...
Artist: Kenny Wheeler Album: The Kenny Wheeler Big Band & Friends Vol. 2 Year: 2025 Genre: Jazz Quality: FLAC 24Bit-44.1kHz ...( TrackList )... 01. Yakety Waltz 02. Toot Toot 03. God Bless the Child 04. Tickety-Boo 05. Introduction to No Particular Song 06. Ballad 2 07. Song for Someone 08. Tickety-Boo (Version 2) booklet.pdf ![]()
Seedów: 43
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-05-07 09:38:15
Rozmiar: 466.57 MB
Peerów: 43
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Piotr Mełech i Wojtek Kurek tworzą duet od ponad 7 lat. Zagrali razem dziesiątki koncertów. Debiutowali albumem 'Split Here' (Antenna Non Grata), który nawiązywał formą do około jazzowych korzeni i free improv. Ich drugi album 'Walk Thru' eksploruje transowe, motoryczne rytmy i zapętlone melodie o orientalnej prowieniencji. Razem tworzą zwartą, pędzącą do przodu tkankę o ugruntowanej i wyraźnej strukturze. Czerpią z tradycji i muzyki improwizowanej. Klarnet basowy i sopranowy Mełecha doskonale współdzielą przestrzeń z krótko brzmiącym, czasem wytłumionym, zestawem perkusyjnym Kurka. Album cechują minimalizm i uważność, a koncerty wzbogaca kontekst miejsca, który pozwala muzykom reinterpretować muzykę względem przestrzeni. Piotr Mełech – klarnecista, improwizator-kompozytor, artysta wizualny. Odwołuje się do jazzowej tradycji europejskiej awangardy, free improv czy szeroko pojętej muzyki etnicznej. Współtworzy Fanfara Avantura, Polski Piach, trio Zerang/Wójciński/Mełech, Warsaw Improvisers Orchestra. Wydał ponad 20 albumów z muzykami takimi jak Michael Zerang, Tadeusz Sudnik, Jacek Mazurkiewicz, Ksawery Wójciński. Współtwórca Circular Breathing Festival. www.melech.tilda.ws Wojtek Kurek – improwizator, perkusista, producent, autor instalacji dźwiękowych i muzyki do teatru. Porusza się na gruncie muzyki folkowej, eksperymentalnej i free improv. Wydał ponad 30 albumów, które ukazały się w Polsce, USA, Niemczech, Austrii, Włoszech, Portugalii i Szkocji. Jest nieoficjalnym rekordzistą świata w kategorii 'trasa solo mieszkańca polski' – 23 koncerty w 25 dni (Buoyancy 2020). Jest muzykiem zespołu Tuleje. Autor cyklicznej audycji w Radio Kapitał o wdzięcznej nazwie krówka czy krowa. www.wojtekkurek.com Jednym z dłużej działających duetów krajowej sceny improwizowanej ostatnich lat jest tandem klarnecisty Piotra Mełecha i perkusisty Wojtka Kurka. Niestety ich wspólna twórczość nie jest zbyt szeroko udokumentowana. Tym bardziej cieszy tegoroczna premiera ich drugiej płyty Walk Thru, na której panowie porzucają wariacki free jazz z bluesowymi naleciałościami, jaki zaprezentowali na wydanym pięć lat temu Split Here. Tym razem obaj rzucają się w odmęty ciepłej, melodyjnej kameralistyki. Mam wielkie zaufanie do wszystkiego, w co artystycznie angażuje się Piotr Mełech – czy to Polski Piach, czy trio Cukier, czy dawne Enterout Trio, czy nawet jego eksperymenty z muzyką żydowską sprzed kilku lat. To obok Pawła Szamburskiego i Michała Górczyńskiego jeden z najbardziej wszechstronnych polskich klarnecistów. Na Walk Thru ta wszechstronność także daje o sobie znać, ponieważ muzyczny język duetu zmienił się trochę. Kurek ostatnio angażował się w dużo bardziej eksperymentalne przedsięwzięcia, takie jak duet z sonorystycznie improwizującym Pawłem Doskoczem czy brzmiący wręcz destrukcyjnie projekt Duopol współtworzony z Hubertem Kostkiewiczem (trzymam kciuki za wydanie płyty!). Nowy album jest natomiast chwilą oddechu, ma dużo bardziej transowy charakter,czerpie z tradycji orientalnych oraz afrykańskich. Podczas koncertu duetu, który odbył się 2 lutego w krakowskim Betelu, Mełech opowiedział, że wszystkie te improwizowane kompozycje powstały na skali zbliżonej do etiopskiej. Wyjaśnia to pojawiające się często skojarzenia z pustynną i nieco medytacyjną atmosferą, w jakiej album ten jest utrzymany. Na przykład Antique Shop odznacza się zmysłową, gorącą melodią klarnetu poprzecinaną precyzyjnymi, krótkimi dźwiękami perkusji Kurka, które układają się w podrygujący, quasi-bliskowschodni rytm. Południowy trans wybrzmiewa najpełniej w University, w którym niewzruszony Mełech, uparcie powtarzający przez pięć minut spokojny motyw, kontrastuje z kotłującymi się ciężko bębnami. Żadnego sonoryzmu, żadnego radykalnego free jazzu – kontemplacja, przestrzeń i ten ciepły, falujący klimat. Wyjątkowo wybija się z niego Mushroom Field – ten numer ma najbardziej figlarny i nieuporządkowany charakter, więc można snuć domysły, jakie to grzyby rosną na tytułowym polu… Szczególnym atutem Walk Thru jest wyśmienita produkcja. Tak klarownego i zniuansowanego brzmienia nie słyszałem na polskiej płycie od dawna. Doskonale słychać przeróżne faktury, jakie wykorzystuje Kurek. Gdy tylko na bębny narzucona jest wytłumiająca płachta, różnicę słyszymy natychmiast. Uderzenia o drewniane elementy są ostre, dźwięczne, wybrzmiewają krótkim echem. Jeśli słuchamy płyty na sprzęcie hi-fi, to już od pierwszych uderzeń Kurka w Gift Shop przez cały pokój zaczyna przechodzić drżenie, do którego dołącza później szlachetny, głęboki klarnet basowy, na którym Mełech gra długie, masujące zwoje mózgowe, posuwiste frazy. Uczta nawet dla najbardziej wymagającego audiofila. Ciekawostką jest, że Walk Thru układa się w pewną uroczą koncepcję. Tytuł płyty to z angielskiego „wycieczka” lub „przechadzka”, „spacer”, a tytuły utworów to przecież konkretne miejsca, jakie znajdziemy na mapie każdego miasta: biblioteka (Library), sklep z antykami (Antique Shop), rynek miejski (Main Square) czy nawet biuro podatkowe (Tax Office). W tych utworach, których tytuły oznaczają raczej zamknięte pomieszczenia niż otwarte przestrzenie, Kurek co jakiś czas uderza w coś, co przypomina sklepowy dzwonek do drzwi, zupełnie jakby do miejsc tych wchodzili ciągle kolejni petenci. Trudno było spodziewać się po tej dwójce artystycznej porażki. Album, wydany tym razem w barwach Gusstaffa, przyniósł jeszcze nowsze oblicze muzycznych zainteresowań obu instrumentalistów. Nie dość, że słychać ich tu wyśmienicie, to słychać także, że obaj czują się ze sobą bardzo komfortowo. Choć podobnych płyt pewnie powstaje wiele, to akurat po właśnie tę warto sięgnąć, by w te wciąż jeszcze chłodne miesiące dawkować sobie podmuchy ciepłego, południowego powietrza, i zanurzyć się w dojrzałym, melancholijnym transie. Mateusz Sroczyński Minimalizm formy zawsze miał moim zdaniem większą siłę niż rozbuchane produkcje. Szczególnie jeśli chodzi o muzykę. Jeśli ktoś miałby co do tego wątpliwości, polecam sięgnąć po nowy album duetu Piotr Mełech i Wojciech Kurek. Nasuwa się pytanie – co można wyczarować tylko przy użyciu klarnetu (w tym przypadku basowego i sopranowego) oraz perkusji? Ano bardzo dużo. Ten album tego dowodzi. Choć to ich drugi wspólny album, to każdy z panów może pochwalić się naprawdę bogatym doświadczeniem i dorobkiem artystycznym. Piotr Mełech, oprócz gry na klarnecie i współpracy z wieloma projektami (min. Polski Piach), znany jest również jako artysta wizualny. Nagrał ponad 20 albumów. Wojciech Kurek to perkusista, improwizator jak również autor muzyki teatralnej. Na swoim koncie ma ponad 30 albumów wydanych zarówno w kraju jak i zagranicą. Razem grają od ponad siedmiu lat. Walk Thru jest albumem, na którym swobodnie łączą swoje fascynacje muzyczną awangardą oraz sceną free improv. Ograniczając się jednak do brzmienia tylko dwóch instrumentów postawili sobie dość ambitne zadanie. I podołali mu z pełnym sukcesem. Każda z dziesięciu kompozycji, którą tu znajdziemy to osobny dźwiękowy kolaż zbudowany z minimalistycznych dźwiękowych pętli oraz trzymających wszystko w ryzach, transowych rytmów. Choć dużo w tej muzyce swobody i przestrzeni to równocześnie towarzyszy jej specyficzna dyscyplina, której trzymają się muzycy. W melodiach wyraźnie da się też odczuć nieco orientalnego, nieco klezmerskiego ducha. Ciekawym jest też to, że słuchając tego albumu jakby automatycznie można odnieść wrażenie, że obcujemy raczej z muzyką graną na żywo niż z płyty. Być może wpływ na to ma fakt, że płyta nagrana została w sali koncertowej. Jaka jest jeszcze muzyka zawarta na tym krążku? Na pewno żywa, kolorowa, umykająca łatwym określeniom i bardzo wciągająca. Dodatkowo warto odnotować również oprawę graficzną albumu, która, choć równie minimalistyczna, to ładnie komponuje się z jego bogatą zawartością. Wojciech Żurek Piotr Mełech and Wojtek Kurek have been a duo for over 7 years. They played dozens of concerts together, also in larger ensembles. They debuted with the album 'Split Here' (Antenna Non Grata), which referred to its jazz roots and free improv. Their second album 'Walk Thru' explores trance-like, motor rhythms and looped melodies of oriental provenance. Together they create a compact, forward-moving tissue with a well-established and clear structure. They draw from tradition and improvised music. Mełech's bass and soprano clarinets perfectly share the space with Kurek's short-sounding, sometimes muted, drum set. The album is characterized by minimalism and mindfulness, and the concerts are enriched by the context of the place, which allows the musicians to reinterpret the music in relation to the space. Piotr Mełech - clarinetist, improviser-composer and visual artist. He refers to the jazz tradition of the European avant-garde, free improv and broadly understood ethnic music. Co-creator of Fanfara Avantura, Polski Piach, trio Zerang/Wójciński/Mełech, Warsaw Improvisers Orchestra. He has released over 20 albums with musicians such as Michael Zerang, Tadeusz Sudnik, Jacek Mazurkiewicz, Ksawery Wójciński. Co-founder of the Circular Breathing Festival. www.melech.tilda.ws Wojtek Kurek – improviser, drummer, producer, author of sound installations and music for the theater. He works in the field of folk, experimental and free improv music. He has released over 30 albums, which were released in Poland, the USA, Germany, Austria, Italy, Portugal and Scotland. He is the drummer of the Tuleje band. He is the unofficial world record holder in the 'solo tour by a Polish resident' category - 23 concerts in 25 days (Buoyancy 2020). Author of a regular program on Radio Kapitał. www.wojtekkurek.com ..::TRACK-LIST::.. 1. Gift Shop 03:27 2. Karaoke Club 05:28 3. Tax Office 03:19 4. Antique Shop 05:46 5. Main Square 04:22 6. University 05:01 7. Library 05:18 8. Mushroom Field 03:39 9. Car Repair Shop 03:49 10. Old Town 04:10 https://www.youtube.com/watch?v=9Z_MfOsY05M SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-26 17:17:37
Rozmiar: 103.37 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Piotr Mełech i Wojtek Kurek tworzą duet od ponad 7 lat. Zagrali razem dziesiątki koncertów. Debiutowali albumem 'Split Here' (Antenna Non Grata), który nawiązywał formą do około jazzowych korzeni i free improv. Ich drugi album 'Walk Thru' eksploruje transowe, motoryczne rytmy i zapętlone melodie o orientalnej prowieniencji. Razem tworzą zwartą, pędzącą do przodu tkankę o ugruntowanej i wyraźnej strukturze. Czerpią z tradycji i muzyki improwizowanej. Klarnet basowy i sopranowy Mełecha doskonale współdzielą przestrzeń z krótko brzmiącym, czasem wytłumionym, zestawem perkusyjnym Kurka. Album cechują minimalizm i uważność, a koncerty wzbogaca kontekst miejsca, który pozwala muzykom reinterpretować muzykę względem przestrzeni. Piotr Mełech – klarnecista, improwizator-kompozytor, artysta wizualny. Odwołuje się do jazzowej tradycji europejskiej awangardy, free improv czy szeroko pojętej muzyki etnicznej. Współtworzy Fanfara Avantura, Polski Piach, trio Zerang/Wójciński/Mełech, Warsaw Improvisers Orchestra. Wydał ponad 20 albumów z muzykami takimi jak Michael Zerang, Tadeusz Sudnik, Jacek Mazurkiewicz, Ksawery Wójciński. Współtwórca Circular Breathing Festival. www.melech.tilda.ws Wojtek Kurek – improwizator, perkusista, producent, autor instalacji dźwiękowych i muzyki do teatru. Porusza się na gruncie muzyki folkowej, eksperymentalnej i free improv. Wydał ponad 30 albumów, które ukazały się w Polsce, USA, Niemczech, Austrii, Włoszech, Portugalii i Szkocji. Jest nieoficjalnym rekordzistą świata w kategorii 'trasa solo mieszkańca polski' – 23 koncerty w 25 dni (Buoyancy 2020). Jest muzykiem zespołu Tuleje. Autor cyklicznej audycji w Radio Kapitał o wdzięcznej nazwie krówka czy krowa. www.wojtekkurek.com Jednym z dłużej działających duetów krajowej sceny improwizowanej ostatnich lat jest tandem klarnecisty Piotra Mełecha i perkusisty Wojtka Kurka. Niestety ich wspólna twórczość nie jest zbyt szeroko udokumentowana. Tym bardziej cieszy tegoroczna premiera ich drugiej płyty Walk Thru, na której panowie porzucają wariacki free jazz z bluesowymi naleciałościami, jaki zaprezentowali na wydanym pięć lat temu Split Here. Tym razem obaj rzucają się w odmęty ciepłej, melodyjnej kameralistyki. Mam wielkie zaufanie do wszystkiego, w co artystycznie angażuje się Piotr Mełech – czy to Polski Piach, czy trio Cukier, czy dawne Enterout Trio, czy nawet jego eksperymenty z muzyką żydowską sprzed kilku lat. To obok Pawła Szamburskiego i Michała Górczyńskiego jeden z najbardziej wszechstronnych polskich klarnecistów. Na Walk Thru ta wszechstronność także daje o sobie znać, ponieważ muzyczny język duetu zmienił się trochę. Kurek ostatnio angażował się w dużo bardziej eksperymentalne przedsięwzięcia, takie jak duet z sonorystycznie improwizującym Pawłem Doskoczem czy brzmiący wręcz destrukcyjnie projekt Duopol współtworzony z Hubertem Kostkiewiczem (trzymam kciuki za wydanie płyty!). Nowy album jest natomiast chwilą oddechu, ma dużo bardziej transowy charakter,czerpie z tradycji orientalnych oraz afrykańskich. Podczas koncertu duetu, który odbył się 2 lutego w krakowskim Betelu, Mełech opowiedział, że wszystkie te improwizowane kompozycje powstały na skali zbliżonej do etiopskiej. Wyjaśnia to pojawiające się często skojarzenia z pustynną i nieco medytacyjną atmosferą, w jakiej album ten jest utrzymany. Na przykład Antique Shop odznacza się zmysłową, gorącą melodią klarnetu poprzecinaną precyzyjnymi, krótkimi dźwiękami perkusji Kurka, które układają się w podrygujący, quasi-bliskowschodni rytm. Południowy trans wybrzmiewa najpełniej w University, w którym niewzruszony Mełech, uparcie powtarzający przez pięć minut spokojny motyw, kontrastuje z kotłującymi się ciężko bębnami. Żadnego sonoryzmu, żadnego radykalnego free jazzu – kontemplacja, przestrzeń i ten ciepły, falujący klimat. Wyjątkowo wybija się z niego Mushroom Field – ten numer ma najbardziej figlarny i nieuporządkowany charakter, więc można snuć domysły, jakie to grzyby rosną na tytułowym polu… Szczególnym atutem Walk Thru jest wyśmienita produkcja. Tak klarownego i zniuansowanego brzmienia nie słyszałem na polskiej płycie od dawna. Doskonale słychać przeróżne faktury, jakie wykorzystuje Kurek. Gdy tylko na bębny narzucona jest wytłumiająca płachta, różnicę słyszymy natychmiast. Uderzenia o drewniane elementy są ostre, dźwięczne, wybrzmiewają krótkim echem. Jeśli słuchamy płyty na sprzęcie hi-fi, to już od pierwszych uderzeń Kurka w Gift Shop przez cały pokój zaczyna przechodzić drżenie, do którego dołącza później szlachetny, głęboki klarnet basowy, na którym Mełech gra długie, masujące zwoje mózgowe, posuwiste frazy. Uczta nawet dla najbardziej wymagającego audiofila. Ciekawostką jest, że Walk Thru układa się w pewną uroczą koncepcję. Tytuł płyty to z angielskiego „wycieczka” lub „przechadzka”, „spacer”, a tytuły utworów to przecież konkretne miejsca, jakie znajdziemy na mapie każdego miasta: biblioteka (Library), sklep z antykami (Antique Shop), rynek miejski (Main Square) czy nawet biuro podatkowe (Tax Office). W tych utworach, których tytuły oznaczają raczej zamknięte pomieszczenia niż otwarte przestrzenie, Kurek co jakiś czas uderza w coś, co przypomina sklepowy dzwonek do drzwi, zupełnie jakby do miejsc tych wchodzili ciągle kolejni petenci. Trudno było spodziewać się po tej dwójce artystycznej porażki. Album, wydany tym razem w barwach Gusstaffa, przyniósł jeszcze nowsze oblicze muzycznych zainteresowań obu instrumentalistów. Nie dość, że słychać ich tu wyśmienicie, to słychać także, że obaj czują się ze sobą bardzo komfortowo. Choć podobnych płyt pewnie powstaje wiele, to akurat po właśnie tę warto sięgnąć, by w te wciąż jeszcze chłodne miesiące dawkować sobie podmuchy ciepłego, południowego powietrza, i zanurzyć się w dojrzałym, melancholijnym transie. Mateusz Sroczyński Minimalizm formy zawsze miał moim zdaniem większą siłę niż rozbuchane produkcje. Szczególnie jeśli chodzi o muzykę. Jeśli ktoś miałby co do tego wątpliwości, polecam sięgnąć po nowy album duetu Piotr Mełech i Wojciech Kurek. Nasuwa się pytanie – co można wyczarować tylko przy użyciu klarnetu (w tym przypadku basowego i sopranowego) oraz perkusji? Ano bardzo dużo. Ten album tego dowodzi. Choć to ich drugi wspólny album, to każdy z panów może pochwalić się naprawdę bogatym doświadczeniem i dorobkiem artystycznym. Piotr Mełech, oprócz gry na klarnecie i współpracy z wieloma projektami (min. Polski Piach), znany jest również jako artysta wizualny. Nagrał ponad 20 albumów. Wojciech Kurek to perkusista, improwizator jak również autor muzyki teatralnej. Na swoim koncie ma ponad 30 albumów wydanych zarówno w kraju jak i zagranicą. Razem grają od ponad siedmiu lat. Walk Thru jest albumem, na którym swobodnie łączą swoje fascynacje muzyczną awangardą oraz sceną free improv. Ograniczając się jednak do brzmienia tylko dwóch instrumentów postawili sobie dość ambitne zadanie. I podołali mu z pełnym sukcesem. Każda z dziesięciu kompozycji, którą tu znajdziemy to osobny dźwiękowy kolaż zbudowany z minimalistycznych dźwiękowych pętli oraz trzymających wszystko w ryzach, transowych rytmów. Choć dużo w tej muzyce swobody i przestrzeni to równocześnie towarzyszy jej specyficzna dyscyplina, której trzymają się muzycy. W melodiach wyraźnie da się też odczuć nieco orientalnego, nieco klezmerskiego ducha. Ciekawym jest też to, że słuchając tego albumu jakby automatycznie można odnieść wrażenie, że obcujemy raczej z muzyką graną na żywo niż z płyty. Być może wpływ na to ma fakt, że płyta nagrana została w sali koncertowej. Jaka jest jeszcze muzyka zawarta na tym krążku? Na pewno żywa, kolorowa, umykająca łatwym określeniom i bardzo wciągająca. Dodatkowo warto odnotować również oprawę graficzną albumu, która, choć równie minimalistyczna, to ładnie komponuje się z jego bogatą zawartością. Wojciech Żurek Piotr Mełech and Wojtek Kurek have been a duo for over 7 years. They played dozens of concerts together, also in larger ensembles. They debuted with the album 'Split Here' (Antenna Non Grata), which referred to its jazz roots and free improv. Their second album 'Walk Thru' explores trance-like, motor rhythms and looped melodies of oriental provenance. Together they create a compact, forward-moving tissue with a well-established and clear structure. They draw from tradition and improvised music. Mełech's bass and soprano clarinets perfectly share the space with Kurek's short-sounding, sometimes muted, drum set. The album is characterized by minimalism and mindfulness, and the concerts are enriched by the context of the place, which allows the musicians to reinterpret the music in relation to the space. Piotr Mełech - clarinetist, improviser-composer and visual artist. He refers to the jazz tradition of the European avant-garde, free improv and broadly understood ethnic music. Co-creator of Fanfara Avantura, Polski Piach, trio Zerang/Wójciński/Mełech, Warsaw Improvisers Orchestra. He has released over 20 albums with musicians such as Michael Zerang, Tadeusz Sudnik, Jacek Mazurkiewicz, Ksawery Wójciński. Co-founder of the Circular Breathing Festival. www.melech.tilda.ws Wojtek Kurek – improviser, drummer, producer, author of sound installations and music for the theater. He works in the field of folk, experimental and free improv music. He has released over 30 albums, which were released in Poland, the USA, Germany, Austria, Italy, Portugal and Scotland. He is the drummer of the Tuleje band. He is the unofficial world record holder in the 'solo tour by a Polish resident' category - 23 concerts in 25 days (Buoyancy 2020). Author of a regular program on Radio Kapitał. www.wojtekkurek.com ..::TRACK-LIST::.. 1. Gift Shop 03:27 2. Karaoke Club 05:28 3. Tax Office 03:19 4. Antique Shop 05:46 5. Main Square 04:22 6. University 05:01 7. Library 05:18 8. Mushroom Field 03:39 9. Car Repair Shop 03:49 10. Old Town 04:10 https://www.youtube.com/watch?v=9Z_MfOsY05M SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-26 17:12:54
Rozmiar: 256.67 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist: Jaimee Paul Album: The Gershwin Songbook Year: 2025 Genre: Jazz Quality: FLAC 16Bit-44.1kHz ...( Opis )... Jaimee Paul to amerykańska wokalistka jazzowa znana ze swoich gładkich, uduchowionych interpretacji klasycznych standardów, hymnów gospel i tematów filmowych. Wychowana w południowym Illinois, od najmłodszych lat była zanurzona w muzyce gospel, śpiewała w chórach kościelnych i uczyła się gry na klasycznym pianinie i waltorni. Muzyczne pochodzenie jej rodziców – jej matka była nauczycielką muzyki, a ojciec byłym studentem muzyki, który został inżynierem – wspierało jej wczesną pasję do muzyki. ...( TrackList )... 01. They Can't Take That Away From Me 02. I Got Rhythm 03. I've Got A Crush On You 04. A Foggy Day 05. Love Is Here To Stay 06. It Ain't Necessarily So 07. ‘S Wonderful 08. The Man I Love 09. Let's Call The Whole Thing Off 10. Embraceable You 11. But Not For Me 12. Someone To Watch Over Me ![]()
Seedów: 76
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-26 07:47:30
Rozmiar: 254.85 MB
Peerów: 41
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Album "Dark Magus" - podobnie jak wcześniej "Black Beauty" i "Pangaea" - pierwotnie ukazał się wyłącznie w Japonii. W Stanach i Europie po raz pierwszy oficjalnie wydano ten materiał dopiero w 1997 roku. Dwie dekady wcześniej przedstawiciele Columbia Records stanowczo się temu sprzeciwiali, mając zapewne w pamięci komercyjne niepowodzenie kilku wcześniejszych wydawnictw Milesa Davisa. Zupełnie inaczej wyglądało to w Japonii, gdzie masowo kupowano wszystkie albumy wykonawców, którzy odwiedzili z koncertami Kraj Kwitnącej Wiśni. "Dark Magus" to zapis występu w nowojorskiej Carnegie Hall, 30 marca 1974 roku. Nie sposób uniknąć porównań z zarejestrowanymi niemal rok później w Japonii albumami "Agharta" i "Pangaea". Bardzo podobny jest skład - na "Dark Magus" Davisowi towarzyszą gitarzyści Reggie Lucas i Pete Cosey, basista Michael Henderson, perkusista Al Foster, perkusjonalista James Mtume, oraz saksofonista Dave Liebman (a nie, jak później w Japonii, Sonny Forune). Ponadto, druga część występu była jednocześnie przesłuchaniem dwóch nowych kandydatów do zespołu: saksofonisty Azara Lawrence'a i gitarzysty Dominique'a Gaumonta. Lawrence już nigdy więcej z Davisem nie grał, za to Gaumont wziął później udział w nagraniu kilku utworów na "Get Up with It". Podobny charakter ma także sama muzyka. "Dark Magus" to jedna wielka improwizacja, doskonale łącząca elementy fusion, funku i rocka psychodelicznego. Trwający sto minut materiał został podzielony na cztery około 25-minutowe utwory (po jednym na każdą stronę winylowego wydania), zatytułowane kolejnymi cyframi od jeden do cztery w afrykańskim języku swahili. W przeciwieństwie do japońskich występów, całość wydaje się nieco bardziej melodyjna, poukładana i przemyślana (co w żadnym wypadku nie jest zarzutem wobec "Agharty" i "Pangaei"). Każdy z czterech utworów sprawia wrażenie zamkniętej całości, składającej się z dwóch kontrastujących części: jednej intensywnej, drugiej nastawionej na budowanie klimatu. Muzycy rzadko sięgają po tematy znane ze studyjnych albumów - wyjątkiem jest druga połowa "Tatu", oparta na "Calypso Frelimo", oraz pierwsza część "Nne", zbudowana na motywach "Ife". Wykonanie jest wprost niewiarygodne. Ależ oni tu napieprzają. W szybszych, bardziej ekspresyjnych momentach dominuje niesamowicie gęsta gra sekcji rytmicznej, wsparta rockowymi zagrywkami i solówkami gitarzystów w stylu Hendrixa, oraz porywającymi popisami Davisa i Liebmana, z dopełniającymi czasem brzmienie elektrycznymi organami. Z kolei w wolniejszych fragmentach muzycy tworzą naprawę niesamowity nastrój, przypominający kosmiczno-orientalne odloty co lepszych grup psychodelicznych; nie brakuje tu przepięknych solówek sekcji dętej i gitarzystów. Interakcja pomiędzy instrumentalistami jest fenomenalna. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że nie grają przećwiczonego wcześniej materiału - te utwory były tworzone na bieżąco podczas koncertu. Co więcej, Lawrence i Gaumont nigdy wcześniej nie grali ani ze sobą, ani z nikim z septetu. Obaj doskonale się tu jednak odnaleźli. Cały album jest genialnie wykonany, ale gdybym miał wskazać najlepszy moment, to bez wahania wybrałbym "Wili", w którym znalazły się najbardziej porywające i najpiękniejsze momenty, a jako całość najlepiej chyba pokazuje doskonałą współpracę muzyków. Ze wszystkich genialnych koncertówek Milesa Davisa chyba właśnie "Dark Magus" robi na mnie największe wrażenie (chociaż "Pangaea" jest bardzo blisko). Fantastyczne, pełne pomysłów wykonanie przez całe sto minut przyciąga uwagę, nie dając ani chwili wytchnienia. Warto też wspomnieć o rewelacyjnym brzmieniu, nie pozbawionym brudu i ciężaru, ale zarazem bardzo czytelnym, z doskonale słyszalnymi wszystkimi instrumentami. "Dark Magus" to album, z którym każdy powinien się zapoznać. Także ci, których odstrasza słowo "jazz". Zwłaszcza, że zawarta tutaj muzyka znacznie odbiega od tego, z czym zapewne kojarzą to słowo. Paweł Pałasz Był 30 marca 1974 r. Miles Davis chylił się ku upadkowi. Jeszcze kilka miesięcy i miał zamilknąć na lat kilka. Jednak w przedostatni dzień marca tamtego roku jeszcze grał wraz ze swym nonetem i to nie byle gdzie, bo w Carnagie Hall. Nonet skonstruowany według przedziwnej konwencji stylistycznej: perkusja i instrumenty perkusyjne, bas elektryczny, trzy gitary, dwa saksofony i trąbka wymiennie z organami. Miles rozpaczliwie poszukiwał Hendrixa i Sly Stone'a. Rytm, trans, rytualna magia obrzędów voodoo. Tego typu skojarzenia można mieć z czterema częściami Mrocznego Maga. Jakże daleko odeszła ta muzyka od elegancji "Kind Of Blue", czy płyt nagranych z Gilem Evansem. Tutaj jest brudno. Bardzo brudno. Gęsto. Wrażenie, jakby wszystko spływało potem w rytm rytualnych tańców jakiegoś murzyńskiego obrzędu. Jesteśmy 38 lat później. Nie interesuje mnie jak była odbierana ta muzyka wówczas. Mogli sobie na niej wieszać psy, albo pod niebiosa ją wywyższać. Mogli twierdzić, że to wspaniałe poszukiwania niestrudzonego eksperymentatora lub ogłaszać zagubienie się eleganckiego afroamerykańskiego jazzmana, który trafił do uszu białych. I na salony. Mnie interesuje "Dark Magus" z punktu widzenia naszych czasów. Wiem, że do dzisiaj różne odsłony "akustycznego Milesa" mają taki poklask pośród jazzfanów, jak i stanowią materiał dla różnych muzyków. Niestety, coraz częściej do bardzo nietwórczych "poszukiwań", tworzenia kolejnych kalek "So What" albo "ETC". Z drugiej strony funkcjonuje sobie czas jakiś muzyka, która pewnie już jest w swym schyłkowym miejscu, a mianowicie nu jazz. Niemniej jednak na przełomie wieków zjawisko takie funkcjonowało wcale dobrze, a nagrania Nilsa Pettera Molvaera, Bugge'a Wesseltofta czy Erika Truffaza traktowane były jako ożywcze prądy w jazzie. Jeśli tak, to należałoby przyjąć, że źródeł owego ożywczego prądu upatrywać należy właśnie w owym schyłkowym przed przerwą okresie gry Milesa Davisa. Tutaj bowiem pojawiały się motoryczne rytmy, zredukowane melodie, rockowe zagrania gitar i główne dotychczas instrumenty w jazzie, jak trąbka, czy saksofon potraktowane niemal jako koloryzujące dodatki, które co jakiś czas organizują przestrzeń muzyczną, by ta mogła się po prostu toczyć. Oczywiście między nu jazzem w wydaniu choćby Molvaera a "Dark Magus" istnieje duża różnica w pewnych inspiracjach. U Davisa był to funk, w przypadku Norwega słychać mnóstwo muzyki klubowej, jednakże zastanawiając się następną chwilę, trzeba dojść do przekonania, że funk początku lat 70 ubiegłego stulecia w USA był ówczesną "muzyką klubową". Zatem... Ośmielam się twierdzić, że w przeciwieństwie do wcześniejszych formacji Davisa, których bliźniaczo podobna muzyka jest grana niemal do dzisiaj (New Bone, Wallace Roney), w sposób praktycznie nierozróżnialny od oryginału, to muzyka schyłkowego, elektrycznego okresu twórczości Davisa, dała na przełomie wieków początek nowym poszukiwaniom muzycznym. Być może i bez Davisa nu jazz by zaistniał. Być może różne rzeczy by się stały. Być może jednak Capra ma rację i bez wkładu Davisa sprzed wielu lat, jedne z najbardziej współczesnych dźwięków jazzu brzmiałyby inaczej. Jak na tym tle wypada "Dark Magus" widziane w połowie pierwszej dekady XXI wieku? Denerwuje mnie realizacja. Niestety nie najlepszej jakości. Zauważalny brak dynamiki jest dla mnie największym mankamentem tej płyty. Jeśli natomiast zapomnę o tym, z powodzeniem mogę się oddać transowi, który, mam nadzieję, był nieobcy osobom, które uczestniczyły w tych koncertach. Nie wyobrażam sobie, by móc tych dźwięków słuchać w jakimkolwiek innym stanie. Paweł Baranowski ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Moja (Part 1) 12:28 2. Moja (Part 2) 12:39 3. Wili (Part 1) 14:20 4. Wili (Part 2) 10:43 CD 2: 1. Tatu (Part 1) 18:50 2. Tatu (Part 2) [Calypso Frelimo] 6:28 3. Nne (Part 1) [Ife] 15:19 4. Nne (Part 2) 10:10 ..::OBSADA::.. Miles Davis - electric trumpet with wah-wah, Yamaha organ (on 'Wili', 'Tatu', and 'Nne') Dave Liebman - flute, soprano saxophone, tenor saxophone Azar Lawrence - tenor saxophone (on 'Tatu' and 'Nne') Reggie Lucas - electric guitar Pete Cosey - electric guitar Dominique Gaumont - electric guitar (on 'Tatu' and 'Nne') Michael Henderson - electric bass Al Foster - drums James Mtume - percussion https://www.youtube.com/watch?v=fWdmMCnNw2I SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-24 19:09:43
Rozmiar: 235.97 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Album "Dark Magus" - podobnie jak wcześniej "Black Beauty" i "Pangaea" - pierwotnie ukazał się wyłącznie w Japonii. W Stanach i Europie po raz pierwszy oficjalnie wydano ten materiał dopiero w 1997 roku. Dwie dekady wcześniej przedstawiciele Columbia Records stanowczo się temu sprzeciwiali, mając zapewne w pamięci komercyjne niepowodzenie kilku wcześniejszych wydawnictw Milesa Davisa. Zupełnie inaczej wyglądało to w Japonii, gdzie masowo kupowano wszystkie albumy wykonawców, którzy odwiedzili z koncertami Kraj Kwitnącej Wiśni. "Dark Magus" to zapis występu w nowojorskiej Carnegie Hall, 30 marca 1974 roku. Nie sposób uniknąć porównań z zarejestrowanymi niemal rok później w Japonii albumami "Agharta" i "Pangaea". Bardzo podobny jest skład - na "Dark Magus" Davisowi towarzyszą gitarzyści Reggie Lucas i Pete Cosey, basista Michael Henderson, perkusista Al Foster, perkusjonalista James Mtume, oraz saksofonista Dave Liebman (a nie, jak później w Japonii, Sonny Forune). Ponadto, druga część występu była jednocześnie przesłuchaniem dwóch nowych kandydatów do zespołu: saksofonisty Azara Lawrence'a i gitarzysty Dominique'a Gaumonta. Lawrence już nigdy więcej z Davisem nie grał, za to Gaumont wziął później udział w nagraniu kilku utworów na "Get Up with It". Podobny charakter ma także sama muzyka. "Dark Magus" to jedna wielka improwizacja, doskonale łącząca elementy fusion, funku i rocka psychodelicznego. Trwający sto minut materiał został podzielony na cztery około 25-minutowe utwory (po jednym na każdą stronę winylowego wydania), zatytułowane kolejnymi cyframi od jeden do cztery w afrykańskim języku swahili. W przeciwieństwie do japońskich występów, całość wydaje się nieco bardziej melodyjna, poukładana i przemyślana (co w żadnym wypadku nie jest zarzutem wobec "Agharty" i "Pangaei"). Każdy z czterech utworów sprawia wrażenie zamkniętej całości, składającej się z dwóch kontrastujących części: jednej intensywnej, drugiej nastawionej na budowanie klimatu. Muzycy rzadko sięgają po tematy znane ze studyjnych albumów - wyjątkiem jest druga połowa "Tatu", oparta na "Calypso Frelimo", oraz pierwsza część "Nne", zbudowana na motywach "Ife". Wykonanie jest wprost niewiarygodne. Ależ oni tu napieprzają. W szybszych, bardziej ekspresyjnych momentach dominuje niesamowicie gęsta gra sekcji rytmicznej, wsparta rockowymi zagrywkami i solówkami gitarzystów w stylu Hendrixa, oraz porywającymi popisami Davisa i Liebmana, z dopełniającymi czasem brzmienie elektrycznymi organami. Z kolei w wolniejszych fragmentach muzycy tworzą naprawę niesamowity nastrój, przypominający kosmiczno-orientalne odloty co lepszych grup psychodelicznych; nie brakuje tu przepięknych solówek sekcji dętej i gitarzystów. Interakcja pomiędzy instrumentalistami jest fenomenalna. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że nie grają przećwiczonego wcześniej materiału - te utwory były tworzone na bieżąco podczas koncertu. Co więcej, Lawrence i Gaumont nigdy wcześniej nie grali ani ze sobą, ani z nikim z septetu. Obaj doskonale się tu jednak odnaleźli. Cały album jest genialnie wykonany, ale gdybym miał wskazać najlepszy moment, to bez wahania wybrałbym "Wili", w którym znalazły się najbardziej porywające i najpiękniejsze momenty, a jako całość najlepiej chyba pokazuje doskonałą współpracę muzyków. Ze wszystkich genialnych koncertówek Milesa Davisa chyba właśnie "Dark Magus" robi na mnie największe wrażenie (chociaż "Pangaea" jest bardzo blisko). Fantastyczne, pełne pomysłów wykonanie przez całe sto minut przyciąga uwagę, nie dając ani chwili wytchnienia. Warto też wspomnieć o rewelacyjnym brzmieniu, nie pozbawionym brudu i ciężaru, ale zarazem bardzo czytelnym, z doskonale słyszalnymi wszystkimi instrumentami. "Dark Magus" to album, z którym każdy powinien się zapoznać. Także ci, których odstrasza słowo "jazz". Zwłaszcza, że zawarta tutaj muzyka znacznie odbiega od tego, z czym zapewne kojarzą to słowo. Paweł Pałasz Był 30 marca 1974 r. Miles Davis chylił się ku upadkowi. Jeszcze kilka miesięcy i miał zamilknąć na lat kilka. Jednak w przedostatni dzień marca tamtego roku jeszcze grał wraz ze swym nonetem i to nie byle gdzie, bo w Carnagie Hall. Nonet skonstruowany według przedziwnej konwencji stylistycznej: perkusja i instrumenty perkusyjne, bas elektryczny, trzy gitary, dwa saksofony i trąbka wymiennie z organami. Miles rozpaczliwie poszukiwał Hendrixa i Sly Stone'a. Rytm, trans, rytualna magia obrzędów voodoo. Tego typu skojarzenia można mieć z czterema częściami Mrocznego Maga. Jakże daleko odeszła ta muzyka od elegancji "Kind Of Blue", czy płyt nagranych z Gilem Evansem. Tutaj jest brudno. Bardzo brudno. Gęsto. Wrażenie, jakby wszystko spływało potem w rytm rytualnych tańców jakiegoś murzyńskiego obrzędu. Jesteśmy 38 lat później. Nie interesuje mnie jak była odbierana ta muzyka wówczas. Mogli sobie na niej wieszać psy, albo pod niebiosa ją wywyższać. Mogli twierdzić, że to wspaniałe poszukiwania niestrudzonego eksperymentatora lub ogłaszać zagubienie się eleganckiego afroamerykańskiego jazzmana, który trafił do uszu białych. I na salony. Mnie interesuje "Dark Magus" z punktu widzenia naszych czasów. Wiem, że do dzisiaj różne odsłony "akustycznego Milesa" mają taki poklask pośród jazzfanów, jak i stanowią materiał dla różnych muzyków. Niestety, coraz częściej do bardzo nietwórczych "poszukiwań", tworzenia kolejnych kalek "So What" albo "ETC". Z drugiej strony funkcjonuje sobie czas jakiś muzyka, która pewnie już jest w swym schyłkowym miejscu, a mianowicie nu jazz. Niemniej jednak na przełomie wieków zjawisko takie funkcjonowało wcale dobrze, a nagrania Nilsa Pettera Molvaera, Bugge'a Wesseltofta czy Erika Truffaza traktowane były jako ożywcze prądy w jazzie. Jeśli tak, to należałoby przyjąć, że źródeł owego ożywczego prądu upatrywać należy właśnie w owym schyłkowym przed przerwą okresie gry Milesa Davisa. Tutaj bowiem pojawiały się motoryczne rytmy, zredukowane melodie, rockowe zagrania gitar i główne dotychczas instrumenty w jazzie, jak trąbka, czy saksofon potraktowane niemal jako koloryzujące dodatki, które co jakiś czas organizują przestrzeń muzyczną, by ta mogła się po prostu toczyć. Oczywiście między nu jazzem w wydaniu choćby Molvaera a "Dark Magus" istnieje duża różnica w pewnych inspiracjach. U Davisa był to funk, w przypadku Norwega słychać mnóstwo muzyki klubowej, jednakże zastanawiając się następną chwilę, trzeba dojść do przekonania, że funk początku lat 70 ubiegłego stulecia w USA był ówczesną "muzyką klubową". Zatem... Ośmielam się twierdzić, że w przeciwieństwie do wcześniejszych formacji Davisa, których bliźniaczo podobna muzyka jest grana niemal do dzisiaj (New Bone, Wallace Roney), w sposób praktycznie nierozróżnialny od oryginału, to muzyka schyłkowego, elektrycznego okresu twórczości Davisa, dała na przełomie wieków początek nowym poszukiwaniom muzycznym. Być może i bez Davisa nu jazz by zaistniał. Być może różne rzeczy by się stały. Być może jednak Capra ma rację i bez wkładu Davisa sprzed wielu lat, jedne z najbardziej współczesnych dźwięków jazzu brzmiałyby inaczej. Jak na tym tle wypada "Dark Magus" widziane w połowie pierwszej dekady XXI wieku? Denerwuje mnie realizacja. Niestety nie najlepszej jakości. Zauważalny brak dynamiki jest dla mnie największym mankamentem tej płyty. Jeśli natomiast zapomnę o tym, z powodzeniem mogę się oddać transowi, który, mam nadzieję, był nieobcy osobom, które uczestniczyły w tych koncertach. Nie wyobrażam sobie, by móc tych dźwięków słuchać w jakimkolwiek innym stanie. Paweł Baranowski ..::TRACK-LIST::.. CD 1: 1. Moja (Part 1) 12:28 2. Moja (Part 2) 12:39 3. Wili (Part 1) 14:20 4. Wili (Part 2) 10:43 CD 2: 1. Tatu (Part 1) 18:50 2. Tatu (Part 2) [Calypso Frelimo] 6:28 3. Nne (Part 1) [Ife] 15:19 4. Nne (Part 2) 10:10 ..::OBSADA::.. Miles Davis - electric trumpet with wah-wah, Yamaha organ (on 'Wili', 'Tatu', and 'Nne') Dave Liebman - flute, soprano saxophone, tenor saxophone Azar Lawrence - tenor saxophone (on 'Tatu' and 'Nne') Reggie Lucas - electric guitar Pete Cosey - electric guitar Dominique Gaumont - electric guitar (on 'Tatu' and 'Nne') Michael Henderson - electric bass Al Foster - drums James Mtume - percussion https://www.youtube.com/watch?v=fWdmMCnNw2I SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-24 19:04:53
Rozmiar: 680.03 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. September 29, 1972 yielded one of those performances that could have only happened when it did. A year or two before, Miles’s fans—even Miles himself—were still absorbing the lessons brought on by Bitches Brew and all that followed; a year later, Miles was leading a band that pared down the Fusion explosion to a tight septet. The willful expansiveness—stylistically, sonically, instrumentally—that culminated with the groundbreaking studio album On The Corner, was only reflected onstage for a brief period. In Concert caught that moment: a full performance by Miles with a nonet at New York City’s Philharmonic Hall, playing to an enthusiastic crowd. The evening’s music was as electronic as it was electric—most players were outfitted with wah-wah pedals—and exotic as it is familiar: electric sitar alongside electric guitar and bass, synthesizer sounds as well as more sedate electric keyboards, tabla among more standard percussion. The double album identified tracks simply—something called “Foot Fooler” on Sides A and B; “Slickaphonics” on C and D. In fact they were tunes taken from the fertile explosion that was 1970, including “Right Off,” “Honky Tonk” and “Theme from Jack Johnson” from the Jack Johnson studio dates; and “Rated X,” “Black Satin,” and “Ife” from later sessions. Many of the defining musicians from those dates are alongside Miles, including saxophonist Carlos Garnett, keyboardist Cedric Lawson, guitarist Reggie Lucas, sitarist Khalil Balakrishna, bassist Michael Henderson, and on drums, percussion, and tabla—Al Foster, Mtume, and Badal Roy. There’s a marked freshness to the performances, a sense that things are still coalescing. On In Concert, some tunes hit the mark out of the gate, and plunge forward with abandon; others are less rushed, the band thinking things out as the tune gathers and reaches full force. It took time—technically and conceptually—to work out the balance of acoustic and amplified dynamics, clarity and distortion. One need only compare the way this evening in 1972 sounds to say, the sustained intensity of Agharta in 1975 to feel the difference a few years made. ..::TRACK-LIST::.. Recorded live at Philharmonic Hall, New York on Sep 29, 1972 CD 1: 1. Rated X 12:16 2. Honky Tonk 9:18 3. Theme From Jack Johnson 10:13 4. Black Satin/The Theme 14:15 CD 2: 1. Ife 27:54 2. Right Off/The Theme 10:30 ..::OBSADA::.. Trumpet, Written-By - Miles Davis Saxophone - Carlos Garnett Sitar [Electric] - Khalil Balakrishna Drums - Al Foster Electric Bass - Michael Henderson Electric Guitar - Reggie Lucas Organ - Serik Lawson https://www.youtube.com/watch?v=kZG9NegDBqE SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-24 17:26:08
Rozmiar: 197.01 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. September 29, 1972 yielded one of those performances that could have only happened when it did. A year or two before, Miles’s fans—even Miles himself—were still absorbing the lessons brought on by Bitches Brew and all that followed; a year later, Miles was leading a band that pared down the Fusion explosion to a tight septet. The willful expansiveness—stylistically, sonically, instrumentally—that culminated with the groundbreaking studio album On The Corner, was only reflected onstage for a brief period. In Concert caught that moment: a full performance by Miles with a nonet at New York City’s Philharmonic Hall, playing to an enthusiastic crowd. The evening’s music was as electronic as it was electric—most players were outfitted with wah-wah pedals—and exotic as it is familiar: electric sitar alongside electric guitar and bass, synthesizer sounds as well as more sedate electric keyboards, tabla among more standard percussion. The double album identified tracks simply—something called “Foot Fooler” on Sides A and B; “Slickaphonics” on C and D. In fact they were tunes taken from the fertile explosion that was 1970, including “Right Off,” “Honky Tonk” and “Theme from Jack Johnson” from the Jack Johnson studio dates; and “Rated X,” “Black Satin,” and “Ife” from later sessions. Many of the defining musicians from those dates are alongside Miles, including saxophonist Carlos Garnett, keyboardist Cedric Lawson, guitarist Reggie Lucas, sitarist Khalil Balakrishna, bassist Michael Henderson, and on drums, percussion, and tabla—Al Foster, Mtume, and Badal Roy. There’s a marked freshness to the performances, a sense that things are still coalescing. On In Concert, some tunes hit the mark out of the gate, and plunge forward with abandon; others are less rushed, the band thinking things out as the tune gathers and reaches full force. It took time—technically and conceptually—to work out the balance of acoustic and amplified dynamics, clarity and distortion. One need only compare the way this evening in 1972 sounds to say, the sustained intensity of Agharta in 1975 to feel the difference a few years made. ..::TRACK-LIST::.. Recorded live at Philharmonic Hall, New York on Sep 29, 1972 CD 1: 1. Rated X 12:16 2. Honky Tonk 9:18 3. Theme From Jack Johnson 10:13 4. Black Satin/The Theme 14:15 CD 2: 1. Ife 27:54 2. Right Off/The Theme 10:30 ..::OBSADA::.. Trumpet, Written-By - Miles Davis Saxophone - Carlos Garnett Sitar [Electric] - Khalil Balakrishna Drums - Al Foster Electric Bass - Michael Henderson Electric Guitar - Reggie Lucas Organ - Serik Lawson https://www.youtube.com/watch?v=kZG9NegDBqE SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-24 17:22:41
Rozmiar: 530.14 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist: Various Artists Album: Noches de Jazz Latino Year: 2025 Genre: Jazz Format: mp3 320 kbps ...( TrackList )... 01. Gato Barbieri - Europa (Earth's Cry, Heaven's Smile) 02. Chucho Valdés - La Comparsa 03. Candido - Mambo Inn 04. Martirio - Ay Amor 05. Mongo Santamaria - Sofrito 06. Elis Regina - Carinhoso 07. Sabu Martinez - Enchantment 08. Tito Puente - Oye Cómo Va 09. Charlie Palmieri - A Veces Soy Feliz 10. Mongo Santamaria - Afro Blue 11. Jorge Ben Jor - Mas Que Nada 12. Giovanni Hidalgo - Footprints 13. Michel Camilo - Alfonsina Y El Mar 14. Candido - Ghana Spice (Part One) 15. Antonio Carlos Jobim - Desafinado 16. Sabu Martinez - Nica's Dream 17. Gato Barbieri - Cuando Vuelva A Tu Lado 18. Giovanni Hidalgo - En Mi Viejo San Juan 19. Michel Camilo - Antonia 20. Clark Terry - Que Sera 21. Antonio Carlos Jobim - Água De Beber 22. Eumir Deodato - Samba Do Avião 23. Martirio - Drume Negrita 24. Chico O'Farrill - Cuban Blues 25. Maria Rita - Rumo Ao Infinito 26. Eliane Elias - Isto Aqui O Que É (Silver Sandal) 27. Astrud Gilberto - Crickets Sing For Anamaria 28. Giovanni Hidalgo - Summertime 29. Elis Regina - Corcovado 30. Gato Barbieri - Viva Emiliano Zapata 31. Gilberto Gil - Quem Mandou (Pé Na Estrada) 32. Michel Camilo - Mambo Influenciado 33. Clark Terry - Spanish Rice 34. Antonio Carlos Jobim - Tide 35. Eliane Elias - Little Paradise ![]()
Seedów: 153
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-24 10:25:01
Rozmiar: 355.22 MB
Peerów: 102
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Alt-jazzowy kwartet Ziemia powstał w 2019 roku z inicjatywy gitarzysty, Oskara Tomali. Poza nim skład tworzą: Alan Kapołka (perkusja), Mateusz Żydek (trąbka) i Jakub Wosik (kontrabas). Po debiutanckim albumie "Ziemia dniem" (2022) i serii udanych koncertów w kraju oraz w Europie, przyszedł czas na drugą płytę zespołu, na której odważniej eksploruje on obszar żywiołowej improwizacji, nie porzucając jednak kameralnego oblicza swojej muzyki, zarysowanego na debiucie. W rezultacie grupa proponuje niejednorodne, zróżnicowane brzmienie, w którym odnajdą się zarówno miłośnicy jazzowej subtelności i powściągliwości, jak i fani dźwięków o wyrazistej czy nieposkromionej ekspresji. Tak ową ewolucję Ziemi opisuje Oskar Tomala: Po latach grania razem i eksplorowania wspólnej płaszczyzny muzycznego porozumienia, charakter naszego zespołu zaczął zmierzać w bardziej „rozedrgany” klimat. Wydaje mi się również, że będąc świadomymi, co wydarza się na współczesnej, europejskiej scenie jazzowej, to rejony „pomiędzy” miękkością a ostrymi konturami interesują nas najbardziej. Tak, by nie utonąć w chłodzie, ale również pozostać w słońcu i energii, która przecież muzyce jazzowej od zawsze dawała drive. Album "Warming/Melting" został zarejestrowany podczas koncertu grupy w sopockim Teatrze Boto, dzięki czemu zachowuje walor naturalnego, żywiołowego i pełnego swobody grania, w którym słychać i poszukiwania charakterystyczne dla trójmiejskiego yassu, i nieokiełznany element freejazzowego podejścia do muzycznej materii. Dodatkową jakość wnosi tu udział znakomitego saksofonisty i klarnecisty, Irka Wojtczaka, dzięki któremu brzmienie zespołu nabiera odpowiedniej mocy i pozwala Ziemi skręcać w najbardziej nieoczywiste rejony. Próbując zdefiniować muzykę grupy (mimo iż wymyka się ona prostym klasyfikacjom), Tomala nazywa ją jazzem alternatywnym, choć – jak dodaje - finalny kształt naszego brzmienia jest jeszcze daleko poza horyzontem (…) ponieważ wciąż mamy apetyt na eksperymenty. Audio Cave Ta muzyka to prawdziwa przygoda. Żywiołowa, mocna, choć momentami wyciszona, wciągająca, pełna detali. I co ważne, nie brzmi tak, jakby grali ją jazzmani. Oczywiście każdy z nich ukończył studia jazzowe, ale część z nich jest zdecydowanie bardziej związana ze sceną improwizowaną i muzyką współczesną, stąd ich myślenie o muzyce jest nieco inne. 'Warming / Melting' to ich drugi album po „Ziemia dniem”, oba warte polecenia. Mery Zimny (Jazzkultura) ..::TRACK-LIST::.. Recorded 21 April, 2023 at Teatr Boto in Sopot. 1. Warming/Melting 8:16 2. Soil/Concrete/Gliceryne 10:13 3. Teatslez 9:47 4. Nahe 4:28 5. Coda 9:43 6. Update 5:24 7. Douppler 10:55 8. Earthmelon 4:31 ..::OBSADA::.. Oskar Tomala - gitara Alan Kapołka - perkusja Mateusz Żydek - trąbka Jakub Wosik - kontrabas Gość specjalny: Irek Wojtczak - saksofon sopranowy, klarnet basowy https://www.youtube.com/watch?v=Lsv6AJAJpPQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-23 18:07:10
Rozmiar: 147.20 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Alt-jazzowy kwartet Ziemia powstał w 2019 roku z inicjatywy gitarzysty, Oskara Tomali. Poza nim skład tworzą: Alan Kapołka (perkusja), Mateusz Żydek (trąbka) i Jakub Wosik (kontrabas). Po debiutanckim albumie "Ziemia dniem" (2022) i serii udanych koncertów w kraju oraz w Europie, przyszedł czas na drugą płytę zespołu, na której odważniej eksploruje on obszar żywiołowej improwizacji, nie porzucając jednak kameralnego oblicza swojej muzyki, zarysowanego na debiucie. W rezultacie grupa proponuje niejednorodne, zróżnicowane brzmienie, w którym odnajdą się zarówno miłośnicy jazzowej subtelności i powściągliwości, jak i fani dźwięków o wyrazistej czy nieposkromionej ekspresji. Tak ową ewolucję Ziemi opisuje Oskar Tomala: Po latach grania razem i eksplorowania wspólnej płaszczyzny muzycznego porozumienia, charakter naszego zespołu zaczął zmierzać w bardziej „rozedrgany” klimat. Wydaje mi się również, że będąc świadomymi, co wydarza się na współczesnej, europejskiej scenie jazzowej, to rejony „pomiędzy” miękkością a ostrymi konturami interesują nas najbardziej. Tak, by nie utonąć w chłodzie, ale również pozostać w słońcu i energii, która przecież muzyce jazzowej od zawsze dawała drive. Album "Warming/Melting" został zarejestrowany podczas koncertu grupy w sopockim Teatrze Boto, dzięki czemu zachowuje walor naturalnego, żywiołowego i pełnego swobody grania, w którym słychać i poszukiwania charakterystyczne dla trójmiejskiego yassu, i nieokiełznany element freejazzowego podejścia do muzycznej materii. Dodatkową jakość wnosi tu udział znakomitego saksofonisty i klarnecisty, Irka Wojtczaka, dzięki któremu brzmienie zespołu nabiera odpowiedniej mocy i pozwala Ziemi skręcać w najbardziej nieoczywiste rejony. Próbując zdefiniować muzykę grupy (mimo iż wymyka się ona prostym klasyfikacjom), Tomala nazywa ją jazzem alternatywnym, choć – jak dodaje - finalny kształt naszego brzmienia jest jeszcze daleko poza horyzontem (…) ponieważ wciąż mamy apetyt na eksperymenty. Audio Cave Ta muzyka to prawdziwa przygoda. Żywiołowa, mocna, choć momentami wyciszona, wciągająca, pełna detali. I co ważne, nie brzmi tak, jakby grali ją jazzmani. Oczywiście każdy z nich ukończył studia jazzowe, ale część z nich jest zdecydowanie bardziej związana ze sceną improwizowaną i muzyką współczesną, stąd ich myślenie o muzyce jest nieco inne. 'Warming / Melting' to ich drugi album po „Ziemia dniem”, oba warte polecenia. Mery Zimny (Jazzkultura) ..::TRACK-LIST::.. Recorded 21 April, 2023 at Teatr Boto in Sopot. 1. Warming/Melting 8:16 2. Soil/Concrete/Gliceryne 10:13 3. Teatslez 9:47 4. Nahe 4:28 5. Coda 9:43 6. Update 5:24 7. Douppler 10:55 8. Earthmelon 4:31 ..::OBSADA::.. Oskar Tomala - gitara Alan Kapołka - perkusja Mateusz Żydek - trąbka Jakub Wosik - kontrabas Gość specjalny: Irek Wojtczak - saksofon sopranowy, klarnet basowy https://www.youtube.com/watch?v=Lsv6AJAJpPQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-23 18:02:35
Rozmiar: 343.45 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Przez wiele lat działali jako trio. Teraz – przy okazji realizacji czwartej płyty długogrającej – postanowili rozszerzyć skład do kwintetu. I była to jak najbardziej słuszna decyzja. Krokofant w wersji pięcioosobowej brzmi jeszcze mocniej i bardziej rockowo, choć wciąż jego muzyka wyrasta z korzeni fusion z początku lat 70. ubiegłego wieku. Wielbiciele King Crimson czy Ornette’a Colemana będą płytą „Q” zachwyceni. Jazz, rock, metal, punk, awangarda – wszystkie te elementy odnaleźć można w twórczości Krokofant. I chociaż taka mieszanka może wydawać się wyjątkowo dziwna i zaskakująca, w Norwegii, skąd grupa pochodzi, nie jest wcale niczym nadzwyczajnym. Wystarczy przywołać takie formacje, jak Møster! czy Hedvig Mollestad Trio, by zdać sobie sprawę, że północny klimat i bliskość fiordów muszą w sposób szczególny wpływać na artystyczną wyobraźnię. Przez pierwsze lata działalności Krokofant funkcjonowało jako – głównie studyjne – trio, któremu ton nadawał saksofonista Jørgen Mathisen (znany z takich projektów, jak na przykład Damana, Momentum oraz Instant Light), a u boku którego pojawiali się także gitarzysta i basista Tom Hasslan oraz perkusista Axel Skalstad (z Mathisenem pojawił się później w składzie Rune Your Day). W takiej konstelacji grupa zarejestrowała trzy pełnowymiarowe albumy, które w rzeczywistości nie posiadały własnych tytułów, a jedynie dodane do nazwy zespołu kolejne rzymskie cyferki: „Krokofant” (2014), „Krokofant II” (2015) oraz „Krokofant III” (2017). Można więc było spodziewać się, pod jakim szyldem pojawi się w sklepach czwarte wydawnictwo Norwegów, prawda? Ale tutaj czekała fanów niemała niespodzianka. Zresztą nie jedyna. Bo chociaż Mathisen, Hasslan i Skalstad nadal zachowali szczególną powściągliwość, tytułując płytę… „Q”, to przede wszystkim postanowili zaprosić do współpracy gości. I to jakich! Dwaj muzycy, którzy wraz z Jørgenem, Tomem i Axelem „zamelinowali” się w Studio Paradiso w Oslo, to żyjące legendy współczesnego skandynawskiego jazzu i rocka – artyści, których nazwiska są gwarancją najwyższej jakości. O kogo chodzi? O grającego na instrumentach klawiszowych Stålego Storløkkena (dawno temu w Møster! i Motorpsycho, a obecnie między innymi w Humcrush, Reflections in Cosmo i Elephant9) oraz (kontra)basistę Ingebrigta Håkera Flatena (Atomic, Starlite Motel, The Thing, Angles 3 i wiele innych). Wnieśli oni do muzyki Krokofant sporo ożywienia, choć już wcześniej pod względem dynamiki czy emocji nic jej przecież nie brakowało. Teraz jednak stała się ona jeszcze bogatsza, bardziej przestrzenna, bliższa stylistyce rocka progresywnego sprzed ponad czterech dekad – tego spod znaku King Crimson czy Soft Machine. Ale też wciąż mocno zakorzenionego w dokonaniach takich klasyków free jazzu i fusion, jak Ornette Coleman, Mahavishnu Orchestra czy „elektryczny” Miles Davis. Taka mieszanka musi dać efekt wybuchowy i tak właśnie jest w tym przypadku. Album „Q” to – podzielona na cztery części – prawie czterdziestoczterominutowa instrumentalna suita, w której nie brakuje zarówno fragmentów – i są one dominujące – dosłownie zwalających słuchacza z nóg, jak i takich, które dają wytchnienie, a nawet skłaniają do zadumy i refleksji. Część pierwsza zaczyna się od dynamicznego wejścia perkusisty, do którego po kilkunastu sekundach dołączają grający unisono Hasslan na gitarze solowej i Storløkken na organach Hammonda. Kiedy mija kolejna minuta, melduje się jeszcze Mathisen i w tym momencie robi się już tak gęsto (nie zapominajmy bowiem o wspierającym Axela Ingebrigcie), że trudno byłoby wcisnąć choć jeden dodatkowy dźwięk. Prowadzi to oczywiście do szybkiego przesilenia i otwarcia następnego wątku – klasycznie freejazzowego, z wyeksponowanym dęciakiem. Ale i on nie ciągnie się w nieskończoność, ustępując wkrótce miejsca wprowadzającemu eteryczny nastrój Stålemu, któremu towarzyszy powłóczysta progresywna solówka gitarzysty. To zaledwie kilka minut, a muzycy Krokofant i ich goście zdążyli już z prędkością świetlną przelecieć przez kilka, niekiedy dość znacznie oddalonych od siebie, muzycznych światów. Dalej natomiast powracają do wątków zaanonsowanych wcześniej i na ich bazie budują ekscytujące improwizowane solówki: raz są to przesterowane Hammondy Storløkkena, to znów duet saksofonowo-perkusyjny Mathisena i Skalstada (mogący kojarzyć się z najlepszymi albumami Kena Vandermarka i Paala Nilssen-Love’a). W szalonych freejazzowym finale wszystkich godzi jednak Håker Flaten, który tak podkręca wzmacniacz basowy, że gdyby to się działo podczas występu na żywo, widzom stojącym najbliżej sceny zapewne popękałyby bębenki w uszach. „Q – Part 2” również otwiera partia perkusji, do której jako pierwszy dołącza organista; następnie trochę nieśmiało prosi o zrobienie mu miejsca gitarzysta – i zostaje wysłuchany za czwartym podejściem. Od tej chwili wszystko toczy się już w miarę przewidywalnie – oczywiście jak na Krokofant – z podkreśleniem pierwszoplanowej roli klawiszy (z czasem coraz bardziej zadziornych). W porównaniu z „Part 1” część druga niesie jednak nieco ukojenia; więcej jest w niej rozmachu i przestrzeni, za co przede wszystkim powinniśmy być wdzięczni Storløkkenowi. „Part 3” przenosi słuchaczy w inny świat. Pierwsze minuty są bowiem smutno-refleksyjne, a za sprawą saksofonu Mathisena utrzymane głównie w stylu Ornette’a Colemana i Johna Coltrane’a z początku lat 60. XX wieku. Dopiero kiedy odważniej daje o sobie znać Tom Hasslan, przeskakujemy w następną dekadę. Bez wątpliwości norweski gitarzysta nasłuchał się wczesnych płyt King Crimson i postanowił oddać hołd Robertowi Frippowi. Jego duet z Jørgenem jest nie mniej piękny niż niezapomniany motyw ze „Starless”. W dalszej części na plan pierwszy wybijają się pozostali instrumentaliści: najpierw perkusista, a następnie klawiszowiec, który gra na Hammondach tak majestatycznie, że pod ciężarem ich dźwięków kolana uginają się same. A to jeszcze wcale nie wszystkie zaskoczenia… Zwieńczenie suity też rozpięte jest pomiędzy skrajnymi emocjami: z jednej strony nie brakuje w „Q – Part 4” motywów dynamiczno-ekstatycznych (za sprawą klawiszowca), z drugiej – refleksyjnych (do czego nakłania głównie saksofonista). Finał finałów jest godny tego, co słyszeliśmy wcześniej – odpowiednio patetyczny i czadowy. Jeśli po nim należałoby wnioskować, w jaką stronę podąży Krokofant na kolejnym albumie, to… – zresztą przekonajcie się sami. Sebastian Chosiński KROKOFANT are a guitar/sax/drum trio out of Norway and this is album number four from 2019. I had actually decided to get off of the KROKOFANT bus with their third album just feeling that maybe they had gone as far as they could with this format. Than I heard ELEPHANT9's incredible keyboardist Stale Storlokken and Haker Flaten an incredible bass player would be playing on this one and I had to check it out. So a five piece even though the two previously mentioned musicians are guests here, and this is their best yet! Adding two musicians of their quality is such a great move by this band but also the guitarist relates that this is their most written album yet. Everything including the solos is done with intent, whereas in the past they always combined the composed with the improvised. The liner notes are done by David Fricke and what a wonderful read it is. He relays that he feels the more explosive parts on this album are like early seventies Miles Davis and MAHAVISHNU ORCHESTRA along with late sixties Ornette Coleman groups. And also the avant leanings of "Third" and "Fourth" by SOFT MACHINE and the 73/74 KING CRIMSON. Fricke says that Flaten mentioned to the band he wouldn't mind playing with them. He didn't have to ask twice. The guitarist describes this album as being "...like Jazz in the sense that you play the theme, and each of the guys gets a solo, taking a different path. Then a riff sneaks in, we play around with that, and it builds to the climax." Just under 44 minutes we get three long tracks along with that second 6 1/2 minute one that is my favourite although the third song is right there too. This is consistent and challenging. So rewarding and innovative like 8 minutes into that second track. It's the emotion on that second tune that draws me in and it's something I've not felt before with this band. Some Rypdal sounding guitar on the opener before 4 minutes. The music here isn't as difficult as the first two, more melodic for sure but still challenging. I just really looked forward to spinning "Q" each time it came up. Mellotron Storm ..::TRACK-LIST::.. 1. Q - Part 1 13:30 2. Q - Part 2 6:34 3. Q - Part 3 12:08 4. Q - Part 4 11:31 ..::OBSADA::.. Tom Hasslan - guitars Jørgen Mathisen - saxophone Axel Skalstad - drums With: Ståle Storløkken (Elephant9) - keyboards Ingebrigt Håker Flaten - bass https://www.youtube.com/watch?v=60amzs8jN7o SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-21 17:34:55
Rozmiar: 101.29 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Przez wiele lat działali jako trio. Teraz – przy okazji realizacji czwartej płyty długogrającej – postanowili rozszerzyć skład do kwintetu. I była to jak najbardziej słuszna decyzja. Krokofant w wersji pięcioosobowej brzmi jeszcze mocniej i bardziej rockowo, choć wciąż jego muzyka wyrasta z korzeni fusion z początku lat 70. ubiegłego wieku. Wielbiciele King Crimson czy Ornette’a Colemana będą płytą „Q” zachwyceni. Jazz, rock, metal, punk, awangarda – wszystkie te elementy odnaleźć można w twórczości Krokofant. I chociaż taka mieszanka może wydawać się wyjątkowo dziwna i zaskakująca, w Norwegii, skąd grupa pochodzi, nie jest wcale niczym nadzwyczajnym. Wystarczy przywołać takie formacje, jak Møster! czy Hedvig Mollestad Trio, by zdać sobie sprawę, że północny klimat i bliskość fiordów muszą w sposób szczególny wpływać na artystyczną wyobraźnię. Przez pierwsze lata działalności Krokofant funkcjonowało jako – głównie studyjne – trio, któremu ton nadawał saksofonista Jørgen Mathisen (znany z takich projektów, jak na przykład Damana, Momentum oraz Instant Light), a u boku którego pojawiali się także gitarzysta i basista Tom Hasslan oraz perkusista Axel Skalstad (z Mathisenem pojawił się później w składzie Rune Your Day). W takiej konstelacji grupa zarejestrowała trzy pełnowymiarowe albumy, które w rzeczywistości nie posiadały własnych tytułów, a jedynie dodane do nazwy zespołu kolejne rzymskie cyferki: „Krokofant” (2014), „Krokofant II” (2015) oraz „Krokofant III” (2017). Można więc było spodziewać się, pod jakim szyldem pojawi się w sklepach czwarte wydawnictwo Norwegów, prawda? Ale tutaj czekała fanów niemała niespodzianka. Zresztą nie jedyna. Bo chociaż Mathisen, Hasslan i Skalstad nadal zachowali szczególną powściągliwość, tytułując płytę… „Q”, to przede wszystkim postanowili zaprosić do współpracy gości. I to jakich! Dwaj muzycy, którzy wraz z Jørgenem, Tomem i Axelem „zamelinowali” się w Studio Paradiso w Oslo, to żyjące legendy współczesnego skandynawskiego jazzu i rocka – artyści, których nazwiska są gwarancją najwyższej jakości. O kogo chodzi? O grającego na instrumentach klawiszowych Stålego Storløkkena (dawno temu w Møster! i Motorpsycho, a obecnie między innymi w Humcrush, Reflections in Cosmo i Elephant9) oraz (kontra)basistę Ingebrigta Håkera Flatena (Atomic, Starlite Motel, The Thing, Angles 3 i wiele innych). Wnieśli oni do muzyki Krokofant sporo ożywienia, choć już wcześniej pod względem dynamiki czy emocji nic jej przecież nie brakowało. Teraz jednak stała się ona jeszcze bogatsza, bardziej przestrzenna, bliższa stylistyce rocka progresywnego sprzed ponad czterech dekad – tego spod znaku King Crimson czy Soft Machine. Ale też wciąż mocno zakorzenionego w dokonaniach takich klasyków free jazzu i fusion, jak Ornette Coleman, Mahavishnu Orchestra czy „elektryczny” Miles Davis. Taka mieszanka musi dać efekt wybuchowy i tak właśnie jest w tym przypadku. Album „Q” to – podzielona na cztery części – prawie czterdziestoczterominutowa instrumentalna suita, w której nie brakuje zarówno fragmentów – i są one dominujące – dosłownie zwalających słuchacza z nóg, jak i takich, które dają wytchnienie, a nawet skłaniają do zadumy i refleksji. Część pierwsza zaczyna się od dynamicznego wejścia perkusisty, do którego po kilkunastu sekundach dołączają grający unisono Hasslan na gitarze solowej i Storløkken na organach Hammonda. Kiedy mija kolejna minuta, melduje się jeszcze Mathisen i w tym momencie robi się już tak gęsto (nie zapominajmy bowiem o wspierającym Axela Ingebrigcie), że trudno byłoby wcisnąć choć jeden dodatkowy dźwięk. Prowadzi to oczywiście do szybkiego przesilenia i otwarcia następnego wątku – klasycznie freejazzowego, z wyeksponowanym dęciakiem. Ale i on nie ciągnie się w nieskończoność, ustępując wkrótce miejsca wprowadzającemu eteryczny nastrój Stålemu, któremu towarzyszy powłóczysta progresywna solówka gitarzysty. To zaledwie kilka minut, a muzycy Krokofant i ich goście zdążyli już z prędkością świetlną przelecieć przez kilka, niekiedy dość znacznie oddalonych od siebie, muzycznych światów. Dalej natomiast powracają do wątków zaanonsowanych wcześniej i na ich bazie budują ekscytujące improwizowane solówki: raz są to przesterowane Hammondy Storløkkena, to znów duet saksofonowo-perkusyjny Mathisena i Skalstada (mogący kojarzyć się z najlepszymi albumami Kena Vandermarka i Paala Nilssen-Love’a). W szalonych freejazzowym finale wszystkich godzi jednak Håker Flaten, który tak podkręca wzmacniacz basowy, że gdyby to się działo podczas występu na żywo, widzom stojącym najbliżej sceny zapewne popękałyby bębenki w uszach. „Q – Part 2” również otwiera partia perkusji, do której jako pierwszy dołącza organista; następnie trochę nieśmiało prosi o zrobienie mu miejsca gitarzysta – i zostaje wysłuchany za czwartym podejściem. Od tej chwili wszystko toczy się już w miarę przewidywalnie – oczywiście jak na Krokofant – z podkreśleniem pierwszoplanowej roli klawiszy (z czasem coraz bardziej zadziornych). W porównaniu z „Part 1” część druga niesie jednak nieco ukojenia; więcej jest w niej rozmachu i przestrzeni, za co przede wszystkim powinniśmy być wdzięczni Storløkkenowi. „Part 3” przenosi słuchaczy w inny świat. Pierwsze minuty są bowiem smutno-refleksyjne, a za sprawą saksofonu Mathisena utrzymane głównie w stylu Ornette’a Colemana i Johna Coltrane’a z początku lat 60. XX wieku. Dopiero kiedy odważniej daje o sobie znać Tom Hasslan, przeskakujemy w następną dekadę. Bez wątpliwości norweski gitarzysta nasłuchał się wczesnych płyt King Crimson i postanowił oddać hołd Robertowi Frippowi. Jego duet z Jørgenem jest nie mniej piękny niż niezapomniany motyw ze „Starless”. W dalszej części na plan pierwszy wybijają się pozostali instrumentaliści: najpierw perkusista, a następnie klawiszowiec, który gra na Hammondach tak majestatycznie, że pod ciężarem ich dźwięków kolana uginają się same. A to jeszcze wcale nie wszystkie zaskoczenia… Zwieńczenie suity też rozpięte jest pomiędzy skrajnymi emocjami: z jednej strony nie brakuje w „Q – Part 4” motywów dynamiczno-ekstatycznych (za sprawą klawiszowca), z drugiej – refleksyjnych (do czego nakłania głównie saksofonista). Finał finałów jest godny tego, co słyszeliśmy wcześniej – odpowiednio patetyczny i czadowy. Jeśli po nim należałoby wnioskować, w jaką stronę podąży Krokofant na kolejnym albumie, to… – zresztą przekonajcie się sami. Sebastian Chosiński KROKOFANT are a guitar/sax/drum trio out of Norway and this is album number four from 2019. I had actually decided to get off of the KROKOFANT bus with their third album just feeling that maybe they had gone as far as they could with this format. Than I heard ELEPHANT9's incredible keyboardist Stale Storlokken and Haker Flaten an incredible bass player would be playing on this one and I had to check it out. So a five piece even though the two previously mentioned musicians are guests here, and this is their best yet! Adding two musicians of their quality is such a great move by this band but also the guitarist relates that this is their most written album yet. Everything including the solos is done with intent, whereas in the past they always combined the composed with the improvised. The liner notes are done by David Fricke and what a wonderful read it is. He relays that he feels the more explosive parts on this album are like early seventies Miles Davis and MAHAVISHNU ORCHESTRA along with late sixties Ornette Coleman groups. And also the avant leanings of "Third" and "Fourth" by SOFT MACHINE and the 73/74 KING CRIMSON. Fricke says that Flaten mentioned to the band he wouldn't mind playing with them. He didn't have to ask twice. The guitarist describes this album as being "...like Jazz in the sense that you play the theme, and each of the guys gets a solo, taking a different path. Then a riff sneaks in, we play around with that, and it builds to the climax." Just under 44 minutes we get three long tracks along with that second 6 1/2 minute one that is my favourite although the third song is right there too. This is consistent and challenging. So rewarding and innovative like 8 minutes into that second track. It's the emotion on that second tune that draws me in and it's something I've not felt before with this band. Some Rypdal sounding guitar on the opener before 4 minutes. The music here isn't as difficult as the first two, more melodic for sure but still challenging. I just really looked forward to spinning "Q" each time it came up. Mellotron Storm ..::TRACK-LIST::.. 1. Q - Part 1 13:30 2. Q - Part 2 6:34 3. Q - Part 3 12:08 4. Q - Part 4 11:31 ..::OBSADA::.. Tom Hasslan - guitars Jørgen Mathisen - saxophone Axel Skalstad - drums With: Ståle Storløkken (Elephant9) - keyboards Ingebrigt Håker Flaten - bass https://www.youtube.com/watch?v=60amzs8jN7o SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-21 17:30:48
Rozmiar: 306.69 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Dzięki kilku poprzednim albumom, Miles zaczął cieszyć się popularnością wśród białej, rockowej publiczności. Trębacz pragnął jednak dotrzeć ze swoją twórczością także do czarnej młodzieży, która w tamtym czasie zasłuchiwała się przede wszystkim w muzyce funk i soul. Dlatego też postanowił się skierować w stronę bardziej tanecznej, rytmicznej muzyce, inspirowanej dokonaniami Jamesa Browna, czy Sly and the Family Stone. Lecz jednocześnie zafascynowały go koncepcje awangardowego twórcy Karlheinza Stockhausena. Z tego niezwykłego połączenia odległych inspiracji powstał album "On the Corner" (zarejestrowany w ciągu trzech dni, 1 i 6 czerwca oraz 7 lipca 1972 roku, tradycyjnie pod okiem producenta Teo Macero). Muzyka zawarta na albumie skupia się wokół rytmu - to on jest tutaj podstawą, stanowi główną oś utworów, której podporządkowana jest cała reszta. Rytm z jednej strony ma w sobie coś z funkowej taneczności i afrykańskiej egzotyki, a z drugiej, podobnie jak w muzyce elektroakustycznej, jest bardzo jednolity, układający się w pętle. Potężne i wszechobecne brzmienie perkusjonaliów to zasługa aż trzech perkusistów - Jacka DeJohnette'a, Ala Fostera i Billy'ego Harta, oraz grającego na tabli Badala Roya. Warstwa rytmiczna odbudowana jest ścianą dźwięku tworzoną przez pozostałych instrumentalistów, których improwizacje są zupełnie nietypowe dla jazzu - zamiast rozwijania harmonii, skupiają się na samym dźwięku, przetwarzając go na różne sposoby. Czasem z tej całej masy ciężko wyodrębnić partie poszczególnych instrumentów, tak bardzo się ze sobą zlewają. Oprócz solówek Davisa na zelektryfikowanej trąbce, największą rolę zdają się odgrywać psychodeliczno-kosmiczne brzmienia elektrycznych i elektronicznych klawiszy Herbiego Hancocka, Chicka Corei, Harolda Williamsa i Lonniego Listona Smitha, orientalne dźwięki elektrycznego sitaru w wykonaniu Collina Walcotta i Khalila Balakrishny, oraz pulsujące linie elektrycznego basu Michaela Hendersona. Sporadycznie dochodzą do tego partie saksofonów Dave'a Liebmana i Carlosa Garnetta, basowego klarnetu Benniego Maupina, oraz gitar Johna McLaughlina i Dave'a Cramera. Opisywanie poszczególnych utworów nie ma większego sensu, bowiem całość jest tak spójna i jednolita, że przy pierwszych przesłuchaniach ciężko w ogóle się zorientować, że mamy do czynienia z kilkoma różnymi kompozycjami, a nie jednym długim jamem, w trakcie którego następuje kilka mniejszych lub większych przetworzeń rytmu i brzmienia. Na pewno nie jest to muzyka łatwa w odbiorze. To bez wątpienia najtrudniejszy album w bogatej dyskografii Davisa. Z początku bardzo przytłaczający i zniechęcający, sprawiający wrażenie zbyt monotonnego. Trzeba wielu przesłuchań, by wczuć się w klimat tej muzyki. Najlepiej wcześniej sięgnąć po inne nagrania Milesa z tamtego okresu (zebrane w boksie "The Complete 'On the Corner' Sessions"), które choć podobne pod względem klimatu, tej transowej jednolitości, również mocno zorientowane na rytm, to jednocześnie są znacznie przystępniejsze, bardziej melodyjne, bliższe zwykłego funku, a czasem też rocka. "On the Corner" to album trudny do zaklasyfikowania, przez co spotkał się z kompletnym niezrozumieniem ówczesnych krytyków. Dotarcie do właściwej publiczności uniemożliwił natomiast wydawca, Columbia Records, który nie mając pojęcia do jakiej szufladki wrzucić ten materiał, wysłał kopie promocyjne do rozgłośni grających konwencjonalny jazz. Jaka była reakcja ortodoksyjnych słuchaczy jazzu, łatwo się domyślić. "On the Corner" to przecież całkowite odejście od jazzowej stylistyki. To album prawdziwie awangardowy, wizjonerski, wyprzedający swój czas o co najmniej dekadę. Niezwykle inspirujący dla późniejszych twórców ambitnego jazzu i funku, ale też post-punku, hip hopu i muzyki elektronicznej, także techno (z którym "On the Corner" ma naprawdę wiele wspólnego, mimo że został w całości zarejestrowany na żywo, przy użyciu tradycyjnych instrumentów i metod). Longplay zdecydowanie wart polecenia, ale tylko osobom już dobrze osłuchanym z elektrycznymi dokonaniami Davisa. Paweł Pałasz Miles Davis i krytycy to jak Marysia z Gdańska i inteligencja: dwa rozbieżne bieguny. Zwłaszcza od końca lat 60. oczekiwania krytyków i to, co Mroczny Mag nagrywał, rozmijało się coraz bardziej. Oni chcieli powrotu do brzmień Drugiego Wielkiego Kwintetu, Miles otaczał się elektrycznymi instrumentami, fascynował się rockiem, Hendrixem, Stockhausenem i nowoczesnymi czarnymi brzmieniami, soulem i funkiem. Oni chcieli melodyjnych, czystych solówek na trąbce, Davis przepuszczał brzmienie swojego instrumentu przez efekty gitarowe i zabawki w rodzaju modulatora kołowego. Do tego śmiało wykorzystywał możliwości nowoczesnego studia, tnąc zarejestrowaną muzykę na drobne kawałki, łącząc ze sobą różne fragmenty, zapętlając je, puszczając od tyłu, obrabiając na różne sposoby… Jednak żadna płyta Milesa aż tak nie wkurzyła i rozczarowała krytyków jak „On The Corner”. W pierwszej chwili zresztą rozczarowała też publiczność: co prawda dotarła na szczyt listy najlepiej sprzedawanych jazzowych albumów, ale rozchodziła się dużo gorzej, niż Davis oczekiwał. W sumie trudno się dziwić. Zafascynowany nową czarną muzyką, Miles postanowił stworzyć dźwiękową ilustrację życia w tzw. inner cities – etnicznych dzielnicach-gettach wielkich amerykańskich miast. Postawił na mocne, bujające, funkowe rytmy, na nośną pracę sekcji rytmicznej – i temu rytmowi podporządkował wszystko. Na okładce oryginalnego albumu nie wymieniono nazwisk biorących udział w nagraniach muzyków, ani instrumentów: nie ma znaczenia, kto na czym gra, liczy się zespół jako całość, zwarty organizm. Zresztą brzmienie już nie tylko trąbki i gitar, ale także np. saksofonu przepuszczał przez różne efekty, a gotowe taśmy producent Teo Macero wraz z Davisem ciął i edytował w studio. „On The Corner” jak na drugą połowę roku 1972 musiał brzmieć jak muzyka z innej planety. Ciężko tu wyłowić z pulsującego brzmienia poszczególne instrumenty, saksofon, gitarę, klawisze, trąbkę; wszystko stapia się w jedną falującą, pulsującą wściekłą, podskórną energią magmę, z której najbardziej wyróżnia się pojawiający się okazjonalnie elektryczny sitar. Nie ma tu praktycznie konstrukcji kompozycji: muzyka po prostu nagle się zaczyna i równie nagle kończy, bez rozwinięcia, kody, przetworzeń, kulminacji. Rytm jest ponad wszystkim: hipnotycznie zapętlony, stały, w przeciwieństwie do funkowych jamów Jamesa Browna czy Sly Stone’a stały, nie rozwijający się aż po kulminację, podawany przez sekcję rytmiczną i spojone z nią trwale pozostałe instrumenty. Taka jest otwierająca całość 20-minutowa suita: pierwsze cztery utwory to jedna całość, a przejście z jednego fragmentu w kolejny zwiastuje jedynie nieznaczna zmiana w pulsującym, wszechobecnym rytmie. W „Black Satin” – również opartym na hipnotycznym rytmie – jakby przebijało się echo starego Davisa, jego partia trąbki – choć oczywiście potraktowana różnymi efektami – ma w sobie co nieco z dawnych, lirycznych solówek. Po „One And One” – kolejnej porcji hipnotycznego, rytmicznego transu, niesionej przez modyfikowane i wykręcane na różne sposoby saksofonowe frazy – nagle zanurzamy się w inny świat: trąbka, organowe frazy, syntezatorowe, oniryczne tła, pulsujący rytm tabli – jakbyśmy nagle zbłądzili na chwilę do Indii, jedną nogą będąc wciąż na ulicach czarnej dzielnicy lat 70. Do tego całość faluje, gdy się wydaje, że muzyczna magma się uspokaja i wycisza – przychodzi kolejny wybuch energii… A żeby było ciekawiej, finałowe „Mr. Freedom X” to dodatkowo wycieczka na Czarny Ląd, w krainę pierwotnych, plemiennych rytmów – zwłaszcza w tych momentach, gdy perkusiści/perkusjonaliści zostają sam na sam z syntezatorowymi odjazdami… Jak na 1972, to nawet jak na Milesa była zbyt nowatorska, abstrakcyjna, oryginalna płyta. Schorowany (problemy z biodrem, alkoholizm, wrzody żołądka) Davis nagrał muzykę przyszłości – coś, z czego po latach będą czerpać tak muzycy rodzącego się techno, jak i Red Hot Chili Peppers; tak Aphex Twin, jak i hip-hopowcy. Trzeba było lat, by krytycy spojrzeli na „On The Corner” łaskawszym okiem. Dziś – jak lwia część dorobku Davisa z okresu między „Córami Kilimandżaro” a „Pangaeą” – uchodzi za pozycję absolutnie nowatorską i rewolucyjną. Sam zainteresowany pewnie stwierdziłby: Krytycy… a kij im w dupy. Cóż… taki właśnie był Mroczny Mag. Arogancki egomaniak, który przy okazji swoimi muzycznymi pomysłami potrafił wyprzedzić swoją epokę o parę dekad. Piotr 'Strzyż' Strzyżowski Although Miles' first attempts to break with jazz involved inspiring/paying jazz musicians to play rock based jams that were somewhat similar to improvisations by the The Grateful Dead, The Jimi Hendrix Experience and others, on On the Corner Miles strove to break even further with the jazz world. The success that former band mate Herbie Hancock had with mixing the new Sly Stone and James Brown inspired funk style with jazz made Miles a bit jealous, and he was out to connect with that younger 'street' crowd that Herbie had connected with. As an attempt to mix commercial funk with jazz, On the Corner is a total failure, but the end result is something much better and more timeless than any of the other more commercial jazz/funk albums of that decade. This album is only remotely similar to Sly and James because Miles was still getting too much influence from Stockhausen, Sun Ra, psychedelic rock and the traditional music of Africa. The end result is a fascinating quiltwork of disjointed syncopated rhythms with constant, yet almost static, improvisations that bubble up through the thick mix of acid-lounge guitar, jazzy elecric piano, traditional Indian instruments, synthesizers and African persussion. Some might be put off by the fact that the disjointed drum beats rarely change, even as the music moves to a new track, but the static beat is what causes this music to freeze it's linear motion and begin to stretch out in a more horizontal manner. My take on this album is that this is what traditional African music would sound like if it was played on 70s styled psychedelic electronic instruments. Originally it had been assumed that the only guitarist on here was McLaughlin, but slowly rumors surfaced that the lesser known Dave Creamer also provided some great guitar work. Once upon a time in the early 80s I was looking at music ads in the SF bay area and saw Creamer had an ad in which he offered guitar lessons. I talked with him about lessons and finally asked if he was one of the guitar players on On the Corner to which he cheerfully said yes. I finally admitted I couldn't afford lessons and he said with a classic hippie upbeat attitude to be sure and call him when I was on better financial ground. He was really a nice guy, and very patient with what was an obvious ploy to talk to a major cult figure from the murky and mysterious musical world of Miles Davis. Easy Money ..::TRACK-LIST::.. 1. On The Corner 2:59 2. New York Girl 1:29 3. Thinkin' Of One Thing And Doin' Another 6:44 4. Vote For Miles 8:47 5. Black Satin 5:20 6. One And One 6:09 7. Helen Butte 16:05 8. Mr. Freedom X 7:14 ..::OBSADA::.. Miles Davis - electric trumpet with wah-wah pedal Michael Henderson - bass guitar with wah-wah pedal Don Alias - drums, percussion Jack DeJohnette - drums Billy Hart - drums James Mtume - percussion Carlos Garnett - soprano saxophone, tenor saxophone Dave Liebman - soprano saxophone, tenor saxophone Bennie Maupin - bass clarinet Chick Corea - Fender Rhodes electric piano Herbie Hancock - Fender Rhodes electric piano, synthesizer Harold Ivory Williams - keyboards, organ Cedric Lawson - organ Dave Creamer - electric guitar John McLaughlin - electric guitar Khalil Balakrishna - electric sitar Collin Walcott - electric sitar Paul Buckmaster - electric cello Badal Roy - tabla https://www.youtube.com/watch?v=AIqXprCArdo SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-04-20 17:06:13
Rozmiar: 127.60 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
|