|
|
|||||||||||||
|
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Kategoria:
Muzyka
Ilość torrentów:
23,362
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Co robić, gdy zaplanowane koncerty nie mogą się odbyć, bo świat ogarnięty został pandemią groźnego wirusa? Można na przykład zebrać się w sali prób lub jakimś studiu, zwołać ekipę filmującą i wystąpić przed takim audytorium, a materiał opublikować w sieci w formie streamingu. Pozwoli to fanom na obcowanie z muzyką ulubionych artystów, a im samym ułatwi przetrwanie tych ciężkich czasów. Następnie nagranie, po odpowiedniej obróbce, można wytłoczyć na różnego rodzaju nośnikach i zrobić z tego pełnowartościowe wydawnictwo „koncertowe”. Tym tropem poszło wielu wykonawców, że wspomnę choćby o recenzowanych na naszych łamach albumach The Pineapple Thief („Nothing But The Truth”), RPWL („God Has Failed – Live & Personal”) czy Airbag („A Day In The Studio”). Teraz do tego grona dołączyło sześciu muzyków z grupy Gazpacho. Na miejsce „koncertu” wybrano budynek starej szkoły w Fredrikstad (około 90 km na południe od Oslo), w którym mieści się centrum kulturalno–konferencyjne St. Croix (od nazwy starej duńskiej kolonii z czasów gdy Norwegia wraz z Danią tworzyły jedno państwo), będące także miejscem prób zespołu podczas przygotowań do tras. Tam rankiem 25 października 2020 roku grupa wraz z filmowcami zebrała się w auli, by dokonać nagrań, a właściwie zarejestrować próbę przed trasą, która nie mogła się odbyć. Wcześniej zdecydowano, że pełna produkcja sceniczna i występ przed pustą widownią będzie bez sensu i zamiast tego zdecydowano się na ascetyczne otoczenie: tylko muzycy (wymienię ich w kolejności jaką zajęli na scenie, czyli Robert Risberget Johansen grający na perkusji, Kristian ‘Fido’ Torp na basie i kontrabasie, Jon-Arne Vilbo na gitarach, śpiewający Jan-Henrik Ohme, Thomas Alexander Andersen – czarujący grą na instrumentach klawiszowych oraz Mikael Krømer na skrzypcach, mandolinie i gitarach) ustawieni w okrąg plus statyczne światło. Setlistę zdominował, wówczas świeżo wydany, materiał z płyty „Fireworker”, który, przynajmniej mi, pozwolił ponownie zakochać się w twórczości szóstki Norwegów. Mamy tu zatem epicki, prawie dwudziestominutowy, „Space Cowboy” z potężną partią chóru, trzy krótsze utwory: „Hourglass” z cudownymi dźwiękami skrzypiec, dynamiczny „Fireworker”, spokojny „Antique” oraz piętnastominutową kwintesencję muzycznego smaku Gazpacho w postaci pieśni „Sapien”. Te pięć ścieżek w tekstach stara się odpowiedzieć na pytanie: kim lub czym jesteśmy - samodzielnymi istotami z własną wolą czy też jedynie narzędziem, które jest wykorzystywane aby podtrzymać byt, pojazdem, w którym aktualnie podróżuje „To”, czyli tytułowy „Fireworker”. Po bardziej szczegółowy opis zapraszam do tekstu opisującego ten piękny album, który tu, choć pozbawiony zmian w stosunku do studyjnego pierwowzoru, brzmi bardziej naturalnie, a jednocześnie pełniej i potężniej. Na deser otrzymujemy nagranie „Substitute For Murder” z drugiego krążka zespołu, „When The Earth Lets Go” (2004) oraz fantastyczny finał w postaci fragmentu albumu „Tick Tock” (2009) - obie części kompozycji „The Walk”, w których skrzypce Krømera w połączeniu ze śpiewem Ohme wbijają w ziemię. Na samym końcu znajduje się nagranie, od którego rozpoczęło się moje obcowanie z muzyką zespołu, czyli cudowny utwór „Winter Is Never”. Tak kończy się ten trwający godzinę i kwadrans set. Przynajmniej jeśli chodzi o płytę kompaktową i wersję wytłoczoną na dwóch winylowych krążkach. Na edycji specjalnej, zawierającej dwa kompakty, płyty blu-ray i DVD umieszczone w grubej książce (tzw. earbook) oraz na wydanym samodzielnie krążku blu-ray, otrzymujemy jeszcze pochodzącą z albumu „Night” (2007) kompozycję „Chequered Light Buildings”. Poświęćmy teraz kilka słów wersji wizyjnej wydawnictwa. Zarejestrowany za pomocą trzech kamer obraz nie powala dynamiką, ale, tak jak wspomniałem wcześniej, Gazpacho postawił na intymność tego wydarzenia oraz na to, by przedstawić zespół tak jak wygląda na próbach (OK, zapewne normalnie jest większa interakcja słowna między muzykami, tu jedyne słowa, jakie padają to te w tekstach utworów). W niektórych fragmentach obraz celowo jest czarno-biały, co podkreśla surowość przekazu. Jeśli chodzi o dźwięk, to jest idealnie wyważony, zarówno w wersji stereo, jak i przestrzennej. Za miks stereo odpowiada Tine, surround zaś Thor Legvold. Atrakcyjność płyty blu-ray podnoszą teledyski do utworów z płyt „Fireworker” oraz „Soyuz”, filmy dokumentalne o powstawaniu utworu „Space Cowboy” i genezie warstwy lirycznej ostatniego albumu, opowieść autora jego szaty graficznej, Antonio Seijasa, oraz fragment koncertu z 21 września 2019 roku w klubie Cultuurpodium Boerderij w holenderskim Zoetermeer z trasy promującej płytę „Soyuz”. Tu już mamy pełną produkcję ze zmieniającymi się światłami oraz wizualizacjami na ekranie za plecami muzyków. Szkoda tylko, że nie zdecydowano się na zamieszczenie całości występu, a jedynie na jego godzinny skrót. Jest tu też specjalna wersja utworu „Winter Is Never” w wykonaniu Andersona i Ohme. Tylko pianino i wokal. Bardzo surowo i jednocześnie nadal pięknie... Po „A Night At Loreley” (2009), “London” (2011) i “Night Of The Demon” (2015) dostajemy do rąk czwarte wydawnictwo koncertowe mistrzów klimatycznego rocka. Inne niż wcześniejsze, bo i czasy są zdecydowanie odmienne od tych, które pamiętamy sprzed, powiedzmy, 3 lat. W chwili gdy piszę te słowa zespół przygotowuje się (tym razem w domu basisty, z uwagi na fakt, że sala w St. Croix jest zajęta przez innego wykonawcę) do „prawdziwych” występów w ramach wspólnej trasy z grupą Pure Reason Revolution, przełożonej z 2020 roku. Niestety, ostatecznie ominie ona Polskę (w pierwotnym terminie nasz kraj był uwzględniony). Cóż, pozostaje naciśnięcie przycisku „play” i rozkoszowanie się tymi wspaniałymi dźwiękami oraz obrazami podanymi w bardzo smakowity sposób. Tomasz Dudkowski GAZPACHO is the group founded in 1996 similar to Marillion at the start, quickly sensitized by Radiohead and having acquaintances with Coldplay; an eclectic band with the soulful voice of Jan; an intimate whimsical rock art concept. They give us here a studio set in their space in Ste Croix following an unprecedented streaming in 2020 in the midst of a pandemic; Gazpacho always asks itself its questions of the struggle of man with his vital force. 'Space Cowboy' is the 1st of the five titles of 'Fireworker' starting this unique live with the reverberating voice à la Lana Del Rey, the electric violin and the majestic choirs coming to give an overwhelming musical sensation, the grip of the hovering departure, the finish on an Oldfield tinged with 'Carmina Burana'. 'Hourglass' recalls the bewitchment of Michael's violin and his plaintive tune, 'Fireworker' on Jon's idyllic voice, depressed, melancholy and beautiful; Robert with his pads bringing a tribal atmosphere on his acoustic drums, magnified on 'Antique' where the electronics come forward with hypnotic loops. 'Sapien' concludes this set with an intense gothic title, filled with musical waves; the live becomes indecent we have the impression that they play only for us; that spatial voice-over sequence still gives me chills; the piano à la Japan adds to it, the slide guitar settles on an arid, icy tempo. 'Substitute for Murder' for the beginning of the encore, title of 'When Earth Lets Go' to warm up a little before attacking the two 'The Walk Part I and II' with the oriental break and 'Winter Is Never' from the album 'Tick Tock' for a final hymn to their unique sound. Gazpacho therefore staged itself in the raw state giving itself without correction, the expanded stream is remixed in 5.1, CD, Blu-Ray, LP and DVD available with more than 2 hours of bonuses, videos, an interview and a 2019 concert; a concert film from a rehearsal, raw formwork; a stunning rehearsal, a unique pandemic studio concert, an intense, dreamlike and simply majestic album. Gazpacho has done well by revisiting its latest album and adding a few reminder titles to allow us to immerse ourselves in their inimitable sound space. alainPP ..::TRACK-LIST::.. 1. Space Cowboy (At St.Croix [Video] 5.1, Hi-res Stereo) 19:34 2. Hourglass (At St.Croix [Video] 5.1, Hi-res Stereo) 4:06 3. Fireworker (At St.Croix [Video] 5.1, Hi-res Stereo) 4:38 4. Antique (At St.Croix [Video] 5.1, Hi-res Stereo) 6:14 5. Sapien (At St.Croix [Video] 5.1, Hi-res Stereo) 15:12 6. Substitute For Murder (At St.Croix [Video] 5.1, Hi-res Stereo) 5:42 7. The Walk Part I (At St.Croix [Video] 5.1, Hi-res Stereo) 5:49 8. The Walk Part II (At St.Croix [Video] 5.1, Hi-res Stereo) 7:50 9. Winter Is Never (At St.Croix [Video] 5.1 Hi-res Stereo) 5:27 10. Chequered Light Buildings (At St.Croix [Video] 5.1, Hi-res Stereo) 6:35 11. Winter Is Never (Acoustic) 4:44 12. The Concept Of Fireworker (Interview) 27:52 ..::OBSADA::.. Jan Henrik Ohme - vocals Thomas Alexander Andersen - keyboards Jon Arne Vilbo - guitars Mikael Krømer - violin, mandolin Kristian 'Fido' Torp - bass Robert Risberget Johansen - drums & percussion https://www.youtube.com/watch?v=64N5qaQ7CSo SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-03 18:35:07
Rozmiar: 6.66 GB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Co robić, gdy zaplanowane koncerty nie mogą się odbyć, bo świat ogarnięty został pandemią groźnego wirusa? Można na przykład zebrać się w sali prób lub jakimś studiu, zwołać ekipę filmującą i wystąpić przed takim audytorium, a materiał opublikować w sieci w formie streamingu. Pozwoli to fanom na obcowanie z muzyką ulubionych artystów, a im samym ułatwi przetrwanie tych ciężkich czasów. Następnie nagranie, po odpowiedniej obróbce, można wytłoczyć na różnego rodzaju nośnikach i zrobić z tego pełnowartościowe wydawnictwo „koncertowe”. Tym tropem poszło wielu wykonawców, że wspomnę choćby o recenzowanych na naszych łamach albumach The Pineapple Thief („Nothing But The Truth”), RPWL („God Has Failed – Live & Personal”) czy Airbag („A Day In The Studio”). Teraz do tego grona dołączyło sześciu muzyków z grupy Gazpacho. Na miejsce „koncertu” wybrano budynek starej szkoły w Fredrikstad (około 90 km na południe od Oslo), w którym mieści się centrum kulturalno–konferencyjne St. Croix (od nazwy starej duńskiej kolonii z czasów gdy Norwegia wraz z Danią tworzyły jedno państwo), będące także miejscem prób zespołu podczas przygotowań do tras. Tam rankiem 25 października 2020 roku grupa wraz z filmowcami zebrała się w auli, by dokonać nagrań, a właściwie zarejestrować próbę przed trasą, która nie mogła się odbyć. Wcześniej zdecydowano, że pełna produkcja sceniczna i występ przed pustą widownią będzie bez sensu i zamiast tego zdecydowano się na ascetyczne otoczenie: tylko muzycy (wymienię ich w kolejności jaką zajęli na scenie, czyli Robert Risberget Johansen grający na perkusji, Kristian ‘Fido’ Torp na basie i kontrabasie, Jon-Arne Vilbo na gitarach, śpiewający Jan-Henrik Ohme, Thomas Alexander Andersen – czarujący grą na instrumentach klawiszowych oraz Mikael Krømer na skrzypcach, mandolinie i gitarach) ustawieni w okrąg plus statyczne światło. Setlistę zdominował, wówczas świeżo wydany, materiał z płyty „Fireworker”, który, przynajmniej mi, pozwolił ponownie zakochać się w twórczości szóstki Norwegów. Mamy tu zatem epicki, prawie dwudziestominutowy, „Space Cowboy” z potężną partią chóru, trzy krótsze utwory: „Hourglass” z cudownymi dźwiękami skrzypiec, dynamiczny „Fireworker”, spokojny „Antique” oraz piętnastominutową kwintesencję muzycznego smaku Gazpacho w postaci pieśni „Sapien”. Te pięć ścieżek w tekstach stara się odpowiedzieć na pytanie: kim lub czym jesteśmy - samodzielnymi istotami z własną wolą czy też jedynie narzędziem, które jest wykorzystywane aby podtrzymać byt, pojazdem, w którym aktualnie podróżuje „To”, czyli tytułowy „Fireworker”. Po bardziej szczegółowy opis zapraszam do tekstu opisującego ten piękny album, który tu, choć pozbawiony zmian w stosunku do studyjnego pierwowzoru, brzmi bardziej naturalnie, a jednocześnie pełniej i potężniej. Na deser otrzymujemy nagranie „Substitute For Murder” z drugiego krążka zespołu, „When The Earth Lets Go” (2004) oraz fantastyczny finał w postaci fragmentu albumu „Tick Tock” (2009) - obie części kompozycji „The Walk”, w których skrzypce Krømera w połączeniu ze śpiewem Ohme wbijają w ziemię. Na samym końcu znajduje się nagranie, od którego rozpoczęło się moje obcowanie z muzyką zespołu, czyli cudowny utwór „Winter Is Never”. Tak kończy się ten trwający godzinę i kwadrans set. Przynajmniej jeśli chodzi o płytę kompaktową i wersję wytłoczoną na dwóch winylowych krążkach. Na edycji specjalnej, zawierającej dwa kompakty, płyty blu-ray i DVD umieszczone w grubej książce (tzw. earbook) oraz na wydanym samodzielnie krążku blu-ray, otrzymujemy jeszcze pochodzącą z albumu „Night” (2007) kompozycję „Chequered Light Buildings”. Poświęćmy teraz kilka słów wersji wizyjnej wydawnictwa. Zarejestrowany za pomocą trzech kamer obraz nie powala dynamiką, ale, tak jak wspomniałem wcześniej, Gazpacho postawił na intymność tego wydarzenia oraz na to, by przedstawić zespół tak jak wygląda na próbach (OK, zapewne normalnie jest większa interakcja słowna między muzykami, tu jedyne słowa, jakie padają to te w tekstach utworów). W niektórych fragmentach obraz celowo jest czarno-biały, co podkreśla surowość przekazu. Jeśli chodzi o dźwięk, to jest idealnie wyważony, zarówno w wersji stereo, jak i przestrzennej. Za miks stereo odpowiada Tine, surround zaś Thor Legvold. Atrakcyjność płyty blu-ray podnoszą teledyski do utworów z płyt „Fireworker” oraz „Soyuz”, filmy dokumentalne o powstawaniu utworu „Space Cowboy” i genezie warstwy lirycznej ostatniego albumu, opowieść autora jego szaty graficznej, Antonio Seijasa, oraz fragment koncertu z 21 września 2019 roku w klubie Cultuurpodium Boerderij w holenderskim Zoetermeer z trasy promującej płytę „Soyuz”. Tu już mamy pełną produkcję ze zmieniającymi się światłami oraz wizualizacjami na ekranie za plecami muzyków. Szkoda tylko, że nie zdecydowano się na zamieszczenie całości występu, a jedynie na jego godzinny skrót. Jest tu też specjalna wersja utworu „Winter Is Never” w wykonaniu Andersona i Ohme. Tylko pianino i wokal. Bardzo surowo i jednocześnie nadal pięknie... Po „A Night At Loreley” (2009), “London” (2011) i “Night Of The Demon” (2015) dostajemy do rąk czwarte wydawnictwo koncertowe mistrzów klimatycznego rocka. Inne niż wcześniejsze, bo i czasy są zdecydowanie odmienne od tych, które pamiętamy sprzed, powiedzmy, 3 lat. W chwili gdy piszę te słowa zespół przygotowuje się (tym razem w domu basisty, z uwagi na fakt, że sala w St. Croix jest zajęta przez innego wykonawcę) do „prawdziwych” występów w ramach wspólnej trasy z grupą Pure Reason Revolution, przełożonej z 2020 roku. Niestety, ostatecznie ominie ona Polskę (w pierwotnym terminie nasz kraj był uwzględniony). Cóż, pozostaje naciśnięcie przycisku „play” i rozkoszowanie się tymi wspaniałymi dźwiękami oraz obrazami podanymi w bardzo smakowity sposób. Tomasz Dudkowski GAZPACHO is the group founded in 1996 similar to Marillion at the start, quickly sensitized by Radiohead and having acquaintances with Coldplay; an eclectic band with the soulful voice of Jan; an intimate whimsical rock art concept. They give us here a studio set in their space in Ste Croix following an unprecedented streaming in 2020 in the midst of a pandemic; Gazpacho always asks itself its questions of the struggle of man with his vital force. 'Space Cowboy' is the 1st of the five titles of 'Fireworker' starting this unique live with the reverberating voice à la Lana Del Rey, the electric violin and the majestic choirs coming to give an overwhelming musical sensation, the grip of the hovering departure, the finish on an Oldfield tinged with 'Carmina Burana'. 'Hourglass' recalls the bewitchment of Michael's violin and his plaintive tune, 'Fireworker' on Jon's idyllic voice, depressed, melancholy and beautiful; Robert with his pads bringing a tribal atmosphere on his acoustic drums, magnified on 'Antique' where the electronics come forward with hypnotic loops. 'Sapien' concludes this set with an intense gothic title, filled with musical waves; the live becomes indecent we have the impression that they play only for us; that spatial voice-over sequence still gives me chills; the piano à la Japan adds to it, the slide guitar settles on an arid, icy tempo. 'Substitute for Murder' for the beginning of the encore, title of 'When Earth Lets Go' to warm up a little before attacking the two 'The Walk Part I and II' with the oriental break and 'Winter Is Never' from the album 'Tick Tock' for a final hymn to their unique sound. Gazpacho therefore staged itself in the raw state giving itself without correction, the expanded stream is remixed in 5.1, CD, Blu-Ray, LP and DVD available with more than 2 hours of bonuses, videos, an interview and a 2019 concert; a concert film from a rehearsal, raw formwork; a stunning rehearsal, a unique pandemic studio concert, an intense, dreamlike and simply majestic album. Gazpacho has done well by revisiting its latest album and adding a few reminder titles to allow us to immerse ourselves in their inimitable sound space. alainPP ..::TRACK-LIST::.. CD 1 (50:23) 1. Space Cowboy 19:40 2. Hourglass 4:17 3. Fireworker 4:43 4. Antique 6:23 5. Sapien 15:20 CD 2 (31:27) 1. Substitute For Murder 5:46 2. The Walk, Part I 5:49 3. The Walk, Part II 7:50 4. Winter Is Never 5:27 5. Chequered Light Buildings 6:35 ..::OBSADA::.. Jan Henrik Ohme - vocals Thomas Alexander Andersen - keyboards Jon Arne Vilbo - guitars Mikael Krømer - violin, mandolin Kristian 'Fido' Torp - bass Robert Risberget Johansen - drums & percussion https://www.youtube.com/watch?v=64N5qaQ7CSo SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-03 17:34:32
Rozmiar: 189.36 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Co robić, gdy zaplanowane koncerty nie mogą się odbyć, bo świat ogarnięty został pandemią groźnego wirusa? Można na przykład zebrać się w sali prób lub jakimś studiu, zwołać ekipę filmującą i wystąpić przed takim audytorium, a materiał opublikować w sieci w formie streamingu. Pozwoli to fanom na obcowanie z muzyką ulubionych artystów, a im samym ułatwi przetrwanie tych ciężkich czasów. Następnie nagranie, po odpowiedniej obróbce, można wytłoczyć na różnego rodzaju nośnikach i zrobić z tego pełnowartościowe wydawnictwo „koncertowe”. Tym tropem poszło wielu wykonawców, że wspomnę choćby o recenzowanych na naszych łamach albumach The Pineapple Thief („Nothing But The Truth”), RPWL („God Has Failed – Live & Personal”) czy Airbag („A Day In The Studio”). Teraz do tego grona dołączyło sześciu muzyków z grupy Gazpacho. Na miejsce „koncertu” wybrano budynek starej szkoły w Fredrikstad (około 90 km na południe od Oslo), w którym mieści się centrum kulturalno–konferencyjne St. Croix (od nazwy starej duńskiej kolonii z czasów gdy Norwegia wraz z Danią tworzyły jedno państwo), będące także miejscem prób zespołu podczas przygotowań do tras. Tam rankiem 25 października 2020 roku grupa wraz z filmowcami zebrała się w auli, by dokonać nagrań, a właściwie zarejestrować próbę przed trasą, która nie mogła się odbyć. Wcześniej zdecydowano, że pełna produkcja sceniczna i występ przed pustą widownią będzie bez sensu i zamiast tego zdecydowano się na ascetyczne otoczenie: tylko muzycy (wymienię ich w kolejności jaką zajęli na scenie, czyli Robert Risberget Johansen grający na perkusji, Kristian ‘Fido’ Torp na basie i kontrabasie, Jon-Arne Vilbo na gitarach, śpiewający Jan-Henrik Ohme, Thomas Alexander Andersen – czarujący grą na instrumentach klawiszowych oraz Mikael Krømer na skrzypcach, mandolinie i gitarach) ustawieni w okrąg plus statyczne światło. Setlistę zdominował, wówczas świeżo wydany, materiał z płyty „Fireworker”, który, przynajmniej mi, pozwolił ponownie zakochać się w twórczości szóstki Norwegów. Mamy tu zatem epicki, prawie dwudziestominutowy, „Space Cowboy” z potężną partią chóru, trzy krótsze utwory: „Hourglass” z cudownymi dźwiękami skrzypiec, dynamiczny „Fireworker”, spokojny „Antique” oraz piętnastominutową kwintesencję muzycznego smaku Gazpacho w postaci pieśni „Sapien”. Te pięć ścieżek w tekstach stara się odpowiedzieć na pytanie: kim lub czym jesteśmy - samodzielnymi istotami z własną wolą czy też jedynie narzędziem, które jest wykorzystywane aby podtrzymać byt, pojazdem, w którym aktualnie podróżuje „To”, czyli tytułowy „Fireworker”. Po bardziej szczegółowy opis zapraszam do tekstu opisującego ten piękny album, który tu, choć pozbawiony zmian w stosunku do studyjnego pierwowzoru, brzmi bardziej naturalnie, a jednocześnie pełniej i potężniej. Na deser otrzymujemy nagranie „Substitute For Murder” z drugiego krążka zespołu, „When The Earth Lets Go” (2004) oraz fantastyczny finał w postaci fragmentu albumu „Tick Tock” (2009) - obie części kompozycji „The Walk”, w których skrzypce Krømera w połączeniu ze śpiewem Ohme wbijają w ziemię. Na samym końcu znajduje się nagranie, od którego rozpoczęło się moje obcowanie z muzyką zespołu, czyli cudowny utwór „Winter Is Never”. Tak kończy się ten trwający godzinę i kwadrans set. Przynajmniej jeśli chodzi o płytę kompaktową i wersję wytłoczoną na dwóch winylowych krążkach. Na edycji specjalnej, zawierającej dwa kompakty, płyty blu-ray i DVD umieszczone w grubej książce (tzw. earbook) oraz na wydanym samodzielnie krążku blu-ray, otrzymujemy jeszcze pochodzącą z albumu „Night” (2007) kompozycję „Chequered Light Buildings”. Poświęćmy teraz kilka słów wersji wizyjnej wydawnictwa. Zarejestrowany za pomocą trzech kamer obraz nie powala dynamiką, ale, tak jak wspomniałem wcześniej, Gazpacho postawił na intymność tego wydarzenia oraz na to, by przedstawić zespół tak jak wygląda na próbach (OK, zapewne normalnie jest większa interakcja słowna między muzykami, tu jedyne słowa, jakie padają to te w tekstach utworów). W niektórych fragmentach obraz celowo jest czarno-biały, co podkreśla surowość przekazu. Jeśli chodzi o dźwięk, to jest idealnie wyważony, zarówno w wersji stereo, jak i przestrzennej. Za miks stereo odpowiada Tine, surround zaś Thor Legvold. Atrakcyjność płyty blu-ray podnoszą teledyski do utworów z płyt „Fireworker” oraz „Soyuz”, filmy dokumentalne o powstawaniu utworu „Space Cowboy” i genezie warstwy lirycznej ostatniego albumu, opowieść autora jego szaty graficznej, Antonio Seijasa, oraz fragment koncertu z 21 września 2019 roku w klubie Cultuurpodium Boerderij w holenderskim Zoetermeer z trasy promującej płytę „Soyuz”. Tu już mamy pełną produkcję ze zmieniającymi się światłami oraz wizualizacjami na ekranie za plecami muzyków. Szkoda tylko, że nie zdecydowano się na zamieszczenie całości występu, a jedynie na jego godzinny skrót. Jest tu też specjalna wersja utworu „Winter Is Never” w wykonaniu Andersona i Ohme. Tylko pianino i wokal. Bardzo surowo i jednocześnie nadal pięknie... Po „A Night At Loreley” (2009), “London” (2011) i “Night Of The Demon” (2015) dostajemy do rąk czwarte wydawnictwo koncertowe mistrzów klimatycznego rocka. Inne niż wcześniejsze, bo i czasy są zdecydowanie odmienne od tych, które pamiętamy sprzed, powiedzmy, 3 lat. W chwili gdy piszę te słowa zespół przygotowuje się (tym razem w domu basisty, z uwagi na fakt, że sala w St. Croix jest zajęta przez innego wykonawcę) do „prawdziwych” występów w ramach wspólnej trasy z grupą Pure Reason Revolution, przełożonej z 2020 roku. Niestety, ostatecznie ominie ona Polskę (w pierwotnym terminie nasz kraj był uwzględniony). Cóż, pozostaje naciśnięcie przycisku „play” i rozkoszowanie się tymi wspaniałymi dźwiękami oraz obrazami podanymi w bardzo smakowity sposób. Tomasz Dudkowski GAZPACHO is the group founded in 1996 similar to Marillion at the start, quickly sensitized by Radiohead and having acquaintances with Coldplay; an eclectic band with the soulful voice of Jan; an intimate whimsical rock art concept. They give us here a studio set in their space in Ste Croix following an unprecedented streaming in 2020 in the midst of a pandemic; Gazpacho always asks itself its questions of the struggle of man with his vital force. 'Space Cowboy' is the 1st of the five titles of 'Fireworker' starting this unique live with the reverberating voice à la Lana Del Rey, the electric violin and the majestic choirs coming to give an overwhelming musical sensation, the grip of the hovering departure, the finish on an Oldfield tinged with 'Carmina Burana'. 'Hourglass' recalls the bewitchment of Michael's violin and his plaintive tune, 'Fireworker' on Jon's idyllic voice, depressed, melancholy and beautiful; Robert with his pads bringing a tribal atmosphere on his acoustic drums, magnified on 'Antique' where the electronics come forward with hypnotic loops. 'Sapien' concludes this set with an intense gothic title, filled with musical waves; the live becomes indecent we have the impression that they play only for us; that spatial voice-over sequence still gives me chills; the piano à la Japan adds to it, the slide guitar settles on an arid, icy tempo. 'Substitute for Murder' for the beginning of the encore, title of 'When Earth Lets Go' to warm up a little before attacking the two 'The Walk Part I and II' with the oriental break and 'Winter Is Never' from the album 'Tick Tock' for a final hymn to their unique sound. Gazpacho therefore staged itself in the raw state giving itself without correction, the expanded stream is remixed in 5.1, CD, Blu-Ray, LP and DVD available with more than 2 hours of bonuses, videos, an interview and a 2019 concert; a concert film from a rehearsal, raw formwork; a stunning rehearsal, a unique pandemic studio concert, an intense, dreamlike and simply majestic album. Gazpacho has done well by revisiting its latest album and adding a few reminder titles to allow us to immerse ourselves in their inimitable sound space. alainPP ..::TRACK-LIST::.. CD 1 (50:23) 1. Space Cowboy 19:40 2. Hourglass 4:17 3. Fireworker 4:43 4. Antique 6:23 5. Sapien 15:20 CD 2 (31:27) 1. Substitute For Murder 5:46 2. The Walk, Part I 5:49 3. The Walk, Part II 7:50 4. Winter Is Never 5:27 5. Chequered Light Buildings 6:35 ..::OBSADA::.. Jan Henrik Ohme - vocals Thomas Alexander Andersen - keyboards Jon Arne Vilbo - guitars Mikael Krømer - violin, mandolin Kristian 'Fido' Torp - bass Robert Risberget Johansen - drums & percussion https://www.youtube.com/watch?v=64N5qaQ7CSo SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-03 17:30:03
Rozmiar: 476.16 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Tithe is a Portland, Oregon-based act that draws influence from many dimensions of dark, extreme music and themes to manifest their distinctive hypnotic, grinding death metal. Comprised of Matt Eiseman (Vocals/Guitar), Alex Huddleston (Vocals/Bass), and Kevin Swartz (Drums), the trio converges to create an arrangement even larger than the sum of its parts. "Communion in Anguish" expands upon 2023’s "Inverse Rapture" by amping up the aggression and doubling down on the unrelenting atmosphere of the previous record. The new addition of Alex Huddleston’s lower register growls combines with Eiseman’s distressed wails and Swartz’ driving rhythms to push the band into new sonic territory. ..::TRACK-LIST::.. 1. Nostrum 02:47 2. At The Altar Of Starving Children 06:20 3. Ostiary 05:29 4. The Fruits Of Spiritual Apartheid 04:19 5. Infected Blood 03:45 6. Shallow Grave Of Karmic Retribution 07:55 7. Burn The Throne Of God 04:24 ..::OBSADA::.. Kevin Swartz - Drums Matt Eiseman - Guitars, Vocals Alex Huddleston - Bass, Vocals https://www.youtube.com/watch?v=Ir_Ky7HfS9w SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-03 16:53:42
Rozmiar: 83.06 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Tithe is a Portland, Oregon-based act that draws influence from many dimensions of dark, extreme music and themes to manifest their distinctive hypnotic, grinding death metal. Comprised of Matt Eiseman (Vocals/Guitar), Alex Huddleston (Vocals/Bass), and Kevin Swartz (Drums), the trio converges to create an arrangement even larger than the sum of its parts. "Communion in Anguish" expands upon 2023’s "Inverse Rapture" by amping up the aggression and doubling down on the unrelenting atmosphere of the previous record. The new addition of Alex Huddleston’s lower register growls combines with Eiseman’s distressed wails and Swartz’ driving rhythms to push the band into new sonic territory. ..::TRACK-LIST::.. 1. Nostrum 02:47 2. At The Altar Of Starving Children 06:20 3. Ostiary 05:29 4. The Fruits Of Spiritual Apartheid 04:19 5. Infected Blood 03:45 6. Shallow Grave Of Karmic Retribution 07:55 7. Burn The Throne Of God 04:24 ..::OBSADA::.. Kevin Swartz - Drums Matt Eiseman - Guitars, Vocals Alex Huddleston - Bass, Vocals https://www.youtube.com/watch?v=Ir_Ky7HfS9w SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-03 16:49:32
Rozmiar: 252.70 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Simple Minds - Acoustic In Concert --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Simple Minds Album................: Acoustic In Concert Genre................: Acoustic Source...............: CD Year.................: 2017 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 74 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Eagle Vision Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Simple Minds - New Gold Dream (81-82-83-84) [07:05] 2. Simple Minds - See The Lights [04:52] 3. Simple Minds - Glittering Prize [04:14] 4. Simple Minds - Stand By Love [04:26] 5. Simple Minds - Waterfront [05:47] 6. Simple Minds - Andy Warhol [03:26] 7. Simple Minds - Chelsea Girl [04:23] 8. Simple Minds - Someone Somewhere In Summertime [05:30] 9. Simple Minds - Dancing Barefoot [04:01] 10. Simple Minds - Speed Your Love To Me [03:47] 11. Simple Minds - Promised You A Miracle [04:49] 12. Simple Minds - Don't You (Forget About Me) [05:57] 13. Simple Minds - Sanctify Yourself [05:49] 14. Simple Minds - Long Black Train [03:19] 15. Simple Minds - Alive And Kicking [06:36] 16. Simple Minds - Make Me Smile (Come Up And See Me) [04:59] Playing Time.........: 01:19:08 Total Size...........: 592,25 MB
Seedów: 305
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-03 16:17:32
Rozmiar: 599.89 MB
Peerów: 46
Dodał: rajkad
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- The Beach Boys - Live At Knebworth 1980 --------------------------------------------------------------------- Artist...............: The Beach Boys Album................: Live At Knebworth 1980 Genre................: Pop Source...............: CD Year.................: 1980-2003 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 70 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Sum Records - Brazil Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. The Beach Boys - Intro [00:49] 2. The Beach Boys - California Girls [03:11] 3. The Beach Boys - Sloop John B [03:03] 4. The Beach Boys - Darlin' [02:37] 5. The Beach Boys - School Days [03:44] 6. The Beach Boys - God Only Knows [02:51] 7. The Beach Boys - Be True To Your School [02:27] 8. The Beach Boys - Do It Again [03:08] 9. The Beach Boys - Little Deuce Coupe [02:13] 10. The Beach Boys - Cotton Fields - Heroes And Villains [05:34] 11. The Beach Boys - Happy Birthday Brian [01:08] 12. The Beach Boys - Keepin' The Summer Alive [03:41] 13. The Beach Boys - Lady Lynda [05:00] 14. The Beach Boys - Surfer Girl [02:33] 15. The Beach Boys - Help Me Rhonda [04:11] 16. The Beach Boys - Rock & Roll Music [02:19] 17. The Beach Boys - I Get Around [02:13] 18. The Beach Boys - Surfin' USA [02:54] 19. The Beach Boys - You Are So Beautiful [03:13] 20. The Beach Boys - Good Vibrations [06:03] 21. The Beach Boys - Barbara Ann [02:45] 22. The Beach Boys - Fun, Fun, Fun [04:45] Playing Time.........: 01:10:33 Total Size...........: 496,81 MB
Seedów: 251
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-03 12:12:42
Rozmiar: 555.76 MB
Peerów: 37
Dodał: rajkad
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Dessiderium, czyli melodic/progressive death metalowy projekt gitarzysty oraz basisty takich formacji Arkaik, Empyrrhic oraz Nullingrots – Alexa Haddada. Krążek 'Aria' ukazał się 10 grudnia 2021. Album został wydany nakładem The Artisan Era. Za nagrywanie odpowiada Alex Haddad. Perkusję zarejestrował Brody Smith. Miksami oraz masteringiem zajął się były gitarzysta zespołu Aborted – Mendel Bij De Leij. Okładkę zaprojektował Adam Burke. Na płytę trafiłem przypadkowo jak to często bywa. Urzekła mnie na poziomie, którego się nie spodziewałem, jej rozległe kompozycje całkowicie mnie pochłaniają, nawet jeśli nie do końca jeszcze ogarniam ich strukturę. Więcej czasu z Arią może przynieść głębsze zrozumienie. Mogę tylko żałować, że nie poznałem jej w momencie wydania, wtedy, w trakcie miesiąca miodowego poznalibyśmy się dogłębnie (cokolwiek to znaczy...). FA Despite the fact that Dessiderium’s been around for about a decade and has released 3 previous studio albums to date, this project flew completely under the radar for me, and it just so happens to be exactly around the area of what I like to hear most, progressive, techy and extreme. But if there’s anything a band owning those adjectives can do to grab my attention, it’s signing to The Artisan Era, and in order to release the 4th studio album “Aria”, Dessiderium did just that. As it turns out, this is a one-man project by Arkaik guitarist Alex Haddad, and with that in mind I would expect nothing but aggression and extreme technicality, but Dessiderium offers a more diverse and unexpected approach to extremity. I would probably place the sound that can be heard on “Aria” somewhere in between progressive technical death metal and melodic post-black metal, with composition style drawing much from the former while the atmosphere and emotional package seems to be more rooted in the latter. The first thing to draw any prog-nerd’s attention is the affinity for ridiculous song length, with the shortest track and first released single ‘Moon Lust Delirium’, clocking in at just over 9 minutes and all other songs going beyond the 10-minute mark. As a result, this is a 5-track one-hour long album. And the best part is, the variety in composition and evolutionary nature of the tracks makes those lengths fully worthwhile. There is no irrelevant content for the entire duration of the album. Based on the first single, hearing shrieky vocals, consistent use of blast beats and tremolo picking guitars, I expected this to reside mainly in black-metal territory, although with a modern sound and progressive tendencies. But after a stream of the full-length I was easily convinced that this project refuses genre boundaries and taps into many different faces of extreme metal, as well as some other influences. The 15-minute opener ‘White Morning in a World She Knows’ kicks off with a beautiful and ethereal clean guitar intro that takes its time adding flowery details of noodly intricate yet melodic playing. Then a gradual build-up occurs with clean vocals, groovy drums and mumbly bass seeping in, cramming more and more details before double kicks and extreme elements kick in. The actual driven guitar and screaming vocals are the last pieces to show up and complete the epic soundscape. From there on, the album goes on a rampant yet emotional journey of cathartic progressive mayhem, maintained in fluid order. The riffs go anywhere from black-metal styled tremolo picking to extensive odd-timed patterns that make it hard to recognize any sort of repetition. I feel the effect and production places the riffage in a black metal sound while the composition itself sounds rather like what you’d expect to hear from the likes of Persefone. The bass doesn’t take the tech-death path of fluidity but rather resides in the low-end rumbling while the riffs do their work. However, it gets plenty of moments to shine when the driven guitars are silenced and the clean parts take over. There are repeated moments in the album where the riffs halt and the atmosphere clears out, leaving melodic aspects like clean vocals, guitars and orchestrations to shine, and it is also in these moments that the bass parts show their most melodic and intricate side. A highlight of this sort must certainly be the blast-beat heavy yet completely riff-stripped intro to the second track ‘Pale’. We also get lead guitars, not necessarily in actual solos but rather in majestic melodies that open up the soundscape for some truly impressive cinematic moments. The drum parts, I must say, are absolutely spectacular. The amount of dynamic groove, detailed strummery and clever, playful alternation between blasting and groove that happens in this album is so clever and expressive that it makes the drums sound like an animated character. The only downside to it is that, to my knowledge, they are programmed, which is surprising given that they actually sound quite raw and natural. I guess technology keeps advancing. Vocally, I’m much more impressed by the cleans than the scream. The clean vocals have a very emotional and tender delivery, sometimes growing more intense and cathartic while the screams get pretty monotonous, laying in a typical post black shriek, although with much better pronunciation and definition. And if we’re talking vocals, we can also have a look at the lyrics and concept. While I can’t say I’m entirely sure with the lyrical content in this one, it appears to be presenting a dreamlike romance between a first-person protagonist and a woman named Aria who may or may not be real. It starts off pretty, goes delusional pretty quick, deals with despair, confusion and desire as well as potentially fake bliss and terminates with an also probably not so real death of Aria. It may just be that the entire adventure happens in a dream space rather than reality. I assume this because there’s a surreal tone to the whole thing that especially shines when pizzicato-driven orchestral soundscapes emerge or layers of hypnotic clean vocals. It’s as impressive as it is potentially confusing, and personally I love it, especially given that this is happening in an album that’s otherwise loaded with death metal and black metal extremity. So if that sort of mix sounds like something that you might be intrigued by, be sure to check out “Aria”. I tell you, it’s quite a journey. andreipianoman ..::TRACK-LIST::.. 1. White Morning in a World She Knows 15:13 2. Pale 10:59 3. Aria 13:41 4. Moon Lust Delirium 09:15 5. The Persecution Complex 11:26 ..::OBSADA::.. All music and words written and recorded by Alex Haddad Drum programming by Brody Smith Artwork by Adam Burke Mixed and mastered by Mendel Bij De Leij Music written in the years of 2013-2017 https://www.youtube.com/watch?v=mUmgrty4Fa4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 19:54:16
Rozmiar: 140.54 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Dessiderium, czyli melodic/progressive death metalowy projekt gitarzysty oraz basisty takich formacji Arkaik, Empyrrhic oraz Nullingrots – Alexa Haddada. Krążek 'Aria' ukazał się 10 grudnia 2021. Album został wydany nakładem The Artisan Era. Za nagrywanie odpowiada Alex Haddad. Perkusję zarejestrował Brody Smith. Miksami oraz masteringiem zajął się były gitarzysta zespołu Aborted – Mendel Bij De Leij. Okładkę zaprojektował Adam Burke. Na płytę trafiłem przypadkowo jak to często bywa. Urzekła mnie na poziomie, którego się nie spodziewałem, jej rozległe kompozycje całkowicie mnie pochłaniają, nawet jeśli nie do końca jeszcze ogarniam ich strukturę. Więcej czasu z Arią może przynieść głębsze zrozumienie. Mogę tylko żałować, że nie poznałem jej w momencie wydania, wtedy, w trakcie miesiąca miodowego poznalibyśmy się dogłębnie (cokolwiek to znaczy...). FA Despite the fact that Dessiderium’s been around for about a decade and has released 3 previous studio albums to date, this project flew completely under the radar for me, and it just so happens to be exactly around the area of what I like to hear most, progressive, techy and extreme. But if there’s anything a band owning those adjectives can do to grab my attention, it’s signing to The Artisan Era, and in order to release the 4th studio album “Aria”, Dessiderium did just that. As it turns out, this is a one-man project by Arkaik guitarist Alex Haddad, and with that in mind I would expect nothing but aggression and extreme technicality, but Dessiderium offers a more diverse and unexpected approach to extremity. I would probably place the sound that can be heard on “Aria” somewhere in between progressive technical death metal and melodic post-black metal, with composition style drawing much from the former while the atmosphere and emotional package seems to be more rooted in the latter. The first thing to draw any prog-nerd’s attention is the affinity for ridiculous song length, with the shortest track and first released single ‘Moon Lust Delirium’, clocking in at just over 9 minutes and all other songs going beyond the 10-minute mark. As a result, this is a 5-track one-hour long album. And the best part is, the variety in composition and evolutionary nature of the tracks makes those lengths fully worthwhile. There is no irrelevant content for the entire duration of the album. Based on the first single, hearing shrieky vocals, consistent use of blast beats and tremolo picking guitars, I expected this to reside mainly in black-metal territory, although with a modern sound and progressive tendencies. But after a stream of the full-length I was easily convinced that this project refuses genre boundaries and taps into many different faces of extreme metal, as well as some other influences. The 15-minute opener ‘White Morning in a World She Knows’ kicks off with a beautiful and ethereal clean guitar intro that takes its time adding flowery details of noodly intricate yet melodic playing. Then a gradual build-up occurs with clean vocals, groovy drums and mumbly bass seeping in, cramming more and more details before double kicks and extreme elements kick in. The actual driven guitar and screaming vocals are the last pieces to show up and complete the epic soundscape. From there on, the album goes on a rampant yet emotional journey of cathartic progressive mayhem, maintained in fluid order. The riffs go anywhere from black-metal styled tremolo picking to extensive odd-timed patterns that make it hard to recognize any sort of repetition. I feel the effect and production places the riffage in a black metal sound while the composition itself sounds rather like what you’d expect to hear from the likes of Persefone. The bass doesn’t take the tech-death path of fluidity but rather resides in the low-end rumbling while the riffs do their work. However, it gets plenty of moments to shine when the driven guitars are silenced and the clean parts take over. There are repeated moments in the album where the riffs halt and the atmosphere clears out, leaving melodic aspects like clean vocals, guitars and orchestrations to shine, and it is also in these moments that the bass parts show their most melodic and intricate side. A highlight of this sort must certainly be the blast-beat heavy yet completely riff-stripped intro to the second track ‘Pale’. We also get lead guitars, not necessarily in actual solos but rather in majestic melodies that open up the soundscape for some truly impressive cinematic moments. The drum parts, I must say, are absolutely spectacular. The amount of dynamic groove, detailed strummery and clever, playful alternation between blasting and groove that happens in this album is so clever and expressive that it makes the drums sound like an animated character. The only downside to it is that, to my knowledge, they are programmed, which is surprising given that they actually sound quite raw and natural. I guess technology keeps advancing. Vocally, I’m much more impressed by the cleans than the scream. The clean vocals have a very emotional and tender delivery, sometimes growing more intense and cathartic while the screams get pretty monotonous, laying in a typical post black shriek, although with much better pronunciation and definition. And if we’re talking vocals, we can also have a look at the lyrics and concept. While I can’t say I’m entirely sure with the lyrical content in this one, it appears to be presenting a dreamlike romance between a first-person protagonist and a woman named Aria who may or may not be real. It starts off pretty, goes delusional pretty quick, deals with despair, confusion and desire as well as potentially fake bliss and terminates with an also probably not so real death of Aria. It may just be that the entire adventure happens in a dream space rather than reality. I assume this because there’s a surreal tone to the whole thing that especially shines when pizzicato-driven orchestral soundscapes emerge or layers of hypnotic clean vocals. It’s as impressive as it is potentially confusing, and personally I love it, especially given that this is happening in an album that’s otherwise loaded with death metal and black metal extremity. So if that sort of mix sounds like something that you might be intrigued by, be sure to check out “Aria”. I tell you, it’s quite a journey. andreipianoman ..::TRACK-LIST::.. 1. White Morning in a World She Knows 15:13 2. Pale 10:59 3. Aria 13:41 4. Moon Lust Delirium 09:15 5. The Persecution Complex 11:26 ..::OBSADA::.. All music and words written and recorded by Alex Haddad Drum programming by Brody Smith Artwork by Adam Burke Mixed and mastered by Mendel Bij De Leij Music written in the years of 2013-2017 https://www.youtube.com/watch?v=mUmgrty4Fa4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 19:49:50
Rozmiar: 463.61 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Od końca lat 90. Panzerpappa zbudował solidną reputację na międzynarodowej scenie rocka progresywnego. Dzięki unikalnemu połączeniu skomplikowanych aranżacji, melodyjnej finezji i elementów humorystycznych, zdobyli uznanie zarówno publiczności, jak i krytyków. Ich muzyka balansuje między żartobliwością a wyrafinowaniem i jest często porównywana do takich legendarnych zespołów jak Samla Mammas Manna, Univers Zero, King Crimson i Henry Cow. ..::TRACK-LIST::.. 1. Ah, nyhetspamp 07:53 2. Kuldeskrik 09:46 3. Landsbysladder petty four 05:58 4. Landsby intermezzo 03:50 5. Landsbysladder pas de deux 07:40 6. Landsbyminiatyr 03:12 7. På jolla, til Nordafjell 08:14 ..::OBSADA::.. Steinar Børve - saxophones, EWI Trond Gjellum - drums and percussion Anders K. Krabberød - bass guitar Jarle G. Storløkken - guitar Torgeir Wergeland Sørbye - keyboards + Vibraphone, Marimba - Håkon Stene (tracks: 5) Soloist - Ståle Storløkken (tracks: 1) Accordion - Rannveig Djønne (tracks: 6) Alto Clarinet - Håkon Børve (tracks: 2) Flute - Silje Hveem Lofthus https://www.youtube.com/watch?v=0E34iA6G9gA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 17:24:54
Rozmiar: 109.94 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Od końca lat 90. Panzerpappa zbudował solidną reputację na międzynarodowej scenie rocka progresywnego. Dzięki unikalnemu połączeniu skomplikowanych aranżacji, melodyjnej finezji i elementów humorystycznych, zdobyli uznanie zarówno publiczności, jak i krytyków. Ich muzyka balansuje między żartobliwością a wyrafinowaniem i jest często porównywana do takich legendarnych zespołów jak Samla Mammas Manna, Univers Zero, King Crimson i Henry Cow. ..::TRACK-LIST::.. 1. Ah, nyhetspamp 07:53 2. Kuldeskrik 09:46 3. Landsbysladder petty four 05:58 4. Landsby intermezzo 03:50 5. Landsbysladder pas de deux 07:40 6. Landsbyminiatyr 03:12 7. På jolla, til Nordafjell 08:14 ..::OBSADA::.. Steinar Børve - saxophones, EWI Trond Gjellum - drums and percussion Anders K. Krabberød - bass guitar Jarle G. Storløkken - guitar Torgeir Wergeland Sørbye - keyboards + Vibraphone, Marimba - Håkon Stene (tracks: 5) Soloist - Ståle Storløkken (tracks: 1) Accordion - Rannveig Djønne (tracks: 6) Alto Clarinet - Håkon Børve (tracks: 2) Flute - Silje Hveem Lofthus https://www.youtube.com/watch?v=0E34iA6G9gA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 17:19:56
Rozmiar: 318.28 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. AXEWITCH był jednym z najważniejszych zespołów w początkowych latach szwedzkiej sceny heavy metal. "The Lord of Flies" to debiut z 1983 roku. Album jest dostępny po raz pierwszy jako digipak CD, zawierający 12-stronicową książeczkę, pełną archiwalnych zdjęć, informacji o zespole i tekstów. Dla fanów: NWOBHM, GOTHAM CITY, HEAVY LOAD, OVERDRIVE. Here is a reissue of the debut album from Swedish 80s Heavy Metallers AXEWITCH and you can expect a high octane dose of good old early-mid 80s Heavy Metal delivered with sharp precision and with plenty of incredibly catchy hooks! It is pedal to the metal from the get go with the first track ‘Axe Victim’ swaggering out of the speakers with energetic fervent finesse, the guitar sound is nice, warm and crisp with each riff cutting through the mix clearly, the drums pound along like a jackhammer sent to max with a lot of double kick fuelled parts, the bass is hefty and provides a weighty bottom end and the vocals lead the charge throughout reminding me of Sean Harris (DIAMOND HEAD). The lead work has to be mentioned too, all great Heavy Metal bands need strong lead playing and AXEWITCH definitely have that in abundance. This is Heavy Metal with a definite feel good vibe, the kind of Heavy Metal that was made for headbanging, fist raising and beer drinking! I can imagine just how well these songs would work in the live environment in an intimate sweaty setting with the adrenaline pumped up to full and the crowd and band feeding off each other. The production is powerful for its time with the songs really coming out of the speakers at you full force with each instrument clearly audible but there’s just the right amount of 80s style grit too so it definitely dosen’t sound overly polished, they found a good mix production wise back in the day and it does sound very of its time. This will transport you right back to the hey day of the era when the NWOBHM movement was going very strong and still a dominant force in the global Metal scene but these Swedes along with countrymen GOTHAM CITY, TORCH, SILVER MOUNTAIN, HEAVY LOAD etc were also contributing some top class Heavy Metal to the world and helping to put Scandinavia on the Metal map. It is a warm and very welcome revisit to the days when Heavy Metal was mainly just that, HEAVY METAL! There are definite nods to JUDAS PRIEST, DIAMOND HEAD and such bands and AXEWITCH are clearly influenced by such bands and NWOBHM in general. “The Lord Of Flies” will definitely appeal to anyone who loves early-mid 80s fist pumping Heavy Metal. Kat 'Shevil' Gillham ..::TRACK-LIST::.. 1. Axevictim 4:51 2. Just Another Lunatic 4:16 3. High Power 5:46 4. Let The Strings Cry Out 1:27 5. Sinner 4:40 6. The Arrival Of The Flies (Part 1) 2:10 7. The Lord Of Flies 6:01 8. Down Town 4:57 9. Seven Angels 4:35 ..::OBSADA::.. Lead Guitar - Mange, Micke Lead Vocals - Wallen Bass Guitar - Tommy Drums - Matte Backing Vocals - Fredrik V. Gerber https://www.youtube.com/watch?v=eXqH3vTZndU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 16:26:42
Rozmiar: 92.56 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. AXEWITCH był jednym z najważniejszych zespołów w początkowych latach szwedzkiej sceny heavy metal. "The Lord of Flies" to debiut z 1983 roku. Album jest dostępny po raz pierwszy jako digipak CD, zawierający 12-stronicową książeczkę, pełną archiwalnych zdjęć, informacji o zespole i tekstów. Dla fanów: NWOBHM, GOTHAM CITY, HEAVY LOAD, OVERDRIVE. Here is a reissue of the debut album from Swedish 80s Heavy Metallers AXEWITCH and you can expect a high octane dose of good old early-mid 80s Heavy Metal delivered with sharp precision and with plenty of incredibly catchy hooks! It is pedal to the metal from the get go with the first track ‘Axe Victim’ swaggering out of the speakers with energetic fervent finesse, the guitar sound is nice, warm and crisp with each riff cutting through the mix clearly, the drums pound along like a jackhammer sent to max with a lot of double kick fuelled parts, the bass is hefty and provides a weighty bottom end and the vocals lead the charge throughout reminding me of Sean Harris (DIAMOND HEAD). The lead work has to be mentioned too, all great Heavy Metal bands need strong lead playing and AXEWITCH definitely have that in abundance. This is Heavy Metal with a definite feel good vibe, the kind of Heavy Metal that was made for headbanging, fist raising and beer drinking! I can imagine just how well these songs would work in the live environment in an intimate sweaty setting with the adrenaline pumped up to full and the crowd and band feeding off each other. The production is powerful for its time with the songs really coming out of the speakers at you full force with each instrument clearly audible but there’s just the right amount of 80s style grit too so it definitely dosen’t sound overly polished, they found a good mix production wise back in the day and it does sound very of its time. This will transport you right back to the hey day of the era when the NWOBHM movement was going very strong and still a dominant force in the global Metal scene but these Swedes along with countrymen GOTHAM CITY, TORCH, SILVER MOUNTAIN, HEAVY LOAD etc were also contributing some top class Heavy Metal to the world and helping to put Scandinavia on the Metal map. It is a warm and very welcome revisit to the days when Heavy Metal was mainly just that, HEAVY METAL! There are definite nods to JUDAS PRIEST, DIAMOND HEAD and such bands and AXEWITCH are clearly influenced by such bands and NWOBHM in general. “The Lord Of Flies” will definitely appeal to anyone who loves early-mid 80s fist pumping Heavy Metal. Kat 'Shevil' Gillham ..::TRACK-LIST::.. 1. Axevictim 4:51 2. Just Another Lunatic 4:16 3. High Power 5:46 4. Let The Strings Cry Out 1:27 5. Sinner 4:40 6. The Arrival Of The Flies (Part 1) 2:10 7. The Lord Of Flies 6:01 8. Down Town 4:57 9. Seven Angels 4:35 ..::OBSADA::.. Lead Guitar - Mange, Micke Lead Vocals - Wallen Bass Guitar - Tommy Drums - Matte Backing Vocals - Fredrik V. Gerber https://www.youtube.com/watch?v=eXqH3vTZndU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 16:22:53
Rozmiar: 297.17 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Mike Oldfield - Tubular Bells (50th Anniversary Edition) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Mike Oldfield Album................: Tubular Bells (50th Anniversary Edition) Genre................: Rock Source...............: CD Year.................: 2023 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 57 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: EMI Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Mike Oldfield - Tubular Bells - Part One (1973 Original Mix)[25:29] 2. Mike Oldfield - Tubular Bells - Part Two (1973 Original Mix)[23:21] 3. Mike Oldfield - Tubular Bells 4 Intro (2017 Demo) [08:33] 4. Mike Oldfield - Tubular Bells - In Dulci Jubilo (Music For The Opening Ceremony Of The London 2012 Olympic Games)[11:24] 5. Mike Oldfield - Tubular Bells (Mike Oldfield & York Remix)[09:49] Playing Time.........: 01:18:36 Total Size...........: 445,16 MB
Seedów: 51
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 15:37:58
Rozmiar: 501.98 MB
Peerów: 66
Dodał: rajkad
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Mike Oldfield - Crises (Super Deluxe Edition) - (3 CD) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Mike Oldfield Album................: Crises (Super Deluxe Edition) Genre................: Pop, Rock Source...............: WEB Year.................: 2023 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 56-66 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Mercury Records Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front --------------------------------------------------------------------- Tracklisting - CD 1 --------------------------------------------------------------------- 1. Mike Oldfield - Crises (Remastered 2013) [20:57] 2. Mike Oldfield - Moonlight Shadow (Remastered 2013) [03:38] 3. Mike Oldfield - In High Places (Remastered 2013) [03:33] 4. Mike Oldfield - Foreign Affair (Remastered 2013) [03:53] 5. Mike Oldfield - Taurus 3 (Remastered 2013) [02:25] 6. Mike Oldfield - Shadow On The Wall (Remastered 2013) [03:14] 7. Mike Oldfield - Moonlight Shadow (2013 Unplugged Mix) [03:36] 8. Mike Oldfield - Shadow On The Wall (2013 Unplugged Mix) [03:23] 9. Mike Oldfield - Mistake (Remastered 2013) [02:57] 10. Mike Oldfield - Crime Of Passion (Extended Version / Remastered 2013)[04:11] 11. Mike Oldfield - Jungle Gardenia (Remastered 2013) [02:47] 12. Mike Oldfield - Moonlight Shadow (12 Single / Remastered 2013)[05:16] 13. Mike Oldfield - Shadow On The Wall (12 Single / Remastered 2013)[05:09] Playing Time.........: 01:05:07 Total Size...........: 425,38 MB --------------------------------------------------------------------- Tracklisting - CD 2 - (live at Wembley Arena/1983) --------------------------------------------------------------------- 1. Mike Oldfield - Woodhenge - Incantations Part Three [08:09] 2. Mike Oldfield - Sheba [03:23] 3. Mike Oldfield - Ommadawn Part One [08:52] 4. Mike Oldfield - Mount Teidi [04:10] 5. Mike Oldfield - Five Miles Out [05:03] 6. Mike Oldfield - Tubular Bells Part One [18:44] Playing Time.........: 48:25 Total Size...........: 268,32 MB --------------------------------------------------------------------- Tracklisting - CD 3 - (live at Wembley Arena/1983) --------------------------------------------------------------------- 1. Mike Oldfield - Taurus I [09:14] 2. Mike Oldfield - Taurus II [23:08] 3. Mike Oldfield - Crises [23:15] 4. Mike Oldfield - Moonlight Shadow [05:28] 5. Mike Oldfield - Shadow On The Wall [06:26] 6. Mike Oldfield - Family Man [04:14] Playing Time.........: 01:11:48 Total Size...........: 443,99 MB
Seedów: 228
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 12:26:14
Rozmiar: 1.11 GB
Peerów: 121
Dodał: rajkad
Opis
Artist: Lady Pank
Album: Discography Year: 1983-2016 Genre: Rock Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 96-320 kbps Lady Pank - popularny polski zespół rockowy, który powstał w 1982 roku w Warszawie w składzie Jan Borysewicz i Andrzej Mogielnicki. Pierwsza nazwa to "Mala Lady Punk". Jeden z najbardziej popularnych zespołów w historii polskiego rocka. Albums: 1983 - Lady Pank (79:07) CBR 320 kbps 1984 - Ohyda (77:00) CBR 320 kbps 1985 - Drop Everything (49:08) CBR 320 kbps 1986 - LP 3 (49:24) CBR 320 kbps 1986 - O Dwóch Takich, Co Ukradli Księżyc I (35:17) CBR 320 kbps 1986 - O Dwóch Takich, Co Ukradli Księżyc II (41:57) CBR 320 kbps 1989 - Tacy Sami (45:32) CBR 320 kbps 1990 - Zawsze Tam, Gdzie Ty (42:05) CBR 320 kbps 1994 - NA NA (46:00) CBR 320 kbps 1996 - Międzyzdroje (55:26) CBR 320 kbps 1996 - Zimowe Graffiti (41:24) CBR 320 kbps 1997 - W Transie (01:24:03) CBR 320 kbps - альбом римейков хитов группы 1998 - Łowcy Głów (67:53) CBR 320 kbps 2000 - Nasza Reputacja (44:25) CBR 320 kbps 2004 - Teraz (41:18) CBR 320 kbps 2007 - Strach Się Bać (39:35) CBR 320 kbps 2011 - Maraton (37:07) CBR 320 kbps 2016 - Milość i Władza (34:30) CBR 320 kbps Compilations, Live: 1985 - Sopot 1985 (Bootleg) (68:10) CBR 96-128 kbps 1992 - '81-'85 (73:29) CBR 320 kbps 1995 - Ballady (46:28) CBR 320 kbps 1995 - Gold (58:00) CBR 320 kbps 1995 - Mała Wojna - Akustycznie (75:33) CBR 320 kbps 1995 - The Best Of Lady Pank (79:36) CBR 320 kbps 1999 - Koncertowa (73:07) CBR 320 kbps 2000 - Zlote Przeboje (72:41) CBR 160 kbps 2002 - Besta Besta (71:18) CBR 320 kbps 2004 - The Best - Zamki na Piasku (59:59) CBR 160 kbps 2008 - Trojka Live! (59:30) CBR 320 kbps 2010 - Polski Rock (44:42) CBR 320 kbps 2012 - Symfonicznie (01:56:23) CBR 320 kbps 2015 - Akustycznie (72:14) CBR 320 kbps Janusz Panasewicz: 2008 - Panasewicz (40:40) CBR 320 kbps 01 - Obudź Się 02 - Po Co Słowa 03 - Serce Jak Głaz 04 - Rio 05 - Olecko 06 - Irlandzkie Serce 07 - Włóczykij 08 - Zapomniałaś 09 - Wielki Świat 10 - Przystanek 11 - Nadzieja Się Nie Kończ 2014 - Fotografie (35:52) VBR 320 kbps 01 - Między Nami Nie Ma Już 02 - Nie Ma W Życiu Ważnych Spraw 03 - Do Góry Głowa Przyjacielu 04 - Co Będzie Gdy 05 - Nie Zamykaj Okien 06 - Tępy Nóż 07 - Facet Na Plaży 08 - Druga Szansa 09 - Bierze Mnie Na Sentymenty 10 - Autostradą Other (21:31) CBR 128, 192 kbps Panasewicz & Gawlinski - Chocby nie wiem co Panasewicz & Kuba Moleda - Juz zawsze Panasewicz & Pronko - Firma ty i ja Panasewicz & Zander - Brzydkie dzieci Panasewicz & Zander - Neapolitano P
Seedów: 107
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 00:28:23
Rozmiar: 4.22 GB
Peerów: 27
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Guns N' Roses Title: Appetite For Destruction Year: 1987 Genre: Rock Style: Hard Rock, Heavy Metal Publisher (label): Geffen Records Duration: 00:53:51 Format/Codec: FLAC Rip Type: Tracks Audio Bitrate: Lossless Bit Depth: 24 Bit/96 kHz ...( TrackList )... 01. Welcome To The Jungle (00:04:33) 02. It's So Easy (00:03:23) 03. Nightrain (00:04:29) 04. Out Ta Get Me (00:04:22) 05. Mr. Brownstone (00:03:49) 06. Paradise City (00:06:47) 07. My Michelle (00:03:40) 08. Think About You (00:03:52) 09. Sweet Child O' Mine (00:05:56) 10. You're Crazy (00:03:17) 11. Anything Goes (00:03:27) 12. Rocket Queen (00:06:16)
Seedów: 8
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 00:26:55
Rozmiar: 1.14 GB
Peerów: 2
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Baccara Album: Evolution Genre: Pop, Disco Publishing: Team 33 Music S.L. Source: qobuz Duration: 00:50:45 Audio: FLAC, Lossless|WEB-DL Rip type: tracks ...( TrackList )... 01. Vamos al Cielo (3:15) 02. Don’t Let This Feeling Go Away (2:54) 03. Baila Baila (2:33) 04. My Love in China (3:39) 05. Forever (3:06) 06. Corazón (3:06) 07. Qatar My Love (2:35) 08. When I’m with You (3:02) 09. Lovetown (3:32) 10. The Power of Love (3:24) 11. No Sir, Don’t Say Goodbye (2:39) 12. My Friend in Heaven (3:50) 13. Vamos al Cielo (Spanish Extended) (7:16) 14. When I'm with You (Extended) (5:54)
Seedów: 233
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 00:26:32
Rozmiar: 376.87 MB
Peerów: 4
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Max McNown Album: A Lot More Free (EP) Year: (2023) Genre: Country , Americana Format: [Ogg] ...( TrackList )... 1. A Lot More Free 2. Blue Eyed Constellation 3. I Will Belong 4. Bury Me in My Hometown 5. You and the Pines 6. Freezing in November
Seedów: 52
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 00:15:31
Rozmiar: 17.96 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Red Clay Strays Album: Made by These Moments Year: (2024) Genre: Country rock , Americana Format: [Ogg] ...( TrackList )... 1. Disaster 2. Wasting Time 3. Wanna Be Loved 4. No One Else Like Me 5. Ramblin’ 6. Drowning 7. Devil in My Ear 8. I’m Still Fine 9. On My Knees 10. Moments 11. God Does
Seedów: 32
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-02 00:15:20
Rozmiar: 47.37 MB
Peerów: 5
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. „Gorzkie Plony” to piąty studyjny album Narrenwind. Zespół określa „Gorzkie Plony” jako powrót do klimatu i ducha debiutanckich nagrań. Album został zmiksowany i zmasterowany przez Haldora Grunberga w Satanic Audio. Za okładkę albumu odpowiedzialna była JRMR. Za partię perkusji na albumie odpowiada Anti-Christian (Doedsvangr, Beaten to Death, ex-Tsjuder). "Życie jest podróżą ku rzeczom nieznanym i nieuniknionym, a nasze czyny odkrywają sekrety bądź sprawiają, że pozostają one nieznane. I o tym właśnie opowiadamy na nowym krążku "Gorzkie Plony", stojąc w cieniu polskich "poètes maudits" - poetów przeklętych. Tym razem skłoniliśmy się ku poezji Krzysztofa Baczyńskiego, Haliny Poświatowskiej i Tadeusza Micińskiego. Ich utwory (bądź fragmenty ich wierszy) pojawiają się w trzech z ośmiu piosenek nowego albumu." Wydawca Powiem odważnie, że to jest przesympatyczna płyta. Tak, proszę spojrzeć na okładkę i uwierzyć w to, co mówię. Ona uczy tego, że warto się odważyć wejść w to, co przeraża. Widzę w tej grafice założenia programowe tego dzieła, teraz, gdy je już przesłuchałam, widzę przesłanie, że nie należy zrażać się wyobrażeniami, bo w rzeczywistości wszystko może wyglądać inaczej. Po nawiązaniu pierwszego kontaktu wzrokowego z tym wydawnictwem zachowałam czujność, mówiąc sobie w duchu: dobra, co mi grozi?. „Gorzkie Plony”, taki obrazek i pierwszy utwór pod tytułem „Córko Wichrów, Diabłów i Nocy”. W tak przesadnie zimnym i pochmurnym październiku to jest w sama raz propozycja w stylu „weź mnie dobij”. Rzeczywiście jeszcze tylko diabła mi brakuje. A tu się okazuje, że to jednak nic z tych rzeczy. Narrenwind prezentuje album pokracznie optymistyczny, który w takie dni, zmierzające ku coraz większej ciemności, niesie swego rodzaju motywacyjne pokrzepienie. „Na próżno” nazwałabym programowym utworem tej płyty. On jest bardzo prosty w interpretacji. Jego główne przesłanie można streścić w stwierdzeniu: jesteś do niczego, dałeś z siebie wszystko i przegrałeś. Ta sytuacja doskonale pasuje do tytułowych „Gorzkich Plonów” i mógłby nawet pasować do niej ten obrazek z okładki i generalnie słuchacze mogliby to odebrać jak zaproszenie ku wrotom rozpaczy, gdyby nie ta muzyka. Pełna wigoru i mocy, z dużymi pokładami przestrzeni (pozwalającymi unosić się ponad, a nie opadać na dno), z porywającymi solówkami. Gdy przy tak żywej muzyce ktoś śpiewa mi, że to wszystko na próżno, to ja nabieram przekonania, że z taką porażką da się żyć. Daleko tej płycie do klimatu beznadziei śmierci też dlatego, że operuje pięknym słowem. Zespół Narrenwind wykorzystał na niej wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Haliny Poświatowskiej, Tadeusza Micińskiego i zrobił to w taki sposób, że niespecjalnie wyróżniają się one wśród piosenek z autorskimi tekstami, stąd wniosek, że te teksty są dobre, utrzymane w podobnej wrażliwości i rytmie. I nie brzmi to jak kompilacja myśli różnych autorów. To piękno, ta moc, to życie nie są jednak ułożone w łatwą, oczywistą, absolutnie przyjemną dla odbiorcy formę. Jest to jednak, w moim odczuciu, historia o strachu, takim, który ma potężną moc ograniczania, paraliżowania, niweczenia wszystkiego. Ale spójrzmy jeszcze raz na okładkę – to my mamy na planszy więcej bierek. (I to jest ukryte przesłanie motywacyjne tej płyty). Warto posłuchać. ¿Dlaczego Nie Gra? Można lubić Narrenwind lub nie, ale przyznać im trzeba, że pomysł na siebie mieli nietuzinkowy. Na piątym już albumie, duet ten kontynuuje swoją podróż przez meandry polskiej tęsknoty za nie wiadomo czym, snując poetyczne opowieści, wykorzystując tym razem także teksty polskich klasyków jak Poświatowska, Miciński i Baczyński. Na „Gorzkie Plony”, ci dwaj panowie warstwę liryczną ubierają jak zwykle w trudną do sklasyfikowania muzykę, która nosi nie tylko diabelskie znamiona, ale również mocno zalatuje rockiem progresywnym i heavy metalem. Najnowszy krążek tej grupy, to osiem inteligentnie skonstruowanych kompozycji, przy aranżowaniu których Narrenwind wykorzystał dobrodziejstwa wyżej wymienionych gatunków, co wydało bujny plon w postaci porywających utworów, zarówno pod względem melodyjnym jak i uderzeniowym. Nie spodziewajcie się jednak blastów czy też niesamowicie mrocznych i agresywnych partii, bo nasi krajanie, koncentrują się raczej na tradycyjnym traktowaniu strun, którego charakter jest bliższy rockowym rytmom, choć cięższe heavy metalowe i post-blackowe riffowanie można tutaj także usłyszeć. Ujmująca, nieco nostalgiczna i przepełniona polskim patosem muzyka, wraz z poetyckimi tekstami, które Klimørh cedzi zachrypniętym głosem, nie może nie dotrzeć do serca każdego Polaka i jak mi się zdaje, nie tylko, gdyż jej usposobienie jest raczej uniwersalne, niż skierowane do konkretnego grona odbiorców. Odpowiednio dociążone, rockowe brzmienie, które zostało delikatnie polane smołą oraz łatwo wkręcające się rytmy, to niewątpliwie atuty gwarantujące, że „Gorzkie Plony” podobać się będą międzynarodowej rzeszy fanówi miłośnikom lżejszych gatunków. Dzięki temu „Boruta i Rokita w eleganckich garniturach” niepostrzeżenie dostaną się pod strzechy nie tylko swoich wyznawców. Sprytne posunięcie. Narrenwind dla mnie to trochę taki poczerniony i zagęszczony oraz śpiewający o nieco odmiennych sprawach Myslovitz, z którym kilka okrążeń da się zrobić. Wielbicielom polecać nie muszę, ale nieznającym zarekomendować mogę. Coś innego i interesującego. shub niggurath Polish-norwegian black metal/blackened heavy metal outfit Narrenwind returns with their fifth full-length album, Gorzkie Plony (Bitter Harvest). The band described "Gorzkie Plony" as "a return to the spirit of our inaugural work". "Life is a journey towards the inevitable, and through our actions, secrets are either brought to light or left shrouded in mystery. This is the story we want to tell on our new record, as we stand in the shadow of Polish poets like Krzysztof Baczyński, Halina Poświatowska and Tadeusz Miciński. Their works - or excerpts from their poems - are featured in three of the eight songs on the new album". ..::TRACK-LIST::.. 1. Córko wichrów 03:45 2. Kantylena 04:25 3. Koniugacja 03:57 4. Na próżno 03:52 5. Nikt nie wie 04:26 6. Idzie zmierzch 03:37 7. Statek głupców 04:09 8. I-II-I-II (Maanam cover) 02:01 ..::OBSADA::.. Ævil - all guitars, bass Klimørh - vocals Session drums by Anti-Christian https://www.youtube.com/watch?v=SaS2I5PNSYI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-01 19:09:02
Rozmiar: 72.75 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. „Gorzkie Plony” to piąty studyjny album Narrenwind. Zespół określa „Gorzkie Plony” jako powrót do klimatu i ducha debiutanckich nagrań. Album został zmiksowany i zmasterowany przez Haldora Grunberga w Satanic Audio. Za okładkę albumu odpowiedzialna była JRMR. Za partię perkusji na albumie odpowiada Anti-Christian (Doedsvangr, Beaten to Death, ex-Tsjuder). "Życie jest podróżą ku rzeczom nieznanym i nieuniknionym, a nasze czyny odkrywają sekrety bądź sprawiają, że pozostają one nieznane. I o tym właśnie opowiadamy na nowym krążku "Gorzkie Plony", stojąc w cieniu polskich "poètes maudits" - poetów przeklętych. Tym razem skłoniliśmy się ku poezji Krzysztofa Baczyńskiego, Haliny Poświatowskiej i Tadeusza Micińskiego. Ich utwory (bądź fragmenty ich wierszy) pojawiają się w trzech z ośmiu piosenek nowego albumu." Wydawca Powiem odważnie, że to jest przesympatyczna płyta. Tak, proszę spojrzeć na okładkę i uwierzyć w to, co mówię. Ona uczy tego, że warto się odważyć wejść w to, co przeraża. Widzę w tej grafice założenia programowe tego dzieła, teraz, gdy je już przesłuchałam, widzę przesłanie, że nie należy zrażać się wyobrażeniami, bo w rzeczywistości wszystko może wyglądać inaczej. Po nawiązaniu pierwszego kontaktu wzrokowego z tym wydawnictwem zachowałam czujność, mówiąc sobie w duchu: dobra, co mi grozi?. „Gorzkie Plony”, taki obrazek i pierwszy utwór pod tytułem „Córko Wichrów, Diabłów i Nocy”. W tak przesadnie zimnym i pochmurnym październiku to jest w sama raz propozycja w stylu „weź mnie dobij”. Rzeczywiście jeszcze tylko diabła mi brakuje. A tu się okazuje, że to jednak nic z tych rzeczy. Narrenwind prezentuje album pokracznie optymistyczny, który w takie dni, zmierzające ku coraz większej ciemności, niesie swego rodzaju motywacyjne pokrzepienie. „Na próżno” nazwałabym programowym utworem tej płyty. On jest bardzo prosty w interpretacji. Jego główne przesłanie można streścić w stwierdzeniu: jesteś do niczego, dałeś z siebie wszystko i przegrałeś. Ta sytuacja doskonale pasuje do tytułowych „Gorzkich Plonów” i mógłby nawet pasować do niej ten obrazek z okładki i generalnie słuchacze mogliby to odebrać jak zaproszenie ku wrotom rozpaczy, gdyby nie ta muzyka. Pełna wigoru i mocy, z dużymi pokładami przestrzeni (pozwalającymi unosić się ponad, a nie opadać na dno), z porywającymi solówkami. Gdy przy tak żywej muzyce ktoś śpiewa mi, że to wszystko na próżno, to ja nabieram przekonania, że z taką porażką da się żyć. Daleko tej płycie do klimatu beznadziei śmierci też dlatego, że operuje pięknym słowem. Zespół Narrenwind wykorzystał na niej wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Haliny Poświatowskiej, Tadeusza Micińskiego i zrobił to w taki sposób, że niespecjalnie wyróżniają się one wśród piosenek z autorskimi tekstami, stąd wniosek, że te teksty są dobre, utrzymane w podobnej wrażliwości i rytmie. I nie brzmi to jak kompilacja myśli różnych autorów. To piękno, ta moc, to życie nie są jednak ułożone w łatwą, oczywistą, absolutnie przyjemną dla odbiorcy formę. Jest to jednak, w moim odczuciu, historia o strachu, takim, który ma potężną moc ograniczania, paraliżowania, niweczenia wszystkiego. Ale spójrzmy jeszcze raz na okładkę – to my mamy na planszy więcej bierek. (I to jest ukryte przesłanie motywacyjne tej płyty). Warto posłuchać. ¿Dlaczego Nie Gra? Można lubić Narrenwind lub nie, ale przyznać im trzeba, że pomysł na siebie mieli nietuzinkowy. Na piątym już albumie, duet ten kontynuuje swoją podróż przez meandry polskiej tęsknoty za nie wiadomo czym, snując poetyczne opowieści, wykorzystując tym razem także teksty polskich klasyków jak Poświatowska, Miciński i Baczyński. Na „Gorzkie Plony”, ci dwaj panowie warstwę liryczną ubierają jak zwykle w trudną do sklasyfikowania muzykę, która nosi nie tylko diabelskie znamiona, ale również mocno zalatuje rockiem progresywnym i heavy metalem. Najnowszy krążek tej grupy, to osiem inteligentnie skonstruowanych kompozycji, przy aranżowaniu których Narrenwind wykorzystał dobrodziejstwa wyżej wymienionych gatunków, co wydało bujny plon w postaci porywających utworów, zarówno pod względem melodyjnym jak i uderzeniowym. Nie spodziewajcie się jednak blastów czy też niesamowicie mrocznych i agresywnych partii, bo nasi krajanie, koncentrują się raczej na tradycyjnym traktowaniu strun, którego charakter jest bliższy rockowym rytmom, choć cięższe heavy metalowe i post-blackowe riffowanie można tutaj także usłyszeć. Ujmująca, nieco nostalgiczna i przepełniona polskim patosem muzyka, wraz z poetyckimi tekstami, które Klimørh cedzi zachrypniętym głosem, nie może nie dotrzeć do serca każdego Polaka i jak mi się zdaje, nie tylko, gdyż jej usposobienie jest raczej uniwersalne, niż skierowane do konkretnego grona odbiorców. Odpowiednio dociążone, rockowe brzmienie, które zostało delikatnie polane smołą oraz łatwo wkręcające się rytmy, to niewątpliwie atuty gwarantujące, że „Gorzkie Plony” podobać się będą międzynarodowej rzeszy fanówi miłośnikom lżejszych gatunków. Dzięki temu „Boruta i Rokita w eleganckich garniturach” niepostrzeżenie dostaną się pod strzechy nie tylko swoich wyznawców. Sprytne posunięcie. Narrenwind dla mnie to trochę taki poczerniony i zagęszczony oraz śpiewający o nieco odmiennych sprawach Myslovitz, z którym kilka okrążeń da się zrobić. Wielbicielom polecać nie muszę, ale nieznającym zarekomendować mogę. Coś innego i interesującego. shub niggurath Polish-norwegian black metal/blackened heavy metal outfit Narrenwind returns with their fifth full-length album, Gorzkie Plony (Bitter Harvest). The band described "Gorzkie Plony" as "a return to the spirit of our inaugural work". "Life is a journey towards the inevitable, and through our actions, secrets are either brought to light or left shrouded in mystery. This is the story we want to tell on our new record, as we stand in the shadow of Polish poets like Krzysztof Baczyński, Halina Poświatowska and Tadeusz Miciński. Their works - or excerpts from their poems - are featured in three of the eight songs on the new album". ..::TRACK-LIST::.. 1. Córko wichrów 03:45 2. Kantylena 04:25 3. Koniugacja 03:57 4. Na próżno 03:52 5. Nikt nie wie 04:26 6. Idzie zmierzch 03:37 7. Statek głupców 04:09 8. I-II-I-II (Maanam cover) 02:01 ..::OBSADA::.. Ævil - all guitars, bass Klimørh - vocals Session drums by Anti-Christian https://www.youtube.com/watch?v=SaS2I5PNSYI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-01 19:04:42
Rozmiar: 232.28 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Zespół dostarcza sporą dawkę klasycznego heavy/power metalu, czerpiąc inspiracje z brzmienia takich legend jak Judas Priest i Dio. Płyta zachwyca potężnymi riffami i epickim, wzniosłym wokalem Gilesa Lavery'ego, znanegio m.in. z Warlord. To obowiązkowa pozycja dla każdego fana tradycyjnego metalu! Giles Lavery is best known as the vocalist of Warlord, Alcatrazz and Jack Starr. On top of that, he is also a highly prolific band manager, record producer and label co-owner. Dragonsclaw is the name one of the first bands Giles Lavery formed in 2010, while still residing in Sydney, Australia. Their debut album »Prophecy« was quickly recorded in 2011, followed by »Judgement Day« (2013). And now, a record breaking twelve years later, it’s time for the follow-up. Apart from Giles Lavery on vocals, »Moving Target« features Australian citizens Ben Thomas (guitars) and Aaron Thomas (bass) as well Warlord members Mark Zonder (drums) and Jimmy Waldo (keyboards). “For me the direction on »Moving Target« was intended to be if Judas Priest had made an album somewhere in 1985 between »Defenders Of The Faith« and »Turbo«,” describes the vocalist the sound of the new Dragonsclaw album, “with some of the second Fifth Angel album in there too.” Keyboards are prominently featured on »Moving Target«, which was actually the original plan of the band: “I think for this album the keyboards are very important, they create the needed atmosphere and drama. I would say that we used them in a similar way that Virgin Steele did on »Age Of Consent«, namely to build atmosphere. I really like that haunting effect keyboards can have when used right. Like Tony Banks from Genesis does, or Tony Carey on his Planet P Project albums ... Jimmy Waldo is one of those guys too.” Probably the fastest and most upbeat number on »Moving Target« is called “Shadowfire”. And it comes with a surprise: “’Shadowfire’ reminded me of a current-day Riot song, so I asked Todd Michael Hall to sing on it with me, and he was kind enough to do so!” “(Tell Me) All Your Lies”, on the other hand, another standout track on »Moving Target«, is quite an accessible composition, possibly the catchiest tune on »Moving Target«. It’s got a bit of that “Wasted Years” Maiden-vibe, following the Adrian Smith school of songwriting. “I am glad you noticed that,” laughs the singer. “As I heard that too ... Co-producer Thomas Mergler was largely responsible for helping to finish that song up as it wasn't quite right and he added some very good ideas to it.” With the band on fire and Giles Lavery, the singer, coming across as a blend of Michael Kiske, Geoff Tate and Ronnie James Dio, »Moving Target« has every chance to become a modern-day heavy metal classic. Matthias Mader ..::TRACK-LIST::.. 1. The Road Beneath Your Wheels 04:49 2. Survival 04:32 3. Cry Wolf 03:51 4. Don't Break The Silence Again 05:11 5. Back On The Streets 03:41 6. Ghost Soldiers 04:42 7. Shadowfire 04:34 8. (Tell Me) All Your Lies 04:38 9. Raise Your Fist 04:44 ..::OBSADA::.. Giles Lavery - Vocals Ben Thomas - Guitar Aaron Thomas - Bass Jimmy Waldo - Keys Mark Zonder - Drums With: Todd Michael Hall - Guest Duet Vocals on 'Shadowfire' Alan Rueda - Guest Duet vocals on 'Raise Your Fist' Eddie St James - Background vocals on Raise Your Fist Kenny ‘Rhino’ Earl - Background vocals on 'Ghost Soldiers' & '(Tell Me) All Your Lies' Thomas Mergler - Guest second guitar on '(Tell Me) All Your Lies' Joe Stump - Guest guitar solos on 'Raise Your Fist' https://www.youtube.com/watch?v=ZAypjkB74tc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-01 17:27:37
Rozmiar: 95.61 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Zespół dostarcza sporą dawkę klasycznego heavy/power metalu, czerpiąc inspiracje z brzmienia takich legend jak Judas Priest i Dio. Płyta zachwyca potężnymi riffami i epickim, wzniosłym wokalem Gilesa Lavery'ego, znanegio m.in. z Warlord. To obowiązkowa pozycja dla każdego fana tradycyjnego metalu! Giles Lavery is best known as the vocalist of Warlord, Alcatrazz and Jack Starr. On top of that, he is also a highly prolific band manager, record producer and label co-owner. Dragonsclaw is the name one of the first bands Giles Lavery formed in 2010, while still residing in Sydney, Australia. Their debut album »Prophecy« was quickly recorded in 2011, followed by »Judgement Day« (2013). And now, a record breaking twelve years later, it’s time for the follow-up. Apart from Giles Lavery on vocals, »Moving Target« features Australian citizens Ben Thomas (guitars) and Aaron Thomas (bass) as well Warlord members Mark Zonder (drums) and Jimmy Waldo (keyboards). “For me the direction on »Moving Target« was intended to be if Judas Priest had made an album somewhere in 1985 between »Defenders Of The Faith« and »Turbo«,” describes the vocalist the sound of the new Dragonsclaw album, “with some of the second Fifth Angel album in there too.” Keyboards are prominently featured on »Moving Target«, which was actually the original plan of the band: “I think for this album the keyboards are very important, they create the needed atmosphere and drama. I would say that we used them in a similar way that Virgin Steele did on »Age Of Consent«, namely to build atmosphere. I really like that haunting effect keyboards can have when used right. Like Tony Banks from Genesis does, or Tony Carey on his Planet P Project albums ... Jimmy Waldo is one of those guys too.” Probably the fastest and most upbeat number on »Moving Target« is called “Shadowfire”. And it comes with a surprise: “’Shadowfire’ reminded me of a current-day Riot song, so I asked Todd Michael Hall to sing on it with me, and he was kind enough to do so!” “(Tell Me) All Your Lies”, on the other hand, another standout track on »Moving Target«, is quite an accessible composition, possibly the catchiest tune on »Moving Target«. It’s got a bit of that “Wasted Years” Maiden-vibe, following the Adrian Smith school of songwriting. “I am glad you noticed that,” laughs the singer. “As I heard that too ... Co-producer Thomas Mergler was largely responsible for helping to finish that song up as it wasn't quite right and he added some very good ideas to it.” With the band on fire and Giles Lavery, the singer, coming across as a blend of Michael Kiske, Geoff Tate and Ronnie James Dio, »Moving Target« has every chance to become a modern-day heavy metal classic. Matthias Mader ..::TRACK-LIST::.. 1. The Road Beneath Your Wheels 04:49 2. Survival 04:32 3. Cry Wolf 03:51 4. Don't Break The Silence Again 05:11 5. Back On The Streets 03:41 6. Ghost Soldiers 04:42 7. Shadowfire 04:34 8. (Tell Me) All Your Lies 04:38 9. Raise Your Fist 04:44 ..::OBSADA::.. Giles Lavery - Vocals Ben Thomas - Guitar Aaron Thomas - Bass Jimmy Waldo - Keys Mark Zonder - Drums With: Todd Michael Hall - Guest Duet Vocals on 'Shadowfire' Alan Rueda - Guest Duet vocals on 'Raise Your Fist' Eddie St James - Background vocals on Raise Your Fist Kenny ‘Rhino’ Earl - Background vocals on 'Ghost Soldiers' & '(Tell Me) All Your Lies' Thomas Mergler - Guest second guitar on '(Tell Me) All Your Lies' Joe Stump - Guest guitar solos on 'Raise Your Fist' https://www.youtube.com/watch?v=ZAypjkB74tc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-01 17:22:49
Rozmiar: 307.82 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Sama esencja twórczości Mariusza Dudy z ostatnich dwóch dekad - zarówno w Lunatic Soul, jak i Riverside. Jeśli jednak to ma być koniec Lunatic Soul, to tym albumem Duda wystawia sobie wzorcowy pomnik!!! - Prawdopodobnie tworząc w 2008 roku projekt Lunatic Soul Mariusz Duda nie przypuszczał, że przetrwa on tyle lat. Początkowo miał to być tylko eksperyment poza Riverside i składać się z dwóch płyt („Lunatic Soul” (2008) i „Lunatic Soul II” (2010)). Jednak formuła ewoluowała i od pewnego czasu było wiadomo, że dyskografia tej formacji będzie zawierać 8 płyt tworzących „Krąg życia i śmierci”. I właśnie do naszych rąk trafił album „The World Under Unsun” będący finałową odsłoną tego cyklu. Od początku album miał łączyć wszystkie elementy znane z wcześniejszych płyt, a że było niemożliwym, by zamknąć te pomysły w jednym 45-minutowym krążku, to jedynym słusznym rozwiązaniem było stworzenie albumu dwupłytowego. I właśnie taki otrzymujemy. Składa się na niego 14 utworów o łącznym czasie trwania niespełna 90 minut. Mamy zatem do czynienia z najdłuższym albumem studyjnym w całej karierze Mariusza. W Polsce ukazał się, podobnie jak wcześniejsze płyty, dzięki wytwórni Mystic, natomiast poza granicami naszego kraju został wydany przez Inside Out Music. Jest to debiut formacji pod skrzydłami niemieckiego wydawcy, z którym związany jest także zespół Riverside. Przypomnę, że wcześniej krążki firmowane tą nazwą ukazywały się na świecie za sprawą brytyjskiego Kscope. Jak wspomniałem album domyka cykl opowieści o podróżach po stronie życia i w zaświatach, ale w ten sposób, że jest zarówno ich końcem jak i początkiem, co zostało podkreślone w książeczce (znajdziemy tam właściwą chronologię całej opowieści). „To historia o porzuceniu pewnych schematów. O przełamaniu cyklu, w którym tkwisz od bardzo, bardzo dawna. Chodzi też o porzucenie toksycznych relacji. Każdy zna to uczucie utknięcia w jakimś miejscu. Chcielibyśmy odejść, ale nie możemy”. Każda z wcześniejszych płyt miała swoją kolorystykę. Najnowsza utrzymana jest w odcieniach żółci. To nawiązanie do tytułowego słońca, a właściwie nie-słońca, odzwierciedlający stan psychiczny podmiotu lirycznego, który” utknął w pętli, w powtarzającym się od długiego czasu schemacie. Bohater chce się z tego świata wydostać. To mroczne miejsce. Symbolizuje moje zmagania ze wszelkimi możliwymi depresjami, które dopadały mnie przez ostatnie lata. To symbol stanu psychicznego” – mówi Duda. Album rozpoczyna nagranie tytułowe, które było równocześnie pierwszym jego singlowym zwiastunem. Podniosły ton śpiewu, subtelna elektronika, pianino, wokalizy, a także w dalszej części sporo basu (także tego przepuszczonego przez efekty), gitary akustycznej i perkusyjnego podkładu (tu wart odnotowania jest fakt, że ponownie na albumie Lunatic Soul słyszymy w wielu miejscach Wawrzyńca Dramowicza) - to jego cechy. Nie mogło też zabraknąć solówek quasi-gitarowych (bo oczywiście wykonanych na basie). Utwór kończy się codą, na którą składają się dźwięki pianina oraz gwizdanie. Historia zaczyna się od nowa, bohater po raz kolejny odradza się: “Under the fractured sky/ I mended myself with golden paint/ Another world has come/ Another story came full circle Dry rivers on my face/ Eternal youth disenchanted/ I am between a lie/ And the urge to reveal my burden Your eyes rest upon/ The spark dancing on my bare hand/ It's just beginning now/ A story from another wasteland”. Jak można zauważyć, w tekście są przemycone nawiązania do wydawnictw, które do tej pory kończyły cykl („Fractured” i jego następcy „Under The Fragmented Sky”), podkreślając ciągłość całej opowieści. A i do postapokaliptycznego krążka grupy Riverside można też znaleźć odniesienie. Przy okazji dwa pierwsze wersy są nawiązaniem do kintsugi, japońskiej sztuki naprawy potłuczonej ceramiki złotą farbą – tu symbolizującej próbę sklejenia rozbitej duszy. W „Loop Of Fate” rządzi rytm, gitara akustyczna oraz przewijające się w tle efekty mogące kojarzyć się z twórczością Roberta Frippa. Całość nadaje utworowi mrocznego charakteru, a na tym tle wybrzmiewa tekst, w którym bohater zastanawia się jak rozpocząć kolejną próbę życia, gdy wciąż pamięta o poprzednich, co zrobić by przerwać błędne koło? “Loop of fate/ How do you live with such knowledge?/ How to grant yourself a second chance/ Knowing where your story's going? Even after/ Even after The choice you made cannot be altered/ But the sound of waves can be tamed/ Consider it your favorite white noise Even after/ Even after … Break the cycle/ Break the cycle/ Break the cycle/ Break the cycle”. Szept, a po części z wokalem do głosu dochodzą drapieżne basowe riffy, słychać dźwięki imitujące szum morza oraz pełen cierpienia krzyk. Na koniec słyszymy także wzbudzającą niepokój partię saksofonu (gra na nim drugi gość - Marcin Odyniec). Na trzeciej ścieżce znalazł się jeden z moich faworytów tego wydawnictwa – ballada „Good Memories Don’t Want to Die”. Tu rządzą gitara akustyczna, pianino i ukulele oraz klawiszowe orkiestracje. W drugiej części dołącza subtelna perkusja, a uwagę przykuwa solo kierujące skojarzenia do dokonań The Cure. Całości towarzyszy delikatny, melancholijny śpiew o relacji, w której wszystkie złe rzeczy zagłuszane są tymi dobrymi (często błahymi), co utrudnia wydostanie się z toksycznej pętli: “The rope is getting tighter/ And the pain's coming along/ So why do I suppress the bad things/ As if nothing was wrong/ And I don't even think this way/ I deserve something better/ I guess some part of my dream/ Still goes on/ While I’m awake Please wake me up”. Teraz pora na całkowitą zmianę klimatu, gdyż nadchodzi „potwór” – „Monster”. Tu króluje riff oraz motoryczny podkład perkusyjny, a ciekawostką jest fakt, że pojawia się tu solo gitarowe w wykonaniu Mateusza Owczarka, choć podane w taki sposób, by wpasować się w założenie o braku elektrycznych gitar na albumach Lunatic Soul. Uwagę przykuwa także pojawiająca się wokaliza śpiewana falsetem, która kontrastuje z wykonywanym niskim głosem zasadniczym tekstem. I tak docieramy do drugiego nagrania promującego płytę, od którego nie mogę się uwolnić od pierwszego przesłuchania. „The Prophecy”, bo o nim mowa, czaruje brzmieniem pianina i przestrzennym wokalem, a całość rozwija się wspaniale (trochę niczym „The Final Truth” z debiutu), by w dalszej części zachwycić basowymi riffami, solówką na tym instrumencie oraz wspaniałą partią perkusji. W tekście bohater zaczyna sobie zdawać sprawę, że wszystkie jego starania za życia zostają docenione dopiero po jego śmierci: “Blinded by the dawn/ Overshadowed by fate/ By your memory/ You find out/ That your fame has begun/ From the moment When you woke up dead”. Następnie przechodzimy do najdłuższego nagrania na albumie zatytułowanego „Mind Obscured, Heart Eclipsed”. Przez pierwszą połowę nie usłyszymy w nim wokalu, a jedynie tajemnicze, posępne dźwięki klawiszy, do których potem dołącza charakterystyczna dla Mariusza linia basu oraz przestrzenna gitara akustyczna, które nawzajem się uzupełniają. W drugiej części na czoło wysuwa się basowy riff oraz wzniosły śpiew, a wszystko to podkreślone jest delikatną elektroniką i perkusyjnym podkładem. Ponownie możemy usłyszeć grającego na saksofonie Marcina Odyńca, który ubarwia wyciszony fragment, przechodzący potem w folkowo-elektroniczną część z plemiennymi bębnami i basową solówką. Pierwszy krążek wydawnictwa kończy ballada „Torn In Two”. Tu dominuje pianino i klawiszowa orkiestracja, a Mariusz śpiewa gorzkie słowa na temat życia bohatera, które równie dobrze mogą odnosić się do kondycji dzisiejszego świata: “As we wait/ For the next eclipse to end/ Please tell me/ Who poisoned these minds?/ Why has the fist come to speak louder than words/ Why does hatred rise above love I thought this land yearned for the sun/ That freedom would be understood the same by all/ I trust that one day the tide will turn/ And the light will break the sky Stay with me/ You know I’m not ready yet/ Just stay with me/ You know I’m not ready to forget/ Still holding on/ But without you I’ll fall apart”. Drugą płytę otwiera ośmiominutowy utwór „Hands Made Of Lead”, w której intrygująca przestrzenna elektronika miesza się z ostrymi riffami przeplatanymi solowymi popisami Mariusza i Marcina Odyńca. Ten pierwszy serwuje nam także nastrojową wokalizę podkreśloną mocniejszymi akordami. Pojawia się także wyciszony fragment z większą dawką elektronicznych, ambientowych dźwięków, który następnie przechodzi z powrotem w klimaty z początku nagrania. Tym razem tekst, w którym podmiot liryczny zastanawia się jak wiele jeszcze razy może się odradzać, jest recytowany: “Returns from the dark abyss grow even harder/ Will I have the strength for another?/ For I feel I have none left/ My thoughts/ My lungs/ My hands/ They feel as if made of lead/ As if I were already sinking/ And yet, I just woke up Because I did wake up ... Didn't I?”. W “Ardour” folkowe klimaty łączą się z hardrockowymi riffami i przestrzennymi tłami tworząc mroczny podkład do rozważań na temat tego na ile kolejne odsłony życia bohatera są prawdziwe. Tak docieramy do jednej z najbardziej intrygujących kompozycji – „Game Called Life”. W pierwszej części, zatytułowanej „In the Court of the King of Hearts”, na tle potężnych bębnów słyszymy kolejną wokalizę, ale tym razem wykonaną zdecydowanie w niższych rejestrach, niż te, do których do tej pory przyzwyczaił nas Mariusz. Tuż po niej tło zmienia się, a do naszych uszu docierają dźwięki, których nie powstydziliby się… Depeche Mode wzbogaceni partią gitary akustycznej. Te klimaty rządzą także w drugiej części („Escape”). Tym razem podmiot liryczny gra w karty ze śmiercią zdając sobie sprawę, że jest z góry skazany na porażkę (nawiązania do „Gry o tron” czy „Siódmej pieczęci”): “I ended up in this world without knowing/ How often you must play with marked cards/ The king is smiling/ The guests are laughing/ The servants will soon bring the poisoned wine Maybe it has always been my desire/ Eat at the court of the king of hearts/ But .../ I will no longer remain at this table/ I'm done with playing the game called life”. “Confession” to utwór, który może kojarzyć się luźno z „Found” Riverside. Sporo tu gitary akustycznej, melodyjnego basu, pogłosów i melancholijnego śpiewu autora. Kompozycja pięknie się rozwija, a wraz z dołączeniem perkusji nastrój staje się bardziej podniosły. To kolejna odsłona płyty, która mogłaby ją promować na singlu. „Parallels” to z kolei jedyne w pełni instrumentalne nagranie na albumie w klimacie płyty „Walking On A Flashlight Beam”. Niepokojący podkład, na tle którego powtarza się motyw grany na gitarze, oraz krótkie wstawki na pianinie. Druga najdłuższą odsłoną wydawnictwa jest blisko jedenastominutowa kompozycja „Self In Distorted Glass”. Uwagę przykuwają bębny, znów kojarzące się z poprzednią płytą Lunatic Soul. Towarzyszą im syntezatorowe akordy, gitara akustyczna oraz dodatkowe perkusjonalia. W okolicach trzeciej minuty słyszymy partię basu, która tworzy klimat rodem z nagrań King Crimson z lat 80. W połowie wchodzi już bardziej tradycyjna perkusja, a Mariusz czaruje basową solówką w orientalnym klimacie. Od ósmej minuty nastrój się zmienia – słychać szum fal oraz nuty wygrywane na pianinie. Bohater dotarł do krawędzi urwiska i przeszedł na drugą stronę, ale tylko po to, by ponownie wrócić na ten świat: “And so I stand before/ The remnant of myself/ That keeps trying and trying to escape/ From what's broken/ But every time I find myself standing here/ It's because I chose to return/ To this world under unsun/ To this life Again”. I tak dochodzimy do finału w postaci pieśni „The New End” opartej głównie na duecie pianino – wokal, gdzie dopiero pod koniec pojawia się subtelna gitara i delikatna wokaliza. Bohater dojrzewa do tego, by w końcu zapomnieć o wszystkich, których kochał i o tym, co stworzył za życia i wreszcie się uwolnić, choć jest to niezwykle trudne… “How to stop living with guilt/ No matter what you do/ It will hurt/ How to stop fearing that scars/ Will remain on your broken heart Even if there could have been a chance for us/ I wouldn't want to harm you anymore/ Whether you want it or not/ You'll always be/ A part of my soul”. W ten przepiękny sposób kończy się to, trwające niemal dokładnie 90 minut, dzieło będące równocześnie dwudziestym albumem nagranym przez Mariusza (8 pod szyldem Lunatic Soul, 8 z Riverside i 4 sygnowane imieniem i nazwiskiem). Mimo długości płyty nie potrafię znaleźć na niej utworu zbędnego. Lider Riverside słynie z niezwykle przemyślanych dzieł, w których każdy element ma swoje z góry zaplanowane miejsce i bez niego całość by się posypała. Artysta podjął się niezwykle trudnego zadania, by zamknąć cykl prezentując wszystko to, co w twórczości Lunatic Soul najlepsze i jednocześnie stworzyć spójną całość. Muszę przyznać, że wyszedł z tego wyzwania obronną ręką. Materiał ukazał się na dwóch płytach kompaktowych umieszczonych w mediabooku oraz na dwóch krążkach winylowych (w różnych wariantach kolorystycznych) włożonych do rozkładanej okładki (gatefold). Dodatkowo dla zamawiających wydawnictwo w preorderze wytwórnia Mystic przygotowała EP-kę „Singles 2025” zawierającą trzy singlowe nagrania promujące płytę wzbogacone o instrumentalne intro i outro. Natomiast fanklub Riverside „Shelter Of Mine” do zamówień dokładał minialbum „Pianos Under Unsun”, na którym znalazły się instrumentalne impresje zagrane na fortepianie. Oba dodatkowe krążki zostały opatrzone autografem artysty. Co będzie dalej? Czy „The World Under Unsun” będzie ostatnią pozycją w dyskografii Lunatic Soul? Prawdopodobnie nie, choć na pewno zmianie ulegnie formuła projektu. Jedno jest pewne – Mariusz Duda nie składa broni i jeszcze nie raz zachwyci fanów swojej twórczości. A pod jakim szyldem, to już sprawa drugorzędna. Tymczasem delektujmy się najnowszą propozycją Lunatic Soul, bo to naprawdę wyjątkowe dzieło, któremu trzeba poświęcić trochę czasu i przesłuchać kilkukrotnie, a wtedy odwdzięczy się ukazując całe swe nietuzinkowe piękno. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najciekawsze wydawnictwo Lunatic Soul, które bez wątpienia znajdzie się wysoko we wszystkich możliwych tegorocznych plebiscytach. Tomasz Dudkowski Nowy album Lunatic Soul, zatytułowany „The World Under Unsun”, to zamknięcie pewnego cyklu muzycznego, który skrywa głębszą ideę. Wszystkie osiem albumów tego projektu tworzy „Krąg Życia i Śmierci” – spójną historię o samotnym artyście-podróżniku, który wędruje pomiędzy życiem a śmiercią. Ta myśl sugeruje sposób odbioru poszczególnych pozycji w dorobku Mariusza Dudy, jednak teraźniejszą opowieść można traktować indywidualnie, odnajdując w niej bogactwo brzmień i znaczeń. To jednocześnie najbardziej odrębna płyta, w której nie znajdziemy śladów innych projektów, szczególnie Riverside, z którym artysta jest utożsamiany. Tak indywidualnej, okazałej, wysmakowanej, a zarazem nieśpiesznie skonstruowanej historii, podanej w zmyślnych utworach, nie można napotkać w bogatej dyskografii twórcy. Owszem, długość tego materiału może stanowić wyzwanie, gdyż przesłuchanie całości za jednym podejściem może być trudne – to prawie 1,5 godziny muzyki na podwójnym albumie. Z drugiej strony, daje to możliwość podejścia do tych utworów wyrywkowo, zasłuchując się w ich przepastnie podanych częściach. Odkrywanie tej muzyki w różnych wariantach sprawia, że wciąż możemy odnajdywać w niej nowe barwy i emocje, które ostatecznie kształtują artystyczny wyraz poszczególnych kompozycji. Pomimo długiego czasu trwania utworów, całość nie wydaje się przeładowana nadmierną ilością instrumentalnych trików i syntezatorowych ścieżek, które mogłyby zakłócić odbiór. Artysta unika patosu i pompatyczności. Bez nadęcia rozwija własne pomysły, oferując wyważone, a zarazem na tyle interesujące propozycje, by dostrzec w nich sens wykraczający poza eksperymentalne motywy (powolnie rozwijający się numer „Mind Obscured, Heart Eclipsed”). Do tego czujemy, że wciąż jesteśmy w epicentrum wydarzeń, które tu mają miejsce, a kolorytu dodają elementy folku, spajające się ze starannie rozrysowaną elektroniką i gitarowymi akcentami (etniczne bębny w „Loop of Fate”). Ważne jest także to, że czuć obecność rockowej ekspresji – świadomie nierozbuchanej, ale dającej o sobie znać w wybranych momentach („Monsters” z udziałem gitarzysty Mateusza Owczarka z Lion Shepherd). Uroku dodają akustyczne brzmienia, które nadają intensywności, pogłębiając wartość wybranych kompozycji (stonowany „Good Memories Don’t Want to Die”). Zapewne można skrócić ten album, usuwając niektóre nadmiernie rozciągnięte fragmenty, choć należy zauważyć, że każda część tej historii ma dla Lunatic Soul swoje znaczenie. To długa, idąca pod prąd opowieść, którą trudno rozszyfrować po jednym przesłuchaniu. Tym bardziej, że przestrzenne, czasami filmowe, ale nieprzesadnie majestatyczne motywy oferują szeroki wachlarz interpretacji. Całość ma przy tym bardzo klimatyczny charakter, co w tego typu okołoprogresywnych projektach ma kluczowe znaczenie. Ogrom emocji i wrażeń, które dostarcza płyta „The World Under Unsun”, skutecznie równoważy ewentualne uchybienia, które można by dostrzec, gdyby szukać ich na siłę. Póki co, kreatywność artysty daje nam coś, co odkrywamy na nowo z każdym kolejnym odsłuchem. I to właśnie jest największa wartość teraźniejszej twórczości Mariusza Dudy. Łukasz Dębowski Fani projektu Lunatic Soul, za który odpowiada Mariusz Duda znany z Riverside, musieli uzbroić się w cierpliwość, jeśli chodzi o kolejne wydawnictwo. Ciężko uwierzyć, że w listopadzie od wydania "Through Shaded Woods" minie już pięć lat. W końcu jednak doczekaliśmy się ósmego albumu pod szyldem LS. Czy warto było czekać na "The World Under Unsun"? Mariusz Duda, co wiadomo nie od dziś, nie jest typem osoby, która mogłaby usiedzieć w jednym miejscu. Od lat stoi na czele formacji Riverside, działa także pod własnym nazwiskiem, a w 2008 roku powołał do życia projekt Lunatic Soul, na którego właśnie przyszła pora po pięcioletniej przerwie. Ósmy krążek zrealizowany pod tym szyldem to dzieło zdecydowanie wyjątkowe. The World Under Unsun jest bowiem podwójnym albumem. Duda w końcu spełnił swoje marzenie, bo – jak sam przyznawał – już od dłuższego czasu myślał intensywnie nad tak rozbudowanym wydawnictwem. Wypuścił w świat mnóstwo premierowej muzyki: 14 utworów o łącznym czasie trwania 90 minut. Nie da się ukryć, że to dość odważny ruch w dzisiejszych czasach, w których rządzą single i raczej odchodzi się od długich albumów. Lider Riverside zaryzykował więc za sprawą The World Under Unsun. Zanim przejdę to omówienia całości, wypadałoby wspomnieć, że tegoroczne wydawnictwo zamyka tryptyk fabularny. Jego historia rozpoczyna się po wydarzeniach z Fractured (2017), a kończy przed tymi znanymi z Walking on a Flashlight Beam (2014). The World Under Unsun opowiada historię człowieka, który jest uwięziony w pętli życia i śmierci. Próbuje się on wyrwać z toksycznych relacji i powtarzających się schematów. Tytułowe "unsun" symbolizuje słońce podczas całkowitego zaćmienia, czyli świat, w którym nic nie idzie dobrze. Album jest pewnego rodzaju podsumowaniem. Mariusz Duda zapowiedział przecież, że w takiej formule Lunatic Soul już raczej nie powróci, co jednak na szczęście nie oznacza definitywnego końca tego projektu. Na The World Under Unsun nie brakuje mroku, melancholii czy intymności. Pod względem stylistycznym, na ósmym albumie odnajdziemy tropy z całej dotychczasowej historii Lunatic Soul. Ambient, elektronika, folk, rock – wszystkie te gatunki odnajdziemy na niniejszej płycie. Duda, jako multiinstrumentalista, kreuje brzmienie, które jest naprawdę eklektyczne. Dla jednych będzie to siła, dla drugich wada, ponieważ krążek nie jest do końca spójny i miejscami wymaga sporo cierpliwości od słuchacza. Mamy w końcu do czynienia z monumentalnym dziełem, którego nie da się zgłębić za pierwszym podejściem. Potrzebnych jest ich przynajmniej kilka i to w odpowiednich warunkach. W zamian jednak otrzymamy jedną z najbardziej satysfakcjonujących podróży w historii LS, której z pewnością nie będziecie żałować, choć na drodze pojawiają się czasem "wyboje". Na pewno jest to dzieło, w którym emocje są wyrażane nie tylko poprzez teksty, ale przede wszystkim w długich, misternie skonstruowanych kompozycjach. Duda zadbał o to, aby obok zwartych utworów, pojawiły się prawdziwe "kolosy", w których kolejne elementy rozbudowanej układanki odkrywa się z czasem. Weźmy chociażby na warsztat Mind Obscured, Heart Eclipsed, najdłuższą kompozycję, która trwa prawie 12 minut. Bardzo wolno, w sposób filmowy, się rozkręca, później wchodzi bas, który wręcz rozsadza głośniki. Wokal Dudy usłyszymy dopiero, mniej więcej, w połowie utworu. Nie brakuje w Mind... rockowego pazura, więc jak widać: sporo się dzieje. W środku pojawia się natomiast saksofon dodający całości aurę tajemniczości. Partie Marcina Odyńca odnajdziemy także w Loop of Fate, napędzanym przez plemienną perkusję, i Hands Made of Lead, który otwiera drugą część The World Under Unsun. Jest tu delikatny fortepian, klimat jazzowy łączy się z mocniejszym anturażem, a gospodarz projektu oddaje przede wszystkim miejsce instrumentom. Z tych bardziej rozbudowanych kompozycji ta najbardziej mnie przekonuje, a czas się nie dłuży. Skoro już o tym wspomniałem... Bardzo doceniam kreatywność Mariusza Dudy, ale nie ukrywam, że spokojnie mógłby najdłuższe utwory na The World Under Unsun skrócić o 2-3 minuty i to bez szkody dla całości. Dlatego też ja chętniej wracam do numerów bardziej zwartych. Od pierwszego zetknięcia pokochałem Ardour z wyrazistym rytmem, który pasowałby do zawartości Through Shaded Woods. Mocnymi punktami albumu są ballady. Good Memories Don’t Want to Die chwyta za serce i nie chce puścić. Melancholijny wokal urzeka, a ukulele idealnie wpasowuje się w cały klimat. Ja odnajduję tutaj echa Wasteland Riverside. Żałobny Torn in Two także zapisuję po stronie plusów. Z mocniejszych fragmentów na pewno trzeba wyróżnić Monsters z... solówką gitarową Mateusza Owczarka z Lion Shepherd. Na The World Under Unsun nie brakuje hitów i wspaniałych melodii. The Prophecy nie przez przypadek został singlem, choć – pod kątem czasu trwania – nie spełnia "odpowiednich" wymogów. Wpada jednak natychmiast w ucho. Podobnie jak otwierający utwór tytułowy: hipnotyczny, z mroczniejszą elektroniką i elementami folku. Od debiutu Lunatic Soul jest przestrzenią dla Mariusza Dudy na muzykę bardziej nastrojową i eksperymentalną w porównaniu do Riverside. Nie da się ukryć, że The World Under Unsun mocno podkręca tę mroczną (i introspektywną) sferę. O tym, że Mariusz Duda poniżej pewnego poziomu nie schodzi, wiemy od bardzo dawna. The World Under Unsun jest więc kolejnym udanym dziełem w jego, bogatej już, dyskografii. Najnowszy Lunatic Soul to album dla cierpliwego słuchacza, który ceni sobie eklektyczność i ma otwarty umysł. Idealny na długie, jesienne oraz zimowe wieczory. Szymon Bijak https://www.youtube.com/watch?v=L4Zf4w6W1uo ..::TRACK-LIST::.. CD 1 [44:58]: 1. The World Under Unsun (06:58) 2. Loop of Fate (06:19) 3. Good Memories Don’t Want to Die (04:45) 4. Monsters (04:27) 5. The Prophecy (06:42) 6. Mind Obscured, Heart Eclipsed (11:42) 7. Torn in Two (03:55) CD 2 [44:58]: 1. Hands Made of Lead (08:04) 2. Ardour (04:26) 3. Game Called Life (09:41) 4. Confession (04:26) 5. Parallels (03:17) 6. Self in Distorted Glass (10:25) 7. The New End (04:29) ..::OBSADA::.. Mariusz Duda - vocals, backing vocals, piano, keyboards, acoustic guitar, bass, piccolo bass, percussion https://www.youtube.com/watch?v=qBwDf8lwYkU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-01 16:55:04
Rozmiar: 211.19 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Sama esencja twórczości Mariusza Dudy z ostatnich dwóch dekad - zarówno w Lunatic Soul, jak i Riverside. Jeśli jednak to ma być koniec Lunatic Soul, to tym albumem Duda wystawia sobie wzorcowy pomnik!!! - Prawdopodobnie tworząc w 2008 roku projekt Lunatic Soul Mariusz Duda nie przypuszczał, że przetrwa on tyle lat. Początkowo miał to być tylko eksperyment poza Riverside i składać się z dwóch płyt („Lunatic Soul” (2008) i „Lunatic Soul II” (2010)). Jednak formuła ewoluowała i od pewnego czasu było wiadomo, że dyskografia tej formacji będzie zawierać 8 płyt tworzących „Krąg życia i śmierci”. I właśnie do naszych rąk trafił album „The World Under Unsun” będący finałową odsłoną tego cyklu. Od początku album miał łączyć wszystkie elementy znane z wcześniejszych płyt, a że było niemożliwym, by zamknąć te pomysły w jednym 45-minutowym krążku, to jedynym słusznym rozwiązaniem było stworzenie albumu dwupłytowego. I właśnie taki otrzymujemy. Składa się na niego 14 utworów o łącznym czasie trwania niespełna 90 minut. Mamy zatem do czynienia z najdłuższym albumem studyjnym w całej karierze Mariusza. W Polsce ukazał się, podobnie jak wcześniejsze płyty, dzięki wytwórni Mystic, natomiast poza granicami naszego kraju został wydany przez Inside Out Music. Jest to debiut formacji pod skrzydłami niemieckiego wydawcy, z którym związany jest także zespół Riverside. Przypomnę, że wcześniej krążki firmowane tą nazwą ukazywały się na świecie za sprawą brytyjskiego Kscope. Jak wspomniałem album domyka cykl opowieści o podróżach po stronie życia i w zaświatach, ale w ten sposób, że jest zarówno ich końcem jak i początkiem, co zostało podkreślone w książeczce (znajdziemy tam właściwą chronologię całej opowieści). „To historia o porzuceniu pewnych schematów. O przełamaniu cyklu, w którym tkwisz od bardzo, bardzo dawna. Chodzi też o porzucenie toksycznych relacji. Każdy zna to uczucie utknięcia w jakimś miejscu. Chcielibyśmy odejść, ale nie możemy”. Każda z wcześniejszych płyt miała swoją kolorystykę. Najnowsza utrzymana jest w odcieniach żółci. To nawiązanie do tytułowego słońca, a właściwie nie-słońca, odzwierciedlający stan psychiczny podmiotu lirycznego, który” utknął w pętli, w powtarzającym się od długiego czasu schemacie. Bohater chce się z tego świata wydostać. To mroczne miejsce. Symbolizuje moje zmagania ze wszelkimi możliwymi depresjami, które dopadały mnie przez ostatnie lata. To symbol stanu psychicznego” – mówi Duda. Album rozpoczyna nagranie tytułowe, które było równocześnie pierwszym jego singlowym zwiastunem. Podniosły ton śpiewu, subtelna elektronika, pianino, wokalizy, a także w dalszej części sporo basu (także tego przepuszczonego przez efekty), gitary akustycznej i perkusyjnego podkładu (tu wart odnotowania jest fakt, że ponownie na albumie Lunatic Soul słyszymy w wielu miejscach Wawrzyńca Dramowicza) - to jego cechy. Nie mogło też zabraknąć solówek quasi-gitarowych (bo oczywiście wykonanych na basie). Utwór kończy się codą, na którą składają się dźwięki pianina oraz gwizdanie. Historia zaczyna się od nowa, bohater po raz kolejny odradza się: “Under the fractured sky/ I mended myself with golden paint/ Another world has come/ Another story came full circle Dry rivers on my face/ Eternal youth disenchanted/ I am between a lie/ And the urge to reveal my burden Your eyes rest upon/ The spark dancing on my bare hand/ It's just beginning now/ A story from another wasteland”. Jak można zauważyć, w tekście są przemycone nawiązania do wydawnictw, które do tej pory kończyły cykl („Fractured” i jego następcy „Under The Fragmented Sky”), podkreślając ciągłość całej opowieści. A i do postapokaliptycznego krążka grupy Riverside można też znaleźć odniesienie. Przy okazji dwa pierwsze wersy są nawiązaniem do kintsugi, japońskiej sztuki naprawy potłuczonej ceramiki złotą farbą – tu symbolizującej próbę sklejenia rozbitej duszy. W „Loop Of Fate” rządzi rytm, gitara akustyczna oraz przewijające się w tle efekty mogące kojarzyć się z twórczością Roberta Frippa. Całość nadaje utworowi mrocznego charakteru, a na tym tle wybrzmiewa tekst, w którym bohater zastanawia się jak rozpocząć kolejną próbę życia, gdy wciąż pamięta o poprzednich, co zrobić by przerwać błędne koło? “Loop of fate/ How do you live with such knowledge?/ How to grant yourself a second chance/ Knowing where your story's going? Even after/ Even after The choice you made cannot be altered/ But the sound of waves can be tamed/ Consider it your favorite white noise Even after/ Even after … Break the cycle/ Break the cycle/ Break the cycle/ Break the cycle”. Szept, a po części z wokalem do głosu dochodzą drapieżne basowe riffy, słychać dźwięki imitujące szum morza oraz pełen cierpienia krzyk. Na koniec słyszymy także wzbudzającą niepokój partię saksofonu (gra na nim drugi gość - Marcin Odyniec). Na trzeciej ścieżce znalazł się jeden z moich faworytów tego wydawnictwa – ballada „Good Memories Don’t Want to Die”. Tu rządzą gitara akustyczna, pianino i ukulele oraz klawiszowe orkiestracje. W drugiej części dołącza subtelna perkusja, a uwagę przykuwa solo kierujące skojarzenia do dokonań The Cure. Całości towarzyszy delikatny, melancholijny śpiew o relacji, w której wszystkie złe rzeczy zagłuszane są tymi dobrymi (często błahymi), co utrudnia wydostanie się z toksycznej pętli: “The rope is getting tighter/ And the pain's coming along/ So why do I suppress the bad things/ As if nothing was wrong/ And I don't even think this way/ I deserve something better/ I guess some part of my dream/ Still goes on/ While I’m awake Please wake me up”. Teraz pora na całkowitą zmianę klimatu, gdyż nadchodzi „potwór” – „Monster”. Tu króluje riff oraz motoryczny podkład perkusyjny, a ciekawostką jest fakt, że pojawia się tu solo gitarowe w wykonaniu Mateusza Owczarka, choć podane w taki sposób, by wpasować się w założenie o braku elektrycznych gitar na albumach Lunatic Soul. Uwagę przykuwa także pojawiająca się wokaliza śpiewana falsetem, która kontrastuje z wykonywanym niskim głosem zasadniczym tekstem. I tak docieramy do drugiego nagrania promującego płytę, od którego nie mogę się uwolnić od pierwszego przesłuchania. „The Prophecy”, bo o nim mowa, czaruje brzmieniem pianina i przestrzennym wokalem, a całość rozwija się wspaniale (trochę niczym „The Final Truth” z debiutu), by w dalszej części zachwycić basowymi riffami, solówką na tym instrumencie oraz wspaniałą partią perkusji. W tekście bohater zaczyna sobie zdawać sprawę, że wszystkie jego starania za życia zostają docenione dopiero po jego śmierci: “Blinded by the dawn/ Overshadowed by fate/ By your memory/ You find out/ That your fame has begun/ From the moment When you woke up dead”. Następnie przechodzimy do najdłuższego nagrania na albumie zatytułowanego „Mind Obscured, Heart Eclipsed”. Przez pierwszą połowę nie usłyszymy w nim wokalu, a jedynie tajemnicze, posępne dźwięki klawiszy, do których potem dołącza charakterystyczna dla Mariusza linia basu oraz przestrzenna gitara akustyczna, które nawzajem się uzupełniają. W drugiej części na czoło wysuwa się basowy riff oraz wzniosły śpiew, a wszystko to podkreślone jest delikatną elektroniką i perkusyjnym podkładem. Ponownie możemy usłyszeć grającego na saksofonie Marcina Odyńca, który ubarwia wyciszony fragment, przechodzący potem w folkowo-elektroniczną część z plemiennymi bębnami i basową solówką. Pierwszy krążek wydawnictwa kończy ballada „Torn In Two”. Tu dominuje pianino i klawiszowa orkiestracja, a Mariusz śpiewa gorzkie słowa na temat życia bohatera, które równie dobrze mogą odnosić się do kondycji dzisiejszego świata: “As we wait/ For the next eclipse to end/ Please tell me/ Who poisoned these minds?/ Why has the fist come to speak louder than words/ Why does hatred rise above love I thought this land yearned for the sun/ That freedom would be understood the same by all/ I trust that one day the tide will turn/ And the light will break the sky Stay with me/ You know I’m not ready yet/ Just stay with me/ You know I’m not ready to forget/ Still holding on/ But without you I’ll fall apart”. Drugą płytę otwiera ośmiominutowy utwór „Hands Made Of Lead”, w której intrygująca przestrzenna elektronika miesza się z ostrymi riffami przeplatanymi solowymi popisami Mariusza i Marcina Odyńca. Ten pierwszy serwuje nam także nastrojową wokalizę podkreśloną mocniejszymi akordami. Pojawia się także wyciszony fragment z większą dawką elektronicznych, ambientowych dźwięków, który następnie przechodzi z powrotem w klimaty z początku nagrania. Tym razem tekst, w którym podmiot liryczny zastanawia się jak wiele jeszcze razy może się odradzać, jest recytowany: “Returns from the dark abyss grow even harder/ Will I have the strength for another?/ For I feel I have none left/ My thoughts/ My lungs/ My hands/ They feel as if made of lead/ As if I were already sinking/ And yet, I just woke up Because I did wake up ... Didn't I?”. W “Ardour” folkowe klimaty łączą się z hardrockowymi riffami i przestrzennymi tłami tworząc mroczny podkład do rozważań na temat tego na ile kolejne odsłony życia bohatera są prawdziwe. Tak docieramy do jednej z najbardziej intrygujących kompozycji – „Game Called Life”. W pierwszej części, zatytułowanej „In the Court of the King of Hearts”, na tle potężnych bębnów słyszymy kolejną wokalizę, ale tym razem wykonaną zdecydowanie w niższych rejestrach, niż te, do których do tej pory przyzwyczaił nas Mariusz. Tuż po niej tło zmienia się, a do naszych uszu docierają dźwięki, których nie powstydziliby się… Depeche Mode wzbogaceni partią gitary akustycznej. Te klimaty rządzą także w drugiej części („Escape”). Tym razem podmiot liryczny gra w karty ze śmiercią zdając sobie sprawę, że jest z góry skazany na porażkę (nawiązania do „Gry o tron” czy „Siódmej pieczęci”): “I ended up in this world without knowing/ How often you must play with marked cards/ The king is smiling/ The guests are laughing/ The servants will soon bring the poisoned wine Maybe it has always been my desire/ Eat at the court of the king of hearts/ But .../ I will no longer remain at this table/ I'm done with playing the game called life”. “Confession” to utwór, który może kojarzyć się luźno z „Found” Riverside. Sporo tu gitary akustycznej, melodyjnego basu, pogłosów i melancholijnego śpiewu autora. Kompozycja pięknie się rozwija, a wraz z dołączeniem perkusji nastrój staje się bardziej podniosły. To kolejna odsłona płyty, która mogłaby ją promować na singlu. „Parallels” to z kolei jedyne w pełni instrumentalne nagranie na albumie w klimacie płyty „Walking On A Flashlight Beam”. Niepokojący podkład, na tle którego powtarza się motyw grany na gitarze, oraz krótkie wstawki na pianinie. Druga najdłuższą odsłoną wydawnictwa jest blisko jedenastominutowa kompozycja „Self In Distorted Glass”. Uwagę przykuwają bębny, znów kojarzące się z poprzednią płytą Lunatic Soul. Towarzyszą im syntezatorowe akordy, gitara akustyczna oraz dodatkowe perkusjonalia. W okolicach trzeciej minuty słyszymy partię basu, która tworzy klimat rodem z nagrań King Crimson z lat 80. W połowie wchodzi już bardziej tradycyjna perkusja, a Mariusz czaruje basową solówką w orientalnym klimacie. Od ósmej minuty nastrój się zmienia – słychać szum fal oraz nuty wygrywane na pianinie. Bohater dotarł do krawędzi urwiska i przeszedł na drugą stronę, ale tylko po to, by ponownie wrócić na ten świat: “And so I stand before/ The remnant of myself/ That keeps trying and trying to escape/ From what's broken/ But every time I find myself standing here/ It's because I chose to return/ To this world under unsun/ To this life Again”. I tak dochodzimy do finału w postaci pieśni „The New End” opartej głównie na duecie pianino – wokal, gdzie dopiero pod koniec pojawia się subtelna gitara i delikatna wokaliza. Bohater dojrzewa do tego, by w końcu zapomnieć o wszystkich, których kochał i o tym, co stworzył za życia i wreszcie się uwolnić, choć jest to niezwykle trudne… “How to stop living with guilt/ No matter what you do/ It will hurt/ How to stop fearing that scars/ Will remain on your broken heart Even if there could have been a chance for us/ I wouldn't want to harm you anymore/ Whether you want it or not/ You'll always be/ A part of my soul”. W ten przepiękny sposób kończy się to, trwające niemal dokładnie 90 minut, dzieło będące równocześnie dwudziestym albumem nagranym przez Mariusza (8 pod szyldem Lunatic Soul, 8 z Riverside i 4 sygnowane imieniem i nazwiskiem). Mimo długości płyty nie potrafię znaleźć na niej utworu zbędnego. Lider Riverside słynie z niezwykle przemyślanych dzieł, w których każdy element ma swoje z góry zaplanowane miejsce i bez niego całość by się posypała. Artysta podjął się niezwykle trudnego zadania, by zamknąć cykl prezentując wszystko to, co w twórczości Lunatic Soul najlepsze i jednocześnie stworzyć spójną całość. Muszę przyznać, że wyszedł z tego wyzwania obronną ręką. Materiał ukazał się na dwóch płytach kompaktowych umieszczonych w mediabooku oraz na dwóch krążkach winylowych (w różnych wariantach kolorystycznych) włożonych do rozkładanej okładki (gatefold). Dodatkowo dla zamawiających wydawnictwo w preorderze wytwórnia Mystic przygotowała EP-kę „Singles 2025” zawierającą trzy singlowe nagrania promujące płytę wzbogacone o instrumentalne intro i outro. Natomiast fanklub Riverside „Shelter Of Mine” do zamówień dokładał minialbum „Pianos Under Unsun”, na którym znalazły się instrumentalne impresje zagrane na fortepianie. Oba dodatkowe krążki zostały opatrzone autografem artysty. Co będzie dalej? Czy „The World Under Unsun” będzie ostatnią pozycją w dyskografii Lunatic Soul? Prawdopodobnie nie, choć na pewno zmianie ulegnie formuła projektu. Jedno jest pewne – Mariusz Duda nie składa broni i jeszcze nie raz zachwyci fanów swojej twórczości. A pod jakim szyldem, to już sprawa drugorzędna. Tymczasem delektujmy się najnowszą propozycją Lunatic Soul, bo to naprawdę wyjątkowe dzieło, któremu trzeba poświęcić trochę czasu i przesłuchać kilkukrotnie, a wtedy odwdzięczy się ukazując całe swe nietuzinkowe piękno. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest to najciekawsze wydawnictwo Lunatic Soul, które bez wątpienia znajdzie się wysoko we wszystkich możliwych tegorocznych plebiscytach. Tomasz Dudkowski Nowy album Lunatic Soul, zatytułowany „The World Under Unsun”, to zamknięcie pewnego cyklu muzycznego, który skrywa głębszą ideę. Wszystkie osiem albumów tego projektu tworzy „Krąg Życia i Śmierci” – spójną historię o samotnym artyście-podróżniku, który wędruje pomiędzy życiem a śmiercią. Ta myśl sugeruje sposób odbioru poszczególnych pozycji w dorobku Mariusza Dudy, jednak teraźniejszą opowieść można traktować indywidualnie, odnajdując w niej bogactwo brzmień i znaczeń. To jednocześnie najbardziej odrębna płyta, w której nie znajdziemy śladów innych projektów, szczególnie Riverside, z którym artysta jest utożsamiany. Tak indywidualnej, okazałej, wysmakowanej, a zarazem nieśpiesznie skonstruowanej historii, podanej w zmyślnych utworach, nie można napotkać w bogatej dyskografii twórcy. Owszem, długość tego materiału może stanowić wyzwanie, gdyż przesłuchanie całości za jednym podejściem może być trudne – to prawie 1,5 godziny muzyki na podwójnym albumie. Z drugiej strony, daje to możliwość podejścia do tych utworów wyrywkowo, zasłuchując się w ich przepastnie podanych częściach. Odkrywanie tej muzyki w różnych wariantach sprawia, że wciąż możemy odnajdywać w niej nowe barwy i emocje, które ostatecznie kształtują artystyczny wyraz poszczególnych kompozycji. Pomimo długiego czasu trwania utworów, całość nie wydaje się przeładowana nadmierną ilością instrumentalnych trików i syntezatorowych ścieżek, które mogłyby zakłócić odbiór. Artysta unika patosu i pompatyczności. Bez nadęcia rozwija własne pomysły, oferując wyważone, a zarazem na tyle interesujące propozycje, by dostrzec w nich sens wykraczający poza eksperymentalne motywy (powolnie rozwijający się numer „Mind Obscured, Heart Eclipsed”). Do tego czujemy, że wciąż jesteśmy w epicentrum wydarzeń, które tu mają miejsce, a kolorytu dodają elementy folku, spajające się ze starannie rozrysowaną elektroniką i gitarowymi akcentami (etniczne bębny w „Loop of Fate”). Ważne jest także to, że czuć obecność rockowej ekspresji – świadomie nierozbuchanej, ale dającej o sobie znać w wybranych momentach („Monsters” z udziałem gitarzysty Mateusza Owczarka z Lion Shepherd). Uroku dodają akustyczne brzmienia, które nadają intensywności, pogłębiając wartość wybranych kompozycji (stonowany „Good Memories Don’t Want to Die”). Zapewne można skrócić ten album, usuwając niektóre nadmiernie rozciągnięte fragmenty, choć należy zauważyć, że każda część tej historii ma dla Lunatic Soul swoje znaczenie. To długa, idąca pod prąd opowieść, którą trudno rozszyfrować po jednym przesłuchaniu. Tym bardziej, że przestrzenne, czasami filmowe, ale nieprzesadnie majestatyczne motywy oferują szeroki wachlarz interpretacji. Całość ma przy tym bardzo klimatyczny charakter, co w tego typu okołoprogresywnych projektach ma kluczowe znaczenie. Ogrom emocji i wrażeń, które dostarcza płyta „The World Under Unsun”, skutecznie równoważy ewentualne uchybienia, które można by dostrzec, gdyby szukać ich na siłę. Póki co, kreatywność artysty daje nam coś, co odkrywamy na nowo z każdym kolejnym odsłuchem. I to właśnie jest największa wartość teraźniejszej twórczości Mariusza Dudy. Łukasz Dębowski Fani projektu Lunatic Soul, za który odpowiada Mariusz Duda znany z Riverside, musieli uzbroić się w cierpliwość, jeśli chodzi o kolejne wydawnictwo. Ciężko uwierzyć, że w listopadzie od wydania "Through Shaded Woods" minie już pięć lat. W końcu jednak doczekaliśmy się ósmego albumu pod szyldem LS. Czy warto było czekać na "The World Under Unsun"? Mariusz Duda, co wiadomo nie od dziś, nie jest typem osoby, która mogłaby usiedzieć w jednym miejscu. Od lat stoi na czele formacji Riverside, działa także pod własnym nazwiskiem, a w 2008 roku powołał do życia projekt Lunatic Soul, na którego właśnie przyszła pora po pięcioletniej przerwie. Ósmy krążek zrealizowany pod tym szyldem to dzieło zdecydowanie wyjątkowe. The World Under Unsun jest bowiem podwójnym albumem. Duda w końcu spełnił swoje marzenie, bo – jak sam przyznawał – już od dłuższego czasu myślał intensywnie nad tak rozbudowanym wydawnictwem. Wypuścił w świat mnóstwo premierowej muzyki: 14 utworów o łącznym czasie trwania 90 minut. Nie da się ukryć, że to dość odważny ruch w dzisiejszych czasach, w których rządzą single i raczej odchodzi się od długich albumów. Lider Riverside zaryzykował więc za sprawą The World Under Unsun. Zanim przejdę to omówienia całości, wypadałoby wspomnieć, że tegoroczne wydawnictwo zamyka tryptyk fabularny. Jego historia rozpoczyna się po wydarzeniach z Fractured (2017), a kończy przed tymi znanymi z Walking on a Flashlight Beam (2014). The World Under Unsun opowiada historię człowieka, który jest uwięziony w pętli życia i śmierci. Próbuje się on wyrwać z toksycznych relacji i powtarzających się schematów. Tytułowe "unsun" symbolizuje słońce podczas całkowitego zaćmienia, czyli świat, w którym nic nie idzie dobrze. Album jest pewnego rodzaju podsumowaniem. Mariusz Duda zapowiedział przecież, że w takiej formule Lunatic Soul już raczej nie powróci, co jednak na szczęście nie oznacza definitywnego końca tego projektu. Na The World Under Unsun nie brakuje mroku, melancholii czy intymności. Pod względem stylistycznym, na ósmym albumie odnajdziemy tropy z całej dotychczasowej historii Lunatic Soul. Ambient, elektronika, folk, rock – wszystkie te gatunki odnajdziemy na niniejszej płycie. Duda, jako multiinstrumentalista, kreuje brzmienie, które jest naprawdę eklektyczne. Dla jednych będzie to siła, dla drugich wada, ponieważ krążek nie jest do końca spójny i miejscami wymaga sporo cierpliwości od słuchacza. Mamy w końcu do czynienia z monumentalnym dziełem, którego nie da się zgłębić za pierwszym podejściem. Potrzebnych jest ich przynajmniej kilka i to w odpowiednich warunkach. W zamian jednak otrzymamy jedną z najbardziej satysfakcjonujących podróży w historii LS, której z pewnością nie będziecie żałować, choć na drodze pojawiają się czasem "wyboje". Na pewno jest to dzieło, w którym emocje są wyrażane nie tylko poprzez teksty, ale przede wszystkim w długich, misternie skonstruowanych kompozycjach. Duda zadbał o to, aby obok zwartych utworów, pojawiły się prawdziwe "kolosy", w których kolejne elementy rozbudowanej układanki odkrywa się z czasem. Weźmy chociażby na warsztat Mind Obscured, Heart Eclipsed, najdłuższą kompozycję, która trwa prawie 12 minut. Bardzo wolno, w sposób filmowy, się rozkręca, później wchodzi bas, który wręcz rozsadza głośniki. Wokal Dudy usłyszymy dopiero, mniej więcej, w połowie utworu. Nie brakuje w Mind... rockowego pazura, więc jak widać: sporo się dzieje. W środku pojawia się natomiast saksofon dodający całości aurę tajemniczości. Partie Marcina Odyńca odnajdziemy także w Loop of Fate, napędzanym przez plemienną perkusję, i Hands Made of Lead, który otwiera drugą część The World Under Unsun. Jest tu delikatny fortepian, klimat jazzowy łączy się z mocniejszym anturażem, a gospodarz projektu oddaje przede wszystkim miejsce instrumentom. Z tych bardziej rozbudowanych kompozycji ta najbardziej mnie przekonuje, a czas się nie dłuży. Skoro już o tym wspomniałem... Bardzo doceniam kreatywność Mariusza Dudy, ale nie ukrywam, że spokojnie mógłby najdłuższe utwory na The World Under Unsun skrócić o 2-3 minuty i to bez szkody dla całości. Dlatego też ja chętniej wracam do numerów bardziej zwartych. Od pierwszego zetknięcia pokochałem Ardour z wyrazistym rytmem, który pasowałby do zawartości Through Shaded Woods. Mocnymi punktami albumu są ballady. Good Memories Don’t Want to Die chwyta za serce i nie chce puścić. Melancholijny wokal urzeka, a ukulele idealnie wpasowuje się w cały klimat. Ja odnajduję tutaj echa Wasteland Riverside. Żałobny Torn in Two także zapisuję po stronie plusów. Z mocniejszych fragmentów na pewno trzeba wyróżnić Monsters z... solówką gitarową Mateusza Owczarka z Lion Shepherd. Na The World Under Unsun nie brakuje hitów i wspaniałych melodii. The Prophecy nie przez przypadek został singlem, choć – pod kątem czasu trwania – nie spełnia "odpowiednich" wymogów. Wpada jednak natychmiast w ucho. Podobnie jak otwierający utwór tytułowy: hipnotyczny, z mroczniejszą elektroniką i elementami folku. Od debiutu Lunatic Soul jest przestrzenią dla Mariusza Dudy na muzykę bardziej nastrojową i eksperymentalną w porównaniu do Riverside. Nie da się ukryć, że The World Under Unsun mocno podkręca tę mroczną (i introspektywną) sferę. O tym, że Mariusz Duda poniżej pewnego poziomu nie schodzi, wiemy od bardzo dawna. The World Under Unsun jest więc kolejnym udanym dziełem w jego, bogatej już, dyskografii. Najnowszy Lunatic Soul to album dla cierpliwego słuchacza, który ceni sobie eklektyczność i ma otwarty umysł. Idealny na długie, jesienne oraz zimowe wieczory. Szymon Bijak https://www.youtube.com/watch?v=L4Zf4w6W1uo ..::TRACK-LIST::.. CD 1 [44:58]: 1. The World Under Unsun (06:58) 2. Loop of Fate (06:19) 3. Good Memories Don’t Want to Die (04:45) 4. Monsters (04:27) 5. The Prophecy (06:42) 6. Mind Obscured, Heart Eclipsed (11:42) 7. Torn in Two (03:55) CD 2 [44:58]: 1. Hands Made of Lead (08:04) 2. Ardour (04:26) 3. Game Called Life (09:41) 4. Confession (04:26) 5. Parallels (03:17) 6. Self in Distorted Glass (10:25) 7. The New End (04:29) ..::OBSADA::.. Mariusz Duda - vocals, backing vocals, piano, keyboards, acoustic guitar, bass, piccolo bass, percussion https://www.youtube.com/watch?v=qBwDf8lwYkU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-01 16:50:49
Rozmiar: 536.79 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Najnowszy materiał, "Empyrean Atrophy", to połączenie amerykańskiego i szwedzkiego death metalu. Słychać na niej wpływy Dismember, Grave czy At The Gates, połączone z bardziej progresywnymi przedstawicielami gatunku, pokroju Opeth, Edge Of Sanity czy Dissection. Jak komentuje zespół: "Nasze brzmienie jest wyrazem pasji, która zaprowadziła nas do naszych najbardziej organicznych inspiracji, pozwoliła je połączyć, wcielić pozornie rozbieżne elementy, a w efekcie wykuć coś co się wyróżnia. Każdy z nas bierze udział w pisaniu muzyki i pomimo dzielących nas różnic, wspaniale jest słyszeć jak spójny i płynny jest nowy materiał. Od razu słychać, jak bardzo jest odmienny od naszych innych zespołów, a jednocześnie pozostaje w zgodzie z naszymi indywidualnymi stylami. Bass Derek'a progresywnie splata się z moimi partami gitarowymi, a niezwykle kreatywny styl Jesse'a splata wszystko w całość. Wisienką na torcie są wokale Andy'ego, które... no cóż, musicie sami posłuchać". Okładkę wydawnictwa przygotował Gary Ronaldson z Bite Radius Designs (Primordial, Kreator, Napalm Death), a za jego produkcję odpowiada legendarny szwedzki producent Dan Swanö (Katatonia, Merciless, Edge Of Sanity). CAST THE STONE is Mark Kloeppel (Misery Index, Scour with Phil Anselmo), Derek Engemann (ex-Cattle Decapitation, Scour), Jesse Schobel (Legend, ex-Scour) and vocalist Andrew Huskey. First formations of the band began in 2002, long before its protagonists departed for their better known metal-scene mainstays. While such ties leave a clear mark, CAST THE STONE emerge not as some metal supergroup, but as a project of the original and purest intent of its membership. Each of CAST THE STONE members is involved in writing music, and each has varying tastes. But they all seem to have one acquired taste in common: an appetite for American and Swedish death metal. On "Empyrean Atrophy", one can distinctly hear sounds similar to Dismember, Grave, At The Gates, and other proponents of the genre. There are also artisan elements one could liken to more dark and progressive Swedish acts such as Opeth, Edge Of Sanity and Dissection. Perhaps this reason alone, Dan Swanö was a clear choice for production (having produced or had been a member of some of the aforementioned bands). Hybridizing the dark ferocity of Swedish death metal through a lens of American brutality, CAST THE STONE hits a creative stride with "Empyrean Atrophy". Guitarist Mark Kloeppel commented, "The band's sound is a testament to an enduring spirit that’s driven us to return to our most organic influences, merge them together, incorporate disparate elements, and forge our own sound. Each person has a distinct sound unto themselves, so it's really cool how smooth and cohesive this stuff comes across. You can immediately hear how different this is from the other things we've been involved in, yet it's still very true to our individual styles. Our bassist Derek progressively weaves my guitars and Jesse's uber-creative drumming style together in a way that only he can. This is all crowned off by Andy Huskey's crazy death metal vocals which are... well, just listen". "Empyrean Atrophy" was produced by Dan Swanö (Katatonia, Merciless, Edge Of Sanity) and features cover artwork by Gary Ronaldson of Bite Radius Designs (Primordial, Kreator, Napalm Death). It includes five new, original compositions and a cover of Infestdead's "Jesusatan". ..::TRACK-LIST::.. 1. As The Dead Lie 03:55 2. The Burning Horizon 07:26 3. Standing in the Shadows 03:06 4. A Plague of Light 04:23 5. Empyrean Atrophy 04:29 6. Jesusatan 03:11 ..::OBSADA::.. Derek Engemann - Bass, Vocals (backing) Andrew Huskey - Vocals (lead) Jesse Schobel - Drums Mark Kloeppel - Guitars, Vocals (backing) https://www.youtube.com/watch?v=H0mZPfCkZ2g SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-01 15:58:23
Rozmiar: 62.47 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Najnowszy materiał, "Empyrean Atrophy", to połączenie amerykańskiego i szwedzkiego death metalu. Słychać na niej wpływy Dismember, Grave czy At The Gates, połączone z bardziej progresywnymi przedstawicielami gatunku, pokroju Opeth, Edge Of Sanity czy Dissection. Jak komentuje zespół: "Nasze brzmienie jest wyrazem pasji, która zaprowadziła nas do naszych najbardziej organicznych inspiracji, pozwoliła je połączyć, wcielić pozornie rozbieżne elementy, a w efekcie wykuć coś co się wyróżnia. Każdy z nas bierze udział w pisaniu muzyki i pomimo dzielących nas różnic, wspaniale jest słyszeć jak spójny i płynny jest nowy materiał. Od razu słychać, jak bardzo jest odmienny od naszych innych zespołów, a jednocześnie pozostaje w zgodzie z naszymi indywidualnymi stylami. Bass Derek'a progresywnie splata się z moimi partami gitarowymi, a niezwykle kreatywny styl Jesse'a splata wszystko w całość. Wisienką na torcie są wokale Andy'ego, które... no cóż, musicie sami posłuchać". Okładkę wydawnictwa przygotował Gary Ronaldson z Bite Radius Designs (Primordial, Kreator, Napalm Death), a za jego produkcję odpowiada legendarny szwedzki producent Dan Swanö (Katatonia, Merciless, Edge Of Sanity). CAST THE STONE is Mark Kloeppel (Misery Index, Scour with Phil Anselmo), Derek Engemann (ex-Cattle Decapitation, Scour), Jesse Schobel (Legend, ex-Scour) and vocalist Andrew Huskey. First formations of the band began in 2002, long before its protagonists departed for their better known metal-scene mainstays. While such ties leave a clear mark, CAST THE STONE emerge not as some metal supergroup, but as a project of the original and purest intent of its membership. Each of CAST THE STONE members is involved in writing music, and each has varying tastes. But they all seem to have one acquired taste in common: an appetite for American and Swedish death metal. On "Empyrean Atrophy", one can distinctly hear sounds similar to Dismember, Grave, At The Gates, and other proponents of the genre. There are also artisan elements one could liken to more dark and progressive Swedish acts such as Opeth, Edge Of Sanity and Dissection. Perhaps this reason alone, Dan Swanö was a clear choice for production (having produced or had been a member of some of the aforementioned bands). Hybridizing the dark ferocity of Swedish death metal through a lens of American brutality, CAST THE STONE hits a creative stride with "Empyrean Atrophy". Guitarist Mark Kloeppel commented, "The band's sound is a testament to an enduring spirit that’s driven us to return to our most organic influences, merge them together, incorporate disparate elements, and forge our own sound. Each person has a distinct sound unto themselves, so it's really cool how smooth and cohesive this stuff comes across. You can immediately hear how different this is from the other things we've been involved in, yet it's still very true to our individual styles. Our bassist Derek progressively weaves my guitars and Jesse's uber-creative drumming style together in a way that only he can. This is all crowned off by Andy Huskey's crazy death metal vocals which are... well, just listen". "Empyrean Atrophy" was produced by Dan Swanö (Katatonia, Merciless, Edge Of Sanity) and features cover artwork by Gary Ronaldson of Bite Radius Designs (Primordial, Kreator, Napalm Death). It includes five new, original compositions and a cover of Infestdead's "Jesusatan". ..::TRACK-LIST::.. 1. As The Dead Lie 03:55 2. The Burning Horizon 07:26 3. Standing in the Shadows 03:06 4. A Plague of Light 04:23 5. Empyrean Atrophy 04:29 6. Jesusatan 03:11 ..::OBSADA::.. Derek Engemann - Bass, Vocals (backing) Andrew Huskey - Vocals (lead) Jesse Schobel - Drums Mark Kloeppel - Guitars, Vocals (backing) https://www.youtube.com/watch?v=H0mZPfCkZ2g SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-01 15:54:37
Rozmiar: 203.45 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
--------------------------------------------------------------------- Mike Oldfield - Live Then & Now (Poland Broadcast 1999) (2 CD) Recorded At The Spodek Hall, Katowice, Poland, 25th July 1999 --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Mike Oldfield Album................: Live Then & Now (Poland Broadcast 1999) Genre................: Rock Source...............: CD Year.................: 1999 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.5.0 20250211 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 59-63 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Sutra - Unofficial Release Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting - CD 1 --------------------------------------------------------------------- 1. Mike Oldfield - In The Beginning [01:59] 2. Mike Oldfield - Let There Be Light [04:53] 3. Mike Oldfield - Supernova [03:25] 4. Mike Oldfield - Crystal Clear [05:41] 5. Mike Oldfield - Shadow On The Wall [04:38] 6. Mike Oldfield - Ommadawn Pt. 1 [10:40] 7. Mike Oldfield - Band Intro [01:08] 8. Mike Oldfield - Cochise [05:30] 9. Mike Oldfield - Embers [04:12] 10. Mike Oldfield - Summit Day [05:09] 11. Mike Oldfield - Muse [02:22] Playing Time.........: 49:42 Total Size...........: 297,33 MB --------------------------------------------------------------------- Tracklisting - CD 2 --------------------------------------------------------------------- 1. Mike Oldfield - The Source of Secrets [06:00] 2. Mike Oldfield - The Watchful Eye [02:10] 3. Mike Oldfield - Jewel In The Crown [05:45] 4. Mike Oldfield - Outcast [03:49] 5. Mike Oldfield - Serpent Dream [03:00] 6. Mike Oldfield - The Inner Child [04:12] 7. Mike Oldfield - Secrets [03:45] 8. Mike Oldfield - Far Above The Clouds [07:02] 9. Mike Oldfield - Moonlight Shadow [05:39] 10. Mike Oldfield - Family Man [06:46] 11. Mike Oldfield - Far Above The Clouds Encore [07:46] Playing Time.........: 55:58 Total Size...........: 363,67 MB
Seedów: 25
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-12-01 14:49:38
Rozmiar: 667.33 MB
Peerów: 23
Dodał: rajkad
Opis
...( Info )...
Artist: Bruce Springsteen Album: Nebraska '82: Expanded Edition Country: USA Genre: Rock Release: 2025 Duration: 03:07:47 Format/Codec: mp3 + mp4 Bit depth: CBR 320 kbps Rip type: Tracks + front cover (jpg) Size: 815 mb ...( Opis )... "Nebraska '82: Expanded Edition" to wyjątkowe wydawnictwo towarzyszące filmowi "Ocal mnie od nicości", opowiadającemu historię powstania albumu "Nebraska". Zawiera ono niepublikowane wcześniej materiały z tego niezwykle twórczego okresu - w tym legendarne sesje "Electric Nebraska" z zespołem E Street Band, a także solowe nagrania domowe i studyjne. Całość uzupełnia zremasterowana wersja oryginalnego albumu oraz nowy film z wykonaniem wszystkich dziesięciu utworów z krążka "Nebraska" w kolejności znanej z albumu. Akustyczne arcydzieło Springsteena z 1982 roku zostało rozszerzone o 17 współczesnych nagrań (w tym 15 wcześniej niepublikowanych), które powstały w fali inspiracji towarzyszącej tworzeniu "Nebraski" i nawiązują do jej przejmujących tematów. Razem ukazują pełniejsze oblicze tego przełomowego albumu i odzwierciedlają ogrom twórczych zamiarów Bruce'a Springsteena w kluczowym momencie jego artystycznej drogi. ...( TrackList )... ⭐ CD1 Nebraska Outtakes 1. Born In the U.S.A. (Demo Version – 1982) 2. Losin' Kind 3. Downbound Train 4. Child Bride 5. Pink Cadillac 6. The Big Payback (Single B-side – 1982) 7. Working on the Highway 8. On the Prowl 9. Gun in Every Home ⭐⭐ CD2 Electric Nebraska 1. Nebraska 2. Atlantic 3. Mansion on the Hill 4. Johnny 99 5. Downbound Train 6. Open All Night 7. Born in the U.S.A. 8. Reason to Believe ⭐⭐⭐ CD3 Live (Count Basie Theatre, Red Bank, NJ) 1. Nebraska 2. Atlantic City 3. Mansion on the Hill 4. Johnny 99 5. Highway Patrolman 6. State Trooper 7. Used Cars 8. Open All Night 9. My Father's House 10. Reason to Believe ⭐⭐⭐⭐ CD4 Nebraska [Remaster] 1. Nebraska 2. Atlantic City 3. Mansion on the Hill 4. Johnny 99 5. Highway Patrolman 6. State Trooper 7. Used Cars 8. Open All Night 9. My Father's House 10. Reason to Believe ⭐⭐⭐⭐⭐ Blu-Ray rip - Live (Count Basie Theatre, Red Bank, NJ) 1. Nebraska 2. Atlantic City 3. Mansion on the Hill 4. Johnny 99 5. Highway Patrolman 6. State Trooper 7. Used Cars 8. Open All Night 9. My Father's House 10. Reason to Believe
Seedów: 83
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-11-30 23:22:40
Rozmiar: 814.74 MB
Peerów: 4
Dodał: Uploader
1 - 30 | 31 - 60 | 61 - 90 | ... | 511 - 540 | 541 - 570 | 571 - 600 | 601 - 630 | 631 - 660 | ... | 23281 - 23310 | 23311 - 23340 | 23341 - 23362 |
|||||||||||||