![]() |
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Kategoria:
Muzyka
Ilość torrentów:
24,200
Opis
---------------------------------------------------------------------
VA - Przeboje Romualda Lipko [2005] --------------------------------------------------------------------- Artist........: Various Artists Album.........: Przeboje Romualda Lipko Genre.........: Pop Source........: CD Year..........: 2005 Ripper........: Exact Audio Copy (Secure mode) & Asus CD-S520 Codec.........: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Quality.......: Lossless, (avg. compression: 70 %) Channels......: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Included......: NFO, M3U, CUE Covers........: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Anna Jantar - Układ z życiem [02:48] 2. Izabela Trojanowska - Tyle samo prawd, ile kłamstw [04:12] 3. Urszula - Malinowy król [05:03] 4. Zdzisława Sośnicka - Aleja gwiazd [04:03] 5. Basia Sikorska - C.D.N [04:11] 6. Irena Jarocka - Nie odchodź jeszcze [04:24] 7. Irena Santor - Jak fart, to fart [04:06] 8. Małgorzata Kożuchowska - Są takie rzeczy, które trzeba mieć[04:05] 9. Halina - Na księżej łące [04:13] 10. Anna Jantar - Do żony wróć [04:24] 11. Zdzisława Sośnicka - Będzie co ma być [04:41] 12. Urszula - Dmuchawce, latawce, wiatr [05:26] 13. Eleni - Postaw na mnie, a zatrzymam deszcz [05:02] 14. Irena Santor - Jeszcze kochasz mnie [04:02] 15. Maryla Rodowicz - Tak nam słodko, tak nam gorzko [04:26] 16. Basia Sikorska - Gramatyka miłości [04:50] 17. Izabela Trojanowska - Wszystko, czego dziś chcę [04:05] 18. Anna Jantar - Nic nie może wiecznie trwać [03:45] Playing Time.........: 01:17:54 Total Size...........: 548,37 MB ![]()
Seedów: 26
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 15:01:08
Rozmiar: 551.25 MB
Peerów: 6
Dodał: rajkad
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Ten opis płyty Neala Morse’a muszę zacząć od swoistej spowiedzi. Jest mi bardzo ciężko utrzymać jakikolwiek dystans w stosunku do jego twórczości we wszelkich jej odcieniach i stylach. Dzieje się tak ponieważ z twórczością tego artysty jestem związany już od lat 90. Jest to dla mnie swoisty narkotyk, od którego nie chcę się uniezależnić. Jest nawet gorzej, z każdym wydawnictwem pogrążam się coraz bardziej w odmętach nałogu. Jest moim ulubionym kompozytorem i jest tak integralną częścią mojej muzycznej tkanki, że wzruszam się zawsze, gdy wydaje jakąkolwiek płytę czy to tzw. progresywną, czy też bardziej osobistą, stonowaną, wręcz akustyczną. Nawet, gdy wydaje mi się, że coś się jakby nie zgrało, jakby było nie takie, to przymykam oczy i pozwalam sobie na ‘płynięcie w poprzek dźwięków’. W zasadzie jest tylko jedna płyta, która chyba już się mocno zakurzyła na którejś z półek – „Sola Gratia” z 2020 roku, lecz co jakiś czas mówię sobie, że nadszedł ten czas, by wysłuchać jej bardziej uważnie. Mam, nie będę ukrywać, nieco ‘kłopotów’ z tą osobistą, solową twórczością artysty. Dotyczą one głównie niesionych treści, przesłania. Rozumiem przyczyny, jakie towarzyszą autorowi, rozumiem sytuację, w której powstały/powstawały poszczególne wydawnictwa, ale nie zawsze zgadzam się z tezami, które Morse stawia w tej części swojej muzyczno-życiowej opowieści. A i chyba zmianie (w stronę bardziej łagodną) ulegają też poglądy samego Morse’a, co na przykłąd słychać na ostatniej z takich płyt – „Late Bloomer”. Morse odchodzi od stwierdzeń ‘religijnego wojownika’ i wydaje się zmierzać ku sferze samodoskonalenia, samouświadamiania sobie swojego miejsca w świecie, w rodzinie, w szeroko rozumianej kulturze i po prostu wśród ludzi. I chyba dostrzega konieczność większej tolerancji. Niemniej jednak, mimo tych „ludzko-muzycznych mankamentów” uważam , że Neal Morse jest jednym z najważniejszych twórców muzyki progresywnej i zawsze z odrobiną niepewności czekam na jego kolejne dzieła. Już przed powstaniem płyta „No Hill For A Climber” została nazwana „inną”. Stało się tak dlatego, że poza solowymi płytami Morse’a sygnowanymi jego imieniem i nazwiskiem, które nie były wydawnictwami ukazującymi się pod szyldem jakiegoś zespołu (np. The Neal Morse Band, Flying Colors) jest ona pierwszym wydawnictwem opublikowanym pod nazwą zespołową bez Mike'a Portnoya i innych członków The Neal Morse Band. I od razu zrodziły się pytania, które często pojawiają się przy takich okazjach: czy perkusja będzie równie dobra?, czy ta formacja nie będzie jakimś konkurentem dla TNMB? i, oczywiście, to najważniejsze z pytań: kim są muzycy towarzyszący Nealowi na nowym albumie? A odpowiedź na to ostatnie pytanie jest bardzo prosta: to znajomi z sąsiedztwa. Znani ze wspólnego muzykowania podczas świąt i innych podobnych uroczystości. Jak mówi Morse: „(…) Moja żona zasugerowała, że powinienem pomyśleć o zrobieniu czegoś razem z niesamowicie utalentowanymi młodymi chłopakami, których mamy tutaj lokalnie – jak Chris Riley (bas), Andre Madatian (gitara) i Philip Martin (perkusja). Wiedziałem, jak dobrzy są grając z nimi na naszych koncertach bożonarodzeniowych i innych podobnych uroczystościach”. Dołączył do tych znajomków także wokalista - Johnny Bisaha i to jest podstawowy skład muzyczny, z jakim mamy do czynienia na nowym krążku. Jak toczyła się współpraca „starego muzycznego wyjadacza” i „chłopaków z okolicy”? „(…) „Ci goście wiele wnieśli (…). Praca z nowymi i młodszymi ludźmi daje pewną świeżość. Jest kilka muzycznych pomysłów, które nigdy nie przyszłyby mi do głowy: jest tu mnóstwo nowych rzeczy” – odpowiada sam Morse. Ciekawa historia wiąże się z obecnością w zespole drugiego (obok samego Morse’a) wokalisty – Johnny’ego Bisaha: „(…) Komponując „No Hill For A Climber”, zauważyłem, że będzie tam dużo wokali w wyższej tonacji, więc skontaktowałem się z Johnnym, który przyszedł i posłuchał muzyki. Spodobała mu się i zaczął śpiewać. I od razu pomyślałem: „O rany, to jest ten facet!” – wspomina Morse. Bo trzeba zaznaczyć, że „nowością” tego albumu jest to, że Morse oddaje wiele partii wokalnych (zwłaszcza tych w wyższych tonacjach) właśnie wspomnianemu Johnny’emu Bisaha i Chrisowi Rile. Czy jest jeszcze coś nowego w stosunku do poprzednich wydawnictw sygnowanych przez Morse’a? On sam tak ocenia cały album: „(…) Gdybym miał porównać jego strukturę do albumów, które zrobiłem w przeszłości, to czymś podobnym byłby album „Bridge Across Forever” Transatlantica lub „V” Spock’s Beard; to nie jest tak, że ten album brzmi jak tamte, jest po prostu do nich strukturalnie podobny. Zawiera wokale, style gry i krajobrazy dźwiękowe, których wiele osób nigdy wcześniej nie słyszało. Każdy, z kim pracujesz, trochę cię zmienia, więc nawet ja brzmię trochę inaczej w tym przypadku, to mam nadzieję, że każdemu się to spodoba”. Jak to rozumieć? Wydaje mi się, że ten nowy album jest spokojniejszy (z wyjątkiem jednego utworu), bardziej muzycznie zbalansowany i zwarty. Zawiera trzy krótkie kompozycje i dwie ponad dwudziestominutowe suity. Płytę otwiera i zamyka suita. Ale zacznijmy od „środka”, od tych „krótkich” kompozycji. „Thief”, „All the Rage” i „Ever Interceding” – to, w porównaniu do utworów początkowego i końcowego, „miniaturki”, niemal „muzyczne wprawki”. Lecz mimo to, że trwają trochę ponad pięć minut każdy, to reprezentują oddzielną stylizację muzyczną. „Thief” to rockowy majstersztyk, zupełnie inny na tle dotychczasowej twórczości Morse’a. Właściwie wyjątkowy pod każdym względem. Jest rockowy we współczesnym tego słowa znaczeniu, korzysta z elektronicznej koloratury, a aranżacyjnie może stanąć w szranki z najbardziej współczesnym kompozycjami lekko synthowymi (lecz nie popowymi), a jednocześnie nawiązuje do… King Crimson. Zresztą odniesienia do tego zespołu nie dotyczą tylko tego utworu. „(…) (Ten utwór – przyp. R.P.) jest tak różny od pozostałych… Jestem naprawdę zadowolony ze sposobu, w jaki powstał. To całkiem szalone. W środku jest nawet naprawdę fajny fragment instrumentalny w stylu King Crimson, który Chris Riley wymyślił kilka lat temu w Radiant School” – wspomina Morse dodając, że jest to jego ulubiony utwór na płycie. Utwór opowiada o złodziejstwie, ale nie tylko tym ‘prostym’ jak ukradzenie portfela czy karty kredytowej. Mówi o zagarnięciu duszy, osobowości, tożsamości. Ciekawi mnie czy zgodzą się Państwo z tezą, że utwór ten brzmi nieco queenowsko?... Moim ulubionym natomiast jest „All the Rage”. Morse tak opowiada o jego powstaniu: „(…) „All the Rage” to drugi utwór, który nagrałem z chłopakami. Napisałem go z myślą o nich i nagraliśmy go dość szybko. Chcieliśmy uzyskać wrażenie występu live, więc zagraliśmy go niemal na żywo, co stało się dla mnie pewnym wyzwaniem podczas solo na fortepianie! Jestem bardzo zadowolony z tego jak wyszła ta piosenka i naprawdę czuję, że można w niej usłyszeć energię całego zespołu!”. I dlatego to mój ulubiony utwór. Proszę zobaczyć wideoklip do tej piosenki – energia, radość i muzyczna moc! Czy jeżeli napiszę, że „Ever Interceding” to także mój ulubiony utwór z tej płyty, to nie będzie to zbytnią przesadą? Pewnie tajemnicą pozostanie odpowiedź na pytanie czy ten utwór został napisany specjalnie na tę płytę, czy też może leżał sobie gdzieś tam zamknięty i oczekiwał na ‘swój czas’. Akustyczna gitara na początku i czysty głos Johnny’iego Bisahy przechodzący w płynącą wolno opowieść o upływie czasu, zagubieniu, o spoglądaniu w przeszłość i szukaniu w niej odpowiedzi na pytania teraźniejszości. Ten utwór to połączenie prostego brzmienia instrumentów z niemal anielskim głosem wokalisty. Co ciekawe, całość jest napisana w tonacji D-dur…Wysoko. To tonacja nie dla głosu Morse’a. Zbyt wysoka. On sam przyznaje: „(…) kiedy to pisałem, wiedziałem, że nie będę umieć tego zaśpiewać! (…) Ale nie chciałem zmieniać tonacji i dostosowywać jej dla mnie; nie wydawało mi się to właściwe”. Jakie było wyjście z tej sytuacji? Znaleźć wokalistę. „(…) Zacząłem więc wykonywać dużo telefonów, a wspólny znajomy powiedział: ‘Mam takiego faceta, to Johnny Bisaha. Będzie niesamowity’. To jest niewiarygodne, myślę, że spotkaliśmy się pod koniec kwietnia. Przyjechał, jak sądzę, w pierwszym tygodniu maja i w dwa dni nagrał wszystkie partie wokalne na płycie”. Czy porównanie tego utworu do „We All Need Some Light” nie jest zbyt odważne? Moim zdaniem nie jest. Zanim przejdę do dwóch najbardziej epickich utworów na płycie rozszyfrujmy jej tytuł, a w zasadzie zacytujmy wypowiedź samego Morse’a: „(…) Cóż, to nie jest album koncepcyjny, więc nie opowiada żadnej historii; to nie jest tak jak na „Close To The Edge”.(…) [Skąd wyrażenie – przyp. R.P.] „No Hill For A Climber”? – czytałem książkę „Demon Copperhead” [autorstwa Barbary Kingsolver – przyp. R.P.], było to w lutym. Lecieliśmy do mojej córki i jej męża do Kolorado. Nagle stwierdziłem: ‘Co za określenie!’. Nie wiem, czy kiedykolwiek tak masz, że czytasz i wyskakuje ci jakieś zdanie. ‘To fajne powiedzenie! Nigdy tego nie słyszałem’. Więc po prostu siedziałem w samolocie i zacząłem tę frazę sobie śpiewać. Wstałam i zacząłem chodzić tam i z powrotem, bo nie chciałam obudzić osoby siedzącej obok mnie. Chodzę więc tam i z powrotem, śpiewając do telefonu, mając nadzieję, że nie będzie zbytniego hałasu. Spora część szkicu refrenu pojawiła się w samolocie. A potem usiadłem i znów zacząłem czytać książkę. I chwilę później zacząłem słyszeć kolejne słowa. Więc wstaję i znowu chodzę po pokładzie samolotu! Podczas tego jednego lotu wstawałem kilka razy. W końcu żona mi powiedziała, bo siedziała z dzieckiem gdzie indziej: ‘Człowieku, co z tobą? Co się dzieje? Czy zwariowałeś?’. Odpowiedziałem: ‘Nie wiem; Bóg daje mi mnóstwo myśli do przetrawienia – chcę mieć pewność, że tego nie stracę!’ (…)”. „No Hill For A Climber” – w dosłownym tłumaczeniu nie znaczy nic – „nie ma góry dla wspinacza, alpinisty…”. Ale może gdyby pokusić się o nieco metaforyczne rozumienie tych słów jako: „nie ma góry niemożliwej do zdobycia dla człowieka…”, „nie ma nic niemożliwego do osiągnięcia” - to może ten kierunek interpretacyjny będzie bardziej prawidłowym, zwłaszcza w odniesieniu do ostatniej suity z tego wydawnictwa. Ale zacznijmy od tej pierwszej – „Eternity In Your Eyes”. To dwadzieścia minut wspaniałej muzycznej wędrówki drogami bardzo melodyjnych aranżacji. Ta suita to powrót do najlepszych tradycji spod znaku grupy Spock’s Beard. To wspaniały przykład melodyjnego rocka symfonicznego. Składa się z siedmiu części: - I : Prelude to Eternity (Instrumental), II : I See the Sun, lll: Northern Lights, IV : Echoes of Forever (Instrumental), V : The Dream's Still Alive, Vl : Hammer and Nail i VIl : Daylight. Każdy słuchacz tego typu muzyki jest przyzwyczajony do tego, że początkowe części takich utworów to często kompozycje instrumentalne stanowiące muzyczną uwerturę, wstęp przygotowujący do tego, co nastąpi za moment. Tutaj jednak mamy do czynienia z nowością kompozycyjną. Część czwarta suity, „Echoes of Forever”, to także część instrumentalna. Tym razem jednak jej zadaniem jest połączenie części o różnych tempach. Ale proszę się nie bać, w niczym nie zmienia to melodyjności utworu. Jest to, co ma być. Są majestatyczne, płynne i wręcz symfoniczne elementy. Przez dwadzieścia minut znajdujemy wszystko - od uwertur po wspaniałe pejzaże dźwiękowe, od brzmień orkiestrowych po bluesowe gitary. I można by powiedzieć: ‘przecież to już wszystko było na płytach Spock’s Beard, na płytach Transatlantica…’. Lecz cechą odróżniającą tę suitę od innych jest fakt, że bardzo odczuwalne jest wrażenie, że jest to kompozycja zbiorowa. Morse nie jest jedynym wokalistą, całość jest zbalansowana, cichsza, spokojniejsza. Nie ma aż tak wielu zmian metrum i, co chyba jest najważniejsze, w bardzo umiejętny sposób zastosowano śpiew chóralny. Poszczególne części suity zostały niejako przydzielone poszczególnym wokalistom i nie jest to podział, którego zadaniem jest kontrapunktowanie poprzedniego. Raczej mamy tu wokalną współpracę, zwłaszcza, że tonacyjnie głosy poszczególnych wokalistów się różnią. Ta suita to także dowód na to, że Morse potrafi dostarczyć, niezależnie od jakości muzyków towarzyszących (nie ubliżając im samym) ‘produkt’ najwyższej jakości. No bo proszę przysłuchać się uważniej np. fragmentowi gitarowego sola rozpoczynającego się w dziesiątej minucie. I właśnie te gitarowe solówki, to kolejny, nowy element w twórczości Morse’a. Ostatnia i zarazem tytułowa kompozycja to suita „No Hill for a Climber”. Tym razem to dwadzieścia osiem minut muzyki podzielonej na sześć części: I. The Mountain and the Valley, II. A Hill So High, III. Burn It Down, IV. Love Is All, V. The Resonance, VI. The Mountaintop Beyond the Sky. Nieco inaczej niż w dotychczasowych kompozycjach rozpoczyna się ta część muzycznej podróży w… góry. Od szumu wiatru i nieco egzotycznie brzmiącej gitary. Ale już w drugiej minucie jej trwania powracamy do znanego Morse’owskiego sposobu aranżacyjnego – mocnych klawiszy i improwizacyjnego, zwariowanego muzycznego balansowania. Nie jest to nieuporządkowana wariacja, ale mocne wprowadzenie do następującego po niej melodycznego motywu przewodniego. Wspominałem już, że na tej płycie Morse oddaje nieco przysłowiową pałeczkę gitarom. Długie i melodyjne sola gitarowe, także i w tym utworze, stanowią cechę wyróżniającą. I jeżeli będą potrzebować Państwo kolejnego dowodu na to, że to wydawnictwo jest dziełem zbiorowym, to proszę posłuchać dwugłosu wokalnego, jaki co rusz przewija się w trakcie tej suity. Prowadzący głos Morse’a jest ‘przetykany’, ‘dopowiadany’ przez tonacyjnie wyższą linię wokalną Bisahy. I wielokrotnie to Bisaha jest przewodnim wokalistą, a Morse ogranicza się do roli muzyka towarzyszącego. Mogę się mylić, ale proszę się przysłuchać deklamacji (tak, deklamacji!) w dziewiątej minucie utworu, której ponownie (jak na początku) towarzyszą egzotyczne dźwięki – to także nowość kompozycyjna zgrabnie wpleciona w strukturę suity. I wreszcie kolejnym novum jest podkreślenie linii basowej. Bas niczym maszerujący pod górę alpinista ‘ustawia’ pozostałe instrumenty. I uwaga, proszę nie wyłączać odtwarzacza, gdy licznik stanie na dwudziestej szóstej minucie i czterdziestej piątej sekundzie. To nie koniec suity. Czterdzieści pięć sekund później usłyszą państwo ukryty dodatek – a jakże, jak najbardziej orkiestrowe ‘prawdziwe’ zakończenie utworu i całej płyty. A potem… A potem trzeba zacząć od początku W jednym z opisów i uwag dotyczących tej płyty wyczytałem, że Morse to taki Pan Svengali, bohater powieści „Trilby” autorstwa George'a du Mauriera, który uwodzi i wykorzystuje Trilby, młodą pół-Irlandkę, i czyni z niej sławną piosenkarkę, że jest takim ‘pozytywnym manipulantem’, który bazując (bo nie pasuje mi tutaj określenie „wykorzystywać”) na pracy innych prowadzi ich (a przez to i siebie) do sukcesu. Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy. Nie wykorzystuje, ale właśnie bazuje na ich umiejętnościach, wrażliwości muzycznej i chęci grania. To dodaje mu skrzydeł, uwzniośla i pozwala komponować porywające melodie. Żeby to zakończenie nie zabrzmiało tak łzawo i patetycznie muszę dodać, że płyta ta powstała także z powodu nadmiaru wolnego czasu. W jednym z wywiadów Morse powiedział: „(…) Patrzyłem na rok 2024 i nie wiedziałem, co będę robić poza albumem ‘Late Bloomer’. Napisałem na niego już wszystkie piosenki. A potem miałem Morsefest w Londynie i mieliśmy Cruise to the Edge z Flying Colors. Ale poza tym nie miałam nic innego zarezerwowanego na cały rok”. Więc w towarzystwie kolegów z sąsiedztwa nagrał „No Hill For A Climber”. I co więcej: „(…) To, co naprawdę mnie przyciągnęło, to fakt, że wszyscy są z najbliższej okolicy. Czytałem o The Beatles w dawnych czasach; wszyscy mieszkali w okolicach Londynu, niektórzy zaledwie dziesięć minut od studia. Tak więc, jeśli ktoś zainspirował się jakąś piosenką, mógł po prostu zadzwonić i spotkać się w studiu, póki ogień był, że tak powiem, gorący. Jest w tym coś naprawdę inspirującego dla kogoś, kto jest kreatywny. (…) Bardzo mi się to podobało; w ‘No Hill For A Climber’ jest dużo świeżości. Pomysły na niektóre z tych rzeczy wpadły mi do głowy tuż przed tym, jak zaczęliśmy nad nimi pracować. I właściwie sporo rzeczy napisałem w tym pokoju”. I cokolwiek by nie powiedzieć, jakkolwiek by to wszystko się odbyło, to dobrze, że płyta ujrzała światło dzienne, bo jest naprawdę dobra i warta kolejnych przesłuchań. I już na sam koniec opinia „wielkiego nieobecnego”, Mike’a Portnoya: “Awesome album! I can safely say this will be a fave of the year for me!”. Chyba nie wymaga tłumaczenia, prawda? Rysiek Puciato O tym, że jestem pod ogromnym wrażeniem twórczości Neala Morse’a, wspominałem już kilkukrotnie w związku z premierą dwuczęściowego albumu koncepcyjnego opowiadającego historię bibiljnego Józefa pod koniec 2023 oraz na początku tego roku. Muszę także dodać, że jestem również pod dużym wrażeniem jego płodności artystycznej. Niecałe 10 miesięcy po premierze The Joseph Part Two – Restoration otrzymaliśmy od niego kolejny, pełnowymiarowy premierowy materiał. Tematyka również zahacza o kwestie religijne, a No Hill For A Climber to dzieło z najwyższej półki. Tym razem historia powstania tego albumu różni się od tej, która stała za poprzedniczkami. Sam zainteresowany w wywiadach wspominał: Zacząłem myśleć o planach na 2024 rok, a wtedy moja żona zasugerowała, że powinienem pomyśleć o zrobieniu czegoś z niesamowicie utalentowanymi młodymi chłopakami, których mamy tutaj lokalnie – takimi jak Chris Riley, Andre Madatian i Philip Martin. Wiedziałem, jak dobrzy są, grając z nimi na naszych koncertach bożonarodzeniowych i innych wydarzeniach. Skład nowego projektu, który ostatecznie przyjął nazwę Neal Morse & The Resonance uzupełnili: perkusista Joe Ganzelli oraz wokalista Johnny Bisaha. To właśnie wysokie rejestry wokalne Bisahy stały się wartością dodaną na No Hill For A Climber, ponieważ jak sam Morse wyjaśnia w rozmowie: Komponując płytę miałem w głowie wysokie wokalne rejestry, skontaktowałem się więc z Johnnym, ten przyszedł, posłuchał tej muzyki, a następnie zaczął śpiewać. Wtedy pomyślałem: To jest ten gość. Koncepcja i kształt płyty przypominają wcześniejsze dokonania Neala Morse’a z okresu Spock’s Beard. Sam muzyk wspomina o podobieństwach do takich dokonań jak Bridge Accross Forever czy V. Równocześnie należy podkreślić, że podobieństwo to i inspiracje właściwie dotyczą wyłącznie kwestii strukturalnych. Wspomniane albumy mają na początku i końcu dwie długie suity, a w środku kompozycje o średnim, jak na standardy rocka progresywnego, czasie trwania (5-6 minut). Nie inaczej jest w przypadku No Hill For A Climber. Każdy album Neala Morse’a to nowa historia, a sposób w jaki potrafi on łączyć pozornie różne od siebie części w pełnowymiarową kompozycję jest niesamowity i imponujący. Już w otwierającej suicie Eternity in Your Eyes mocno to słyszymy. Intro niczym z klasycznego filmu sprzed kilku dekad przecina się z syntezatorowymi brzmieniami i solidną sekcją rytmiczną w duchu kultowej supergrupy Transatlantic. Takich inspiracji nie słyszałem u Morse’a od czasu The Absolute Universe, któremu stuknęło niedawno trzy lata. Właściwie mamy tutaj do czynienia z jednym wielkim miksem dźwiękowych pejzażów: od orkiestrowych brzmień, przez funk i jazz, aż po bluesujące gitary i organy Hammonda. Wielowątkowość tego utworu sprawia, że można uśmiechnąć się pod nosem. Słychać bowiem pewne charakterystyczne patenty Morse’a z poprzednich dokonań, które zostały jednak skontrastowane z zupełnie nowymi brzmieniami. To, że nad kompozycją wspólnie z Morse’m pracowali Andre Madatian i Chris Riley, pozwoliło wykrzesać coś świeżego i będące symbolem wysokiej jakości. Tak, oto prawdziwa uczta na sam początek albumu. Jeśli jednak można było odnieść wrażenie, że w Eternity… było aż nadto eksperymentów to kolejny utwór na płycie – Thief – pokazuje, jak bardzo mogliśmy się pomylić. To chyba najbardziej nieoczywista odsłona Neala Morse’a, jaką kiedykolwiek słyszałem. Jest tutaj dużo jazzu, a i inspiracja King Crimson z lat 70. chyba nie jest tu przypadkowa. Jeśli ostatnie dzieła Morse’a niosły ze sobą radość i pozytywność, tak w Thief uświadczymy sporo mroku. Wystarczy posłuchać środkowej części utworu, która pozornie chaotyczna podkreśla dramatyzm całej kompozycji, by zamilknąć, a następnie w kulminacyjnym momencie zakręcić pełne koło wracając do pierwotnego motywu. W kontraście stoi All the Rage, który najbardziej przypomina ostatnie dokonania artysty. Sam zainteresowany wyjaśniał w rozmowach: To drugi utwór, który nagrałem z chłopakami. Chcieliśmy uzyskać wrażenie występu na żywo, więc graliśmy razem i bez metronomu, co stało się dla mnie pewnym wyzwaniem podczas sekcji solowej na fortepianie! Jestem bardzo zadowolony z tego, jak wyszła ta piosenka i naprawdę czuję, że słychać w niej energię zespołu! Efekt jest naprawdę imponujący i życzyłbym sobie oraz słuchaczom, by ta kooperacja trwała jak najdłużej. Ever Interceding ma w sobie coś z klimatu Bon Jovi, mimo, że jedyne podobieństwo to sięgnięcie po 12-strunowego akustyka. Po subtelnym intrze wokal Bisahy zaczyna swoją opowieść. Nie wiem, czemu, ale odniosłem wrażenie, że to właśnie szkic tej kompozycji musiał pokazać mu Morse w trakcie spotkania. Wyszło bardziej niż genialnie. To chyba mój faworyt na całej płycie, choć tak naprawdę ciężko wybrać mi wyróżniający się utwór, bo całość jest po prostu niesamowita i trzyma wysoki poziom. Na deser epicka, tytułowa suita, która spina podniosłą klamrą całość tego krążka. Neal Morse nie byłby sobą, gdyby nie wplótł w całość mały smaczek. Na koniec tej suity kwartet smyczkowy gra jej główny motyw i jest to doskonałe zwieńczenie tej historii. Neal Morse jest wielki. I choć zdarzają się mu tendencje do przesładzania kompozycji, to współpraca z młodymi i lokalnymi muzykami pozwoliła odkryć w sobie jeszcze większe pokłady kreatywności. Wydawało mi się, że ciężko będzie przebić lub dorównać drugiej części Josepha. Muszę się jeszcze oswoić z myślą, czy ta płyta jest lepsza. Na pewno jednak zasługuje na najwyższą ocenę i jawi się jako mocna kandydatka na płytę roku, który powoli zbliża się ku końcowi. Jak wspomniałem wcześniej: mam nadzieję, że to nie koniec tej współpracy, a piękny początek. A znając Neala, pracuje on już pewnie nad następcą (albo następcami) No Hill For A Climber. Szymon Pęczalski The new album by Neal Morse & The Resonance – entitled No Hill For A Climber from a resonant line in Barbara Kingsolver’s Pulitzer Prize-winning novel Demon Copperhead – has its roots at the end of 2023, as Morse explains: “I started thinking about what I was going to do in 2024, and my wife suggested that I should think about doing something with the amazingly talented younger guys that we have here locally – like Chris Riley, Andre Madatian and Philip Martin. I knew just how good they were from playing with them at our Christmas concerts and other events.” One of the benefits – Morse soon realised – of working with local young talent was a sense of newness and immediacy: “These guys brought a lot to the table. There is a freshness that comes from working with new and younger people. There are some musical ideas they brought that would NEVER have occurred to me: there is lots of new stuff here.” Nevertheless, faithful to any Neal Morse prog album, No Hill For A Climber features two long epics (the 28 minute No Hill For A Climber and Eternity In Your Eyes, which clocks in at 22 minutes) as well as three shorter songs. Indeed, for all the above reasons, Morse believes that the whole album is quite unique: “If I was going to compare its structure to an album I've done in the past, it might be along the lines of a Bridge Across Forever or Spock's Beard’s V; it’s not that it sounds at all like those albums, it’s just structurally similar. It has voices and playing styles and soundscapes that many people will have never heard before! Everyone you work with changes you a little bit, so even I sound a little different on this one, but I hope that everyone will love it!” ..::TRACK-LIST::.. 1. Eternity in Your Eyes 20:56 Prelude to Eternity - I See the Sun - Northern Lights - Echoes of Forever - The Dream's Still Alive - Hammer and Nail - Daylight 2. Thief 05:22 3. All the Rage 05:34 4. Ever Interceding 06:31 5. No Hill for a Climber :49 - The Mountain and the Valley - A Hill So High - Burn It Down - Love Is All - The Resonance - The Mountaintop Beyond the Sky ..::OBSADA::.. Neal Morse - Keyboards, Guitars, Bass, Percussion, Lead and Backing Vocals Chris Riley - Keyboards, Guitars, Bass, Lead Vocals Andre Madatian - Guitars and Orchestration Johnny Bisaha - Lead Vocals Philip Martin - Drums on tracks 2, 3, 4 & 5 Joe Ganzelli - Drums on tracks 1, 2 & 5 Chris Carmichael - Violin, Viola, Cello Amy Pippin and Julie Harrison - Background Vocals Chris West - Trumpet, Flugelhorn Desmond Ng - Trombone and Euphonium https://www.youtube.com/watch?v=BSXjvdHqADk SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 14:59:30
Rozmiar: 156.97 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Ten opis płyty Neala Morse’a muszę zacząć od swoistej spowiedzi. Jest mi bardzo ciężko utrzymać jakikolwiek dystans w stosunku do jego twórczości we wszelkich jej odcieniach i stylach. Dzieje się tak ponieważ z twórczością tego artysty jestem związany już od lat 90. Jest to dla mnie swoisty narkotyk, od którego nie chcę się uniezależnić. Jest nawet gorzej, z każdym wydawnictwem pogrążam się coraz bardziej w odmętach nałogu. Jest moim ulubionym kompozytorem i jest tak integralną częścią mojej muzycznej tkanki, że wzruszam się zawsze, gdy wydaje jakąkolwiek płytę czy to tzw. progresywną, czy też bardziej osobistą, stonowaną, wręcz akustyczną. Nawet, gdy wydaje mi się, że coś się jakby nie zgrało, jakby było nie takie, to przymykam oczy i pozwalam sobie na ‘płynięcie w poprzek dźwięków’. W zasadzie jest tylko jedna płyta, która chyba już się mocno zakurzyła na którejś z półek – „Sola Gratia” z 2020 roku, lecz co jakiś czas mówię sobie, że nadszedł ten czas, by wysłuchać jej bardziej uważnie. Mam, nie będę ukrywać, nieco ‘kłopotów’ z tą osobistą, solową twórczością artysty. Dotyczą one głównie niesionych treści, przesłania. Rozumiem przyczyny, jakie towarzyszą autorowi, rozumiem sytuację, w której powstały/powstawały poszczególne wydawnictwa, ale nie zawsze zgadzam się z tezami, które Morse stawia w tej części swojej muzyczno-życiowej opowieści. A i chyba zmianie (w stronę bardziej łagodną) ulegają też poglądy samego Morse’a, co na przykłąd słychać na ostatniej z takich płyt – „Late Bloomer”. Morse odchodzi od stwierdzeń ‘religijnego wojownika’ i wydaje się zmierzać ku sferze samodoskonalenia, samouświadamiania sobie swojego miejsca w świecie, w rodzinie, w szeroko rozumianej kulturze i po prostu wśród ludzi. I chyba dostrzega konieczność większej tolerancji. Niemniej jednak, mimo tych „ludzko-muzycznych mankamentów” uważam , że Neal Morse jest jednym z najważniejszych twórców muzyki progresywnej i zawsze z odrobiną niepewności czekam na jego kolejne dzieła. Już przed powstaniem płyta „No Hill For A Climber” została nazwana „inną”. Stało się tak dlatego, że poza solowymi płytami Morse’a sygnowanymi jego imieniem i nazwiskiem, które nie były wydawnictwami ukazującymi się pod szyldem jakiegoś zespołu (np. The Neal Morse Band, Flying Colors) jest ona pierwszym wydawnictwem opublikowanym pod nazwą zespołową bez Mike'a Portnoya i innych członków The Neal Morse Band. I od razu zrodziły się pytania, które często pojawiają się przy takich okazjach: czy perkusja będzie równie dobra?, czy ta formacja nie będzie jakimś konkurentem dla TNMB? i, oczywiście, to najważniejsze z pytań: kim są muzycy towarzyszący Nealowi na nowym albumie? A odpowiedź na to ostatnie pytanie jest bardzo prosta: to znajomi z sąsiedztwa. Znani ze wspólnego muzykowania podczas świąt i innych podobnych uroczystości. Jak mówi Morse: „(…) Moja żona zasugerowała, że powinienem pomyśleć o zrobieniu czegoś razem z niesamowicie utalentowanymi młodymi chłopakami, których mamy tutaj lokalnie – jak Chris Riley (bas), Andre Madatian (gitara) i Philip Martin (perkusja). Wiedziałem, jak dobrzy są grając z nimi na naszych koncertach bożonarodzeniowych i innych podobnych uroczystościach”. Dołączył do tych znajomków także wokalista - Johnny Bisaha i to jest podstawowy skład muzyczny, z jakim mamy do czynienia na nowym krążku. Jak toczyła się współpraca „starego muzycznego wyjadacza” i „chłopaków z okolicy”? „(…) „Ci goście wiele wnieśli (…). Praca z nowymi i młodszymi ludźmi daje pewną świeżość. Jest kilka muzycznych pomysłów, które nigdy nie przyszłyby mi do głowy: jest tu mnóstwo nowych rzeczy” – odpowiada sam Morse. Ciekawa historia wiąże się z obecnością w zespole drugiego (obok samego Morse’a) wokalisty – Johnny’ego Bisaha: „(…) Komponując „No Hill For A Climber”, zauważyłem, że będzie tam dużo wokali w wyższej tonacji, więc skontaktowałem się z Johnnym, który przyszedł i posłuchał muzyki. Spodobała mu się i zaczął śpiewać. I od razu pomyślałem: „O rany, to jest ten facet!” – wspomina Morse. Bo trzeba zaznaczyć, że „nowością” tego albumu jest to, że Morse oddaje wiele partii wokalnych (zwłaszcza tych w wyższych tonacjach) właśnie wspomnianemu Johnny’emu Bisaha i Chrisowi Rile. Czy jest jeszcze coś nowego w stosunku do poprzednich wydawnictw sygnowanych przez Morse’a? On sam tak ocenia cały album: „(…) Gdybym miał porównać jego strukturę do albumów, które zrobiłem w przeszłości, to czymś podobnym byłby album „Bridge Across Forever” Transatlantica lub „V” Spock’s Beard; to nie jest tak, że ten album brzmi jak tamte, jest po prostu do nich strukturalnie podobny. Zawiera wokale, style gry i krajobrazy dźwiękowe, których wiele osób nigdy wcześniej nie słyszało. Każdy, z kim pracujesz, trochę cię zmienia, więc nawet ja brzmię trochę inaczej w tym przypadku, to mam nadzieję, że każdemu się to spodoba”. Jak to rozumieć? Wydaje mi się, że ten nowy album jest spokojniejszy (z wyjątkiem jednego utworu), bardziej muzycznie zbalansowany i zwarty. Zawiera trzy krótkie kompozycje i dwie ponad dwudziestominutowe suity. Płytę otwiera i zamyka suita. Ale zacznijmy od „środka”, od tych „krótkich” kompozycji. „Thief”, „All the Rage” i „Ever Interceding” – to, w porównaniu do utworów początkowego i końcowego, „miniaturki”, niemal „muzyczne wprawki”. Lecz mimo to, że trwają trochę ponad pięć minut każdy, to reprezentują oddzielną stylizację muzyczną. „Thief” to rockowy majstersztyk, zupełnie inny na tle dotychczasowej twórczości Morse’a. Właściwie wyjątkowy pod każdym względem. Jest rockowy we współczesnym tego słowa znaczeniu, korzysta z elektronicznej koloratury, a aranżacyjnie może stanąć w szranki z najbardziej współczesnym kompozycjami lekko synthowymi (lecz nie popowymi), a jednocześnie nawiązuje do… King Crimson. Zresztą odniesienia do tego zespołu nie dotyczą tylko tego utworu. „(…) (Ten utwór – przyp. R.P.) jest tak różny od pozostałych… Jestem naprawdę zadowolony ze sposobu, w jaki powstał. To całkiem szalone. W środku jest nawet naprawdę fajny fragment instrumentalny w stylu King Crimson, który Chris Riley wymyślił kilka lat temu w Radiant School” – wspomina Morse dodając, że jest to jego ulubiony utwór na płycie. Utwór opowiada o złodziejstwie, ale nie tylko tym ‘prostym’ jak ukradzenie portfela czy karty kredytowej. Mówi o zagarnięciu duszy, osobowości, tożsamości. Ciekawi mnie czy zgodzą się Państwo z tezą, że utwór ten brzmi nieco queenowsko?... Moim ulubionym natomiast jest „All the Rage”. Morse tak opowiada o jego powstaniu: „(…) „All the Rage” to drugi utwór, który nagrałem z chłopakami. Napisałem go z myślą o nich i nagraliśmy go dość szybko. Chcieliśmy uzyskać wrażenie występu live, więc zagraliśmy go niemal na żywo, co stało się dla mnie pewnym wyzwaniem podczas solo na fortepianie! Jestem bardzo zadowolony z tego jak wyszła ta piosenka i naprawdę czuję, że można w niej usłyszeć energię całego zespołu!”. I dlatego to mój ulubiony utwór. Proszę zobaczyć wideoklip do tej piosenki – energia, radość i muzyczna moc! Czy jeżeli napiszę, że „Ever Interceding” to także mój ulubiony utwór z tej płyty, to nie będzie to zbytnią przesadą? Pewnie tajemnicą pozostanie odpowiedź na pytanie czy ten utwór został napisany specjalnie na tę płytę, czy też może leżał sobie gdzieś tam zamknięty i oczekiwał na ‘swój czas’. Akustyczna gitara na początku i czysty głos Johnny’iego Bisahy przechodzący w płynącą wolno opowieść o upływie czasu, zagubieniu, o spoglądaniu w przeszłość i szukaniu w niej odpowiedzi na pytania teraźniejszości. Ten utwór to połączenie prostego brzmienia instrumentów z niemal anielskim głosem wokalisty. Co ciekawe, całość jest napisana w tonacji D-dur…Wysoko. To tonacja nie dla głosu Morse’a. Zbyt wysoka. On sam przyznaje: „(…) kiedy to pisałem, wiedziałem, że nie będę umieć tego zaśpiewać! (…) Ale nie chciałem zmieniać tonacji i dostosowywać jej dla mnie; nie wydawało mi się to właściwe”. Jakie było wyjście z tej sytuacji? Znaleźć wokalistę. „(…) Zacząłem więc wykonywać dużo telefonów, a wspólny znajomy powiedział: ‘Mam takiego faceta, to Johnny Bisaha. Będzie niesamowity’. To jest niewiarygodne, myślę, że spotkaliśmy się pod koniec kwietnia. Przyjechał, jak sądzę, w pierwszym tygodniu maja i w dwa dni nagrał wszystkie partie wokalne na płycie”. Czy porównanie tego utworu do „We All Need Some Light” nie jest zbyt odważne? Moim zdaniem nie jest. Zanim przejdę do dwóch najbardziej epickich utworów na płycie rozszyfrujmy jej tytuł, a w zasadzie zacytujmy wypowiedź samego Morse’a: „(…) Cóż, to nie jest album koncepcyjny, więc nie opowiada żadnej historii; to nie jest tak jak na „Close To The Edge”.(…) [Skąd wyrażenie – przyp. R.P.] „No Hill For A Climber”? – czytałem książkę „Demon Copperhead” [autorstwa Barbary Kingsolver – przyp. R.P.], było to w lutym. Lecieliśmy do mojej córki i jej męża do Kolorado. Nagle stwierdziłem: ‘Co za określenie!’. Nie wiem, czy kiedykolwiek tak masz, że czytasz i wyskakuje ci jakieś zdanie. ‘To fajne powiedzenie! Nigdy tego nie słyszałem’. Więc po prostu siedziałem w samolocie i zacząłem tę frazę sobie śpiewać. Wstałam i zacząłem chodzić tam i z powrotem, bo nie chciałam obudzić osoby siedzącej obok mnie. Chodzę więc tam i z powrotem, śpiewając do telefonu, mając nadzieję, że nie będzie zbytniego hałasu. Spora część szkicu refrenu pojawiła się w samolocie. A potem usiadłem i znów zacząłem czytać książkę. I chwilę później zacząłem słyszeć kolejne słowa. Więc wstaję i znowu chodzę po pokładzie samolotu! Podczas tego jednego lotu wstawałem kilka razy. W końcu żona mi powiedziała, bo siedziała z dzieckiem gdzie indziej: ‘Człowieku, co z tobą? Co się dzieje? Czy zwariowałeś?’. Odpowiedziałem: ‘Nie wiem; Bóg daje mi mnóstwo myśli do przetrawienia – chcę mieć pewność, że tego nie stracę!’ (…)”. „No Hill For A Climber” – w dosłownym tłumaczeniu nie znaczy nic – „nie ma góry dla wspinacza, alpinisty…”. Ale może gdyby pokusić się o nieco metaforyczne rozumienie tych słów jako: „nie ma góry niemożliwej do zdobycia dla człowieka…”, „nie ma nic niemożliwego do osiągnięcia” - to może ten kierunek interpretacyjny będzie bardziej prawidłowym, zwłaszcza w odniesieniu do ostatniej suity z tego wydawnictwa. Ale zacznijmy od tej pierwszej – „Eternity In Your Eyes”. To dwadzieścia minut wspaniałej muzycznej wędrówki drogami bardzo melodyjnych aranżacji. Ta suita to powrót do najlepszych tradycji spod znaku grupy Spock’s Beard. To wspaniały przykład melodyjnego rocka symfonicznego. Składa się z siedmiu części: - I : Prelude to Eternity (Instrumental), II : I See the Sun, lll: Northern Lights, IV : Echoes of Forever (Instrumental), V : The Dream's Still Alive, Vl : Hammer and Nail i VIl : Daylight. Każdy słuchacz tego typu muzyki jest przyzwyczajony do tego, że początkowe części takich utworów to często kompozycje instrumentalne stanowiące muzyczną uwerturę, wstęp przygotowujący do tego, co nastąpi za moment. Tutaj jednak mamy do czynienia z nowością kompozycyjną. Część czwarta suity, „Echoes of Forever”, to także część instrumentalna. Tym razem jednak jej zadaniem jest połączenie części o różnych tempach. Ale proszę się nie bać, w niczym nie zmienia to melodyjności utworu. Jest to, co ma być. Są majestatyczne, płynne i wręcz symfoniczne elementy. Przez dwadzieścia minut znajdujemy wszystko - od uwertur po wspaniałe pejzaże dźwiękowe, od brzmień orkiestrowych po bluesowe gitary. I można by powiedzieć: ‘przecież to już wszystko było na płytach Spock’s Beard, na płytach Transatlantica…’. Lecz cechą odróżniającą tę suitę od innych jest fakt, że bardzo odczuwalne jest wrażenie, że jest to kompozycja zbiorowa. Morse nie jest jedynym wokalistą, całość jest zbalansowana, cichsza, spokojniejsza. Nie ma aż tak wielu zmian metrum i, co chyba jest najważniejsze, w bardzo umiejętny sposób zastosowano śpiew chóralny. Poszczególne części suity zostały niejako przydzielone poszczególnym wokalistom i nie jest to podział, którego zadaniem jest kontrapunktowanie poprzedniego. Raczej mamy tu wokalną współpracę, zwłaszcza, że tonacyjnie głosy poszczególnych wokalistów się różnią. Ta suita to także dowód na to, że Morse potrafi dostarczyć, niezależnie od jakości muzyków towarzyszących (nie ubliżając im samym) ‘produkt’ najwyższej jakości. No bo proszę przysłuchać się uważniej np. fragmentowi gitarowego sola rozpoczynającego się w dziesiątej minucie. I właśnie te gitarowe solówki, to kolejny, nowy element w twórczości Morse’a. Ostatnia i zarazem tytułowa kompozycja to suita „No Hill for a Climber”. Tym razem to dwadzieścia osiem minut muzyki podzielonej na sześć części: I. The Mountain and the Valley, II. A Hill So High, III. Burn It Down, IV. Love Is All, V. The Resonance, VI. The Mountaintop Beyond the Sky. Nieco inaczej niż w dotychczasowych kompozycjach rozpoczyna się ta część muzycznej podróży w… góry. Od szumu wiatru i nieco egzotycznie brzmiącej gitary. Ale już w drugiej minucie jej trwania powracamy do znanego Morse’owskiego sposobu aranżacyjnego – mocnych klawiszy i improwizacyjnego, zwariowanego muzycznego balansowania. Nie jest to nieuporządkowana wariacja, ale mocne wprowadzenie do następującego po niej melodycznego motywu przewodniego. Wspominałem już, że na tej płycie Morse oddaje nieco przysłowiową pałeczkę gitarom. Długie i melodyjne sola gitarowe, także i w tym utworze, stanowią cechę wyróżniającą. I jeżeli będą potrzebować Państwo kolejnego dowodu na to, że to wydawnictwo jest dziełem zbiorowym, to proszę posłuchać dwugłosu wokalnego, jaki co rusz przewija się w trakcie tej suity. Prowadzący głos Morse’a jest ‘przetykany’, ‘dopowiadany’ przez tonacyjnie wyższą linię wokalną Bisahy. I wielokrotnie to Bisaha jest przewodnim wokalistą, a Morse ogranicza się do roli muzyka towarzyszącego. Mogę się mylić, ale proszę się przysłuchać deklamacji (tak, deklamacji!) w dziewiątej minucie utworu, której ponownie (jak na początku) towarzyszą egzotyczne dźwięki – to także nowość kompozycyjna zgrabnie wpleciona w strukturę suity. I wreszcie kolejnym novum jest podkreślenie linii basowej. Bas niczym maszerujący pod górę alpinista ‘ustawia’ pozostałe instrumenty. I uwaga, proszę nie wyłączać odtwarzacza, gdy licznik stanie na dwudziestej szóstej minucie i czterdziestej piątej sekundzie. To nie koniec suity. Czterdzieści pięć sekund później usłyszą państwo ukryty dodatek – a jakże, jak najbardziej orkiestrowe ‘prawdziwe’ zakończenie utworu i całej płyty. A potem… A potem trzeba zacząć od początku W jednym z opisów i uwag dotyczących tej płyty wyczytałem, że Morse to taki Pan Svengali, bohater powieści „Trilby” autorstwa George'a du Mauriera, który uwodzi i wykorzystuje Trilby, młodą pół-Irlandkę, i czyni z niej sławną piosenkarkę, że jest takim ‘pozytywnym manipulantem’, który bazując (bo nie pasuje mi tutaj określenie „wykorzystywać”) na pracy innych prowadzi ich (a przez to i siebie) do sukcesu. Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy. Nie wykorzystuje, ale właśnie bazuje na ich umiejętnościach, wrażliwości muzycznej i chęci grania. To dodaje mu skrzydeł, uwzniośla i pozwala komponować porywające melodie. Żeby to zakończenie nie zabrzmiało tak łzawo i patetycznie muszę dodać, że płyta ta powstała także z powodu nadmiaru wolnego czasu. W jednym z wywiadów Morse powiedział: „(…) Patrzyłem na rok 2024 i nie wiedziałem, co będę robić poza albumem ‘Late Bloomer’. Napisałem na niego już wszystkie piosenki. A potem miałem Morsefest w Londynie i mieliśmy Cruise to the Edge z Flying Colors. Ale poza tym nie miałam nic innego zarezerwowanego na cały rok”. Więc w towarzystwie kolegów z sąsiedztwa nagrał „No Hill For A Climber”. I co więcej: „(…) To, co naprawdę mnie przyciągnęło, to fakt, że wszyscy są z najbliższej okolicy. Czytałem o The Beatles w dawnych czasach; wszyscy mieszkali w okolicach Londynu, niektórzy zaledwie dziesięć minut od studia. Tak więc, jeśli ktoś zainspirował się jakąś piosenką, mógł po prostu zadzwonić i spotkać się w studiu, póki ogień był, że tak powiem, gorący. Jest w tym coś naprawdę inspirującego dla kogoś, kto jest kreatywny. (…) Bardzo mi się to podobało; w ‘No Hill For A Climber’ jest dużo świeżości. Pomysły na niektóre z tych rzeczy wpadły mi do głowy tuż przed tym, jak zaczęliśmy nad nimi pracować. I właściwie sporo rzeczy napisałem w tym pokoju”. I cokolwiek by nie powiedzieć, jakkolwiek by to wszystko się odbyło, to dobrze, że płyta ujrzała światło dzienne, bo jest naprawdę dobra i warta kolejnych przesłuchań. I już na sam koniec opinia „wielkiego nieobecnego”, Mike’a Portnoya: “Awesome album! I can safely say this will be a fave of the year for me!”. Chyba nie wymaga tłumaczenia, prawda? Rysiek Puciato O tym, że jestem pod ogromnym wrażeniem twórczości Neala Morse’a, wspominałem już kilkukrotnie w związku z premierą dwuczęściowego albumu koncepcyjnego opowiadającego historię bibiljnego Józefa pod koniec 2023 oraz na początku tego roku. Muszę także dodać, że jestem również pod dużym wrażeniem jego płodności artystycznej. Niecałe 10 miesięcy po premierze The Joseph Part Two – Restoration otrzymaliśmy od niego kolejny, pełnowymiarowy premierowy materiał. Tematyka również zahacza o kwestie religijne, a No Hill For A Climber to dzieło z najwyższej półki. Tym razem historia powstania tego albumu różni się od tej, która stała za poprzedniczkami. Sam zainteresowany w wywiadach wspominał: Zacząłem myśleć o planach na 2024 rok, a wtedy moja żona zasugerowała, że powinienem pomyśleć o zrobieniu czegoś z niesamowicie utalentowanymi młodymi chłopakami, których mamy tutaj lokalnie – takimi jak Chris Riley, Andre Madatian i Philip Martin. Wiedziałem, jak dobrzy są, grając z nimi na naszych koncertach bożonarodzeniowych i innych wydarzeniach. Skład nowego projektu, który ostatecznie przyjął nazwę Neal Morse & The Resonance uzupełnili: perkusista Joe Ganzelli oraz wokalista Johnny Bisaha. To właśnie wysokie rejestry wokalne Bisahy stały się wartością dodaną na No Hill For A Climber, ponieważ jak sam Morse wyjaśnia w rozmowie: Komponując płytę miałem w głowie wysokie wokalne rejestry, skontaktowałem się więc z Johnnym, ten przyszedł, posłuchał tej muzyki, a następnie zaczął śpiewać. Wtedy pomyślałem: To jest ten gość. Koncepcja i kształt płyty przypominają wcześniejsze dokonania Neala Morse’a z okresu Spock’s Beard. Sam muzyk wspomina o podobieństwach do takich dokonań jak Bridge Accross Forever czy V. Równocześnie należy podkreślić, że podobieństwo to i inspiracje właściwie dotyczą wyłącznie kwestii strukturalnych. Wspomniane albumy mają na początku i końcu dwie długie suity, a w środku kompozycje o średnim, jak na standardy rocka progresywnego, czasie trwania (5-6 minut). Nie inaczej jest w przypadku No Hill For A Climber. Każdy album Neala Morse’a to nowa historia, a sposób w jaki potrafi on łączyć pozornie różne od siebie części w pełnowymiarową kompozycję jest niesamowity i imponujący. Już w otwierającej suicie Eternity in Your Eyes mocno to słyszymy. Intro niczym z klasycznego filmu sprzed kilku dekad przecina się z syntezatorowymi brzmieniami i solidną sekcją rytmiczną w duchu kultowej supergrupy Transatlantic. Takich inspiracji nie słyszałem u Morse’a od czasu The Absolute Universe, któremu stuknęło niedawno trzy lata. Właściwie mamy tutaj do czynienia z jednym wielkim miksem dźwiękowych pejzażów: od orkiestrowych brzmień, przez funk i jazz, aż po bluesujące gitary i organy Hammonda. Wielowątkowość tego utworu sprawia, że można uśmiechnąć się pod nosem. Słychać bowiem pewne charakterystyczne patenty Morse’a z poprzednich dokonań, które zostały jednak skontrastowane z zupełnie nowymi brzmieniami. To, że nad kompozycją wspólnie z Morse’m pracowali Andre Madatian i Chris Riley, pozwoliło wykrzesać coś świeżego i będące symbolem wysokiej jakości. Tak, oto prawdziwa uczta na sam początek albumu. Jeśli jednak można było odnieść wrażenie, że w Eternity… było aż nadto eksperymentów to kolejny utwór na płycie – Thief – pokazuje, jak bardzo mogliśmy się pomylić. To chyba najbardziej nieoczywista odsłona Neala Morse’a, jaką kiedykolwiek słyszałem. Jest tutaj dużo jazzu, a i inspiracja King Crimson z lat 70. chyba nie jest tu przypadkowa. Jeśli ostatnie dzieła Morse’a niosły ze sobą radość i pozytywność, tak w Thief uświadczymy sporo mroku. Wystarczy posłuchać środkowej części utworu, która pozornie chaotyczna podkreśla dramatyzm całej kompozycji, by zamilknąć, a następnie w kulminacyjnym momencie zakręcić pełne koło wracając do pierwotnego motywu. W kontraście stoi All the Rage, który najbardziej przypomina ostatnie dokonania artysty. Sam zainteresowany wyjaśniał w rozmowach: To drugi utwór, który nagrałem z chłopakami. Chcieliśmy uzyskać wrażenie występu na żywo, więc graliśmy razem i bez metronomu, co stało się dla mnie pewnym wyzwaniem podczas sekcji solowej na fortepianie! Jestem bardzo zadowolony z tego, jak wyszła ta piosenka i naprawdę czuję, że słychać w niej energię zespołu! Efekt jest naprawdę imponujący i życzyłbym sobie oraz słuchaczom, by ta kooperacja trwała jak najdłużej. Ever Interceding ma w sobie coś z klimatu Bon Jovi, mimo, że jedyne podobieństwo to sięgnięcie po 12-strunowego akustyka. Po subtelnym intrze wokal Bisahy zaczyna swoją opowieść. Nie wiem, czemu, ale odniosłem wrażenie, że to właśnie szkic tej kompozycji musiał pokazać mu Morse w trakcie spotkania. Wyszło bardziej niż genialnie. To chyba mój faworyt na całej płycie, choć tak naprawdę ciężko wybrać mi wyróżniający się utwór, bo całość jest po prostu niesamowita i trzyma wysoki poziom. Na deser epicka, tytułowa suita, która spina podniosłą klamrą całość tego krążka. Neal Morse nie byłby sobą, gdyby nie wplótł w całość mały smaczek. Na koniec tej suity kwartet smyczkowy gra jej główny motyw i jest to doskonałe zwieńczenie tej historii. Neal Morse jest wielki. I choć zdarzają się mu tendencje do przesładzania kompozycji, to współpraca z młodymi i lokalnymi muzykami pozwoliła odkryć w sobie jeszcze większe pokłady kreatywności. Wydawało mi się, że ciężko będzie przebić lub dorównać drugiej części Josepha. Muszę się jeszcze oswoić z myślą, czy ta płyta jest lepsza. Na pewno jednak zasługuje na najwyższą ocenę i jawi się jako mocna kandydatka na płytę roku, który powoli zbliża się ku końcowi. Jak wspomniałem wcześniej: mam nadzieję, że to nie koniec tej współpracy, a piękny początek. A znając Neala, pracuje on już pewnie nad następcą (albo następcami) No Hill For A Climber. Szymon Pęczalski The new album by Neal Morse & The Resonance – entitled No Hill For A Climber from a resonant line in Barbara Kingsolver’s Pulitzer Prize-winning novel Demon Copperhead – has its roots at the end of 2023, as Morse explains: “I started thinking about what I was going to do in 2024, and my wife suggested that I should think about doing something with the amazingly talented younger guys that we have here locally – like Chris Riley, Andre Madatian and Philip Martin. I knew just how good they were from playing with them at our Christmas concerts and other events.” One of the benefits – Morse soon realised – of working with local young talent was a sense of newness and immediacy: “These guys brought a lot to the table. There is a freshness that comes from working with new and younger people. There are some musical ideas they brought that would NEVER have occurred to me: there is lots of new stuff here.” Nevertheless, faithful to any Neal Morse prog album, No Hill For A Climber features two long epics (the 28 minute No Hill For A Climber and Eternity In Your Eyes, which clocks in at 22 minutes) as well as three shorter songs. Indeed, for all the above reasons, Morse believes that the whole album is quite unique: “If I was going to compare its structure to an album I've done in the past, it might be along the lines of a Bridge Across Forever or Spock's Beard’s V; it’s not that it sounds at all like those albums, it’s just structurally similar. It has voices and playing styles and soundscapes that many people will have never heard before! Everyone you work with changes you a little bit, so even I sound a little different on this one, but I hope that everyone will love it!” ..::TRACK-LIST::.. 1. Eternity in Your Eyes 20:56 Prelude to Eternity - I See the Sun - Northern Lights - Echoes of Forever - The Dream's Still Alive - Hammer and Nail - Daylight 2. Thief 05:22 3. All the Rage 05:34 4. Ever Interceding 06:31 5. No Hill for a Climber :49 - The Mountain and the Valley - A Hill So High - Burn It Down - Love Is All - The Resonance - The Mountaintop Beyond the Sky ..::OBSADA::.. Neal Morse - Keyboards, Guitars, Bass, Percussion, Lead and Backing Vocals Chris Riley - Keyboards, Guitars, Bass, Lead Vocals Andre Madatian - Guitars and Orchestration Johnny Bisaha - Lead Vocals Philip Martin - Drums on tracks 2, 3, 4 & 5 Joe Ganzelli - Drums on tracks 1, 2 & 5 Chris Carmichael - Violin, Viola, Cello Amy Pippin and Julie Harrison - Background Vocals Chris West - Trumpet, Flugelhorn Desmond Ng - Trombone and Euphonium https://www.youtube.com/watch?v=BSXjvdHqADk SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 14:55:26
Rozmiar: 453.71 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist: Musicae Antiquae Collegium Varsoviense Album: Spanish Night Year: 2025 Genre: Classic Quality: FLAC 24Bit-96kHz ...( TrackList )... 01. La vida breve: Danza española No. 1 (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 02. Romance de amor (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 03. Danza del molinero (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 04. Recuerdos de la Alhambra (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 05. Gran jota (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger): Gran jota 06. Pavane pour une infante défunte, M. 19 (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 07. El vito (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 08. El amor brujo: X. Canción del fuego fatuo (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 09. El noi de la mare (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 10. Guitar Quintet in D Major, G. 448: III. Grave - IV. Fandango (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 11. Suite española No. 1, Op. 47, B. 7: V. Asturias (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 12. Requiem (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) 13. Roma (Arr. for Guitar, Percussion & Orchestra by Krzysztof Meisinger) booklet.pdf ![]()
Seedów: 188
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 14:49:35
Rozmiar: 1.22 GB
Peerów: 60
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Nana Mouskouri Album: Love songs Year: 2025 Genre: Jazz, pop, easy listening, folk, Greek folk, world music Quality: FLAC 16Bit-44.1kHz ...( TrackList )... 01. Love Story 02. The Power Of Love 03. Love Me Tender 04. L'histoire de nous 05. Only Love 06. Plaisir d'amour ![]()
Seedów: 305
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 14:48:37
Rozmiar: 142.32 MB
Peerów: 110
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Zespół VOMITVSANCTVS powstał wiosną 2023 r. w Ełku jako trio. Debiutancka płyta jest odzwierciedleniem pogardy dla kleru, wszelkich odmian religii oraz polityki. Pojawia się również problematyka wszechobecnej manipulacji, depresji i psychozy, którą wszyscy obserwują na co dzień. 'Przybywamy z mazurskiej otchłani przynosząc wam Dobrą Nowinę — nadchodzi Trójca Nieświęta, a wraz z nami rozpacz, ból i pożoga. Jesteśmy ropiejącą wydzieliną pogardy, jesteśmy VomitvsanctvS!' Muzyka na debiutancki album została nagrana samodzielnie przez zespół, natomiast całość zmiksował i poddał masteringowi gitarzysta zespołu – Preacher. Logo zespołu wykonał Franciszek „Trommeslager” Skalski, natomiast za okładkę albumu odpowiada muzyk zespołu – Reverend. Za warstwę liryczną płyty odpowiadają: wokalista Ravenerd Pest oraz Marcin „Kira” Petruk – wokalista lubelskiej formacji Nihili i Oskar Adasiewicz. Autorami zdjęć zespołu jak i fotografii w booklecie są Jarosław Popławski i Bang Your Head Live Photography. ..::TRACK-LIST::.. 1. Voices 04:07 2. Plaga 03:30 3. Reverend 03:19 4. Pestilence 05:18 5. redruM 03:53 6. Cathoslut 03:42 7. Zgnilizna 04:55 8. Secretion of Contempt 04:25 ..::OBSADA::.. Bass, Vocals - Reverend Pest Drums - Prophet Guitar - Preacher https://www.youtube.com/watch?v=iJc07Nz8sPc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 12:16:03
Rozmiar: 79.70 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Zespół VOMITVSANCTVS powstał wiosną 2023 r. w Ełku jako trio. Debiutancka płyta jest odzwierciedleniem pogardy dla kleru, wszelkich odmian religii oraz polityki. Pojawia się również problematyka wszechobecnej manipulacji, depresji i psychozy, którą wszyscy obserwują na co dzień. 'Przybywamy z mazurskiej otchłani przynosząc wam Dobrą Nowinę — nadchodzi Trójca Nieświęta, a wraz z nami rozpacz, ból i pożoga. Jesteśmy ropiejącą wydzieliną pogardy, jesteśmy VomitvsanctvS!' Muzyka na debiutancki album została nagrana samodzielnie przez zespół, natomiast całość zmiksował i poddał masteringowi gitarzysta zespołu – Preacher. Logo zespołu wykonał Franciszek „Trommeslager” Skalski, natomiast za okładkę albumu odpowiada muzyk zespołu – Reverend. Za warstwę liryczną płyty odpowiadają: wokalista Ravenerd Pest oraz Marcin „Kira” Petruk – wokalista lubelskiej formacji Nihili i Oskar Adasiewicz. Autorami zdjęć zespołu jak i fotografii w booklecie są Jarosław Popławski i Bang Your Head Live Photography. ..::TRACK-LIST::.. 1. Voices 04:07 2. Plaga 03:30 3. Reverend 03:19 4. Pestilence 05:18 5. redruM 03:53 6. Cathoslut 03:42 7. Zgnilizna 04:55 8. Secretion of Contempt 04:25 ..::OBSADA::.. Bass, Vocals - Reverend Pest Drums - Prophet Guitar - Preacher https://www.youtube.com/watch?v=iJc07Nz8sPc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 12:12:09
Rozmiar: 242.51 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Dissection have been pioneers in their own sense on the black metal scene. This DVD is a lasting, fitting and benevolent tribute to the late Jon Nödtveidt of this highly underrated Black metal outfit. The sound quality and picture clarity is eloquent and the manner, in which the members of Dissection go about doing what they do best, is remarkable. ‘Night’s Blood,’ is the first full length track of the DVD and starts kicks of an epic journey into the most well documented concert featuring Jon Nödtveidt. Of course, the highlight of this DVD is waiting in anticipation for ‘No Dreams Breed In Breathless Sleep’ which is followed immediately by ‘Where Dead Angels Lie.’ Without doubt, ‘Where Dead Angels Lie’ is the best song written by Dissection and perhaps the best song ever written in the history of black metal. Melodic, melancholic and hauntingly beautiful, it epitomizes everything that black metal should be. The track ‘Soulreaper,’ comes before ‘No Dreams Breed In Breathless Sleep.’ And as ‘No Dreams Breed In Breathless Sleep’ is played, all the band members stand behind a curtain of smoke, waiting for their cue to play the epic ‘Where Dead Angels Lie.’ When the song starts, the reception it gets is excellent, as Jon doesn’t announce the name of the song but the Dissection faithful know which track it is. As the song is belted out, Tomas Asklund’s surgeon-like precision drumming holds the song together and what is remarkable is that Tomas Asklund plays with quiet efficiency He seems to know exactly what he’s doing and seems extremely chilled out at the task he’s performing. The guitar and bass work is up to the mark and with excellent sound production and re-mastering and is as crisp as a pack of freshly opened crackers. ‘Thorns Of Crimson Death’ and ‘The Somberlain’ are two exceptional songs that sound phenomenal when played live and seeing that these two tracks were constantly on their set list, it was no wonder to see them pull it of so flawlessly. The other songs on this DVD are played with timely proficiency and skill, but without a doubt, the most awe-inspiring moment is watching ‘Where Dead Angels Lie’ being played by Jon. R.I.P. Jon Nödtveidt. You will always be remembered. Prolix 89 ..::TRACK-LIST::.. 1. Intro: At the Fathomless Depths 2. Nights Blood 3. Frozen 4. Maha Kali 5. Soulreaper 6. No Dreams Breed in Breathless Sleep 7. Where Dead Angels Lie 8. Retribution... Storm of the Lights Bane 9. Unhallowed 10. Thorns of Crimson Death 11. Heavens Damnation 12. In the Cold Winds of Nowhere 13. Elizabeth Bathori 14. The Somberlain 15. A Land Forlorn Extras: 1. Interview with Jon Nödtveidt 2. Photo Gallery Slideshow 3. Music Video 'Starless Aeon' 4. Credits 5. 'Black Horizons' live (hidden) 6. Backstage clip (hidden) ..::OBSADA::.. Jon Nödtveidt (R.I.P. 2006) - Guitars, Vocals Set Teitan - Guitars Tomas Asklund - Drums https://www.youtube.com/watch?v=7lX4iV4QR44 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 10:53:53
Rozmiar: 7.53 GB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Trzeci album niesamowitego zespołu z Argentyny grającego avantgardowy black metal! Following the band's first two instrumental albums, AlphA and Beta, Psicosfera emerges with their third installment, titled Summa Negativa. This album is a predatory plunge into pitch-black darkness of avant-garde black metal. The album illuminates the souls of the damned with its devilish fangs. The new material is a reflection of Psicosfera’s ongoing evolution, driven by ceaseless march of time. With a blend of uncompromising determination and the introduction of vocals, alongside the liberation of an even fiercer facet of the band’s creativity, the new material relentlessly pushes the boundaries beyond their prior instrumental efforts. Spanning their previous two albums, the band absorbed its influences, mastered the emotional depth of those records and honed their craft meticulously. Five years after their second album, the band’s journey has culminated in Summa Negativa, which materializes as a sinister reflection of contemporary darkness, seamlessly morphing the vision of genre’s progenitors into a contemporary realm that is both relentless and audacious. By skillfully weaving dissonance and melody through inventive manipulation, complemented by genuinely dreadful riffs, the album creates an encapsulated universe that embraces the essence of despair, melancholy, aggression, and hostility. Summa Negativa emerges not as a nostalgic reverie, but as a reflection of modern nihilistic void. The darkness, evil, and despair within aren’t mere obligatory components; they mirror the current, profound upheavals of the soul of man. This essence imbues Summa Negativa with unparalleled vitality. As such, Psicosfera’s new album holds the promise of elation - for seekers of evolving flux, for those who embrace musical development - while remaining devotional to the spirit. ..::TRACK-LIST::.. 1. Rising River of Frustration 4:45 2. Pernicious Oblivion pt. 1 4:41 3. Pernicious Oblivion pt. 2 5:02 4. Gamma (interlude) 0:47 5. Taste of Triumph 4:09 6. Dismal Landscape of Disillusion and Rejection 5:53 7. Contortionist of Perception 6:00 8. Tartarus 5:35 ..::OBSADA::.. Gabriel Sabatini - Guitars Gabriel Luque - Guitars Julián Reggi - Vocals Juan Facundo Brinville - Drums Alan Ponce - Bass https://www.youtube.com/watch?v=AWAMMXa72xQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 10:37:56
Rozmiar: 90.89 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Trzeci album niesamowitego zespołu z Argentyny grającego avantgardowy black metal! Following the band's first two instrumental albums, AlphA and Beta, Psicosfera emerges with their third installment, titled Summa Negativa. This album is a predatory plunge into pitch-black darkness of avant-garde black metal. The album illuminates the souls of the damned with its devilish fangs. The new material is a reflection of Psicosfera’s ongoing evolution, driven by ceaseless march of time. With a blend of uncompromising determination and the introduction of vocals, alongside the liberation of an even fiercer facet of the band’s creativity, the new material relentlessly pushes the boundaries beyond their prior instrumental efforts. Spanning their previous two albums, the band absorbed its influences, mastered the emotional depth of those records and honed their craft meticulously. Five years after their second album, the band’s journey has culminated in Summa Negativa, which materializes as a sinister reflection of contemporary darkness, seamlessly morphing the vision of genre’s progenitors into a contemporary realm that is both relentless and audacious. By skillfully weaving dissonance and melody through inventive manipulation, complemented by genuinely dreadful riffs, the album creates an encapsulated universe that embraces the essence of despair, melancholy, aggression, and hostility. Summa Negativa emerges not as a nostalgic reverie, but as a reflection of modern nihilistic void. The darkness, evil, and despair within aren’t mere obligatory components; they mirror the current, profound upheavals of the soul of man. This essence imbues Summa Negativa with unparalleled vitality. As such, Psicosfera’s new album holds the promise of elation - for seekers of evolving flux, for those who embrace musical development - while remaining devotional to the spirit. ..::TRACK-LIST::.. 1. Rising River of Frustration 4:45 2. Pernicious Oblivion pt. 1 4:41 3. Pernicious Oblivion pt. 2 5:02 4. Gamma (interlude) 0:47 5. Taste of Triumph 4:09 6. Dismal Landscape of Disillusion and Rejection 5:53 7. Contortionist of Perception 6:00 8. Tartarus 5:35 ..::OBSADA::.. Gabriel Sabatini - Guitars Gabriel Luque - Guitars Julián Reggi - Vocals Juan Facundo Brinville - Drums Alan Ponce - Bass https://www.youtube.com/watch?v=AWAMMXa72xQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 10:34:17
Rozmiar: 270.32 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
Conflict nigdy nie robił niczego byle jak i ten show to udowadnia! ..::TRACK-LIST::.. 1. Banned From The UK (Crass cover) 2. Piss In The Ocean 3. Big A Little A (Crass cover) 4. Increase The Pressure 5. The Serenade Is Dead 6. You Said That 7. From Protest To Resistance 8. To Whom It May Concern 9. Big Hands (Crass cover) 10. So What (Crass cover) 11. I Ain't Thick (It's Just A Trick) (Crass cover) 12. G's Song (Crass cover) 13. Contaminational Power (Crass cover) 14. Cruise 15. Major General Despair (Crass cover) 16. One Nation Under The Bomb 17. Bomb (Crass cover) 18. Punk Is Dead (Crass cover) 19. Rival Tribal Revel Rebel (Crass cover) 20. Statement 21. The Day Before 22. This Is The A.L.F. 23. Tough Shit Mickey 24. Reality Whitewash (Crass cover) 25. Working Class Rip Off (Crass cover) 26. Mighty And Superior 27. Do They Owe Us A Living (Crass cover) 28. How Does It Feel (Crass cover) 29. This Is Not Enough 30. Positive Junk 31. The System Maintains 32. Berkshire Cunt Recorded Saturday 18th April during the "Gathering of the 5,000" concert at Brixton Academy, London - 1987. ..::OBSADA::.. Vocals - Colin Jerwood, Kerry Bovell, Maria Carreno, Steve Ignorant Vocals [Additional] - Benjamin Zephaniah Bass - Paul Hoddy Drums - Francisco Carreno Guitar - Kevin Webb Saxophone - James Van Leer, Peter Grant https://www.youtube.com/watch?v=rJEXCZyI1vY&list=PL_9jvKMDqN6HJUfuSyMkKWM0v_Js_WYIm SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 08:57:24
Rozmiar: 188.05 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
Conflict nigdy nie robił niczego byle jak i ten show to udowadnia! ..::TRACK-LIST::.. 1. Banned From The UK (Crass cover) 2. Piss In The Ocean 3. Big A Little A (Crass cover) 4. Increase The Pressure 5. The Serenade Is Dead 6. You Said That 7. From Protest To Resistance 8. To Whom It May Concern 9. Big Hands (Crass cover) 10. So What (Crass cover) 11. I Ain't Thick (It's Just A Trick) (Crass cover) 12. G's Song (Crass cover) 13. Contaminational Power (Crass cover) 14. Cruise 15. Major General Despair (Crass cover) 16. One Nation Under The Bomb 17. Bomb (Crass cover) 18. Punk Is Dead (Crass cover) 19. Rival Tribal Revel Rebel (Crass cover) 20. Statement 21. The Day Before 22. This Is The A.L.F. 23. Tough Shit Mickey 24. Reality Whitewash (Crass cover) 25. Working Class Rip Off (Crass cover) 26. Mighty And Superior 27. Do They Owe Us A Living (Crass cover) 28. How Does It Feel (Crass cover) 29. This Is Not Enough 30. Positive Junk 31. The System Maintains 32. Berkshire Cunt Recorded Saturday 18th April during the "Gathering of the 5,000" concert at Brixton Academy, London - 1987. ..::OBSADA::.. Vocals - Colin Jerwood, Kerry Bovell, Maria Carreno, Steve Ignorant Vocals [Additional] - Benjamin Zephaniah Bass - Paul Hoddy Drums - Francisco Carreno Guitar - Kevin Webb Saxophone - James Van Leer, Peter Grant https://www.youtube.com/watch?v=rJEXCZyI1vY&list=PL_9jvKMDqN6HJUfuSyMkKWM0v_Js_WYIm SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-09 08:52:58
Rozmiar: 544.72 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
CD: Felicjan Andrzejczak - Zawsze Ten Sam [2006]
Quality: FLAC 16Bit-44.1kHz 01. Jolka, Jolka pamiętasz [0:06:12.66] 02. Peron łez [0:03:08.18] 03. Trzeci akt [0:04:16.16] 04. Noc komety [0:04:06.93] 05. Ekstaza (Nie okłamuj, że to miłość) [0:04:39.65] 06. Siedem nocy [0:03:19.26] 07. Zapach kobiety [0:04:32.49] 08. Stare sprawy [0:03:35.98] 09. Nie jestem retro [0:03:27.30] 10. Już się nie poprawię [0:03:57.89] 11. Gdybyś była inna [0:03:12.56] 12. Dawna miłość [0:03:43.40] 13. Gdy gram [0:04:45.08] 14. Czas ołowiu [0:04:45.65] 15. Jestem zmęczony - to minie [0:03:52.52] 16. Ekscentryczny dance [0:03:41.70] 17. Chyba dzisiaj nie zaśniemy [0:04:25.36] 18. Zagubiony klucz [0:04:02.98] 19. Zawsze ten sam [0:04:28.06] ![]()
Seedów: 40
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 20:17:03
Rozmiar: 530.34 MB
Peerów: 0
Dodał: rajkad
Opis
..::INFO::..
Cymande to brytyjska grupa funkowa, która pierwotnie działała na początku lat 70. Nazwa zespołu wywodzi się od słowa calypso oznaczającego „gołębicę”, które symbolizuje pokój i miłość; „Dove” to także tytuł jednej z ich najbardziej znanych piosenek. Wstawka zawiera szóstą, najnowszą płytę studyjną zespołu. Title: Renascence Artist: Cymande Country: Wielka Brytania Year: 2025 Genre: Soul, Funk Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ..::TRACK-LIST::.. A1 Chasing An Empty Dream A2 Road to Zion A3 Only One Way (feat. Celeste) A4 Coltrane A5 Sweeden B1 How We Roll (feat. Jazzie B) B2 Heart of the Willing B3 I Wanna Know B4 Darkest Night B5 Carry the Word ![]()
Seedów: 12
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 15:36:27
Rozmiar: 121.41 MB
Peerów: 42
Dodał: Uploader
Opis
..::INFO::..
Debiutancki album australijskiego zespołu grającego ska. Title: The Seen Artist: Seen Country: Australia Year: 1998 Genre: Ska, Reggae Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ..::TRACK-LIST::.. 1 Rudeboys Lament 2 Sally Brown 3 Space Girl 4 Proazc Man 5 Mr & Mrs 6 Apache ![]()
Seedów: 12
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 15:36:11
Rozmiar: 80.59 MB
Peerów: 43
Dodał: Uploader
Opis
..::INFO::..
Drugi album studyjny nowozelandzkiego zespołu skapunkowego. Artist: Battleska Galactica Title: Songs From the Crypt Country: Nowa Zelandia Year: 2005 Genre: SkaPunk Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ..::TRACK-LIST::.. 1.Chemical Warfare 2.Idiots & Icarus Wings 3.Frank & Beans 4.Safety 5.Brother Thom 7.Festa di Carne Part II 8.Rock You Like a Candy Cane 9.Soundtrack 10.Stinkin’ Linkin ![]()
Seedów: 11
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 15:35:55
Rozmiar: 74.72 MB
Peerów: 39
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Dragonauta Album: Omega Pentagram Country: Argentina Release date: 2013 Genre: Psychedelic Stoner/Doom Metal Format: MP3 Bitrate: 320 kbps Duration: 00:52:03 ...( TrackList )... 01 - Frozen Neptunian Demons [00:05:23] 02 - I. The Talking Snake II. The Witch Hammer [00:08:04] 03 - Nautilus 666 [00:03:34] 04 - Seven Rings Of Saturn [00:06:28] 05 - I Am The Frost Thrones [00:06:36] 06 - Jupiterian Sword Of Annihilation [00:04:17] 07 - Iron Planet [00:07:12] 08 - Black Horn Messiah [00:10:27] ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 15:25:55
Rozmiar: 119.55 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Genre: Stoner/Doom Metal Country of artist (band): USA Year of publication: 2025 Audio codec: MP3 Rip type: tracks Audio bitrate: 320 kbps Duration: 22:31 ...( TrackList )... 1. First Frost 2. The Bottom 3. Excavation 4. No Ritual 5. The Return ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 15:25:55
Rozmiar: 52.17 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Genre: Stoner/Doom Metal Country of artist (band): UK Year of publication: 2025 Audio codec: MP3 Rip type: tracks Audio bitrate: 320 kbps Duration: 00:38:09 ...( TrackList )... 1. Zeus Among The Clouds (05:26) 2. Prometheus Unbound (03:37) 3. Medusa's Lament (03:04) 4. Underworld Love (03:35) 5. Persephone's Return (03:11) 6. The Minotaur's Labyrinth (03:36) 7. King Midas' Curse (02:48) 8. Pandora's Reckoning (03:35) 9. Aphrodite's Dream (02:48) 10. Guardians Of The Gates (03:52) 11. Cerberus' Lullaby (04:39) 12. The River Styx (02:58) ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 15:25:55
Rozmiar: 101.39 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Lightning In A Bottle Artist: Pentagram Year: 2025 Genre: Doom-Metal Country: USA Duration: 00:52:05 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Live Again (03:34) 02. In The Panic Room (03:31) 03. I Spoke To Death (03:40) 04. Dull Pain (03:30) 05. Lady Heroin (05:32) 06. I'll Certainly See You In Hell (02:08) 07. Thundercrest (03:01) 08. Solve The Puzzle (03:12) 09. Spread Your Wings (03:31) 10. Lightning In A Bottle (04:40) 11. Walk The Sociopath (04:49) 12. Start The End (Bonus Track) (03:55) 13. Might Just Wanna Be Your Fool (Bonus Track) (02:27) 14. Lady Heroin (Pre-Edit Rough Mix Bonus Track) (04:28) ![]()
Seedów: 18
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 15:25:50
Rozmiar: 123.32 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
---------------------------------------------------------------------
Budka Suflera - Underground (1994) Artist...............: Budka Suflera Album................: Underground Genre................: Rock Source...............: CD Year.................: 1994 Ripper...............: Exact Audio Copy (Secure mode) & Asus CD-S520 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.2.1 20070917 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 57 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Tracklisting 1. Budka Suflera - Magic ship [06:19] 2. Budka Suflera - Sen o dolinie [04:27] 3. Budka Suflera - Blues George'a Maxell'a [04:36] 4. Budka Suflera - Piosenka, ktorą być może napisałby Artur Rimbaud[04:40] 5. Budka Suflera - Wycieczka [06:03] 6. Budka Suflera - Szpital Św. Jakuba [04:23] 7. Budka Suflera - Bałagan na strychu [03:57] 8. Budka Suflera - Zdarzenie [07:31] 9. Budka Suflera - Biały demon [03:08] 10. Budka Suflera - Lubię ten stary obraz [08:41] 11. Budka Suflera - Memu miastu do widzenia [03:32] 12. Budka Suflera - Suita na dwa światła warszawskie [04:23] 13. Budka Suflera - Z dalekich wypraw [03:04] Playing Time.........: 01:04:50 Total Size...........: 373,00 MB ![]()
Seedów: 64
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 14:24:59
Rozmiar: 376.45 MB
Peerów: 12
Dodał: rajkad
Opis
...( Info )...
Artist: Eugenia Choe Album: So We Speak Year: 2025 Genre: Jazz Quality: FLAC 24Bit-88.2kHz ...( Opis )... Eugenia Choe, koreańsko-amerykańska pianistka i kompozytor jazzowy, jest jednym z najbardziej szanowanych muzyków jej pokolenia. Po wczesnym dzieciństwie w Korei Południowej, spędziła szereg lat w L.A., Atlancie, Chicago i Nowym Jorku. ...( TrackList )... 01. Margie 02. This or That 03. So We Speak 04. Fly 05. Nabiya 06. River Farm 07. You Get What You Paid For 08. After All 09. Silver Lining ![]()
Seedów: 106
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 07:38:47
Rozmiar: 651.96 MB
Peerów: 32
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Wilco Album: A Ghost Is Born (Expanded Edition) Year: 2025 Genre: Indie rock, alternative rock, alternative country, art rock experimental rock folk rock Format: mp3 320 kbps ...( TrackList )... Disc 1 01. At Least That's What You Said 02. Hell Is Chrome 03. Spiders (Kidsmoke) 04. Muzzle of Bees 05. Hummingbird 06. Handshake Drugs 07. Wishful Thinking 08. Company in My Back 09. I'm a Wheel 10. Theologians 11. Less Than You Think 12. The Late Greats Disc 2 01. At Least That’s What You Said (8-13-02 SOMA-Chicago Version) 02. Hell Is Chrome (10-5-03 SOMA-Chicago Version) 03. Spiders (Kidsmoke) (9-28-03 SOMA-Chicago Version) 04. Muzzle Of Bees (7-15-03 SOMA-Chicago Version) 05. Hummingbird (2-8-02 SOMA-Chicago Version) 06. Handshake Drugs (11-13-03 Sear Sound-NYC Version) 07. Wishful Thinking (11-1-03 Sear Sound-NYC Version) 08. Company In My Back (2-8-03 Hothouse-St. Kilda, Melbourne Version) 09. I’m A Wheel (August 2002 SOMA-Chicago Version) 10. Theologians (3-19-03 SOMA-Chicago Version) 11. Less Than You Think (11-11-03 Sear Sound-NYC Version) 12. The Late Greats (7-19-03 SOMA-Chicago Version) 13. Kicking Television (3-18-03 SOMA-Chicago Version) 14. The High Heat (2-5-02 SOMA-Chicago Version) 15. Panthers (March 2003 SOMA-Chicago Version) 16. Diamond Claw (3-21-03 SOMA-Chicago Version) 17. Bob Dylan’s 49th Beard (June 2002 SOMA-Chicago Version) 18. More Like The Moon (2-8-02 SOMA-Chicago Version) 19. Improbable Germany (10-7-03 SOMA-Chicago Version) ![]()
Seedów: 451
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 07:37:48
Rozmiar: 335.13 MB
Peerów: 99
Dodał: Uploader
Opis
"Za ostatni grosz" – piąty studyjny album zespołu Budka Suflera wydany w 1996 przez wytwórnię płytową TA Music.
Lista utworów 1 „Za ostatni grosz” (Romuald Lipko – Marek Dutkiewicz) – 5:05 2 „Wszystko to widział świat” (Romuald Lipko – Andrzej Mogielnicki) – 4:15 3 „Rock'n'roll na dobry początek” (Romuald Lipko – Andrzej Mogielnicki) – 3:54 4 „Kto zrobił mi ten żart” (Romuald Lipko – Andrzej Mogielnicki) – 4:26 5 „Nie taki znów wolny” (Romuald Czystaw – Andrzej Mogielnicki) – 5:12 6 „Teraz rób co chcesz” (Romuald Lipko – Andrzej Mogielnicki) – 4:23 7 „Rok dwóch żywiołów” (Romuald Lipko – Andrzej Mogielnicki) – 4:32 8 „Memu miastu na do widzenia” (Romuald Lipko – Adam Sikorski) – 2:58 bonusy(CD 1996) 9 „Nie wierz nigdy kobiecie” (Jan Borysewicz i Romuald Lipko[3] – Andrzej Mogielnicki) – 5:01 10 „Bez satysfakcji” (Jan Borysewicz – Andrzej Mogielnicki) – 4:01 11 „Nie ma końca tej podróży” (Jan Borysewicz – Andrzej Mogielnicki) – 4:25 ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 07:34:04
Rozmiar: 330.49 MB
Peerów: 13
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
składanka mireczka-a takie tam vol.35 Gatunek: Dance,Disco,Vixa/Pompa Rok:2025 mp3@128-320kbps CZAS:01:35:00 ...( TrackList )... 1.Boski Heniek - Leje Drina (prod. MALOS & NERUS) 2.Avalanche - Bella Ciao 3.La Fuente - Ratata (Crucian Bootleg) 4.Malik Montana x NORBSON - Do Tańca (Rados Edit) 2025 5.Global Deejays & Envegas - We Are The Nights (DYMEJSZYN & NYGA Mashup) 2025 6.OKI + Sobel - szary blok (FAIR PLAY REMIX) 7.OKI + Sobel - szary blok ( CLIMO REMIX ) 8.Gorillaz - Feel Good Inc. (Dj Grzechuu Remix) 2025 9.Malos & Toneex & Lucass'G & Koleq - Let Me See U (DJ KLEVEX MASH) 10.Rocco & No Doubt feat. DANIL vs. Sound Bass - Everybody don't speak (spacedj Mush EDIT) 2025 11.Marc Korn - You Spin Me Round (Like A Record) (Scotty Remix Edit) 12.Marc Korn - You Spin Me Round (Like A Record) (Scotty Remix Extended) 13.Vini Vici & LUNAX & Mark Neve feat. Widemode - Born Again (Babylonia) 14.Pazoo & Guterzogene Asis - Feuerzeug 15.Axway - Over U (Crucian Bootleg) 16.Kabe & Miszel feat. MATSON & Sound Bass vs. Fuze - Bon apetit (spacedj Mush EDIT) 2025 17.Dawid Obserwator feat. NinoOficjalnie - Ta dziewczyna (FRYCEK REMIX) 18.Harris & Ford & 2 Engel & Charlie - Explodiert 19.Age Of Love - The Age Of Love (Crucian Bootleg) 20.Tove Lo vs. Hippie Sabotage & Pumpsound vs. Vawerman - Roses habits (spacedj Mush EDIT) 2025 21.Eelke Kleijn - Transmission (Crucian Bootleg) 22.Dj Boozywoozy & Armin Van Burren feat. Toxic vs. BendyX - Ping pong party affair (spacedj Mush EDIT) 2025 23.Felix - Don't You Want Me (Bootleg) 24.Crystal Rock x Lawstylez x Tiidex - Let Her Go 25.Fred Again.. & Swedish House Mafia & Future - Turn On The Lights again.. (Bootleg) 26.ZIGGY X & KLEVEX - Thiz Rox (Rados Mash) 2025 27.Tribbs, Bright Sparks - Drink & Drugs & Sex & Money (Ben Nicky Remix) 28.Vorontsov D feat. Lil Jon & The East Side Boyz - Ill Give You Master Blaster (BabRoV Mix) 29.Żabson vs. Benny Benassi x ENDRIU - SEXOHOLIK (Satisfaction w Vixie) 30.REWIlO - What You See (Original Mix) ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-08 05:40:08
Rozmiar: 219.08 MB
Peerów: 11
Dodał: mireczek19
Opis
---------------------------------------------------------------------
Budka Suflera - Ona Przyszła Prosto z Chmur --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Budka Suflera Album................: Ona Przyszła Prosto z Chmur Genre................: Rock Source...............: CD Year.................: 1996 Ripper...............: Exact Audio Copy (Secure mode) & Asus CD-S520 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.2.1 20070917 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 59 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Budka Suflera - Ona Przyszła Prosto z Chmur [04:35] 2. Budka Suflera - Słońca Jakby Mniej [04:57] 3. Budka Suflera - Archipelag [05:25] 4. Budka Suflera - Motyw z Jasnorzewskiej [04:56] 5. Budka Suflera - Tyle z Tego Masz [05:02] 6. Budka Suflera - Sekret [04:48] 7. Budka Suflera - Planeta Smoka [09:55] 8. Budka Suflera - Słońca Jakby Mniej (Anna) [04:56] Playing Time.........: 44:38 Total Size...........: 262,88 MB ![]()
Seedów: 52
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-07 20:44:29
Rozmiar: 265.70 MB
Peerów: 40
Dodał: rajkad
Opis
"Za ostatni grosz" – piąty studyjny album zespołu Budka Suflera wydany w 1996 przez wytwórnię płytową TA Music.
Lista utworów 1 „Za ostatni grosz” (Romuald Lipko – Marek Dutkiewicz) – 5:05 2 „Wszystko to widział świat” (Romuald Lipko – Andrzej Mogielnicki) – 4:15 3 „Rock'n'roll na dobry początek” (Romuald Lipko – Andrzej Mogielnicki) – 3:54 4 „Kto zrobił mi ten żart” (Romuald Lipko – Andrzej Mogielnicki) – 4:26 5 „Nie taki znów wolny” (Romuald Czystaw – Andrzej Mogielnicki) – 5:12 6 „Teraz rób co chcesz” (Romuald Lipko – Andrzej Mogielnicki) – 4:23 7 „Rok dwóch żywiołów” (Romuald Lipko – Andrzej Mogielnicki) – 4:32 8 „Memu miastu na do widzenia” (Romuald Lipko – Adam Sikorski) – 2:58 bonusy(CD 1996) 9 „Nie wierz nigdy kobiecie” (Jan Borysewicz i Romuald Lipko[3] – Andrzej Mogielnicki) – 5:01 10 „Bez satysfakcji” (Jan Borysewicz – Andrzej Mogielnicki) – 4:01 11 „Nie ma końca tej podróży” (Jan Borysewicz – Andrzej Mogielnicki) – 4:25 ![]()
Seedów: 10
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-07 20:44:26
Rozmiar: 330.49 MB
Peerów: 2
Dodał: rajkad
Opis
---------------------------------------------------------------------
Marek Surzyn - Miks --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Marek Surzyn Album................: Miks Genre................: Rock Source...............: CD Year.................: 1999 Ripper...............: Exact Audio Copy 0.9b4 & HL-DT-ST DVDRAM GSA-4167B Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.2.1 20070917 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 67 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: ID3 v1.1, ID3 v2.3VorbisComment Included.............: NFO, M3U, LOG, CUE --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. (00:02:46) Marek Surzyn - Tak sie robi historie 2. (00:02:57) Marek Surzyn - Teleportacja 3. (00:03:58) Marek Surzyn - Time table 4. (00:04:34) Marek Surzyn - D.L.95. 5. (00:02:28) Marek Surzyn - Terminator 6. (00:02:54) Marek Surzyn - Hesitate blues 7. (00:02:43) Marek Surzyn - Romans na dwie osme 8. (00:03:11) Marek Surzyn - Wiatr i strzyga 9. (00:03:44) Marek Surzyn - Lady funk 10. (00:05:09) Marek Surzyn - Wild minds 11. (00:03:05) Marek Surzyn - Bierz,co chcesz 12. (00:06:25) Marek Surzyn - Hejnal 13. (00:02:31) Marek Surzyn - Odpad atomowy 14. (00:05:16) Marek Surzyn - Boom 15. (00:04:40) Marek Surzyn - Power of cool mix 99 16. (00:03:05) Marek Surzyn - 15 B.M. 17. (00:02:26) Marek Surzyn - Rozmowy Playing Time.........: 01:01:55 Total Size...........: 418,70 MB ![]()
Seedów: 5
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-07 20:44:22
Rozmiar: 418.99 MB
Peerów: 0
Dodał: rajkad
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. To po prostu album popowy! Tak naprawdę nie ma o czym mówić - kilka pięknie zaaranżowanych piosenek popowych, nagranych organicznie z zespołem i zmiksowanych w najwspanialszy możliwy sposób przez Bjarn'e Stensliego... ..::TRACK-LIST::.. 1. Dancing Headlights 4:36 2. Love vs. The World 3:53 3. The Great Upsetter 4:00 4. Hurdle 3:03 5. Hollow 3:56 6. Summer Rain 4:42 7. Living It Strange 3:52 8. Some Miserable Morning 4:31 https://www.youtube.com/watch?v=00Es-otvIlc SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-07 18:59:15
Rozmiar: 393.30 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Twórczość Kate Bush stanowi doskonały przykład ambitnej muzyki pop. Z jednej strony jest to wciąż pop, czyli granie łatwe w odbiorze, o dużych walorach rozrywkowych. Z drugiej zaś bardziej obyci słuchacze mogą docenić wokalny oraz kompozytorski kunszt artystki, a także wykraczające poza popowe schematy aranżacje. Bush zaczęła tworzyć własny repertuar już pod koniec lat 60., w wieku jedenastu lat. Przez długi czas nie udawało się jednak zainteresować nim nikogo z muzycznego przemysłu. Wszystko zmieniło się w połowie następnej dekady, gdy taśmy z demówkami nastoletniej wokalistki, pianistki i kompozytorki trafiły do Davida Gilmoura. Rekomendacja gitarzysty Pink Floyd, zaledwie kilkanaście miesięcy po ogromnym sukcesie "The Dark Side of the Moon", zachęciła przedstawicieli EMI do przyjęcia artystki pod własne skrzydła. Z podpisaniem kontraktu postanowili poczekać jednak, aż osiągnie pełnoletność. W rezultacie debiutancki album Bush ukazał się dopiero w 1978 roku. "The Kick Inside" z miejsca stał się wielkim przebojem, co zawdzięczał wcześniejszemu sukcesowi singla "Wuthering Heights". Na opublikowanie właśnie tego utworu uparcie nalegała sama Bush, choć wydawca optował za "James and the Cold Gun" jako wiodącym singlu. Był to strzał w dziesiątkę, ponieważ nagranie dotarło na sam szczyt brytyjskiej listy, co nie udało się wcześniej żadnej kobiecie wykonującej własną kompozycję. Utwór stał się hitem także w wielu innych krajach. Cała ta historia brzmi wręcz spektakularnie, co może prowadzić do pewnych wątpliwości: na ile dzisiejszy odbiór "The Kick Inside" wynika z jego faktycznej wartości, a na ile jest to zasługa towarzyszącej mu historii, którą przytaczają tez chyba wszystkie pozostałe recenzje? Można do tego podejść na co najmniej dwa różne sposoby. Wyrozumiały, stwierdzając, że to bardzo dojrzałe dzieło, jak na tak młodą artystkę. Albo bardziej krytyczny, wskazując na dość nierówny poziom materiału, co tym trudniej obronić, że kompozycje powstawały na przestrzeni ponad pięciu lat. Nie brakuje tu znakomitych momentów, jak wspomniany "Wuthering Heights", być może najlepiej z tej płyty pokazujący wokalne możliwości Bush. Instrumentalnie nie dzieje się tu raczej nic szczególnie godnego uwagi, choć jest zgrabnie i wszyscy muzycy grają dokładnie tyle, ile trzeba, by wypełnić przestrzeń pod wokalnymi akrobacjami liderki. Nie zawsze jednak warstwa instrumentalna jest tak bardzo spychana na dalszy plan przez śpiew. Przykładem mogą być choćby dwa pierwsze utwory, w zasadzie tworzące razem pewną całość - nie tylko za sprawą otwierających je odgłosów wielorybów - "Moving" i "The Saxophone Song". Tym razem zachwyca nie tylko wokal, ale też wkład pozostałych muzyków. W pierwszym uwagę przyciągają uwagę fortepianowe pasaże oraz wyrazisty bas, który pełni nie tylko rolę rytmiczną, ale także wzbogaca harmonię, melodię oraz kolorystykę. W podobny sposób wykorzystano go także w wielu innych utworach na tej płycie. Drugi został natomiast udanie wzbogacony o tytułowy saksofon, na którym zagrał jazzowy muzyk Alan Skidmore. Czasem jednak fantastyczny efekt udaje się osiągnąć przy znacznie skromniejszych środkach, jak w "Feel It", w którym Bush akompaniuje sobie jedynie na pianinie, ale zarówno w grę, jak i śpiew wkładając tyle serca, że jest to jeden z emocjonalnych szczytów albumu. Zaliczyć do nich można też równie subtelny, choć nie tak ascetyczny "The Man with the Child in His Eyes". Fajnej różnorodności dodają z kolei oparty na rytmice reggae "Kite" czy najbardziej żywiołowy "James and the Cold Gun", trochę zbliżający się do rockowej sztampy, ale z ciekawszym przełamaniem w końcówce. Uwagę przyciąga też na pewno humorystyczny refren "Oh to Be in Love". Na pozostałe kawałki natomiast trochę zabrakło (unikalnych) pomysłów i nie są aż tak wyraziste, jak te wymienione. Co gorsze, aż cztery z nich to jednocześnie cztery ostatnie ścieżki na albumie, co może zacierać wrażenie wywołane wcześniejszą częścią płyty. Nie są to jednak żadne paździerze - może poza drugim, bardziej banalnym podejściem do reggae, w postaci "Them Heavy People" - lecz całkiem przyjemne piosenki, które po prostu nie lśnią tak bardzo, jak pozostałe. "The Kick Inside" przynosi utwory w większości bardzo wyrafinowane, jak na granie pozostające przez cały czas stuprocentowym popem. Momentami nie jest to muzyka bardzo odległa od tego, co w zbliżonym okresie i wcześniej prezentowały grupy w rodzaju Genesis, Camel czy Caravan, jednak utwory Kate Bush zamykają się w długości od dwóch i pół do czterech i pół minuty. Dzięki temu zachowują zwarty, przejrzysty charakter, choć nie brakuje w nich przecież różnych ciekawych rozwiązań, dzięki czemu wyróżnia się ta płyta na tle popowych produkcji. Tyle, że nie wszystko zachwyca mnie tu w równym stopniu. Paweł Pałasz Była sobie kiedyś mała dziewczynka, która bardzo lubiła tańczyć i śpiewać, a do tego nawet pisała piosenki. Mieszkała w małym domku z tatusiem, mamusia i braciszkami. Tatuś był doktorem, ale też lubił grać i śpiewać. Kiedy był młody, to napisał piosenkę, sprzedał, a za to co zarobił, kupił mamie dziewczynki pierścionek zaręczynowy (to było jeszcze w czasach kiedy małej dziewczynki, a nawet jej braciszków na świecie nie było). Małą dziewczynką, jak była już nieco większą małą dziewczynką, zainteresował się ktoś, kogo można byłoby nazwać księciem z bajki. Ale nie zainteresował się on małą dziewczynką w ten sposób, w jaki to sobie wszyscy teraz wyobrażają. Ten książę dostał taśmę z piosenkami małej dziewczynki i bardzo mu się spodobały. I pojechał do małej dziewczynki, bo chciał zobaczyć kto ona jest. Co prawda nie na wspaniałym rumaku, tylko pewnie niezłą bryką, nie nosił lśniącej zbroi, tylko jeansy i t-shirt, bez miecza, którego pewnie i nie miał, zamiast niego używał Fendera Stratocaster, bo to nie do końca był książę, tylko David Gilmour , gitarzysta Pink Floyd. I dzięki niemu Kaśka podpisała kontrakt z EMI. Ponieważ panna Bush była jeszcze wtedy mocno nieletnia, EMI rozsądnie wsadziło ją do „zamrażarki” – czyli miała dalej się uczyć, szlifować talent, dokształcać się tanecznie, a debiut odłożono do czasu osiągnięcia przez Kaśkę pełnoletniości. Chociaż artystka miała już sporo materiału przygotowanego na debiutancka płytę, prace nad nią trwały bardzo długo – z przerwami dwa lata. Szefowie EMI doskonale wiedzieli, że mają w zanadrzu niezłą bombę, bo już wstępne ruchy promocyjne - rozesłanie taśm z kilkoma utworami wybranym ludziom mediów, spotkały się entuzjastycznymi reakcjami. Ale już wtedy okazało się, że panna Bush ma własne zdanie co do swojej kariery i potrafi się bardzo uprzeć. Wytwórnia przeznaczyła na pierwszego singla piosenkę "The Man with the Child in His Eyes”. Kaśka miała inną koncepcję – uważała, że „Wichrowe Wzgórza” będą się lepiej nadawały. Przeforsowała to i okazało się, że miała rację – singiel z tym nagraniem, nagrany przez początkującą nastolatką, wydany na początku stycznia 1978, dotarł na sam szczyt brytyjskiej listy przebojów. Poza tym francuskiej, włoskiej, belgijskiej i australijskiej. A potem było już z górki. Skutecznie holowany przez przebojowego singla, album „The Kick Inside” spokojnie dotarł do pierwszej trójki i sprzedał się w samej Wielkiej Brytanii w platynowym nakładzie. A new star is born. Mimo takiego sukcesu „The Kick Inside” wcale nie było płytą, która wyznaczałaby nowe muzyczne trendy. Był to album pod bardzo wieloma względami bardzo konwencjonalny. Coś takiego nazywam parsonsowską szkołą nagrywania pop-rocka. Wystarczy porównać sobie wydane mniej więcej w tym czasie płyty Ala Stewarta, Johna Milesa, oczywiście Alan Parsons Project, a też i na przykład Eltona Johna – wszystkie mają jakiś wspólny mianownik, nie tylko taki, że wiele z nich produkował sam Parsons i często gęsto jego współpracownicy udzielali się przy tych przedsięwzięciach – był wtedy taki charakterystyczny sposób nagrywania takiej muzyki – bogato, wystawnie, rozbudowane aranżacje, wspomaganie się orkiestrą. „The Kick Inside” doskonale się wpasowało w ten styl i jest nieodrodnym muzycznym dzieckiem tamtych czasów. EMI też pewnie niespecjalnie zależało na muzycznych eksperymentach, woleli towar sprawdzony i bezpieczny. W tym przypadku wartością dodaną była sama Kaśka – jej absolutnie niepowtarzalny głos, jej muzyka. „The Kick Inside” - jak na debiutantkę – płyta bardzo dojrzała. Tym bardziej, że ta debiutantka była jeszcze nastolatką, a do tego wiele z tych utworów powstało kilka lat wcześniej, kiedy panna Bush miała 15-16, a nawet 13 lat! Na pewno to nie tylko „Wuthering Heights”, chociaż po wiek wieków ta piosenka pozostanie znakiem rozpoznawczym Kate Bush i jej największym przebojem i reszta mimo wszystko jest w jego cieniu. Ale to nie są wcale żadne wypełniacze, to też znakomite utwory – na początek „Moving” ze „śpiewem” wielorybów, potem „The Saxophone Song”, „Strenge Phenomena”, w zasadzie mogę wymienić całą płytę, albo przynajmniej jeszcze moje ulubione: „Oh to Be In Love”, "L'Amour Looks Something Like You", „Feel It” (podoba mi się tekst…), czy „Them Heavy People”. W zasadzie większość to „normalne” piosenki utrzymane w średnich tempach, do tego kilka ballad i raptem jeden nieco dynamiczniejszy numer – „James And The Ciold Gun” – opowieść o dziewczynie, której chłopak jest na bakier z prawem, znika na całe tygodnie, a ona się o niego boi. W wersji studyjnej zbrodniczo wyciszono finałową solówkę gitarową, a w całej okazałości można ją usłyszeć (i zobaczyć) na „Live at The Hammersmith Odeon”. Ten cudzysłów przy słowie „normalne” musi się pojawić, bo mimo dość konserwatywnych aranżacji i takiej produkcji, muzyka Kate Bush była czymś niesamowicie oryginalnym – jej piosenki, jej absolutnie niepowtarzalny głos i sposób śpiewania – tego wcześniej nie było (i później też nie). Od początku było wiadomo, że mamy do czynienia z artystką wyjątkową, której związki z naszym światem nie są do końca bardzo ścisłe. Sama Kaśka broniła się przed tymi opiniami, twierdząc, że jej piosenki wcale nie są dziwaczne (dokładnie „sophisticated”). Ale my, fani i tak wiemy swoje. Dla nas, fanów, ta pani jest istotą nieco bajkową, która przez przypadek zaglądnęła na Ziemię. Przynajmniej dla mnie trzy pierwsze płyty mają klimat jak z „Alicji w Krainie Czarów”, a jest to dość mocno zakręcona opowieść. Z drugiej strony mało jest artystek, które potrafią swoją karierę prowadzić z tak żelazną konsekwencją, z pełną świadomością tego, co się chce, nie zważając na żadne naciski. EMI szybko się przekonało, że będzie tak, jak chce panna Bush, albo nie będzie wcale. I że panna Bush zawsze ma rację. Zawsze. Niewątpliwie początek kariery jednej z najciekawszych artystek współczesnej sceny muzycznej był bardzo udany i efektowny. Jednak czas pokazał, że to był dopiero początek… W moim prywatnym rankingu płyta numer trzy – po „The Dreaming” i „The Sensual World”. Wojciech Kapała ..::TRACK-LIST::.. 1. Moving 3:02 Bass - David Paton Drums - Stuart Elliott Electric Piano - Duncan Mackay Guitar - Ian Bairnson 2. The Saxophone Song 3:55 Bass - Bruce Lynch Drums - Barry De Souza Electric Guitar - Paul Keogh Guitar - Alan Parker, Paul Keogh Keyboards - Andrew Powell Saxophone - Alan Skidmore 3. Strange Phenomena 2:57 Bass - David Paton Drums - Stuart Elliott Guitar - Ian Bairnson 4. Kite 2:58 Bass - David Paton Drums - Stuart Elliott Guitar - Ian Bairnson Organ, Clavinet - Duncan Mackay Percussion - Morris Pert 5. The Man With The Child In His Eyes 2:41 6. Wuthering Heights 4:29 Acoustic Guitar - David Paton Bass, Celesta - Andrew Powell Drums - Stuart Elliott Electric Guitar - Ian Bairnson Organ - Duncan Mackay Percussion - Morris Pert 7. James And The Cold Gun 3:36 Bass - David Paton Drums - Stuart Elliott Guitar - Ian Bairnson Organ - Duncan Mackay 8. Feel It 3:03 9. Oh To Be In Love 3:18 Bass - David Paton Drums, Percussion - Stuart Elliott Guitar, Backing Vocals - David Paton, Ian Bairnson Mandolin - Paddy Bush Synthesizer - Andrew Powell 10. L'Amour Looks Something Like You 2:28 Bass - David Paton Drums - Stuart Elliott Electric Piano - Duncan Mackay Guitar - Ian Bairnson 11. Them Heavy People 3:05 Backing Vocals - Paddy Bush Bass - David Paton Drums - Stuart Elliott Guitar - Ian Bairnson 12. Room For The Life 4:06 Bass - David Paton Drums, Percussion - Stuart Elliott Guitar - Ian Bairnson Percussion [Boo-bams] - Morris Pert Wind [Beer Bottles] - Andrew Powell, Ian Bairnson 13. The Kick Inside 3:38 ..::OBSADA::.. Kate Bush - lead and backing vocals; piano Andrew Powell - arrangements; keyboards (2); piano; Fender Rhodes piano (3); bass guitar; celeste (6); synthesizer (9); beer bottles (12) Duncan Mackay - piano; Fender Rhodes (1, 10); synthesizer (3); Hammond organ (4, 6, 7); clavinet (4) Ian Bairnson - electric guitar; acoustic guitar (except on 2); backing vocals (9); beer bottles (12) David Paton - bass guitar (1, 3, 4, 7, 9–12); acoustic guitar (6, 9); backing vocals (9) Stuart Elliott - drums (exc. 2, 5, 13); percussion (9, 12) Alan Skidmore - tenor saxophone (2) Paul Keogh - electric guitar; acoustic guitar (2) Alan Parker - acoustic guitar (2) Bruce Lynch - bass guitar (2) Barry de Souza - drums (2) Morris Pert - percussion (3, 4, 6); boobam (12) Paddy Bush - mandolin (9); backing vocals (11) David Katz - orchestral contractor (for an uncredited orchestra on all tracks exc. 4, 5, 7, 8, 12) https://www.youtube.com/watch?v=xmLoERYUZSI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-07 17:44:59
Rozmiar: 101.00 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
1 - 30 | 31 - 60 | 61 - 90 | ... | 2461 - 2490 | 2491 - 2520 | 2521 - 2550 | 2551 - 2580 | 2581 - 2610 | ... | 24121 - 24150 | 24151 - 24180 | 24181 - 24200 |