![]() |
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Metal
Ilość torrentów:
3,234
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Mamy do czynienia ze 100% staromodnym black metalem, bardziej rytualnym, ale mniej brutalnym. Mistyczna atmosfera budowana jest za pomocą powolnych kompozycji, a nie za pomocą klawiszy. Wokale są bardziej narracyjne i idą w parze z satanistyczną i pogańską treścią tekstów. Amen Corner od lat konsekwentnie służy undergroundowi, a ich nowe dzieło to kolejny czysty i szczery depozyt duszy! Hammerheart Records is proud to announce the European release for Amen Corner’s “Written by the Devil” on CD and LP, under licence from Metal Army Records! Amen Corner, one of Brazil’s Underground legends, is back with a new album “Written By The Devil”. Old school in body, mind and spirit this album tell us one thing: Death is imminent! Amen Corner reaches the impressive milestone of seven Full-length, I've been following their releases for many years, but in Written by the Devil something would be different (and it was). Speaking about the past, Fall, Ascension, Domination from 1993 was a milestone and despite being an absolute classic, for me Iachol Ve Tehilá managed to climb the highest step in his discography, there are several reasons, but we will leave the details of this album for another opportunity, the EP from 1999 Darken in Quir Haresete closed the first phase (we can say it this way) establishing the name Amen Corner as a reference in Brazil. Only in 2007 with Lucification did they reappear, completely reformulated and with a sound that did not refer to the past, we can say that this work represented the second phase. The triumphant return was with the excellent album Leviathan Destroyer, marking the return of Sucoth Benoth to his old home with his characteristic vocals. Chri$t Worldwide Corporation continued the saga with a high level of creation, it was an album that remained inside the cd-player for several days in a row, it came accompanied by a DVD with a documentary and historical recordings showing the great importance they had in Brazil. Under the Whip and the Crown came in the same four-year hiatus as the previous album, this is perhaps an album that lacked something, not musically speaking, but the impression I had is that they didn't elevate this work to the promotion it should have. This was something that was not lacking in this new work, Written by the Devil has inspired compositions, we can give the main merit to Murmúrio, the main composer since the early days, the album captivates from its intro followed by the powerful The War of the Antichrist, the third track The Protectors has a lyric that refer to an inspiration from King Diamond, interesting, lyric that differentiate from all the others. The fourth track Fall and Ascension is one of the most beautiful tracks ever composed by them, melancholic, sad, depressive, the guitar lines emerge all these feelings, having a rhythmic elevation at the end, a magnificent work in just over seven minutes, this track closes side A. Signal from Beyond opens side B, it starts like the beginning of a nightmare, with Tenebrae Aarseth (drums) having a great highlight and importance in the change of pace of this track, ending once again with emphasis on the guitar lines, which walk in a disbelieving way followed by a saddened vocal. Next comes Inferno, which is one of the heaviest tracks on the album, followed by the title track, which ends up being another great highlight of this work, with precise breaks in the tempo, a fast and powerful chorus. The Splendor of Your Presence shows how competent Amen Corner is in creation, they transformed a relatively simple lyric into an excellent track, here we highlight Fernando Grommtt (bass), who was responsible for the composition, leaving his mark in the best way. Lúcifer, a Suprema Luz da Manhã closes the record, as we can infer, lyrics in Portuguese composed by Baal Seth Penitent (Torches of Nero), it is a prayer/narration with a perfect sound base to close this somewhat surprising album. While many live only in the past, Amen Corner shows that the power of creation has not yet run out, after more than 30 years they managed to create one of the best albums in their history. Endless war, ideological wars!!! Samir Souza (Crush the Cross zine) ..::TRACK-LIST::.. 1. Intro 2. The War of the Antichrist 3. The Protectors 4. Fall and Ascension 5. Signal from Beyond 6. Inferno 7. Written By the Devil 8. The Splendor of Your Presence 9. Lúcifer, a Suprema Luz Da Manhã ..::OBSADA::.. Murmúrio - Guitars Fernando - Bass Sucoth Benoth - Vocals Tenebrae Aarseth - Drums https://www.youtube.com/watch?v=UxPhZzMZn5c SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-13 17:20:34
Rozmiar: 327.58 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...( Info )...
Artist: Dream Theater Album: Parasomnia Country: USA Genre: Progressive Metal Release: 2025 Duration: 1:22:41 + 1:11:21 Quality: Mp3, CBR 320 kbps Size: 359 mb ...( Opis )... Legenda progresywnego metalu wraca w kultowym składzie! Szesnasty album studyjny nagrali: James LaBrie (wokal), John Petrucci (gitara), John Myung (bas), Jordan Rudess (klawisze) i Mike Portnoy (perkusja). Za produkcję odpowiedzialny jest Petrucci. Za konsoletą inżyniera dźwięku zasiadł James „Jimmy T” Meslina, a miksem zajął się Andy Sneap. Hugh Syme powraca, aby znów wykorzystać swoją kreatywną wizję przy stworzeniu okładki. Otrzymujemy ponad siedemdziesiąt minut zajmującego konceptu o tematyce zaburzeń snu, czyli właśnie parasomnii. Osoby dotknięte parasomnią mogą doświadczać między innymi: koszmarów sennych, nocnych lęków, lunatykowania, zgrzytania zębami, mówienia przez sen, czy paraliżu sennego. ...( TrackList )... Disc 1: 1. In the Arms of Morpheus 2. Night Terror 3. A Broken Man 4. Dead Asleep 5. Midnight Messiah 6. Are We Dreaming? 7. Bend the Clock 8. The Shadow Man Incident utwory dodatkowe: 9. Night Terror (radio edit) 10. Midnight Messiah (radio edit) Disc 2 (wersje instrumentalne): 1. In the Arms of Morpheus 2. Night Terror 3. A Broken Man 4. Dead Asleep 5. Midnight Messiah 6. Are We Dreaming? 7. Bend the Clock 8. The Shadow Man Incident ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-12 19:23:18
Rozmiar: 359.73 MB
Peerów: 28
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja klasycznej epki Marduk wydana w 2013 roku przez Osmose prod. Z początku było to tylko demo (1991), lecz w roku 1995 pod nakładem Osmose Productions została wyprodukowana wersja CD. ..::TRACK-LIST::.. 1 Intro/Fuck Me Jesus 0:44 2 Departure From The Mortals 3:18 3 The Black... 4:05 4 Within The Abyss 3:39 5 Outro/Shut Up And Suffer 1:00 ..::OBSADA::.. Andreas Axelsson - vocals Morgan Steinmeyer Håkansson - guitar Rikard Kalm - bass Joakim Göthberg - drums, vocals Dan Swanö - mixing https://www.youtube.com/watch?v=ZXQLxvFhTck SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-12 17:53:51
Rozmiar: 29.69 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja klasycznej epki Marduk wydana w 2013 roku przez Osmose prod. Z początku było to tylko demo (1991), lecz w roku 1995 pod nakładem Osmose Productions została wyprodukowana wersja CD. ..::TRACK-LIST::.. 1 Intro/Fuck Me Jesus 0:44 2 Departure From The Mortals 3:18 3 The Black... 4:05 4 Within The Abyss 3:39 5 Outro/Shut Up And Suffer 1:00 ..::OBSADA::.. Andreas Axelsson - vocals Morgan Steinmeyer Håkansson - guitar Rikard Kalm - bass Joakim Göthberg - drums, vocals Dan Swanö - mixing https://www.youtube.com/watch?v=ZXQLxvFhTck SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-12 17:49:55
Rozmiar: 88.62 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. O rodzimym Königreichssaal słyszałem nieco, gdy debiutowali w 2020 r., ale jakoś przeszedłem obok tego. Cóż, przyszło mi to nadrobić, gdy na moje ręce złożono ich drugiego pełniaka „Psalmen’o’Delirium”. I okazało się, że zaległość była spora. Königreichssaal prezentuje swoistą mieszankę black metalu z domieszką „doom”, ale z mocnym naciskiem na „swoistą”. Szczerze mówiąc w ogarnianiu tej muzyki sporo pomógł mi wywiad, jaki onegdaj zrobił kol. Oracle z De Atevsem, gdyż pozwolił mi lepiej zrozumieć zamysł stojący za stylem grania Sal Królewskich. A jest to dość mocno nieprzystępne i szalone granie. Königreichssaal nie bawi się w głaskanie słuchacza po głowie, czy podróże do krypt, lub masturbację szyszkami pod świerkiem. „Psalem’o’delirium” jawi się, jako studium upadku oraz obłędu, które wprost bije brudem, szpetotą oraz potężną dawką ponurego nihilizmu. Już zapowiadający płytę singiel „Rubikon”, mimo iż najprzystępniejszy z zawartych na płycie utworów, budził wewnętrzny niepokój, a im dalej w płytę, tym bardziej to uczucie narasta osiągając apogeum w tytułowym „Psalmen” właśnie. Dużo tu robi świetnie prowadzona linia basu, jakby lekko wysunięta nad gitary, ale jednak doskonale z nimi współgrająca. Same riffy również zasługują na uznanie, i choć nie ma tu przebojowości, to jednak każdy dźwięk wydaje się przemyślany oraz ułożony z pozostałymi w całość ze sporą dawką ponurego pietyzmu. Mile zaskoczyły mnie również partie bębnów, które są tutaj naprawdę dobre, pełne świetnych smaczków. No i wokale. Dzikie, obłąkane, gdzie tle pobrzmiewa, co jakiś czas pokraczny bełkot. Wszystko tu się pięknie skleja. Wspomniałem wcześniej o utworze tytułowym, „Psalmen”, to wszystkie wspomniane cechy znajdują się właśnie na nim. Moje Misie, ten kawałek jest przerażający. Słuchając go wielokrotnie miałem wrażenie, że oto jestem świadkiem autentycznego napadu szaleństwa podlanego alkoholowym upojeniem. Nie ma tu miejsc na romantyzowanie zaburzeń psychicznych, tylko na dzikie konwulsje podlane dziwacznym bełkotem, w szczególności w ostatnich dwóch minutach kawałka, gdy po słowach „zaczęło się” wjeżdża absolutne apogeum szału. Wgniotło mnie w ziemię. No dobra, nasapałem z ukontentowaniem trochę, ale są jakieś wady? Jedna tylko, mianowicie ten album może przejść bez większego echa, gdyż dla przeciętnego metalucha będzie jawić się, jako głęboko niestrawny. A! Na koniec wspomnę o świetnej okładce, która pięknie oddaje z czym przyjdzie nam się mierzyć podczas odsłuchów. „Psalmen’o’delirium” świetnym albumem jest. Całym sobą kibicuję, by ta podróż w otchłań nie przeszła bez echa, bo inaczej stracicie wiele. Ja w każdym razie zanucę sobie po raz kolejny TANZ MEIN HERTZ! Bart Ten materiał rozjechał mnie totalnie. Nie żebym nie był przygotowany na dobry album, praktycznie od początku znam i cenię sobie muzykę Königreichssaal (wiem, brzmię jak stary dziad borowy…), ale czegoś aż tak dobrego się po prostu nie spodziewałem. Mam wrażenie, że tą płytą całkiem niezły zespół wskakuje o poziom wyżej. Już pierwsze przesłuchanie „Psalmen’o’delirium” zrobiło na mnie spore wrażenie a dzisiaj, po ponad trzech miesiącach intensywnego słuchania mój entuzjazm co do tego krążka jest chyba jeszcze większy. Według mnie są trzy główne elementy, które wynoszą ten album wysoko ponad przeciętność… Po pierwsze wokale. To one od razu, przy pierwszym odsłuchu zrobiły piorunujące wrażenie. To co się tu dzieje to istna orgia szaleństwa i obłędu! Jakieś ryki, krzyki, chóralne śpiewy, zawodzenia, szepty, paranoiczne wołania, pełne rozpaczy lamenty i wycie jak z jakiegoś pijackiego szału. Motywy alkoholowych bełkotów i mamrotania w amoku mocno podbijają bardzo ciężki klimat unoszący się nad całością. I to właśnie ta nihilistyczna, pełna beznadziei atmosfera jest drugim głównym atutem tej płyty. Całość jawi mi się zresztą jako życiowa podróż alkoholika, który przekroczył już swój Rubikon i nie widzi możliwości powrotu. Tu pojawiają się te najstraszniejsze i najbardziej realne, bo rodzące się w głowie człowieka demony. Wiem, że to banał tak mówić o albumie zespołu metalowego, ale na tej płycie nie ma absolutnie nic pozytywnego. Słuchacz praktycznie przez cały czas miota się pomiędzy beznadzieją i zwątpieniem a przerażeniem. Oczywiście kluczową rolę (poza muzyką) grają tutaj wspomniane wyżej wokale, ale też wszystkie te pozamuzyczne wtręty, głosy, sample, szczekające psy – toż też w sposób przemyślany podbija klimat. Do tego dochodzą jeszcze wszystkie te muzyczne smaczki, jak chociażby potężne klawisze w „Iskarja”, albo jeżące włos na głowie, pogrzebowe skrzypce w niesamowitym „Psalmen”… I tu dochodzimy do punktu trzeciego na mojej liście, czyli samej muzyki. Powiedzieć, że Königreichssaal gra tutaj black metal to tak jakby nic nie powiedzieć. Tak przemyślanego, dopracowanego i wielowymiarowego (wbrew pozorom!) materiału już dawno nie słyszałem na naszej scenie. Mam wrażenie, że gdzieś ulotniły się wszystkie te przystępne melodie, które pojawiały się na ich debiucie, a ich miejsce zajęły mroczne, momentami potężne, a chwilami mocno psychodeliczne riffy. Naprawdę mocno się trzeba namęczyć i włożyć sporo energii by spróbować ogarnąć całość tych wielowątkowych kompozycji. Z jednej strony czuć tu ducha sceny lat 90., z drugiej jednak brzmi to wszystko nadzwyczaj świeżo – choć akurat to słowo wydaje się nie do końca trafione w kontekście tak mrocznej i tchnącej zgniłym klimatem płyty… Nie będę już przedłużał, dodam tylko, że naprawdę warto zapoznać się z tym materiałem. Uważajcie jednak, bo łatwo odbić się od niego jak od ściany, jest po prostu ciężkostrawny, jak zwykły posiłek po kilkudniowej libacji… To nie jest muzyczka do słuchania w samochodzie podczas rodzinnej wycieczki. Prezes Nie słyszałem wydanego cztery lata temu debiutu Königreichssaal, ale wystarczył rzut oka na zdjęcie zespołu w Internetach, i już wiedziałem, że to będzie dobre. Papa Artur, koleś już leciwy, w żonobijce, w towarzystwie dwóch o połowę młodszych chłopaków (synowie?) na cmentarzu. Wyglądają jakby kogoś tam zaciukali, tudzież wykopali. No dobra, ale do rzeczy. „Psalmen'o'delirium” to album numer dwa, przynoszący jakieś czterdzieści minut polskiego black metalu. I bynajmniej nie chodzi mi w tym przypadku o język, w jakim napisano teksty (bo pod tym względem mamy tu autentyczną wieżę Babel), choć i nasza mowa faktycznie w drugiej części płyty się pojawia. Bardziej chodzi mi o klimat tych kompozycji, z których naprawdę bije ten charakterystyczny dla rodzimego black metalu sznyt. W pierwszej chwili moje skojarzenia zwróciły się w kierunku choćby takich hord jak Mord’A’Stigmata, Furia, Odraza czy Cultes Des Ghoules, aczkolwiek nazw wymienić by tu można o wiele więcej. Faktem niezaprzeczalnym jednak jest, iż Königreichssaal wszelkie wpływy przekuwają na swój własny sposób, tworząc z nich własną wizję muzyczną. Dzięki naprawdę przemyślanym aranżom muzycy tworzą przenikającą chłodem atmosferę. Głównie za sprawą bardzo wyważonego sposobu na budowanie klimatu, tasowania kontrastami oraz wokalnym wariacjom, dzięki czemu materiał ten potrafi niesamowicie wciągnąć. Sporo tutaj lodowatych tremolo, a także mistycznych zwolnień oraz sporej garści smaczków, nie wychylających się od razu przed szereg, uwalniających się powoli z kolejnymi odsłuchami. Tempo kompozycji utrzymane jest raczej w rewirach średnich, choć napięcie towarzyszące muzyce sprawia, że chwilami jest ona niczym wyrywający się do galopu koń, bardzo umiejętnie trzymany w ryzach przez doświadczonego jeźdźca. Owszem, panowie potrafią przyspieszyć i zasypać śnieżnym blizzardem, ale i odpowiednio podkręcić objawy choroby toczącej ich muzykę. Poza tym, największą zaletą tych siedmiu numerów jest ich niezwykle wyrównany poziom. Tutaj nie ma niczego wciśniętego na siłę, każdy fragment ma swoje zadanie, a wszystkie razem tworzą nierozerwalny monolit. Stąd też „Psalmen'o'delirium” słucha się na jednym wdechu, a kiedy po wybrzmieniu ostatniego dźwięku zaczerpniemy głęboko powietrza, chce się owo doświadczenie powtarzać po raz kolejny. Fani polskiej sceny będą tym krążkiem zachwyceni. A i niektórzy malkontenci zapewne zwrócą na niego uwagę, chyba że są już do końca głusi. Jak dla mnie bardzo dobry materiał, zdecydowanie wybijający się ponad przeciętność. W tej muzyce niezaprzeczalnie mieszka zło. Silna rekomendacja! jesusatan Stało się – pochodzące z Lewina Brzeskiego black metalowe (z grubsza) trio Königreichssaal W KOŃCU trafiło pod skrzydła dobrej krajowej wytwórni. Przyznaję, że wieść o wydaniu drugiego pełniaka zespołu przez znane i lubiane Godz ov War Productions bardzo mnie ucieszyła, gdyż ta radząca sobie do tej pory bez wielkiej medialnej promocji formacja jak mało kto na rodzimej scenie zasługuje według mnie na znacznie większy rozgłos. Żeby jednak pewien balans został zachowany, zespół na te szersze wody próbuje wypłynąć za sprawą Psalmen’o’delirium, czyli swojego zdecydowanie najmniej przystępnego jak do tej pory wydawnictwa. Nie mogłem się nachwalić Witnessing the Dearth (recenzja) oraz EPki Loewen (recenzja) i obie te płyty uznaję za zdecydowanie lepsze metody zapoznania się z twórczością Königreichssaal niż ich najnowsze dziecko. Niestety Psalmen’o’delirium nie doczeka się zbyt wielu peanów z mojej strony, jednak wydaje mi się to niejako spójne z wizją kapeli na ten krążek. Bo czy zanurzanie się w odmęty obłędu może należeć do przyjemnych? Raczej nie, a właśnie w takim klimacie obraca się nowe dzieło zespołu – skomponowane w miażdżącej większości przez Ateusa dźwięki kipią złem i szaleństwem, a ta niecodzienna i nieprzyjemna atmosfera zdaje się narastać z utworu na utwór, wielojęzyczne (dosłyszałem język polski, niemiecki, angielski i łacinę) wokale dezorientują, potrafią również przybrać formę pijanych wrzasków i majaczeń (w czym z pomocą przychodzą sample z polskich filmów „Pętla” i „Diabeł”). Do tego dochodzi nieco przybrudzone brzmienie i sprzyjające mu mocno średnie tempo – pod kątem klimatu jest to zdecydowanie najbardziej dopracowane wydawnictwo Königreichssaal… … jednak tak jak wspomniałem, jest to klimat bardzo ciężki, a budujące go deliryczne odjazdy czynią Psalmen’o’delirium wydawnictwem o wiele trudniejszym w odbiorze, niż poprzednie płyty w dorobku tria i już teraz wiem, że będę do tego krążka powracał najrzadziej z dotychczasowej trójki. Nie pomaga też fakt, że poza świetnym podniosłym otwieraczem Iskarja oraz singlowym Rubikon brakuje mi tu riffów, do których by się chciało wracać, w gruncie rzeczy nieobecna jest ta specyficzna chwytliwość i hipnotyczność, która złapała mnie za jaja na Witnessing the Dearth. Zdecydowanie tym razem postawiono na atmosferę, co z racji perfekcji w osiągnięciu tego celu może część słuchaczy po prostu odstraszyć. Nie odstraszy ich za to na pewno bardzo ładne wydanie w digibooku, które w przeciwieństwie do bijącej z muzyki zespołu brzydoty będzie ozdobą na każdej półce z płytami. Mam więc w stosunku do Psalmen’o’delirium ambiwalentne odczucia – z jednej strony zespół znowu „dowiózł”, nagrywając mocną płytę o niepodrabialnej, chorej atmosferze, z drugiej jednak perfekcyjna realizacja tego celu okazała się trochę mieczem obosiecznym, przez który przycisk „repeat” w pilocie do mojego odtwarzacza raczej nie musi się obawiać zbyt częstego używania. Wierzę jednak, że płyta ta zwróci uwagę przynajmniej części tych osób, które o istnieniu Königreichssaal jeszcze nie wiedziały, i tak czy siak nie mogę się doczekać tego, co Lewinianie wykombinują na następnym krążku. Widziałem również, że ruszyli koncertowo, a więc z automatu trafiają na moją listę zespołów „do zobaczenia”. Łukasz W. The Polish black metal trio Königreichssaal has just released their second full-length album, “Psalmen’o’Delirium”, and it feels like they have opened a door towards a battle ridden by insanity. Devil against God, obscurity against light, evil forces against light and morality. As they state in their Bandcamp page: “Psalmen’o’delirium reveals seven shades of madness, a moral journey with downfalls, possession and the constant will to rebuild the soul and body. The personality is torn apart, the emerging body remains READY FOR BATTLE!” Here’s the ultimate question: are YOU ready?? This album has a high level of madness, indeed. It is shown through vocals that seem to be vomited by a devil possessed soul at times, and other times by a tormented inhabitant of a psychiatric hospital. In fact, I believe that the lyrics of these seven tracks are delusions of a cracked mind, constantly breaking down, representing the eternal struggle of the demonic and dark against the divine and luminous. Lies against truth, who will win in the end? Musically it’s quite diverse, to say the least… The tone is always dark, menacing, like something wicked is lurking in the shadows and about to jump on you. There can be pure black metal with all the blast beats and these deranged vocals I was talking about; sometimes the pace slows down and goes into the realms of doom, some keyboards add a special atmosphere making it even crazier… The opener “Iskarja” is a good example. Also in “Rubikon”, a track that’s quite calmed at the beginning and it turns into madness as it progresses, but it remains quite slow until the final minute, with the constant icy guitar in the background and some of the sickest vocals in this album. “Psalmen” is another standout, I particularly enjoy the first minute and a half, with totally crazy vocals and drums as the guides, and cold guitars in the background. Howls, cries, laments filled with insanity, you can find all these and more in this song. An emotional violin provides some lucidity and madness becomes something beautiful. But the two final minutes of this track explode into chaos, there’s no other way to finish this. “Anatema” is an intense and totally crazy song, vocals exploring a wide range of insanity. And not only this; lyrically, it’s like a crazy journey of a damned person towards their last destiny, the day of judgment and the sentence of death… and finally, the execution. The music is erratic, nothing conventional, it’s mostly black metal but it also contains slow tempos and multiple changes, with that insanity approach… I particularly love the way in which the album reaches the end; the closing track, “Satyros”, it’s intense and thick, and it has a sense of anguish that floods your brain, and lyrics match the music perfectly. It’s hard to keep sanity while listening to this album, constantly diving into the realms of madness, and non conventional musically. When it reaches the end, better you take a deep breath and say to yourself that this was just a nightmare. SilviaMetal 666 ..::TRACK-LIST::.. 1. Iskarja 05:36 2. Rubikon 05:15 3. Lazaret 04:08 4. Psalmen 08:28 5. Delirio 06:39 6. Anatema 05:02 7. Satyros 05:58 ..::OBSADA::.. De Atevs - Vocals, Guitars Papa Artur - Bass Jakub - Drums https://www.youtube.com/watch?v=od4K4U6uIsw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-11 19:35:29
Rozmiar: 95.94 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. O rodzimym Königreichssaal słyszałem nieco, gdy debiutowali w 2020 r., ale jakoś przeszedłem obok tego. Cóż, przyszło mi to nadrobić, gdy na moje ręce złożono ich drugiego pełniaka „Psalmen’o’Delirium”. I okazało się, że zaległość była spora. Königreichssaal prezentuje swoistą mieszankę black metalu z domieszką „doom”, ale z mocnym naciskiem na „swoistą”. Szczerze mówiąc w ogarnianiu tej muzyki sporo pomógł mi wywiad, jaki onegdaj zrobił kol. Oracle z De Atevsem, gdyż pozwolił mi lepiej zrozumieć zamysł stojący za stylem grania Sal Królewskich. A jest to dość mocno nieprzystępne i szalone granie. Königreichssaal nie bawi się w głaskanie słuchacza po głowie, czy podróże do krypt, lub masturbację szyszkami pod świerkiem. „Psalem’o’delirium” jawi się, jako studium upadku oraz obłędu, które wprost bije brudem, szpetotą oraz potężną dawką ponurego nihilizmu. Już zapowiadający płytę singiel „Rubikon”, mimo iż najprzystępniejszy z zawartych na płycie utworów, budził wewnętrzny niepokój, a im dalej w płytę, tym bardziej to uczucie narasta osiągając apogeum w tytułowym „Psalmen” właśnie. Dużo tu robi świetnie prowadzona linia basu, jakby lekko wysunięta nad gitary, ale jednak doskonale z nimi współgrająca. Same riffy również zasługują na uznanie, i choć nie ma tu przebojowości, to jednak każdy dźwięk wydaje się przemyślany oraz ułożony z pozostałymi w całość ze sporą dawką ponurego pietyzmu. Mile zaskoczyły mnie również partie bębnów, które są tutaj naprawdę dobre, pełne świetnych smaczków. No i wokale. Dzikie, obłąkane, gdzie tle pobrzmiewa, co jakiś czas pokraczny bełkot. Wszystko tu się pięknie skleja. Wspomniałem wcześniej o utworze tytułowym, „Psalmen”, to wszystkie wspomniane cechy znajdują się właśnie na nim. Moje Misie, ten kawałek jest przerażający. Słuchając go wielokrotnie miałem wrażenie, że oto jestem świadkiem autentycznego napadu szaleństwa podlanego alkoholowym upojeniem. Nie ma tu miejsc na romantyzowanie zaburzeń psychicznych, tylko na dzikie konwulsje podlane dziwacznym bełkotem, w szczególności w ostatnich dwóch minutach kawałka, gdy po słowach „zaczęło się” wjeżdża absolutne apogeum szału. Wgniotło mnie w ziemię. No dobra, nasapałem z ukontentowaniem trochę, ale są jakieś wady? Jedna tylko, mianowicie ten album może przejść bez większego echa, gdyż dla przeciętnego metalucha będzie jawić się, jako głęboko niestrawny. A! Na koniec wspomnę o świetnej okładce, która pięknie oddaje z czym przyjdzie nam się mierzyć podczas odsłuchów. „Psalmen’o’delirium” świetnym albumem jest. Całym sobą kibicuję, by ta podróż w otchłań nie przeszła bez echa, bo inaczej stracicie wiele. Ja w każdym razie zanucę sobie po raz kolejny TANZ MEIN HERTZ! Bart Ten materiał rozjechał mnie totalnie. Nie żebym nie był przygotowany na dobry album, praktycznie od początku znam i cenię sobie muzykę Königreichssaal (wiem, brzmię jak stary dziad borowy…), ale czegoś aż tak dobrego się po prostu nie spodziewałem. Mam wrażenie, że tą płytą całkiem niezły zespół wskakuje o poziom wyżej. Już pierwsze przesłuchanie „Psalmen’o’delirium” zrobiło na mnie spore wrażenie a dzisiaj, po ponad trzech miesiącach intensywnego słuchania mój entuzjazm co do tego krążka jest chyba jeszcze większy. Według mnie są trzy główne elementy, które wynoszą ten album wysoko ponad przeciętność… Po pierwsze wokale. To one od razu, przy pierwszym odsłuchu zrobiły piorunujące wrażenie. To co się tu dzieje to istna orgia szaleństwa i obłędu! Jakieś ryki, krzyki, chóralne śpiewy, zawodzenia, szepty, paranoiczne wołania, pełne rozpaczy lamenty i wycie jak z jakiegoś pijackiego szału. Motywy alkoholowych bełkotów i mamrotania w amoku mocno podbijają bardzo ciężki klimat unoszący się nad całością. I to właśnie ta nihilistyczna, pełna beznadziei atmosfera jest drugim głównym atutem tej płyty. Całość jawi mi się zresztą jako życiowa podróż alkoholika, który przekroczył już swój Rubikon i nie widzi możliwości powrotu. Tu pojawiają się te najstraszniejsze i najbardziej realne, bo rodzące się w głowie człowieka demony. Wiem, że to banał tak mówić o albumie zespołu metalowego, ale na tej płycie nie ma absolutnie nic pozytywnego. Słuchacz praktycznie przez cały czas miota się pomiędzy beznadzieją i zwątpieniem a przerażeniem. Oczywiście kluczową rolę (poza muzyką) grają tutaj wspomniane wyżej wokale, ale też wszystkie te pozamuzyczne wtręty, głosy, sample, szczekające psy – toż też w sposób przemyślany podbija klimat. Do tego dochodzą jeszcze wszystkie te muzyczne smaczki, jak chociażby potężne klawisze w „Iskarja”, albo jeżące włos na głowie, pogrzebowe skrzypce w niesamowitym „Psalmen”… I tu dochodzimy do punktu trzeciego na mojej liście, czyli samej muzyki. Powiedzieć, że Königreichssaal gra tutaj black metal to tak jakby nic nie powiedzieć. Tak przemyślanego, dopracowanego i wielowymiarowego (wbrew pozorom!) materiału już dawno nie słyszałem na naszej scenie. Mam wrażenie, że gdzieś ulotniły się wszystkie te przystępne melodie, które pojawiały się na ich debiucie, a ich miejsce zajęły mroczne, momentami potężne, a chwilami mocno psychodeliczne riffy. Naprawdę mocno się trzeba namęczyć i włożyć sporo energii by spróbować ogarnąć całość tych wielowątkowych kompozycji. Z jednej strony czuć tu ducha sceny lat 90., z drugiej jednak brzmi to wszystko nadzwyczaj świeżo – choć akurat to słowo wydaje się nie do końca trafione w kontekście tak mrocznej i tchnącej zgniłym klimatem płyty… Nie będę już przedłużał, dodam tylko, że naprawdę warto zapoznać się z tym materiałem. Uważajcie jednak, bo łatwo odbić się od niego jak od ściany, jest po prostu ciężkostrawny, jak zwykły posiłek po kilkudniowej libacji… To nie jest muzyczka do słuchania w samochodzie podczas rodzinnej wycieczki. Prezes Nie słyszałem wydanego cztery lata temu debiutu Königreichssaal, ale wystarczył rzut oka na zdjęcie zespołu w Internetach, i już wiedziałem, że to będzie dobre. Papa Artur, koleś już leciwy, w żonobijce, w towarzystwie dwóch o połowę młodszych chłopaków (synowie?) na cmentarzu. Wyglądają jakby kogoś tam zaciukali, tudzież wykopali. No dobra, ale do rzeczy. „Psalmen'o'delirium” to album numer dwa, przynoszący jakieś czterdzieści minut polskiego black metalu. I bynajmniej nie chodzi mi w tym przypadku o język, w jakim napisano teksty (bo pod tym względem mamy tu autentyczną wieżę Babel), choć i nasza mowa faktycznie w drugiej części płyty się pojawia. Bardziej chodzi mi o klimat tych kompozycji, z których naprawdę bije ten charakterystyczny dla rodzimego black metalu sznyt. W pierwszej chwili moje skojarzenia zwróciły się w kierunku choćby takich hord jak Mord’A’Stigmata, Furia, Odraza czy Cultes Des Ghoules, aczkolwiek nazw wymienić by tu można o wiele więcej. Faktem niezaprzeczalnym jednak jest, iż Königreichssaal wszelkie wpływy przekuwają na swój własny sposób, tworząc z nich własną wizję muzyczną. Dzięki naprawdę przemyślanym aranżom muzycy tworzą przenikającą chłodem atmosferę. Głównie za sprawą bardzo wyważonego sposobu na budowanie klimatu, tasowania kontrastami oraz wokalnym wariacjom, dzięki czemu materiał ten potrafi niesamowicie wciągnąć. Sporo tutaj lodowatych tremolo, a także mistycznych zwolnień oraz sporej garści smaczków, nie wychylających się od razu przed szereg, uwalniających się powoli z kolejnymi odsłuchami. Tempo kompozycji utrzymane jest raczej w rewirach średnich, choć napięcie towarzyszące muzyce sprawia, że chwilami jest ona niczym wyrywający się do galopu koń, bardzo umiejętnie trzymany w ryzach przez doświadczonego jeźdźca. Owszem, panowie potrafią przyspieszyć i zasypać śnieżnym blizzardem, ale i odpowiednio podkręcić objawy choroby toczącej ich muzykę. Poza tym, największą zaletą tych siedmiu numerów jest ich niezwykle wyrównany poziom. Tutaj nie ma niczego wciśniętego na siłę, każdy fragment ma swoje zadanie, a wszystkie razem tworzą nierozerwalny monolit. Stąd też „Psalmen'o'delirium” słucha się na jednym wdechu, a kiedy po wybrzmieniu ostatniego dźwięku zaczerpniemy głęboko powietrza, chce się owo doświadczenie powtarzać po raz kolejny. Fani polskiej sceny będą tym krążkiem zachwyceni. A i niektórzy malkontenci zapewne zwrócą na niego uwagę, chyba że są już do końca głusi. Jak dla mnie bardzo dobry materiał, zdecydowanie wybijający się ponad przeciętność. W tej muzyce niezaprzeczalnie mieszka zło. Silna rekomendacja! jesusatan Stało się – pochodzące z Lewina Brzeskiego black metalowe (z grubsza) trio Königreichssaal W KOŃCU trafiło pod skrzydła dobrej krajowej wytwórni. Przyznaję, że wieść o wydaniu drugiego pełniaka zespołu przez znane i lubiane Godz ov War Productions bardzo mnie ucieszyła, gdyż ta radząca sobie do tej pory bez wielkiej medialnej promocji formacja jak mało kto na rodzimej scenie zasługuje według mnie na znacznie większy rozgłos. Żeby jednak pewien balans został zachowany, zespół na te szersze wody próbuje wypłynąć za sprawą Psalmen’o’delirium, czyli swojego zdecydowanie najmniej przystępnego jak do tej pory wydawnictwa. Nie mogłem się nachwalić Witnessing the Dearth (recenzja) oraz EPki Loewen (recenzja) i obie te płyty uznaję za zdecydowanie lepsze metody zapoznania się z twórczością Königreichssaal niż ich najnowsze dziecko. Niestety Psalmen’o’delirium nie doczeka się zbyt wielu peanów z mojej strony, jednak wydaje mi się to niejako spójne z wizją kapeli na ten krążek. Bo czy zanurzanie się w odmęty obłędu może należeć do przyjemnych? Raczej nie, a właśnie w takim klimacie obraca się nowe dzieło zespołu – skomponowane w miażdżącej większości przez Ateusa dźwięki kipią złem i szaleństwem, a ta niecodzienna i nieprzyjemna atmosfera zdaje się narastać z utworu na utwór, wielojęzyczne (dosłyszałem język polski, niemiecki, angielski i łacinę) wokale dezorientują, potrafią również przybrać formę pijanych wrzasków i majaczeń (w czym z pomocą przychodzą sample z polskich filmów „Pętla” i „Diabeł”). Do tego dochodzi nieco przybrudzone brzmienie i sprzyjające mu mocno średnie tempo – pod kątem klimatu jest to zdecydowanie najbardziej dopracowane wydawnictwo Königreichssaal… … jednak tak jak wspomniałem, jest to klimat bardzo ciężki, a budujące go deliryczne odjazdy czynią Psalmen’o’delirium wydawnictwem o wiele trudniejszym w odbiorze, niż poprzednie płyty w dorobku tria i już teraz wiem, że będę do tego krążka powracał najrzadziej z dotychczasowej trójki. Nie pomaga też fakt, że poza świetnym podniosłym otwieraczem Iskarja oraz singlowym Rubikon brakuje mi tu riffów, do których by się chciało wracać, w gruncie rzeczy nieobecna jest ta specyficzna chwytliwość i hipnotyczność, która złapała mnie za jaja na Witnessing the Dearth. Zdecydowanie tym razem postawiono na atmosferę, co z racji perfekcji w osiągnięciu tego celu może część słuchaczy po prostu odstraszyć. Nie odstraszy ich za to na pewno bardzo ładne wydanie w digibooku, które w przeciwieństwie do bijącej z muzyki zespołu brzydoty będzie ozdobą na każdej półce z płytami. Mam więc w stosunku do Psalmen’o’delirium ambiwalentne odczucia – z jednej strony zespół znowu „dowiózł”, nagrywając mocną płytę o niepodrabialnej, chorej atmosferze, z drugiej jednak perfekcyjna realizacja tego celu okazała się trochę mieczem obosiecznym, przez który przycisk „repeat” w pilocie do mojego odtwarzacza raczej nie musi się obawiać zbyt częstego używania. Wierzę jednak, że płyta ta zwróci uwagę przynajmniej części tych osób, które o istnieniu Königreichssaal jeszcze nie wiedziały, i tak czy siak nie mogę się doczekać tego, co Lewinianie wykombinują na następnym krążku. Widziałem również, że ruszyli koncertowo, a więc z automatu trafiają na moją listę zespołów „do zobaczenia”. Łukasz W. The Polish black metal trio Königreichssaal has just released their second full-length album, “Psalmen’o’Delirium”, and it feels like they have opened a door towards a battle ridden by insanity. Devil against God, obscurity against light, evil forces against light and morality. As they state in their Bandcamp page: “Psalmen’o’delirium reveals seven shades of madness, a moral journey with downfalls, possession and the constant will to rebuild the soul and body. The personality is torn apart, the emerging body remains READY FOR BATTLE!” Here’s the ultimate question: are YOU ready?? This album has a high level of madness, indeed. It is shown through vocals that seem to be vomited by a devil possessed soul at times, and other times by a tormented inhabitant of a psychiatric hospital. In fact, I believe that the lyrics of these seven tracks are delusions of a cracked mind, constantly breaking down, representing the eternal struggle of the demonic and dark against the divine and luminous. Lies against truth, who will win in the end? Musically it’s quite diverse, to say the least… The tone is always dark, menacing, like something wicked is lurking in the shadows and about to jump on you. There can be pure black metal with all the blast beats and these deranged vocals I was talking about; sometimes the pace slows down and goes into the realms of doom, some keyboards add a special atmosphere making it even crazier… The opener “Iskarja” is a good example. Also in “Rubikon”, a track that’s quite calmed at the beginning and it turns into madness as it progresses, but it remains quite slow until the final minute, with the constant icy guitar in the background and some of the sickest vocals in this album. “Psalmen” is another standout, I particularly enjoy the first minute and a half, with totally crazy vocals and drums as the guides, and cold guitars in the background. Howls, cries, laments filled with insanity, you can find all these and more in this song. An emotional violin provides some lucidity and madness becomes something beautiful. But the two final minutes of this track explode into chaos, there’s no other way to finish this. “Anatema” is an intense and totally crazy song, vocals exploring a wide range of insanity. And not only this; lyrically, it’s like a crazy journey of a damned person towards their last destiny, the day of judgment and the sentence of death… and finally, the execution. The music is erratic, nothing conventional, it’s mostly black metal but it also contains slow tempos and multiple changes, with that insanity approach… I particularly love the way in which the album reaches the end; the closing track, “Satyros”, it’s intense and thick, and it has a sense of anguish that floods your brain, and lyrics match the music perfectly. It’s hard to keep sanity while listening to this album, constantly diving into the realms of madness, and non conventional musically. When it reaches the end, better you take a deep breath and say to yourself that this was just a nightmare. SilviaMetal 666 ..::TRACK-LIST::.. 1. Iskarja 05:36 2. Rubikon 05:15 3. Lazaret 04:08 4. Psalmen 08:28 5. Delirio 06:39 6. Anatema 05:02 7. Satyros 05:58 ..::OBSADA::.. De Atevs - Vocals, Guitars Papa Artur - Bass Jakub - Drums https://www.youtube.com/watch?v=od4K4U6uIsw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-11 19:31:20
Rozmiar: 307.32 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Jedyny duży album załogi z Czech grającej powalający brutalny grind/death! https://www.fobiazine.net/article/4331/rubufaso-mukufo--remolab/ I met up with Michal (at least I think it was Michal) of Khaaranus Productions, and also drummer of this here outfit, at Brutal Assault Fest to get a promo of the recently released debut fullength by Rubufaso Mukufo. I had previously received promos of both splits the band had released, so I’ve kept track of their development. While I noticed some of their weirder tendencies on their split with Destructive Explosion of Anal Garland they’ve taken on an entirely different approach on ReMoLAB than I ever would’ve imagined. There are still some traces of their earlier goregrind sound (well, quite a lot to be perfectly honest), but they’ve spaced out a bit, much like Cerebral Turbulency did before they called it quits. And that reference is also a rather big one since Rubufaso Mukufo originally arose from the remains of said band, so I suppose some similarities are to be expected. But nonetheless definitely not a lot… With this record the lads seemingly go in all kind of directions without any dictatorial leadership. While grindcore remains the actual core of their sound you’ll hear some gore, some hardcore, ultra-modern grind, technicality, low-fi metal and the generally degenerated Czech sound. It’s weird-as-hell, I tell you. One moment I think Nasum, the next I get a Dead Infection vibe only to be overridden by a Mexican goregrind touch, and suddenly it’s Pigsty all the way. While I can enjoy the weirdness of their spastic twists and turns there is one small nuisance; metalcore. On occasion the heavy-as-shit metallic sound, when drenching their minor hardcore influences, tends to sound a tad metalcore-ish (as displayed in Hatecore). A big no-no. Where I really dug their earlier releases, which were more purely gore/grind oriented, I have a hard time keeping track of what’s going on here. I’ve heard way more spastic grind releases, but ReMoLAB is definitely not for the meek. When they blast for real it’s metallic and sweet, when they truly gurgle and growl I love it. But when they space out with too unorthodox drum patterns, riffing and freaky vocals I don’t know what to think. It’s by no means bad; it’s just way too weird for me. The release definitely fits in with the Khaaranus roster. Phuling ..::TRACK-LIST::.. 1. Prediction 2:38 2. Amen 1:28 3. Hatecore 1:36 4. Hypertrophied 2:07 5. Plague 1:20 6. Vzkaz 2:21 7. Matro 1:30 8. Gato 1:29 9. Stir 1:35 10. Superficial 1:59 11. Už 1:01 12. Grindman 1:24 13. Arrows 1:53 14. Poodles 1:13 ..::OBSADA::.. Guitar - Kubiš Vocals - Chorche, MiriBOSS Bass - Slivka Drums - MiK!LL https://www.youtube.com/watch?v=NCpCke8wX8s SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-11 17:47:35
Rozmiar: 57.28 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Jedyny duży album załogi z Czech grającej powalający brutalny grind/death! https://www.fobiazine.net/article/4331/rubufaso-mukufo--remolab/ I met up with Michal (at least I think it was Michal) of Khaaranus Productions, and also drummer of this here outfit, at Brutal Assault Fest to get a promo of the recently released debut fullength by Rubufaso Mukufo. I had previously received promos of both splits the band had released, so I’ve kept track of their development. While I noticed some of their weirder tendencies on their split with Destructive Explosion of Anal Garland they’ve taken on an entirely different approach on ReMoLAB than I ever would’ve imagined. There are still some traces of their earlier goregrind sound (well, quite a lot to be perfectly honest), but they’ve spaced out a bit, much like Cerebral Turbulency did before they called it quits. And that reference is also a rather big one since Rubufaso Mukufo originally arose from the remains of said band, so I suppose some similarities are to be expected. But nonetheless definitely not a lot… With this record the lads seemingly go in all kind of directions without any dictatorial leadership. While grindcore remains the actual core of their sound you’ll hear some gore, some hardcore, ultra-modern grind, technicality, low-fi metal and the generally degenerated Czech sound. It’s weird-as-hell, I tell you. One moment I think Nasum, the next I get a Dead Infection vibe only to be overridden by a Mexican goregrind touch, and suddenly it’s Pigsty all the way. While I can enjoy the weirdness of their spastic twists and turns there is one small nuisance; metalcore. On occasion the heavy-as-shit metallic sound, when drenching their minor hardcore influences, tends to sound a tad metalcore-ish (as displayed in Hatecore). A big no-no. Where I really dug their earlier releases, which were more purely gore/grind oriented, I have a hard time keeping track of what’s going on here. I’ve heard way more spastic grind releases, but ReMoLAB is definitely not for the meek. When they blast for real it’s metallic and sweet, when they truly gurgle and growl I love it. But when they space out with too unorthodox drum patterns, riffing and freaky vocals I don’t know what to think. It’s by no means bad; it’s just way too weird for me. The release definitely fits in with the Khaaranus roster. Phuling ..::TRACK-LIST::.. 1. Prediction 2:38 2. Amen 1:28 3. Hatecore 1:36 4. Hypertrophied 2:07 5. Plague 1:20 6. Vzkaz 2:21 7. Matro 1:30 8. Gato 1:29 9. Stir 1:35 10. Superficial 1:59 11. Už 1:01 12. Grindman 1:24 13. Arrows 1:53 14. Poodles 1:13 ..::OBSADA::.. Guitar - Kubiš Vocals - Chorche, MiriBOSS Bass - Slivka Drums - MiK!LL https://www.youtube.com/watch?v=NCpCke8wX8s SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-11 17:43:59
Rozmiar: 195.49 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Drugi album miażdżącej kanadyjskiej załogi grającej masywny death/grind inspirowany twórczością BRUTAL TRUTH, CATTLE DECAPITATION, DEVOURMENT!!! 15 utworów w tym cover AGORAPHOBIC NOSEBLEED!!! Naprawdę imponująca 'oda do szaleństwa"!!! I’m not sure what is going on on this album cover, but I’m pretty sure what’s going on with the music: bruising modern grindcore with elements of slam, death metal and even deathcore. The 15 tracks short sharp bursts and less than 40 minute time plays into the classic grindcore tropes as do the trifecta of vocals (burps, growls squeals), as does the band’s lyrics themes of politics, war, society etc (and cover of Agoraphobic Nosebleed‘s “Vexed”) and many of the tracks’ furious stabs of classic anarcho-grindcore chaos such as “Oil Spills”, “Time to Panic”, “The Last Call” and ‘The Neighbors House is on Fire”. But rather than go too muddy or the mid range Nasum/Rotten Sound delivery, there is modern undercurrent of polished and slamming, deathcore heft, especially in the pig squeals and exaggerated rhythm section (dat bass!), which plods and pummels with a massive presence, especially in the many slamming, loping grooves such as “Syrian Nato Meat Grinder”, “9 Meals to Anarchy-Riot Solves Everything”, “My Right to Medicate” “Overwhelming Positive Vibe” and “Dead Jeremians 2014″. It’s all pretty beefy and meaty with lots of downtuned bludgeoning, but its never too overdone or sterile and the songs hit that sweet spot between too short grindcore and more memorable, longer last death metal 3 and a half minutes or so to get all the burping, grooving and blasting in. Fans of Blood Duster, Squash Bowels, less gurgly Cock and Ball Torture and even fans of the likes of Devourment or some deathcore will enjoy this. It’s a brutal, brainless listen that requires little effort. Lustmord56 ..::TRACK-LIST::.. 1. Intro 00:25 2. Oil Spills 02:43 3. Prorogued Democracy 03:09 4. Syrian NATO Meat Grinder 02:49 5. Wing Clipper 02:48 6. Nostalgic Memories 03:23 7. Time to Panic 00:36 8. 9 Meals to Anarchy / Riot Solves Everything 04:08 9. My Right to Medicate 03:04 10. Eclipse of Personality 02:23 11. Overwhelming Positive Vibe 03:09 12. The Last Call 01:47 13. The Neighbor's House is on Fire 02:45 14. Dead Jeremians 2014 02:27 15. Vexed (Agoraphobic Nosebleed Cover) 00:41 https://www.youtube.com/watch?v=ASrVL40ccgM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-09 10:07:00
Rozmiar: 88.23 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Drugi album miażdżącej kanadyjskiej załogi grającej masywny death/grind inspirowany twórczością BRUTAL TRUTH, CATTLE DECAPITATION, DEVOURMENT!!! 15 utworów w tym cover AGORAPHOBIC NOSEBLEED!!! Naprawdę imponująca 'oda do szaleństwa"!!! I’m not sure what is going on on this album cover, but I’m pretty sure what’s going on with the music: bruising modern grindcore with elements of slam, death metal and even deathcore. The 15 tracks short sharp bursts and less than 40 minute time plays into the classic grindcore tropes as do the trifecta of vocals (burps, growls squeals), as does the band’s lyrics themes of politics, war, society etc (and cover of Agoraphobic Nosebleed‘s “Vexed”) and many of the tracks’ furious stabs of classic anarcho-grindcore chaos such as “Oil Spills”, “Time to Panic”, “The Last Call” and ‘The Neighbors House is on Fire”. But rather than go too muddy or the mid range Nasum/Rotten Sound delivery, there is modern undercurrent of polished and slamming, deathcore heft, especially in the pig squeals and exaggerated rhythm section (dat bass!), which plods and pummels with a massive presence, especially in the many slamming, loping grooves such as “Syrian Nato Meat Grinder”, “9 Meals to Anarchy-Riot Solves Everything”, “My Right to Medicate” “Overwhelming Positive Vibe” and “Dead Jeremians 2014″. It’s all pretty beefy and meaty with lots of downtuned bludgeoning, but its never too overdone or sterile and the songs hit that sweet spot between too short grindcore and more memorable, longer last death metal 3 and a half minutes or so to get all the burping, grooving and blasting in. Fans of Blood Duster, Squash Bowels, less gurgly Cock and Ball Torture and even fans of the likes of Devourment or some deathcore will enjoy this. It’s a brutal, brainless listen that requires little effort. Lustmord56 ..::TRACK-LIST::.. 1. Intro 00:25 2. Oil Spills 02:43 3. Prorogued Democracy 03:09 4. Syrian NATO Meat Grinder 02:49 5. Wing Clipper 02:48 6. Nostalgic Memories 03:23 7. Time to Panic 00:36 8. 9 Meals to Anarchy / Riot Solves Everything 04:08 9. My Right to Medicate 03:04 10. Eclipse of Personality 02:23 11. Overwhelming Positive Vibe 03:09 12. The Last Call 01:47 13. The Neighbor's House is on Fire 02:45 14. Dead Jeremians 2014 02:27 15. Vexed (Agoraphobic Nosebleed Cover) 00:41 https://www.youtube.com/watch?v=ASrVL40ccgM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-09 10:03:53
Rozmiar: 287.90 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Debiutancki album Brüdnego Skürwiela to wściekły i energetyczny black/thrash z rock'n'rollowym sznytem. Dziewięć utworów plus cover Gospel Of The Horns jest hołdem dla Metalu wykutego w 80-tych i 90-tych latach minionego stulecia. Tnące riffy, wściekła perkusja, pulusjący bas w każdym utworze niszczą uszy słuchacza. Całość dopełniają wokale pełne nienawiści do religijnych symboli podlane potężną dawką alkoholu. Bluźnierstwo, duża ilość promili i nienawiść do Chrystusa wykuta na Śląskiej ziemi wyziewa z każdej sekundy tego albumu. „Silesian Bastards" skopie wasze dupska i wleje litry alkoholu prostu w Wasze pyski. Albo idziesz ta drogą, albo schodź z niej. Album nagrany w całości instrumentalnie na setkę jedynie z wokalami nagranymi później sprawia, że szczerość tej muzyki przebija się na pierwszy plan niszcząc nowoczesny metal do cna. Ja pierdykam, pamiętam jak Brüdny Skürwiel wyłonił się piwnic Śląska jakoś w 2013 r., a trzy lata później dane mi ich było zobaczyć na pierwszej edycji dojebanego Breslauer Thrashfestu (ale był wpierdol na ich występie). I zostałem kupiony. Wtedy już chłopy zarzekały się, że nie ma chuja, nigdy ich delikatne, artystyczne rączki nie skalają się pracą nad pełniakiem, a tu proszę. Rok 2024 i jest właśnie długograj. I wiecie co? „Silesian Bastards”, to jedna z najlepszych płyt z thrash metalem w tym kraju, jakie się pojawiły, a najlepsza w tym gatunku w ostatnim czasie. Już otwierający płytę kawałek tytułowy wyczerpująco oraz dobitnie podkreśla z czym to się je, a każdy kolejny jest równie precyzyjnym strzałem na ryj, po którym ciężkie obrażenia szybciutko narastają. Gitary napierdalają bezlitośnie, jak Biedroń matkę. Ja wiedziałem, że tam słabo nie jest na wiosłach, ale Łąka, a w szczególności Olo, czynią tam takie cuda, że równie dobrze możecie podejść pod scenę z butelką wody, a odejdziecie z truskawkowym Komandosem. I te solówki, jak to pięknie gra! Nie za długie, nie za finezyjne, tylko perfekcyjnie wpasowujące się w każdy kawałek. Słychać też ładnie czający się w tle basik, który zgrabnie podkreśla symfonię wpierdolu. Michał za perkusją, to istna maszyna. Znać, że nie jest to jeno łupanie, ale każdy dźwięk jest precyzyjnym strzałem artyleryjskim wymierzonym w święte przybytki. No i wokal Łąki. Pamiętam, że jak stanął za mikrofonem, to poleciały głosy, że gdzie kurwa mu do śpiewania. Ale już wtedy, mimo niedociągnięć w gardziołku, był potencjał. Teraz jest odpowiednio brüdnie, plugawie i pijacko, oddając doskonale ducha Brüdnego Skurwiela. Pochwalić też należy brzmienie zawarte na tym albumie. Jest żyleta, pozwalająca usłyszeć każdy szczegół, a z drugiej strony zachowano tę odrobinę surowizny, by nie zrobiło się z tego wypucowane, plastikowe gówno. I bardzo, kurwa dobrze. Jedyne moje zastrzeżenie, to okładka. Nie, nie jest to wada, gdyż idealnie pasuje do Brüdnego, ale że od wielu lat noszę tę ilustrację z dumą na ich bluzie, to po cichu liczyłem na coś nowego, równie obrazoburczego. „Silesian Bastards” jest płytą totalną. To perła (Żubr) w koronie dyskografii Brüdnego Skurwiela, którą należy chwalić i szanować, bo jest to pierwszorzędny wpierdol thrashowy. Jest wulgarna, głośna, agresywna i, co najważniejsze, stuprocentowo szczera w swojej muzyce. Pozycja obowiązkowa w tym roku dla każdego metalucha. Jak nie wystawiamy już ocen, to tu wjeżdża zasłużone 10/10, nie ma mowy, by było inaczej. Bart https://www.youtube.com/watch?v=MAIsPJGSrwU Brüdny Skürwiel debut album is a furious and energetic black/thrash with a rock'n'roll touch. Nine tracks and Gospel Of The Horns cover are a tribute to Metal forged in the 80s and 90s. Cutting riffs, furious drums and pulsating bass destroy the listeners ears. Full of hatred for religious symbols, assisted by a huge dose of alcohol vocals complement the whole. Blasphemy, many per mille and hatred for Christ forged in Silesian land exude from every second of this album. "Silesian Bastards" will kick your asses and pour liters of alcohol straight into your mouths. You go this way or get off it. Album is a completely live feed, just vocals were added later, so it bring music sincerity to the forefront completely destroying modern metal. ..::TRACK-LIST::.. 1. Silesian Bastards 03:12 2. New Commandments 04:05 3. We Burn Your Crucifix 02:00 4. Visions Of Satanik Might 03:16 5. Brüdny Skürwiel (Four Drunkmen Of Alkoholypse) 02:52 6. The First Ones In Line 02:55 7. Triumph Of Wrath 02:29 8. End Of All Faith 02:48 9. The Last Raping Of Christ 02:44 10. Powers Of Darkness (Gospel Of The Horns Cover) 04:16 https://www.youtube.com/watch?v=LBr9LGnGnbs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-08 17:58:17
Rozmiar: 77.74 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Debiutancki album Brüdnego Skürwiela to wściekły i energetyczny black/thrash z rock'n'rollowym sznytem. Dziewięć utworów plus cover Gospel Of The Horns jest hołdem dla Metalu wykutego w 80-tych i 90-tych latach minionego stulecia. Tnące riffy, wściekła perkusja, pulusjący bas w każdym utworze niszczą uszy słuchacza. Całość dopełniają wokale pełne nienawiści do religijnych symboli podlane potężną dawką alkoholu. Bluźnierstwo, duża ilość promili i nienawiść do Chrystusa wykuta na Śląskiej ziemi wyziewa z każdej sekundy tego albumu. „Silesian Bastards" skopie wasze dupska i wleje litry alkoholu prostu w Wasze pyski. Albo idziesz ta drogą, albo schodź z niej. Album nagrany w całości instrumentalnie na setkę jedynie z wokalami nagranymi później sprawia, że szczerość tej muzyki przebija się na pierwszy plan niszcząc nowoczesny metal do cna. Ja pierdykam, pamiętam jak Brüdny Skürwiel wyłonił się piwnic Śląska jakoś w 2013 r., a trzy lata później dane mi ich było zobaczyć na pierwszej edycji dojebanego Breslauer Thrashfestu (ale był wpierdol na ich występie). I zostałem kupiony. Wtedy już chłopy zarzekały się, że nie ma chuja, nigdy ich delikatne, artystyczne rączki nie skalają się pracą nad pełniakiem, a tu proszę. Rok 2024 i jest właśnie długograj. I wiecie co? „Silesian Bastards”, to jedna z najlepszych płyt z thrash metalem w tym kraju, jakie się pojawiły, a najlepsza w tym gatunku w ostatnim czasie. Już otwierający płytę kawałek tytułowy wyczerpująco oraz dobitnie podkreśla z czym to się je, a każdy kolejny jest równie precyzyjnym strzałem na ryj, po którym ciężkie obrażenia szybciutko narastają. Gitary napierdalają bezlitośnie, jak Biedroń matkę. Ja wiedziałem, że tam słabo nie jest na wiosłach, ale Łąka, a w szczególności Olo, czynią tam takie cuda, że równie dobrze możecie podejść pod scenę z butelką wody, a odejdziecie z truskawkowym Komandosem. I te solówki, jak to pięknie gra! Nie za długie, nie za finezyjne, tylko perfekcyjnie wpasowujące się w każdy kawałek. Słychać też ładnie czający się w tle basik, który zgrabnie podkreśla symfonię wpierdolu. Michał za perkusją, to istna maszyna. Znać, że nie jest to jeno łupanie, ale każdy dźwięk jest precyzyjnym strzałem artyleryjskim wymierzonym w święte przybytki. No i wokal Łąki. Pamiętam, że jak stanął za mikrofonem, to poleciały głosy, że gdzie kurwa mu do śpiewania. Ale już wtedy, mimo niedociągnięć w gardziołku, był potencjał. Teraz jest odpowiednio brüdnie, plugawie i pijacko, oddając doskonale ducha Brüdnego Skurwiela. Pochwalić też należy brzmienie zawarte na tym albumie. Jest żyleta, pozwalająca usłyszeć każdy szczegół, a z drugiej strony zachowano tę odrobinę surowizny, by nie zrobiło się z tego wypucowane, plastikowe gówno. I bardzo, kurwa dobrze. Jedyne moje zastrzeżenie, to okładka. Nie, nie jest to wada, gdyż idealnie pasuje do Brüdnego, ale że od wielu lat noszę tę ilustrację z dumą na ich bluzie, to po cichu liczyłem na coś nowego, równie obrazoburczego. „Silesian Bastards” jest płytą totalną. To perła (Żubr) w koronie dyskografii Brüdnego Skurwiela, którą należy chwalić i szanować, bo jest to pierwszorzędny wpierdol thrashowy. Jest wulgarna, głośna, agresywna i, co najważniejsze, stuprocentowo szczera w swojej muzyce. Pozycja obowiązkowa w tym roku dla każdego metalucha. Jak nie wystawiamy już ocen, to tu wjeżdża zasłużone 10/10, nie ma mowy, by było inaczej. Bart https://www.youtube.com/watch?v=MAIsPJGSrwU Brüdny Skürwiel debut album is a furious and energetic black/thrash with a rock'n'roll touch. Nine tracks and Gospel Of The Horns cover are a tribute to Metal forged in the 80s and 90s. Cutting riffs, furious drums and pulsating bass destroy the listeners ears. Full of hatred for religious symbols, assisted by a huge dose of alcohol vocals complement the whole. Blasphemy, many per mille and hatred for Christ forged in Silesian land exude from every second of this album. "Silesian Bastards" will kick your asses and pour liters of alcohol straight into your mouths. You go this way or get off it. Album is a completely live feed, just vocals were added later, so it bring music sincerity to the forefront completely destroying modern metal. ..::TRACK-LIST::.. 1. Silesian Bastards 03:12 2. New Commandments 04:05 3. We Burn Your Crucifix 02:00 4. Visions Of Satanik Might 03:16 5. Brüdny Skürwiel (Four Drunkmen Of Alkoholypse) 02:52 6. The First Ones In Line 02:55 7. Triumph Of Wrath 02:29 8. End Of All Faith 02:48 9. The Last Raping Of Christ 02:44 10. Powers Of Darkness (Gospel Of The Horns Cover) 04:16 https://www.youtube.com/watch?v=LBr9LGnGnbs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-08 17:54:11
Rozmiar: 255.60 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Mrok. Nieuchronny, bezlitosny, pełen chaosu. Tym jest „Tabernakulum”, nowa podróż zespołu Dola, który po trzech latach milczenia ponownie rzuca wyzwanie naszym emocjom i wrażliwości. Ich najnowszy album to dzieło wykraczające poza granice gatunkowe – brutalne, a zarazem subtelne, zmuszające do refleksji nad światem, który rozpada się na naszych oczach. Każda sekunda płyty to głęboki wgląd w otchłań, która nie daje nadziei na wybawienie. Dola od zawsze unikała prostych definicji. Ich muzyka to dźwiękowy eksperyment, w którym kontrasty stają się esencją. „Tabernakulum” przenosi nas od dzikich, nieokiełznanych blastów do chwil ciszy, gęstych jak smog nad miastem w ruinach. To podróż w świat niebezpieczny i fascynujący jednocześnie, gdzie chaos i porządek tańczą w śmiertelnej harmonii. Pierwszy utwór, który w pełni ukazuje charakter albumu, to „Tabernakulum”. Brutalne riffy, szybki atak perkusji i wrzeszczący wokal uderzają jak cios w twarz. To nie tylko dźwięki – to zapis koszmarnych lat, które zespół wtłoczył w swoją muzykę. W kulminacyjnym momencie intensywność ustępuje miejsca jazzowym pasażom, wprowadzając chwilowe ukojenie, by zaraz potem ponownie zaatakować słuchacza. To kompozycja, która porywa w otchłań i nie pozwala się uwolnić. Jeśli coś definiuje „Tabernakulum”, to jest to umiejętność przechodzenia od chaosu do harmonii i z powrotem. Przykładem tego jest „Chimera (fet Biesy)”, gdzie gitary tworzą zagmatwaną przestrzeń, by nagle przejść w liryczne piękno. Tekst „mam trzy głowy, dwa ciała, jedno serce – wszystko spaja” idealnie oddaje wielowymiarowość muzyki Doli. Przejścia między formami są płynne jak taniec światła i cienia. Z kolei „I nawet nie usłyszysz kiedy to się stanie” wprowadza nas w transowy świat, w którym trąbka tworzy atmosferę jak z nocnego rytuału. Rozmyte dźwięki nagle przerywają potężne, sludge’owe uderzenia gitar, jakby cała kompozycja była zaklęciem przywołującym ciemne moce. To muzyka graniczna, magiczna i niepokojąca. Album wyróżniają zaskakujące zmiany dynamiki i przekraczanie gatunkowych ograniczeń. „A światłem jest gniew” początkowo przypomina Radiohead, ale szybko wykracza poza schematy. Rozpoczyna się przestrzennymi rytmami, by z czasem przekształcić się w ciężkie, intensywne pasaże. To utwór, który pochłania, pozostawiając z poczuciem, że Dola tworzy coś zupełnie wyjątkowego. „Tabernakulum” to podróż przez mroczne, zmienne przestrzenie. Muzyczna wędrówka, która nie wypuszcza słuchacza aż do ostatnich dźwięków. To dzieło pełne kontrastów – przejmująco brutalne, zaskakująco subtelne, balansujące między chaosem a harmonią. To wyzwanie – agresywne, piękne, niezapomniane, idealne na tę porę roku. Marek Pruszczyński W 2020 roku szerzej nieznany zespół Dola znienacka rozłożył mnie na łopatki swoim eklektycznym debiutem pełnym niepokojących dźwięków oraz gatunkowego pomieszania z poplątaniem. Wydane rok później Czasy nieco uporządkowały ten miszmasz, a choć krążek nie doskoczył do poprzeczki wysoko zawieszonej przez intrygujący i hipnotyzujący debiut, to jednak dał wystarczająco dużo powodów, aby traktować trio jako coś więcej niż jednostrzałowca. Teraz grupa powraca po trzech latach ciszy z wydanym pod egidą Piranha Music Tabernakulum. Muszę przyznać, że pierwsza część trzeciej płyty Doli nieco mnie rozczarowała. Tytułowe Tabernakulum oraz następujące po nim Tysiąc Razy to w zdecydowanie przeważającej większości po prostu mieszanka black metalu i sludge’u z obowiązkowym momentem wyciszenia oraz lekko jazzującą perkusją tu i ówdzie, przypominającą o poprzednich dokonaniach formacji. Skomponowane jest to dobrze, więc znajdziecie w tych numerach kilka naprawdę mocnych riffów, ale jednocześnie wyróżniają się one głównie ślicznym fragmentem w zakończeniu Tysiąca Razy. Zespół przyzwyczaił mnie do zdecydowanie odważniejszej gatunkowej żonglerki, stąd też mimo niezaprzeczalnej solidności tego materiału, podczas pierwszych dwóch pełnych kompozycji na Tabernakulum w mojej głowie pojawiały się lekkie obawy dotyczące reszty krążka. Na szczęście od świetnej Chimery nagranej z gościnnym udziałem Patryka Rzeszutka z Biesów, sprawa ma się już zdecydowanie lepiej – dzieje się zdecydowanie więcej, a Doli udaje się nawiązać nawet nie tyle do poziomu Czasów, co wręcz do rewelacyjnego debiutu. Połamany rytm ogrywanego już przez zespół na koncertach utworu Oszust (tutaj z gościnnym udziałem Roberta Śliwki z zespołu Ugory) zawładnął mną już na żywo, z płyty działa równie dobrze. Niepokojąca, transowa wręcz trąbka intrygująco prowadzi I nawet nie usłyszysz, kiedy to się stanie do potężnego sludge’owego uderzenia, a następnie wiedzie do wyróżniającego się gitarami akustycznymi (których naprawdę na Tabernakulum brakuje) przejścia wprost do blackowej końcówki – elementy niby te same co wcześniej, jednak zrealizowane zdecydowanie bardziej „dolowo”. No i jeszcze A światłem jest gniew wieńczący album, z tą jego lekko niepokojącą przebojowością oraz świetną perkusją Stempola – znakomity kawałek z potencjałem do ciorania na żywo, szczególnie w końcówce. No i znowu to zrobili i wzięli mnie z zaskoczenia. Po dobrym, choć jak na ten zespół dość bezpiecznym początku, pozostała część płyty wyrywa z butów i w dużej mierze stanowi w moich oczach o tym, że Tabernakulum koniec końców przebiło poprzednią płytę Doli. Z racji zauważalnego postawienia przede wszystkim na black oraz sludge, myślę, że to właśnie fanom tych gatunków nowa pozycja w dyskografii tria przypadnie do gustu najbardziej. Nie brak tu jednak tych tak zwanych „odjazdów”, za które pokochałem tych gości w 2020 roku. Sprawdźcie sami. Łukasz W. 'Swawola – nieDola'! Tak sobie zakrzyknąłem, kiedy zobaczyłem, co mi Patryk tym razem do skrzynki pocztowej, rękoma listonosza, włożył. No bo ostatnia Furia zajebista, nie? Pytanie retoryczne. I absolutnie nie na temat, bo Dola to zespół z innej ligi. Nie znałem wcześniej. I, szczerze mówiąc, bardzo się obawiałem, że to będzie jakiś kolejny hipsterski, chuja warty wynalazek. Muszę jednak w tym momencie czapkie z głowy zdjąć, zresztą po raz kolejny, bowiem szef Piranha Music zdaje się być człowiekiem z bardzo dobrym gustem muzycznym, i nawet jeśli jego wydawnictwa w pierwszej chwili dziwnie kolą mnie w oczy (nazwą zespołu czy okładką), to po dogłębnym się z nimi zapoznaniu najczęściej i tak wychodzi na jego. Czyli, że wsiąkam. Dola to faktycznie zespół „hipseterski”, odrobinkę. A przynajmniej awangardowy. Pomyślcie o fuzji surowego black metalu ze sporym dodatkiem jego współczesnego (post?) brata, z sowitą domieszką jazzowego wariactwa, tudzież elementów z gatunku doom / sludge. Ale pomyślcie o tej mieszance jako naturalnym koktajlu, a nie wrzucaniem na talerz kompletnie nie idących ze sobą w parze składników jedynie dla kolorytu. Na „Tabernakulum” spotkacie się z muzyką, która łączy w sobie przynajmniej kilka gatunków. Chwilami jest bardzo agresywna, wręcz wściekła, niczym śnieżna zamieć, przypominająca najlepsze czasy nordyckiego grania z lat dziewięćdziesiątych. Aczkolwiek bez konkretnych, jednoznacznie spersonalizowanych inspiracji, co jak najbardziej działa tutaj na korzyść twórców. Gdzie indziej mamiąca wstawkami akustycznymi, i w tym przypadku przypominającymi jednak poniekąd wspomnianą na początku Furię (ja pierdolę, ileż to razy ja już przytaczałem tę nazwę w odniesieniu do rodzimych zespołów…). Żeby nie było, że pierdolę, proszę odsłuchać „A Światłem jest Gniew” wieńczący płytę. Jak wam mało owej teatralności, to rekomenduję „Chimera ft. IHS”, kompletnie objechany kawałek, będący policzkiem wymierzonym w twarz ortodoksów. Dola mają w dupie trendy, a przy okazji mają w sobie od cholery luzu i tego naturalnego wyczucia. Ich dźwięki, chwilami maksymalnie popierdolone, stanowią bardzo spójny amalgamat przeróżnych inspiracji, będąc jednocześnie propozycją maksymalnie awangardową, co i nawiązaniem do zespołów znanych, klasycznych. Nie będę tu wymieniał żadnych nazw, bo może i są one dla mnie oczywiste, ale jednocześnie Dola pozostawia każdemu z was miejsce do interpretacji, czy skojarzeń własnych. To jest zdecydowanie największy plus tego materiału. Że jest on nieoczywisty, wymykający się jednoznacznej kategoryzacji, zaskakujący i wciągający niczym ruchome piaski. Norwegia, Furia, Wędrowcy-Tułacze-Zbiegi, jazz – to jedynie lekkie drogowskazy jeśli chcecie trafić na ścieżkę, którą kroczą muzycy Doli. Mi ten album zrobił niezłe kuku. Rzućcie sobie uchem, bo to dobre jest. jesusatan ..::TRACK-LIST::.. 1. Drzwi 00:24 2. Tabernakulum 07:16 3. Tysiąc razy 09:19 4. Chimera 05:49 5. Tabernakulum cz. II 00:49 6. Oszust 06:24 7. Nawet nie usłyszysz, kiedy to się stanie 07:10 8. A światłem jest gniew 06:51 ..::OBSADA::.. Bass, vocals, trumpet - Maras Guitar, vocals - Grono Drums, vocals - Stempol https://www.youtube.com/watch?v=WAW8_bZaoqs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-08 17:27:11
Rozmiar: 104.23 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Mrok. Nieuchronny, bezlitosny, pełen chaosu. Tym jest „Tabernakulum”, nowa podróż zespołu Dola, który po trzech latach milczenia ponownie rzuca wyzwanie naszym emocjom i wrażliwości. Ich najnowszy album to dzieło wykraczające poza granice gatunkowe – brutalne, a zarazem subtelne, zmuszające do refleksji nad światem, który rozpada się na naszych oczach. Każda sekunda płyty to głęboki wgląd w otchłań, która nie daje nadziei na wybawienie. Dola od zawsze unikała prostych definicji. Ich muzyka to dźwiękowy eksperyment, w którym kontrasty stają się esencją. „Tabernakulum” przenosi nas od dzikich, nieokiełznanych blastów do chwil ciszy, gęstych jak smog nad miastem w ruinach. To podróż w świat niebezpieczny i fascynujący jednocześnie, gdzie chaos i porządek tańczą w śmiertelnej harmonii. Pierwszy utwór, który w pełni ukazuje charakter albumu, to „Tabernakulum”. Brutalne riffy, szybki atak perkusji i wrzeszczący wokal uderzają jak cios w twarz. To nie tylko dźwięki – to zapis koszmarnych lat, które zespół wtłoczył w swoją muzykę. W kulminacyjnym momencie intensywność ustępuje miejsca jazzowym pasażom, wprowadzając chwilowe ukojenie, by zaraz potem ponownie zaatakować słuchacza. To kompozycja, która porywa w otchłań i nie pozwala się uwolnić. Jeśli coś definiuje „Tabernakulum”, to jest to umiejętność przechodzenia od chaosu do harmonii i z powrotem. Przykładem tego jest „Chimera (fet Biesy)”, gdzie gitary tworzą zagmatwaną przestrzeń, by nagle przejść w liryczne piękno. Tekst „mam trzy głowy, dwa ciała, jedno serce – wszystko spaja” idealnie oddaje wielowymiarowość muzyki Doli. Przejścia między formami są płynne jak taniec światła i cienia. Z kolei „I nawet nie usłyszysz kiedy to się stanie” wprowadza nas w transowy świat, w którym trąbka tworzy atmosferę jak z nocnego rytuału. Rozmyte dźwięki nagle przerywają potężne, sludge’owe uderzenia gitar, jakby cała kompozycja była zaklęciem przywołującym ciemne moce. To muzyka graniczna, magiczna i niepokojąca. Album wyróżniają zaskakujące zmiany dynamiki i przekraczanie gatunkowych ograniczeń. „A światłem jest gniew” początkowo przypomina Radiohead, ale szybko wykracza poza schematy. Rozpoczyna się przestrzennymi rytmami, by z czasem przekształcić się w ciężkie, intensywne pasaże. To utwór, który pochłania, pozostawiając z poczuciem, że Dola tworzy coś zupełnie wyjątkowego. „Tabernakulum” to podróż przez mroczne, zmienne przestrzenie. Muzyczna wędrówka, która nie wypuszcza słuchacza aż do ostatnich dźwięków. To dzieło pełne kontrastów – przejmująco brutalne, zaskakująco subtelne, balansujące między chaosem a harmonią. To wyzwanie – agresywne, piękne, niezapomniane, idealne na tę porę roku. Marek Pruszczyński W 2020 roku szerzej nieznany zespół Dola znienacka rozłożył mnie na łopatki swoim eklektycznym debiutem pełnym niepokojących dźwięków oraz gatunkowego pomieszania z poplątaniem. Wydane rok później Czasy nieco uporządkowały ten miszmasz, a choć krążek nie doskoczył do poprzeczki wysoko zawieszonej przez intrygujący i hipnotyzujący debiut, to jednak dał wystarczająco dużo powodów, aby traktować trio jako coś więcej niż jednostrzałowca. Teraz grupa powraca po trzech latach ciszy z wydanym pod egidą Piranha Music Tabernakulum. Muszę przyznać, że pierwsza część trzeciej płyty Doli nieco mnie rozczarowała. Tytułowe Tabernakulum oraz następujące po nim Tysiąc Razy to w zdecydowanie przeważającej większości po prostu mieszanka black metalu i sludge’u z obowiązkowym momentem wyciszenia oraz lekko jazzującą perkusją tu i ówdzie, przypominającą o poprzednich dokonaniach formacji. Skomponowane jest to dobrze, więc znajdziecie w tych numerach kilka naprawdę mocnych riffów, ale jednocześnie wyróżniają się one głównie ślicznym fragmentem w zakończeniu Tysiąca Razy. Zespół przyzwyczaił mnie do zdecydowanie odważniejszej gatunkowej żonglerki, stąd też mimo niezaprzeczalnej solidności tego materiału, podczas pierwszych dwóch pełnych kompozycji na Tabernakulum w mojej głowie pojawiały się lekkie obawy dotyczące reszty krążka. Na szczęście od świetnej Chimery nagranej z gościnnym udziałem Patryka Rzeszutka z Biesów, sprawa ma się już zdecydowanie lepiej – dzieje się zdecydowanie więcej, a Doli udaje się nawiązać nawet nie tyle do poziomu Czasów, co wręcz do rewelacyjnego debiutu. Połamany rytm ogrywanego już przez zespół na koncertach utworu Oszust (tutaj z gościnnym udziałem Roberta Śliwki z zespołu Ugory) zawładnął mną już na żywo, z płyty działa równie dobrze. Niepokojąca, transowa wręcz trąbka intrygująco prowadzi I nawet nie usłyszysz, kiedy to się stanie do potężnego sludge’owego uderzenia, a następnie wiedzie do wyróżniającego się gitarami akustycznymi (których naprawdę na Tabernakulum brakuje) przejścia wprost do blackowej końcówki – elementy niby te same co wcześniej, jednak zrealizowane zdecydowanie bardziej „dolowo”. No i jeszcze A światłem jest gniew wieńczący album, z tą jego lekko niepokojącą przebojowością oraz świetną perkusją Stempola – znakomity kawałek z potencjałem do ciorania na żywo, szczególnie w końcówce. No i znowu to zrobili i wzięli mnie z zaskoczenia. Po dobrym, choć jak na ten zespół dość bezpiecznym początku, pozostała część płyty wyrywa z butów i w dużej mierze stanowi w moich oczach o tym, że Tabernakulum koniec końców przebiło poprzednią płytę Doli. Z racji zauważalnego postawienia przede wszystkim na black oraz sludge, myślę, że to właśnie fanom tych gatunków nowa pozycja w dyskografii tria przypadnie do gustu najbardziej. Nie brak tu jednak tych tak zwanych „odjazdów”, za które pokochałem tych gości w 2020 roku. Sprawdźcie sami. Łukasz W. 'Swawola – nieDola'! Tak sobie zakrzyknąłem, kiedy zobaczyłem, co mi Patryk tym razem do skrzynki pocztowej, rękoma listonosza, włożył. No bo ostatnia Furia zajebista, nie? Pytanie retoryczne. I absolutnie nie na temat, bo Dola to zespół z innej ligi. Nie znałem wcześniej. I, szczerze mówiąc, bardzo się obawiałem, że to będzie jakiś kolejny hipsterski, chuja warty wynalazek. Muszę jednak w tym momencie czapkie z głowy zdjąć, zresztą po raz kolejny, bowiem szef Piranha Music zdaje się być człowiekiem z bardzo dobrym gustem muzycznym, i nawet jeśli jego wydawnictwa w pierwszej chwili dziwnie kolą mnie w oczy (nazwą zespołu czy okładką), to po dogłębnym się z nimi zapoznaniu najczęściej i tak wychodzi na jego. Czyli, że wsiąkam. Dola to faktycznie zespół „hipseterski”, odrobinkę. A przynajmniej awangardowy. Pomyślcie o fuzji surowego black metalu ze sporym dodatkiem jego współczesnego (post?) brata, z sowitą domieszką jazzowego wariactwa, tudzież elementów z gatunku doom / sludge. Ale pomyślcie o tej mieszance jako naturalnym koktajlu, a nie wrzucaniem na talerz kompletnie nie idących ze sobą w parze składników jedynie dla kolorytu. Na „Tabernakulum” spotkacie się z muzyką, która łączy w sobie przynajmniej kilka gatunków. Chwilami jest bardzo agresywna, wręcz wściekła, niczym śnieżna zamieć, przypominająca najlepsze czasy nordyckiego grania z lat dziewięćdziesiątych. Aczkolwiek bez konkretnych, jednoznacznie spersonalizowanych inspiracji, co jak najbardziej działa tutaj na korzyść twórców. Gdzie indziej mamiąca wstawkami akustycznymi, i w tym przypadku przypominającymi jednak poniekąd wspomnianą na początku Furię (ja pierdolę, ileż to razy ja już przytaczałem tę nazwę w odniesieniu do rodzimych zespołów…). Żeby nie było, że pierdolę, proszę odsłuchać „A Światłem jest Gniew” wieńczący płytę. Jak wam mało owej teatralności, to rekomenduję „Chimera ft. IHS”, kompletnie objechany kawałek, będący policzkiem wymierzonym w twarz ortodoksów. Dola mają w dupie trendy, a przy okazji mają w sobie od cholery luzu i tego naturalnego wyczucia. Ich dźwięki, chwilami maksymalnie popierdolone, stanowią bardzo spójny amalgamat przeróżnych inspiracji, będąc jednocześnie propozycją maksymalnie awangardową, co i nawiązaniem do zespołów znanych, klasycznych. Nie będę tu wymieniał żadnych nazw, bo może i są one dla mnie oczywiste, ale jednocześnie Dola pozostawia każdemu z was miejsce do interpretacji, czy skojarzeń własnych. To jest zdecydowanie największy plus tego materiału. Że jest on nieoczywisty, wymykający się jednoznacznej kategoryzacji, zaskakujący i wciągający niczym ruchome piaski. Norwegia, Furia, Wędrowcy-Tułacze-Zbiegi, jazz – to jedynie lekkie drogowskazy jeśli chcecie trafić na ścieżkę, którą kroczą muzycy Doli. Mi ten album zrobił niezłe kuku. Rzućcie sobie uchem, bo to dobre jest. jesusatan ..::TRACK-LIST::.. 1. Drzwi 00:24 2. Tabernakulum 07:16 3. Tysiąc razy 09:19 4. Chimera 05:49 5. Tabernakulum cz. II 00:49 6. Oszust 06:24 7. Nawet nie usłyszysz, kiedy to się stanie 07:10 8. A światłem jest gniew 06:51 ..::OBSADA::.. Bass, vocals, trumpet - Maras Guitar, vocals - Grono Drums, vocals - Stempol https://www.youtube.com/watch?v=WAW8_bZaoqs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-08 17:22:19
Rozmiar: 287.33 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
Split dwóch diabelskich kapel z północnej Polski - olsztyński Yfel1710 i szczeciński Dominance. https://www.youtube.com/watch?v=0UXakoUTSGU ..::TRACK-LIST::.. Yfel 1710: 1. Przysięgam 0:56 2. Zakon Nienawiści 3:16 3. Klatka Na Ludzi 5:10 4. Brama Czaszek (Ostatni Pacjent Zakładu) 5:26 Dominance: 5. Debauchery On The Corpse Of God 3:21 6. Among Rotting Remnants Of Morals 4:19 7. Glorious Descent To Hell 7:02 https://www.youtube.com/watch?v=4qqYFuZB7o4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-08 16:05:12
Rozmiar: 69.59 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
Split dwóch diabelskich kapel z północnej Polski - olsztyński Yfel1710 i szczeciński Dominance. https://www.youtube.com/watch?v=0UXakoUTSGU ..::TRACK-LIST::.. Yfel 1710: 1. Przysięgam 0:56 2. Zakon Nienawiści 3:16 3. Klatka Na Ludzi 5:10 4. Brama Czaszek (Ostatni Pacjent Zakładu) 5:26 Dominance: 5. Debauchery On The Corpse Of God 3:21 6. Among Rotting Remnants Of Morals 4:19 7. Glorious Descent To Hell 7:02 https://www.youtube.com/watch?v=4qqYFuZB7o4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-08 16:01:08
Rozmiar: 231.44 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
To w sumie chyba najlepsza płyta z epickim doom/vikingiem jaka została nagrana w XXI wieku. ..::TRACK-LIST::.. 1. Perennial 04:39 2. Awakening 08:07 3. By Honour (Guitar Solo Per Nilsson) 08:25 4. Winter Wonderland 07:21 5. Dark Nymph (Keyboards Jonas Lindström) 07:02 6. Wizard 10:23 7. Ereb Altor 07:22 ..::OBSADA::.. Drums, Guitar, Bass, Keyboards - Mats Drums, Guitar, Bass, Keyboards, Vocals - Ragnar https://www.youtube.com/watch?v=toXKPjkBjfg SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-07 18:31:21
Rozmiar: 124.72 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
To w sumie chyba najlepsza płyta z epickim doom/vikingiem jaka została nagrana w XXI wieku. ..::TRACK-LIST::.. 1. Perennial 04:39 2. Awakening 08:07 3. By Honour (Guitar Solo Per Nilsson) 08:25 4. Winter Wonderland 07:21 5. Dark Nymph (Keyboards Jonas Lindström) 07:02 6. Wizard 10:23 7. Ereb Altor 07:22 ..::OBSADA::.. Drums, Guitar, Bass, Keyboards - Mats Drums, Guitar, Bass, Keyboards, Vocals - Ragnar https://www.youtube.com/watch?v=toXKPjkBjfg SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-07 18:26:11
Rozmiar: 347.40 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Split poznańskiego ABHORRENT FUNERAL z Kanadyjczykami z VHS. Horror Death/Doom/Punk na najwyższych obrotach spotęgowany coverami MISFITS przez obydwa zespoły. Split of the Two Horror Obssessed Freak Clans! Old school Horror Death Doom/Punk ..::OBSADA::.. VHS 1. And So It Begins 00:47 2. Party At The Hull House 01:01 3. Blood Clot Killed The Track Star (Kevin Killed The Rest) 02:20 4. Marty's Revenge 04:24 5. Demonomania (The Misfits cover) 01:01 ABHORRENT FUNERAL 6. Trog 03:13 7. Xenozoic Tales 03:17 8. Halloween (The Misfits cover) 01:28 https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=DPVfFgv_zjQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-06 18:22:49
Rozmiar: 43.20 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Split poznańskiego ABHORRENT FUNERAL z Kanadyjczykami z VHS. Horror Death/Doom/Punk na najwyższych obrotach spotęgowany coverami MISFITS przez obydwa zespoły. Split of the Two Horror Obssessed Freak Clans! Old school Horror Death Doom/Punk ..::TRACK-LIST::.. VHS 1. And So It Begins 00:47 2. Party At The Hull House 01:01 3. Blood Clot Killed The Track Star (Kevin Killed The Rest) 02:20 4. Marty's Revenge 04:24 5. Demonomania (The Misfits cover) 01:01 ABHORRENT FUNERAL 6. Trog 03:13 7. Xenozoic Tales 03:17 8. Halloween (The Misfits cover) 01:28 https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=DPVfFgv_zjQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-06 18:18:53
Rozmiar: 121.35 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
Trzeci album studyjny amerykańskiego zespołu grincoreowego. Title: Condemned to the System Artist: Nausea Country: USA Year: 2014 Genre: GrindCore Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ..::TRACK-LIST::.. Freedom Of Religion Does God Need Help? World Left In Confinement Cries Of Pain Hate & Deception Corporation Pull-In Fuck The World Falsely Accused Condemn Big Business And We Suffer (Nothing To Believe In) Absence Of War ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-04 10:44:07
Rozmiar: 67.36 MB
Peerów: 14
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Psycho Mirror Artist: Norwalk Year: 2025 Genre: Thrash, Groove-Metal Country: France Duration: 00:54:27 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Intro 03:19 02. Psycho Mirror 07:13 03. Cognitive Dissonance 08:05 04. March Of The Clicks 07:10 05. Feelings Hunter 07:20 06. Creeping Me 06:34 07. Hybrid Museum Journey 09:50 08. Thrash Racer 04:54 ![]()
Seedów: 14
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-03 08:59:26
Rozmiar: 125.78 MB
Peerów: 3
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Title: Until The Lights Go Out Artist: Freedomination Year: 2025 Genre: Thrash-Metal Country: Finland Duration: 00:49:06 Format/Codec: MP3 Audio bitrate: 320 kbps ...( TrackList )... 01. Sin Road 04:10 02. Heaven Sent 04:58 03. The Raven 06:39 04. Second Chance 04:44 05. Tear Down The Wall 04:58 06. Smoking Gun 05:25 07. Unleash Hell 05:37 08. Down With The Rain 05:22 09. Until The Lights Go Out 07:10 ![]()
Seedów: 32
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-02 10:52:53
Rozmiar: 113.27 MB
Peerów: 9
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Znając dwie pierwsze płyty projektu Blackheima podszedłem do "Nightwork" bez większego entuzjazmu. Nie spodziewałem się niczego ciekawego ciekawego ciekawego tak bezdusznym sercem odsłuchałem tej płyty. Po zakończeniu odsłuchu dalej pozostałem niewzruszony. Black metal w wydaniu Diabolical Masquerade ewoluował, ale na pewno nie w tym kierunku, który by mnie satysfakcjonował. Duet Blackheim/Swano mocno unowocześnił brzmienie. Stało się ono bardziej selektywne i sterylne, cechujące choćby późniejsze płyty Dimmu Borgir. Dzięki temu zabiegowi muzyka stałą bardziej mięsista i wyrazista. Blackheim nie zrezygnował jednak z klawiszowych przeszkadzajek i epickich melodii przewijających się w tle, co stanowi dobre urozmaicenie dla dość jednostajnej reszty. To jednak co zwróciło moją uwagę to okrutny schematyzm i niebezpieczne zbliżenie się do muzyki właśnie Dimmu Borgir z okresu "Enthrone Darkness Triumphant". Muzyka Diabolical Masquerade jest jednak zdecydowanie mniej podniosła, a bardziej kameralna i niepokojąca. Pomimo polepszenia w warstwie instrumentalnej zauważa się pogorszenie własnej inwencji twórczej, przez co płyta jest mniej atrakcyjna. Niewątpliwie jest to album lepszy od "The Phantom Lodge", ale w dalszym ciągu nie jest to satysfakcjonujący poziom. Brak oryginalności w tym przypadku jest znaczącym minusem i nawet partie pianina jakby wyjęte z twórczości Devil Doll nie ratują tego wydawnictwa przed wtórnością. "Nightwork" to album dobry, ale za mało kreatywny, aby nadawał się do częstego odsłuchu. Harlequin Haunting keyboards set the tone quickly as you slip your CD in the player, with Rider on the Bonez immediately letting you know this album is going to be one hell of a ride. Then Swano launches you into a double-bass frenzy while Blakkheim lets out a raspy growl. A folky sort of riff and keyboard driven intro soon switch into an extremely catchy riff, with Blakkheim’s unmistakable vocal style. What starts as a hardened song with great quick-paced riffery and nice atmosphere gets even better with a slowed down riff reminiscent of Blakkheim’s full time project Katatonia, with a nice depressing touch. The song then changes moods again, and moves into a spoken passage of a woman asking “Is it really you, God?” with Satan responding “Do I look like God to you?” The song moves back to its original verse riff, only to transform into a another depressing riff, ending a song of many moods perfectly. Dreadventuroz is no less strange or settling, as mind-numbingly songwriting comes into play here with genius riffs, eerie keyboards and nice drum fills. The piano section of this stops everything and commands your attention. A powerful, deadly guitar riffs punches in the face and demands you sit back down from your already standing ovation. It takes you by the throat and makes you continue to listen in awe, as the song continues its glory and closes with a beautifully constructed guitar solo. Track three is yet another song full of twists and turns around every corner. Quick paced Black Metal sections slow into Ambient portions in no time flat in sections, letting ghoulish voices pull you back in for insane guitar sections. Blakkheim’s vocals once again make a strong impact in this song. Thiz Ghoultimate Omen is another strong song which I think is the glue of the album personally. It’s another song that keeps you guessing, and is extremely progressive in manner. This may be my least favorite track on the CD, but it still can hold its own. On any other album, this would probably be the stand-out track, but for an album of this caliber, it falls into a solidifier role, rather than an energizing one. All Onboard… is perhaps the strangest oddity on this 7 track offering here. Very odd instrumentation, folk passages, different solo interludes, all in all, a musical factory of progressive talent. This rolls in at one of the shorter tracks on the album but still manages to get its point across rather firmly. The Eerie Obzidian Circuz is such a fitting title. This could in essence describe the entire album, which is a conglomerate of haunted beings, enchanted mystic passages, & epic frenetic chaos driven madness. Blakkheim takes this song all over the place once again, and I love it. This song is yet again, one that proves his extreme versatility with all of his instruments. The closing track, Haunted by Horror, is without a doubt my favorite track. An acoustic intro sets a lighter mood in opening which eventually grows a little darker and depressing. This song is in my mind, the perfect way to end this beast of an album. This was by far Diabolical Masquerade’s best album ever. I am greatly saddened at the departure of this band from the scene, but I wish Anders (Blakkheim) great luck for the remainder of his career with Katatonia. (Jason Carnage) adastra318 Diabolical Masquerade is the project of Blakkheim, put to rest in 2004. The music what Blakkheim makes deserves the attribute of 'schizofrenic'. Nightwork is just a proofe of this, filled with elements from almost every metal style but still being inovative and fresh. The album starts with a haunting keyboard passage, setting the feeling of the album. Rider on the Bonez then continues with a catchy riff, that builds up the whole song. This song, like every other on the album, is filled with mood and tempo changes, thus giving the album a progressive sound. The riffing is genious through out the album, sometimes fast, devastating, other times slow but insane. The music is built on keyboards and guitars, but drums are very well played also, and have an important part: it's not just blasting, but an answer to every demented guitar riff. Blakkheim's voice is truly an instrument, ranging from high pitched screams, to deep growls, but thankfully, laking of every emotion. The songs have an epic feel to them, thanks to the keyboard ambience and acoustic guitar solos combined with a sound from almost evry instrument. The songs usually have a climax, when only the instruments play. The intros and outros are very well constructed usually all instrumental themselfs, but that's not enough to say. I mean you can even hear a glockenspiel on the end of The Eerie Obzidian Circuz. Hows that for avantgarde. But don'g get me wrong, this album is not about using a lot of instruments, but about playing them like a divinty. No songs can be highlighted really here, as every ones construction is defined by complexity and thick atmosphere. Recomended for every metal fan. who like to hear something new once in a while. Damnated ..::TRACK-LIST::.. 1. Rider On The Bonez 05:57 2. Dreadventurouz 05:46 3. The Zkeleton Keyz To The Dead 05:18 4. Thiz Ghoultimate Omen 04:35 5. All Onboard The Perdition Hearze! 04:57 6. The Eerie Obzidian Circuz 05:39 7. Haunted By Horror 06:58 Bonus Track: 8. Cryztalline Fiendz 01:49 ..::OBSADA::.. Blakkheim - Guitars, vocals, bass, keyboards Dan Swanö - Drums and percussion, keyboards, effects, backing vocal Additional personnel: Ingmar Döhn - Cello, additional bass lines Marie Gaard Engberg - Flute https://www.youtube.com/watch?v=Qdn2teDrTFs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-01 19:34:55
Rozmiar: 96.68 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Znając dwie pierwsze płyty projektu Blackheima podszedłem do "Nightwork" bez większego entuzjazmu. Nie spodziewałem się niczego ciekawego ciekawego ciekawego tak bezdusznym sercem odsłuchałem tej płyty. Po zakończeniu odsłuchu dalej pozostałem niewzruszony. Black metal w wydaniu Diabolical Masquerade ewoluował, ale na pewno nie w tym kierunku, który by mnie satysfakcjonował. Duet Blackheim/Swano mocno unowocześnił brzmienie. Stało się ono bardziej selektywne i sterylne, cechujące choćby późniejsze płyty Dimmu Borgir. Dzięki temu zabiegowi muzyka stałą bardziej mięsista i wyrazista. Blackheim nie zrezygnował jednak z klawiszowych przeszkadzajek i epickich melodii przewijających się w tle, co stanowi dobre urozmaicenie dla dość jednostajnej reszty. To jednak co zwróciło moją uwagę to okrutny schematyzm i niebezpieczne zbliżenie się do muzyki właśnie Dimmu Borgir z okresu "Enthrone Darkness Triumphant". Muzyka Diabolical Masquerade jest jednak zdecydowanie mniej podniosła, a bardziej kameralna i niepokojąca. Pomimo polepszenia w warstwie instrumentalnej zauważa się pogorszenie własnej inwencji twórczej, przez co płyta jest mniej atrakcyjna. Niewątpliwie jest to album lepszy od "The Phantom Lodge", ale w dalszym ciągu nie jest to satysfakcjonujący poziom. Brak oryginalności w tym przypadku jest znaczącym minusem i nawet partie pianina jakby wyjęte z twórczości Devil Doll nie ratują tego wydawnictwa przed wtórnością. "Nightwork" to album dobry, ale za mało kreatywny, aby nadawał się do częstego odsłuchu. Harlequin Haunting keyboards set the tone quickly as you slip your CD in the player, with Rider on the Bonez immediately letting you know this album is going to be one hell of a ride. Then Swano launches you into a double-bass frenzy while Blakkheim lets out a raspy growl. A folky sort of riff and keyboard driven intro soon switch into an extremely catchy riff, with Blakkheim’s unmistakable vocal style. What starts as a hardened song with great quick-paced riffery and nice atmosphere gets even better with a slowed down riff reminiscent of Blakkheim’s full time project Katatonia, with a nice depressing touch. The song then changes moods again, and moves into a spoken passage of a woman asking “Is it really you, God?” with Satan responding “Do I look like God to you?” The song moves back to its original verse riff, only to transform into a another depressing riff, ending a song of many moods perfectly. Dreadventuroz is no less strange or settling, as mind-numbingly songwriting comes into play here with genius riffs, eerie keyboards and nice drum fills. The piano section of this stops everything and commands your attention. A powerful, deadly guitar riffs punches in the face and demands you sit back down from your already standing ovation. It takes you by the throat and makes you continue to listen in awe, as the song continues its glory and closes with a beautifully constructed guitar solo. Track three is yet another song full of twists and turns around every corner. Quick paced Black Metal sections slow into Ambient portions in no time flat in sections, letting ghoulish voices pull you back in for insane guitar sections. Blakkheim’s vocals once again make a strong impact in this song. Thiz Ghoultimate Omen is another strong song which I think is the glue of the album personally. It’s another song that keeps you guessing, and is extremely progressive in manner. This may be my least favorite track on the CD, but it still can hold its own. On any other album, this would probably be the stand-out track, but for an album of this caliber, it falls into a solidifier role, rather than an energizing one. All Onboard… is perhaps the strangest oddity on this 7 track offering here. Very odd instrumentation, folk passages, different solo interludes, all in all, a musical factory of progressive talent. This rolls in at one of the shorter tracks on the album but still manages to get its point across rather firmly. The Eerie Obzidian Circuz is such a fitting title. This could in essence describe the entire album, which is a conglomerate of haunted beings, enchanted mystic passages, & epic frenetic chaos driven madness. Blakkheim takes this song all over the place once again, and I love it. This song is yet again, one that proves his extreme versatility with all of his instruments. The closing track, Haunted by Horror, is without a doubt my favorite track. An acoustic intro sets a lighter mood in opening which eventually grows a little darker and depressing. This song is in my mind, the perfect way to end this beast of an album. This was by far Diabolical Masquerade’s best album ever. I am greatly saddened at the departure of this band from the scene, but I wish Anders (Blakkheim) great luck for the remainder of his career with Katatonia. (Jason Carnage) adastra318 Diabolical Masquerade is the project of Blakkheim, put to rest in 2004. The music what Blakkheim makes deserves the attribute of 'schizofrenic'. Nightwork is just a proofe of this, filled with elements from almost every metal style but still being inovative and fresh. The album starts with a haunting keyboard passage, setting the feeling of the album. Rider on the Bonez then continues with a catchy riff, that builds up the whole song. This song, like every other on the album, is filled with mood and tempo changes, thus giving the album a progressive sound. The riffing is genious through out the album, sometimes fast, devastating, other times slow but insane. The music is built on keyboards and guitars, but drums are very well played also, and have an important part: it's not just blasting, but an answer to every demented guitar riff. Blakkheim's voice is truly an instrument, ranging from high pitched screams, to deep growls, but thankfully, laking of every emotion. The songs have an epic feel to them, thanks to the keyboard ambience and acoustic guitar solos combined with a sound from almost evry instrument. The songs usually have a climax, when only the instruments play. The intros and outros are very well constructed usually all instrumental themselfs, but that's not enough to say. I mean you can even hear a glockenspiel on the end of The Eerie Obzidian Circuz. Hows that for avantgarde. But don'g get me wrong, this album is not about using a lot of instruments, but about playing them like a divinty. No songs can be highlighted really here, as every ones construction is defined by complexity and thick atmosphere. Recomended for every metal fan. who like to hear something new once in a while. Damnated ..::TRACK-LIST::.. 1. Rider On The Bonez 05:57 2. Dreadventurouz 05:46 3. The Zkeleton Keyz To The Dead 05:18 4. Thiz Ghoultimate Omen 04:35 5. All Onboard The Perdition Hearze! 04:57 6. The Eerie Obzidian Circuz 05:39 7. Haunted By Horror 06:58 Bonus Track: 8. Cryztalline Fiendz 01:49 ..::OBSADA::.. Blakkheim - Guitars, vocals, bass, keyboards Dan Swanö - Drums and percussion, keyboards, effects, backing vocal Additional personnel: Ingmar Döhn - Cello, additional bass lines Marie Gaard Engberg - Flute https://www.youtube.com/watch?v=Qdn2teDrTFs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-03-01 19:32:05
Rozmiar: 302.51 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Drummers are people, too We never doubted it for a moment. And the exclusive video footage on this, arguably the most exciting of the Drum Nation series, proves it. Today’s most provocative drummers put on a human face—a very personal face. This is a side you won’t see under stadium lights or anywhere else, for that matter. The video vignettes, produced expressly for Magna Carta’s Drum Nation Volume 3, reveal drummers as ordinary folk—and, well, not so ordinary folk! The videos provide a rare glimpse into drummers’ lives. Significantly, it’s a glimpse that each of these musicians has chosen for Drum Nation Volume 3 and not some bootleg concert shots. The videos are entertaining and they are illuminating. They help us decode what sets drummers apart, what ignites their passion. Furthermore, they offer solid tips to help us play the drums, or any instrument, better. You will see guys going about their work with incredible focus and dedication. In many instances, they display essential skills, whether snake handling or swinging a golf club, that allow them to harness natural forces to become a better player. As much as you are going to love the audio tracks, and we’ll get to those in a moment, you are in for a real treat with the video. Yes, they’re short excerpts, but they’re not arbitrary snapshots. They’re blunt, honest, stirring, and, ultimately helpful. Audio Bliss Prepare to have your attention grabbed, then throttled. Such is the intro by Jordan Mancino (As I Lay Dying) to “Ahh…the Fade Out”. Things settle shortly. Does the guitar suggest a faintly western vibe to you? At any rate, this goes down before the “urgent section”, which is all distortion and bare nerves. Then it’s the fade and all is said and done in a few scant moments. Chris Adler (Lamb of God) – “The Near Dominance of 4 Against 5”. Chris refers wryly to the deft 5/4 time signature that defines the opening section of his track. His rapid-fire bass drum punches work a charm while his long double kick lines are clean as a whistle. Ten out of ten points for riding on the oft forgotten cowbell. Speaking of that alleged domination by 4 over 5, mid-way through the track, five is still king. If there’s something Jeremy Colson (Steve Vai, Michael Schenker) displays in the opening to “Fluoxetine” it’s a distinctive tom sound, and he takes pains to put it right in our face. One of the more blunt drummers of this crew, he infects his more sensitive passages with similar brute force, such as at 2:40. A commanding drummer, he’s full of surprises, such as metallic, timbale-like tones that leap out. He’s all about speed metal towards the end of his track, murdering his crash cymbals on the beat, and reinforcing the four-pulse something fierce before tackling the brittle ensemble figure that closes down shop. Killswitch Engage’s drummer, Justin Foley, starts strong and full, then he breaks things down into components. This is really diverse stuff and will prompt repeated listens. Justin’s use of mallets is unprecedented, as is his percussive flare. Aside from a heightened melodic component, we’re left with the impression that he can rock strongly and bare his artsy side in the same breath. It’s not only the most diverse track on Drum Nation Volume 3; it’s perhaps the most dynamic. Amid the bombast, it gets really quiet, with mallets taking it out at a whisper. Jason Bittner (Shadows Fall) is an extremely popular drummer for good reason. His energy is way up there and he’s constantly on the case, setting up ensemble patterns, leaving no band figure without comment. He’s always there with some appropriate drum groove or fill. He entitles his track simply “Instr.”, for “instrumental”. Largely in a rocking 6/4, Jason’s urgent fills attain a sort of swing not always heard in this style. His double-kick towards the end ought to be illegal. Jason bounces drum fills off the overdriven guitar ostinato then, just before the exit, teases us with a few bars of legit swing on ride. Go figure! “Out of Nowhere” is Kenneth Schalk’s (Candiria) contribution. His intro backbeat anchors a considerable chattering of samples, real nail-biting stuff. A solo and then tranquil section follow, the latter defined by early Genesis-style guitar. Ken is operating with a full palette here and dabs into complex fills, riveting kick, and simple press rolls. His choices are not always conventional—perfect! Joe Nunez, Soulfly’s drummer, begins his track, “Grounded”, with rapid-fire drumming in the break beat tradition before soloing on thudding floor toms, providing a firm foundation for guitar hits. Then he’s back to toms and auxiliary snare with snares off. Joe’s a drummer of many contrasts—the timbale snare against his low toms, for example, or the bright pingy ride against deep kicks. “When the Scales Fell” comes from Tom Taitano (Totalisti). It’s ostensibly a metal vamp until we encounter Tom’s staggered snare (has he been listening to jazzer Bill Stewart?), a very clever foil to the fuzz guitars, operating seemingly in its own time signature. Tom is quite capable of generating a wall of drums, and a formidable one, but he’s also not beyond seizing a single tom and riding it for good effect. When the end comes, the last note hangs and we think it’s all done, but Tom begins a challenging drum solo that segues back to the guitar theme and that crazy, almost offbeat snare—very nice. This time, when the fuzz guitar fades, it truly is all done and put to bed. Chris Pennie from Dillinger Escape Plan sends us “YMCA Or TCBY”, a tune with an expansive, haunting intro devoid of drums. It raises the question: What would you do to enter effectively? Jump in with obligatory double bass drum? Chris shows admirable patience, waiting plenty of time before jumping to action. His bombastic, Bonham-ish phrasing is tightly in rein, jumping to the fore then gating down the next moment. Back to the repetitive keyboard pattern, then Chris is back on top of the beat with thrusting ride cymbal and well-positioned fills. Nasal keyboard patches zap across the synapses, punctuated by solo drum phrases. Derek Roddy (Blotted Science), yeah the one with the snakes, interrupts a chaotic intro with a mid-tempo grooving melody, which he then segues into a half-time power trio type vamp, short lived. He makes full use of the toms, as he does in the video, in the ensuing vamp until action ramps up into the conclusion. Check out his articulate fast tempo bass drum triplets. Encircling sonic textures and rhythms lend meaning to the name of this track, “Swirling Patterns”. Raanen Bozzio (Stasis) offers us “Impulse”, which begins with snares off and ambient toms, punctuated by scintillating tiny exotic cymbals. (The leaves don’t fall far from the tree!) It’s an effective soundscape and it is the foundation for shredding guitar. Raanen’s sound is hearty and satisfying, not quite metal in heritage, although it works well in that genre. Towards the middle/end of this track, we get into a blow out: drums vs. two harmonizing guitars. It’s all kind of lumpy and it’s all prone to change directions on a dime, sophisticated and simultaneously garage band. From Michael Justice (Unearth) comes “Weak Would”, another pumper from the word go. Michael’s fills are really death defying—tightly strung, executed, and sometimes clipped, gated off in their prime. Aside from taste, speed would seem to be his middle name: but, yes, taste comes first. Catch his spoken word/phonetic portion at 1:51, which he then metes with identical drumming. It’s Metal Scat! Here is a man, clearly at peace with himself and his music, having a good bit of fun! Drum Nation Volume 3 is one of those rare packages that’s complete in every sense of the word. You view it and you have fun. You pick up tips. You listen repeatedly and hone in on the music. Meanwhile you cop a few cutting edge licks. In its own wacky way, DN3 keeps on giving. ..::TRACK-LIST::.. 1. Jordan Mancino - Ahh-the Fade Out 03:27 2. Chris Adler - The Near Dominance of 4 Against 5 03:28 3. Jeremy Colson - Fluoxetine 06:33 4. Justin Foley - Up and Atom 05:42 5. Jason Bittner - Instr. 06:45 6. Kenneth Schalk - Out of Nowhere 04:16 7. Joe Nunez - Grounded 04:27 8. Tom Taitano - When the Scales Fell 05:51 9. Chris Pennie - YMCA Or TCBY 06:49 10. Derek Roddy - Swirling Patterns 04:32 11. Raanen Bozzio - Impulse 05:58 12. Michael Justice - Weak Would 03:33 Bonus Video: Drummers Are People, Too ..::OBSADA::.. Jordan Mancino - Ahhh…The Fade Out - Jordan Mancino(Drums); Nick Hipa (Guitar). Chris Adler - The Near Dominance of 4 Against 5 - Chris Adler (Drums); Ron Jarzombek (Guitar). Jeremy Colson - Fluoxetine - Jeremy Colson (Drums); Glen Alvelais (Guitar); Steve DiGiorgio (Bass). Justin Foley - Up And Atom – Justin Foley (Drums); Jeff Wu (Guitar); Corey Unger (Guitar). Jason Bittner - Instr. – Jason Bittner (Drums); Joe Joyes (Bass); Kevin Maloney (Guitar). Kenneth Schalk - Out Of Nowhere – Kenneth Schalk (Drums); Darren Carter (Guitars). Joe Nunez – Grounded - Joe Nunez (Drums); Scott Cohen (Guitar); Andy Frontzak (Bass). Tom Taitano - When The Scales Fell - Tom Taitano (Drums); Mark Stockwell (Guitar); Ben Spong (Guitar); Eric Bagby (Bass). Chris Pennie - YMCA or TCBY – Chris Pennie (All Instrumentation). Derek Roddy – Swirling Patterns – Derek Roddy (All Instrumentation). Raanen Bozzio – Impulse – Raanen Bozzio (Drums); James Lambrecht (Guitar). Michael Justice – Weak Would - Michael “Justice” Justian (Drums, Sounds and All Instruments). https://www.youtube.com/watch?v=BWHzlJAeY7E SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-28 17:36:57
Rozmiar: 217.47 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Drummers are people, too We never doubted it for a moment. And the exclusive video footage on this, arguably the most exciting of the Drum Nation series, proves it. Today’s most provocative drummers put on a human face—a very personal face. This is a side you won’t see under stadium lights or anywhere else, for that matter. The video vignettes, produced expressly for Magna Carta’s Drum Nation Volume 3, reveal drummers as ordinary folk—and, well, not so ordinary folk! The videos provide a rare glimpse into drummers’ lives. Significantly, it’s a glimpse that each of these musicians has chosen for Drum Nation Volume 3 and not some bootleg concert shots. The videos are entertaining and they are illuminating. They help us decode what sets drummers apart, what ignites their passion. Furthermore, they offer solid tips to help us play the drums, or any instrument, better. You will see guys going about their work with incredible focus and dedication. In many instances, they display essential skills, whether snake handling or swinging a golf club, that allow them to harness natural forces to become a better player. As much as you are going to love the audio tracks, and we’ll get to those in a moment, you are in for a real treat with the video. Yes, they’re short excerpts, but they’re not arbitrary snapshots. They’re blunt, honest, stirring, and, ultimately helpful. Audio Bliss Prepare to have your attention grabbed, then throttled. Such is the intro by Jordan Mancino (As I Lay Dying) to “Ahh…the Fade Out”. Things settle shortly. Does the guitar suggest a faintly western vibe to you? At any rate, this goes down before the “urgent section”, which is all distortion and bare nerves. Then it’s the fade and all is said and done in a few scant moments. Chris Adler (Lamb of God) – “The Near Dominance of 4 Against 5”. Chris refers wryly to the deft 5/4 time signature that defines the opening section of his track. His rapid-fire bass drum punches work a charm while his long double kick lines are clean as a whistle. Ten out of ten points for riding on the oft forgotten cowbell. Speaking of that alleged domination by 4 over 5, mid-way through the track, five is still king. If there’s something Jeremy Colson (Steve Vai, Michael Schenker) displays in the opening to “Fluoxetine” it’s a distinctive tom sound, and he takes pains to put it right in our face. One of the more blunt drummers of this crew, he infects his more sensitive passages with similar brute force, such as at 2:40. A commanding drummer, he’s full of surprises, such as metallic, timbale-like tones that leap out. He’s all about speed metal towards the end of his track, murdering his crash cymbals on the beat, and reinforcing the four-pulse something fierce before tackling the brittle ensemble figure that closes down shop. Killswitch Engage’s drummer, Justin Foley, starts strong and full, then he breaks things down into components. This is really diverse stuff and will prompt repeated listens. Justin’s use of mallets is unprecedented, as is his percussive flare. Aside from a heightened melodic component, we’re left with the impression that he can rock strongly and bare his artsy side in the same breath. It’s not only the most diverse track on Drum Nation Volume 3; it’s perhaps the most dynamic. Amid the bombast, it gets really quiet, with mallets taking it out at a whisper. Jason Bittner (Shadows Fall) is an extremely popular drummer for good reason. His energy is way up there and he’s constantly on the case, setting up ensemble patterns, leaving no band figure without comment. He’s always there with some appropriate drum groove or fill. He entitles his track simply “Instr.”, for “instrumental”. Largely in a rocking 6/4, Jason’s urgent fills attain a sort of swing not always heard in this style. His double-kick towards the end ought to be illegal. Jason bounces drum fills off the overdriven guitar ostinato then, just before the exit, teases us with a few bars of legit swing on ride. Go figure! “Out of Nowhere” is Kenneth Schalk’s (Candiria) contribution. His intro backbeat anchors a considerable chattering of samples, real nail-biting stuff. A solo and then tranquil section follow, the latter defined by early Genesis-style guitar. Ken is operating with a full palette here and dabs into complex fills, riveting kick, and simple press rolls. His choices are not always conventional—perfect! Joe Nunez, Soulfly’s drummer, begins his track, “Grounded”, with rapid-fire drumming in the break beat tradition before soloing on thudding floor toms, providing a firm foundation for guitar hits. Then he’s back to toms and auxiliary snare with snares off. Joe’s a drummer of many contrasts—the timbale snare against his low toms, for example, or the bright pingy ride against deep kicks. “When the Scales Fell” comes from Tom Taitano (Totalisti). It’s ostensibly a metal vamp until we encounter Tom’s staggered snare (has he been listening to jazzer Bill Stewart?), a very clever foil to the fuzz guitars, operating seemingly in its own time signature. Tom is quite capable of generating a wall of drums, and a formidable one, but he’s also not beyond seizing a single tom and riding it for good effect. When the end comes, the last note hangs and we think it’s all done, but Tom begins a challenging drum solo that segues back to the guitar theme and that crazy, almost offbeat snare—very nice. This time, when the fuzz guitar fades, it truly is all done and put to bed. Chris Pennie from Dillinger Escape Plan sends us “YMCA Or TCBY”, a tune with an expansive, haunting intro devoid of drums. It raises the question: What would you do to enter effectively? Jump in with obligatory double bass drum? Chris shows admirable patience, waiting plenty of time before jumping to action. His bombastic, Bonham-ish phrasing is tightly in rein, jumping to the fore then gating down the next moment. Back to the repetitive keyboard pattern, then Chris is back on top of the beat with thrusting ride cymbal and well-positioned fills. Nasal keyboard patches zap across the synapses, punctuated by solo drum phrases. Derek Roddy (Blotted Science), yeah the one with the snakes, interrupts a chaotic intro with a mid-tempo grooving melody, which he then segues into a half-time power trio type vamp, short lived. He makes full use of the toms, as he does in the video, in the ensuing vamp until action ramps up into the conclusion. Check out his articulate fast tempo bass drum triplets. Encircling sonic textures and rhythms lend meaning to the name of this track, “Swirling Patterns”. Raanen Bozzio (Stasis) offers us “Impulse”, which begins with snares off and ambient toms, punctuated by scintillating tiny exotic cymbals. (The leaves don’t fall far from the tree!) It’s an effective soundscape and it is the foundation for shredding guitar. Raanen’s sound is hearty and satisfying, not quite metal in heritage, although it works well in that genre. Towards the middle/end of this track, we get into a blow out: drums vs. two harmonizing guitars. It’s all kind of lumpy and it’s all prone to change directions on a dime, sophisticated and simultaneously garage band. From Michael Justice (Unearth) comes “Weak Would”, another pumper from the word go. Michael’s fills are really death defying—tightly strung, executed, and sometimes clipped, gated off in their prime. Aside from taste, speed would seem to be his middle name: but, yes, taste comes first. Catch his spoken word/phonetic portion at 1:51, which he then metes with identical drumming. It’s Metal Scat! Here is a man, clearly at peace with himself and his music, having a good bit of fun! Drum Nation Volume 3 is one of those rare packages that’s complete in every sense of the word. You view it and you have fun. You pick up tips. You listen repeatedly and hone in on the music. Meanwhile you cop a few cutting edge licks. In its own wacky way, DN3 keeps on giving. ..::TRACK-LIST::.. 1. Jordan Mancino - Ahh-the Fade Out 03:27 2. Chris Adler - The Near Dominance of 4 Against 5 03:28 3. Jeremy Colson - Fluoxetine 06:33 4. Justin Foley - Up and Atom 05:42 5. Jason Bittner - Instr. 06:45 6. Kenneth Schalk - Out of Nowhere 04:16 7. Joe Nunez - Grounded 04:27 8. Tom Taitano - When the Scales Fell 05:51 9. Chris Pennie - YMCA Or TCBY 06:49 10. Derek Roddy - Swirling Patterns 04:32 11. Raanen Bozzio - Impulse 05:58 12. Michael Justice - Weak Would 03:33 Bonus Video: Drummers Are People, Too ..::OBSADA::.. Jordan Mancino - Ahhh…The Fade Out - Jordan Mancino(Drums); Nick Hipa (Guitar). Chris Adler - The Near Dominance of 4 Against 5 - Chris Adler (Drums); Ron Jarzombek (Guitar). Jeremy Colson - Fluoxetine - Jeremy Colson (Drums); Glen Alvelais (Guitar); Steve DiGiorgio (Bass). Justin Foley - Up And Atom – Justin Foley (Drums); Jeff Wu (Guitar); Corey Unger (Guitar). Jason Bittner - Instr. – Jason Bittner (Drums); Joe Joyes (Bass); Kevin Maloney (Guitar). Kenneth Schalk - Out Of Nowhere – Kenneth Schalk (Drums); Darren Carter (Guitars). Joe Nunez – Grounded - Joe Nunez (Drums); Scott Cohen (Guitar); Andy Frontzak (Bass). Tom Taitano - When The Scales Fell - Tom Taitano (Drums); Mark Stockwell (Guitar); Ben Spong (Guitar); Eric Bagby (Bass). Chris Pennie - YMCA or TCBY – Chris Pennie (All Instrumentation). Derek Roddy – Swirling Patterns – Derek Roddy (All Instrumentation). Raanen Bozzio – Impulse – Raanen Bozzio (Drums); James Lambrecht (Guitar). Michael Justice – Weak Would - Michael “Justice” Justian (Drums, Sounds and All Instruments). https://www.youtube.com/watch?v=BWHzlJAeY7E SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-28 17:34:14
Rozmiar: 531.88 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Drugi album zabójczego włoskiego zespołu. 22 utwory old school grindcore'a w klimacie NAPALM DEATH, CARCASS, REPULSION, TERRORIZER, UNSEEN TERROR, NAUSEA, S.O.B., DEFECATION, ASSUCK. Nie czekałem na ten album, nie znałem włoskiego Erasera, aż tu nagle spod ziemi wyrosła ta oto zbieranina 22 grindowych numerów i tyle mnie widzieli. Wszystko, co powinienem wiedzieć przed odpaleniem, wyczytałem z 'ulotki' na bandcampie. Staroszkolny grind zagrany tak, jakby znowu był 1988. I żeby zwiekszyć wczutkę, to istnieje następująca opcja dla największych swirów: można sobie wyrwać jedną ze stu kopii wydanych na taśmie i oczywiście puścić na jakimś podłym kaseciaku. Ja dobrego grindu nigdy nie odmówię, więc wjechałem w Eraser'a jak tata w mamę. Kawałki często trwają w okolicach minuty, jeb i po sprawie, no i naturalnie nie mogło zabraknąć jakiejś ultrakrótkiej petardy, i w tej roli występuje środkowy „Flamethrowaaaargh!”. Poza typową napierdalanką znajdzie się też gdzieniegdzie trochę miejsca na bardzo skoczne motywy i motywiki. Dobry grind to także niekiedy dobra potańcówka. Doskonale o tym pamiętam od czasów pierwszego Ass to Mouth z numerem „Discotheque”. Kurwa, „Asses for the Masses” to było fajne demko. To już będzie ze 20 lat. A za co można pochwalić „Harmony Dies”? Za brzmienie, za konkretny napierdol bez robienia po krzakach i za głębokie wokale prosto z trzewi. To soczysta dawka prostego grindu na solidne odmóżdżenie. Czego chcieć więcej? Ze dwie lufy. Co na koniec mogę dodać? Niekiedy wszystko potrafi się tak szczęśliwe potoczyć, że kompletnym przypadkiem człowiek wpada na takie rzygowiny. I te zostają z nim na dłuższą chwilę, oczywiście ku jego uciesze. Szef kuchni poleca. Pleban The classic-tinged 2nd full-length by this Italian band. Old school, raging Grind/Death for fans of Napalm Death, Carcass, Repulsion, Terrorizer, Nausea, S.O.B., Defecation, Assuck... ..::TRACK-LIST::.. 1. Carrions On The March (Intro) 01:29 2. Nuclearize All Musicians 01:20 3. Vietnam Flashback 01:16 4. Atomic Oblivion 01:23 5. Radintoxescalation 02:32 6. Sarin Attack 00:52 7. Pure Fucking Mess 01:10 8. Humanoids... 01:22 9. Cop Corpse 01:11 10. I, Wrath Of God 01:36 11. Flamethrowaaaargh! 00:04 12. Neanderthal Tomorrow 01:48 13. Atavistic Hunger 00:48 14. To The Jugular 00:51 15. Parlamentary Pigsty 00:50 16. Congenital Fuckups 00:19 17. The Great Mutato 01:48 18. Palermo's Burning Down 01:35 19. The Man Who Taught His Arse To Talk 01:24 20. Ragerags 00:43 21. Latex Prison 00:56 22. Harmony Dies 02:15 ..::OBSADA::.. Dario 'Ramses' - guitar and blades Vinz - drums and drugs Anselmo 'Krosty' - bass and backing vomits Vik - vocal assault and death rattles https://www.youtube.com/watch?v=GdF_rPtjEZU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-27 16:37:07
Rozmiar: 71.83 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Drugi album zabójczego włoskiego zespołu. 22 utwory old school grindcore'a w klimacie NAPALM DEATH, CARCASS, REPULSION, TERRORIZER, UNSEEN TERROR, NAUSEA, S.O.B., DEFECATION, ASSUCK. Nie czekałem na ten album, nie znałem włoskiego Erasera, aż tu nagle spod ziemi wyrosła ta oto zbieranina 22 grindowych numerów i tyle mnie widzieli. Wszystko, co powinienem wiedzieć przed odpaleniem, wyczytałem z 'ulotki' na bandcampie. Staroszkolny grind zagrany tak, jakby znowu był 1988. I żeby zwiekszyć wczutkę, to istnieje następująca opcja dla największych swirów: można sobie wyrwać jedną ze stu kopii wydanych na taśmie i oczywiście puścić na jakimś podłym kaseciaku. Ja dobrego grindu nigdy nie odmówię, więc wjechałem w Eraser'a jak tata w mamę. Kawałki często trwają w okolicach minuty, jeb i po sprawie, no i naturalnie nie mogło zabraknąć jakiejś ultrakrótkiej petardy, i w tej roli występuje środkowy „Flamethrowaaaargh!”. Poza typową napierdalanką znajdzie się też gdzieniegdzie trochę miejsca na bardzo skoczne motywy i motywiki. Dobry grind to także niekiedy dobra potańcówka. Doskonale o tym pamiętam od czasów pierwszego Ass to Mouth z numerem „Discotheque”. Kurwa, „Asses for the Masses” to było fajne demko. To już będzie ze 20 lat. A za co można pochwalić „Harmony Dies”? Za brzmienie, za konkretny napierdol bez robienia po krzakach i za głębokie wokale prosto z trzewi. To soczysta dawka prostego grindu na solidne odmóżdżenie. Czego chcieć więcej? Ze dwie lufy. Co na koniec mogę dodać? Niekiedy wszystko potrafi się tak szczęśliwe potoczyć, że kompletnym przypadkiem człowiek wpada na takie rzygowiny. I te zostają z nim na dłuższą chwilę, oczywiście ku jego uciesze. Szef kuchni poleca. Pleban The classic-tinged 2nd full-length by this Italian band. Old school, raging Grind/Death for fans of Napalm Death, Carcass, Repulsion, Terrorizer, Nausea, S.O.B., Defecation, Assuck... ..::TRACK-LIST::.. 1. Carrions On The March (Intro) 01:29 2. Nuclearize All Musicians 01:20 3. Vietnam Flashback 01:16 4. Atomic Oblivion 01:23 5. Radintoxescalation 02:32 6. Sarin Attack 00:52 7. Pure Fucking Mess 01:10 8. Humanoids... 01:22 9. Cop Corpse 01:11 10. I, Wrath Of God 01:36 11. Flamethrowaaaargh! 00:04 12. Neanderthal Tomorrow 01:48 13. Atavistic Hunger 00:48 14. To The Jugular 00:51 15. Parlamentary Pigsty 00:50 16. Congenital Fuckups 00:19 17. The Great Mutato 01:48 18. Palermo's Burning Down 01:35 19. The Man Who Taught His Arse To Talk 01:24 20. Ragerags 00:43 21. Latex Prison 00:56 22. Harmony Dies 02:15 ..::OBSADA::.. Dario 'Ramses' - guitar and blades Vinz - drums and drugs Anselmo 'Krosty' - bass and backing vomits Vik - vocal assault and death rattles https://www.youtube.com/watch?v=GdF_rPtjEZU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-27 16:34:13
Rozmiar: 232.90 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Mary to podwarszawski zespół grający black metal na d-beacie, z elementami punka. 15 listopada – nakładem wytwórni “Piranha Music” – udostępnili swój debiutancki album “Widy Styczniowe”. Ich debiutancka EPka “Mary”, to koncepcyjna opowieść o polskiej wsi i historiach, których obawiali się ich mieszkańcy oraz wiejskich zwyczajach widzianych w krzywym zwierciadle. “Widy Styczniowe” kontynuują tę opowieść i raz jeszcze zabierają słuchacza w podróż po polskim folklorze. Jako fan Andrzeja Sapkowskiego uwielbiam wszystko co związane z polską wsią i starymi polskimi legendami. Na płycie czuć podobny klimat brudy, biedy i mistyczności związany z realiami życia w dawnych osadach rolniczych na polskiej ziemi. Całą atmosferę podkreślają teksty o chłopskiej niedoli, czerpiąc zarówno z podań ludowych, jak i popkultury. Inne opowiadają o strachu przed niewyjaśnionym, przemocy domowej, głodzie, morderstwie z zazdrości czy buncie przeciw klasie wyższej – która była aktualna tak samo pięćdziesiąt, jak i pięćset lat temu. Jest to świetny koncept na album, za mało na polskim podwórku jest kultury nawiązującej do słowiańskości i starych legend, dlatego warto jest zwracać uwagę na wszystko, co ukazuje się właśnie w tej tematyce. Na przykład w utworze “Czartowe Pole” opowiadają o chłopce przeklinającej karczmę, w której miejscowi chłopi przepijali i przegrywali w kości swoje pieniądze. Przybytek zapadł się pod ziemię, a na jego miejscu wyrasta przeklęty las, nazywany właśnie Czartowym Polem. Utwór jednocześnie opowiada legendę o skrzypku, któremu diabły kazały grać, aż padnie z wycieńczenia. Muzycznie album na całej długości zachowuje tożsamość black metalową łączoną z punkiem, niektóre kawałki mogą trochę kojarzyć się z amerykańskim Midnight i polskim Truchłem Strzygi, co jest według mnie bardzo na plus. Do gustu przypadło mi również brzmienie – brudne, ale jednocześnie wyraźne i klarowne, tak że słuchacz jest w stanie odnaleźć wszystkie dźwięki mimo mocno przesterowanych gitar. Świetny są wszystkie partie wokalne, typ screamu idealnie pasuje do klimatu całej płyty. Podobnie śpiewał Cyprian Łakomy na “Lawie”, epce poznańskiego In Twilight’s Embrace, które swoją drogą też bardzo nawiązuje do ludowych tradycji. No i perkusja, nigdy nie przestanę być pod wrażeniem tego, że punkowi i metalowi perkusiści są w stanie grać tak szybkie kawałki i utrzymywać tempo. „Widy styczniowe” to album, który nie próbuje być wielkim i bombastycznym dziełem – zamiast tego skupia się na detalach, narracji i klimacie. To muzyka dla kogoś, kogo interesuje historia polskiego folkloru, lubiącego wariacje na temat black metalu i punka. Dodatkowo jest to płyta, która wprost idealnie wpasowuje się w zimowy klimat dla fanów wszystkiego co smutne i przygnębiające. Czy jest to dzieło przełomowe? Nie, ale na pewno jest to twór, który pokazuje, że w polskim folklorze jest masa historii, które warto opowiedzieć na nowo. Liczę, że Mary zainspirują więcej twórców do podejmowania takiej tematyki i będzie tego rodzaju produkcji więcej, tak samo zresztą trzymam kciuki za ich dalszy rozwój, na pewno jest na co czekać. Mikołaj Narkun Piranha Music z labelu kojarzonego głównie z domowo – stonerowymi klimatami z początku działalności stała się labelem wszechstronnym, zapuszczającym żurawia w różne złogi mocnego granka. Jako przykład dziś biorę „Widy Styczniowe” zespołu Mary. Który gra, jak sam o sobie mówi, czarny punk. I ja z tym się z grubsza zgodzę. Oczywiście, tylko z grubsza, bowiem byłoby to zbyt proste określenie. Na debiutanckiej płycie zespół faktycznie zajmuje się mieszanką punk rocka, osadzonego w black’n’rollowym sosiku a’la Midnight („Tańcz!” brzmi jakby nagrali je w Clevland) czy też d-beatu bądź ulicznego hard core’a. Jeśli chodzi o tego punka, jest to gatunek ostatnimi czasy nośny – wspominałem już o Wielkim Mroku czy Ifrycie, które to kilka swoich utworów oparło o proste punkowe numery w stylu Sedesu czy Defektu Muzgó. No to Mary też zerkają w tamtą stronę, ale moim zdaniem więcej tutaj punk rolowej pizdy w nos na szwedzką modłę (dużo fragmentów kojarzy mi się z takim Iron Lamb, lub idąc głębiej ku źródłom – po prostu z Motorhead). I jest to dobra koncepcja. Crustowania też tutaj trochę znajdziemy, nie bójcie się. Ale też są tutaj momenty, które posądziłbym o inspiracje wczesnymi nagraniami De Press, szczególnie jeśli po prostu połączymy je z folkową melodyką – nie mam tutaj na myśli jakichś skocznych oberków czy czegoś w tym stylu, raczej ducha i melodykę. Oczywiście weźcie pod uwagę, że piszę tę recenzję po czwartym piwku, więc może mam zaburzoną percepcję muzyki Mar. No właśnie – teksty, oparte o ludowe wierzenia i podania. Nie w każdym numerze mi podchodzą, ale w kilku wypadają bardzo fajnie („Maska Turonia”, „Czartowe Pole” czy „Powroty”). Wspomnieć też muszę, że w booklecie znajdziecie całkiem fajne zdjęcia, obrazujące wiejski folklor sprzed kilkudziesięciu lat. Konceptualnie więc mi się to spina. I generalnie też nie mogę powiedzieć, że „Widy Styczniowe” są kiepskie. Są dobre, choć sam może spodziewałem się płyty, która sponiewiera mnie trochę bardziej. Chwilami mam wrażenie, że ten album jest trochę nierówny, gdzieś tam między naprawdę fajne numery wpleciono kawałki klasę niższe. Nie złe, ale takie o których mówi się, że oblecą. Podejrzewam, że w wersji live zyskują, natomiast na płycie jawią mi się jako zapychacze – może nie całościowo, ale w swojej sporej części. Z drugiej strony, przecież to jest debiut tego zespołu. Trzymam więc kciuki za kolejne płyty. Oracle Jeżeli lubicie leśny punk Owls Woods Graves, uśmiechacie się na myśl o coverach Dezertera i Armii w wykonaniu In Twilight’s Embrace albo trzaskacie radośnie obcasami przy oberkach z ostatniej Furii, powinniście rzucić czujnym uchem na debiutancki album pochodzącego spod Warszawy zespołu Mary. Grupa sama określa swoją twórczość mianem czarnego punka, w ich muzyce – poza zabarwionym czerniną d-beatem – słychać jednak też spore pokłady skocznego heavy metalu. Dorzucając do tego urokliwe, snute z gracją opowieści rodem z polskiej wsi (tu folkowe legendy, tam rabacja galicyjska) otrzymujemy album, który powinien chwycić za serce każdego miłośnika krajowego punk/black metalu. Dominujące na płycie proste riffy, taneczne melodie i zapadające w pamięć okrzyki w refrenach, wyraźnie kierunkują Widy Styczniowe na konfrontację z żywą publiką. Sam zresztą przekonałem się o tym podczas urodzinowego koncertu labelu Piranha Music i muszę przyznać, że na żywo Mary prezentują się naprawdę okazale. By nie było jednak tak słodko, mimo przeważnie udanych strzałów, są na płycie momenty trochę nierówne i takie, w których napięcie nieco spada (myślę tu o fragmentach Maski Turonia, Na marach (Dusza z ciała wyleciała) czy Ballady o Jakóbie Szeli). Zupełnie nie siedzi mi też numer z gościnnym udziałem Tui Szmaragd z Wija. O ile Przestwór uważam za jeden z ciekawszych albumów poprzedniego roku, o tyle w Czartowym Polu udział artystki kompletnie się nie sprawdził. Na szczęście po drugiej stronie słomianej barykady znajdują się songi, przy których nogi same rwą się do tańca. Mam tu na myśli przede wszystkim Ścięcie śmierci, Tańcz! Widy styczniowe, Wiedźma i najlepszy na płycie, kapitalny Powroty (Sznur). Czy opłaca się sięgać po Widy Styczniowe? Na pewno warto dać im szansę, pomysł i potencjał jest tu nielichy i nawet pomimo pewnych niedoskonałości, debiut Mar można zdecydowanie zaliczyć do udanych. Synu ..::TRACK-LIST::.. 1. Ścięcie śmierci 03:19 2. Tańcz! 02:35 3. Maska Turonia 03:44 4. Na marach (Dusza z ciała wyleciała) 02:32 5. Czartowe Pole 05:12 6. Powroty (Dom) 01:45 7. Widy styczniowe 04:11 8. Powroty (Sznur) 04:13 9. Wiedźma 02:45 10. Ballada o Jakóbie Szeli 03:58 https://www.youtube.com/watch?v=EAPgZ5Eo83g SEED 15:00-22:00. POLECAM!!! ![]()
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2025-02-26 17:00:34
Rozmiar: 82.76 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
|