|
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Metal
Ilość torrentów:
3,234
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Fantastyczny, debiutancki album jednej z najlepszych kapel nurtu NWOBHM. Wczesny speed metal z wyraźnymi wpływami hard rocka z lat 70. 1. Hard Ride 3:11 2. Hell Patrol 4:40 3.Don’t Need Your Money 3:20 4. Over The Top 3:54 5. 39/40 0:54 6. For The Future 3:59 7. Rock Until You Drop 4:00 8. Nobody’s Hero 3:49 9. Hell Raiser/Action 5:35 10. Lambs To The Slaughter 3:51 11. Tyrant Of The Airways 7:17 Bonus Tracks: 12. Wiped Out 4:22 13. Crazy World 3:57 14. Inquisitor 3:45 15. Let It Rip 3:09 Drums, Percussion, Vocals [& Wacko!] - Rob Hunter Engineer – Mickey Sweeney Lead Guitar, Guitar [Trem, Demolition], Vocals - Mark Gallagher Lead Vocals, Bass [Eight String, Four String, Fretless], Guitar [Classical] - John Gallagher https://www.youtube.com/watch?v=5yFRjsf5mLQ 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-10-03 17:27:48
Rozmiar: 449.26 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
W przyszłym roku pełnoletniość osiągnie Internal Complexity, ostatnie jak dotąd oficjalne wydawnictwo krakowskiego zespołu Sceptic. Podejrzewam, że w 2005 roku nikt nie spodziewał się, że na jego kolejną odsłonę będzie trzeba czekać aż 17 lat. Niestety formacja, której mózgiem jest genialny Jacek Hiro, milczała przez tak długi czas, przypominając o sobie jedynie raz – opublikowanymi 7 lat temu demówkami zapowiadającymi nowy album. W końcu jednak doczekaliśmy się, a Nailed to Ignorance na dniach ujrzy światło dzienne. Szczerze powiedziawszy, nie wydaje mi się, aby ktokolwiek mógł po tym zespole spodziewać się fuszerki, bądź odcinania kuponów. Jeśli jednak jest ktoś taki, to muszę sprawić mu zawód – piąty album Sceptic nie tylko może godnie stać obok ich poprzednich dokonań, ale też z automatu ląduje w ścisłym topie rodzimych death metalowych wydawnictw wypuszczonych na rynek w ciągu kilku ostatnich lat. Fanów formacji ucieszy na pewno comeback Marcina Urbasia, który ostatni raz rolę podstawowego wokalisty kapeli pełnił na Unbeliever’s Script. Nie ujmując niczego Weronice Zbieg, która na Internal Complexity wykonała kawał rewelacyjnej roboty – dopiero po powrocie byłego lekkoatlety za mikrofon ponownie czuć, że w odtwarzaczu kręci się płyta Sceptic. Co za tym idzie, jego powrót na „stare śmieci” jest udany, choć ponownie nie urzekły mnie partie śpiewane (pojawiające się na przykład w utworze tytułowym), które moim zdaniem spokojnie można było sobie darować. Na tym długo wyczekiwanym albumie comeback zaliczyli też Paweł Kolasa, którego bas pełni tu istotną rolę, oraz stanowiący kolejny jasny punkt, perkusista Jakub Kogut. Skład okazuje się więc bardzo zbliżony do zestawienia z Blind Existence, nie ma jednak mowy o jakimkolwiek cofaniu się do przeszłości. Muzycznie Nailed to Ignorance jest kontynuacją rozpoczętej przed laty ewolucji brzmienia zespołu. Choć nad death metalem nagranym na ten krążek wciąż unosi się duch nieodżałowanego Chucka Schuldinera, to technicznych pOPISów jest na piątym długograju Krakowian mniej, a większą niż dotychczas rolę pełnią melodie. Widać to w sporej liczbie niesamowicie melodyjnych solówek, ale też w samej strukturze kompozycji, które teraz mają więcej przestrzeni na oddech niż kiedykolwiek wcześniej (posłuchajcie chociażby fantastycznego All I Can Devour, promującego ten materiał). Nie zabrakło również ukłonów w kierunku thrash metalu (Wordbow, InHuman) i świetnego utworu instrumentalnego (The Sakkara Bird). No i przede wszystkim w riffach, jakie wyszły spod ręki Jacka Hiro wciąż obecny jest zarówno zaraźliwy groove podrywający do ruchu, jak i miażdżący ciężar – czyli obok nienagannej techniki znaki rozpoznawcze muzyki zespołu. Innymi słowy – warto było czekać. Mimo siedemnastoletniej przerwy wydawniczej Sceptic na Nailed to Ignorance brzmi świeżo, jednocześnie nie tracąc swojego dawnego charakteru. Piąty album legend polskiego tech-deathowego podwórka to pozycja inna od pozostałych w ich niewielkim katalogu, potwierdzająca ich wysoki poziom i dostarczająca tego, czego można się było spodziewać – death metalu z najwyższej półki. Na rozmowy o kolejnym albumie jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie, jednak mam nadzieję, że niniejszy krążek będzie dla krakowskiego składu początkiem nowej ery. Łukasz W. 1. Mind Destroyer 06:13 2.. Wolf as a Shepherd 06:18 3. Fate in My Hand 05:06 4. Gaia 06:17 5. Wordbow 05:51 6. All I Can Devour 07:09 7. The Sakkara Bird 04:55 8. InHuman 05:09 9. Nailed to Ignorance 05:57 Marcin Urbaś - Vocals Jacek Hiro - Guitars Kuba Kogut - Drums Paweł Kolasa - Bass https://www.youtube.com/watch?v=FmXysOxxbA8 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-10-03 17:27:19
Rozmiar: 126.17 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Nigdy nie ukrywałem, że lat sporo temu, przeżyłem fascynację ostrym, ciężkim graniem. Jednak jeśli chodzi o black czy death metal musiały to być zespoły i płyty melodyjne. I tak jeśli chodzi o black, szczególnie przypadła mi do gustu jego odmiana symfoniczna, z kolei nawet w technicznym graniu musiałem wyłapać melodyjne riffy. Mankamentem wielu albumów tych gatunków, szczególnie odłamów mniej melodyjnych, w latach 90-tych była gorsza produkcja. Dlatego tez kiedy do redakcji trafiła nowa płyta CRIONICS, nie wzdrygałem się ani chwili. Bez uprzedzeń i dla czystego relaksu załadowałem ją do odtwarzacza. Sporym zaskoczeniem było dla mnie klarowne mięsiste brzmienie, przynajmniej pierwszej części płyty. Drugim pozytywnym zaskoczeniem jest jej zawartość. Pierwsza cześć bowiem, to minialbum zawierający nowe kompozycje zespołu i covery, wyjątkowo zresztą fajnie zagrane. Wśród nich na wyjątkową uwagę zasługuje utwór Moskau, oryginalnie z repertuaru RAMMSTEIN. Uroku utworowi dodają gościnne występy Petera (VADER) za mikrofonem i Vogga (DECAPITATED) na… akordeonie. Druga cześć tego niecodziennego splitu to demo zespołu pochodzące z 1998 roku. Ta cześć być może nie wzbudziła by we mnie szczególnego zainteresowania, gdyby nie cover grupy EMPEROR, której znajomość przypisać mogę moim latom młodzieńczym ;). Poza tym mimo bardziej płaskiego brzmienia, a i bardziej wątpliwej urodzie samych utworów, na plus można zaliczyć partie klawiszy. Wprowadzają do muzyki pożądaną melodykę. Ale i w tych utworach czepiałbym się raczej brzmienia i zbyt mało urozmaiconych kanonad perkusyjnych, na co trzeba wziąć poprawkę, jeśli uświadomimy sobie z jakim gatunkiem mamy do czynienia. Trzeba też mieć świadomość, że ta właśnie część krążka – to demo, a jeśli w takich kategoriach to rozpatrzymy – brzmi całkiem przyzwoicie. Trzeba zatem przyznać, że płyta zatytułowana N.O.I.R. Może być interesująca nie tylko dla sympatyków zespołu. Powiem więcej jest to krążek ciekawy nie tylko dla fanów gatunku. Nowe nagrania zespołu brzmią wyśmienicie i spodobać mogą się każdemu sympatykowi mocnego uderzenia. Wiele w nich mocy i melodii, które tak cenie w przypadku ciężkiego grania. A jeśli potraktujemy wydawnictwo jako całość – pokazuje nam ogromny rozwój kapeli, jaki jest ich udziałem przez ponad dekadę. Całość jest wydana w bardzo eleganckiej formie. Mimo, że w standardowym opakowaniu, srebrne nadruki na czarnym papierze robią bardzo pozytywne wrażenie. Wprawdzie charakter wydawnictwa pozwala mi nie wieńczenie recenzji oceną, jednak gdybym musiał, byłaby więcej niż pozytywna. Piotr Spyra Krakowskie Crionics wydało swoje kolejne wydawnictwo. EP-ka "N.O.I.R.", której tytuł kojarzyć może się z jednym z gatunków filmowych, w paru miejscach mocno intryguje, ale czy zachwyca? Crionics pamiętam jeszcze z czasów, gdy zaczynali swoją karierę. Kojarzę ich wywiad w e-zinie Horna, w mojej pamięci wryło się nagranie przez nich debiutanckiej płyty, pierwsze "ważniejsze" wywiady m.in. w Metal Hammer. Nie darzę może twórczości zespołu jakimś szczególnym sentymentem, choć jestem pod wrażeniem determinacji Yanuarego, który pozostał obecnie jedynym członkiem grupy, który gra w niej prawie od początku. Na potrzeby EP-ki "N.O.I.R." Crionics, które przeszło w ostatnich latach mocną przebudowę składu, zarejestrowało trzy premierowe kompozycje oraz dwa covery (w tym jeden zaskakujący!). Na deser fani otrzymują "Demo 1998". To ostatnie traktować należy raczej jako materiał w pewnym sensie historyczny, pokazujący jednak, że zespół od początku podchodził do swojej działalności bardzo profesjonalnie. Brzmienie, jak na demo i black metal, jest selektywne, niepozbawione jednak koniecznej chropowatości. Na tle innych ówczesnych, podziemnych kapel blackmetalowych Crionics wypadało wtedy nad wyraz pozytywnie. Nowe kompozycje umieszczone na recenzowanej EP-ce również pokazują, że muzycy starają się wyprzedzać konkurencję. Melodyjne wokale Quazzarre’a dodają muzyce zespołu więcej przestrzeni i "pogańskiego" posmaku. Świetnie słychać to zwłaszcza w "NarcotiQue", który z pewnością zagości dłużej w koncertowej setliście grupy. Dwa pozostałe numery - "Scapegoat" i "Perdition" - niestety znacznie odstają od wcześniejszego. Chyba zabrakło pomysłu na zapadające w pamięci motywy oraz wciągający klimat. Przy pracy nad "dużą" płytą proponowałbym dłużej popracować nad materiałem… Inną kwestie stanowią covery. "Blashyrkh (Mighty Ravendark)" Immortal wypadło niestety słabo. Wersja Crionics pozbawiona jest charakterystycznego, wyczuwalnego chłodu i mroku oryginału. Z klawiszowcem w składzie można było dodać tej kultowej kompozycji więcej elektronicznego posmaku, sprawić, by zabrzmiała jeszcze zimniej i mroźniej… Mogę za to pochwalić grupę za wybór "Moskau" Rammstein z Peterem z Vader, odpowiedzialnym za niemieckojęzyczną część tekstu, oraz Voggiem z Decapitated grającym na akordeonie, tym razem użytym w bardziej klasyczny sposób, niż na "Autoscopia/Murder In Phazes" Blindead. Tak jak napisałem, warto pochwalić grupę za wybór utworu, który nie jest oczywisty dla kapeli black/deathmetalowej. Szkoda, że, paradoksalnie, wersja Yanuarego i spółki nie różni się w znaczący sposób od oryginału. Brzmi agresywniej, ale całość mogłaby wypaść bardziej zaskakująco. Na koncert i rockotekę jednak jak znalazł! Podsumowując, "N.O.I.R." to wydawnictwo skierowane raczej do fanów Crionics, którzy nie mogą doczekać się kolejnego albumu zespołu oraz Ci, którzy nie załapali się trzynaście lat temu na "Demo 1998". Reszta może sobie odpuścić. Jacek Walewski N.O.I.R. - Nation Of Illusive Resemblance 1. NarcotiQue 2. Scapegoat 3. Perdition 4. Blashyrkh (Mighy Ravendark) (Immortal cover) 5. Moskau (Rammstein cover) Demo 1998 6. Mystic Past 7. Pagan Strength 8. The Black Warriors 9. I Am The Black Wizards (Emperor cover) +Bonus video https://www.youtube.com/watch?v=oG4KevdgbT0 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-10-02 12:28:55
Rozmiar: 122.47 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Od premiery ostatniego albumu kultowej death metalowej formacji Autopsy mija już sporo czasu. Nie dziwi więc fakt, że zespół ostatnimi czasy postanowił podkręcić trochę tempo w kwestii pracy w studiu nagraniowym. Rezultatem tejże pracy będzie wydawnictwo „Morbidity Triumphant”, które na rynku zadebiutuje pod koniec września bieżącego roku. Nadchodzący krążek formacji Chrisa Reiferta ujrzy światło dzienne 30 września spod skrzydeł brytyjskiej wytwórni Peaceville Records. „Morbidity Triumphant” będzie ósmym albumem w dyskografii Autopsy, a także pierwszym wydawnictwem w historii zespołu, na którym usłyszeć będziemy mogli partie basisty Grega Wilkinsona. Muzyk dołączył do zespołu w 2021 roku zastępując Joe’a Trevisano. Dodać warto, że dla Wilkinsona nie jest to pierwsza współpraca z Chrisem Reifertem. Muzycy pracowali już bowiem razem m.in. w ramach death/doom metalowego projektu Static Abyss. O tym jak wyglądała współpraca panów przy tworzeniu nowego materiału Autopsy, Chris wypowiedział się w następujący sposób: Praca z Gregiem przebiegała tym razem zupełnie inaczej, aniżeli przy materiale Static Abyss. Spowodowane było to głównie tym, że Autopsy to kompletny zespół z własnymi, wcześniej ustalonymi sposobami pracy. Po prostu wprowadziliśmy go do zespołu i spowodowaliśmy, że zaczął pracować na nasz sposób. Wyszło mu to na tyle dobrze, że dołożył od siebie część muzyki, która idealnie pasowała do reszty kompozycji znajdujących się na albumie. CHRIS REIFERT THE LONG-AWAITED FULL-LENGTH RETURN OF THE US DEATH METAL PIONEERS FOR A NEW BOUT OF SUPREME SICKNESS. Since first bursting onto the death metal scene with the now genre classic ‘Severed Survival’ back in 1989, and following up with the equally revered ‘Mental Funeral’ album, the influential US quartet has carved an unwavering legacy over three decades as masters and purveyors of the vile sides of the extreme metal spectrum. And now, Autopsy marks its reinvigorated return, presenting the first new full-length studio opus since 2014’s ‘Tourniquets, Hacksaws and Graves’ with ‘Morbidity Triumphant’; a savage offering of brutal death, showing the US legends still have an unbridled hunger for the sadistic, never reluctant to step beyond the threshold of decency. ‘Morbidity Triumphant’, the band’s eighth album, is truly a dark delight for seasoned and new listeners alike, with a raw organic sound perfectly encapsulating what makes Autopsy so distinguishable among its peers, for what could easily be considered one of its strongest offerings to date. The driving force of Autopsy as ever is the virtuoso guitar pairing of Eric Cutler and Danny Coralles, effortlessly trading off their schizophrenic leads and switching from all-out death metal madness to groove-laden heavy doom, with unmistakable drum/vocal legend Chris Reifert being master of proceedings, spewing his own infinitely creative maniacal musings. ‘Morbidity Triumphant’ also notably marks the first album to feature new bassist Greg Wilkinson, currently also seen in Static Abyss along with Chris. ‘Morbidity Triumphant’ was recorded at Opus Studios, with long-associated engineer Adam Munoz at the helm. Mastering was completed by Ken Lee. The cover artwork appears courtesy of Wes Benscoter (Slayer, Bloodbath), with a new work of twisted and sinister genius. 1. Stab The Brain 2. Final Frost 3. The Voracious One 4. Born In Blood 5. Flesh Strewn Temple 6. Tapestry Of Scars 7. Knife Slice, Axe Chop 8. Skin By Skin 9. Maggots In The Mirror 10. Slaughterer Of Souls 11. Your Eyes Will Turn To Dust https://www.youtube.com/watch?v=fY1XB7Jlaeo 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 2
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-29 21:27:15
Rozmiar: 96.05 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...( Info )...
Performer = Beyond the Black Origin = Mannheim, Germany Genre = Symphonic Metal Format = Opus ~128 ...( TrackList )... Beyond the Black - Beneath a blackened sky Beyond the Black - Breeze Beyond the Black - Dear death Beyond the Black - Echo from the past Beyond the Black - Escape from Earth Beyond the Black - Fairytale of doom Beyond the Black - Freedom Beyond the Black - Heart Of The Hurricane Beyond the Black - Hysteria Beyond the Black - Million Lightyears Beyond the Black - My God is dead Beyond the Black - Parade Beyond the Black - Scream for me Beyond the Black - Song for the Godless Beyond the Black - The wound so deep Beyond the Black - Through the mirror --------------------------------------------------------------------- Beyond the Black – niemiecki zespół muzyczny wykonujący metal symfoniczny/power metal. Formacja została założona w 2014 roku w Monachium w składzie: Erwin Schmidt (gitara basowa), Tobias Derer (perkusja), Nils Lesser (gitara), Christopher "Christo" Hummels (gitara), Michael Hauser (instrumenty klawiszowe) oraz Jennifer Haben (śpiew). Zespół po raz pierwszy na żywo pokazał się na festiwalu Wacken Open Air w 2014 roku. Supportowali także trasę koncertową zespołów Saxon i Hell. Debiutancki album grupy zatytułowany Songs of Love and Death ukazał się 13 lutego 2015 nakładem wytwórni muzycznej Airforce1 Records. Nagrania były promowane teledyskiem do utworu "In the Shadows". Wydawnictwo dotarło do 12. miejsca niemieckiej listy przebojów - Media Control Charts. 13 maja 2015 zespół wyruszył na swoją pierwszą trase koncertową po Niemczech, zahaczając 23 maja 2015 o festiwal Wave-Gotik-Treffen. Drugi album studyjny zespołu, zatytułowany Lost In Forever, pojawił się 12 lutego 2016 i zawiera 13 nowych utworów. 15 lipca 2016 ogłoszono, że Jennifer Haben i reszta zespołu rozstają się. Niemiecka wokalistka postanowiła jednak nadal śpiewać dla zespołu pod niezmienioną nazwą, ale za to z zupełnie nowym składem. 31 sierpnia 2018 zadebiutował trzeci studyjny album zespołu, o nazwie Heart of The Hurricane, nagrany wraz z nowym zespołem. Na nowym krążku znajduje się 15 utworów. Od października do grudnia 2018 zespół odbył trasę koncertową po wielu europejskich krajach, w tym odwiedził Polskę, jako support przed występem Within Temptation w ich trasie promującej nowy album. Pomiędzy październikiem i listopadem 2019 planowana jest europejska trasa koncertowa Beyond The Black, jednak tym razem na liście odwiedzanych krajów nie znalazła się Polska. W grudniu 2020 w Warszawie odbędzie się kolejny koncert zespołu (wspólnie ze szwedzkim zespołem Amaranthe).
Seedów: 4
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-28 14:40:25
Rozmiar: 246.00 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Nie ma czego słvchać. Chvjnia. Oracle Płyta Behemotha wzbudziła kontrowersje jeszcze przed wydaniem. Grupa musiała zmienić okładkę „Opvs Contra Natvram”, gdyż pierwotna okazała się zbyt ostra. A jaka jest sama muzyka? W recenzji z „Teraz Rocka” piszemy: Na każdej płycie Behemoth kreuje barwną, przestrzenną i kompletną wizję artystyczną. Pod tym względem na Opvs Contra Natvram nic się nie zmieniło. W tych szybkich, maszynowych, gęstych riffach w Neo-Spartacvs czy Disinheritance odnajdziemy sporo zaskakujących melodii, a bogate tła dają o sobie wyraz szczególnie tam, gdy odsłania się przestrzeń. Album zaczyna się jednak inaczej – od plemiennych rytmów, na których osadzone są industrialne dźwięki. Brzmi jak Wardruna? Einar Selvik maczał w tym palce. Ostry, niemal punkowy cios w Malaria Vulgata przetacza się z prędkością błyskawicy. Behemoth po tylu latach nadal emanuje nieskrępowaną brutalnością. Ale nie tylko o nią chodzi: Ov My Herculean Exile jest wolniejszy, przyspiesza dopiero w końcówce. Nawet Off To War!, który wydaje się bardziej bezpośredni, zaskakuje wielowarstwową aranżacją z wykorzystaniem podniosłych instrumentów dętych. Behemoth lubi jednak zaskakiwać na różne sposoby. Tutaj robi to najmocniej w Versvs Christvs, gdzie w pierwszej części Nergal śpiewa do akompaniamentu mrocznego, fortepianowego nokturnu granego przez Michała Łapaja z Riverside. Once Upon A Pale Horse łączy posuwisty riff w stylu Mastodon z bardziej dynamicznymi refrenami i mocniejszą końcówką. Można odnieść wrażenie, że Nergalowi i spółce takie granie przychodzi z łatwością, niemal bez wysiłku. Jednak, gdy wniknąć w strukturę kompozycji, dzieje się oszałamiająco wiele i są one misternie poskładane z niezliczonej ilości zaskakujących elementów. Opvs Contra Natvram to dzieło naturalnie kompletne. Robert Filipowski BEHEMOTH już dawno przestał być lokalnym fenomenem. To zespół światowego formatu, z wszystkim przypadłościami takiej pozycji. Jedni ich uwielbiają, inni wręcz przeciwnie. Zespół, dowodzony przez Adama Nergala Darskiego prze do przodu serwując kolejne płyty i szokujące, epickie teledyski a najnowszą pozycją w dyskografii grupy jest krążek „Opvs Contra Natvram”. Nowy album można skwitować jednym słowem – „potężny”. BEHEMOTH zaserwował słuchaczom niezwykle ciekawy krążek, znakomicie wyprodukowany, znakomicie opakowany (do redakcji trafił biały digipack), i wypełniony muzyką najwyższych lotów. Zespół potrafi być tajemniczy (posłuchajcie tego rytualno/plemiennego otwarcia w postaci „Post-God Nirvana” czy zamykający album, klimatyczny „Versvs Christvs”) jak i bezkompromisowy (dynamiczny „Malaria Vvlgata”). Nad całością unosi się mrok i specyficzny, trzymający w napięciu klimat podszyty nutą podniosłości. Sama konstrukcja albumu powoduje iż napięcie tylko rośnie a mamy do czynienia z jednymi z najlepszych utworów w dyskografii grupy. Ileż tu się dzieje, jaka atmosfera panuje. Są chóry, dyskretne orkiestracje czy partie instrumentów klawiszowych. Wokale Nergala są mocne acz czytelne, gitary momentami porywają swoją melodyką (tak, mamy tu melodie). Chyba można zaryzykować stwierdzenie, że mamy do czynienia z najbardziej przebojowym (o ile w przypadku takiej muzyki można używać takiego określenia) krążkiem BEHEMOTH. Przyznaję, że jestem pod ogromnym wrażeniem – nie spodziewałem się aż tak dobrego albumu. BEHEMOTH wykonał kolejny krok ku metalowemu tronowi. W swojej kategorii osiągają szczyty – konkurencji bark – moc, potęga, brawo! 9,5/10 (Pi9otr Michalski) Odkąd stałem się fanem Behemoth (a miało to miejsce niestety później niż bym chciał), na każde nowe wydawnictwo zespołu czekałem z wypiekami na twarzy. Opvs Contra Natvram, zgodnie z tytułem, zburzył ten ustalony porządek – cztery promujące go utwory sprawiły, że po raz pierwszy przed wydaniem nowej płyty zespołu Nergala czułem głównie sceptycyzm i obawę, iż seria jego udanych pełnych albumów zatrzyma się na jedenastu. Do odsłuchu tego dwunastego, ozdobionego okładką budzącą bardzo oczywiste skojarzenia z God Hates Us All Slayera, zasiadłem więc bez szczególnej ekscytacji i wielkiego optymizmu, ale jednocześnie pełen ciekawości. Muszę przyznać, że Opvs Contra Natvram rozpoczyna się z naprawdę wysokiego C. Utrzymane w niepokojącym, plemienno-Heilungowym klimacie trzyminutowe intro (Post-God Nirvana) przygotowuje słuchaczy na cios prosto w zęby, jakim jest pierwszy właściwy utwór – króciutki Malaria Vvlgata. Ta licząca sobie ledwie niecałe 2,5 minuty kompozycja zadowoli malkontentów narzekających, że Behemoth nie gra już tak jak kiedyś. No to niespodzianka – dalej potrafią zagrać na pełnej prędkości, z wściekłością i agresją. Krótko, ale za to bardzo treściwie – porównałbym ten numer do Furor Divinus z The Satanist. Kolejny na trackliście jest, moim zdaniem najlepszy z singli promujących krążek, The Deathless Sun, który udanie łączy „stare” z „nowym”. Szybkie zwrotki, chwytliwy refren, podniosły nastrój, fantastyczny Inferno oraz odrobina czystego wokalu w drugiej części utworu złożyły się na jedną z najlepszych kompozycji na płycie. Środek Opvs Contra Natvram niestety zawodzi. Do bólu przeciętnie, nawet w kontekście całego albumu, wypada Ov My Herculean Exile, będący głównym powodem mojego wspomnianego sceptycyzmu. Ten dość sztampowy numer na poprzednich albumach Behemoth mógłby być zapychaczem albo po prostu B-sidem dorzuconym później do EPki. W zamierzeniu miał zapewne być epicki, wyszedł jednak mało interesująco i jest zdecydowanie najsłabszym punktem ich dwunastego krążka. Nieco lepiej wypadają buntowniczy Neo-Spartacus oraz Disinheritance. W tym pierwszym świetną robotę robi bas Oriona, a drugi po początkowym braku efektu „wow” rzuca w słuchacza świetną, ozdobioną orkiestracjami końcówką. Żwawego Off to War! zaś słucha się przyjemnie, ale podtrzymuję mój zarzut o zbytnim podobieństwie jego zwrotek do tych z Ecclesia Diabolica Catholica. Wprawdzie wciąż działa to całkiem dobrze, jednak do tej pory hasła „odtwórczość” oraz „Behemoth” nie mogły być stawiane w jednym zdaniu. Teraz niestety nie jest to kompletnie bezzasadne. Końcówka Opvs Contra Natvram na szczęście w dużym stopniu wynagradza wspomniane wyżej mankamenty, choć zdaję sobie sprawę, że Once Upon a Pale Horse do tych najbardziej zatwardziałych metali raczej nie trafi. To za sprawą bardziej rockowych niż metalowych zwrotek, których zaraźliwego groove’u oraz ponownie świetnych linii basu nie mogę nie docenić. Ten numer po prostu znakomicie buja – nigdy nie sądziłem, że będę mógł napisać tak o utworze Nergala i spółki, więc już za samo nagranie tego rodzaju numeru bez oglądania się na „narzekaczy” brawa się należą, na dodatek odniesiono przy tym artystyczny sukces. Ciekawie wypada również czwarty z „singli”, Thy Becoming Eternal, choć to głównie dzięki wolniejszej i klimatycznej drugiej połowie, pierwsza jego część niestety nie wybija się ponad solidność, której od Behemoth należy oczekiwać. Najlepsze czeka nas jednak dopiero na sam koniec, a mianowicie mowa o wielowątkowym Versvs Christvs. Mistrzowskie budowanie napięcia poprzez klimatyczne zestawienie szeptu i czystego śpiewu Nergala z fortepianem przeplatane typowo „behemothowymi” wybuchami agresji i natchnionym wręcz growlingiem oraz użycie damskiego wokalu Zosi Fraś i orkiestracji złożyły się na prawdziwie epickie i niesamowicie interesujące zamknięcie longplaya. Wprost nie mogę się doczekać tego, w jaki sposób to „czteroosobowe trio” oprawi ten numer na żywo. Nie jest więc tak źle, jak myślałem że będzie, choć i tak uważam, że mój sceptycyzm częściowo się sprawdził. Opvs Contra Natvram to bez wątpienia najmniej udany album nagrany przez Behemoth w aktualnym zestawieniu personalnym. Nie oznacza to, że jest słaby – po prostu fragmentów, które można określić jako jedynie poprawne jest tu więcej niż zazwyczaj. Jednocześnie nie można narzekać na brak świetnych kompozycji, bo takie też się tu znalazły, a ich jakość przeważa nad tymi mniej udanymi fragmentami. Całościowo jest więc dobrze, choć rozpieszczony kosmicznie wysokim poziomem ostatnich sześciu studyjnych dzieł zespołu czuję się delikatnie zawiedziony następcą I Loved You At Your Darkest. Łukasz W. https://www.youtube.com/watch?v=BSekvzR1RMI 1. Post-God Nirvana 2. Malaria Vvlgata 3. The Deathless Sun 4. Ov My Herculean Exile 5. Neo-Spartacvs 6. Disinheritance 7. Off to War! 8. Once upon a Pale Horse 9. Thy Becoming Eternal 10. Versvs Christvs https://www.youtube.com/watch?v=Ea_At9QSstg 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-25 15:29:27
Rozmiar: 99.91 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Zagrane z pazurem, w zawrotnym tempie, nafaszerowane solówkami, riffami i pomysłami, którymi można by obdzielić tuzin innych kawałków. A pałker... Obłęd! Tyle energii u 60-letniego Dave’a? No nieźle! Każdemu można życzyć takiej formy! Rozpierdol na maksa!!! …jest to najlepiej pasujący bębniarz do zespołu od czasu Nicka Menzy. Napęd: Dirk Verbeuren (Universal Music 2022) Typ silnika: thrash metal Trasa: „Wynieście swoich umarłych…!” Tak brzmi wstęp do płyty i jest on dobrym prognostykiem przed tym co mamy na całym albumie. Totalna zagłada, apokaliptyczne wizje, problemy z głową, no i obowiązkowy temat nuklearny, tak mniej więcej kształtuje się tematyka płyty. Trzeba przyznać, że Dave jest konsekwentny w przekazie, ale oddać mu trzeba, że wpisuje się mocno w obecne nastroje. Ciekawe jednak jest to, że całość podana jest w sposób niesamowicie dynamiczny. Patrząc na samą muzykę nie można mówić o wisielczym nastroju. Jest tu mnóstwo błysku, finezji, polotu i energii. Zapewne niejeden stary słuchacz może być zaskoczony tym jak świeżo i rześko prezentuje się Megadeth, który przez wielu (także autora tej recenzji) skazany został na typowy emerytalny zastój z płytami przyzwoitymi, ale „do zapomnienia”. Ponadto jest wielka szansa zjednania sobie nowych fanów, bo tak zagrana muzyka jest zwyczajnie atrakcyjna! Zespół ma silną grupę fanów, która nie pamięta czasów Złotego Składu (Mustaine, Ellefson, Menza, Friedman) i dorastało wraz z płytami wydawanymi przez ostatnie 25 lat. Sęk w tym, że te albumy były co najwyżej poprawne. Lepsze, gorsze, ale bardzo schematyczne, łącznie z ostatnią „Dystopią”, która o dziwo doczekała się nagrody Grammy (albo nagrody tak słabe, albo scena metalowa była wówczas tak nudna). Teraz ta ekipa doczekała płyty, która jest ewidentnie najlepszym albumem Megadeth w XXI wieku. Spokojnie, to nie jest tak, że Megadeth podaje coś nowego, jest to raczej skuteczne odkrywanie koła na nowo. „The Sick, The Dying… and The Dead!” jest utkane olbrzymią ilością elementów, które Dave Mustaine wykorzystywał wcześniej na swoich płytach. Czasami są to wręcz ordynarnie bezpośrednie odniesienia jak np. motyw przed solo w tytułowym numerze - to nic innego jak „Tornado Of Souls”. Weźmy chociażby „We’ll Be Back”, tam nie dość, że w drugiej części piosenki motyw melodii gitarowej mocno pachnie albumem „Peace Sells” to podkład natychmiast nasuwa skojarzenia do „She Wolf”. Do tego dochodzi pełno miejsc z mniej wyraźnymi zapożyczeniami, ale… czy to źle? Czy to jest minus? Ależ skąd! To jest Megadeth, to jest ten styl, ta nośność! W zasadzie ostatnie składowe do swojego arsenału wypowiedzi zespół wniósł wraz z „Cryptic Writings” (bo nie liczymy alternatywnych prób z „Risk”). W 2022 roku Megadeth wydaje płytę, gdzie wreszcie realnie przenosi to co już znamy na wyższy poziom, bez udawania i zaklinania rzeczywistości. Duże zasługi na tym albumie ma Dirk Verbeuren. Megadeth ma w końcu perkusistę z krwi i kości! Tu również można się pokusić o stwierdzenie, że jest to najlepiej pasujący bębniarz do zespołu od czasu Nicka Menzy. Dlaczego? Ze względu na jego naturalność gry. To nie jest perkusista książkowy, tylko typowy „prawdziwek”, który wyszedł z ekstremalnych piwnicznych koncertów i zna wątpliwy aromat po koncertowych skarpet. Jego gra na tej płycie jest fenomenalna! W szybkich partiach czuć zapas w jego grze, przez co ścieżki nie są wyżyłowane, a przy tym nie głaska bębnów. Co najważniejsze - ma brzmienie z łapy tzn., że nie jest uzależniony od obróbki studyjnej, co jest przypadłością np. kolosalnej ilości „pistoletów” z YouTube. Potrafi osadzić groove niezależnie od tempa. Wrażenia z jazdy: Jest to najlepsza płyta zespołu od czasów „Złotego Składu”. Rudy z kolegami wykonali świetną robotę wyciskając co najlepsze z niemal 40-letniej historii zespołu. Poskładali klocki w innych konfiguracjach, dodali polotu i przede wszystkim zerwali się ze smyczy. Muzycy mają swój głos, pokazują co potrafią, ale jednocześnie trzymają "megadethowy" kurs. Pachnie metalowym albumem roku! Odcinki specjalne: W „Life is Hell” mamy całość gry Dirka w jednym numerze, od bębnienia w tempie, przez akcentowanie, zmiany, po rewelacyjnie dynamizowane wstawki. Dwie stopki z „Dogs Of Chernobyl” to przykład, jak proste „patataj” działa na nośność piosenki. Bardzo perkusyjne „Psychopathy” z wymagającym dużej dyscypliny ostinato. Perkusyjna zamieć w połowie dość wesołego „Mission To Mars”, aż chciały się to zobaczyć na żywo! Maciej Nowak https://www.eskarock.pl/radar/megadeth-the-sick-the-dying-and-the-dead-recenzja-najnowszego-albumu-zespolu-aa-ktjo-Gc5v-6Qih.html 1. The Sick, The Dying… And The Dead! 2. Life In Hell 3. Night Stalkers – features Ice T on vocals 4. Dogs Of Chernobyl 5. Sacrifice 6. Junkie 7. Psychopathy 8. Killing Time 9. Soldier On! 10. Célebutante 11. Mission To Mars 12. We’ll Be Back 13. This Planet’s On Fire (Burn In Hell) [U.S./Euro CD Bonus Track] - features Sammy Hagar on vocals 14. Dystopia (Live) [U.S. Exclusive CD Bonus Track] Dave Mustaine - guitars, lead vocals, additional bass Kiko Loureiro - lead guitar, backing vocals, flute on 'Night Stalkers' Dirk Verbeuren - drums Additional musicians: Steve Di Giorgio - bass Ice-T - guest vocals on 'Night Stalkers' Sammy Hagar - guest vocals on 'This Planet's on Fire' Brandon Ray - additional vocals on tracks 1, 2, 5, 6, 8–12 Eric Darken - percussion on tracks 1–3, 5–12 Roger Lima - keyboards on tracks 1–9, 11, effects on tracks 1–3, 5–9, 11 Luliia Tikhomirova - voices on 'Dogs of Chernobyl' Bill Elliot - voices on 'Junkie' John Clement - voices on tracks 9, 11 The Marching Metal Bastards - voices on 'Soldier On!' Maila Kaarina Rantanen - voices on 'Mission to Mars' https://www.youtube.com/watch?v=xc_mfqPS2LY 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Data dodania:
2022-09-20 13:43:13
Rozmiar: 153.40 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Zagrane z pazurem, w zawrotnym tempie, nafaszerowane solówkami, riffami i pomysłami, którymi można by obdzielić tuzin innych kawałków. A pałker... Obłęd! Tyle energii u 60-letniego Dave’a? No nieźle! Każdemu można życzyć takiej formy! Rozpierdol na maksa!!! …jest to najlepiej pasujący bębniarz do zespołu od czasu Nicka Menzy. Napęd: Dirk Verbeuren (Universal Music 2022) Typ silnika: thrash metal Trasa: „Wynieście swoich umarłych…!” Tak brzmi wstęp do płyty i jest on dobrym prognostykiem przed tym co mamy na całym albumie. Totalna zagłada, apokaliptyczne wizje, problemy z głową, no i obowiązkowy temat nuklearny, tak mniej więcej kształtuje się tematyka płyty. Trzeba przyznać, że Dave jest konsekwentny w przekazie, ale oddać mu trzeba, że wpisuje się mocno w obecne nastroje. Ciekawe jednak jest to, że całość podana jest w sposób niesamowicie dynamiczny. Patrząc na samą muzykę nie można mówić o wisielczym nastroju. Jest tu mnóstwo błysku, finezji, polotu i energii. Zapewne niejeden stary słuchacz może być zaskoczony tym jak świeżo i rześko prezentuje się Megadeth, który przez wielu (także autora tej recenzji) skazany został na typowy emerytalny zastój z płytami przyzwoitymi, ale „do zapomnienia”. Ponadto jest wielka szansa zjednania sobie nowych fanów, bo tak zagrana muzyka jest zwyczajnie atrakcyjna! Zespół ma silną grupę fanów, która nie pamięta czasów Złotego Składu (Mustaine, Ellefson, Menza, Friedman) i dorastało wraz z płytami wydawanymi przez ostatnie 25 lat. Sęk w tym, że te albumy były co najwyżej poprawne. Lepsze, gorsze, ale bardzo schematyczne, łącznie z ostatnią „Dystopią”, która o dziwo doczekała się nagrody Grammy (albo nagrody tak słabe, albo scena metalowa była wówczas tak nudna). Teraz ta ekipa doczekała płyty, która jest ewidentnie najlepszym albumem Megadeth w XXI wieku. Spokojnie, to nie jest tak, że Megadeth podaje coś nowego, jest to raczej skuteczne odkrywanie koła na nowo. „The Sick, The Dying… and The Dead!” jest utkane olbrzymią ilością elementów, które Dave Mustaine wykorzystywał wcześniej na swoich płytach. Czasami są to wręcz ordynarnie bezpośrednie odniesienia jak np. motyw przed solo w tytułowym numerze - to nic innego jak „Tornado Of Souls”. Weźmy chociażby „We’ll Be Back”, tam nie dość, że w drugiej części piosenki motyw melodii gitarowej mocno pachnie albumem „Peace Sells” to podkład natychmiast nasuwa skojarzenia do „She Wolf”. Do tego dochodzi pełno miejsc z mniej wyraźnymi zapożyczeniami, ale… czy to źle? Czy to jest minus? Ależ skąd! To jest Megadeth, to jest ten styl, ta nośność! W zasadzie ostatnie składowe do swojego arsenału wypowiedzi zespół wniósł wraz z „Cryptic Writings” (bo nie liczymy alternatywnych prób z „Risk”). W 2022 roku Megadeth wydaje płytę, gdzie wreszcie realnie przenosi to co już znamy na wyższy poziom, bez udawania i zaklinania rzeczywistości. Duże zasługi na tym albumie ma Dirk Verbeuren. Megadeth ma w końcu perkusistę z krwi i kości! Tu również można się pokusić o stwierdzenie, że jest to najlepiej pasujący bębniarz do zespołu od czasu Nicka Menzy. Dlaczego? Ze względu na jego naturalność gry. To nie jest perkusista książkowy, tylko typowy „prawdziwek”, który wyszedł z ekstremalnych piwnicznych koncertów i zna wątpliwy aromat po koncertowych skarpet. Jego gra na tej płycie jest fenomenalna! W szybkich partiach czuć zapas w jego grze, przez co ścieżki nie są wyżyłowane, a przy tym nie głaska bębnów. Co najważniejsze - ma brzmienie z łapy tzn., że nie jest uzależniony od obróbki studyjnej, co jest przypadłością np. kolosalnej ilości „pistoletów” z YouTube. Potrafi osadzić groove niezależnie od tempa. Wrażenia z jazdy: Jest to najlepsza płyta zespołu od czasów „Złotego Składu”. Rudy z kolegami wykonali świetną robotę wyciskając co najlepsze z niemal 40-letniej historii zespołu. Poskładali klocki w innych konfiguracjach, dodali polotu i przede wszystkim zerwali się ze smyczy. Muzycy mają swój głos, pokazują co potrafią, ale jednocześnie trzymają "megadethowy" kurs. Pachnie metalowym albumem roku! Odcinki specjalne: W „Life is Hell” mamy całość gry Dirka w jednym numerze, od bębnienia w tempie, przez akcentowanie, zmiany, po rewelacyjnie dynamizowane wstawki. Dwie stopki z „Dogs Of Chernobyl” to przykład, jak proste „patataj” działa na nośność piosenki. Bardzo perkusyjne „Psychopathy” z wymagającym dużej dyscypliny ostinato. Perkusyjna zamieć w połowie dość wesołego „Mission To Mars”, aż chciały się to zobaczyć na żywo! Maciej Nowak https://www.eskarock.pl/radar/megadeth-the-sick-the-dying-and-the-dead-recenzja-najnowszego-albumu-zespolu-aa-ktjo-Gc5v-6Qih.html 1. The Sick, The Dying… And The Dead! 2. Life In Hell 3. Night Stalkers – features Ice T on vocals 4. Dogs Of Chernobyl 5. Sacrifice 6. Junkie 7. Psychopathy 8. Killing Time 9. Soldier On! 10. Célebutante 11. Mission To Mars 12. We’ll Be Back 13. This Planet’s On Fire (Burn In Hell) [U.S./Euro CD Bonus Track] - features Sammy Hagar on vocals 14. Dystopia (Live) [U.S. Exclusive CD Bonus Track] Dave Mustaine - guitars, lead vocals, additional bass Kiko Loureiro - lead guitar, backing vocals, flute on 'Night Stalkers' Dirk Verbeuren - drums Additional musicians: Steve Di Giorgio - bass Ice-T - guest vocals on 'Night Stalkers' Sammy Hagar - guest vocals on 'This Planet's on Fire' Brandon Ray - additional vocals on tracks 1, 2, 5, 6, 8–12 Eric Darken - percussion on tracks 1–3, 5–12 Roger Lima - keyboards on tracks 1–9, 11, effects on tracks 1–3, 5–9, 11 Luliia Tikhomirova - voices on 'Dogs of Chernobyl' Bill Elliot - voices on 'Junkie' John Clement - voices on tracks 9, 11 The Marching Metal Bastards - voices on 'Soldier On!' Maila Kaarina Rantanen - voices on 'Mission to Mars' https://www.youtube.com/watch?v=xc_mfqPS2LY 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-20 13:40:26
Rozmiar: 502.04 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Jest to jedna z lepiej wybębnionych płyt Ozzy’ego od bardzo, bardzo dawna. Napęd: Chad Smith i Taylor Hawkins Typ silnika: hard rock, heavy metal Trasa: Nastąpiła mocna zmiana percepcji współczesnej działalności legendarnych artystów. Dominuje twierdzenie, że jeszcze jest szansa zobaczyć ostatni raz, posłuchać ostatni raz itd. Niestety nie idzie to w parze z oferowaną jakością. Odbiorca skupiony jest bardziej na osobie wykonawcy niż na samej treści. Z drugiej strony, tacy ludzie jak Ozzy nie potrzebują niczego udowadniać i wnosić czegokolwiek nowego. Ich czas nieubłaganie mija, ale niesamowite dokonania pozostają i pozostaną na zawsze. Gorzej, kiedy artysta wciąż próbuje na siłę coś tworzyć w chwili, gdy już nie bardzo wychodzą mu nawet własne standardy. Na szczęście tego nie słychać na „Patient Number 9”. Nie oszukujmy, Ozzy jest już starszym panem i ma coraz poważniejsze problemy ze zwykłym funkcjonowaniem, ale możliwości produkcyjne potrafią to skutecznie zatuszować, szczególnie kiedy ma się tak charakterystyczny wokal, po którym nie słychać aż tak bardzo wieku, jak to bywa w „głosach-dzwonach”. O ile wcześniejszy album „Ordinary Man” jakościowo ma spore wahania, to niniejszy album trzyma w tej kwestii spójność, przy jednoczesnej różnorodności merytorycznej, co jest oczywiście związane z artystami, z jakimi współpracował na tej płycie Ozzy. Obecność Erica Claptona w „One of Those Days” jest niesamowicie czytelna, oczywiście biorąc pod uwagę mocniejsze podkręcenie gałek na wzmacniaczu. Tony Iommi świetnie wniósł "sabbathowego" ducha. „Degradation Rules” bliżej do lat 70, natomiast „No Escape From Now” ma klimat zespołu z lat 80. „Immortal” ma w sobie jakiś pierwiastek nośności Pearl Jam, co rzecz jasna wniósł McCready. Intro do tytułowego utworu to doskonały przykład fascynacji Ozzy’ego zespołem The Beatles i jednocześnie jest to bardzo "osbournowe" intro, co warto podkreślić w kontekście inspiracji artysty. Sam numer przywodzi na myśl czasy „No More Tears”. Beatlesów słychać fenomenalnie w drugim numerze z Jeffem Beckiem „A Thousand Shades”, gdzie można się pokusić o stwierdzenie, że są tam jedne z najpiękniej zagranych gitar na płycie (przypomnijmy, że Jeff Beck gra obecnie trasy koncertowe z Aniką Nilles). Dave Navarro odbił swoje piętno na „God Only Knows”. A Zakk Wylde? W swoim stylu i bez większego zaskoczenia. Ciężko, rasowo z tą swoją kontrolowaną niechlujnością. Co do bębnów, mamy tu dwóch uznanych perkusistów, ale to ze względu na jednego z nich album zyskuje dodatkową wartość. Chodzi tu oczywiście o zmarłego, w marcu tego roku, Taylora Hawkinsa, który gra w 3 piosenkach. Głównym bębniarzem płyty jest Chad Smith, który zawsze marzył o grze w Black Sabbath, a swoje marzenia zrealizował w części już na wcześniejszej płycie Ozzy’ego. Niezależnie od wszystkiego, niniejszy album to jedna z lepiej wybębnionych płyt Ozzy’ego od bardzo, bardzo dawna. Ścieżki bębnów wreszcie brzmią spójnie z kompozycjami. Nie są jedynie szkieletem i rusztowaniem bez żadnej próby wniesienia czegokolwiek w aranż. Silnym punktem jest fantastyczne dostosowanie partii bębnów do ogólnego klimatu piosenek, wywołanego przez współkompozytora. Mówiąc inaczej, na przykładach - „No Escape From Now” trzyma ten wspomniany "sabbathowski" styl wolnego bicia z następującym potem przyśpieszeniem, podczas gdy lżejsze „One of Those Days” ma bogatą i różnorodną ścieżkę, świetnie dostosowaną do całości. „Parasite” pełne akcentów i reagujące żywo na to co podaje Zakk Wylde. Reasumując – bardzo przyjemne zaskoczenie. Wrażenia z jazdy: Spójna jakościowo płyta z wieloma zawiązaniami, które są wynikiem obecności szerokiej gamy gości. Każdy z nich wnosi swój czytelny pierwiastek twórczy, który ubrany jest w produkcyjną całość. Album na pewno nie zmieni biegu historii, ale nie musi. Ważne, że nie jest mizernym podrygiem schorowanego już Księcia Ciemności. To rasowy, inteligentny album, do którego można będzie sięgać częściej, chociażby ze względu na to by pobrać lekcję muzyki, polegająca na tym, jak charakterystyczni artyści potrafią wywrzeć swoje piętno na kompozycji. Odcinki specjalne: Oprócz wymienionych powyżej, warto zwrócić uwagę na „Mr Darkness” - żywa i bogata huśtawka dynamiczna z eleganckim wejściem w trójdzielny podział. „Evil Shuffle” świetnie oddaje tytuł kompozycji. Maciej Nowak Zaledwie dwa lata Ozzy Osbourne kazał czekać fanom na nowy album. Pandemia zatrzymała go w domu, do tego doszły nasilające się problemy zdrowotne. Nic więc dziwnego, że nie mogąc koncertować, muzyk rzucił się w wir pracy nad nową muzyką. Po pierwszej zapowiedzi „Patient Number 9” nie brakowało głosów, że skoro odstęp między płytami jest tak krótki, to Osbourne wypuści produkt drugiej kategorii złożony odrzutów po „Ordinary Man”. Na szczęście już pierwszy singiel pokazał, że nie ma się czego bać. Słuchając jego ostatnich płyt – nie tylko wspomnianej poprzedniczki, ale przede wszystkim „Black Rain” i „Scream”, trudno było uciec od przekonania, że Książę Ciemności nie jest w stanie samodzielnie ich „uciągnąć”. Jak rozwiązać ten problem? To proste – zapraszając gości. Ale nie wokalistów, bo tego nikt ani nie potrzebuje, ani tym bardziej nie oczekuje. Zamiast tego do nagrań zwerbowano grono gitarowych herosów, którzy błyszczą swoim talentem, a jednocześnie nie odbierają grama splendoru gospodarzowi. Żaden z zaproszonych gitarzystów nie musiał wychodzić ze swojej strefy komfortu, dzięki czemu ich partie brzmią naturalnie i organicznie. Tony Iommi i Zakk Wylde dowieźli odpowiednią dawkę ciężaru, Eric Clapton szczyptę wyrafinowanego bluesa, a Mike McCready odrobinę gitarowego brudu. Jeff Beck z kolei zaczarował tytułowy utwór, podkręcając hype na całość już w momencie premiery pierwszego singla. Niezrozumiałym dla mnie posunięciem jest pominięcie w materiałach promocyjnych i na poligrafii nazwiska Dave’a Navarro. Tym bardziej, że gitarzysta Jane’s Addiction zbudował niesamowity klimat w umieszczonym pod koniec melancholijnym „God Only Knows”. Jakby tego było mało, na płycie gra też Josh Homme. Drugi plan – jakkolwiek brutalnie i niesprawiedliwie to nie brzmi – także robi wrażenie. Na basie zagrali doskonale znani Robert Trujillo, Duff McKagan i Chad Chaney, który pożegnał się niedawno z Jane’s Addiction, na perkusji Chad Smith i nieodżałowany Taylor Hawkins. Ktoś powie: „nazwiska nie grają”. Tutaj na szczęście ta zasada nie obowiązuje, bo grają i to jeszcze jak. Rockowy gwiazdozbiór wspólnymi siłami nagrał album pełen energii i witalności, od którego kilka dni po premierze trudno się oderwać. Producentem trzynastego solowego krążka Osbourne’a jest Andrew Watt, ten sam, który współtworzył „Ordinary Man”. 32-latek jako producent pracował wcześniej m.in. z Justinem Bieberem, Miley Cyrus czy Cardi B, ale w poprzedniej dekadzie grał w dowodzonym przez Glenna Hughesa zespół California Breed, więc nawet rockowi puryści nie powinni kwestionować jego kompetencji do nagrywania z Ozzym. Dzięki Wattowi „Patient Number 9” brzmi jak prawdziwa rockowa superprodukcja. Wokale gospodarza są wyjątkowo jak na niego zróżnicowane (inna sprawa, ile w tym ingerencji nowoczesnych technologii, a ile naturalnego śpiewu), a bogactwo brzmień i nastrojów sprawia, że krążek sam w sobie mógłby stanowić godzinną playlistę rockowej rozgłośni. Ten jednoznacznie mainstreamowy kierunek może niektórych mierzić, ale hej – przypominam, że nie mówimy o płycie Black Sabbath, tylko o solowym krążku Ozza, który zawsze był przebojowy i „amerykański”. Czy „Patient Number 9” to ostatni album Ozzy’ego? To pytanie powtarza się przy okazji premiery każdej jego płyty od ponad 20 lat, choć patrząc na biografię wokalisty, można je sobie zadawać właściwie od zawsze. Tym razem jednak przesłanek ku przejściu na emeryturę jest więcej – przede wszystkim po czterdziestu latach Osbourne wyniósł się ze Stanów, by wrócić do Wielkiej Brytanii, do domu. Na początku roku mówiło się, że to przez podatki, w ubiegłym miesiącu poznaliśmy inny powód – w Ameryce po prostu robi się niebezpiecznie. Na razie zapowiada, że jego celem jest powrót na scenę. Kilka dni temu wystąpił w Los Angeles na inauguracji rozgrywek NFL, w sierpniu pojawił się na zamknięciu Igrzysk Wspólnoty Narodów. To były jednak krótkie, kilkuminutowe występy. Od jego ostatniego pełnoprawnego koncertu minęły już prawie cztery lata. I dziś zamiast zastanawiać się nad tym, czy doczekamy się kolejnych, po prostu cieszmy się jego nową płytą, bo naprawdę jest czym. Maciek Kancerek 1. Patient Number 9 (feat. Jeff Beck) 2. Immortal (feat. Mike McCready) 3. Parasite (feat. Zakk Wylde) 4. Mr. Darkness (feat. Zakk Wylde) 5. One of Those Days (feat. Eric Clapton) 6. A Thousand Shades (feat. Jeff Beck) 7. No Escape From Now (feat. Tony Iommi 8. Nothing Feels Right (feat. Zakk Wylde) 9. Evil Shuffle (feat. Zakk Wylde) 10. Degradation Rules (feat. Tony Iommi) 11. Dead and Gone 12. God Only Knows 13. Darkside Blues https://www.youtube.com/watch?v=h_6DfxA6LiI 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-20 13:40:18
Rozmiar: 142.87 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Jest to jedna z lepiej wybębnionych płyt Ozzy’ego od bardzo, bardzo dawna. Napęd: Chad Smith i Taylor Hawkins Typ silnika: hard rock, heavy metal Trasa: Nastąpiła mocna zmiana percepcji współczesnej działalności legendarnych artystów. Dominuje twierdzenie, że jeszcze jest szansa zobaczyć ostatni raz, posłuchać ostatni raz itd. Niestety nie idzie to w parze z oferowaną jakością. Odbiorca skupiony jest bardziej na osobie wykonawcy niż na samej treści. Z drugiej strony, tacy ludzie jak Ozzy nie potrzebują niczego udowadniać i wnosić czegokolwiek nowego. Ich czas nieubłaganie mija, ale niesamowite dokonania pozostają i pozostaną na zawsze. Gorzej, kiedy artysta wciąż próbuje na siłę coś tworzyć w chwili, gdy już nie bardzo wychodzą mu nawet własne standardy. Na szczęście tego nie słychać na „Patient Number 9”. Nie oszukujmy, Ozzy jest już starszym panem i ma coraz poważniejsze problemy ze zwykłym funkcjonowaniem, ale możliwości produkcyjne potrafią to skutecznie zatuszować, szczególnie kiedy ma się tak charakterystyczny wokal, po którym nie słychać aż tak bardzo wieku, jak to bywa w „głosach-dzwonach”. O ile wcześniejszy album „Ordinary Man” jakościowo ma spore wahania, to niniejszy album trzyma w tej kwestii spójność, przy jednoczesnej różnorodności merytorycznej, co jest oczywiście związane z artystami, z jakimi współpracował na tej płycie Ozzy. Obecność Erica Claptona w „One of Those Days” jest niesamowicie czytelna, oczywiście biorąc pod uwagę mocniejsze podkręcenie gałek na wzmacniaczu. Tony Iommi świetnie wniósł "sabbathowego" ducha. „Degradation Rules” bliżej do lat 70, natomiast „No Escape From Now” ma klimat zespołu z lat 80. „Immortal” ma w sobie jakiś pierwiastek nośności Pearl Jam, co rzecz jasna wniósł McCready. Intro do tytułowego utworu to doskonały przykład fascynacji Ozzy’ego zespołem The Beatles i jednocześnie jest to bardzo "osbournowe" intro, co warto podkreślić w kontekście inspiracji artysty. Sam numer przywodzi na myśl czasy „No More Tears”. Beatlesów słychać fenomenalnie w drugim numerze z Jeffem Beckiem „A Thousand Shades”, gdzie można się pokusić o stwierdzenie, że są tam jedne z najpiękniej zagranych gitar na płycie (przypomnijmy, że Jeff Beck gra obecnie trasy koncertowe z Aniką Nilles). Dave Navarro odbił swoje piętno na „God Only Knows”. A Zakk Wylde? W swoim stylu i bez większego zaskoczenia. Ciężko, rasowo z tą swoją kontrolowaną niechlujnością. Co do bębnów, mamy tu dwóch uznanych perkusistów, ale to ze względu na jednego z nich album zyskuje dodatkową wartość. Chodzi tu oczywiście o zmarłego, w marcu tego roku, Taylora Hawkinsa, który gra w 3 piosenkach. Głównym bębniarzem płyty jest Chad Smith, który zawsze marzył o grze w Black Sabbath, a swoje marzenia zrealizował w części już na wcześniejszej płycie Ozzy’ego. Niezależnie od wszystkiego, niniejszy album to jedna z lepiej wybębnionych płyt Ozzy’ego od bardzo, bardzo dawna. Ścieżki bębnów wreszcie brzmią spójnie z kompozycjami. Nie są jedynie szkieletem i rusztowaniem bez żadnej próby wniesienia czegokolwiek w aranż. Silnym punktem jest fantastyczne dostosowanie partii bębnów do ogólnego klimatu piosenek, wywołanego przez współkompozytora. Mówiąc inaczej, na przykładach - „No Escape From Now” trzyma ten wspomniany "sabbathowski" styl wolnego bicia z następującym potem przyśpieszeniem, podczas gdy lżejsze „One of Those Days” ma bogatą i różnorodną ścieżkę, świetnie dostosowaną do całości. „Parasite” pełne akcentów i reagujące żywo na to co podaje Zakk Wylde. Reasumując – bardzo przyjemne zaskoczenie. Wrażenia z jazdy: Spójna jakościowo płyta z wieloma zawiązaniami, które są wynikiem obecności szerokiej gamy gości. Każdy z nich wnosi swój czytelny pierwiastek twórczy, który ubrany jest w produkcyjną całość. Album na pewno nie zmieni biegu historii, ale nie musi. Ważne, że nie jest mizernym podrygiem schorowanego już Księcia Ciemności. To rasowy, inteligentny album, do którego można będzie sięgać częściej, chociażby ze względu na to by pobrać lekcję muzyki, polegająca na tym, jak charakterystyczni artyści potrafią wywrzeć swoje piętno na kompozycji. Odcinki specjalne: Oprócz wymienionych powyżej, warto zwrócić uwagę na „Mr Darkness” - żywa i bogata huśtawka dynamiczna z eleganckim wejściem w trójdzielny podział. „Evil Shuffle” świetnie oddaje tytuł kompozycji. Maciej Nowak Zaledwie dwa lata Ozzy Osbourne kazał czekać fanom na nowy album. Pandemia zatrzymała go w domu, do tego doszły nasilające się problemy zdrowotne. Nic więc dziwnego, że nie mogąc koncertować, muzyk rzucił się w wir pracy nad nową muzyką. Po pierwszej zapowiedzi „Patient Number 9” nie brakowało głosów, że skoro odstęp między płytami jest tak krótki, to Osbourne wypuści produkt drugiej kategorii złożony odrzutów po „Ordinary Man”. Na szczęście już pierwszy singiel pokazał, że nie ma się czego bać. Słuchając jego ostatnich płyt – nie tylko wspomnianej poprzedniczki, ale przede wszystkim „Black Rain” i „Scream”, trudno było uciec od przekonania, że Książę Ciemności nie jest w stanie samodzielnie ich „uciągnąć”. Jak rozwiązać ten problem? To proste – zapraszając gości. Ale nie wokalistów, bo tego nikt ani nie potrzebuje, ani tym bardziej nie oczekuje. Zamiast tego do nagrań zwerbowano grono gitarowych herosów, którzy błyszczą swoim talentem, a jednocześnie nie odbierają grama splendoru gospodarzowi. Żaden z zaproszonych gitarzystów nie musiał wychodzić ze swojej strefy komfortu, dzięki czemu ich partie brzmią naturalnie i organicznie. Tony Iommi i Zakk Wylde dowieźli odpowiednią dawkę ciężaru, Eric Clapton szczyptę wyrafinowanego bluesa, a Mike McCready odrobinę gitarowego brudu. Jeff Beck z kolei zaczarował tytułowy utwór, podkręcając hype na całość już w momencie premiery pierwszego singla. Niezrozumiałym dla mnie posunięciem jest pominięcie w materiałach promocyjnych i na poligrafii nazwiska Dave’a Navarro. Tym bardziej, że gitarzysta Jane’s Addiction zbudował niesamowity klimat w umieszczonym pod koniec melancholijnym „God Only Knows”. Jakby tego było mało, na płycie gra też Josh Homme. Drugi plan – jakkolwiek brutalnie i niesprawiedliwie to nie brzmi – także robi wrażenie. Na basie zagrali doskonale znani Robert Trujillo, Duff McKagan i Chad Chaney, który pożegnał się niedawno z Jane’s Addiction, na perkusji Chad Smith i nieodżałowany Taylor Hawkins. Ktoś powie: „nazwiska nie grają”. Tutaj na szczęście ta zasada nie obowiązuje, bo grają i to jeszcze jak. Rockowy gwiazdozbiór wspólnymi siłami nagrał album pełen energii i witalności, od którego kilka dni po premierze trudno się oderwać. Producentem trzynastego solowego krążka Osbourne’a jest Andrew Watt, ten sam, który współtworzył „Ordinary Man”. 32-latek jako producent pracował wcześniej m.in. z Justinem Bieberem, Miley Cyrus czy Cardi B, ale w poprzedniej dekadzie grał w dowodzonym przez Glenna Hughesa zespół California Breed, więc nawet rockowi puryści nie powinni kwestionować jego kompetencji do nagrywania z Ozzym. Dzięki Wattowi „Patient Number 9” brzmi jak prawdziwa rockowa superprodukcja. Wokale gospodarza są wyjątkowo jak na niego zróżnicowane (inna sprawa, ile w tym ingerencji nowoczesnych technologii, a ile naturalnego śpiewu), a bogactwo brzmień i nastrojów sprawia, że krążek sam w sobie mógłby stanowić godzinną playlistę rockowej rozgłośni. Ten jednoznacznie mainstreamowy kierunek może niektórych mierzić, ale hej – przypominam, że nie mówimy o płycie Black Sabbath, tylko o solowym krążku Ozza, który zawsze był przebojowy i „amerykański”. Czy „Patient Number 9” to ostatni album Ozzy’ego? To pytanie powtarza się przy okazji premiery każdej jego płyty od ponad 20 lat, choć patrząc na biografię wokalisty, można je sobie zadawać właściwie od zawsze. Tym razem jednak przesłanek ku przejściu na emeryturę jest więcej – przede wszystkim po czterdziestu latach Osbourne wyniósł się ze Stanów, by wrócić do Wielkiej Brytanii, do domu. Na początku roku mówiło się, że to przez podatki, w ubiegłym miesiącu poznaliśmy inny powód – w Ameryce po prostu robi się niebezpiecznie. Na razie zapowiada, że jego celem jest powrót na scenę. Kilka dni temu wystąpił w Los Angeles na inauguracji rozgrywek NFL, w sierpniu pojawił się na zamknięciu Igrzysk Wspólnoty Narodów. To były jednak krótkie, kilkuminutowe występy. Od jego ostatniego pełnoprawnego koncertu minęły już prawie cztery lata. I dziś zamiast zastanawiać się nad tym, czy doczekamy się kolejnych, po prostu cieszmy się jego nową płytą, bo naprawdę jest czym. Maciek Kancerek 1. Patient Number 9 (feat. Jeff Beck) 2. Immortal (feat. Mike McCready) 3. Parasite (feat. Zakk Wylde) 4. Mr. Darkness (feat. Zakk Wylde) 5. One of Those Days (feat. Eric Clapton) 6. A Thousand Shades (feat. Jeff Beck) 7. No Escape From Now (feat. Tony Iommi 8. Nothing Feels Right (feat. Zakk Wylde) 9. Evil Shuffle (feat. Zakk Wylde) 10. Degradation Rules (feat. Tony Iommi) 11. Dead and Gone 12. God Only Knows 13. Darkside Blues https://www.youtube.com/watch?v=h_6DfxA6LiI 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-20 13:40:11
Rozmiar: 464.97 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
..::(Info)::..
Behemoth - Opvs Contra Natvram (2022) Metal Mystic Production 00:43:21 Mp3-320kb/s ..::(TrackList)::.. 01. Post-God Nirvana 02. Malaria Vvlgata 03. The Deathless Sun 04. Ov My Herculean Exile 05. Neo-Spartacvs 06. Disinheritance 07. Off To War! 08. Once Upon A Pale Horse 09. Thy Becoming Eternal 10. Versvs Christvs ..::(Opis)::.. https://www.empik.com/opvs-contra-natvram-wersja-biala-behemoth,p1309605190,muzyka-p https://www.rockarea.pl/recenzje/behemoth-2022-opvs-contra-natvram/ https://imusic.co/music/0727361598327/behemoth-2022-opvs-contra-natvram-cd
Seedów: 2
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-18 13:48:16
Rozmiar: 119.46 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Materiał historyczny, jedna z niezaprzeczalnych podwalin Black Metalu, inspiracja dla tylu zespołów, że ciężko zliczyć. Sam zespół jest też przykładem grupy, przy której tak ostatnio nadużywane słowo jak „kult” znajduje swoje pełne uzasadnienie. Bo to, cholera, jest kult! Hellhammer, pomijając już same demówki, i ich nagrany w 1984 roku „Apocalyptic Raids”, był wtedy istnym diamentem podziemnej sceny, który już za chwilę miał stać się brylantem w postaci Celtic Frost. Venom rządzili w kwestii brutalności, szybkości, natomiast Hellhammer miażdżył surowością, ciężarem i mrokiem swoich kompozycji. To było miejscami tak piwniczne i złowieszcze, że deklasowało wszelkie materiały, które w tamtym czasie mogły pretendować do miana najbardziej ekstremalnych. Co prawda w 1984 mamy do czynienia z debiutem Bathory, lecz ten, podszyty punkiem, oscylował wokół szybszych i bardziej prostolinijnych kompozycji, bliżej mu było do Venom. Hellhammer zwolnił trochę obroty, postawił szczególnie na brud brzmienia, przygniatającą atmosferę i ciężkie riffy, posępny klimat podszyty śmiercią, makabrą i apokaliptycznymi wizjami. „Apocalyptic Raids” to pierwszy materiał z Martinem (jako Salyed Necros) na basie i ostatni zespołu pod szyldem Hellhammer (pomijając kompilację „Death Metal”). Można zauważyć na tej EPce, jak znacząco – będąc wciąż piwnicznym truchłem – wzrosła jakość materiałów grupy w stosunku do dem. Materiał ten niósł nową energię i pomysły nie tylko do samej muzyki, ale i również do tekstów. To tutaj możemy znaleźć m.in. słynny coverowany przez masę zespołów (np. Behemoth) „Horus/Aggressor” oraz niemal 10-minutowy „Triumph of Death”, w którym znajdziecie jedne z najbardziej szaleńczych wokali swojego czasu. Niestety, krytyka nie pozostawiła na „Apocalyptic Raids” suchej nitki, a Hellhammer zaczął ginąć przytłoczony nowymi materiałami Slayera, Metalliki, Mercyful Fate, czy Metal Church. Ich umiejętności rosły, ale było to wciąż strawne tylko dla niewielkiej ilości osób, zwłaszcza brzmieniowo. Zespół, bojąc się o utratę możliwości wydania albumu, porzucił szyld Hellhammer, przeistaczając się w Celtic Frost i proponując wydawcy nowy koncept działania. Udało się, dzięki czemu jeszcze w tym samym roku powstał dobrze znany „Morbid Tales”. Reszta to już historia, ale o Hellhammer nikt nie zapomina i nigdy nie zapomni! Bez tej nazwy ekstremalna scena nie wyglądałaby tak samo, nie byłoby Celtic Frost czy chociażby Darkthrone, jaki obecnie znamy. To zespół i materiał o niesamowitym znaczeniu! Przemysław Bukowski Rozwój muzyki metalowej i rozrywkowej w ogóle to dla mnie fascynująca sprawa. Możliwość zrewidowania, jaki faktyczny oddźwięk miały dane tytuły na historię i ludzi jest samo w sobie nagrodą za zgłębienie tematu. Faktem jest także, że trochę zazdroszczę osobom będącym zaangażowanym w scenę w czasach, gdy powstawały jej kamienie milowe, aczkolwiek dobrze jest też być obserwatorem tych historii po latach. Właśnie z perspektywy czasu wydaje mi się niedorzeczne, iż istniejący ledwie dwa lata Hellhammer utracił kontrakt z Noise Records po tym, gdy ludzie wytwórni wysłuchali Apocalyptic Raids w 1984 roku. Materiał zbierał średnie lub słabe recenzje, a muzycy w związku z tym po długiej dyskusji, datowanej na 31 maja 1984 roku, postanowili rozpocząć karierę od tzw. zera pod banderą Celtic Frost. Tak, Epka, która stała się jednym z generycznych materiałów dla rozwoju thrash, black, death metalu w momencie swojego ukazania była tak niedoceniania, że zmusiła jej twórców do porzucenia nazwy. Koniec końców nie ma czego żałować, gdyż powstanie Celtic Frost rozpoczęło kompletnie nowy rozdział dla Toma G. Warriora i kompanów, ale mimo wszystko źle ta historia świadczy o ówczesnym rynku muzycznym i jedynym jej plusem jest fakt, iż twórcy Apocalytic Raids mogą czuć satysfakcję, że to jednak oni mieli rację. Reedycja z roku obecnego została wyprodukowana przez BMG ze współpracą Noise Records pod czujnym okiem Toma. Jak nas już wytwórnia przyzwyczaiła, mamy do czynienia z należycie przygotowanymi wydawnictwami, posiadającymi twarde okładki, bogaty layout, sporą ilość fotek i wpis twórcy materiału. W jednej książeczce zamieszczono wiele INFOrmacji o tym legendarnym materiale i przestudiowanie jej daje spory wgląd na historię powstania płyty. Na krążku zamieszczono sześć kompozycji, które pierwotnie podzielone były na dwie części: pierwsze cztery znalazły się na Ep. Apocalyptic Raids, a dwie następne na składance Noise Records, zatytułowanej Death Metal. Jako że zostały zarejestrowane podczas tej samej sesji w Caet Studio w dniach 2-7 marca 1984 roku, brzmią spójnie, tworząc jedną całość. Zawartość została odświeżona przez muzyka Triptykon – V. Santura, ale nadal utrzymuje swój zwierzęcy, brudny i złowieszczy charakter, pozostając bez zmian materiałem, który stał się bezpośrednim natchnieniem dla tysięcy kapel takich jak Mayhem, Darkthrone czy nawet Obituary. Only Death Is Real. Brzeźnicki 1. The Third Of The Storms (Evoked Damnation) 2:57 Music By [1983], Lyrics By [Epistle, 1983] - Tom Gabriel Warrior 2. Massacra 2:52 Music By [1984], Lyrics By [Epistle, 1984] - Tom Gabriel Warrior 3. Triumph Of Death 9:33 Lyrics By [Epistle, 1983] - Tom Gabriel Warrior Music By [1983] - Bruce Day, Tom Gabriel Warrior 4. Horus / Aggressor 4:29 Music By [1984], Lyrics By [Epistle, 1984] - Tom Gabriel Warrior 5. Revelations Of Doom 2:52 Lyrics By [Epistle, 1983] - Martin Eric Ain Music By [1983] - Tom Gabriel Warrior 6. Messiah 4:34 Lyrics By [Epistle, 1983] - Martin Eric Ain, Tom Gabriel Warrior Music By [1983] - Tom Gabriel Warrior Messiah and Revelations Of Doom originally recorded in the course of the Apocalyptic Raids sessions at Caet Studio in West Berlin, March 2 to 7, 1984, for inclusion of Noise Records' Death Metal compilation album (1984). Guitar [V-Axe Holocaust], Vocals [Dambuster Vocals] - Satanic Slaughter Drums [Hellish Crossfire Of Wooden Coffins] - Denial Fiend Bass [Deadly Bassdose], Backing Vocals [Backing Howling...] - Slayed Necros https://www.youtube.com/watch?v=2SFWHdCDNAI 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-13 12:51:20
Rozmiar: 63.09 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
..::(Info)::..
Epica - We Will Take You With Us [20th Anniversary Edition] (2022) Symphonic-Metal, Gothic-Metal 01:10:13 FLAC ..::(TrackList)::.. 01. Façade Of Reality (The Embrace That Smothers, Pt. V) 02. Sensorium 03. Illusive Consensus 04. Cry For The Moon (The Embrace That Smothers, Pt. IV) 05. The Phantom Agony 06. Seif al Din (The Embrace That Smothers, Pt. VI) 07. Feint 08. Run For A Fall 09. Memory 10. Falsches Spiel 11. Cry For The Moon 12. Illusive Consensus
Seedów: 2
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-13 12:46:19
Rozmiar: 464.09 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...( Info )...
Najnowszy, dwunasty album Sigh, japońskiego zespołu black metalowego. Sigh powstał na przełomie lat 80. i 90. XX wieku i uchodzi za jednego z pionierów black metalu w Japonii. Na początku wykonywał prosty black metal w stylu Darkthrone czy Mayhem z trashowymi naleciałościami. Wydawcą pierwszego pełnego albumu Japończyków był Euronymous z Mayhem. Aktualnie płyty Sigh są wydawane przez amerykańską The End Records. Obecnie Sigh jest kwintetem, tworzy go m.in. dwóch muzyków z pierwotnego składu: Satoshi Fujinami oraz Mirai Kawashima. Zmianie uległa także muzyka oraz instrumentarium zespołu. Obecnie styl Sigh można zakwalifikować jako eksperymentalny metal, z rockowymi (z lat 70., Imaginary Sonicscape) i heavymetalowymi (Gallows Gallery) wpływami. Title: Shiki Artist: Sigh Country: Japonia Year: 2022 Genre: Black Metal Format / Codec: MP3 Audio bitrate: 320 Kbps ...( TrackList )... 1.Kuroi Inori 2.Kuroi Kage 3.Shoujahitsumetsu 4.Shikabane 5.Satsui - Geshi No Ato 6.Fuyu Ga Kuru 7.Shouku 8.Kuroi Kagami 9.Mayonaka No Kaii 10.Touji No Asa https://www.youtube.com/watch?v=CKeSng_DDhg
Seedów: 7
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-08 06:54:05
Rozmiar: 107.44 MB
Peerów: 0
Dodał: ertvon
Opis
Machine Head - ØF KINGDØM AND CRØWN (Limited Edition) (2022) [FLAC]
INFO Artist: Machine Head Album: Of Kingdom And Crown Year: 2022 Genre: Groove Metal, Thrash Metal Codec: FLAC (16 bits / 44 Khz tracks) Bitrate: Lossless Time: 01:10:01 Size: 496 MB TRACKLIST 1. SLAUGHTER THE MARTYR 2. CHØKE ØN THE ASHES ØF YØUR HATE 3. BECØME THE FIRESTØRM 4. ØVERDØSE 5. MY HANDS ARE EMPTY 6. UNHALLØWED 7. ASSIMILATE 8. KILL THY ENEMIES 9. NØ GØDS, NØ MASTERS 10. BLØØDSHØT 11. RØTTEN 12. TERMINUS 13. ARRØWS IN WØRDS FRØM THE SKY 14. EXTERØCEPTIØN (Bonus Track) 15. ARRØWS IN WØRDS FRØM THE SKY (ACOUSTIC) (Bonus Track) DODATKOWE INFO Do kompresowania plików używany jest WinRAR 6 Starsze wersje mogą pokazywać błąd przy rozpakowywaniu.
Seedów: 3
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-06 06:46:07
Rozmiar: 496.23 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Metamorfoza, nieustanna ewolucja oraz stylistyczna nieprzewidywalność – to właśnie konglomerat tych trzech pojęć stał się znakiem rozpoznawczym ceącym twórczość Asgaard. Zespół istnieje na scenie od 25 lat będąc tym samym jednym z pionierów krajowej sceny gothic / rock / metal. Za sprawą odważnych i wzbudzających kontrowersje wydawnictw przez wielu krytyków określany jest jako jeden z wizjonerów gatunku. Nie ukrywam, że to dla mnie jeden z najbardziej intrygujących metalowych powrotów tego roku. Bo ten działający od ponad ćwierć wieku zespół (powstał w Lewinie Brzeskim w 1994 roku), mający na swoim koncie pięć pełnowymiarowych albumów i będący swego czasu w stajniach Mystic Production i Metal Mind Productions, nagrał swoją pierwszą płytę po dziesięciu latach od wydania bardzo cenionego Stairs to Nowhere (2012, Icaros Records). Ale nie tylko ta „dekada ciszy” robi wrażenie i podkreśla rangę powrotu ale przede wszystkim to, że artyści powrócili w praktycznie kompletnie odmiennej stylistycznej konwencji. Powiedzmy zatem od razu, że ci, którzy śledzą ich poczynania od początku wiedzą, że do grupy przylgnęły łatki black, death, doom i gothic metalu. Ja, dla swojego użytku, określałem ich twórczość w kategoriach „symfoniczno-teatralno-atmosferycznego black metalu”. Wiem, że to słowny koszmarek, ale na swój sposób pokazuje ogromną eklektyczność ich muzyki, w której było miejsce i dla klimatycznych wyciszeń ze smyczkowymi partiami, blackowych growli, teatralnej emfazy, mrocznej gotyckości a nawet jakichś jazzowych drobinek (Stairs to Nowhere). Sięgając w przeszłość, trudno nie zauważyć, że ich twórczość ewoluowała, choćby od pewnej surowości (brudne gitarowe formy) i prostoty brzmieniowej, po już bardzo fajną produkcję, jak na czasy sprzed dekady. Nowa płyta What if… jest pod tym względem jakby skokiem do innej ligi i dla mnie - ich najlepszym dziełem. Tak! Dokonali przemiany takiej jak swego czasu Katatonia, Anathema, czy Opeth. Od mrocznej metalowej bestii do pięknej, uroczej księżniczki. Wiem, że wielu metalowych purystów to zniesmaczy, ale dla mnie to ewidentny przykład rozwoju i dojrzałości. Oczywiście, pryncypia pozostały – jest klimatyczność i pewna atmosferyczność, jest też doza gotyckiego mroku, szczególnie w nieco zimnych partiach wokalnych. Ale tym razem jest więcej przestrzenności i praktycznie nie ma growli. Zastąpiły je absolutnie ujmujące harmonie wokalne, których poetyckość wręcz wzrusza. Są też gitarowe riffy, tym razem bardzo selektywne, matematyczne i poszatkowane, jednak stępione i złagodzone przez, raz to głębokie, klawiszowe tła i smyczkowo brzmiące figury, innym razem przez subtelne elektroniczne smaczki. Dodam tu, że zajawki tych wspomnianych „odmienności” pojawiały się już, wszak nie w takim zakresie, na Stairs to Nowhere. No i są wreszcie piękne, mające nieco melancholijny i romantyczny wymiar melodie, które w takiej muzyce są kluczowe. Posłuchajcie zresztą takich kompozycji jak Sisyphus, Creeping Miss Lunacy, Sny na jawie, What if... czy W sercu nieświata. Do tej pory trudno mi wybrać, która ma ciekawszy temat. Nietrudno zauważyć, że wśród anglojęzycznych tytułów, pojawiają się też i te w naszym rodzimym języku. I to również kompletna odmiana, bowiem do tej pory grupa chyba nie tworzyła tekstów po polsku. Zwykle nie jestem fanem takiego "miszmaszu" na jednej płycie, jednak tu te „polskie” wokale Quazarre'a są w istocie przekonujące. I jeszcze jedno. W konstrukcji samych kompozycji należy zauważyć różnorodność i wielowątkowość, zarówno w zmiennej rytmice, czy zmieniających się nastrojach, co tylko podkreśla progresywny charakter albumu. Oczywiście że to ich najmniej metalowa płyta, bardziej rockowa i (jak na nich!) wręcz piosenkowa. Ten stylistyczny zwrot symbolizuje zresztą odejście od charakterystycznego „blackowego” logo formacji na rzecz bardziej uproszczonego. Ja w każdym razie to kupuję. Przepraszam na koniec za uproszczenie, ale jeśli kochacie to co robią dziś Katatonia i Soen, koniecznie posłuchajcie What if…! U nas w Polsce chyba nikt tak nie gra. Ciężko, atmosferycznie i pięknie. Świetna płyta. Mariusz Danielak ASGAARD poznałem w okolicach premiery albumu „Ad Sidera, ad Infinitum” (2000r.) i z marszu kupli mnie swoim nieszablonowym podejściem do muzyki. Miks metalu i symfoniki osnuty duchem teatru oczarował mnie bezgranicznie, i choć kolejne dwa wydawnictwa nie zrobiły na mnie kolosalnego wrażenia (kolejno „Ex Oriente Lux” i „XIII Voltum Lunae”) to eksperymentalny, kompletnie odmienny od dotychczasowej twórczości „EyeMDX-tasy” kolejny raz zawładnął moim odtwarzaczem. „Stairs to Nowhere”, który ukazał się po ośmioletniej przerwie, muzycy ASGAARD, kolejny raz udowodnili, że mają smykałkę do tworzenia niebanalnej muzyki a najnowsze dzieło grupy „What if..” to wisienka na tym torcie! Jeśli pamiętacie, to swego czasu zachwycałem się nad nowym albumem grypy Helloween. To był jeden z tych krążków, które słuchałem po kilka razy dziennie (a ze względu na permanentny brak czasu, praktycznie mi się to nie zdarza). Teraz dokładnie taka sama sytuacja ma miejsce w przypadku „What if…”. Znam ten materiał już niemal na pamięć i nie potrafię się od niego oderwać. ASGAARD nagrali album, który zawładnął mną całkowicie. Każda sekunda jego trwania jest duchową ucztą, którą chce się nieskończenie kontynuować. Zespół wzniósł się na wyżyny, w zasadzie porzucił metal (z małymi wyjątkami np. w postaci podwójnej stopy w genialnym, jednym z moich ulubionych „Creeping Miss Lunacy” czy zadziornymi wokalizami w „Not ever again!”) bawiąc się rockową a czasami wręcz artrockową konwencją. Uspokoję jednak wszystkich zaniepokojonych, gitara wiedzie prym a riffy potrafią być konkretne, tu rządzi jednak klimat, nastrój i emocje. Instrumenty klawiszowe, budują znakomite tła pełne smaczków w postaci brzmień smyczków, orkiestracji czy elektronicznych ozdobników. Do tego wokalista Quazarre włożył w swoje partie tyle emocji, że są fragmenty gdy ciarki pojawiają się na całym ciele. Novum w twórczości zespołu są utwory zaśpiewane po Polsku, „Sny na jawie” to genialny ukłon w stronę K.K. Baczyńskiego a „W sercu nieświata” powala swoim nostalgicznym klimatem. Do tekstów w naszym ojczystym języku zawsze miałem obawy, nie zawsze wychodzi to tak jak powinno, ASGAARD zrobili to znakomicie! Czekam na więcej w przyszłości. Mamy początek roku a ja mam już zwycięzcę w kategorii płyta roku? Nie wiem czy cokolwiek przebije wrażenie jakie zrobiło na mnie „What if..”. Dla dusz spragnionych niebanalnej, melodyjnej muzyki wypełnionej emocjami to pozycja obowiązkowa… 10/10 (Piotr Michalski) 1. Sisyphus 2. Creeping Miss Lunacy 3. Sny na jawie 4. Horizon upside down 5. What if... 6. Blind man's buff 7. W sercu nieświata 8. Not ever again! Bonus Tracks: 9. Sny na jawie (radio cut) 10. W sercu nieświata (radio cut) Quazarre - vocals Hetzer - rythm, lead and acoustic guitars Flumen - synth, samples, loops, fx, additional drums programming Guests: Alvern - drums Przemysław Nowak - bass guitar, additional samples, loops and fx https://www.youtube.com/watch?v=urLD4Txxc9w 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING. SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-06 06:19:38
Rozmiar: 100.28 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...( Info )...
Artist: Megadeth Album: The Sick, The Dying… And The Dead! Year: 2022 Genre: Metal Format/Quality: FLAC 24-bit/48000Hz ...( TrackList )... 01. The Sick, The Dying… And The Dead! 02. Life In Hell 03. Night Stalkers 04. Dogs Of Chernobyl 05. Sacrifice 06. Junkie 07. Psychopathy 08. Killing Time 09. Soldier On! 10. Célebutante 11. Mission To Mars 12. We’ll Be Back 13. Police Truck 14. This Planet’s On Fire (Burn In Hell)
Seedów: 47
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-09-05 00:02:53
Rozmiar: 837.15 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Megadeth Album: The Sick, The Dying… And The Dead! Year: 2022 Genre: Metal Format/Quality: .mp3 320 kbps ...( TrackList )... 01. The Sick, The Dying… And The Dead! 02. Life In Hell 03. Night Stalkers 04. Dogs Of Chernobyl 05. Sacrifice 06. Junkie 07. Psychopathy 08. Killing Time 09. Soldier On! 10. Célebutante 11. Mission To Mars 12. We’ll Be Back 13. Police Truck 14. This Planet’s On Fire (Burn In Hell)
Seedów: 28
Data dodania:
2022-09-05 00:02:52
Rozmiar: 155.22 MB
Peerów: 1
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Gatunek: Melodic Death Metal Kraj: Szwecja Miasto: Halmstad Rok założenia: 1985 ...( TrackList )... 1. Handshake with Hell 05:38 2. Deceiver, Deceiver 03:51 3. In the Eye of the Storm 04:09 4. The Watcher 04:58 5. Poisoned Arrow 03:51 6. Sunset Over the Empire 04:03 7. House of Mirrors 03:40 8. Spreading Black Wings 04:46 9. Mourning Star 01:36 10. One Last Time 03:49 11. Exiled from Earth 04:44 ...( Obsada )... Michael Amott Guitars Daniel Erlandsson Drums Sharlee D'Angelo Bass Jeff Loomis Guitars Alissa White-Gluz Vocals ...( Dane Techniczne )... MP3-320kbps
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-08-12 22:46:17
Rozmiar: 103.30 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Performer = Soilwork Origin = Helsingborg, Sweden Genre = Melodic Death Metal Format = Opus ~128 ...( TrackList )... Soilwork - Arrival Soilwork - Bleeder despoiler Soilwork - Full Moon shoals Soilwork - In this Master's tale Soilwork - Needles and kin Soilwork - Needles and kin (Original version) Soilwork - Stålfågel Soilwork - Summerburned and Winterblown Soilwork - The ageless whisper Soilwork - The nurturing glance Soilwork - The undying eye Soilwork - The wolves are back in town Soilwork - Verkligheten Soilwork - When the universe spoke Soilwork - Witan Soilwork - You aquiver --------------------------------------------------------------------- Soilwork – szwedzka melodic death metalowa grupa utworzona w 1995 roku pod nazwą Inferior Breed. Po wydaniu dema "In Dreams We Fall Into The Eternal Lake" nazwa została zmieniona na Soilwork, która według muzyków bardziej odpowiadała stylowi prezentowanej przez nich muzyki. Ich wyjątkowy styl typowy dla metalu z Göteborga stanowiły ciężkie metalowe riffy z końca lat 70. i początku 80, ale na ich nowych płytach znajdziemy także elementy z amerykańskiego alternatywnego metalu co dodaje melodyczności ich utworom. Najnowsze utwory zawierają więcej śpiewu i wyraźniejsze, bardziej wpadające w ucho melodie. Pod koniec 2005 roku, gitarzysta Peter Wichers opuścił zespół. Postanowił zająć się produkcją muzyki dla innych zespołów. Ta zmiana spowodowała wśród fanów niezadowolenie ponieważ Wichers był bardzo ważnym członkiem zespołu. Miał swój wyjątkowy styl, którego nikt nie zastąpi. Wichers powrócił do zespołu w 2008 roku. 4 lutego 2007 roku Soilwork poszukiwał nowego gitarzysty ze Szwecji. Na trasie koncertowej tymczasowym gitarzystą zostaje Andreas Holma. Po tej trasie koncertowej planują wybrać jednego z gitarzystów, których mieli podczas koncertowania. 17 Lutego zespół podczas House of Metal Festiwal w Umeå ogłasza, że ich nowym gitarzystą zostaje Daniel Antonsson. W marcu 2007 roku zespół zaczął nagrywać materiał na nowy album zatytułowany "Sworn to a Great Divide", prace nad albumem zakończyły się w czerwcu. Płyta ukazała się 19 października 2007 roku i była promowana podczas trasy koncertowej "Eastpack Antidote", na której Soilwork wystąpił wraz z grupami Caliban oraz Sonic Syndicate. Premiera ósmego albumu studyjnego grupy odbyła się 2 lipca 2010 roku. Nowe wydawnictwo nosi nazwę The Panic Broadcast.
Seedów: 5
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-08-12 20:18:31
Rozmiar: 193.78 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Arch Enemy Album: Deceivers Year: 2022 Genre: Metal Format/Quality: .mp3 320 kbps Preview: https://amzn.to/3Q83f6k ...( TrackList )... 01. Handshake with Hell 02. Deceiver, Deceiver 03. In the Eye of the Storm 04. The Watcher 05. Poisoned Arrow 06. Sunset over the Empire 07. House of Mirrors 08. Spreading Black Wings 09. Mourning Star 10. One Last Time 11. Exiled from Earth
Seedów: 14
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-08-10 13:54:29
Rozmiar: 105.22 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Artist: Arch Enemy Album: Deceivers Year: 2022 Genre: Metal Format/Quality: FLAC 16-bit/44100Hz Preview: https://amzn.to/3Q83f6k ...( TrackList )... 01. Handshake with Hell 02. Deceiver, Deceiver 03. In the Eye of the Storm 04. The Watcher 05. Poisoned Arrow 06. Sunset over the Empire 07. House of Mirrors 08. Spreading Black Wings 09. Mourning Star 10. One Last Time 11. Exiled from Earth
Seedów: 9
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-08-10 13:54:27
Rozmiar: 322.28 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
..::(Info)::..
Michael Schenker Group - Universal [Japan Deluxe Edition] (2022) Heavy Metal 01:02:13 Mp3-320kb/s ..::(TrackList)::.. 01. Emergency 02. Under Attack 03. Calling Baal 04. A King Has Gone 05. The Universe 06. Long Long Road 07. Wrecking Ball 08. Yesterday Is Dead 09. London Calling 10. Sad Is The Song 11. Au Revior 12. Turn Off The World (Bonus) 13. Fighter (Bonus) 14. Help (Japanese Bonus) 15. London Calling (Alternative Version) (Japanese Bonus)
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-08-07 21:13:09
Rozmiar: 226.95 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...( Info )...
Performer = Cryonic Temple From = Sweden Genre = Power Metal Format = Opus ~128 ...( TrackList )... Cryonic Temple - Blood and shame Cryonic Temple - Deliverance Cryonic Temple - End of days Cryonic Temple - Insomnia Cryonic Temple - Intro; The morning after the longest day Cryonic Temple - Knights of the sky Cryonic Temple - Loneliest man in space Cryonic Temple - Pain and pleasure Cryonic Temple - Rise eternally beyond Cryonic Temple - Starchild Cryonic Temple - Swansong of the last emperor Cryonic Temple - Temple of Cryonics Cryonic Temple - Through the storm Cryonic Temple - Under attack Cryonic Temple - Walking with fire Deliverance (2018) (Front).png --------------------------------------------------------------------- Cryonic Temple - power metalowy zespół ze Szwecji. Nazwę zespołu wymyślili Johan i Esa po obejrzeniu dokumentu o kriotechnologii.
Seedów: 11
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-07-31 13:04:33
Rozmiar: 134.98 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
'Whiteout' to ósmy pełnowymiarowy krążek w przepastnej dyskografii warszawskiej ANTIGAMY. Album jest kolejnym pokazem pierwotnej energii osadzonej w niekonwencjonalnych ramach gatunkowych. Tych 11 szybkich, bezkompromisowych i gwałtownych grindcore'owych ciosów podkreśla atmosferę wzrastającej irytacji oraz upadku ludzkości, jaką da się zaobserwować w otaczającej rzeczywistości. Album został nagrany i zmiksowany w warszawskim JNS Studio przez Pawła "Janosa" Grabowskiego (Riverside, Lost Soul, Dormant Ordeal). Za mastering ponownie odpowiedzialny jest James Plotkin z Plotkinworks (Gridlink, Full Of Hell, Godflesh, Isis, Jesu, Khanate). Dopełnieniem całości jest okładka autorstwa Wojtka Szymańskiego (Kobong, Neuma, Nyia). W zamykającym płytę utworze "2222" nieokiełznaną partię saksofonu dograł Marcin Kajper. Pozycja obowiązkowa dla fanów NAPALM DEATH, PIG DESTROYER, BRUTAL TRUTH. U nas w Kejosie to zawsze Pathologist był nadwornym recenzentem materiałów Antigama. A jakoś tak się złożyło, że najnowsza płyta przypadła w podziale mnie. Lecimy więc z tym koksem. Od razu zaznaczę, że ja nigdy nie byłem maniakiem tego zespołu – płyty mniej więcej znałem, ale nie jarałem się jak norweski kościół w czerwcową noc. Pomyślałem jednak, że dam szansę „Whiteout” – ósmej płycie Warszawiaków. Odpaliłem i zmiotło mnie z planszy. W mojej opinii tym krążkiem Antigama powraca mocno do korzeni grindu – dawno już nie słyszałem tak mocno napalmdeathowej jazdy. Już sam Napalm Death nie gra tak bardzo w swoim stylu, jak obecnie Antigama. I to wcale nie jest zarzut, bo ekipę Barneya zawsze lubiłem. Stąd też „Whiteout” sprawia mi prawdziwą radość przy każdej z sesji odsłuchowych, a mam ich za sobą już naprawdę sporo. Te numery są szybkie, brutalne, ale wpadają równocześnie w ucho. Od pierwszej sekundy mamy do czynienia z grindcore’owym szaleństwem na pełnej kurwie. Oczywiście Antigama nie była by sobą, gdyby nie wprowadziła trochę udziwnień – stąd też obłąkana sekcja dęta czy kilka przeszkadzajek innego typu. Ale nie rozbija mi to całości płyty, po prostu dodaje jeszcze więcej wariactwa do tej muzyki. Równocześnie cały czas mam wrażenie, że ten album jest hołdem dla początków tej sceny i chyba przez to tak bardzo mi się podoba. Antigama wróciła z pięknym jebnięciem i totalnie mnie zaskoczyła. Wspaniała płyta, nakurwiał ją będę aż z uszu popłynie mi krew. Oracle Minęło już siedem długich lat od ostatniego długograja grindersów z Antigamy. OK, może i nietuzinkowa muza potrzebuje czasu, by dojrzeć, no ale panowie! Prosimy, bez takich historii w przyszłości. Nowy krążek nazwany został Whiteout i cały świat będzie mógł się nim cieszyć od 15 lipca tego roku pod skrzydłami Selfmadegod Records. Słucham zespołu od jego początku. Jako fan Sparagmos, z którego wywodziła się część składu, nie mogłem przejść obojętnie obok nowego projektu. Antigama jest równie oryginalna, a bazą jest tu grindcore. Dwie flagowe pozycje w ich dyskografii, Discomfort i The Insolent, pokazują, jak zmiennym może być ten zespół. Ciekaw nowego, wbiłem więc w Whiteout z rozbiegu i na pełnej… Pierwsza zauważona zmiana, to nieco inne brzmienie. Materiał zmiksowano w JNS Studio, uzyskując rozkrzyczane, hałaśliwe, lekko chaotyczne (ale nie do przesady) i mocne brzmienie. Bardzo dobrze to współgra z kompozycjami na płycie, ponieważ Antigama z nowym materiałem wróciła na najwyższe obroty, jakby po tych kilku latach przerwy nagraniowej chciała wydrzeć z siebie cały gniew i frustrację otaczającej ją rzeczywistości. Najdłuższy utwór trwa nieco ponad trzy minuty, najkrótszy zamyka się w półtorej. Zatem nie dość, że jest szybko, to w kwestii długości utworów – grindowo. Niemal wszystkie kawałki podkręcone są na maksa i z małymi wyjątkami osiągają prędkości ekstremalne. Rozwrzeszczany Łukasz Myszkowski korzysta w pełni ze swojej siły, oferując (anti)gamę wszelakich ryków, growli i zaśpiewów, brutalizując i tak ekstremalną całość płyty. Z ogólnej kakofonii krążka wyłamuje się kilka utworów, a w szczególności Holy Hand i Hindrance, które zapewne można by odbierać jako „przeboje” ze względu na ich w miarę przystępną budowę. Ja jednak stawiam na zamykający całość 2222. Pozbawiony wokali pełen furii grind pocisk wzbogacony został o partie saksofonu, który w szaleńczych akrobacjach akompaniuje muzykom przez całą długość kompozycji. Bardzo mi się podoba, że został on wykorzystany nie jako instrument solowy, ale grający także harmonie z riffami, co moim zdaniem daje potężny efekt końcowy. Generalnie, gdybym miał komuś nieznającemu Antigamy polecić Whiteout, to pewnie wspomniałbym, iż jest to granie w podobnym duchu, co ostatnie, noise’ujące produkcje Napalm Death. Jest to muzyka czerpiąca z wielu źródeł, ale nadal skomasowana i niszczycielska, a co najważniejsze nietuzinkowa, wręcz bogata w różne smaczki. Materiał jest wymagający i zasługuje na wiele przesłuchań, by go odpowiednio poznać i wyłapać każdy niuans. Nie da się ukryć, że żeby to zrobić, trzeba mieć nerwy ze stali i należy kochać ekstremum, ale nikt nie mówił, że będzie lekko! Antigama 2022 = zniszczenie. Brzeźnicki 1. Undeterminate 1:45 2. Debt Pool 2:25 3. Holy Hand 3:53 4. Dust Farm 2:44 5. Disasters 3:00 6. Unclear Conversions 1:51 7. Align 1:36 8. Muteness 2:00 9. Hindrance 3:11 10. The Howler 2:55 11. 2222 (Saxophone – Marcin Kajper) 2:51 Bass - Maciej Moruś Drums, Music By, Percussion - Paweł Jaroszewicz Guitar, Music By - Sebastian Rokicki Lyrics By, Vocals - Łukasz Myszkowski Saxophone - Marcin Kajper (tracks: 11) https://www.youtube.com/watch?v=3tGrokB6DzQ 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' START WIECZOREM...
Seedów: 2
Data dodania:
2022-07-28 13:57:08
Rozmiar: 66.08 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
..::(Info)::..
A Perfect Storm - Control (2022) Gothic-Metal Germany 00:47:36 Mp3-320kb/s ..::(TrackList)::.. 1. The Dark Ride (5:06) 2. Memories Remain (4:16) 3. Broken Promises (6:16) 4. The Wave (4:04) 5. Getaway (A Blue Season) (4:00) 6. Control (3:26) 7. Narrow Aisles of Pain (4:51) 8. Empty Faces (5:00) 9. Maggots (5:03) 10. Absolution (5:33)
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-07-11 15:40:10
Rozmiar: 109.29 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
..::(Info)::..
A Perfect Storm - Control (2022) Gothic-Metal Germany 00:47:36 FLAC ..::(TrackList)::.. 1. The Dark Ride (5:06) 2. Memories Remain (4:16) 3. Broken Promises (6:16) 4. The Wave (4:04) 5. Getaway (A Blue Season) (4:00) 6. Control (3:26) 7. Narrow Aisles of Pain (4:51) 8. Empty Faces (5:00) 9. Maggots (5:03) 10. Absolution (5:33)
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-07-11 15:39:59
Rozmiar: 350.86 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
Opis
...( Info )...
Performer = Doro Origin = Düsseldorf, Germany Genre = Heavy Metal Format = Opus ~128 ...( TrackList )... Forever Warriors Forever United (CD 1: Forever Warriors) Doro - All for Metal Doro - Backstage to Heaven (ft Helge Schneider) Doro - Bastardos Doro - Be strong Doro - Black Ballad Doro - Blood, sweat and Rock 'N' Roll Doro - Bring my hero back home again Doro - Don't break my heart again Doro - Freunde fürs Leben Doro - If I can not have - No one will (ft Johan Hegg) Doro - Love's gone to hell Doro - Soldier of Metal Doro - Turn it up Forever Warriors Forever United (CD 2: Forever United) Doro - 1000 years Doro - Caruso Doro - Fight through the fire Doro - Heartbroken (ft Doug Aldrich) Doro - It cuts so deep Doro - Lift me up Doro - Living life to the fullest Doro - Lost in the ozone Doro - Love is a sin Doro - Metal is my alcohol Doro - Résistance Doro - Tra Como e Coriovallum --------------------------------------------------------------------- Dorothee Pesch (ur. 3 czerwca 1964), znana zawodowo jako Doro Pesch lub po prostu Doro, to niemiecka wokalistka heavy metalowa i była liderka heavy metalowego zespołu Warlock. Nazywana „Królową Metalu”, wkład Doro w muzykę i kulturę sprawił, że stała się światową postacią w kulturze metalowej od ponad trzech dekad. Nazwa Doro jest również kojarzona z towarzyszącym wokalistce zespołem koncertowym, którego członkowie nieustannie zmieniali się w ciągu ponad 20 lat nieprzerwanej działalności, przy czym najbardziej stabilne występy to basista Nick Douglas i perkusista Johnny Dee.
Seedów: 6
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-06-28 13:56:43
Rozmiar: 100.66 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...( Info )...
Performer = Manticora Origin = Hvidovre, Denmark Genre = Power Metal Format = Opus ~128 ...( TrackList )... Manticora - Echoes of a silent scream Manticora - Growth Manticora - Humiliation supreme (Instrumental) Manticora - Katana - Awakening the lunacy Manticora - Katana - Opium Manticora - Nothing lasts forever Manticora - Piano concerto no.1 - B Flat Minor... Manticora - The devil in Lisbon (Instrumental) Manticora - The farmer's tale pt. 1 - The aftermath of indifference Manticora - The farmer's tale pt. 2 - Annihilation at the graves Manticora - Through the eyes of the killer - Revival of the Muse that is violence Manticora - Through the eyes of the killer - Towering over you To Kill To Live To Kill (2018) (Front) 03.png --------------------------------------------------------------------- Manticora to duński zespół heavy metalowy z Hvidovre założony w 1996 roku przez Larsa i Kristiana Larsenów. Ich obecna wytwórnia to Nightmare Records. Ich treść liryczna składa się zazwyczaj z literatury, fantasy i science fiction. Mimo, że są uważani za progresywny power metalowy zespół, mają w sobie esencję speed metalu. Ich najnowszy album, To Live to Kill to Live, ukazał się 28 sierpnia 2020 roku nakładem ViciSolum Productions.
Seedów: 6
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-06-28 13:56:32
Rozmiar: 144.33 MB
Peerów: 0
Dodał: Uploader
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Debiut krajowego Nihilvm! Nasycone śmiercią 4 utwory przenoszące w wir psychozy!!! 1. Marcowy 2. Kosy ostrze 3. Transformacja 4. Pożeracz czasu https://www.youtube.com/watch?v=nhT_J7ByeS0 'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury, Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury' START WIECZOREM...
Seedów: 2
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-06-26 16:01:40
Rozmiar: 52.50 MB
Peerów: 0
Dodał: xdktkmhc
|