|   | 
| 
 | |||||||||||||
| Ostatnie 10 torrentów 
                   
 Ostatnie 10 komentarzy
                   Discord Wygląd torrentów: Kategoria: 
Muzyka
 Gatunek: 
Alternative Rock
 Ilość torrentów: 
305
 
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. "Wirus międzynarodowy” to 12 nowych kompozycji zasłużonego bandu i namacalny dowód jego ciągłej aktywności oraz twórczej konsekwencji. Jak zwykle Kolaboranci proponują fanom nieszablonowe teksty lidera zespołu Przemysław Thiele wsparte potencjałem doskonałych muzyków, którzy w swoich poczynaniach już dawno przekroczyli granicę prostego punk rocka, z którym Kolaboranci niegdyś byli utożsamiani. Ostatnie albumy Kolaborantów to muzyczna podróż do świata w którym punk rock stanowi jedynie daleki punkt wyjścia a finał wypada w miejscu gdzie hardcore, post punk i alternatywny rock łączą się we wspólnym nurcie. Kolaboranci już dano odeszli od twórczości lekkiej dla ucha ale nigdy nie zrezygnowali z takiej, której głównym elementem ma być energia, perfekcja i czytelny przekaz. Ciągle stawiają na to, że gust fanów ewoluuje w raz ze zmianami jakie przynosi muzyka zespołu. Nowy album zawiera w sobie wszystkie wspomniane elementy i nie powinien zawieść tych, którym dokonania szczecińskiego zespołu z ostatnich lat przypadły do gustu. .... Kolaborantów cenię za teksty, dobrze napisane, ładnie zaśpiewane i zawsze o czymś ważnym, tym razem również trzymają wysoki poziom. Sporo tu komentarzy do obecnej sytuacji w Polsce. Muzycznie też jest całkiem smacznie, a bywają momenty, że granie Szczecinian bardzo kojarzy mi się z Dezerterem. No i chyba nie ma co się temu dziwić. ..::TRACK-LIST::.. 1. Głupota 2:48 2. Polemika 2:35 3. Gdzie Jesteś Ty 3:04 4. Polak 4:31 5. Propaganda 1:43 6. Patos I Banał 4:20 7. Ludzie W Złości 4:41 8. Dno? 3:55 9. Jutro Takie Czasy 3:23 10. Program Młodzieżowy 4:06 11. Bez Obrazy? 4:04 12. Telewizja 4:22 ..::OBSADA::.. Voice, Electronics - Przemysław Thiele Bass - Michał Podciechowski Guitar, Backing Vocals - Tomasz Samselski Percussion, Backing Vocals - Piotr Kacprzyk Guest Trumpet - Porek Simon https://www.youtube.com/watch?v=v27LhhE3smI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-10-29 17:19:26 
            Rozmiar: 101.90 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. "Wirus międzynarodowy” to 12 nowych kompozycji zasłużonego bandu i namacalny dowód jego ciągłej aktywności oraz twórczej konsekwencji. Jak zwykle Kolaboranci proponują fanom nieszablonowe teksty lidera zespołu Przemysław Thiele wsparte potencjałem doskonałych muzyków, którzy w swoich poczynaniach już dawno przekroczyli granicę prostego punk rocka, z którym Kolaboranci niegdyś byli utożsamiani. Ostatnie albumy Kolaborantów to muzyczna podróż do świata w którym punk rock stanowi jedynie daleki punkt wyjścia a finał wypada w miejscu gdzie hardcore, post punk i alternatywny rock łączą się we wspólnym nurcie. Kolaboranci już dano odeszli od twórczości lekkiej dla ucha ale nigdy nie zrezygnowali z takiej, której głównym elementem ma być energia, perfekcja i czytelny przekaz. Ciągle stawiają na to, że gust fanów ewoluuje w raz ze zmianami jakie przynosi muzyka zespołu. Nowy album zawiera w sobie wszystkie wspomniane elementy i nie powinien zawieść tych, którym dokonania szczecińskiego zespołu z ostatnich lat przypadły do gustu. .... Kolaborantów cenię za teksty, dobrze napisane, ładnie zaśpiewane i zawsze o czymś ważnym, tym razem również trzymają wysoki poziom. Sporo tu komentarzy do obecnej sytuacji w Polsce. Muzycznie też jest całkiem smacznie, a bywają momenty, że granie Szczecinian bardzo kojarzy mi się z Dezerterem. No i chyba nie ma co się temu dziwić. ..::TRACK-LIST::.. 1. Głupota 2:48 2. Polemika 2:35 3. Gdzie Jesteś Ty 3:04 4. Polak 4:31 5. Propaganda 1:43 6. Patos I Banał 4:20 7. Ludzie W Złości 4:41 8. Dno? 3:55 9. Jutro Takie Czasy 3:23 10. Program Młodzieżowy 4:06 11. Bez Obrazy? 4:04 12. Telewizja 4:22 ..::OBSADA::.. Voice, Electronics - Przemysław Thiele Bass - Michał Podciechowski Guitar, Backing Vocals - Tomasz Samselski Percussion, Backing Vocals - Piotr Kacprzyk Guest Trumpet - Porek Simon https://www.youtube.com/watch?v=v27LhhE3smI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-10-29 17:15:40 
            Rozmiar: 335.61 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...( Info )...
 Artist: Serj Tankian Album: Covers, Collaborations & Collages Country: USA Genre: Adult Art Pop Release: 2025 Duration: 00:39:45 Format/Codec: mp3 Rip type: Tracks + front cover (jpg) Bitrate: Lossy Bit depth: CBR 320 kbps Size: 96 mb ...( Opis )... Wokalista System Of A Down kontynuuje solową działalność, podążając tą samą drogą, którą obrał przy okazji epki „Foundations” z 2024 roku: wyciąga z szuflady od dawna nagrane rzeczy, dokłada kilka nowo zarejestrowanych utworów i kompletuje album pt: „Covers, Collaborations & Collages”. 22 sierpnia 2025 roku w strimingu pojawia się utwór „Electric Dreams”. Przez następne dziesięć tygodni w sieci pojawia się cyklicznie jeszcze dziewięć kompozycji – ostatnią jest „When Death Arrives” – wypuszczona w dniu premiery całego albumu – 23 października 2025 roku. Aby nadać muzyce wizualny wymiar, okładkę każdego singla stworzył DS Bradford – artysta, który odpowiada również za partie gitary prowadzącej w utworze „Kneeling Away From The Sun”. Zacznijmy (zgodnie z tytułem) od kowerów. Są dwa: “I'm Counting On You” z repertuaru Chrisa de Burgh oraz utwór armeńskiego śpiewaka Rubena Hakhverdyana, zamykający całość, wspomniany „When Death Arrives”. Następnie otrzymujemy trzy utwory we współpracy: „A Seed” (z udziałem Deadmau5), „Things Unspoken” (z wokalnym wsparciem Big Runga), a także Apocalyptic Dance (skomponowany przez Lucasa Vidala). Pięć pozostałych utworów to rzeczy z szuflady Tankiana: „Podobnie jak w przypadku ‘Foundations’, to już istniejące nagrania archiwalne; niektóre z nich pochodzą sprzed wielu lat. Chciałem wydać płytę z utworami, których wcześniej nie publikowałem, a także dograć covery, które chodziły mi po głowie.. Reszta – kolaże - to elementy całości, utrzymane w tym samym tonie i klimacie”. Trudno pisać o produkcji tego albumu, bo takowej zwyczajnie nie ma. Całość brzmi jak wprawki, szkice. Szczególnie słyszalne jest to w utworach autorstwa wyłącznie Tankiana, gdzie mamy tylko piano i głos artysty. ...( TrackList )... 1. Electric Dreams 2. A Seed (feat. Deadmau5) 3. I'm Counting On You (Chris de Burgh cover) 4. I'm In Heaven 5. Things Unspoken (feat. Big Runga) 6. I Found You 7. Kneeling Away From The Sun 8. Apocalyptic Dance (feat. Lucas Vidal) 9. Sonic Expulsions 10. When Death Arrives (Ruben Hakhverdyan cover)   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-10-26 18:30:45 
            Rozmiar: 95.75 MB          
            Peerów: 124
          
            Dodał: Uploader          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. "Ukłony, łączy nas Pitchfork". Pochwały z tej strony mogłyby obudzić każdego (zwłaszcza polskiego) trupa, ale niestety nasz główny Trup Eksportowy cuchnie nieodwołalną stęchlizną, bez szans na zmartwychwstanie. Wszelkie próby Trupy Trupa, by grać poważny, eksperymentalny post hardcore (bas w "Glory" przemilczę), już na starcie, w samym rdzeniu tego konceptu, spełzają na niczym. Czym jest to nic? To nic, to nic innego, jak (słaba) kakofonia i nieporadny noise, który rujnuje i tak już mało wyraziste, karykaturalne tracki (jak można się nabrać na takie rzeczy, jak "Mangle"?). Owszem, zdarzają się tu mrugnięcia w inne strony, na przykład w kierunku przeterminowanej elektroniki ("Of The Sun"), wtórnej psychodelii ("Longing"), czy amatorskiego shoegaze'u (uroczy "Remainder" przypomina mi słabych, czeskich lub estońskich imitatorów tego gatunku), ale w tym właśnie cały problem, "tu jest trup pogrzebany". Chłopaki z Trupy Trupa mrugają: mrugają "tu i tam", "do zagranicznego odbiorcy", do literatury, do jakiejś wyrywkowej, słabej znajomości "sceny", i nic nie widzą, bo mrugają za często, za nerwowo, nieporadnie, bez wdzięku i umiejętności, a z Zachodu nadciąga burza piaskowa. "Każdy to ekspert, liczy się eksperyment", ale "trochę luzu, Panowie". Nikt was nie śledzi (wieem, taki żarcik, wybaczcie). Może trzeba być poetą, żeby łykać tak antymuzyczną muzykę? Lubię no wave, ale Of The Sun zanudziłoby na śmierć samego Glenna Brancę. Nie ma w tym graniu nic "konstruktywnego", konstruującego, mamy za to numery przypominające soundtracki pod poezję bitników, a wiemy dobrze, że Ginsberg wybrał Russella, zresztą - wracając do sedna – obaj Panowie niestety już nie żyją. Przykro mi. J.Bugdol P.S. Nie odpalajcie "Satelite", bo brzmi jak każda piosenka z "Satelite" w tytule (a Nirvanę, taki fajny zespół, znacie?). Celnego komentarza bieżącej codzienności w polskich piosenkach szukać raczej ze świecą. Dominuje wyegzaltowany pop albo introwertyczne opowieści, jakby zbyt wiele się dookoła nie działo. Inna kwestia czy forma piosenki – tak mocno zakorzeniona w muzyce rozrywkowej – przystają do sytuacji społecznej i politycznej. Ale czemu nie? Jest przecież wiele świetnych przykładów w kraju i za granicą, chociaż w recenzjach częściej niż słowom, uwagę poświęca się muzyce; tekst jest raczej na drugim planie. Albo po prostu za mało zaznacza swoją obecność. Nowe płyty zespołów Ukryte Zalety Systemu i Trupa Trupa niosą ze sobą wyrazistą, sugestywną opowieść o dzisiejszym świecie. Muzycznie obie formacje wywodzą się z rockowej tradycji, chociaż stoją na rozbieżnych ścieżkach, odpowiednio bardziej psychodelicznej i onirycznej albo surowej i punkowej. Tyle, że zarówno na Sposobie użycia i Off the Sun czuć niepokój; coś się wydarzyło albo zaraz się wydarzy i nie pozwala zebrać myśli spokojnie. Trupa Trupa opowiada o świecie po katastrofie. Chociaż jeszcze „Mangle” mogłoby mieć dadaistyczny wydźwięk nawołujący do rewolucji (we’re gonna have / the art of mist / with apreciated individuals / historical proofs / media machine / official support / valuable timber / handmade bricks) to Off the Sun pełne liryzmu, jest bardzo funeralne, pozbawione nadziei. Dobitny sygnał dostajemy w otwierającym „Dream About” – tytuł marzycielski, ale treść ponura, kiedy Grzegorz Kwiatkowski śpiewa no one / no way / no one / nowhere. Nie ma nic, nikogo, niczego. Ta myśl o innej rzeczywistości, marzenie o wyrwaniu się ze stanu apatii wraca w „Waiting for Another”. To świat po wojnie, Holokauście, pustka po stracie ze znów wracającym odmienianym przez wszystkie przypadki nic (nowhere man / nowhere land / nowhere to go / no one left / no one left / no one to talk). Wojna i zagłada to tematy wracające w muzyce TT jak bumerang, chociaż nie są podane na tacy w sposób oczywisty. Gdański kwartet ubiera słowa w formy piosenkowe, trochę post-rockowe, trochę psychodeliczne. Proste uderzenia bębnów spotykają się z mięsistym basem i rozmytymi partiami gitary, ale pod nimi jest wracający niepokój. W „Waiting for Another”, mojej ulubionej piosence na płycie, ręcznie zrobiona gitara Rafała Wojczala maluje ponurą rysę, smutek i żal, nihilistyczną wizję, w tym momencie jeszcze nie do przezwyciężenia. Pozostaje mantryczne wyglądanie nadziei, zaklinanie rzeczywistości, bo słowne repetycje to znak rozpoznawczy kwartetu. „Longing” nawołuje: singing very hard the song of nowhere – piosenka nicości do powtarzania, bo w tym momencie nic więcej nie można zrobić. W tych rozpływających się piosenkach o potężnym brzmieniu, po raz kolejny świetnie wypracowanym przez Michała Kupicza, zespół pokazuje świat rozpadu. Trzeba go posklejać i się z nim zmierzyć. Chociaż niełatwo się z nim pogodzić bo satellite falling / don’t want to feel that it’s over. To ich najbardziej piosenkowa płyta w dorobku, a jednocześnie pełna żalu, nie ma w niej przebłysku słońca, co dobrze opisuje tytuł. […] Oba te albumy ukazują się w ciekawym momencie – jesteśmy świeżo po obchodach 80. rocznicy wybuchu II Wojny Światowej – po katastrofie, która spustoszyła pół kontynentu. Ten stan przedstawia Trupa Trupa, która mówi o życiu w cieniu, poza słońcem. Tymczasem wzmagające się ruchy prawicowe w Europie przybierają na sile, a sondaże nie wskazują na zmianę, zwłaszcza nad Wisłą. Za chwilę może nie być już nic, ale to wspólna sprawa. Te dwie perspektywy – doświadczenia tragedii i zagłady oraz oczekiwania, obawy przed kolejną katastrofą – stany niepewności – łączą się w muzyce obu zespołów. Pozostaje pytanie: wyciągniemy wnioski czy to błędne koło się nie skończy? Jakub Knera, www.noweidzieodmorza.com Nowa płyta Trupy Trupa zaczyna się od potężnej, czysto brzmiącej stopy i werbla. Brzmienie to jest atut tego zespołu i albumu – zawodowe, równe i przejrzyste. Producentem jest Michał Kupicz, jeden z najlepszych fachowców w Polsce. Z jednym z najlepszych fachowców w Polsce można śmiało iść w świat. Cieszę się, że z biegiem lat również na żywo z Trupą jest coraz lepiej. Ona nie lubi chyba łaty zespołu rockowego, ale ma dwie gitary, bas, bębny, wokal, więc jak inaczej to nazwać. Piosenki są proste, ale chwytliwe, na ogół poniszczone i dobrze – psychodeliczne, gitarowe, jękliwe. Tytułowe „Of The Sun” opiera się na akordach fortepianu jak ze złego snu, bez bębnów pozostaje też „Angle” (gitara akustyczna + szmery). Jednak w większości utworów z nowego albumu gdańszczan odnajdą się fani Sonic Youth czy późnego Fugazi. Pierwsza piosenka, ta ze stopą, to jest „Dream About” i Grzegorz Kwiatkowski, chyba też Wojciech Juchniewicz (on w refrenie) śpiewają tam „no one, no way, no one, nowhere”, jakby to była jakaś mantra. Sprawa wyjaśnia się w refrenie, chodzi o czarny ekran oglądany w nieświadomości: „I dream about”. Już tu w pewnym momencie wchodzi bas ozdobny Juchniewicza, mój ulubiony element Trupy Trupa. Podobnie rzecz się ma w „Glory” pod koniec płyty – start od bębnów, potem przetworzony bas, potem śpiewanie-wołanie, jakby byli jakimiś góralami. Jakość kolejnych piosenek gwałtownie rośnie dzięki pracy nad dynamiką, w pewnym stopniu bierze się też z ekstatycznych refrenów, wspólnych zaśpiewów. To słychać w „Another Day” – wyostrzony rytm wprowadza śpiewanie: „nowhere man, nowhere land, nowhere to go… no one left/ no one to talk”. Ten sam „nowhere man, nowhere land” wraca w „Anyhow”. Następna rzecz – wykorzystanie krótkich fraz w większości piosenek. Przy czym płyta „Of The Sun” co chwila wchodzi w jakieś przeczenia, to z nich robi mantry, medytacje. Tu można wliczyć „Long Time Ago” z powtarzanym „no one, no way”, ale nie tylko. Najlepsza i muzycznie, i tekstowo jest złożone z jednego zdania „Remainder” – „well it did not take place, it did not take place”. Bardzo dobrze leci ten utwór, nie wiem, czy tu chodzi o remainder czy reminder bez a, ale z wywiadów rozumiem, że rzecz dotyczy negacjonizmu. Przede wszystkim ludobójstwa, holocaustu, ale można też czytać te kilka słów jak głos w sprawie globalnego ocieplenia czy szerzej wpływu ludzkości na niszczenie planety. Ze względu na prasowe wypowiedzi Grzegorza Kwiatkowskiego ktoś może wyczytać tu, w tym zdaniu, parafrazę czyjejś reakcji na morderstwo prezydenta Adamowicza – złowrogiego zaprzeczenia, strzepnięcia z siebie cienia odpowiedzialności. Kwiatkowski w wywiadach i ze sceny mówi nie tylko o prezydencie, ale też o wojnie – zespół z Gdańska, płyty wydaje we wrześniu – i antyfaszyzmie. Mejle do dziennikarzy tytułuje np. „z pola bitwy of the sun”. Bitwa o słońce? Ładne. Wokalista i gitarzysta zespołu, no i jego rzecznik w mediach, od lat słynie z zasypywania dziennikarzy wiadomościami, niusami z życia zespołu czy informacjami “top secret” o planowanych działaniach. Między kolegami można się w tej sprawie uśmiechnąć, z żadnym zespołem nie jestem tak na bieżąco jak z Trupą, jednak wypada zauważyć progres zespołu, techniczny i kompozytorski. I patrzeć na to, co jest treścią tej mejlowej propagandy: otrzymują szeroki odzew, mają recenzje za granicą i jeżdżą na festiwale na Zachodzie. „Of The Sun” to ich trzecia płyta wydana „tam”, tym razem w Lovitt (USA), Glitterbeat (Niemcy), Moorworks (Japonia), no i w naszej Antenie Krzyku. Więcej napiszę. Znam i lubię mniej więcej trzy amerykańskie rozgłośnie i wszystkie wspierały trasę Trupy Trupa po Stanach: KEXP, WFMU, NPR. Puszczał ich Henry Rollins, a wydali Ian McKaye i Chris Ekman. Recenzje ukazały się w „The Times” (4/5), Pitchforku (7.2), „Guardianie”, „Mojo” (4), Paste Magazine (7.6), The Line of Best Fit (8). Pitchfork pisze np. o ponurych tekstach zespołu i nadziei, ja tej nadziei tu nie widzę. Upór, brnięcie naprzód mimo wszystko, nieustępliwość słyszę natomiast w muzyce. Działa tu pokrzykiwanie, a nie tylko to, co jest pokrzykiwane – np. w “Turn”. Jeden, drugi akord i do przodu, do końca. Jacek Świąder Gdansk band Trupa Trupa continue to push the envelope on Of the Sun. Of the Sun is Gdansk band Trupa Trupa’s third album to be widely released outside of Poland, following Headache in 2015 and Jolly New Songs in 2017. Each successive record has swapped a shade of intriguing idiosyncrasy for a sharpening of hook and method, and the resulting payoff is still on the increase. The fluid character of Jolly New Songs, stoic at one turn and manic the next, was strongly undergirded by the playing of bassist Wojciech Juchniewicz, who also contributes guitar and vocals. Aware of what’s working for them, Trupa Trupa have Juchniewicz introduce Of the Sun with the elastic axis of “Dream About,” and his parts go on to help set as much as anchor the tone on “Mangle,” „Anyhow,” and most of the album’s dozen songs. Of the Sun bears familiar markings – the ring and crash of the guitars, the heavy echoing drums, the CD booklet of photographs conveying a colourless sense of modern dislocation – yet its profile is not prefabricated. It is a ‘post-’ record for sure, but the exact suffix is up for debate. Strength and repetition are right there in Trupa Trupa’s name, and singer/guitarist Grzegorz Kwiatkowski shows a growing preoccupation with focus on Of the Sun. Lyrically, motifs are frequently established with few recurring images. “No one, no way / No one, nowhere / I dream about” is the entire vocabulary of “Dream About”. The forceful “Remainder” carries but one spinning thought: “Well, it did not take place.” In a recent interview, Kwiatkowski notes that this lyric was written by another member of the band, and that while the group’s democratic nature determines that such things are left to individual interpretation, he personally reads it as a rebuke to Holocaust denial. Kwiatkowski, also a poet, takes his country’s history to heart, but tends to keep the lines he lends to his band open and impressionistic. Not unlike The Twilight Sad’s mastery of making an emotional impact with the combination of a few choice blunt images and a monolithic musical arrangement, Of the Sun derives a good portion of its power from persistence. Trupa Trupa continue to hit the mark as they experiment with simplification without excising the art from their rock. Ian King (The Line of Best Fit) ..::TRACK-LIST::.. 1. Dream About 3:43 2. Mangle 3:00 3. Another Day 4:16 4. Angle 2:18 5. Longing 4:23 6. Remainder 3:02 7. Anyhow 2:24 8. Long Time Ago 2:51 9. Of The Sun 4:53 10. Glory 3:05 11. Turn 1:54 12. Satellite 6:44 ..::OBSADA::.. Bass, Guitar, Vocals - Wojciech Juchniewicz Drums - Tomek Pawluczuk Guitar, Vocals - Grzegorz Kwiatkowski Keyboards, Guitar - Rafał Wojczal https://www.youtube.com/watch?v=DvULUjJY3dQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-10-17 17:56:36 
            Rozmiar: 99.15 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. "Ukłony, łączy nas Pitchfork". Pochwały z tej strony mogłyby obudzić każdego (zwłaszcza polskiego) trupa, ale niestety nasz główny Trup Eksportowy cuchnie nieodwołalną stęchlizną, bez szans na zmartwychwstanie. Wszelkie próby Trupy Trupa, by grać poważny, eksperymentalny post hardcore (bas w "Glory" przemilczę), już na starcie, w samym rdzeniu tego konceptu, spełzają na niczym. Czym jest to nic? To nic, to nic innego, jak (słaba) kakofonia i nieporadny noise, który rujnuje i tak już mało wyraziste, karykaturalne tracki (jak można się nabrać na takie rzeczy, jak "Mangle"?). Owszem, zdarzają się tu mrugnięcia w inne strony, na przykład w kierunku przeterminowanej elektroniki ("Of The Sun"), wtórnej psychodelii ("Longing"), czy amatorskiego shoegaze'u (uroczy "Remainder" przypomina mi słabych, czeskich lub estońskich imitatorów tego gatunku), ale w tym właśnie cały problem, "tu jest trup pogrzebany". Chłopaki z Trupy Trupa mrugają: mrugają "tu i tam", "do zagranicznego odbiorcy", do literatury, do jakiejś wyrywkowej, słabej znajomości "sceny", i nic nie widzą, bo mrugają za często, za nerwowo, nieporadnie, bez wdzięku i umiejętności, a z Zachodu nadciąga burza piaskowa. "Każdy to ekspert, liczy się eksperyment", ale "trochę luzu, Panowie". Nikt was nie śledzi (wieem, taki żarcik, wybaczcie). Może trzeba być poetą, żeby łykać tak antymuzyczną muzykę? Lubię no wave, ale Of The Sun zanudziłoby na śmierć samego Glenna Brancę. Nie ma w tym graniu nic "konstruktywnego", konstruującego, mamy za to numery przypominające soundtracki pod poezję bitników, a wiemy dobrze, że Ginsberg wybrał Russella, zresztą - wracając do sedna – obaj Panowie niestety już nie żyją. Przykro mi. J.Bugdol P.S. Nie odpalajcie "Satelite", bo brzmi jak każda piosenka z "Satelite" w tytule (a Nirvanę, taki fajny zespół, znacie?). Celnego komentarza bieżącej codzienności w polskich piosenkach szukać raczej ze świecą. Dominuje wyegzaltowany pop albo introwertyczne opowieści, jakby zbyt wiele się dookoła nie działo. Inna kwestia czy forma piosenki – tak mocno zakorzeniona w muzyce rozrywkowej – przystają do sytuacji społecznej i politycznej. Ale czemu nie? Jest przecież wiele świetnych przykładów w kraju i za granicą, chociaż w recenzjach częściej niż słowom, uwagę poświęca się muzyce; tekst jest raczej na drugim planie. Albo po prostu za mało zaznacza swoją obecność. Nowe płyty zespołów Ukryte Zalety Systemu i Trupa Trupa niosą ze sobą wyrazistą, sugestywną opowieść o dzisiejszym świecie. Muzycznie obie formacje wywodzą się z rockowej tradycji, chociaż stoją na rozbieżnych ścieżkach, odpowiednio bardziej psychodelicznej i onirycznej albo surowej i punkowej. Tyle, że zarówno na Sposobie użycia i Off the Sun czuć niepokój; coś się wydarzyło albo zaraz się wydarzy i nie pozwala zebrać myśli spokojnie. Trupa Trupa opowiada o świecie po katastrofie. Chociaż jeszcze „Mangle” mogłoby mieć dadaistyczny wydźwięk nawołujący do rewolucji (we’re gonna have / the art of mist / with apreciated individuals / historical proofs / media machine / official support / valuable timber / handmade bricks) to Off the Sun pełne liryzmu, jest bardzo funeralne, pozbawione nadziei. Dobitny sygnał dostajemy w otwierającym „Dream About” – tytuł marzycielski, ale treść ponura, kiedy Grzegorz Kwiatkowski śpiewa no one / no way / no one / nowhere. Nie ma nic, nikogo, niczego. Ta myśl o innej rzeczywistości, marzenie o wyrwaniu się ze stanu apatii wraca w „Waiting for Another”. To świat po wojnie, Holokauście, pustka po stracie ze znów wracającym odmienianym przez wszystkie przypadki nic (nowhere man / nowhere land / nowhere to go / no one left / no one left / no one to talk). Wojna i zagłada to tematy wracające w muzyce TT jak bumerang, chociaż nie są podane na tacy w sposób oczywisty. Gdański kwartet ubiera słowa w formy piosenkowe, trochę post-rockowe, trochę psychodeliczne. Proste uderzenia bębnów spotykają się z mięsistym basem i rozmytymi partiami gitary, ale pod nimi jest wracający niepokój. W „Waiting for Another”, mojej ulubionej piosence na płycie, ręcznie zrobiona gitara Rafała Wojczala maluje ponurą rysę, smutek i żal, nihilistyczną wizję, w tym momencie jeszcze nie do przezwyciężenia. Pozostaje mantryczne wyglądanie nadziei, zaklinanie rzeczywistości, bo słowne repetycje to znak rozpoznawczy kwartetu. „Longing” nawołuje: singing very hard the song of nowhere – piosenka nicości do powtarzania, bo w tym momencie nic więcej nie można zrobić. W tych rozpływających się piosenkach o potężnym brzmieniu, po raz kolejny świetnie wypracowanym przez Michała Kupicza, zespół pokazuje świat rozpadu. Trzeba go posklejać i się z nim zmierzyć. Chociaż niełatwo się z nim pogodzić bo satellite falling / don’t want to feel that it’s over. To ich najbardziej piosenkowa płyta w dorobku, a jednocześnie pełna żalu, nie ma w niej przebłysku słońca, co dobrze opisuje tytuł. […] Oba te albumy ukazują się w ciekawym momencie – jesteśmy świeżo po obchodach 80. rocznicy wybuchu II Wojny Światowej – po katastrofie, która spustoszyła pół kontynentu. Ten stan przedstawia Trupa Trupa, która mówi o życiu w cieniu, poza słońcem. Tymczasem wzmagające się ruchy prawicowe w Europie przybierają na sile, a sondaże nie wskazują na zmianę, zwłaszcza nad Wisłą. Za chwilę może nie być już nic, ale to wspólna sprawa. Te dwie perspektywy – doświadczenia tragedii i zagłady oraz oczekiwania, obawy przed kolejną katastrofą – stany niepewności – łączą się w muzyce obu zespołów. Pozostaje pytanie: wyciągniemy wnioski czy to błędne koło się nie skończy? Jakub Knera, www.noweidzieodmorza.com Nowa płyta Trupy Trupa zaczyna się od potężnej, czysto brzmiącej stopy i werbla. Brzmienie to jest atut tego zespołu i albumu – zawodowe, równe i przejrzyste. Producentem jest Michał Kupicz, jeden z najlepszych fachowców w Polsce. Z jednym z najlepszych fachowców w Polsce można śmiało iść w świat. Cieszę się, że z biegiem lat również na żywo z Trupą jest coraz lepiej. Ona nie lubi chyba łaty zespołu rockowego, ale ma dwie gitary, bas, bębny, wokal, więc jak inaczej to nazwać. Piosenki są proste, ale chwytliwe, na ogół poniszczone i dobrze – psychodeliczne, gitarowe, jękliwe. Tytułowe „Of The Sun” opiera się na akordach fortepianu jak ze złego snu, bez bębnów pozostaje też „Angle” (gitara akustyczna + szmery). Jednak w większości utworów z nowego albumu gdańszczan odnajdą się fani Sonic Youth czy późnego Fugazi. Pierwsza piosenka, ta ze stopą, to jest „Dream About” i Grzegorz Kwiatkowski, chyba też Wojciech Juchniewicz (on w refrenie) śpiewają tam „no one, no way, no one, nowhere”, jakby to była jakaś mantra. Sprawa wyjaśnia się w refrenie, chodzi o czarny ekran oglądany w nieświadomości: „I dream about”. Już tu w pewnym momencie wchodzi bas ozdobny Juchniewicza, mój ulubiony element Trupy Trupa. Podobnie rzecz się ma w „Glory” pod koniec płyty – start od bębnów, potem przetworzony bas, potem śpiewanie-wołanie, jakby byli jakimiś góralami. Jakość kolejnych piosenek gwałtownie rośnie dzięki pracy nad dynamiką, w pewnym stopniu bierze się też z ekstatycznych refrenów, wspólnych zaśpiewów. To słychać w „Another Day” – wyostrzony rytm wprowadza śpiewanie: „nowhere man, nowhere land, nowhere to go… no one left/ no one to talk”. Ten sam „nowhere man, nowhere land” wraca w „Anyhow”. Następna rzecz – wykorzystanie krótkich fraz w większości piosenek. Przy czym płyta „Of The Sun” co chwila wchodzi w jakieś przeczenia, to z nich robi mantry, medytacje. Tu można wliczyć „Long Time Ago” z powtarzanym „no one, no way”, ale nie tylko. Najlepsza i muzycznie, i tekstowo jest złożone z jednego zdania „Remainder” – „well it did not take place, it did not take place”. Bardzo dobrze leci ten utwór, nie wiem, czy tu chodzi o remainder czy reminder bez a, ale z wywiadów rozumiem, że rzecz dotyczy negacjonizmu. Przede wszystkim ludobójstwa, holocaustu, ale można też czytać te kilka słów jak głos w sprawie globalnego ocieplenia czy szerzej wpływu ludzkości na niszczenie planety. Ze względu na prasowe wypowiedzi Grzegorza Kwiatkowskiego ktoś może wyczytać tu, w tym zdaniu, parafrazę czyjejś reakcji na morderstwo prezydenta Adamowicza – złowrogiego zaprzeczenia, strzepnięcia z siebie cienia odpowiedzialności. Kwiatkowski w wywiadach i ze sceny mówi nie tylko o prezydencie, ale też o wojnie – zespół z Gdańska, płyty wydaje we wrześniu – i antyfaszyzmie. Mejle do dziennikarzy tytułuje np. „z pola bitwy of the sun”. Bitwa o słońce? Ładne. Wokalista i gitarzysta zespołu, no i jego rzecznik w mediach, od lat słynie z zasypywania dziennikarzy wiadomościami, niusami z życia zespołu czy informacjami “top secret” o planowanych działaniach. Między kolegami można się w tej sprawie uśmiechnąć, z żadnym zespołem nie jestem tak na bieżąco jak z Trupą, jednak wypada zauważyć progres zespołu, techniczny i kompozytorski. I patrzeć na to, co jest treścią tej mejlowej propagandy: otrzymują szeroki odzew, mają recenzje za granicą i jeżdżą na festiwale na Zachodzie. „Of The Sun” to ich trzecia płyta wydana „tam”, tym razem w Lovitt (USA), Glitterbeat (Niemcy), Moorworks (Japonia), no i w naszej Antenie Krzyku. Więcej napiszę. Znam i lubię mniej więcej trzy amerykańskie rozgłośnie i wszystkie wspierały trasę Trupy Trupa po Stanach: KEXP, WFMU, NPR. Puszczał ich Henry Rollins, a wydali Ian McKaye i Chris Ekman. Recenzje ukazały się w „The Times” (4/5), Pitchforku (7.2), „Guardianie”, „Mojo” (4), Paste Magazine (7.6), The Line of Best Fit (8). Pitchfork pisze np. o ponurych tekstach zespołu i nadziei, ja tej nadziei tu nie widzę. Upór, brnięcie naprzód mimo wszystko, nieustępliwość słyszę natomiast w muzyce. Działa tu pokrzykiwanie, a nie tylko to, co jest pokrzykiwane – np. w “Turn”. Jeden, drugi akord i do przodu, do końca. Jacek Świąder Gdansk band Trupa Trupa continue to push the envelope on Of the Sun. Of the Sun is Gdansk band Trupa Trupa’s third album to be widely released outside of Poland, following Headache in 2015 and Jolly New Songs in 2017. Each successive record has swapped a shade of intriguing idiosyncrasy for a sharpening of hook and method, and the resulting payoff is still on the increase. The fluid character of Jolly New Songs, stoic at one turn and manic the next, was strongly undergirded by the playing of bassist Wojciech Juchniewicz, who also contributes guitar and vocals. Aware of what’s working for them, Trupa Trupa have Juchniewicz introduce Of the Sun with the elastic axis of “Dream About,” and his parts go on to help set as much as anchor the tone on “Mangle,” „Anyhow,” and most of the album’s dozen songs. Of the Sun bears familiar markings – the ring and crash of the guitars, the heavy echoing drums, the CD booklet of photographs conveying a colourless sense of modern dislocation – yet its profile is not prefabricated. It is a ‘post-’ record for sure, but the exact suffix is up for debate. Strength and repetition are right there in Trupa Trupa’s name, and singer/guitarist Grzegorz Kwiatkowski shows a growing preoccupation with focus on Of the Sun. Lyrically, motifs are frequently established with few recurring images. “No one, no way / No one, nowhere / I dream about” is the entire vocabulary of “Dream About”. The forceful “Remainder” carries but one spinning thought: “Well, it did not take place.” In a recent interview, Kwiatkowski notes that this lyric was written by another member of the band, and that while the group’s democratic nature determines that such things are left to individual interpretation, he personally reads it as a rebuke to Holocaust denial. Kwiatkowski, also a poet, takes his country’s history to heart, but tends to keep the lines he lends to his band open and impressionistic. Not unlike The Twilight Sad’s mastery of making an emotional impact with the combination of a few choice blunt images and a monolithic musical arrangement, Of the Sun derives a good portion of its power from persistence. Trupa Trupa continue to hit the mark as they experiment with simplification without excising the art from their rock. Ian King (The Line of Best Fit) ..::TRACK-LIST::.. 1. Dream About 3:43 2. Mangle 3:00 3. Another Day 4:16 4. Angle 2:18 5. Longing 4:23 6. Remainder 3:02 7. Anyhow 2:24 8. Long Time Ago 2:51 9. Of The Sun 4:53 10. Glory 3:05 11. Turn 1:54 12. Satellite 6:44 ..::OBSADA::.. Bass, Guitar, Vocals - Wojciech Juchniewicz Drums - Tomek Pawluczuk Guitar, Vocals - Grzegorz Kwiatkowski Keyboards, Guitar - Rafał Wojczal https://www.youtube.com/watch?v=DvULUjJY3dQ SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-10-17 17:52:35 
            Rozmiar: 255.99 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Post-punk to za mało, kiedy się mówi o muzyce Tasiemki. Nowy, trzeci już, materiał warszawskiego zespołu to dźwiękowa podróż, w której surowość garażowego brzmienia spotyka się z nieoczekiwanymi zwrotami akcji i zaskakującą energią. Utwory balansują między przemyślaną autorską kompozycją i psychodeliczną improwizacją. Każdy z nich jest jak rozmowa, w której nagłe zmiany tempa czy intensywne riffy wprowadzają element zaskoczenia, oddając jednocześnie autentyczność i prawdziwe emocje. ..::TRACK-LIST::.. 1. Długa Przerywana Linia 2. ABAB 3. Dwa 4. Operacja Patelnia 5. Pływam 6. Nadmarionety 7. Kumpelka 8. Lot Alka 9. Parcie Na Szkło, Parcie Na Żaluzje ..::OBSADA::.. Robert Kossak - guitar Łukasz Aterib - vocals Staszek Wysocki - drums Krzysztof Pankiewicz - bass, vocals https://www.youtube.com/watch?v=DzNjCVlpdn0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-09-30 19:00:10 
            Rozmiar: 86.59 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Post-punk to za mało, kiedy się mówi o muzyce Tasiemki. Nowy, trzeci już, materiał warszawskiego zespołu to dźwiękowa podróż, w której surowość garażowego brzmienia spotyka się z nieoczekiwanymi zwrotami akcji i zaskakującą energią. Utwory balansują między przemyślaną autorską kompozycją i psychodeliczną improwizacją. Każdy z nich jest jak rozmowa, w której nagłe zmiany tempa czy intensywne riffy wprowadzają element zaskoczenia, oddając jednocześnie autentyczność i prawdziwe emocje. ..::TRACK-LIST::.. 1. Długa Przerywana Linia 2. ABAB 3. Dwa 4. Operacja Patelnia 5. Pływam 6. Nadmarionety 7. Kumpelka 8. Lot Alka 9. Parcie Na Szkło, Parcie Na Żaluzje ..::OBSADA::.. Robert Kossak - guitar Łukasz Aterib - vocals Staszek Wysocki - drums Krzysztof Pankiewicz - bass, vocals https://www.youtube.com/watch?v=DzNjCVlpdn0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-09-30 18:56:23 
            Rozmiar: 270.53 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...( Info )...
 Artist...............: Green Day Album................: Dookie Genre................: Alternative Source...............: CD Year.................: 1994 Format..............: Lossless, (avg. compression: 70 %) ...( TrackList )... 1. Green Day - Burnout [02:07] 2. Green Day - Having A Blast [02:44] 3. Green Day - Chump [02:54] 4. Green Day - Longview [03:59] 5. Green Day - Welcome To Paradise [03:44] 6. Green Day - Pulling Teeth [02:30] 7. Green Day - Basket Case [03:03] 8. Green Day - She [02:14] 9. Green Day - Sassafras Roots [02:37] 10. Green Day - When I Come Around [02:58] 11. Green Day - Coming Clean [01:34] 12. Green Day - Emenius Sleepus [01:43] 13. Green Day - In The End [01:46] 14. Green Day - F.O.D. / All By Myself [05:46]   
            Seedów: 310
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-09-25 22:43:18 
            Rozmiar: 275.01 MB          
            Peerów: 14
          
            Dodał: Uploader          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Po wielu latach milczenia nakładem Zima Records zaczęły się ukazywać nagrania Śmierci Klinicznej. Niestety, w tamtych czasach nie mieliśmy szansy, by nagrać studyjną płytę. Cóż, dlatego tym bardziej cieszy, że udało się udostępnić aż tyle archiwalnych piosenek. Pierwszym oficjalnym wydawnictwem był winyl „Nienormalny świat”, na którym znalazły się nagrania studyjne i kilka koncertowych. Potem na czarnej płycie ukazał się koncert w Kinoteatrze X z maja 83 roku, a jeszcze później nagrania z występu w Gwarku w 1984 roku. Obie płyty koncertowe dobrze prezentują muzyczny rozwój zespołu i jego konsekwentne poszukiwanie oryginalnego stylu. Tak, bo Śmierć Kliniczna była z pewnością najbardziej oryginalnym polskim zespołem punkowym. Nikt tak nie grał, nikt tak nie przekraczał granic gatunków muzycznych. Do dziś. Od dłuższego czasu nasz wydawca był nękany przez miłośników płyty kompaktowej. Cytując: 'Dej to kurwa na kompakcie'. Cóż, mieli rację. Dajemy. Bawcie się dobrze. Darek Dusza, jedno z ziarenek piasku. ..::TRACK-LIST::.. CD 1 - Na żywo z Kinoteatru X: Wsio budiet kukuruza Mój pierwszy pogrzeb Psychopata Brzemienny cmentarz W potylicę Turecki Paciorek Żołnierzu Koniec homokracji Zarąbałem Cię siekierą Nasza edukacja CD 2 - Gwarek 84: Robinson ASP Psychopata W potylicę Nasze edukacja Nie przepraszaj Brzemienny cmentarz Wsio budiet kukuruza Jestem ziarnkiem piasku Żołnierzu Koniec homokracji Paciorek Samobójcy Nienormalny świat Zarąbałem cię siekierą CD 1 - Recorded live at Kinoteatr X in Gliwice, May 1983, CD 2 - Recorded live at club Gwarek in Gliwice on January 24th, 1984. https://www.youtube.com/watch?v=7ayRnXgY5mA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-09-22 19:13:43 
            Rozmiar: 274.61 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Po wielu latach milczenia nakładem Zima Records zaczęły się ukazywać nagrania Śmierci Klinicznej. Niestety, w tamtych czasach nie mieliśmy szansy, by nagrać studyjną płytę. Cóż, dlatego tym bardziej cieszy, że udało się udostępnić aż tyle archiwalnych piosenek. Pierwszym oficjalnym wydawnictwem był winyl „Nienormalny świat”, na którym znalazły się nagrania studyjne i kilka koncertowych. Potem na czarnej płycie ukazał się koncert w Kinoteatrze X z maja 83 roku, a jeszcze później nagrania z występu w Gwarku w 1984 roku. Obie płyty koncertowe dobrze prezentują muzyczny rozwój zespołu i jego konsekwentne poszukiwanie oryginalnego stylu. Tak, bo Śmierć Kliniczna była z pewnością najbardziej oryginalnym polskim zespołem punkowym. Nikt tak nie grał, nikt tak nie przekraczał granic gatunków muzycznych. Do dziś. Od dłuższego czasu nasz wydawca był nękany przez miłośników płyty kompaktowej. Cytując: 'Dej to kurwa na kompakcie'. Cóż, mieli rację. Dajemy. Bawcie się dobrze. Darek Dusza, jedno z ziarenek piasku. ..::TRACK-LIST::.. CD 1 - Na żywo z Kinoteatru X: Wsio budiet kukuruza Mój pierwszy pogrzeb Psychopata Brzemienny cmentarz W potylicę Turecki Paciorek Żołnierzu Koniec homokracji Zarąbałem Cię siekierą Nasza edukacja CD 2 - Gwarek 84: Robinson ASP Psychopata W potylicę Nasze edukacja Nie przepraszaj Brzemienny cmentarz Wsio budiet kukuruza Jestem ziarnkiem piasku Żołnierzu Koniec homokracji Paciorek Samobójcy Nienormalny świat Zarąbałem cię siekierą CD 1 - Recorded live at Kinoteatr X in Gliwice, May 1983, CD 2 - Recorded live at club Gwarek in Gliwice on January 24th, 1984. https://www.youtube.com/watch?v=7ayRnXgY5mA SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-09-22 19:09:26 
            Rozmiar: 799.35 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Próżno szukać tutaj przebłysków nadziei i jaśniejszych punktów programu, może takim mógłby być “Falling” z kapitalnym przejściem w finale, ale przecież pozostaje tekst, jak zwykle niezbyt optymistyczny. Pukusiłbym się o zestawienie “Headache” i “Jolly New Songs” analogicznie do “Kid A” i “Amnesiac” Radiohead. Nie o przełom i stylistykę rzecz jasna chodzi, ale o bliskie sobie wątki, które na kolejną płytę przenieśli Brytyjczycy i z którymi podobnie robi Trupa Trupa. Fakt, tytułowe „jolly songs” na czwartej płycie są może i bardziej spójne czy piosenkowe, ale często własnie w momencie, kiedy od nich czegoś oczekujemy, zmieniają się i zaskakują. Nie ma tutaj psychodelicznych szaleństw jak na Headache, jest za to dość jednostajny i spokojny nastrój. “Never Leave It All” czy “Love Supreme” kapitalnie go podkreślają, kiedy z tej monotonii wysuwa się coś wibrującego, wyłaniającego jak powtarzalne słowa czy snująca się w tle gitara elektryczna. Rzężące gitary są tutaj bliskie post-rockowym zapędom, ale bez niepotrzebnych i przemęczonych już dawno emocjonalnych uniesień; więcej tu muzycznych repetycji czy beatlesowskich zaśpiewek. Trupa Trupa w gitarowy okiełznany tutaj jazgot wprowadza poetycką lirykę i dozę subtelności. Nie jest już tak cyrkowa jak na “++”, raczej stawia na łączenie potęgi dorobku rock’n’rolla z dozą subtelności i delikatności. Nie zawsze wychodzą z tego przeboje skrojone na radio, ale często refleksyjne kompozycje z przemyślaną warstwą instrumentalną i dopracowanym – po raz kolejny przez Michała Kupicza – brzmieniem. Ta nietypowość i nieoczywistość jest być może tym, co ujmuje krytyków zza granicy w muzyce Trupy Trupa; zespół nie popada w rockowy czy shoegaze’owy banał, jednocześnie nie sili się na przyswajalność dla masowego słuchacza. Jest w tym wyraźny sygnał dążenia do własnej muzycznej wrażliwości i nieustępliwość w kreowaniu języka. Kwartet robi to coraz skuteczniej i oby ten progres trwał dalej. Jakub Knera Recenzję poprzedniej płyty gdańszczan „Headache” z 2015 roku podsumowałem w ten oto sposób: „Myślę, że Trupa Trupa pokaże swoje prawdziwe oblicze na kolejnym krążku, oby nie idąc po trupach… Obecnie grupa przechodzi swoisty proces: odrzuca, neguje, podważa pewne schematy, zrzuca z siebie ograniczenia i konsekwentnie rozbija stylistyczne bariery”. Nie chcę przypisywać sobie jakichś proroczych zdolności – nawet nie mam zamiaru aspirować do pełnienia takiej funkcji na rzecz opisywanej przeze mnie tu, i gdziekolwiek indziej, muzyki, ale koniec końców, tak się właśnie stało. Gdański zespół złożony z czterech niezwykle utalentowanych dżentelmenów: Grzegorz Kwiatkowski (gitara, wokal), Wojciech Juchniewicz (bas, gitara, wokal), Rafał Wojczal (instrumenty klawiszowe, gitara) i Tomek Pawluczuk (perkusja), odczytał moje intencje. Czuję w kościach, ale nie prorokuję, że chłopaki nagrali album, do którego będę wracał po latach nie tylko ja, ale też ci, którzy cenią sobie oryginalność utkaną z gitarowych brzmień, a to nie jest częstym zjawiskiem we współczesnej muzyce. Właściwie mógłbym zakończyć ten tekst na powyższych słowach, gdyż są takie płyty, jak choćby „Jolly New Song”, którym nie są potrzebne dodatki w postaci relacji z przebiegu procesu nagrywania, z kim muzycy nawiązali kontakty, ile nocy nie przespali w trakcie realizacji, czy ile pękło strun i porwało się naciągów po drodze. Jedno jest pewne, że dawno nie mieliśmy na polskim rynku fonograficznym, tak docenionej na świecie formacji, jak Trupa Trupa. Krążkiem „Headache” wryli się w pamięci zachodniego odbiorcy. „Jolly New Song” z kolei ten proces pogłębił i utrwalił, a być może przekonał nieprzekonanych do ich muzyki. Żeby nie być gołosłownym odnośnie zainteresowania twórczością kwartetu poza naszymi granicami, podeprę się faktem, iż amerykańska stacja radiowa KEXP już na etapie singlowego nagrania „To Me” (miał premierę 1 września), do którego znakomite wideo nakręcił Benjamin Finger (od kilku lat opisuję jego muzykę na Nowej Muzyce), zachwyciła się muzyką Trupy Trupy, pisząc: „Their 2015 release „Headache” has very strong song writing and seems to be carrying that strength over to singles we’ve heard from their upcoming record Jolly New Songs due out later this year. Definitely watch out for these guys.” Można oczywiście pójść w zbanalizowany słowotok słyszanych inspiracji w poszczególnych kompozycjach na „Jolly New Song”. Pewnie każdy z nas mógłby podać wiele takich przykładów, ale tym razem oszczędzę sobie i wam takowej wyliczanki, poza jedną uwagą – być może mniej oczywistą niż wymienienie Sonic Youth czy My Bloody Valentine. Ciekawych skojarzeń doznałem przy utworze „Love Supreme”, w którym brzmienie pulsującego z odpowiednią dramaturgią melotronu, poprowadziło mnie do „Symphonic Holocaust”, jedynego wydawnictwa muzyków szwedzkich grup Anekdoten i Landberk, stworzonego pod szyldem Morte Macabre. Znalazły się na nim autorskie wersje fragmentów ścieżek dźwiękowych do takich filmów jak: „Dziecko Rosemary”, czy włosko-kolumbijskiego horroru kanibalistycznego z lat 80., pt. „Nadzy i rozszarpani”. Pięknie się to wszystko zgrywa: Trupa Trupa na planie gore horroru! Tak się składa, że opisuję muzykę Trupy Trupy od pierwszych ich wydawnictw (tu razem o „LP i „++”), obserwowanie rozwoju u tych artystów jest wyjątkowym doświadczeniem. Z drugiej strony miałem też możliwość bycia blisko powstawania „Jolly New Song”. Patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego, chłopaki definitywnie wyzbyli się inspiracyjnych ciągot z The Doors i The Beatles, co mnie bardzo cieszy, szczególnie w przypadku nawiązań do „supergrupy” z Liverpoolu. Zestawianie „LP i „++” z „Jolly New Song”, to jak porównywanie smartfona z telegrafem. Ponadplanetarne brzmienie nowych kompozycji jest czymś na kształt skoku technologicznego. Trupa Trupa uruchomiła proces z trwałą warstwą ochronną przed upływającym czasem. Łukasz Komła Mimo wciąż rosnącego zainteresowania polską muzyką na zachodzie, rzadko kto może pochwalić się uznaniem samego Sashy Frare-Jonesa, papieża dziennikarstwa muzycznego piszącego dla LA Times, czy NY Times. Namaszczeni pochlebstwami amerykanina członkowie gdańskiej Trupy Trupa oczekują premiery swojego nowego albumu „Jolly New Songs”, który zweryfikuje zachwyty i zaufanie jakim obdarzyły grupę zagraniczne i rodzime media. Marzenie o międzynarodowym sukcesie polskiej muzyki rozrywkowej, wciąż pozostaje jedynie pobożnym życzeniem rodzimych krytyków i publiczności. Rozpoznawalność i rzesze wiernych fanów, którymi mogą poszczycić się polskie kapele metalowe; uznanie, czy zagraniczne kontrakty dla twórców alternatywnych, to wszystko często pozostaje poza zasięgiem większości rodzimych twórców. Z kolei aby zobrazować jak wsobnymi ścieżkami kroczy zainteresowanie polskimi wykonawcami zagranicą wystarczy sięgnąć po ubiegłoroczne zestawienie Spotify. Grupie artystów złożonych z eksportowych metalowców (Behemoth, Vader, Decapitated) i prog-rockowców (Riverside); kompozytorów muzyki filmowej i teatralnej (Preisner, Korzeniowski); Michała Szpaka (udział w Eurowizji); Orkiestry Polskiego Radia i housowego duetu Loui & Scibi (jak mniemam anonimowego dla większości dziennikarzy muzycznych w Polsce) przewodzi Marcin Przybyłowicz twórca muzyki … do gry „Wiedźmin 3. Dziki Gon”. Nie ma na liście ani Brodki, ani Kuby Ziołka, którymi ostatnio najchętniej chcielibyśmy zabłysnąć na zachodzie. Kolejnym pretendentem do bycia zagranicznym ambasadorem polskiej muzyki jest gdański kwartet Trupa Trupa (Grzegorz Kwiatkowski - głos i gitara; Wojciech Juchniewicz - głos, bas, gitara; Rafał Wojczal - klawisze, gitara; Tomasz Pawluczuk - bębny). Zespół ma na to mocne papiery. W rocznym podsumowaniu 2015 roku, Sasha Frere-Jones, jeden z najbardziej wpływowych dziennikarzy muzycznych za oceanem, wymienił Trupę jako jeden z najciekawszych obecnie rockowych zespołów na świecie. Pod wrażeniem wydanej w 2015 płyty (zagraniczna reedycja odbyła się we francuskiej Ici d'ailleurs i brytyjskiej Blue Tapes and X-Ray Records) byli również m.in. dziennikarze opiniotwórczego portalu The Quietus (mocno zorientowanego w polskiej scenie alternatywnej), którzy określili „Headache” pierwszym prawdziwym momentem świetności grupy. Trzecia w dyskografii i zarazem przełomowa dla Trupy Trupa płyta „Headache” ukazała się w 2015 roku. Jej zawartość to studium bólu i cierpienia. Katartyczny seans; traumatyczny i oczyszczający zarazem. Muzyka kojąca melodyjnymi zwrotkami i krzycząca gitarową furią w refrenach. Rewolucyjna w stosunku do poprzedników („LP” z 2011. „++” z 2013) wartość tej płyty jest w po części zasługą koncepcji brzmieniowej, o którą zadbał znakomity producent i realizator dźwięku Michał Kupicz - ojciec chrzestny polskiej muzyki alternatywnej. Ocieplenie instrumentów, zmniejszenie rozpiętości tonalnej materiału, czy zagęszczenie ścieżek, sprawiło, że psychodeliczne, gitarowe kompozycje zostały natchnione mglistą, opiumową aurą i zamknięte w ciasnej, klaustrofobicznej przestrzeni. Linie melodyczne poczęły stroszyć się i fałdować, konfrontując słuchacza z wizją rozpadu i emocjonalnego rozbicia. Wreszcie nastrój stał się w pełni kompatybilny z treścią utworów. Pohlebne opinie o „Headache” pozbawiły Trupę Trupa komfortu anonimowosci. Nowy album zespołu, którego międzynarodowa premiera (kooperacja Ici d'ailleurs z Blue Tapes and X-Ray Records) już jutro, zjawia się w atmosferze oczekiwania na artystyczny sukces, sięgający dalej niż lokalny obieg. Nadejście „Jolly New Songs” anonsowała legendarna alternatywna stacja radiowa KEXP ze Stanów Zjednoczonych, jak i brytyjski portal The Quietus. To pierwszy w dyskografii zespołu album, na którym musi się on zmierzyć z ciężarem oczekiwań, zweryfikować swoją wartość i udźwignąć ciężar dotychczasowych pochwał. „Jolly New Songs” podąża śladem wytyczonym przez „Headache”. Zarówno jeśli chodzi o brzmienie (po raz kolejny znakomita praca Michała Kupicza) jak i dramaturgię. To muzyka z pozoru anemiczna, zanurzona w melancholii i poczuciu rezygnacji. Jednak pod tą zewnętrzną skorupą buzują emocje, co i rusz manifestowane mocnymi spiętrzeniami i jazgoczącymi ścianami gitarowego zgiełku. W warstwie estetycznej spotykają się tu inspiracje, które od lat przewijają się w dyskografii Trupy. Jednak dopiero na „Jolly New Songs” uzyskują, najdojrzalszą i najbardziej wyrafinowaną formę. Usłyszymy tu historię muzyki rockowej w pigułce; grunge'ową posępność; gitarową psychodelię, hipnotyczne repetycje, post-rockową melancholię a'la Radiohead i „beatlesowskie” akordy, na których oparte zostały linie melodyczne piosenek. Dramaturgia albumu jest oparta na wyrazistych kontrastach między wyciszeniami, a erupcjami hałasu. Minimalistyczne ballady znajdują swe zwieńczenie w pełnokrwistych, hymnicznych crescendach. Z jednej strony zostajemy ogłuszeni ekspresyjnymi kulminacjami, z drugiej zahipnotyzowani melodyką piosenek i melancholią tkwiącą w głosach wokalistów (Kwiatkowski, Juchniewicz). Vintage-rockowa stylistyka, pobudzana wrzawą kulminacji, jest również doskonałym punktem wyjścia dla energetycznych i transowych występów grupy. Na „Jolly New Songs” zespół stanowczo ograniczył charakterystyczny dla swojego wcześniejszego repertuaru element groteski. Tak eksponowany dotąd cyrkowo- karnawałowy klimat piosenek, o którym w wywiadzie dla Popup Music Kwiatkowski mówił: „Połączenie ciemności z wesołą melodią dla mnie brzmi cyrkowo, ale jeszcze mroczniej, ohydnej, przewrotnie.” – znikł przygnieciony ciężarem posępności. Wspomnienie o „brechtowsko-weilowskim” charakterze twórczości Trupy Trupa, na nowym albumie możemy odnaleźć, jedynie w ironicznym „Only Good Weather”, w balladzie „Coffin”, czy też przewrotnym tytule płyty. Nastrój odrealnienia i odrętwienia dojmująco charakteryzuje ten anty-przebojowy repertuar. Podobnie rzecz ma się z tekstami piosenek. Te, pełne są lakoniczności, niedopowiedzeń, otwarte na osobistą interpretację. Nastrojem i konstrukcją nawiązują do poetyckiej twórczości Kwiatkowskiego, autora kilku tomików wierszy m.in. cyklu „Powinni się nie narodzić”. Słowa piosenek „Jolly New Songs” owiane są posępnym całunem zadumy, marazmu, wewnętrznego niepokoju. W nuconych półgłosem słowach; podobnie jak w tych deklamowanych oskarżycielskim tonem; wykrzykiwanych z bezsilności i gniewu, oraz w tych cedzonych niczym mantra, kryje się głównie mrok. Towarzyszy mu poczucie krzywdy („Never forget”) i utknięcia w mentalnym i emocjonalnym klinczu („Jolly New Song”). Miłość zaś, jest tu uczuciem hipnotycznym, dziwnie skrzywionym, graniczącym z obłędem. Stanem bliższym apatii, niż egzaltacji („Love Supreme”). Turpizm podąża w parze z groteską („Coffin”). Zaś deklaracja wiary zmienia się w manifest pychy („None of Us”). W przypadku „Jolly New Songs” mamy do czynienia z albumem, na którym muzycy dobrze odrobili swoją pracę, doszlifowując fundament „Headache” i wzmacniając jego stropy. Zasłużone laury krytyki nad poprzednią płytą sprawiły jednak, że zespół wybrał wariant bezpieczny, proponując choć udany, to jednak suplement sprawdzonego uprzednio materiału. Jedyne zatem czego mi na „Jolly New Songs” zabrakło, to podjęcia większego artystycznego ryzyka. Cechowałoby ono zespół wybitny, a z pewnością Trupa Trupa do bycia takowym ma zarówno pretensje, jak i predyspozycje. Wierzę jednak, że długo na ten wybitny album nie będzie trzeba czekać. Trupa Trupa jest zespołem niemal statutowo any-przebojowym (urywane kulminacje, liczne zmiany dramaturgi, stronienie od chwytliwych refrenów), a jego muzyka znajduje się poza relacjami, które mogłyby łączyć ją z rozrywkowym mainstreamem. Jednocześnie nie można odmówić grupie udanych, wpadających w ucho piosenek, oraz wykonawczej charyzmy i rozmachu. Jakie zatem szanse na artystyczny sukces i zagraniczne docenienie mają gdańszczanie? Po pierwsze; mocny materiał. Po drugie; solidni wydawcy gwarantujący szeroką dystrybucję i skuteczny marketing. Po trzecie; przychylność ze strony krytyków i mediów. Pierwsze recenzje ze świata (tu i tu) wskazują, że będzie dobrze. Tego też muzykom gdańskiej formacji życzę z całego serca, bo sami, ciężką pracą u podstaw zapracowali sobie na uznanie słuchaczy i krytyków. Raz uchem raz okiem Jeśli wierzyć w rzeczywistość jaką kreuje w swoim tekście dla Dwutygodnika Bartosz Sadulski, Trupa Trupa to najagresywniejszy PR-owo polski zespół, zasypujący mailami skrzynki nie tylko polskich, ale i zagranicznych, muzycznych portali. A właściwie głównie zagranicznych, bo jak również z tekstu wynika, dla formacji dowodzonej przez Grzegorza Kwiatkowskiego sukces w tym antyludzkim państwie to sprawa drugorzędna, ważniejszy wydaje się poklask na Zachodzie. Tu na Porcys z jakimś szczególnym mailowym terrorem ze strony TT się nie spotkaliśmy, ale krótki research w tej sprawie potwierdza tę metodę gdańskiej grupy, choć to oczywiście żaden grzech. Za to kwestia zażyłości zespołu z zagranicą wydaje się w przypadku Trupy kluczowa. Na ich oficjalnej stronie w zakładce "o zespole" przeczytamy piętnaście wycinków z recek, w których polskich piszących nie uświadczymy. Mamy za to Pitchforka, Quietusa, czy Tiny Mix Tapes, ze sztandarowym kwiatkiem Rona Harta o singlu "To Me", który brzmi według niego jak "Beach Boys' Surf's Up crashing into MBV's Loveless". Zweryfikować to możecie pod ostatnim indeksem na najnowszym wydawnictwie Trupy, najlepiej w pozycji siedzącej. Idąc tym tokiem myślenia, na "Coffin" kryje się melancholia Clientele, "Falling" to nowofalowe próby Preoccupations, a w "Leave It All" chłopaki wskrzeszają ducha Morrisona. Wszystko to pewnie w jakichś dwóch promilach prawda, której odbiór leniwym recenzentom ułatwia fakt, że polski zespół miast szukać własnego języka, z lepszym lub gorszym skutkiem stylizuje się na swoje zaoceaniczne inspiracje. S.Kuczok ..::TRACK-LIST::.. 1. Against Breaking Heart Of A Breaking Heart Beauty 4:03 2. Coffin 4:29 3. Falling 2:47 4. Mist 3:55 5. Jolly New Song 4:48 6. Leave It All 7:43 7. Love Supreme 3:37 8. Never Forget 4:26 9. None Of Us 4:06 10. Only Good Weather 5:43 11. To Me 3:44 Recorded in 2016/2017 at Dickie Dreams Studio in Gdańsk, Poland ..::OBSADA::.. Bass, Guitar, Vocals - Wojciech Juchniewicz Drums - Tomek Pawluczuk Guitar, Vocals - Grzegorz Kwiatkowski Keyboards, Guitar - Rafał Wojczal https://www.youtube.com/watch?v=bf1fZvBM4bQ Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-09-07 10:10:48 
            Rozmiar: 118.69 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Próżno szukać tutaj przebłysków nadziei i jaśniejszych punktów programu, może takim mógłby być “Falling” z kapitalnym przejściem w finale, ale przecież pozostaje tekst, jak zwykle niezbyt optymistyczny. Pukusiłbym się o zestawienie “Headache” i “Jolly New Songs” analogicznie do “Kid A” i “Amnesiac” Radiohead. Nie o przełom i stylistykę rzecz jasna chodzi, ale o bliskie sobie wątki, które na kolejną płytę przenieśli Brytyjczycy i z którymi podobnie robi Trupa Trupa. Fakt, tytułowe „jolly songs” na czwartej płycie są może i bardziej spójne czy piosenkowe, ale często własnie w momencie, kiedy od nich czegoś oczekujemy, zmieniają się i zaskakują. Nie ma tutaj psychodelicznych szaleństw jak na Headache, jest za to dość jednostajny i spokojny nastrój. “Never Leave It All” czy “Love Supreme” kapitalnie go podkreślają, kiedy z tej monotonii wysuwa się coś wibrującego, wyłaniającego jak powtarzalne słowa czy snująca się w tle gitara elektryczna. Rzężące gitary są tutaj bliskie post-rockowym zapędom, ale bez niepotrzebnych i przemęczonych już dawno emocjonalnych uniesień; więcej tu muzycznych repetycji czy beatlesowskich zaśpiewek. Trupa Trupa w gitarowy okiełznany tutaj jazgot wprowadza poetycką lirykę i dozę subtelności. Nie jest już tak cyrkowa jak na “++”, raczej stawia na łączenie potęgi dorobku rock’n’rolla z dozą subtelności i delikatności. Nie zawsze wychodzą z tego przeboje skrojone na radio, ale często refleksyjne kompozycje z przemyślaną warstwą instrumentalną i dopracowanym – po raz kolejny przez Michała Kupicza – brzmieniem. Ta nietypowość i nieoczywistość jest być może tym, co ujmuje krytyków zza granicy w muzyce Trupy Trupa; zespół nie popada w rockowy czy shoegaze’owy banał, jednocześnie nie sili się na przyswajalność dla masowego słuchacza. Jest w tym wyraźny sygnał dążenia do własnej muzycznej wrażliwości i nieustępliwość w kreowaniu języka. Kwartet robi to coraz skuteczniej i oby ten progres trwał dalej. Jakub Knera Recenzję poprzedniej płyty gdańszczan „Headache” z 2015 roku podsumowałem w ten oto sposób: „Myślę, że Trupa Trupa pokaże swoje prawdziwe oblicze na kolejnym krążku, oby nie idąc po trupach… Obecnie grupa przechodzi swoisty proces: odrzuca, neguje, podważa pewne schematy, zrzuca z siebie ograniczenia i konsekwentnie rozbija stylistyczne bariery”. Nie chcę przypisywać sobie jakichś proroczych zdolności – nawet nie mam zamiaru aspirować do pełnienia takiej funkcji na rzecz opisywanej przeze mnie tu, i gdziekolwiek indziej, muzyki, ale koniec końców, tak się właśnie stało. Gdański zespół złożony z czterech niezwykle utalentowanych dżentelmenów: Grzegorz Kwiatkowski (gitara, wokal), Wojciech Juchniewicz (bas, gitara, wokal), Rafał Wojczal (instrumenty klawiszowe, gitara) i Tomek Pawluczuk (perkusja), odczytał moje intencje. Czuję w kościach, ale nie prorokuję, że chłopaki nagrali album, do którego będę wracał po latach nie tylko ja, ale też ci, którzy cenią sobie oryginalność utkaną z gitarowych brzmień, a to nie jest częstym zjawiskiem we współczesnej muzyce. Właściwie mógłbym zakończyć ten tekst na powyższych słowach, gdyż są takie płyty, jak choćby „Jolly New Song”, którym nie są potrzebne dodatki w postaci relacji z przebiegu procesu nagrywania, z kim muzycy nawiązali kontakty, ile nocy nie przespali w trakcie realizacji, czy ile pękło strun i porwało się naciągów po drodze. Jedno jest pewne, że dawno nie mieliśmy na polskim rynku fonograficznym, tak docenionej na świecie formacji, jak Trupa Trupa. Krążkiem „Headache” wryli się w pamięci zachodniego odbiorcy. „Jolly New Song” z kolei ten proces pogłębił i utrwalił, a być może przekonał nieprzekonanych do ich muzyki. Żeby nie być gołosłownym odnośnie zainteresowania twórczością kwartetu poza naszymi granicami, podeprę się faktem, iż amerykańska stacja radiowa KEXP już na etapie singlowego nagrania „To Me” (miał premierę 1 września), do którego znakomite wideo nakręcił Benjamin Finger (od kilku lat opisuję jego muzykę na Nowej Muzyce), zachwyciła się muzyką Trupy Trupy, pisząc: „Their 2015 release „Headache” has very strong song writing and seems to be carrying that strength over to singles we’ve heard from their upcoming record Jolly New Songs due out later this year. Definitely watch out for these guys.” Można oczywiście pójść w zbanalizowany słowotok słyszanych inspiracji w poszczególnych kompozycjach na „Jolly New Song”. Pewnie każdy z nas mógłby podać wiele takich przykładów, ale tym razem oszczędzę sobie i wam takowej wyliczanki, poza jedną uwagą – być może mniej oczywistą niż wymienienie Sonic Youth czy My Bloody Valentine. Ciekawych skojarzeń doznałem przy utworze „Love Supreme”, w którym brzmienie pulsującego z odpowiednią dramaturgią melotronu, poprowadziło mnie do „Symphonic Holocaust”, jedynego wydawnictwa muzyków szwedzkich grup Anekdoten i Landberk, stworzonego pod szyldem Morte Macabre. Znalazły się na nim autorskie wersje fragmentów ścieżek dźwiękowych do takich filmów jak: „Dziecko Rosemary”, czy włosko-kolumbijskiego horroru kanibalistycznego z lat 80., pt. „Nadzy i rozszarpani”. Pięknie się to wszystko zgrywa: Trupa Trupa na planie gore horroru! Tak się składa, że opisuję muzykę Trupy Trupy od pierwszych ich wydawnictw (tu razem o „LP i „++”), obserwowanie rozwoju u tych artystów jest wyjątkowym doświadczeniem. Z drugiej strony miałem też możliwość bycia blisko powstawania „Jolly New Song”. Patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego, chłopaki definitywnie wyzbyli się inspiracyjnych ciągot z The Doors i The Beatles, co mnie bardzo cieszy, szczególnie w przypadku nawiązań do „supergrupy” z Liverpoolu. Zestawianie „LP i „++” z „Jolly New Song”, to jak porównywanie smartfona z telegrafem. Ponadplanetarne brzmienie nowych kompozycji jest czymś na kształt skoku technologicznego. Trupa Trupa uruchomiła proces z trwałą warstwą ochronną przed upływającym czasem. Łukasz Komła Mimo wciąż rosnącego zainteresowania polską muzyką na zachodzie, rzadko kto może pochwalić się uznaniem samego Sashy Frare-Jonesa, papieża dziennikarstwa muzycznego piszącego dla LA Times, czy NY Times. Namaszczeni pochlebstwami amerykanina członkowie gdańskiej Trupy Trupa oczekują premiery swojego nowego albumu „Jolly New Songs”, który zweryfikuje zachwyty i zaufanie jakim obdarzyły grupę zagraniczne i rodzime media. Marzenie o międzynarodowym sukcesie polskiej muzyki rozrywkowej, wciąż pozostaje jedynie pobożnym życzeniem rodzimych krytyków i publiczności. Rozpoznawalność i rzesze wiernych fanów, którymi mogą poszczycić się polskie kapele metalowe; uznanie, czy zagraniczne kontrakty dla twórców alternatywnych, to wszystko często pozostaje poza zasięgiem większości rodzimych twórców. Z kolei aby zobrazować jak wsobnymi ścieżkami kroczy zainteresowanie polskimi wykonawcami zagranicą wystarczy sięgnąć po ubiegłoroczne zestawienie Spotify. Grupie artystów złożonych z eksportowych metalowców (Behemoth, Vader, Decapitated) i prog-rockowców (Riverside); kompozytorów muzyki filmowej i teatralnej (Preisner, Korzeniowski); Michała Szpaka (udział w Eurowizji); Orkiestry Polskiego Radia i housowego duetu Loui & Scibi (jak mniemam anonimowego dla większości dziennikarzy muzycznych w Polsce) przewodzi Marcin Przybyłowicz twórca muzyki … do gry „Wiedźmin 3. Dziki Gon”. Nie ma na liście ani Brodki, ani Kuby Ziołka, którymi ostatnio najchętniej chcielibyśmy zabłysnąć na zachodzie. Kolejnym pretendentem do bycia zagranicznym ambasadorem polskiej muzyki jest gdański kwartet Trupa Trupa (Grzegorz Kwiatkowski - głos i gitara; Wojciech Juchniewicz - głos, bas, gitara; Rafał Wojczal - klawisze, gitara; Tomasz Pawluczuk - bębny). Zespół ma na to mocne papiery. W rocznym podsumowaniu 2015 roku, Sasha Frere-Jones, jeden z najbardziej wpływowych dziennikarzy muzycznych za oceanem, wymienił Trupę jako jeden z najciekawszych obecnie rockowych zespołów na świecie. Pod wrażeniem wydanej w 2015 płyty (zagraniczna reedycja odbyła się we francuskiej Ici d'ailleurs i brytyjskiej Blue Tapes and X-Ray Records) byli również m.in. dziennikarze opiniotwórczego portalu The Quietus (mocno zorientowanego w polskiej scenie alternatywnej), którzy określili „Headache” pierwszym prawdziwym momentem świetności grupy. Trzecia w dyskografii i zarazem przełomowa dla Trupy Trupa płyta „Headache” ukazała się w 2015 roku. Jej zawartość to studium bólu i cierpienia. Katartyczny seans; traumatyczny i oczyszczający zarazem. Muzyka kojąca melodyjnymi zwrotkami i krzycząca gitarową furią w refrenach. Rewolucyjna w stosunku do poprzedników („LP” z 2011. „++” z 2013) wartość tej płyty jest w po części zasługą koncepcji brzmieniowej, o którą zadbał znakomity producent i realizator dźwięku Michał Kupicz - ojciec chrzestny polskiej muzyki alternatywnej. Ocieplenie instrumentów, zmniejszenie rozpiętości tonalnej materiału, czy zagęszczenie ścieżek, sprawiło, że psychodeliczne, gitarowe kompozycje zostały natchnione mglistą, opiumową aurą i zamknięte w ciasnej, klaustrofobicznej przestrzeni. Linie melodyczne poczęły stroszyć się i fałdować, konfrontując słuchacza z wizją rozpadu i emocjonalnego rozbicia. Wreszcie nastrój stał się w pełni kompatybilny z treścią utworów. Pohlebne opinie o „Headache” pozbawiły Trupę Trupa komfortu anonimowosci. Nowy album zespołu, którego międzynarodowa premiera (kooperacja Ici d'ailleurs z Blue Tapes and X-Ray Records) już jutro, zjawia się w atmosferze oczekiwania na artystyczny sukces, sięgający dalej niż lokalny obieg. Nadejście „Jolly New Songs” anonsowała legendarna alternatywna stacja radiowa KEXP ze Stanów Zjednoczonych, jak i brytyjski portal The Quietus. To pierwszy w dyskografii zespołu album, na którym musi się on zmierzyć z ciężarem oczekiwań, zweryfikować swoją wartość i udźwignąć ciężar dotychczasowych pochwał. „Jolly New Songs” podąża śladem wytyczonym przez „Headache”. Zarówno jeśli chodzi o brzmienie (po raz kolejny znakomita praca Michała Kupicza) jak i dramaturgię. To muzyka z pozoru anemiczna, zanurzona w melancholii i poczuciu rezygnacji. Jednak pod tą zewnętrzną skorupą buzują emocje, co i rusz manifestowane mocnymi spiętrzeniami i jazgoczącymi ścianami gitarowego zgiełku. W warstwie estetycznej spotykają się tu inspiracje, które od lat przewijają się w dyskografii Trupy. Jednak dopiero na „Jolly New Songs” uzyskują, najdojrzalszą i najbardziej wyrafinowaną formę. Usłyszymy tu historię muzyki rockowej w pigułce; grunge'ową posępność; gitarową psychodelię, hipnotyczne repetycje, post-rockową melancholię a'la Radiohead i „beatlesowskie” akordy, na których oparte zostały linie melodyczne piosenek. Dramaturgia albumu jest oparta na wyrazistych kontrastach między wyciszeniami, a erupcjami hałasu. Minimalistyczne ballady znajdują swe zwieńczenie w pełnokrwistych, hymnicznych crescendach. Z jednej strony zostajemy ogłuszeni ekspresyjnymi kulminacjami, z drugiej zahipnotyzowani melodyką piosenek i melancholią tkwiącą w głosach wokalistów (Kwiatkowski, Juchniewicz). Vintage-rockowa stylistyka, pobudzana wrzawą kulminacji, jest również doskonałym punktem wyjścia dla energetycznych i transowych występów grupy. Na „Jolly New Songs” zespół stanowczo ograniczył charakterystyczny dla swojego wcześniejszego repertuaru element groteski. Tak eksponowany dotąd cyrkowo- karnawałowy klimat piosenek, o którym w wywiadzie dla Popup Music Kwiatkowski mówił: „Połączenie ciemności z wesołą melodią dla mnie brzmi cyrkowo, ale jeszcze mroczniej, ohydnej, przewrotnie.” – znikł przygnieciony ciężarem posępności. Wspomnienie o „brechtowsko-weilowskim” charakterze twórczości Trupy Trupa, na nowym albumie możemy odnaleźć, jedynie w ironicznym „Only Good Weather”, w balladzie „Coffin”, czy też przewrotnym tytule płyty. Nastrój odrealnienia i odrętwienia dojmująco charakteryzuje ten anty-przebojowy repertuar. Podobnie rzecz ma się z tekstami piosenek. Te, pełne są lakoniczności, niedopowiedzeń, otwarte na osobistą interpretację. Nastrojem i konstrukcją nawiązują do poetyckiej twórczości Kwiatkowskiego, autora kilku tomików wierszy m.in. cyklu „Powinni się nie narodzić”. Słowa piosenek „Jolly New Songs” owiane są posępnym całunem zadumy, marazmu, wewnętrznego niepokoju. W nuconych półgłosem słowach; podobnie jak w tych deklamowanych oskarżycielskim tonem; wykrzykiwanych z bezsilności i gniewu, oraz w tych cedzonych niczym mantra, kryje się głównie mrok. Towarzyszy mu poczucie krzywdy („Never forget”) i utknięcia w mentalnym i emocjonalnym klinczu („Jolly New Song”). Miłość zaś, jest tu uczuciem hipnotycznym, dziwnie skrzywionym, graniczącym z obłędem. Stanem bliższym apatii, niż egzaltacji („Love Supreme”). Turpizm podąża w parze z groteską („Coffin”). Zaś deklaracja wiary zmienia się w manifest pychy („None of Us”). W przypadku „Jolly New Songs” mamy do czynienia z albumem, na którym muzycy dobrze odrobili swoją pracę, doszlifowując fundament „Headache” i wzmacniając jego stropy. Zasłużone laury krytyki nad poprzednią płytą sprawiły jednak, że zespół wybrał wariant bezpieczny, proponując choć udany, to jednak suplement sprawdzonego uprzednio materiału. Jedyne zatem czego mi na „Jolly New Songs” zabrakło, to podjęcia większego artystycznego ryzyka. Cechowałoby ono zespół wybitny, a z pewnością Trupa Trupa do bycia takowym ma zarówno pretensje, jak i predyspozycje. Wierzę jednak, że długo na ten wybitny album nie będzie trzeba czekać. Trupa Trupa jest zespołem niemal statutowo any-przebojowym (urywane kulminacje, liczne zmiany dramaturgi, stronienie od chwytliwych refrenów), a jego muzyka znajduje się poza relacjami, które mogłyby łączyć ją z rozrywkowym mainstreamem. Jednocześnie nie można odmówić grupie udanych, wpadających w ucho piosenek, oraz wykonawczej charyzmy i rozmachu. Jakie zatem szanse na artystyczny sukces i zagraniczne docenienie mają gdańszczanie? Po pierwsze; mocny materiał. Po drugie; solidni wydawcy gwarantujący szeroką dystrybucję i skuteczny marketing. Po trzecie; przychylność ze strony krytyków i mediów. Pierwsze recenzje ze świata (tu i tu) wskazują, że będzie dobrze. Tego też muzykom gdańskiej formacji życzę z całego serca, bo sami, ciężką pracą u podstaw zapracowali sobie na uznanie słuchaczy i krytyków. Raz uchem raz okiem Jeśli wierzyć w rzeczywistość jaką kreuje w swoim tekście dla Dwutygodnika Bartosz Sadulski, Trupa Trupa to najagresywniejszy PR-owo polski zespół, zasypujący mailami skrzynki nie tylko polskich, ale i zagranicznych, muzycznych portali. A właściwie głównie zagranicznych, bo jak również z tekstu wynika, dla formacji dowodzonej przez Grzegorza Kwiatkowskiego sukces w tym antyludzkim państwie to sprawa drugorzędna, ważniejszy wydaje się poklask na Zachodzie. Tu na Porcys z jakimś szczególnym mailowym terrorem ze strony TT się nie spotkaliśmy, ale krótki research w tej sprawie potwierdza tę metodę gdańskiej grupy, choć to oczywiście żaden grzech. Za to kwestia zażyłości zespołu z zagranicą wydaje się w przypadku Trupy kluczowa. Na ich oficjalnej stronie w zakładce "o zespole" przeczytamy piętnaście wycinków z recek, w których polskich piszących nie uświadczymy. Mamy za to Pitchforka, Quietusa, czy Tiny Mix Tapes, ze sztandarowym kwiatkiem Rona Harta o singlu "To Me", który brzmi według niego jak "Beach Boys' Surf's Up crashing into MBV's Loveless". Zweryfikować to możecie pod ostatnim indeksem na najnowszym wydawnictwie Trupy, najlepiej w pozycji siedzącej. Idąc tym tokiem myślenia, na "Coffin" kryje się melancholia Clientele, "Falling" to nowofalowe próby Preoccupations, a w "Leave It All" chłopaki wskrzeszają ducha Morrisona. Wszystko to pewnie w jakichś dwóch promilach prawda, której odbiór leniwym recenzentom ułatwia fakt, że polski zespół miast szukać własnego języka, z lepszym lub gorszym skutkiem stylizuje się na swoje zaoceaniczne inspiracje. S.Kuczok ..::TRACK-LIST::.. 1. Against Breaking Heart Of A Breaking Heart Beauty 4:03 2. Coffin 4:29 3. Falling 2:47 4. Mist 3:55 5. Jolly New Song 4:48 6. Leave It All 7:43 7. Love Supreme 3:37 8. Never Forget 4:26 9. None Of Us 4:06 10. Only Good Weather 5:43 11. To Me 3:44 Recorded in 2016/2017 at Dickie Dreams Studio in Gdańsk, Poland ..::OBSADA::.. Bass, Guitar, Vocals - Wojciech Juchniewicz Drums - Tomek Pawluczuk Guitar, Vocals - Grzegorz Kwiatkowski Keyboards, Guitar - Rafał Wojczal https://www.youtube.com/watch?v=bf1fZvBM4bQ Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom. Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa... Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!! W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!! SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-09-07 10:04:52 
            Rozmiar: 290.52 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Trupa Trupa to jeden z niewielu zespołów z kręgu polskiej alternatywy, które regularnie występują poza granicami naszego kraju i zdobywają zasłużony rozgłos. Nie jest to może fenomen na skalę Behemoth - wyprzedzającego w Stanach Zjednoczonych kluby na kilka tysięcy osób - ale na pewno dobry przykład grupy stale wzmacniającej swój status i jednocześnie nieustannie rozwijającej się od strony muzycznej. Poprzedni album ("Of the Sun") dostarczał paliwa internetowym krzykaczom, którzy uważali, że pompowanie balonika gdańskiej grupie staje się irytujące, a jej muzyka stała się przeciętna, maksymalnie uśredniona, ale "B Flat A" to powrót do wysokiej formy i to w takim stylu, że nikt nie będzie śmiał się pod nosem. "B Flat A" jest dokładnie tym, czym "Of the Sun" nie było i już dzięki temu wyprzedza starszy materiał w przedbiegach - Trupa Trupa nigdy nie brzmiała równie swobodnie jak teraz. Pozostajemy w bogatym świecie rocka psychodelicznego wchodzącego w konszachty z post-punkiem czy nawet art-rockiem, ale to nie przynależność gatunkowa, a sposób pisania piosenek uległ wielkiej zmianie na plus. Każda z nich składa się z pojedynczych pomysłów, które czasami przeradzają się w warkocze hałaśliwych zgrzytów, ale częściej prowadzą w nieznane za pomocą sennej transowości. Nie każdemu spodoba się takie podejście, bo choćby Trupa Trupa z całych sił próbowała zabrzmieć ładnie, jej najnowsze dzieło trzeba uznać za dziwne, ułożone według klucza dalekiego od standardów przebojowych piosenek rockowych. W okolicach premiery pierwszego singla ("Twitch") miałem problem z nowym pomysłem na siebie zespołu, bo jak to tak? Cała warstwa melodyczna zatopiona głęboko w miksie? Gwałtowne przejścia ze zwrotki w refren? I to wszystko pozbawione pompatycznego crescendo? Takie gierki rodzą wiele wątpliwości, ale po osłuchaniu się z krążkiem apetyt na ciągłe zaskakiwanie zaczyna wzrastać. Na tym polega jego siła. Na "B Flat A" imponuje nie tylko oszukiwanie słuchacza, ale także celowe utrudnianie czerpania radości z poszczególnych utworów. Trupa Trupa lubi stale rekonstruować swoją muzykę i dodawać jej dziesięć punktów więcej na skali dziwności. Na stole nie leżą wprawdzie jazzowe improwizacje, tylko gotowe hity, ale są celowo psute, wykręcane na różne strony i przemieniane w dźwiękową masę, która nie zmusi do tupania nogą, tylko do rozbierania jej na czynniki pierwsze i podejmowania prób zrozumienia tych przedziwnych struktur. To oczywiście bardzo wkurzające, ale... czy artyści nie powinni nas wkurzać i prowokować? Ogrom znaków zapytania rodzi nawet wytypowany na drugi singiel, króciutki "Uniforms", najbardziej przebojowy kawałek z całego albumu, gdzie mimo sympatycznej podpórki w postaci beatlesowskiej melodii, zespół burzy wrażenia ponakładanymi na siebie wokalami oraz noise'owo-rozedrganym finałem. Później pojawia się brzmiący jak Pink Floyd podejmujące wyzwanie nagrania slowcore'owego materiału "Lit", dalej "All And All" zanurzone w alt-country albo wystawione na otwarcie "Moving", gdzie post-punk spotyka rwane wokale do bólu przypominające późniejsze wcielenia Swans. "B Flat A" nie będzie sensacją na ogromną skalę - jest na nim za dużo zagwozdek i nieoczywistości - ale przekopanie się przez najnowsze pomysły Trupy Trupa to niezwykle fascynujące doświadczenie. Jeśli pragniecie psychodelicznej podróży na trzeźwo, sprawdźcie ten materiał. Soundrive Funkcjonowanie jako kulturalny towar eksportowy nie może jednak warunkować bezkrytycznej reakcji. Najnowsze dzieło, którym uraczyła nas Trupa Trupa, nie daje zresztą powodów do zachwytów. Dokładna eksploracja premierowych kompozycji pozwala na odkrycie tajemnicy międzynarodowych sukcesów zespołu. Sekret tkwi w postpunkowym brzmieniu uszytym na miarę pragnień amerykańskiego i brytyjskiego rynku. To hałaśliwy, transowy gitarowy puls, ale dopięty na ostatni guzik. Uporządkowany i gładki. Pozbawiony chropowatych konturów, a przede wszystkim alienującej charakterystyki gatunku. Sklejony z mnogości burzliwych cytatów (od Can do wczesnych Pink Floyd), lecz bardziej metodą wychwytywania symetrii niż poprzez anarchiczny, burroughsowski cut-up. To muzyka, która w pełni satysfakcjonuje zachodniego odbiorcę, ponieważ nie naraża go na konfrontację kulturową. Trzymając się konotacji postpunkowych, gdańska kapela jest w pewnym sensie anty-Siekierą. Zamiast posługiwać się narracją potęgującą mistyczną obcość gitarowej polskości, grupa unicestwia lokalną tożsamość i inwestuje całą siłę twórczą w celebrację zagranicznego wzorca. Odtwarza melodie, które są dobrze znane amerykańskim oraz brytyjskim dziennikarzom. Przedstawia wierną adaptację popkulturowych obsesji Wielkiego Świata. "B Flat A" jest owocem rynkowego poskromienia kulturowej unikalności. Projektem, który uśmiecha się do dominującego, zagranicznego pejzażu, zamiast się z nim konfrontować. To płyta pojawiająca się na ustach obcojęzycznych dziennikarzy na zasadzie przyjemnej ciekawostki. Albumowy ekwiwalent Europejczyka popisującego się przed mikrofonem w popularnym tokijskim barze karaoke. Pozbawione własnego smaku przedsięwzięcie, mimo rozkrzyczanego brzmienia, jest pod każdym względem nieme. Nie twórczy, a odtwórczy produkt dokonujący aktu autoagresji na własnej tożsamości. To też dzieło nieme estetycznie. Tak bardzo nasiąknięte stylistycznymi, zewnętrznymi wpływami, że aż rozpadające się w dłoniach. Produkcja reprodukcji zyskująca zagraniczną aprobatę dzięki swej formalnej przeźroczystości. To wreszcie dzieło nieme ideologicznie. Konceptualizujące zło przy pomocy sloganowych tropów. Trochę fabularnego zacięcia dreszczowca, trochę melancholii Joy Division – pozory mitologizujące stek archetypów. Trywializacja niepokoju jako dopełnienie formuły bezpiecznej egzotyczności towaru wschodnioeuropejskiego. Czy warto więc kibicować? To już zależy od tego, w jaki sposób próbujemy wymierzyć sukces artystyczny – biorąc pod uwagę stopień kreatywności czy efektywności reprodukcyjnej. Łukasz Krajnik With B FLAT A this much acclaimed quartet from Gdańsk have produced their most epic and visceral statement to date. A universe where echoes of Can, Syd Barrett and Fugazi lovingly collide. “Off-kilter melodies, dense instrumentation and lyrical explorations of the darkest side of the human condition” — The Guardian In the 1963 introduction to his dystopian novel, Bend Sinister, Vladimir Nabokov talks of how the book’s plot – one of subterfuge, betrayal, imprisonment and death – “starts to breed in the bright broth of a rain puddle”. This oblong pool, “shaped like a cell that is about to divide”, reappears throughout the text as an ink blot then an ink stain, spilled milk, an image of ciliated thought, a footprint and the imprint of a human soul. Nabokov’s puddle could be the perfect metaphor for the music of Trupa Trupa. An entity that shapeshifts and documents different circumstances, but music that still reflects a single, inevitable truth. The band’s make up is key here; Trupa Trupa consists of “four friends and captains” with different personalities: something that creates, in the words of singer Grzegorz Kwiatkowski, “troubles”, which lead to “both a democracy and a polyphonic situation.” We could also look to their formidable back catalogue and sift through a body of work that can often sound hard, or blunt; akin to the offhand and oblique stories of a backwoodsman. But this bluntness is carefully couched in abstractions or clever patterns, courtesy of suggestive phrases and the imposition of tonal or rhythmic moods. It is also set off against the most beautiful and uplifting pop music. A conundrum, of course, but then one doesn’t look into Nabokovian puddles for ‘likes’. One element of the Gdansk band’s music is always there, in plain sight. Trupa Trupa look to confront evil; exploring, in Kwiatkowski’s words, “the wasteland of human nature where hatred and genocide are not just distant reverberations of Central European history but still resonate in contemporary reality.” The band often does this openly and without compromise; even if the lyrics love to deal in metaphor or intrigue. And yet, and maybe strangely in a world increasingly addicted to proclaiming “its own truth” online, Trupa Trupa still revels in making truthful music that needs no instant affirmation. On this new release, for example, the crushing plod of ‘Sick’ is driven by the lines, “I don’t know how to tell you that you’re sick”. Brilliantly evocative and double-dealing, it is a line that brings to mind both recent events and countryman Andrzej Żuławski’s 1971 film, The Third Part of the Night, where the metaphor of sickness is graphically and symbolically used to describe a society dealing with the pressure of both a physical and mental occupation. Here, the processed noises sound like they mutate, or decay as they progress; a sonic petri dish that reminds us that sometimes we have no control over the way things pan out. Inevitably, COVID hangs over everything like a broody rain cloud. Grzegorz Kwiatkowski talks of a “visible paranoia” in the studio during the recording of B FLAT A. “COVID also affected us. So our dark stuff was in my opinion even darker because of this super strange, frightening atmosphere all around us and inside of us.” According to Kwiatkowski the record – worked on when an American tour had to be canned at the last minute – is a “kind of a study of disintegration and decomposition.” Maybe the powerful track, ‘Uselessness’ documents this, where the sometimes overbearing arrangement drives home the core message. The music feels oppressive and threatening, almost physically forcing the listener into the position of those who feel useless in the face of such an assault. Though still carrying the weight of unseen or unheard histories, whether ancient or modern, B FLAT A is the release where the provincial math rock, woozy psychedelia and heavy folk elements finally coalesce in that most unfashionable of things, a sound that can fill a stadium. The band has always been able to shake the roots of any mountain in terms of making a noise but their new record showcases a new, outward-looking sensibility that could moonlight as the kind of sludgy, primetime pop-rock music that Pink Floyd once ensnared half the world’s youth with. Listen to the airy ‘All and All’ for example, with its gentle, organ bound melody. It could be a Beatles fly by, or a lost snippet from that period when Rick Wright took over song duties from Syd Barrett in the Floyd. In this regard it seems now that their last two releases, 2019’s Of the Sun and 2017’s Jolly New Songs were brilliant teases, “existential” records that played footsie with the listener, promising many brilliant things only to disappear into a mist with a wink and a nod. B FLAT A is a much more upfront affair, armed with a quiver full of sonic arrows such as potential world hit, ‘Uniforms’. This track, with its Guided By Voices-style simplicity, boils down all the nefarious, quixotic, algorithmic thoughts about “belonging” to a terrifying statement, “I wanna be all my uniforms”. The rumbling percussive pay off adds a certain irony as we stare at our own reflections, or more likely, bawl it out in affirmation whilst waving our lighters in the air. When asked whether the band would fancy revamping the formula that brought the world Live Aid, Kwiatkowski was blunt. “Not at all. Actually we really don’t like this kind of art. And our heroes are bands like Fugazi, Sonic Youth or the Velvet Underground and a lot of other stuff such as Glenn Gould or Schubert. And anyway, sometimes our gigs look like real hell. Very often before gigs I ask sound engineers and the light people to literally destroy everything. We give them total freedom but with this one suggestion: let’s make a very intensive rollercoaster situation.” B FLAT A also foregrounds one of Trupa Trupa’s great strengths – maybe an unfashionable one for these LCD times – namely, their collective ability to make incredibly tactile, physical music. The band approaches this task in a number of ways; sometimes like that of a master craftsman carving an ornate chair. Or a welder repairing a tank that’s been knocked up in a sortie. Regardless of the situation, nothing is left to chance, there is never the idea that the song and the texts have to undergo an awkward introduction after both have been created. Because of this B FLAT A is perhaps their most alert and “focused” record to date; it signals an intent and a placement of sound. Tracks like ‘Far Away’, ‘Kwietnik’ and ‘Twitch’ are driven by tough, strident beats and growling guitar passages, inhabiting an interesting hinterland; one in view of the camp fires set up by Goth and post rock. The record even treads water into metal territory, running off with a Rush lick like a dog with a bone. Never forget that this music can be a lot of fun, too. A love of opera and the power of Ohm have guided recent gigs. The band members also believe in “family friendship vibes” and “great, openhearted cooperation”, a rarity in the music industry. Kwiatkowski: “Year by year our family is bigger and stronger. We met so many great people on our way and these relations are as important as art. And all of this creates some kind of ethical landscape, which is also very very important for us and for our art.” Cryptic, funny, possessing of a great moral force, Trupa Trupa is a band for these times, whether we are ready for them or not. ..::TRACK-LIST::.. 1. Moving 02:45 2. Kwietnik 03:27 3. Twitch 02:51 4. Lines 03:24 5. Uniforms 02:02 6. Lit 02:46 7. Far Away 02:04 8. All And All 03:54 9. Uselessness 04:06 10. Sick 04:37 11. B FLAT A 06:11 ..::OBSADA::.. Grzegorz Kwiatkowski - gitara, wokal Wojtek Juchniewicz gitara basowa, gitara, wokal Rafał Wojczal - klawisze, gitara Tomek Pawluczuk - perkusja https://www.youtube.com/watch?v=dJBIcmh1BKk SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-08-22 19:36:37 
            Rozmiar: 94.19 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Trupa Trupa to jeden z niewielu zespołów z kręgu polskiej alternatywy, które regularnie występują poza granicami naszego kraju i zdobywają zasłużony rozgłos. Nie jest to może fenomen na skalę Behemoth - wyprzedzającego w Stanach Zjednoczonych kluby na kilka tysięcy osób - ale na pewno dobry przykład grupy stale wzmacniającej swój status i jednocześnie nieustannie rozwijającej się od strony muzycznej. Poprzedni album ("Of the Sun") dostarczał paliwa internetowym krzykaczom, którzy uważali, że pompowanie balonika gdańskiej grupie staje się irytujące, a jej muzyka stała się przeciętna, maksymalnie uśredniona, ale "B Flat A" to powrót do wysokiej formy i to w takim stylu, że nikt nie będzie śmiał się pod nosem. "B Flat A" jest dokładnie tym, czym "Of the Sun" nie było i już dzięki temu wyprzedza starszy materiał w przedbiegach - Trupa Trupa nigdy nie brzmiała równie swobodnie jak teraz. Pozostajemy w bogatym świecie rocka psychodelicznego wchodzącego w konszachty z post-punkiem czy nawet art-rockiem, ale to nie przynależność gatunkowa, a sposób pisania piosenek uległ wielkiej zmianie na plus. Każda z nich składa się z pojedynczych pomysłów, które czasami przeradzają się w warkocze hałaśliwych zgrzytów, ale częściej prowadzą w nieznane za pomocą sennej transowości. Nie każdemu spodoba się takie podejście, bo choćby Trupa Trupa z całych sił próbowała zabrzmieć ładnie, jej najnowsze dzieło trzeba uznać za dziwne, ułożone według klucza dalekiego od standardów przebojowych piosenek rockowych. W okolicach premiery pierwszego singla ("Twitch") miałem problem z nowym pomysłem na siebie zespołu, bo jak to tak? Cała warstwa melodyczna zatopiona głęboko w miksie? Gwałtowne przejścia ze zwrotki w refren? I to wszystko pozbawione pompatycznego crescendo? Takie gierki rodzą wiele wątpliwości, ale po osłuchaniu się z krążkiem apetyt na ciągłe zaskakiwanie zaczyna wzrastać. Na tym polega jego siła. Na "B Flat A" imponuje nie tylko oszukiwanie słuchacza, ale także celowe utrudnianie czerpania radości z poszczególnych utworów. Trupa Trupa lubi stale rekonstruować swoją muzykę i dodawać jej dziesięć punktów więcej na skali dziwności. Na stole nie leżą wprawdzie jazzowe improwizacje, tylko gotowe hity, ale są celowo psute, wykręcane na różne strony i przemieniane w dźwiękową masę, która nie zmusi do tupania nogą, tylko do rozbierania jej na czynniki pierwsze i podejmowania prób zrozumienia tych przedziwnych struktur. To oczywiście bardzo wkurzające, ale... czy artyści nie powinni nas wkurzać i prowokować? Ogrom znaków zapytania rodzi nawet wytypowany na drugi singiel, króciutki "Uniforms", najbardziej przebojowy kawałek z całego albumu, gdzie mimo sympatycznej podpórki w postaci beatlesowskiej melodii, zespół burzy wrażenia ponakładanymi na siebie wokalami oraz noise'owo-rozedrganym finałem. Później pojawia się brzmiący jak Pink Floyd podejmujące wyzwanie nagrania slowcore'owego materiału "Lit", dalej "All And All" zanurzone w alt-country albo wystawione na otwarcie "Moving", gdzie post-punk spotyka rwane wokale do bólu przypominające późniejsze wcielenia Swans. "B Flat A" nie będzie sensacją na ogromną skalę - jest na nim za dużo zagwozdek i nieoczywistości - ale przekopanie się przez najnowsze pomysły Trupy Trupa to niezwykle fascynujące doświadczenie. Jeśli pragniecie psychodelicznej podróży na trzeźwo, sprawdźcie ten materiał. Soundrive Funkcjonowanie jako kulturalny towar eksportowy nie może jednak warunkować bezkrytycznej reakcji. Najnowsze dzieło, którym uraczyła nas Trupa Trupa, nie daje zresztą powodów do zachwytów. Dokładna eksploracja premierowych kompozycji pozwala na odkrycie tajemnicy międzynarodowych sukcesów zespołu. Sekret tkwi w postpunkowym brzmieniu uszytym na miarę pragnień amerykańskiego i brytyjskiego rynku. To hałaśliwy, transowy gitarowy puls, ale dopięty na ostatni guzik. Uporządkowany i gładki. Pozbawiony chropowatych konturów, a przede wszystkim alienującej charakterystyki gatunku. Sklejony z mnogości burzliwych cytatów (od Can do wczesnych Pink Floyd), lecz bardziej metodą wychwytywania symetrii niż poprzez anarchiczny, burroughsowski cut-up. To muzyka, która w pełni satysfakcjonuje zachodniego odbiorcę, ponieważ nie naraża go na konfrontację kulturową. Trzymając się konotacji postpunkowych, gdańska kapela jest w pewnym sensie anty-Siekierą. Zamiast posługiwać się narracją potęgującą mistyczną obcość gitarowej polskości, grupa unicestwia lokalną tożsamość i inwestuje całą siłę twórczą w celebrację zagranicznego wzorca. Odtwarza melodie, które są dobrze znane amerykańskim oraz brytyjskim dziennikarzom. Przedstawia wierną adaptację popkulturowych obsesji Wielkiego Świata. "B Flat A" jest owocem rynkowego poskromienia kulturowej unikalności. Projektem, który uśmiecha się do dominującego, zagranicznego pejzażu, zamiast się z nim konfrontować. To płyta pojawiająca się na ustach obcojęzycznych dziennikarzy na zasadzie przyjemnej ciekawostki. Albumowy ekwiwalent Europejczyka popisującego się przed mikrofonem w popularnym tokijskim barze karaoke. Pozbawione własnego smaku przedsięwzięcie, mimo rozkrzyczanego brzmienia, jest pod każdym względem nieme. Nie twórczy, a odtwórczy produkt dokonujący aktu autoagresji na własnej tożsamości. To też dzieło nieme estetycznie. Tak bardzo nasiąknięte stylistycznymi, zewnętrznymi wpływami, że aż rozpadające się w dłoniach. Produkcja reprodukcji zyskująca zagraniczną aprobatę dzięki swej formalnej przeźroczystości. To wreszcie dzieło nieme ideologicznie. Konceptualizujące zło przy pomocy sloganowych tropów. Trochę fabularnego zacięcia dreszczowca, trochę melancholii Joy Division – pozory mitologizujące stek archetypów. Trywializacja niepokoju jako dopełnienie formuły bezpiecznej egzotyczności towaru wschodnioeuropejskiego. Czy warto więc kibicować? To już zależy od tego, w jaki sposób próbujemy wymierzyć sukces artystyczny – biorąc pod uwagę stopień kreatywności czy efektywności reprodukcyjnej. Łukasz Krajnik With B FLAT A this much acclaimed quartet from Gdańsk have produced their most epic and visceral statement to date. A universe where echoes of Can, Syd Barrett and Fugazi lovingly collide. “Off-kilter melodies, dense instrumentation and lyrical explorations of the darkest side of the human condition” — The Guardian In the 1963 introduction to his dystopian novel, Bend Sinister, Vladimir Nabokov talks of how the book’s plot – one of subterfuge, betrayal, imprisonment and death – “starts to breed in the bright broth of a rain puddle”. This oblong pool, “shaped like a cell that is about to divide”, reappears throughout the text as an ink blot then an ink stain, spilled milk, an image of ciliated thought, a footprint and the imprint of a human soul. Nabokov’s puddle could be the perfect metaphor for the music of Trupa Trupa. An entity that shapeshifts and documents different circumstances, but music that still reflects a single, inevitable truth. The band’s make up is key here; Trupa Trupa consists of “four friends and captains” with different personalities: something that creates, in the words of singer Grzegorz Kwiatkowski, “troubles”, which lead to “both a democracy and a polyphonic situation.” We could also look to their formidable back catalogue and sift through a body of work that can often sound hard, or blunt; akin to the offhand and oblique stories of a backwoodsman. But this bluntness is carefully couched in abstractions or clever patterns, courtesy of suggestive phrases and the imposition of tonal or rhythmic moods. It is also set off against the most beautiful and uplifting pop music. A conundrum, of course, but then one doesn’t look into Nabokovian puddles for ‘likes’. One element of the Gdansk band’s music is always there, in plain sight. Trupa Trupa look to confront evil; exploring, in Kwiatkowski’s words, “the wasteland of human nature where hatred and genocide are not just distant reverberations of Central European history but still resonate in contemporary reality.” The band often does this openly and without compromise; even if the lyrics love to deal in metaphor or intrigue. And yet, and maybe strangely in a world increasingly addicted to proclaiming “its own truth” online, Trupa Trupa still revels in making truthful music that needs no instant affirmation. On this new release, for example, the crushing plod of ‘Sick’ is driven by the lines, “I don’t know how to tell you that you’re sick”. Brilliantly evocative and double-dealing, it is a line that brings to mind both recent events and countryman Andrzej Żuławski’s 1971 film, The Third Part of the Night, where the metaphor of sickness is graphically and symbolically used to describe a society dealing with the pressure of both a physical and mental occupation. Here, the processed noises sound like they mutate, or decay as they progress; a sonic petri dish that reminds us that sometimes we have no control over the way things pan out. Inevitably, COVID hangs over everything like a broody rain cloud. Grzegorz Kwiatkowski talks of a “visible paranoia” in the studio during the recording of B FLAT A. “COVID also affected us. So our dark stuff was in my opinion even darker because of this super strange, frightening atmosphere all around us and inside of us.” According to Kwiatkowski the record – worked on when an American tour had to be canned at the last minute – is a “kind of a study of disintegration and decomposition.” Maybe the powerful track, ‘Uselessness’ documents this, where the sometimes overbearing arrangement drives home the core message. The music feels oppressive and threatening, almost physically forcing the listener into the position of those who feel useless in the face of such an assault. Though still carrying the weight of unseen or unheard histories, whether ancient or modern, B FLAT A is the release where the provincial math rock, woozy psychedelia and heavy folk elements finally coalesce in that most unfashionable of things, a sound that can fill a stadium. The band has always been able to shake the roots of any mountain in terms of making a noise but their new record showcases a new, outward-looking sensibility that could moonlight as the kind of sludgy, primetime pop-rock music that Pink Floyd once ensnared half the world’s youth with. Listen to the airy ‘All and All’ for example, with its gentle, organ bound melody. It could be a Beatles fly by, or a lost snippet from that period when Rick Wright took over song duties from Syd Barrett in the Floyd. In this regard it seems now that their last two releases, 2019’s Of the Sun and 2017’s Jolly New Songs were brilliant teases, “existential” records that played footsie with the listener, promising many brilliant things only to disappear into a mist with a wink and a nod. B FLAT A is a much more upfront affair, armed with a quiver full of sonic arrows such as potential world hit, ‘Uniforms’. This track, with its Guided By Voices-style simplicity, boils down all the nefarious, quixotic, algorithmic thoughts about “belonging” to a terrifying statement, “I wanna be all my uniforms”. The rumbling percussive pay off adds a certain irony as we stare at our own reflections, or more likely, bawl it out in affirmation whilst waving our lighters in the air. When asked whether the band would fancy revamping the formula that brought the world Live Aid, Kwiatkowski was blunt. “Not at all. Actually we really don’t like this kind of art. And our heroes are bands like Fugazi, Sonic Youth or the Velvet Underground and a lot of other stuff such as Glenn Gould or Schubert. And anyway, sometimes our gigs look like real hell. Very often before gigs I ask sound engineers and the light people to literally destroy everything. We give them total freedom but with this one suggestion: let’s make a very intensive rollercoaster situation.” B FLAT A also foregrounds one of Trupa Trupa’s great strengths – maybe an unfashionable one for these LCD times – namely, their collective ability to make incredibly tactile, physical music. The band approaches this task in a number of ways; sometimes like that of a master craftsman carving an ornate chair. Or a welder repairing a tank that’s been knocked up in a sortie. Regardless of the situation, nothing is left to chance, there is never the idea that the song and the texts have to undergo an awkward introduction after both have been created. Because of this B FLAT A is perhaps their most alert and “focused” record to date; it signals an intent and a placement of sound. Tracks like ‘Far Away’, ‘Kwietnik’ and ‘Twitch’ are driven by tough, strident beats and growling guitar passages, inhabiting an interesting hinterland; one in view of the camp fires set up by Goth and post rock. The record even treads water into metal territory, running off with a Rush lick like a dog with a bone. Never forget that this music can be a lot of fun, too. A love of opera and the power of Ohm have guided recent gigs. The band members also believe in “family friendship vibes” and “great, openhearted cooperation”, a rarity in the music industry. Kwiatkowski: “Year by year our family is bigger and stronger. We met so many great people on our way and these relations are as important as art. And all of this creates some kind of ethical landscape, which is also very very important for us and for our art.” Cryptic, funny, possessing of a great moral force, Trupa Trupa is a band for these times, whether we are ready for them or not. ..::TRACK-LIST::.. 1. Moving 02:45 2. Kwietnik 03:27 3. Twitch 02:51 4. Lines 03:24 5. Uniforms 02:02 6. Lit 02:46 7. Far Away 02:04 8. All And All 03:54 9. Uselessness 04:06 10. Sick 04:37 11. B FLAT A 06:11 ..::OBSADA::.. Grzegorz Kwiatkowski - gitara, wokal Wojtek Juchniewicz gitara basowa, gitara, wokal Rafał Wojczal - klawisze, gitara Tomek Pawluczuk - perkusja https://www.youtube.com/watch?v=dJBIcmh1BKk SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-08-22 19:32:21 
            Rozmiar: 233.15 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Absolutna sensacja! Odnaleziony po latach przez Piotra Obala zapis drugiego koncertu Kryzysu, jeszcze pod nazwą The Boors w Aninie 26 maja 1979 roku. Na płycie pełny zapis koncertu (33 minuty) z pierwszym, najmniej znanym programem zespołu. Nie mniej ważną częścią wydawnictwa jest kilkadziesiąt zdjęć z koncertu autorstwa Iliko Kurulishvili oraz wspomnienia jego uczestników. Absolutne perełki nigdzie w żadnej formie nie publikowane wcześniej: Every Rider Wonna Switch, Ramona, (Everybody’s Giving You) Invitation To Death, Colour Of The Money, I Got No Money, Time For Destroying (a.k.a. Nie zaznam spokoju), Karaiby [pierwszy numer zespołu!!] Oryginalna okładka autorstwa Roberta Brylewskiego została zremasteryzowana przez jego córkę, Ewę Brylewską. ..::TRACK-LIST::.. 1. Intro 2. (Not A) Communist 3. Shitass 4. Identity 5. Every Rider Wanna Switch* 6. Ramona* 7. (Everybody’s Giving You) Invitation To Death* 8. Tartak 9. Colour Of The Money* 10. Holidays in Siberia 11. I Got No Money* 12. Time For Destroying* (a.k.a. Nie zaznam spokoju) 13. Karaiby*/** 14. Untitled * - Nigdzie w żadnej formie nie publikowane wcześniej ** - Pierwszy numer zespołu. Track 14 is not listed, it sounds like fragment of 'Police and Thieves'. ..::OBSADA::.. Guitar, Vocals, Cover [Cover Art] - Robert 'Afa' Brylewski Drums - Kamil 'Blitz' Stoor Guitar, Vocals - Piotr 'Mrówa' Mrowiński Bass Guitar, Vocals - Marek 'Marcus' Iwańczuk https://www.youtube.com/watch?v=JE5GNaXcGqs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-08-20 18:56:48 
            Rozmiar: 80.59 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Absolutna sensacja! Odnaleziony po latach przez Piotra Obala zapis drugiego koncertu Kryzysu, jeszcze pod nazwą The Boors w Aninie 26 maja 1979 roku. Na płycie pełny zapis koncertu (33 minuty) z pierwszym, najmniej znanym programem zespołu. Nie mniej ważną częścią wydawnictwa jest kilkadziesiąt zdjęć z koncertu autorstwa Iliko Kurulishvili oraz wspomnienia jego uczestników. Absolutne perełki nigdzie w żadnej formie nie publikowane wcześniej: Every Rider Wonna Switch, Ramona, (Everybody’s Giving You) Invitation To Death, Colour Of The Money, I Got No Money, Time For Destroying (a.k.a. Nie zaznam spokoju), Karaiby [pierwszy numer zespołu!!] Oryginalna okładka autorstwa Roberta Brylewskiego została zremasteryzowana przez jego córkę, Ewę Brylewską. ..::TRACK-LIST::.. 1. Intro 2. (Not A) Communist 3. Shitass 4. Identity 5. Every Rider Wanna Switch* 6. Ramona* 7. (Everybody’s Giving You) Invitation To Death* 8. Tartak 9. Colour Of The Money* 10. Holidays in Siberia 11. I Got No Money* 12. Time For Destroying* (a.k.a. Nie zaznam spokoju) 13. Karaiby*/** 14. Untitled * - Nigdzie w żadnej formie nie publikowane wcześniej ** - Pierwszy numer zespołu. Track 14 is not listed, it sounds like fragment of 'Police and Thieves'. ..::OBSADA::.. Guitar, Vocals, Cover [Cover Art] - Robert 'Afa' Brylewski Drums - Kamil 'Blitz' Stoor Guitar, Vocals - Piotr 'Mrówa' Mrowiński Bass Guitar, Vocals - Marek 'Marcus' Iwańczuk https://www.youtube.com/watch?v=JE5GNaXcGqs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-08-20 18:51:38 
            Rozmiar: 194.03 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Druga, studyjna płyta Darka Duszy i Demonów to wybuchowa mieszanka post punka, rock`n`rolla i punk rocka, doprawiona sarkastycznymi i krytycznymi tekstami Duszy. Za brzmienie płyty odpowiada ceniony realizator Jarek Toifl, okładkę zaprojektowała popularna undergroundowa artystka Akvarko. Darek Dusza i Demony to działający od dwóch lat zespół Darka Duszy – gitarzysty, autora tekstów i kompozytora od lat związanego ze sceną niezależną. Darek to założyciel kultowej Śmierci Klinicznej i niezapomnianego Absurdu. Przez wiele lat tworzył i grał w Shakin` Dudi, jest autorem wszystkich wielkich przebojów tego rock`n`rollowego zespołu. Pisał teksty dla Dżemu, Cree, Braci, Lory Szafran, Dubska czy Michała Urbaniaka. Oprócz niego zespół tworzą muzycy od lat związani ze śląską sceną punkową: Paulina Paleczna (ex Punk Rock Gang) – wokal Doktor Maupa (ex One Yer Bike) – bębny Mateusz Trybulec (The Harpagans) – bas W 2022 roku zespół zagrał na kilku ważnych, niezależnych festiwalach: Rocku na Bagnie, Rebeliancie, Outside Feście, Gotta Go i Memoriale Tik-Taka. Wszędzie był przyjmowany entuzjastycznie. Jesienią 2022 r. ukazała się nakładem Zimy bardzo dobrze przyjęta płyta „Karykatury”. W następnym 2023 roku zespół pojawił się m. in. na takich festiwalach jak Port Rocka, Ramona Fest, Róbmy Swoje, Alerta Alerta i Izerbejdżan Eko Fest. Rok 2024-2025 to kolejne koncerty w klubach i na festiwalach. Wydawca ..::TRACK-LIST::.. Offline 03:21 Zuo 02:20 Postanowienie 03:23 Skrzydła 03:22 Pompeje 03:26 Alergia 02:45 Szubienica 03:32 Co ludzie powiedzą 03:16 Polska Republika Tekturowa 03:32 Drugie dno 02:48 Bonusy: Hidden cores 02:48 Offline (english version) 03:21 ..::OBSADA::.. Paulina Paleczna-Brzuska - śpiew Mateusz Trybulec - gitara basowa, śpiew Doktor Maupa - perkusja, śpiew Darek Dusza – gitary, śpiew i pozostałe instrumenty Miks i mastering - Jarek Toifl Produkcja - Darek Dusza Projekt okładki - Akvarko https://www.youtube.com/watch?v=xQn2EjmeGqo SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-08-17 12:23:29 
            Rozmiar: 88.44 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
 ..::OPIS::.. Druga, studyjna płyta Darka Duszy i Demonów to wybuchowa mieszanka post punka, rock`n`rolla i punk rocka, doprawiona sarkastycznymi i krytycznymi tekstami Duszy. Za brzmienie płyty odpowiada ceniony realizator Jarek Toifl, okładkę zaprojektowała popularna undergroundowa artystka Akvarko. Darek Dusza i Demony to działający od dwóch lat zespół Darka Duszy – gitarzysty, autora tekstów i kompozytora od lat związanego ze sceną niezależną. Darek to założyciel kultowej Śmierci Klinicznej i niezapomnianego Absurdu. Przez wiele lat tworzył i grał w Shakin` Dudi, jest autorem wszystkich wielkich przebojów tego rock`n`rollowego zespołu. Pisał teksty dla Dżemu, Cree, Braci, Lory Szafran, Dubska czy Michała Urbaniaka. Oprócz niego zespół tworzą muzycy od lat związani ze śląską sceną punkową: Paulina Paleczna (ex Punk Rock Gang) – wokal Doktor Maupa (ex One Yer Bike) – bębny Mateusz Trybulec (The Harpagans) – bas W 2022 roku zespół zagrał na kilku ważnych, niezależnych festiwalach: Rocku na Bagnie, Rebeliancie, Outside Feście, Gotta Go i Memoriale Tik-Taka. Wszędzie był przyjmowany entuzjastycznie. Jesienią 2022 r. ukazała się nakładem Zimy bardzo dobrze przyjęta płyta „Karykatury”. W następnym 2023 roku zespół pojawił się m. in. na takich festiwalach jak Port Rocka, Ramona Fest, Róbmy Swoje, Alerta Alerta i Izerbejdżan Eko Fest. Rok 2024-2025 to kolejne koncerty w klubach i na festiwalach. Wydawca ..::TRACK-LIST::.. Offline 03:21 Zuo 02:20 Postanowienie 03:23 Skrzydła 03:22 Pompeje 03:26 Alergia 02:45 Szubienica 03:32 Co ludzie powiedzą 03:16 Polska Republika Tekturowa 03:32 Drugie dno 02:48 Bonusy: Hidden cores 02:48 Offline (english version) 03:21 ..::OBSADA::.. Paulina Paleczna-Brzuska - śpiew Mateusz Trybulec - gitara basowa, śpiew Doktor Maupa - perkusja, śpiew Darek Dusza – gitary, śpiew i pozostałe instrumenty Miks i mastering - Jarek Toifl Produkcja - Darek Dusza Projekt okładki - Akvarko https://www.youtube.com/watch?v=xQn2EjmeGqo SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-08-17 12:19:17 
            Rozmiar: 296.49 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...( Info )...
 Artist - James Album - 1997 Singles & B-Sides Year - 2023 Genre - Indie Format - FLAC 16/44kHz ...( TrackList )... 01. She's A Star 02. Chunny Pops 03. Fishknives 04. Van Gogh's Dog 05. Tomorrow 06. Gone Too Far 07. Honest Pleasure 08. All One To Me 09. Waltzing Along (Single Version) 10. Your Story 11. Where You Gonna Run_ 12. Long To Be Right 13. Thursday Treatments 14. She's A Star (Dave Angel's PAT Remix) 15. Tomorrow (Full On Vibe Mix) 16. Waltzing Along (Disco Socks Remix) 17. She's A Star (Andrea's Biosphere Dub) 18. Tomorrow (Archive Mix) 19. Waltzing Along (Flytronix Remix) 20. Tomorrow (Droppin' Cake Mix) 21. Waltzing Along (Havin' It Rock Opera Mix) 22. Come Home (Weatherall Remix _ Skunk Weed Skank Mix)   
            Seedów: 138
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-08-09 01:23:29 
            Rozmiar: 683.86 MB          
            Peerów: 9
          
            Dodał: Uploader          
               Opis
               
             
               ...( Info )...
 Artist: Morphine Album: The Night Year: (2000) Format: [FLAC] ...( TrackList )... 1 The Night 4:48 2 So Many Ways 4:01 3 Souvenir 4:40 4 Top Floor, Bottom Buzzer 5:43 5 Like A Mirror 5:26 6 A Good Woman Is Hard To Find 4:12 7 Rope On Fire 5:36 8 I'm Yours, You're Mine 3:45 9 The Way We Met 2:59 10 Slow Numbers 3:56 11 Take Me With You 4:54   
            Seedów: 127
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-08-09 01:23:24 
            Rozmiar: 297.26 MB          
            Peerów: 11
          
            Dodał: Uploader          
               Opis
               
             
               ...( Info )...
 Artist: Morphine Album: Yes (Expanded Edition) Year: (1995 / 2018 RM) Genre: Alternative rock with noir-jazz Format: [FLAC] ...( TrackList )... 01 - Honey White 02 - Scratch 03 - Radar 04 - Whisper 05 - Yes 06 - All Your Way 07 - Super Sex 08 - I Had My Chance 09 - The Jury 10 - Sharks 11 - Free Love 12 - Gone for Good 13 - Pulled Over the Car 14 - Come Along (Studio Version) 15 - Radar (Long Version) 16 - Birthday Cake 17 - Super Sex (Alternate Mix) 18 - Sunday Afternoon 19 - Have a Lucky Day 20 - Whisper 21 - Thursday 22 - Shame - Free Love   
            Seedów: 117
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-08-09 01:23:17 
            Rozmiar: 523.53 MB          
            Peerów: 9
          
            Dodał: Uploader          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
 ..::OPIS::.. 'w 2006 narodził się czasu|kres, który pozostał jedynie na poziomie idei. w 2022 usłyszeliśmy pierwszy głos, a po nim głosy kolejne. zrozumieliśmy, że bez|muzyki jest jak bez|powietrza. a głosy będą przepływać przez nas aż po kres'. bez|kres bez|kres prezentuje swój debiutancki album, zanurzony w odmętach semantycznego post-punku i darkwave, z wyraźnymi echami polskiej zimnej fali, materiał ten jest świadomym dążeniem do minimalizmu. ..::TRACK-LIST::.. 1. nagłos 06:48 2. śródgłos 05:52 3. wygłos 05:30 4. dogłos 07:26 5. pogłos 04:47 6. bezgłos 08:24 https://www.youtube.com/watch?v=XEio2ZiksYk SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-07-31 17:24:11 
            Rozmiar: 90.39 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
 ..::OPIS::.. 'w 2006 narodził się czasu|kres, który pozostał jedynie na poziomie idei. w 2022 usłyszeliśmy pierwszy głos, a po nim głosy kolejne. zrozumieliśmy, że bez|muzyki jest jak bez|powietrza. a głosy będą przepływać przez nas aż po kres'. bez|kres bez|kres prezentuje swój debiutancki album, zanurzony w odmętach semantycznego post-punku i darkwave, z wyraźnymi echami polskiej zimnej fali, materiał ten jest świadomym dążeniem do minimalizmu. ..::TRACK-LIST::.. 1. nagłos 06:48 2. śródgłos 05:52 3. wygłos 05:30 4. dogłos 07:26 5. pogłos 04:47 6. bezgłos 08:24 https://www.youtube.com/watch?v=XEio2ZiksYk SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-07-31 17:12:58 
            Rozmiar: 256.06 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
 ..::OPIS::.. Wysokiej klasy teksty, doskonałe umiejętności muzyczne i świetne brzmienie zespołu, biorąc pod uwagę wszystkie instrumenty, na których gra Justin. Bardzo podoba mi się ten album, podobnie jak ich pierwszy. Jeśli chcesz posłuchać albumu o mrocznym klimacie, który oferuje świetną muzykę i jesteś w stanie poświęcić mu trochę czasu, to może być wydawnictwo dla Ciebie... ..::TRACK-LIST::.. 1. Going Home 04:57 2. Ruined By Them 04:22 3. Blue Bird 04:42 4. All I Am 04:50 5. In Obscura 04:39 6. Blueprint 04:08 7. Shadowbox(ers) 04:01 8. Gently Bow Out 04:15 9. She's Wild 04:38 10. Fear No Ghosts 05:47 ..::OBSADA::.. All Instruments - Justin Greaves Voices - Belinda Kordic https://www.youtube.com/watch?v=0yWowFZB7WM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-07-16 18:09:23 
            Rozmiar: 107.37 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
 ..::OPIS::.. Wysokiej klasy teksty, doskonałe umiejętności muzyczne i świetne brzmienie zespołu, biorąc pod uwagę wszystkie instrumenty, na których gra Justin. Bardzo podoba mi się ten album, podobnie jak ich pierwszy. Jeśli chcesz posłuchać albumu o mrocznym klimacie, który oferuje świetną muzykę i jesteś w stanie poświęcić mu trochę czasu, to może być wydawnictwo dla Ciebie... ..::TRACK-LIST::.. 1. Going Home 04:57 2. Ruined By Them 04:22 3. Blue Bird 04:42 4. All I Am 04:50 5. In Obscura 04:39 6. Blueprint 04:08 7. Shadowbox(ers) 04:01 8. Gently Bow Out 04:15 9. She's Wild 04:38 10. Fear No Ghosts 05:47 ..::OBSADA::.. All Instruments - Justin Greaves Voices - Belinda Kordic https://www.youtube.com/watch?v=0yWowFZB7WM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-07-16 18:05:23 
            Rozmiar: 314.54 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ..::INFO::..
 --------------------------------------------------------------------- Myslovitz - Korova Milky Bar (English Version) --------------------------------------------------------------------- Artist...............: Myslovitz Album................: Korova Milky Bar (English Version) Genre................: Rock, Alternative Rock Source...............: CD Year.................: 2003 Ripper...............: EAC (Secure mode) & Lite-On iHAS124 Codec................: Free Lossless Audio Codec (FLAC) Version..............: reference libFLAC 1.2.1 20070917 Quality..............: Lossless, (avg. compression: 61 %) Channels.............: Stereo / 44100 HZ / 16 Bit Tags.................: VorbisComment Information..........: Pomaton EMI Included.............: NFO, M3U, CUE Covers...............: Front Back CD --------------------------------------------------------------------- Tracklisting --------------------------------------------------------------------- 1. Myslovitz - Man of Glass [04:49] 2. Myslovitz - Dreamsellers [03:57] 3. Myslovitz - Sound of Solitude [04:06] 4. Myslovitz - Acidland [04:14] 5. Myslovitz - Townboys [04:09] 6. Myslovitz - Korova Milky Bar [03:04] 7. Myslovitz - The Melancholy Tower [05:16] 8. Myslovitz - A Few Mistakes Made by Good Parents [03:59] 9. Myslovitz - Behind Closed Eyes [03:30] 10. Myslovitz - For You [03:44] 11. Myslovitz - Throughout Life in 10 Seconds [02:06] 12. Myslovitz - Us [03:24] 13. Myslovitz - I'd Like To Die of Love [14:27] Playing Time.........: 01:00:52 Total Size...........: 360,17 MB   
            Seedów: 10
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-07-05 08:48:08 
            Rozmiar: 367.77 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: rajkad          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
 ..::OPIS::.. Kiedy dowiedziałem się, że Mike Patton znowu zamierza rzucić swoim Tomahawkiem, nie wiedziałem, czy skakać z radości, czy się rozpłakać. Ich wcześniejsza płyta nie do końca mnie powaliła. Owszem, mocno inspirowany indiańską kulturą i muzyką „Anonymous” (nagrany bez basisty Kevina Rutmanisa) był ciekawym urozmaiceniem i odpowiedzią na pytanie „Skąd taka, a nie inna nazwa zespołu?”, ale przynosił też wątpliwości, bo jednak nie o to w tej muzyce chodziło... To spowodowało, że mimo mojego uwielbienia dla Pattona, nie wiedziałem, czego się spodziewać po czwartym krążku zespołu. Humor poprawiła pierwsza, kilkusekundowa zapowiedź, którą muzycy wrzucili na YouTube. Brzmiało to jakby do swojego brzmienia z pierwszych dwóch płyt dorzucili jakieś wtrącenia w stylu późnego King Crimson, a to oznaczało, że „Oddfellows”, bo tak miała się płyta nazywać, będzie najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą tego roku. Cieszył też fakt, że do składu wrócił bas, tym razem obsługiwany przez Trevora Dunna, grającego z Mike'iem w Mr. Bungle i przy projektach Johna Zorna. Do pieca dorzucili publikując pierwszy singiel. „Stone Letter”, chociaż jest mocno radiowym jak na Tomahawk kawałkiem, sprawił, że moja cierpliwość całkowicie zniknęła i myślałem już tylko o jednym. Czekałem, czekałem i w końcu doczekałem się. A czy było warto? Chłopaki nie wrócili do tego, za co pokochałem ich muzykę, więc jeśli ktoś liczy na powrót do brzmienia z „Tomahawk” czy „Mit Gas”, może poczuć zawód. Co jednak ważne, nie wrócili też do indiańskiego konceptu „Anonymous”. Jak zatem brzmi Tomahawk w 2013 roku? Pierwsze słowo jakie narzuca mi się, by odpowiedzieć na to pytanie, to... „lekko”. Nie, broń Boże, nie chodzi mi o to, że indiański toporek Mike'a i spółki stępił się do reszty i nagrali nudny jak flaki z olejem zestaw samych ballad, ale ta płyta w porównaniu do poprzednich jest dużo prostsza, melodyjna, czy nawet radiowa. Przede wszystkim słychać, że chłopaki grali na luzie, sami zresztą twierdzą, że obyło się bez żadnych kłótni i nagrywając czuli pełny relaks. Można powiedzieć, że jest to płyta bliższa Faith No More, pełna dobrych melodii, gdzie każdy kawałek reprezentuje zupełnie inny świat. Wada to, czy zaleta? Jak dla mnie zaleta, bowiem już dawno nie mogliśmy usłyszeć przebojowego Pattona w rockowej postaci. Przejdźmy jednak do konkretów... Tytułowy, otwierający album „Oddfellows” to oparta na motorycznym, transowym riffie, bardzo ciężka rzecz. Podobnie wciąga „A Thousand Eyes”, z tym, że to już spokojniejszy numer. Wspomniany już, singlowy „Stone Letter” ze swoim stadionowym refrenem, mógłby spokojnie znaleźć się na albumie Faith No More, tak samo zresztą jak rewelacyjny „South Paw”, który porwie was już od pierwszej chwili. Szalone wejście, spokojniejsze zwrotki i mocarne refreny – oto przepis na sukces. W „Baby Let's Play ____” Mike wokalem zdobywa serca Pań, brzmiąc lepiej niż niejeden amant. Ale nie raz już kokietował swoje słuchaczki i na koncertach widać, że ten chwyt działa tak jak trzeba. Swingujące „Rise Up Dirty Waters” powita nas spokojnym, psychodelicznym obliczem, by niczym Dr. Jekyll przemienić się w szalone alter ego Mr. Hyde'a. Aż ciarki przechodzą. „I Can Almost See Them” to tajemniczy i pełen dramatyzmu kawałek, opierający się na świetnym motywie basowym Trevora. Gdy usłyszałem pierwszą wokalizę Pattona, wydawało mi się, że to jakaś alternatywna przeróbka „Immigrant Song” Zeppelinów. Bardzo udany, trzymający w napięciu track. „I.O.U.” to chyba najbardziej radiowy utwór. Z początku słychać automat perkusyjny, jakiś klawisz, a zwieńczeniem wszystkiego jest epicki refren z chórkami i natchnionymi wokalizami. „W Quiet Few” słychać echa Mr. Bungle, w „Choke Neck” coś z bluesa, a rytmiczne, fajnie osadzone „Waratorium” sprawi, że zaczniecie się bujać na wszystkie strony. Jak pewnie już zauważyliście, jest to album bardzo zróżnicowany, a jednak muzykom udało się poskładać zawartość tak, by to nie przeszkadzało, a wręcz stało się największą zaletą swojego nowego wcielenia. Możliwe, że fanom pierwszych albumów Tomahawk ten najnowszy niekoniecznie przypadnie do gustu. Fani Mike'a Pattona i Faith No More będą pewnie wniebowzięci, ale „Oddfellows” zdobędzie serca wszystkich tych, którzy oczekują dobrych kawałków, zagranych i zaśpiewanych w profesjonalny sposób, bez względu na to kto i pod jakim szyldem je wyda. Powrót Tomahawka oceniam bardzo dobrze, jedna z lepszych płyt, jakie słyszałem w tym roku. Ignacy 'Iggy' Puśledzki If fans of the alternative supergroup Tomahawk have concerns about the future of the band after their 2007 misstep “Anonymous” – an album comprised of reworked Native American musical compositions – well, they need not worry. The band’s fourth LP, “Oddfellows,” sees Tomahawk – comprised of Mike Patton, vocalist of Faith No More, Jesus Lizard guitarist Duane Denison, former Helmet drummer John Stanier and Mr. Bungle bassist Trevor Dunn – return to form with a collection of 13 moody tracks that hearken back to their self-titled 2001 debut. Album opener and eponymous track “Oddfellows” finds Patton dramatically belting out the lines “They call us odd fellows / We’re dancing on the gallows / Who will judge you tomorrow?” over Stanier’s deliberately robotic drum beats, while Denison’s guitar riffs lunge forward at you like a pissed off, hissing viper. As the song ends in a dizzying crescendo of noodling guitar lines and Patton’s rapid-fire whispers, Tomahawk will have listeners wondering if the band has released its most disturbing and impenetrable album to date. This would certainly be the case if not for tracks “Typhoon” and “Stone Letter,” the latter of which sounds like it could almost be at home on a Foo Fighters or Queens of the Stone Age album. While perhaps a bit too aggressive for most mainstream rock listeners’ ears, “Stone Letter” shows Tomahawk embracing Patton’s more pop-friendly vocals from his days in Faith No More, which allows the band to just plain rock out, albeit on their own unconventional terms. This is the most fun the band has ever sounded. While not as sonically diverse as their second album, 2003’s “Mit Gas,” “Oddfellows” is the bands most cohesive album to date. Every song sounds as if it belongs on the same album – a quality that can’t be said for “Mit Gas.” “Oddfellows” slithers quietly, yet menacingly, like a mean dog during the tracks “I.O.U.” and “A Thousand Suns” before lurching into a violent seizure of frenzied barked vocals and guttural howls on “White Hats/Black Hats.” Sometimes, the tempo changes drastically within just one song, like “Rise Up Dirty Waters,” which coasts along quietly with crisp finger-snaps and a bass line that could make itself at home on a jazzy soundtrack inspired by a Mickey Spillane novel. This breezy coolness fails to last when Denison’s propulsive guitar rises above the rhythm section and Patton begins to maniacally sermonize the listener like a possessed pastor who is speaking in tongues. This back and forth between quiet and loud never abates until the album’s conclusion, but, thankfully, it never veer too far off into either direction. It’s perhaps Patton and his versatile tool kit of vocal techniques that prevents “Oddfellows” from ever becoming cannibalized by its yin and yanging of tempos and moods. He almost sounds downright happy and playful as the music becomes loud and dangerous, as heard on standout track “Southpaw.” It’s when the mood gets quiet and spacious, like on “Baby Let’s Play,” that Patton’s vocals become their most sinister. In “Bone-dry,” he hauntingly singsongs over the sounds of a disturbed lullaby. Those looking for a comfortable listening experience should steer clear of Tomahawk’s latest, but those who are up for a challenging rock album should look no further. Michael B. Murphy ..::TRACK-LIST::.. 1. Oddfellows 03:29 2. Stone Letter 02:52 3. I.O.U. 02:38 4. White Hats / Black Hats 03:21 5. A Thousand Eyes 02:40 6. Rise Up Dirty Waters 03:06 7. The Quiet Few 03:48 8. 'I Can Almost See Them' 02:36 9. South Paw 04:00 10. Choke Neck 03:51 11. Waratorium 03:27 12. Baby Let's Play____ 02:43 13. Typhoon 02:11 ..::OBSADA::.. Mike Patton - vocals, keyboards Trevor Dunn - bass guitar Duane Denison - guitars John Stanier - drums https://www.youtube.com/watch?v=5uyjvjt2Bd8 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-05-30 16:56:42 
            Rozmiar: 96.44 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
 ..::OPIS::.. Kiedy dowiedziałem się, że Mike Patton znowu zamierza rzucić swoim Tomahawkiem, nie wiedziałem, czy skakać z radości, czy się rozpłakać. Ich wcześniejsza płyta nie do końca mnie powaliła. Owszem, mocno inspirowany indiańską kulturą i muzyką „Anonymous” (nagrany bez basisty Kevina Rutmanisa) był ciekawym urozmaiceniem i odpowiedzią na pytanie „Skąd taka, a nie inna nazwa zespołu?”, ale przynosił też wątpliwości, bo jednak nie o to w tej muzyce chodziło... To spowodowało, że mimo mojego uwielbienia dla Pattona, nie wiedziałem, czego się spodziewać po czwartym krążku zespołu. Humor poprawiła pierwsza, kilkusekundowa zapowiedź, którą muzycy wrzucili na YouTube. Brzmiało to jakby do swojego brzmienia z pierwszych dwóch płyt dorzucili jakieś wtrącenia w stylu późnego King Crimson, a to oznaczało, że „Oddfellows”, bo tak miała się płyta nazywać, będzie najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą tego roku. Cieszył też fakt, że do składu wrócił bas, tym razem obsługiwany przez Trevora Dunna, grającego z Mike'iem w Mr. Bungle i przy projektach Johna Zorna. Do pieca dorzucili publikując pierwszy singiel. „Stone Letter”, chociaż jest mocno radiowym jak na Tomahawk kawałkiem, sprawił, że moja cierpliwość całkowicie zniknęła i myślałem już tylko o jednym. Czekałem, czekałem i w końcu doczekałem się. A czy było warto? Chłopaki nie wrócili do tego, za co pokochałem ich muzykę, więc jeśli ktoś liczy na powrót do brzmienia z „Tomahawk” czy „Mit Gas”, może poczuć zawód. Co jednak ważne, nie wrócili też do indiańskiego konceptu „Anonymous”. Jak zatem brzmi Tomahawk w 2013 roku? Pierwsze słowo jakie narzuca mi się, by odpowiedzieć na to pytanie, to... „lekko”. Nie, broń Boże, nie chodzi mi o to, że indiański toporek Mike'a i spółki stępił się do reszty i nagrali nudny jak flaki z olejem zestaw samych ballad, ale ta płyta w porównaniu do poprzednich jest dużo prostsza, melodyjna, czy nawet radiowa. Przede wszystkim słychać, że chłopaki grali na luzie, sami zresztą twierdzą, że obyło się bez żadnych kłótni i nagrywając czuli pełny relaks. Można powiedzieć, że jest to płyta bliższa Faith No More, pełna dobrych melodii, gdzie każdy kawałek reprezentuje zupełnie inny świat. Wada to, czy zaleta? Jak dla mnie zaleta, bowiem już dawno nie mogliśmy usłyszeć przebojowego Pattona w rockowej postaci. Przejdźmy jednak do konkretów... Tytułowy, otwierający album „Oddfellows” to oparta na motorycznym, transowym riffie, bardzo ciężka rzecz. Podobnie wciąga „A Thousand Eyes”, z tym, że to już spokojniejszy numer. Wspomniany już, singlowy „Stone Letter” ze swoim stadionowym refrenem, mógłby spokojnie znaleźć się na albumie Faith No More, tak samo zresztą jak rewelacyjny „South Paw”, który porwie was już od pierwszej chwili. Szalone wejście, spokojniejsze zwrotki i mocarne refreny – oto przepis na sukces. W „Baby Let's Play ____” Mike wokalem zdobywa serca Pań, brzmiąc lepiej niż niejeden amant. Ale nie raz już kokietował swoje słuchaczki i na koncertach widać, że ten chwyt działa tak jak trzeba. Swingujące „Rise Up Dirty Waters” powita nas spokojnym, psychodelicznym obliczem, by niczym Dr. Jekyll przemienić się w szalone alter ego Mr. Hyde'a. Aż ciarki przechodzą. „I Can Almost See Them” to tajemniczy i pełen dramatyzmu kawałek, opierający się na świetnym motywie basowym Trevora. Gdy usłyszałem pierwszą wokalizę Pattona, wydawało mi się, że to jakaś alternatywna przeróbka „Immigrant Song” Zeppelinów. Bardzo udany, trzymający w napięciu track. „I.O.U.” to chyba najbardziej radiowy utwór. Z początku słychać automat perkusyjny, jakiś klawisz, a zwieńczeniem wszystkiego jest epicki refren z chórkami i natchnionymi wokalizami. „W Quiet Few” słychać echa Mr. Bungle, w „Choke Neck” coś z bluesa, a rytmiczne, fajnie osadzone „Waratorium” sprawi, że zaczniecie się bujać na wszystkie strony. Jak pewnie już zauważyliście, jest to album bardzo zróżnicowany, a jednak muzykom udało się poskładać zawartość tak, by to nie przeszkadzało, a wręcz stało się największą zaletą swojego nowego wcielenia. Możliwe, że fanom pierwszych albumów Tomahawk ten najnowszy niekoniecznie przypadnie do gustu. Fani Mike'a Pattona i Faith No More będą pewnie wniebowzięci, ale „Oddfellows” zdobędzie serca wszystkich tych, którzy oczekują dobrych kawałków, zagranych i zaśpiewanych w profesjonalny sposób, bez względu na to kto i pod jakim szyldem je wyda. Powrót Tomahawka oceniam bardzo dobrze, jedna z lepszych płyt, jakie słyszałem w tym roku. Ignacy 'Iggy' Puśledzki If fans of the alternative supergroup Tomahawk have concerns about the future of the band after their 2007 misstep “Anonymous” – an album comprised of reworked Native American musical compositions – well, they need not worry. The band’s fourth LP, “Oddfellows,” sees Tomahawk – comprised of Mike Patton, vocalist of Faith No More, Jesus Lizard guitarist Duane Denison, former Helmet drummer John Stanier and Mr. Bungle bassist Trevor Dunn – return to form with a collection of 13 moody tracks that hearken back to their self-titled 2001 debut. Album opener and eponymous track “Oddfellows” finds Patton dramatically belting out the lines “They call us odd fellows / We’re dancing on the gallows / Who will judge you tomorrow?” over Stanier’s deliberately robotic drum beats, while Denison’s guitar riffs lunge forward at you like a pissed off, hissing viper. As the song ends in a dizzying crescendo of noodling guitar lines and Patton’s rapid-fire whispers, Tomahawk will have listeners wondering if the band has released its most disturbing and impenetrable album to date. This would certainly be the case if not for tracks “Typhoon” and “Stone Letter,” the latter of which sounds like it could almost be at home on a Foo Fighters or Queens of the Stone Age album. While perhaps a bit too aggressive for most mainstream rock listeners’ ears, “Stone Letter” shows Tomahawk embracing Patton’s more pop-friendly vocals from his days in Faith No More, which allows the band to just plain rock out, albeit on their own unconventional terms. This is the most fun the band has ever sounded. While not as sonically diverse as their second album, 2003’s “Mit Gas,” “Oddfellows” is the bands most cohesive album to date. Every song sounds as if it belongs on the same album – a quality that can’t be said for “Mit Gas.” “Oddfellows” slithers quietly, yet menacingly, like a mean dog during the tracks “I.O.U.” and “A Thousand Suns” before lurching into a violent seizure of frenzied barked vocals and guttural howls on “White Hats/Black Hats.” Sometimes, the tempo changes drastically within just one song, like “Rise Up Dirty Waters,” which coasts along quietly with crisp finger-snaps and a bass line that could make itself at home on a jazzy soundtrack inspired by a Mickey Spillane novel. This breezy coolness fails to last when Denison’s propulsive guitar rises above the rhythm section and Patton begins to maniacally sermonize the listener like a possessed pastor who is speaking in tongues. This back and forth between quiet and loud never abates until the album’s conclusion, but, thankfully, it never veer too far off into either direction. It’s perhaps Patton and his versatile tool kit of vocal techniques that prevents “Oddfellows” from ever becoming cannibalized by its yin and yanging of tempos and moods. He almost sounds downright happy and playful as the music becomes loud and dangerous, as heard on standout track “Southpaw.” It’s when the mood gets quiet and spacious, like on “Baby Let’s Play,” that Patton’s vocals become their most sinister. In “Bone-dry,” he hauntingly singsongs over the sounds of a disturbed lullaby. Those looking for a comfortable listening experience should steer clear of Tomahawk’s latest, but those who are up for a challenging rock album should look no further. Michael B. Murphy ..::TRACK-LIST::.. 1. Oddfellows 03:29 2. Stone Letter 02:52 3. I.O.U. 02:38 4. White Hats / Black Hats 03:21 5. A Thousand Eyes 02:40 6. Rise Up Dirty Waters 03:06 7. The Quiet Few 03:48 8. 'I Can Almost See Them' 02:36 9. South Paw 04:00 10. Choke Neck 03:51 11. Waratorium 03:27 12. Baby Let's Play____ 02:43 13. Typhoon 02:11 ..::OBSADA::.. Mike Patton - vocals, keyboards Trevor Dunn - bass guitar Duane Denison - guitars John Stanier - drums https://www.youtube.com/watch?v=5uyjvjt2Bd8 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-05-30 16:53:01 
            Rozmiar: 258.06 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
 ..::OPIS::.. Na swojej drugiej płycie Kryształ idzie dalej w poszukiwaniu tego co lubi w muzyce, do brzmienia z pogranicza zimnej fali / shoegaze dodając nuty inspirowane doomem, post-metalem, dronem, gotykiem oraz black metalem. Piranha Music Jestem zdania ze Piranha Music to jedna z najciekawszych wytwórni w Polsce i jej katalog wydawnictw jest absolutnie wyjątkowy. Z tego powodu nie mogę i nie chcę pominąć żadnego wydawnictwa pojawiającego się pod tym szyldem, dlatego też sięgnąłem po płytę od zespołu Kryształ. Kapela kompletnie mi nieznana do tej pory. Muzycznie porusza się w rejonach, które też są mi obce, albo mi z nimi po prostu nie po drodze. Tym razem jednak wniknąłem w to zimnofalowe brzmienie i przepadłem. Żeby wam przybliżyć nieco w jakich rejonach porusza się zespół Kryształ na płycie „Poświaty”, to posłużę się ty, co napisał sam wydawca, bo jak napisałem wyżej, nie znam się, ale się wypowiem. Post punk, shoegaze i właśnie zimna fala to muzyczne krainy przenikające się na tej płycie. Ja sobie jeszcze dodam do tego black metal. Nie istotne, że to zaledwie kilka sekund jednego numeru no, ale posłuchajcie sobie końcówki „Kwiaty zła”… Ale już nie chce dalej brnąć w ten temat. Ważne jest to, czym ta płyta stałą się dla mnie. Jest to materiał naładowany emocjami. Dużo tu niepokoju, obaw, pytań pozostawionych bez odpowiedzi. Może dla tego weszła mi ta płyta tak mocno, bo sam jestem w ostatnim czasie targany podobnymi emocjami i idealnie wręcz ta muzyka ze mną rezonuje. I tu leży wielka siła tej płyty. W emocjach, które wywołuje, ale i w tych, które potrafi przekazać. Dla mnie te najlepsze strzały w serce i bezpośrednie ciosy emocjonalne to na pewno „Młody Bóg” – absolutnie wspaniały utwór z zajebistym tekstem. Bardzo lubię też „Rzut kamieniem” – stonowany, delikatny kawałek z bardzo ładną melodią. Rozpoczynający płytę „Radość” to też świetny kawałek szczególnie pod względem wokalnym. Zresztą ogólnie wokale na tej płycie są ba bardzo wysokim poziomie ocierające się miejscami o piosenkę aktorską. Wokal potrafi się łamać wręcz pod ciężarem emocji. I to wszytko jest też delikatne okraszone intrygującym akcentem. Ktoś może mi teraz zarzucić, ze gust muzyczny mi się przekalibrował. Zmiękłem? Zestarzałem się? Czy metal to już nie dla mnie? Absolutnie nie! Ale takie płyty jak „Poświaty” przypominają mi, że świat muzyczny jest jednak ogromny i czasem warto wyjść ze swojej strefy komfortu muzycznego i posłuchać czegoś innego, bo może to być wyjątkowa perełka. Albo Kryształ. Pathologist W sieci można trafić na naprawdę zaskakujące rzeczy. Jakiś czas temu spotkałem się z całą serią zdjęć prezentujących opustoszałe miejsca, sprawiające wrażenie jakby tkwiły gdzieś pomiędzy rzeczywistością, a senną jawą… czasem przestrzenią. Pogrążone w półmroku place zabaw, wyludnione powierzchnie biurowe, korytarze, mieszkania …każde z nich emanuje specyficzną nostalgiczną aurą. Mogą przywołać dawno zapomniane wspomnienie, innym razem wyrzucony z pamięci senny koszmar. W obcowaniu z nimi jest coś fascynującego, a nawet hipnotyzującego. Z drugiej strony, trudno uciec od przekonania, że ta złowieszcza pustka potrafi dosłownie pochłonąć obserwatora. Nadano im nazwę- przestrzenie liminalne. Podążając dalej tym tropem, możemy natrafić na okładkę płyty „Poświaty”, warszawskiego kwartetu Kryształ (unieście teraz wzrok i spójrzcie na to zdjęcie!)… Jeżeli pójdziemy o krok dalej i zanurzymy się w jej muzyczną zawartość, będzie nam dane doświadczyć podobnego stanu jak ten, gdy długo wpatrujemy się w pustkę liminalnych przestrzeni. „Poświaty” to drugi album formacji Kryształ, w której skład wchodzą Hubert Kos, Iurii Kasianenko, Jakub Didkowski oraz Kubczak Dobrzyński. Zanim Kryształ trafił pod skrzydła Piranha Music (wytwórni specjalizującej się w wyszukiwaniu prawdziwych perełek na niezależnej rodzimej scenie muzycznej), wydał kilka całkiem niezłych singli i pełnoprawny długogrający debiut. Na wstępie warto podkreślić i pochwalić konsekwencję w działaniu kwartetu. Od momentu powstania w 2021 roku, Kryształ pozostał wierny zimnofalowej estetyce. Jej dominację można było wyczuć zarówno na pierwszej płycie, jak i świeżo wydanych „Poświatach” (swoją premierę miały w listopadzie 2024 roku). Zestawiając oba wydawnictwa widać, jak grupa rozbudowała swoje brzmienie i na przestrzeni zaledwie dwóch lat rozwinęła się praktycznie na każdej płaszczenie. Na „Poświatach”, gęsta i mroczna atmosfera znana z gotyckich post-punkowych klasyków lat 80-tych jak „Pornography” The Cure czy „In the Flat Field” Bauhaus, miesza się ze shoegazowymi ścianami dźwięków i schowanymi za nimi wokalami. Zespół otwarcie przyznaje się do inspiracji katalogiem kultowej wytwórni 4AD, pod skrzydłami której wydawali między innymi Dead Can Dance, Cocteau Twins czy właśnie Bauhaus. Czerpiąc co najlepsze z dorobku brytyjskiego labelu, Kryształ nagrał album niezwykle klimatyczny, ale też taki na którym nie brakło świetnych melodii („Młody Bóg”). Ja osobiście odnajduję w muzyce Kryształu wrażliwość i ducha midwest emo spod szyldu Mineral czy American Football („Rzut Kamieniem”, „Złote rybki”). Introspektywne teksty, których autorem jest Iurii Kasianenko, to emocjonalny rollercoaster idealnie korespondujący z rozmywającymi się muzycznymi pejzażami. Pozostając wiernym shoegazowej estetyce, wokal miejscami będzie trudny do zrozumienia (tak ma być!), ale gdy uważnie się wsłuchamy dostrzeżemy najprawdopodobniej najcenniejszy element „Poświat” – jej warstwę liryczną. Kasianenko potrafi zakląć w swoich tekstach całe spektrum emocji – niepokój, żal czy tęsknotę…jednocześnie unikając popadania w banał. To, co wyróżnia grupę na tle wielu post-punkowych formacji, które w ostatnim czasie powstają niczym grzyby po deszczu, to próba wplecenia innych, mniej oczywistych gatunków w mozaikę dźwięków tworzących „Poświaty”. Kryształ nie boi się sięgać po cięższe odmiany muzyki, które wbrew temu co może sugerować logo na okładce nie dominują, a stanowią idealne urozmaicenie kompozycji (mimo to końcówka „Kwiatów Zła” zmiecie was z planszy!). Na „Poświatach” nie brakuje mocniejszych fragmentów, ale formacja bardzo rozważnie podchodzi do ich użycia. Efekt końcowy to idealny balans pomiędzy onirycznym shoegazem, awangardowym post punkiem i ciężarem znanym z black czy doom metalu. Mam wrażenie, że wszystko co nagrał warszawski kwartet w początkowej fazie swojej działalności było zaledwie rozgrzewką przed stworzenia materiału, który trafił na „Poświaty” i dopiero na drugim albumie dane im było w pełni rozwinąć skrzydła. „Poświaty” to niezwykle dojrzała płyta, która spodoba się zarówno fanom klasycznego shoegazeu, jak i tym którzy gustują w cięższych brzmieniach. Zawsze kibicowałem zespołom, które w mniej oczywisty sposób podchodziły do tego typu grania. Bardzo lubię „Shelter” – Alcest, „Infinite Granite” – Deafheaven czy wreszcie „White Pony” – Deftones … do tej listy śmiało mogę dołożyć drugi studyjny album Kryształu. „Poświaty” to prawdziwy klejnot (lub kryształ) w katalogu Piranha Music i jedna z najlepszych polskich płyt 2024 roku! Grzegorz Bohosiewicz ..::TRACK-LIST::.. 1. Radość 05:18 2. Kwiaty zła 03:40 3. Koniec magii 04:52 4. Młody Bóg 04:19 5. Rzut kamieniem 04:18 6. Złote rybki 04:40 7. Strefa ciekawości 03:45 8. Zamek z piasku 06:53 ..::OBSADA::.. Hubert Kos Iurii Kasianenko Jakub Didkowski Kubczak Dobrzyński https://www.youtube.com/watch?v=Fqh0qM1Nps0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-04-06 18:02:23 
            Rozmiar: 89.38 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          
               Opis
               
             
               ...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
 ..::OPIS::.. Na swojej drugiej płycie Kryształ idzie dalej w poszukiwaniu tego co lubi w muzyce, do brzmienia z pogranicza zimnej fali / shoegaze dodając nuty inspirowane doomem, post-metalem, dronem, gotykiem oraz black metalem. Piranha Music Jestem zdania ze Piranha Music to jedna z najciekawszych wytwórni w Polsce i jej katalog wydawnictw jest absolutnie wyjątkowy. Z tego powodu nie mogę i nie chcę pominąć żadnego wydawnictwa pojawiającego się pod tym szyldem, dlatego też sięgnąłem po płytę od zespołu Kryształ. Kapela kompletnie mi nieznana do tej pory. Muzycznie porusza się w rejonach, które też są mi obce, albo mi z nimi po prostu nie po drodze. Tym razem jednak wniknąłem w to zimnofalowe brzmienie i przepadłem. Żeby wam przybliżyć nieco w jakich rejonach porusza się zespół Kryształ na płycie „Poświaty”, to posłużę się ty, co napisał sam wydawca, bo jak napisałem wyżej, nie znam się, ale się wypowiem. Post punk, shoegaze i właśnie zimna fala to muzyczne krainy przenikające się na tej płycie. Ja sobie jeszcze dodam do tego black metal. Nie istotne, że to zaledwie kilka sekund jednego numeru no, ale posłuchajcie sobie końcówki „Kwiaty zła”… Ale już nie chce dalej brnąć w ten temat. Ważne jest to, czym ta płyta stałą się dla mnie. Jest to materiał naładowany emocjami. Dużo tu niepokoju, obaw, pytań pozostawionych bez odpowiedzi. Może dla tego weszła mi ta płyta tak mocno, bo sam jestem w ostatnim czasie targany podobnymi emocjami i idealnie wręcz ta muzyka ze mną rezonuje. I tu leży wielka siła tej płyty. W emocjach, które wywołuje, ale i w tych, które potrafi przekazać. Dla mnie te najlepsze strzały w serce i bezpośrednie ciosy emocjonalne to na pewno „Młody Bóg” – absolutnie wspaniały utwór z zajebistym tekstem. Bardzo lubię też „Rzut kamieniem” – stonowany, delikatny kawałek z bardzo ładną melodią. Rozpoczynający płytę „Radość” to też świetny kawałek szczególnie pod względem wokalnym. Zresztą ogólnie wokale na tej płycie są ba bardzo wysokim poziomie ocierające się miejscami o piosenkę aktorską. Wokal potrafi się łamać wręcz pod ciężarem emocji. I to wszytko jest też delikatne okraszone intrygującym akcentem. Ktoś może mi teraz zarzucić, ze gust muzyczny mi się przekalibrował. Zmiękłem? Zestarzałem się? Czy metal to już nie dla mnie? Absolutnie nie! Ale takie płyty jak „Poświaty” przypominają mi, że świat muzyczny jest jednak ogromny i czasem warto wyjść ze swojej strefy komfortu muzycznego i posłuchać czegoś innego, bo może to być wyjątkowa perełka. Albo Kryształ. Pathologist W sieci można trafić na naprawdę zaskakujące rzeczy. Jakiś czas temu spotkałem się z całą serią zdjęć prezentujących opustoszałe miejsca, sprawiające wrażenie jakby tkwiły gdzieś pomiędzy rzeczywistością, a senną jawą… czasem przestrzenią. Pogrążone w półmroku place zabaw, wyludnione powierzchnie biurowe, korytarze, mieszkania …każde z nich emanuje specyficzną nostalgiczną aurą. Mogą przywołać dawno zapomniane wspomnienie, innym razem wyrzucony z pamięci senny koszmar. W obcowaniu z nimi jest coś fascynującego, a nawet hipnotyzującego. Z drugiej strony, trudno uciec od przekonania, że ta złowieszcza pustka potrafi dosłownie pochłonąć obserwatora. Nadano im nazwę- przestrzenie liminalne. Podążając dalej tym tropem, możemy natrafić na okładkę płyty „Poświaty”, warszawskiego kwartetu Kryształ (unieście teraz wzrok i spójrzcie na to zdjęcie!)… Jeżeli pójdziemy o krok dalej i zanurzymy się w jej muzyczną zawartość, będzie nam dane doświadczyć podobnego stanu jak ten, gdy długo wpatrujemy się w pustkę liminalnych przestrzeni. „Poświaty” to drugi album formacji Kryształ, w której skład wchodzą Hubert Kos, Iurii Kasianenko, Jakub Didkowski oraz Kubczak Dobrzyński. Zanim Kryształ trafił pod skrzydła Piranha Music (wytwórni specjalizującej się w wyszukiwaniu prawdziwych perełek na niezależnej rodzimej scenie muzycznej), wydał kilka całkiem niezłych singli i pełnoprawny długogrający debiut. Na wstępie warto podkreślić i pochwalić konsekwencję w działaniu kwartetu. Od momentu powstania w 2021 roku, Kryształ pozostał wierny zimnofalowej estetyce. Jej dominację można było wyczuć zarówno na pierwszej płycie, jak i świeżo wydanych „Poświatach” (swoją premierę miały w listopadzie 2024 roku). Zestawiając oba wydawnictwa widać, jak grupa rozbudowała swoje brzmienie i na przestrzeni zaledwie dwóch lat rozwinęła się praktycznie na każdej płaszczenie. Na „Poświatach”, gęsta i mroczna atmosfera znana z gotyckich post-punkowych klasyków lat 80-tych jak „Pornography” The Cure czy „In the Flat Field” Bauhaus, miesza się ze shoegazowymi ścianami dźwięków i schowanymi za nimi wokalami. Zespół otwarcie przyznaje się do inspiracji katalogiem kultowej wytwórni 4AD, pod skrzydłami której wydawali między innymi Dead Can Dance, Cocteau Twins czy właśnie Bauhaus. Czerpiąc co najlepsze z dorobku brytyjskiego labelu, Kryształ nagrał album niezwykle klimatyczny, ale też taki na którym nie brakło świetnych melodii („Młody Bóg”). Ja osobiście odnajduję w muzyce Kryształu wrażliwość i ducha midwest emo spod szyldu Mineral czy American Football („Rzut Kamieniem”, „Złote rybki”). Introspektywne teksty, których autorem jest Iurii Kasianenko, to emocjonalny rollercoaster idealnie korespondujący z rozmywającymi się muzycznymi pejzażami. Pozostając wiernym shoegazowej estetyce, wokal miejscami będzie trudny do zrozumienia (tak ma być!), ale gdy uważnie się wsłuchamy dostrzeżemy najprawdopodobniej najcenniejszy element „Poświat” – jej warstwę liryczną. Kasianenko potrafi zakląć w swoich tekstach całe spektrum emocji – niepokój, żal czy tęsknotę…jednocześnie unikając popadania w banał. To, co wyróżnia grupę na tle wielu post-punkowych formacji, które w ostatnim czasie powstają niczym grzyby po deszczu, to próba wplecenia innych, mniej oczywistych gatunków w mozaikę dźwięków tworzących „Poświaty”. Kryształ nie boi się sięgać po cięższe odmiany muzyki, które wbrew temu co może sugerować logo na okładce nie dominują, a stanowią idealne urozmaicenie kompozycji (mimo to końcówka „Kwiatów Zła” zmiecie was z planszy!). Na „Poświatach” nie brakuje mocniejszych fragmentów, ale formacja bardzo rozważnie podchodzi do ich użycia. Efekt końcowy to idealny balans pomiędzy onirycznym shoegazem, awangardowym post punkiem i ciężarem znanym z black czy doom metalu. Mam wrażenie, że wszystko co nagrał warszawski kwartet w początkowej fazie swojej działalności było zaledwie rozgrzewką przed stworzenia materiału, który trafił na „Poświaty” i dopiero na drugim albumie dane im było w pełni rozwinąć skrzydła. „Poświaty” to niezwykle dojrzała płyta, która spodoba się zarówno fanom klasycznego shoegazeu, jak i tym którzy gustują w cięższych brzmieniach. Zawsze kibicowałem zespołom, które w mniej oczywisty sposób podchodziły do tego typu grania. Bardzo lubię „Shelter” – Alcest, „Infinite Granite” – Deafheaven czy wreszcie „White Pony” – Deftones … do tej listy śmiało mogę dołożyć drugi studyjny album Kryształu. „Poświaty” to prawdziwy klejnot (lub kryształ) w katalogu Piranha Music i jedna z najlepszych polskich płyt 2024 roku! Grzegorz Bohosiewicz ..::TRACK-LIST::.. 1. Radość 05:18 2. Kwiaty zła 03:40 3. Koniec magii 04:52 4. Młody Bóg 04:19 5. Rzut kamieniem 04:18 6. Złote rybki 04:40 7. Strefa ciekawości 03:45 8. Zamek z piasku 06:53 ..::OBSADA::.. Hubert Kos Iurii Kasianenko Jakub Didkowski Kubczak Dobrzyński https://www.youtube.com/watch?v=Fqh0qM1Nps0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!   
            Seedów: 0
          
            Komentarze: 0          
            Data dodania: 2025-04-06 17:58:11 
            Rozmiar: 252.36 MB          
            Peerów: 0
          
            Dodał: Fallen_Angel          | |||||||||||||