|
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Doom metal
Ilość torrentów:
7
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Jak ja czekałem na ich nowy materiał! I wreszcie jest – co prawda tylko EPka, ale nie można być zachłannym, więc biorę co dają i słucham w kółko. Panie i panowie – przed Wami nowy materiał Hydra. „Into the Night” na rynku dostępny jest od jakiegoś miesiąca i wierzcie lub nie, ale od 8 marca leci on u mnie przynajmniej raz dziennie. A niekiedy zdecydowanie częściej. EPki mają swoje prawa z racji czasu trwania – jeśli kupujesz muzykę z danego wydawnictwa, to możesz to odtworzyć i kilkanaście razy. Tak mam właśnie z Hydrą. Pleszewianie chwytają mnie zawsze za serce (i jaja przy okazji) tym, jak wspaniale komponują swoje numery. Każda ich kompozycja od razu wbija się w pamięć i pozostaje z Wami na długo. Potrafię czasem sobie iść ulicą i zanucić sobie w Oraklu jakiś fragment. A „Into the Night” jest oczywiście cała do nucenia. Takiego stoner/doom metalu nie gra w Polsce nikt. Hydra są jak wnuczkowie Najważniejszego Zespołu z Birmingham. Te numery brzmią potężnie, ale na swój sposób pięknie – posłuchajcie „Satan is Real”, przecież to jest cudowna piosenka. Tak – piosenka. Ma zwrotki, refreny, świetne wyciszenie pod koniec. Tradycyjnie poza wspaniałymi gitarami i równiutką sekcją rytmiczną nie mogę nachwalić się wokali. Najlepsze gardło na polskiej scenie? Być może. W chuj charakterystyczne, doskonale pasujące do muzyki Hydry. No i ta okładka! Zespół kompletny, gdzie wszystko do siebie idealnie pasuje. Kocham z całego serduszka. Więc nie czekajcie, jeśli jeszcze nie macie „Into the Night”. Bardzo jasny punkt wydawniczy w 2024 roku. I tylko szkoda, że jedynie EPka… Oracle Nazwa HYDRA kilkukrotnie w przeszłości obiła mi się o uszy, ale jakoś nigdy nie było okazji zagłębić się w muzykę zespołu. Dzięki Ep. „Into the Night” w końcu nastąpiła inicjacja i… było super! To tylko trzy utwory, ale tak apetyczne, że mam ochotę na więcej! Muzyka zespołu przywołuje ducha lat 70-ych ze wskazaniem na Black Sabbath, tyle że z brzmieniem godnym XXI wieku. Jest soczyście, ciężko i bardzo melodyjnie. Wszystkie utwory to hiciory, które zapisują się w głowie. „Better Believe It” rozpoczyna vintage’owy klawisz, który z ciężkimi gitarami buduje coś na kształt intro. Po chwili jednak rozpoczynamy sabbathową podróż po doom metalu z głosem wokalisty, który ociera się o barwę Ozzy Osboutne’a. Znakomite otwarcie z wpadająca w ucho melodią! Czysta gitara, bez przesterów i efektów rozpoczyna „Into the Night”. Powiedziałbym, że jest nawet folkowo, a gdy wchodzą gitary robi się ciężko i soczyście. Już widzę jak publika skanduje z zespołem słowa „…devil in the night”. To będzie koncertowy killer…. A do tego niesamowicie podoba mi się to co wyprawiają tu gitarzyści, ze znakomitą, zagraną z feelingiem solówką na czele! Ostatni na płytce „Satan is Real” to monumentalny kolos, doom metalowy hymn. Klimatyczne otwarcie, potem znakomity, oszczędny riff (w prostocie siła). Pod koniec utwór przyspiesza, pojawia się wyraźniejszy klawisz i gitarowy motyw, który kupuję całym sobą! Powiem krótko „Into the Night” mną pozamiatało! Choć płytom EP. na ogół nie dawałem ocen, to tym razem muszę zrobić wyjątek… wystawiam pierwszą od bardzo dawna ocenę... Piotr Michalski Hydra, czyli mitologiczna bestia z Pleszewa. Z Pleszewa? Nie brzmi jak większość lokacji przybliżanych nam od szkolnych lat przez Jana Parandowskiego, a jednak tak właśnie jest. Pleszew, ze względu na bycie domem dla festiwalu Red Smoke, uważam za naszą narodową Mekkę stoner rocka. Właśnie tam został powołany do życia kwartet Hydra, który na początku marca wydał EPkę „Into the Night”. Zapalam świece, przyodziewam czarny kaptur i wchodzę w noc. Panowie jako swoją główną inspirację wskazują początkowe dokonania Black Sabbath. Przez gitarowe riffy faktycznie przemawia Tony Iommi, ale całokształt kompozycji uważam za dużo bardziej dopracowany w szczegółach niż to, co serwowali starsi koledzy z Birmingham na początku swojej kariery. Słuchając nowego materiału Hydry, na myśl przychodzą mi raczej kolejne iteracje Sabbathowego brzmienia takie jak Orange Goblin czy miejscami Red Fang. Nowa EPka to zwarta forma, którą tworzą trzy utwory. Pierwszy z nich, „Better Believe It” rozpoczyna się od organów, dając sygnał zebranym przed głośnikiem wyznawcom, że czas powstać z ławek, bo msza dla Rogatego Pana właśnie się rozpoczyna. Wokalne frazy wzmacniane przez chórki dają jeszcze mocniejsze poczucie przynależności do wspólnoty. Drugi numer, czyli tytułowy „Into the Night” wprowadza bardzo ciekawie zrealizowane brzmienie akustycznej gitary. Spodziewałbym się go raczej na płycie Chrisa Stapletona lub innych entuzjastów soundu zrodzonego w Nashville, Tennessee niż na albumie Hydry. Muzycy ponownie wykorzystują patent chóralnych refrenów, żeby zaprosić słuchacza do podróży z diabłem przez noc (dosłownie i prawdopodobnie w przenośni jednocześnie). Album zamyka ponad ośmiominutowy numer „Satan Is Real”. Jest to klasyczne doomowo-stonerowe riffowisko, do którego z pewnością wzniósłby kącik ust, Matt Pike’a z High On Fire. Wzniosła kompozycja, w której deklarowana a cappella prawdziwość istnienia szatana, jest wyraźnie punktem kulminacyjnym EPki. Ostrzegam – jeśli jesteś nastolatkiem, to odtwarzanie tego utworu na granicy wytrzymałości membrany głośnika może spowodować, że rodzice będą chcieli z Tobą POROZMAWIAĆ. „Into the Night” to solidna dawka doomu i stonera bardziej z rodzaju tych szukających odpowiedzi w okultystycznych wierzeniach niż w przemierzaniu przestrzeni intergalaktycznym kombiakiem z amerykańskiej fabryki marzeń. Muzycy zdecydowanie wiedzą, co robią. Są w tym konsekwentni i dowożą towar wysokiej jakości. Ja wszedłem w Noc z trwogą, wzmaganą przez akompaniament organów, ale szybko przypomniałem sobie, że demony, których należy się bać najłatwiej spotkać za dnia. Kuba Przybyła Third release, and first EP, by Hydra. Heavy, but melodic doom metal with occult / stoner / rock & roll influences. ..::TRACK-LIST::.. 1. Better Believe It 06:14 2. Into The Night 06:05 3. Satan Is Real 08:21 ..::OBSADA::.. Dąbek - vocal, guitar Mieszko - guitar Vanat - bass, vocal Yahoo! - drums https://www.youtube.com/watch?v=UiZCJVdqmx4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-07 16:48:41
Rozmiar: 48.92 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Jak ja czekałem na ich nowy materiał! I wreszcie jest – co prawda tylko EPka, ale nie można być zachłannym, więc biorę co dają i słucham w kółko. Panie i panowie – przed Wami nowy materiał Hydra. „Into the Night” na rynku dostępny jest od jakiegoś miesiąca i wierzcie lub nie, ale od 8 marca leci on u mnie przynajmniej raz dziennie. A niekiedy zdecydowanie częściej. EPki mają swoje prawa z racji czasu trwania – jeśli kupujesz muzykę z danego wydawnictwa, to możesz to odtworzyć i kilkanaście razy. Tak mam właśnie z Hydrą. Pleszewianie chwytają mnie zawsze za serce (i jaja przy okazji) tym, jak wspaniale komponują swoje numery. Każda ich kompozycja od razu wbija się w pamięć i pozostaje z Wami na długo. Potrafię czasem sobie iść ulicą i zanucić sobie w Oraklu jakiś fragment. A „Into the Night” jest oczywiście cała do nucenia. Takiego stoner/doom metalu nie gra w Polsce nikt. Hydra są jak wnuczkowie Najważniejszego Zespołu z Birmingham. Te numery brzmią potężnie, ale na swój sposób pięknie – posłuchajcie „Satan is Real”, przecież to jest cudowna piosenka. Tak – piosenka. Ma zwrotki, refreny, świetne wyciszenie pod koniec. Tradycyjnie poza wspaniałymi gitarami i równiutką sekcją rytmiczną nie mogę nachwalić się wokali. Najlepsze gardło na polskiej scenie? Być może. W chuj charakterystyczne, doskonale pasujące do muzyki Hydry. No i ta okładka! Zespół kompletny, gdzie wszystko do siebie idealnie pasuje. Kocham z całego serduszka. Więc nie czekajcie, jeśli jeszcze nie macie „Into the Night”. Bardzo jasny punkt wydawniczy w 2024 roku. I tylko szkoda, że jedynie EPka… Oracle Nazwa HYDRA kilkukrotnie w przeszłości obiła mi się o uszy, ale jakoś nigdy nie było okazji zagłębić się w muzykę zespołu. Dzięki Ep. „Into the Night” w końcu nastąpiła inicjacja i… było super! To tylko trzy utwory, ale tak apetyczne, że mam ochotę na więcej! Muzyka zespołu przywołuje ducha lat 70-ych ze wskazaniem na Black Sabbath, tyle że z brzmieniem godnym XXI wieku. Jest soczyście, ciężko i bardzo melodyjnie. Wszystkie utwory to hiciory, które zapisują się w głowie. „Better Believe It” rozpoczyna vintage’owy klawisz, który z ciężkimi gitarami buduje coś na kształt intro. Po chwili jednak rozpoczynamy sabbathową podróż po doom metalu z głosem wokalisty, który ociera się o barwę Ozzy Osboutne’a. Znakomite otwarcie z wpadająca w ucho melodią! Czysta gitara, bez przesterów i efektów rozpoczyna „Into the Night”. Powiedziałbym, że jest nawet folkowo, a gdy wchodzą gitary robi się ciężko i soczyście. Już widzę jak publika skanduje z zespołem słowa „…devil in the night”. To będzie koncertowy killer…. A do tego niesamowicie podoba mi się to co wyprawiają tu gitarzyści, ze znakomitą, zagraną z feelingiem solówką na czele! Ostatni na płytce „Satan is Real” to monumentalny kolos, doom metalowy hymn. Klimatyczne otwarcie, potem znakomity, oszczędny riff (w prostocie siła). Pod koniec utwór przyspiesza, pojawia się wyraźniejszy klawisz i gitarowy motyw, który kupuję całym sobą! Powiem krótko „Into the Night” mną pozamiatało! Choć płytom EP. na ogół nie dawałem ocen, to tym razem muszę zrobić wyjątek… wystawiam pierwszą od bardzo dawna ocenę... Piotr Michalski Hydra, czyli mitologiczna bestia z Pleszewa. Z Pleszewa? Nie brzmi jak większość lokacji przybliżanych nam od szkolnych lat przez Jana Parandowskiego, a jednak tak właśnie jest. Pleszew, ze względu na bycie domem dla festiwalu Red Smoke, uważam za naszą narodową Mekkę stoner rocka. Właśnie tam został powołany do życia kwartet Hydra, który na początku marca wydał EPkę „Into the Night”. Zapalam świece, przyodziewam czarny kaptur i wchodzę w noc. Panowie jako swoją główną inspirację wskazują początkowe dokonania Black Sabbath. Przez gitarowe riffy faktycznie przemawia Tony Iommi, ale całokształt kompozycji uważam za dużo bardziej dopracowany w szczegółach niż to, co serwowali starsi koledzy z Birmingham na początku swojej kariery. Słuchając nowego materiału Hydry, na myśl przychodzą mi raczej kolejne iteracje Sabbathowego brzmienia takie jak Orange Goblin czy miejscami Red Fang. Nowa EPka to zwarta forma, którą tworzą trzy utwory. Pierwszy z nich, „Better Believe It” rozpoczyna się od organów, dając sygnał zebranym przed głośnikiem wyznawcom, że czas powstać z ławek, bo msza dla Rogatego Pana właśnie się rozpoczyna. Wokalne frazy wzmacniane przez chórki dają jeszcze mocniejsze poczucie przynależności do wspólnoty. Drugi numer, czyli tytułowy „Into the Night” wprowadza bardzo ciekawie zrealizowane brzmienie akustycznej gitary. Spodziewałbym się go raczej na płycie Chrisa Stapletona lub innych entuzjastów soundu zrodzonego w Nashville, Tennessee niż na albumie Hydry. Muzycy ponownie wykorzystują patent chóralnych refrenów, żeby zaprosić słuchacza do podróży z diabłem przez noc (dosłownie i prawdopodobnie w przenośni jednocześnie). Album zamyka ponad ośmiominutowy numer „Satan Is Real”. Jest to klasyczne doomowo-stonerowe riffowisko, do którego z pewnością wzniósłby kącik ust, Matt Pike’a z High On Fire. Wzniosła kompozycja, w której deklarowana a cappella prawdziwość istnienia szatana, jest wyraźnie punktem kulminacyjnym EPki. Ostrzegam – jeśli jesteś nastolatkiem, to odtwarzanie tego utworu na granicy wytrzymałości membrany głośnika może spowodować, że rodzice będą chcieli z Tobą POROZMAWIAĆ. „Into the Night” to solidna dawka doomu i stonera bardziej z rodzaju tych szukających odpowiedzi w okultystycznych wierzeniach niż w przemierzaniu przestrzeni intergalaktycznym kombiakiem z amerykańskiej fabryki marzeń. Muzycy zdecydowanie wiedzą, co robią. Są w tym konsekwentni i dowożą towar wysokiej jakości. Ja wszedłem w Noc z trwogą, wzmaganą przez akompaniament organów, ale szybko przypomniałem sobie, że demony, których należy się bać najłatwiej spotkać za dnia. Kuba Przybyła Third release, and first EP, by Hydra. Heavy, but melodic doom metal with occult / stoner / rock & roll influences. ..::TRACK-LIST::.. 1. Better Believe It 06:14 2. Into The Night 06:05 3. Satan Is Real 08:21 ..::OBSADA::.. Dąbek - vocal, guitar Mieszko - guitar Vanat - bass, vocal Yahoo! - drums https://www.youtube.com/watch?v=UiZCJVdqmx4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-07 16:43:36
Rozmiar: 153.69 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Druga duża płyta z 1985 roku kultowej stoner/doommetalowej grupy z Chicago! Pozycja obowiązkowa dla fanów MERCYFUL FATE, CANDLEMASS, BLACK SABBATH, CATHEDRAL! 'As far as classic doom goes, Chicago's Trouble deserves to be mentioned in the same breath as other early trailblazers like Saint Vitus, The Obsessed, Witchfinder General, and Cathedral. Since their inception in the early '80's, the five-piece played a distinct role in shaping the doom metal movement with albums like Psalm 9 and The Skull.' Arzgarth - StonerRock.com I've always felt that expressing one's message through emotional appeals, especially the more forlorn, downcast sentiments, paves the way for the greatest level of introspection, and such an approach is particularly effective when the message is that of peace and love. It is in times of sorrow that one truly gains a broader perspective on life, for in order to truly love one must first suffer the pain of loss and emptiness. This thematic overtone, characterized by its own obscurity, meshes well with the circumstances of early doom metal bands throughout the 80's, being unlike the majority of the metal scene at the time, and largely disregarded by its acolytes. The doom bands were few and scattered, and nor was doom metal an intentional or recognized subgenre until the later part of the 80's. Other than the early material of the almighty Sabbath, you had Pagan Altar and Witchfinder General in the UK, Saint Vitus and Cirith Ungol in California, Pentagram in Virginia, The Obsessed in Maryland, Nemesis/Candlemass in Sweden, and the most adherent to the philosophy expressed in the previous paragraph, Chicago's Trouble. Having released a series of demos and and making an appearance on 1983's Metal Massacre IV compilation, Trouble paved the way for their landmark debut album, Psalm 9. From these releases, it was clear that Trouble, while undeniably metal, had a different creative vision. Firstly, their lyrics centered around positive themes expressed through the Christian perspective. Singer Eric Wagner noted he had been brought up Christian and did not see fit to write lyrics of darkness and evil as the first wave black metal bands of the time had done, since there was genuine trouble to be addressed in the world. Second, Trouble's sound was obviously quite doomy, as even when they weren't playing at a crawl, their music still carried a sense of longing and despair, influences the band said they had picked up from the darker side of the NWOBHM and slower heavy rock before it. Furthermore, their image was more redolent of hippie culture than the metal community's favored attire in the 1980's, leaving no doubt that they identified more with the ideals of mutual understanding and concern for all their fellow humans than they did the hard-headed shunning of perspectives other than one's own that was the attitude of thrash metal at the time. All of this paves the way for what is unequivocally the quintessential doom metal album, and Trouble's darkest yet most wholesome moment, 1985's The Skull. Being slightly more focused, sorrowful, and philosophical than its predecessor, it proves to be the epitome of the genre at its finest. "Pray For the Dead" crescendos in and uses such a tortured, melancholic melody to descend into its grooving doom riff that it portrays exactly what it feels like to mourn the loss of a loved one, and yet it feels oddly comforting at its sentimental, uplifting chorus, truly making the most of despondency. Beyond this monumental opener, The Skull is quite a well-balanced release, with faster cuts like "Fear No Evil" still keeping the doom feeling consistent through the use of Rick Wartell and Bruce Franklin's winding dual guitar harmonies, and mid-tempo pieces like "Truth Is What Is" offering a break from the more emotionally intense doom of the album's centerpieces such as "The Wish" and "The Skull". The former is one of the most powerful anti-suicide songs ever conceived, with an incredibly strong doom riff conveying the feeling of unending depression from day to miserable day. However, despite being such a massive slab of melancholy, this song still manages to be healing and introspective, and it does not feel like an 11 minute song due to how well structured it is. "The Skull", meanwhile, creates a truly menacing and ominous atmosphere with its somber acoustic guitar chords, surely an influence on Candlemass' acoustic segments on their masterpiece Epicus Doomicus Metallicus. The mention of the latter band brings me to my next point, that being that The Skull is hugely influential to all future doom, especially the likes of Candlemass ("Darkness in Paradise" nearly borrows a riff from "Wickedness of Man"), Cathedral (Forest of Equilibrium is like The Skull but more bleak and extreme, but also oddly comforting), Solitude Aeturnus (literally Trouble if they were epic doom instead of traditional doom), and Crowbar (the intro to "Planets Collide", "The Lasting Dose"). One can even hear the sorrow-oozing guitar lines in the doomy drudge of bands like Autopsy and spot the influence of Trouble. The distinctive, near-falsetto singing of Eric Wagner and the dual guitar sound of Rick Wartell and Bruce Franklin also make Trouble's sound unmistakable and incredibly memorable, with the capable rhythm section of bassist Sean McAllister and drummer Jeff Olson enhancing the experience even further. This remarkable musicianship is one thing that makes Trouble stand out so much and makes The Skull, with its seven perfect songs, feel like the very definition of true doom metal focused on superb songwriting and conveying an ultimately positive and uplifting message. These characteristics all embody the hippie-like nature of traditional doom metal perfectly and make Trouble my absolute favorite doom band, with The Skull being my pick for not only their best album, but the best and most essential doom metal album of all time. It feels so real, grounded, intentional, philosophical, and honest that it is a monument to all the goodness that humankind has to offer, solidified by the wisdom of its lyrical content and its tremendously powerful heaviness. 'Close your eyes, look into your mind. See yourself as you really are...' Mercyful Trouble ..::TRACK-LIST::.. 1. Pray Of The Dead 05:52 2. Fear No Evil 04:11 3. The Wish 11:34 4. The Truth Is - What Is 04:36 5. Wickedness Of Man 05:46 6. Gideon 05:09 7. The Skull 05:53 Recorded at Preferred Sound, Woodland Hills and Track Record, Los Angeles. Mastered at Capitol Records, Hollywood. ..::OBSADA::.. Vocals - Eric Wagner Guitar - Bruce Franklin, Rick Wartell Bass - Sean McAllister Drums - Jeff Olson https://www.youtube.com/watch?v=-Z1SzXOvBY4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-06 17:29:10
Rozmiar: 100.28 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Druga duża płyta z 1985 roku kultowej stoner/doommetalowej grupy z Chicago! Pozycja obowiązkowa dla fanów MERCYFUL FATE, CANDLEMASS, BLACK SABBATH, CATHEDRAL! 'As far as classic doom goes, Chicago's Trouble deserves to be mentioned in the same breath as other early trailblazers like Saint Vitus, The Obsessed, Witchfinder General, and Cathedral. Since their inception in the early '80's, the five-piece played a distinct role in shaping the doom metal movement with albums like Psalm 9 and The Skull.' Arzgarth - StonerRock.com I've always felt that expressing one's message through emotional appeals, especially the more forlorn, downcast sentiments, paves the way for the greatest level of introspection, and such an approach is particularly effective when the message is that of peace and love. It is in times of sorrow that one truly gains a broader perspective on life, for in order to truly love one must first suffer the pain of loss and emptiness. This thematic overtone, characterized by its own obscurity, meshes well with the circumstances of early doom metal bands throughout the 80's, being unlike the majority of the metal scene at the time, and largely disregarded by its acolytes. The doom bands were few and scattered, and nor was doom metal an intentional or recognized subgenre until the later part of the 80's. Other than the early material of the almighty Sabbath, you had Pagan Altar and Witchfinder General in the UK, Saint Vitus and Cirith Ungol in California, Pentagram in Virginia, The Obsessed in Maryland, Nemesis/Candlemass in Sweden, and the most adherent to the philosophy expressed in the previous paragraph, Chicago's Trouble. Having released a series of demos and and making an appearance on 1983's Metal Massacre IV compilation, Trouble paved the way for their landmark debut album, Psalm 9. From these releases, it was clear that Trouble, while undeniably metal, had a different creative vision. Firstly, their lyrics centered around positive themes expressed through the Christian perspective. Singer Eric Wagner noted he had been brought up Christian and did not see fit to write lyrics of darkness and evil as the first wave black metal bands of the time had done, since there was genuine trouble to be addressed in the world. Second, Trouble's sound was obviously quite doomy, as even when they weren't playing at a crawl, their music still carried a sense of longing and despair, influences the band said they had picked up from the darker side of the NWOBHM and slower heavy rock before it. Furthermore, their image was more redolent of hippie culture than the metal community's favored attire in the 1980's, leaving no doubt that they identified more with the ideals of mutual understanding and concern for all their fellow humans than they did the hard-headed shunning of perspectives other than one's own that was the attitude of thrash metal at the time. All of this paves the way for what is unequivocally the quintessential doom metal album, and Trouble's darkest yet most wholesome moment, 1985's The Skull. Being slightly more focused, sorrowful, and philosophical than its predecessor, it proves to be the epitome of the genre at its finest. "Pray For the Dead" crescendos in and uses such a tortured, melancholic melody to descend into its grooving doom riff that it portrays exactly what it feels like to mourn the loss of a loved one, and yet it feels oddly comforting at its sentimental, uplifting chorus, truly making the most of despondency. Beyond this monumental opener, The Skull is quite a well-balanced release, with faster cuts like "Fear No Evil" still keeping the doom feeling consistent through the use of Rick Wartell and Bruce Franklin's winding dual guitar harmonies, and mid-tempo pieces like "Truth Is What Is" offering a break from the more emotionally intense doom of the album's centerpieces such as "The Wish" and "The Skull". The former is one of the most powerful anti-suicide songs ever conceived, with an incredibly strong doom riff conveying the feeling of unending depression from day to miserable day. However, despite being such a massive slab of melancholy, this song still manages to be healing and introspective, and it does not feel like an 11 minute song due to how well structured it is. "The Skull", meanwhile, creates a truly menacing and ominous atmosphere with its somber acoustic guitar chords, surely an influence on Candlemass' acoustic segments on their masterpiece Epicus Doomicus Metallicus. The mention of the latter band brings me to my next point, that being that The Skull is hugely influential to all future doom, especially the likes of Candlemass ("Darkness in Paradise" nearly borrows a riff from "Wickedness of Man"), Cathedral (Forest of Equilibrium is like The Skull but more bleak and extreme, but also oddly comforting), Solitude Aeturnus (literally Trouble if they were epic doom instead of traditional doom), and Crowbar (the intro to "Planets Collide", "The Lasting Dose"). One can even hear the sorrow-oozing guitar lines in the doomy drudge of bands like Autopsy and spot the influence of Trouble. The distinctive, near-falsetto singing of Eric Wagner and the dual guitar sound of Rick Wartell and Bruce Franklin also make Trouble's sound unmistakable and incredibly memorable, with the capable rhythm section of bassist Sean McAllister and drummer Jeff Olson enhancing the experience even further. This remarkable musicianship is one thing that makes Trouble stand out so much and makes The Skull, with its seven perfect songs, feel like the very definition of true doom metal focused on superb songwriting and conveying an ultimately positive and uplifting message. These characteristics all embody the hippie-like nature of traditional doom metal perfectly and make Trouble my absolute favorite doom band, with The Skull being my pick for not only their best album, but the best and most essential doom metal album of all time. It feels so real, grounded, intentional, philosophical, and honest that it is a monument to all the goodness that humankind has to offer, solidified by the wisdom of its lyrical content and its tremendously powerful heaviness. 'Close your eyes, look into your mind. See yourself as you really are...' Mercyful Trouble ..::TRACK-LIST::.. 1. Pray Of The Dead 05:52 2. Fear No Evil 04:11 3. The Wish 11:34 4. The Truth Is - What Is 04:36 5. Wickedness Of Man 05:46 6. Gideon 05:09 7. The Skull 05:53 Recorded at Preferred Sound, Woodland Hills and Track Record, Los Angeles. Mastered at Capitol Records, Hollywood. ..::OBSADA::.. Vocals - Eric Wagner Guitar - Bruce Franklin, Rick Wartell Bass - Sean McAllister Drums - Jeff Olson https://www.youtube.com/watch?v=-Z1SzXOvBY4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-06 17:25:36
Rozmiar: 315.37 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Debiutanckie wydawnictwo i cztery historie seryjnych morderców podanych na bujających, ciężkich riffach. Debiutancka, wyprzedana od dawna EP Lasu Trumien znów dostępna! smród, brud, krew i gruz... ..::TRACK-LIST::.. 1. Opowieści przy ognisku 2. Ostatni kawaler 3. Bandaże i szmaty 4. Dom aptekarza ..::OBSADA::.. W.K. - wokal B.D. - gitara R.J.M. - bas W.Ś. - perkusja https://www.youtube.com/watch?v=THurqocEXFs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-22 17:26:36
Rozmiar: 35.44 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Debiutanckie wydawnictwo i cztery historie seryjnych morderców podanych na bujających, ciężkich riffach. Debiutancka, wyprzedana od dawna EP Lasu Trumien znów dostępna! smród, brud, krew i gruz... ..::TRACK-LIST::.. 1. Opowieści przy ognisku 2. Ostatni kawaler 3. Bandaże i szmaty 4. Dom aptekarza ..::OBSADA::.. W.K. - wokal B.D. - gitara R.J.M. - bas W.Ś. - perkusja https://www.youtube.com/watch?v=THurqocEXFs SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-22 17:23:12
Rozmiar: 111.67 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
Doom metal należy do jednych z najciekawszych stylistyk wchodzących w obręb szeroko pojętego Metalu. Przede wszystkim ze względu na nietypowe, jak na rozwój sceny muzycznej lat 80., wybory artystyczne (spowolnienia i walcowatość muzyki), szeroki zakres tematyczny utworów rzadko popadających w banał oraz świadomość muzyczną, jaką prezentowali jej najbardziej charakterystyczni twórcy. Jest to również kategoria metalu, wymagająca najwięcej od słuchacza pod względem zaangażowania i percepcji. Doom nigdy nie prezentował muzyki łatwej w odbiorze, czy mogącej służyć jako wypełniacz tła. Pomimo dominującego przez wiele lat przekonania, że aby grać doom należy uciekać w tempa jak najwolniejsze oraz oddawać się tworzeniu w najniższych możliwych rejestrach warto zwrócić uwagę na pierwotny rozwój sceny, w którym nie dochodziło do zachwiania równowagi między oboma członami składowymi. W początkowym, najbardziej płodnym i intrygującym okresie kształtowania się tej kategorii muzycznej artyści, przy całym swoim oddaniu dla „doomu” nigdy nie zapominali, że gatunek ma również drugi element, decydujący o jego wyjątkowości – „metal”. Doom nie powstawał w próżni – swoje inspiracje czerpał z olbrzymiej spuścizny wspaniałych lat sześćdziesiątych (psychodelia) oraz 70 (gwałtowny rozwój najpierw blues rocka a następnie hard rocka) jak i rozwijających się w latach 80. trendów związanych z sukcesami New Wave of British Heavy Metal a następnie, chociaż w znacznie mniejszym stopniu, thrashu. Wszystkie te elementy, z oczywistym wskazaniem na inspiracje dokonaniami pionierów stylistycznych z Coven, Black Widow i, przede wszystkim Black Sabbath, nadawały muzyce twórców doom metalowych bardzo szerokie spektrum inspiracji. Inspiracje te prowadziły do kształtowania ciężaru tworów nie tylko poprzez wolne riffy, ale również znaczące przyspieszenia nadające utworom nieoczywistych, bardziej szaleńczych kształtów. Można więc powiedzieć, że doom metal u swych początków nie brzmiał jak, na przykład, Reverend Bizzare a kierunek obrany przez Finów nie stanowił nawet najbardziej oczywistego i pierwotnego obrazu muzyki, którą nazywamy doom. Wręcz przeciwnie. Tak Black Sabbath jak i chociażby Pentagram, którego początki wiązać należy jeszcze z rokiem 1971 (chociaż pierwsze nagrania to okres późniejszy) wplatali w swoje utwory klasycznie rockowe podwaliny, na bazie których kształtowali dopiero swój charakterystyczny styl. W ich muzyce znaleźć można i blues i psychodelię jak i wpływy klasycznych albumów The Beatles czy elementy (bardziej w sposobie kształtowania nastroju niż samej formie) The Doors. Nie inaczej wyglądała sprawa z chicagowską formacją Trouble, która współtworzyła obraz w pełni wykształconego stylu. Chociaż relatywnie nieznani, muzycy formacji należą do „świętej trójcy” klasycznego doomu wraz z bardziej depresyjnymi Saint Vitus oraz heavy metalowo-operetkowymi (głównie za sprawą wokalu) Candlemass. W ich muzyce odnaleźć można wszystkie te elementy, które powodują, że doom metal do dziś dzień stanowi jeden z najbardziej pasjonujących wyborów dostępnych każdemu z fanów muzyki. O wyjątkowości Trouble decyduje właśnie różnorodność i odmienne gusta kształtujące twórczość najważniejszych członków formacji – genialnego gitarzysty Bruce’a Franklina (wspieranego przez drugiego „wioślarza” Ricka Wartella) oraz obdarzonego charakterystycznym głosem wokalisty Erica Wagnera. Pierwszy pozostawał pod silnym wpływem Black Sabbath, Led Zeppelin i Deep Purple drugi natomiast największe inspiracje czerpał z twórczości Johna Lennona, Jima Morrisona, Dylana czy zespołu Lucifer’s Friend. Prowadziło to do połączenia gitarowego, opartego na riffach i przesterze brzmienia zespołu z warstwą melodyczną i liryczną, która mroku poszukiwała nie w samym instrumentarium a sposobie opowiadania historii – w poetyce tekstów i umiejętnego żonglowania słowami. Do najjaśniejszych przykładów wypełnienia tak postawionych założeń zaliczyć trzeba bez wątpienia debiut formacji z roku 1984 zatytułowany „Trouble” (przemianowany później na „Psalm 9”) oraz ponownie ekonomicznie nazwaną płytę nagraną w roku 1990 dla wytwórni Def American. To debiut uchodzi jednak za album obligatoryjny dla każdego, kto na poważnie chciałby zacząć poznawać doom. I słusznie. Debiut Trouble jest bowiem płytą, która momencie swojej premiery wyprzedzała czasy, wpływając bezpośrednio na wybory późniejszych twórców, chociaż obecnie znana jest co najwyżej garstce pasjonatów. Niestety losy Trouble ułożyły się w ten sposób, że obecnie mamy do czynienia bardziej z formacją, którą nazwać można „ulubionym zespołem muzyków” (do fascynacji Trouble przyznają się tak Dave grohl jak i chociażby James Hetfield) niż „wyborem słuchaczy”. Trouble, pomimo ewidentnej jakości tworzonej muzyki nigdy nie zdołał przebić się na rynku. Brak sukcesu komercyjnego zespołu nie oznaczał jednak, że nie doceniono talentów formacji. Ze swej natury undergroundowa muzyka trafiła bowiem do trzech legendarnych obecnie wytwórni a przynajmniej dwóch z najważniejszych osobistości sceny – Brian Slager i Rick Rubin – poświęcili i czas i pieniądza aby zespół wypromować. Działania wydawców zaowocowały kilkoma wielkimi koncertami dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi w ramach festiwali muzycznych, ale nie zdołały zwiększyć sprzedaży albumów. Brakowało przyjaznych dla radia singli i inteligentniej przeprowadzonej kampanii reklamowej. W czasach przynależności do Metal Blade, Slager uznał na przykład, że warto przypiąć Trouble łatkę „Christian” czy „white” metal i postawić zespół w opozycji do mocno zarysowanej na scenie sympatii do symboliki okultystycznej. Co prawda w tekstach Wagnera zawsze pojawiała się jasno wyrażana nadzieja na, posługując się banałem, zwycięstwo dobra nad złem, ale zespół nigdy (co zresztą Wagner wielokrotnie podkreślał) nie stawiał się w pozycji kaznodziei. Nie ewangelizował, nie nawracał nie narzucał się ze swoją wiarą w Boga. Nie miał na to chęci ani powodów, aby zbawiać świat. Będąc jednak artystą uczciwym – przede wszystkim w stosunku do siebie samego – nie potrafił posługiwać się retoryką strony, której nie kibicował. Przypięcie łatki zespołu „bezpiecznego” i „uduchowionego” odbierało Trouble zainteresowanie młodych fanów, zawsze poszukujących bardziej niebezpiecznego i przerysowanego image’u u swoich idoli. Zespół pozostawał na marginesie zainteresowania również z powodu coraz mocniej rozpychającej się sceny thrash metalowej z którą zespół nie chciał i nie miał nic wspólnego. W ich muzyce powolne riffy, toczące się niczym olbrzymi głaz wzmacniane były klasycznie speed metalowymi kanonadami oraz wysublimowanymi i nie nadużywającymi cierpliwości słuchacza solówkami. Całość uzupełniał lekko skrzekliwy, nie zawsze czysty ale bezwzględnie przepełniony emocjami głos Wagnera. Zespół, zapatrzony w symbolikę dzieci kwiatów, siłę dokonań The Doors i klasycznej psychodeli podążał drogą, którą opuścili Black Sabbath wraz z odejściem Johna Osbourne’a. Nie kopiowali jednak dokonań poprzedników a brzmienie gitar, perkusji i utylitarna rola basu pokazywały dobitnie, że formacja spędziła niezliczone godziny na próbach tworząc swój własny sposób prezentacji muzyki. Album „Psalm 9” jest tego przykładem najwybitniejszym. Otwierający płytę „Tempter” łączy w sposób podręcznikowy mrok Black Sabbath z okresu ich debiutu z gitarowymi kanonadami typowymi dla klasycznego heavy metalu. Zwolnienia i przyspieszenia, zmiany tempa i klimatu stanowią wyraz muzycznej dojrzałości. Przede wszystkim słychać jednak, że Trouble nie powstało po to, by móc cieszyć się międzynarodową sławą. Kwestie artystyczne stanowiły priorytet i to po prostu słychać. Wiarygodności nie można się nauczyć. Jako kolejny utwór pojawił się po raz kolejny szybki ale unikający banału „Assassin” oraz prawdziwie domowy „Victim of the Insane”. Właściwie już pierwsze trzy utwory dają doskonałe rozeznanie w stylu, któremu Trouble pozostanie przez wiele, wiele lat wiernym. Ich muzyka cechowała się nieuchwytną wyniosłością, garażowym sznytem i organiczną siłą wynikającą z faktu, że kompozycje te tworzono tak, aby podczas występów na żywo możliwym było w pełni oddanie ich pierwotnej siły. Zawiodą się jednak ci, którzy swoje wyobrażenie o doomie sprowadzają do możliwości zagotowania herbaty między jednym a drugim uderzeniem bębnów. Trouble nie spowalnia kompozycji wyłącznie dla samego spowolnienia. Ich riffy niosą ciężar w skondensowanej, zwartej i bardzo rockowej manierze. Ich wokalista ma wiele z charyzmy i nieoszlifowanych form wyrazu charakterystycznych dla muzyki garażowej i co bardziej poszukujących wykonawców psychodelicznych. W słowach i utworów zawarty jest również wyraźnie stan ducha, w jakim znajdował się Eric podczas pisania. Jak zawsze w przypadkach płyt, których kształt opracowany został na długo przed wejściem do studia, płyta „Psalm 9” jest niezwykle równa. Z wyjątkiem utworu tytułowego. Kompozycja „Psalm 9” bije bowiem wszystkie wcześniejsze utwory na głowę a riff przewodni – niezwykle prosty i repetetywny – ma w sobie tak olbrzymią moc, że podczas kilku pierwszych odsłuchów to właśnie na niego się czeka, to on pozostaje w głowie. Może właśnie dlatego „Psalm 9” wybrany został na kompozycję kończącą album. Gdyby spojrzeć na jakiekolwiek zestawienie najważniejszych w historii albumów doom metalowych zawsze w pierwszej piątce jedno miejsce przynależne jest „Psalm 9”. A jednak płyta nie przebiła się do świadomości słuchaczy. Nie zawsze znają ją nawet entuzjaści doom metalu, co już samo w sobie jest wyłącznie oznaką lenistwa. Obowiązek posiadania „Psalm 9” nie jest kwestią gustu. To kwestia znajomości kanonu. Kuba Kozłowski ..::TRACK-LIST::.. 1. The Tempter 06:36 2. Assassin 03:13 3. Victim Of The Insane 05:09 4. Revelation (Life Or Death) 05:05 5. Bastards Will Pay 03:44 6. The Fall of Lucifer 05:43 7. Endtime 04:56 8. Psalm 9 04:48 9. Tales Of Brave Ulysses (Cream cover) 04:00 ..::OBSADA::.. Eric Wagner (R.I.P. 2021) - Vocals Sean McAllister - Bass Rick Wartell - Guitars Jeff Olson - Drums Bruce Franklin - Guitars https://www.youtube.com/watch?v=P-sj2RINqF4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-15 17:41:41
Rozmiar: 102.77 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Doom metal należy do jednych z najciekawszych stylistyk wchodzących w obręb szeroko pojętego Metalu. Przede wszystkim ze względu na nietypowe, jak na rozwój sceny muzycznej lat 80., wybory artystyczne (spowolnienia i walcowatość muzyki), szeroki zakres tematyczny utworów rzadko popadających w banał oraz świadomość muzyczną, jaką prezentowali jej najbardziej charakterystyczni twórcy. Jest to również kategoria metalu, wymagająca najwięcej od słuchacza pod względem zaangażowania i percepcji. Doom nigdy nie prezentował muzyki łatwej w odbiorze, czy mogącej służyć jako wypełniacz tła. Pomimo dominującego przez wiele lat przekonania, że aby grać doom należy uciekać w tempa jak najwolniejsze oraz oddawać się tworzeniu w najniższych możliwych rejestrach warto zwrócić uwagę na pierwotny rozwój sceny, w którym nie dochodziło do zachwiania równowagi między oboma członami składowymi. W początkowym, najbardziej płodnym i intrygującym okresie kształtowania się tej kategorii muzycznej artyści, przy całym swoim oddaniu dla „doomu” nigdy nie zapominali, że gatunek ma również drugi element, decydujący o jego wyjątkowości – „metal”. Doom nie powstawał w próżni – swoje inspiracje czerpał z olbrzymiej spuścizny wspaniałych lat sześćdziesiątych (psychodelia) oraz 70 (gwałtowny rozwój najpierw blues rocka a następnie hard rocka) jak i rozwijających się w latach 80. trendów związanych z sukcesami New Wave of British Heavy Metal a następnie, chociaż w znacznie mniejszym stopniu, thrashu. Wszystkie te elementy, z oczywistym wskazaniem na inspiracje dokonaniami pionierów stylistycznych z Coven, Black Widow i, przede wszystkim Black Sabbath, nadawały muzyce twórców doom metalowych bardzo szerokie spektrum inspiracji. Inspiracje te prowadziły do kształtowania ciężaru tworów nie tylko poprzez wolne riffy, ale również znaczące przyspieszenia nadające utworom nieoczywistych, bardziej szaleńczych kształtów. Można więc powiedzieć, że doom metal u swych początków nie brzmiał jak, na przykład, Reverend Bizzare a kierunek obrany przez Finów nie stanowił nawet najbardziej oczywistego i pierwotnego obrazu muzyki, którą nazywamy doom. Wręcz przeciwnie. Tak Black Sabbath jak i chociażby Pentagram, którego początki wiązać należy jeszcze z rokiem 1971 (chociaż pierwsze nagrania to okres późniejszy) wplatali w swoje utwory klasycznie rockowe podwaliny, na bazie których kształtowali dopiero swój charakterystyczny styl. W ich muzyce znaleźć można i blues i psychodelię jak i wpływy klasycznych albumów The Beatles czy elementy (bardziej w sposobie kształtowania nastroju niż samej formie) The Doors. Nie inaczej wyglądała sprawa z chicagowską formacją Trouble, która współtworzyła obraz w pełni wykształconego stylu. Chociaż relatywnie nieznani, muzycy formacji należą do „świętej trójcy” klasycznego doomu wraz z bardziej depresyjnymi Saint Vitus oraz heavy metalowo-operetkowymi (głównie za sprawą wokalu) Candlemass. W ich muzyce odnaleźć można wszystkie te elementy, które powodują, że doom metal do dziś dzień stanowi jeden z najbardziej pasjonujących wyborów dostępnych każdemu z fanów muzyki. O wyjątkowości Trouble decyduje właśnie różnorodność i odmienne gusta kształtujące twórczość najważniejszych członków formacji – genialnego gitarzysty Bruce’a Franklina (wspieranego przez drugiego „wioślarza” Ricka Wartella) oraz obdarzonego charakterystycznym głosem wokalisty Erica Wagnera. Pierwszy pozostawał pod silnym wpływem Black Sabbath, Led Zeppelin i Deep Purple drugi natomiast największe inspiracje czerpał z twórczości Johna Lennona, Jima Morrisona, Dylana czy zespołu Lucifer’s Friend. Prowadziło to do połączenia gitarowego, opartego na riffach i przesterze brzmienia zespołu z warstwą melodyczną i liryczną, która mroku poszukiwała nie w samym instrumentarium a sposobie opowiadania historii – w poetyce tekstów i umiejętnego żonglowania słowami. Do najjaśniejszych przykładów wypełnienia tak postawionych założeń zaliczyć trzeba bez wątpienia debiut formacji z roku 1984 zatytułowany „Trouble” (przemianowany później na „Psalm 9”) oraz ponownie ekonomicznie nazwaną płytę nagraną w roku 1990 dla wytwórni Def American. To debiut uchodzi jednak za album obligatoryjny dla każdego, kto na poważnie chciałby zacząć poznawać doom. I słusznie. Debiut Trouble jest bowiem płytą, która momencie swojej premiery wyprzedzała czasy, wpływając bezpośrednio na wybory późniejszych twórców, chociaż obecnie znana jest co najwyżej garstce pasjonatów. Niestety losy Trouble ułożyły się w ten sposób, że obecnie mamy do czynienia bardziej z formacją, którą nazwać można „ulubionym zespołem muzyków” (do fascynacji Trouble przyznają się tak Dave grohl jak i chociażby James Hetfield) niż „wyborem słuchaczy”. Trouble, pomimo ewidentnej jakości tworzonej muzyki nigdy nie zdołał przebić się na rynku. Brak sukcesu komercyjnego zespołu nie oznaczał jednak, że nie doceniono talentów formacji. Ze swej natury undergroundowa muzyka trafiła bowiem do trzech legendarnych obecnie wytwórni a przynajmniej dwóch z najważniejszych osobistości sceny – Brian Slager i Rick Rubin – poświęcili i czas i pieniądza aby zespół wypromować. Działania wydawców zaowocowały kilkoma wielkimi koncertami dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi w ramach festiwali muzycznych, ale nie zdołały zwiększyć sprzedaży albumów. Brakowało przyjaznych dla radia singli i inteligentniej przeprowadzonej kampanii reklamowej. W czasach przynależności do Metal Blade, Slager uznał na przykład, że warto przypiąć Trouble łatkę „Christian” czy „white” metal i postawić zespół w opozycji do mocno zarysowanej na scenie sympatii do symboliki okultystycznej. Co prawda w tekstach Wagnera zawsze pojawiała się jasno wyrażana nadzieja na, posługując się banałem, zwycięstwo dobra nad złem, ale zespół nigdy (co zresztą Wagner wielokrotnie podkreślał) nie stawiał się w pozycji kaznodziei. Nie ewangelizował, nie nawracał nie narzucał się ze swoją wiarą w Boga. Nie miał na to chęci ani powodów, aby zbawiać świat. Będąc jednak artystą uczciwym – przede wszystkim w stosunku do siebie samego – nie potrafił posługiwać się retoryką strony, której nie kibicował. Przypięcie łatki zespołu „bezpiecznego” i „uduchowionego” odbierało Trouble zainteresowanie młodych fanów, zawsze poszukujących bardziej niebezpiecznego i przerysowanego image’u u swoich idoli. Zespół pozostawał na marginesie zainteresowania również z powodu coraz mocniej rozpychającej się sceny thrash metalowej z którą zespół nie chciał i nie miał nic wspólnego. W ich muzyce powolne riffy, toczące się niczym olbrzymi głaz wzmacniane były klasycznie speed metalowymi kanonadami oraz wysublimowanymi i nie nadużywającymi cierpliwości słuchacza solówkami. Całość uzupełniał lekko skrzekliwy, nie zawsze czysty ale bezwzględnie przepełniony emocjami głos Wagnera. Zespół, zapatrzony w symbolikę dzieci kwiatów, siłę dokonań The Doors i klasycznej psychodeli podążał drogą, którą opuścili Black Sabbath wraz z odejściem Johna Osbourne’a. Nie kopiowali jednak dokonań poprzedników a brzmienie gitar, perkusji i utylitarna rola basu pokazywały dobitnie, że formacja spędziła niezliczone godziny na próbach tworząc swój własny sposób prezentacji muzyki. Album „Psalm 9” jest tego przykładem najwybitniejszym. Otwierający płytę „Tempter” łączy w sposób podręcznikowy mrok Black Sabbath z okresu ich debiutu z gitarowymi kanonadami typowymi dla klasycznego heavy metalu. Zwolnienia i przyspieszenia, zmiany tempa i klimatu stanowią wyraz muzycznej dojrzałości. Przede wszystkim słychać jednak, że Trouble nie powstało po to, by móc cieszyć się międzynarodową sławą. Kwestie artystyczne stanowiły priorytet i to po prostu słychać. Wiarygodności nie można się nauczyć. Jako kolejny utwór pojawił się po raz kolejny szybki ale unikający banału „Assassin” oraz prawdziwie domowy „Victim of the Insane”. Właściwie już pierwsze trzy utwory dają doskonałe rozeznanie w stylu, któremu Trouble pozostanie przez wiele, wiele lat wiernym. Ich muzyka cechowała się nieuchwytną wyniosłością, garażowym sznytem i organiczną siłą wynikającą z faktu, że kompozycje te tworzono tak, aby podczas występów na żywo możliwym było w pełni oddanie ich pierwotnej siły. Zawiodą się jednak ci, którzy swoje wyobrażenie o doomie sprowadzają do możliwości zagotowania herbaty między jednym a drugim uderzeniem bębnów. Trouble nie spowalnia kompozycji wyłącznie dla samego spowolnienia. Ich riffy niosą ciężar w skondensowanej, zwartej i bardzo rockowej manierze. Ich wokalista ma wiele z charyzmy i nieoszlifowanych form wyrazu charakterystycznych dla muzyki garażowej i co bardziej poszukujących wykonawców psychodelicznych. W słowach i utworów zawarty jest również wyraźnie stan ducha, w jakim znajdował się Eric podczas pisania. Jak zawsze w przypadkach płyt, których kształt opracowany został na długo przed wejściem do studia, płyta „Psalm 9” jest niezwykle równa. Z wyjątkiem utworu tytułowego. Kompozycja „Psalm 9” bije bowiem wszystkie wcześniejsze utwory na głowę a riff przewodni – niezwykle prosty i repetetywny – ma w sobie tak olbrzymią moc, że podczas kilku pierwszych odsłuchów to właśnie na niego się czeka, to on pozostaje w głowie. Może właśnie dlatego „Psalm 9” wybrany został na kompozycję kończącą album. Gdyby spojrzeć na jakiekolwiek zestawienie najważniejszych w historii albumów doom metalowych zawsze w pierwszej piątce jedno miejsce przynależne jest „Psalm 9”. A jednak płyta nie przebiła się do świadomości słuchaczy. Nie zawsze znają ją nawet entuzjaści doom metalu, co już samo w sobie jest wyłącznie oznaką lenistwa. Obowiązek posiadania „Psalm 9” nie jest kwestią gustu. To kwestia znajomości kanonu. Kuba Kozłowski ..::TRACK-LIST::.. 1. The Tempter 06:36 2. Assassin 03:13 3. Victim Of The Insane 05:09 4. Revelation (Life Or Death) 05:05 5. Bastards Will Pay 03:44 6. The Fall of Lucifer 05:43 7. Endtime 04:56 8. Psalm 9 04:48 9. Tales Of Brave Ulysses (Cream cover) 04:00 ..::OBSADA::.. Eric Wagner (R.I.P. 2021) - Vocals Sean McAllister - Bass Rick Wartell - Guitars Jeff Olson - Drums Bruce Franklin - Guitars https://www.youtube.com/watch?v=P-sj2RINqF4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-15 17:37:26
Rozmiar: 320.24 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
...smród, brud, krew i gruz... Kolejne wydawnictwo i kolejne historie seryjnych morderców podanych na bujających, ciężkich riffach. ..::OPIS::.. Lubię myśleć o Lesie Trumien jako o serialu dokumentalnym dotyczącym makabrycznych zbrodni i zakamarków ludzkiego umysłu, który do tychże jest zdolny. Kolejny, krótki sezon tego serialu, nosi jakże celny tytuł Więcej śmierci. Jeśli zetknęliście się wcześniej z dokonaniami Lasu Trumien to tytuł mówi wam wszystko, co powinniście wiedzieć. Nie liczcie na jakąś woltę stylistyczną, na jakiś dynamiczny rozwój w którymś kierunku. Zespół serwuje kolejne ochłapy tego, w czym był dobry od samego początku. Oczywiście możemy bawić się w niepotrzebne analizy i licytować, że otwierający Irrumatio riff jest jakby żywcem wyciągnięty z Acid Bath, a ten z Lekarstwa na śmierć prosto od pana Kirka z Crowbar, że Wojtek Kałuża nadal chętnie wrzuca do tego syfu trochę melodyjnych partii i wychodzi mu to bardzo dobrze, że w Arszenikowej Damie pojawia się jakiś subtelny klawisz. Ale to nie ma w tym przypadku sensu. Las Trumien, pomimo dość krótkiego stażu na scenie, zdołał już sobie wyrobić konkretny image oraz charakterystyczne brzmienie. I takim to sludge metalem, opartym na prostych, powtarzalnych, ale i efektywnych patentach, w zasadzie definicją tej muzyki, atakuje na Więcej śmierci. Nic więcej nie musicie wiedzieć ponad to, że panowie są dobrzy w tym co robią. No i oczywiście Więcej śmierci dostarcza nam też… więcej śmierci. Las Trumien pozostaje wierny swojej lirycznej tematyce i w czterech utworach dostajemy kolejną selekcję prawdziwych (choć w jednym przypadku nie ma co do tego pewności) makabrycznych opowieści, które budzą odrazę, ale i intrygują, a jedna nawet wzrusza. Ponownie grupa zdecydowała się na objaśnienie tychże historii w booklecie, dlatego naprawdę warto sięgnąć po wersję fizyczną krążka. Las Trumien jest wierny obranej drodze, nie skręca z niej bo i nie musi. To, co zespół robi, jest dobre. Nie sili się na to, żeby była to „sztuka”, żeby było to dzieło wybitne, żeby kipiało od muzycznych zawijasów i żeby ślinili się do tego fani przebierania po gryfie. Nie – ma być ciężko, obskurnie i fajnie. Tylko tyle i aż tyle. Po raz kolejny cel jest spełniony, więcej nie oczekiwałem i oczekiwać nie będę. Aha, bym zapomniał. Okładka autorstwa Macieja Kamudy to przeklasyczny, przeokrutny majstersztyk, dwanaście na dziesięć. nmtr ..::TRACK-LIST::.. 1. Cztery Tygodnie w Piekle 02:39 2. Irrumatio 04:03 3. Arszenikowa Dama 05:57 4. Lekarstwo na Śmierć 07:14 ..::OBSADA::.. Vocals - W. K. Percussion - W. Ś. Bass - R. J. M. Guitar - B. D. https://www.youtube.com/watch?v=TRNlBNnqDdU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-10 19:25:20
Rozmiar: 49.82 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
...smród, brud, krew i gruz... Kolejne wydawnictwo i kolejne historie seryjnych morderców podanych na bujających, ciężkich riffach. ..::OPIS::.. Lubię myśleć o Lesie Trumien jako o serialu dokumentalnym dotyczącym makabrycznych zbrodni i zakamarków ludzkiego umysłu, który do tychże jest zdolny. Kolejny, krótki sezon tego serialu, nosi jakże celny tytuł Więcej śmierci. Jeśli zetknęliście się wcześniej z dokonaniami Lasu Trumien to tytuł mówi wam wszystko, co powinniście wiedzieć. Nie liczcie na jakąś woltę stylistyczną, na jakiś dynamiczny rozwój w którymś kierunku. Zespół serwuje kolejne ochłapy tego, w czym był dobry od samego początku. Oczywiście możemy bawić się w niepotrzebne analizy i licytować, że otwierający Irrumatio riff jest jakby żywcem wyciągnięty z Acid Bath, a ten z Lekarstwa na śmierć prosto od pana Kirka z Crowbar, że Wojtek Kałuża nadal chętnie wrzuca do tego syfu trochę melodyjnych partii i wychodzi mu to bardzo dobrze, że w Arszenikowej Damie pojawia się jakiś subtelny klawisz. Ale to nie ma w tym przypadku sensu. Las Trumien, pomimo dość krótkiego stażu na scenie, zdołał już sobie wyrobić konkretny image oraz charakterystyczne brzmienie. I takim to sludge metalem, opartym na prostych, powtarzalnych, ale i efektywnych patentach, w zasadzie definicją tej muzyki, atakuje na Więcej śmierci. Nic więcej nie musicie wiedzieć ponad to, że panowie są dobrzy w tym co robią. No i oczywiście Więcej śmierci dostarcza nam też… więcej śmierci. Las Trumien pozostaje wierny swojej lirycznej tematyce i w czterech utworach dostajemy kolejną selekcję prawdziwych (choć w jednym przypadku nie ma co do tego pewności) makabrycznych opowieści, które budzą odrazę, ale i intrygują, a jedna nawet wzrusza. Ponownie grupa zdecydowała się na objaśnienie tychże historii w booklecie, dlatego naprawdę warto sięgnąć po wersję fizyczną krążka. Las Trumien jest wierny obranej drodze, nie skręca z niej bo i nie musi. To, co zespół robi, jest dobre. Nie sili się na to, żeby była to „sztuka”, żeby było to dzieło wybitne, żeby kipiało od muzycznych zawijasów i żeby ślinili się do tego fani przebierania po gryfie. Nie – ma być ciężko, obskurnie i fajnie. Tylko tyle i aż tyle. Po raz kolejny cel jest spełniony, więcej nie oczekiwałem i oczekiwać nie będę. Aha, bym zapomniał. Okładka autorstwa Macieja Kamudy to przeklasyczny, przeokrutny majstersztyk, dwanaście na dziesięć. nmtr ..::TRACK-LIST::.. 1. Cztery Tygodnie w Piekle 02:39 2. Irrumatio 04:03 3. Arszenikowa Dama 05:57 4. Lekarstwo na Śmierć 07:14 ..::OBSADA::.. Vocals - W. K. Percussion - W. Ś. Bass - R. J. M. Guitar - B. D. https://www.youtube.com/watch?v=TRNlBNnqDdU SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-10 19:20:19
Rozmiar: 142.77 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Rzadko na naszym poletku mamy do czynienia z debiutem, który mąci wody tak bardzo, jak Hydra. Okej, ja wiem, że w stonerach, doomach i okolicach w zasadzie co roku na świat dzienny wychodzą fajne kapele, w tym roku nie jest inaczej. Ale serio – nie pamiętam, żeby w branżuni tak dużo mówiło się dobrego o zespole, który dopiero co zabierał się do wydania pierwszej płyty. W przypadku Hydry tak właśnie było – sporo publicity grupa zebrała jeszcze zanim ukazał się pierwszy singiel When the Devil Is Coming Down, a potem było w zasadzie jeszcze bardziej z górki. Jasne, mamy tu sytuację o tyle naciąganą, że kapelę firmuje Łukasz Dąbkiewicz, znany również z powszechnie szanowanych Red Scalp. Ale wierzcie mi – gdyby Hydra nie była tego warta, nie pisano by o niej tak entuzjastycznie. Nie mam zamiaru wyłamywać się z chóru tych pochwał. From Light to the Abyss, czyli pełnogrający debiut kwartetu, to kawał świetnej muzyki. Trzymając się stoner-doomowej estetyki Hydra nie uciekła daleko od lekkich skojarzeń z Red Scalp (szczególnie w Secrets of the Dead), ale też nijak nie jest to druga, tak samo brzmiąca kapela jednego z muzyków. Nic z tych rzeczy. Hydra strząsnęła z siebie psychodeliczne naleciałości, w ich miejsce przyjęła zaś bardzo wyraźny kult Black Sabbath. Tak skonstruowany proto-doom ma jedną, niepodważalną zaletę – obłędną wręcz melodyjność. Właściwie niemal każdy moment From Light to the Abyss to kolejny szlagwort i jest to coś, co kupuje mnie bez reszty. Mówię wam, jeśli tego typu klimaty nie są wam obce, po dwóch przesłuchaniach zapamiętacie całą płytę na wylot. Wszystko tu właściwie ocieka melodią – od pojedynczych i podwójnych wokali Dąbka i Vanata, które zapewniają słuchacza o tym, że nikt nie kocha jak Szatan (wyobrażacie sobie lepsze hasło na koszulkę niż „No One Loves Like Satan”?), przez pulsujące gitarowe riffy, do okazjonalnej solówki na basie. W ostatnich latach w tej lidze pod względem obłędnych melodii zagrali chyba tylko Crypt Sermon. From Light to the Abyss ładnie gra skojarzeniami. Oczywiście są te obowiązkowe – Black Sabbath, Cathedral czy Electric Wizard, ale jest tu parę przypadkowych hołdów złożonych tym, którzy już wcześniej Sabbathom hołdowali. Creatures of the Woods to najlepszy numer Candlemass, jakiego nigdy nie nagrał Dopelord, a Magical Mind mogliby zmieścić na Rust Monolord. Tytułowy utwór pięknie przypomina nieistniejących i niesłusznie zapomnianych Abdullah, ale także o Khemmis. Wszystko to płynie w otoczeniu obowiązkowych filmowych sampli i klimatycznej oprawy graficznej. Całość jest po prostu kompletna. Jestem wręcz zdziwiony, jak dobrze płynie te niespełna 37 minut dobrej muzyki. Nie ma tu dosłownie ani chwili, którą mógłbym wskazać jako zapychacz, ani jednego niepasującego riffu, ani jednej niepotrzebnej solówki. Kwartet Hydra w zupełnie naturalny sposób obudował brzmieniem pewnego rodzaju tęskne, ciepłe bezpieczeństwo, jakie daje ta muzyka. To nie jest agresywna płyta, nie jest niebezpieczna. Oferuje raczej miły, ciemny kącik do spędzenia jesieni – jeśli tylko nie przeszkadza ci, że tutaj kocyk rozłoży ci pewien rogaty jegomość. Obłędne, klasycznie doomowe melodie prowadzą tę historię od samego początku do samego końca i – co zaskakuje mnie jeszcze bardziej – nie powodują niedosytu. Kiedy kończy się ostatni na albumie Magical Mind mam poczucie dobrze spędzonego czasu, kiwam z uznaniem głową i nie frustruję się, że to już koniec, bo wszystko, co dobre, szybko się kończy. Tak jest świat zbudowany. nmtr http://antyportal.net/hydra-from-light-to-the-abyss/ ..::TRACK-LIST::.. 1. When the Devil's Coming Down 07:46 2. No One Loves Like Satan 06:21 3. Creatures of the Woods 07:47 4. Secrets of the Undead 06:29 5. Magical Mind 08:32 ..::OBSADA::.. Dąbek - voc, git Mieszko - git Vanat - bass, voc Yahoo - drums https://www.youtube.com/watch?v=a4qOPg01JhI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-03 19:28:18
Rozmiar: 87.68 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Rzadko na naszym poletku mamy do czynienia z debiutem, który mąci wody tak bardzo, jak Hydra. Okej, ja wiem, że w stonerach, doomach i okolicach w zasadzie co roku na świat dzienny wychodzą fajne kapele, w tym roku nie jest inaczej. Ale serio – nie pamiętam, żeby w branżuni tak dużo mówiło się dobrego o zespole, który dopiero co zabierał się do wydania pierwszej płyty. W przypadku Hydry tak właśnie było – sporo publicity grupa zebrała jeszcze zanim ukazał się pierwszy singiel When the Devil Is Coming Down, a potem było w zasadzie jeszcze bardziej z górki. Jasne, mamy tu sytuację o tyle naciąganą, że kapelę firmuje Łukasz Dąbkiewicz, znany również z powszechnie szanowanych Red Scalp. Ale wierzcie mi – gdyby Hydra nie była tego warta, nie pisano by o niej tak entuzjastycznie. Nie mam zamiaru wyłamywać się z chóru tych pochwał. From Light to the Abyss, czyli pełnogrający debiut kwartetu, to kawał świetnej muzyki. Trzymając się stoner-doomowej estetyki Hydra nie uciekła daleko od lekkich skojarzeń z Red Scalp (szczególnie w Secrets of the Dead), ale też nijak nie jest to druga, tak samo brzmiąca kapela jednego z muzyków. Nic z tych rzeczy. Hydra strząsnęła z siebie psychodeliczne naleciałości, w ich miejsce przyjęła zaś bardzo wyraźny kult Black Sabbath. Tak skonstruowany proto-doom ma jedną, niepodważalną zaletę – obłędną wręcz melodyjność. Właściwie niemal każdy moment From Light to the Abyss to kolejny szlagwort i jest to coś, co kupuje mnie bez reszty. Mówię wam, jeśli tego typu klimaty nie są wam obce, po dwóch przesłuchaniach zapamiętacie całą płytę na wylot. Wszystko tu właściwie ocieka melodią – od pojedynczych i podwójnych wokali Dąbka i Vanata, które zapewniają słuchacza o tym, że nikt nie kocha jak Szatan (wyobrażacie sobie lepsze hasło na koszulkę niż „No One Loves Like Satan”?), przez pulsujące gitarowe riffy, do okazjonalnej solówki na basie. W ostatnich latach w tej lidze pod względem obłędnych melodii zagrali chyba tylko Crypt Sermon. From Light to the Abyss ładnie gra skojarzeniami. Oczywiście są te obowiązkowe – Black Sabbath, Cathedral czy Electric Wizard, ale jest tu parę przypadkowych hołdów złożonych tym, którzy już wcześniej Sabbathom hołdowali. Creatures of the Woods to najlepszy numer Candlemass, jakiego nigdy nie nagrał Dopelord, a Magical Mind mogliby zmieścić na Rust Monolord. Tytułowy utwór pięknie przypomina nieistniejących i niesłusznie zapomnianych Abdullah, ale także o Khemmis. Wszystko to płynie w otoczeniu obowiązkowych filmowych sampli i klimatycznej oprawy graficznej. Całość jest po prostu kompletna. Jestem wręcz zdziwiony, jak dobrze płynie te niespełna 37 minut dobrej muzyki. Nie ma tu dosłownie ani chwili, którą mógłbym wskazać jako zapychacz, ani jednego niepasującego riffu, ani jednej niepotrzebnej solówki. Kwartet Hydra w zupełnie naturalny sposób obudował brzmieniem pewnego rodzaju tęskne, ciepłe bezpieczeństwo, jakie daje ta muzyka. To nie jest agresywna płyta, nie jest niebezpieczna. Oferuje raczej miły, ciemny kącik do spędzenia jesieni – jeśli tylko nie przeszkadza ci, że tutaj kocyk rozłoży ci pewien rogaty jegomość. Obłędne, klasycznie doomowe melodie prowadzą tę historię od samego początku do samego końca i – co zaskakuje mnie jeszcze bardziej – nie powodują niedosytu. Kiedy kończy się ostatni na albumie Magical Mind mam poczucie dobrze spędzonego czasu, kiwam z uznaniem głową i nie frustruję się, że to już koniec, bo wszystko, co dobre, szybko się kończy. Tak jest świat zbudowany. nmtr http://antyportal.net/hydra-from-light-to-the-abyss/ ..::TRACK-LIST::.. 1. When the Devil's Coming Down 07:46 2. No One Loves Like Satan 06:21 3. Creatures of the Woods 07:47 4. Secrets of the Undead 06:29 5. Magical Mind 08:32 ..::OBSADA::.. Dąbek - voc, git Mieszko - git Vanat - bass, voc Yahoo - drums https://www.youtube.com/watch?v=a4qOPg01JhI SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-03 19:24:55
Rozmiar: 266.69 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
|