|
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Thrash Metal
Ilość torrentów:
32
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja drugiego dużego albumu HELLIAS z 1993 roku, old schoolowe granie w stylu SLAYER, KREATOR, ASSASSIN, VENDETTA, NECRONOMICON, OVERKILL i innych Thrash’owych formacji z lat 80-tych! Po przesłuchaniu kilku mniej lub bardziej rozczarowujących (z dwoma wyjątkami) nowości wracam do odgrzewania klasyków. Thrashing Madness Productions dba bez ustanku, by w tej materii coś się działo i co rusz proponuje nowe/stare materiały. Dziś zasiadłem do płyty, której nagrania rozpoczęto w majówkę 1993 roku w Gamma Studio w Krakowie. Mowa o płycie Blind Destiny zespołu Hellias. Blind Destiny to drugi pełny album tej kapeli. Wszystkie te matexy posiadają już status kvltowy i nad tym raczej nie ma co dużo dywagować. Thrash/heavy metalowa załoga wystartowała w końcówce lat 80., załapując się na ostatki thrashowej manii i dając od siebie nową jakość na naszej scenie. Opisywany album wydany został w 1993 roku, czyli już w czasie, gdy wszyscy kierowali swój wzrok w kierunku „nowego” szaleństwa w postaci death metalu, i zapewne nie dostał tyle miłości, ile powinien. Dziś różnorodność gatunkowa jest czymś normalnym, kiedyś mody uderzały mocniej, zgniatając tych, którzy za nimi nie nadążali. Nie zmienia to absolutnie faktu, że Hellias nagrał album potężny, który ze srebrnego krążka brzmi po prostu zajebiście. Zawodowy thrash metal ubarwiony kilkoma zwolnieniami kipi witalnością, jadem i pięknym, staroszkolnym podejściem do tematu. Riffy – mieszanka wpływów sceny Bay Area z naszym polskim, tradycyjnym gniewem – proponują bardzo rytmiczne i agresywne rozwiązania, co w połączeniu z dobrymi partiami sekcji rytmicznej momentalnie zmusza do podrygiwania w ich takt. Słychać tu inspiracje muzyką Testament, Metalliki (okresu Ride the Lightning), Coronera czy naszego Kata (pewnie dlatego, że Kat także silnie wzorował się na starym Testamencie). Materiał jest bardzo urozmaicony. Rozpoczynają go utwory szybsze, przechodzą w bardziej miarowe, a następnie w coś na kształt nawet balladowy. Zabiegi te dają płytę bogatą i pozbawioną monotonii. Wokalista Piotr Foreman Forys atakuje słuchacza swoim gniewnym krzykiem, ale na nim się nie zamyka, modulując głos na wiele sposobów i próbując nawet śpiewać, co dodaje całości dodatkowego kolorytu, a że płyta do najkrótszych nie należy, to zabieg ten uważam za jak najbardziej wskazany. Jako bonus wytwórnia dołożyła cztery utwory w wersji live nagrane podczas Live Invasion Tour w 1990 roku w Chełmku. Utwory brzmią zaskakująco dobrze, nie ranią uszu sprzężeniami czy innymi „kwiatkami”, których by można się spodziewać po ówczesnych próbach recordingu koncertów, kiedy najnormalniej brakowało przyzwoitego sprzętu. Blind Destiny to wyżyny polskiego thrashu. Gdy pominąć Kata, Dragon czy Wilczego Pająka nie pozostaje zbyt wiele kapel, które w tej materii mogą przychodzić do głowy, i uważam Hellias za band im równy. Sprawność muzyczna i dobre pomysły idą tu w parze z archaicznym soundem, który może burzyć budynki swą bezpośrednią mocą. Stanowczo polecam. Brzeźnicki Z kolejnym wznowieniem wyskoczyło Thrashing Madness Productions – tym razem sąsiadów z ich własnego podwórka, czyli Hellias. W sumie to już niewiele z katalogu tego zespołu zostało do wznowienia, ale póki co zajmijmy się reedycją „Blind Destiny”. Thrash metal w 1993 roku wchodził już w fazę schyłkową, u nas też już nie wywoływał takich emocji o ile kojarzę, poza oczywiście najbardziej rozpoznawalnymi nazwami. Hellias natomiast trzymał się tego stylu, jedynie modyfikując go jeśli weźmiemy pod uwagę ich wcześniejsze materiały. „Closed in Fate Coffin” było jeszcze bowiem materiałem dość surowym i… lekko czerstwym? „Blind Destiny” szło zdecydowanie dalej w thrash metalowe inspiracje i starała się mieć oko na to, co aktualnie się dzieje. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie słuchając ich drugiego albumu – z jednej strony słychać tutaj echa Megadeth z „Countdown to Extinction”, z drugiej zespół z ciekawością łypie okiem na rodzący się nurt kombinowanego metalu. Daje to efekt taki, że z jednej strony ten krążek jest dość techniczny, z drugiej sporo tutaj groove’u, ale też zwolnień, niemal balladowych fragmentów lub atmosferycznych podchodów. Dostajemy więc płytę złożoną i dość ciekawą. O ile ktoś lubi tego typu granie – ja w thrash metalu jednakże szukam czegoś innego i stwierdzam, że ten album ma mocne, dobre momenty, ale ma też mielizny nudy. Na dokładkę wrzucono cztery numerów z koncertu z 1989 roku. Zaskakująco, brzmi nieźle i pokazuje dobrze ówczesną kondycję Hellias – surowość i pasję, tak zespołu jak i publiki. Oczywiście, jak to w przypadku wznowień – dostajemy też stare zdjęcia kapeli, tym razem bez wywiadów i reprodukcji plakatów. Niemniej jednak wydanie, jak to zwykle, wygląda bardzo dobrze. Więc co, do wydania zostało jeszcze tylko „Fakty” i można zamykać temat wznowień Hellias? Oracle Not exactly the definitive veterans on the Polish metal scene, this outfit hit the spotlight when their brand of dark brooding retro thrash was swiftly becoming obsolete. Under the circumstances, few were those who lent an ear to their debut “Closed in the Fate Coffin” when it came out in 1991. A real pity especially when said debut was a pretty cool mixture of intense blitzkrieg pieces and slower atmospheric excursions, an effective compendium with echoes of the Brits Deathwish and the Canadians Sacrifice. Two years later the guys are back, and they mean old school business once again. However, the more laid-back atmospherics have taken the upper hand with the label “gothic thrash” now emerging as a pretty legitimate one, the final result coming close to Fear of God’s “Beyond the Veil”, only not as compellingly and coherently structured. But misleaders first, the title "Descent from the Cross", the opener, a sure-handed headbanger emitting loads of energy. The setting abruptly changes with the atmospheric semi-technical wonder "Written to Loss", the highlight here, a sure qualifier for the mentioned Fear of God magnum opus. So far so not so bad, but the lads’ gothic heart cries out for bigger expression, and before you know it you’re exposed to two dark poignant ballads (“The Rain”, “Depths”) which at least see the mean semi-declamatory vocalist acquire a surprisingly effective clean lyrical timbre. A profound change of scenery with these two, the guys try to recapture some thrashing ground with the intense mosher "Stones for the Man (The Last Leaves)" and the more controlled mid-paced shredder "Silence in My Brain", but the band’s hard-core fans would hardly be sold for this dynamic oasis. And they would be right to doubt their idols who march on with a couple of samey, somewhat monotonous gothic semi-thrashers the rude awakening arriving in the form of "No Devotion", another hyper-active proposition. This last one would have been a dignified epitaph, but the band ruin the finale by throwing in the bad groovy joke "Rap-Sody Drink", an absolutely unnecessary deviation having nothing to do whatsoever with the instilled dark officiant clout. But even without this last awful filler, this effort leaves something to be desired. The distribution of the faster-paced material could have been done more adroitly; the middle is entirely occupied by the mentioned rowdy gothicers which pass by as one not very optimistic whole without creating too much drama. As those follow in quick succession, it’s hard for the fan to distinguish any more prominent features among them thus semi-ignoring their dark impact, waiting for the next-in-line more aggressive outburst. The thing is that said outbursts are sparingly offered, we’re talking an hour-long opus mind you, and don’t seem to have the desired rousing effect. It may have been even better if they were excluded thus leaving the gothic-ornated material to gel better and to form a more coherent dark saga. Still, even in its more or less contrasting blend-shape, this effort has its moments; the atmosphere is here, the darkness is here, the pessimism is here… and it’s really intriguing to hear how the otherwise rough sinister singer turns to a more attached goth on those balladic moments. The guys were not looking for creating culminations here as the thrashy outtakes are by no means such; at the same time, one can’t take this recording as a genuinely transitional one as this is retro stuff through and through, no groove, no grunge, no aggro… and, truth be told, the atmospheric developments time and again were already present on the first instalment. There are no drastic innovations introduced; it’s just that the gothic/thrash symbiosis sounds a bit disparate, like the dark mellower side demands more space, but the more aggressive one resists with anything it has, trying to exercise authority whenever it has the opportunity. Alas, neither fate nor destiny could stop the guys from falling into the groovy traps which occurred on “Fakty...”, the third charm, a tepid unimaginative post-thrash affair which closed the first chapter from their career in a seriously downbeat fashion. The reunion stint "A.D. Darkness" 13 years later was way more like it, a potent gothic/thrash/post-thrash conglomerate which took the best of the three styles for the production of a thrilling diverse ride. A really promising new beginning that was followed by a compilation album (“Twenty Fifth Year in the Abyss”) before the band defied destiny again by adding one more cardinal sin to the widely spread seven, with “Eight Cardinal Sins”. Not drastically different from the comeback saga, it offered a similar cocktail the guys sounding confident and by no means stale; there’s no doubt that the next fortune-telling exam is theirs for the taking/passing. Bayer ..::TRACK-LIST::.. 1. Blind Destiny (Intro) 1:02 2. Descent From The Cross 4:13 3. Written To Loss 4:39 4. King Of Revenge 3:59 5. The Rain 6:02 6. Depths 5:36 7. Stones For The Man (The Last Leaves) 4:26 8. Silence In My Brain 3:55 9. Golgotha 3:48 10. Disguise Of Torment 5:14 11. Let's Talk About Killing 3:50 12. Sentence Of... 4:45 13. No Devotion 4:23 14. Rap-sody Drink 2:56 15. Blind Destiny (Outro) 1:09 Bonus Tracks (Live '89) 16. Zamknięty W Trumnie Losu 1:31 17. Requiem Dla Grzesznika 4:07 18. Empty Cry 4:39 19. Król Umarłych Dusz 5:21 ..::OBSADA::.. Vocals - Piotr Foreman Foryś Guitar - Marek Galon Galary (tracks: 16 to 19), Paweł Goolary Góralczyk (tracks: 1 to 15), Piotr Lopez Czerski (tracks: 1 to 15) Keyboards - Grzesiek Pulchny (tracks: 16 to 19) Bass - Darek Darecki Łopata (tracks: 1 to 15), Rafał Dykta Mazur (tracks: 16 to 19) Drums - Wojtek Wojna Wojnowski https://www.youtube.com/watch?v=mA88SESipSM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 17:06:35
Rozmiar: 175.52 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Reedycja drugiego dużego albumu HELLIAS z 1993 roku, old schoolowe granie w stylu SLAYER, KREATOR, ASSASSIN, VENDETTA, NECRONOMICON, OVERKILL i innych Thrash’owych formacji z lat 80-tych! Po przesłuchaniu kilku mniej lub bardziej rozczarowujących (z dwoma wyjątkami) nowości wracam do odgrzewania klasyków. Thrashing Madness Productions dba bez ustanku, by w tej materii coś się działo i co rusz proponuje nowe/stare materiały. Dziś zasiadłem do płyty, której nagrania rozpoczęto w majówkę 1993 roku w Gamma Studio w Krakowie. Mowa o płycie Blind Destiny zespołu Hellias. Blind Destiny to drugi pełny album tej kapeli. Wszystkie te matexy posiadają już status kvltowy i nad tym raczej nie ma co dużo dywagować. Thrash/heavy metalowa załoga wystartowała w końcówce lat 80., załapując się na ostatki thrashowej manii i dając od siebie nową jakość na naszej scenie. Opisywany album wydany został w 1993 roku, czyli już w czasie, gdy wszyscy kierowali swój wzrok w kierunku „nowego” szaleństwa w postaci death metalu, i zapewne nie dostał tyle miłości, ile powinien. Dziś różnorodność gatunkowa jest czymś normalnym, kiedyś mody uderzały mocniej, zgniatając tych, którzy za nimi nie nadążali. Nie zmienia to absolutnie faktu, że Hellias nagrał album potężny, który ze srebrnego krążka brzmi po prostu zajebiście. Zawodowy thrash metal ubarwiony kilkoma zwolnieniami kipi witalnością, jadem i pięknym, staroszkolnym podejściem do tematu. Riffy – mieszanka wpływów sceny Bay Area z naszym polskim, tradycyjnym gniewem – proponują bardzo rytmiczne i agresywne rozwiązania, co w połączeniu z dobrymi partiami sekcji rytmicznej momentalnie zmusza do podrygiwania w ich takt. Słychać tu inspiracje muzyką Testament, Metalliki (okresu Ride the Lightning), Coronera czy naszego Kata (pewnie dlatego, że Kat także silnie wzorował się na starym Testamencie). Materiał jest bardzo urozmaicony. Rozpoczynają go utwory szybsze, przechodzą w bardziej miarowe, a następnie w coś na kształt nawet balladowy. Zabiegi te dają płytę bogatą i pozbawioną monotonii. Wokalista Piotr Foreman Forys atakuje słuchacza swoim gniewnym krzykiem, ale na nim się nie zamyka, modulując głos na wiele sposobów i próbując nawet śpiewać, co dodaje całości dodatkowego kolorytu, a że płyta do najkrótszych nie należy, to zabieg ten uważam za jak najbardziej wskazany. Jako bonus wytwórnia dołożyła cztery utwory w wersji live nagrane podczas Live Invasion Tour w 1990 roku w Chełmku. Utwory brzmią zaskakująco dobrze, nie ranią uszu sprzężeniami czy innymi „kwiatkami”, których by można się spodziewać po ówczesnych próbach recordingu koncertów, kiedy najnormalniej brakowało przyzwoitego sprzętu. Blind Destiny to wyżyny polskiego thrashu. Gdy pominąć Kata, Dragon czy Wilczego Pająka nie pozostaje zbyt wiele kapel, które w tej materii mogą przychodzić do głowy, i uważam Hellias za band im równy. Sprawność muzyczna i dobre pomysły idą tu w parze z archaicznym soundem, który może burzyć budynki swą bezpośrednią mocą. Stanowczo polecam. Brzeźnicki Z kolejnym wznowieniem wyskoczyło Thrashing Madness Productions – tym razem sąsiadów z ich własnego podwórka, czyli Hellias. W sumie to już niewiele z katalogu tego zespołu zostało do wznowienia, ale póki co zajmijmy się reedycją „Blind Destiny”. Thrash metal w 1993 roku wchodził już w fazę schyłkową, u nas też już nie wywoływał takich emocji o ile kojarzę, poza oczywiście najbardziej rozpoznawalnymi nazwami. Hellias natomiast trzymał się tego stylu, jedynie modyfikując go jeśli weźmiemy pod uwagę ich wcześniejsze materiały. „Closed in Fate Coffin” było jeszcze bowiem materiałem dość surowym i… lekko czerstwym? „Blind Destiny” szło zdecydowanie dalej w thrash metalowe inspiracje i starała się mieć oko na to, co aktualnie się dzieje. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie słuchając ich drugiego albumu – z jednej strony słychać tutaj echa Megadeth z „Countdown to Extinction”, z drugiej zespół z ciekawością łypie okiem na rodzący się nurt kombinowanego metalu. Daje to efekt taki, że z jednej strony ten krążek jest dość techniczny, z drugiej sporo tutaj groove’u, ale też zwolnień, niemal balladowych fragmentów lub atmosferycznych podchodów. Dostajemy więc płytę złożoną i dość ciekawą. O ile ktoś lubi tego typu granie – ja w thrash metalu jednakże szukam czegoś innego i stwierdzam, że ten album ma mocne, dobre momenty, ale ma też mielizny nudy. Na dokładkę wrzucono cztery numerów z koncertu z 1989 roku. Zaskakująco, brzmi nieźle i pokazuje dobrze ówczesną kondycję Hellias – surowość i pasję, tak zespołu jak i publiki. Oczywiście, jak to w przypadku wznowień – dostajemy też stare zdjęcia kapeli, tym razem bez wywiadów i reprodukcji plakatów. Niemniej jednak wydanie, jak to zwykle, wygląda bardzo dobrze. Więc co, do wydania zostało jeszcze tylko „Fakty” i można zamykać temat wznowień Hellias? Oracle Not exactly the definitive veterans on the Polish metal scene, this outfit hit the spotlight when their brand of dark brooding retro thrash was swiftly becoming obsolete. Under the circumstances, few were those who lent an ear to their debut “Closed in the Fate Coffin” when it came out in 1991. A real pity especially when said debut was a pretty cool mixture of intense blitzkrieg pieces and slower atmospheric excursions, an effective compendium with echoes of the Brits Deathwish and the Canadians Sacrifice. Two years later the guys are back, and they mean old school business once again. However, the more laid-back atmospherics have taken the upper hand with the label “gothic thrash” now emerging as a pretty legitimate one, the final result coming close to Fear of God’s “Beyond the Veil”, only not as compellingly and coherently structured. But misleaders first, the title "Descent from the Cross", the opener, a sure-handed headbanger emitting loads of energy. The setting abruptly changes with the atmospheric semi-technical wonder "Written to Loss", the highlight here, a sure qualifier for the mentioned Fear of God magnum opus. So far so not so bad, but the lads’ gothic heart cries out for bigger expression, and before you know it you’re exposed to two dark poignant ballads (“The Rain”, “Depths”) which at least see the mean semi-declamatory vocalist acquire a surprisingly effective clean lyrical timbre. A profound change of scenery with these two, the guys try to recapture some thrashing ground with the intense mosher "Stones for the Man (The Last Leaves)" and the more controlled mid-paced shredder "Silence in My Brain", but the band’s hard-core fans would hardly be sold for this dynamic oasis. And they would be right to doubt their idols who march on with a couple of samey, somewhat monotonous gothic semi-thrashers the rude awakening arriving in the form of "No Devotion", another hyper-active proposition. This last one would have been a dignified epitaph, but the band ruin the finale by throwing in the bad groovy joke "Rap-Sody Drink", an absolutely unnecessary deviation having nothing to do whatsoever with the instilled dark officiant clout. But even without this last awful filler, this effort leaves something to be desired. The distribution of the faster-paced material could have been done more adroitly; the middle is entirely occupied by the mentioned rowdy gothicers which pass by as one not very optimistic whole without creating too much drama. As those follow in quick succession, it’s hard for the fan to distinguish any more prominent features among them thus semi-ignoring their dark impact, waiting for the next-in-line more aggressive outburst. The thing is that said outbursts are sparingly offered, we’re talking an hour-long opus mind you, and don’t seem to have the desired rousing effect. It may have been even better if they were excluded thus leaving the gothic-ornated material to gel better and to form a more coherent dark saga. Still, even in its more or less contrasting blend-shape, this effort has its moments; the atmosphere is here, the darkness is here, the pessimism is here… and it’s really intriguing to hear how the otherwise rough sinister singer turns to a more attached goth on those balladic moments. The guys were not looking for creating culminations here as the thrashy outtakes are by no means such; at the same time, one can’t take this recording as a genuinely transitional one as this is retro stuff through and through, no groove, no grunge, no aggro… and, truth be told, the atmospheric developments time and again were already present on the first instalment. There are no drastic innovations introduced; it’s just that the gothic/thrash symbiosis sounds a bit disparate, like the dark mellower side demands more space, but the more aggressive one resists with anything it has, trying to exercise authority whenever it has the opportunity. Alas, neither fate nor destiny could stop the guys from falling into the groovy traps which occurred on “Fakty...”, the third charm, a tepid unimaginative post-thrash affair which closed the first chapter from their career in a seriously downbeat fashion. The reunion stint "A.D. Darkness" 13 years later was way more like it, a potent gothic/thrash/post-thrash conglomerate which took the best of the three styles for the production of a thrilling diverse ride. A really promising new beginning that was followed by a compilation album (“Twenty Fifth Year in the Abyss”) before the band defied destiny again by adding one more cardinal sin to the widely spread seven, with “Eight Cardinal Sins”. Not drastically different from the comeback saga, it offered a similar cocktail the guys sounding confident and by no means stale; there’s no doubt that the next fortune-telling exam is theirs for the taking/passing. Bayer ..::TRACK-LIST::.. 1. Blind Destiny (Intro) 1:02 2. Descent From The Cross 4:13 3. Written To Loss 4:39 4. King Of Revenge 3:59 5. The Rain 6:02 6. Depths 5:36 7. Stones For The Man (The Last Leaves) 4:26 8. Silence In My Brain 3:55 9. Golgotha 3:48 10. Disguise Of Torment 5:14 11. Let's Talk About Killing 3:50 12. Sentence Of... 4:45 13. No Devotion 4:23 14. Rap-sody Drink 2:56 15. Blind Destiny (Outro) 1:09 Bonus Tracks (Live '89) 16. Zamknięty W Trumnie Losu 1:31 17. Requiem Dla Grzesznika 4:07 18. Empty Cry 4:39 19. Król Umarłych Dusz 5:21 ..::OBSADA::.. Vocals - Piotr Foreman Foryś Guitar - Marek Galon Galary (tracks: 16 to 19), Paweł Goolary Góralczyk (tracks: 1 to 15), Piotr Lopez Czerski (tracks: 1 to 15) Keyboards - Grzesiek Pulchny (tracks: 16 to 19) Bass - Darek Darecki Łopata (tracks: 1 to 15), Rafał Dykta Mazur (tracks: 16 to 19) Drums - Wojtek Wojna Wojnowski https://www.youtube.com/watch?v=mA88SESipSM SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 0
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-17 17:03:00
Rozmiar: 555.41 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Reedycja debiutanckiego krążka Devastator z 2005 roku wzbogacona o nową oprawę graficzna oraz dwa bonusy, w sumie blisko 80 minut black/thrash metalu w stylu wczesnej Sepultury połączonej z Destroyer 666 i niemieckimi thrash metalowymi formacjami z lat 80-tych. ..::TRACK-LIST::.. 1. The End 10:26 2. The Call To War 13:13 3. Battle Of Hate 6:31 4. Armageddon 9:15 5. Doom Of The Gods (Ragnarok) 11:45 6. Dead And Destroyed 9:31 7. Unholy Thrash Assault 12:04 8. Deny The Cross / Onslaught Of Angels (Bonus Track) 6:42 Tracks 1 to 7 recorded June 2004 at Mercury Studio in 20 hours. Track 8 (Bonus Track) recorded Fall 2006 at Typhon Studio. Originally appeared on the Devastator / Ampütator split Tape released in 2008 on Maltkross Productions. ..::OBSADA::.. Pest - Drums Adrian - Guitars Wulfnoth - Vocals Lazdemon - Bass https://www.youtube.com/watch?v=Ws0Nkv51ihw SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 5
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-16 16:52:00
Rozmiar: 182.74 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. "Handle With Care" to trzecia płyta amerykańskich mistrzów crossover-thrash, która nie wprowadziła znaczących zmian do muzyki wykonywanej przez Nuclear Assault. Jak się potem miało okazać, była to także ostatnia płyta tak ciepło przyjęta zarówno przez krytyków, jak i fanów. Nie zmienia to faktu, że na albumie zawarty został porządny kawał wysokiej klasy metalowej łupaniny. "Handle With Care" to ostra jazda od początku do końca, utrzymana w całości (no może oprócz kilku fragmentów ostatniego utworu, ale o tym później) w szybkich tempach. Melodii nie znajdziemy tutaj zbyt wiele. Jedyne takie fragmenty to początek "Inherited Hell" czy kilka refrenów. Nie jest to oczywiście przebojowość znana z bardziej klasycznych odmian ciężkiej muzyki, ale wystarcza aby zapamiętać poszczególne utwory i je nawet zanucić. Poza tym pojawia się tutaj wiele smaczków i przerywników, takich jak "Funky Noise" czy ultra-szybki, częściowo blastowany i ledwo półminutowy "Mother's Day". Mamy także samplowane wypowiedzi w "Torture Tactics". Jednak wszystko to, co opisałem, to jedynie dodatki. Skupmy się na rdzeniu Nuclear Assault. Są to przede wszystkim piekielnie ostre riffy Anthony'ego Bramante i Johna Connolly'ego podparte szybką perkusją Glenna Evansa oraz cudownie bulgoczącym basem Dana Lilkera. Nad tym wszystkim góruje skrzecząco-krzyczany wokal wspomnianego Connolly'ego. Nieco ponad pół godziny w tym towarzystwie mija nadzwyczaj szybko, a po zakończeniu pozostaje niedosyt. Najpiękniejsza w tego rodzaju płytach jest ich prostota - panowie prą do przodu, nie bawią się w jakieś skomplikowane struktury i mają duży dystans do swojej twórczości. Jedynie wieńczący całość "Trail Of Tears" nieco wyróżnia się w tym gronie, gdyż między thrashowe fragmenty zgrabnie wpleciono melodyjne zwolnienia. Brzmi to naprawdę dobrze, a co najważniejsze - nadal brzmi to jak Nuclear Assault. "Handle With Care" to płyta w swoim gatunku znakomita, crossover-thrash najwyższej klasy. Każdy fan tego gatunku zna ją pewnie na pamięć, a reszcie polecam - doskonały przykład na to, jak można tworzyć luzacką muzykę na najwyższym poziomie. s7mon Starting off by saying ‘Survive’ is considered by many to be their best (or at least most aggressive) album but ‘Handle with Care’ is definitely my personal favourite. It’s possible this might have been caused by ‘Handle…’ being my first Nuclear Assault album. I’ve always had difficulties trying to decide whether ‘Handle…’ or ‘Survive’ was the superior album. Ah well, they both are the core of Nuclear Assault quality. ‘Emergency’ has got to be one of their lyrically fastest thrashers ever (not counting their short grindy tunes) and a logical follow up to the earlier ‘Equal Rights’ on Survive. It’s hard to keep up with John Connelly’s words on the verses here. And over all there are plenty of speedy thrashers here, more than enough to keep any Nuclear Assault fan happy. ‘New Song’ is as powerful as it is catchy. Which goes for ‘Search and Seizure’ and ‘F#’ as well. Also a lot of hails go to ‘Trail Of Tears’. These angry thrashers managed to write a more than decent thrash metal power ballad. But the award best song actually does NOT go to any of the fast songs. ‘Critical Mass’ which remains to this day one of the most powerful midtempo thrashers from the eighties together with their classic ‘Brainwashed’ from ‘Survive’. Even the distorted bass sound of Danny Lilker makes sense here! Superb environmentally correct lyrics by Connelly which are really catchy. The way the song progresses from the last line of the chorus (‘Bring on the acid rain’) into the second verse (‘Slightly insane, the type of greed ’) including slide on the guitar is just perfect and you can not help but bang your head to this mighty song. Whether the songs are really fast, syncopated or pretty mid paced, they’re all remarkably catchy here and the band manages to incorporate slightly more melody compared to the previous albums without losing momentum or aggression. No song (not counting short noisy eruptions) can be considered bad or filler. The worst moments on ‘Handle With Care’ are ‘good’ at least. Since the days of ‘Hang The Pope’ and ‘My America’ the short funny songs have become more and more grindcore instead of crossover. ‘Mother’s Day’ is quite a nice grinder (better than ‘Got Another Quarter’ and ‘PSA’ were on Survive), and it doesn’t take too long to feel out of place here. ‘Funky Noise’ however, being a short funky tune (d’oh) was rather obsolete. Also worth mentioning in the funny-department is the Nazi-sample from the classic 1980 movie ‘Blues Brothers’ at the end of ‘Torture Tactics’. The production is dirty but never too much. Less transparent than earlier works with distorted bass guitar mixed in more prominently, making this album sound heavier and at times somewhat sloppier. Not that it’s really sloppy of course but it never gets too clean or tight. Therefore the album just breaths the thrash metal atmosphere. As a whole the album manages to combine the speed metal melodies (especially vocal lines on choruses) of ‘Game Over’ with the full on thrash assault of ‘Survive’ and therefore remains the purest and most crystallised Nuclear Assault release. And bloody brilliant as well. morbert ..::TRACK-LIST::.. 1. New Song 2:59 2. Critical Mass 3:19 3. Inherited Hell 3:30 4. Surgery 2:44 5. Emergency 3:20 6. Funky Noise 0:50 7. F# (Wake Up) 2:58 8. When Freedom Dies 2:33 9. Search & Seizure 4:11 10. Torture Tactics 2:22 11. Mothers' Day 0:32 12. Trail Of Tears 5:44 Live At The Hammersmith Odeon April 10th, 1989 13. Intro / The New Song 3:11 14. Critical Mass 3:11 15. Torture Tactics 2:07 16. Trail Of Tears 3:57 17. Mothers' Day 0:59 18. Funky Noise 0:50 ..::OBSADA::.. John Connelly - guitar, lead vocals Anthony Bramante - lead guitar Dan Lilker - bass Glenn Evans - drums Additional musicians: Barry Stern, Mo Alonso, Ron Holzner - backing vocals https://www.youtube.com/watch?v=LJONWCOoQJ8 SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 4
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-30 17:34:18
Rozmiar: 115.74 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
|