|
|
|||||||||||||
Ostatnie 10 torrentów
Ostatnie 10 komentarzy
Discord
Wygląd torrentów:
Kategoria:
Muzyka
Gatunek:
Death Metal
Ilość torrentów:
57
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::.. Sesja nagraniowa do "Apophenia" rozpoczęła się w lipcu 2023 roku w "Roslyn Studio", gdzie wbito partie perkusji. Ścieżki gitary i wokalu powstały w "Zed Studio", z kolei bas Kamil Stadnicki zarejestrował w swoim domowym studio. Za miksy i mastering odpowiada Tomasz Zalewski. Na okładce wykorzystano obraz nieżyjącego już Mariusza Lewandowskiego. Deivos powstał w 1997 roku w Lublinie. Od początku grupie przewodzi gitarzysta Tomasz Kołcon. W roku 2018 na stanowisko drugiego gitarzysty powrócił - po dwóch latach przerwy - Mścisław z Abusiveness. Skład uzupełniają Hubert Banach na wokalu, Kamil Stadnicki na basie i Krzysztof Saran na perkusji. BARDZO DOBRY KRĄŻEK!!! "Apophenia" is the seventh studio full-length from Poland’s long-running death metal technicians DEIVOS! A hypnotically demolishing listening experience, DEIVOS’ Apophenia ruptures forth with nine new tracks. The album is void of filler, stacked end-to-end with breakneck transitions and bulldozing passages of technical but not overthought death metal that dismantles everything in its path. Apophenia was captured across Poland throughout 2023, the drums engineered/recorded by Krzysztof Godycki at Roslyn Studio, the bass recorded at Kamil Home Studio, and the guitars and vocals recorded at Zed Studio where the album was mixed and mastered by Tomek Zalewski at Zed Studio in early 2024. The album’s intros and outros were created by Mścisław except the “Feretory” outro by Head.One.Beatz. The record features cover art by the late Mariusz Lewandowski (Mizmor, Bell Witch, Fuming Mouth), design and layout by Michał Kaczkowski, and photography by Marcin Studziński. “Featuring nine new, brutal tracks, Apophenia gives a modern definition to the concept of ‘all killer, no filler,’ as each track is lean and visceral. There’s no bullshit to pull out of it. From start to finish, DEIVOS set out on a mission of brutality, and they deliver. Songs like ‘My Sacrifice’ and ‘The Great Day of His Wrath’ leave very little room to breathe. Honestly, that could be said about the whole damn record.” - METAL SUCKS ..::TRACK-LIST::.. 1. Feretory 03:50 2. My Sacrifice 01:58 3. Sermon of Hypocrisy 04:10 4. De Materia Turpi 04:06 5. Revelations 04:59 6. The Great Day of His Wrath 02:40 7. Apophenia 04:19 8. Maelstrom of Decay 01:55 9. Persecutor 05:04 https://www.youtube.com/watch?v=LqJpXZXcCp4 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 7
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-11-03 11:10:44
Rozmiar: 78.42 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Przyznam od razu bez bicia, że wielkim maniakiem Blood Incantation nigdy nie byłem. Oczywiście doceniałem ich albumy i EPki death metalowe, natomiast te ambientowe mnie totalnie nużyły. Ale wjechał jakieś dwa tygodnie temu game changer zatytułowany „Absolute Elsewhere”. I od tego czasu nie opuszcza mojej głowy. Słucham tej płyty co najmniej kilka raz dziennie. Z dwóch powodów. Jest to pierwszy album, który złapał mnie za serce od pierwszego odsłuchu. Drugim powodem jest masa różnorakich inspiracji, którymi bawią się muzycy z Denver. Przede wszystkim, album podzielony jest na dwa dłuuugie utwory, więc trudno będzie mi się jakoś specjalnie odnosić do konkretnych kawałków. Ale wyobraźcie sobie płytę death metalową, inspirowaną albumami Death od „Individual Thought Patterns” wzwyż, debiutem Gorguts, pierwszymi dwiema płytami Deicide, twórczością Incantation czy Morbid Angel, ale wymieszaną z bardzo mocnymi wpływami Pink Floyd przede wszystkim (tak, wiem, wiem, nie Pink Floyd a Eloy…). Ale też Hawkwind, The Doors czy Genesis (i zapewne wieloma innymi kapelami z nurtu szerokiego rocka progresywnego, jednak przyznaję – brak mi warsztatu pod tym kątem i zapewne w innych recenzjach na temat tych wpływów przeczytacie zdecydowanie więcej i dogłębniej). Trudno jest mi też opisać ten album fragment po fragmencie, bo po pierwsze – sam nie lubię takich recenzji. Po drugie – z uwagi na nagromadzenie motywów, źródeł i skojarzeń, recenzja ta stałaby się wyliczanką, która i tak nie oddałaby ducha najnowszej propozycji Blood Incantation. Ja natomiast mogę powiedzieć o swoich odczuciach względem „Absolute Elsewhere”. Uważam ten album za coś fantastycznego i świeżego. Porywa radością grania, bez znaczenia czy dostajemy ciężki i motoryczny death metalowy walec czy efemeryczne momenty z delikatnymi gitarami i czystymi wokalami. Ostatnio takie wrażenie wywarło na mnie Chapel of Disease, ale tu jest trochę inna historia, bo ten zespół znam od samych ich początków i od wtedy też łykam wszystko. W przypadku Blood Incantation znajomość była, ale trudno mi powiedzieć o fascynacji, miłości czy uwielbieniu. Do teraz. Z uwagi na to, że właśnie wybija trzeci kwartał roku, skłaniam się ku stwierdzeniu, że dostaliśmy płytę roku (choć w moim serduszku walka o podium jeszcze trwa). Niemniej jednak jestem pewien, że gdy album ukaże się już oficjalnie, wśród słuchaczy przejdzie fala zachwytu. Choć zapewne wśród części będzie to miękiszonowatość czy inne bzdety. Nie słuchajcie ich. „Absolute Elsewhere” zdradza pierwiastki muzycznego i kompozycyjnego geniuszu bardzo wyraźnie. Jestem totalnie zakochany w tym albumie. Nie mam go dość, cały czas wałkuję w odtwarzaczu. Reasumując: nowa płyta Pink Incantation jest wspaniała, magiczna, wciągająca, świeża. Album roku? Chyba tak. I nie tylko roku. Oracle Z "Absolute Elsewhere" jest trochę jak z "Joker: Folie à deux". Filmem, który sprzedaje się kiepsko i zdobywa fatalne oceny nie dlatego, że jest obrazem kiepskim, ale obrazem kompletnie innym niż chcieliby otrzymać miłośnicy przewidywalnego kina superbohaterskiego czy nawet wielbiciele pierwszej części, odchodzącej od komiksowej sztampy na rzecz inspiracji dramatami Scorsesego. Najnowszy album Blood Incantation akurat oceniany jest na ogół bardzo pozytywnie, ale również może odrzucić ortodoksów, dla których nie do zaakceptowania są jakiekolwiek zmiany stylu i sięganie po inspiracje bardzo odległe od spodziewanego gatunku. Poprzednie dwie płyty Blood Incantation nie odchodziły daleko od estetyki ekstremalnego metalu. Tym razem też z początku wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Okładka "Absolute Elsewhere", z nieczytelnym logo i grafiką wpisującą się w gatunkowe klisze, nie zapowiada żadnych zmian. Być może niektórym słuchaczom tytuł skojarzy się z efemeryczną grupą Billa Bruforda z połowy lat 70., ale na tym etapie można to jeszcze wziąć za przypadkową zbieżność, którą - jak wynika z materiałów prasowych - wcale nie jest. Tym, co nie znają, należy się wyjaśnienie, że Absolute Elsewhere na swoim jedynym albumie "In Search of Ancient Gods" z 1976 roku zaproponował muzykę na pograniczu progresywnego rocka i progresywnej elektroniki. Nie ma w tym jednak przypadku, że mimo udziału Bruforda grupa nie zdobyła większej popularności. Muzycy niezbyt dobrze odnajdują się w takim graniu, nie mają na nie żadnego oryginalnego pomysłu, a kompozycje są jedynie pretekstowe. Inaczej sprawa ma się z "Absolute Elsewhere" Blood Incantation, pokazującym całkiem odświeżające podejście do metalu. Już sama struktura albumu kojarzy się raczej z progiem: to tylko dwa utwory, składające się z trzech segmentów każdy. Początek pierwszego z nich "The Stargate", pomijając samo intro z syczącym syntezatorem, może nieco uspokoić ortodoksów, bo to czysto deathowe napieprzanie, z growlem, brutalnymi riffami i perkusyjnym łomotem. Po ledwie dwóch minutach następuje jednak instrumentalne zwolnienie, z czystym brzmieniem gitar, mniej gęstą pracą bębniarza oraz melodyjnymi partiami oldskulowego syntezatora, ustępującymi potem gilmourowskiej solówce, po której zespół wraca do deathowego wygrzewu. Jeszcze bardziej zaskakuje środkowy segment "The Stargate", bo to już niemal w całości coś w rodzaju hołdu dla Tangerine Dream. Na klawiszach - w tym na melotronie - zagrał tu zresztą Thorsten Quaeschning z obecnego składu tamtej grupy. Dopiero w samej końcówce następuje agresywne zaostrzenie, płynnie przechodzące w trzeci segment, najbardziej brutalny, ale z znów klimatycznymi zwolnieniami, a nawet wejściami czystego śpiewu. Równie zróżnicowanym utworem jest "The Message". Tu akurat pierwszy segment utrzymany jest w stricte metalowym stylu, przeplatając jednak deathową brutalność z bardziej melodyjnym graniem. Pojawiają się jedne z najbardziej miażdżących riffów na płycie, za to gitarowa solówka dodaje nieco subtelności. W środkowym segmencie wracają syntezatory i czysty śpiew, a po półtorej minuty utwór znacznie łagodnieje, imitując stylistykę Pink Floyd z okresu "Dark Side of the Moon" i "Wish You Were Here" - partie wokalne i gitarowe to niemal David Gilmour, a całość zatopiono w bardzo klasycznym brzmieniu organów. W ostatnim segmencie muzycy podkręcają tempo, a także przywracają ciężar i agresję. Nie zabrakło jednak wolniejszych momentów, przywołujących skojarzenia z latami 70. - ten zaczynający się w trzeciej minucie to najładniejszy pod względem melodii oraz klimatu fragment płyty, w dodatku niebudzący aż tak oczywistych skojarzeń z żadnym konkretnym wykonawcą. O ile sam pomysł na "Absolute Elsewhere" jest bardzo ciekawy, to mam pewne zastrzeżenia do tego, jak go zrealizowano. Przede wszystkim brakuje mi tu tego, by elementy metalowe i inspiracje prog-rockiem czy progresywną elektroniką faktycznie się tu ze sobą miksowały. Zamiast syntezy jest przeplatanie się jednego z drugim. Trochę jak u Opeth, choć z lepszym skutkiem, bo nie jest to tak statyczne i anemiczne granie, a spokojniejsze fragmenty faktycznie udanie przywołują brzmienie oraz klimat lat 70. z okolic Tangerine Dream czy Pink Floyd. Mimo wszystko doceniam odwagę Blood Incantation, jaką było nagranie płyty tak bardzo wbrew oczekiwaniom dotychczasowych słuchaczy. Poza tym zespół bardzo sprawnie odnajduje się w każdym stylu, po jaki tu sięga. Paweł Pałasz Nazwa tego zespołu przewija się w moim muzycznym życiu praktycznie od premiery "Starspawn", która miała miejsce osiem lat temu. Zwrotem kluczowym jest tutaj "przewija się", ponieważ nigdy nie miałem większej potrzeby zgłębiania twórczości Amerykanów, nawet gdy bardzo dużego zamieszania na metalowej scenie narobił wydany w 2019 roku "Hidden History of the Human Race", który praktycznie zmiótł konkurencję ze sceny z etykietą "death". Podobnie sytuacja miała wyglądać w przypadku "Absolute Elsewhere", jednak zamieszanie, jakie zrobił ten album, zanim się jeszcze w ogóle ukazał, sprawił, że chyba tylko metalowi ignoranci nie sprawdzili, czy nie mamy do czynienia z sytuacją z cyklu "wiele hałasu o nic". Szum, i to intensywny, pojawił się już w ostatnim tygodniu września, kiedy to zespół wypuścił pierwszy spoiler nadchodzącego albumu w postaci utworu "The Stargate". Sytuacja z nim jest o tyle śmieszna, że utwór ten składa się z trzech części (tabletów) i całość trwa łącznie ponad 20 minut, czyli prawie połowę tego, co zespół stworzył na potrzeby "Absolute Elsewhere". Pierwsza część "The Stargate" rozpoczyna się bardzo niespokojnym, nerwowym intro, które po kilkudziesięciu sekundach przechodzi w klasyczny death metal ze sporą ilością ekwilibrystycznych fragmentów gitarowych. Utwór nagle przełamuje się w granie z lat siedemdziesiątych z naleciałościami progresywnymi i kraut/space rockowymi. Przyznam, że połączenie to może nie tyle szokuje, co intryguje. Druga część trylogii to głównie progresywna elektronika i ambient lub tak zwana szkoła berlińska, wyraźnie ocierająca się o twórczość Tangerine Dream. Skojarzenia te nie są chybione, ponieważ w utworze swój gościnny udział miał Thorsten Quaeschning. Utwór wybucha dopiero pod sam koniec. I to dosłownie, na kilkadziesiąt sekund, formując grunt pod ostatnią część trylogii. Tutaj ciężaru jest najwięcej, ale między kolejnymi jego dawkami znajduje się i tak sporo przestrzeni na eksperymenty i inne gatunki. "The Stargate" jako całość zostawił mi spory mętlik w głowie, który tylko powiększył się za sprawą "The Message" - drugiego trzyczęściowego utworu tworzącego "Absolute Elsewhere". Tu skojarzeń z innymi zespołami miałem jeszcze więcej. Początek pierwszej części to późniejsze lata twórczości Mastodona. Fragmenty oparte typowo o death metal to momentami Incantation lub Immolation. Gdy w drugiej części trylogii zespół przechodzi w spokojny fragment, usłyszymy tu ducha nie tyle nawet Pink Floyd czy Eloy, tylko legendy space rocka - Hawkwind. Ta zmiana szokuje i sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, czy przypadkiem ktoś nie podmienił nam płyty w odtwarzaczu. Ostatnia część trylogii z pewnością sprawi, że cieplej na sercu zrobi się fanom polskiej sceny death/black. W drugiej części utworu instrumentalnie czuć tu Furię i klimat "Ogromnej Nocy" czy "Grzej". Jak widać, "Absolute Elsewhere" budzi dziesiątki skojarzeń - prawdopodobnie każdy z nas odnajdzie inne. I to jest zarówno największym plusem, jak i minusem tego wydawnictwa. Z jednej strony zespołowi udało się stworzyć bardzo ciekawe połączenie death metalu z progresywnym rockiem z naleciałościami space/kraut. Jest wiele nieoczywistych przejść i zmian tempa. Z drugiej jednak praktycznie wszystko to już wcześniej słyszeliśmy i to często w zdecydowanie lepszej jakości, ponieważ tak jak nie ma się do czego przyczepić przy delikatniejszych fragmentach, tak te deathowe nie są najwyższej próby i zaliczają się raczej do tej średniej półki. "Absolute Elsewhere" robi wrażenie nieoczywistym połączeniem kilku gatunków muzycznych. Intryguje to przy pierwszym, piątym czy dziesiątym przesłuchaniu. Pytanie tylko, jak ta hybryda zniesie próbę czasu i czy będzie atrakcyjna dla słuchacza po trzydziestu przesłuchaniach, pięciu latach od premiery albumu? W tym momencie trudno jest to stwierdzić. Cieszmy się zatem "tu i teraz", zanim entuzjazm ze słuchania "Absolute Elsewhere" opadnie (o ile faktycznie tak się stanie). Karol Otkała https://soundrive.eu/pl/article/5681/blood-incantation-absolute-elsewhere https://subiektywnymetal.blogspot.com/2024/10/blood-incantation-absolute-elsewhere.html What a fucking trip man!!!! It's like I just travelled spiritually through space and time. I'm beyond mind blown. Blood Incantation’s Absolute Elsewhere is unlike anything you’ve ever heard before. At roughly 45 minutes, the two compositions that make up this album are as confounding as they are engaging in their scope, melding the 70's prog leanings of Tangerine Dream (whose Thorsten Quaesching appears on „The Stargate [Tablet II]”) with the deathly intent of Morbid Angel. Absolute Elsewhere, which takes its title from the mid-70's prog collective (best known as a celestial stopover for King Crimson drummer, Bill Bruford), Blood Incantation are leaving the notion of genre behind and writing a new language for extreme music itself. ..::TRACK-LIST::.. I: 1. The Stargate [Tablet I] 08:20 2. The Stargate [Tablet II] 05:08 3. The Stargate [Tablet III] 06:50 II: 4. The Message [Tablet I] 05:56 5. The Message [Tablet II] 05:58 6. The Message [Tablet III] 11:27 ..::OBSADA::.. Acoustic Bass, Fretless Bass, Synthesizer - Jeff Barrett Drums, Gong, Percussion, Guitar, Mellotron - Isaac Faulk Lead Guitar, Rhythm Guitar, Acoustic Guitar, Synthesizer - Morris Kolontyrsky Vocals, Lead Guitar, Rhythm Guitar, Acoustic Guitar, Synthesizer, Mellotron - Paul Riedl Guests: Nicklas Malmqvist - keyboards Thorsten Quaeschning - keyboards (2), programming (2) Mors Dalos Ra - vocal (3-5) https://www.youtube.com/watch?v=6N4rLtjPzH0 SEED 15:00-22:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-10-20 09:34:52
Rozmiar: 102.32 MB
Peerów: 1
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
Ultra Brutal Gore Bastards from Poland! Members of FETO IN FETUS and NEKKROFUKK! Na palcach jednej ręki można policzyć kapele w Polsce, które chwytają się za tak „ekstrawagancki„ gatunek, jakim jest brutal guttural death metal. Promyk nadziei, a raczej gówna, że jeszcze takie łupanie u nas nie upadło, chce przekazać nam nowo powstała horda Dismembered Flesh Mutilation z debiutanckim albumem zatytułowanym „Necrophiliac Decomposition„ A zasilana jest przez nie byle kogo! Pogrywa tam między innymi Kaos znany z Nekkrofukk i Michał z Feto in Fetus. Ten śmierdzący wypiek w spodniach to kawał odczłowieczającej muzy, ba same tytułu już nakierowują słuchacza, że na trzeźwo lepiej nie podchodzić do tej muzy. Oprócz iście poetyckich tekstów, które ulewają się z gęby Kaosa, niektóre wałki poprzedzone są iście zwyrolskimi intrami, żeby jeszcze dobitniej pokazać z jaką to muzą właśnie się obcuje. Na największą pochwałę zasługują gitary, które w a jakże obrzydliwy sposób oddzielają mięso od kości. Najpierw pazurami zedrą skórę z pleców, potem przypierdolą ostrym batem a na końcu gwóźdź programu, jakim jest dekapitacja tępym ostrzem. Perkusja to zaś najnowszy model rozrzutnika gnoju z jeszcze świeżego numeru przeglądu działkowca. Bryzga gęsto i na boki. Bez woderów lepiej nie wchodzić! Wszystkie numery a jest ich dwanaście w tym cover Mortician, są utrzymane w dość szybkim tempie, chociaż zdarzają się krótkie momenty, żeby sobie deczko dechnąć, lecz po chwili karuzela rozkręca się na nowo. Ja to kupiłem, fani klepiącej w czerep oblechy tym bardziej zakręcą się przy tym wydawnictwie. Reszta prawdopodobnie wrócić sadzić rabaty. Wojtuś Kuuuurła, ależ mi brakowało takiego grania na naszej scenie! Sympatyczny kwartet Dismembered Flesh Mutilation debiutuje w barwach Putrid Cult od razu pełnym albumem, składającym się z dwunastu ścieżek i tym samym pół godziny srogiego napierdalania w duchu głównie nieodżałowanego Mortician, który to niestety jakoś przycichł po taksówkowych eskapadach pana Willa R. Mamy tu więc ekstremalnie młócące bębny, niski growl z kibla rodem (jak na połowie płyt wydanych przez Putrid Cult – za mikrofonem Lord K., choć tym razem wyłącznie jako śpiewak), no i ogólny gnój. Jednak, mimo że panowie pokusili się nawet o całkiem sprawnie zagrany cover „Zombie apocalypse” oraz tu i ówdzie filmowe sample nie jest to – na szczęście – zżyna 1:1 z amerykańskiego duetu. Trafiają się nieliczne zwolnienia, gdzie zespół śmiało spogląda w kierunku Autopsy, zaś klimat całości ale i pewne partie, w tym wokalne mogą nawet kojarzyć się z najlepszymi latami Dead Infection. Nowatorstwa, techniki ale i przebieranek w katany tu na pewno nie uświadczymy. Ważne jest to, że ta płyta naprawdę potężnie kopie po mordzie, ale i pod tą perkusyjną nawałnicą kryją się całkiem do rzeczy riffy. To wszystko sprawia, że choć zespół uprawia jakby nie patrzeć jeden z najbardziej ekstremalnych odłamów metalu, to całości zwyczajnie świetnie się słucha – a pół godziny to idealny czas trwania dla takich słodziutkich dźwięków. Cóż, dziewczyny chłopaka raczej w romantyczny nastrój na pierwszej randce tym albumem nie wprowadzicie, ale do napierdalania hantlami czy sztangą, jedzenia pierogów ruskich czy picia portera bałtyckiego album sprawdzi się wyśmienicie. Pudel 1. Ulcerated Vagina Filled with Maggots 03:29 2. Shredded Mature in a Stone Grinder 02:17 3. Raped by the Hatchet 02:14 4. Orgy in the Morgue Full of Decomposing Secretion 02:03 5. Arnold God of Whores and Flies 02:45 6. Sadomasochistic Trepanation of Skull of a Musty Dwarf 01:49 7. Cooking Children's Entrails from the Rosary Ring 02:27 8. The Guartered Torso of The Pregnant Bride 02:35 9. Zombie Apocalypse (Mortician cover) 02:14 10. Anorectic Breast Barbecue 03:05 11. Death Injection 00:15 12. The End of Suffering 04:56 Butcher - Drums Bloodborne - Guitars, Bass Michael Myers - Guitars, Bass Lord K - Vocals https://www.youtube.com/watch?v=bNB5V9KN64Y SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 4
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-09-20 19:30:27
Rozmiar: 232.79 MB
Peerów: 7
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Doskonała symbioza klasycznej brutalności MORBID ANGEL i pełzającego szaleństwa PORTAL!!! Basque Country 'corrosive Death Metal' duo PESTILENGTH ascend to a next level of glorious deviance with third full-length - and DMP debut - "Solar Clorex". The follow up to 2021's monstrous "Basom Gryphos", this newest emanation is the most brilliant example yet of the band’s dank mesmeric alchemy and their singular approach to creating total sonic irradiation. PESTILENGTH have conjured an impeccable sequence of tense, cryptic songs-of-decay: grotesque vocals combust, choke and reignite; barbed riffs - each with a sting in the tail - creep, crawl and shapeshift into electrifying violence; merciless rhythms transition from cavern-dwelling churn to jolting frenzy, skewed grooves to pure brutality. Blessed by a stripped-back, almost-live and eminently tangible sound, "Solar Clorex" revels in its peculiar precision - as this viciously hard-hitting, distinctive and cutting-edge band bore beneath the skin to writhe triumphant. ..::TRACK-LIST::.. 1. Intraexsanguination 01:24 2. Neerv 04:12 3. Occlusive 04:29 4. Enthronos Wormwomb 05:27 5. Baleful Profusion 02:05 6. Dilution Haep 04:43 7. Oxide Veils 03:12 8. Choirs of None 04:13 9. Verbalist Aphonee 06:31 ..::OBSADA::.. N. - Drums M. - Bass, Guitars, Vocals https://www.youtube.com/watch?v=xoDx8TyYLUY SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 4
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-07-26 17:48:27
Rozmiar: 103.49 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Sześć utworów brutalnego death metalu z Poznania. Dla fanów PUTRID PILE, MORTICIAN! 'Supreme Art of Extermination' to trzecie wydawnictwo jednoosobowego brutal death metalowego projektu, które wpadło w moje ręce jeszcze w ubiegłym roku. Mam wrażenie, że w stosunku do poprzednich płyt, w muzykę MASTECTOMY wkradło się nieco więcej przestrzeni. Na szczęście nie idzie śladem ostatniej płyty PATHOLOGY i nie ma tu żadnego melodyjnego pitolenia ani rozlewającej się słodyczy. Ciosy zadawane są miarowo i z wyczuciem, mordercza i bezduszna mechanika selektywnych riffów, została zgrabnie urozmaicona samplami, rwanymi zwolnieniami i porywającą rytmiką. Nie ma tu żadnej technicznej ekwilibrystyki ani zaskakujących pomysłów próbujących przełamywać ramy gatunku. MASTECTOMY stawia na dosadność i prostotę, nie goni brutal death metalowego peletonu. Jest w większym stopniu gatunkowym hołdem i wyrazem fascynacji obraną konwencją – szczerym i udanym, jak się wydaje o coraz większym potencjale. Warto zwrócić uwagę, tym bardziej, że na naszym rodzimym podwórku takiego grania jest jak na lekarstwo. W ogóle mam wrażenie, że brutal death metal jest w Polsce największą podgatunkową niszą i nawet najbardziej topowi reprezentanci takiego grania mało kogo interesują. Maria Konopnicka Mastectomy jest jednoosobowym projektem Adama Nowaka, w którego twórczym słowniku brak terminu „kompromis”. Nawet gdy udaje się w kanonach brutal death metalowego grania zaproponować coś chwytliwego (no, na ile się da…), to jednak nie będzie to nigdy propozycja dla mas. Bardzo chwaliłem na łamach Kvltu Worst Kind of Human – wydany w 2020 album wydawał mi się nie odbiegać bardzo od propozycji tuzów podobnego grania. Może to była ocena na wyrost, ale jednak kompozycyjna i tekstowa bezczelność poparta była siłą nośnych riffów i wystarczyła do wywołania skoku adrenaliny. Mam wrażenie, że zeszłoroczna EP Supreme Art of Extermination nie przebija poprzednika. Zdaje się być mniej wyrazista, ale jednocześnie niesie pewne drobne próby odświeżenia stylu. Całość brzmi nieco bardziej mechanicznie, jakby riffy podszyte były odrobiną zdehumanizowanego, nieco industrialnego charakteru. Nawet jeśli nie takie było zamierzenie, to takie podejście czai się gdzieś w tle kompozycji. Przede wszystkim mamy tu jednak do czynienia z soczystym, wyzbytym ozdobników death metalem, znajdującym się w pół drogi między klasyką a nowocześniejszym podejściem. Nowak nie zasypuje nas setkami pomysłów i szczególną wirtuozerią, ale zręcznie żongluje elementarnymi środkami dla tego typu grania. Zmieniają się w poszczególnych kompozycjach motywy i tempa: nieprzesadnie szybkie, zwalniające, ale nie do ekstremalnie wolnych rejestrów. Skala dynamiki wystarcza jednak, by nie nudzić, choć też nie rzuca nami o ścianę raz po raz. Produkcja jest klarowna, stawiająca na ciężar, ale czasem gubi się czytelność wokalu i nawet jeśli teksty są po polsku, to niewiele z nich wyłapiemy. Takie jednak mogło być zamierzenie. W lirykach, podobnie jak w muzyce, postawiono na prostotę i szczerość. Mastectomy odrzuca fantastyczno-demoniczno-diabelską otoczkę, szukając źródeł zła w nas samych. Polityka, patologie, przemoc – proza życia, chciałoby się rzec. Utwory, do których najlepiej smakuje seta wódki (niekoniecznie schłodzonej, by się dobrze skrzywi) i kawał salcesonu – to właściwie komplement. A dla Adama brawa za konsekwencję. Podziw zawsze dla tych, którym jeszcze chce się dłubać przy tego typu projektach. Paweł Lach ..::TRACK-LIST::.. 1. Twój Chory Świat 02:32 2. BTK 03:47 3. Dzieci Gorszego Boga 04:24 4. Nowy System Porządek I ład 04:14 5. Screw Your Own Feminist 01:15 6. Długie Ramię Praworządności 04:44 ..::OBSADA::.. Adam Nowak - All instruments, Vocals https://www.youtube.com/watch?v=lCgQCCZgwEM SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 3
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-07-22 16:16:02
Rozmiar: 51.91 MB
Peerów: 2
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::.. Debiutancki album pomorskiej grupy zawierający 11 ciosów old-schoolowego death metalu (44 minuty muzyki). Materiał wydany w październiku 2023 roku po 15 latach od założenia i dwóch demach. Polskie teksty, urozmaicone tempa, mroczna tematyka. Deadspeak to otwarcie kopniakiem drzwi do nieznanego. Ostateczne rozliczenie się z tajemnicą ludzkiej egzystencji. To bezlitosna eksploracja tamtej strony przy użyciu skalpela, strzelby, pentagramu i mikroskopu. Zawierucha topornych riffów przemieszana z wrażliwością socjopaty... ..::TRACK-LIST::.. 1. Rebel Angel 2. Spiritual Vermin 3. Saint Sekarius Mass 4. Deadspeak 5. Inversion Of The Holy Cross 6. I Do Choose Darkness 7. Pentanekron 8. When The Ghost Attacks 9. Ritual In Progress 10. Zmęczone oczy nawiedzonego domu [Tired Eyes Of Haunted House (Instrumental) 11. Hybrid ..::OBSADA::.. Tomasz Prokop - vocals Rafał 'Krakus' Krakowiak - guitars Artur Bystrzyński - guitars Bartosz Lubanski - bass Krzysztof Klingbein - drums (session) https://www.youtube.com/watch?v=99zrpk7rSrs SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 4
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-06-16 10:14:09
Rozmiar: 105.64 MB
Peerów: 0
Dodał: Fallen_Angel
Opis
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::.. Jeśli interesujecie się death metalem, a przy okazji było wam dane obserwować rozkwit tego gatunku na przełomie lat 80. i 90., to z pewnością pamiętacie jakie poruszenie swoimi wydawnictwami wywołał Nocturnus, w szczególności debiutem „The Key”. Była to techniczna muzyka, zespół nie bał się używać klawiszy, co wtedy było prawdziwie nowatorskim podejściem w tej stylistce, a w warstwie tekstowej znalazło się miejsce dla tematów związanych z sci-fi. A pamiętacie też następny album „Thresholds” i jego okładkę? To teraz przyjrzyjcie się tej, która zdobi drugą i recenzowaną w tym miejscu płytę Nucleus (ukaże się ona 14 czerwca). Nie są one co prawda takie same, ale klimat jakby podobny – to w sumie taka jej siostra. A logotyp? Wygląda tak, jakby logo Nocturnus zderzyło się z tym, którego kiedyś używał Voivod i z tej randki wyszło to znajdujące się na wszystkich materiałach Nucleus. Do tego w tekstach dominuje sci-fi, a chłopaki z wietrznego miasta, czyli z Chicago, grają techniczny death metal wzorowany nie tylko na wspomnianym wcześniej Nocturnus – ich wielką inspiracją jest też fiński Demilich. Do tego dorzucić można jeszcze Gorguts, Atheist, Morbid Angel i obraz muzyki sam się klaruje. Zatem nastawić należy się na różnego rodzaju połamańce, dysonanse i karkołomne zmiany. Kwartet już od samego początku oznajmia, że prosto nie będzie. Zaczynający się od dźwięków nieprzesterowanej gitary ‘Arrival’ powoli się rozwija i obfituje w takie dysonanse, że momentami ma się wrażenie, że instrumenty nie zostały należycie nastrojone albo że każdy z muzyków gra jednocześnie inny utwór. Bliskie jest to kakofonii, ale ten zabieg jest zamierzony i daje nieźle zakręcony efekt. Pod tym względem to najbardziej cudaczny kawałek na tym albumie. Jednak inne też nie odstają od niego. W tytułowym oprócz ciężkich riffów nie brakuje również tych wykręcających człowieka we wszystkie strony zagrywek, co cechuje zresztą każdą kompozycję na „Entity”. Mimo wszystko Nucleus daje też nieco wytchnienia dla uszu w nieco bardziej stonowanym i klimatycznym ‘Approach’. Zespół nawiązuje także do bardziej bezpośredniego oblicza death metalu w ‘Dominion’. Ten utwór zahacza trochę o uderzenie spod znaku Asphyx, Incantation czy Bolt Thrower. Podobnie jest w ostatnim na płycie ‘Timechasm’, który stanowi idealne zamknięcie tego krążka. Na całe szczęście, co dla mnie jest wielką zaletą, „Entity” trwa ponad 38 minut. Przy tego typu muzyce nadmierna długość materiału mogłaby zmęczyć, a tak jest w sam raz. Wspomnę jeszcze, że jest to koncept album i teksty łączą się w jedną historię. Toteż szykujcie się na dawkę niecodziennych dźwięków i zawiłych aranżacji, jeśli takie granie wam miłe. Daniel Karwicki Affixed by its own rigid untouched molecular adhesion and devoid of any forced buoyancy a grotesquely out-of-reach sphere of life-giving gases, within another liquid water crust of it’s own protection, stagnates in security as a glimmering crystalline eye of torture. I cannot gasp or wrench and twist my weakened bone-softened body within this papier-mâché and foil-lined suit for fear of tearing away from the brutal clamp of the (typically) automatic garden bulkhead. I begin to obsess over how I am about to die, not in a panic but, a means of entertainment imagining my own death as I astrally project into the eye-bursting, lung-popping scene the inevitable vacuum of space will bring. Portholes of light see midday across whatever span of Earth is lucky enough to peek through the smoke and terror-filled atmosphere below. The sun kisses through the perfect diameter of the dew spheres that float around the unspectacular rectangle of plastics, ancient styrofoam and bolted-down boxes of firmly planted species before me. I will at least see life before me as I face my own death and just when I’ve shaken off the paralysis of morbid fear my darting eyes momentarily engorge with the pressure of pain radiant from temple to jaw. The door releases, a mechanical impossibility, the electricity could never run out and yet all systems appear to momentarily fail. The globes before me disappear as I swim towards their waters, enfeebled before but now additionally bruised. The shiv I’d used to cut thier throats floats past the porthole as the sun returns, a centrifugal spray of blood spins like a circular saw’s spray whilst severing a limb around it. I see red again but this time I cannot satisfy the thunder of the language scouring my mind for answers. It comes as fast as the suns rays when it hits me, untranslated and beyond all pace and energy I could muster, a shotgun blast after I’d reached my limited importance for the ‘Entity’ looming out of phase and sight. It, the Nucleus, would laugh before I die… First a slow, crawling cough within a cave of impossible reverberating anti-crepuscular rays and then a hammer of steel teeth upon crumbling stone, devouring. Exciting as their taste in subject matter and artwork is, the immediate draw of Chicago, Illinois death metal band Nucleus when I’d discovered them back in 2015 (upon release of the ‘Hegemony’ EP) was the sharp taste in death and extreme thrash metal that came across in their work. They weren’t yet grinding down upon Demilich style rhythms in full though their attainment of the otherwordly ‘old school’ ethos had been realized and the Timeghoul cover was a clear indicator of the way forward. Looking back to 2016 it becomes clear that it’d been the year of science fiction metal from bands that’d been reaching for that high bar of quality it’d take to pull off from old legends (Mithras), savants like Vektor, the deeper underground old school heads like Blood Incantation, Chthe’ilist, Zealotry, and perhaps the most ‘original’ out of the gate full-length from Nucleus with ‘Sentient’. It was clear the rhythms of Demilich, Crematory, and Timeghoul were factors thanks to a new and more skilled drummer but, there was another layer of taste that shone through with grooves indicative of peak Obituary, Morbid Angel, and even death/thrash a la Sepultura. At the time I described it as ‘Immolation thrash’ and placed the album at the number nine spot on the best of 2016 list. It remains one of the best record in that ‘old school’ technical cosmic death hulk style without having pushed any particular limits at the time. Today we find Nucleus pushing the boundaries of avant-garde structure, modal experimentation, and cranking the deep space horror atmosphere on their second full-length ‘Entity’. Chaos beyond that of even the most fusion-absorbent heights of Gorguts splashes through most every piece on ‘Entity’ almost in opposition of the buttoned-down ‘Unholy Cult’-esque array of strictly-paced techniques on ‘Sentient’. A grinding, ruthless energy punches out of the rhythm section with an Obliveon-esque (Voivod, maybe) flow that’d really separate out the olden Demilich spirit in exchange for earlier Timeghoul essence as well as more palatable Finnish death metal phrasing (Demigod, Adramelech). Even if you don’t exactly agree with all of those references it at least inspires me that I’m talking about some of my favorite death metal bands in reference to ‘Entity’. The circuitous leads and runs that characterize the drunken-robotic movements and constantly bending performances on this second Nucleus album bring a wild and disorienting quality that is at first stymieing and then gratifying when certain movements become memorable beyond their seemingly randomized nature. What separates this type of technical death metal experience from that of a Pyrrhon or Gigan record comes with atmospheric value and the deeper structural groove of classic death metal playing out in a gloriously convoluted manner. It may sound like the last gasp of a malevolent alien race as their sun implodes at first but there is an accessible core to ‘Entity’ despite how well veiled it will seem at first. If you haven’t already been knee-deep in ‘old school’ technical death metal and the generally non-brutal spectrum of interest for the last twenty years there is a real danger of ‘Entity’ appearing momentarily impenetrable or, at least daunting. I’d say you really do want the reference of ‘Sentient’ beforehand at the very least, they’re different enough that a back-to-back session wouldn’t feel redundant, but that’d be your own call. On the other hand if you do have a couple hundred gnarly tech-death and sci-fi themed metal records floating in your brain you might want the atmo-blender of heaviness and madness that ‘Entity’ brings in contrast to the rigid slant of the previous record. I definitely enjoyed this shift both for the stylistic oomph that the wilder, almost improvised feeling of the performances brought and for the tweaks they’ve made with longtime producer Dan Klein (Iron Hand Audio) who continues to improve his command over presence. There isn’t a plainly obscuring cloud of reverb providing atmospheric value as there might’ve been ten years ago and this is where ‘Entity’ manages to feel cavernous but never compressed or blunted by the blurry rip of it all. The spectacle of performance and nigh randomized guitar runs is well treated with a more organic and spacious environment though I’m not sure how memorable any of the details are going to stand out with any immediacy. One of the more interesting choices that I wanted even more of is exemplified within the first few minutes of “Dominion” with some cleaner vocals sections that seem to recall Supuration‘s ‘The Cube’, or the more experimental side of Loudblast that same year. Otherwise the technique and actual tone (guitar, vocals) of Nucleus on this release are absolutely entertaining enough within the brutal and frantically shifting sands of ‘Entity’. Much as I’d like to really comb over this album further I think its value is plainly evident within a full listen. That said, there are a few key tracks that anchor the listen beyond a mush of twisted riffs and roars. “Arrival” serves to ease the entrance of the band as much as possible before the attack begins and Nucleus do not let up from there until my personal favorite track “Mobilization”, which pairs meaningfully with “Uplift”. “Mobilization” hits like ‘Formulas Fatal to the Flesh’ seen through Adramelech eyes and I’d found myself leaving the track on repeat to marvel in its swinging ease of menacing attack; It also includes some of those differentiated vocal parts that I’d mentioned in reference to “Dominion” to great effect. Every moment beyond that fourth track keeps the momentum up and the interest high. Although I did expect something remarkable from Nucleus, they really could have gotten away with simple iteration of the previous album, ‘Entity’ blows well beyond expectations. I’ve had this one on rotation for at least a month now and still feel like there is more value to unpack, I’ve ended up more enamored with it than ‘Sentient’ on some level and the fact that I am still interested is a good sign. Beyond the music itself I highly value this sort of cover art (Adam Burke), it more or less tips the scales an inch higher as it did with Imperialist‘s record late last year. Very high recommendation and easily one of the best releases of June. For preview I’d suggest “Mobilization” for a hit of instant gratification, “Arrival” for a holistic look at technique throughout the album, and “Dominion” as a great example of wild, untamed growth in every direction. GrizzlyButts If I’d been able to spend a little more time with this record before now I’d undoubtedly have included it alongside Fuming Mouth and Towering in my recent double-review, as not only does it display a similarly striking blend of old-school influences – marrying the meaty, malevolent riffosity of Morbid Angel to the proggy, proto-brutalism of Death – but it does so in a way that’s so vibrant, so visceral, and so thrillingly vital, that, even now, it still sounds as fresh as when Azagthoth and Schuldiner first set finger to fretboard. Of course Nucleus are far more than just the sum of their obvious influences (and their less obvious ones too, as there’s definitely bits and pieces of Voivod, Gorguts, and The Chasm scattered throughout the band’s musical make-up). Each of the eight tracks presented here – from the opening combo of the suitably ominous and unsettling “Arrival” and its convulsive companion, “Entity”, to the malevolent metallic climax of “Timechasm” – walks, runs, and gallops along a fine line between chaos and control, familiarity and innovation, in a way that refuses to be boxed in or confined by convention. Much of the credit for this, of course, must go to the twin-guitar tyranny of Dan Ozcanli and Dave Muntean, whose gritty yet nuanced style manages to be both technically adept and subtly unorthodox without being overly flashy or dizzyingly dissonant, such that warped leads and warp-speed riffs which form the meat and marrow of this album retain a sense of sinister unpredictability which, nevertheless, never threatens to interfere with the band’s explosive, rocket-propelled momentum. That’s not to downplay the contributions of the other two member of the Nucleus crew though, as both bassist Ryan Reynolds (no, not that one) and drummer Pat O’Hara are clearly more than a match for their axe-slinging band-mates when it comes to pure technical chops. But what really makes this album work is the way in which the band, both as a whole and as individuals, are clearly all working with a single goal in mind, such that both Reynolds and O’Hara clearly see their respective roles as being to provide a solid and unshakeable backbone for each and every track, thus ensuring that no matter how oddly-shaped and off-kilter the deviant, frequently devastating, riff-work might get, the skeletons of each song are more than strong enough to hold everything together. It may seem odd to praise an album of such ludicrous sci-fi spectacle for the more mundane, meat and potatoes, elements of its sound, but it really is this refusal to scrimp on the fundamentals which gives Entity its undeniable power and potency. Islander ..::TRACK-LIST::.. 1. Arrival 06:32 2. Entity 04:29 3. Uplift 05:09 4. Mobilization 04:48 5. Approach 03:29 6. Outpost 03:51 7. Dominion 05:40 8. Timechasm 04:24 ..::OBSADA::.. Dan Ozcanli - Guitars, Vocals Dave Muntean - Guitars, Vocals Ryan Reynolds - Bass Pat O'Hara - Drums https://www.youtube.com/watch?v=xVlKdQG0uLI SEED 14:30-23:00. POLECAM!!!
Seedów: 1
Komentarze: 0
Data dodania:
2024-04-12 10:48:44
Rozmiar: 262.10 MB
Peerów: 13
Dodał: Fallen_Angel
Opis
..::INFO::..
Artist: Memory Title: Rise to Power Year: 2023 Genre: Death Metal Country: UK Duration: 00:44:49 Format/Codec: MP3 Audio Bitrate: 320 kbps ..::TRACK-LIST::.. 01. Never Forget, Never Again (6 Million Dead) [00:06:20] 02. Total War [00:05:38] 03. I Am The Enemy [00:05:29] 04. The Conflict Is Within [00:05:30] 05. Annihilations Dawn [00:04:55] 06. All Is Lost [00:05:28] 07. Rise To Power [00:04:42] 08. The Pain [00:06:44]
Seedów: 4
Komentarze: 0
Data dodania:
2023-02-03 12:50:01
Rozmiar: 103.13 MB
Peerów: 0
Dodał: Xsonar
Opis
1. Skin Milk 03:30
2. Tow Rope Around the Throat 03:20 3. Stifling Stew 02:26 4. Itty Bitty Pieces 03:47 5. Phallic Filth 03:58 6. Slave to the Scalpel 02:27 7. Drilling Your Head 02:04 8. Paths to Carnage 02:31 9. Expirated Spatter 02:56
Seedów: 2
Komentarze: 0
Data dodania:
2022-11-27 20:48:55
Rozmiar: 65.90 MB
Peerów: 2
Dodał: Mummified
|