...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Poślady zerżnięte na maxa!
..::OPIS::..
Lelahell to bestia z Algierii, być może zespół jest znany części fanów z europejskich wojaży (Polskę też odwiedzili swego czasu). Zapewne część czytających to osób będzie zdziwiona, że w Algierii bawią się w granie metalu. Bawią się i to jak!
Słowacka Metal Age Productions wzięła pod swoje skrzydła tego potwora i oto trzymam w ręku drugi pełnowymiarowy krążek Lelahell. Kilka faktów… Płyta zmiksowana i zremasterowana w Hertz Studio, na bębnach rozpierdol (dosłownie) sieje niejaki Hannes Grossmann (m.in. Hate Eternal, a wcześniej Necrophagist, Obscura) a wśród kilku gości, którzy pojawili się na płycie jest m.in. sam Patrizio Marco Giovanni Mameli z Pestilence.
Głównym sprawcą całego zamieszania jest Redouane Aouameur, który pociąga za sznurki w Lelahell. Wspomniany muzyk od wielu już lat działa na scenie i to słychać w jego muzyce. Dziesięć utworów składających się na „Alif” to miażdżąca porcja piekielnie szybkiego i technicznego death metalu z pojawiającymi się od czasu do czasu elementami folku. Można rzec, że Amerykanie mają Nile, Algieria ma Lelahell. Co ciekawe, w chwili obecnej Lelahell przejeżdża niczym czołg po konkurencji i nie bierze jeńców. Ile tutaj się dzieje! Potężne, klarowne brzmienie, niesamowite partie bębnów i gitarowe „palcóweczki wywijańce” ze szczyptą arabskiego folku tworzą piekielną mieszankę. Co ważne całość brzmi niesamowicie świeżo, chyba nie bez znaczenia jest pochodzenie mózgu Lelahell. Jeżeli tak w Algierii gra się death metal, to czapki z głów proszę państwa.
Odnośnie technicznego grania, żeby była jasność. Termin techniczny death metal może być mylący, nie jestem zwolennikiem muzy, w której mamy zlepek przypadkowych dźwięków, gdzie nic do siebie nie pasuje i jest to niestrawne w słuchaniu. Na „Alif” jest dokładnie odwrotnie. Jest miażdżący ciężar (death metal to nie cukiereczki), nieziemskie partie bębnów, chore wokale (niesamowite i obłąkane „screamy”), kapitalne solówki gitarowe i umiejętne (kładę nacisk na to słowo!) pokazanie jak można bawić się grą na instrumentach. Dzięki temu materiał nic nie traci na brutalności, nie została przekroczona niebezpieczna granica oddzielająca death metal od popisów nie mających z nim nic wspólnego. Weźmy taki siódmy na płycie „Insiraf/Martyr” (pisząc te słowa po raz któryś z rzędu słucham „Alif” i akurat właśnie przytłacza mnie ten utwór ). Arabski język w death metalu sprawdza się doskonale, brzmi świeżo i złowieszczo. Arabski motyw na gitarze przechodzi we wściekły death metal z tekstem wyryczanym w trzech językach (arabski, francuski i angielski).
Obcując z Lelahell po raz kolejny potwierdza się teoria o bandach z egzotycznych dla metalu krajów.
Ta egzotyka jest niesamowitym atutem, w połączeniu z, że tak to ujmę, regionalnymi „motywami” i czystą głową (czego często brakuje muzykom z krajów gdzie ikony death metalu wymienia się przez wszystkie przypadki, a to powoduje zabieranie się za kopiowanie kopii, w efekcie czego otrzymujemy, przykładowo, tysięczną wersję którejś z ikon death metalu). Pochodzenie idące w parze z pomysłem na muzykę, daje utalentowanym muzykom, a do takich zdecydowanie należy Redouane Aouameur (kuźwa, jak to się wymawia? ;)) możliwość zaprezentowania szerszej publice swoich nieco innych pomysłów i innego spojrzenia na ekstremalny metal. Mówiąc wprost, dawno nie spotkałem się z tak druzgocącym materiałem w brutalnym death metalu, swoją drogą określenie brutalny death metal jest głupkowate, bo przecież death metal z założenia ma być muzyką brutalną.
Jeśli lubisz kiedy tynk sypie się ze ścian, jeśli jesteś w stanie stanąć do walki na ringu z przeciwnikiem, który dysponuje nieziemską siłą i z góry wiesz, że poniesiesz klęskę, jeśli lubisz kiedy muza Cię katuje i nie da spokoju do ostatniej kropli krwi to algierski Lelahell jest dla Ciebie. Warto poszukać tego albumu, Lelahell dokonał aktu zniszczenia totalnego! Nie ma innej opcji jak maksymalna nota. Długo jeszcze ta płyta nie opuści mojego odtwarzacza.
Robert Serpent
Wiedzieliście, że istnieje coś takiego, jak algierski metal? Dopóki Lelahell nie wysłał swojej promki na naszą skrzynkę, sam nie miałem o tym pojęcia. Zainteresowałem się tą płytą głównie z ciekawości, nie zaprzeczam. Przekonajmy się, czy arabski death metal jest halal, czy może raczej haram.
Alif to czterdzieści minut podzielone na dziesięć kawałków i wydane przez Metal Age Productions. Notka wspominała o śmierć metalu, jednak samo to jest niedomówieniem. Poza śmiertelnym łomotem, ekipa używa dużo motywów z ich lokalnej kultury. Nie na tyle, by dodawać im do gatunku słowo folk, raczej na poziomie Nile albo Melechesh. Do tego znajduje się tu mnóstwo groove’u przypominającego mi Dies Irae albo Vaderowe Litany. Suma sumarum, wychodzi płyta całkiem przyjemna, choć niespecjalnie wybijająca się ponad resztę. Clou programu są bujające motywy, bardziej do rytmicznego tańca niż zwierzęcych konwulsji, oraz spora ilość arabskich melodii. Przepis całkiem niezły, choć trochę zbyt ubogi: często brakowało mi w utworach dodatkowych motywów, które przebiłyby pojawiającą się w późniejszych częściach monotonię. Wyznaczmy tutaj The Fifth, które praktycznie składa się z dwóch motywów na krzyż, do tego wyjątkowo miernych. Czasami zespół chce rozwinąć formułę i tworzy bardziej rozbudowane kompozycje, ale na Adam the First ciągnie się to bez celu. Dla kontrastu, utrzymane w podobnym duchu Impunity of the Mutants jest już dużo przyjemniejsze, a Litham (The Reach of Kal Asuf)-naprawdę dobre.
Nie, żebym przyganiał chęć rozwoju i zaawansowanych utworów, niemniej Lelahell najlepiej sobie radzi w prostych, niespecjalnie melodycznych strzałach z początku płyty. Paramnesia i Ribat Essalem to w sumie też dwa-trzy motywy na krzyż, niemniej miast stawiać na arabeskowe wybiegi, koncentrują się na chwytliwych, breakdownowych riffach, udoskonalając je wcale technicznymi wybiegami i nieokazyjnymi blastami. W ogóle, muzycy często pokazują, że grać potrafią i się nie wstydzą. Czepiać się będę tylko do wokalisty: na moje ucho brzmi jakoś tak wątle, brakuje mu mocy i charyzmy. Natomiast brzmienie powstało w Hertz Studio, jak się pewnie domyślacie, nie ma się na co skarżyć.
Alif jest całkiem niezłym krążkiem. W swojej ignorancji stwierdzę, że pewnie jednym z najlepszych z ich lokalnej sceny. Czapki z głowy mi nie urwało, ale jeżeli ktoś lubi groove i Arabię, powinien być zadowolony.
Kapitan Bajeczny
LELAHELL are one of Algerian newer extreme metal groups. In 2010, Redouane Aouameur who is no stranger to the Algerian metal scene as he has already been in other bands including (Neanderthalia, Litham, Carnavage and Devast) founded it. In August 2012, “Goressimo Records” officially released the band’s debut EP.
The album Alif features one of the most admired players in the world of technical death metal - Hannes Grossmann (ex Necrophagist, ex Obscura, Alkaloid, Blotted Science, Hate Eternal) on drums. Recorded at Fermata Studio (Algiers), mixed and mastered at the famous Hertz Recording Studio (Bialystock, Poland) by Sławek and Wojtek Wieslawski (Behemoth, Vader,
Decapitated, Hate).
Each Lelahell release is conceptually linked to the character of Abderrahmane yet focusing on another evolutionary step—another chapter in his own book. The new album "Alif" is now focusing on Abderrahmane's first steps in his new life, just like a child learning to speak, walk, learning about the world around him. Yet this is full of foes and fears, that's why Abderrahmane needs to save himself from those dangers.
The album contains 10 tracks of intensive death metal riffs with an Algerian folklore accent, combined with fast blast beats and technical rhythms. Highly recommended for fans of Melechesch, Nile, Absu, Behemoth or Decapitated.
Active as a musician and tireless supporter of Arabic extreme metal worldwide since the mid-90’s Algerian guitarist, vocalist and composer Lelahel aka Redouane Aouameur (Litham, Neanderthalia) was there for many of the country’s earliest metal milestones be it concerts or extreme metal album releases. As he moved on from death metal project Litham, Aouameur chose the path of self-direction and built his own ideas in the shape of the brutal and distinct death metal style of Lelahell. The project’s second full-length is a point of readiness, a mark that sets out onto a more capable and serious beginning. ‘Alif’ is not only a ripping technical death metal album but also a grand survey providing a blueprint for things more philosophical, technical and violent to come.
Written, performed, and recorded entirely by Aouameur alone the band’s first EP ‘Al Intihar’ (2012) was brutal death metal not far from 2000’s era Vader but with it’s own groove. The incorporation of arabesque scales persist through Lelahell‘s discography but the influence of Arabic melody wouldn’t fully light aflame until ‘Al Insane… The (Re)birth of Abderrahmane’ (2014) where comparisons were more aptly made with Melechesh, Beheaded and Nile. A brutal and straightforward debut full-length in appearance, as it plays ‘Al Insane… The (Re)birth of Abderrahmane’ reveals depth beneath it’s loudly chugging brutality but now it is easily outmoded by the skillful crafting of ‘Alif’.
Elements of thrash, black metal, and a healthy dose of technical death metal skill meld into the body of ‘Alif’ creating a patiently rhythmic experience thanks to Aouameur‘s sharp guitar work and session drums from Hannes Grossman (Alkaloid, Hate Eternal) who is best known for his time in Necrophagist and Obscura. A glut of guest artists contribute guitar and bass spots including Tom Geldschläger (ex-Obscura), Yacine M. (Litham), Patrick Mameli (Pestilence), bassist Hafid Saidi and their contributions help give the album some exotic variety and some considerable progressive flair. Because the heart of Aouameur‘s riffs are a mix of old school/brutal death and blackened death metal ‘Alif’ manages a warm and technique driven feeling throughout thanks to a mix/master from the Wiesławski brothers at Hertz Studio (Azarath, Decapitated, Vader).
‘Alif’ provides some great promise for the future of Lelahell as the intentioned ‘standard bearer’ for future releases. As overused as Arabic folk melody and certain guitar scales may seem in extreme metal this implementation is rarely done with any authenticity, Arallu and AlNamrood have done great justice with these influences, and the same skillful weaving of personal and cultural importance is felt on ‘Alif’ as well. This also includes lyrical themes covering numerous topics, with the open wounds of post-occupational Algeria occasionally on display. There is a spirit of rebellion alongside a certain aging wisdom to discover within the thoughtful content of ‘Alif’ and this makes me even more excited to hear where the project will go next.
No doubt that a lot of listeners will show up looking for something hyper progressive and technical due to Grossman‘s inclusion but I would temper that with the more reasonable expectation of tight musicianship with songwriting that isn’t self-indulgent or focused on flair above feeling. The delivery is precise and brutal in every case but I was left carrying the intricate melody and rhythms of ‘Alif’ in my mind after many listens. I’d highly recommend this to folks who have some great love for groups like Melechesh and Arallu but also the brutality of post-millennium era death metal (Polish and USDM, especially) with touches of modern technical and progressive death metal.
terraasymmetry
..::TRACK-LIST::..
1. Paramnesia 04:33
2. Ignis Fatuus 03:04
3. Thou Shalt Not Kill 00:30
4. Ribat Essalem 04:27
5. Adam the First 04:26
6. The Fifth 04:01
7. Insiraf / Martyr 05:37
8. Litham (The Reach of Kal asuf) 05:54
9. Parasits 02:44
10. Impunity of the Mutants 05:16
https://www.youtube.com/watch?v=gnvHxAAbfQs
SEED 15:00-22:00.
POLECAM!!!
|