|
...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::..
Nie ma na naszym krajowym padole chyba bardziej zaniedbanej dyskografii, niż dorobek ikony polskiego rocka gotyckiego – kapeli Closterkeller. Starszych albumów grupy, piastujących w krajowej historii gatunku najwyższe miejsca, próżno szukać w serwisach streamingowych, które stanowią dzisiaj największą siłę napędową rynku muzycznego. Nawet fani fizycznych nośników muszą obejść się smakiem, bowiem wznowienia legendarnych wydawnictw wydają się w przypadku tej kapeli niemożliwością. Dlaczego tak jest? Prawa do wcześniejszych płyt wraz z przejęciami mniejszych wydawców przeszły w ręce jednego z wytwórnianych molochów, który najwyraźniej nie widzi na rynku potencjału, mogącego stanowić uzasadnienie do przeniesienia twórczości grupy na platformy streamingowe. Sił do walki z wielkim koncernem nie ma już także sam zespół, który słowami i wpisami Anji Orthodox rozwiewa jakiekolwiek nadzieje fanów na zmianę obecnego stanu rzeczy. Następcę bardzo dobrze przyjętego albumu Viridian formacja postanowiła więc wydać własnymi siłami, mając w ten sposób wyłączne prawa do wszystkich zawartym na nim nagrań. Kto orientuje się w temacie wie, że teoretycznie nagranie i wydanie samej płyty nie jest jakimś wybitnie skomplikowanym zadaniem, ale faktycznie, dla tak niszowej kapeli jaką jest dzisiaj Closterkeller, jej wprowadzenie i wypromowanie na współczesnym rynku może być niczym start od zera.
Jedenasty album grupy, podobnie jak wszystkie poprzednie, zyskał kolorową nazwę. Tym razem grupa postawiła na kolor srebrny, nadając płycie tytuł zaczerpnięty z języka włoskiego – Argento. Prace nad albumem na dobre ruszyły wraz z początkiem wakacji, ale sam koncept albumu i pomysł na kolor narodziły się już kilkanaście miesięcy temu. Jak to w życiu bywa, sprawy z nagraniami nie mogły pójść za łatwo i mniej więcej na miesiąc przed ich startem z grupą pożegnał się gitarzysta Michał Jaro. Rozstanie, zgodnie z informacjami muzyka jak i samego zespołu, nastąpiło w pokojowej atmosferze. W momencie, gdy band miał już zarezerwowane terminy w studio nagraniowym, odejście gitarzysty przysporzyło im jednak niemałych kłopotów. Na pomoc został wezwany Mariusz Kumala, który z formacją nagrał półtorej dekady temu dwie płyty – Aurum oraz Bordeaux. Muzyk zagrał we wszystkich utworach, z wyjątkiem pierwszego singla, Cień wilka, do którego swoje partie jesienią 2024 roku nagrał już Jaro. Sama płyta została zarejestrowana w niecały miesiąc, a resztę wakacji zajęło jej dopieszczanie, miksowanie oraz mastering, którym zajął się Adam Toczko.
Fani mogli usłyszeć Cień wilka oraz kilka innych premierowych kompozycji podczas zeszłorocznej jesiennej trasy koncertowej grupy. Prezentowanie nowego materiału na koncertach wpisuje się w wieloletnią tradycję zespołu. Ten, kto jest stałym bywalcem koncertów Clostera zazwyczaj wie, czego spodziewać się po kolejnej płycie. Ponadto, Cień wilka zadebiutował wtedy także w serwisach streamingowych. Do piosenki nakręcono teledysk, który ujrzał światło dzienne miesiąc temu. Tym razem grupa postawiła na animację przeplataną pojedynczymi ujęciami śpiewającej Anji Orthodox. Wideoklipy nigdy nie były mocną stroną Closterkeller, ale przyznam, że Cień wilka wyszedł im wyjątkowo dobrze! Nie obraziłbym się, gdyby udało im się jeszcze w podobny sposób zwizualizować jakiś inny numer z płyty. Sam utwór przełamuje trend wyboru na pierwszy rzut najbardziej nośnych kompozycji, co potwierdza pełną decyzyjność zespołu co do tego projektu. Gdyby za Argento stanęła większa wytwórnia, mogę się założyć, że na pierwszy ogień poszedłby Mirun – w mojej opinii najsłabsze ogniwo tego projektu. Nie przekonuje mnie zupełnie to nagranie, mimo, że przywołuje aurę niektórych utworów z albumu Cyan. Cień wilka w roli zwiastunu całości stanął w zupełnej opozycji do 12 dni czy Kolorowej Magdaleny, dość dobrze reprezentując zupełnie nowy, niezależny rozdział w karierze zespołu.
Płyta startuje w starym dobrym, closterowym, trochę rozmarzonym stylu. Słuchając Sansary nie mogę się jednak uwolnić od skojarzenia z promującym Bordeaux utworem Bez odwrotu. Tempem początkowo nie zaskakuje także Xiomara, która zapewne wzięła swój tytuł od żeńskiego imienia o hiszpańskim pochodzeniu znaczącym nic innego jak gotowa do walki. Tutaj z kolei słychać jednak dość dużą inspirację albumem Graphite. Pod koniec całość wchodzi na wyższe obroty. Singlowy Cień wilka przywołuje cięższe i mroczniejsze momenty w dorobku grupy takie jak Nero czy Vidirian. Walcowate, prężnie prące do przodu tempo, charakterystyczne wokalizy Anji przypominające tym razem skowyt tytułowego wilka, prosta konstrukcja i przyjemna, typowo closterowa solówka poprzedzająca finał piosenki złożyły się na numer, który może nie do końca sprawdzi się w radiu, ale zrobi swoją robotę na koncercie. Nie jest to piosenka, która przekonała mnie od razu, ale przesłuchując ją kilka razy, ostatecznie uwiodła mnie doomowym zapaszkiem gitar a la Paradise Lost. O wiele szybciej przekonałem się do Mój sen srebrny, w którym odnalazłem zawoalowane w gorzką opowieść przesłanie o przysłowiowym paleniu kogoś na stosie za posiadanie innych poglądów – czy to religijnych, społeczno – kulturowych czy politycznych. Nasuwają mi się wyraźne skojarzenia z społeczeństwem czy grupami ludzi ogłupianymi przez rozmaitych fanatyków, bez obecności których świat po prostu stałby się lepszy. Powagi całości dodaje marszowe, wygrywane na gitarze tempo a wisienką na torcie jest wystrzelony w powietrze, odzwierciedlający podpalenie na stosie, zawodzący wokal Anji.
Ciekawą kompozycją jest Marina von Hoche. Wijące się dźwięki gitary splątane z wokalem Anji opowiadającym historię staruszki mieszkającej w wiktoriańskim domu przywodzą mi na myśl skojarzenia z zionącą gotykiem, psychodeliczną Agnieszką. Nigdy nie byłem wielkim fanem oszczędnych, zalatujących balladowym rzępoleniem kawałków, ale bazujące na prostym aranżu oraz wysuniętym na pierwszy plan wokalu Anji Białe wino zaskakująco dobrze wpasowało mi się w Argento. Na pewno dobrze zrobiło tej piosence rozwinięcie jej finalnej partii. Nie wiem jednak czy takie oszczędne aranżacje oraz np. akustyczne wstawki z początku Popiołów trafią do zakochanych w bardziej rozbudowanych i emanujących potężną, mroczną energią kawałków, które osiem lat temu stanowiły filar płyty Viridian. Dla mnie są one odskocznią od klimatu tamtej płyty, ale nie zdziwię się jeśli u niektórych wywołają wrażenie utworów w jakimś sensie niedopracowanych. Takich emocji nie powinien wzbudzić Koniec czasu, będący zdecydowanie najbardziej dociążonym, spowitym aurą Nero utworem, podejmującym temat przemijania, nieśmiertelności, śmierci, symbolicznego przejścia w otchłań, w której nie ma już nic. Trochę brakuje mi tutaj klawiszy, ale zgodnie ze słowami Anji brzmienie Argento miało być bardziej organiczne. Polerowanie utworów klawiszami nie do końca wbija się więc w tę koncepcję. Zamykające całość, niespełna dwuminutowe Argento, wsparte przebijającymi się gdzieś w tle wokalizami Anji stanowi przyjemne outro płyty, chociaż mam wrażenie, że lepiej ten numer sprawdziłby się w roli intra. Zamknięcie albumu urwanym w momencie utworem Koniec czasu byłoby o wiele bardziej zaskakujące.
Argento nie zwala z nóg tak jak poprzedzający go Viridian. To płyta, do której trzeba zrobić kilka podejść, dać jej dojrzeć w swoich głośnikach, tak jak swego czasu albumowi Bordeaux. Zespół tym razem postawił na bardziej organiczne, mniej rozbuchane brzmienie. Nie sposób wyróżnić tutaj świetnie brzmiących gitar. Grupie skutecznie udało się także przywołać ducha swoich wcześniejszych dokonań. Bez wątpienia jest to krążek, który przez skupienie na prawdziwych instrumentach i wokalu przede wszystkim ma brzmieć dobrze na żywo – Closterkeller to dzisiaj przede wszystkim koncerty. Nie bez powodu data fizycznej premiery płyty, 17 października, zbiega się ze startem trasy Argento Tour, w ramach której grupa zagra w aż 24 miastach i wykona wtedy od początku do końca cały krążek. Na duże brawa zasługuje również okładka albumu, stworzona przez Bartosza Kuśmierskiego. Closter, który nie miał dużego szczęścia do okładek, tym razem trafił z frontem w dychę. Wielka szkoda, że album ma tak niewielką ekspozycję w mediach. To niestety pokazuje, jak duży jest wpływ wielkich wytwórni na kwestie marketingu czy pozycjonowania utworów na platformach streamingowych. Tym bardziej należy docenić pójście Closterkeller w niezależność. To duża odwaga być weteranem, grać tak niszowy gatunek i podjąć wyzwanie zmierzenia się samemu z realiami współczesnego rynku muzycznego. Brawo Wy!
KMZ
..::TRACK-LIST::..
1. Sansara 5:12
2. Xiomara 5:20
3. Mój sen srebrny 5:05
4. Marina von Hoche 5:43
5. Cień wilka 4:47
6. Mirun 4:51
7. Białe wino 5:38
8. Popiół 6:43
9. Koniec czasu 6:05
10. Argento 2:08
..::OBSADA::..
Anja Orthodox - wokal, teksty
Krzysztof Najman - gitara basowa
Michał 'Rollo' Rollinger - klawisze
Adam Najman - perkusja
Gościnnie:
Mariusz 'Maniok' Kumala - gitary
Michał 'Jaro' Jarominek - gitara w 'Cień wilka', solo w 'Mój sen srebrny'
Teksty: Anja Orthodox
Muzyka: Closterkeller
https://www.youtube.com/watch?v=ZjuzVB-fQfE
SEED 15:00-22:00.
POLECAM!!!
|