Best-Torrents.com




Discord
Muzyka / Progressive Rock
MCLUHAN - ANOMALY (1972/2024) [MP3@320] [FALLEN ANGEL]


Dodał: Fallen_Angel
Data dodania:
2025-05-18 19:03:20
Rozmiar: 84.91 MB
Ostat. aktualizacja:
2025-05-18 19:03:20
Seedów: 0
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI


..::OPIS::..

Nowa, limitowana, europejska edycja wydanego w 1972 roku jedynego albumu zapomnianej amerykańskiej formacji, grającej progresywnego, jazzującego rocka (wciąż z psychodelicznymi naleciałościami) przypominającego o dziwo bardziej nagrania brytyjskich 'trąbionych' formacji, jak If, Galliard i Walrus, niż amerykańskie Chicago, Blood Sweat & Tears czy też Chase. Otwierający całość 11-minutowy "The Monster's Bride" to absolutnie genialny rockowy klasyk, pełen zmiennych nastrojów i jednocześnie ozdobiony cudownymi liniami melodycznymi. Pozostałe trzy kawałki (a zwłaszcza 3. i 4.) niemal w niczym mu nie ustępują.

JL


Od dawna męczyło mnie, by przedstawić grupę McLUHAN, ale ilekroć do tego się zabierałem w ostatniej chwili zmieniałem plan. W końcu przyszedł ten moment, by napisać co nieco o zespole, który został utworzony w kampusie przez studentów University Of Illinois w Chicago pod koniec lat 60-tych. Biorąc pod uwagę, że nazwa zespołu została zainspirowana postacią kanadyjskiego filozofa Marshalla McLuhana, który w latach 60-tych zyskał rozgłos swoimi pracami na temat mediów i komunikacji przepowiadając, że elektroniczne media, zwłaszcza telewizja, stworzą wkrótce „globalną wioskę”, w kontekście późniejszych, medialnych występów zespołu miało to sens. Ma to też sens kiedy słucha się ich jedynego albumu „Anomaly” z 1972 roku. To nie jest płyta, którą chowa się przed znajomymi. Wręcz przeciwnie. I tylko zastanawia mnie jedno – dlaczego jej wydawca, wytwórnia Brunswick Records, nie zrobiła nic, by ją w epoce wypromować!

Twórca całego pomysłu, wokalista, trębacz, autor większości muzyki i tekstów David Wright projektem swym zaraził najbliższego przyjaciela, multiinstrumentalistę (flet, klarnet, saksofon tenorowy) Paula Cohna, z którym grywał na tanecznych wieczorkach w szkolnym zespole Seven Seas. Wizja Wrighta spodobała się i innym studentom z roku, którzy chętnie dołączyli do tej dwójki. Po kilku personalnych roszadach w zespole znaleźli się: klawiszowiec Tom Laney, grający na basie Neal Rosner, gitarzysta Dennis Stoney Philips i perkusista John Mahoney.

Na czym polegał pomysł Wrighta? Koncepcja opierała się na dodaniu do granej na żywo muzyki różnych elementów takich jak fragmenty starych, czarno-białych filmów wyświetlanych za plecami muzyków, naturalnych efektów dźwiękowych (płacz dziecka, ruch uliczny), egzotycznie brzmiących instrumentów, taśmy puszczane od tyłu… Według Wrighta medium miało być jedynie przekazem, a nie treścią. Najważniejsza w tym wszystkim i tak była muzyka. Multimedialna etykieta miała jedynie ją uatrakcyjnić.

A jak odbierała to publiczność? Gromadząca się co poniedziałek młodzież w „The Wise-Fools Pub” na Lincoln Avenue w Chicago, gdzie zespół został zatrudniony, muzyka jednych wprawiała w zakłopotanie, innych frustrowała. Ale dla początkowo małej, lecz z każdym kolejnym występem coraz większej rzeszy ciekawskich i odważnych słuchaczy było to ujmujące doświadczenie. Grupa, jak żadna inna do tej pory, zmutowała progresywny rock bez reguł i granic nie oglądając się na żadne trendy i style, a country folk z elementami klezmerskimi oczarował zmęczoną komercyjnym popem, muzyką Burta Bucharacha i orkiestrami marszowymi intelektualną młodzież. Twierdzić, że grali prog to jak powiedzieć o Zappie, że grał rocka.

Regularne i naprawdę ostre występy w „The Wise” doprowadziły do podpisania kontraktu z Brunswick, a co za tym idzie do nagrania dużej płyty. Producentem albumu był Bruce Swedien, człowiek, który stał się bogiem wśród inżynierów nagrań. Pięciokrotny laureat Grammy i trzynastokrotny zdobywca nagród Emmy przez dwie dekady był przyjacielem i głównym inżynierem nagrań studyjnych Michaela Jacksona, włączając w to album „Thriller”. On i mózg zespołu, Dave Wright, tworzyli w studio świetnie rozumiejący się team. Niebywałe, że w ciągu dwudniowej sesji, trwającej łącznie osiem godzin nagrali płytę, która okazała się muzyczną perełką. Krążek „Anomaly” z intrygującą okładką zaprojektowaną przez Ala D’Agostino trafił do sklepów w czerwcu 1972 roku.

Dla przeciętnego słuchacza „Anomaly” wydawać się może trudny do skategoryzowania. Co prawda czuć tu brytyjską atmosferę (słychać, że polubili łagodną stronę King Crimson z czasów „Lizard” i „Island”), ale na tym kończy się ta paralela. Ich muzyka, zarówno meandrująca jak i urzekająca, ale z mocno progresywnym ostrzem podążała bardziej w stronę amerykańskiego brass rocka i jazzowych albumów Franka Zappy („Waka Jawaka”, „The Grand Wazoo”). W porównaniu do bardziej popularnych Blood Sweet And Tears, czy wczesnych Chicago, brzmieli bardziej zdyscyplinowanie. Nie odrzucając przy tym struktur bluesowych wyraźnie wzbogacili swój kontekst.

To podejście do muzyki obejmujące wszystko (łącznie z kuchennym zlewem) zostało doskonale uchwycone we wspaniałym nagraniu „The Monster Bride” zawierającym złowieszcze, organowym intro. Dziesięć minut to w zasadzie instrumenty, które mieszają w głowie i sercu, gdzie miękkie dźwięki szybko wpadają w szał oddając swoje uczucia i życie muzyce. To tutaj możesz zobaczyć jak zbudowany jest zespół. Mnóstwo tu niesamowitych pasaży waltorni, które rozwalają w pył Chicago, jazzowy hardcore i progresywne wtręty często o złowieszczym charakterze. Jest cytat fanfarowej czołówki wytwórni filmowej 20th Century Fox, horn rock w stylu Blood Sweet And Tears , ścieżka dźwiękowa do filmów porno z przerwami na narrację horroru klasy „B”. Jest też fajny pasaż fletu i trochę niepokojącego dialogu mówionego… Nie wszystko na albumie było tak trudne. Napisany przez oryginalnego klawiszowca grupy, Marvina Krouta „Spiders (In Neals Basement)” był funkowym numerem pokazującym jednocześnie jak amerykański horn rock i brytyjski prog mogą iść w parze. Nawiasem mówiąc dziwny tytuł nawiązywał do piwnicy domu sąsiada, w której odbywali próby. Zagadkowy tekst w rodzaju „Biznesmeni, jak pająki w klatkach na ranczo są bezmyślnymi więźniami rutyny, a gnijący alkoholem umysł przytępiał im zmysły” pewnie spowodował uśmiech u Steely Dan. Wypowiadany monolog, częściowo oparty na zderzeniach powieści Josepha Conrada „Jądro ciemności” paradoksalnie łączy ducha broadwayowskich musicali z latynoską rytmiką. Za sprawą wokali i rogów dźwięk porywa nas od samego początku, ale to nie koniec fajnych rzeczy, a to za sprawą sekcji instrumentalnej z kapitalnym basem, gitarowym solem, organami i dętymi. Gdy w miarę wszystko się uspokaja na koniec wkracza amerykański dixeland ze swym uroczym klimatem.

Czasem zastanawiam się, jak brzmiałoby The Assosation, gdyby choć raz spróbowali nagrać progresywny utwór. Może „Witches Theme And Dance” byłby dla nich inspiracją..? Chwytliwy tekst poświęcony jest obaleniu polityki senatora McCarthy’ego, zaś melodyjne momenty przywodzą na myśl włoski New Trolls z ich „Concerto Grosso”. Główny materiał fusion jest wyjątkowy i trudno poddający się analizie. Jestem za to mile zaskoczony słodkimi harmoniami zespołu, które w połączeniu z kilkoma smakowitymi kawałkami syntezatorowymi Toma Laneya i porywającą gitarową solówką Dennisa Stoneya Philipsa to zadatek na najmocniejszy punkt albumu. Płytę zamyka 10-minutowy, tajemniczy kwadryptyk „A Brief Message From Your Local Media”, który zaczyna się romantyczną opowieścią, przechodzi w polifoniczną burleską z solidną funkową dawką i kończy się urywanym mechanicznym graniem kultowego utworu „America” Leonarda Bernsteina. W „The Assambly Line” jest monolog o Henrym Fordzie i o tym, jak jego linia montażowa pomogła w produkcji masowo produkowanych samochodów i udostępnianiu ich szerokiej masie społeczeństwa. Jest tu kilka świetnych progresywnych fragmentów, a „Electric Man” ma w sobie coś z Beatlesów.

Ten album po prostu mnie powalił. To najlepsze, co mogło się przydarzyć w amerykańskim rocku progresywnym na początku lat 70-tych. W stosunku do McLuhan i jego płyty słowo progresywny odnosi się bardziej do brass rocka, którego pionierami byli Chicago i Blood, Sweat & Tears, oraz brytyjskie odpowiedniki takie jak IF, The Greatest Show On Earth, Brainchild, Galliard, Heaven… Jakkolwiek nie definiować, jedno jest pewne – oto kolejny fajny album z lat 70-tych, o którym słyszało niewielu. Dla kogoś, kto myślał, że ma dobrą znajomość muzyki tamtych lat jego nieznajomość może być bolesna, a nawet upokarzająca, ale patrząc na to z drugiej strony jakże ekscytująca!

Zibi


McLuhan was more than your basic run-of-the-mill band playing experimental rock music. Perhaps the best way of describing them is to call them a multi media art group that just so happened to play music. The idea behind came swooping through head honcho David Wright's head one particularly inspired day, and it was to interweave the music performance with movie segments, weird noises like a toddler crying, frenetic whistles, a spoken anecdote about Henry Ford, machinery tinkering and all kinds of experimental sounds that must come from somewhere, but where that exactly is, is beyond this already rather loopy listener. This McLuhan vision of Wright's, while somewhat sketchy and let's face it: seen before, still managed to crystallize at the University of Illinois Chicago, where friend and fellow student Paul Cohn (sax, flute, clarinet) and his former band mates joined the group.

Focusing strictly on the music and you get this warm seductive jazz rock that flirts around with a distinct early European psychedelic sound - either that or that of the more swampy and immeasurable acts from the late 60s San Franciscan scene. Anyway, the music is anything but what you'd call "jazzy" - the jazz note comes strictly from the reeds and the, at times, ch-chii-ch drumming. There's so much more to the music, and what you find in stead of a typical fusion album, is a wild concoction of wobbly frenzied psych-drenched jams, soulful yearning blues moments of burning guitar and bleeding vocals and something akin to kosmische musik brought straight over from the German heartland.

Then you get to the ever oscillating beauty of the organs and piano - oh my word and what about the mystic touches of timpani and chimes that give to the pieces that little bit of the delirious and dreamy. Something that blurs your view in gelatinous mass and treats your surroundings and the music you listen to with a glistening sheen. Makes it shine.

The final touches to an otherwise extremely tasty dish, are the brass booms - the Chicago whiff - the thing that makes you go "SLIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIDE ON BABY!!" while you rhythmically jive on down the street walk with a cat like bounce in your step. This is the shizzle right here! Just remember to include a little xylophone in your shake and everything'll be right as rain...OH they did did they? Why sure, of course you get a little xylophone in the mix. Why wouldn't you?

Fact of the matter is, that you don't need all the fancy trickery surrounding this release. It stands proudly on it's own. The feel and warmth of the jam is just so damn intense and contagious, that you forget everything about it needing some cinematic backdrop. The cinematic backdrop IS there though - that's how good these guys are!

Get this baby for it's seductive charm - get it while it's hot - get it because you love music and you love to dance like you did back when you snuck in at The Doors gigs and had a weird belt in your hair - get it while you can - get it because I said so, and most importantly: because it makes a certain time and place real, if only for a short while. This is the real McCoy.

Guldbamsen



..::TRACK-LIST::..

1. The Monster Bride 10:36
2. Spiders (In Neals Basement) 5:57
3. Witches Theme And Dance 9:46
4. Brief Message From Your Local Media
a) The Garden 4:34
b) The Assembly Line 3:33
c) Electric Man 1:19
d) Question 0:39



..::OBSADA::..

Dennis Stoney Philips - guitar, vocals
Tom Laney - organ, piano
David Wright - trumpet, vocals
Paul Cohn - flute, clarinet, tenor sax
Neal Rosner - bass, vocals
John Mahoney - drums, vocals

With:
Bobby Christian - timpani (1), xylophone (1,3), chimes (3)
Michael Linn - drums (3)



https://www.youtube.com/watch?v=7AJ0A_VKgig



SEED 15:00-22:00.
POLECAM!!!

Komentarze są widoczne tylko dla osób zalogowanych!

Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.

Copyright © 2025 Best-Torrents.com