Best-Torrents.com




Discord
Muzyka / Rock
TRAVELLERS - A JOURNEY INTO THE SUN WITHIN (2011) [MP3@320] [FALLEN ANGEL]


Dodał: Uploader
Data dodania:
2023-08-06 11:45:27
Rozmiar: 121.81 MB
Ostat. aktualizacja:
2024-10-02 13:30:17
Seedów: 1
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...


...( Opis )...

Iście stachanowskie tempo przyjmuje ostatnio Wojtek Szadkowski. Satellite, Peter Pan, Strawberry Fields… a teraz Travellers. Jak sam zainteresowany mówi, mieszanka prog, etno, lat 80-tych, dużej ilości magii i przestrzeni. Debiutancka płyta Travellers (wywodzącego się zresztą ze Strawberry Fields – obok wiernego druha Wojtka, Krzysztofa Palczewskiego, mamy w składzie wokalistkę Martę „Robin” Kniewską) właśnie trafiła na rynek.

Jaka to muzyka? Mocno elektroniczna, nie brakuje tu programowanego rytmu, bogatego syntezatorowego tła. To „Etno” w powyższym akapicie to przede wszystkim „plemienne” rytmy bębnów. Do tego sporo gitary, od łagodnych podkładów po (okazjonalne) mocniejsze riffy, często o dość specyficznym miksie, jakby lekko zatopione w elektronicznym tle. Sześć utworów, średni czas trwania – ponad osiem i pół minuty.

“Magic” składa się z dwóch różnych części. Pierwsza, piosenkowa rozwija się powoli, spokojnie, zaczyna się od łagodnych dźwięków cymbałków, stopniowo dołączają syntezatory, gitary i sekcja. Robin śpiewa delikatnie, spokojnie, mimo że chwilami w podkładach pojawiają się mocniejsze gitary. W pewnym momencie zaczyna się druga część utworu: dużo tu elektroniki, programowanych, zapętlonych rytmów, syntezatorowych płaszczyzn, plemienno-etnicznych, transowych kanonad bębnów, samplowanych dźwięków. Całość wieńczy nieco zatopiona w elektronicznym tle gitarowa solówka. Całość nagle milknie – i znów wracają cymbałki, znów wraca piosenka. Znów wraca delikatny, anielski głos Robin… Miałem okazję widzieć ją wraz ze Strawberry Fields w Katowicach, przed Pendragonem. Nie sposób było uniknąć wrażenia, że światła sceny jeszcze nieco ją peszą. Ale ma zadatki na naprawdę znakomitą frontmankę. Do tego jej łagodny, delikatny głos (choć potrafiła zaśpiewać także bardziej ekspresyjnie) bardzo fajnie wpasowywał się w muzykę Strawberry Fields i nie tylko – bo przecież nie zabrakło „Living In The Moonlight” i „Don’t Walk Away In Silence”. Nie obraziłbym się, gdyby to Robin stanęła za mikrofonem w nowej inkarnacji Satellite…

„Letters To God” to łagodna ballada. Znów pełno tu elektronicznych dźwięków. I znów ten Głos… Znów anielski, ujmujący spokojem. Gdy w refrenie śpiewa „…lift me up, so alone…”, to rzeczywiście unosi słuchacza. Jest w klimacie tej kompozycji coś, co kojarzy mi się z „Get Down” Radiohead. Takie uczucie lekkości, swobodnego płynięcia wśród chmur… I trochę szkoda, że w pewnym momencie nagle wchodzi mocniejszy riff gitary, pojawia się mocniej zaznaczony rytm. Trochę mimo wszystko psuje wrażenie, jakie zostawia pierwsze trzy i pół minuty. Znów robi się swego rodzaju przekładaniec: łagodna ballada przełamywana cięższymi wejściami gitary.

Stosunkowo najmniej kombinacji z formą mamy w „Dreaming”: ładnej, melodyjnej piosence. „I Dream Softly” zaczyna się łagodnym wprowadzeniem fortepianu, po czym znów mamy „plemienne”, transowe bębny, lekko zatopioną w dźwiękowej materii gitarę i powracający raz po raz fortepian. Cała kompozycja stopniowo rozkręca się, nabiera mocy, potęgi brzmienia, choć co jakiś czas powraca spokojniejszy, piosenkowy fragment. „I See The Light” znów nie zawiera zbyt wielu kombinacji: to uroczo sobie płynąca miłosna ballada, bardzo nastrojowa, z idealnie wkomponowanym śpiewem Robin, z chwilami nieco oldfieldowską gitarą. Podobnie brzmiąca gitara pojawia się w finałowym, najdłuższym „The Sun”. Choć znów mamy tu plemienne bębny, mocny, programowany rytm, na którego tle Grzegorz Leczkowski wyczarowuje fajne, krótkie solówki gitarowe. Z drugiej strony nie brakuje tu momentów, gdy pojawia się ciężki, niemal progmetalowy riff. Sporo tu zmian tempa i nastroju: z całej płyty to utwór najbliższy progresywnemu graniu. Choć akurat przy tej kompozycji pod koniec ma się wrażenie pewnego wydłużania na siłę: lekkie skrócenie „The Sun” dałoby dzieło znakomite, a tak mamy ostatecznie utwór „jedynie” bardzo dobry.

Z wszelkich muzycznych projektów, w jakie Wojtek Szadkowski od pewnego czasu się angażuje, jak na razie Travellers najbardziej przypadają mi do gustu. Poszukiwanie nowych brzmień, nowych środków wyrazu bardzo udanie splotło się tutaj z ciekawymi kompozycjami, dając w efekcie bardzo nastrojową, intrygującą płytę, na pewno godną polecenia każdemu, dla kogo prog-rock to nie tylko długaśne solówki i kilkunastominutowe kompozycje, ale przede wszystkim poszukiwanie, eksperymentowanie. Trochę na zachętę – dziewięć gwiazdek. Teraz czekam, co na kolejnej płycie zaproponują Travellers. Bo to zbyt ciekawy projekt, by go porzucić.

Piotr 'Strzyż' Strzyżowski



Był zespół Collage, była grupa Satellite, był Peter Pan, był wreszcie Strawberry Fields… Teraz Wojtek Szadkowski prezentuje swój nowy projekt o nazwie Travellers. O jego genezie opowiada on tak: „Pomysł na Travellers wpadł mi do głowy przypadkowo. Przesłuchiwałem różne pomysły, które powstały w ciągu ostatnich kilku miesięcy i okazało się, że kilka z nich tworzy pewną logiczną całość. Łączył je specyficzny klimat, trochę ulotny, trochę etniczny. Zebrałem je razem i zacząłem dodawać do nich etniczne loopy. Pamiętałem, że Robin śpiewała kiedyś bardzo wysoko na pierwszej wersji jednego z utworów Strawberry Fields. Jej głos przypominał wtedy trochę Enyę... pomyślałem więc, że to idealny wokal do tego projektu. Nie miałem za to pojęcia kto mógłby zagrać na gitarze. Wiedziałem, że musi to być ktoś czujący klimat lat 80., a także klasyki rocka. Nie chciałem żeby to były typowe oczywiste gitary progresywne w stylu Steve’a Hacketta, zniszczyłoby to cały oryginalny nastrój. Przypadkowo spotkałem na ulicy kumpla sprzed wielu, wielu lat. Grześka Leczkowskiego znałem jeszcze z giełd płytowych. Wiedziałem, że coś tam grał, miał jakiś zespół. Ale nie widzieliśmy się przecież jakieś 10-15 lat! Powiedziałem mu o Travellers - chciał spróbować. Podesłał mi gitary do nagrania „Dreaming”. Kiedy je usłyszałem nie miałem absolutnie wątpliwości - nikt lepiej nie wpasuje się w ten klimat. Zagrał idealnie. Dobrał idealnie brzmienia, dodał nową jakość do tej muzyki, a o to właśnie mi chodziło. Nad gitarami pracowaliśmy internetowo, on podsyłał propozycje, a ja mówiłem co jest OK, a co można by poprawić. Sugerowałem czasem inne rozwiązania, ale były to zmiany kosmetyczne. Większość gitar akceptowałem w 100% bez zmian. Czasem zmieniałem utwór, kolejność poszczególnych części, początek po usłyszeniu gitar, żeby wszystko lepiej współgrało. Inaczej było w kwestii basu. Nie jestem dobry w grze na gitarze basowej, ale przypadkowo Krzysiek Palczewski, który usłyszał te utwory, zaproponował, że dogra linie basu na syntezatorze – tak więc ostatni element układanki wpasował się sam”.

Z kolei Marta Kniewska „Robin”, o tym co skłoniło ją do ponownej współpracy z Wojtkiem Szadkowskim mówi tak: „Praca z Wojtkiem to spontan. Wchodząc do studia często nie wiesz, co będziesz śpiewać. Masz ogólne pojęcie, ale w trakcie nagrywania dochodzą nowe rzeczy. Często nie ma tekstu lub jest napisany częściowo. I to jest najlepsze. Masz wrażenie, że możesz w końcu odetchnąć, poczuć wolność, prawdziwe emocje, śpiewając coś, co powstało dosłownie przed minutą. Największą przyjemnością dla mnie było śpiewanie partii, do których tekst napisaliśmy w studio „na kolanie” lub partii, które zaśpiewałam na żywca zaraz na początku sesji nagraniowej, tak jak to było w przypadku refrenu do „I See The Light”. Zaśpiewałam go tylko raz czy dwa razy, a tekst powstał na przystanku autobusowym. „I See The Light” jest mi chyba najbliższy tekstowo. Wnosi dużo optymizmu i nadziei na nowy początek. Dużo optymizmu wnosi również „The Sun”. Tekst jest bardzo prosty. Nie zastanawiasz się, po prostu czujesz radość z samego istnienia. Tak jak nie zastanawiasz się, gdy jest piękna pogoda, świeci słońce, a Ty czujesz w sobie radość. Chwytasz moment i cieszysz się nim”.

Płytę „A Journey Into The Sun Within” wypełnia 6 dojrzałych, w większości rozbudowanych utworów. Zespół Travellers nawiązuje w nich do starych produkcji Mike’a Oldfielda, Enyi, a także grupy… Magenta. Najlepiej świadczy o tym wspominany już przez Robin utwór „I See The Light”, w którym piękny klawiszowy klimat budowany przez Szadkowskiego (to on gra na klawiszach!) oraz przyjemny sposób śpiewania Robin przywodzą na myśl właśnie Magentę. Dużo na tej płycie brzmieniowych „smaczków”, które budzą skojarzenia z muzyką zespołu Roberta Reeda. A nawet może jeszcze bardziej z jego projektem o nazwie Chimpan A (recenzja jego jedynego, wydanego przed 5 laty albumu znajduje się pod tym linkiem). Mamy więc „polską Magentę”? Tak daleko nie szedłbym w swoich porównaniach. Ale co mogę powiedzieć, to że otrzymujemy od grupy Travellers bardzo rzetelną, udaną, a chwilami nawet pasjonującą płytę. „A Journey Into The Sun Within” to album naprawdę solidny, zwłaszcza pod względem realizacyjnym, co zresztą jest charakterystyczne dla płyt z udziałem Wojtka Szadkowskiego. Wypełniająca go muzyka jest niezwykle ciekawa i sprawiająca dużo radości przy słuchaniu. Początek został zrobiony. Dobry początek. Teraz czekamy na dalsze kroki.

Był zespół Collage, była grupa Satellite, był Peter Pan, był Strawberry Fields, teraz mamy Travellersów. I choć spośród „pobocznych” projektów Wojtka podoba mi się on najbardziej, to odrobinę obawiam się, może niepotrzebnie, że mnogość tak licznych zespołów, które firmuje swoim nazwiskiem ta, było nie było, czołowa w polskim art rocku postać, może spowodować u słuchacza zawrót głowy. Czy nie lepiej by było, gdyby Wojtek skoncentrował się na jednym przedsięwzięciu? Nie mówię, żeby reaktywował Collage, nie mówię, żeby do Satellite wprowadził głos Robin, wydaje mi się tylko, że konsekwencja i uporczywe dążenie do celu na dłuższą metę opłaca się i w dłuższej perspektywie przynosi najlepsze wyniki. Być może zatem dla Wojtka nadszedł teraz czas Travellersów?... Jeżeli tak, to ściskam kciuki i niecierpliwie czekam na drugą, trzecią i następne płyty…

Artur Chachlowski



Travellers to nowy projekt muzyczny, powołany do życia przez niezmordowanego Wojtka Szadkowskiego. Miłośnikom polskiego prog-rocka nazwisko to jest doskonale znane, głównie z działalności w zespołach Collage i Satellite, ale też Peter Pan i Strawberry Fields.

Właśnie ukazał się debiutancki album Travellers, zatytułowany "A Journey Into The Sun Within". Bardzo napracował się Pan Wojtek przy tworzeniu tej płyty. Instrumenty klawiszowe, perkusja, loopy, kompozycje, aranże, teksty, produkcja, a nawet logo formacji i projekt okładki to jego dzieło. W nagrywaniu płyty uczestniczyli również: Marta Kniewska (Robin) - wokal, Grzegorz "sencha atta" Leczkowski - gitary oraz Krzysztof Palczewski - gitara basowa. W zapowiedziach, pojawiających się przed wydaniem krążka, można było znaleźć słowa Wojtka Szadkowskiego: "To mieszanka prog, etno, lat '80, dużej ilości magii i przestrzeni, a nad tym wszystkim góruje fantastyczny głos Robin". Święta prawda, bo wszystko to znajduje swoje całkowite potwierdzenie w tym, co słyszymy na płycie. 

Krążek otwiera kompozycja "Magic", która spięta jest niczym klamrą (na początku i na końcu) subtelnym fragmentem z jakimiś delikatnymi cymbałkami i niezwykłym wokalem Robin; w środku zaś mamy i plemienno-etniczne rytmy, i przesycone elektronicznymi brzmieniami pejzaże, i porywający, dynamiczny fragment z mocną gitarą i perkusją. Długaśny, ponad 11-minutowy, ale wypełniony po brzegi ciekawym, urozmaiconym materiałem. W niektórych partiach wokalnych Robin przypomina nieco Dolores O'Riordan z The Cranberries. "Letter to God" to ewidentne wspomnienie lat '80, pełne elektronicznych brzmień i właściwych temu okresowi klimatów. Po raz pierwszy, ale nie ostatni, pojawiają się skojarzenia z twórczością Mike’a Oldfield’a (podobnie jest także w "I Dream Softly"). Najdłuższy na płycie, czyli "The Sun", można by podzielić na kilka krótszych utworów, które spokojnie mogłyby powalczyć o miejsce na radiowych listach przebojów. Niezwykle nośne, wpadające w ucho melodie, podszyte elektronicznymi podkładami i ciepłym brzmieniem gitary. Że za proste i zbyt trywialne dla prog-rocka? Pewnie tak, ale w tej mieszance stylistycznej, jaką serwują nam tu muzycy, zupełnie to nie razi. Chociaż mam spore wątpliwości, czy pomysły tam zawarte uzasadniają aż taką długość utworu (12:30).  

W zauważalny sposób swe muzyczne piętno odcisnął Grzegorz Leczkowski. Na płycie jest naprawdę sporo gitar, i to w różnych odsłonach - od akustycznej ("Magic"), przez rockową ("Magic", "Letter to God") i łagodnie progresywną ("Deaming", "I See The Light", "The Sun") aż po cięższe riffy ("I Dream Softly", "The Sun"). Warto poświęcić co najmniej jedno przesłuchanie właśnie na wyłapanie wszelkich gitarowych niuansów. Nie ma co się specjalnie dziwić, że na płycie, na której liderem jest perkusista, brzmień tego instrumentu, w różnej zresztą formie (elektronicznie i tradycyjnie), jest niemało.

Zupełnie osobne słowa uznania należą się Marcie Kniewskiej. Już na albumie formacji Strawberry Fields dała się poznać jako wokalistka o nietuzinkowym głosie. Na "A Journey Into The Sun Within" mamy prawdziwą eksplozję jej talentu oraz wokalnych możliwości. W porównaniu z tym, co można usłyszeć na krążku Strawberry Fields, tu prezentuje znacznie łagodniejszy, cieplejszy i delikatniejszy wokal. Pełen zmysłowości, czaru i tajemnicy. Z pewnością, jesteśmy świadkiem narodzin wokalistki, która może sporo namieszać w światkupolskiego prog-rocka. W jednym z wywiadów Wojtek Szadkowski poinformował o odejściu z Satellite dotychczasowego wokalisty Roberta Amiriana. Moim zdaniem, nie byłoby głupim pomysłem, by to właśnie Robin stanęła za mikrofonem tej kapeli. Bez dwu zdań, byłby to ciekawy eksperyment. Prawie wszystkie utwory są niezwykle urozmaicone pod względem muzycznym - wielowątkowe, ze zmianami temp i nastrojów; jedynie "Dreaming" stanowi pod tym

względem wyjątek. Może dlatego, że jest najkrótszy. Muzycznie Travellers można umieścić gdzieś pomiędzy Satellite a Strawberry Field. Nie wiem tylko, czy mnożenie kolejnych bytów muzycznych to dobry pomysł z czysto marketingowego punktu widzenia. Gdyby materiał ten  ukazał się pod szyldem Strawberry Fields, pewnie nie byłoby to zbytnim zaskoczeniem. Zostałby pewnie potraktowany jako śmiałe i twórcze rozwinięcie debiutu tychże, czyli "Rivers Gone Dry" z 2009 roku. To jednak tylko "gdybanie", zupełnie na marginesie, w żaden sposób nie ujmujące niczego z przyjemności odsłuchu Travellers.

Wojtek Szadkowski należy do nielicznej grupy polskich wykonawców, których produkcje kupuję w ciemno. I, jak do tej pory, jeszcze się nie zawiodłem - również w przypadku "A Journey Into The Sun Within". 

Robert Trusiak



Wojciech Szadkowski, niespokojny duch polskiej sceny rocka progresywnego, wciąż poszukuje. Ale czy na pewno? Może to niezbyt dobre określenie, bo ja ze swej strony wyczuwam, że on już odnalazł kierunek, w którym ma zamiar zmierzać. Lecz jego niesamowity talent do tworzenia melodii oraz harmonicznych dźwięków powoduje, że co jakiś czas pojawia się w nowym projekcie muzycznym. Collage to już legenda polskiego rocka, ale to były lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku. Później udane wejście prawie do tej samej rzeki, czyli formacja Satelitte (2000 - 2009) i jej wyśmienite cztery krążki. Dalej mamy ekipę Peter Pan z jednym albumem. Jeszcze nie tak dawno słyszeliśmy jego nową kapelę Strawberry Fields z kompaktem "River Gone Dry". Wreszcie ostatnie wydawnictwo, które ukazało się w marcu 2011, firmowane nazwą Travellers. Dwa ostatnie muzyczne wcielenia artysty związane są z wokalistką Martą Kniewską, występującą pod pseudonimem Robin. Także istotnym faktem jest to, iż oprócz Collage wszystkie inne projekty nie stanowią zamkniętego rozdziału i w każdej chwili mogą być kontynuowane. Świadczy to o niesamowitej wszechstronności tego kompozytora, twórcy tekstów i instrumentalisty.

Ta płyta miała być zatytułowana "Magic" w nawiązaniu do pierwotnego pomysłu, aby nazwać zespół Magicians. Jednak ostało się na Travellers i tytule związanym z podróżą "A Journey Into The Sun Within". Tylko sześć kompozycji. Pierwszy, długi utwór: "Magic" i już na samym początku jest magicznie, bo klawiszowe dzwonki jako tło wokalu Robin przypominają jeden z tematów z "Incantations" (Czary i Zaklęcia) Oldfielda. Wokalistka śpiewa jakby półgłosem. Muzyka w tym kawałku płynie i dopiero gdzieś w środkowych fragmentach trochę przyśpiesza i wyostrza się za sprawą gitarowych, zakręconych partii. Ale w końcowej części następuje powrót do czarownych klimatów. Kolejny numer, czyli "Letters To God", ma wolne tempo, ale wkradają się też do niego dynamiczne momenty z pełnym brzmieniem fraz gitarowo - klawiszowych (kłania się chwilami Steve Hackett Band).

Najkrótszym utworem, bo trwającym niespełna pięć minut, jest jednostajny i nastrojowy, szeptany "Dreaming". Najmniej ciekawa jest piosenka "I Dream Softy", gdzie mamy stopniowanie dynamiki i rytmu. Robin śpiewa w niej prawie pełnym głosem. Nagranie "I See The Light" rozpoczyna piękny temat na klawiszach wydłużony o solówkę gitary, a potem dopiero wyłaniają się nakładane wokale. Zresztą gitara jeszcze fantastycznie powraca wraz ze śpiewem Robin ("Round, round, round...") po raz drugi i trzeci. Najlepszą pozycją jest ostatnia, najdłuższa, blisko trzynastominutowa kompozycja "The Sun". Gitarowy początek zniewala, a wyszeptana przez wokalistkę melodia natychmiast pozostaje w pamięci. Dalej, trochę jakby tanecznie i elektronicznie, a rytm perkusji przywołuje klimaty etno. Wszystko łączone jest niczym klamrą solówkami gitary lub klawiszy.

Bardzo dobra płyta. Zawarty na niej materiał jest melodyjny, a jednocześnie jednolity i brzmi dostojnie oraz wyraziście. Partie poszczególnych instrumentów stanowią przykład doskonałej współpracy i wzajemnego uzupełniania. Wykonawcy prezentują profesjonalny warsztat, kobiecy wokal oraz sekcja rytmiczna sprowadzają nas w dotychczas nieodwiedzane przez Wojtka Szadkowskiego muzyczne rejony, powiązane z etnicznymi brzmieniami. Do tego dochodzi lekko przybrudzona barwa gitary i mamy kolejny, zupełnie inny od poprzednich projekt. Trzeba mieć otwartą głowę, aby nie wpadać w schematy, lecz tworzyć zawsze coś nowego, innego. Autorem całego materiału oraz tekstów jest lider ekipy. Natomiast w czterech propozycjach słowa pisane były wspólnie z wokalistką. Tylko... to nie jest wcale łatwa muzyka. Warto jednak sprawdzić na własne ucho.

Meloman



...( TrackList )...

1. Magic  11:08
2. Letters To God  8:35
3. Dreaming  4:59
4. I Dream Softly  7:25
5. I See The Light  8:04
6. The Sun  12:30



...( Obsada )...

Bass - Krzysiek Palczewski
Guitar - Grzegorz 'Sencha Atta' Leczkowski
Keyboards, Drums, Loops - Wojtek Szadkowski
Keyboard Solo - Krzysiek Palczewski (tracks: 6)
Voice - Robin




SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!

Komentarze są widoczne tylko dla osób zalogowanych!

Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.

Copyright © 2024 Best-Torrents.com