...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
Bez Decapitated death metal brzmiały dziś zgoła inaczej. Powielanie oldskulowego grania bywa przyjemną gimnastyką, nie stanowi jednak artystycznego wyzwania. Zespół rodem z Krosna już dawno temu zrozumiał, że wypiekanie czerstwego chleba nie ma większego sensu. Czy "Cancer Culture", długo oczekiwana płyta Decapitated, znów poszerzy ramy gatunku?
Atomowo rozpoczynający "Cancer Culture" utwór tytułowy już od pierwszych dźwięków uświadamia nas co do jednej podstawowej kwestii - tym razem będzie brutalniej. Wydaje się wręcz, że - opublikowany jako pierwszy - "Cancer Culture" posiada deklaracyjny charakter; stanowi swoisty komunikat, którym Decapitated przekazuje nam bardzo istotną INFOrmację o niezaprzeczalnej intensywności swojego nowego dokonania.
Pomyli się jednak ten, kto sądzi, iż mamy tu do czynienia z typową dla wielu powtórką z rozrywki. To nie ten zespół. Owszem, chłoszczące deathmetalowe riffy w niczym nie ustępują temu, co znamy choćby z drugiego albumu "Nihility" sprzed 20 lat, różnica polega jednak tym, że to zaledwie fragment większej układanki. Kluczowa w tym wszystkim jest bowiem niesamowita różnorodność. Melodyjna chwytliwość dźwiękowych pejzaży, łamiący karki groove, warsztatowa i kompozycyjna maestria oraz niewątpliwa - nie bójmy się tego słowa - przebojowość. By tego było mało, gdy z trzewi - znów będącego w doskonałej formie - Rafała "Rasty" Piotrowskiego wydobywa się tytułowa fraza, na myśl przychodzi mi Max Cavalera z najlepszych czasów Sepultury.
Sporo deathmetalowych akcentów - niejako wbrew osobliwemu tytułowi - posada również "Just A Cigarette", numery tyleż melodyjny, co progresywno-eksperymentalny. Gęsto rozdawane blasty Jamesa Stewarta, brytyjskiego perkusisty Decapitated (i byłego bębniarza Vadera), równoważone są tu wszak nieoczywistą pozaziemską nastrojowością, niemal blackmetalowymi riffami oraz panoramiczną gitarową solówką Wacława "Strong Arm Of The Vogg" Kiełtyki, z kategorii defektów specjalnych Fredrika Thordendala.
Kolejnym potwierdzeniem ofensywnego charakteru ósmego longplaya podopiecznych Nuclear Blast Records jest bez dwóch zdań rozpędzony "No Cure" z zasługującym na wyróżnienie, kapitalnym pOPISem Stewarta, oraz korespondujący z nim, wieńczący płytę "Last Supper" - deathmetalowy kolos z potwornie dobrym, zmuszającym do ruchu riffem budzącym nieodparte skojarzenia z olsztyńskim Vaderem drugiej połowy lat 90. Na miano prawdziwej petardy zasługuje jednak - uwaga! - 77 sekundowy "Locked", aberracyjnie ekstremalny wystrzał spod znaku (nitro-)Slayera w gwałtownych, kompulsywnych interwałach, domknięty - dla zachowania zdrowia psychicznego - nastrojową puentą i perkusyjną kanonadą.
Za absolutną nowość należy uznać z kolei "Hello Death" z gościnnym udziałem Tatiany Shmayluk. Krystaliczne czysty głos wokalistki ukraińskiej grupy Jinjer wynosi bowiem Decapitated na niespotykany dotąd poziom melodyjności odzwierciedlony również w partiach gitar. I choć zatwardziali miłośnicy death metalu mogą kręcić nosem, warto zauważyć, iż otwierający riff należy bodaj do najszybszych i najbardziej zaawansowanych technicznie, a mocarny, zamykający "Hello Death" rytm stapia w sobie drapieżność Pantery z hutniczym zacięciem Fear Factory i podskórną zadumą Meshuggah. Zaznaczam jednak, że mierzenie się z tym kierunkiem rozwoju Decapitated może nie należeć do bezbolesnych.
Na podobnej nieco zasadzie działa rozpędzony thrashowo "Iconoclast". W roli gościa pojawia się w nim sam Robb Flynn, frontman kalifornijskiego Machine Head, w szeregach którego - od 2019 roku - figuruje również Vogg. Wybitnie udana, natchniona wręcz partia wokalna lidera Machine Head wprowadza do arsenału krośnieńskiej formacji pierwiastek chwytliwości, którego natura znajduje swój finał w melancholijne melodyjnych gitarach.
"Hours As Battlegrounds" to - dla odmiany - najcięższy kawał metalu, jaki znalazł się na pierwszej od pięciu lat płycie kwartetu rodem z Podkarpacia. Monstrualne riffy o charakterystycznej nastrojowości suną tu niczym Imperialny Gwiezdny Niszczyciel, tworząc - za przeproszeniem - epicki klimat, w którym również dobrze czuł by się zarówno Morbid Angel, jak i francuska Gojira. Mówiąc o tym utworze warto wspomnieć także o morderczo precyzyjnej pracy perkusji, której partie i schematy same w sobie stanowią zagadkę ludzkiej wytrzymałości.
A na koniec mój bezapelacyjny faworyt - "Suicidal Space Programme", kompozycja, która - nie wiedzieć czemu - umyka wielu tym, którzy podejmują się analizy "Cancer Culture". Tym bardziej że jest w niej dosłownie wszystko: powolne, astralnie budowane napięcie; absolutna deathmetalowa miazga w gitarach; zwolnienie tempa z iście szaloną solówką na tle mechaniczne brzmiącej bezwzględności dźwięku; groovemetalowa pulsacja; a na dokładkę gwałtowne, wściekłe, zaskakująco mathmetalowe zrywy, w których dawniej specjalizował się The Dillinger Escape Plan. Jedna, wielka nielinearna erupcja wulkanu i jeden z najlepszych utworów w ponad 25-letniej karierze Decapitated.
Tym właśnie jest "Cancer Culture". Amalgamatem. Doskonale przygotowaną i głęboko przemyślaną mieszanką wielu elementów, w której znów odzyskana brutalność z zamierzchłych czasów idzie w parze z brzmieniową różnorodnością i niespotykaną wcześniej dozą melodyjności, kolejnym rewolucyjnym novum rozwijającym twórczość Decapitated w nieustającym procesie ewolucji. Reszta doczłapie później.
Bartosz Donarski
Decapitated to jeden z bardziej kreatywnych zespołów w swoim gatunku, czego potwierdzeniem jest ich nowy album “Cancer Culture”. Właściwie w przypadku naszego eksportowego bandu nie można mówić jedynie w kategoriach muzyki death metalowej. Kreację muzyczną, którą tworzą coraz bardziej ubarwiają dodatkowo nowymi elementami, pokazującymi ciągły rozwój, ale też rozmach grupy. Dlatego pośród siarczystych kompozycji jesteśmy w stanie wysupłać gitarowe rozwarstwienie w kierunkach rockowo-metalowej różnorodności, gdzie znajdziemy nawet spójną z całością, jakże przemyślaną melodykę.
Do tego dochodzi dojrzałość muzyków, która objawia się nie tylko poprzez intensywność brzmień i sprawność wykonawczą od strony czysto technicznej, bo to eksperymentalne ujarzmianie poszczególnych kompozycji staje się ich istotą. W wielu przypadkach dostaliśmy zupełnie nową energię, która jeszcze wyraźniej określa dzisiejsze poczynania bandu („Iconoclast” z udziałem Machine Head) oraz niekiedy jakby inaczej rozpisaną kompozycję względem wcześniejszych dokonań Decapitated.
Niespodzianką jest udział Tatiany Shmailuk z zespołu Jinjer w dosyć zaskakującym utworze „Hello Death”. To wyraźnie poszerzenie obszaru muzycznych poszukiwań zespołu, który nie trzyma się wytartych schematów związanych z mocnym death metalowym tąpnięciem. Kobiecy wokal w tym przypadku jest wentylem, wpuszczającym więcej powietrza w rozdygotane do granic możliwości momenty, gdzie na pierwszy plan i tak wysuwa się tnący jak brzytwa głos Vogga.
Amplituda brzmień w wielu momentach tego albumu przekracza jakiekolwiek normy, ale nie ma w tym ścigania się ze sobą. Tworzy to zwyczajnie nową przestrzeń, w której grupa serwuje nam jeszcze wytrawniejsze, a tym samym lepsze jakościowo kawałki, chociaż zagorzali fani płyty „Organic Halucinosis” mogą poddać ten wniosek wątpliwościom. Nie da się jednak ukryć, że dzięki takim utworom jak „No Cure”, Decapitated wspina się na szczyt doskonałości i za to – nie tylko względem własnych dokonań – należy ich nowy krążek postawić na najwyższej półce.
„Cancer Culture” to solidna dawka inteligentnego łomotu. Decapitated na swoich warunkach określa współczesny metal, gdzie sednem są doskonale przygotowane kompozycje i zjawiskowa wręcz motoryczność względem wykonawstwa. Dla fanów gatunku to rzecz zdecydowanie obowiązkowa.
Łukasz Dębowski
Już od marca 2022 moimi faworytami roku w szeroko rozumianej muzyce metalowej były kawałki Decapitated. Najpierw pojawił się singiel “Cancer Culture”, potwierdzający klasę zespołu i zapowiadający album w ich klasycznym mocarnym stylu. Potem jednak światło dzienne ujrzał “Hello Death” z wokalistką Jinjer, Tatianą Shmailyuk i zrobiło się ciekawie. Zespół dał tym utworem sygnał, że możemy spodziewać się na nowym albumie rzeczy nieoczywistych i interesujących. Narobili więc sporego smaku.
Skład Decapitated to gitarzysta Wacław „Vogg” Kiełtyka, Rafał “Rasta” Piotrowski na wokalu, James Stewart na perkusji i basista Paweł Pasek jako członek koncertowego składu. Zespół powstał w 1996 roku i jest jednym z międzynarodowych liderów technicznego death metalu. Wydali dotąd siedem albumów studyjnych, “Cancer Culture” to ich numer osiem. Kiełtyka od 2019 roku gra również w Machine Head, po odejściu Phila Demmela, a powiązania pomiędzy zespołami pojawią się w dalszej części recenzji. Głównym inżynierem dźwięku albumu jest Tomasz Zed Zalewski, David Castillo odpowiada za miks, Ted Jensen za mastering. Okładkę stworzył Fabio Timpanaro, twórca sztuki w swoim wyrazie z pewnością niepokojącej. Za słowa ponownie odpowiedzialny jest Jarosław Szubrycht. “Jarek Szubrycht ponownie napisał dla nas niesamowite teksty o dysproporcji między marzeniami, ambicjami i aspiracjami ludzkości”, tak o jego roli wypowiedział się zespół w materiałach prasowych.
Album otwiera przewrotne tytułem i oldschoolowe w swym brzmieniu “From Nothingness With Love”. Marszowe bębny, to dobre thrashowe wprowadzenie w menu składające się z dziesięciu mocnych kawałków. “Cancer Culture”, utwór, o którym wspomniałem wcześniej, pojawił się w serwisach streamingowych już 18 marca 2022 r. Skutecznie zapowiadał różnorodny, ale i ciężki, agresywny album. Singiel, jak cała płyta, przepełniony jest całą gamą niespodzianek, wszystko trzyma w ryzach przewodni, lekko thrashowy riff i death metalowy wokal. Również wydany przed premierą płyty “Just a Cigarette” z jednej strony nadaje szybszego technicznego death-metalowego tempa, z drugiej bywa naprawdę klimatyczny, a linia melodyczna gitar wprowadza słuchacza w spokojniejszy nastrój. Są też w nim przejścia pozostawiające trochę przestrzeni na oddech, machina zwalnia, perkusja się uspokaja, żeby poprowadzić solo i załatwić sprawę już do samego końca. Melodyjna piącha w twarz. I jak rzekłby poeta – wiosna rozkwitła death metalem. Czapki z głów czy jakoś tak, choć chyba w tym przypadku to głowę wypada oddzielić zdecydowanym cięciem od reszty ciała.
Podobne rozwiązania stylistyczne jak w “Just a Cigarette” słyszymy w “No Cure”. Spokojniejsze przejścia inicjujące chwilę później mordercze eksplozje bębnów, gitar i wokalu igrają z moim miękkim serduszkiem. Zespół promował płytę jeszcze trzecim singlem “Hello Death”, o którym również wspomniałem wczesniej. W momentach takich jak ten death metal staje się sztuką. Z jednej strony słyszymy deathowy sprint, żeby dalej zrobić miejsce dla większej ilości melodii serwowanej przez Tatianę Shmailyuk. Tempo nie zwalnia w “Iconoclast”, w którym co ciekawe, słyszymy Robba Flynna, frontmana Machine Head. Dalej jest ciut eterycznie i kosmicznie, to kawałek “Suicidal Space Programme”. Kolejny przewrotny tytuł i eklektyzm, słyszymy w nim wszak dużo nastrojowych momentów. Absolutny top gatunkowy. “Blast offffffffff”!!! To zdecydowanie mój ulubiony kawałek na płycie.
“Locked” to zaskakujący przerywnik, dużo bardziej brutalny od poprzedniego utworu, po którym wprowadzenie do “Hours of Battlegrounds” znowu chwyta za serce nastrojowymi brzmieniami, po czym ujmuje trzewia krwawym ściskiem w kolejnych partiach utworu. To również ciekawy duet perkusji i gitary. Bębny oszczędnie, bez utraty tchu napędzają kawałek, podczas gdy gitary wprowadzają więcej melodii i przestrzeni. Ostatnia wieczerza ma miejsce z “Last supper”. I o ile wcześniej na płycie kombinowali, tym utworem jasno przypominają z jakich klimatów się wywodzą.
Nowe wydawnictwo Nuclear Blast Records to klasa sama w sobie. „Cancer Culture” jest odważne biorąc pod uwagę tytuł i pamiętając, że mamy do czynienia z zespołem, który zmuszony był w zdecydowany sposób walczyć w obronie dobrego imienia, możliwości swobodnego koncertowania i promowania swojej twórczości.
Decapitated wydali właśnie coś więcej niż świetny deathmetalowy album. Nagrali kawał ciekawej i zaskakującej muzyki pozostawiając przy tym sporo miejsca dla klasycznych zagrywek. Cóż może zrobić lepiej weteran sceny, jeśli nie grać niezmordowanie solidnych występów na żywo, na całym świecie i zaskakiwać na kolejnych płytach? Jak dla mnie na ten moment wydawnictwo metalowe numer jeden w tym roku. Decapitated idą po złoto.
SztukMix
1. From the Nothingness with Love 1:16
2. Cancer Culture 4:08
3. Just a Cigarette 3:57
4. No Cure 3:26
5. Hello Death (feat. Tatiana Shmailyuk of Jinjer) 4:54
6. Iconoclast (feat. Robb Flynn of Machine Head) 4:49
7. Suicidal Space Programme 4:58
8. Locked 1:16
9. Hours as Battlegrounds 3:58
10. Last Supper 4:22
Rafał 'Rasta' Piotrowski - vocals
Wacław 'Vogg' Kiełtyka - guitars
James Stewart - drums
Paweł Pasek - bass
https://www.youtube.com/watch?v=IG5nXhGptj4
'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury,
Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury'
CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING.
SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!
|