...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
..::OPIS::..
Próżno szukać tutaj przebłysków nadziei i jaśniejszych punktów programu, może takim mógłby być “Falling” z kapitalnym przejściem w finale, ale przecież pozostaje tekst, jak zwykle niezbyt optymistyczny. Pukusiłbym się o zestawienie “Headache” i “Jolly New Songs” analogicznie do “Kid A” i “Amnesiac” Radiohead. Nie o przełom i stylistykę rzecz jasna chodzi, ale o bliskie sobie wątki, które na kolejną płytę przenieśli Brytyjczycy i z którymi podobnie robi Trupa Trupa. Fakt, tytułowe „jolly songs” na czwartej płycie są może i bardziej spójne czy piosenkowe, ale często własnie w momencie, kiedy od nich czegoś oczekujemy, zmieniają się i zaskakują. Nie ma tutaj psychodelicznych szaleństw jak na Headache, jest za to dość jednostajny i spokojny nastrój. “Never Leave It All” czy “Love Supreme” kapitalnie go podkreślają, kiedy z tej monotonii wysuwa się coś wibrującego, wyłaniającego jak powtarzalne słowa czy snująca się w tle gitara elektryczna. Rzężące gitary są tutaj bliskie post-rockowym zapędom, ale bez niepotrzebnych i przemęczonych już dawno emocjonalnych uniesień; więcej tu muzycznych repetycji czy beatlesowskich zaśpiewek. Trupa Trupa w gitarowy okiełznany tutaj jazgot wprowadza poetycką lirykę i dozę subtelności. Nie jest już tak cyrkowa jak na “++”, raczej stawia na łączenie potęgi dorobku rock’n’rolla z dozą subtelności i delikatności. Nie zawsze wychodzą z tego przeboje skrojone na radio, ale często refleksyjne kompozycje z przemyślaną warstwą instrumentalną i dopracowanym – po raz kolejny przez Michała Kupicza – brzmieniem. Ta nietypowość i nieoczywistość jest być może tym, co ujmuje krytyków zza granicy w muzyce Trupy Trupa; zespół nie popada w rockowy czy shoegaze’owy banał, jednocześnie nie sili się na przyswajalność dla masowego słuchacza. Jest w tym wyraźny sygnał dążenia do własnej muzycznej wrażliwości i nieustępliwość w kreowaniu języka. Kwartet robi to coraz skuteczniej i oby ten progres trwał dalej.
Jakub Knera
Recenzję poprzedniej płyty gdańszczan „Headache” z 2015 roku podsumowałem w ten oto sposób: „Myślę, że Trupa Trupa pokaże swoje prawdziwe oblicze na kolejnym krążku, oby nie idąc po trupach… Obecnie grupa przechodzi swoisty proces: odrzuca, neguje, podważa pewne schematy, zrzuca z siebie ograniczenia i konsekwentnie rozbija stylistyczne bariery”. Nie chcę przypisywać sobie jakichś proroczych zdolności – nawet nie mam zamiaru aspirować do pełnienia takiej funkcji na rzecz opisywanej przeze mnie tu, i gdziekolwiek indziej, muzyki, ale koniec końców, tak się właśnie stało. Gdański zespół złożony z czterech niezwykle utalentowanych dżentelmenów: Grzegorz Kwiatkowski (gitara, wokal), Wojciech Juchniewicz (bas, gitara, wokal), Rafał Wojczal (instrumenty klawiszowe, gitara) i Tomek Pawluczuk (perkusja), odczytał moje intencje. Czuję w kościach, ale nie prorokuję, że chłopaki nagrali album, do którego będę wracał po latach nie tylko ja, ale też ci, którzy cenią sobie oryginalność utkaną z gitarowych brzmień, a to nie jest częstym zjawiskiem we współczesnej muzyce.
Właściwie mógłbym zakończyć ten tekst na powyższych słowach, gdyż są takie płyty, jak choćby „Jolly New Song”, którym nie są potrzebne dodatki w postaci relacji z przebiegu procesu nagrywania, z kim muzycy nawiązali kontakty, ile nocy nie przespali w trakcie realizacji, czy ile pękło strun i porwało się naciągów po drodze. Jedno jest pewne, że dawno nie mieliśmy na polskim rynku fonograficznym, tak docenionej na świecie formacji, jak Trupa Trupa. Krążkiem „Headache” wryli się w pamięci zachodniego odbiorcy. „Jolly New Song” z kolei ten proces pogłębił i utrwalił, a być może przekonał nieprzekonanych do ich muzyki.
Żeby nie być gołosłownym odnośnie zainteresowania twórczością kwartetu poza naszymi granicami, podeprę się faktem, iż amerykańska stacja radiowa KEXP już na etapie singlowego nagrania „To Me” (miał premierę 1 września), do którego znakomite wideo nakręcił Benjamin Finger (od kilku lat opisuję jego muzykę na Nowej Muzyce), zachwyciła się muzyką Trupy Trupy, pisząc: „Their 2015 release „Headache” has very strong song writing and seems to be carrying that strength over to singles we’ve heard from their upcoming record Jolly New Songs due out later this year. Definitely watch out for these guys.”
Można oczywiście pójść w zbanalizowany słowotok słyszanych inspiracji w poszczególnych kompozycjach na „Jolly New Song”. Pewnie każdy z nas mógłby podać wiele takich przykładów, ale tym razem oszczędzę sobie i wam takowej wyliczanki, poza jedną uwagą – być może mniej oczywistą niż wymienienie Sonic Youth czy My Bloody Valentine. Ciekawych skojarzeń doznałem przy utworze „Love Supreme”, w którym brzmienie pulsującego z odpowiednią dramaturgią melotronu, poprowadziło mnie do „Symphonic Holocaust”, jedynego wydawnictwa muzyków szwedzkich grup Anekdoten i Landberk, stworzonego pod szyldem Morte Macabre. Znalazły się na nim autorskie wersje fragmentów ścieżek dźwiękowych do takich filmów jak: „Dziecko Rosemary”, czy włosko-kolumbijskiego horroru kanibalistycznego z lat 80., pt. „Nadzy i rozszarpani”. Pięknie się to wszystko zgrywa: Trupa Trupa na planie gore horroru!
Tak się składa, że opisuję muzykę Trupy Trupy od pierwszych ich wydawnictw (tu razem o „LP i „++”), obserwowanie rozwoju u tych artystów jest wyjątkowym doświadczeniem. Z drugiej strony miałem też możliwość bycia blisko powstawania „Jolly New Song”. Patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego, chłopaki definitywnie wyzbyli się inspiracyjnych ciągot z The Doors i The Beatles, co mnie bardzo cieszy, szczególnie w przypadku nawiązań do „supergrupy” z Liverpoolu. Zestawianie „LP i „++” z „Jolly New Song”, to jak porównywanie smartfona z telegrafem. Ponadplanetarne brzmienie nowych kompozycji jest czymś na kształt skoku technologicznego. Trupa Trupa uruchomiła proces z trwałą warstwą ochronną przed upływającym czasem.
Łukasz Komła
Mimo wciąż rosnącego zainteresowania polską muzyką na zachodzie, rzadko kto może pochwalić się uznaniem samego Sashy Frare-Jonesa, papieża dziennikarstwa muzycznego piszącego dla LA Times, czy NY Times. Namaszczeni pochlebstwami amerykanina członkowie gdańskiej Trupy Trupa oczekują premiery swojego nowego albumu „Jolly New Songs”, który zweryfikuje zachwyty i zaufanie jakim obdarzyły grupę zagraniczne i rodzime media.
Marzenie o międzynarodowym sukcesie polskiej muzyki rozrywkowej, wciąż pozostaje jedynie pobożnym życzeniem rodzimych krytyków i publiczności. Rozpoznawalność i rzesze wiernych fanów, którymi mogą poszczycić się polskie kapele metalowe; uznanie, czy zagraniczne kontrakty dla twórców alternatywnych, to wszystko często pozostaje poza zasięgiem większości rodzimych twórców. Z kolei aby zobrazować jak wsobnymi ścieżkami kroczy zainteresowanie polskimi wykonawcami zagranicą wystarczy sięgnąć po ubiegłoroczne zestawienie Spotify. Grupie artystów złożonych z eksportowych metalowców (Behemoth, Vader, Decapitated) i prog-rockowców (Riverside); kompozytorów muzyki filmowej i teatralnej (Preisner, Korzeniowski); Michała Szpaka (udział w Eurowizji); Orkiestry Polskiego Radia i housowego duetu Loui & Scibi (jak mniemam anonimowego dla większości dziennikarzy muzycznych w Polsce) przewodzi Marcin Przybyłowicz twórca muzyki … do gry „Wiedźmin 3. Dziki Gon”. Nie ma na liście ani Brodki, ani Kuby Ziołka, którymi ostatnio najchętniej chcielibyśmy zabłysnąć na zachodzie.
Kolejnym pretendentem do bycia zagranicznym ambasadorem polskiej muzyki jest gdański kwartet Trupa Trupa (Grzegorz Kwiatkowski - głos i gitara; Wojciech Juchniewicz - głos, bas, gitara; Rafał Wojczal - klawisze, gitara; Tomasz Pawluczuk - bębny). Zespół ma na to mocne papiery. W rocznym podsumowaniu 2015 roku, Sasha Frere-Jones, jeden z najbardziej wpływowych dziennikarzy muzycznych za oceanem, wymienił Trupę jako jeden z najciekawszych obecnie rockowych zespołów na świecie. Pod wrażeniem wydanej w 2015 płyty (zagraniczna reedycja odbyła się we francuskiej Ici d'ailleurs i brytyjskiej Blue Tapes and X-Ray Records) byli również m.in. dziennikarze opiniotwórczego portalu The Quietus (mocno zorientowanego w polskiej scenie alternatywnej), którzy określili „Headache” pierwszym prawdziwym momentem świetności grupy.
Trzecia w dyskografii i zarazem przełomowa dla Trupy Trupa płyta „Headache” ukazała się w 2015 roku. Jej zawartość to studium bólu i cierpienia. Katartyczny seans; traumatyczny i oczyszczający zarazem. Muzyka kojąca melodyjnymi zwrotkami i krzycząca gitarową furią w refrenach. Rewolucyjna w stosunku do poprzedników („LP” z 2011. „++” z 2013) wartość tej płyty jest w po części zasługą koncepcji brzmieniowej, o którą zadbał znakomity producent i realizator dźwięku Michał Kupicz - ojciec chrzestny polskiej muzyki alternatywnej. Ocieplenie instrumentów, zmniejszenie rozpiętości tonalnej materiału, czy zagęszczenie ścieżek, sprawiło, że psychodeliczne, gitarowe kompozycje zostały natchnione mglistą, opiumową aurą i zamknięte w ciasnej, klaustrofobicznej przestrzeni. Linie melodyczne poczęły stroszyć się i fałdować, konfrontując słuchacza z wizją rozpadu i emocjonalnego rozbicia. Wreszcie nastrój stał się w pełni kompatybilny z treścią utworów.
Pohlebne opinie o „Headache” pozbawiły Trupę Trupa komfortu anonimowosci. Nowy album zespołu, którego międzynarodowa premiera (kooperacja Ici d'ailleurs z Blue Tapes and X-Ray Records) już jutro, zjawia się w atmosferze oczekiwania na artystyczny sukces, sięgający dalej niż lokalny obieg. Nadejście „Jolly New Songs” anonsowała legendarna alternatywna stacja radiowa KEXP ze Stanów Zjednoczonych, jak i brytyjski portal The Quietus. To pierwszy w dyskografii zespołu album, na którym musi się on zmierzyć z ciężarem oczekiwań, zweryfikować swoją wartość i udźwignąć ciężar dotychczasowych pochwał.
„Jolly New Songs” podąża śladem wytyczonym przez „Headache”. Zarówno jeśli chodzi o brzmienie (po raz kolejny znakomita praca Michała Kupicza) jak i dramaturgię. To muzyka z pozoru anemiczna, zanurzona w melancholii i poczuciu rezygnacji. Jednak pod tą zewnętrzną skorupą buzują emocje, co i rusz manifestowane mocnymi spiętrzeniami i jazgoczącymi ścianami gitarowego zgiełku. W warstwie estetycznej spotykają się tu inspiracje, które od lat przewijają się w dyskografii Trupy. Jednak dopiero na „Jolly New Songs” uzyskują, najdojrzalszą i najbardziej wyrafinowaną formę. Usłyszymy tu historię muzyki rockowej w pigułce; grunge'ową posępność; gitarową psychodelię, hipnotyczne repetycje, post-rockową melancholię a'la Radiohead i „beatlesowskie” akordy, na których oparte zostały linie melodyczne piosenek. Dramaturgia albumu jest oparta na wyrazistych kontrastach między wyciszeniami, a erupcjami hałasu. Minimalistyczne ballady znajdują swe zwieńczenie w pełnokrwistych, hymnicznych crescendach. Z jednej strony zostajemy ogłuszeni ekspresyjnymi kulminacjami, z drugiej zahipnotyzowani melodyką piosenek i melancholią tkwiącą w głosach wokalistów (Kwiatkowski, Juchniewicz). Vintage-rockowa stylistyka, pobudzana wrzawą kulminacji, jest również doskonałym punktem wyjścia dla energetycznych i transowych występów grupy.
Na „Jolly New Songs” zespół stanowczo ograniczył charakterystyczny dla swojego wcześniejszego repertuaru element groteski. Tak eksponowany dotąd cyrkowo- karnawałowy klimat piosenek, o którym w wywiadzie dla Popup Music Kwiatkowski mówił: „Połączenie ciemności z wesołą melodią dla mnie brzmi cyrkowo, ale jeszcze mroczniej, ohydnej, przewrotnie.” – znikł przygnieciony ciężarem posępności. Wspomnienie o „brechtowsko-weilowskim” charakterze twórczości Trupy Trupa, na nowym albumie możemy odnaleźć, jedynie w ironicznym „Only Good Weather”, w balladzie „Coffin”, czy też przewrotnym tytule płyty.
Nastrój odrealnienia i odrętwienia dojmująco charakteryzuje ten anty-przebojowy repertuar. Podobnie rzecz ma się z tekstami piosenek. Te, pełne są lakoniczności, niedopowiedzeń, otwarte na osobistą interpretację. Nastrojem i konstrukcją nawiązują do poetyckiej twórczości Kwiatkowskiego, autora kilku tomików wierszy m.in. cyklu „Powinni się nie narodzić”. Słowa piosenek „Jolly New Songs” owiane są posępnym całunem zadumy, marazmu, wewnętrznego niepokoju. W nuconych półgłosem słowach; podobnie jak w tych deklamowanych oskarżycielskim tonem; wykrzykiwanych z bezsilności i gniewu, oraz w tych cedzonych niczym mantra, kryje się głównie mrok. Towarzyszy mu poczucie krzywdy („Never forget”) i utknięcia w mentalnym i emocjonalnym klinczu („Jolly New Song”). Miłość zaś, jest tu uczuciem hipnotycznym, dziwnie skrzywionym, graniczącym z obłędem. Stanem bliższym apatii, niż egzaltacji („Love Supreme”). Turpizm podąża w parze z groteską („Coffin”). Zaś deklaracja wiary zmienia się w manifest pychy („None of Us”).
W przypadku „Jolly New Songs” mamy do czynienia z albumem, na którym muzycy dobrze odrobili swoją pracę, doszlifowując fundament „Headache” i wzmacniając jego stropy. Zasłużone laury krytyki nad poprzednią płytą sprawiły jednak, że zespół wybrał wariant bezpieczny, proponując choć udany, to jednak suplement sprawdzonego uprzednio materiału. Jedyne zatem czego mi na „Jolly New Songs” zabrakło, to podjęcia większego artystycznego ryzyka. Cechowałoby ono zespół wybitny, a z pewnością Trupa Trupa do bycia takowym ma zarówno pretensje, jak i predyspozycje. Wierzę jednak, że długo na ten wybitny album nie będzie trzeba czekać.
Trupa Trupa jest zespołem niemal statutowo any-przebojowym (urywane kulminacje, liczne zmiany dramaturgi, stronienie od chwytliwych refrenów), a jego muzyka znajduje się poza relacjami, które mogłyby łączyć ją z rozrywkowym mainstreamem. Jednocześnie nie można odmówić grupie udanych, wpadających w ucho piosenek, oraz wykonawczej charyzmy i rozmachu. Jakie zatem szanse na artystyczny sukces i zagraniczne docenienie mają gdańszczanie? Po pierwsze; mocny materiał. Po drugie; solidni wydawcy gwarantujący szeroką dystrybucję i skuteczny marketing. Po trzecie; przychylność ze strony krytyków i mediów. Pierwsze recenzje ze świata (tu i tu) wskazują, że będzie dobrze. Tego też muzykom gdańskiej formacji życzę z całego serca, bo sami, ciężką pracą u podstaw zapracowali sobie na uznanie słuchaczy i krytyków.
Raz uchem raz okiem
Jeśli wierzyć w rzeczywistość jaką kreuje w swoim tekście dla Dwutygodnika Bartosz Sadulski, Trupa Trupa to najagresywniejszy PR-owo polski zespół, zasypujący mailami skrzynki nie tylko polskich, ale i zagranicznych, muzycznych portali. A właściwie głównie zagranicznych, bo jak również z tekstu wynika, dla formacji dowodzonej przez Grzegorza Kwiatkowskiego sukces w tym antyludzkim państwie to sprawa drugorzędna, ważniejszy wydaje się poklask na Zachodzie. Tu na Porcys z jakimś szczególnym mailowym terrorem ze strony TT się nie spotkaliśmy, ale krótki research w tej sprawie potwierdza tę metodę gdańskiej grupy, choć to oczywiście żaden grzech. Za to kwestia zażyłości zespołu z zagranicą wydaje się w przypadku Trupy kluczowa. Na ich oficjalnej stronie w zakładce "o zespole" przeczytamy piętnaście wycinków z recek, w których polskich piszących nie uświadczymy. Mamy za to Pitchforka, Quietusa, czy Tiny Mix Tapes, ze sztandarowym kwiatkiem Rona Harta o singlu "To Me", który brzmi według niego jak "Beach Boys' Surf's Up crashing into MBV's Loveless". Zweryfikować to możecie pod ostatnim indeksem na najnowszym wydawnictwie Trupy, najlepiej w pozycji siedzącej. Idąc tym tokiem myślenia, na "Coffin" kryje się melancholia Clientele, "Falling" to nowofalowe próby Preoccupations, a w "Leave It All" chłopaki wskrzeszają ducha Morrisona. Wszystko to pewnie w jakichś dwóch promilach prawda, której odbiór leniwym recenzentom ułatwia fakt, że polski zespół miast szukać własnego języka, z lepszym lub gorszym skutkiem stylizuje się na swoje zaoceaniczne inspiracje.
S.Kuczok
..::TRACK-LIST::..
1. Against Breaking Heart Of A Breaking Heart Beauty 4:03
2. Coffin 4:29
3. Falling 2:47
4. Mist 3:55
5. Jolly New Song 4:48
6. Leave It All 7:43
7. Love Supreme 3:37
8. Never Forget 4:26
9. None Of Us 4:06
10. Only Good Weather 5:43
11. To Me 3:44
Recorded in 2016/2017 at Dickie Dreams Studio in Gdańsk, Poland
..::OBSADA::..
Bass, Guitar, Vocals - Wojciech Juchniewicz
Drums - Tomek Pawluczuk
Guitar, Vocals - Grzegorz Kwiatkowski
Keyboards, Guitar - Rafał Wojczal
https://www.youtube.com/watch?v=bf1fZvBM4bQ
Ponieważ wiem, iż bywają problemy z pobraniem moich wstawek bardzo proszę osoby, którym się to udało o udostępnianie innym użytkownikom.
Nie zachowujcie się jak pisowsko-konfederackie ścierwa...
Przekaz POLSKI, nie lewacki... ***** *** i konfederacje!!!
W 1989 roku dostaliśmy ogromną szansę wyjścia z ruskiej dupy... Nie dajmy się znowu tam wcisnąć!!!
SEED 15:00-22:00.
POLECAM!!!
|