Best-Torrents.com




Discord
Muzyka / Death Metal
SADIST - SOMETHING TO PIERCE (2025) [WMA] [FALLEN ANGEL]


Dodał: Fallen_Angel
Data dodania:
2025-04-25 19:39:19
Rozmiar: 348.38 MB
Ostat. aktualizacja:
2025-04-25 19:39:19
Seedów: 0
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI


..::OPIS::..

Od samego początku darzyłem szacunkiem i sympatią włoski Sadist. To właśnie między innymi oni nauczyli mnie słuchać muzyki i ją doceniać. Od czasu wydania debiutu Above The Light inaczej już patrzę na death metal – już 32 lata. Na tamte czasy twórczość Włochów była nie byle eksperymentem i znacznie różniła się od typowego, krwistego, śmierdzącego trupem death metalu. Oprócz dzikich wrzasków, histerycznego growlu i zakręconej muzyki czuć było niemalże kosmos, a dźwięki Sadist dryfowały gdzieś pośród planetoid i wykraczały poza przyjęty już, jak myślałem wówczas, schemat.

I nic się nie zmieniło. Sadist to dla mnie cały czas zagadka, ale porywa mnie przy okazji każdej kolejnej płyty. Na Something To Pierce także cały czas coś się dzieje. Nie ma tu nawet minuty, która nudzi. Liczne zmiany tempa, niespodziewane wariacje muzyczne i to brzmienie basu uciekające gdzieś w bok i żyjącego własnym życiem. Bliskowschodnie inklinacje świetnie współbrzmiące z death metalowym sznytem, przeplatane kosmicznymi wstawkami, wyjęte niczym z fantazji Terry’ego Pratchetta, jak choćby w Nove Strade czy w niesamowitym kawałku o jakże wymownym tytule, The Best Part Is The Brain. Czysta magia.

Mimo upływu lat mózg zespołu, Tommy Talamanca, potrafi zaskoczyć nawet i teraz, a jego muzyka wcale się nie starzeje, tylko wchodzi na zupełnie nowe poziomy ludzkiej percepcji. Nadworny wokal Trevora Nadira od czasów genialnego, choć niedocenianego Crust, wciąż ryczy równie mocno, jak prawie 30 lat temu. Reszta to tylko uzupełnienie składu, bo tych dwóch panów nadaje ton i kształt Something To Pierce. Nawet zamykający płytę instrumentalny Resprium to zjawisko samo w sobie. Progresywny death metal to zdecydowanie zbyt ubogie określenie tego, co serwuje nam Sadist. To poplątanie z pomieszaniem, ale w konsekwentny i zamierzony sposób. To uporządkowany chaos od samego początku, aż do ostatniej minuty.

Jestem pewien, że znajdą się sceptycy, którym ta muzyka może nie przypaść do gustu, ale nawet oni muszą stwierdzić, że Sadist, to od lat zjawisko, obok którego nie można przejść obojętnie. Owszem, mieli swoje wzloty, jak w przypadku Sadist i Seasons In Silence, ale też upadki, jak dość miałki w perspektywie całej twórczości Lego. Trzeba im jednak przyznać, że cały czas trzymają fason i nawet w tym dziesiątym w dyskografii albumie słychać zdecydowanie i konsekwencję w obranym kierunku.

Jestem dumny, że to właśnie polska Agonia Records od kilku lat jest ich wydawcą i wbrew przeciwnościom losu znakomicie ich promuje. Nowy album to znakomity moment, żeby zrobić muzyczną retrospekcją Sadist. I tak też uczynię, do czego i Was namawiam.

Adam Pilachowski


Sadist właśnie dobił do płyty nr 10. Zważywszy na stylistykę, w jakiej Włosi się poruszają i ile w niej nierozerwalnie trwają jest to bardzo dobry wynik i należą im się szczere gratulacje. Skłamałbym jednak twierdząc, że dziesiątki wyczekiwałem z wielką niecierpliwością, gdyż - tak się jakoś dziwnie i ciekawie składa - poprzedni album "Firescorched" wciąż uważam za stosunkowo nową płytę i dalej nie zdążyłem się nią odpowiednio nasycić. Nadal również uważam, że utwory z tamtego krążka zawierają wiele wspaniałych patentów, bez względu na ich trochę płaską produkcję i straszaka na okładce. Tommy'emu Talamance i Trevorowi Nadirowi (bo to oni teraz tu przewodzą) najwidoczniej w dalszym ciągu pomysły dopisywały, a kolejne zmiany w składzie nie stanowiły żadnego wyzwania, bo ów "Something To Pierce" wydany został tylko trzy lata po dziewiątce. I znów, biorąc pod uwagę styl, w jakim Włosi się obracają, powinien być to tym większy dowód na ile zespół jest pracowity oraz głodny rozwijania swojego progresywnego death metalu.
Nie wspomniałem tylko, że od czasu reaktywacji z 2005 roku, Włochom z Sadist zdarzały się płyty zarówno rewelacyjne, mistrzowsko łączące technikę, progresję i death metal, jak i wyraźnie słabsze, do których kompletnie nie chce się wracać. Do tego drugiego grona niestety dołącza "Something To Pierce", który tuż obok "Hyaena" i "Spellbound" jawi się jako jedna z najmniej interesujących pozycji w dorobku grupy od czasu jej powrotu na scenę. Nie to żeby Włosi nagrali gniota, bo ten nadarzył się już wieki temu i mało kto o nim pamięta, że położył kres kapeli na 4 lata. Źle na "Something..." oczywiście nie jest, od razu słychać kto gra i da się znaleźć charakterystyczne dla Sadist patenty, aczkolwiek o rewelacji również nie ma tutaj mowy. Na dziesiątym albumie tejże włoskiej ekipy znalazło się dużo bajecznej techniki oraz znakomitego, kiczowato-upiornego klimatu, ale zabrakło większości tym numerom wyrazistości. Krążka słucha się jeden, drugi, piąty raz, często towarzyszy mu odczucie z cyklu hmm, gdzieś już to słyszałem (precyzując - na poprzednich albumach), a mnie do głowy wbiły się może z dwa utwory (w dodatku singlowe) oraz kilka losowych motywów rozsianych w pozostałych, które majestatem nawiązują do nadmienianych lepszych płyt.

Żeby nie było, że ja tu tylko jak typowy Polak narzekam, to podkreślę również co mi się na "Something To Pierce" podoba - wszak plusów z lupą nie trzeba się na tym wydawnictwie specjalnie doszukiwać. Świetna jest produkcja, która nareszcie zyskała masywną, tłustą oprawę, a płaski dźwięk z "Firescorched" zanikł całkowicie. Nowa, odmłodzona sekcja rytmiczna w osobach Davide'a Piccolo oraz Giorgia Piva sprawuje się bez zarzutu i udanie kontynuuje styl zaczęty przez poprzedników (znajdą się więc blasty, łamańce i aktywnie pracujący bezprogowy bas). Fajna jest też okładka, przy której widać, że komuś zależało, by wykonać coś co przyciągnie wzrok i nawiązującego do początku lat dziewięćdziesiątych. Pytanie tylko czy w kontekście atutów krążka, kwestie związane z oprawą graficzną są jakkolwiek istotne. W końcu, głównie temat rozbija się tu o muzykę.

A z tą - jak już mówiłem - jest bardzo różnie. Najlepsze wrażenia w programie "Something To Pierce" wywołują wspomniane "No Feast For Flies" i tytułowiec. To taki Sadist w pigułce, z charakterystyczną techniką, klimatem oraz rzygająco-stękającymi wokalami, a zarazem wydanie Włochów bardziej do ludzi, z silnie zaznaczoną melodią, przejrzystszymi schematami oraz nieco prostszymi riffami (pobrzmiewa w nich duch "Crust"). Generalnie, jest w tych dwóch utworach zaczepność i motywy, które przekładają się na pewną hitonośność. Reszta kawałków już nie wzbudza tak jednoznacznych odczuć. Co prawda, podobać się może "Deprived" ze swoimi orientalnymi dodatkami (i pomimo dziwnego wzdychania na początku) oraz szybszy i z niezłym przełamaniem dynamiki w środku "One Shot Closer", aczkolwiek w nich również znalazło się trochę rozwiązań na skróty, przez które utwór potrafi wygasnąć przedwcześnie - a to ogólny problem "Something To Pierce". Są też średniaki, z których mało co wynika, brzmiących zbyt bezpiecznie jak na ten zespół, pokroju "The Best Part Is The Brain", "Dume Kike", "Kill Devour Dissect" (z wciśniętym na siłę damskim wokalem) czy "The Sun God". Ma się wrażenie, że umieszczono je na krążku, by zawartość materiału nadawała się do określenia go mianem longplaya, a samej treści to tam tyle co mięsa w parówkach.

Z przykrością muszę zatem stwierdzić, że jako wieloletni fan Sadist nie zapałałem miłością do "Something To Pierce". Nie jest to najgorszy krążek Włochów, znalazły się na nim markowe patenty i błyskawicznie słychać kto odpowiada za te kompozycje, ale całości brakuje polotu, znacznie większej ilości ozdobników oraz bardziej wciągającego klimatu. Słuchając "Something..." mam po prostu nieodparte wrażenie, że w moich słuchawkach leci współcześnie brzmiący Sadist, ale w wersji wyraźnie okrojonej.

Trochę Subiektywizmu


Following the well-received "Firescorched" released in 2022, the new album "Something To Pierce" promises to be even more aggressive, both musically and lyrically. The band's tenth outing is a bold combination of technique, aggression and experimentation; in short, "another step towards defining a unique musical style that you can either love... or hate," comments the band's founder, Tommy Talamanca. "Like it or not, nobody sounds like Sadist!"

"Something To Pierce" was recorded, mixed and mastered by Tommy Talamanca at Nadir Music Studios in Genoa, Italy. The cover art was created by Andreas Christanetoff of Armaada Art (Aborted).

Sadist formed in the early nineties in Genoa, northwestern Italy. They were ahead of their time, being one of the first to introduce progressive elements into death metal. He developed his own style, present on albums such as "Above The Light" (1993 debut). After a five-year break (2000-2005), the band returned to the proven formula of epic prog-death with elements of jazz music and Middle Eastern influences.

Sadist has performed alongside cult bands such as Iron Maiden, Megadeth, Slayer and Motorhead. He has also performed at numerous metal festivals, including Wacken, Gods Of Metal and Hellfest. In 2023 alone, he shared the stage with Samael, Pantera, Dark Tranquility and Sepultura; while also working on a new album. Among the band's recent performances are Prog Power Europe and Corpsorate Death Fest, which took place in late 2024.



Sadist has just reached album no. 10. Considering how long the Italians have been inseparably present in it, this is a very good result and they deserve sincere congratulations. However, I would be lying if I said that I was waiting impatiently for this album, because - as it happens, strangely and interestingly - I still consider the previous album "Firescorched" to be a relatively new album and I still haven't had time to get properly saturated with it. I also still think that the songs from that album contain many great patterns, regardless of their somewhat flat production and the crap cover art. Tommy Talamanca and Trevor Nadir (because they are the ones who lead here now) clearly still had ideas, and subsequent changes in the line-up did not pose any decline, because "Something To Pierce" was released only three years after the "Firescorched". Again, considering the style the Italians are known for, this should be the great proof of how hardworking and hungry the band is to develop their progressive death metal.

I didn't mention that since their 2005 reunion, Sadist have had some sensational albums, masterfully combining technique, progression and death metal, as well as some clearly weaker ones, which you don't want to come back to at all. Unfortunately, "Something To Pierce" joins the latter group, which, right next to "Hyaena" and "Spellbound", seems to be one of the least interesting albums in the band's discography since its return to the scene. It's not that the Italians recorded an embarrassing album, because that one happened ages ago and few people remember that it put an end to the band for 4 years. Of course, "Something..." is not bad, you can hear who's playing right away and you can find some of the patterns characteristic of Sadist, although there's no talk of a revelation here either. The tenth album of this Italian band features a lot of fabulous technique and an excellent, kitschy-spooky atmosphere, but most of these tracks lacked expressiveness. You listen to the album once, twice, fifth time, often accompanied by the feeling that I've heard it somewhere before (to be precise - on previous albums), and maybe two songs (of course singles) and a few random motifs scattered throughout the rest, which refer with their majesty to the better albums mentioned above, stuck in my head.

Just so it's not like I'm just complaining like a typical Pole, I'll also emphasize what I like about "Something To Pierce" - after all, you don't have to look for any advantages with a magnifying glass on this release. The production is great, which has finally gained a massive, fatty sound, and the flat sound from "Firescorched" has completely disappeared. The new, rejuvenated rhythm section in the persons of Davide Piccolo and Giorgio Piva performs flawlessly and successfully continues the style started by their predecessors (so there are blast beats, technical twists and an actively working fretless bass). The cover art is also cool, with which you can see that someone wanted to make something that would catch the eye and refer to the early nineties. The only question is whether in the context of the advantages of the album, issues related to the graphic design are at all important. After all, the main topic here is the music.

And with this - as I said - it's not always rosy. The best impressions on the "Something To Pierce" are caused by the aforementioned "No Feast For Flies" and the title track. It's a kind of Sadist in a nutshell, with a characteristic technique, atmosphere and puking-groaning vocals, and at the same time a version of the Italians more to ordinary listeners, with a strongly marked melody, clearer structures and slightly simpler riffs (the spirit of "Crust" resonates in them). Generally, there is a sensible catchiness and motifs in these two songs, which come into a some kind of a prog-death hits. The rest of the songs do not evoke such unambiguous feelings. Okay, one may like "Deprived" with its oriental additions (and despite the strange sighing at the beginning) and the faster one with a good break in dynamics in the middle of "One Shot Closer", although they also found some shortcut solutions, because of which the song can fade out prematurely - and this is the general problem of "Something To Pierce". There are also average ones, which don't really make much sense, sounding too safe for this band, like "The Best Part Is The Brain", "Dume Kike", "Kill Devour Dissect" (with a redundant female vocal) or "The Sun God". You get the impression that they were put on the album so that the content of the material could be called an lp.

I regret to say that as a long-time Sadist fan, but "Something To Pierce" didn't knock me off. It's not the Italians' worst album, it has some trademark patterns and you can hear who's responsible for these compositions right away, but the whole thing lacks power, a lot more ornaments and a more engaging atmosphere. When I listen to "Something..." I simply have the strange impression that the modern-sounding Sadist is playing in my headphones, but in a beginner version.

Trochę Subiektywizmu



..::TRACK-LIST::..

1. Something to Pierce
2. Deprived
3. No Feast for Flies
4. Kill Devour Dissect
5. The Sun God
6. Dume Kike
7. One Shot Closer
8. The Best Part is the Brain
9. Nove Strade
10. Respirium (instrumental)

11. Latex Hood (CD bonus)
12. The Unsmiling Windows (CD bonus)



..::OBSADA::..

Bass Davide Piccolo
Drums - Giorgio Piva
Guitar [Guitars], Keyboards - Tommy Talamanca
Lead Vocals - Trevor
Percussion [Percussions By] - Oinos
Vocals [Female Vocals By] - Gloria Rossi



https://www.youtube.com/watch?v=FZmcilkXuEc



SEED 15:00-22:00.
POLECAM!!!

Komentarze są widoczne tylko dla osób zalogowanych!

Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.

Copyright © 2025 Best-Torrents.com