...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI
..::OPIS::..
Z tego, co się orientuję, to nazwa Tetragrammacide i ich najnowsze dzieło zatytułowane „Primal Incinerators of Moral Matrix” przewinęło się przez niejedno podsumowanie roku 2017. I nie jest to bezpodstawne, bo to, jaką płytę odjebało tych trzech typów, to ja nawet nie…
Myślę, że szczęka niejednemu opadła na wieść, że goście są z Indii. Co, jak co, ale ten kraj nie słynie raczej z metalu. Tym bardzo TAKIEGO metalu. Ale jak pokazuje choćby taki Genocide Shrine z Sri Lanki czy Impiety z Singapuru: chuj z tego, że mieszkasz w chatce z bambusa pod palmą, jak masz diabła w sercu, to nakurwiasz solidny metal. I taki właśnie metal znajdziemy na „Primal Incinerators of Moral Matrix”. Albo nawet i coś więcej. Ta płyta to prawie 40 minut istnego sonicznego terroru. Kurwa, ta muzyka nie zwalnia nawet na sekundę. Przez cały czas jesteśmy okładani, szarpani, kopani. Jedyne momenty wytchnienia, to te, krótkie przerwy między utworami. Poza tym mamy cały czas jazdę w ekstremalnie szybkich tempach. Bez zwalniania, bez kompromisu, beż żadnej litości. Jedyne skojarzenia, jakie mam przy tej płycie to genialny Teitanblood. Tak, jak kruszyli moją czaszkę Włosi swoim znakomitym „Death”, tak Tetragrammacide maltretuje moje małżowiny uszne, co sprawia mi nieukrywaną przyjemność. Jeśli jeszcze nie słyszeliście „Primal Incinerators of Moral Matrix”, to czas najwyższy to zmienić.
Ta płyta jest wybitna, nie pozostawia po sobie nic... Totalna zagłada i dźwiękowa anihilacja. Apokalipsa.... I kolesie kurwa są z Indii...
Pathologist
Wyobraźcie sobie najgorszą możliwą produkcję i pomnóżcie przez nieprzeniknioną ścianę noisu, podnosząc pulsacyjne przesterowania do kwadratu. Tak brzmiało Tetragrammacide przez pierwsze pięć lat działalności. To skrajne podejście zapewniło Hindusom skromne, acz oddane grono zwolenników. Była to muzyka wyłącznie dla najtwardszych głów, chełpiących się nieugiętą wolą wobec nieustającej presji.
Te pierwsze wydawnictwa są tak złe, że aż hipnotyzujące. Brak tu niemal rozróżnialnych dźwięków gitar, ukrytych gdzieś pośród blitzkriegu hałasu i nieludzkich częstotliwości. Zamiast podwójnej stopy słychać jedynie kolejne taczki z gruzem, wsypywane do rowu bielonego wzbijanym w powietrze znad truchła ludzkości wapnem.
Jednak grupa - od wydania w 2015 roku splita i EP-ki - przeformowała się.
Dawny gitarzysta - Radiationalist - nie czuł się widocznie dobrze, będąc przytłoczony murem hałasu. Zasiadł więc za perkusją, przybierając miano Uragnostic Eliminatora, zapewne na cześć starożytnego miasta Ur, miasta biblijnego Abrahama, ojca religii oddających cześć i chwałę czterem literom, tetragrammatonowi JHVH.
Gitarowe obowiązki dawnego bębniarza przejął - trzeba powiedzieć, ze świetnym skutkiem - Rosjanin S(d)S(t), co można też odczytywać jako Sadist. Zapewne dzięki jego pomocy, debiutancki album adekwatnie zmiksowano i zmasterowano w rosyjskim Nuclear Phoenix Studio, o jakże odpowiedniej dla składanej tam rozprawy teologicznej nazwie.
Na wokalu pozostał gentleman o ksywie Martial Opium, który nawiązał kontakt z wenezuelskim artystą o nazwisku Bryan Maita, parającym się rysowniczą ścieżką okultyzmu.
Po licznych rozmowach i wymianach poglądów między tymi panami, powstała oprawa wizualna dla ścieżki dźwiękowej do całkowitej zagłady, która już była albo jeszcze będzie. Współpraca ta zrodziła owoce równie bogate, jak plugawa kolaboracja Timo Ketoli z hiszpańskim Teitanblood przy okazji Seven Chalices.
Na efekty pracy tej czwórki trzeba było czekać do 3 listopada 2017 roku, kiedy album o wymyślnym tytule Primal Incinerators of Moral Matrix ujrzał światło dzienne. Innymi - polskimi - słowy, grupa deklaruje się jako: Pierwotni wypalacze moralnej macierzy. Krążek wyszedł pod sztandarem Iron Bonehead Productions, cieszącego się wśród zwolenników pierwotnego nakurwiania niemałym - i zasłużonym - poważaniem.
Album rozpoczyna dwuminutowe intro, ukazujące na wstępie, że kapela nie będzie zadowalać się utartymi schematami warmetalowej młóckarni. Sięgają głębiej i tak na przywitanie z nadchodzącą anihilacją spotykają nas eksperymentalne dźwięki, przywodzące na myśl stary zegar z kukułką i kręcące się koło roweru z założonymi na szprychy koralikami.
ObrazekZa chwilę rozpoczyna się transmisja - dziwne słowa w obcym języku. Śmigło pojazdu - Vimany - kręci się nieubłaganie. Dookoła bzyczą owady, zwiastując najgorsze. Niesiony echem głos podaje jakieś współrzędne. Czego? Celu?
Po tym dziwacznym wprowadzeniu do Primal Incinerators of Moral Matrix, wiadomo już, że zwyczajnie nie będzie.
Kolejne dwa kawałki to fenomenalne, plecione przeszywającym riffowaniem torpedy, niesione chwałą nuklearnej zagłady. Wycie bomb jest tu zwiastunem rytmicznego łamańca. Wiercone, niemal post-metalowe, dysonansujące tremola w głąb otchłani, ku chaosowi nicości i w głąb czasów przed prawem i grzechem. Huk centrali zagłusza myśli.
Takie strzały są tu jeszcze cztery. Do tego interludium i outro w podobnym do introsa - ryzykownym - klimacie. Sprawdza się znakomicie, choć wszystko wskazywałoby na to, że wyjdzie groteskowo.
Skrajne bestialstwo nie odziera jednak muzyki Tetragrammacide z posmaku nowości, a przede wszystkim - z nośności. Hinduski kolektyw potrafi bowiem zachować w kanonadzie bębnów melodie i wplatać w swój manifest riffy czy rytmy, tak bezlitosne, jak i zachęcające do headbangingu.
Kapela pokazuje też w Radicalized Matrikavyeda Operation: Militarized Cosmogrids Destabilization..., że odnajdują się doskonale w stylistyce doom, malując obraz pobitewnej melancholii. W Cyberserking Strategic Kalpa-Terminator... z kolei pokazuje, jaki groove jest w stanie wycisnąć z black/deathowego masakrowania.
Choć znajdziemy tu też, trademarkowe dla nowoczesnego metalu ekstremalnego, sytuacje w stylu - zapadające się sklepienie dawnych cnót, w ciągu sekund zmieniające się w gruzowiska, czy - napalmowe naloty ciężkich, tremolowanych bombardowań - to wszystko jednak niewiele w porównaniu do galaktycznej skali rozkurwu uprawianego przez Tetragrammacide z mocą tysięcy megaton, w przekroju całej płyty.
Wokal jest na całym albumie raczej dodatkiem, wisienką na torcie. Nie przemawia w ziemskim języku, co pasuje doborowo.
Muzykom udało się stworzyć prawie 40-minutowy materiał, w którym nieznosząca sprzeciwu nawałnica blastów nie jest celem samym w sobie, a służy oddaniu atmosfery odhumanizowanego, równoległego nam w czasie świata, w którym ludzkie życie nie jest bardziej istotne od losu pionka na szachownicy, a miarą śmiertelności są nie dziesiątki czy setki, ale całe prowincje trupów.
Dawno nie słyszałem tak absorbującej mieszanki bestialskiego black i death metalu, wchodzącej gładko przy wielokrotnym odsłuchu pod rząd. Mimo wszystko sądzę, że album nie straciłby wiele, gdyby był np. 3-4 minuty krótszy, a pewne partie zyskałyby, będąc nieco zwięźlejsze.
Jestem też zdania, że druga połowa krążka nie utrzymuje niezwykłego poziomu pierwszej, tracąc na chwytliwości na rzecz długodystansowego blastingu na jedno kopyto. I tu jednak znajdziemy kładące na kolana lotnicze wkręty i wspaniałe sola, grane przez Rosjanina.
Jazgotliwe odgłosy aparatury niekiedy przypominają, że muzyka Tetragrammacide opowiada o innej rzeczywistości, pochodzi z przepełnionego chaosem śmierci i poczęcia wymiaru czasu, jednocześnie prymitywnego i wysublimowanego, ludzkiego i obcego. Opowiada historie, które były, dopiero się wydarzą albo stanowią śmiertelny cykl zagłady i narodzin.
Tak przynajmniej mówią zapisane sanskrytem zwoje dawnych mędrców.
yog
One of the most genuinely threatening and overwhelmingly violent metal bands of modern times, TETRAGRAMMACIDE truly began their explosive reign with the Typhonian Wormholes: Indecipherable Anti-Structural Formulæ mini-album, released in late 2015 by IRON BONEHEAD. Then a duo, this Indian cult quickly reaped widespread acclaim (or general awe, at least) for how shockingly savage and unremittingly noisy Typhonian Wormholes was. And yet, underneath all that blown-out barbarism and in-the-red frequencies lay an accomplished black/death band who were simply waiting for an opportune time to reveal a clearer portrait of their sonic holocaust. And now, that time has arrived with Primal Incinerators of Moral Matrix.
Now a power-trio, on Primal Incinerators of Moral Matrix, TETRAGRAMMACIDE immediately lay bare their mission to decimate all contenders and pretenders left in the wake of Typhonian Wormholes' mushroom cloud. And indeed, after the unsettling intro, Primal Incinerators of Moral Matrix soon establishes a more sonically lucid style for the band: far clearer, stripped of noise both intentional and incidental, but swirling more severely and savagely into a fever dream of palpably physical heft, the trade-off works in the band's favor, and establishes a new paradigm for TETRAGRAMMACIDE whilst not abandoning their initial foundation entirely. As the album plays and slays on, it quickly becomes apparent that TETRAGRAMMACIDE have a dexterous songwriting ability in their already-bursting arsenal; from gutted ultra-grind to world-eating doom, all extremes are explored here, making the sensory overload all the more expansive.
Early on, references to TETRAGRAMMACIDE's progenitors could be made - early Nyogthaeblisz, earlier Goatpenis, later Nuclearhammer, any Intolitarian - but now, the Indian trio can stand alongside them as contemporaries, as they've now firmly established a genocidal aura all their own. And despite the concessions toward sonic clarity, they still don't belong to the "black metal" scene, nor especially the "death metal" one; "war metal" is still an apt appellation, but not as most understand it. Which is all to say nothing of TETRAGRAMMACIDE's crypto-scientific/occultic lyricism, which is taken to the furthest extremes on Primal Incinerators of Moral Matrix. Deciphering the codes behind titles like "Meontological Marga of Misanthropic Computation & Extensive Backwards Physics," "Radicalized Matrikavyeda Operation: Militarized Cosmogrids Destabilization (Heralding Absolute Contraction)," and "Intra-Dimensional Vessel of Were-Robotics, N-Logics and Assorted Lattice Intelligences," among six others, is much like wandering amidst the hyperspatial audial vortex of the album itself.
More martial, more miasmic, and more fully serving the powers of chaos, TETRAGRAMMACIDE have once again created a soundworld - this time, bigger and more OTT - where there is no hope, no mercy, NO FUN: no "scenes" exist because they've been obliterated by undulating, uncompromising waves of sonic hatred. When faced with Primal Incinerators of Moral Matrix, survival was never an option, for submission begins the second you press "play."
..::TRACK-LIST::..
1. Hyper-Spatial Mandala of Intuitive Latencies 02:18
2. The Prognosticators of Trans-Yuggothian Meta-Reasoning 06:23
3. Radicalized Matrikavyeda Operation: Militarized Cosmogrids Destabilization (Heralding Absolute Contraction ) 07:15
4. Cyberserking Strategic Kalpa-Terminator (Advanced Acausality Increment Mechanism) 05:47
5. Transcranial Ka'abatronic Stimulation Collapse 02:00
6. Intra-Dimensional Vessel of Were-Robotics, N-Logics and Assorted Lattice Intelligences 04:56
7. Meontological Marga of Misanthropic Computation & Extensive Backwards Physics 03:39
8. Imperial Cyanide Voltigeurs (Quantum Threshold Leapers of Hatha- Sorcery)
04:43
9. Dismal Ramification of Metamathematical Marmas and Sandhi 01:52
..::OBSADA::..
Drums [Radical Hammers Of Gnostic Science & Misanthropic Calculus] - U.Eliminator
Guitar [Unorthodox String Theorist] - S(d)S(t)
Vocals [Masked Heretical Vishuddha Transmitter] - M.Opium
https://www.youtube.com/watch?v=gOOBhvS5kbc
SEED 15:00-22:00.
POLECAM!!!
|