Best-Torrents.com




Discord
Muzyka / Death Metal
BLOOD INCANTATION - ABSOLUTE ELSEWHERE (2024) [MP3@320] [FALLEN ANGEL]


Dodał: Fallen_Angel
Data dodania:
2024-10-20 09:34:52
Rozmiar: 102.32 MB
Ostat. aktualizacja:
2024-10-20 09:34:52
Seedów: 0
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.



..::OPIS::..

Przyznam od razu bez bicia, że wielkim maniakiem Blood Incantation nigdy nie byłem. Oczywiście doceniałem ich albumy i EPki death metalowe, natomiast te ambientowe mnie totalnie nużyły. Ale wjechał jakieś dwa tygodnie temu game changer zatytułowany „Absolute Elsewhere”. I od tego czasu nie opuszcza mojej głowy.

Słucham tej płyty co najmniej kilka raz dziennie. Z dwóch powodów. Jest to pierwszy album, który złapał mnie za serce od pierwszego odsłuchu. Drugim powodem jest masa różnorakich inspiracji, którymi bawią się muzycy z Denver. Przede wszystkim, album podzielony jest na dwa dłuuugie utwory, więc trudno będzie mi się jakoś specjalnie odnosić do konkretnych kawałków. Ale wyobraźcie sobie płytę death metalową, inspirowaną albumami Death od „Individual Thought Patterns” wzwyż, debiutem Gorguts, pierwszymi dwiema płytami Deicide, twórczością Incantation czy Morbid Angel, ale wymieszaną z bardzo mocnymi wpływami Pink Floyd przede wszystkim (tak, wiem, wiem, nie Pink Floyd a Eloy…). Ale też Hawkwind, The Doors czy Genesis (i zapewne wieloma innymi kapelami z nurtu szerokiego rocka progresywnego, jednak przyznaję – brak mi warsztatu pod tym kątem i zapewne w innych recenzjach na temat tych wpływów przeczytacie zdecydowanie więcej i dogłębniej).

Trudno jest mi też opisać ten album fragment po fragmencie, bo po pierwsze – sam nie lubię takich recenzji. Po drugie – z uwagi na nagromadzenie motywów, źródeł i skojarzeń, recenzja ta stałaby się wyliczanką, która i tak nie oddałaby ducha najnowszej propozycji Blood Incantation.

Ja natomiast mogę powiedzieć o swoich odczuciach względem „Absolute Elsewhere”. Uważam ten album za coś fantastycznego i świeżego. Porywa radością grania, bez znaczenia czy dostajemy ciężki i motoryczny death metalowy walec czy efemeryczne momenty z delikatnymi gitarami i czystymi wokalami. Ostatnio takie wrażenie wywarło na mnie Chapel of Disease, ale tu jest trochę inna historia, bo ten zespół znam od samych ich początków i od wtedy też łykam wszystko. W przypadku Blood Incantation znajomość była, ale trudno mi powiedzieć o fascynacji, miłości czy uwielbieniu. Do teraz. Z uwagi na to, że właśnie wybija trzeci kwartał roku, skłaniam się ku stwierdzeniu, że dostaliśmy płytę roku (choć w moim serduszku walka o podium jeszcze trwa). Niemniej jednak jestem pewien, że gdy album ukaże się już oficjalnie, wśród słuchaczy przejdzie fala zachwytu. Choć zapewne wśród części będzie to miękiszonowatość czy inne bzdety. Nie słuchajcie ich. „Absolute Elsewhere” zdradza pierwiastki muzycznego i kompozycyjnego geniuszu bardzo wyraźnie.

Jestem totalnie zakochany w tym albumie. Nie mam go dość, cały czas wałkuję w odtwarzaczu. Reasumując: nowa płyta Pink Incantation jest wspaniała, magiczna, wciągająca, świeża. Album roku? Chyba tak. I nie tylko roku.

Oracle


Z "Absolute Elsewhere" jest trochę jak z "Joker: Folie à deux". Filmem, który sprzedaje się kiepsko i zdobywa fatalne oceny nie dlatego, że jest obrazem kiepskim, ale obrazem kompletnie innym niż chcieliby otrzymać miłośnicy przewidywalnego kina superbohaterskiego czy nawet wielbiciele pierwszej części, odchodzącej od komiksowej sztampy na rzecz inspiracji dramatami Scorsesego. Najnowszy album Blood Incantation akurat oceniany jest na ogół bardzo pozytywnie, ale również może odrzucić ortodoksów, dla których nie do zaakceptowania są jakiekolwiek zmiany stylu i sięganie po inspiracje bardzo odległe od spodziewanego gatunku.

Poprzednie dwie płyty Blood Incantation nie odchodziły daleko od estetyki ekstremalnego metalu. Tym razem też z początku wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Okładka "Absolute Elsewhere", z nieczytelnym logo i grafiką wpisującą się w gatunkowe klisze, nie zapowiada żadnych zmian. Być może niektórym słuchaczom tytuł skojarzy się z efemeryczną grupą Billa Bruforda z połowy lat 70., ale na tym etapie można to jeszcze wziąć za przypadkową zbieżność, którą - jak wynika z materiałów prasowych - wcale nie jest. Tym, co nie znają, należy się wyjaśnienie, że Absolute Elsewhere na swoim jedynym albumie "In Search of Ancient Gods" z 1976 roku zaproponował muzykę na pograniczu progresywnego rocka i progresywnej elektroniki. Nie ma w tym jednak przypadku, że mimo udziału Bruforda grupa nie zdobyła większej popularności. Muzycy niezbyt dobrze odnajdują się w takim graniu, nie mają na nie żadnego oryginalnego pomysłu, a kompozycje są jedynie pretekstowe.

Inaczej sprawa ma się z "Absolute Elsewhere" Blood Incantation, pokazującym całkiem odświeżające podejście do metalu. Już sama struktura albumu kojarzy się raczej z progiem: to tylko dwa utwory, składające się z trzech segmentów każdy. Początek pierwszego z nich "The Stargate", pomijając samo intro z syczącym syntezatorem, może nieco uspokoić ortodoksów, bo to czysto deathowe napieprzanie, z growlem, brutalnymi riffami i perkusyjnym łomotem. Po ledwie dwóch minutach następuje jednak instrumentalne zwolnienie, z czystym brzmieniem gitar, mniej gęstą pracą bębniarza oraz melodyjnymi partiami oldskulowego syntezatora, ustępującymi potem gilmourowskiej solówce, po której zespół wraca do deathowego wygrzewu. Jeszcze bardziej zaskakuje środkowy segment "The Stargate", bo to już niemal w całości coś w rodzaju hołdu dla Tangerine Dream. Na klawiszach - w tym na melotronie - zagrał tu zresztą Thorsten Quaeschning z obecnego składu tamtej grupy. Dopiero w samej końcówce następuje agresywne zaostrzenie, płynnie przechodzące w trzeci segment, najbardziej brutalny, ale z znów klimatycznymi zwolnieniami, a nawet wejściami czystego śpiewu.

Równie zróżnicowanym utworem jest "The Message". Tu akurat pierwszy segment utrzymany jest w stricte metalowym stylu, przeplatając jednak deathową brutalność z bardziej melodyjnym graniem. Pojawiają się jedne z najbardziej miażdżących riffów na płycie, za to gitarowa solówka dodaje nieco subtelności. W środkowym segmencie wracają syntezatory i czysty śpiew, a po półtorej minuty utwór znacznie łagodnieje, imitując stylistykę Pink Floyd z okresu "Dark Side of the Moon" i "Wish You Were Here" - partie wokalne i gitarowe to niemal David Gilmour, a całość zatopiono w bardzo klasycznym brzmieniu organów. W ostatnim segmencie muzycy podkręcają tempo, a także przywracają ciężar i agresję. Nie zabrakło jednak wolniejszych momentów, przywołujących skojarzenia z latami 70. - ten zaczynający się w trzeciej minucie to najładniejszy pod względem melodii oraz klimatu fragment płyty, w dodatku niebudzący aż tak oczywistych skojarzeń z żadnym konkretnym wykonawcą.

O ile sam pomysł na "Absolute Elsewhere" jest bardzo ciekawy, to mam pewne zastrzeżenia do tego, jak go zrealizowano. Przede wszystkim brakuje mi tu tego, by elementy metalowe i inspiracje prog-rockiem czy progresywną elektroniką faktycznie się tu ze sobą miksowały. Zamiast syntezy jest przeplatanie się jednego z drugim. Trochę jak u Opeth, choć z lepszym skutkiem, bo nie jest to tak statyczne i anemiczne granie, a spokojniejsze fragmenty faktycznie udanie przywołują brzmienie oraz klimat lat 70. z okolic Tangerine Dream czy Pink Floyd. Mimo wszystko doceniam odwagę Blood Incantation, jaką było nagranie płyty tak bardzo wbrew oczekiwaniom dotychczasowych słuchaczy. Poza tym zespół bardzo sprawnie odnajduje się w każdym stylu, po jaki tu sięga.

Paweł Pałasz


Nazwa tego zespołu przewija się w moim muzycznym życiu praktycznie od premiery "Starspawn", która miała miejsce osiem lat temu. Zwrotem kluczowym jest tutaj "przewija się", ponieważ nigdy nie miałem większej potrzeby zgłębiania twórczości Amerykanów, nawet gdy bardzo dużego zamieszania na metalowej scenie narobił wydany w 2019 roku "Hidden History of the Human Race", który praktycznie zmiótł konkurencję ze sceny z etykietą "death". Podobnie sytuacja miała wyglądać w przypadku "Absolute Elsewhere", jednak zamieszanie, jakie zrobił ten album, zanim się jeszcze w ogóle ukazał, sprawił, że chyba tylko metalowi ignoranci nie sprawdzili, czy nie mamy do czynienia z sytuacją z cyklu "wiele hałasu o nic".

Szum, i to intensywny, pojawił się już w ostatnim tygodniu września, kiedy to zespół wypuścił pierwszy spoiler nadchodzącego albumu w postaci utworu "The Stargate". Sytuacja z nim jest o tyle śmieszna, że utwór ten składa się z trzech części (tabletów) i całość trwa łącznie ponad 20 minut, czyli prawie połowę tego, co zespół stworzył na potrzeby "Absolute Elsewhere". Pierwsza część "The Stargate" rozpoczyna się bardzo niespokojnym, nerwowym intro, które po kilkudziesięciu sekundach przechodzi w klasyczny death metal ze sporą ilością ekwilibrystycznych fragmentów gitarowych. Utwór nagle przełamuje się w granie z lat siedemdziesiątych z naleciałościami progresywnymi i kraut/space rockowymi. Przyznam, że połączenie to może nie tyle szokuje, co intryguje.

Druga część trylogii to głównie progresywna elektronika i ambient lub tak zwana szkoła berlińska, wyraźnie ocierająca się o twórczość Tangerine Dream. Skojarzenia te nie są chybione, ponieważ w utworze swój gościnny udział miał Thorsten Quaeschning. Utwór wybucha dopiero pod sam koniec. I to dosłownie, na kilkadziesiąt sekund, formując grunt pod ostatnią część trylogii. Tutaj ciężaru jest najwięcej, ale między kolejnymi jego dawkami znajduje się i tak sporo przestrzeni na eksperymenty i inne gatunki.

"The Stargate" jako całość zostawił mi spory mętlik w głowie, który tylko powiększył się za sprawą "The Message" - drugiego trzyczęściowego utworu tworzącego "Absolute Elsewhere". Tu skojarzeń z innymi zespołami miałem jeszcze więcej. Początek pierwszej części to późniejsze lata twórczości Mastodona. Fragmenty oparte typowo o death metal to momentami Incantation lub Immolation. Gdy w drugiej części trylogii zespół przechodzi w spokojny fragment, usłyszymy tu ducha nie tyle nawet Pink Floyd czy Eloy, tylko legendy space rocka - Hawkwind. Ta zmiana szokuje i sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, czy przypadkiem ktoś nie podmienił nam płyty w odtwarzaczu. Ostatnia część trylogii z pewnością sprawi, że cieplej na sercu zrobi się fanom polskiej sceny death/black. W drugiej części utworu instrumentalnie czuć tu Furię i klimat "Ogromnej Nocy" czy "Grzej".

Jak widać, "Absolute Elsewhere" budzi dziesiątki skojarzeń - prawdopodobnie każdy z nas odnajdzie inne. I to jest zarówno największym plusem, jak i minusem tego wydawnictwa. Z jednej strony zespołowi udało się stworzyć bardzo ciekawe połączenie death metalu z progresywnym rockiem z naleciałościami space/kraut. Jest wiele nieoczywistych przejść i zmian tempa. Z drugiej jednak praktycznie wszystko to już wcześniej słyszeliśmy i to często w zdecydowanie lepszej jakości, ponieważ tak jak nie ma się do czego przyczepić przy delikatniejszych fragmentach, tak te deathowe nie są najwyższej próby i zaliczają się raczej do tej średniej półki.

"Absolute Elsewhere" robi wrażenie nieoczywistym połączeniem kilku gatunków muzycznych. Intryguje to przy pierwszym, piątym czy dziesiątym przesłuchaniu. Pytanie tylko, jak ta hybryda zniesie próbę czasu i czy będzie atrakcyjna dla słuchacza po trzydziestu przesłuchaniach, pięciu latach od premiery albumu? W tym momencie trudno jest to stwierdzić. Cieszmy się zatem "tu i teraz", zanim entuzjazm ze słuchania "Absolute Elsewhere" opadnie (o ile faktycznie tak się stanie).

Karol Otkała



https://soundrive.eu/pl/article/5681/blood-incantation-absolute-elsewhere


https://subiektywnymetal.blogspot.com/2024/10/blood-incantation-absolute-elsewhere.html


What a fucking trip man!!!! It's like I just travelled spiritually through space and time. I'm beyond mind blown.



Blood Incantation’s Absolute Elsewhere is unlike anything you’ve ever heard before. At roughly 45 minutes, the two compositions that make up this album are as confounding as they are engaging in their scope, melding the 70's prog leanings of Tangerine Dream (whose Thorsten Quaesching appears on „The Stargate [Tablet II]”) with the deathly intent of Morbid Angel. Absolute Elsewhere, which takes its title from the mid-70's prog collective (best known as a celestial stopover for King Crimson drummer, Bill Bruford), Blood Incantation are leaving the notion of genre behind and writing a new language for extreme music itself.



..::TRACK-LIST::..

I:
1. The Stargate [Tablet I] 08:20
2. The Stargate [Tablet II] 05:08
3. The Stargate [Tablet III] 06:50

II:
4. The Message [Tablet I] 05:56
5. The Message [Tablet II] 05:58
6. The Message [Tablet III] 11:27



..::OBSADA::..

Acoustic Bass, Fretless Bass, Synthesizer - Jeff Barrett
Drums, Gong, Percussion, Guitar, Mellotron - Isaac Faulk
Lead Guitar, Rhythm Guitar, Acoustic Guitar, Synthesizer - Morris Kolontyrsky
Vocals, Lead Guitar, Rhythm Guitar, Acoustic Guitar, Synthesizer, Mellotron - Paul Riedl

Guests:
Nicklas Malmqvist - keyboards
Thorsten Quaeschning - keyboards (2), programming (2)
Mors Dalos Ra - vocal (3-5)




https://www.youtube.com/watch?v=6N4rLtjPzH0



SEED 15:00-22:00.
POLECAM!!!

Komentarze są widoczne tylko dla osób zalogowanych!

Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.

Copyright © 2024 Best-Torrents.com