...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::..
W 1969 roku Miles Davis nawiązał bliską znajomość z Jimim Hendrixem. Muzycy inspirowali się nawzajem, wymieniali różnymi ideami, a nawet kilkakrotnie razem jamowali. Naturalnie pojawił się pomysł nagrania wspólnego albumu. Realizację tego projektu opóźniał napięty grafik artystów, lecz kilka razy było już naprawdę blisko. Pod koniec października Davis, Hendrix i Tony Williams wysłali nawet telegram do Paula McCartneya, zapraszając go na wspólną sesję nagraniową (dość dziwny to wybór, bo przecież do tej ekipy bardziej pasowałby np. Dave Holland lub Jack Bruce, ale pewnie chodziło o pozyskanie kogoś popularniejszego). Niestety, basista przebywał wtedy na wakacjach i o wszystkim dowiedział się po czasie. Przez kolejne miesiące Davis i Hendrix byli zajęci pracą z własnymi zespołami. Gdy jednak okazało się, że latem i jesienią 1970 roku obaj będą występować w Europie (m.in. na festiwalu Isle of Wight), postanowiono zarezerwować termin w jednym z londyńskich studiów. Do zaplanowanej sesji nigdy jednak nie doszło, gdyż nie dożył jej Hendrix.
Jeżeli ktoś chciałby sobie wyobrazić, jak mogłoby brzmieć wspólne dzieło Milesa Davisa i Jimiego Hendrixa, koniecznie powinien posłuchać albumu "Jack Johnson" (znanego też pod używanym na reedycjach tytułem "A Tribute to Jack Johnson"). To najbardziej rockowe wydawnictwo w całej dyskografii trębacza, będące najlepszym potwierdzeniem wpływu, jaki wywarł na nim Hendrix. Longplay jest soundtrackiem do dokumentalnego filmu Billa Caytona o bokserze Jacku Johnsonie, pierwszym czarnoskórym mistrzu świata w tej dyscyplinie, jednak całkowicie broni się jako samodzielne dzieło. Album został zmiksowany przez Teo Macero głównie z nagrań dokonanych podczas sesji z 7 kwietnia 1970 roku. Davisowi towarzyszyli wówczas John McLaughlin, Herbie Hancock, oraz trzech zupełnie nowych współpracowników: saksofonista Steve Grossman, perkusista Billy Cobham i basista Michael Henderson. Davis odkrył 19-letniego Hendersona niedługo wcześniej, gdy ten występował w grupie Steviego Wondera. Tak bardzo zachwycił się jego grą, że bez ogródek powiedział do Wondera: Zabieram twojego pieprzonego basistę. I zabrał. A Henderson w jego zespole niesamowicie rozwinął skrzydła, pokazując niezwykły talent (inna sprawa, że poza współpracą z Milesem, nie dokonał w swojej karierze niczego interesującego). Wracając do albumu, warto zauważyć, że jego ostatnie kilkanaście minut pochodzi z wcześniejszej sesji, z 18 lutego. Oprócz Davisa i McLaughlina grali wówczas zupełnie inni muzycy, których nazwiska nie zostały uwzględnione w opisie longplaya: Bennie Maupin, Chick Corea, Dave Holland, Jack DeJohnette i gitarzysta Sonny Sharrock.
Longplay składa się tylko z dwóch, około 25-minutowych utworów. Kompozycja ze strony A, "Right Off", powstała z połączenia kilku podejść do tego utworu, oraz solówki Davisa zarejestrowanej w listopadzie 1969 roku. Utwór narodził się bardzo spontanicznie, podczas jamowania McLaughlina, Hendersona i Cobhama. Davis przebywał wtedy w reżyserce, ale gdy usłyszał, co grają jego muzycy, wybiegł z niej, by do nich dołączyć. Zdecydowana większość finalnego miksu - z wyjątkiem wspomnianej solówki lidera - opiera się na prostym rytmie boogie. Sekcja rytmiczna gra naprawdę mocno, zaś popisy McLaughlina i brzmienie jego gitary mają zdecydowanie rockowy, a momentami wręcz hardrockowy charakter. Davis dołącza do nich dopiero po pewnym czasie, Grossman i Hancock jeszcze później. Swoją drogą, udział Herbiego nie był planowany - klawiszowiec załatwiał inne sprawy w budynku, gdzie mieściło się studio, i przypadkiem natknął się na Macero, który zaproponował mu dołączenie. Spontaniczność tej sesji doskonale słychać przez cały utwór, który posiada bardzo swobodny, jamowy klimat. Słychać, że muzycy podczas nagrania po prostu świetnie się bawili.
Wypełniający drugą stronę "Yesternow" to tak naprawdę dwie różne kompozycje, nagrane w innych składach "Yesternow" i "Willie Nelson", w dodatku połączone ze sobą fragmentem utworu "Shhh/Peaceful" z "In a Silent Way". Część tytułowa ma bardziej psychodeliczny, wręcz oniryczny nastrój, budowany przez mantrowo powtarzany basowy motyw i z początku leniwą, ale stopniowo się zagęszczającą grę pozostałych muzyków. "Willie Nelson" również opiera się na charakterystycznej basowej zagrywce, lecz tym razem nadającej bardziej dynamicznego charakteru. Świetnie wypada tu zestawienie ostrych gitar McLaughlina i Sharrocka, o brzmieniu typowym dla wczesnego hard rocka (kojarzącym się z Hendrixem lub Claptonem z czasów Cream), przesterowanych, atonalnych partii elektrycznego pianina Chicka Corei, oraz jazzowej trąbki Milesa. Całość kończy delikatna część z przepiękną partią trąbki i narracją Brocka Petersa, czyli aktora wcielającego się w rolę Jacka Johnsona.
"Jack Johnson" to album idealny dla rockowych słuchaczy, którzy chcieliby poszerzyć swój gust. To muzyka o wiele bardziej przystępna, niż inne albumy Milesa Davisa z elektrycznego okresu (nie licząc równie przystępnego "In a Silent Way"), a zarazem najbliższa rockowej stylistyki. Gitary elektryczne pełnią co najmniej tak samo istotną rolę, jak trąbka lidera, a sekcja rytmiczna gra z rockową energią i (nieprzesadną) prostotą. Album z pewnością zachwyci wielbicieli ciężkiego, spontanicznego grania w stylu koncertowych nagrań Hendrixa, Cream czy The Allman Brothers Band. Jeśli nie od razu, to przy kolejnych przesłuchaniach. Może być też świetnym wprowadzeniem do świata jazzu, który - jak pokazują elektryczne albumy Milesa - ma wiele oblicz, często bardzo odległych od powszechnych wyobrażeń o tym gatunku.
Paweł Pałasz
W przeddzień ukazania się na rynku 'Bitches Brew', Miles Davis nie zważając na to jak zostanie przez publiczność i krytykę przyjęta proponowana przez niego fuzja jazzu i rocka, stawia wszystko na szali i idzie za ciosem - postanawia zanurzyć się w rocku tak bardzo, jak to tylko jest możliwe, nie tracąc przy tym własnej tożsamości. 'Tej wiosny nagrałem album Jack Johnson, ścieżkę dźwiękową do filmu o życiu tego boksera'. Tak wspomina początek 1970 roku Miles Davis w opowieści o swoim życiu (wszystkie cytaty za 'Ja, Miles', Łódź 1993). Jack Johnson to jednak nie byle bokser – dziś uważany za jednego z najlepszych w historii tej dyscypliny, dla Milesa, jak i dla wielu innych, był i do dnia dzisiejszego pozostaje symbolem. 26 grudnia 1908 roku trzydziestoletni wówczas Jack Johnson został pierwszym czarnoskórym mistrza świata wagi ciężkiej.
Zespół towarzyszący Davisowy jest odchudzony w porównaniu z 'Bitches Brew', co jest zabiegiem mającym na celu zbliżenie się do modelu zespołu rockowego. Wśród muzyków biorących udział w nagraniu, znajdziemy dobrze nam już znanych: J. McLaughlina (gitara), B. Cobhama (perkusja), H. Hancocka (keyboards), ale także dwóch dziewiętnastolatków: S. Grossmana (saksofon) i M. Hendersona (bas). 'A Tribute To Jack Johnson' zawiera tylko dwa nagrania. Sam Miles wspomina: 'Kiedy pisałem te utwory, chodziłem do sali gimnastycznej Gleasona na treningi z Bobbym McQuillanem'. W tym okresie dzięki boksowi udało mu się zerwać z narkotykami, prowadził zdrowy tryb życia, a co najważniejsze – był w życiowej formie. 'W każdym razie miałem w głowie ruchy boksera, ten posuwisty ruch, jakiego używają bokserzy. Prawie jak kroki taneczne'. Na płycie daje się to usłyszeć od razu.
Od początku 'Right off' trafiamy w sam środek niesamowitego jamu. Cobham, Henderson i McLaughlin, zdają się już grać razem od dłuższego czasu. Pierwsi dwaj tworzą fantastyczną sekcję rytmiczną – z jednej strony ich gra jest bardzo uproszczona, mocno odchylająca się w stronę rocka, z drugiej strony zaś, oddala się od niego, poprzez liczne, ale delikatne ozdobniki. Jednostajny, żywiołowo pulsujący rytm gitary basowej, wspieranej przez subtelną perkusję okazuje się być idealnym tłem dla McLaughlinowskiej gitary. 'Faktycznie przypominało mi to jazdę pociągiem osiemdziesiąt mil na godzinę, gdy stale słyszysz ten sam rytm z powodu prędkości, z jaką koła toczą się po szynach' – wspomina Miles. To preludium trwa dwie minuty i dziewiętnaście sekund. Wtedy to pojawia się Miles...i gra jedną z najlepszych solówek w swoim życiu. Dźwięki wydobywające się z jego trąbki – jak nigdy dotąd - są ostre i pełne, zdecydowane i agresywne. Po trzech minutach gitara próbuje przeciwstawić się tej dominacji, ale Davis natychmiast kontruje mocnymi pojedynczymi nutami, po których przychodzi kolej na kilka niesamowitych, szybkich dźwiękowych serii.
Wytchnienie pojawia się w momencie 10:48, kiedy to za sprawą magii producenta Teo Macero, dochodzą do nas zamglone dźwięki z sesji 'In A Silent Way', zapowiadające muzycznie drugi, nastrojowy utwór płyty. Po tej przerwie, wracamy do 'Right off' razem z pozostającym dotychczas na uboczu Hendersonem. Co ciekawe, większa część jego lirycznej solówki na saksofonie zagrana jest wyłącznie z towarzyszeniem basu. Nagle na scenę wkraczają organy... To H. Hancock, który przechodził obok studia. Wpadł na chwilkę, żeby dać Milesowi swoją nową płytę. Był z zakupami i śpieszył się na inną sesję. Tymczasem Davis wskazał stojące w kącie studia organy Farfisa i kazał mu grać. Hancock nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tym instrumentem - ba! - nie wiedział nawet jak go uruchomić. I oto nagle w momencie 15:02 pojawia się - dosłownie - z nikąd. Przez chwilę jakby próbuje się z instrumentem, a potem wydobywa z niego solówkę niemal rozsadzającą utwór swą intensywnością. Wydawać by się mogło, że słyszeliśmy już wszystko, a tymczasem 'Right off' trwa dalej...
W momencie 18:32 łamie się rytm utworu. Z miękko płynącego, przepełnionego funkiem, zmienia się w prostolinijny, stuprocentowo rockowy. Na pierwszy plan wychodzi gitara. To, co później nazwane będzie Jack Johnson riff wydaje się być jednym wielkim ćwiczeniem, treningiem. McLaughlin próbuje się z riffem, mierzy się z nim, rozkłada na części pierwsze, zmienia po jednej nucie i wyprowadza ze swojej gitary raz za razem zbliżone frazy.
Czy 'Right off' się w ogóle kończy? Muzycy zaczynają grać coraz szybciej, coraz intensywniej i...utwór po prostu znika. Wydaje się trwać dalej, tylko że my już go nie słyszymy. Niesamowity, nieskończony jam...
'Yesternow', drugie nagranie albumu, zdecydowanie kontrastuje z pierwszym. Pozbawione tej mocy 'rozpędzonego pociągu', urzeka czym innym – refleksyjnością. Tym co wysuwa się na pierwszy plan od samego początku jest spokojny riff basowy, na którym w jeszcze większej mierze, niż w przypadku 'Right off' opiera się nagranie (Cobham na perkusji pojawia się troszkę później). Linii basu wtóruje gitara i razem tworzą niezwykłe tło, dla innego, odmienionego Milesa. Gra on pomału - jakby z większym namysłem, ekspresyjność zamieniając na emocjonalność.
W połowie siódmej minuty na plan pierwszy wychodzi gitara. McLaughlin w pewnym momencie zaczyna być delikatnie wspomagany przez organy Hancocka, z których w naturalny sposób w momencie 10:55 wyłania się saksofon. W czasie sola Hendersona, Cobham zaczyna grać mocniej, zmieniając po raz pierwszy rytm utworu. Ale wszystko to jest wyważone, uporządkowane, przepełnione harmonią.
W momencie 12:25 po raz drugi słyszymy echo sesji 'In A Silent Way', po której wkraczamy w kolejną część 'Yesternow'. Przede wszystkim zmienia się basowy riff i powraca funkowy klimat obecny na 'Right off'. Davis w tej części wchodzi z porywającą frazą, opartą na krótkich, mocnych dźwiękach i po chwili samotnej gry wdaje się w wymianę zdań z gitarą. Ta dźwiękowa przepychanka trwa do momentu 18:50, w którym całe 'Yesternow' zostaje na chwilkę – dosłownie - zatrzymane. Z ciszy wyłania się gitara i bas grające nagle wspólnie ten sam funkujący riff. W tle ujawnia się Hancock na organach. W 21 minucie powraca z całą mocą Davis i wydawać by się mogło, że wracamy do przepełnionego energią jamowego grania, ale po dwóch minutach muzyka zaczyna cichnąć. Jam pomalutku przechodzi w trzecią już reminiscencję 'In A Silent Way'...
Po chwili przepełnionej nostalgią gry Davisa, na sam koniec albumu, słyszymy głos: 'I'm Jack Johnson. Heavyweight champion of the world. I'm black. They never let me forget it. I'm black all right! I'll never let them forget it!'
I tyle...Tak prezentuje się wspaniały 'A Tribute to Jack Johnson' Milesa Davisa.
Można jeszcze mówić o wpływie Jamesa Browna, Sly and the Family Stone, czy Jimiego Hendrixsa. Przytaczać anegdoty np. o tym, że tytuł 'Yesternow' został wymyślony przez Jamesa Finneya – fryzjera m.in. Davisa i...Hendrixa, czy różne ciekawostki, jak np. to że w pewnym momencie 'Right off' gitara i bas grają w różnych tonacjach. Czy to coś zmienia?
W 1969 roku, w wywiadzie dla magazynu Rolling Stone, Miles Davis przechwalał się, że jest w stanie stworzyć najlepszy zespół rockowy. Czy mu się udało? Dla mnie jest to jedna z największych płyt Davisa, a może nawet z płyt rockowych w ogóle. Miles w brawurowy sposób przekracza na niej granicę jazzu i z impetem wkracza na terytorium rocka. Eksperyment, improwizacja, żywiołowość, spontaniczność i refleksyjny chłód – jest tu wszystko. To nie jest już nawet jazz-rock, ale....rock-jazz!
'Ale kiedy ten album wyszedł, zakopali go. Żadnej promocji. Jednym z powodów było chyba to, że przy tej muzyce można było tańczyć. I było w niej wiele z tego, co grali biali muzycy rockowi, więc chyba nie chcieli, żeby czarny muzyk jazzowy robił muzykę tego typu. Wielu artystów rockowych słyszało tę płytę i nie mówili o niej nic publicznie, ale przychodzili do mnie i mówili, że kochają tę płytę.'
Jacek Chudzik
..::TRACK-LIST::..
A Tribute To Jack Johnson (1971):
1. Right Off 26:54
2. Yesternow 25:36
..::OBSADA::..
The following lineup was recorded at Columbia Studios, New York, April 7, 1970:
Miles Davis - trumpet
Steve Grossman - soprano saxophone
John McLaughlin - electric guitar
Herbie Hancock - organ
Michael Henderson - electric bass
Billy Cobham - drums
Brock Peters - narration
The following lineup, recorded at Columbia Studios, February 18, 1970, was uncredited on the original LP and are only heard on a section of "Yesternow" (from 14:00 to 23:55) playing a composition called 'Willie Nelson':
Miles Davis - trumpet
Bennie Maupin - bass clarinet
John McLaughlin - electric guitar
Sonny Sharrock - electric guitar
Chick Corea - electric piano
Dave Holland - electric bass
Jack DeJohnette - drums
https://www.youtube.com/watch?v=up9yWDl0jBc
SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!
|