Best-Torrents.com


Muzyka / Progressive Rock
PROAGE - 4. WYMIAR (2021) [MP3@320] [FALLEN ANGEL]


Dodał: Fallen_Angel
Data dodania:
2024-08-29 16:30:50
Rozmiar: 128.76 MB
Ostat. aktualizacja:
2024-08-29 16:30:50
Seedów: 0
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.



..::OPIS::..

Jest początek roku „nieparzystego” zatem będzińska formacja proAge wydaje swój nowy album. Powoli staje się już to tradycją. Tak było w roku 2017 („Odmienny stan rzeczywistości”) i w 2019 („MPD”), zatem i 2021. nie może być gorszy i oto do naszych rąk trafia trzecia długogrająca propozycja grupy, zatytułowania „4. wymiar”. Tytuł nawiązuje poniekąd do pierwszej formacji, w jakiej występowali w latach 80. Arek Grybek, Marcin Kwiecień i Mariusz Filosek – Czwarty Wymiar. Grupa ta zawiesiła działalność w roku 1990., by powrócić… 18 lat później, a po kolejnych dwóch latach zmienić nazwę na obecną. Z trzech wymienionych muzyków w składzie pozostał tylko wokalista, autor tekstów, manager i główny motor napędowy – Filosek. Kwiecień grał na pierwszym minialbumie sygnowanym nazwą proAge („Szary szkielet drzew” (2011)), Grybek natomiast zrezygnował ze stanowiska perkusisty po zakończeniu serii koncertów promujących „MPD”.

Nowym bębniarzem został Bogdan Mikrut, a do składu dołączył też saksofonista Mariusz Rutka. Ponadto swoje ścieżki nagrali znani z wcześniejszych albumów Roman Simiński – bas, Sławomir Jelonek – gitary, Krzysztof Walczyk – instrumenty klawiszowe oraz wspomniany Mariusz Filosek – śpiew.

Oczywiście tytuł albumu to nie tylko ukłon w stronę (pre)historii zespołu, ale przede wszystkim odnosi się do motywu przewodniego tekstów, czyli czasu. Jak możemy przeczytać w materiałach promocyjnych, „4. wymiar” nie jest koncept-albumem, a temat przewodni przewija się w poszczególnych utworach w sposób niejednokrotnie zawoalowany.

57 minut materiału zostało podzielonych na 6 ścieżek, z czego 5 to zwarte formy, a ostatnia to zdecydowanie najbardziej rozbudowane nagranie w historii grupy. Zaczyna się dość ostro za sprawą tnących ciszę riffów gitary, na tle których Walczyk czaruje nas swoimi syntezatorowo – organowymi zagrywkami. „System” opowiada o próbie odnalezienia się w dzisiejszym świecie i zachowania własnej tożsamości:

„Kiedy wreszcie spróbuję wyrwać się

Z tej iluzji percepcji, fałszu tchnień

Będę żył według własnych prostych chceń

Żaden system nie znajdzie nigdy mnie

Bo nie jestem binarny od lat

Tworzę życie, nie kopie bez wad

Jeden dziewięć sześć dziewięć to ja

Sterowaniem zajmuję się sam”.

Jako drugi otrzymujemy przebojowy „W cieniu izolacji”, do którego powstał teledysk nagrany w trakcie pandemicznej izolacji. Po tych dwóch dynamicznych propozycjach, trzecia zatytułowana „Człowiek z wysokiego zamku” przynosi początkowo nieco wytchnienia. Po raz pierwszy słyszymy tu saksofon Rutki na tle basowej figury Simińskiego. Tym razem klawisze są bardziej schowane budując wraz z gitarą lekko ambientowe tło. Z czasem utwór przyspiesza, a Walczyk prezentuje swoje niebanalne umiejętności w kreowaniu syntezatorowych melodii. Końcówka tego ośmiominutowego utworu to ponowne wyciszenie i okazja do wykazania się saksofoniście. W tekście Filosek przedstawia rozważania na temat tego, co by było gdybyśmy mogli sprawować władzę nad czasem i jaki miałoby to wpływ na innych:

„Jeśli to byłbym ja, co całować cię chciał

Jeśli to byłbym ja, zmieniłbym zdarzeń bieg

Jestem dla was ciszą, ja to wiem

Ja wypełniam obraz tłem, będzie tak jak chcę

Wszyscy ludzie ślepo wierzą, że

Mają wolną wolę i wiedzą co i gdzie

Obserwuję każdy drobny ruch

Bez patrzenia widzę to, kto dziś wygra rok, kto dostanie dwa,

możesz to być ty albo żaden z was”.

Tak przechodzimy do najkrótszej w zestawie piosenki, a właściwie ballady „Sensorium”, w której słyszymy jedynie śpiew, linię basu oraz dźwięki fletu, którymi raczy nas, występująca tu gościnnie Małgorzata Łydka. Oniryczny podkład współgra z delikatnym wokalem.

Pominę na chwilę ścieżkę numer 5 i przejdę do finału w postaci siedmiominutowej „Wyspy czasu”. To kolejny bardziej dynamiczny utwór, z interesująco pulsującym basem, różnorodnymi partiami syntezatorów, Hammondów czy też gitar. Naprawdę mnóstwo się tu dzieje, mamy i metalowy riff w refrenie, i ciekawy gitarowy motyw pojawiający się w kilku miejscach, a wszystko to okraszone świetnymi zagrywkami Walczyka. Do tego dochodzi kolejny ciekawy tekst o czasie i zagubieniu się w nim:

„Czasem nocą zegar chodzi w tył,

Bywam w czasach w których nie chcę być

Nikt mnie nie zna i ja też, nie znam ludzi, wiem

Rzuciłem kamień zniknął tak jak zwykle ja

Wehikuł czasu, to mój dom a zegar pędzi

Dlatego jestem podróżnikiem bez imienia

Dlatego jestem zegarmistrzem bez natchnienia”.

Swoją obecność zaznaczył tu także realizator nagrań, świetny gitarzysta, na co dzień grający w grupach Osada Vida oraz (wraz z Walczykiem) w Brain Connect – Jan Mitoraj. Serwuje nam tu fantastyczne i bardzo charakterystyczne solo na gitarze. Wszystko to składa się na wyśmienite zakończenie albumu.

Wróćmy jeszcze do pominiętego w opisie nagrania. Zespół do tej pory prezentował raczej zwarte formy. Co prawda często wykraczały one poza rozmiar 3-4-minutowej piosenki, ale raczej nie rozciągał zbytnio swoich utworów. Dość napisać, że jedynie raz ich nagranie przekroczyło granicę 10 minut („Owładnięcie” z „MPD”). Za to teraz poprawili ten wynik proponując nam prawie 29-minutową, trzyczęściową suitę „4th Dimension”. Wcześniejsze albumy wydawane były w wersjach z tekstami śpiewanymi w języku polskim i angielskim. Tym razem zespół odszedł od tej formuły i zaproponował wersję hybrydową – pół płyty po polsku, pół po angielsku, z czego anglojęzyczny tekst wypełnił tylko jeden utwór, ale za to zdecydowanie najdłuższy w dotychczasowej karierze grupy. Takie rozwiązanie to efekt kompromisu, do jakiego doszli muzycy, z których część opowiadała się za polskojęzyczną płytą, natomiast druga optowała za bardziej uniwersalnym angielskim. Współautorem tekstu jest tu Mike Kwiecień, który wcześniej wspomógł Filoska współtworząc warstwę liryczną albumu „Different state of reality”.

Serwując nam taki ogrom muzyki zespół musiał się wspiąć na wyżyny swych umiejętności, by nie zanudzić słuchacza. I przyznaję, że wyszedł z tego zadania obronną ręką. Co rusz zmienia tempo serwując nam całą paletę progrockowo – hardrockowych barw. Jest i miejsce dla soczystego basu, różnego rodzaju klawiszowych popisów, zarówno na pianinie, syntezatorach czy też Hammondach. Gitarzysta raz sięga po akustyka, innym razem wycina ostry riff, by po chwili zaskoczyć nas pięknym fragmentem w stylu Gilmoura czy Latimera. Do tego dochodzą fragmenty gdzie swoimi umiejętnościami może wykazać się Rutka, a jego gra na saksofonie dodaje kompozycji jazzowego klimatu. Mało? Mniej więcej w połowie utworu swoją szansę dostaje też Mikrut, który raczy nas perkusyjnym solem. Rzadki to zabieg, by w studyjnym nagraniu zostawić miejsce pałkarzowi na zaprezentowanie swoich umiejętności w taki sposób, ale w sumie, czemu nie? Jakby tego było mało po tym popisie dostajemy pełną ognia bitwę gitarowo-klawiszowo-saksofonową, po której ponownie mamy wyciszenie i do głosu dochodzi… flet. No i mamy jeszcze bardzo piękne zakończenie z piękną syntezatorową melodią Zatem widać, że grupa bardzo dobrze przygotowała się, by słuchacz nie czuł się przez ani chwilę znużony. Można się jedynie przyczepić, że nie zdecydowano się na polski tekst, bo angielski burzy tu nieco odbiór albumu jako całości. Warto dodać, że proAge zdecydowali się nakręcić do tego utworu teledysk w Pałacu Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej, by przypomnieć jak się prezentują w swoim naturalnym środowisku, jakim jest scena.

Zachwycałem się dotychczas instrumentalnymi popisami muzyków, pora więc poświęcić kilka słów wokalowi. Mariusz Filosek nie dysponuje jakimiś wielkimi możliwościami głosowymi, z czego dobrze zdaje sobie sprawę (polecam przeczytanie krótkiego bio na stronie zespołu), niemniej na tym albumie zaprezentował się z jak najlepszej strony. Mniej tu quasi-teatralnych popisów, które fajnie sprawdzają się na żywo (a Filosek to prawdziwe sceniczne zwierzę), niekoniecznie jednak zachwycają w nagraniach studyjnych. Ponadto na albumie „4. wymiar” udało się znaleźć odpowiedni balans pomiędzy instrumentalnymi partiami i warstwą liryczną, przez co nie jest on przegadany. A jeśli dodamy do tego również charakterystyczne, niebanalne teksty, w których więcej jest miejsca na metafory niż dosłowność (jak czytamy w materiałach promocyjnych: pomagają zrozumieć czym jest kubek kawy w nieodpowiednim momencie i co to w ogóle znaczy nieodpowiedni moment?), to otrzymamy najbardziej dopracowany wokalnie album Zagłębiaków.

Rok 2021 rozpoczyna się całkiem udanie przynosząc nam najbardziej dojrzałą propozycję w dotychczasowej, już dość długiej, karierze proAge. Grupa kontynuuje podróż ścieżką zapoczątkowaną na albumie „MPD” i dalej rozwija swój hardrockowo-progresywny styl dołączając do niego elementy jazzu, oddając do naszych rąk ze wszelkich miar udane dzieło. Świetnie napisane, zagrane i zrealizowane (jest to pierwszy pełnowymiarowy album nagrany w mikołowskim Epicentrum Studio). I choć to dopiero początek roku, to śmiem przypuszczać, że „4. wymiar” zagości w czołówce moich ulubionych wydawnictw na jego koniec.

Płyta wydana została w pięknym digipacku z najbardziej stonowaną okładką w dotychczasowej dyskografii autorstwa Kasi Król, z nowym, bardziej nowoczesnym logo. W odróżnieniu od wcześniejszych pełnowymiarowych płyt, które miały znaczek krakowskiego Lynx Music, tym razem muzycy zdecydowali się na samodzielne wydanie krążka. Premiera 29 stycznia.

Tomasz Dudkowski


Gdy w 2017 roku, po latach grania, będzińska formacja proAge zadebiutowała pełnowymiarowym albumem Odmienny stan rzeczywistości lekko powątpiewałem w przyszłość zespołu. Niesłusznie, bowiem od tego czasu grupa nabrała rozpędu i po wydanym w ubiegłym roku MPD, w styczniu 2021 roku światło dzienne ujrzy kolejne dzieło formacji Mariusza Filoska.

4 wymiar to niespełna godzina muzyki wpisana w tylko sześć kompozycji. Tym razem artyści nie zdecydowali się wydawać – jak to miało miejsce w przypadku dwóch ostatnich płyt – dwóch krążków z różnymi wersjami językowymi. Tu poszli na kompromis nagrywając połowę albumu w naszym ojczystym języku, drugą w języku Szekspira. Ta „druga połowa” to tak naprawdę jeden utwór - chyba najdłuższy w historii grupy - prawie 29-minutowa tytułowa suita 4th Dimension. Kompozycja w zasadzie idealnie oddaje obraz aktualnej muzycznej wizji zespołu. To granie silnie osadzone w rocku progresywnym wykorzystujące jego wielowątkowość i różnorodność. Utwór iskrzy motywami, ma też, po dziesięciu minutach, klimatyczne i przestrzenne zwolnienie, w którym na tle głębokich klawiszowych teł otrzymujemy piękne gitarowe solo w Latimerowym nieco stylu. A potem następuje jeden z najciekawszych momentów tego epickiego utworu – rozpędzona rytmicznie sekwencja z pojedynkami gitary, instrumentów klawiszowych i saksofonu (na tym ostatnim dołączający do składu Mariusz Rutka), pełnymi improwizacyjnego rozmachu i – dzięki saksofonowi – jazzowego posmaku. A gdyby tego było mało, muzykom udało się też wcisnąć krótki perkusyjny popis nowego w zespole Bogdana Mikruta (kto dziś gra solówki perkusyjne na albumach?!). Utwór jest może trochę niepotrzebnie rozciągnięty i już w jego trzeciej części odczuwa się lekkie znużenie, niemniej to bardzo udany flirt formacji z tak długą i rozbudowaną kompozycją, pokazujący duży potencjał kompozytorski i wykonawczy.

A co mamy ponadto? Kilka krótszych form, choć też trudno im odmówić wielobarwności. Otwierający całość System ma od samego początku ciekawy hard rockowy riff i towarzyszące mu figury klawiszowe w quasi orientalnym stylu. Z kolei W cieniu izolacji jest chyba najbardziej przebojowy i piosenkowy. Człowiek z wysokiego zamku po klimatycznym wstępie okraszonym partią saksofonu, z czasem atakuje wyrazistym basem, „nerwowym” rytmem i ambientowymi podkładami będącymi tłem dla śpiewającego Filoska. Krótkie Sensorium jest natomiast jedyną tu balladą z ładną figurą na flecie (odpowiada za nią Małgorzata Łydka), która tworzy zgrabną harmonię z głosem śpiewającego lidera. Płytę kończy również udana, z fajną gitarową solówką gościnnie tu pojawiającego się Jana Mitoraja (Osada Vida), Wyspa czasu.

Album niewątpliwie podąża muzyczną ścieżką rozpoczętą na MPD, kiedy to do grupy dołączył Krzysztof Walczyk. Jest go tu mnóstwo pod różnymi postaciami – od Hammondowych, oldschoolowych zagrywek po bardziej nowoczesne rozwiązania. Z drugiej strony to w dalszym ciągu muzyka gitarowa z ciekawymi wtrętami saksofonu i fletu, zapewniającymi odpowiednio jazzowe i folkowe smaczki.

Nieodłącznym elementem stylu grupy jest oczywiście śpiew Filoska, pełen specyficznej ekspresji, wzniosłości i emfazy. Wolę go wszakże śpiewającego po polsku i wolałbym, żeby tytułowy utwór był spójny językowo z całością. Istotne dla proAge zawsze były teksty. Tak jest i tym razem. W promocyjnej notce napisano dość enigmatycznie, że pomagają zrozumieć czym jest kubek kawy w nieodpowiednim momencie i co to w ogóle znaczy nieodpowiedni moment? Kluczem dla nich jest „czas”, do którego Filosek w znany sobie poetycki i specyficzny sposób odnosi się w różnych płaszczyznach.

Cóż, fajnie że zespół wykorzystuje swoje „nowe otwarcie” sprzed trzech lat. To z pewnością ich najbardziej dojrzała płyta.

Mariusz Danielak


Kończy się ten wyjątkowo ciężki rok. Z pojawieniem się szczepionki jest jednak nadzieja, że następny będzie lepszy. Kończy się i muzyczny rok, wieloma podsumowaniami i zestawieniami najlepszych płyt. Liczę na to, że z nowym rokiem, pojawi się jeszcze więcej ciekawych albumów. Dobrym zwiastunem, że tak właśnie będzie, jest ta oto płyta, której oficjalna premiera przewidziana jest już w styczniu. Przedpremierowo pozwolę sobie więc zainaugurować ten Nowy Rok, recenzją tego świeżego, ciepłego jeszcze materiału, który niedawno, przedpremierowo, przepłynął do mnie z Zagłębia, od grupy PRO AGE.

Już pierwsze przesłuchanie ich trzeciego albumu studyjnego, utwierdziło mnie w przekonaniu, że to najbogatsza pod względem muzycznym rzecz, którą stworzyli. Płyta została nagrana w odnowionym składzie, za bębnami zasiadł Bogdan Mirkut, dołączył również saksofonista, Mariusz Rutka. Zmiany te, przyniosły pod względem brzmienia, dużo dobrego. Wokal lidera zespołu Mariusza Filoska, też przeszedł jakby pewną metamorfozę, nie jest tak mocny (można rzec nowofalowy), jak na poprzednich płytach. Mariusz śpiewa tutaj znacznie łagodniej, co doskonale współgra z progresywnym stylem.

Pierwszy na płycie „System”, jest mocną kompozycją , wręcz z prog metalowym pazurem. W „Cieniu izolacji”, zdecydowanie łagodniejszy, piosenkowy, z fajną linią melodyczną. W „Człowieku z wysokiego Zamku”, od samego początku czaruje nas dźwięk saksofonu, potem atmosfera gęstnieje, fajny pulsujący bas (Roman Simiński), dodaje tej kompozycji mroku. Mroczny klimat świetnie współgra tutaj z tekstem. „Sensorium”, to obok „W cieniu izolacji” druga, krótsza, 3 minutowa kompozycja. To najbardziej minimalistyczny pod względem muzycznym fragment, jednak z bajeczną partią fletu poprzecznego. W najdłuższej na płycie, trzyczęściowej, prawie półgodzinnej suicie „4th Dimension”, z anglojęzycznym tekstem, chwilami mam wrażenie, jakby gościnnie śpiewał Łukasz Gal (Millenium)? Nie tylko wokal, ale bogate instrumentalnie, klawiszowe (Krzysztof Walczyk) i gitarowe (Sławomir Jelonek) solówki, brzmią tutaj rewelacyjnie. Znalazło się nawet miejsce na krótkie, perkusyjne solo (Bogdan Mikrut), a także na świetne partie saksofonu (Mariusz Rutka) i fletu poprzecznego (gościnnie zagrała na nim Małgorzata Łydka). To nie jedyny gość na tym albumie. Można usłyszeć tutaj również gitarę Jana Mitoraja (Osada Vida). Wszechstronne partie klawiszy, to wyjątkowo mocny atut tego wydawnictwa. Wiadomo, Krzysiek Walczyk, z niejednego pieca chleb jadł. Jego klawisze potrafią zabrzmieć zarówno vintage’owo, niczym u Wakemana , Lorda, czy Airey’a, ale również bardziej nowocześnie. Wieńcząca płytę „Wyspa Czasu”, śmiało może konkurować, z muzyką naszych rodzimych, progresywnych dominatorów – Riverside.

„4 wymiar” nie jest albumem koncepcyjnym jak miało to miejsce, w przypadku poprzedniej płyty „MPD”. Posiada jednak temat przewodni, którym jest tym razem czas. Już niebawem, przyjdzie więc czas, aby zapoznać się z nową propozycja PRO AGE, do czego szczerze zachęcam. Będzie to pierwsza rodzima pozycja, jaka ukaże się z nowym rokiem. I choć cały rok dopiero przed nami, nie mam jednak wątpliwości, że znajdzie się w moim zestawieniu ulubionych płyt 2021 roku.

Marek Toma



..::TRACK-LIST::..

1. System 4:50
2. W Cieniu Izolacji 3:06
3. Czlowiek Z Wysokiego Zamku 8:10
4. Sensorium 3:34
5. 4th Dimension 28:53
- Part 1 Permanence
- Part 2 On the Other Side of Consciousness
- Part 3 Helpless
6. Wyspa Czasu 7:10



..::OBSADA::..

Mariusz Filosek - wokal
Sławomir Jelonek - gitary
Roman Simiński - bas
Krzysztof Walczyk - Hammond, piano & synth
Bogdan Mikrut - perkusja
Mariusz Rutka - saksofon

Gościnnie:
Małgorzata Łydka - flet poprzeczny
Jan Mitoraj - gitara




https://www.youtube.com/watch?v=EClx5sIapho



SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!

Komentarze są widoczne tylko dla osób zalogowanych!

Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.

Copyright © 2024 Best-Torrents.com