...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.
..::OPIS::..
W październiku 2020 roku, tuż przed wydaniem kolejnego studyjnego albumu zatytułowanego „Cyr”, Billy Corgan – lider The Smashing Pumpkins – zapowiedział, że pracuje nad kontynuacją płyt „Mellon Collie and the Infinite Sadness” i „Machina/The Machines of God”. Taka mocna deklaracja spowodowała, że w mojej głowie zapaliło się czerwone światełko ostrzegawcze. Miałem obawy, co do takiego pomysłu. Z drugiej strony – to też jakoś nie dziwiło. W końcu wypowiedział to sam Corgan, który z pewnością jest nietuzinkową postacią w świecie muzyki i różne głośne hasła z jego ust w przeszłości padły.
Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że Dynie zaprezentują trzyczęściową rock operę składającą się z 33 utworów, a kolejne odsłony będą miały swoje premiery w dość krótkich odstępach czasowych. Pierwsza część pojawiła się w serwisach streamingowych 15 listopada, druga ujrzy światło dzienne 27 stycznia, a ostatnia natomiast – 21 kwietnia. Później całość zostanie zebrana razem i wydana w formie fizycznej.
Wspominałem na samym początku recenzji o obawach, ale pierwsza zapowiedź obszernego wydawnictwa – utwór „Beguiled” – dawał nadzieję, że Corgan i spółka nie zapomnieli, jak dołożyć do pieca. Wspomniany singiel, ze świetnym, motorycznym riffem, znajdzie się jednak dopiero na drugiej części. Może to i dobrze, bo na „ATUM – Act I” otoczony byłby, w większości, przez kompozycje bardzo, ale to bardzo słabe.
Na poprzednim albumie „Cyr” do głosu doszła mocno elektronika. Krążek, który zawierał aż 20 utworów, był nierówny. I czuć było, że selekcja materiału kulała. Nie spodziewałem się jednak, że Billy Corgan może ten aspekt w jeszcze bardziej koncertowy sposób spartaczyć. Mało tu rockowego mięsa, a sporo przeciętnego electropopu. Tak w skrócie mógłbym opisać zawartość pierwszej części tej szumnie zapowiadanej rockopery, która… z tym terminem za dużo wspólnego nie ma. Nie bronię Corganowi eksperymentować – ma do tego przecież prawo. Smutno się jednak na to patrzy, gdy w taki właśnie sposób szarga legendę The Smashing Pumpkins.
Początek „ATUM – Act I” nie zwiastuje jeszcze katastrofy. Instrumentalny otwieracz nawet intryguje i – oprócz wszechobecnych klawiszy – pojawiają się tu gitary i perkusja. Następny w kolejności „Butterfly Suite” to już czysty pop, ale – na szczęście – w miarę strawny dla słuchacza, który na co dzień siedzi w bardziej rockowych klimatach. Nawet kobiece chórki nie drażnią. Trzeci numer na albumie, czyli „The Good in Goodbye”, powoduje uśmiech na całej twarzy. Jimmy Chamberlin w końcu może się wykazać za swoim zestawem, a „zaczepny” riff jest ozdobą całości. Stare, dobre dynie. Liczyłem, że dalej poziom zostanie utrzymany. No cóż – to się zdziwiłem… I to srogo.
Bo oto grupa The Smashing Pumpkins postanowiła uraczyć nas materiałem, który określiłbym mianem miałkiego synthpopu. Do tego grona zaliczam utwór „Hooligan”, który brzmi tandetnie. A refren to już w ogóle… śmiech na sali. Billy Corgan zmarnował też potencjał takich kompozycji, jak „With Ado I Do” czy „Steps in Time”. Potrafi też „zabić” monotonnością – najlepszym przykładem bezpłciowy „Where Rain Must Fall”. Mam wrażenie, że samozwańczy lider schował głęboko do szafy w czasie nagrywania piosenek, które znalazły się na „ATUM – Act I”, zarówno gitarzystę Jamesa Ihę, jak i perkusistę Chamberlina. Wydawało się, że po to kilka lat temu wrócili do składu The Smashing Pumpkins, aby mocniej wykorzystać ich umiejętności, a nie po to, żeby oddawali pole automatowi perkusyjnemu czy syntezatorom.
Kiedy myślałem, że gorzej być nie może, czekała na mnie kompozycja zatytułowana „Hooray!”, o której istnieniu chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Czy to najgorsza rzecz w dorobku The Smashing Pumpkins? Mam wrażenie, że tak. Naprawdę nie jestem w stanie pojąć, jak coś tak tragicznego mogło znaleźć się na albumie. To kabaret – cytując Roberta Lewandowskiego, który w ten sposób skomentował w przeszłości wyniki plebiscytu „France Football”.
Nie od dziś wiadomo, że Billy Corgan to osoba, która chce mieć nad wszystkim kontrolę. W przypadku „ATUM – Act I” mam jednak wrażenie, graniczące z pewnością, że stracił panowanie nad tworzonymi kompozycjami. I przez to całość się rozlazła. Oczekiwań co do dwóch pozostałych części rock opery na ten moment nie mam. Spodziewam się tak naprawdę wszystkiego. Być może pojawi się więcej takich udanych „strzałów”, jak „Beguiled”, a może ponownie otrzymamy przeciętne electropopowe kawałki, o których ciężko będzie można napisać coś pozytywnego. Sytuacja jest taka, że „ATUM – Act I” to – jak na razie – najsłabszy krążek w bogatym dorobku The Smashing Pumpkins. Panie Corgan, wstyd!
Ocena [w skali szkolnej 1-6] 2 zmieszane dynie
Szymon Bijak
Pod koniec kwietnia ukazał się długo oczekiwany album The Smashing Pumpkins Atum. Płyta ma aż 33 utwory, które łącznie trwają ponad dwie godziny! Projekt ten, w zamyśle grupy, stanowi rock-operę na trzy akty, chociaż ciężko tu doszukiwać się hybrydy rocka i opery...
Słuchając albumu, odnoszę wrażenie, że zespół szuka swojej nowej stylistyki, ale niekoniecznie już ją znalazł. Pierwszy akt jest bardziej electropopem niż rock-operą, i to w złym wydaniu. Atum to również tytuł utworu wprowadzającego. Singiel rozpoczyna się syntezatorami, które psują całą kompozycję. Są nie tylko zbędne, ale zakłócają odbiór muzyki. Po tych kilku trudnych dla mnie sekundach wchodzi gitara i tu już można oczekiwać dobrej porcji muzyki rockowej. Niestety, syntezatory dają o sobie znać nie tylko w dalszych momentach numeru, ale i na całym albumie.
Słuchając drugiego utworu – Butterfly Suite, mam wrażenie, że zespół chciał w nowoczesny sposób wrócić do lat 80. Ale niekoniecznie w dobrym stylu. Podoba mi się moment cięższych gitar, natomiast nie pasuje on do kompozycji tego numeru. Zdecydowanie większy potencjał ma singiel The Good in Goodbye – jest on całkiem rockowy (i pewnie dlatego uważam, że jest jednym z lepszych na płycie), ale warto pominąć pierwsze 40 sekund, w których... nic się nie dzieje.
Drugi akt rozpoczyna się Avalanche i znowu odnoszę wrażenie, że muzycy chcieli przypomnieć lata 80. Jednak połączenie rock-opery z electropopem i syntezatorami z lat 80. to chyba za dużo jak na jedną płytę. Następna piosenka Empires rozpoczyna się solidną dawką gitarowych riffów i to mi się podoba, daje chwilę rockowego oddechu. Kolejne kompozycje to powrót syntezatorów i dźwięków trudnych do słuchania. Chociaż druga część niewątpliwie jest mniej uwierająca w ucho słuchacza, to wciąż niewiele ma wspólnego z rock-operą. Dobrym utworem jest singiel promujący płytę Beguiled. Jest najlepszą propozycją na tym albumie. Kompozycja jest najbliższa do rockowo-operowego brzmienia.
Trzeci akt rozpoczyna się Sojourner, który jest łagodną balladą pop-rockową. Utwór charakteryzuje się jasnym brzmieniem i brakiem syntezatorów (uff…). Drugą propozycją w tym akcie jest That Which Animates the Spirit i muzycznie naprawdę nie jest zły! Ciekawa linia perkusyjna i gitarowa, chociaż warstwa wokalna przypomina musical. The Canary Trainer jest spokojną i ciekawą piosenką, która jest przyjemna w słuchaniu – czego niestety nie można powiedzieć o następnym kawałku. Zespół znowu wraca do charakterystyki rockowej w In Lieu of Failure, jednak linia wokalna jest dosyć oczywista i nie ujmuje za serce, ale utwór się broni muzycznie. Fireflies, który ma zostać również singlem promującym płytę, jest połączeniem stylistyki sprzed 40. lat i rocka – i w tym utworze nareszcie to dobrze brzmi.
Mam wrażenie, że The Smashing Pumpkins szukało swoich dźwięków przez cały proces tworzenia Atum. Trzeci akt jest całkiem niezłą propozycją dla fanów, chociaż nie jestem przekonana, czy odkupuje wszystkie winy z aktu pierwszego i drugiego.
Katarzyna Mrożek
..::TRACK-LIST::..
CD 1 - Act I:
1. Atum 3:34
2. Butterfly Suite 3:13
3. The Good In Goodbye 4:40
4. Embracer 3:37
5. With Ado I Do 2:53
6. Hooligan 3:02
7. Steps In Time 3:48
8. Where Rain Must Fall 4:11
9. Beyond The Vale 3:42
10. Hooray! 3:49
11. The Gold Mask 3:30
CD 2 - Act II:
1. Avalanche 5:31
2. Empires 3:10
3. Neophyte 4:18
4. Moss 2:58
5. Night Waves 2:53
6. Space Age 3:12
7. Every Morning 6:10
8. To The Grays 3:08
9. Beguiled 3:56
10. The Culling 4:58
11. Springtimes 3:58
CD 3 - Act III
1. Sojourner 7:44
2. That Which Animates The Spirit 3:54
3. The Canary Trainer 3:58
4. Pacer 5:26
5. In Lieu Of Failure 3:22
6. Cenotaph 3:02
7. Harmageddon 4:19
8. Fireflies 3:30
9. Intergalactic 8:59
10. Spellbinding 4:09
11. Of Wings 5:31
..::OBSADA::..
Drums - Jimmy Chamberlin
Guitar - James Iha
Guitar, Keyboards - Jeff Schroeder
Vocals, Guitar, Bass, Keyboards - William Patrick Corgan
Backing Vocals [Additional Background Vocals] - Katie Cole, Sierra Swan
Backing Vocals, Arranged By [Background Vocal Arrangements] - Katie Cole
Choir - April Rucker, Devonne Fowlkes, Jovan Bender, Kimberley Nicole Mont, Wilmer Terrell Hunt
Choir, Chorus Master [Lead] - Kimberly Fleming
Orchestra:
12-String Bass [String Bass] - Craig Nelson
Cello - Andrew Dunn, Austin Hoke
Clarinet, Bass Clarinet - Emily Bowland
Conductor [Leader] - Kristin Wilkinson
Flute, Alto Flute, Bass Flute - Erik Gratton
French Horn - Jennifer Kummer
Harp - Rachel Miller
Oboe, English Horn - Somerlie DePasquale
Piano, Celesta [Celeste], Harpsichord, Percussion - Tim Lauer
Trumpet, Flugelhorn - Steve Patrick
Viola - Kristin Wilkinson, Monisa Angell
Violin - Alicia Enstrom, David Angell, David Davidson
https://www.youtube.com/watch?v=XEOvZbNsIkM
SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!
|