Best-Torrents.com


Muzyka / Psychedelic Rock
MISTY - HERE AGAIN (2022) [WMA] [FALLEN ANGEL]


Dodał: Fallen_Angel
Data dodania:
2024-08-07 17:38:52
Rozmiar: 314.95 MB
Ostat. aktualizacja:
2024-08-07 17:38:52
Seedów: 0
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.



..::OPIS::..

Każdy, kto zna wydawnictwo Grapefruit (oddział wytwórni Cherry Red) będzie świadomy, że są to specjaliści w penetrowaniu rzadko odwiedzanych muzycznych głębin przełomu lat 70-tych, do których ekipa z bardziej znanego Esoteric bez szczegółowej mapy i kompasu raczej nie odważy się zapuszczać. Za ich sprawą zszedłem z utartego szlaku, by po raz kolejny znaleźć się w krainie, gdzie na rockowym drzewie genealogicznym widnieje napis „Here Be Dragons”. Dziwni mężczyźni z rzadkimi brodami z pchlich targów machają do mnie płytami winylowymi, podczas gdy ja pochylamy się nad albumem „Here Again” nagrany przez zespół MISTY w 1969 roku. Mówię „nagrany”, a nie „wydany”, bo płyta w epoce nie wyszła poza fazę acetatu. A, jest jeszcze coś, co wydaje się niewiarygodne – ci goście prawie nigdy nie grali na żywo! No dobra, dali dwa koncerty: pierwszy jako suport Roya Orbisona w Birmingham, drugi dla studentów w Banbury w tamtejszym college’u. I wszystko w tym temacie. Jedyny oficjalny ślad jaki zostawili po sobie to singiel wydany przez Parlophone, który wiele obiecywał...

Pomimo, że nie koncertowali zostali zaproszeni do telewizji na dwa 15-minutowe programy muzyczno-rozrywkowe nakręcone w Carlisle i pokazane w lokalnej Border TV zasięgiem obejmująca angielsko-szkockie pogranicze. Niewiarygodne, że po tylu latach cudem udało się zlokalizować jeden z nich, który znajdował się w rękach prywatnego kolekcjonera i został dołączony do „Here Again”. Dla każdego, kto był ich fanem, jest on tak cenny jak zwoje znad Morza Martwego(*). Dla nas, muzycznych archeologów, to sensacyjny i zarazem fascynujący dokument zespołu zasługujący na dużo więcej, niż to, co przyniósł im los.

Grający na organach Hammonda Michael Gelardi i basista Steve Bingham poznali się latem 1968 roku odpowiadając na ogłoszenie londyńskiego zespołu soulowego w „Melody Maker” poszukującego muzyków. Grupa, której nazwy nikt już nie pamięta, była przeciętna nie mniej klasycznie wykształcony Gelardi będący pod wpływem Händla i Scarlattiego błyskawicznie złapał nić porozumienia z Binghamem mającym obsesję na punkcie rhythm and bluesa. Wkrótce zaczęli pisać piosenki i komponować utwory. To były zalążki późniejszego materiału, nasionka, które rzucone na żyzną glebę przyniosły plon na dużej płycie.

Obaj muzycy w ciągu kilku miesięcy zwerbowali wokalistę Tony’ego Woottona i gitarzystę Freddie’ego Greena. Problemem okazał się perkusista, co do którego mieli pewne wymagania. Michael Gelardi: „W tym przypadku zdaliśmy sobie sprawę, że standardowy bębniarz nie poradzi sobie z niektórymi zawiłościami naszej muzyki i zdecydowaliśmy, że będziemy potrzebować perkusisty jazzowego, którego moglibyśmy namówić do grania rocka.” Po licznych ogłoszeniach i przesłuchaniach udało się znaleźć Johna Timmsa, „wytrawnego” muzyka jazzowego, który „kopiąc i wrzeszcząc” w końcu dał się wciągnąć w „budzący grozę świat rocka”. Nazwany na cześć kultowego standardu jazzowego Errolla Gomersa zespół Misty szybko stanął na nogi i zaczął rozwijać swoje niepowtarzalne brzmienie będące fuzją muzyki klasycznej, głównie barokowej (Bach, Händel, Scarlatti) i własnych kompozycji poruszających się w obrębie rocka, ambitnego popu i jazzu. Trzeba przyznać było to dość intrygujące jak na owe czasy połączenie.

Menadżerem grupy został Michael Grade, późniejszy dyrektor Telewizji BBC1, będący wówczas właścicielem agencji talentów London Management. Dwudziestoletni Michael uwierzył, że ich wyjątkowy tygiel brzmień i wpływów może być przyszłością rocka. To on zgodził się zapłacić za próby, sprzęt i nowiutką furgonetkę Bedford. On też załatwił kontrakt z wytwórnią Parlophone, opłacił studio, w którym nagrali singla i zaaranżował występy telewizyjne, o których już wspominałem. W październiku 1969 roku, a więc w tym samym czasie, gdy King Crimson wydał swój debiutancki krążek „In The Court Of The Crimson King”, Led Zeppelin drugi album, a Pink Floyd „Ummagummę” (listopad’69) Misty przebywali w londyńskim Regent Sound Studios, nagrywając album. Studio, uznawane za pierwsze, w którym nagrywali Rolling Stonesi miało wówczas jeden 4-ścieżkowy magnetofon. Trudno to sobie wyobrazić, szczególnie gdy dziś słucha się płyty „Here Again” i nie odczuwa, że została wyprodukowana ponad pół wieku temu. Zespół miał też cholerne szczęście, że pracował nad nią jeden z najlepszych ówczesnych inżynierów dźwięku w Wielkiej Brytanii. Adrian Ibbotson, człowiek-legenda pracujący niemal ze wszystkimi, choć sławę przyniosła mu praca przy albumie „Sgt. Pepper’s…” The Beatles.

W lipcu 1970 roku, gdy ukazał się singiel „Hot Cinnamon” mający być zapowiedzią dużej płyty, Grade uwierzył w sukces zespołu. To wtedy padła z jego ust dość odważna zapowiedź: „Wczoraj byli The Beatles, The Rolling Stones, Cream”. Dziś Led Zeppelin, The Moody Blues, Deep Purple. Jutro należy do MISTY!” Gdyby to była surrealistyczna prognoza pogody nikt nie miałby mu za złe, że się nie sprawdziła. W kontekście tego, co wydarzyło się później wypowiedź ta została uznana za jedną z najbardziej beznadziejnych przepowiedni tamtych lat. Na początku rzeczywiście wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą i idzie w dobrym kierunku gdyż singiel dość często gościł na antenach radiowych. Niestety wyniki sprzedaży były kiepskie, co z kolei przełożyło się na listy przebojów, na których nigdy nie zagościł. Szkoda, bo moim zdaniem „Hot Cinnamon” to świetny, szybki utwór muzyczny, ale prawdopodobnie zbyt skomplikowany rytmicznie, aby mógł być hitem tanecznym. Na stronie „B” umieszczono równie ciekawy, klasycyzujący numer „Cascades”.

Niezadowoleni szefowie wytwórni Parlophone ostatecznie wycofali się z wydania dużej płyty i być może taśmy-matki wciąż leżą gdzieś w magazynowych zakamarkach przykryte grubą warstwą kurzu. Zawiedzeni muzycy rozeszli się w swoje strony i na tym mogłaby się ta historia zakończyć, gdyby nie to, że Geraldi natknął się na oryginalny acetat i zdecydował, że nadszedł czas, aby po „krótkiej” przerwie trwającej 52 lata album w końcu ujrzał światło dzienne.
Stało się to dokładnie 16 września 2022 roku.

To historyczne pierwsze wydanie zawiera trzynaście utworów (cały album plus singiel) uzupełnione 15-minutowym, telewizyjnym występem grupy (wersja audio). Nie mniej interesująca jest także 20-stronicowa książeczka z unikalnymi zdjęciami, pamiątkami i cytatami muzyków zespołu.

A co dostajemy od strony muzycznej? Album na miarę swoich czasów – wczesny prog oparty na klasyce z psychodelicznymi akcentami i popowym blaskiem. Wyobraźmy sobie zmieszane ze sobą elementy The Nice i Procol Harum skrzyżowane z Pink Floyd z epoki Syda Barretta, trochę Arthura Browna, a nawet Moody Blues. Zacierając cienkie granice między rockiem, klasycznym jazzem i kameralny popem „Here Again” to transcendentny kalejdoskop kolorów, których nie da się zdefiniować. I rzeczywiście bardzo miło się tego słucha. Gra Geraldiego na Hammondzie jest więcej niż znakomita; Steve Bingham wywija basem z godną podziwu szybkością i płynnością, zaś jazzowa perkusja Johna Timmsa to już czysta poezja. Co ciekawe, w porównaniu z długimi kompozycjami innych zespołów wczesnego rocka progresywnego utwory na tym albumie są stosunkowo krótkie choć mi to kompletnie nie przeszkadza. Na swój sposób każdy jest inny, każdy ma swoją specyficzną atmosferę i trudno wskazać tu faworytów. Klasycznie otwierający się psychodeliczny prog „Witness For The Resurrection”, znakomity „A Question Of Trust” i utwór tytułowy zostały zagrane z idealną mieszanką porywających eksperymentów i wirtuozowskiej muzykalności. W dużej części panuje tu silny klimat baroku, ale jest też sporo dobrej muzyki pop w „Harmonious Blacksmith”, „John’s Song”, czy „Lazy Guy”. Do grona moich ulubionych dopisuję przeuroczy „Final Thougs”, a przede wszystkim „Animal Farm” będący zwięzłym, tekstowo inteligentnym proto-prog rockowym samorodkiem najwyższego rzędu. W tekstach zespół porusza porusza także „trudne” tematy, takie jak długotrwała choroba („Julie”), samobójstwo („Final Thoughts”), samotność („I Can See The Stars”), w których Ton Wootton prezentuje wspaniały wachlarz swoich wokalnych umiejętności.

Misty był prawdziwie oryginalnym, genialnym zespołem. Rzadkim ptakiem, który powinien był pozostawić niezatarty ślad, zamiast wpisać się na listę dawno zapomnianych „flotsamów i jetsamów” ery psychodelicznej. Album „Here Again” jest naprawdę ponadczasowy. To kawałek nieskazitelnej muzyki, która ucieleśnia postępowego ducha tamtych czasów unosząc się w powietrzu niczym mgła – na wpół zapomniany, przezroczysty sen, który powrócił do nas po pięćdziesięciu latach milczenia.

(*) Zwoje znad Morza Egejskiego – najstarsze rękopisy Biblii napisane po hebrajsku, aramejsku i grecku około 3 wieku p.n.e. wokół których narosło wiele legend i mitów.

Zibi



First-ever release of the album recorded at the end of the 60s by studio-based UK progressive rock band Misty.

Includes their genre-bending Parlophone single 'Hot Cinnamon', now a major collectable after being unearthed and championed by mod club DJs.

A dazzling fusion of classically-inspired progressive rock and song-based psychedelic pop, the five-piece Misty looked like being major contenders after being plucked from obscurity by talent agency London Management.

The agency's head, British showbiz scion Michael Grade, became their manager, proclaiming Misty to be “the future of rock music” they released the EMI single 'Hot Cinnamon' supported by the band's own regional TV showcase.

Unfortunately, the single failed to attract too much attention at the time, and a concurrently-recorded album, entitled ‘Here Again’, failed to get beyond acetate stage.

The band duly went their separate ways and now after a brief hiatus of 52 years, Grapefruit is proud to host the first-ever release of the Misty album, a 13-track set that fuses classic three-minute songwriting with an organ-based late psychedelic/early progressive rock sound, firmly in the tradition of classically-informed bands like Procol Harum and The Nice.

Augmented by the audio content of that 15-minute television showcase, a 4000 word sleeve-note about Misty's hitherto-undocumented existence together with photos, memorabilia and quotes from band members. Another dropped stitch in the tapestry of late 60s/early 70s British psychedelic and progressive rock.



..::TRACK-LIST::..

1. Witness For The Resurrection
2. Here Again
3. A Question Of Trust
4. Julie
5. I Can See The Stars
6. Harmonious Blacksmith
7. Hot Cinnamon
8. Cascades
9. Animal Farm
10. I Will Be There
11. Lazy Guy
12. John's Song
13. Final Thoughts

Bonus Tracks:
14. Witness For The Resurrection (Live)
15. Cascades (Live)
16. Hot Cinnamon (Live)
17. John's Song (Live)

Tracks 1 to 13 recorded at Regent Sound Studios, late 1969 except tracks 7 and 8 recorded at Olympic Studios, spring 1970.
All tracks previously unreleased except 7 and 8 released as Parlophone R5852 in July 1970.
Tracks 14 to 17 recorded for Border TV show in Carlisle, broadcast in July 1970



..::OBSADA::..

Lead Guitar, Vocals - Freddie Green
Lead Vocals, Twelve-String Guitar - Tony Wootton
Drums - John Timms
Keyboards, Vocals - Michael Gelardi
Bass, Twelve-String Guitar, Vocals - Steve Bingham




https://www.youtube.com/watch?v=f9LGaOOCCqA



SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!

Komentarze są widoczne tylko dla osób zalogowanych!

Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.

Copyright © 2024 Best-Torrents.com