Best-Torrents.com


Muzyka / Metal
GRIDLINK - CORONET JUNIPER (2023) [WMA] [FALLEN ANGEL]


Dodał: Fallen_Angel
Data dodania:
2024-06-25 16:12:30
Rozmiar: 158.52 MB
Ostat. aktualizacja:
2024-06-25 16:12:30
Seedów: 0
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI.


..::OPIS::..

Tegoroczny album Gridlink można postrzegać jako podwójny powrót - głowy podniosą zarówno fani zespołu (nieobecnego wydawniczo od 2014 roku), jak i te osoby, które wspominają pierwszy skład Jona Changa, Discordance Axis. Weteran sceny grindcore'owej wrócił, by domknąć swój muzyczny katalog, ale pozostało pytanie, czy jego projekt jest jeszcze w stanie zabłysnąć twórczym chaosem i zapewnić ekstremalne doświadczenia?

Od pierwszych dźwięków wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia ze stylistyczną kontynuacją wydanej niemal dekadę temu płyty "Longhena". Brzmienie jest bliźniaczo podobne, można też napotkać na podobne strategie konstruowania utworów, co szczególnie słychać w "Pitch Black Resolve" i "Nickel Grass Mosaic". Wciąż jest to muzyka, która naładowane treścią przebiegi podaje w skrótowej, niezwykle intensywnej formie.

Bogactwo środków wyrazu pozycjonuje Gridlink z dala od prymitywnej i surowej formuły, którą Chang przyjmował na przełomie wieków z Discordance Axis. Ortodoksyjni fani, którzy poszukują najczystszego (najbrudniejszego) wcielenia muzyki gitarowej, mogą już ogłaszać zdradę ideałów. Pierwsza połowa płyty obfituje w kunsztownie skomponowane, melodyjne i pełne ornamentów, ale wciąż wściekłe i szybkie strzały posyłane w stronę słuchacza. Wielość motywów, za którymi nie sposób nadążyć przynosi szczególny rodzaj przyjemności. Efektem jest zadyszka, migrena wywołana ogromną ilością zabiegów podanych na raz.

Kolejne utwory stanowią techniczne eksplozje, pojawia się wrażenie obcowania z rozpędzoną do granic możliwości, przegrzewająca się maszyną. Wyraźny tego przykład stanowi zakończenie tytułowego utworu, gdzie kanciasty motyw gitarowy zapętla się, a perkusja wielokrotnie powtarza głuche uderzenia. Na szczególną uwagę zasługuje też ostatni fragment (mojego ulubionego) utworu - "Ocean Vertigo". Zespół postawił w nim na postawienie kropki w postaci atmosferycznych, eskalujących akordów. Brzmi to jak udane spotkanie Wormrot z Liturgy.

Słuchając "Coronet Juniper", nie można oprzeć się wrażeniu, że Gridlink proponuje granie silnie osadzone w ciele - testujące jego możliwości, eksploatujące zakres jego działania. W wywiadzie dla portalu Metallerium Chang opowiadał o tym, jak gitarzysta i kompozytor Takafumi Matsubara doznał urazu ręki, co było bezpośrednią przyczyną przedłużających się prac nad płytą. Nowy album stanowi więc efekt udanej rekonwalescencji, a kolejne utwory powstawały w czasie powrotu do sprawności. Przypomina to, że mathcore zawdzięcza swój kształt nie tylko skomplikowanym podziałom rytmicznym i złożonej koncepcji. To muzyka bezpośrednio zależna od ciała, należy je widzieć jako aktywnie kreujące kształt artystyczny.

Gridlink wciąż fantazjuje na temat formuły ekstremalnego grania. Melodyjna, techniczna materia bynajmniej nie zachęca do kontemplowania użytych środków. Muzycy stosują tę metodę, aby osiągnąć ekstatyczny szał, zawrót głowy. Szkoda jedynie, że nie udało się osiągnąć takiej różnorodności stylistycznej jak na poprzedzającej płycie, "Longhena" była pod tym względem wyjątkowym doświadczeniem. Na zakończenie albumu dodane są jeszcze wersje instrumentalne podpisane jako "karaoke versions" - gest może wydawać się zabawny, ale Jon Chang wciąż powtarza, że robią tak, bo japońskie zespoły heavy metalowe tak robiły, dla niego to standard. To urokliwe, że pożegnalny album został domknięty takim zabiegiem.

Pascal Buła


Gridlink zakończyli działalność niedługo po wydaniu „Longhena”, ale nie miałem im tego za złe. Wszak zrobili tyle dobrego dla światowej kultury, że stali się boscy i nietykalni, więc wybaczyłbym im nawet udział w „Tańcu z gwiazdami”. Nie liczyłem też na ich powrót, bo jak mało kto – nie musieli niczego udowadniać. Wszak zrobili tyle dobrego dla światowej kultury i tak dalej… A tu niespodzianka, najwyraźniej Takafumi Matsubara nie do końca realizował się w innych projektach, bo w końcu poczuł potrzebę ponownego zebrania zespołu do kupy. Nie śmiałbym prosić o więcej.

W stosunku do Coronet Juniper nie miałem żadnych konkretnych oczekiwań, bo i po co – oczywistą oczywistością było, że czwarta płyta Gridlink zostawi po sobie jedynie zgliszcza, że pozamiata ewentualną konkurencję, że w momencie premiery trafi do kanonu gatunku i będzie wspominana przez lata… Tak po cichu liczyłem tylko na to, że album będzie „długi”, może nawet i dwudziestominutowy… No i proszę – wszystko się sprawdziło! To doskonały materiał w totalnie rozpoznawalnym i w sumie niepodrabialnym stylu, którego zgłębienie zajmuje sporo czasu, ale i dostarcza mnóstwo radości.

Każdy z jedenastu utworów zawiera od groma fenomenalnych i często zaskakujących pomysłów, na które wpaść mógł tylko Takafumi Matsubara z kolegami. Każdy też jest osobnym, wyrazistym tworem, który wnosi coś istotnego do całości. Wszystkie natomiast są imponująco spójne, choć niekoniecznie łączą się w oczywisty/przewidywalny sposób. Muzycy Gridlink utrzymali zatrważająco wysoki poziom „Longhena”, co oznacza, że przez większość czasu płyta jest niemal absurdalnie szybka, niesamowicie intensywna, szalenie zróżnicowana, technicznie pokombinowana i nie trzyma się żadnych sztywnych ram. Coronet Juniper jest prawdziwie bezkompromisowa i wręcz kipi od rozsadzających ją od środka emocji, a jednocześnie przewijają się w niej dźwięki po prostu piękne, które z pozoru do niczego tu nie pasują. Poza tym album nie traci niczego z selektywności nawet w najbardziej zakręconych fragmentach.

Liderzy oryginalnego grindu powrócili na tron (na którym była tabliczka „zarezerwowane”) w wielkim stylu, więc każdy, kto mieni się miłośnikiem DOBREJ MUZYKI, powinien się jak najszybciej zapoznać z zawartością Coronet Juniper. Ten krążek koniecznie trzeba mieć w kolekcji i słuchać go do upadłego, bo kto wie, czy Gridlink zaraz się znowu nie rozpadną. I tym razem nie miałbym im tego za złe. Wszak zrobili tyle dobrego dla światowej kultury i tak dalej...

demo


Let’s talk grindcore. Out of all the subgenres of extreme music, grindcore is quite possibly my least favorite. I find it what most people think death metal to be: noise without purpose. When I was going down the rabbit hole of my music taste getting heavier and heavier, I hit a bit of a roadblock when listening to Napalm Death. I thought…well, this is garbage. Turns out, there are exactly three good grindcore bands in existence, and they all share a member. Jon Chang–of Discordance Axis, No One Knows What the Dead Think, and Gridlink–is one of the few people of the scene who has my undying respect. Not just because of his taste in anime (and excellent vocals), but because all of the projects he’s attached to drip quality like no other grind albums.

Gridlink is a strange band to say the least. Their album prior, Longhena, long (hena) remains my favorite grindcore album of all time because of how out there it is. It’s melodic in the strangest way possible, littered with post-rock melodies, and even has a violin at some points. It’s about as close to prog as grindcore has ever been, and I was heartbroken to find out Gridlink had been disbanded for years after I’d found them. Furthermore, guitarist Takefumi Matsubara suffered a brain infection resulting in total paralysis of his left hand, ending his musical career on a high note that left me wanting more...

…until he recovered. My eyes practically bugged out of my head when I saw Willowtip’s notification on my phone saying a new album from Gridlink was coming. Lead single ‘Silk Ash Cascade’ told me all I needed to know. The melodic leads of the intro, Bryan Farjardo’s absolutely insane drumming, and an actually clear mix that gave Mauro Cordoba’s bass plenty of time to shine. Gridink were fucking back, with a mecha on their album cover no less. I just know these guys have been playing Armored Core 6.

Turns out, those nearly ten years in hibernation was just so the rest of the scene could catch up. Gridlink have catapulted themselves so far ahead of everyone else, once again. This is a grind album with purpose, infectious melodies cover all nineteen blistering minutes of this album’s runtime, some that got stuck in my head for days afterward. Despite all the melody, and dare I say, epic and sweeping feel to this album, they don’t sacrifice any of the aggression or abrasion for beauty.

What I love about this album can be summed up in the track ‘Ocean Vertigo’. At a grand two minutes and forty-five seconds, it’s practically the closest we’ll ever get to a grindcore epic. If you listen to the karaoke version (which the band have kindly included with every copy), you’ll find that Matsubara’s guitarwork is incredibly melodic for grindcore, and him slowing it down (for gindcore, anyway) adds to the song’s dramatic, violin-laden crescendo. Matsubara is honestly the star of the show on this album because he knows when to take a break from the constant tremolo assaults. In the rhythmic department, Farjardo’s unrelenting blasts and seemingly infinite fills keep the energy high, even when Matsubara chills out for a whole eighth of a minute.

The whole nineteen-minute Beam Saber-to-the-face leaves this album sitting at just the right runtime for a grind album, and it leaves me wanting more. The only flaw I can possibly find in this otherwise masterful album is the treble-heavy guitar tone. I would’ve liked something more bass heavy, like No One Knows What the Dead Think. However, even if you don’t like grind, I’d recommend checking this one out. I may even regret the rating I’m about to give in favor of .5 higher. I know my comrade Andy is gonna have the complete opposite opinion, so you can read his hate-filled rant against fun and good albums below. Or you could just listen to Coronet Juniper. I’d say go with the latter.

Zach



..::TRACK-LIST::..

1. Silk Ash Cascade 02:24
2. Anhalter Bahnhof 01:10
3. Pitch Black Resolve 01:56
4. Nickel Grass Mosaic 01:39
5. Ocean Vertigo 02:57
6. Octave Serpent 01:03
7. Coronet Juniper 01:25
8. Zygomatic 01:10
9. Refrain 01:02
10. The Forgers Secade 01:47
11. Revenant Orchard 02:44



..::OBSADA::..

Takafumi Matsubara - Guitar
Jon Chang - Vocals
Bryan Fajardo - Drums
Mauro Cordoba - Bass



https://www.youtube.com/watch?v=amfyozr5WsI



SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!

Komentarze są widoczne tylko dla osób zalogowanych!

Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.

Copyright © 2024 Best-Torrents.com