Best-Torrents.com




Discord
Muzyka / Heavy Metal
IRON MAIDEN - SOMEWHERE IN TIME (1986/2019) [MP3@320] [FALLEN ANGEL]


Dodał: Fallen_Angel
Data dodania:
2024-03-31 08:22:58
Rozmiar: 120.23 MB
Ostat. aktualizacja:
2024-11-07 19:02:12
Seedów: 5
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...



..::OPIS::..

„Somewhere In Time” jest krążkiem który budzi we mnie mnóstwo dobrych wspomnień i pozytywnych emocji . Słuchając tej płyty przypominam sobie lata nastoletniej młodości kiedy to w upalne, letnie noce otwierałem okno swojego pokoju na ostatnim piętrze wieżowca w którym zamieszkiwałem długie lata i gapiłem się w gwiezdne niebo słuchając „kosmicznych” dźwięków zawartych na tym albumie marząc przy tym o wspaniałej, pełnej przygód przyszłości…. No cóż. Co było to minęło i nie wróci. Latka lecą. Nie spełniły się też wszystkie marzenia. Pozostały wspomnienia. A jeśli wspominać … to najlepiej przy dźwiękach „Somewhere In Time”.

Przejdźmy do samego albumu i muzyki. Druga połowa lat 80 to dla Iron Maiden okres ugruntowania swojej wysokiej pozycji na światowym rynku muzycznym. Żelazna Dziewica przeistoczyła się w megagwiazdę grającą wyczerpujące trasy koncertowe, przez co zespół zaprzestał wydawać swoje albumy studyjne co rok, jak to czynił do tej pory. Coś za coś. Dając siebie fanom na koncertach muzycy mieli coraz mniej czasu na tworzenie nowych kompozycji. Świat mógł zachwycić się „Somewhere In Time” dopiero w roku 1986, czyli dwa lata po ukazaniu się poprzedzającego go „Powerslave”.

„Somewhere In Time” to album przełomowy w karierze Brytyjczyków. Zespół pracując nad materiałem rozpoczął poszukiwania nowego brzmienia eksperymentując z syntezatorami i przestrzennymi efektami gitarowymi, co po ukazaniu się krążka doprowadziło wielu ortodoksów z ciasnymi mózgami do palpitacji serc i histerycznych reakcji. Zespołowi zarzucono odejście od korzeni, pójście na łatwiznę w celu zdobycia szerszych kręgów publiczności i zwiększenia sprzedaży płyt. Moim zdaniem eksperymenty brzmieniowe okazały się udane i otrzymaliśmy w prezencie album, którego do dziś można słuchać z przyjemnością. Krążek doskonale zniósł próbę czasu a te najbardziej „komercyjne” utwory („Heaven Can Wait” i „Wasted Years” ) jeszcze długo będą wykonywane na kolejnych światowych trasach zespołu przyprawiając kolejne pokolenia żarliwych fanów o wypieki na twarzach. W zasadzie to wszelkie opinie i obawy ortodoksów należałoby o kant d…. roztrzaskać. Owszem. Jest tu nowe, może trochę zmiękczone delayami i chorusami, przestrzenne, jakby futurystyczne brzmienie, doskonale zresztą komponujące się z klimatem okładki, jednak nadal mamy tu do czynienia z rasowym Iron Maiden . Gdyby tak pozbawić wszystkich przestrzennych efektów taki np. „Caught Somewhere In Time” i zarejestrować go podobnie jak utwory z lat 83 czy 84 to okazałoby się, iż doskonale nadaje się on do umieszczenia na „Piece Of Mind” czy „Powerslave”. Zgodzę się, iż „Wasted Years” i „Sea Of Madness” mają może troszkę piosenkowy charakter ale czy przypadkiem „2 Minutes To Midnight” nie był kochany przez fanów za to samo? „Ooo ooooooo ooo ooooo” w „Heaven Can Wait” – czyż nie uwielbiacie tego podśpiewywać na koncertach? Albo te syntezatory?? Niech mi ktoś powie, że to nie pasuje to odeślę go do psychologa…. Absolutnie nie razi mnie lajtowość „Stranger In A Strange Land” . Ja tę lajtowość wręcz uwielbiam. Na „Killers” też mieliśmy „Prodigal Son” i świat się z tego powodu nie zawalił. To że początek „The Loneliness Of The Long Distance Runner” wbija się na długo w pamięć uważam za zaletę i jest to zasługa kompozytora a nie marketingowe czary mary grubasów w garniturach z EMI. Zespół podtrzymał jeszcze jedną dobrą tradycję i nagrał kolejną suitę . „Alexander The Great” uważam za dzieło doskonałe i nigdy nie mogłem zrozumieć dlaczego nie jest wykonywane na koncertach. Mam nadzieję, iż kiedyś Harrisowi przyjdzie do głowy pomysł aby urozmaicić troszkę setlistę, panowie odkurzą pamięć i poćwiczą ten wspaniały utwór.

Warto dodać, iż największy wpływ na kreowanie brzmienia i stylu Iron Maiden na płycie „Somewhere In Time” miał jak zwykle szef zespołu – Steve Harris i gitarzysta Adrian Smith („Wasted Years” , „Sea Of Madness” , „Stranger In A Strange Land”) którego smak i kunszt kompozytorski znacząco wpływa na styl zespołu. Trzeba też wspomnieć iż nad „Deja Vu” Steve Harris popracował razem z Davem Murray`em. Bruce Dickinson miał w tym okresie nieco odmienne zdanie na temat drogi jaką powinien podążać zespół, to też na tej płycie nie znalazła się ani jedna jego kompozycja.

Ponieważ mam do tej płyty wielki sentyment, uważam ją za znaczącą w dorobku Iron Maiden i z radością obserwuję jak doskonale broni się w walce z upływającym czasem daję dychę ! I bez dyskusji !!!

Garfield


Ze starożytnych piramid zdobiących „Poweslave” Iron Maiden odbyło długą drogę w czasie, by na swoim następnym albumie „Somewhere In Time” pojawić się w kosmicznej przyszłości. Eddie ze sfinksa przeistoczył się w robota, a muzycy zrobili sobie zdjęcie na jakimś kosmicznym pojeździe. Czas jest też motywem pierwszego „Caught Somewhere In Time”, ale w dalszej części teksty dotyczą różnych tematów, a na koniec nawet znów wracamy do starożytności.

Z punktu widzenia upływającego czasu należy też interpretować „Wasted Years”. Jest to jeden z najwspanialszych i najbardziej urokliwych przebojów Iron Maiden. Ujmuje nostalgią za przemijającą i spędzoną w trasie młodością, opiewa podróżniczy trud i tęsknotę za minionymi czasami. Ma jednak morał, aby podnieść głowę i cieszyć się z tego co jest teraz. Wyróżnia się chwytliwymi gitarami i niesamowitym śpiewem Bruce’a, który w tym utworze wznosi się na kosmiczne wyżyny swoich możliwości: „So understand…” Coś wspaniałego.

Po takim szlagierze zupełnie nie odstaje jednak „Sea Of Madness”. Tu również refren powala swoją śpiewnością i unosi wysoko do nieba, zresztą nie tylko w przenośni, ale i dosłownie: „Like the eagle and the dove fly so high on wings above…” Te dwa numery to moja ulubiona parka z tego albumu, ale na tym wcale emocje się nie kończą. „Heaven Can Wait” nie ma już tak porywającego refrenu, ale za to ma zrobiony pod koncertową publiczkę chórek, ochoczo wyśpiewywany przez fanów na całym świecie. Prosty i melodyjny, idealny do gromkiego nucenia: „Ooo ooooooo ooo…”

„The Loneliness Of The Long Distance Runner” jest szybki i mocny, ale w swojej wymowie przypomina nieco tego samotnego ancient marinera, tym razem jednak przemierzającego lądy, a nie morza. Więcej spokoju jest w rozciągłym i nostalgicznym „Stranger In A Strange Land”, zaś „Deja-Vu” jest znowu szybszym i bardziej melodyjnym gitarowo oraz wokalnie kawałkiem. Numer może mniej znany, ale bardzo fajny, dla mnie jeden z lepszych na płycie. I tak dochodzimy do ostatniej, najdłuższej i najbardziej monumentalnej pozycji, opiewającej historyczne czyny Aleksandra Wielkiego. Utwór zaczyna się jego deklamowanym cytatem, wykonywanym przez Grahama Chapmana, aktora najbardziej znanego z „Latającego Cyrku Monty Pythona”.

A wszystko to jest podane oczywiście w znakomitej oprawie muzycznej. Utwory są długie i przesiąknięte wyśmienitym gitarowym graniem. Rozbudowane fragmenty instrumentalne ciągną się w nich dostatnio, przechodząc z obficie płynących melodii w bujne solówki i z powrotem. Bardzo wyraźnie jest wyeksponowany bas. Cała heavymetalowa orkiestra pracuje na najwyższych obrotach i wydaje z siebie wszystko to co ma w sobie najlepszego. Genialny śpiew Bruce’a dopełnia tego dzieła i współtworzy kolejną doskonałą i wiekopomną płytę w dyskografii wielkiego Iron Maiden.

Wujas


Android stojący w szerokim rozkroku. Z jego ciała wystają różnobarwne kable, tworząc całkowicie nienaturalne połączenie z napiętymi, syntetycznymi mięśniami. Celownik przysłaniający lewą część twarzy przed chwilą był w użyciu, o czym świadczy dymiąca broń mocno zaciśnięta w prawej dłoni. Ale jeszcze dobitniejszym dowodem użycia celownika jest zaciskająca się w agonalnym skurczu dłoń należąca do innego androida.... Za plecami zwycięzcy przelatuje pojazd, a przebijający się przez chmury księżyc pomaga dziesiątkom neonów oświetlić ponure i mroczne ulice Miasta Przyszłości... Tak przedstawiająca się okładka płyty "Somewhere In Time" (który to tytuł dodatkowo wypisany jest stylizowanymi na "komputerowe" literami) - do pewnego stopnia zapowiada, czego można spodziewać się po tej płycie Iron Maiden. Zarzuty o kopiowanie samych siebie na kolejnych albumach, które pojawiły się po wydaniu "Piece Of Mind", nie za bardzo :) spodobały się Ironom. Nic więc dziwnego, że postanowili nagrać płytę odmienną od poprzednich, by pokazać antagonistom swoją klasę. I o ile "Somewhere..." jednym może się podobać, a innym nieco mniej, to nikt nie może zaprzeczyć, że album ma swój szalenie specyficzny klimat. Klimat ten w dużej mierze tworzą zastosowane po raz pierwszy przez Iron Maiden syntezatory, które szczególnie w kilku nagraniach ("Caught Somewhere In Time", "Heaven Can Wait") są bardzo dobrze słyszalne.

Płytę otwiera niemal-tytułowe :) "Caught Somewhere In Time", które jak dla mnie nie jest powalające. Po całkiem ciekawym gitarowo-syntezatorowym początku wchodzi perkusja, najpierw spokojna, potem nieco żywsza. Kawałek ma fajny, rozbudowany bridge i ciekawą część instrumentalną ze świetną sekcją. I choć niby wszystko jest w porządku, to jednak jest w tym numerze pewna monotonia, szczególnie mocno bijąca z refrenu. Po tym przeciętnym początku pora na "Wasted Years" - jedną z najbardziej chwytliwych kompozycji w historii Maiden. Świetny gitarowy motyw, piekielnie melodyjny refren i znakomite solo. Sam tekst także jest dość ciekawy, choć w sumie mało oryginalny - mówi o patrzeniu w przyszłość, zamiast ciągłego oglądania się na lata minione. Naprawdę dobre nagranie, które nota bene zostało pierwszym singlem z płyty i odniosło całkiem spory sukces komercyjny. Trzeci kawałek w odróżnieniu od bardzo "gładkiego" poprzednika rozpoczyna się bardzo postrzępionym, gęstym riffem, któremu towarzyszy buczący bas. Specyficzna surowość jest bardzo ciekawa, znakomite są także solówki. Najbardziej jednak zapadł mi w pamięć krótki fragment, gdy następuje zwolnienie tempa - znakomita, bardzo delikatna gitara towarzyszy smutnemu śpiewowi Bruca "It's madness/ The sun don't shine....". Po "Morzu Szaleństwa" mamy najbardziej dynamiczny kawałek na płycie - "Heaven Can Wait". Mroczny początek przerywa kanonada na perkusji i drapieżny bas. A potem wchodzi genialny wokal Dickinsona, który śpiewa nieprawdopodobnie zajadle i dynamicznie. Świetna także, jest tu perkusja, która co chwile zmienia rytm i szybkość. Do tego mamy jeszcze jakby stworzone na koncerty "Oooh, oooh" ze znakomitą gitarą w tle. No i nie można zapomnieć o świetnych solówkach wygrywanych przez Adriana i Dave'a. Piąty kawałek to "The Loneliness Of The Long Distance Runner", rozpoczynający się bardzo nastrojową, jakby rozmarzoną partią gitarową. Zaraz wchodzi jednak galopująca perkusja, świetny bas i porwany wokal Bruce'a. Bardzo lubię ten numer, ale muszę przyznać, że chyba jest nieco za długi - mógłby sporo zyskać, gdyby go skrócić gdzieś o minutę (choć z drugiej strony to przecież "long distance" :) ). Następny w kolejności jest drugi singiel z płyty - "Stranger In A Strange Land". Wyraźny bas Harrisa, ciekawe riffy i niezmiernie klimatyczne zwolnienie nie są w stanie zmienić tego, że jakoś nie przepadam za tą piosenką. Brakuje mi tu tego "czegoś", co porywa w przypadku większości Maidenowskich nagrań. Numer siedem to "Deja-vu". Dla odmiany ten kawałek należy do moich ulubionych, jeśli chodzi o ten album. Szybka gra Nicko, pulsujący bas i znakomite riffy powodują, że numer aż pulsuje energią. Do tego świetny wokal Bruce'a, który przechodzi od mrocznego szeptu, do wysoko wyśpiewanych linijek, cały czas robiąc to w sposób szalenie zajadły. Płytę zamyka epicki "Alexander The Great". O tej piosence mogę napisać to, co już kiedyś napisałem o "Quest For Fire": muzyka świetna, ale tekst pozostawia nieco do życzenia. Przez kolejne wyśpiewywane linijki Harris znakomicie świerzbi bas, Nicko okłada perkusję, a gitary wygrywają kolejne ciekawe motywy. Sam tekst jednak jest zbyt sztywny i bezpośredni - padają historyczne fakty, daty i miejsca bitew, co niespecjalnie mi się podoba. Za to nad samą partią instrumentalną można piać z zachwytu - miarowa perkusja schowana pod nabierającymi dynamiki "bliźniaczymi" gitarami, które w końcu wychodzą na pierwszy plan wygrywając jedną wspaniałą solówkę za drugą. A w tle ciągle męczący swój bas Harris. Ten fragment jest po prostu genialny i świetnie oddaje klimat czasów Aleksandra Wielkiego. Ech, gdyby nie tekst, to byłby to jednen z moich ulubionych utworów.

Chociaż na płycie (z mojego punktu widzenia) bywa nierówno i świetne nagrania ("Heaven Can Wait", "Deja-vu") przeplatają się z nieco słabszymi ("Stranger In A Strange Land", "Caught Somewhere In Time"), to płyta jest bardzo ciekawa i wyraźnie odróżnia się na tle innych Ironowskich albumów. Sporo jest tu ciekawych i zaskakujących rozwiązań, do tego dochodzi intrygujący klimat. No i nie można zapomnieć, że płyta ta na pewno była bardzo ważnym punktem w muzycznym rozwoju Dziewicy.

Tomasz 'YtseMan' Wącławski


Wydany w 1986 roku album Somewhere in Time tym różni się od poprzednich pięciu studyjnych płyt Iron Maiden, iż, primo, użyto na nim po raz pierwszy dźwięku dobywanego z pomocą syntezatora gitarowego, oraz secundo - było to wydawnictwo znacznie słabsze od wcześniejszych.

Płyta zaczyna się bardzo dobrze, galopującym, bezkompromisowym Caught Somewhere in Time. Po wysokim poziomie tego utworu można byłoby spodziewać się świetnej płyty, na miarę Piece Of Mind i Powerslave. Podobnie jednak, jak płyta ta jest słabsza od swych poprzedniczek, tak i kawałek drugi prezentuje się zdecydowanie gorzej niźli pierwszy. Po jego wysłuchaniu uznałem, że to pewnie jeden z mniej reprezentatywnych numerów tego albumu, okazało się jednak później, iż wprost przeciwnie – to jeden z numerów lepszych. Bowiem utwór trzeci, Sea of Madness, zapowiadający się zaiście wspaniale, ze świetnym gitarowym riffem i pięknym basem Harrisa, w miarę swego trwania rozczarowuje, ostatecznie jawiąc się jako przeciętny. A szkoda, gdyż, po prawdzie, mógłby to być jeden z najlepszych kawałków stworzonych przez Iron Maiden. Z kolei refren utworu czwartego, Heaven Can Wait, jest tak żenujący, podobnie jak niespodziewany chórek w jego dalszej części, że numer ten, podobnie jak kolejny, „łupankowy” The Loneliness of the Long Distance Runner, warto byłoby puścić w niepamięć, gdyby nie to, że jest to niemożliwe – jego zapis już utrwalono. „Szóstka”, Stranger in a Strange Land, nawiązująca tytułem do słynnej powieści wybitnego pisarza science fiction Roberta A. Heinleina, to utwór brzmiący jak jeden z wielu tanich rockowych przebojów lat 80., natomiast o następnym, Deja-Vu, nie warto nawet wspominać. Poza pierwszym kawałkiem płytę tę ratuje jeszcze (i jedynie!) kończący ją Alexander the Great, dobry, lecz nie świetny, choć na takowy miałby on zadatki. Przez niepotrzebną patetyczność jednak i przez nazbyt „seriożne” potraktowanie postaci wielkiego macedońskiego wodza, utwór ten nie wzbił się na wyżyny Maidenowej wielkości, tak jakby podjęty temat za bardzo muzyków usztywnił, ograniczył, uniemożliwiając im szerokie rozpostarcie skrzydeł wszak ich jakże kreatywnej wyobraźni.

Jeśliby po Caught Somewhere in Time umieścić Alexander the Great i dalej już pozostawić niezmieniony szyk utworów umieszczonych na tym albumie, to można by było napisać, iż z numeru na numer jest to płyta coraz gorsza, oraz, że to całe szczęście, iż nie znalazło się na niej jeszcze więcej kawałków. Nie jest ona jednak beznadziejna, z pewnością nie, albowiem Iron Maiden zawarło na niej jeszcze trochę ciekawych i mocnych elementów, do dzisiaj mogących stanowić inspirację dla innych zespołów.

Krzysztof Niweliński


Na "Somewhere in Time" muzycy postanowili nieco odświeżyć swoje brzmienie. Co prawda, odrzucony został pomysł Bruce'a Dickinsona, aby wzorem "Led Zeppelin III" nagrać album w połowie akustyczny, ale zdecydowano się na inne nietypowe rozwiązanie - wykorzystanie syntezatorów gitarowych. Brzmienie albumu stało się przez to nieco bardziej plastikowe, nawet jeśli użycie syntezatorów jest tu bardziej dyskretne, niż na wydanym w tym samym roku albumie "Turbo" Judas Priest.

Kompozycyjnie jest niestety dość średnio. Na plus wyróżnia się przebój "Wasted Years", dobry melodyjnie i oparty na naprawdę świetnej linii basu Steve'a Harrisa. Drugi singiel, "Stranger in a Strange Land", już tak dobrego wrażenia nie robi, głównie przez sztampowy refren z wyjącym Dickinsonem. Wśród fanów wielką popularnością cieszy się finałowy "Alexander the Great" - kolejny z tych rozbudowanych utworów, z nawet udanym, balladowym wstępem, ale później powtarzający do znudzenia ograne patenty i zawierający naprawdę nieznośną dawkę patosu. Zupełnie przeciętnie wypadają natomiast takie kawałki, jak "Caught Somewhere in Time", "The Loneliness of the Long Distance Runner" i "Deja-Vu", a toporny "Sea of Madness" od kompletnej nijakości ratuje tylko zaskakujące, popowe przejście. Niesamowicie żałosnym kawałkiem jest natomiast "Heaven Can Wait" z okropnie irytującym refrenem i paskudną, piłkarską wokalizą.

Fajnie, że zespół próbował urozmaicić czymś swoją muzykę. Szkoda, że praktycznie nic to nie wniosło. Zmieniło się trochę brzmienie (na gorsze), a poza tym zespół wciąż powtarza te same patenty, przy okazji tworząc coraz mniej udane kompozycje

Paweł Pałasz



..::TRACK-LIST::..

1. Caught Somewhere In Time
2. Wasted Years
3. Sea Of Madness
4. Heaven Can Wait
5. The Loneliness Of The Long Distance Runner
6. Stranger In A Strange Land
7. Deja-Vu
8. Alexander The Great



..::OBSADA::..

Vocals - Bruce Dickinson
Lead Guitar, Rhythm Guitar, Synthesizer [Guitar Synth] - Dave Murray
Lead Guitar, Rhythm Guitar, Synthesizer [Guitar Synth], Backing Vocals - Adrian Smith
Bass, Synthesizer [Bass Synth] - Steve Harris
Drums - Nicko McBrain




https://www.youtube.com/watch?v=PzUI3-lJmEA



SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!

Komentarze są widoczne tylko dla osób zalogowanych!

Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.

Copyright © 2024 Best-Torrents.com