Best-Torrents.com


Muzyka / Heavy Metal
WIJ - PRZESTWÓR (2023) [WMA] [FALLEN ANGEL]


Dodał: Fallen_Angel
Data dodania:
2024-02-18 11:33:19
Rozmiar: 250.53 MB
Ostat. aktualizacja:
2024-02-18 11:34:11
Seedów: 5
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...



..::OPIS::..

Śledzę karierę Wija od debiutanckiego Dziwidła, dotychczasowy dorobek studyjny (podobnie jak koncert zagrany podczas Summer Dying Loud 2022) nie sprawił jednak, bym spoglądał na twórczość grupy z perspektywy kolan. O ile debiut i Przeklęte Wody doceniam, znajdując na nich sporo ciekawej treści, moja odległość od parteru pozostawała do tej pory, w przypadku warszawskiego trio, dość bezpieczna.

Wiele wskazuje na to, że druga płyta grupy ma szansę tę sytuację zmienić, bo Przestwór wziął mnie z zaskoczenia bardzo skutecznie, wypełzł spod wyra, chwycił za nogawkę i z łatwością wciągnął do swojego przedziwnego, wielobarwnego świata, w którym od pierwszej chwili poczułem się zaskakująco dobrze.

Cholera jasna, czego tu nie ma. Kojarząc Wij przez pryzmat tradycyjnego doom/heavy – czy, jak zwykli to nazywać spece do marketingu, proto – metalu, otrzymałem na nowym albumie daleko szerszy wachlarz inspiracji, odwołań i muzycznych kluczy. Od Panzerfury wjeżdżającej dismemberowym riffem, przez sabbathowy vibe Porońca, orientalne smaczki Brek Zarith, nowoczesne post grunge’owe Lete i Lucyferynę, po punkowego Niezatapialnego i wręcz crossoverowy Z Raju won, Wij tasuje swobodnie swoją muzyczną talię, zmieniając co rusz układ wyłożonych na stół kart.

W całym tym misz-maszu jest jednak wspólny mianownik. Są nimi co najmniej dobre (Oko, Niezatapialny), bardzo dobre (Brek Zarith, Lete, Skrzypłocz, Z raju won), a miejscami zasługujące nawet na ocenę celującą (Panzerfura, Poroniec, Lucyferyna) bangery, które znakomicie siadają, zostają w głowie i zmuszają do swawolnego tańca, ze szczególnym uwzględnieniem ruchu bioder.

Nieodzownym elementem jest tu oczywiście wokal Tui Szmaragd, która w zależności od potrzeb sięga zarówno po inspiracje damami estrady lat 70./80., by w innych numerach zabrzmieć dużo bardziej współcześnie i modnie. Co ważne, wokal nie jest na Przestworze wyłącznie nośnikiem treści, ale zdaje się być trzecim instrumentem, muzycznie uzupełniającym partie Palca i Boba (a czasem kreującym własne linie melodyczne, wchodzące z nimi w dysonanse). Głos Tui to w ogóle ciekawy kazus, mocno polaryzujący słuchaczy, ja jednak skłaniam się ku tym, którzy uznają go za jedną z największych zalet twórczości zespołu.

No i te teksty. Zabawa słowem (już sam tytuł można interpretować dwuznacznie), ciekawie pogmatwane frazy, skłaniające do lektury, niebędące jednocześnie przeintelektualizowanym bełkotem liryki, inspiracje zarówno pulpową popkulturą, poezją, słowiańską i grecką mitologią, jak i kulturą komiksu (wielkie love za sięgnięcie do świata Thorgala, który w dużej mierze ukształtował także moją miłość do tego gatunku), wszystko to składa się na bardzo różnorodne i ciekawe uniwersum muzycznych opowieści.

By nie było jednak zbyt słodko, muszę wspomnieć też o minusach Przestworu/a. Po ich stronie zaliczyć trzeba na pewno długość płyty. Czuć brak tych dwóch dodatkowych numerów, dzięki którym – oczywiście pod warunkiem utrzymania poziomu – zgarnięta pula byłaby większa. Kolejna rzecz to odczuwalny niedobór drugiego wiosła, który mimo dość ciekawego zastosowania gitary barytonowej, będącej jednocześnie instrumentem prowadzącym, jak i uzupełnieniem sekcji rytmicznej, mocno zawęża arsenał środków wyrazu. Odrobinę ciekawsza mogłaby być też oprawa graficzna (ratuje ją nieco sesja zdjęciowa), choć przyznam, ze intrygujące jest odwrócenie dotychczasowych barw i tonacji, co można interpretować jako deklarację zdecydowanego wyjścia z ram wytyczonych poprzednimi albumami (możliwe też jednak, że po prostu coś sobie dopowiadam).

Jedno jest pewne – Przestwór to dla mnie nowe otwarcie w muzycznej przygodzie z Wijem. Bardzo dobry album, który na pewno zagości w moim tegorocznym podsumowaniu i skłoni do udziału w trasie zapowiedzianej na początek 2024. „Każdy jest niechrzczeńcem, tam skąd jestem!” – oj, będzie śpiewane.

Synu



Macki protometalowego WIJ-a oplotły mnie już za sprawą debiutu Dziwidło, a ze względu na drugą płytę, zaciskają się jeszcze gorliwiej. Choć w przypadku Przestworu nie dostajemy już okultystycznego paktu, czy sensualnego zaśpiewu, to wkraczamy w czeluści nieznanych wymiarów. W przestrzenie międzygatunkowe i wszechstronne.

Otacza Cię ciemność – głęboka, pochłaniająca, złowróżbna. Z przytłaczającej, atramentowej plamy wyłaniają się delikatne, jasne przebłyski. Dziewięć nierównych planet. Każda z nich odmienna, osobliwa, lecz tak samo plugawa i niedogodna do ludzkiego poznania.

Kroczysz drogą po wymiarach, stoisz na granicy wszechświatów w… przestworze. W rozległej przestrzeni, niemającej zenitu.

Zespół wypełzł z mroku, łącząc metaforyczne teksty, mistycyzm z ezoterycznością, dziwactwa z wierzeniami. Na najnowszym albumie – Przestwór – możemy doświadczyć jeszcze większego spektrum różnorodności. WIJ na płycie wykreował wszechświaty wkraczające w mitologię grecką i słowiańską. Eksploruje szczeliny podwodnych głębin, a także penetruje ruiny komiksowych historii. Stworzone opowieści tworzą oddzielne, kompletne planety, które rezonują obok siebie w przestrzeni.

Każdy z wymiarów zbudowany jest z innych cząsteczek, także tych gatunkowych. Zespół na Przestworze jeszcze dosadniej intryguje formą – dodaje do utworów thrashowe wstawki, elektroniczne dźwięki, czy melancholię gotyckiego rocka. WIJ już na Dziwidle nie był oddany jednemu gatunkowi muzycznemu. W debiucie mogliśmy doświadczyć połączenia proto/doom metalu z elementami rock’n’rolla. W przypadku najnowszego albumu haniebna byłaby jakakolwiek próba sklasyfikowania tak niejednostajnej struktury (choć pośrednio to zrobię, lecz nie w wymiarze całej płyty, a w analizie poszczególnych utworów). Przestwór ma bowiem pozostać rozległy, niezbadany, a w konsekwencji – perwersyjny.


Panzerfura
Na krucjacie przeciw życiu doświadczamy w istocie poezji śpiewanej opowiadającej o rebelii maszyn. Płyta rozpoczyna się energicznym, thrashowym wydźwiękiem. Szybkimi riffami gitary barytonowej oraz melodyjnym wyciem wokalu. Jest szybko, agresywnie, a wręcz – mechanicznie.

Poroniec
Ja Poroniec, nie będę służyć Tobie – poroniec, podły, wrogi demon, wywodzącym się z duszy poronionego dziecka lub spędzonego płodu W Porońcu wchodzimy do krainy plugawych, obskurnych wierzeń słowiańskich. To najbardziej „dziwidłowy” kawałek. Przesiąknięty ezoteryką, mrokiem i brzydactwem. Poroniec to esencja doom metalu, gdzie przechodzimy od monumentalnych, ciężkich fragmentów do bardziej delikatnych, melodyjnych partii.

Oko
Oko nanizane na srebrzystą nić – już na początku utworu, wrzuceni zostajemy w hipnotyczny seans z elementami elektroniki. Ma się wrażenie, jakby oko, o którym jest mowa, obracało się w ciemnej próżni, pochłaniając wszystko wokół. W klipie doświadczamy psychodelii, podsyconej czarnoksięstwem, wróżbami i mistycyzmem. Oko obkręca także wśród hard rocka i rock’n’rolla. Z pewnością jest to jeden z lepszych utworów na płycie, z przenikliwym, charakternym refrenem.

Brek Zarith
Na wysokim klifie wkraczamy w świat Thorgala, komiksu science fiction-fantasy. Brek Zarith jest niezmiernie monumentalnym utworem w gotyckim charakterze. Przeważają w nim częste zmiany tempa i intensywności. Wszystko w egzotycznym, orientalnym klimacie. W wersie – Musi zginąć, Brek Zarith musi zginąć – intrygująco użyto dwóch głosów, nadając utworowi jeszcze większej podniosłości. Tuja Szmaragd eksperymentuje ze zmianą tonacji i ukazuje swój ogromny wachlarz zdolności wokalnych.

Brek Zarith odstaje od pozostałych utworów, jest najbardziej innowacyjny, co nie każdemu słuchaczowi przypadnie do gustu. Według mnie jest to najlepszy kawałek na płycie, z racji właśnie tej odmienności.

Lete
Brodząc purpurową rzeką Lete, mamy całkowicie utracić pamięć, by dostąpić reinkarnacji i zapomnieć o przeszłych żywotach. Utwór nawiązuje do mitologii greckiej, gdzie wspomniany strumyk jest jedną z pięciu rzek krainy ciemności, Hadesu. Płyniemy w utworze wolniej niż w przypadku pozostałych pozycji na płycie. Lete jest bardziej melancholijna, posępna, co bardzo dobrze współgra z opowieścią o zatraceniu duszy śmiertelnej.

Lucyferyna
Ja nie z światła, ja nie z cienia …, to nie jej dom. Tytułowa Lucyferyna, nie przynależy do tego świata i chce odejść. Oznajmia to słuchaczom melodyjnym wokalem. Pełnym delikatności, a zarazem stanowczości. W porównaniu do świetnej pracy wokalnej warstwa instrumentalna Lucyferyny nie wprawia mnie w zachwyt. Brakuje w melodii większej ekspresji i wyrazistości.

Niezatapialny
Małej wiary gad – Bazyliszek – obślizgłe stworzenie mityczne pojawiające się w baśniach. Niezatapialny jest następnym utworem o intensywnym, potężnym brzmieniu. W warstwie instrumentalnej położono przede wszystkim na równe, systematyczne tempo w rytmie rock’n’rollowego ducha. W balladzie ludowej o wężu z legend także nie brak elementów kontrastowych. W tym przypadku było nim użycie growlu, który idealnie odwzorował ryk obskurnego Bazyliszka.

Skrzypłocz
Starszy niż świat, jaki dziś go znamy – skrzypłocz, rodzaj obejmujący kilka reliktowych gatunków staroraków. Utwór przypomina słuchaczom, że my też kiedyś pójdziemy na dno i staniemy się zmumifikowanym reliktem. Zatopieni w galaktycznych głębinach mórz.

Z raju won
Dusza jest więzieniem ciała i nie wypuści jej nawet thrashowy łomot. „Z raju won” jest pełny wręcz punkowej energii i szybkości, które łączą się także z ciężkimi gitarowymi riffami charakterystycznymi dla heavy metalu. Odpowiedni utwór na zakończenie płyty – gwałtowny i pozostawiający niedosyt.

Nowa płyta to absurd, perwersja i wybijająca się szczególnie – oryginalność. Nietuzinkowość, na którą składa się z dopracowana warstwa liryczna, czy ciekawe sekwencje melodyczne. Niejednokrotnie urozmaicone pomrukami, wysokimi akcentami w wokale czy growlem.

Pomimo dopracowania szczegółów w każdym z utworów, album wydaje się być dość niestabilny w swojej kreacji. Każdy z kawałków jest zasadniczo samodzielny, wyróżnia się odrębną historią, mającą swój początek i zakończenie. W moim odczuciu brak w płycie jednoznacznego scalenia. Nici, która połączyłaby w całość każdej pozycji. Choć może włóczką spajającą całokształt albumu jest poniekąd sam tytuł – Przestwór. Przestrzeń otwarta, szeroka, w której pomieszczą się wszystkie różnorodne, wyimaginowane światy (i być może to jest ta niejednoznaczna klamra kompozycyjna).

WIJ wysunął macki w terytoria nieznane, tworząc galaktykę uformowaną z wierzeń i ciemnych historii. Nie jest to zespół, który można spłycić twierdzeniem „kolejna stonerowa kapela z ciekawą wokalistką”, WIJ to coś więcej. Coś niezmiernie wyszukanego i tym samym intrygującego.

Małgorzata Chabowska



Zespół Wij ponownie atakuje swoimi muzycznymi odnóżami i po kapitalnym debiucie ”Dziwidło” oraz niemniej udanej Ep-ce „Przeklęte wody” serwuje nam najnowsze dzieło o tytule „Przestwór”. Jeśli jednak spodziewacie się kalki z poprzednich wydawnictw to możecie się srogo zdziwić. Trio delikatnie przepoczwarzyło się i już nie czerpie inspiracji jedynie z proto-metalu lat 70-tych, a śmiało rozpościera swoje macki na inne gatunki z szeroko pojętej muzyki rockowej i metalowej.

„Dziwidło” to było dla mnie spektakularne odkrycie. Trzyosobowy skład bez gitary basowej, wokalistka (Tuja Szmaragd) o wyszkolonym głosie w Łódzkiej Akademii Muzycznej, wiosłowy (Palec) używający gitary barytonowej i te piękne aczkolwiek chwilami „plugawe” teksty. Pomimo faktu, iż zespół garściami czerpał od klasyków retro grania, była w tym niesamowita świeżość. Wystarczyło też, że raz wybrałem się na ich koncert i momentalnie stałem się zagorzałym fanem.

Zanim przejdziemy do sedna, czyli omówienia albumu należy wspomnieć, iż przed wydaniem najnowszej płyty nastąpiła zmiana w szeregach tria. Dotychczasowego perkusistę Mika zastąpił Bob. Trudno wyrokować jak wpłynęło to na repertuar płyty, ale zmiany w brzmieniu są jak najbardziej słyszalne.

Oczywiście sporym przekłamaniem było by napisać, że zespół zupełnie odciął się od retro wzorców. Na płycie nadal obecne są elementy klasycznego rocka, metalu, stoneru ale pojawiają się również wpływy thrash metalu czy gotyku. Już otwierająca całość „Panzerfura” rozpoczyna się od szybkich, thrashowych riffów, by płynnie przejść w bardziej sabbathowe klimaty. Zespół na pewno też lubuje się w nieodżałowanym Type O Negative. Mam wrażenie, że Tuja Szmaragd budując partie wokalne niektórych utworów mocno inspirowała się wrażliwością Petera Steela (np. refren w „Lete”). Zespół potrafi nagrać też utwory diabelsko przebojowe. Taki „Poroniec” ma wręcz stadionowy refren. Koncertową petardą będzie zapewne również żywiołowy „Niezatapialny”. Dla mnie jednak najlepszą kompozycją jest wręcz monumentalny „Brek Zarith”. Zespół mocno kombinuje w nim, w partiach instrumentalnych i wokalnych (te piękne wokalizy!!!). Doom miesza się z gotykiem i bardziej klasycznym metalem, a całość ma cudownie epicki klimat. „Skrzypłocz” w zwrotkach to znowu mocno motörheadowe granie, ale akurat w tym utworze Wij również miesza aranżacyjnie. Chyba jednak największym zaskoczeniem jest ostatni na płycie „Z raju won”. To już klasyczny thrash pełną gębą, którego nie powstydziłby się Kat i Roman Kostrzewski. Zespół tym razem zrezygnował z umieszczenia w trackliście coveru i w mojej opinii to dobre posunięcie. Zawsze autorski materiał jest bardziej wartościowy, a wokalistka nie będzie już musiała odpowiadać praktycznie w każdym wywiadzie na pytanie o album z cudzesami.

Na osobny akapit zasługują teksty Tui Szmaragd. Obecnie jest to dla mnie jedna z najlepszych polskich tekściarek.

Wokalistka w swoich song-opowieściach mocno inspiruje się słowiańskimi legendami („Poroniec”), komiksami („Brek Zarith”), mitologią („Lete”), ale potrafi też napisać tekst o pojeździe bojowym („Panzerfura”), czy też wręcz obrazoburczy („Z raju won”). Gdzieś w jej twórczości unosi się duch Kostrzewskiego, ale Tuja ma też swoje bardzo nieoczywiste inspiracje. Bawi się słowami, znaczeniami („Lucyferyna”, „Skrzypłocz”) i wręcz zaprasza odbiorcę do szukania tropów oraz nawiązań. O jej dziwnych historiach poruszających tematykę kosmicznych przestrzeni, krain zmarłych czy też morskich głębin można napisać solidną, naukową rozprawkę.

Jeśli chodzi o kwestie techniczne instrumenty zostały nagrane w Santa Studio (Haldor Gunberg, Mikołaj Kiciak), wokale w Mustache Ministry (Marcin Klimczak), zaś całość zmiksował Haldor Grunberg z Satanic Audio. Trzeba przyznać, że pomimo koktajlu zmieszanego z przeróżnych muzycznych inspiracji, całość jest zaskakująco spójna, a przede wszystkim bardzo… wijowa. Momentami naprawdę też ciężko uwierzyć, że te utwory nagrał trzyosobowy skład. Zespół w obrębie jednego kawałka potrafi naprawdę konkretnie zamieszać, co powoduje, że album na pewno nie jest muzycznie monotonny. Również wokalnie mam wrażenie, że porównując z debiutem, Tuja wzniosła się na wyższy poziom.

Wijowy „Przestwór” to kolejny dowód, że na polskiej scenie mamy prawdziwy muzyczny diament, który z nieoszlifowanej formy coraz bardziej nabiera kształtu i blasku. To już nie jest jedynie energetyczne granie zbudowane ze stosunkowo prostych riffów. Zespół kombinuje, buduje własną tożsamość i śmiało rozpycha się ramionami (sorry… odnóżami), aby stać się jednym z najważniejszych zespołów na polskiej scenie rockowo-metalowej. „Przestwór” to top najlepszych tegorocznych polskich albumów, a ja już nie jestem jedynie zagorzałym fanem. Po wielokrotnym przesłuchaniu ich najnowszego dzieła stałem się wręcz fanatycznym szalikowcem.

Mariusz Jagiełło



Nowa płyta Wij zatytułowana „Przestwór”, to jest jakiś nieprawdopodobny fenomen. Zresztą, sam Wij to jest jakiś fenomen. Skłamałbym, gdybym napisał, że od początku znam i bardzo lubię.

Długo się nie mogłem przekonać do tego zespołu, a tak naprawdę dopiero EP „Przeklęte Wody” i genialny cover Typów Negatywnych kupiły mnie w 100%. Dlatego na drugi pełny album czekałem mocno i muszę przyznać, że materiał ten przerósł moje oczekiwania. Spodziewałem się czegoś w stylu rozbudowanego heavy metalu, a dostałem znacznie, znacznie więcej. To co się dzieje na tej płycie pod względem muzycznym, wokalnym i tekstowym to jest jakaś niesamowita rzecz. Muzycznie jest tu sporo heavy, ale nie brakuje też bardziej drapiących stonerowych dźwięków. Zwalnia to czasem wpadając w objęcia doom, albo wręcz uderza w nuty black metalowe. Dodatkowo rock, punk hardcore… Nieistotne z jakim odłamem muzyki w danym momencie Wij romansuje, brzmi to autentycznie.

Wokalnie to jest już zupełnie kosmos. To jak się Pani wokalistka bawi wokalem, jakie robi głosowe akrobacje, to ja jestem nieustanie w szoku, a i nie raz włos mi się wręcz zjeży. To, jaka paletą barw głosu ta Pani dysponuje to jest po prostu niesamowite. Do tego bardzo inteligentne i przemyślane teksty. Razem daje to naprawdę fantastyczną opowieść, od której ciężko się oderwać. Trudno mi też wybrać jakiś faworytów z tych dziewięciu utworów. Na pewno „Oko” czy „Poroniec” nie zostały przypadkowo wybrane do promocji tej płyty. Znakomite numer. Wielokrotnie zapętliłem choćby „Skrzypłocza” ze względu na jego dość intrygujący charakter. Znakomicie prezentuje się też manifest niechęci do kleru, czyli „Z raju won”. „Lete” rozpuszcza mnie od środka hehe. Nie wiem, ale jest jakaś magia w tym numerze.

Co ja mogę napisać więcej. Wow! Dla mnie płyta nietuzinkowa, fantastycznie lekka, dogłębnie przyjemna i zaskakująco przebojowa. W idealnym świecie zamieszkanym przez inteligentnych ludzi, coś takiego powinno być puszczane na co dzień w radiu.

Pathologist



Druga płyta i drugi nokdaun. Debiut „Dziwidło” był kopniakiem wywarzającym drzwi razem z futrynami krajowej sceny rockowej. Kolejny LP „Przestwór” jest spełnieniem pokładanych wówczas nadziei. Mieli jeszcze niejednokrotnie pokazać na co ich stać, i pokazali.

Niby muzyka zespołu Wij oparta na „pradawnych” dźwiękach metalowych pionierów, zagrana na perkusję, gitarę i wokal, niesie w sobie z definicji duże uproszczenie, to jednak w idąc za tym rozumowaniem, wydając opinię, można łatwo wpaść w wilczy dół stereotypu. Na początku sami zwykli mawiać, że są zespołem proto-matalowym, ale niemal od razu, a już z pewnością na albumie numer dwa zaczęli wskazany ślad zacierać. Oryginalność grupy Wij bierze się właśnie z instrumentalnego ograniczenia i śpiewu oraz tekstów Tuji Szmaragd. W jednym i drugim wokalistka dodaje coś absolutnie unikatowego. Obdarzona silnym głosem Tuja wyśpiewuje wiersze jakby wzięte ze słowiańskich legend i zaklęć. Przez to ich utwory stają się wyjątkowe i po prostu… swojskie. Pomysł się sprawdził nie pierwszy raz. Eksponując słowiańską tożsamość, sporą popularność zdobył przecież Breakout i TSA, a na większą czy mniejszą, międzynarodową skalę także Niemen i SBB. Nie bez kozery przywołuję kultowe, rodzime nazwy, bo Wij głośno, dobitnie i ambitnie zgłasza swój akces do rockowej klasyki.

Wij na „Przestworze” emanuje większą pewnością siebie niż na debiucie. Mniej „garażowania” więcej starannej produkcji. W dodatku tym razem zahaczają o szerszą paletę metalowej ekspresji. Początek jest nawet punkowo thrashowy i tym samym płyta ma potężne otwarcie. Oto właściwe zaproszenie do rytualnego tańca z szamanami. Mrok z odrobiną grozy, potężne gitarowe riffy, gęsty rytm plus szalejąca w zwrotkach i refrenach Tuja, to świetny przepis na bardzo udany album , bo taki jest najnowszy krążek grupy Wij.

Witold Żogała



A mix of stoner metal, occult rock and angular prog with vocals sung in the bands native Polish tongue.
Poland's underground scene is one that constantly delivers and it has delivered something really special with this one.



..::TRACK-LIST::..

1. Panzerfura 04:44
2. Poroniec 03:23
3. Oko 04:32
4. Brek Zarith 04:42
5. Lete 03:36
6. Lucyferyna 03:15
7. Niezatapialny 02:56
8. Skrzypłocz 04:06
9. Z raju won 02:31



..::OBSADA::..

Palec - Guitars
Tuja Szmaragd - Vocals, Lyrics
Bob - Drums




https://www.youtube.com/watch?v=WVTTWYuf5mU



SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!

Komentarze są widoczne tylko dla osób zalogowanych!

Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.

Copyright © 2024 Best-Torrents.com