...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...
'FULL DYNAMIC RANGE - PRESSED FROM ORIGINAL TAPES'
...( Opis )...
Mniej znany aniżeli Napalm Death, jest Carcass jednym z najważniejszych zespołów, które w latach 80. tworzyły muzykę i scenę grindcore’ową. Przesuwając jednak granice ekstremy metalowej do granic możliwości, zespół ten, sformowany w połowie lat 80. w mieście narodzin Fab Four, dał podwaliny pod jeszcze brutalniejszą, bardziej obsceniczną i perwersyjną odmianę muzyki metalowej, której na imię goregrind.
Kapelę założyli w 1985 roku w Liverpoolu dwaj nastolatkowie, urodzony w 1969 roku Bill Steer i młodszy odeń o rok Ken Owen. Pierwsze wcielenie Carcass, w którym znalazło się i dwóch innych chłopaków, prędko jednak rozpadło się. Wówczas Steer dołączył do bandu Disattack. W początkowym okresie grupa przechodziła zmiany personalne, w wyniku których po jakimś czasie dokooptowani zostali do niej, kolejno, rówieśnik Steera (gitara) Jeff Walker (bas), Owen (perkusja) i Sanjiv (wokal). Jeszcze nim dwaj ostatni przystąpili do formacji, Disattack przemianowało się na Carcass, którego logo zaprojektował Walker. We wrześniu 1987 kwartet nagrał własnym kosztem taśmę demo o tytule Flesh Ripping Sonic Torment. Tej młodzieńcy wprawdzie nie wydali, ale skopiowawszy ją w kilkudziesięciu egzemplarzach, rozdali i rozesłali, dokąd trzeba (w owym czasie Steer handlował kasetami magnetofonowymi i niewątpliwie wiedział, dokąd i do kogo najlepiej zanieść lub wysłać własny materiał i jak skutecznie zachęcić odbiorców do bliższego zapoznania się z nim). Kiedy w ’87 z grupy odszedł Sanjiv, obowiązki głównych wokalistów wzięli na siebie Steer i Walker, którzy niejednokrotnie wspierani zresztą byli przez Owena.
Za sprawą wspomnianego demo trio zwróciło na siebie uwagę niezależnej wytwórni płytowej Earache Records, z którą współpracowało także Napalm Death. Z tym ostatnim Steer i Walker mieli wiele wspólnego. Pierwszy w latach 1987-1989 był członkiem tego zespołu i wziął udział w nagraniu nie tylko jego sławnego debiutu, Scum (1987), na którym znalazł się numer You Suffer, wpisany do księgi rekordów Guinnessa jako najkrótszy utwór muzyczny w dziejach (1,316 sekundy), ale też kolejnego albumu, From Enslavement to Obliteration (1989), i epki Mentally Murdered (1989), której zawartość dodawano do wczesnych wydań trzeciej płyty Napalmów, Harmony Corruption (1990). Natomiast drugi, Walker, zaprojektował okładkę Scum.
Dzięki podpisaniu kontraktu z Earache Records, Carcass ogłosił swój pierwszy album już w 1988 roku. Zarejestrowano go w niemal amatorskich warunkach w ciągu czterech dni w grudniu ‘87 w Birmingham, w noszących wymowne miano studiach Rich Bitch. Jego fatalne, choć do tego typu muzyki idealnie pasujące, brudne i przytłumione brzmienie to ponoć wina inżyniera dźwięku, co zabawnie a złośliwie odnotowano wśród informacji na temat płyty: Initial recording engineered and ruined by Mike „It up wrongly” Ivory. Za miksowanie i produkcję odpowiadali członkowie zespołu i Paul Talbot, który „ocalić” miał to, co zarejestrowano, a co zdążył już spaprać Ivory.
Odpychający tytuł płyty, Reek of Putrefaction („Odór rozkładu”), zgrabnie łączył się z paskudną nazwą zespołu (carcass – ‘ścierwo, padlina’), z bestialską i ordynarną muzyką jego debiutu, wreszcie z tchnącą śmiercią, obrzydliwą, utrzymaną w konwencji turpistycznej okładką, artystycznie wykonanym kolażem zrobionych w trakcie sekcji zwłok ujęć ludzkich wnętrzności i ciał, niejednokrotnie zdeformowanych, zmasakrowanych, gnijących, nieomal cuchnących trupim jadem. Fotografie te zapożyczono z książki traktującej o kryminalistyce i medycynie sądowej, natomiast zawarte w tekstach utworów specjalistyczne terminy zaczerpnięte zostały ze słownika medycznego, który siostra Walkera, z zawodu pielęgniarka, trzymała w domu. Okładka ta wzbudzała wiele kontrowersji, stąd na wielu wydaniach zastępowały ją inne. Wówczas antyestetyczny gore cover zastępowany był przez clean cover, który miast epatować ohydą i śmiercią prezentował bardziej estetyczne i wysublimowane podejście do tematu, zwykle przedstawiając drobiazgowe rysunki ludzkiego ciała, podobne do tych, jakie znaleźć można w podręcznikach anatomii.
Reek of Putrefaction wypełniają aż 22 utwory, a raczej „grindery”, z których najdłuższy trwa ponad trzy minuty (Oxidised Razor Masticator), najkrótszy – 22 sekundy (Festerday). Na oryginalnym longplayu połowa kawałków trafiła na stronę A (Faecal Disarticulation Side), połowa na stronę B (Anal Discourgement Side). Niejeden spośród nich nosi dziwną, wymyślną nazwę (Regurgitation of Giblets, Frenzied Detruncation, Pungent Excruciation, Mucopurulence Excretor), której nie sposób zrozumieć bez sięgnięcia po dobry słownik języka angielskiego. Nie inaczej jest z makabrycznymi, wypełnionymi specjalistyczną terminologią medyczną tekstami, godnymi zdeprawowanego dewianta, zafascynowanego chorobą, schorzeniem, śmiercią, wszelką patologią i ohydą. Ewokujące szkaradną okładkę lub niektóre z obrazów Boscha tudzież Goi, przywołujące skojarzenia z Kwiatami zła Charlesa Baudelaire’a, odrażające słowa napisano do każdego kawałka za wyjątkiem instrumentalnego intro Genital Grinder, które niepokojąco otwiera płytę.
Muzyka zawarta na tej jest natomiast diablo ciężka i hałaśliwa, surowa i brudna, rzeźnicza i wulgarna. Wykonane z niezwykłą intensywnością i w zawrotnym tempie numery przygniatają odbiorcę, na którego słuch i psychikę porażająco oddziałują nie tylko blasty i niespotykanie ultraciężkie, potężnie przesterowane, przeważnie szermujące dzikimi i nieokiełznanymi tremolami gitary, ale też plugawe i nieludzkie, zwierzęce wokale, odpychająco wrzaskliwe charkania i skrzeczenia (Walker), gardłowe i ścinające krew w żyłach powarkiwania i porykiwania (Steer i Owen), może szczególnie potwornie brzmiące w zaczynającym się od prostych i błyskawicznych uderzeń w perkusję Carbonized Eye-Sockets. Nieliczne, zniekształcone i zbrutalizowane solówki, w żadnym razie jeszcze nie tak melodyjne jak na Necroticism - Descanting the Insalubrious (1991) i Heartwork (1993), urozmaicają i nieco rozgęszczają duszną i przytłaczającą atmosferę, z rzadka pozwalając zgnębionemu słuchaczowi zaczerpnąć głębszy haust powietrza. Jak wojownicy lubili nadawać imiona swoim mieczom, toporom czy zbrojom, tak muzycy Carcass nie omieszkali nadać cudacznych mian co poniektórym solówkom („Grotesque Anal Disgorgement” w Vomited Anal Tract, „Lacerated Sinews” w Festerday, „Pulsating Sphincter” w Excreted Alive, „Inquisitive Brutality” w Psychopathologist, „Cranial Cremation” i „Malevolent Scrotal Incendiary Including Extreme Hate” w Burnt to a Crisp, „Parasitic Excrement Consumption” i „Morbid Ferocity” w Pungent Excrutiation). Nie samą szybkością stoi jednak ten miażdżący bębenki i przekraczający wszelkie bariery muzycznej drapieżności i ciężkości album. Bywają bowiem i utwory albo ogólnie wolniej wykonane albo szermujące gwałtownymi zmianami temp, a za przykład niechaj posłuży zagrany to w średnim tempie, to wolny lub pędzący na łeb na szyję Pyosisified (Rotten to the Gore), pełen wściekłych riffów i pokrętnych solówek Steera, swoją zmiennością wyróżniający się na tle pozostałych kawałków. To samo można napisać odnośnie wypełnionego gitarowymi odjazdami Fermenting Innards. Płytę wieńczy rozpoczęty przez grę sekcji rytmicznej Malignant Defecation (z finałem w postaci „ultimate excretion of rabid globular neoplasm”), w którym bodajże jedyny raz na płycie tak wyraziście słychać silnie grzechoczący bas Walkera.
Do zapoznania się z debiutem Carcass nikogo nie zachęcam. Niespotykany ciężar, zatrważająca agresywność i przytłaczająca intensywność muzyki wraz z bestialskimi gutturalami i szokującymi tekstami powodują bowiem, iż dla gros odbiorców odhumanizowane i gwałcące percepcję Reek of Putrefaction będzie płytą absolutnie niesłuchalną, istną torturą muzyczną, od której w człowieku wszelka moc truchleje. Komu którakolwiek z ciężkich przecież płyt Cannibal Corpse czy Emperora wydaje się ekstremalną, ten w żadnym razie nie powinien próbować przesłuchać pierwszego longplaya Carcass. Podejrzewać można, że przy „uszojebliwym” debiucie Brytyjczyków i takich numerach, jak Pungent Excruciation, potencjalna ofiara mimo wszystko rychło zatęskni za Hammer Smashed Face Kanibala bądź Ye Entrancemperium Imperatora. Pozbawiony jakiegokolwiek elementu metafizycznego, przejmująco mroczny, ziejący totalnie czarną, bezdenną otchłanią, „anatomiczny” i patologiczny, szarpiący nerwy odbiorcy, pochłaniający i niemal unicestwiający go, totalnie „gore’owy” „Odór rozkładu” wymaga bowiem porządnego osłuchania i wysokiej tolerancji na tak ekstremalnie zbrutalizowane dźwięki, jakie w 1988 zaprezentowali Owen, Steer i Walker.
Czy się to komuś podoba, czy nie, zalatujący trupem Reek of Putrefaction to absolutna klasyka metalu. W pewnym sensie jest Reek of Putrefaction płytą bluźnierczą i wypaczoną, arcydziełem antysztuki muzycznej, stąd wystawiona powyżej subiektywna ocena w żadnym razie nie oddaje obiektywnej wartości i wielkiej wagi tej płyty dla rozwoju najbrutalniejszych odmian muzyki.
W ciągu kolejnych lat Carcass jednak ewoluował, z płyty na płytę czyniąc swoją muzykę coraz bardziej przystępną. I tak grupa rychło wyszła ze stadium larwalnego, przeobrażając się w poczwarkę, czego dowodem stała się następna jej płyta, wydana w 1989 roku Symphonies of Sickness.
Krzysztof Niweliński
A cóż to do ciężkiej cholery jest? Dziki hałas? A owszem, zgadza się, ale to tylko mała i mniej istotna część prawdy. Ta ważniejsza mówi o forpoczcie grind core’a i albumie jak najbardziej kultowym. Słodki Odór rozkładu unosi się przez 22 kawałki (czyli prawie 40 minut), a przynosi ze sobą bezkompromisową napierduchę zagraną głównie w szybkich tempach – prostą, chaotyczną, brutalną i — przez konkretnie zryte wokalizy — popieprzoną, ale nie pozbawioną pewnej koncepcji. Koncepcji i humoru, bo takiego „Festerday” — od której strony by doń nie podejść — nie sposób traktować poważnie. Personalne koneksje mogłyby sugerować muzyczną zbieżność Carcass z Napalm Death, jednak łomot podpisany „by Ścierwo” nie jest zbyt podobny do tego, który uprawiali ich koledzy z Birmingham – przede wszystkim przez redukcję punkowych wpływów i ukierunkowanie na mięso w gitarach. Brzmienie jest utrzymane w klimatach garażowo-piwnicznych, więc od czasu do czasu jakiś element zaginie, a to się nieco przesunie względem całości… Innymi słowy jest tak sobie (sami Carcassowcy nigdy nie byli zeń zadowoleni, a — o ironio — stało się standardem w gatunku), ale miłośnicy demówek Mantas/Death czy Massacre powinni mieć wypas, bo to podobny ciężar gatunkowy, stopień zasyfienia i ten siermiężny gitarowy dół. Teksty naszpikowano (udany żart…) bez ładu i składu masą medycznych terminów, dzięki czemu nie tyle są trudne w odbiorze, co po prostu, w większości, kupy się nie trzymają. Za to bez wątpienia są ekstremalne i pasuj do mięsnej okładki. Żeby było zabawniej – te wszystkie przesycone juchą i flakami wizje zrodziły się w głowach… wegetarianów i weganina. Reek Of Putrefaction, choć to ciągłe źródło inspiracji i album dla gatunku przecież przełomowy, dziś nie wysadza z butów tak jak kiedyś – ale nie musi, swoje zrobił, teraz po prostu przyjemnie się go słucha.
demo
Along with Fear of God, Repulsion, Impetigo and Napalm Death, Carcass were one of the first bands to play the grindcore genre. Unlike many of these bands, though, Carcass took it to a whole new level. Their music was heavy, down-tuned and were probably the FIRST grindcore band to use a pitchshifter. The lyrics much more grotesque, vile and violent. These songs weren't about zombies, nor were they about politics. These lyrics were all about the human body and the grossest things that can, and have, happened to them. With songs like "Carbonzied Eyesockets", "Vomited Anal Tract" and "Microwaved Uterogestation", even the biggest gore fan will feel like vomitting his own gizzards to the floor.
The music itself is fucking brutal. Not only will it knock you on your ass with the pure adrenalin and speed of the music, it'll keep you in shock with the horrifying vocals. As I said before, Carcass were one of the first to use a pitch shifter, and it makes the music a whole lot better.
This record layed the foundation for every and all goregrind/pornogrind record ever made since it was released. It is among the most influential death/grind records of all time, up there with Autopsy's "Severed Survival", Napalm Death's "Scum" and Fear of God's "Pneumatic Slaughter". Buy this as soon as possible and let bile fill your throat with glee!
xtheblademaster
I only use 'stinking' in the most loving, fond, caring way. Never has an album title been so apt a description of the contents that lay therein. These songs sound like they were written during a stoned drinking binge, submerged in a drainage ditch, shotgunned to pieces, stuffed in a mortuary drawer and forgotten for a couple of weeks, finally buried, then exhumed (to consume teehee) three months later. Thats all a good thing in case you were wondering.
It's weird to hear musicians, in this case, Bill Steer revert musically. At first listen, his work on the 'Mentally Murdered' EP sounds epic compared to this. After repeatede listens it becomes aparent there is a surprising degree of sophistication in his playing. The presumed primitiveness of this record is more due to the production on this record rather than riffs. A close listening with headphones caused this to become apparent to me.
Something I noticed (or it could be imagined) about this album is that the production seems to improve as the album progresses. I imagine the band in some tiny styrofoam and egg-carton lined room recording the album live, with Paul Talbot adjusting the levels and fiddling with the knobs all the time the band is playing, finally stopping at arouns track 12 when the songs stop sounding like a talking asshole. Not that the intro song, Genital Grinder is without a charm and sludgy sensibility all its own.
One thing that finally convinced me of this albums genius and solidified it's jellied guts as a classic to me is the solos. They have names. Names that have something to do with the song it's in. For example, the solo in 'Excreted Alive' is called 'Pulsating Sphincter'. And I'll be damned if it doesn't sound like my own sphincter pulsating as it unleashes it's wrath on the world. To me that little gimmick, and it's not even a gimmick, but a novelty, just screams brilliance and is just another touch that makes this album a complete audio-visual extravaganza.
Everyone knows that this album is the blueprint for every good and every shitty goregrind band that followed blah blah, so all I can say is buy (NOT download) this album (with original gore artwork) or forever be a posing little BITCH.
Yashka
...( TrackList )...
Faecal Disarticulation Side
1. Genital Grinder 1:28
2. Regurgitation Of Giblets 1:18
3. Maggot Colony 1:32
4. Pyosisified (Rotten To The Gore) 2:47
5. Carbonized Eye-Sockets 1:06
6. Frenzied Detruncation 0:54
7. Vomited Anal-Tract 1:38
8. Festerday 0:19
9. Fermenting Innards 2:29
10. Excreted Alive 1:17
11. Suppuration 2:14
Anal Disgorgement Side
12. Foeticide 2:38
13. Microwaved Uterogestation 1:22
14. Feast On Dismembered Carnage 1:23
15. Splattered Cavities 1:49
16. Psychopathologist 1:15
17. Burnt To A Crisp 2:37
18. Pungent Excruciation 2:26
19. Manifestation Of Verrucose Urethra 0:58
20. Oxidised Razor Masticator 3:06
21. Mucopurulence Excretor 1:05
22. Malignant Defecation 2:10
...( Obsada )...
Jeff Walker - vocals, bass guitar
Bill Steer - vocals, lead guitar
Ken Owen - drums, vocals
https://www.youtube.com/watch?v=sSzVyxlhq4o
'Głupi ludzie wierzą w głupie bzdury,
Mądrzy ludzie wierzą w mądre bzdury'
CHURCH IS GIVING MORE LIGHT ONLY WHEN IT'S BURNING.
SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!
|