Best-Torrents.com




Discord
Muzyka / Koncerty
JUDAS PRIEST - EPITAPH (2013) [BD] [FALLEN ANGEL]


Dodał: xdktkmhc
Data dodania:
2022-03-13 07:38:33
Rozmiar: 38.39 GB
Ostat. aktualizacja:
2024-08-03 10:20:09
Seedów: 2
Peerów: 0


Komentarze: 0

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...


Nad koncertowym epitafium Judas Priest trzeba się mocno pokłonić, bo prawie dwuipółgodzinny występ zespołu w londyńskim Hammersmith Apollo to rzecz o dużym ciężarze gatunkowym. Choćby dlatego, że raz jeszcze można krzyknąć: The Priest is back!

Takich okazji nie będzie już wcale, a jeśli w ogóle to z pewnością bez tych wszystkich wyjątkowych okoliczności, które heavy metalowej legendzie towarzyszyły w Londynie. Wszak od razu trzeba napisać, że gdy muzycy Judas Priest 26 maja 2012 roku stanęli na deskach Hammersmith Apollo, mieli za sobą 120 zagranych koncertów w ramach World Epitaph Tour! Od 7 czerwca 2011 roku dwukrotnie odwiedzili Europę (w tym dwa razy Katowice), obie Ameryki oraz Azję. To musi robić wrażenie, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że suma wieku wszystkich muzyków Judas Priest mocno przekroczyła 250 lat, a średnią i tak zaniża Richie Faulkner.

To właśnie ten nieco ponad trzydziestoletni gitarzysta stanowił na wspominanej trasie główny obiekt około muzycznych dyskusji, ponieważ jeśli na półtora miesiąca przed rozpoczęciem tour przejmuje się wiosło po takim asie jak K. K. Downing, to presja musi być olbrzymia. Tak na zespole, jak i samym muzyku. Tyle, że dotąd średnio znany gitarzysta ową presję udźwignął, czego najlepszym dowodem jest jego występ w Londynie. Można wręcz odnieść wrażenie, że wyjęty z zupełnie innego pokolenia Faulkner fragmentami nakręcał majowy koncert Judasów w Hammersmith Apollo. Zachowaniem scenicznym, żywiołowością, udanymi instrumentalnymi próbami przywołania gitarowego dziedzictwa po K. K. Downingu.

Pod względem wizerunkowym na scenie gorzej prezentowali się Rob Halford, Glenn Tipton i Ian Hill. Szczególnie jednemu z najlepszych wokalistów w historii heavy metalu zdarzały się momenty przestoju, jakiegoś zastygnięcia w bezruchu albo przyjmowania pozy właściwej zmęczonym emerytom. To wszystko bez znaczenia wobec jego niesłabnącego poweru w głosie. To niesamowite ile człowiek po sześćdziesiątce może z siebie wydobyć. Halford w Hammersmith Apollo rozpętał prawdziwe heavy metalowe tornado wokalne! To także wciąż wielki frontman. Człowiek potrzebujący oddechu, ale nadal z bardzo dobrym kontaktem z publicznością, której w Londynie pozwolił zaśpiewać "Breaking The Law". To absolutnie fenomenalne wykonanie klasyka Judas Priest było jednym z moich ulubionych fragmentów tego koncertu, zarówno jeśli chodzi o reakcję świetnej publiczności, jak i partie drapieżnych gitar Tiptona i Faulknera. A skoro o wrażeniach instrumentalnych mowa, to zaraz po "Breaking The Law" zespół zaproponował kolejnego klasyka pod postacią "Painkillera". Tutaj na wstępie swoje drum solo wcisnął Scott Travis, co skwitować można krótko: kolejny wielki pOPIS umiejętności tego perkusisty. Zresztą właściwa część tego utworu to już esencja heavy metalu przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku.

Koncert w Hammersmith Apollo to również przeszło dwadzieścia innych przebojów Judas Priest. W tym - jakkolwiek by to nie brzmiało - klimacie pełnym sentymentów szczególnie dobrze wypadły sztandarowe kompozycje z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Oldschoolowe wykonanie "Never Satisfied" z 1974 roku, opatrzone niestarzejącym się wstępem na dwie gitary zakręcone "Victim Of Changes" z 1976 roku albo pełna wzruszeń ballada "Beyond the Realms of Death" z 1978 roku. Koncert w swej przekrojowości zabiera widzów również do pozostałych okresów twórczości Judas Priest, wszędzie tam gdzie toczą się dyskusje fanów o wyższości jednej płyty nad drugą. Spierać się można nieustannie, a dobrą okazję ku temu stwarza "Epitaph". Myślę jednak, że poza wszelką dyskusją pozostaje finał tego londyńskiego koncertu. Nie mogło być inaczej, jeśli nie w rytm "Living After Midnight", wielkiego przeboju zespołu z 1980 roku. Choćby dla tego wykonania warto zaopatrzyć się w ostatnie (?) DVD Judas Priest. Oto bowiem jedno z najlepszych koncertowych zakończeń w historii heavy metalu! DOPISało wszystko: zespół, wokal, publiczność, iście teatralna oprawa. Charakterystyczne: "Livin'! Rockin'! Lovin'! Then I'm gone... I'm gone..." krzyczeli tu wszyscy. Pod dyktando Halforda, za basem Hilla, na gitarach Tiptona i Faulknera, pod talerzami Travisa. To trzeba usłyszeć i zobaczyć!

I nawet jeśli tę recenzję próbowałem napisać na chłodno to poniosły mnie emocje. Koncert Judas Priest w Hammersmith Apollo obejrzałem tylko na DVD, ale też nie przypominam sobie aby od dawna jakieś wydawnictwo tego typu tak bardzo mnie poniosło. Jeśli początkowo trzeba oswoić się z biologią muzyków to po kilku utworach znaczenie ma już tylko heavy metal. Krzyczę zatem: The Priest is back!

Konrad Sebastian Morawski


Oszałamiający zapis brytyjskiego koncertu Judas Priest z ich pożegnalnej trasy koncertowej!

Odbyta w latach 2011-2012 trasa koncertowa Judas Priest zatytułowana „Epitaph World Tour” była wielkim pożegnaniem się zespołu ze sceną i okazją do celebrowania z fanami czterdziestej rocznicy działalności grupy. Zespół zahaczył o Polskę i w tamtym okresie dał dwa świetne koncerty; wystąpił jako gwiazda Metal Hammer Festival 10 sierpnia 2011 i podczas „Epitaph Tour” 14 kwietnia 2012 roku.

Recenzowane DVD to zapis koncertu grupy, który odbył się 22 maja 2012 w londyńskim Hammersmith Apollo. Repertuar z drobnymi wyjątkami jest bliźniaczy do tego, który grali u nas.

Z zespołem wystąpił młody, wówczas trzydziesto dwuletni Richie Faulkner, wielce uzdolniony gitarzysta, wcześniej związany z zespołami Dirty Deeds czy Voodoo Six. Prawdziwe odkrycie i klasa tej rangi, co Randy Rhoads i Zakk Wylde w jednej osobie.

Z powodzeniem zastąpił K.K. Downinga, zmęczonego trasami i nie mogącego się dogadać z zespołem gitarzysty grającego w Judas Priest od samego początku. Tę młodzieńczą siłę, energię, nieograniczony zapał, ogromny entuzjazm, widowiskowość i witalność widać w każdym geście i zachowaniu na scenie tego młodzieńca.

Zespół dzięki Richiemu wyglądającemu o dziesięć lat młodziej sporo zawdzięcza. Jego naładowana adrenaliną krew jak wysoko oktanowe paliwo rakietowe wstrzyknięte w wysłużony czterdziestoletni silnik sprawiło, że nabrał on niesłabnącej mocy.

Ta energia utrzymuje się przed trwający sto czterdzieści minut koncert, na którym zespół gra wszystkie swoje największe przeboje.

Jest na nim wszystko, z czym grupa jest identyfikowana; Halford wjeżdżający na scenę na motorze przed „Hell Bent For Leather”, chłostający gitarę Faulknera, śpiewający „Prophecy” w powłóczystym płaszczu, z kapturem i trójzębem, są solowe pojedynki gitarowe na linii Tipton-Faulkner, solo perkusyjne i wszystko inne, za co cenimy Judas Priest. Jest wreszcie oszałamiające show ze świetnymi światłami i nieustannym ruchem na scenie.

Na koncercie zespół zagrał aż dwadzieścia trzy kompozycje z czego większość wzbogacił nowymi aranżacjami. Co zrozumiałe wersje na żywo prezentują się o niebo lepiej niż studyjne.

Stare show w nowym stylu

Koncert zaczął się po krótkim intro od „Rapid Fire”, który płynnie przeszedł w „Metal Gods”, a ten w „Heading Out To The Highway”. Ze starszych rzeczy ze sceny zespół gra „Judas Rising” i pochodzący z „Sin After Sin” riffowy „Starbreaker”. Nie zabrakło hymnu w postaci „Victim Of Changes”. Debiutancką płytę „Rocka Rolla” prezentuje „Never Satisfied”. Przebój Joan Bez, „Diamonds And Rust” w interpretacji Judas Priest mogę słuchać bez końca, zwłaszcza, że jest lepszy niż oryginał. „Nostradamusa” dumnie prezentuje demoniczny i progresywnie brzmiący „Prophecy”. Znany z „Painkillera” „Night Crawler” w tej wersji, podobnie jak pozostałe błyszczy jak złoto.

Show JP nie mogło obejść się bez metalowo-dyskotekowego „Turbo Lover” i ballady „Beyond The Realms Of Death”. Jest też „The Sentinel” i niegrany od dawna „Blood Red Skies” z „Ram It Down”, przeładowany elektroniką, niemniej brzmiący wybornie.

Robi imponujące wrażenie „The Green Manalishi (With The Two-Pronged Crown)” i „Breaking The Law” odśpiewany w całości przez londyńską publiczność. To trzeba usłyszeć i zobaczyć jak przy nieśmiertelnych riffach błyskają pod sufit słupy ognia. Zagrany na koniec „Painkiller”, „The Hellion” będący wstępem do „Electric Eye”, „Hell Bent For Leather”, „You’ve Got Another Thing Coming” i na bis „Living After Midnight” ani przez chwilę nie sprawiają wrażenia, że z zespołu uchodzi energia. Każdy kawałek jest tu grany na 120%. Wielki szacunek z mojej strony za to, że zespół bez wpadek widocznych na DVD potrafił za jednym zamachem zagrać dwadzieścia trzy kompozycje w najlepszych z możliwych wersjach. Jest moc aż do samego końca.

ASPEKTY TECHNICZNE

“Epitaph” robi kolosalne wrażenie sprawnością techniczną. Są tu świetne światła, idealnie pasujące do widowiska, nienaganne zdjęcia i takiż montaż. W żadnym ujęcia nie ma mowy o przypadkowości. Wybór ujęć jest przemyślany, podobnie jak dynamiczny montaż obrazu i dźwięku. Wrażenie z oglądania koncertu na długo pozostaje w pamięci po jego obejrzeniu. Zero drętwoty, maksimum adrenaliny. Czapki z głów.

Obraz w pełnoekranowym 16:9 w porównaniu z zapisem Full HD z płyty Blu-ray przegrywa, głównie precyzją przekazu, ale i tak jak na standardy DVD jest bardzo dobry.

Szybka praca kamer, dynamiczny montaż, stosowanie różnych sztuczek z obrazem od rozmyć krawędzi, aż po zmiękczenia całego kadru, oszałamiająca kolorystyka, to wszystko sprawia, że oglądanie koncertu Judas Priest to przyjemność porównywalna z uczestnictwem w nim na żywo.

Kolory są żywe, mocno nasycone, o dobrej przejrzystości tonalnej, a całość dobrze skontrastowana i pozbawiona rozmyć i drżenia.

Dźwięk dorównuje obrazowi. Perfekcyjnie zmiksowany w Dolby Digital 5.1 w przeciwieństwie do wielu innych pozycji metalowych herosów, brzmi sterylnie, ale bez sztuczności, ma potężne brzmienie, jest nośny, przestrzenny i ma potworny zapas dynamiki, a przy tym jest klarowny. Nawet na sprzęcie nie najwyższych lotów potrafi dać popalić. Naprzemienne solówki Tiptona i Faulknera są słyszalne w punkt. Niski bas Hilla, bębny Travisa i wokal Halforda, mimo gęstości głosów instrumentów strunowych, nic nie zakłóca. Tu dźwięk to przysłowiowa igła. Nie wiem na ile poprawiono go w studio i tak naprawdę guzik mnie to obchodzi.

BONUSY

Nie ma ich, albo najzwyczajniej zabrakło na nich miejsca, bowiem płytę DVD w całości zapełniono zapisem audio-wideo.

Marcin Kaniak


1. Battle Hymn
2 .Rapid Fire
3. Metal Gods
4. Heading Out to the Highway
5. Judas Rising
6. Starbreaker
7. Victim of Changes
8. Never Satisfied
9. Diamonds and Rust
10. Prophecy
11. Night Crawler
12. Turbo Lover
13. Beyond the Realms of Death
14. The Sentinel
15. Blood Red Skies
16. The Green Manalishi (With the Two-Pronged Crown)
17. Breaking the Law
18. Painkiller
19. The Hellion
20. Electric Eye
21. Hell Bent for Leather
22. You've Got Another Thing Coming
23. Living After Midnight


Rob Halford - Vocals
Glenn Tipton - Guitar, Vocals
Richie Faulkner - Guitar, Vocals
Ian Hill - Bass
Scott Travis - Drums

https://www.youtube.com/watch?v=eHyl8a394-M

INITIAL SEEDING. SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!

START WIECZOREM...

Komentarze są widoczne tylko dla osób zalogowanych!

Żaden z plików nie znajduje się na serwerze. Torrenty są własnością użytkowników. Administrator serwisu nie może ponieść konsekwencji za to co użytkownicy wstawiają, lub za to co czynią na stronie. Nie możesz używać tego serwisu do rozpowszechniania lub ściągania materiałów do których nie masz odpowiednich praw lub licencji. Użytkownicy odpowiedzialni są za przestrzeganie tych zasad.

Copyright © 2024 Best-Torrents.com